Kolumbia na której się znajdujecie zawiera kolejno:
Kajutę kapitańską
Mostek
Kwatery załogi + łazienki (a co! Też są!
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
Ambulatorium
Układy podtrzymywania życia
Kapsuły ratunkowe
Maszynownię
Magazyn
Kuchnię
Mesę
Pokój Nawigacyjny (wraz z Mapa Galaktyki itd.)
Zbrojownię
Salę konferencyjną
Wieżyczki strzelnicze
Układ Rdzenia Pamięci
Salę Odpraw
Strzelnicę
Salę Symulacyjną i Sparingową
Woda kapała z otwartej śluzy komory chłodniczej bulgocząc w niej wesoło. Mechaniczka poprawiła skórzany pasek podtrzymujący opuszczona na jej twarz maskę spawalnicza.
- Długo, to to nie pociągnie – stwierdziła po krótkich oględzinach opuszczając pokrywę z głośnym trzaskiem.
- Ma być sprawne – warknął potężny, barczysty kroganin uderzając ją w twarz osłoniętą szczęśliwie maską.
Turianin westchnął i pokręcił z niezadowoleniem głową. Nie zależało mu na przemocy. Cóż, Garsh nie słynął z subtelności, ale był dobrym ochroniarzem. Nie można mieć wszystkiego.
- Sillier! Skończyłeś się pastwić nad moja mechaniczką!? – krzyknął gniewnie drugi turianin wchodząc na pokład.
- Witaj kuzynie – powiedział gładko dając ręką znak ochroniarzowi by ten się wycofał. Ten rzucił jeszcze krótkie spojrzenie batariance i założywszy ręce obrócił się bokiem do pracodawcy.
Kapitan kipiał wściekłością. Spuścił kuzyna na chwilę z oczu, a ten już wykorzystywał jego specjalistów do swoich celów.
- To, że jesteś moim kuzynem nie znaczy, że masz prawo znęcać się nad moimi ludźmi! - ryknął przystępując do niego z uniesionymi rękami zwiniętymi w pięści. - Rasha miała tylko sprawdzić ten twój cholerny ścigacz!
- Będzie działał - niemal wypluła batarianka podnosząc maskę nad drugą parę oczu odsłaniając paskudnie wypalony znak Błękitnych Słońc widniejący na jej policzku. - Silnik jest w fatalnym stanie, paliwo musiało zawierać nielegalne domieszki.
Turianin milczał choć jego płytki żuchwowe uniosły się nieznacznie. Ścigał się nie od dziś, wprawdzie pojazdy wykorzystujące paliwa tradycyjne były o niebo wolniejsze od standardowych silników wykorzystujących efekt masy, ale ich oglądanie miało chociaż sens, bo pojazdy nie zmieniały się w rozmyte plamy. Umożliwiało to wprowadzanie na trasie wielu przeszkód, dzięki którym wyścig nabierał smaku. Był zawodowcem, ale nawet jemu zdarzało się oszukiwać. Ruszyli do kajuty Kapitana zostawiając za sobą rozwścieczoną batariankę, która ponownie oparła się na klapie ścigacza i posłała im paskudne spojrzenie zmrużonych oczu zanim pneumatyczne drzwi windy się za nimi zamknęły
- Zadowolony?
- Oczywiście – odparł z powagą. – Jestem ci niezwykle wdzięczny, że pozwoliłeś mi się zabrać, żaden prom nie dowiózł by mnie na czas wyścigu.
- Wyrzucę cię zaraz przy Omedze, masz szczęście, że lecimy do Terminusa.
- Zdradzisz mi w końcu co to za misja? Tyle wojska się tu kręci, że musi się tu święcić coś dużego.
- Mówiłem. Ściśle tajne. Procedury Wojskowe, czwarty stopień utajnienia. I tak byś nie zrozumiał.
Sillier wzruszył ramionami. Wiedział, że nie zdoła wyciągnąć z kuzynka niczego treściwego, gdy ten tylko wpadał w wojskowy żargon. Drzwi kapitańskiej kajuty otworzyły się przed nimi.
- Rozumiem.
- Gówno rozumiesz. Nigdy nie interesowały cię interesy wojskowe.
- Może i nie – odparł siadając na krześle ustawionym przed biurkiem kapitana zakładając elegancko nogi. – Skoro już o wojsku mówimy... Ty też zebrałeś tu całkiem niezłą armię.
- To tylko jeden oddział szturmowy. Zresztą pamiętasz chyba co stało się z ostatnim.
- Hm – parsknął Sillier – nie posłużyli za długo. – Widzę że wciąż masz sentyment do ludzi – zauważył przeglądając walające się na biurku notatki. - Mówiłem ci żebyś inwestował w krogan. To pewny wydatek. Nikt nie ochroni cię lepiej niż oni – poklepał Garsha po płytce naramiennika. Kroganin przybrał dumną minę unosząc swoją strzelbę.
- Ludzie są elastyczni – zauważył kapitan siadając za biurkiem w wygodnym fotelu i zaczął bawić się rytualnym nożem obracając 15-centymetrowe ostrze w palcach.
- Taa... kogo tu mamy?... April Heyes...”Ace”...Najemniczka...Służyła w Błękitnych Słońcach... Snajper? – jego łuki brwiowe uniosły się nieznacznie. - Po cholerę ci snajper na statku? Nie przeczę jej zdolnościom, ale do ochrony statku chyba potrzeba ci kogoś kto walczy na nieco krótszym dystansie? Poza tym w ferworze walki chyba nie miałaby czasu na dokładne wycelowanie.
- Strzela perfekcyjnie. Uwierz. Poza tym nie wolno zapominać o jej kamuflażu. Do tego uczestniczymy też w misjach polowych – zauważył cierpko kapitan. – Mam ci przypominać co działo się z moim ostatnim oddziałem w którym tak się składa, że nie przydzielono żadnego snajpera?
- Nieszczęśliwy wypadek.
- Wdepnięcie w zasadzkę pełną sond bojowych i wieżyczek obronnych z pewnością można tak nazwać.
Sillier nie komentował. Niezrażony czytał dalej.
- O! A jednak czasem się mnie słuchasz! Gareth Ga’nelth! Kroganin! Potężny! Krwiożerczy! Bezlitosny. Zabójczy!
- Zaczynam odnosić wrażenie, że masz jakieś dziwne upodobania w stosunku do krogan...
- Ech, zamknij się. Długoletnie doświadczenie. – urwał, gdy zobaczył rozbawiona twarz kuzyna – Mówię o tym kroganinie! – krzyknął ze złością – żołnierz z karierą najemnika.
- Nie on jeden ma doświadczenie – odparł wciąż rozbawiony kapitan.
- Zaraz... Jak mu tam... Stillwell? Ten człowiek? A w ogóle to co to za imię?
- Pseudonim. To eksperyment Rady. Wybitnie uzdolniony żołnierz. Nie wiem czy istnieje w ogóle broń, którą nie potrafiłby się skutecznie posługiwać w bitwie. Do tego również ma zdolności snajperskie.
- Eksperyment? – powtórzył zaintrygowany.
- Musiałeś słyszeć o Programie resocjalizacji Więźniów.
Sillier milczał przez chwilę. Zastanawiał się. Jego wzrok padł na jedną z kart którą najwidoczniej przeoczył, bo była dołączona zaraz pod kartą April.
- Zarkan Strott... Zarkan? Zaraz... chyba o nim słyszałem...
- Były oficer jednej z Kabał.
- Nie mów! Mamy tu nawet turiańskiego biotyka! Ale... hmm... Z tego co słyszałem nie sprawdzał się zbyt dobrze... Ponoć wykopali go na zbity pysk.
- Nie. Po prostu odszedł, jak zwykle masz fałszywe informacje.
- No nie wiem... – po chwili uśmiechnął się spoglądając na kolejna kartę. – No, no... widzę, że na brak snajperów to nie możesz narzekać... Kolejny...
- Samanta Conor – pseudonim „Kobra”– westchnął – może masz rację, chyba po tej ostatniej misji uznali, że tym razem moja ekipa musi wykrywać wroga na 100 kilometrów zanim się do niego w ogóle zbliży.
- Coś interesującego?
- Niee... jeśli chodzi o umiejętności nie wybija się ponad przeciętną. Standardowe szkolenie. Na domiar złego mam wrażenie, że chyba nigdy nie widziała obcych. Kiedy pierwszy raz ją spotkałem patrzyła się na mnie tak, że poczułem się jak zwierzę w zoo. Nie znam się na ludziach, ale ona jest jakaś... dziwna... Wiesz co to są łyżwy?
- Pojęcia nie mam.
- Ponoć umie na nich jeździć. Może to jakiś rodzaj pojazdu bojowego, ja wiem?
Turianie zamilkli na chwile starając się sobie wyobrazić terroryzujący pole bitwy pojazd o niepokojącej nazwie „łyżwy”.
- Komandor Asari – prosi o audiencję – zakomunikowała nagle WI statku.
- Niech wejdzie – odparł Kapitan wciskają potwierdzający przycisk na wyświetlonym panelu. Do kajuty wkroczyła obwieszona ekwipunkiem asari w lekkim pancerzu oddziałów0. Zasalutowała krótko.
- Komandor Arleena Selay. Oddział komandosów asari w Służbie Ochrony Cytadeli.
- O co chodzi?
Asari wskazała na stojące pod ścianą krzesełko.
- Mogę?
- Proszę się nie krępować.
Asari przyciągnęła sobie krzesło i usiadła na nim ciężko składając ręce na podołku i wzdychając z ulgą.
„Niezła...” Pomyślał niemal automatycznie Sillier patrząc na kształty asari, ale niemal natychmiast zreflektował się, że asari jest przecież żołnierzem... Nie jego liga... Mimo to była ładna. Jak każda asari wyglądem najbardziej przypominała błękitną turiankę.
- Przepraszam za to – westchnęła – ale na dole nie idzie wytrzymać, tyle tam ludu...
- Kolumbia nigdy nie była tak zatłoczona, mogę zaręczyć, że chyba każdy westchnie z ulgą, gdy w końcu wylądujemy.
Arleena skinęła apatycznie głową. Lot trwał zaledwie kilkanaście godzin, ale ona miała już dość... Ostatnio jedna komandoska z jej oddziału ustawicznie sprawiała problemy. Non stop węszyła po pokładzie i zagadywała do ludzi z innych oddziałów i załogi. Takie to już były asari w stadium Panny. Gdyby nie jej uzdolnienia biotyczne pewnie nie dostałaby się się do oddziałów komandosów, które uzupełniały głównie asari, mające etap nadmiernej ciekawości już za sobą, skupiając się na likwidacji przeciwników. Jak tam jej było? Nadia? Nawet nie używała rodzimego imienia tylko terrańskiego, kolejna fascynatka ludzi... Niemal tęskniła za czasami gdy 90% jej populacji stanowiły czystokrwiste, ech, te głupie zabobony...
- Wkraczamy w przestrzeń Terminusa – zakomunikowała WI. - Zbliżamy się do statku patrolowego. Nadają sygnał.
- Połącz.
- Służby Graniczne Terminusa – Kapitan SSV Shuriken Arnold Sugar – przedstawił się odpychający żołnierz w pancerzu Błekitnych Słońc pojawiając się na ekranie rzutnika - podaj cel lotu zanim twój statek zostanie zestrzelony.
- Kapitan Gren Savarren – SSV Kolumbia. Misja archeologiczna. Jesteśmy tu z upoważnienia Rady Cytadeli.
- Musimy przeprowadzić inspekcję. Zna pan procedury.
- Udzielam zezwolenia – odparł niechętnie turianin. - Proszę o podejście do kabiny dokowej nr 3 na pokładzie drugim.
Człowiek skinął głową i rozłączył się pozostawiając pusty ekran.
- Terminus nie będzie robił problemów naszym oddziałom? – spytała komandor asari prostując się na krześle.
- Niech tylko spróbują
Ace
Podniosłaś broń do oddania kolejnego strzału. Po załadowaniu się na Kolumbię wraz z Zarkanem i odkryciu na jej pokładzie profesjonalnej strzelnicy spędzałaś na niej większość czasu, skracając sobie oczekiwanie dokowania na Einganie. Kolejna tarcza odjechała z trzaskiem uderzając w odległą ścianę z parującą dziurą w samym środku wymalowanej głowy pozostawioną przez ukochaną Cobrę.
Nieopodal ciebie siedział wygolony elegancki, żylasty mężczyzna z przepaską na prawym oku i włosami zaczesanymi w schludny przedziałek. Przed chwilą skończył długą sesję strzelania testując chyba każdą broń jaka była dostępna na wyposażeniu strzelnicy. W jego sposobie strzelania dało się zauważyć, że podobnie jak i ty zdawał się preferować broń snajperską. Strzelał jak automat, trafiając bezbłędnie. Jednak dzięki swoim cybernetycznym oczom dostrzegałaś minimalne odchylenia o dosłowne dziesiąte części milimetra. Czasem taki właśnie dystans decydował o czyimś życiu lub śmierci. Pamiętałaś go z odprawy. Stał wtedy ubrany w kombinezon Przymierza z intrygującym hełmem z potrójnym układem wspomagania wzroku. Ciekawe, skoro miał tylko jedno oko, nie mówiąc już o tym, że taki hełm musiał kosztować niezłą sumkę. Zachowywał się w sposób ujmująco uprzejmy pozostając jednocześnie w dziwny sposób irytującym. Na odprawie dowiedziałaś się, że zostałaś przydzielona razem z Zarkanem do oddziału szturmowego, zajmującego się obroną statku i działaniami infiltrującymi. Oprócz wspomnianego już mężczyzny na odprawie poznałaś jeszcze parę osób. Krogański najemnik – jak to kroganin, właściwie chyba niczym nie różnił się od innych przedstawicieli swojego gatunku, poza dość nietypowym ubarwieniem grzebienia kostnego przechodzącej od ognisto-czerwonej barwy na czubku, mieszającej się ze srebrem, do smolistej czerni, podobnie jak i jego pysk. W każdym razie nie należał do zbyt rozmownych.
Poznałaś jeszcze jedną kobietę – niejaką Samantę. Zdawała się być nieco zagubiona całą sytuacją, najwidoczniej nieczęsto zdarzało się jej przebywać w kosmosie. Stała na dalszym stanowisku strzelając do tarczy ze Żmii. Niespecjalnie przypominała żołnierza, zadbana aż do przesady z długimi, rozpuszczonymi ciemnymi włosami, które jak wiadomo idealnie nadają się do zakrywania celu w wizjerze w ferworze walki. Miała też spore sztuczne cycki. Nic wulgarnego, ale jaki żołnierz myśli o tego typu „ulepszeniach”? Stojące niedaleko w boksach oddziały asari ćwiczyły swoje zdolności biotyczne miotając niestabilnością i podnosząc ciężkie obiekty polem biotyki. W między czasie poznałaś jedną z nich, niejaką Nadję. Stała sobie oparta o ścianę pogryzając rację żywnościową przeznaczoną dla biotyków. W niewielkich ustach asari znikały ogromne ilości jedzenia. Tak, biotycy musieli wiele jeść. A skoro niemal każda asari była biotykiem... To pewnie tłumaczyło czemu nigdy nie widziała otyłej asari, wystarczyło wyjść na chwilkę, porzucać tym czy tamtym biotycznie i voila – dieta cud. Asari skończyła posiłek i odwróciła głowę. Zdałaś sobie sprawę ze swojej pomyłki, pomimo podobieństwa asari do Nadii, ta nie posiadała charakterystycznego dla niej kolczyka wbitego tuż nad prawą brwią, a jej skóra nie była aż tak ciemna. Odwróciłaś głowę. Od dłuższego czasu przyglądała ci się jedna asari obserwując twój trening strzelniczy. Była chyba jedną z niewielu, która nie chybiała nawet o setne części milimetra.
- Wkraczamy w przestrzeń Terminusa – Przygotować się na przyjęcie statku patrolowego.
Komunikat WI wzbudził krótką konsternację załogi. W końcu! Niedługo opuszczą ta ściśniętą puszkę.
Gareth
- Wkraczamy w przestrzeń Terminusa – Przygotować się na przyjęcie statku patrolowego.
Obwieściła WI. Ludzie w mesie westchnęli z ulgą.
- Kolejka dla wszystkich! – krzyknął jakiś wyjątkowo rozradowany komandos Przymierza z czego skwapliwie skorzystałeś. Niestety ludzki alkohol nie umywał się do prawdziwej, ostrej jak diabli krogańskiej wódzi. Cała reszta oddziału, do którego cię przydzielono siedziała już na strzelnicy poza tym całym turianinem. Pomimo, że misja miała charakter wielogatunkowy nie dało się nie zauważyć, że najwięcej na pokładzie było właśnie ludzi. Taaak... W przeciągu tego ostatniego roku od ataku na Cytadelę bardzo zyskali na znaczeniu. Co gorsza, ludzie przydzieleni do twojego oddziału nie byli nawet żołnierzami. W przeważającej części byli to snajperzy. Od razu było wiadomo na kogo spadnie przytłaczająca ilość ognia nieprzyjaciela. Poza jednym facetem z opaską na oku dwie kobiety nie zdawały się być specjalnie dostosowane do walki, choć ta ruda... miała coś niepokojącego w tych lodowato-niebieskich oczach... Ostatni członek oddziału, turianin z zielonymi tatuażami nie zwrócił jakoś specjalnie twojej uwagi. Ot, kolejny turianin, jakich tysiące. Przypałętała się nawet do ciebie jakaś asari, też nic ciekawego, wszystkie takie same wyglądem przypominające błękitne kroganki z tymi śmiesznymi mackami na głowie... Z każdym kolejnym drinkiem kucharze patrzyli na ciebie coraz bardziej krzywo. Cóż oprócz ochroniarza kuzyna kapitana statku byłeś tu jedynym kroganinem. A każdy kroganin ma swoje potrzeby. W końcu elkorski kucharz zauważył głośno:
- * Lekko poirytowany ton* *Karcąca sugestia* Ten kroganin wypił chyba już dość dużo...
Zarkan
Po zabunkrowaniu się na Kolumbię zauważyłeś, że nie ma właściwie żadnego miejsca gdzie można by się przespać, a zarówno ładownia, jak i wszelkie inne przestrzenie statku, zbrojownie w to wliczając, są zapchane maksymalnie, także nie było gdzie podziać swojego sprzętu. Ace gdy tylko dowiedziała się o strzelnicy na statku pognała tam ćwiczyć.
Na odprawie poznaliście jeszcze kilku członków nowego oddziału. Niejakiego Stillwella, eleganckiego mężczyznę z opaską na prawym oku i atrakcyjną (jak na ludzkie standardy) Samantę. Snajpera Przymierza. Nieco zaskakujące było to że jak na misje międzygatunkową na statku było aż tylu ludzi... Jedynym „obcym” dosłownie i w przenośni był krogański najemnik Gareth. Cóż, ich rasy raczej nie pałały do siebie miłością, więc nie można powiedzieć żebyś w swoim oddziale mógł liczyć na zrozumienie w kwestii bycia „odmieńcem”. Czyszcząc broń zauważyłeś podchodząca do ciebie asari z nietypowo ciemnym jak na asari ciemnogranatowym odcieniem skóry i niespecjalnie popularną w tych czasach ozdoba zwaną kolczykiem wbitą tuż nad jej prawym okiem. Ubrana była w elegancki obcisły mundur komandosek asari. Pamiętałeś ją, cały czas kręciła się po statku zaglądając niemal w każdy możliwy kąt. Rozglądała się ciekawie po zbrojowni oglądając broń, nie omieszkując rzucić także okiem na twoją strzelbę.
Stillwell
Siedziałeś wygodnie nieopodal stanowiska strzelniczego dając chwilę odpocząć swojej siedemdziesiątce siódemce po ciężkiej sesji treningowej. Przetestowałeś niemal każdą broń dostępną w arsenale strzelniczym i na tę chwilę miałeś dość. Strzelająca opodal drobna, ruda dziewczyna z modyfikowanymi cybernetycznie oczami o niepokojąco zimnej barwie strzelała zapamiętale do kolejnych celów ze swojej Cobry. Na jej piersi, w miejscu gdzie na mundurze Przymierza powinien znajdować się znak reprezentujący klasę jej zadań świecił się przypięty znaczek Smiley. Z łatwością zauważyłeś że broń była silnie modyfikowana i wielokrotnie składana. Dobrze pamiętałeś, że gdy tylko weszła na statek niemal w ostatniej chwili cały czas ciągnęła za sobą turianina z charakterystycznym barkiem i ramieniem wzmocnionym o dodatkowe mechaniczne elementy i zielonymi tatuażami pokrywającymi jego twarz i płytki żuchwowe. Oboje zakwalifikowali się razem z tobą i jeszcze jedną dziewczyną z Przymierza w roli oddziału uderzeniowego. Samanta, drugi snajper stała obok strzelając do tarcz ze swojej Żmii. Przymknąłeś na chwilę lewe oko odsłaniając prawe. Po krótkiej chwili opaska wróciła na swoje miejsce. Zwykłym okiem nie dostrzegłbyś tego, ale teraz widziałeś wyraźnie. Ruda nie chybiała nawet o dziesiąta część milimetra, każdy jej strzał był perfekcyjny. Oprócz turianina w oddziale znajdował się jeszcze jeden obcy. Kroganin Gareth. Cóż, typowy czołg, który ostatnio siedział w mesie opróżniając alkoholowe zapasy kuchni. Cóż chyba nikt nie był w stanie wypić tyle co kroganie, trzeba by było być chyba jakimś cyborgiem.
- Wkraczamy w przestrzeń Terminusa – Przygotować się na przyjęcie statku patrolowego.
Padło z pokładowych głośników. Załoga zareagowała z widoczną ulgą, każdy miał już dość tego lotu.
Samanta
Pomimo niezbyt zręcznego powitania z Kapitanem statku udało ci się dostać w szeregi oddziału. Ćwiczyłaś teraz strzelanie do tarcz strzelniczych ze swojej zaufanej Żmii. Reszta oddziału okazała się całkiem interesująca. Szczególnie zaciekawili cię obcy najemnicy: Kroganin Gareth, oraz Turianin Zarkan. Kroganin posiadał niezwykłe ubarwienie, przechodzący od jaskrawej czerwieni w ciemną czerń grzebień i tegoż koloru skórę. Turianin oprócz charakterystycznych zielonych tatuaży na twarzy i w okolicach płytek żuchwowych posiadał rozbudowane o dodatkowe mechaniczne elementy bark i ramię. Obaj zniknęli gdzieś na statku choć prawdopodobnie kroganin siedział jak zwykle w mesie. Opodal siedział elegancki i wygolony acz, nieco żylasty mężczyzna z ciemnymi włosami zaczesanymi do tyłu w schludny przedziałek. Na jego prawym oku spoczywała charakterystyczna czarna przepaska. Strzelająca z Cobry stojąca opodal drobna, gibka ruda dziewczyna z rudymi krótko ściętymi włosami sterczącymi na wszystkie strony i przenikliwymi, błyszczącymi oczami o mrożącej błękitnej barwie trafiała z przerażającą celnością nie popełniając najmniejszego błędu. Miałaś okazję oglądać jak strzelał mężczyzna bez najmniejszego problemu przebierając we wszystkich dostępnych w zbrojowni broniach z iście automatyczną precyzją, ale nawet on nie dorównywał w celności drobnej rudej snajperce. Podniosłaś broń do prawego policzka i oddałaś perfekcyjny strzał w sam środek tarczy. No, nie można powiedzieć żeby tobie czegoś brakowało...
- Wkraczamy w przestrzeń Terminusa – Przygotować się na przyjęcie statku patrolowego.
Obwieściła WI statku, a załoga przyjęła to z ulgą. Ty również miałaś już dość lotu ciągnącego się długimi godzinami. Na szczęście koniec był już bliski.
Nadia
Od samego początku nie układało ci się z Dowódca twojego oddziału. Asari nie była zbyt wyrozumiała i karciła za nawet najlżejsze przewinienie, ale co złego jest w ciekawości? Szybko po wprowadzeniu na Kolumbię poznałaś niemal całą załogę, od Quariańskiej medyczki, po Batariańską mechaniczkę. Nie wszyscy byli skorzy do rozmów, ale statek był piękny. Ogromny z wielką siłą rażenia wypełniony po brzegi zaprawionymi w boju komandosami. No właśnie. Wypełniony po brzegi. Nie dało się nie zauważyć, że na statku panował niemożliwy tłok. Szukając jakiegoś bardziej ustronnego miejsca trafiłaś do zbrojowni. Stojąc do ciebie tyłem turianin należący do załogi oddziału ofensywnego Kolumbii czyścił swoją strzelbę. Claymor, wiedziałaś, że tobie strzelba złamałaby rękę gdybyś spróbowała z niej strzelić, a i turianin najwidoczniej przygotował się na tę możliwość usprawniając swoje ramię i bark o nowe elementy. Pamiętałaś dobrze całą drużynę. Wielki kroganin z charakterystycznym grzebieniem w nietypowym kolorze jaskrawej czerwieni przechodzącej w ciemną czerń przeplataną ze srebrem i całkowicie czarny pysk. Atrakcyjna Samanta i drobna ruda najemniczka April – obie były snajperami. No i ostatni – żylasty żołnierz przymierza z charakterystyczną opaską na prawym oku – Stillwell.
Turianin odwrócił się na chwilę, a jego wzrok padł na ciebie, światło zagrało na jego zielonych tatuażach pokrywających twarz i płytki żuchwowe. Na prawym naramienniku turianina błyszczał jakiś napis... „Screw ERCS” odczytałaś.
- Wkraczamy w przestrzeń Terminusa – Przygotować się na przyjęcie statku patrolowego.
Zakomunikowała WI.