[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Tym razem wjechali do miasta Podróżnikiem, docierając w pobliże wejścia do podziemi szybko i sprawnie.
Velius i Velshazaar obejrzeli pierwszy z włazów i nie stwierdzili żadnych magicznych własności tego obiektu. Daikonnstran zaś stwierdził, że jest to robota raczej demonów niż ludzi. Dodatkowo wedle jego oceny mechanizm otwierający jest jednostronny - znaczy włazu nie da się otworzyć od wewnątrz.
Bart i Alric spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym zagrali w marynarza i zaczęli rozstawiać działo stacjonarne. Velshazaar i Berenthe przygotowali jakieś zaklęcia.. każdy poczynił przygotowania. Wreszcie Argena przekręciła spore pokrętło na wierzchu włazu i pokrywa powoli się uniosła. Z ciemności na przybyszy spojrzało parędziesiąt par oczu nieprzywykłych do światła, wygłodniałych ludzi i elfów. Demony zamknęły ich tu, skazując na śmierć głodową... Sądząc po niesamowitym smrodzie i bajorze nieczystości i szczątków w zagłębieniu pośrodku dziury żyli dłużej, niż można było się spodziewać, zjadając się nawzajem.
- Dobijmy ich - mruknął Areus, celując w dziurę działem. - Nic z nich nie będzie...
Sayvinn przełknął głośno ślinę i spojrzał niepewnie na dwóch braci, patrzących w dół dziury z szeroko otwartymi oczyma.
Nehro się skrzywił.
- U... parszywy los - mruknął.
- Przeżyli tak długo po to by teraz zginąć? - Berenthe spojrzała na Areusa z wyrzutem.
- To wraki - syknął nieumarły. - Kalectwo umysłowe przekraczające twoje pojęcie. Czułaś kiedyś rozpacz? Oni czuli ją tak długo, ze poznali jej dno i drugą stronę - nie potrafią już logicznie rozumować. Pozostała tylko zwierzęca chęć przeżycia... spójrz na nich - powiedział z naciskiem.
Odnalezieni ludzie siedzieli w milczeniu dalej oszołomieni światłem i świeżym powietrzem. Kiwali się z trudem powstrzymując się przed upadkiem na kamienie.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Wszyscy

Velius czuł się zniesmaczony sugestią Areusa. Jako mag Thirel, nie mógł się zgodzić z pomysłem dobicia ocalałych bez próby pomocy im.
- Nie możemy tak po prostu ich dobić. Musi być jakiś sposób żeby im pomóc - wycedził przez zęby - Niezależnie, czy dzięki pomocy bóstw czy choćby wynalazków Mehizeck, musi być jakiś sposób by pomóc chociaż części z nich. Należy przynajmniej spróbować! - powiedział poruszony.
Argena zmarszczyła brwi. Zdawała sobie sprawę, że podobnie jak z kwestią otwarcia włazu, powinni zgromadzić więcej informacji, zanim podejmą nieodwracalne działania.
Dobicie ich było jedną z możliwości, ale mogli też przenieść się do Mehizeck. Tam może mogli by im pomóc? To było by też na rękę trójcy BNV, którzy wcześniej zajęli by się swoimi misjami... ale nie było by jej na rękę, bo nie chciała ich stracić. Nie mogła jednak przedstawiać własnych wygód, ponad życie dwudziestu osób... już nie.
Argena nieznacznie zajrzała do środka i choć widok był bardzo nieprzyjemny, to mówił sam za siebie. Nasłuchiwała, ale z zewnątrz dochodziły tylko dźwięki nieartykuowane.
Areus spojrzał na maga i pokrecił głową. Nie przestawał celować w ludzi na dole. Najwyraźniej słowa Veliusa jakos średnio go obchodziły. Czekał na instrukcje od Arilyn.
Arilyn patrzyła na tych ludzi... Lub też na to co z nich zostało. Wiedziała, że w ten czy inny sposób otwieranie tego grobowca, bo tym właściwie był ten właz, nie było najlepszym pomysłem. Nienawidziła takich obrazków, nienawidziła takich sytuacji. I nienawidziła zimnej kalkulacji, ale ta niestety mówiła swoje.
- Veliusie, a jak zamierzasz pomóc tym wszystkim istotom, które niegdyś były ludźmi? - spytała maga. - Jak zamierzasz ocalić ich od traumy, którą przeżyli? Jak zamierzasz umożliwić im dalsze życie po tym jak zjadali własnych krewnych i przyjaciół, którzy padli z wycieńczenia, lub których sami zabili? Nawet jeśli uda nam się jakimś cudem żywych odstawić ich do Mehizeck, w co wątpię, co najmniej połowa z nich sama pozbawi się życia jeśli kiedykolwiek odzyskają świadomość, by zdać sobie sprawę z tego co zrobili, by przetrwać. Byli zamknięci, diabli wiedzą jak długo, w ciasnocie, duchocie, smrodzie rozkładających się ciał i fekaliów, w ciemności ze świadomością, że to jest umieranie. Cierpienie ciała sprowadziło szaleństwo na umysł... Poza tym... Wiesz, że dusza udręczona torturami zanika? - Arilyn smutno spojrzała na towarzysza. - Czy chcesz dręczyć ich jeszcze dłużej? Bo ja póki co nie widzę tam ani jednej istoty, która miała dość siły woli by oprzeć się tym okropnościom... Czy wolisz by ich dusze całe dotarły tam gdzie wezwą je ich bogowie i zaznały wreszcie spokoju? - spytała.
- Mimo wszystko, zwyczajne dobicie ich wydaje mi się złym wyjściem - odpowiedział - ale decyzja nie należy do mnie - powiedział spokojnie spoglądając na Argenę. Wiedział, że Arilyn może mieć rację, być może nie uda się nikogo w żaden sposób ocalić. Mimo to, po prostu nie potrafił opowiedzieć się za takim rozwiązaniem bez żadnej próby pomocy.
W międzyczasie Argena wyczuła potencjał dusz tych nieszczęśników, co było chyba najlepszym określeniem.
- Tam jest dwadzieścia osób, ale suma potencjału ich dusz jest gorsza niż jednego chorowitego starca. Za długo siedzieli w tym zamknięciu, o parę miesięcy za długo - powiedziała Argena.
Skrzywiła się nieznacznie. Wyglądało na to, że naprawdę, nie mogli już nic dla nich zrobić... poza dobiciem.
Shar'teh nie wahał się długo - kiedy mag wdał się w wymianę zdań z dowódczynią, po prostu stanął w drzwiach, zasłaniając potężnym ciałem tych biednych, słabych ludzi.
- Nie zabijecie ich - stwierdził. - Takich rzeczy po prostu się nie robi - pokręcił głową. - Czyż demony niewystarczająco już robią na tym świecie zamieszania? Czy nie dość niszczą i mordują? - W każdym razie, na pewno nie zabijecie ich, dopóki ja żyję. Jeżeli nawet rzeczywiście niektórzy z nich będą żałowali tego co zrobili, niech podejmą swoje decyzje. Ale naszym obowiązkiem jest im pomóc - nefalem zastanowił się chwilę, po czym oceniwszy sytuację, dodał ugodowo - albo przynajmniej nie szkodzić.
Znów na chwilę zamilkł. Rozmawianie nie przychodziło mu tak łatwo, jak noszenie ciężarów albo kształtowanie metalu; wiedział, że umysłom można nadawać kształty jak stalowym prętom, że są tacy, którym przychodzi to z łatwością, ale on do nich nie należał. Po chwili jednak odezwał się znowu.
- Możemy podzielić się z nimi zapasami, wskazać drogę do czegoś, co będzie choć trochę bezpieczne. Wezwać może oddział z miasta? - powiedział to takim tonem, jakby zastanawiał się, czy to w ogóle możliwe, bo przez kilka spędzonych tu dni jeszcze nie do końca zorientował się w możliwościach, jakimi dysponuje oddział. - Zabezpieczyliby ich i udzielili dalszej pomocy. Każdy ocalały w walce z demonami jest cenny, prawda? - dodał jeszcze, licząc na to, że zdoła ich przekonać. Musiało mu się udać... Nie mógł pozwolić, by te wszystkie maluchy tak po prostu zginęły.
Areus spojrzał na Shar teha. Z jego spojrzenia i mimiki nie dało się odczytać niczego, acz Aarilyn po długotrwałym życiu w otoczeniu nieumarłych nauczyła się odcztywać ich nastawienie po delikatniej zmianie aury. W tym momencie desolator patrzył sie na nefalema jak na skończonego debila.
- Mogę od razu odtrzelic też jego? - mruknął cicho. Velshazaar klepnął nieumarłego w ramię.
- Nie, jeśli nie chcesz by twoja służba się zaraz skończyła - odparł krótko.
Nieumarły nie skomentował. Znów spojrzał pytająco na swoją zwierzchniczkę.
- Shar’Teh, jesteś głupcem czy ślepcem? - spytała Arilyn. - Jeśli w Mehizeck będą im pomagali w takim samym trybie w jakim pomagali mi, to ci ludzie co do jednego umrą zanim pomoc rzeczywiście zostanie im udzielona. Chyba, że znasz sposób na ominięcie całej masy biurokracji. Jeśli podzielisz się z nimi zapasami rozchorują się i pogorszą swój stan. Efekt identyczny, tylko dłużej się będą męczyć. Samo przywrócenie wspomnień w Mehizeck kosztowało mnie kupę pracy. Tylko, że ja byłam w pełni władz umysłowych. Z ich umysłów wątpię by zostało tyle, by byli w stanie po powrocie do względnej równowagi podjąć jakiekolwiek racjonalne działania. W tej chwili dobicie ich jest niczym mniej i niczym więcej jak aktem miłosierdzia - mruknęła. - Chyba że bardzo chcesz mieć na sumieniu ich przedłużające się męki. Chcesz z nimi rozmawiać, proszę. Droga wolna. Spróbuj nawiązać z nimi dialog. Będę zdziwiona jeśli uda ci się coś sensownego z nich wydobyć - mruknęła. Arilyn najchętniej dałaby znak Areusowi by strzelał. Co prawda teraz oznaczałoby to dodatkowe zwłoki w postaci nefalema, ale facet zbyt bardzo przypominał jej teraz niektórych fanatycznych pomagaczy w rodzaju paladynów Luviony, którzy swoją pomoc pchali ludziom w gardło często bardziej im szkodząc niż pomagając, by żałować ewentualnej decyzji oddania strzału.
- Raczej sądzę, ze oni chcieliby to zapomnieć, a jest ot o wiele łatwiejsze niż przywracanie wspomnień... - stwierdził Alric, gdy Arilyn zakończyła wywód.
- Możliwe, że masz nieco za dużą wiarę w swoich medyków - odparł Nehro. - Widzę ich umysły, to są puste skorupy - skrzywił się.
Argena spojrzała pytająco na Nehro, a ten kiwnął głową z potwierdzeniem. Ona wyczuła nędzne resztki ich dusz, on wypaczone umysły. Z tego wszystkiego wychudzone i zdeformowane ciała, dla zwykłego człowieka wydające się koszmarem, okazały się szczytem góry lodowej i chyba jedynym możliwym do wyleczenia defektem. W tych okolicznościach:
- Pozostało już tylko jedno do zrobienia. Panie Shar’Tech proszę zejść z linii strzału - powiedziała zdecydowanie Argena.
- Wszyscy się lepiej odsuńmy - dodała już nieco spokojniej. Ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę, był prysznic z ludzkich wnętrzności, krwii i odchodów. Była pewna, że załoga podziela jej zdanie na ten temat, a nie wiadomo było co przyniesie strzał Areusa.
- Shar’Teh, odsuń się. Nehro utwierdził mnie w przekonaniu, że nie jesteśmy w stanie im w żaden sposób pomóc. No może poza humanitarnym zakończeniem ich... istnienia... Bo to nie jest już życie - powiedziała smutno.
- Nie, nie jest - wtrącił się nefalem. Chciał już dodać: "To demon, jak w ogóle możecie go słuchać?", ale uświadomił sobie, że dwie kobiety mające największy wpływ na tę ekspedycję zdecydowanie nie poczułyby się przekonane tym wtrąceniem. Zająknął się więc i dodał po chwili: - Zresztą nawet jeśli, to i tak zasługują na życie. Nie zrobili nic złego! - przy ostatnim stwierdzeniu podniósł nieco głos, z trudem powstrzymując się od pacnięcia kogoś w łeb wielką łapą.
- Nie chce sie w to mieszac, ale jesli nikt nie jest w stanie im przywrócic rozumu i sprawic ze dadza rade odzyskac chociaz nieco niewinnosci, to za wiele nie mozemy im pomóc. - powiedzial drakon smutnym glosem. - I nie chce Cie martwic Shar’teh ale kanibalizm bardzo ciezko wyplenic z kogokolwiek.
- Zamknięto ich tam kilka miesięcy temu, zapewne zaraz po inwazji. Po tygodniu, nawet miesiącu jeszcze by odżyli, ale nie teraz. Przybyliśmy stanowczo za późno - powiedziała zdecydowanie Argena. Shar’Teh najwidoczniej nie chciał się jeszcze pogodzić z prawdą, która jak by nie patrzeć była dość okrutna.
Desolator przeniósł spojrzenie z nefalema na coś z tyłu za nim.
- Któreś z was zastnanawiało sie co sie stanie, gdy przywyczają się do naszej obecności? No ot patrzcie na cyrk - wskazał kierunek. Na nefalema rzucił się jeden z niedawnych “lokatorów” tej celi głodowej, próbując ugryźć go w ramię, drugi złapał go za nogi. Shar nieprzygotowany na atak od tyłu runął na twarz, a reszta wygłodzonych ludzi powoli ruszyła w jego stronę.
Desolator skoczył naprzód i kopniakiem zrzucił dwójkę “zombie”, łamiąc im kości i zabijając na miejscu, po czym odpalił działo. - Pozwolenie na egzekucję! - krzyknął.
- Zakończ to Areusie! - padły krótkie słowa z ust Arilyn, chociaż desolatorowi nie trzeba było w sumie tego teraz mówić. Domyślała się, że tak to się skończy. Przypadek tym bardziej przykry, że beznadziejny.
Struga zgniłozielonej energii zalała otwór w ziemi, spopielając wszystkich ludzi w środku w przeciągu paru sekund. Desolator uniósł broń w górę, sprawdzając “jakość” swych działań.
- Umarli szybko. Całkowita eliminacja - zameldował.
Mimo iż sprawa została załationa, samo zamknięcie ludzi i to co się z nimi stało dawało wiele do myslenia. Argena była mimo wszystko, choć oczywiście miała bardzo mieszane uczucia, zadowolona, ze nie zostawili włazu dla Mehizeck. Gdyby potem uznano, że nie można im pomóc i szkoda że oni go wcześniej otworzyli, bo może by się udało? Albo gdyby znaleźli już tylko martwe ciała? W tych okolicznościach nie można im było niczego zarzucić.
Velshazaar pomógł Shar’tehowi wstać.
- Czasem tak bywa... - poklepał go po ramieniu, ale po spojrzeniu archona nefalem domyślił się, ze miał takie samo zdanie jak on... ale rozumiał, ze tym ludziom się już nie pomoże.
Shar'teh zazgrzytał zębami, a zabrzmiało to jak poważne prace w kopalni soli. Spojrzał na Velshazaara i pokręcił głową.
- Cóż, wyrazili swoje zdanie w tej kwestii, to trzeba im przyznać - stwierdził smutno. Kolejne ofiary demonów, bo nie można ich było nazwać ofiarami desolatora, nie w tej sytuacji. Zapewne nie ostatnie, które będzie musiał oglądać. - Dziękuję za pomoc, Areusie - zwrócił się do desolatora, po czym spojrzał na swoje ugryzione ramię. Rana zaczynała się już zasklepiać.
Nieumarły skinął głową.
- Dobrze, że postąpiłeś wedle swoich przekonań. Nie zwracaj uwagi na moje zrzędzenie... - rzucił.
Velius w międzyczasie odmówił krótką modlitwę za dobite przed chwilą istoty.
- Szkoda, że było już za późno na pomoc - westchnął - demony nam jeszcze za to i wiele innych krzywd zapłacą - dodał ze złością.
Argena spojrzała na niego znacząco. Wiedziała o co mu chodzi i popierała go jak najbardziej, jednak dobór słów mężczyzny był nieco niefortunny. Z lekkim już uśmiechem zerknęła na Nehro, który tylko wzruszył ramionami i na Arilyn, pozostałe demony w ich ekipie... półdemony, ale zawsze.
- We właściwym czasie zapłacą za wszystko co zrobiły w tym świecie - potwierdziła elfka. - Jeśli znajdziemy na tych ziemiach kogoś komu będziemy w stanie pomóc, to tej pomocy udzielimy. To niestety nie był taki wypadek. Musimy jednak pamiętać, że wszyscy gramy w jednej drużynie. Wszyscy, bez względu na rasę, pochodzenie czy wyznanie, mamy ten sam cel. Postarajmy bardziej sobie wzajemnie ufać, bo bez tego nigdzie nie zajdziemy - powiedziała spokojnie.
- Dobrze powiedziane - Argena podsumowała słowa Arilyn. - Panie Velius, proszę wyleczyć Shar’Teha - zwróciła się do czarodzieja. Ten przytaknął i natychmiast zaczął leczyć towarzysza. Okazało się jednak, że nie jest mocno ranny, wystarczyło parę sekund leczenia energią i nefalem był jak nowy.
- Nie ma tu już nic do zrobienia, wracamy do Podróżnika - dodała już nieco głośniej, zwracając się do wszystkich zgromadzonych.
- A drugi właz? - zapytał Nehro i uniósł brew. - Były chyba dwa, nie?
- Drugi? Powiedziano mi tylko o tym jednym - rzekła z mieszaniną zawodu i smutku, a także skromną domieszką gniewu.
- Pancerne drzwi - przypomniał Velshazaar. - Są w innej sekcji tuneli - wyjaśnił.
- A no właśnie.. właz, pancerne drzwi, jeden wał, trzeba otworzyć - mruknął demon i wzruszył ramionami
- Najpierw je obejrzymy, potem decyzja o otwarciu, tak jak było z tym tutaj - rzekła Argena. - Chodźmy - dodała. Zapach dochodzący z wnętrza “celi” docierał już do nich, i nie był nawet podobny do przypalonej potrawy, był znacznie gorszy.
Arilyn tylko westchnęła ciężko. Miała dość atrakcji jak na jeden dzień. Miała wielką ochotę zostać w Podróżniku i olać szwędanie się po tunelach i otwieranie drzwi. Niechętnie ruszyła z resztą. Jakby na to nie patrzeć była jedną z potężniejszych istot w tej grupie. Wypadałoby wesprzeć towarzyszy...
- Mój altruizm kiedyś mnie zabije - burknęła do siebie pod nosem.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

- Lepiej altruizm niż powiedzmy... głupota - zauważył Areus, idąc koło Arilyn.
Wszyscy wsiedli do Podróżnika i przejechali na drugą stronę miasta, gdzie ponownie zanurzyli się w ciemne korytarze pod miastem, tym razem schodząc znacznie głębiej. Dotarli wreszcie do szczeliny, którą Daikonnstran jednoznacznie zaklasyfikował jako efekt osunięcia się terenu. Po opuszczeniu się w dół na linie wszyscy znaleźli się w sporej, przypominającej korytarz zawalony po jednej stronie sali. Podłogę, ściany i sufit wyrzeźbiono w litej skale w biało-czarną szachownicę.
Na końcu sali były wrota zajmujące połowę powierzchni ściany. Miały około trzech metrów szerokości i czterech wysokości.
Prawe skrzydło drzwi miało czarny odcień i wyrzeźbiono w nim kilku aniołów śmierci lecących z mieczami w rękach przez burzowe niebo. Postaci były wyrzeźbione bardzo wyraźnie, ale oglądający mogli odczuć pewne wrażenie toporności postaci.
Lewe skrzydło z kolei było jasne i przedstawiało uciekające istoty, osłaniane przez anioły w pancerzach i z tarczami. Tę część drzwi zapewne wykonywał ktoś inny, gdyż postaci wydawały się być delikatne i subtelne... nie licząc "obrońców" którzy z kolei byli znacznie bardziej wypukli, jakby wyróżniając się z reszty.
Nie było żadnego widocznego sposobu na otwarcie drzwi, ale u samego szczytu był napis, który odcyfrował Velshazaar.
- "Walka nigdy nie ustanie, będziemy zawsze gotowi" - powiedział i uniósł brew.
- Tylko pytanie, do której strony to się tyczy - mruknął Nehro, stukając w drzwi butem. Przy każdym stuknięciu drzwi odpowiadały mu głuchym dźwiękiem.
Desolator naładował swoje działo.
- Pozwolenie na użycie siły celem otwarcia? - zwrócił się do Arilyn. Chyba udzielił się mu nastrój elfki.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Wszyscy

- Po co silą, nie można najpierw kulturalnie sprawdzić, czy nie ma tu gdzieś zamka, żeby nie marnować drzwi i na wszelki wypadek je zostawić, gdyby trzeba je było z powrotem zamknąć? No i czy w ogóle je otwieramy? - powiedział Daikonsstran.
- Panie Daik, proszę poszukać mechanizmu otwierającego - poleciła Argena, która zaczęła dokładnie przyglądać się płaskorzeźbie.
- Co o tym sądzicie? - spytała zgromadzonych. Ona sama miała już na ten temat pewne zdanie, ale wolała póki co zachować je dla siebie i usłyszeć co sądzą inni, i czy podzielają jej spostrzeżenia.
Bart i Alric wgapiali się w rzeźbienia bez słowa. Sayvinn spojrzał na drzwi i się skrzywił. Nehro siedział z boku i ziewał. Berenthe zaś miała nietęgą minę i unikała patrzenia na drzwi. Velshazaar pokręcił głową.
Desolator kopnął zaś drzwi.
- Ma ze sto tysięcy lat... stare ścierwo... - skomentował. Arilyn wiedziała, że mógł dotknąć drzwi ręką, by ocenić ich wiek, ale najwyraźniej wolał kopnąć.
Drakon zaczął majstrować i przyglądać się bliżej drzwiom w poszukiwaniu czegoś, co mogło by być zamkiem, lub mechanizmem otwierającym, zadanie było nieco utrudnione, bo nie chciał jeszcze niczego otwierać.
Drzwi otwierała jakaś magiczna sekwencja, tyle dał radę stwierdzić. Velshazaar sprawdził zamknięcie, ale potrzebne tu były dwa typy mocy - krwi i życia.
- Berenthe posiada moc życia, ale moja moc krwi jest zbyt... wyspecjalizowana - mruknął Nehro.
- Przez tyle lat obrałem już konkretny sposób rozwoju, więc nie dysponuję wolną energią - dodał Ankh. Demon spojrzał na Argenę pytająco.
*To co robimy?* zapytał Shreth.
*Coś mi tu nie pasuje. Jeśli jest tak stare jak mówi desolator i kryje w sobie aniołki-obrońców, to dlaczego mieszkańcy nie otworzyli tego, gdy doszło do inwazji* zauważyła Argena.
*Khm... Velshazaar wspomniał na początku, że odsłonił to wstrząs... prawdopodobnie ten towarzyszący śmierci Kortaxa, lub jego narodzinom... ewentualnie aktywności wulkanicznej, czyli sporo po inwazji demonów i po śmierci mieszkańców* odparł symbiont.
*Taa* mruknęła Argena, zastanawiając się nad kwestią otwierania.
- Dobra! Obejrzeliście sobie te drzwi? Jak tak, to chodźmy już stąd. Nie wiemy, którą stronę konfliktu ewentualnie skrywają, albo czy czasem nie ma tam czegoś wrednego. Otwarcie ich w równym stopniu może nam pomóc co zaszkodzić, a nie mamy w tej chwili warunków, by poradzić sobie z ewentualnym większym problemem - mruknęła elfka. Do tej pory w milczeniu przyglądała się drzwiom. Nie zwróciła większej uwagi na kpiące zachowanie Areusa. Przypominał jej Torosara z jego złośliwym poczuciem humoru.
Arilyn spojrzała na Argenę ostro.
- Wedle słów Velshazaara napis głosi tylko: “Walka nigdy nie ustanie, będziemy zawsze gotowi". To w żaden sposób nie wskazuje na stronę konfliktu. Walczyć mogą zarówno istoty złe, z którymi wolelibyśmy się nie mierzyć, jak i dobre, które mogłyby się z nami sprzymierzyć... Chociaż i tu nie dawałabym głowy, bo istotom światła czasem lubi odbijać na widok demonów i nieumarłych - spojrzała znacząco na Argenę i Areusa. Sama też mogła stanowić cel ataku bandy świętoszkowatych paladynów... Albo ześwirowanych aniołów. Diabli wiedzą co jest za tymi drzwiami, a Arilyn naprawdę była już zmęczona i miała dość wrażeń. Ostatnie odkrycie grupy wygłodzonych i całkowicie odczłowieczonych mieszkańców miasta wcale pozytywnie nie wpłynęło na jej samopoczucie. Elfka uważała iż szczytem kretynizmu byłoby teraz otwierać te wrota. Najgorszy scenariusz zakładał według niej, że “szlachetni obrońcy” - kimkolwiek nie byli - zamknęli za wrotami jakieś zagrożenie, umieszczając na wrotach sentencję, która była niczym więcej jak ich mottem. W tym przypadku cała ekipa Podróżnika byłaby w naprawdę ciemnej dupie. Arilyn w tym tygodniu wyczerpała swój limit cierpliwości do głupoty - czy to własnej czy cudzej...
Argena nie była osobą, która się łatwo poddawała. Nie mniej jednak sprawa była skomplikowana. Demonica odnosiła nawet pewne wrażenie, że Arilyn jej w pewnym stopniu grozi, a jej umysł dostarczył wizję prawienia kazań i kopania tyłka podczas obiecanych treningów. Argena nie mogła jednak pozwolić, aby ta wizja, czy też strach przed nią, ją zdominowały. Musiała sama podjąć decyzje... może przy pomocy Shreth’a.
- Mamy niewielkie wskazówki odnośnie tego co może znajdować się za wrotami-płaskorzeźbą. Samo wykonanie może świadczyć raczej o tym, że autorowi znane były wizerunki i kształty dobrej strony aniołów, zaś o pozostałych tylko słyszał. Zakładając, że był to jeden autor. Napis też niewiele mówi - powiedziała cicho Argena.
Istotnie napis był enigmatyczny i dawał tyle samo odpowiedzi, co kolejnych zagadek.
- Jeśli “walka nigdy nie ustaje”, to dlaczego walczące siły są zamknięte, zamiast walczyć? Całkiem możliwe, że zamknięte są tam obie strony - Argena snuła przypuszczenia. Możliwe było, że zamknięte anioły cały czas tam walczyły, a może wcale nie są za bramą, tylko właśnie w niej, uwięzieni w płaskorzeźbie niczym zamienieni w kamień? Możliwości było nieskończenie wiele.
Argena przypomniała sobie też o obecności aniołów w jednym z napotkanych kilka dni temu miast. Jeśli Mehizeck się z nimi dogada, może ich ekspertyza przyda się przy tej bramie? Tak czy inaczej, mieli za mało informacji, za mało czasu i szczerze powiedziawszy, sami nie byli do końca przekonani, czy dysponują odpowiednią mocą do otwarcia bramy... która także budziła pewne wątpliwości, gdyż wymagane były magie życia i krwi, czyli przedstawionego przez dzieło dobra i zła. Obu!
- Tu może też chodzić o coś więcej. Nie o jedną czy drugą stronę aniołków, a o coś co na przykład utrzymuje równowagę między nimi - Argena pomyślała na głos.
- Jeśli jest tu od tak dawna, nie ma pośpiechu z jego otwieraniem. Zostawimy to tak jak jest i niech Mehizeck się tym zajmie - zadecydowała.
- To wracamy do Podróżnika, ta? - rzucił Desolator. - Jak tak, to streszczajmy się, mamy chyba jeszcze inne rzeczy do zrobienia...
Velius przytaknął.
- To chyba będzie najlepsze wyjście, w razie kłopotów tym razem nie mógł bym nikogo wskrzesić, zawsze możemy tu wrócić z ekipą z Mehizeck.
- Nie mamy całej wieczności na roztrząsanie tego, a zawsze możemy tu zrzucić znacznik dla Mehizeck i niech oni sobie myślą czy chcą się z tym bawić czy nie, na dodatek chciałbym przypomnieć, że cokolwiek by tam nie było... w Podróżniku robi się tłoczno czy tego chcecie czy nie. - Założył ręce przed sobą nie mówiąc nic więcej, nie chciało mu się zabierać głosu w tej dyskusji, było wiele innych rzeczy które wolałby chwilowo porobić niż otwieranie niebezpiecznych wrót, na dodatek zabezpieczonych skrajnie rożnymi rodzajami magii.
Podjęta przez Argenę decyzja zdawała się odpowiadać załodze, a to także się liczyło. Morale było dość istotną sprawą.
- Jeden znacznik wystarczy. Ustawmy tutaj nowy, a po tamten podjedziemy i schowamy z powrotem - powiedziała Argena. - Zbierajmy się - dodała do wszystkich.
Arilyn ruszyła za wszystkimi obrzucając wrota ostatnim spojrzeniem. Westchnęła. Tak było najlepiej. Nie czuła się na siłach by brać ewentualną odpowiedzialność za to co mogło się za nimi kryć. Poza tym bardzo chciała położyć się spać, w czasie gdy pojazd będzie się kierował do następnego miejsca przeznaczenia. Potrząsnęła głową do swoich myśli, odpędzając je przy okazji od siebie zmęczonym ruchem dłoni.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Mniej-więcej wszyscy

Gdy tylko wrócili do Podróżnika, Argena szybko udała się do swojego gabinetu po potrzebne jej rzeczy i zaczęła organizować ostatnie zadania, przed opuszczeniem miasta.
- Panie Bart, panie Alric, proszę ustawić znacznik do teleportacji - zwróciła się do swoich dwóch żołnierzy, którzy zasalutowali i zabrali się za wykonywanie polecenia natychmiast.
- Panie Nehro, może pan pójść z nimi, aby mieć oko na otoczenie? W razie powrotu kopaczy czy piekliptaków - spytała mężczyzny. Lepiej było zlecić to Arilyn, ale Argena widziała, że półelfka-półdemonica jest zmęczona. Sama też czuła się jakby nie spała od tygodnia, więc domyślała się, że mogą to być efekty uboczne wskrzeszania... Znośne, zważywszy na to co otrzymali.
- Się wie - mruknął Nehro w odpowiedzi, idąc za żołnierzami bez specjalnego pośpiechu.

- Panie Daik - mówiła dalej, tym razem podchodząc bliżej Daikonsstrana. Otworzyła dziennik pokładowy na ostatnio zapisywanej stronie. - Proszę wrócić pod wrota i narysować dla mnie szkic płaskorzeźby. Tutaj tak na dole strony - powiedziała pokazując mu odpowiednie na to miejsce. - I napis w oryginale - dodała natychmiast.
- Zobaczę co da się zrobić, biorę Pimpusia na wszelki wypadek. - Bez większych ceregieli przeszedł do części Podróżnika z zapasami i zaczął grzebać za przyborami piśmienniczymi, Coś tu na pewno było.
Tutaj też potrzebna była pewna ochrona, na wszelki wypadek, gdyby Pimpuś nie wystarczył. Argena podeszła więc do driady.
- Berenthe, mogłabyś proszę pójść z nim? Tak dla bezpieczeństwa, nie wiemy czy piekliptaki nie zdecydują się nagle pojawić.
Driada obejrzał się na drakona i potem znów na Argenę, by skinąć twierdząco głową.
Uśmiechnął się lekko wychodząc z odpowiednim zapasem zwojów, żeby dało radę skopiować całość rysunku, wyglądało na to że będzie miał ciekawe towarzystwo.
- Chodźmy. - Głową wskazał na wyjście i sam ruszył w jego kierunku. Driada bez słowa udałą się za nim, uśmiechając się uroczo. Marsz trochę im zajął, ale przynajmniej mieli okazję porozmawiać.
- Nie podziękowałem Ci jeszcze za ten słonecznik, muszę przyznać, że to pierwszy raz, kiedy można by rzec dostałem kwiatek, na dodatek takich rozmiarów, Trzeba przyznać że robi wrażenie. - Uśmiechnął się do idącej obok driady.

Kolejną sprawę miała do nefalema. Podeszła więc bliżej niego.
- Panie Shar’teh, chciałabym aby po drodze poprawił mi pan zbroję. Jak pan widzi jest nieco nadtopiona i ma kilka rys, mniejszych i większych. Da pan radę? - spytała mężczyzny. Była nieomal pewna, że nefalem powinien sobie z tym poradzić. W końcu mieli talent do prac z kształtowaniem metalu.
- Powinno nie być trudności. Proszę mi tylko powiedzieć, czy zbroja ma jakieś szczególne właściwości, na przykład magiczne? - spytał, nie chcąc nadziać się przypadkiem na jakieś zaklęcie w pancerzu.
- Nie ma - odpowiedziała Argena nieznacznie kiwając głową, na potwierdzenie słów - jest z wiatrostali, żeby była lżejsza. To wszystko - dokończyła wypowiedź.

Miała w zanadrzu jeszcze coś, ale wolała się już położyć i odpocząć. To był bardzo ciężki dzień. Zwłaszcza ta popołudniowa śmierć, dała się kobiecie we znaki. Argena musiała przyznać, że śmierć potrafi zwalić z nóg.



Arilyn zgodnie z przypuszczeniami Argeny już spała w najlepsze. Położyła się zaraz, gdy tylko miała taką okazję. Krzątanina jej nie przeszkadzała. Była zbyt zmęczona, by sobie tym zawracać głowę. Zmęczenie wynikało nie tylko z niedawnego wskrzeszenia, ale także z tego, że atmosfera Mehizeck nie za bardzo jej odpowiadała, a przez ostatni czas była zmuszona tam żyć. Elfka śniła o odległym miejscu i odległym czasie, gdy demony nie chodziły po ziemi i można było cieszyć się każdą chwilą...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Po powrocie do Podróżnika Daikonnstran pogrzebał chwilę przy module teleportacyjnym. Driada stała nad nim, przyglądając się jego działaniom z ciekawością. Towarzyszyła Daikowi od momentu gdy poszli pod rzeźbione wrota. Dopiero gdy drakon poszedł aktywować moduł z kabiny pilota i usiadł za sterami w kokpicie, gdzie miejsca było na tyle, by pilot miał swobodę ruchu Berenthe udałą się na swoje tymczasowe miejsce obok Nehro i Velshazaara.
Maszyna zadźwięczała dziwnie i teleportowała się do Olza.

Podróż potrwała niecałe dwa dni przez burzę pyłową, któa nawiedziła pustkowia w połowie pierwszego dnia podróży, oblepiając pojazd mokrym popiołem i uniemożliwiając szybką jazdę. Daikonnstran pierwszy raz nie miał wyboru i musiał użyć wycieraczek. Mimo wszystko Podróżnik wspinał się na wzgórza i brnął przez morza popiołu i strefy skażenia chaosem dzielnie, powarkując głośniej co jakiś czas w chwilach większego wysiłku. Koła zdzierżyły zarówno kontakt z płynna mocą Rozpadu jak i przegrzanym popiołem, buchającym z powstałych gdzieniegdzie "gejzerów". Wreszcie oczom pasażerów ukazała się Lukka. Miasto było wielkie i niegdyś musiało być piękne. Teraz było przyprószone popiołem i częściowo zburzone, ale co ciekawe, zachowała się część roślinności. Kawał przed miastem leżało zaś gigantyczne cielsko. Istota była martwa bez dwóch zdań. łeb parokrotnie większy niż Podróżnik leżał parę metrów od reszty.
- Zamieszkałe - stwierdził Areus. - Czuję życie, znaczy ludzi, zwierzęta... elfy... krasnoludy... archonów - wymieniał. - I jednego łowcę dusz - zakończył na tym i wskazał szczyty na zachód od miasta, gdzie widać było podobną do martwej istotę, gapiącą się na miasto. Z jej nozdrzy co jakiś czas buchały płomienie i o ile zwłoki przed miastem wydawały się trudne do identyfikacji o tyle tutaj nie było wątpliwości, ze jest to Demoniczny Wij.
- Czy to smok? - burknął Alric, gapiąc się na wija.
- Nie, smoki potrafią latać, on za pomocą skrzydeł atakuje... i są to skrzydła tylko z nazwy - odparł Calefarn. - To demoniczny wij. Ciekawi mnie kto i jak wypędził go z miasta... i zabił tego drugiego -
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran

Droga nie była zbyt długa, ale mijała dość szybko na luźnej rozmowie przetykanej dłuższymi ciszy. Zdawało się że drakon czuje się dość swobodnie w towarzystwie driady, tamta mimo że Daik wcześniej rozerwał ją na kawałki i zabrał serce ze sobą również wydawała się spokojna, nawet zadowolona. Tylko Pimpusiowi nie robiło zbytniej różnicy w jakim towarzystwie idzie. Wydawali się małym promykiem koloru i życia w wymarłym mieście, nawet piekliptaki trzymały się od nich z daleka. Pył pod stopami tłumił kroki ale zostawiali w nim za to wyraźny ślad.

Gdy już dotarli na miejsce, po drodze znajdując porządny stół, inżynier rozsiadł się i zaczął kopiować rysunek. Berenthe zerkała mu czasem przez ramię śledząc jego postępy i kręciła się dookoła. Zupełnie nie była podobna do tego zmutowanego stwora z podziemi więzienia, nie było ani śladu po chaosie który ją wypaczył i uwięził, na całe szczęście. W pewnym momencie przerwała nawet ciszę, jaka zapadła kiedy Daikonsstran kopiował drzwi na papier.
- Daik, mógłbyś mnie też narysować? - nie był pewien, ale chyba się lekko zarumieniła.
- Czemu nie, nie chce mi się jeszcze wracać do Podróżnika, usiądź sobie, to może trochę zając, zazwyczaj nikogo nie rysuję, ale myślę że mi się uda. - chwilę później zaczął przelewać na papier jej podobiznę, całkiem udaną jeśli mógł stwierdzić, może nie udało mu się uchwycić esencji życia jaką sobą reprezentowała, ale przecież jego talenty leżały w nieco innej sferze. Gdy pokazał jej ostateczny efekt, driada dała mu całusa i szybko schowała obrazek, zostawiając drakona nieco zszokowanego.

Gdy wrócili, wszyscy byli już gotowi do podróży, więc przygotował pojazd do podróży, nie mógł się za bardzo skoncentrować, ale próbował, mimo że jego myśli krążyły bardziej wokół driady niż czekającej ich podróży, korzystał póki mógł. Przecież niedługo będzie musiał się zająć prowadzeniem i zanim dotrą na miejsce, będzie całkiem wymęczony.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Wszyscy

Argena zarządziła zaparkownie, nadal zamaskowanego Podróżnika, niedaleko leżących zwłok giganta. Uważała, że zanim się ujawnią powinni zdobyć jak najwięcej informacji o tym co mogło tam zajść.
Daik przyjrzał się martwej bestii z bezpiecznej odległości i wnętrza Podróżnika.
- Nie wiem co to było, ale odwaliło robote za nas i jak dobrze pójdzie, mamy szansę na krótki urlop wśród żywych.
- Jak dla mnie jakaś solidna magia - mruknął Nehro. Velshazaar spojrzał na niego katem oka i się uśmiechnął, wychodząc z Podróżnika.
- Uważaj na siebie, i żeby cię nie zauważyli - rzekła Argena zanim mężczyzna wyszedł. Wolała aby nie wszyscy z załogi, od razu zorientowali się, że zależy jej na Velshazaarze. Może nawet bardziej niż powinno.
Mężczyzna podszedł bliżej pozbawionego głowy ciała i przyjrzał się bliżej zwłokom. Nie zabawił tam długo i szybko udał się w drogę powrotną.
- Moc Ładu - stwierdził, gdy powrócił po szybkich oględzinach.
- Czy mi się wydaje, czy moc Ładu jest trudna do opanowania? - zapytała Berenthe.
- Nie wydaje ci się. Ktokolwiek położył to trupem nie jest stad. W sensie z tego świata.
Argena zmarszczyła brwi, rozważając na temat znanych jej istot, które były by w stanie powalić istotę, która wśród olbrzymów uchodziła by za olbrzyma.
- Demony nie korzystają z mocy ładu. Nie z taką skutecznością - powiedziała.
Velius wzruszył ramionami - Skoro miasto jest zamieszkałe, to mieszkańcy powinni wiedzieć coś na temat tego, co się tutaj wydarzyło - powiedział spokojnie.
- Pewnie tak, to gdzie was dokładnie podwieźć, chyba że chcemy od razu wjechać do miasta i odkryć wszystkie karty. - wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodniej w fotelu.
- Nie widzę przeciwwskazań - stwierdził Velshazaar.
- Ja widzę - mruknął Areus, podchodząc do reszty. - Do tej pory z tego co rozumiem nie spotkaliście jeszcze wrogich wam istot walczących z demonami? - zapytał, ale nie dał nikomu czasu na odpowiedź.
- Czasem po wojnach ludzie skupiali się w odseparowanych społecznościach. Nie zawsze były podobne do normalnych, a obecność istoty spoza tego świata sugeruje, że przejął tu władzę ktoś z zewnatrz. Szansa na to, że są tam normalne warunki wynosi jakoś koło 50%. W innym wypadku mamy na przykład totalitarną monarcię. Rządy władcy-boga.
- Możliwe, że ktoś arcypotężny obronił miasto przed najazdem demonów, albo tych gigantów, i dzięki temu został bohaterem mieszkańców, co bardzo pomogło mu na drodze do osiągnięcia władzy absolutnej - zauważyła Argena, przedstawiając możliwy scenariusz osiągnięcia władzy.
- Albo Ci dwaj się pobili, tak też mogło być - zasugerowała. - Tylko nie wyjaśnia to sytuacji w mieście. Dlaczego ocalało i co ten drugi wielkuś jeszcze tu robi - zauważyła Argena, a następnie zastanowiła się przez dłuższą chwilę.
- Podróżnik pozostanie zamaskowany. Będą potrzebni ochotnicy do zwiadu na teren miasta. Oficjalne wejście, zapoczątkowane zapukaniem do drzwi... Chyba, że są jakieś inne pomysły? - powiedziała demonica.
- Mogę się przejść - mruknął Nehro. - Jakby wynikły jakieś komplikacje, to się przydam.
- Ja też, ale rzucę na siebie parę zaklęć maskujących i będę się ukrywał. Mogę wziąć ze sobą jedną osobę - stwierdził Velshazaar.
Reszta jakoś się nie kwapiła, aczkolwiek Areus patrzył pytąjaco na Arilyn.
- Ja chętnie pójdę, ale obawiam się, że musiałbym ruszyć zamaskowany, z Velshazaarem - odezwał się nefalem. - Może się bowiem okazać, że niespecjalnie lubią tu mój lud... Niektórzy nie podejmują wysiłku żeby odróżnić nas od demonów.
Velius ze swoim ciężkim pancerzem nie czuł się kompetentny do brania udziału w misji zwiadowczej, natomiast bez niego czuł by się bardzo nie pewnie. Postanowił więc po prostu pokiwać przecząco głową wiedząc, że na pewno znajdą się jacyś bardziej odpowiedni ochotnicy.
- Ja mogę zostać z Podróżnikiem, nigdzie mi się nie spieszy, może przejrzę w końcu resztę tych książek które wzięliśmy po drodze. - drakon wyciągnął się w fotelu niespecjalnie zachęcony wizją spaceru.
Argena też miała swoje książki, które czytała w wolnych chwilach. Wiedziała jednak, że co innego podczas przejazdu przez pustkowia, a co innego gdy towarzysze udają się na rekonesans w nieznane i niebezpieczne miejsce. Niezbyt zadowolona podejściem daikonsstrana kobieta skrzywiła się nieznacznie z rezygnacją. Owszem, też wolała zostać bezpiecznie w podróżniku, ale jako dowódca nie mogła sobie na to pozwolić.
- Sama zastanawiałam się nad udziałem w zwiadzie, w kamuflażu. Może wystarczy przyjąć postać ludzką, tylko że wtedy nie mogę zabrać swojej nowej zbroi - pomyślała na głos.
- Ale zakładamy, że nie będzie mi ona potrzebna - dodała, choć własciwie nie dawała temu wiary. Dostrzegła spojrzenie Areusa.
- Arilyn? - spytała, ciekawa co ona o tym wszystkim sądzi.
Elfka była wyraźnie zaspana. Tym całym gadaniem po prostu ją obudzono.
- Szczerze to wolałabym, żeby Mehizeck przysłało tutaj delegację dyplomatyczną. My, częściowo zamaskowani, częściowo składający się z demonów lub istot w jakiś sposób związanych z demonami - elfka patrzyła na Argenę, Nehro i nefalema - będziemy wzbudzać albo sensację, albo podejrzliwość, a i to tylko w najlepszym wypadku. Nawet demon w postaci człowieka może zostać wykryty. Nawet istota ukryta magią może zostać odkryta. Pamiętajcie, że tutaj sobie radzą. Mogą sobie pozwolić na zamordowanie potencjalnych sojuszników. I tak jeśli nas wytłuką w pień to może się zdarzyć, że nikt się o tym nie dowie... Nie będzie co zbierać. Ktoś chętny na demoniczno-ludzko-drakoński tatar? - spojrzała na zebranych krytycznie. - Mogę dodać do rachunku elfy, archony, nefalemów i innych jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości w kwestii ras - mruknęła. Ziewnęła. Najchętniej ruszyłaby najkrótszą drogą do Mehizeck śpiąc przez cały czas i zbierając siły na kolejne zadanie. Ale jak znała życie rozsądek znów w tej ekipie zostanie zadeptany żądzą przygód i ambicjami...
- Ja jak wspominałem chętnie zajmę się książkami. - drakon praktycznie już sięgał po jedną z tych traktujących o alchemii.
- Arylin mówi rozsądnie - wtrącił się nefalem. - Radzą sobie tutaj sami całkiem nieźle, nie musimy im w zasadzie pomagać. A jako dyplomaci nie jesteśmy chyba najlepiej dobrani - uśmiechnął się, co w zasadzie mogło służyć jako ilustracja prawdziwości jego twierdzenia, z tymi wszystkimi kłami i całą resztą.
Argena zmrużyła nieco oczy spoglądając na Daika z góry. Co innego podkulic ogon i schować się za książką w obliczu zagrożenia, a co innego powtarzać że to będzie robił. Ona sama nie mogła sobie pozwolić na tego typu - tchórzliwą postawę. Pokazała już, że była gotowa uczestniczyć w zwiadzie, czy też misji dyplomatycznej, a teraz po słowach Arilyn mogła wykazać się przebiegłością.
- Velshazaar, jeśli tam są archoni, to wykryte ukrycie może zostać źle przyjęte. Może nie udać sie przemknąć przed kimś kto pokonał Demonicznego Wija. Ale decyzja należy do ciebie - powiedziała spoglądając mężczyźnie prosto w oczy. Archon powinien zrozumieć, że nie jest jej obojętny.
Velshazaar pokręcił głową.
- Spokojnie, wiem na ile mogę sobie pozwolić - uśmiechnął się, wykonując uspakajający gest ręką.
- Panowie - Argena zwróciła się do łowców dusz. - Areus wykrył także jednego z łowców. Nie chcialibyście się z nim przywitać? - zaproponowała. Nie wiedziała ilu dokładnie jest łowców, ale nie często się ich spotykało. Obecność jednego z nich powinna wpłynąć pozytywnie na ich bezpieczeństwo.
- Czemu nie? - mruknłą Calefarn, Berthan wzruszył ramionami.
- Możemy pójść z “otwartą” grupą.
- Inna ważna sprawa, to kontakt “zwiadu dyplomatycznego” z podróżnikiem. Co mamy do dyspozycji? - rzekła, przed podjęciem ostatecznej decyzji.
- Do dyspozycji? - mruknął Nehro. - W jakim sensie?
- Kontakt telepatyczny? Podróżnik ma radio, może znajdzie się jakieś drugie dla naszych dyplomatów?
- Kontakt telepatyczny będzie łatwy do wyśledzenia - zauważył Velshazaar.
- A z komunikacji krótkofalowej jest tylko nasza “cegła” mruknął Bart, wskazując wielką krótkofalówkę, która z powodzeniem mogłaby być używana jako jednoręczna bron obuchowa.
Argena przyjrzała się przedmiotowi. wcześniej tego nie potrzebowali, ale teraz było jak znalazł.
- Weźcie “cegłe” i nawiązujcie kontakt tak często jak się da - powiedziała Argena. Chciała być na bieżąco z informacjami, a nie stać i martwić się co tam u innych.
- Za pomocą telepatii możecie dać znać w ostateczności - powiedziała.
- Zatem. Velshazaar, Nehro, Berenthe? - Argena zawiesiła głos, pytając czy driada też uda się z kolegami na zwiad. Ta w odpowiedzi kiwnęła głową, a Argena mówiła dalej. - Berthan, Celefarn... i Sayvinn, chcesz przejść się trochę? - zachęciła elfa, zgłaszając go na ochotnika.
Elf uśmiechnął się i pokręcił głową przecząco.
- Wątpię, by moja obecność pomogła cokolwiek... - stwierdził.
Argena uśmiechnęła się delikatnie. Była rozbawiona, gdyż Sayvinn przypomniał jej właśnie jednego z jej słodkich gamoni.
- Dobrze - odpowiedziała z uśmiechem. Mogła mu rozkazać iść, ale naprawdę nie chciała aby coś mu się stało, a istotnie byłby najsłabszy z całej grupy.
- Chciałabym, abyście dowiedzieli się jak najwięcej. Co do Podróżnika i tego co o nas powiecie, to sami zdecydujcie, ufam waszemu osądowi - powiedziała z uśmiechem.
- Dobra, ruchy - mruknął Nehro, idąc z Łowcami dusz. Velshazaar skinął głową Berenthe i też opuścili Podróżnika, znikając po drodze.
- Powodzenia - powiedziała jeszcze Argena... do niewidzialnych. Teraz pozostało im tylko czekać i mieć nadzieję. Na zwiad nie poszedł absolutnie nikt z jej załogi, a jedynie sojusznicy, Argena musiała przyznać że było to dość dziwne uczucie. Nadal uważała też, że ryzykuje życie swoich... bo sojusznik to też swój.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn i Argena

Elfka słuchając dalszej części rozmowy uniosła jedną brew. W końcu pacnęła się w twarz. Zabieg zastosowany przez Argenę by skłonić ekipę do wyruszenia był jednym z tych najbanalniejszych, najprostszych... I robiących z człowieka najgorszego idiotę... Półdemon Nehro był im tam w zwiadzie potrzebny jak klarnet był potrzebny kozie... Elfka pacnęła się w twarz po raz drugi.
- Kiedy mówiłam o dyplomatach z Mehizeck miałam na myśli dyplomatów z Mehizeck, a nie łowców dusz, półdemona, archona i driadę - mruknęła Arilyn patrząc na Argenę jak na skończoną idiotkę. O spaniu teraz mogła zapomnieć, a wciąż była zmęczona. Cała sytuacja jej się nie podobała, ale musiała niestety zachować czujność na wypadek kłopotów załogi.
- Daik, jak będziesz czytał tę swoją książkę to bądź proszę blisko konsoli sterowania Podróżnikiem. Na wypadek gdybyśmy musieli zjeżdżać stąd w podskokach... I masz tam może gdzieś na stanie jakąś książkę? Ja nie mam już za wiele rzeczy do czytania, a muszę się czymś zająć, bo się zanudzę - mruknęła zniechęcona.
- Spokojnie Arilyn. Sami się zgłosili, a ja też wolę, aby zwiad był dokładniejszy - powiedziała spokojnie Argena, przyglądając się Nehro i łowcom, którzy stanęli pod bramą miasta.
Arilyn parsknęła.
- Przyznaj się, że w ogóle nie rozważyłaś opcji odjechania stąd bez wysyłania ich. Wykorzystałaś fakt, że byli chętni na tę wycieczkę. To się nazywa nieliczenie się z kosztami. W razie czego będziemy mieli poważne trudności z przywróceniem ich. Przyznaję, że po części z mojej winy - mogłam pomyśleć przed zaatakowaniem tego demonicznego kundla... - mruknęła Arilyn. - Dodam, że jedyna korzyść z tego, że oni tam poszli i się narażają jest taka, że jako dowódca będziesz mogła się pochwalić wykonaniem pełnego planu misji - elfka się skrzywiła. - Jeśli tam zginą to ciekawię się jak się wyjaśnisz przed Darkningiem i przywódcą łowców dusz - mruknęła.
Argena odwróciła wzrok w stronę elfki.
- Nie ma powodów przypuszczać, że zginą. To nie jest zwiad na terytorium wroga. Rozumiem, że nie są tak potężni jak ty, ale miej w nich więcej wiary - odparła demonica.
Gdy ponownie spojrzała na bramę, Nehro i łowcy dusz byli już w środku.
- Nie rozumiesz... Ja sama bym tam nie poszła, bo przeciwko całemu miastu bez względu na moją siłę jestem tylko pchłą. Położyli trupem to coś co im zalega przed murami. Ja bym sobie z tym raczej nie poradziła - powiedziała. - Nehro, Velshazaar i Berenthe to nie ułomki. Łowcy dusz to też solidna ekipa. I dlatego poza wiarą w ich siłę potrzebujemy jeszcze rozwagi - powiedziała z naciskiem.
- Jeśli masz jakieś powody aby przypuszczać, że mieszkańcy będą wrogo nastawieni, to już za późno na podzielenie się nimi. Moim zdaniem niepotrzebnie zakładasz najgorsze - Argena starała się uspokoić elfkę, oraz słuchającą tej rozmowy część załogi.
- Wszystko co miałam do powiedzenia powiedziałam zanim wyruszyli! Wolę zakładać najgorsze i nie mieć później niemiłej niespodzianki w postaci martwych członków załogi. To się nazywa dmuchanie na zimno. Jakby na to nie patrzeć faza planowania zawsze musi zawierać w sobie rozważenie najgorszego scenariusza i znalezienie sposobu na poradzenie sobie z nim. W tym wypadku faza planowania została zupełnie pominięta. Nie mamy alternatywnego planu - mruknęła.
Argena podeszła nieco bliżej elfki i zaczęła mówić nieco ciszej niż do tej pory.
- Mamy radio i awaryjny kontakt telepatyczny. Velshazaar i Berenthe są ukryci, w razie czego pomogą reszcie się wydostać. My też możemy coś zrobić, Mamy Podróżnika, Areusa, damy radę otworzyć bramę, albo mury. Ja mogę choćby otworzyć portal, Velshazaar wie o tym.
Argena delikatnie położyła dłoń na ramieniu Arilyn. - Nie stresuj się. Dadzą sobie radę - dodała spokojnym głosem, spoglądając elfce w oczy.
Spojrzenie elfki było ostre. Argena jednak jakimś cudem w tym chłodnym spojrzeniu Arilyn wychwyciła ulotną nutę żalu i smutku. Coś co elfka bardzo starannie ukrywała.
- Straciłam większość mojej załogi w wojnie z demonami. Widziałam śmierć moich podkomendnych, część zniknęła bez śladu, część dostała się pod wpływ demonów. Eltharond, którego nie tak dawno temu zniszczyliśmy należał niegdyś do mojej załogi. Sama straciłam życie, broniąc kogoś kogo pokochałam. Oddałam wszystko co było dla mnie cenne by ten cholerny świat był bezpieczny... I nie jest! Nie chcę by inni musieli płacić cenę za coś co nie jest tej ceny warte - syknęła.
Argena zastanowiła się chwilę nad słowami elfki. Rozumiała już dlaczego ta miała takie, a nie inne zdanie. Już dużo wcześniej wiedziała, że Arilyn ciężko się pogodzić z utratą załogi, za którą odpowiada dowódca. Teraz jednak stało się to znacznie bardziej wyraziste.
- Świat nigdy nie będzie całkiem bezpieczny. Może być lokalnie, albo tymczasowo. Ale warto o to walczyć. Za naszych bliskich, dla dobra przyszłych pokoleń. W momencie gdy się poddamy, gdy uznamy że nie warto się starać, wtedy przegramy - powiedziała łagodnie Argena, kładąc jednocześnie drugą dłoń, na drugim ramieniu elfki.
- Musimy bronić tych których kochamy, bronić słabszych. Nie można wątpić w słuszność tego, nie można się poddawać - powiedziała łagodnie.
- Nie będzie żadnych przyszłych pokoleń jeśli to w dalszym ciągu będzie wyglądało tak jak wygląda - parsknęła elfka. - To wszystko o czym mówisz to w tej chwili dla mnie puste słowa. W tym świecie nie za bardzo jest dla mnie miejsce - mruknęła. - Może udziela mi się zgorzknienie Areusa, ale tak to widzę. I zabierz proszę ręce z moich ramion... W moich stronach to bardzo nieuprzejme - mruknęła już spokojniej.
Argena nic nie odpowiedziała i spokojnie opuściła ręce, puszczając jednocześnie Arilyn.
- W kwestii pokoleń, sytuacja może ulec zmianie. Nie zamykaj się tylko na tych, którzy są tobie życzliwi. Jesteś naprawdę potężna, miej wiarę w siebie - rzekła spokojnym głosem Argena.
- Jestem po prostu realistką. Prowadzę zbyt niebezpieczne życie by założyć rodzinę. Ktoś inny dostał taką szansę - mruknęła. Elfka się skrzywiła. Nie lubiła gdy jej myśli zbaczały na ten tor. Drażniło ją to. Dodatkowo załoga ledwo opuściła pokład, a Arilyn już wyłaziła ze skóry z niepokoju.
Argena zrozumiała, że Arilyn jest nieco rozczulona. A jednocześnie zaniepokojona. Sama demonica była wojownikiem i dowódcą. Znała się na podtrzymaniu morale w armii, czy załodze, ale uspokoić i podtrzymać na duchu konkretną osobę z dużymi problemami, to już ją nieco przerastało.
- Może napij się kielich wina, dobrze ci to zrobi. Zaczęłam czytać jedną książkę, może ci się spodoba, chcesz? - powiedziała łagodnie Argena.
- Lepiej nie będę niczego piła, bo jeszcze schleję się w trupa. Nie czuję się teraz na siłach, by pić alkohol - mruknęła. Psychiczne zmęczenie, które jej dolegało ostatnimi czasy wystarczająco ją rozkładało, by elfka darowała sobie luksus picia wina. Miała ochotę upić się na umór, a Arilyn czuła, że niewiele jej teraz trzeba by ten zamierzony efekt osiągnąć.
- Byle nie poezja, byle nie romans... Zasypiam przy takich rzeczach - bąknęła siadając na pierwszej lepszej płaskiej powierzchni jaką znalazła, i która nadawała się do tego celu.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Po godzinie Velshazaar powrócił z Berenthe. Nie byli specjalnie zadowoleni.
- Mają zbyt zaawansowane zdolności wykrywania. Zdecydowałem się nie ryzykować - stwierdził archon, krzywiąc się.Resztę przyjęto przyjaźnie. Wychodzi na to, ze to ten Łowca Dusz położył trupem tego demona. Drugi oberwał ale zwiał, kłopot polega na tym, ze podczas walki z dwoma na raz poległo trzech innych Łowców, wiec przy kolejnym ataku na miasto raczej się nie wybronią. Sądzę, że będą chcieli zaproponować Nehro i tym dwóm łowcom najecie się do obrony - stwierdził i strząsnął dłonie. Po godzinie odezwał się interkom i dało się słyszeć głos Nehro:
- Już działa? Czekaj, tu coś miga... co za kawał krzemowego ścierwa... słychać mnie? - zapytał
- Głośno i wyraźnie - mruknął Velshazaar.
- To dobrze, jedźcie do głównej bramy, są tu dwa poważne problemy które nasi Łowcy chcą pomóc rozwiązać. Jeśli Argena nie wyrazi na to zgody, to ten łowca tutejszy po prostu zmieni ich rozkazy, bo jest wyższy stopniem z tego co widzę i tak czy inaczej tu zostaną. Jedziemy dalej i zostawiamy ich tu, czy zostajemy i pomagamy? - zapytał.
Areus machnął ręką.
- Czy którykolwiek z tych problemów ma związek z naszym zadaniem? Co my tu mieliśmy w ogóle zrobić? - zapytał.
- Sprawdzić schron - mruknął Alric.
- No właśnie to drugi problem. Schronu za cholerę nie da się otworzyć, a są tam żywi ludzie, to jest drugi problem. Kończy im się zapas jedzenia i wody - mruknął Nehro.
- No to już wybór dowództwa co robimy - Areus wzruszył ramionami.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Wszyscy

- Jedziemy pod bramę - odpowiedziała Argena nachylając się do radiomikrofonu.
- Panie Daik, ruszamy - rzekła zerkając na ich kierowcę.
- No to wszyscy na poklad. - inzynier poczekal az wszyscy wróca na swoje miejsca i ruszyl w strone miasta.
Dotarcie nie zabrało długo. W bramach spotkali Nehro i gromadkę straży. Wszyscy byli nienaturalnie szczupli w talii i mimo filigranowej budowy biegali w pancerzach.
- Rycerze Lukkatu? - mruknął Areus. - A oni tu skąd?
Wkrótce Podróżnik przekroczył bramy i te zostały zamknięte za nimi. Dość gruby jegomość wyłonił sie zza dziwnych rycerzy i przywitał wszystkich serdecznie.
- Witajcie, witajcie... zawsze chętnie witamy przybyszy, szczególnie jeśli mogą nam pomóc - zaśmiał się. - Liczymy, ze zostaniecie u nas już na stałe, z tego co nam wiadomo nie ma specjalnie czego szukać na reszcie kontynentu. Chcemy powoli przywrócić życie temu miejscu zaczynając od terenów wokół miasta, a kończąc na całej reszcie świata, jeśli będzie to niezbędne - powiedział.
Areus obejrzał się na Arilyn “Ten gość wierzy w to co mówi... i wierzy, że się uda” przekazał jej mentalnie.
Arilyn nieznacznie skinęła głową na słowa Areusa. Propozycja zostania tu na stałe podana w takiej formie nie przypadła jej do gustu. Elfka lubiła zaproszenia, nie sugestie.
- Przywrócimy ten kontynent do dawnego stanu! A może i lepszego - zaśmiał się. - Jestem Gebber. Byłem tutejszym burmistrzem, a obecnie wygląda na to, że jestem przywódcą tych ludzi. Przy odrobinie szczęścia wkrótce znajdzie się na moje stanowisko ktoś lepszy - zaśmiał się.
Chociaż tyle, że gość nie wydawał się opętany władzą... Ale czas pokaże jaki był w istocie...
- Witaj Gebber, jestem Argena Farghay, dowódca zwiadu z Mehizeck - nieznacznie wskazała kciukiem na Podróżnika.
- Mamy już swoje miasto, więc nie zostaniemy - dodała.
Nie umknęło jej uwadze, że tutejsza straż to chuderlawe liliputy, podczas gdy sam burmistrz obrasta w tłuszcz. Choć jeśli straż była przedstawicielami innej rasy, jak zasugerował Areus? Póki co Argena nie wyciągała pochopnych wniosków.
- Miasto Mehizeck ma podobne cele, myślę że dogadacie się z naszymi władzami i uda się stworzyć korzystne dla obu stron przymierze - powiedziała spokojnym głosem.
- Mehizeck? Czyli przetrwało jakiś inne duże miasto? - zapytał mężczyzna, patrząc na pojazd, którym przybyła Argena i reszta jej milczących towarzyszy. - Całkiem nieźle rozwinięte technicznie z tego co widzę - dodał.
- Ano przetrwało. Dziwię się, że tak bardzo odizolowaliście się od tego co na zewnątrz - mruknęła Arilyn.
*A co ty o tym myślisz?* demonoca zwróciła się do swojego symbionta.
*Ci zapuszkowani goście składają się w większości z energii... dziwne istoty* mruknął Shreth.
Argena przyjęła zdanie Shretha i już nie odpowiedziała. Nie miała w zwyczaju prowadzić dwóch rozmów na raz.
- W czym dokładniej możemy pomóc? - spytała.
- W dwóch sprawach... po pierwsze zbieramy się do zabicia drugiego Demonicznego Wija - powiedział burmistrz. - Inna rzecz, to fakt, ze mamy tu schron, ale jeden z wijów uszkodził właz, próbując dostać się do ludzi w środku i nie możemy go otworzyć. Istotom uwięzionym w środku kończy się powoli zapas jedzenia... potrzebowalibyśmy czegoś, co przebiłoby właz... -
Areus uderzył pięściami o siebie.
- Brzmi jak mój typ zadania... - mruknął. Argena skinęła głową. W pełni się z tym zgadzała.
- Będziesz w stanie ocenić czy dostaniesz się do środka jak zobaczysz właz? - spytała Areusa. - Jak tak to bierzmy się do roboty. Im szybciej to zrobimy tym szybciej wrócę spać - mruknęła.
- No będę, będę - mruknął desolator. - Gdzie ten właz? - zapytał.
- Zniszczona partia miasta na zachodzie. Chcecie eskortę? Demony kręcą się po tamtych terenach, odizolowaliśmy na razie resztę miasta od ruin - odparł burmistrz.
- No to tyle z milej przejazdzki, jak potezne sa te demony które sie tam kreca, poza wijem oczywiscie. - ksiazka o alchemii, która czytal w krótkich przerwach w podrózy oraz zwiadu jaki przeprowadzili pozostali musiala jeszcze troche polezec zapomniana.
- Drugi i trzeci krąg z tego co mi wiadomo - odparł jeden z rycerzy. Miał zimny, metaliczny głos. Argena uśmiechnęła się nieznacznie, bardzo jej to odpowiadało, gdyż od jakiegoś czasu szukała okazji na wypróbowanie berła.
- Eskorta może się przydać - stwierdziła Arilyn. - Nie czuję się na siłach by samotnie stawać do walki ze zbyt licznym przeciwnikiem - mruknęła. - Poza tym eskorta zapewni Areusowi niezbędny czas na ocenę sytuacji i przeprowadzenie działań - dodała.
- Nie jest to raczej daleko, więc nie problem wziąć więcej ludzi, a mogą się przydać nie tylko do ochrony, ale i do ewentualnego niesienia wyczerpanych ludzi ze schronu, o ile udałoby się go otworzyć od razu - powiedział mag kiwając głową. Jego myśli jednak częściej krążyły wokół demonicznego wija, który stanowił ogromne zagrożenie.
- Tak, zgadzam się z tym - stwierdziła Argena. Nie była zbyt zadowolona, że Arilyn znowu przejmowała jej rolę, ale starała się to zamaskować. Zgłoszenie Veilusa już bardziej jej się podobało.
- Czy Celefarn i Berthan przyłączą się do udziału w misji? - spytała.
- Ci dwaj łowcy dusz? Zapewne tak, wraz ze swoim starszym... Jaz’Ir się zwie jeśli mnie pamięć nie myli - stwierdził burmistrz.
- Idziemy tam czy jedziemy, jesli idziemy, to wyciagne lepiej z pojazdu ciezsza bron, ta moja strzelba moze i jest niezla, ale na niektóre demony dziala nie lepiej niz proca.
- Jak daleko jest do włazu i ilu ludzi jest tam zamknietych? - spytała Argena.
- Jakiś kilometr, a co do ludzi to trudno orzec - mruknął burmistrz. - Nie znamy ilości zabitych... po prostu rycerze Lukkatu wyczuli życie pod ziemia. Oszacowali ich stan zdrowotny, ale nie potrafią ocenić precyzyjnie ilości ludzi - bąknął.
- Na pewno powyżej dwóch setek - powiedział jeden z rycerzy. Głos jakby rezonował wewnątrz zbroi...
- Oj... to jeśli dacie radę otworzyć właz to wyślę większą ilość rycerzy i wozy - stwierdził burmistrz.
- Dobrze. My weźmiemy podróżnika. Będzie bezpieczniej i zapewni miejsce dla rannych, to zawsze się może przydać.
Arilyn spokojnie czekała, aż organizacja eskorty osiągnie etap, na którym będzie można wyruszyć w pobliże włazu. Westchnęła do siebie i swoich myśli. Naszło ją, że może udziela jej się zgorzknienie desolatora... Albo jest naprawdę bardzo zmęczona, bo nie była w stanie znaleźć u siebie takich pokładów altruizmu i oddania jak kiedyś.

Wkrótce załoga Podróżnika, jak i towarzysze podróży, oraz dwudziestoosobowy oddział rycerzy Lukkatu byli gotowi do wymarszu.
- Tylko kto tu jest dowódcą? - zapytał jeden z rycerzy, gdy zatrzymali się przed załogą Podróżnika.
- Ja - odpowiedziała Argena spoglądając na zgromadzonych. - Lepiej będzie jeśli to wy będziecie pierwszymi których uwolnieni zobaczą po otworzeniu włazu. Jeśli zobaczą kogoś z mojej załogi, albo mnie może dojść do nieporozumienia.
- Oj zawsze mogą zobaczyć mnie jako pierwszą - rzuciła Berenthe, uśmiechając się.
- Poza tym jesteśmy tu dosć świeżymi gośćmi, wiec wątpię, żeby zareagowali na nas lepiej - stwierdził dowódca oddziału rycerzy Lukkatu.
- Dobrze, zatem postanowione - powiedziała Argena.
- No i to by bylo na tyle, Podróznik jest gotowy, wiekszosc w srodku tez, o ile mozna sie na to przygotowac. Jak duze sa te uszkodzenia wlazu, mechanizm sie calkiem zablokowal?
- Nie znam sie na szczegółach technicznych - burmistrz zrobił bezradny gest rękoma. - Ale jeśli dorbrze zrozumiałem, to część mechanizmu została wyłamana pod wpływem uderzenia i właz osiadł blokując się.
- Przebijemy się przez niego - powiedziała Argena. - Czy wiadomo z czego dokładnie jest zrobiony i jaką ma grubość? - spytała. Jednocześnie w tajemnicy, nie ruszając głową, pokazała wzrokiem na Areusa. Zdawała sobie sprawę, że jak ten koleś pierdzielnie, to może rozwalić nie tylko właz, ale i ludzi za nim.
- Nie jestem metalurgiem, wiem, ze ten stop nie rysował się, gdy próbowali go otworzyć Rycerze Lukkatu.. magia ładu, Światła i Wody też zawiodła - odparł burmistrz.
- No to trzeba sie tam przejechac, przyjrzec i tyle! - powiedział Daik juz prawie siedząc za sterami. Od dawna czekal jedynie na znak do wyjazdu.
- Załoga na pokład, ruszamy - zadecydowała Argena.
Mimo ich drobnej budowy, rycerzy Lukkatu było trochę za dużo aby zmieścili się na pokładzie podróżnika. Argena nie była by też zachwycona całym oddziałem nowo poznanych osób buszujacych na pokłazie ich pojazdu. Na szczęście wcale tego nie proponowali. Kilometr mogli się przejść.
- Panie Daik, jedziemy za rycerzami. Jak będziemy na miejscu, to my wysiądziemy, a pan niech wywróci, tak aby szybciej można było się wycofać. Wejściem blisko włazu, aby łatwiej było zabrać rannych - powiedziała Argena, gdy tylko ruszyli.
- Da się zrobić. - mruknął drakon, poczekał tylko aż wszyscy wsiedli a rycerze ruszą i skierował Podróżnika za nimi.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Po szybkiej konsultacji co do lokacji włazu można było ruszać w drogę.

Podróżnik powoli pokonywał wzgórza gruzów i ruiny budynków, mijając nieświadome jego obecności demony, tłukące się miedzy sobą, by zabić czas. Były to mierzące po trzy metry istoty, przypominające łyse goryle o czerwonej skórze i kolcach wzdłuż kręgosłupa, obdarzone zestawem sześciu rogów na głowie. *Demony trzeciego kręgu* zaklasyfikował Shreth. Oczywiście niewyposażeni w moduł maskujący rycerze Lukkatu nie mieli wyboru, jak po drodze metodycznie eliminować zagrożenie, opóźniając przez to podróż.

Wreszcie pojazd dotarł do ruin sporego budynku, w którego podziemiu ulokowany był właz. Budynek został niemal doszczętnie zmiażdżony, stała tylko jego zachodnia ściana, a i ona groziła zawaleniem. Desolator westchnął, patrząc na ten obrazek.
- Mam iść sam z tamtymi zakutymi łbami? - rzucił do Arilyn, przygotowując się do opuszczenia pojazdu.
Daikonnstran tymczasem przez lunetę dojrzał właz. Był spory i został po prostu wbity w ziemię. Zawiasy zostały zerwane, wiec by to podnieść potrzebny byłby na prawdę potężny dźwig... albo imponująca ilość materiałów wybuchowych.

Rycerze Lukkatu w tym momencie dotarli do ruin i zabili demonicznego gargulca siedzącego na szczycie pobliskiego budynku, używając jakiejś magicznej wyrzutni. Dowódca rycerzy zaczął się rozglądać za Podróżnikiem, który znikł mu z oczu, gdy przeszedł w tryb maskowania, a jego rycerze ruszyli zabezpieczyć teren.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Wszyscy

- Z tego co widzę, można to albo wysadzić, albo podnieść odpowiednio dużym dźwigiem, myślę że jeśli się dobrze rozejrzymy, to się znajdzie materiał na dźwig, ale decyzję zostawiam wam, lubicie bum, czy wolicie po cichu, z mniejszą szansą uszkodzenia kogoś w środku? - Daikonsstran przekazał lunetę dalej.
Argena tylko przez chwilę popatrzyła na waz przez lunetę.
- Wysadzać nie będziemy - powiedziała. Nie tylko mogliby uszkodzić kogoś w środku, ale i niepotrzebnie zwróciliby na siebie uwagę otaczających ich przeciwników.
- W ostateczności spróbujemy podpiąć właz do Podróżnika, ale może nie będzie takiej potrzeby. Areus może okazać się dostatecznie silnym dźwigiem - odpowiedziała i odstawiła lunetę na bok.
- Przejmę kontrolę nad jednym z przeciwników, na pewno się zorientujecie którym, to go nie atakujcie - powiedziała jeszcze, zanim:
- Wysiadamy, Daik zostaje - wydała polecenie, samej się do niego stosując.
- Mogę zostać. - wzruszył ramionami. *Tylko ciekawe kto wam ewentualnie ten dźwig zbuduje spryciulo.* Na szczęście jego myśli nikt czytać chyba nie umiał, ale nawet gdyby, raczej by się tylko uśmiechnął.
- Wyglądam ci na element wyposażenia budowlanego, demonico? - burknął Areus, przechodząc koło Argeny. Velius spojrzał na desolatora z niesmakiem. Niechęć do dowódcy to jedno, ale to już zakrawało solidną niesubordynację. Wiedział jednak, że potrzebują jeszcze Areusa i prawdopodobnie cała ta odzywka zostanie puszczona mimo uszu.
- Skoro nie jesteś tak silny za jakiego cię miałam - zadrwiła Argena.
- Skoro wszystko co silne uważasz za dźwig, to na tej zasadzie mógłbym cie uznać za drewniane pudło. Też jesteś pusta - nieumarły wzruszył ramionami.
- Wypraszam sobie, nic o mnie nie wiesz - stwierdziła i sama się zdziwiła z jakim spokojem jej to przyszło.
Desolator nie zwrócił uwagi na odpowiedź Argeny, wyszedł z pojazdu nie czekając nawet na to aż Argena skończy mówić.
Cała załoga podróżnika, oprócz Daikonsstrana, opuściła pokład Podróżnika.
Rycerze Lukkatu szybko poradzili sobie z pozostającymi przy życiu demonami. Ich dowódca zlokalizował Argenę i teleportował się od niej, by zasalutować.
- Zgłaszamy gotowość do działania. Najbliższy teren został zabezpieczony - zameldował. - Oczekujemy dalszych zaleceń.
Stosując słowo “zalecenia” dał Argenie do zrozumienia, że ona kieruje akcją, ale nie rycerstwem, tak więc wydawane przez nią polecenia będą spełniane tylko w ramach wykonywanego zadania.
- Znakomicie. My zajmiemy się włazem, a w razie ataku walczymy razem. Potem osłaniamy ludzi - powiedziała Argena.
Arilyn nie zwracała uwagi na słowne przepychanki Areusa i Argeny, ani na niesmak Veliusa. Są dowódcy i Dowódcy. Ci pierwsi mają kłopoty z dyscypliną u podwładnych, a ci drudzy cieszą się niezachwianym szacunkiem. Elfka znała i takich i takich.
- Areusie, zdołasz dostać się do środka sam bez uszkadzania ludzi wewnątrz? - spytała spokojnie. Czekała na ekspertyzę desolatora.
Desolator podszedł do mierzącego około 14 metrów średnicy okrągłego włazu i przyjrzał się mu dokładnie.
- Duży. Rozmiar odpowiedni bardziej dla demonicznych wijów, niż dla ludzi - rzekła Argena. Właz był, nieporównywalnie większy niż się spodziewali. Demonica nie rozumiała po co ludzie budowali tak duże wejście... nawet dla pojazdów takich jak Podróżnik, było już za duże.
- Mogę wyciąć dziurę tutaj - Areus wskazał miejsce mocno naruszone przez Wija. Pokrywa była tam wgięta do wewnątrz.
- Metal tam jest słabszy z jakiegoś powodu, prawdopodobnie aura rozpadu wokół wija naruszyła strukturę metalu - stwierdził.
- Mam przystąpić do cięcia? - zaczął grzebać przy swoim dziale, zmieniając jego parametry.
Arilyn specjalnie odezwała się głośniej, by słyszeli ją wszyscy. Szczególnie potencjalne osoby, które będą coś więcej wiedziały.
- Jeśli jest jakiś sposób, by zakomunikować istotom wewnątrz by odsunęły się od włazu, to wpierw tym aspektem się zajmijmy. Jeśli nie ma takowego, to możesz zaczynać ciąć - powiedziała.
Gdy rycerz Lukkatu pokręcił przecząco głową w odpowiedzi na pytanie Arilyn, Areus odpalił działo, tworząc króki płomień.
Argena zastanowiła się przez chwilę, podczas której nikt się nie odzywał.
- Liczmy na ich inteligencję, powinni się odsunąć jak zobaczą, że coś się dzieje - powiedziała Argena. - Choć powinni byli zbudować jakieś wyjście awaryjne - dodała jeszcze, choć to akurat było błędem projektu, a nie samych uwięzionych..
Nasłuchiwała i wypatrywała wrogów, czekając aż gadający Pimpuś należący do Arilyn upora się z wypaleniem przejścia.
Desolator obrał kąt ciecia i klęknął na włazie.
- To jest schron przeciw demonom, a nie jakiś awaryjny. czy demony dobijałyby się od frontu, gdyby istniało wejscie od kuchni? - rzucił do Argeny. - Ale koncepcja dwóch porządnych wyjść ze schronu chyba okazałą się ponad zdolności mózgowe twórców... - stwierdził i przystąpił do cięcia.
Argena nie skomentowała jego wypowiedzi. Najpierw znowu jej docinał, a zaraz potem przyznał jej racje, sam sobie przecząc.
Tymczasem w powietrzu rozległ się szum.
- Harpie - rzucił dowódca rycerzy Lukkatu.
- Areusie, rób swoje, będziemy cię osłaniać. Dam ci znać jak zrobi się na tyle gorąco, że będziesz musiał przerwać pracę - powiedziała dobywając rapierów. Spojrzała na rycerzy Lukkatu. - Macie jakąś broń zasięgową, by prowadzić ogień zaporowy? - spytała spokojnie.
Rycerze pokręcili głowami i dobyli halabard... ich ostrza błyszczały energią. Jeden z nich zamachnął się orężem i Arilyn stwierdziła, ze potrafi ciąć dalej, niż sięga. Najwyraźniej potrafiły magicznie przenosić obrażenia.
- Nie potrzebujemy z reguły - stwierdził kapitan rycerzy.
Widać było, że wszyscy byli dobrze przygotowani na to co miało zaraz nastąpić.
- Osłaniamy cywilów. Ranni jadą Podróżnikiem. Jeśli sami będziecie ranni, wejdźcie na pokład, a do tego czasu zostańcie nisko to będziecie bezpieczniejsi przed harpiami - powiedziała jeszcze Argena, póki był czas na ostatnie wytyczne.
Desolator ciął dalej, tymczasem na niebie powoli pojawiły się harpie. Kołowały na razie nad grupą rozstawioną w ruinach budynku skrywającego właz. Szukały chyba dogodnego sposobu ataku. Argena naliczyła dwadzieścia siedem istot.
Arilyn spokojnie czekała na to co miało nastąpić. Zawsze mogła przecież rozwinąć skrzydła. Póki co pozostawała na ziemi gotowa miotnąć na przywitanie kulę ognia, gdyby stwory okazały się nadmiernie zuchwałe.
Velius przygotował się do rzucenia bicza wodnego, na wypadek gdyby harpie zdecydowały za chwilę zaatakować.
Argena rozpoznała ten typ harpii, a były to dość nietypowe demony.
- Rozpoznaje je. Potrafią ciskać toksycznymi kulami - powiedziała wyraźnie - i posiadają pełną odporność na moc śmierci - dodała, choć o ile się orientowała w ich ekipie tylko Areus używał mocy śmierci i dla pozostałych ta druga informacja mogła być zbędna.
- Nie są zbyt odporne - mówiła dalej Argena, gdyż w bitwach jakie znała harpie te padały jak muchy - ale działają w dobrze zorganizowanej grupie.
Przyglądała się im przez krótka chwilę.
- Szukają słabego punktu, albo sygnału od innych sprzymierzonych z nimi sił - dodała jeszcze. Zdała sobie sprawę, że istotnie mogą koordynować z kimś swój atak i ponieważ nie za bardzo mogła spuścić je z oczu, to zaczęła uważnie nasłuchiwać za innymi atakującymi, okazyjnie oglądając się także dookoła. Tak na wszelki wypadek.
Intuicja nie zawiodła Argeny. Demonica dostrzegła ogon, nim jego właściciel w pełni schował się za ruiną budynku o jakieś 50 metrów od podróżnika. Nie mogła być pewna czym jest istota, która schowała się za budynkiem, ale coś jej mówiło, że pomimo liczebności harpii to tamto coś będzie głównym zagrożeniem.
Daikonsstran za to chwilowo siedzial za sterami i przygladal sie rozwojowi wydarzen. Skoro mial siedziec w srodku, to nie wysciubial nosa, czekajac jedynie na uwiezionych w schronie i sygnal do odjazdu.
- Trzeba te parszywe stwory potraktować ogniem lub chaosem. Na to nie są w ogóle odporne - powiedziała Arilyn ze spokojem.
- Jest tu jeszcze jeden stwór, znacznie większy! Czai się między budynkami, pewnie zaatakują razem! - Argena mówiła tak, aby wszyscy ją słyszeli. - Arilyn i ja zajmiemy się harpiami, reszta stworem! - powiedziała ogólnie Argena. - Panie Shar’teh, też może pan nam pomóc z harpiami. Pani Berenthe, jeśli będzie możliwość proszę wprowadzić ludzi ze schronu w sytuację - zwróciła się jeszcze indywidualnie. - Panie Daik, proszę włączyć maskowanie i czekać na rannych, a w razie czego postarać się staranować przeciwnika!!! - powiedziała na tyle głośno, aby siedzący w pojeździe mężczyzna ją usłyszał.
Arilyn skinęła Argenie głową. Pomysł wydawał się o tyle dobry, że obie władały ogniem. Były obecnie najskuteczniejsze przeciwko harpiom.
Lekko zdziwił się na rozkaz Argeny, no ale jak kto woli, poszukał szybko kawałka blachy włączając wcześniej maskowanie, na wypadek gdyby faktycznie miał coś taranować, wolał wybiec ze środka w ostatnim momencie. Samobójcą jeszcze nie był.
Pozostali tymczasem byli gotowi zarówno do walki, jak i do ewakuowania ludzi ze schronu. Być może napastnicy właśnie na to czekali, aż otworzą oni schron. Ale jeśli tak to lepiej dla nich, będą mieli Areusa i ludzi ze schronu więcej.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
ODPOWIEDZ