[WP IV Era][Obóz dobra] Totalna Dominacja

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
Tinwe
William połozyl swe rece na barkach Tinwe,
- to wałśnei biuro pana Bilba... -Kazdy w Shire znał opowiesć o Bilbie pierwszym podróżniku i Frodzie dziewięciopalcym i jego towarzyszach, którym jednymz nich był przodek Williama.- To są przedmioty to swiadectwo odwagi naszych przodkow trzymasz teraz w ręku miecz za ktory mogla byś kupic całe Shire... - Tinwe uswiadomiła sobie wlaśnie że musi mieć w ręku żądło a obok pewnie wisi Kolczuga Pana Froda na stole spostrzegła starą czerwona ksiegę gdzie widnial napis Hobbit Tam i z powrotem.." niewiedziala tearz co bardziej ją podnieca bliskość Williama czy tych wszystkich przedmiotow była podekscytowana tym wszystkim.
William wyszeptal do jej ucha
-chcesz zobaczyć wiecej..?
William połozyl swe rece na barkach Tinwe,
- to wałśnei biuro pana Bilba... -Kazdy w Shire znał opowiesć o Bilbie pierwszym podróżniku i Frodzie dziewięciopalcym i jego towarzyszach, którym jednymz nich był przodek Williama.- To są przedmioty to swiadectwo odwagi naszych przodkow trzymasz teraz w ręku miecz za ktory mogla byś kupic całe Shire... - Tinwe uswiadomiła sobie wlaśnie że musi mieć w ręku żądło a obok pewnie wisi Kolczuga Pana Froda na stole spostrzegła starą czerwona ksiegę gdzie widnial napis Hobbit Tam i z powrotem.." niewiedziala tearz co bardziej ją podnieca bliskość Williama czy tych wszystkich przedmiotow była podekscytowana tym wszystkim.
William wyszeptal do jej ucha
-chcesz zobaczyć wiecej..?

-
- Marynarz
- Posty: 302
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 09:31
- Lokalizacja: Chorzów City Crew
- Kontakt:
Halmir
Halmir tego spodziewał się po swoich pobratymcach, był z nich dumny, był wzruszony...przecież to mogła być ostatnia tak wielka wyprawa elfów
Ten pochód jest warty tego by sam Manwe przychylnym okiem na nie spojrzał, niech w ostatniej dobie elfów zalśnią one pełnym blaskiem chwały i potęgi, takiej jaką byliśmy przelaty...pomyślał patrząc na zdeterminowane i skupione twarze swych wojowników, wsłuchując się w jednostajne tempo marszu...
W końcu po kilku godzinach szybkiego marszu dotarli do rzeki...do Anduiny Oby rzeka była łaskawa dla pierworodnych Illuvatara pomyślał mówiąc do Arweny
-Chodź Arweno, jesteśmy potomkami królów...tylko nas rzeka może usłuchać, tylko dzięki naszym wspólnym modłom może się rozstąpić...
Po czym podjechał bardzo blisko do rzeki i zaczął prosić w starodawnym dialekcie:
O wielka Anduino ! Matko wszystkich rzek ! Dzeci Illuvatara proszą cie dziś byś dała nam przejście ! Musimy pomóc Śródziemiu w czarnej godzinie ! Musimy ocalić ziemię na której płyniesz, by plugawe orki nigdy więcej nie wchodziły w twój nieskazitelny nurt !
Błagał Halmir Anduine spuszczając głowę i oczekując decyzji żywiołu...[/i]
Halmir tego spodziewał się po swoich pobratymcach, był z nich dumny, był wzruszony...przecież to mogła być ostatnia tak wielka wyprawa elfów
Ten pochód jest warty tego by sam Manwe przychylnym okiem na nie spojrzał, niech w ostatniej dobie elfów zalśnią one pełnym blaskiem chwały i potęgi, takiej jaką byliśmy przelaty...pomyślał patrząc na zdeterminowane i skupione twarze swych wojowników, wsłuchując się w jednostajne tempo marszu...
W końcu po kilku godzinach szybkiego marszu dotarli do rzeki...do Anduiny Oby rzeka była łaskawa dla pierworodnych Illuvatara pomyślał mówiąc do Arweny
-Chodź Arweno, jesteśmy potomkami królów...tylko nas rzeka może usłuchać, tylko dzięki naszym wspólnym modłom może się rozstąpić...
Po czym podjechał bardzo blisko do rzeki i zaczął prosić w starodawnym dialekcie:
O wielka Anduino ! Matko wszystkich rzek ! Dzeci Illuvatara proszą cie dziś byś dała nam przejście ! Musimy pomóc Śródziemiu w czarnej godzinie ! Musimy ocalić ziemię na której płyniesz, by plugawe orki nigdy więcej nie wchodziły w twój nieskazitelny nurt !
Błagał Halmir Anduine spuszczając głowę i oczekując decyzji żywiołu...[/i]
"Jeśli słowa wypowiada się z należytą pasją, a bogowie akurat się nudzą, bywa, że cały wszechświat przeformatowuje się wokół owych słów. Słowa zawsze miały moc odmieniania świata."

-
- Pomywacz
- Posty: 68
- Rejestracja: poniedziałek, 16 stycznia 2006, 21:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Stamtąd.
Tinwe:
Wartość całego Shire? Zakręciło jej się w głowie na samą myśl o takim bogactwie. Cóż, teraz miała pewność, że tego miecza na pewno jej nikt nie da. A może jednak...?
Pokonując niemoc, odsunęła się od Williama - na krok, może dwa - delikatnie, a jednak na tyle stanowczo, by jego dłonie zsunęły się z jej ramion. Uspokoiła się nieco, gdy ciepły oddech przestał muskać jej kark. Nie chciała widzieć. Musiała jechać. Musiała. Nie wytrzyma ani jednego dnia więcej w Hobbitonie. Zwariuje, jeśli zostanie. Zawieszona między tym, co by się chciało, a tym co można, co wypada. Między chęcią wolności, a nadzieją na zobowiązania.
Przeciągnęła dłonią wzdłuż klingi Żądła. Z namysłem, powoli i bardziej zmysłowo, niż zamierzała. Nieomal poczuła na sobie wzrok hobbita. Czego właściwie od niej oczekiwał? Wolała się nie domyślać. Co nie jest pewne, tego sercu nie żal.
- Will... - zaczęła, spoglądając na niego poprzez odbicie w ostrzu miecza. - To było tak dawno. Świadectwa odwagi... Ile z tego dziś pozostało? Czy znasz chociaż jedną osobę, która potrafiłaby wziąść los w swoje ręce i nie oglądać się na opinię reszty świata? Broń obrastająca kurzem w dawno zapomnianym pokoju... Nie żal ci? Przecież tak smutno widzieć te przedmioty w bezruchu. Pamięć - tak jak mówiłeś- rzeczy wielkich, przemieniona w nieco metalu zdobiącego ściany. Ciesząca oczy nielicznych. - Obróciła się do Williama twarzą, przekrzywiając nieco głowę i przyglądając mu się z chmurnym namysłem. - Nawet, gdyby ktoś jej potrzebował, nie zostałaby oddana. Stanowi wartość materialną, a nie obronę - uśmiechnęła się smutno, wiedząc już, że połknął haczyk. Mała rybka, nie spodziewająca się zasadzki w strawie.
Wartość całego Shire? Zakręciło jej się w głowie na samą myśl o takim bogactwie. Cóż, teraz miała pewność, że tego miecza na pewno jej nikt nie da. A może jednak...?
Pokonując niemoc, odsunęła się od Williama - na krok, może dwa - delikatnie, a jednak na tyle stanowczo, by jego dłonie zsunęły się z jej ramion. Uspokoiła się nieco, gdy ciepły oddech przestał muskać jej kark. Nie chciała widzieć. Musiała jechać. Musiała. Nie wytrzyma ani jednego dnia więcej w Hobbitonie. Zwariuje, jeśli zostanie. Zawieszona między tym, co by się chciało, a tym co można, co wypada. Między chęcią wolności, a nadzieją na zobowiązania.
Przeciągnęła dłonią wzdłuż klingi Żądła. Z namysłem, powoli i bardziej zmysłowo, niż zamierzała. Nieomal poczuła na sobie wzrok hobbita. Czego właściwie od niej oczekiwał? Wolała się nie domyślać. Co nie jest pewne, tego sercu nie żal.
- Will... - zaczęła, spoglądając na niego poprzez odbicie w ostrzu miecza. - To było tak dawno. Świadectwa odwagi... Ile z tego dziś pozostało? Czy znasz chociaż jedną osobę, która potrafiłaby wziąść los w swoje ręce i nie oglądać się na opinię reszty świata? Broń obrastająca kurzem w dawno zapomnianym pokoju... Nie żal ci? Przecież tak smutno widzieć te przedmioty w bezruchu. Pamięć - tak jak mówiłeś- rzeczy wielkich, przemieniona w nieco metalu zdobiącego ściany. Ciesząca oczy nielicznych. - Obróciła się do Williama twarzą, przekrzywiając nieco głowę i przyglądając mu się z chmurnym namysłem. - Nawet, gdyby ktoś jej potrzebował, nie zostałaby oddana. Stanowi wartość materialną, a nie obronę - uśmiechnęła się smutno, wiedząc już, że połknął haczyk. Mała rybka, nie spodziewająca się zasadzki w strawie.

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin

-
- Pomywacz
- Posty: 68
- Rejestracja: poniedziałek, 16 stycznia 2006, 21:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Stamtąd.
Tinwe
Na powrót zbliżyła się do hobbita. Przymilnie oparła głowę o jego ramię.
- Masz rację - uśmiechnęła się delikatnie. - Shire nic nie grozi. Głupią byłaby myśl, że mogłoby.
Przesunęła palcem wskazującym wzdłuż linii jego piersi, czując jednocześnie drżący oddech na włosach. Przyjemny i słodki, nie do końca niewinny... Może by i z nim została, gdyby nie nagląca potrzeba drogi. Może by i jakoś sobie ułożyła życie. Może.
Tinwe, niska nawet jak na hobbickie standarty, stanęła na palcach, zaglądając Williamowi w ciemne oczy.
- Obiecaj mi coś - szepnęła mu do ucha, trąc jednocześnie nosem o jego policzek w dziwnej, niziołkowej pieszczocie. Jednakże, nim zdołał odpowiedzieć, przyłożyła mu palec do miękkich ust, nakazując milczenie. - Nie pytaj, po prostu obiecaj. - poprosiła, śmiejąc się cicho, dziewczęco, jakby w zapowiedzi jakiegoś wspólnego sekretu.
Na powrót zbliżyła się do hobbita. Przymilnie oparła głowę o jego ramię.
- Masz rację - uśmiechnęła się delikatnie. - Shire nic nie grozi. Głupią byłaby myśl, że mogłoby.
Przesunęła palcem wskazującym wzdłuż linii jego piersi, czując jednocześnie drżący oddech na włosach. Przyjemny i słodki, nie do końca niewinny... Może by i z nim została, gdyby nie nagląca potrzeba drogi. Może by i jakoś sobie ułożyła życie. Może.
Tinwe, niska nawet jak na hobbickie standarty, stanęła na palcach, zaglądając Williamowi w ciemne oczy.
- Obiecaj mi coś - szepnęła mu do ucha, trąc jednocześnie nosem o jego policzek w dziwnej, niziołkowej pieszczocie. Jednakże, nim zdołał odpowiedzieć, przyłożyła mu palec do miękkich ust, nakazując milczenie. - Nie pytaj, po prostu obiecaj. - poprosiła, śmiejąc się cicho, dziewczęco, jakby w zapowiedzi jakiegoś wspólnego sekretu.


-
- Pomywacz
- Posty: 68
- Rejestracja: poniedziałek, 16 stycznia 2006, 21:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Stamtąd.


-
- Pomywacz
- Posty: 68
- Rejestracja: poniedziałek, 16 stycznia 2006, 21:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Stamtąd.
Tinwe:
- Zatem pamiętaj o mnie - odsunęła się od Williama i szybkim ruchem zdjęła ze ściany Żądło oraz kolczugę. - Dług spłacę, jeśli pozwolisz, po powrocie - uśmiech nie opuścił jej warg, nawet gdy ujrzała jego oniemiałą minę. - A poza tem... życz mi powodzenia. - pocałowała go w policzek i nie oczekując reakcji na swe bulwersujące zachowanie, śpiesznym krokiem opuściła Bag End.
- Zatem pamiętaj o mnie - odsunęła się od Williama i szybkim ruchem zdjęła ze ściany Żądło oraz kolczugę. - Dług spłacę, jeśli pozwolisz, po powrocie - uśmiech nie opuścił jej warg, nawet gdy ujrzała jego oniemiałą minę. - A poza tem... życz mi powodzenia. - pocałowała go w policzek i nie oczekując reakcji na swe bulwersujące zachowanie, śpiesznym krokiem opuściła Bag End.

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin

-
- Pomywacz
- Posty: 68
- Rejestracja: poniedziałek, 16 stycznia 2006, 21:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Stamtąd.
Tinwe:
- Co by mnie w drodze żadne paskudztwo nie zeżarło - wyznała szczerze, panując bezbłędnie nad mięśniami twarzy. Biedny William, spurpurowiały, zdziwiony, wciąż nie do końca pewien, co właściwie się wydarzyło, stał przed nią, marszcząc gniewnie brwi. - Nie miej mi za złe. Że nie poprosiłam? Zrobiłam to w innej formie, niż nakazuje zwyczaj, ale jednak zrobiłam. Powiedziałeś, że obiecujesz. I że obiecujesz wszystko. Uwierzyłam. Nie odbieram ci wszak wszystkiego, a jedynie drobiazg, miecz, który jest mi potrzebny, który będzie mnie ochraniał.
Spojrzała mu w oczy, bez zażenowania, a zarazem nie raniąc bezczelnością.
- Nie zatrzymuj mnie. Pozwól mi odejść. Proszę. Obiecuję, że Żądło oddam po powrocie. - "O ile wrócę", upomniała się w myślach.
- Co by mnie w drodze żadne paskudztwo nie zeżarło - wyznała szczerze, panując bezbłędnie nad mięśniami twarzy. Biedny William, spurpurowiały, zdziwiony, wciąż nie do końca pewien, co właściwie się wydarzyło, stał przed nią, marszcząc gniewnie brwi. - Nie miej mi za złe. Że nie poprosiłam? Zrobiłam to w innej formie, niż nakazuje zwyczaj, ale jednak zrobiłam. Powiedziałeś, że obiecujesz. I że obiecujesz wszystko. Uwierzyłam. Nie odbieram ci wszak wszystkiego, a jedynie drobiazg, miecz, który jest mi potrzebny, który będzie mnie ochraniał.
Spojrzała mu w oczy, bez zażenowania, a zarazem nie raniąc bezczelnością.
- Nie zatrzymuj mnie. Pozwól mi odejść. Proszę. Obiecuję, że Żądło oddam po powrocie. - "O ile wrócę", upomniała się w myślach.

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin

-
- Pomywacz
- Posty: 68
- Rejestracja: poniedziałek, 16 stycznia 2006, 21:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Stamtąd.
Tinwe:
"Droga Tinwe" zaklęła paskudnie w duchu. No to teraz się zacznie wypytywanie. A po co? A gdzie? A dlaczego? A jak to tak? A czy wypada? A czy nie wypada? A czy, cholera jasna by to wszystko, będzie do niego pisać? A dlaczego "nie"?
Przestudiowała w myślach planowaną trasę swej podróży. Owszem, istniała takowa. Zataczała bliżej nieokreślone koło w okolicach Mrocznej Puszczy, acz ogólnie opierała się na zrządzeniach losu i przychylnym powiewie wiatru. Jak to wytłumaczyć chłopakowi, co by jej siłą nie trzymał, uznając, iże niespełna rozumu?
- No widzisz, akurat ci ten miecz przyniosę, jak przejdzie z ojca na ciebie - powiedziała, ostrożnie ważąc słowa. - Iść zamierzam na wschód, a co do planów... - uśmiechnęła się ładnie, niewymuszenie. - Chciałabym żyć. Ale inaczej, niż zdaje ci się, że powinnam. Chciałabym żyć tak, by nawet milczenie było ciekawe. Chciałabym móc odważyć się na coś, na co inni odważać się boją. I myślę, że już zaczęłam to robić - potrząsnęła z namysłem głową. - Proszę, pozwól mi już iść. Słońce niedługo zejdzie z zenitu, a wtedy nie zdążę wyruszyć przed jego zachodem.
"Droga Tinwe" zaklęła paskudnie w duchu. No to teraz się zacznie wypytywanie. A po co? A gdzie? A dlaczego? A jak to tak? A czy wypada? A czy nie wypada? A czy, cholera jasna by to wszystko, będzie do niego pisać? A dlaczego "nie"?
Przestudiowała w myślach planowaną trasę swej podróży. Owszem, istniała takowa. Zataczała bliżej nieokreślone koło w okolicach Mrocznej Puszczy, acz ogólnie opierała się na zrządzeniach losu i przychylnym powiewie wiatru. Jak to wytłumaczyć chłopakowi, co by jej siłą nie trzymał, uznając, iże niespełna rozumu?
- No widzisz, akurat ci ten miecz przyniosę, jak przejdzie z ojca na ciebie - powiedziała, ostrożnie ważąc słowa. - Iść zamierzam na wschód, a co do planów... - uśmiechnęła się ładnie, niewymuszenie. - Chciałabym żyć. Ale inaczej, niż zdaje ci się, że powinnam. Chciałabym żyć tak, by nawet milczenie było ciekawe. Chciałabym móc odważyć się na coś, na co inni odważać się boją. I myślę, że już zaczęłam to robić - potrząsnęła z namysłem głową. - Proszę, pozwól mi już iść. Słońce niedługo zejdzie z zenitu, a wtedy nie zdążę wyruszyć przed jego zachodem.

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
Tinwe
-widzę że nic cie nie zatrzyma, chcę byś spełnila moja obietnice w zamiam, chcę byś mi obiecała ze wrócisz ze wrócisz domnie...- Tinwe poczuła ze William wląśnie wyznal jej miłość- Poczekaj zanim odejdziesz weź to - młody hobbit podszedł do kuferka gdzie wygrzebał jakieś rzeczy- weź proszę przyda ci się - William wręczył jej spory pakunek owiniety w materiał poczym pocaowal ją na pożegnanie.
-widzę że nic cie nie zatrzyma, chcę byś spełnila moja obietnice w zamiam, chcę byś mi obiecała ze wrócisz ze wrócisz domnie...- Tinwe poczuła ze William wląśnie wyznal jej miłość- Poczekaj zanim odejdziesz weź to - młody hobbit podszedł do kuferka gdzie wygrzebał jakieś rzeczy- weź proszę przyda ci się - William wręczył jej spory pakunek owiniety w materiał poczym pocaowal ją na pożegnanie.

-
- Pomywacz
- Posty: 68
- Rejestracja: poniedziałek, 16 stycznia 2006, 21:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Stamtąd.
Tinwe:
Bez słowa wyszła na drogę.
On...
W głowie jej się kręciło.
On ją...
Ciemnofioletowe płatki wirowały przed oczyma. Usta paliły.
On się jej...
Przyspieszyła kroku. Nie odwróciła głowy, chociaż wiedziała, że stał na ganku, przypatrując się jej malejącej sylwetce.
On...
Zniknęła za zakrętem drogi. Puściła się biegiem do domu. Drobne kamyki wżynały się w jej stopy.
Jak mógł... jak...
Trzasnęła drzwiami, wpadając do swojej norki. Spakowane rzeczy oczekiwały jej w kącie. Niezbędne minimum.
Jakim prawem...
Wyjęła kilka przedmiotów i wsunęła otrzymaną paczkę na samo dno tobołka. Nie chciała jej widzieć.
Oczywiście, że nie wróci do niego. Jak w ogóle mógł o tym pomyśleć?
Zarzuciła plecak na ramię. Zatrzymała się w drzwiach i go odłożyła. Droga wschodnia przechodziła obok Bag End. On będzie jej wyglądał, a ona z całych sił chciała uniknąć tego spotkania. Z irytacją zatupała kosmatą stopą o udeptaną ziemię.
Nie wróci. Nigdy.
Poczuła się nagle mała i bezradna. Postanowiła pójść nocą, kiedy on już odejdzie od drzwi. Bo przecież kiedyś będzie musiał.
Jak może od niej tego wymagać...? Co innego miecz, przedmiot, a co innego...
Zamknęła wierzeje na klucz. Zaciągnęła wszystkie zasłony w nielicznych oknach, po czym rzuciła się na łóżko i rozszlochała. Jakby nie patrzeć, pod pewnymi względami przyniosło jej to ulgę.
***
Kiedy otworzyła oczy, było ciemno. Starając się nie myśleć o tym, co właściwie robi, założyła kolczugę pod bluzkę i przypieła miecz do pasa. Już zdążyła znienawidzić ten oręż, ale zbyt wiele kosztowało ją jego zdobycie, by teraz pozostawiać zdobycz na stole. Zresztą, był jej potrzebny. Narzuciła płaszcz i założyła plecak.
Wyszła, pozostawiając za sobą cały swój dotychczasowy, mały wszechświat, a wkraczając w półcień, rozświetlony zielonkawo-granatowym niebem, na które wysypano kosz drogich kamieni oszlifowanych. Przemykała po żwirowanych uliczkach Shire. W ciszy minęła Bag End, nie poświęcając mu ani jednego, trwożnego spojrzenia. Z euforią wtopiła się w miękkie pola kukurydzy, rozciągnięte podług horyzontu.
Nadszedł jej czas.
Bez słowa wyszła na drogę.
On...
W głowie jej się kręciło.
On ją...
Ciemnofioletowe płatki wirowały przed oczyma. Usta paliły.
On się jej...
Przyspieszyła kroku. Nie odwróciła głowy, chociaż wiedziała, że stał na ganku, przypatrując się jej malejącej sylwetce.
On...
Zniknęła za zakrętem drogi. Puściła się biegiem do domu. Drobne kamyki wżynały się w jej stopy.
Jak mógł... jak...
Trzasnęła drzwiami, wpadając do swojej norki. Spakowane rzeczy oczekiwały jej w kącie. Niezbędne minimum.
Jakim prawem...
Wyjęła kilka przedmiotów i wsunęła otrzymaną paczkę na samo dno tobołka. Nie chciała jej widzieć.
Oczywiście, że nie wróci do niego. Jak w ogóle mógł o tym pomyśleć?
Zarzuciła plecak na ramię. Zatrzymała się w drzwiach i go odłożyła. Droga wschodnia przechodziła obok Bag End. On będzie jej wyglądał, a ona z całych sił chciała uniknąć tego spotkania. Z irytacją zatupała kosmatą stopą o udeptaną ziemię.
Nie wróci. Nigdy.
Poczuła się nagle mała i bezradna. Postanowiła pójść nocą, kiedy on już odejdzie od drzwi. Bo przecież kiedyś będzie musiał.
Jak może od niej tego wymagać...? Co innego miecz, przedmiot, a co innego...
Zamknęła wierzeje na klucz. Zaciągnęła wszystkie zasłony w nielicznych oknach, po czym rzuciła się na łóżko i rozszlochała. Jakby nie patrzeć, pod pewnymi względami przyniosło jej to ulgę.
***
Kiedy otworzyła oczy, było ciemno. Starając się nie myśleć o tym, co właściwie robi, założyła kolczugę pod bluzkę i przypieła miecz do pasa. Już zdążyła znienawidzić ten oręż, ale zbyt wiele kosztowało ją jego zdobycie, by teraz pozostawiać zdobycz na stole. Zresztą, był jej potrzebny. Narzuciła płaszcz i założyła plecak.
Wyszła, pozostawiając za sobą cały swój dotychczasowy, mały wszechświat, a wkraczając w półcień, rozświetlony zielonkawo-granatowym niebem, na które wysypano kosz drogich kamieni oszlifowanych. Przemykała po żwirowanych uliczkach Shire. W ciszy minęła Bag End, nie poświęcając mu ani jednego, trwożnego spojrzenia. Z euforią wtopiła się w miękkie pola kukurydzy, rozciągnięte podług horyzontu.
Nadszedł jej czas.
Ostatnio zmieniony niedziela, 22 stycznia 2006, 11:29 przez Ostrokrzew, łącznie zmieniany 2 razy.


-
- Pomywacz
- Posty: 68
- Rejestracja: poniedziałek, 16 stycznia 2006, 21:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Stamtąd.
Tinwe
Właściwie, to tej bramy nie była pewna. Na jej starej, bodajże przedpotopowej mapie, trakt został wyznaczony dość prosto - siedem kropek od Hobbitonu do mostu na Brandywinie, następnie szesnaście przez coś, co zwano Starym Lasem, a co prawdopodobnie było teraz tartakiem, bądź też jeszcze starszą, niedosiężną puszczą, aż wreszcie dwie kropki do metropolii Bree. Żadnych bram, żadnych płotów, żadnych utrudnień, żadnych zakazów. A mimo to...
Prychnęła z rozbawieniem, bagatelizując sprawę. Najwyżej nie wypuszczą, żadna strata. Jakoś się przecie wydostanie. Chociażby tunel wykopując, w czym przecie hobbity swego rodzaju upodobanie znajdowały.
Właściwie, to tej bramy nie była pewna. Na jej starej, bodajże przedpotopowej mapie, trakt został wyznaczony dość prosto - siedem kropek od Hobbitonu do mostu na Brandywinie, następnie szesnaście przez coś, co zwano Starym Lasem, a co prawdopodobnie było teraz tartakiem, bądź też jeszcze starszą, niedosiężną puszczą, aż wreszcie dwie kropki do metropolii Bree. Żadnych bram, żadnych płotów, żadnych utrudnień, żadnych zakazów. A mimo to...
Prychnęła z rozbawieniem, bagatelizując sprawę. Najwyżej nie wypuszczą, żadna strata. Jakoś się przecie wydostanie. Chociażby tunel wykopując, w czym przecie hobbity swego rodzaju upodobanie znajdowały.
