W Oxenfurcie zapadł zmrok. Ciemność okryła swą peleryną wszystek budynki, cechy, targowiska i strzeliste wieże. Na niebo wystrzelił sierp księżyca, a gwiazdy zajaśniały milionem skrzących się, srebrnych punktów na granatowym niebie. W gospodach i domach rozpusty dźwięczały piszczałki, dało się słyszeć odgłosy uciech cielesnych. W uliczkach darły się koty, z dachów cicho gulgotały gołębie. Panowała atmosfera ciszy. Ciszy, ale tego rodzaju ciszy - tej która przychodzi przed burzą.
***
![Obrazek](http://www.art.zobacz.com.pl/winter/male1.jpg)
Do drzwi rozległo się pukanie.
- Proszę wejść - powiedziała swobodnie.
Drzwi skrzypnęły i do środku wkroczył niewysoki mężczyzna o włosach splecionych w kitkę i o ostrej spiczastej bródce.
- Lira - rzekł, cofając się nieco - Ty jesteś naga...
- Wejdź, Erneście - odpowiedziała, patrząc na niego za pośrednictwem lustra - Przysuń sobie zydel, i rozczesz mi włosy.
- Ach, ale ja nie wiem...
- Erneście!
- Och, dobrze, oczywiście.
Zrobił co powiedziała. Kiedy dotknął grzebienia, ich dłonie zetknęły się. Wyczuł jaka jest gładka i wilgotna. Przeszedł go dreszcz.
- Erneście... po co przyszedłeś tutaj tydzień temu? 30 lipca? powiedz, proszę.
- Ach, nic ważnego. Dziś jestem tylko po ty by zapytać, czy armia czarna wkroczyć ma już dzisiaj czy...
- Rycerzu - powiedziała miękko uchylając głowę. Zauważył że w uchu ma kolczyk z brylantem. W lustrze zobaczył jej piersi. Przełknął głośno ślinę. - Twoja armia to oddział stu dwudziestu żołdaków Nilffgradzkich. Uczynić chcecie inspekcję w pierścieniu, do którego wstęp mają tylko żacy. Myślicie że zostaniecie wpuszczeni?
- A kto nas m-miałby powstrzymać?
W tym momencie jej ręka, niby przypadkowo, spoczęła na jego kroczu. Zadygotał, czuł wilgoć jej włosów, jego dłoń przestała czesać włosy a zaczęła masować ramiona, najpierw delikatnie. Jej ręka była natarczywa, a Ernest przestał się zastanawiać co powinien zrobić a czego nie powinien...
- Erneście... podobasz mi się - szepnęła, odwracając się nieco bokiem, by jego ręka zsunęła się na jej szyję. A potem na pierś... - Ale muszę wiedzieć... nim to zrobimy...
- Czarni są... ciekawi - wydukał, delikatnie masując twardniejącego, różowego sutka, tak doskonałego że mógłby poświęcić temu zajęciu całe życie. - Co też ciekawego planuje rządca Oxenfurtu i Dijkstra, podejrzewamy... podejrzewają że ty i on... zamierzacie potajemnie wykraść pewien ważny przedmiot... Och... z muzeum historii współczesnej...
Dyszała mu w ucho. Przysunęła się bardzo blisko, czuł chłód jej pleców na swojej klatce piersiowej, ciepło rąk na swoich kolanach. Odwróciła się, czuł jej oddech na swojej twarzy.
- Jaki przedmiot? - wyszeptała namiętnie, uchylając usta i wyginając się jak foka, pokazując swoje atłasowe ciało w całej okazałości.
- Zwój - wyjęczał - Zwój przodków...
Wpakował ręce pod jej ręcznik, chwycił ją za już nagie biodra. Podnieśli się, objęła go udami i pocałowała namiętnie w usta. Upadli na pościel, Lira ochoczo rozsunęła uda. To było zaproszenie.
W ciemności za oknem śmiał się księżyc i skrzyły miliony gwiazd.
![Obrazek](http://www.dfv.pl/gallery/d/100298-2/tn_IMG_0261_40D.jpg)
Kiedy wyszedł z Deus ex Machina, rozejrzał się. Ten pierścień Oxenfurtu: pierścień niedostępny dla każdego jeżeli nie był zaproszony lub nie był żakiem - był najciekawszym i zarazem najbardziej intrygującym z pierścieni miasteczka. Znajdowały się tutaj najważniejsze, najdziwniejsze i najbardziej fascynujące fabryki, cechy i muzea. Trzydzieści lat temu, kiedy Jaskier był jeszcze smarkaczem, pewien detektyw spod skrzydeł Foltesta z Temerii przybył do Deus ex machina w poszukiwaniu śladów świadczących o prawdziwości legendy o Starszej Krwi. Odnalazł przejście, skryte za gobelinem przedstawiającym rycerzy unoszących wielki kielich z winem. Przejście to prowadziło do niedużej komnaty, gdzie na wyściełanym czerwonym płótnem stoliku, leżała skórzana gruba księga. Jaskier pamiętał dobrze co działo się potem. Detektywa znaleaziono z poderżniętym gardłem, a księgę wykradziono. Nikt nie dowiedział się co tak naprawdę zawierała.
Jaskier westchnął. Tak, ten pierścień Oxenfurtu był najdziwniejszym miejscem w królestwach północnych.
Czytał dużo o miasteczku, o jego wszystkich zabytkach. Turystów było mnóstwo, podobnież jak kupców i magików, którzy też uganiali się za przepustką do tego pierścienia jak kot za pęcherzem. Jaskier miał to szczęście, że jako znany bard miał wejściówkę dożywotnią.
Skręcił w wąską uliczkę między domami z białej cegły o uroczej nazwie " Kwiatowa ". Przeszedł kilka kroków, gdy nagle w jednym z zaułków dobiegły go dziwne odgłosy. Sapanie i dziewczęce okrzyki. Z lekkim uśmieszkiem chciał ruszyć dalej, by nie przeszkadzać parze napalonych żaczków, gdy nagle coś innego dobiegło do jego wyczulonych uszu...
- P-puszczaj mnie! Zostaw to!
Jaskier skamieniał. Cofnął się chyłkiem, po swoich śladach i zajrzał w odnogę uliczki, ostrożnie. Przy kamiennej ścianie stało dwóch ludzi. Żacy, jak ocenił trubadur. Nie uprawiali uciech cielesnych, za to dziewczyna ściskała w dłoni Jakiś szary, spłowiały i gruby zwój, a chłopak wymachiwał rękoma i krzyczał coś niewyraźnie. Jaskier, zaciekawiony jak cholera, podszedł bliżej, przypatrując się im i wytężając słuch.
Nastąpił na kota.
Dachowiec zamiauczał, prychnął, zakotłował się i pomknął jak kometa, oddalając się od zaułka.
Żacy umilkli. Chłopak coś szepnął i ruszył w stronę poety. Jaskier cofnął się, wpadł na studzienkę, wywalił.
- mamy cię ptaszku! - zawołał żak podchodząc bliżej. Trubadur zajęczał.
Patrzące na niego oczy były szare i bezdenne, a twarz przecinała głęboka, lecz stara blizna zniekształcająca niemal połowę twarzy. Uśmiech był złym uśmiechem, łysa głowa dopełniała obrazu grozy. To, co trubadur wziął za żakiet, okazało się szarą togą. Jakieś bractwo?
- Chłostałem się trzy dni i trzy noce, Dh'oine - powiedział nie-żak i podszedł do Jaskra. W jego dłoni błysnął sztylet - Obaczym czy wytrzymasz kilka krótkich pchnięć. No już, nie maż się. To nie będzie aż tak boleć.
Jaskier zakrakał.
Ciszę przedarł wrzask.
_____________________________________
Dijkstra siedział w wygodnym fotelu w swoim biurze, zawalony papierami, dzbankami po piwie i skórkami pomarańczy. Lewą ręką grzebał w puszce ananasów, a prawą przeglądał pisma, szukał. Na jego ogorzałej, okrągłej twarzy widniały okulary połówki, a nos, choć bulwiasty, zakrzywił ku papierom i szukał czegoś usilnie.
- Jaremi! - zawołał przez ramię - Bywaj tu!
- Lecę, wasza miłości!
Próg komnaty przekroczył pachołek w zielonym stroju.
- Jaremi - powiedział Dijkstra - Notuj to co teraz powiem, i żebyś mi niczego nie pominął, kurwa, bo za włosy wywlokę i do gnojówki wrzucę. Notuj.
- Tak jest!
- Zaczynaj. Ernest Volercoller, trzydziestego lipca był przed urzędem najwyższym władz oxenfurtu i próbował dostać się na rozmowę do Liry' Aestroom, znanej magiczki, uznanej za najpiękniejszą kobietę obecnych czasów. Jako wiemy, w Oxenfurcie od czasu pewnego, przebywa zdecydowanie zbyt wiele nieczystej rasy, elfów oraz krasnoludów. Cztery pogromy które popełniono w miesiącu poprzednim, skutku nie dały żadnego. Rasy nieczyste nadal knują, a Lira im dopomaga. W sytuacji zaszłej... w obecnej sytuacji, postanawiam wszcząć śledztwo nad sprawą Liry' Aestroom, w celu doszukania się powiązań z kapłanem Kreegiem, z naszej hem, hem... umiłowanej kaplicy Wiecznego Ognia. Podejrzewam - tu Dijkstra zwiesił głos, wydobył wreszcie z puszki opornego ananasa i zjadł go ze smakiem oblizując kiełbasiane paluchy - Że zacny kapłan Kreeg i Lira Aestroom razem knuwają przeciw władzy Oxenfurckiej, a z powodu nieobecności naszego umiłowanego rządzcy - mnie. Jako główne cele śledztwa uważa się: zdobycie informacji odnośnie planów kapłana Kreega i Liry' Aestroom, oraz odnalezienie dostatecznych dowodów by obydwóch tych skurwieli posłać na szafot. Nie podpisuj się, Jeremi. Ernest Vollercoller, to jest dowódca wojsk czarnych Nilffgradzkich przebywających obecnie o trzy staje od Oxenfurtu, był u Liry' Aestroom i usiłował z nią rozmawiać: odprawiono go z niczym. Obecnie nie wiadomo gdzie się znajduje, zamiarów jednak nie miał najlepszych. Sądzę... hem, hem, iż nieludzie z doków Oxenfurckich, armia czarnych oraz knowania kapłana... umiłowanego kapłana oraz Liry' Aestroom, szanownej... hem, hem, magiczki, mają ze sobą coś wspólnego. Grozić nam może rewolucja. Et cetera, et cetera... Jeremi! nie podpisuj się!
- Ale...
- Zamknij się, mam tak z przyzwyczajenia. Dobrze, a teraz spal co zapisałeś.
- Co?
- Mam powtarzać? Spal to na popiół.
- Tak jest.
WIEDŹMIN: KRUCZE WROTA
![Obrazek](http://www.voodooguild.com/wp-contentuploads/2009/03/wiedzmin_logo.jpg)
Zdawać by się mogło że koło nich siedzi ktoś jeszcze - nieco oddalony od reszty grupy, wyjątkowo milczący. Ten właśnie ktoś strugał zawzięcie coś w kawałku lipowego drewna. Był potężnej postury, nosił ciemną, skórzaną i nabijaną srebrem kurtkę a na plecach widniał olbrzymi topór o ostrzu ostrzejszym od niejednego dworskiego sztyletu. Mężczyzna był łysy, ale broda okalała jego wydatny i kwadratowy podbródek. Oczy, choć zapadłe, małe i czarne, nie były oczami idioty. Mięśnie grające na masywnych nogach i plecach odstraszały.
Kompania siedziała cicho, a ogień trzaskał wesoło. Nikt nie spodziewał się że ci ludzie - ta piątka - niebawem przysłużą się światu. Że zostaną wykorzystani i obrobieni. Że już niedługo ich ideały runą. Przejdą chrzest ogniowy - i zginą.
Byli tutaj nie z byle jakiego powodu: zamierzali wejść do Oxenfurtu i tam spędzić kilka spokojnych dni. Ruszyli razem, gdyż czasy były niebezpieczne i razem byli bezpieczniejsi. Dziwny mężczyzna o potężnej budowie przyłączył się do nich przed trzema dniami i był dla nich nadal zagadką. Nie przedstawił się, nie powiedział czemu zmierza do miasteczka żaków. Dzisiejszego dnia - kiedy następnego zamierzali wjechać do Oxenfurtu... mężczyzna ten zniknął na jakiś czas. Wszyscy myśleli już że nie wróci, gdy on znalazł się nagle znów koło nich. Usiadł nieopodal ognia i począł opatrywać sobie rozdartą rękę. Na wszelkie pytania odpowiadał milczeniem, ktoś jednak musiał w końcu wypytać go o zdarzenia sprzed kilku godzin.
Obozowisko leżało na niewielkim klifie. Pod klifem znajdowała się piaszczysta droga między niewysokimi drzewami, a potem był już Oxenfurt, otoczony murem. Przed murem stało jeszcze podgrodzie, ale tam drużyna nie miała niczego do załatwienia.
Siedzieli i popijali żytnią którą któryś z nich wyjął z juków. Konie rżały, a ognisko trzaskało wesoło.
Po pewnym czasie, jeden z towarzyszy, a był to jak się zdaje, mężczyzna o wyglądzie ćwierć elfa, doświadczonego człowieka, dojrzał światła pojawiające się w bramie miasteczka. Ludzi z pochodniami, którzy powoli poczęli piąć się piaszczystą drogą na klif na którym mieli obozowisko. Umięśniony nieznajomy wciąż opatrywał rękę i klął z cicha. Cisza przed burzą zdawała się narastać.
wspominałem, że stawiam na wielką aktywność graczy. Sami wydumajcie jakiej maści konie macie, przedstawcie się i opiszcie dokładnie wygląd, piszcie KONIECZNIE w 3os.liczby poj. Opiszcie dlaczego zmierzaliście wypocząć do Oxenfurtu - każdy miał jakiś powód, i jak zachowywał się wobec dziwnego nieznajomego który dołączył w trakcie wyprawy. W czasie drogi postaci były atakowane przez bandytów, jednakże nieskutecznie: możecie o tym wspomnieć i dorobić własny scenariusz ale bardzo ostrożnie, bądź za moim pozwoleniem, żeby nie było nieścisłości w waszych postach. Mój gg: 2279828. Na odpis macie trzy dni, i żeby nikt nie ważył się wrzucić 10linijkowca... bo pójdzie pod nóż. Postarajcie się o awatary bądź mega dokładny opis postaci. Nie musicie wszystkiego ubierać w mroczne słowa, ale nie cukierkujcie zbyt dużo. Dziękuję.