[Warhammer] Miasteczko Romagen

-
- Tawerniany Trickster
- Posty: 898
- Rejestracja: wtorek, 22 listopada 2005, 10:35
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Apollinaire
Pod rekę z hrabiną idzie nosząca się z wielką werwą i swadą mężczyzna. Jego wąska u czoła czaszka rozszerza się ku dołowi i kończy się imponująco szeroka szczęką, przypominając gruszkę. Tym co zwraca uwagę, są też jego wyjątkowo, niepokojąco wręcz długie recę i nogi; na serdecznym palcu jego równie wysmukłych dłoni widnieje pokaźnej wielkości sygnet.
Arystokrata odziany jest w ciemnozielone pludry wpuszczone w sztylpy jasny skórzany wzmacniany kaftan, spod którego wyziera ciemna jedwabna koszula o barwie najlepszego estalskiego wina i szerokich, bufiastych rekawach zakończonych złoconą lamówką. Całości dopelnia szeroki, który choć najwyraźniej używany jest już od wielu lat, wciąż wygląda imponująco - bogato inkrustowany szlachetnymi kamieniami, z pokaźna tarczą sprzodu na której inkrustowany kamieniami i złotem znajduje się herb - w polu czerwonym wąż zielony w koronie złotej, pożerający jabłko zielone; w klejnocie nad hełmem w koronie widnieje pięć strusich piór. Podobny znak tłoczony jest na skórzanym kaftanie.
U boku szlachcic przytroczony ma lewak o bogato zdobionym koszu.
- Ach... to pewnie kolejna owieczka z naszego stadka... Czy raczej powinienem rzec Twojej sfory, droga Stello - tu obdarza gospodynię promiennym uśmiechem.
- Hmm... Wyglądzasz Waść znajomo: przysiągłbym, żeśmy się już kiedyś spotkali. Ale, ale, gdzie moje maniery? - jego twarz przybiera na pozór znajomy, choć wciąż jowialny wyraz. - Graf Wilhelm Apolinaris Kostrowitzky... ach, dajmy spokój tym tytułom... Wystarczy zreszta po prostu Guillaume Apollinaire - czy po prostu samo Grafie Apollinaire. - tu ponownie uśmiecha się - przynajmniej w zamierzeniu - rozbrajająco. Nie czekając na odpowiedź odkręca się do tyłu, gestem przywołuje barczystego sługę, szepce słowo lub dwa do jego ucha, po czym odsyła niedbałym machnięciem dłonią.
Sługa ubrany jest w te same barwy co graf (choć oczywiście dużo skromniej) jednak spod jego kaftana wyziera krótka kolczuga. W przeciwieństwie do swego pana jest on nie tylko niski, ale i krępy, co daje dośc komiczne zestawienie. Za pas zatkniety ma wyszczerbiony i paskudnie wygladający topór, zakonczony jeszcze paskudniejszym szpicem i stanowczo zbyt paskudnymi nawet jak na resztę broni zadziorami na obuchu. Spod krzaczastych brwi bacznie obserwuje każdego, kto okazuje zainteresowanie jego panem. Wydaje się zreszta, że bacznie obserwuje także wszystko inne. Prawdopodobnie to wyjatkowo nieufny i podejrzliwy typ...
- Na tę chwilę wydają się być już wszyscy, czyż nie droga Hrabino?
Pod rekę z hrabiną idzie nosząca się z wielką werwą i swadą mężczyzna. Jego wąska u czoła czaszka rozszerza się ku dołowi i kończy się imponująco szeroka szczęką, przypominając gruszkę. Tym co zwraca uwagę, są też jego wyjątkowo, niepokojąco wręcz długie recę i nogi; na serdecznym palcu jego równie wysmukłych dłoni widnieje pokaźnej wielkości sygnet.
Arystokrata odziany jest w ciemnozielone pludry wpuszczone w sztylpy jasny skórzany wzmacniany kaftan, spod którego wyziera ciemna jedwabna koszula o barwie najlepszego estalskiego wina i szerokich, bufiastych rekawach zakończonych złoconą lamówką. Całości dopelnia szeroki, który choć najwyraźniej używany jest już od wielu lat, wciąż wygląda imponująco - bogato inkrustowany szlachetnymi kamieniami, z pokaźna tarczą sprzodu na której inkrustowany kamieniami i złotem znajduje się herb - w polu czerwonym wąż zielony w koronie złotej, pożerający jabłko zielone; w klejnocie nad hełmem w koronie widnieje pięć strusich piór. Podobny znak tłoczony jest na skórzanym kaftanie.
U boku szlachcic przytroczony ma lewak o bogato zdobionym koszu.
- Ach... to pewnie kolejna owieczka z naszego stadka... Czy raczej powinienem rzec Twojej sfory, droga Stello - tu obdarza gospodynię promiennym uśmiechem.
- Hmm... Wyglądzasz Waść znajomo: przysiągłbym, żeśmy się już kiedyś spotkali. Ale, ale, gdzie moje maniery? - jego twarz przybiera na pozór znajomy, choć wciąż jowialny wyraz. - Graf Wilhelm Apolinaris Kostrowitzky... ach, dajmy spokój tym tytułom... Wystarczy zreszta po prostu Guillaume Apollinaire - czy po prostu samo Grafie Apollinaire. - tu ponownie uśmiecha się - przynajmniej w zamierzeniu - rozbrajająco. Nie czekając na odpowiedź odkręca się do tyłu, gestem przywołuje barczystego sługę, szepce słowo lub dwa do jego ucha, po czym odsyła niedbałym machnięciem dłonią.
Sługa ubrany jest w te same barwy co graf (choć oczywiście dużo skromniej) jednak spod jego kaftana wyziera krótka kolczuga. W przeciwieństwie do swego pana jest on nie tylko niski, ale i krępy, co daje dośc komiczne zestawienie. Za pas zatkniety ma wyszczerbiony i paskudnie wygladający topór, zakonczony jeszcze paskudniejszym szpicem i stanowczo zbyt paskudnymi nawet jak na resztę broni zadziorami na obuchu. Spod krzaczastych brwi bacznie obserwuje każdego, kto okazuje zainteresowanie jego panem. Wydaje się zreszta, że bacznie obserwuje także wszystko inne. Prawdopodobnie to wyjatkowo nieufny i podejrzliwy typ...
- Na tę chwilę wydają się być już wszyscy, czyż nie droga Hrabino?

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:

-
- Majtek
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 14 września 2005, 13:29
Nadiel
"A więc jest tutaj" przemkneło mu prze myśl i odczuł ulgę. Starał sie zaufać nieznajomej, ale nie mógł byc niczego pewien.
Kapłan zamienił jeszcze kilka słów z barmanem, chcąc się upewnić że rachunki są uregulowane. Następnie skierował się wprost do pokoju. Wszedł ostrożnie po schodach i szybkim krokiem przeszedł niewielki korytarzyk stając na wprost pokoju. Zapukał dwa razy. Lata w dziczy nie zbyły w nim do końca dobrych zwyczajów. Gdy nie usłyszał niczego, lekko zaniepokojony, ostrożnie otworzył drzwi. Wszedł i zobaczył dziewczynę. Spała spokojnym snem. Starając się zachowywać cicho, kapłan rozejrzał się po pokoju. Uwagę zwrócił stół. Kluczyk był jeden. Zmartwiło go to trochę, ale nie raz i nie dwa spał w gorszych warunkach. Wziąwszy spod dziewczyny koc przykrył ją, starając się jej nie obudzić. Sam zaś położył się na podłodze obok łóżka, kładąc swa sakwę pod głowę. Czuł, że tej nocy Morr spełni jego proźbę.
Edit: Jak mówią cierpliwość jest cnotą...więc czekam z niecierpliwością
"A więc jest tutaj" przemkneło mu prze myśl i odczuł ulgę. Starał sie zaufać nieznajomej, ale nie mógł byc niczego pewien.
Kapłan zamienił jeszcze kilka słów z barmanem, chcąc się upewnić że rachunki są uregulowane. Następnie skierował się wprost do pokoju. Wszedł ostrożnie po schodach i szybkim krokiem przeszedł niewielki korytarzyk stając na wprost pokoju. Zapukał dwa razy. Lata w dziczy nie zbyły w nim do końca dobrych zwyczajów. Gdy nie usłyszał niczego, lekko zaniepokojony, ostrożnie otworzył drzwi. Wszedł i zobaczył dziewczynę. Spała spokojnym snem. Starając się zachowywać cicho, kapłan rozejrzał się po pokoju. Uwagę zwrócił stół. Kluczyk był jeden. Zmartwiło go to trochę, ale nie raz i nie dwa spał w gorszych warunkach. Wziąwszy spod dziewczyny koc przykrył ją, starając się jej nie obudzić. Sam zaś położył się na podłodze obok łóżka, kładąc swa sakwę pod głowę. Czuł, że tej nocy Morr spełni jego proźbę.
Edit: Jak mówią cierpliwość jest cnotą...więc czekam z niecierpliwością

Ostatnio zmieniony środa, 4 stycznia 2006, 20:08 przez Krzys_ek, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
[Haakon i Motgoth]
Nikt na Ciebie się nie czaił Haakonie, nikt Cię także nie napadł. Najnormalniej w świecie chłopak ze służby zaprowadził Cię do stajni, gdzie na poddaszu znajdował się zapas siana. Tam też będziecie z Morgothem spać. Gdy już weszliście po drabinie na górę, okazało się że nie jest tak źle jak się wydawało. Trochę duszno, ale za to odgłosy ze stajni i z ulicy zostały dosyć dobrze stłumione przez przwalające się wszędzie siano. Wybraliście sobie, co wygodniejsze kopczyki, położyliście się, ewentualnie nawet przykryliście i prawie natychmiast zasneliście.
Obudziliście się mniej więcej w tym samym czasie. To przez to, że na dole w stajni, ktoś wyjeżdżał i nie potrafił opanowac swojego rumaka. Hałas jak cholera. Więc was zbudził. Po całonocnym spaniu w sianie, macie pełno tego paliwa dla koni we włosach, za ubraniem i w innych nietypowych miejscach.
[Apollinaire, Gustav, Elhix i Jergen]
Widząc nadchodzącego szlachcica, nekromantę i malarza (nie w jednej osobie
) hrabina łaskawie skinęła im głową. Słudzy od razu odsunęli wam krzesła i zajęli się przygotowywaniem posiłku. Lady Stella poczekała aż w każdym z waszych kielichów znajdzie się przednie wino. Następnie przyjrzała się wam uważnie i rozpocząła przemowę.
- Może was to zdziwić, że znajdujemy się tutaj w takim składzie. Ale są ku temu powody. Wpierw może wymienię wasze zalety jakie zaważyły na tym wyborze. Gustav ma dużą moc, nawet bardzo dużą. Miał także już doczynienia z magami i ... innymi mocami. Elhix jest najlepiej poinformowanym człowiekiem w mieście. Oprócz mnie oczywiście. Ale niestety nie znam wszystkich romantycznych plotek, tak dobrze szerzących się w Romagen. Także jestem pewna, że możliwość uzyskania nowych informacji będzie dla niego wystarczającą pokusą by nie odłączać się od drużyny. Jergen jest geniuszem w tym co robi, czyli w malowaniu. Może się to wydawać mało znaczące ale jego wprawne oko i sprawna ręka mogą się przydać. I został już tylko sam Graf Apollinaire. Jego odpowiednie talenty znajdują się pomiędzy jego uszami. Jak świat długi i szeroki jest znany ze swoich niemałych zdolności do myślenia. Jak na razie cieszy się on u mnie dużym zaufaniem.
- Jak już niektórym z was wspomniałam, chcę abyśmy zwiększyli moje wpływy w tym mieście. Zbyt długo ród Nojman musiał korzyć się przed tymi parweniuszami od Grutfbeltów. Mam dodatkowo z nimi prywatne porachunki. Tak więc należy ich zniszczyć i upokorzyć. Mają się ośmieszyć i stracić swoją twarz. Jako bonus chcę głowy Jurgena. Tak, żebym mogła ją sobie przybić nad kominkiem.
- Ale nie wolno wam zaczynać wojny od ataku na Grutfbeltów. Trzeba ich wprowadzić w błąd. Osłabić ich czujność. Już od dłuższego czasu rozsiewam wśród nich plotki o naszych złych stosunkach z rodem Vicaroy. Tak więc pierwsze uderzenie należy przeprowadzić właśnie na nich. To odwróci uwagę Grutfbeltów od naszego prawdziwego celu.
[Liv]
Szybko wepchnąłaś kobietę do środka, zamknęłąś kopniakiem drzwi i zaczęłaś wrzeszczeć na mężczyznę żeby odwołał straż. Lecz obracając się w jego kierunku już go nie zauważyłaś, Łyszysz tylko trzaskanie kolejnych drzwi w domu, potem głośniejsze, chyba od drugich wyjściowych. Przez cały szas do twoich uszu dobiega cichnące wołanie mężczyzny. Po chwili kobieta zaczyna płakać i ze łzami w oczach zwraca się do Ciebie.
- Nie zabijaj mnie pani. Błagam. Ja Ci nic nie zrobiłam. Nie chcę umierać.
[Nadiel]
W nocy miałeś sen. Właściwie to miałeś parę snów ale jeden wbił Ci się w pamięć. Śniłeś akurat o lesie. Podróżowałeś po lesie, widząc jak życie w nim tętni. Nagle usłyszałeś głos kruka. Zacząłeś się rozglądać w poszukiwaniu ptaka ale nic nie ujrzałeś. Po chwili kruk się odezwał ponownie, i jeszcze raz. Zacząłeś się z uwagą rozglądać. Nagle coś Ci powiedziało żebyś się obrócił. Zrobiłeś to i ujrzałeś ogromnego czarnego kruka lecącego w twoją stronę. Po chwili jego czarne jak noc skrzydła przysłoniły Ci cały widok ...
Czujesz jakbyś się unosił w powietrzu, kolory migają Ci przed oczyma, zielony, brązowy, niebieski, zielony, brązowy, niebieski. I tak w kółko. Po chwili obraz się stabilizuje i ze zdziwieniem odkrywasz, że rzeczywiście unosisz się nad ziemią. Widzisz pod sobą las. Gdy już zwróciłeś na niego uwagę, pejzaż ulega przybliżeniu. Teraz patrzysz na wzgórze. Znajduje się tam jakaś łowczyni i patrzy się prosto na Ciebie. Nie jednak nie na Ciebie. Nad lasem kołuje dorodny sokół. Zniża lot nad łowczynię, w ostatniej chwili wykręca i łagodnym ślizgiem ląduje na ręce mężczyzny, który przed chwilą wyszedł z krzaków. Perspektywa się zmienia i patrzysz w twarz mężczyzny ... To ty.
Nagle obraz znów ulega zmianom. Kolory wirują, wszystko jest zamazane. Jednak po pewnym czasie (sam nie wiesz jak długim, może to była chwila może całe lata) znów potrafisz rozróżniać szczegóły. Widzisz miasto, miasteczko raczej. Jest położone na dwóch brzegach rzeki. Nieopodal miasta jest wzgórze z cmentarzem. Miasto jest kolorowe i rozjaśnione. Na rzece jest wybudowana ogromna ilość mostów. Rozpoznajesz to miasteczko .. to Romagen.
Z chwilą nadejścia rozpoznania obraz znów się zmienia. Tym razem krajobraz się nie porusza. Jedynie jakby rozmywa. Niektóre szczegóły miasta widzisz wyraźnie, inne są tylko plamą. Plamą ... Czujesz jak z tych plam zaczynają emanować uczucia. Zmieniają się także kolory. Niektóre plamy są szare, inne niebieskie, zielone i w końcu czarne. Te czarne promieniują jakąś drętwotą. Martwicą. Niebytem. Nie chcesz się do nich zbliżać ale czujesz że musisz. Nagle czarne plamy zaczynają rosnąć. Większość z nich jest usytuowana poza miastem. Widzisz dwie największe. Jedna na południe od miasta, druga na północ. Obie rosną i zbliżają się do miasta. Po chwili je otaczają i wyciągają macki w sam jego środek. Inne kolorowe plamy gasną i bledną. Te co ocalały przed niebytem poruszają się coraz wolniej i chaotyczniej. Wygląda to tak jakby szukały ucieczki i ogromnej czarnej pajęczyny. I zauważasz wyjście z tego koszmaru. Tam gdzie obie plamy się ścierają dochodzi do rozbłysków kolorowego światła. Czasami nawet zmęczone utarczką, obie się wycofują. Wtedy od razu na świeżo oczyszczonym terenie, pojawiają się maleńkie kolorowe światełka. Jednak ich blask nie trwa długo. Po chwili plamy mroku znów uderzają, niszcząc wszystko na swej drodze. Przyglądając się bliżej potwornemu starciu dwóch koszmarów dostrzegasz lekką różnicę pomiędzy plamami. Obie promieniują złem i drętwotą. Jednak ta z południa przeraża Cię bardziej. Jest jakaś taka nieludzka, przerażająca. Czujesz się jakbyś patrzył w samą twarz jakiemuś bogu Chaosu. Potworne uczucie. W porównaniu z tą południową, północna wydaje się nawet przyjazna. Ktoś nadchodzi. ...
Widzisz płomień wybuchający pośrodku miasta. Jasny i ogromny. Omija ludzi, zwierzęta, domy. Nikt go nawet nie zauważa. Ale ty go widzisz. Widzisz jak jego moc rozprasza ciemności. Jak uderza w południową plamę i ją wypala. Północna tryumfuje. Zagarnęła ziemie południowej. Jednak się osłabiła i rozciągnęła na zbyt dużym obszarze. Wtedy płomień atakuje ponownie. Też jest osłabiony, lecz silniejszy od koszmaru z północy. Plama się rozciąga i gaśnie. Jednak płomień nie ma dość siły by wypalić ją do końca. Mały najczarniejszy kawałek północnej ciemności ucieka w dal. Ogień przygasa. Widzisz stojące w nim sylwetki. Dwie z nich już rozpoznajesz. To łowczyni i mężczyzna z lasu. Część innych nie możesz dojrzeć. Widzisz tylko ich kontury. Teraz zauważasz, że każda z postaci wydziela światło. Każda inne. Zielone, białe, niebieskie i nawet czarne. Jest tam jedna osoba świecąca na czarno. Widać, żeby płomień wybuchł, trzeba połączyć odpowiednie składniki. Nie można wybierać. Po chwili zaczynasz rozpoznawać niektóre twarze. Jest tam jakaś twarda twarz najemniczki, młodsza osoby tak podobnej, że musi być jej synem. Twarz jakiegoś młodego, patrzącego nieufnie chłopaka. Jego twarz cały czas się zmienia. Raz jest spokojna, raz wykrzywia ją wściekłość. I jedna twarz osoby którą znasz. Świeci słabym białym światłem. Przybliżasz się do niej. Rozpoznajesz tą osobę. To karczmarz. Perspektywa ulega zmianie. Karczmarz stoi w swojej gospodzie i czyści szklanki. Jeden z gości w karczmie. Stojący pod ścianą starszy, chudy i szpakowaty zwraca się do Ciebie. „Jeśli nie zawiedziesz, otrzymasz także moją wdzięczność.” Jednak nie masz czasu się bliżej mu przyjrzeć. Mijasz pędem karczmarza. Lecisz przez ściany i drzwi i ...
Otwierasz oczy. Przez chwilę nie wiesz czy to dalej sen czy już jawa. Jednak twarda podłoga, tobołek pod głową i cichy oddech śpiącej Shei wyraźnie wskazują, że to już koniec. Dochodzą do Ciebie odgłosy miasta. Przez źle zamknięte okiennice wdziera się do pokoju blask słońca. Nastał nowy dzień.
Poza sesją:
Thorgal: tobie w tej chwili odpowie krucaFuks wcielając się w rolę Alberta.
Nadiel: Już Ci odpowiedziałem. Trochę się rozpisałem więc masz co czytać
Liv: Ale żeś sobie nawarzyła piwa. Teraz się staraj i to odkręcaj
Ja ostrzegałem że takie wybryki mogą się źle skończyć.
Nikt na Ciebie się nie czaił Haakonie, nikt Cię także nie napadł. Najnormalniej w świecie chłopak ze służby zaprowadził Cię do stajni, gdzie na poddaszu znajdował się zapas siana. Tam też będziecie z Morgothem spać. Gdy już weszliście po drabinie na górę, okazało się że nie jest tak źle jak się wydawało. Trochę duszno, ale za to odgłosy ze stajni i z ulicy zostały dosyć dobrze stłumione przez przwalające się wszędzie siano. Wybraliście sobie, co wygodniejsze kopczyki, położyliście się, ewentualnie nawet przykryliście i prawie natychmiast zasneliście.
Obudziliście się mniej więcej w tym samym czasie. To przez to, że na dole w stajni, ktoś wyjeżdżał i nie potrafił opanowac swojego rumaka. Hałas jak cholera. Więc was zbudził. Po całonocnym spaniu w sianie, macie pełno tego paliwa dla koni we włosach, za ubraniem i w innych nietypowych miejscach.
[Apollinaire, Gustav, Elhix i Jergen]
Widząc nadchodzącego szlachcica, nekromantę i malarza (nie w jednej osobie

- Może was to zdziwić, że znajdujemy się tutaj w takim składzie. Ale są ku temu powody. Wpierw może wymienię wasze zalety jakie zaważyły na tym wyborze. Gustav ma dużą moc, nawet bardzo dużą. Miał także już doczynienia z magami i ... innymi mocami. Elhix jest najlepiej poinformowanym człowiekiem w mieście. Oprócz mnie oczywiście. Ale niestety nie znam wszystkich romantycznych plotek, tak dobrze szerzących się w Romagen. Także jestem pewna, że możliwość uzyskania nowych informacji będzie dla niego wystarczającą pokusą by nie odłączać się od drużyny. Jergen jest geniuszem w tym co robi, czyli w malowaniu. Może się to wydawać mało znaczące ale jego wprawne oko i sprawna ręka mogą się przydać. I został już tylko sam Graf Apollinaire. Jego odpowiednie talenty znajdują się pomiędzy jego uszami. Jak świat długi i szeroki jest znany ze swoich niemałych zdolności do myślenia. Jak na razie cieszy się on u mnie dużym zaufaniem.
- Jak już niektórym z was wspomniałam, chcę abyśmy zwiększyli moje wpływy w tym mieście. Zbyt długo ród Nojman musiał korzyć się przed tymi parweniuszami od Grutfbeltów. Mam dodatkowo z nimi prywatne porachunki. Tak więc należy ich zniszczyć i upokorzyć. Mają się ośmieszyć i stracić swoją twarz. Jako bonus chcę głowy Jurgena. Tak, żebym mogła ją sobie przybić nad kominkiem.
- Ale nie wolno wam zaczynać wojny od ataku na Grutfbeltów. Trzeba ich wprowadzić w błąd. Osłabić ich czujność. Już od dłuższego czasu rozsiewam wśród nich plotki o naszych złych stosunkach z rodem Vicaroy. Tak więc pierwsze uderzenie należy przeprowadzić właśnie na nich. To odwróci uwagę Grutfbeltów od naszego prawdziwego celu.
[Liv]
Szybko wepchnąłaś kobietę do środka, zamknęłąś kopniakiem drzwi i zaczęłaś wrzeszczeć na mężczyznę żeby odwołał straż. Lecz obracając się w jego kierunku już go nie zauważyłaś, Łyszysz tylko trzaskanie kolejnych drzwi w domu, potem głośniejsze, chyba od drugich wyjściowych. Przez cały szas do twoich uszu dobiega cichnące wołanie mężczyzny. Po chwili kobieta zaczyna płakać i ze łzami w oczach zwraca się do Ciebie.
- Nie zabijaj mnie pani. Błagam. Ja Ci nic nie zrobiłam. Nie chcę umierać.
[Nadiel]
W nocy miałeś sen. Właściwie to miałeś parę snów ale jeden wbił Ci się w pamięć. Śniłeś akurat o lesie. Podróżowałeś po lesie, widząc jak życie w nim tętni. Nagle usłyszałeś głos kruka. Zacząłeś się rozglądać w poszukiwaniu ptaka ale nic nie ujrzałeś. Po chwili kruk się odezwał ponownie, i jeszcze raz. Zacząłeś się z uwagą rozglądać. Nagle coś Ci powiedziało żebyś się obrócił. Zrobiłeś to i ujrzałeś ogromnego czarnego kruka lecącego w twoją stronę. Po chwili jego czarne jak noc skrzydła przysłoniły Ci cały widok ...
Czujesz jakbyś się unosił w powietrzu, kolory migają Ci przed oczyma, zielony, brązowy, niebieski, zielony, brązowy, niebieski. I tak w kółko. Po chwili obraz się stabilizuje i ze zdziwieniem odkrywasz, że rzeczywiście unosisz się nad ziemią. Widzisz pod sobą las. Gdy już zwróciłeś na niego uwagę, pejzaż ulega przybliżeniu. Teraz patrzysz na wzgórze. Znajduje się tam jakaś łowczyni i patrzy się prosto na Ciebie. Nie jednak nie na Ciebie. Nad lasem kołuje dorodny sokół. Zniża lot nad łowczynię, w ostatniej chwili wykręca i łagodnym ślizgiem ląduje na ręce mężczyzny, który przed chwilą wyszedł z krzaków. Perspektywa się zmienia i patrzysz w twarz mężczyzny ... To ty.
Nagle obraz znów ulega zmianom. Kolory wirują, wszystko jest zamazane. Jednak po pewnym czasie (sam nie wiesz jak długim, może to była chwila może całe lata) znów potrafisz rozróżniać szczegóły. Widzisz miasto, miasteczko raczej. Jest położone na dwóch brzegach rzeki. Nieopodal miasta jest wzgórze z cmentarzem. Miasto jest kolorowe i rozjaśnione. Na rzece jest wybudowana ogromna ilość mostów. Rozpoznajesz to miasteczko .. to Romagen.
Z chwilą nadejścia rozpoznania obraz znów się zmienia. Tym razem krajobraz się nie porusza. Jedynie jakby rozmywa. Niektóre szczegóły miasta widzisz wyraźnie, inne są tylko plamą. Plamą ... Czujesz jak z tych plam zaczynają emanować uczucia. Zmieniają się także kolory. Niektóre plamy są szare, inne niebieskie, zielone i w końcu czarne. Te czarne promieniują jakąś drętwotą. Martwicą. Niebytem. Nie chcesz się do nich zbliżać ale czujesz że musisz. Nagle czarne plamy zaczynają rosnąć. Większość z nich jest usytuowana poza miastem. Widzisz dwie największe. Jedna na południe od miasta, druga na północ. Obie rosną i zbliżają się do miasta. Po chwili je otaczają i wyciągają macki w sam jego środek. Inne kolorowe plamy gasną i bledną. Te co ocalały przed niebytem poruszają się coraz wolniej i chaotyczniej. Wygląda to tak jakby szukały ucieczki i ogromnej czarnej pajęczyny. I zauważasz wyjście z tego koszmaru. Tam gdzie obie plamy się ścierają dochodzi do rozbłysków kolorowego światła. Czasami nawet zmęczone utarczką, obie się wycofują. Wtedy od razu na świeżo oczyszczonym terenie, pojawiają się maleńkie kolorowe światełka. Jednak ich blask nie trwa długo. Po chwili plamy mroku znów uderzają, niszcząc wszystko na swej drodze. Przyglądając się bliżej potwornemu starciu dwóch koszmarów dostrzegasz lekką różnicę pomiędzy plamami. Obie promieniują złem i drętwotą. Jednak ta z południa przeraża Cię bardziej. Jest jakaś taka nieludzka, przerażająca. Czujesz się jakbyś patrzył w samą twarz jakiemuś bogu Chaosu. Potworne uczucie. W porównaniu z tą południową, północna wydaje się nawet przyjazna. Ktoś nadchodzi. ...
Widzisz płomień wybuchający pośrodku miasta. Jasny i ogromny. Omija ludzi, zwierzęta, domy. Nikt go nawet nie zauważa. Ale ty go widzisz. Widzisz jak jego moc rozprasza ciemności. Jak uderza w południową plamę i ją wypala. Północna tryumfuje. Zagarnęła ziemie południowej. Jednak się osłabiła i rozciągnęła na zbyt dużym obszarze. Wtedy płomień atakuje ponownie. Też jest osłabiony, lecz silniejszy od koszmaru z północy. Plama się rozciąga i gaśnie. Jednak płomień nie ma dość siły by wypalić ją do końca. Mały najczarniejszy kawałek północnej ciemności ucieka w dal. Ogień przygasa. Widzisz stojące w nim sylwetki. Dwie z nich już rozpoznajesz. To łowczyni i mężczyzna z lasu. Część innych nie możesz dojrzeć. Widzisz tylko ich kontury. Teraz zauważasz, że każda z postaci wydziela światło. Każda inne. Zielone, białe, niebieskie i nawet czarne. Jest tam jedna osoba świecąca na czarno. Widać, żeby płomień wybuchł, trzeba połączyć odpowiednie składniki. Nie można wybierać. Po chwili zaczynasz rozpoznawać niektóre twarze. Jest tam jakaś twarda twarz najemniczki, młodsza osoby tak podobnej, że musi być jej synem. Twarz jakiegoś młodego, patrzącego nieufnie chłopaka. Jego twarz cały czas się zmienia. Raz jest spokojna, raz wykrzywia ją wściekłość. I jedna twarz osoby którą znasz. Świeci słabym białym światłem. Przybliżasz się do niej. Rozpoznajesz tą osobę. To karczmarz. Perspektywa ulega zmianie. Karczmarz stoi w swojej gospodzie i czyści szklanki. Jeden z gości w karczmie. Stojący pod ścianą starszy, chudy i szpakowaty zwraca się do Ciebie. „Jeśli nie zawiedziesz, otrzymasz także moją wdzięczność.” Jednak nie masz czasu się bliżej mu przyjrzeć. Mijasz pędem karczmarza. Lecisz przez ściany i drzwi i ...
Otwierasz oczy. Przez chwilę nie wiesz czy to dalej sen czy już jawa. Jednak twarda podłoga, tobołek pod głową i cichy oddech śpiącej Shei wyraźnie wskazują, że to już koniec. Dochodzą do Ciebie odgłosy miasta. Przez źle zamknięte okiennice wdziera się do pokoju blask słońca. Nastał nowy dzień.
Poza sesją:
Thorgal: tobie w tej chwili odpowie krucaFuks wcielając się w rolę Alberta.
Nadiel: Już Ci odpowiedziałem. Trochę się rozpisałem więc masz co czytać

Liv: Ale żeś sobie nawarzyła piwa. Teraz się staraj i to odkręcaj


-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:
Haakon
Haakon wstał, przeciągnął się. Poczuł, że coś uwiera go w plecy. Mam nadzieję, że wybaczysz mi tenże nietakt. rzucił do Morgotha i zaczął zdejmować ubranie. (Uwaga dalsza część postu przeznaczona jest dla osób pełnoletnich ze względu na występujące tu sceny pornograficzne
) Smukłe ciało, lekko opalona skóra, kształtny tors. Taaaa... tak wyglądał Haakon. Przynajmniej od pasa w górę. Z dolnych partii ciała zsunął spodnie. Na szczęście nosił biodrową przepaskę
więc nikt nie ujrzał "ukrytych członków" jak śpiewał jeden z minstreli na dworze króla Mocnego. Otrzepał ciało i ubranie, po czym ponownie się ubrał.
Morgoth'cie, chodźmy lepiej coś zjeść. Powiedział i skierował się do karczmy.
Haakon wstał, przeciągnął się. Poczuł, że coś uwiera go w plecy. Mam nadzieję, że wybaczysz mi tenże nietakt. rzucił do Morgotha i zaczął zdejmować ubranie. (Uwaga dalsza część postu przeznaczona jest dla osób pełnoletnich ze względu na występujące tu sceny pornograficzne


Morgoth'cie, chodźmy lepiej coś zjeść. Powiedział i skierował się do karczmy.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Morgoth
Zabójca cośtam burknął w odpowiedzi i dodał -Mało wygodne.- wstał, lekko poluzował upięcia pancerza, by miedzy poszczególnymi częsciami był luz po czym zeskoczył na dół i otrząsnął się porządnie. Po tym zabiegu większość siana znalazła się na klepisku. Morgoth pedantycznie wyciagnął jeszcze kilka słomek z pomiędzy uchylonych płatów pancerza, po czym zacisnął na powrót upięcia.-Bardziej ekonomiczne, przyjacielu.- zaśmiał się widąc jak Haakon dopiero się ubiera.
-Ile dni będzie trwał festyn?- spytał rozciągnąwszy się. -Dla powanego zabójcy specjalnie nie ma tu roboty... Masz jakiś pomysł na zarobienie garści groszy?- spytał idąc za towarzyszem.
Zabójca cośtam burknął w odpowiedzi i dodał -Mało wygodne.- wstał, lekko poluzował upięcia pancerza, by miedzy poszczególnymi częsciami był luz po czym zeskoczył na dół i otrząsnął się porządnie. Po tym zabiegu większość siana znalazła się na klepisku. Morgoth pedantycznie wyciagnął jeszcze kilka słomek z pomiędzy uchylonych płatów pancerza, po czym zacisnął na powrót upięcia.-Bardziej ekonomiczne, przyjacielu.- zaśmiał się widąc jak Haakon dopiero się ubiera.
-Ile dni będzie trwał festyn?- spytał rozciągnąwszy się. -Dla powanego zabójcy specjalnie nie ma tu roboty... Masz jakiś pomysł na zarobienie garści groszy?- spytał idąc za towarzyszem.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:
Haakon
Właściwie to sam nie wiem, ie będzie to trwać. Zapytam lepiej karczmarza. KIedy zeszli na dół Haakon skierował się do szynkwasu.
Mości panie gospodarzu, ile dni planuje się , by trwał festyn? spytał. Gdzie najczęściej przebywa panicz von Grotfbelt, niejaki Otto Maksymilian? A i jeszcze jedno: gdzie mogę dowiedzieć się czegoś więcej o konkursie bardów? Wyrzuciał z siebie natłok pytań. Następnie powiedział, że coś by zjadł i zamówił u karczmarza jakieś mięsiwo.
Właściwie to sam nie wiem, ie będzie to trwać. Zapytam lepiej karczmarza. KIedy zeszli na dół Haakon skierował się do szynkwasu.
Mości panie gospodarzu, ile dni planuje się , by trwał festyn? spytał. Gdzie najczęściej przebywa panicz von Grotfbelt, niejaki Otto Maksymilian? A i jeszcze jedno: gdzie mogę dowiedzieć się czegoś więcej o konkursie bardów? Wyrzuciał z siebie natłok pytań. Następnie powiedział, że coś by zjadł i zamówił u karczmarza jakieś mięsiwo.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:

-
- Majtek
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 14 września 2005, 13:29
Nadiel
Mijająca noc zasiała w umyśle kapłana kolejne wątpliwości, a zarazem ziarenko strachu. Sen wydawał się tak realistyczny, a zarazem tak nierzeczywisty i pełen tajemnic. Wstał po cichu, nie chcąc budzić śpiącej dziewczyny. Zostawił natomiast na widoku swoją sakwę, by wiedziała, że był tu i jej nie opuścił. Swe kroki skierował w stronę korytarza prowadzącego dalej schodami do izby biesiadnej. W pomieszczeniu nie było wielu gości. Nic dziwnego godzina była jeszcze wczesna, a większośc gości odsypiała nocne hulaki. Mimo to kilku z nich zdążyło widać odespać, bo niemrawo zapełniali izbę. Kapłan przyglądał się im. Miał nadzieję odnaleźć najemnika, który oddał mu przysługę na targu.
Najpierw Nadiel podszedł do karczmarza.
-Jakąś strawę i kubek wody-poprosił, gdy ten zwrócił wreszcie na niego uwagę.
-Dzieje się tu coś ciekawego przyjacielu?-kontynuował dalej rozmowę-Wczoraj dopiero przybyłem tutaj. Rad bym usłyszeć różne nowiny. Odbywa się tu jakiś festiwal? Wczoraj było tłoczno na ulicach.
Siedział przy barku, popijając coraz wodę z drewnianego kubka i czekając, aż któraś z krzątających się wokoło służek przyniesie mu posiłek. Postanowił nie ruszać się z tego miejsca, przynajmniej dopóki nie zbudzi się Shea.
Poza: Mógłbym prosić o opis, kto jest teraz w karczmie. (chodzi mi o postaci graczy (no i tego starego najemnika o którym wspomniałem
). Bo troszkę gubię się gdzie kto jest

Mijająca noc zasiała w umyśle kapłana kolejne wątpliwości, a zarazem ziarenko strachu. Sen wydawał się tak realistyczny, a zarazem tak nierzeczywisty i pełen tajemnic. Wstał po cichu, nie chcąc budzić śpiącej dziewczyny. Zostawił natomiast na widoku swoją sakwę, by wiedziała, że był tu i jej nie opuścił. Swe kroki skierował w stronę korytarza prowadzącego dalej schodami do izby biesiadnej. W pomieszczeniu nie było wielu gości. Nic dziwnego godzina była jeszcze wczesna, a większośc gości odsypiała nocne hulaki. Mimo to kilku z nich zdążyło widać odespać, bo niemrawo zapełniali izbę. Kapłan przyglądał się im. Miał nadzieję odnaleźć najemnika, który oddał mu przysługę na targu.
Najpierw Nadiel podszedł do karczmarza.
-Jakąś strawę i kubek wody-poprosił, gdy ten zwrócił wreszcie na niego uwagę.
-Dzieje się tu coś ciekawego przyjacielu?-kontynuował dalej rozmowę-Wczoraj dopiero przybyłem tutaj. Rad bym usłyszeć różne nowiny. Odbywa się tu jakiś festiwal? Wczoraj było tłoczno na ulicach.
Siedział przy barku, popijając coraz wodę z drewnianego kubka i czekając, aż któraś z krzątających się wokoło służek przyniesie mu posiłek. Postanowił nie ruszać się z tego miejsca, przynajmniej dopóki nie zbudzi się Shea.
Poza: Mógłbym prosić o opis, kto jest teraz w karczmie. (chodzi mi o postaci graczy (no i tego starego najemnika o którym wspomniałem



-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Morgoth:
Zabójca popatrzył w oczy towarzysza -Taaaa...- uśmiechnął się kszywo - bard z ciebie przedni, ale kłamanie ci trochę... nie wychodzi...- nachylił się nad barem i dodał szeptem -Wiesz,że to okazja do zrobienia sporej kasy? Za konkretne zlecenie można wyłapać niezłą sumkę! A twoja pomoc moze mi się rpzydać, wiec byłoby pół na pół... możliwe, ze nie musiałbyś po tym jednym zadaniu już podróżować piechotą.- Morgoth wykonał taki ruch, jakby poganiał konia, po czym się zaśmiał.
Zabójca popatrzył w oczy towarzysza -Taaaa...- uśmiechnął się kszywo - bard z ciebie przedni, ale kłamanie ci trochę... nie wychodzi...- nachylił się nad barem i dodał szeptem -Wiesz,że to okazja do zrobienia sporej kasy? Za konkretne zlecenie można wyłapać niezłą sumkę! A twoja pomoc moze mi się rpzydać, wiec byłoby pół na pół... możliwe, ze nie musiałbyś po tym jednym zadaniu już podróżować piechotą.- Morgoth wykonał taki ruch, jakby poganiał konia, po czym się zaśmiał.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

Wertha i Reinhard
Syn moze nie byl az tak podobny do matki, ale gdy stali blisko siebie, juz z daleka widac bylo pokrewienstwo. Podobna muskularna budowa ciala, te same szare oczy, postawa i gesty bardzo ich do siebie upodobnily w ciagu tych dwoch lat, ktore spedzili razem. I choc kobieta byla nieco nizsza i bardziej "toporna" z urody, to o chlopaku mozna bylo rzec, iz jest przystojny. Tak, pod tym wzgledem musial sie wdac w ojca... Zapewne patrzac na Werthe i jej ubior nikogo nie zdziwi, ze Reinhard odziany jest z podobnym brakiem gustu. Choc ewidentnie stara sie to zmienic. Na szyi nosi rzemyk z jakims kolorowym kamyczkiem wygladzonym przez zimne wody strumienia, a w pasie przewiazany jest przybrudzona czerwona husta czy czyms takim. Wlosy ma starannie i krotko przyciete przy samej skorze glowy, za wyjatkiem malego mysiego warkoczyka na karku.
Przy pasie Reinhard nosi krotki miecz, bardzo krotki i na plecach tarcze, pokazna tarcze z wizerunkiem jakiegos zwierzecia szczerzacego kły. Podobny emblemat jego matka ma wyhaftowany na piersi.
Najemniczka zmierzyla karczmarza nieprzyjemnym, zimnym spojrzeniem. Wygladalo to tak, jakby miala ochote go w ten sposob usmiercic. Bill jedynie wyszczerzyl zeby w radosnym usmiechu, znow trafil w odpowiedni "czuly punkt" i mial niesamowita radosc z doprowadzania najemniczki do szalu.
- Predzej mnie Chaos pochlonie, niz dam ci te satysfakcje! I sie tak nie ciesz, nie bedziesz mnie wstydu przy smarkaczu robic!!! Reinhard, a ty co wyczyniasz?! - wrzasnela Wertha w momencie gdy jej syn zdejmowal buta na samym srodku karczmy.
- Kamien... - stwierdzil zaklopotany, odwrocil buta i wytrzepal kawalek zwiru. - Wybacz mamo...
Oczy Werthy zaplonely jakas wewnetrzna, zwierzeca wrecz nienawiscia. Nie patrzac nawet na Reinhard'a odwrocila sie gwaltownie i trzepnela go reka po twarzy zostawiajac mu piekny, czerwony slad swej rekawicy. Otrzepala dlonie o spodnie i tupiac ze zdenerwowania noga poczekala, az chlopak sie podniesie z podlogi. Nie zwracala zbytniej uwagi na osoby przygladajace sie tej scenie. Coz, oglady i dobrych manier tez jej brakowalo...
- Ile razy mam ci przypominac, ze masz mnie mowic po imieniu? Ewentualnie moze byc Wera, ale napewno nie... - tu najemniczka zrobila mine jakby sie miala zaraz udlawic wlasnym slowem - ... wszystko tylko nie "mamo"... <wzdrygnela sie> Bez przesady...
- Szybka i silna jak dawniej - karczmarz szepnal pod nosem przygladajac sie jakos dziwnie kobiecie.
- Bill... Reinhard pojdzie do stajni a ja poprosze kluczyk do mojego pokoiku, mysle ze nikt go nie zajal?
[O ile chlopak pytajacy sie o prace przyjmie oferte karczmarza Wertha jeszcze doda: "Reinhard moze pracowac rano i wieczorem, a w ciagu dnia moze razem pobiegaja po miescie? Niech cos chlopak ma z zycia... miasto pozna czy cos..."]
Syn moze nie byl az tak podobny do matki, ale gdy stali blisko siebie, juz z daleka widac bylo pokrewienstwo. Podobna muskularna budowa ciala, te same szare oczy, postawa i gesty bardzo ich do siebie upodobnily w ciagu tych dwoch lat, ktore spedzili razem. I choc kobieta byla nieco nizsza i bardziej "toporna" z urody, to o chlopaku mozna bylo rzec, iz jest przystojny. Tak, pod tym wzgledem musial sie wdac w ojca... Zapewne patrzac na Werthe i jej ubior nikogo nie zdziwi, ze Reinhard odziany jest z podobnym brakiem gustu. Choc ewidentnie stara sie to zmienic. Na szyi nosi rzemyk z jakims kolorowym kamyczkiem wygladzonym przez zimne wody strumienia, a w pasie przewiazany jest przybrudzona czerwona husta czy czyms takim. Wlosy ma starannie i krotko przyciete przy samej skorze glowy, za wyjatkiem malego mysiego warkoczyka na karku.
Przy pasie Reinhard nosi krotki miecz, bardzo krotki i na plecach tarcze, pokazna tarcze z wizerunkiem jakiegos zwierzecia szczerzacego kły. Podobny emblemat jego matka ma wyhaftowany na piersi.
Najemniczka zmierzyla karczmarza nieprzyjemnym, zimnym spojrzeniem. Wygladalo to tak, jakby miala ochote go w ten sposob usmiercic. Bill jedynie wyszczerzyl zeby w radosnym usmiechu, znow trafil w odpowiedni "czuly punkt" i mial niesamowita radosc z doprowadzania najemniczki do szalu.
- Predzej mnie Chaos pochlonie, niz dam ci te satysfakcje! I sie tak nie ciesz, nie bedziesz mnie wstydu przy smarkaczu robic!!! Reinhard, a ty co wyczyniasz?! - wrzasnela Wertha w momencie gdy jej syn zdejmowal buta na samym srodku karczmy.
- Kamien... - stwierdzil zaklopotany, odwrocil buta i wytrzepal kawalek zwiru. - Wybacz mamo...
Oczy Werthy zaplonely jakas wewnetrzna, zwierzeca wrecz nienawiscia. Nie patrzac nawet na Reinhard'a odwrocila sie gwaltownie i trzepnela go reka po twarzy zostawiajac mu piekny, czerwony slad swej rekawicy. Otrzepala dlonie o spodnie i tupiac ze zdenerwowania noga poczekala, az chlopak sie podniesie z podlogi. Nie zwracala zbytniej uwagi na osoby przygladajace sie tej scenie. Coz, oglady i dobrych manier tez jej brakowalo...
- Ile razy mam ci przypominac, ze masz mnie mowic po imieniu? Ewentualnie moze byc Wera, ale napewno nie... - tu najemniczka zrobila mine jakby sie miala zaraz udlawic wlasnym slowem - ... wszystko tylko nie "mamo"... <wzdrygnela sie> Bez przesady...
- Szybka i silna jak dawniej - karczmarz szepnal pod nosem przygladajac sie jakos dziwnie kobiecie.
- Bill... Reinhard pojdzie do stajni a ja poprosze kluczyk do mojego pokoiku, mysle ze nikt go nie zajal?
[O ile chlopak pytajacy sie o prace przyjmie oferte karczmarza Wertha jeszcze doda: "Reinhard moze pracowac rano i wieczorem, a w ciagu dnia moze razem pobiegaja po miescie? Niech cos chlopak ma z zycia... miasto pozna czy cos..."]

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:
Haakon
Zdaje mi się, że mnie polubiłeś. Prawda? Chciałbym ci jednak przypomnieć, żebyś nie angażował się zbyt mocno w przyjaźnie, bo może się okazać, że to znacznie utrudni ci wykonywanie zadań. zabrzmiało to trochę dziwnie. Jeśli jednak chcesz, to ci pomogę. Tylko zastanawiam się, w jaki sposób? rzucił beznamiętnie.
Zdaje mi się, że mnie polubiłeś. Prawda? Chciałbym ci jednak przypomnieć, żebyś nie angażował się zbyt mocno w przyjaźnie, bo może się okazać, że to znacznie utrudni ci wykonywanie zadań. zabrzmiało to trochę dziwnie. Jeśli jednak chcesz, to ci pomogę. Tylko zastanawiam się, w jaki sposób? rzucił beznamiętnie.

-
- Bombardier
- Posty: 622
- Rejestracja: wtorek, 4 października 2005, 15:21
Liv
Patrząc na płaczącą kobietę w dziewczynie coś się odezwało...Sumienie? Czy ona miała jeszcze sumienie? Po chwili namysłu odsunęła szpony.
- Przepraszam za moje wtargnięcie...Jestem bardzo zmęczona...Podróżuję z daleka...Szukam Jurgena Alfa von Grutfbelta... Czy zna go pani?
Patrząc na płaczącą kobietę w dziewczynie coś się odezwało...Sumienie? Czy ona miała jeszcze sumienie? Po chwili namysłu odsunęła szpony.
- Przepraszam za moje wtargnięcie...Jestem bardzo zmęczona...Podróżuję z daleka...Szukam Jurgena Alfa von Grutfbelta... Czy zna go pani?
Fie fye foe fum,
I smell the blood of the asylum.
I smell the blood of the asylum.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Morgoth:
-Nawet nie wiesz, jak przydatny może być bard. Od rozmowy począwszy, na odwracaniu uwagi skończywszy. Już zdarzyło mi się korzystać z usług twoich... "kolegów po fachu"- mówił Morgoth smarując kromkę smalcem i zabierając się do jej pałaszowania.
-Nawet nie wiesz, jak przydatny może być bard. Od rozmowy począwszy, na odwracaniu uwagi skończywszy. Już zdarzyło mi się korzystać z usług twoich... "kolegów po fachu"- mówił Morgoth smarując kromkę smalcem i zabierając się do jej pałaszowania.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
