[Freestyle] Harmondale - dom graczy
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Rozdział I - Harmondale
Sangathan, Pasov i Ardel
Żegluga statkiem o wdzięcznej nazwie "Niebieska Zuzanna", trwała 8 dni. Zwycięzcy nie mieli wiele zajęć do wyboru, gdyż jedynymi rozrywkami okazała się wzajemna rozmowa, czy obserwowanie morza lub zajmujących się statkiem żeglarzy. Nie mniej jednak podróż minęła zadziwiająco szybko i pasażerowie dotarli do portu w mieście "Aratblue" - ich pośredniego celu, na południowym krańcu Eratii.
Pomimo iż specjalnością, jak zapewne każdego leżącego nad morzem miasta, były dania rybne to jednak po tygodniu jedzenia głównie ich, bohaterowie przekąsili coś innego - świeże owoce, oraz duszone warzywa z chlebem i masłem. Krótki rekonesans pokazał, że mieszkańcami Eratii - jakby nie patrzeć ich nowej ojczyzny - są głównie ludzie, ale spotkali także przedstawicieli innych ras. Minęli na ulicach cztero-osobową grupę elfów, trzech pachnących piwem krasnoludów, oraz niewysokiego jaszczuroluda. Natomiast na placu miejskim, dostrzegli w tłumie kolejnych kilku elfów, dwóch niziołków siedzęcych na ławie i palących sobie fajki, parę khajiitów - mężczyznę i kobietę trzymających się za ręce, oraz jakiegoś wysokiego na dwa i pół metra, potężnie zbudowanego osobnika o szarej skórze, który rozmawiał z odzianą w togę kobietą - prawdopodobnie kapłanką.
Mieszkańcy miasta wyglądali na żyjących spokojnie, nie martwiąc się o dzień jutrzejszy. Wszyscy wyglądali na zadowolonych, a przynajmniej nie cierpiących na jakieś niedogodności. Straż miejska również dobrze się prezentowała w zadbanych, niebiesko-białych szatach i pancerzach ozdobionych herbem z gryfem na tle liczącej cztery (białe i niebieskie) pola szachownicy.
Dzięki otrzymanej od Lorda Markchama mapie "kontynentu" zorientowali się, gdzie mają się udać i bez trudu zorganizowali sobie transport. Jechali 4 dni na północ, mijając głównie pola, lasy i łąki, aż dotarli do miasta zwanego "Ziragreen". Po dotarciu tam w dniu 17 maja, zauważyli, że w głębi kraju już trudniej o nie-ludzi, co mogło oznaczać iż napotkani w Aratblue, byli jedynie przyjezdnymi, ale z drugiej strony teraz nie mieli specjalnie szansy na zwiedzanie miasta. Musieli zorganizować sobie przesiadkę, gdyż inaczej czekałby ich... może nawet miesiąc marszu. Tym razem nie było jednak tak łatwo o transport.
W końcu, w jednej z karczm gospodarz poinformował ich:
- Do Harmondale? Toż Atos właśnie wyrusza. Pospieszcie się, tam do stajni, to go jeszcze złapiecie - starszy mężczyzna wskazał im ręką odpowiedni kierunek.
Sangathan, Ardel i Pasov ucieszyli się, że mają szansę na podwózkę. Oprócz tego mieli jednak nadzieję, że ten Atos zgodzi się poczekać na nich jeszcze kilka minut, aby zdążyli zjeść coś ciepłego, gdyż podczas drogi tutaj nie mieli takiej okazji.
Gdy weszli do stajni zagadali do mężczyzny siedzącego na niewielkim wozie, zaprzężonego w niespecjalnie wyglądającego konia. Szczupły człowiek w średnim wieku i z dużymi wąsami, miał już lejce w rękach jakby chciał właśnie wyjeżdżać, ale nie ruszył i dał się pochłonąć rozmowie.
- Państwu to po drodze? Do elfów, do Lasu Turleańskiego? - spytał, przyglądając się Sangathanowi i Pasov.
- Nie, my do Harmondale. Będziemy tam nowymi lordami - oznajmił z dumą Ardel.
Atos zastanowił się krótką chwilę, po czym z uśmiechem oznajmił:
- Tak tak, oczywiście zabiorę Państwa. Za pół godziny? - powiedział odkładając lejce na bok.
- Brzmi dobrze, dziękujemy - odpowiedziała cicho Pasov. Byli zadowoleni, gdy się okazało, że ich przewoźnika wcale nie trzeba było przekonywać, aby zaczekał dłużej.
Potem wszyscy udali się do karczmy - nowi Lordowie Harmondale zjedli trochę gorącej zupy, oraz kaszę z gulaszem. Atos natomiast załatwiał coś na zapleczu z karczmarzem i czasem tylko przechadzali się po sali niosąc jakieś niewielkie skrzynki.
Zaraz po posiłku ruszyli w drogę. Pola uprawne, stopniowo ustępowały miejsca lasom i łąkom, aż w końcu całkowicie zostały przez nie zastąpione. Koń Atosa może nie był najokazalszy, ale nie szczędził sił ciągnąc wóz i już po 8 dniach drogi, zdaniem ich woźnicy docierali na miejsce.
Było to 25 maja, przed południem. Atos mówił właśnie o drzewie, które mijali - naprawdę ogromnym dębie.
- Widać z niego całą okolicę, nawet Harmondale. O ile ktoś jest na tyle młody, że da radę wspiąć się tak wysoko... Albo jest elfem - powiedział.
Wtedy to Ardel zauważył, że jedna chmura przybrała kształt ust Marty, gdy się uśmiechała... Coś mu to przypomniało, coś ważnego. I przypomniał sobie co!
- Zaraz zaatakują nas gobliny - powiedział głośno alchemik.
Jego towarzysze, Pasov i Sangathan spojrzeli najpierw na niego, a potem rozejrzeli się dookoła - nigdzie nie było widać goblinów.
Atos jednak potraktował ostrzeżenie bardzo poważnie i pogonił konia do pełnej jego szybkości, a zaraz potem rozpędzony wóz o mało nie stratował trzech goblinów, które wyszły z lasu na drogę. Pasov dostrzegła wówczas między drzewami czwartego goblina i kogoś jeszcze, kto na pewno goblinem nie był... ale w takim razie kim był? A może jej się tylko zdawało, że ktoś tam był?
Potem wóz nieco zwolnił, a po niespełna pół godzinie dojechali do celu podróży - Harmondale. Niewielkiej wioski położonej na niezbyt zalesionym terenie.
- To jesteśmy na miejscu - oznajmił Atos zatrzymując wóz w stajni.
Ha'arim Elvengrace
Pewnego dnia (a dokładniej 25 maja), niedługo po tym jak Ha'arim się obudził, jego uczeń - "Ruge" kazał mu iść z czterema goblinami do lasu. Półelf ucieszył się, że będzie mógł rozprostować nogi i przespacerować się po ukochanym lesie, nie wiedział jednak ani dokąd, ani po co idą. Jego uczennica - "Mirgara" poinformowała go wtedy, że będzie nosił rzeczy, z nowej dostawy.
Przez pierwsze kilkanaście minut drogi miał zasłonięte oczy i był prowadzony, ale potem dano mu więcej swobody - nie chcieli zdradzać położenia swojego obozu nawet trzymanemu tam więźniowi. Zaczaili się niedaleko drogi - Ha'arim rozpoznał wielki dąb i od razu zorientował się gdzie jest.
Nie był zbytnio pilnowany - po co skoro i tak nie miał dokąd uciec, a próba mogła okazać się tragiczna w skutkach.
Siedzieli i czekali na transport, a Ha'arim przypomniał sobie, coś co usłyszał jakieś dwa miesiące temu - do Harmondale miał przyjechać transport od którego gobliny pobierały haracz. Pomyślał, że przy tej okazji może uda mu się pokazać Atosowi i poinformować go tym, że jeszcze żyje.
Po paru godzinach siedzenia i czekania, zobaczyli i usłyszeli jadący wóz. Trójka goblinów ruszyła w kierunku drogi, a czwarty oddalił się od niej ciągnąc za sobą półelfa.
Wtedy jednak, zamiast zatrzymać się wóz przyspieszył i o mało nie rozjechał goblinów, które wyskoczyły na drogę. Ha'arim dostrzegł wówczas, że na wozie było kilka osób więcej niż przewidywano - oprócz Atosa, była tam dwójka mężczyzn i kobieta.
"Lord Markcham" - zaświtało mu w głowie. Widać stary skąpiec urządził kolejny turniej, aby zwalić swój problem na czyjeś barki.
Zastanowił się, czy może coś zrobić i ku jego miłemu zaskoczeniu, goblin, który go pilnował ruszył szybko w kierunku drogi, aby sprawdzić co stało się z jego kolegami.
Nie tracąc czasu na myślenie ruszył biegiem w stronę wsi - nie biegł wzdłuż drogi, ale nieco dookoła, aby czasem go nie złapali. Głupie gobliny, nawet go nie związały. Jeśli na wozie istotnie, byli nowi Lordowie i uda mu się z nimi dogadać, to jest spora szansa, że poradzą sobie z problemem goblinów. Oby tylko szybko dotarł do wsi w jednym kawałku.
Witamy Bielika na sesji - sorka, że musiałeś czekać... prawie rok
BTW kto tam jest czyim uczniem? Ta kwestia w odpisie wydaje mi się dziwna i myląca... Uczniowie związali nauczyciela? X_x
Sangathan, Pasov i Ardel
Żegluga statkiem o wdzięcznej nazwie "Niebieska Zuzanna", trwała 8 dni. Zwycięzcy nie mieli wiele zajęć do wyboru, gdyż jedynymi rozrywkami okazała się wzajemna rozmowa, czy obserwowanie morza lub zajmujących się statkiem żeglarzy. Nie mniej jednak podróż minęła zadziwiająco szybko i pasażerowie dotarli do portu w mieście "Aratblue" - ich pośredniego celu, na południowym krańcu Eratii.
Pomimo iż specjalnością, jak zapewne każdego leżącego nad morzem miasta, były dania rybne to jednak po tygodniu jedzenia głównie ich, bohaterowie przekąsili coś innego - świeże owoce, oraz duszone warzywa z chlebem i masłem. Krótki rekonesans pokazał, że mieszkańcami Eratii - jakby nie patrzeć ich nowej ojczyzny - są głównie ludzie, ale spotkali także przedstawicieli innych ras. Minęli na ulicach cztero-osobową grupę elfów, trzech pachnących piwem krasnoludów, oraz niewysokiego jaszczuroluda. Natomiast na placu miejskim, dostrzegli w tłumie kolejnych kilku elfów, dwóch niziołków siedzęcych na ławie i palących sobie fajki, parę khajiitów - mężczyznę i kobietę trzymających się za ręce, oraz jakiegoś wysokiego na dwa i pół metra, potężnie zbudowanego osobnika o szarej skórze, który rozmawiał z odzianą w togę kobietą - prawdopodobnie kapłanką.
Mieszkańcy miasta wyglądali na żyjących spokojnie, nie martwiąc się o dzień jutrzejszy. Wszyscy wyglądali na zadowolonych, a przynajmniej nie cierpiących na jakieś niedogodności. Straż miejska również dobrze się prezentowała w zadbanych, niebiesko-białych szatach i pancerzach ozdobionych herbem z gryfem na tle liczącej cztery (białe i niebieskie) pola szachownicy.
Dzięki otrzymanej od Lorda Markchama mapie "kontynentu" zorientowali się, gdzie mają się udać i bez trudu zorganizowali sobie transport. Jechali 4 dni na północ, mijając głównie pola, lasy i łąki, aż dotarli do miasta zwanego "Ziragreen". Po dotarciu tam w dniu 17 maja, zauważyli, że w głębi kraju już trudniej o nie-ludzi, co mogło oznaczać iż napotkani w Aratblue, byli jedynie przyjezdnymi, ale z drugiej strony teraz nie mieli specjalnie szansy na zwiedzanie miasta. Musieli zorganizować sobie przesiadkę, gdyż inaczej czekałby ich... może nawet miesiąc marszu. Tym razem nie było jednak tak łatwo o transport.
W końcu, w jednej z karczm gospodarz poinformował ich:
- Do Harmondale? Toż Atos właśnie wyrusza. Pospieszcie się, tam do stajni, to go jeszcze złapiecie - starszy mężczyzna wskazał im ręką odpowiedni kierunek.
Sangathan, Ardel i Pasov ucieszyli się, że mają szansę na podwózkę. Oprócz tego mieli jednak nadzieję, że ten Atos zgodzi się poczekać na nich jeszcze kilka minut, aby zdążyli zjeść coś ciepłego, gdyż podczas drogi tutaj nie mieli takiej okazji.
Gdy weszli do stajni zagadali do mężczyzny siedzącego na niewielkim wozie, zaprzężonego w niespecjalnie wyglądającego konia. Szczupły człowiek w średnim wieku i z dużymi wąsami, miał już lejce w rękach jakby chciał właśnie wyjeżdżać, ale nie ruszył i dał się pochłonąć rozmowie.
- Państwu to po drodze? Do elfów, do Lasu Turleańskiego? - spytał, przyglądając się Sangathanowi i Pasov.
- Nie, my do Harmondale. Będziemy tam nowymi lordami - oznajmił z dumą Ardel.
Atos zastanowił się krótką chwilę, po czym z uśmiechem oznajmił:
- Tak tak, oczywiście zabiorę Państwa. Za pół godziny? - powiedział odkładając lejce na bok.
- Brzmi dobrze, dziękujemy - odpowiedziała cicho Pasov. Byli zadowoleni, gdy się okazało, że ich przewoźnika wcale nie trzeba było przekonywać, aby zaczekał dłużej.
Potem wszyscy udali się do karczmy - nowi Lordowie Harmondale zjedli trochę gorącej zupy, oraz kaszę z gulaszem. Atos natomiast załatwiał coś na zapleczu z karczmarzem i czasem tylko przechadzali się po sali niosąc jakieś niewielkie skrzynki.
Zaraz po posiłku ruszyli w drogę. Pola uprawne, stopniowo ustępowały miejsca lasom i łąkom, aż w końcu całkowicie zostały przez nie zastąpione. Koń Atosa może nie był najokazalszy, ale nie szczędził sił ciągnąc wóz i już po 8 dniach drogi, zdaniem ich woźnicy docierali na miejsce.
Było to 25 maja, przed południem. Atos mówił właśnie o drzewie, które mijali - naprawdę ogromnym dębie.
- Widać z niego całą okolicę, nawet Harmondale. O ile ktoś jest na tyle młody, że da radę wspiąć się tak wysoko... Albo jest elfem - powiedział.
Wtedy to Ardel zauważył, że jedna chmura przybrała kształt ust Marty, gdy się uśmiechała... Coś mu to przypomniało, coś ważnego. I przypomniał sobie co!
- Zaraz zaatakują nas gobliny - powiedział głośno alchemik.
Jego towarzysze, Pasov i Sangathan spojrzeli najpierw na niego, a potem rozejrzeli się dookoła - nigdzie nie było widać goblinów.
Atos jednak potraktował ostrzeżenie bardzo poważnie i pogonił konia do pełnej jego szybkości, a zaraz potem rozpędzony wóz o mało nie stratował trzech goblinów, które wyszły z lasu na drogę. Pasov dostrzegła wówczas między drzewami czwartego goblina i kogoś jeszcze, kto na pewno goblinem nie był... ale w takim razie kim był? A może jej się tylko zdawało, że ktoś tam był?
Potem wóz nieco zwolnił, a po niespełna pół godzinie dojechali do celu podróży - Harmondale. Niewielkiej wioski położonej na niezbyt zalesionym terenie.
- To jesteśmy na miejscu - oznajmił Atos zatrzymując wóz w stajni.
Ha'arim Elvengrace
Pewnego dnia (a dokładniej 25 maja), niedługo po tym jak Ha'arim się obudził, jego uczeń - "Ruge" kazał mu iść z czterema goblinami do lasu. Półelf ucieszył się, że będzie mógł rozprostować nogi i przespacerować się po ukochanym lesie, nie wiedział jednak ani dokąd, ani po co idą. Jego uczennica - "Mirgara" poinformowała go wtedy, że będzie nosił rzeczy, z nowej dostawy.
Przez pierwsze kilkanaście minut drogi miał zasłonięte oczy i był prowadzony, ale potem dano mu więcej swobody - nie chcieli zdradzać położenia swojego obozu nawet trzymanemu tam więźniowi. Zaczaili się niedaleko drogi - Ha'arim rozpoznał wielki dąb i od razu zorientował się gdzie jest.
Nie był zbytnio pilnowany - po co skoro i tak nie miał dokąd uciec, a próba mogła okazać się tragiczna w skutkach.
Siedzieli i czekali na transport, a Ha'arim przypomniał sobie, coś co usłyszał jakieś dwa miesiące temu - do Harmondale miał przyjechać transport od którego gobliny pobierały haracz. Pomyślał, że przy tej okazji może uda mu się pokazać Atosowi i poinformować go tym, że jeszcze żyje.
Po paru godzinach siedzenia i czekania, zobaczyli i usłyszeli jadący wóz. Trójka goblinów ruszyła w kierunku drogi, a czwarty oddalił się od niej ciągnąc za sobą półelfa.
Wtedy jednak, zamiast zatrzymać się wóz przyspieszył i o mało nie rozjechał goblinów, które wyskoczyły na drogę. Ha'arim dostrzegł wówczas, że na wozie było kilka osób więcej niż przewidywano - oprócz Atosa, była tam dwójka mężczyzn i kobieta.
"Lord Markcham" - zaświtało mu w głowie. Widać stary skąpiec urządził kolejny turniej, aby zwalić swój problem na czyjeś barki.
Zastanowił się, czy może coś zrobić i ku jego miłemu zaskoczeniu, goblin, który go pilnował ruszył szybko w kierunku drogi, aby sprawdzić co stało się z jego kolegami.
Nie tracąc czasu na myślenie ruszył biegiem w stronę wsi - nie biegł wzdłuż drogi, ale nieco dookoła, aby czasem go nie złapali. Głupie gobliny, nawet go nie związały. Jeśli na wozie istotnie, byli nowi Lordowie i uda mu się z nimi dogadać, to jest spora szansa, że poradzą sobie z problemem goblinów. Oby tylko szybko dotarł do wsi w jednym kawałku.
Witamy Bielika na sesji - sorka, że musiałeś czekać... prawie rok
BTW kto tam jest czyim uczniem? Ta kwestia w odpisie wydaje mi się dziwna i myląca... Uczniowie związali nauczyciela? X_x
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ha'arim Elvengrace
-Teraz albo nigdy - pomyślał elf zrywając sie do szaleńczej ucieczki w stronę wioski.
- Idioci zostawili mnie samego, żeby sprawdzić co się stało. Jakim cudem ich gatunek jeszcze istnieje? - Gdyby ktoś mógł usłyszeć ton tych myśli usłyszałby nieskrywaną pogardę do goblinów. Pogardę, która wyrosła wciągu dwóch miesięcy niewoli.
Więcej myśli nie zaprzątało już głowy Ha'arima. Jedyne co się teraz liczyło to dotarcie do wioski.
Półelf wbiegł odrazu do lasu. Jego domeny. Wiedział jak się w nim poruszać i znał drogę. Jeszcze chwila i gobliny nie będą w stanie go odnaleźć. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Nie oglądał się do tyłu. Determinacja nie pozwalała mu wątpić w to, że uda mu się uciec. Gdy tylko było to możliwe skakał z korzenia na korzeń. Na nich nie odbije się jego ślad. Chociaż i tak pewnie wiedziały gdzie ucieka.
Jeszcze ostanie ostatnie kilka metrów i...
-Cholerne wykroty. Jak na złość - Przemknęło mu przez głowę, gdy próbował odzyskać równowagę. Gdyby, ktoś obserwował tą sytuację z boku mogłoby się to wydać śmieszne. Elf wypadający z krzaków potykający się o własne nogi, i wyglądający jakby goniło go stado demonów. Zatrzymać udało mu sie dopiero na pierwszych zabudowaniach.
-Teraz znaleźć tylko tych nowych. Mam nadzieję, że już dotarli.- po szybkim sprawdzeniu czy jest cały, po cichu pomknął w stronę centrum wioski.
-Teraz albo nigdy - pomyślał elf zrywając sie do szaleńczej ucieczki w stronę wioski.
- Idioci zostawili mnie samego, żeby sprawdzić co się stało. Jakim cudem ich gatunek jeszcze istnieje? - Gdyby ktoś mógł usłyszeć ton tych myśli usłyszałby nieskrywaną pogardę do goblinów. Pogardę, która wyrosła wciągu dwóch miesięcy niewoli.
Więcej myśli nie zaprzątało już głowy Ha'arima. Jedyne co się teraz liczyło to dotarcie do wioski.
Półelf wbiegł odrazu do lasu. Jego domeny. Wiedział jak się w nim poruszać i znał drogę. Jeszcze chwila i gobliny nie będą w stanie go odnaleźć. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Nie oglądał się do tyłu. Determinacja nie pozwalała mu wątpić w to, że uda mu się uciec. Gdy tylko było to możliwe skakał z korzenia na korzeń. Na nich nie odbije się jego ślad. Chociaż i tak pewnie wiedziały gdzie ucieka.
Jeszcze ostanie ostatnie kilka metrów i...
-Cholerne wykroty. Jak na złość - Przemknęło mu przez głowę, gdy próbował odzyskać równowagę. Gdyby, ktoś obserwował tą sytuację z boku mogłoby się to wydać śmieszne. Elf wypadający z krzaków potykający się o własne nogi, i wyglądający jakby goniło go stado demonów. Zatrzymać udało mu sie dopiero na pierwszych zabudowaniach.
-Teraz znaleźć tylko tych nowych. Mam nadzieję, że już dotarli.- po szybkim sprawdzeniu czy jest cały, po cichu pomknął w stronę centrum wioski.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ardel:
Ardel otrząsnął się z zamyślenia, zsiadł z wozu i wyszedł przed stajnie. Rozprostowując nogi po dość długiej podróży rozejrzał się po okolicy. Jego oczom ukazało się kilka chat, za którymi zapewne były kolejne. Ardel dostrzegł, że niektóre z nich mają okna niezbyt gęsto pozabijane deskami, podobnie jak drzwi.
We wsi było bardzo niewielu ludzi - właściwie to dostrzegł tylko dwie idące gdzieś, zapewne rozmawiające ze sobą osoby, jednego chłopa leżącego na słomianym dachu i jakąś kobietę z rudym warkoczem pielącą ogródek.
- Hm, to miejsce wygląda na opustoszałe, coś się tu stało? - bąknął Ardel, obracając siew stronę woźnicy.
- No cóż... Gobliny zajmują okolicę - mruknął woźnica i podszedł do Ardela. - Jedni wyjechali, inni chcieli coś zrobić, ale nie wyszli na tym za dobrze. Kiedyś wieś zamieszkiwało prawie 200 osób, teraz będzie 46. Ale radzimy sobie... -
Ardel milczał chwilę.
- Ktoś może wiedzieć coś więcej na temat tych poczwar? - zapytał wreszcie.
- Hmm, więcej niż inni może wiedzieć chyba tylko stary Edmund. Albo Bartczek, ale jego bym o to nie pytał. Mówi się, że kolaboruje z nimi - powiedział z niezadowoloną z tego faktu miną.
- Ktoś kolaboruje z... goblinami? - bąknął Ardel, unosząc brew.
- Takie są przypuszczenia - powiedział nieco zrezygnowanym głosem wyładowując jakąś skrzynkę z wozu.
Ardel westchnął. - Dobra, dziękuję - mruknął. Nie podobało mu się to... i warto byłoby poznać opinię reszty. Może Sangatan wpadnie na jakiś konkretny pomysł...
Ardel otrząsnął się z zamyślenia, zsiadł z wozu i wyszedł przed stajnie. Rozprostowując nogi po dość długiej podróży rozejrzał się po okolicy. Jego oczom ukazało się kilka chat, za którymi zapewne były kolejne. Ardel dostrzegł, że niektóre z nich mają okna niezbyt gęsto pozabijane deskami, podobnie jak drzwi.
We wsi było bardzo niewielu ludzi - właściwie to dostrzegł tylko dwie idące gdzieś, zapewne rozmawiające ze sobą osoby, jednego chłopa leżącego na słomianym dachu i jakąś kobietę z rudym warkoczem pielącą ogródek.
- Hm, to miejsce wygląda na opustoszałe, coś się tu stało? - bąknął Ardel, obracając siew stronę woźnicy.
- No cóż... Gobliny zajmują okolicę - mruknął woźnica i podszedł do Ardela. - Jedni wyjechali, inni chcieli coś zrobić, ale nie wyszli na tym za dobrze. Kiedyś wieś zamieszkiwało prawie 200 osób, teraz będzie 46. Ale radzimy sobie... -
Ardel milczał chwilę.
- Ktoś może wiedzieć coś więcej na temat tych poczwar? - zapytał wreszcie.
- Hmm, więcej niż inni może wiedzieć chyba tylko stary Edmund. Albo Bartczek, ale jego bym o to nie pytał. Mówi się, że kolaboruje z nimi - powiedział z niezadowoloną z tego faktu miną.
- Ktoś kolaboruje z... goblinami? - bąknął Ardel, unosząc brew.
- Takie są przypuszczenia - powiedział nieco zrezygnowanym głosem wyładowując jakąś skrzynkę z wozu.
Ardel westchnął. - Dobra, dziękuję - mruknął. Nie podobało mu się to... i warto byłoby poznać opinię reszty. Może Sangatan wpadnie na jakiś konkretny pomysł...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ardel i Sangathan
Ardel spojrzał na wojownika. - Sangathan, masz jakiś pomysł od czego zacząć? Przepytać tego Edmunda?
- Możemy go zapytać co się tu dzieje. Swoją drogą można było przewidzieć, że w takie coś wdepniemy - mruknął spokojnie elf. Pokręcił głową do swoich myśli.
- Aha... a gobliny... to-to jest na tyle mądre by "oblegać" miasto samo z siebie? -
- To już kwestia osobnicza. Większość goblinów nie dorasta intelektem do pięt najgłupszej kurze jaką widziałeś w swoim życiu. Ale zawsze znajdzie się garstka bystrzaków - powiedział. - Chociaż tutaj przypuszczam, że działają pod czyjąś komendą. Zwykle zbyt szybko się nudzą by zmniejszyć populację z 200 mieszkańców do 46 - mruknął.
- Ech... podejrzewasz raczej człowieka, czy inną.. istotę? - zapytał jeszcze Ardel.
- Zbyt mało wiem na temat sytuacji w osadzie. Póki co dopiero tu wjechałem - powiedział uśmiechając się lekko. Wbrew zamierzeniu wesoły uśmiech przy jednolicie srebrnych oczach zrobił upiorne wrażenie. - Musimy popytać o to jak do tej pory działały gobliny i poszukać kogoś kto może wiedzieć więcej - dodał. - Z całą pewnością nie jest to głupia istota. Inaczej zebrani wieśniacy gdyby się postawili dawno byliby wolni od goblińskich napaści - powiedział.
Ardel skinął głową. - Z tym całym Bartczakiem chyba pogadamy w ostatniej kolejności. Jeśli nie należy do najbystrzejszych to może coś przez przypadek powie...
- Zawsze można załatwić sprawę na modłę krasnoludzką - powiedział filozoficznie elf.
- Czyli alkoholem? - zapytał Ardel.
- Nie. Tak krasnoludy załatwiają sprawy z przyjaciółmi - powiedział elf z uśmiechem.
- Więc pięścią po mordzie? - zapytał chłopak i westchnął.
- Nie, tak załatwiają to z osobami, które chcą spławić - zaśmiał się San. - Siłowe metody mogą być nieco subtelniejsze niż prostackie walenie po mordzie - dodał.
Ardel westchnął. - Dobra, przywiązać do krzesła i wepchnąć głowę do wiadra z pomyjami?
Elf westchnął kręcąc głową - Wybacz, że to mówię, ale wojownik z ciebie żaden. Ani teraz, ani za 20 lat - mruknął. - Siła może być argumentem, a nie narzędziem. Narzędziem jest, gdy zrobisz komuś z twarzy gulasz. Argumentem, gdy zademonstrujesz co możesz mu zrobić, nawet go nie dotykając - mruknął.
- Nie planuję zostawać wojownikiem, nie nadaję sie do tego i o tym wiem - odparł Ardel. - Dobra, dłużej żyjesz, wiesz lepiej - stwierdził. - No to tak czy inaczej trzeba się rozmówić ze Starym Edmundem... i zobaczyć nasz nowy dom też w sumie...
- Nie zdziwię się jeśli ten "nowy dom" będzie rozlatującą się ruderą - mruknął cicho elf.
Ardel spojrzał na wojownika. - Sangathan, masz jakiś pomysł od czego zacząć? Przepytać tego Edmunda?
- Możemy go zapytać co się tu dzieje. Swoją drogą można było przewidzieć, że w takie coś wdepniemy - mruknął spokojnie elf. Pokręcił głową do swoich myśli.
- Aha... a gobliny... to-to jest na tyle mądre by "oblegać" miasto samo z siebie? -
- To już kwestia osobnicza. Większość goblinów nie dorasta intelektem do pięt najgłupszej kurze jaką widziałeś w swoim życiu. Ale zawsze znajdzie się garstka bystrzaków - powiedział. - Chociaż tutaj przypuszczam, że działają pod czyjąś komendą. Zwykle zbyt szybko się nudzą by zmniejszyć populację z 200 mieszkańców do 46 - mruknął.
- Ech... podejrzewasz raczej człowieka, czy inną.. istotę? - zapytał jeszcze Ardel.
- Zbyt mało wiem na temat sytuacji w osadzie. Póki co dopiero tu wjechałem - powiedział uśmiechając się lekko. Wbrew zamierzeniu wesoły uśmiech przy jednolicie srebrnych oczach zrobił upiorne wrażenie. - Musimy popytać o to jak do tej pory działały gobliny i poszukać kogoś kto może wiedzieć więcej - dodał. - Z całą pewnością nie jest to głupia istota. Inaczej zebrani wieśniacy gdyby się postawili dawno byliby wolni od goblińskich napaści - powiedział.
Ardel skinął głową. - Z tym całym Bartczakiem chyba pogadamy w ostatniej kolejności. Jeśli nie należy do najbystrzejszych to może coś przez przypadek powie...
- Zawsze można załatwić sprawę na modłę krasnoludzką - powiedział filozoficznie elf.
- Czyli alkoholem? - zapytał Ardel.
- Nie. Tak krasnoludy załatwiają sprawy z przyjaciółmi - powiedział elf z uśmiechem.
- Więc pięścią po mordzie? - zapytał chłopak i westchnął.
- Nie, tak załatwiają to z osobami, które chcą spławić - zaśmiał się San. - Siłowe metody mogą być nieco subtelniejsze niż prostackie walenie po mordzie - dodał.
Ardel westchnął. - Dobra, przywiązać do krzesła i wepchnąć głowę do wiadra z pomyjami?
Elf westchnął kręcąc głową - Wybacz, że to mówię, ale wojownik z ciebie żaden. Ani teraz, ani za 20 lat - mruknął. - Siła może być argumentem, a nie narzędziem. Narzędziem jest, gdy zrobisz komuś z twarzy gulasz. Argumentem, gdy zademonstrujesz co możesz mu zrobić, nawet go nie dotykając - mruknął.
- Nie planuję zostawać wojownikiem, nie nadaję sie do tego i o tym wiem - odparł Ardel. - Dobra, dłużej żyjesz, wiesz lepiej - stwierdził. - No to tak czy inaczej trzeba się rozmówić ze Starym Edmundem... i zobaczyć nasz nowy dom też w sumie...
- Nie zdziwię się jeśli ten "nowy dom" będzie rozlatującą się ruderą - mruknął cicho elf.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Pasov
Długa podróż na statku nie była do końca tym, co elfka mogłaby sobie wymarzyć, ale nie było na co narzekać. Był czas odpocząć, był też coś zjeść, a Pasov jadła ostatnio całkiem sporo. I wydawało się że zaczyna nawet nieco przybierać na wadze, powoli jej anorektyczna sylwetka zaczynała przypomniać raczej zdrowo szczupłą, niż chorobliwie wychudzoną.
W czasie kiedy była na to okazja, poświęcała też nieco czasu na treningi z Sangathanem - nie była złą wojowniczką, umiała się posługiwać kosturem zaskakująco skutecznie, ale jednak elf był starszy i zdecydowanie bardziej doświadczony, więc mogła się od niego jeszcze wiele nauczyć. Zresztą sama walka na pokładzie mocno różniła się od pojedynków na lądzie, co dodatkowo zachęcało dziewczynę do ćwiczeń.
Ląd okazał się wyglądać na początku całkiem zachęcająco, a i jedzenie wydawało się znakomite, choć i duży wpływ pewnie miało to, że po prostu było inne niż dotychczas. Niestety, podróż w głąb ziem pokazała, że jednak nie ma tu wielu nieludzi, a przynajmniej pokazują się rzadziej niż w pobliżu brzegów; mogło to sprawić, że i oni nie będą do końca mile widziani w swoich włościach, w końcu i ona, i Sangathan byli elfami.
Dotarli jednak w końcu na miejsce, mimo pewnych perypetii różnego rodzaju, które przytrafiły im się po drodze. Tam jednak okazało się, że sytuacja nie jest idealna.
- No cóż, wydaje mi się, że skończyły się czasy odpoczynku - stwierdziła wesoło - nikt w końcu nie mówił że posiadanie ziemi to lekka praca, prawda? - dodała jeszcze, rozglądając się ciekawie po okolicy. Spodziewała się od początku, że i w samym Harmondale będzie czekało ich wiele przygód i wiele pracy, a teraz była już pewna, że w zasadzie się nie pomyliła...
Długa podróż na statku nie była do końca tym, co elfka mogłaby sobie wymarzyć, ale nie było na co narzekać. Był czas odpocząć, był też coś zjeść, a Pasov jadła ostatnio całkiem sporo. I wydawało się że zaczyna nawet nieco przybierać na wadze, powoli jej anorektyczna sylwetka zaczynała przypomniać raczej zdrowo szczupłą, niż chorobliwie wychudzoną.
W czasie kiedy była na to okazja, poświęcała też nieco czasu na treningi z Sangathanem - nie była złą wojowniczką, umiała się posługiwać kosturem zaskakująco skutecznie, ale jednak elf był starszy i zdecydowanie bardziej doświadczony, więc mogła się od niego jeszcze wiele nauczyć. Zresztą sama walka na pokładzie mocno różniła się od pojedynków na lądzie, co dodatkowo zachęcało dziewczynę do ćwiczeń.
Ląd okazał się wyglądać na początku całkiem zachęcająco, a i jedzenie wydawało się znakomite, choć i duży wpływ pewnie miało to, że po prostu było inne niż dotychczas. Niestety, podróż w głąb ziem pokazała, że jednak nie ma tu wielu nieludzi, a przynajmniej pokazują się rzadziej niż w pobliżu brzegów; mogło to sprawić, że i oni nie będą do końca mile widziani w swoich włościach, w końcu i ona, i Sangathan byli elfami.
Dotarli jednak w końcu na miejsce, mimo pewnych perypetii różnego rodzaju, które przytrafiły im się po drodze. Tam jednak okazało się, że sytuacja nie jest idealna.
- No cóż, wydaje mi się, że skończyły się czasy odpoczynku - stwierdziła wesoło - nikt w końcu nie mówił że posiadanie ziemi to lekka praca, prawda? - dodała jeszcze, rozglądając się ciekawie po okolicy. Spodziewała się od początku, że i w samym Harmondale będzie czekało ich wiele przygód i wiele pracy, a teraz była już pewna, że w zasadzie się nie pomyliła...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ardel, Pasov, Sangathan
Zgodnie z zaleceniami karczmarza, nowi Lordowie Harmondale udali się we wskazane przez niego miejsce, aby porozmawiać z Edmundem. Był On najstarszą osobą w wiosce i podobno posiadał największą wiedzę na temat panującej tu sytuacji, oraz powodach jej zaistnienia.
Gdy tylko wszyscy zjawili się w jego, skromnie urządzonej chacie, wyglądał akurat przez okno. Odwrócił się on w stronę gości.
Po przedstawieniu się i poproszeniu o opowiedzenie ważnych dla nich informacji, wszyscy zasiedli, gdzie było miejsce i nowi Lordowie mogli w spokoju wysłuchać "opowieści"...
- Gobliny, od ponad czterdziestu lat zajmują te tereny, uznając je za własne. - powiedział, po czym zastanowił się chwilę i już po chwili mówił dalej.
- Historia nie jest długa. Ich przodkowie przybyli tu z Deyji, około sto lat temu. Byli niewolniczym wojskiem jednego nekromanty... Azzaruta, który zadomowił się wówczas w Harmondale. Słyszałem jak starsi mówili potem, że było to niezwykle ciężkie pięciolecie. - przerwał na moment przybierając smutny i zamyślony wyraz twarzy, jakby znalazł się na czyimś pogrzebie. Zaraz potem mówił dalej. - Po jego przedwczesnej śmierci, część goblinów ratując życie zbiegła do lasu i tam zamieszkali. Panował spokój, ale w końcu, gdy nowe pokolenie sięgnęło po władzę... Ich obecny wódz, uznał te ziemie za swoje. Jego oddziały stanowiły tu największą siłę i wybili tych, którzy im się sprzeciwili... Tak to właśnie było. - zakończył mówić o przeszłości. Miał jednak jeszcze coś do powiedzenia, więc z szacunku dla posiadanej przez niego wiedzy oraz sędziwego wieku nikt mu nie przerwał.
- Gobliny pozwalają nam żyć pod warunkiem, że nie opuszczamy wioski. Takie ustaliły "prawo". Wyjątkiem są dostawy zapasów, trzy razy do roku, od których zwykle pobierają opłatę. O tym już chyba wiecie, skoro zjawiliście się tu właśnie dziś... W ciągu ostatnich parunastu lat, było tu kilku takich, co chcieli pokonać gobliny. Poszukiwaczy przygód, najemników, czy potem nawet nowych właścicieli. W taki, albo inny sposób przysyłał ich tu Markcham, najwyraźniej chcąc, aby inni odwalili za niego brudną robotę. Choć moim zdaniem sprawa jest bardziej zawiła. - powiedział i zamyślił się na chwilę.
- Gobliny mają swoje życie, swoje prawa i tradycje. Mają wodza i szamana. Wiemy, że ich wódz jest już stary i niedomaga, leczył się na bielmo... ślepotę, zanim niespełna dwa miesiące temu nasza zielarka nie zmarła. Wkrótce zastąpi go jeden z jego potomków, ale o nich już nic nie wiemy. Zmiany mogą nastąpić na lepsze, lub gorsze. - zakończył.
Wszyscy
Może Edmund powiedział by coś więcej, gdyby nie nagłe najście. Bez pukania, do jego domu weszło dwoje osób. Młoda ruda dziewczyna, z twarzą i szyją pokrytą piegami, ubrana była w prosty chłopski, trochę pobrudzony ziemią strój. Chłopka była tą, którą Ardel wcześniej widział. Ponieważ jednak była wówczas odwrócona tyłem do niego, dopiero teraz mógł ocenić jej wiek, a dziewczyna nie mogła mieć więcej jak 20 lat.
- Ha'arim, uciekł goblinom. - powiedziała natychmiast po wejściu. Nie została na długo, w zasadzie to po wejściu wyszła nieomal natychmiast.
Przyprowadzony przez nią mężczyzna miał zaś na sobie ogólnie brudne odzienie, które zdradzało ciężkie przejścia, a zrobione było ono z jeleniej skóry o dość prostym kroju.
Wyglądający na przemęczonego i nieco wygłodniałego półelf, opowiedział wszystkim obecnym swoją historię...
Zaczynała się ona bardzo znajomo - Ha'arim, wraz z dwoma rycerzami i znajomym tropicielem, wygrali wyścig-turniej i w nagrodę otrzymali ziemie Harmondale - dopytany o organizatora zdradził obojętnym tonem, że ten nazywał się Markcham.
Wtedy powróciła chłopka podając elfowi kubek zaparzonych ziółek, suchara, marchewkę i spory kawałek kiełbasy. Ha'arim przyjął wszystko z uśmiechem i zajadając mówił dalej. Opowiedział jak dzielnie podjęli walkę z goblinami i zadali im straty, uśmiercając jednego z kandydatów na wodza. Później jednak towarzysze elfa zostali zabici w tajemniczych okolicznościach...
- Bartczek.? - mruknęła piegowata dziewczyna.
- Całkiem możliwe. - odpowiedział Ha'arim, a Edmund potwierdził niemrawym potakiwaniem głowy.
Nie dopytując się o szczegóły tego przerywnika, wszyscy z zapartym tchem słuchali dalszej części opowieści.
Ha'arim ze smutkiem w głosie opowiedział jak dostał się do goblińskiej niewoli, gdzie przez długi czas przetrzymywany był w klatce i na polecenie wodza - starego ślepnącego goblina uczył troje goblinów mowy ludzi. Przy okazji poznał ich nieco i opisał każdego w kilku słowach:
- Wódz ma jednego syna. "Ruge" jest nieco grubawym, łysym goblinem. Nie ceni życia ludzi, aż tak jak życia goblinów, ale nie zabiłby nikogo bez powodu. Nauka szła mu nie najgorzej, więc mogę powiedzieć, że głupi nie jest. Drugim moim uczniem była jego córka wodza "Mirgara" - goblinka silna ciałem i duchem, którą najłatwiej było mi rozpoznać, po dużych cy yyy - elf zawahał się i spojrzał na rude panie, Pasov i nieznaną mu dziewkę - po dużych złotych kolczykach kółkach. Ona nie ma nic przeciwko ludziom i traktowała mnie nad wyraz dobrze. Nauka szła jej najlepiej z całej trójki, więc chyba chciała się przygotować na współpracę z ludźmi. Sam nie wiem. Trzecim było niesamowite bydle... ich główny wojownik i zabijaka "Zoran". Najsilniejszy wojownik wśród goblinów, który ewidentnie nie lubił ludzi. Wyrżnął by całą wieś, gdyby tylko został wodzem. Sądzę, że właśnie ma na to chrapkę, choć "tron" dziedziczy Ruge. Nie chciał się uczyć i poznał tylko kilka zwrotów, których większości wolę nie wypowiadać przy damie. Ta trójka ma poparcie innych. Był jeszcze szaman, ale i jego wyeliminowaliśmy, nie wiem kto przejął jego rolę.
- Póki co plemieniem dowodzi stary wódz i obowiązują ustalone przez niego prawa. Niestety wygląda na to, że sytuacja niedługo się zmieni. Wyzwany na pojedynek wódz może przegrać, póki co nawet Zoran nie ryzykował, bo mógłby zostać poważnie poraniony, ale to może się niedługo zmienić. Wódz bowiem jest już dość stary i niedomaga zdrowotnie. Cierpi na postępującą powoli ślepotę. Niby leczą go przerobionym narkotykiem, który przywieźli ze swojego... "kraju". Normalnie wywołuje on poprawę nastroju, postrzeganie świata w wielu barwach i widzenie kolorowych świateł. Dokładnie nie wiem jak, ale tutaj gobliny robią z tego krople do oczu, które mu pomagają.
- Czy Twoja babcia im w tym nie pomagała? - Półelf spytał się rudej panny.
- Tak, ale ona umarła. Miesiąc temu. - odpowiedziała smutnym głosem dziewczyna i zwiesiła nieco głowę.
Siedzieli tak i rozmawiali, a gdy za oknami zapadał już powoli zmrok, do elfich uszu dotarły niepokojące dźwięki. Ciche okrzyki wieśniaków i chrobotliwy rechot, świadczyły o tym, że do spokojnej wsi wtargnęły gobliny. Wyjrzenie przez okno upewniło wszystkich w tym przekonaniu - niczym zjawy, z mieczami w dłoniach, chodzili od chaty do chaty, jakby czegoś szukając. Zapewne niedługo trafią i tutaj.
Zgodnie z zaleceniami karczmarza, nowi Lordowie Harmondale udali się we wskazane przez niego miejsce, aby porozmawiać z Edmundem. Był On najstarszą osobą w wiosce i podobno posiadał największą wiedzę na temat panującej tu sytuacji, oraz powodach jej zaistnienia.
Gdy tylko wszyscy zjawili się w jego, skromnie urządzonej chacie, wyglądał akurat przez okno. Odwrócił się on w stronę gości.
Po przedstawieniu się i poproszeniu o opowiedzenie ważnych dla nich informacji, wszyscy zasiedli, gdzie było miejsce i nowi Lordowie mogli w spokoju wysłuchać "opowieści"...
- Gobliny, od ponad czterdziestu lat zajmują te tereny, uznając je za własne. - powiedział, po czym zastanowił się chwilę i już po chwili mówił dalej.
- Historia nie jest długa. Ich przodkowie przybyli tu z Deyji, około sto lat temu. Byli niewolniczym wojskiem jednego nekromanty... Azzaruta, który zadomowił się wówczas w Harmondale. Słyszałem jak starsi mówili potem, że było to niezwykle ciężkie pięciolecie. - przerwał na moment przybierając smutny i zamyślony wyraz twarzy, jakby znalazł się na czyimś pogrzebie. Zaraz potem mówił dalej. - Po jego przedwczesnej śmierci, część goblinów ratując życie zbiegła do lasu i tam zamieszkali. Panował spokój, ale w końcu, gdy nowe pokolenie sięgnęło po władzę... Ich obecny wódz, uznał te ziemie za swoje. Jego oddziały stanowiły tu największą siłę i wybili tych, którzy im się sprzeciwili... Tak to właśnie było. - zakończył mówić o przeszłości. Miał jednak jeszcze coś do powiedzenia, więc z szacunku dla posiadanej przez niego wiedzy oraz sędziwego wieku nikt mu nie przerwał.
- Gobliny pozwalają nam żyć pod warunkiem, że nie opuszczamy wioski. Takie ustaliły "prawo". Wyjątkiem są dostawy zapasów, trzy razy do roku, od których zwykle pobierają opłatę. O tym już chyba wiecie, skoro zjawiliście się tu właśnie dziś... W ciągu ostatnich parunastu lat, było tu kilku takich, co chcieli pokonać gobliny. Poszukiwaczy przygód, najemników, czy potem nawet nowych właścicieli. W taki, albo inny sposób przysyłał ich tu Markcham, najwyraźniej chcąc, aby inni odwalili za niego brudną robotę. Choć moim zdaniem sprawa jest bardziej zawiła. - powiedział i zamyślił się na chwilę.
- Gobliny mają swoje życie, swoje prawa i tradycje. Mają wodza i szamana. Wiemy, że ich wódz jest już stary i niedomaga, leczył się na bielmo... ślepotę, zanim niespełna dwa miesiące temu nasza zielarka nie zmarła. Wkrótce zastąpi go jeden z jego potomków, ale o nich już nic nie wiemy. Zmiany mogą nastąpić na lepsze, lub gorsze. - zakończył.
Wszyscy
Może Edmund powiedział by coś więcej, gdyby nie nagłe najście. Bez pukania, do jego domu weszło dwoje osób. Młoda ruda dziewczyna, z twarzą i szyją pokrytą piegami, ubrana była w prosty chłopski, trochę pobrudzony ziemią strój. Chłopka była tą, którą Ardel wcześniej widział. Ponieważ jednak była wówczas odwrócona tyłem do niego, dopiero teraz mógł ocenić jej wiek, a dziewczyna nie mogła mieć więcej jak 20 lat.
- Ha'arim, uciekł goblinom. - powiedziała natychmiast po wejściu. Nie została na długo, w zasadzie to po wejściu wyszła nieomal natychmiast.
Przyprowadzony przez nią mężczyzna miał zaś na sobie ogólnie brudne odzienie, które zdradzało ciężkie przejścia, a zrobione było ono z jeleniej skóry o dość prostym kroju.
Wyglądający na przemęczonego i nieco wygłodniałego półelf, opowiedział wszystkim obecnym swoją historię...
Zaczynała się ona bardzo znajomo - Ha'arim, wraz z dwoma rycerzami i znajomym tropicielem, wygrali wyścig-turniej i w nagrodę otrzymali ziemie Harmondale - dopytany o organizatora zdradził obojętnym tonem, że ten nazywał się Markcham.
Wtedy powróciła chłopka podając elfowi kubek zaparzonych ziółek, suchara, marchewkę i spory kawałek kiełbasy. Ha'arim przyjął wszystko z uśmiechem i zajadając mówił dalej. Opowiedział jak dzielnie podjęli walkę z goblinami i zadali im straty, uśmiercając jednego z kandydatów na wodza. Później jednak towarzysze elfa zostali zabici w tajemniczych okolicznościach...
- Bartczek.? - mruknęła piegowata dziewczyna.
- Całkiem możliwe. - odpowiedział Ha'arim, a Edmund potwierdził niemrawym potakiwaniem głowy.
Nie dopytując się o szczegóły tego przerywnika, wszyscy z zapartym tchem słuchali dalszej części opowieści.
Ha'arim ze smutkiem w głosie opowiedział jak dostał się do goblińskiej niewoli, gdzie przez długi czas przetrzymywany był w klatce i na polecenie wodza - starego ślepnącego goblina uczył troje goblinów mowy ludzi. Przy okazji poznał ich nieco i opisał każdego w kilku słowach:
- Wódz ma jednego syna. "Ruge" jest nieco grubawym, łysym goblinem. Nie ceni życia ludzi, aż tak jak życia goblinów, ale nie zabiłby nikogo bez powodu. Nauka szła mu nie najgorzej, więc mogę powiedzieć, że głupi nie jest. Drugim moim uczniem była jego córka wodza "Mirgara" - goblinka silna ciałem i duchem, którą najłatwiej było mi rozpoznać, po dużych cy yyy - elf zawahał się i spojrzał na rude panie, Pasov i nieznaną mu dziewkę - po dużych złotych kolczykach kółkach. Ona nie ma nic przeciwko ludziom i traktowała mnie nad wyraz dobrze. Nauka szła jej najlepiej z całej trójki, więc chyba chciała się przygotować na współpracę z ludźmi. Sam nie wiem. Trzecim było niesamowite bydle... ich główny wojownik i zabijaka "Zoran". Najsilniejszy wojownik wśród goblinów, który ewidentnie nie lubił ludzi. Wyrżnął by całą wieś, gdyby tylko został wodzem. Sądzę, że właśnie ma na to chrapkę, choć "tron" dziedziczy Ruge. Nie chciał się uczyć i poznał tylko kilka zwrotów, których większości wolę nie wypowiadać przy damie. Ta trójka ma poparcie innych. Był jeszcze szaman, ale i jego wyeliminowaliśmy, nie wiem kto przejął jego rolę.
- Póki co plemieniem dowodzi stary wódz i obowiązują ustalone przez niego prawa. Niestety wygląda na to, że sytuacja niedługo się zmieni. Wyzwany na pojedynek wódz może przegrać, póki co nawet Zoran nie ryzykował, bo mógłby zostać poważnie poraniony, ale to może się niedługo zmienić. Wódz bowiem jest już dość stary i niedomaga zdrowotnie. Cierpi na postępującą powoli ślepotę. Niby leczą go przerobionym narkotykiem, który przywieźli ze swojego... "kraju". Normalnie wywołuje on poprawę nastroju, postrzeganie świata w wielu barwach i widzenie kolorowych świateł. Dokładnie nie wiem jak, ale tutaj gobliny robią z tego krople do oczu, które mu pomagają.
- Czy Twoja babcia im w tym nie pomagała? - Półelf spytał się rudej panny.
- Tak, ale ona umarła. Miesiąc temu. - odpowiedziała smutnym głosem dziewczyna i zwiesiła nieco głowę.
Siedzieli tak i rozmawiali, a gdy za oknami zapadał już powoli zmrok, do elfich uszu dotarły niepokojące dźwięki. Ciche okrzyki wieśniaków i chrobotliwy rechot, świadczyły o tym, że do spokojnej wsi wtargnęły gobliny. Wyjrzenie przez okno upewniło wszystkich w tym przekonaniu - niczym zjawy, z mieczami w dłoniach, chodzili od chaty do chaty, jakby czegoś szukając. Zapewne niedługo trafią i tutaj.
Ostatnio zmieniony niedziela, 23 października 2011, 18:21 przez Mekow, łącznie zmieniany 1 raz.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Wszyscy
Gdy półelf zakończył swoją opowieść, przez dłuższy moment panowała cisza. Nikt nie chciał odezwać się jako pierwszy, więc głos zabrała piegowata dziewczyna.
- Jakie są państwa zamiary? - Spytała uprzejmym głosem z wyraźnymi sygnałami szacunku i ciekawości.
- Powinniśmy kontynuować to co zacząłem jakiś czas temu. Teraz mamy większe doświadczenie w sprawach goblinów i wiedzę o nich. - rzekł Ha'arim i przerwał czekając co powiedzą nowi.
- A co zacząłeś dawno temu? - zapytał Ardel, oglądając się na Ha'arima.
Ogólnie chłopak był ciekaw, co takiego zaczął ów jegomość, że skończyło się pojmaniem przez gobliny... biorąc pod uwagę, że Ardel nie wiedział o goblinach praktycznie nic, uwagi tego tu powinny okazać się wyjątkowo cenne.
-Jakieś dwa miesiące temu wraz z moimi towarzyszami...- tu na chwilę zawiesił głos, a na usta wystąpił gorzki grymas - ...zaczęliśmy tropić gobliny i tępić je jak najlepiej potrafiliśmy. - ciągnął dalej po chwili. Rozejrzał się po twarzach zebranych i po chwili mówił dalej.
Ale popełniliśmy jeden błąd. Zapomnieliśmy jak daleko sięgają ich wpływy tutaj. Pewnej nocy po prostu obudziłem się, a oni stali nad moim łóżkiem... Miałem szczęście, że darowali mi życie. Moi towarzysze nie mieli tyle szczęścia...- elf na chwilę zamilkł, a w jego oczach zalśniły łzy - N-n-nie m-m-możemy popełnić tego samego błędu. Musimy sprawić, żeby noce stały się dla nas bezpieczne. Potrzebujemy planu i to dobrego. Nie są już tak głupie jak kilka miesięcy temu. - głos na początku mu się łamał, ale na myśl o przeciwstawieniu się goblinom w jego słowa wstąpiła nowa siła.
- Dlaczego mam przeczucie, że za tymi goblinami stoi ktoś jeszcze? Same z siebie inteligentne się nie robią. Być może nie wiemy jeszcze o nich nawet połowy tego co powinniśmy. Chciałbym wpierw poznać najdawniejszą historię osady. Sądzę, że w szczegółach tej historii znajdziemy jakieś wskazówki - powiedział elf.
Jeśli chodziło o historię osady, to jedyną osobą, która mogła się odezwać był stary Edmund. Odnośnie goblinów, głos mógł zabrać Ha'arim. Wszyscy spojrzeli na nich, a młodzieniec ustąpił pierwszeństwa starszemu.
- Najdawniejszej historii osady nie znam. Istnieje ona od wielu wieków i nigdy nie miała zamiaru się rozrosnąć. Wiem natomiast, że po wojnie Kreegan, pojawiły się spory pomiędzy naszą Erathią i Avlee, odnośnie tego, do kogo mają należeć te ziemie. Erathia najwidoczniej miała większe prawa. Zaraz potem zjawił się tu Azzarut z goblinami, aby po pięciu latach zostać pokonanym przez grupę paladynów... - Edmund zastanowił się przez chwilę. - Sądzisz, że nie został unicestwiony? - dodał lekko zdziwony i ponownie się zastanowił. - Jak to tam u nich wyglądało? Widziałeś kogoś? - spytał półelfa, który spędził ostatnie dwa miesiące w goblińskiej niewoli.
- Ja... Musiałbym się zastanowić. Przez większość czasu byłem uwięziony, lub nauczałem tą trójkę. Te wszystkie dni zlały się prawie w jedno - półelf złożył twarz w dłoniach i zaczął się zastanawiać - Mógłbyś nam przybliżyć postać tego Azzaruta? Może to coś pomoże.
- No cóż. Z tego co słyszałem, był to człowiek, który wykorzystywał swoje magiczne zdolności i wiedzę, do mrocznych badań. Nie wiem jak wyglądał, ani nic oprócz tego, że co już powiedziałem. - rzekł mężczyzna, a jego twarz przybrała niewesoły wyraz. Wiele mógł powiedzieć i doradzić, ale niestety nie był wszechwiedzący.
Nagle głos zabrała piegowata dziewczyna. - Szanowni panowie - zaczęła głosem pełnym szacunku - ja nic nie mówię. Ale Panie Ha'arimie, czy wie Pan gdzie jest obóz goblinów?- spytała.
-Obóz? Ja... nie, nie wiem. Chociaż jeśli się zastanowić to chyba bym do niego trafił. Rósł tam pewien specyficzny gatunek drzew, którego nie zauważyłem nigdzie indziej. Pewnie zajmie mi to trochę, ale prędzej czy później znajdę drogę. - odpowiedział Ha'arim na pytanie dziewczyny.
Wojownik westchnął cicho. - Dziwię się, że nie wystawialiście straży - mruknął Sangathan. Westchnął ponownie - Jak bardzo specyficzny gatunek drzew? - spytał nagle elf. Jeśli to nie były zwykłe drzewa być może uda im się dotrzeć do źródła problemu. Roślinność zawsze pierwsza się zmieniała pod wpływem magii...
Na wspomnienie o "dziwnych drzewach" Ardel nieco się ożywił. Spojrzał na Ha'arima pytająco. Moze to Złoty Dąb? Z liści tego cholerstwa dałoby się wydestylować truciznę. Albo może Czerwonodrzew? W korze jest substancja z której można przy użyciu paru prostych związków zrobić substancję wybuchową...
Ardel westchnął. Przecież nie miał laboratorium.
-Nie, nie. To były zwykłe drzewa. Jedyne co je wyróżniało, było to, że rosły tylko tam. Samo drzewo nazywa się chyba wiąz szypułkowy. Przez lata mieszkania w lasach spotkałem się z nim tylko kilka razy, więc od razu rzuciło mi się w oczy to, że rośnie tu w takich skupiskach.
[EDIT: WW]
- Wiązy w tych stronach są powszechne? - spytał elf z rezygnacją w głosie. Właściwie żadnych tropów nie udało się odkryć co się może dziać w tym miejscu. A trzeba było zaufać przeczuciu i nie jechać w te strony... Teraz już za późno. Sangathan nie miał w zwyczaju zostawiać niedokończonych spraw.
Gobliny same z siebie nie robią się inteligentne. To akurat wie każdy. To zbyt brutalna rasa by cokolwiek inteligentnego zdołało wśród nich wystarczająco długo przetrwać by się utrwalić. W walce polegają na przewadze liczebnej, prymitywnych, chytrych zasadzkach i swojej brutalności.
- Czy w posiadaniu wodza nie był może jakiś artefakt? Albo jakikolwiek magiczny przedmiot? - spytał nagle na głos. Słyszał kiedyś o przedmiotach zdolnych nie tylko zwiększać czyjąś inteligencję, ale także myśleć samodzielnie...
- Możliwe, że ktoś wrogi temu miasteczku ich poduczył... - mruknął Ardel. Wydawało mu się to najlogiczniejszym rozwiązaniem. - Ewentualnie kontroluje wodza, ale to równie prawdopodobne co posiadanie przez nich artefaktu...
- Może to szansa jedna na milion, ale istnieje też możliwość, że po prostu obecny wódz zdobył pozycję siłą i brutalnością, ale poza tym jest też inteligentny, i korzysta teraz z tego - odezwała się cicho Pasov, do tej pory tylko biernie przysłuchująca się rozmowie. - Tak czy inaczej obawiam się że możliwości jest na tyle dużo, że niewiele zdołamy rozstrzygnąć bez zdobycia informacji na miejscu. Dobrze byłoby zająć się zwiadem w samym tym obozie. Albo spróbować zabić wodza goblinów i sprawdzić co stanie się wtedy...
- Nie uwierzę, póki nie zobaczę - mruknął elf. Inteligentny goblin to musiała być szansa na milion... Już prędzej magicznie zmutowany goblin. Albo inne świństwo. Sangathan westchnął do swoich myśli. Odezwały się głęboko skrywane rasowe uprzedzenia. Po 100 latach życia nie potrafił dobrze myśleć i mówić o goblinach.
- Obawiam się, że twoje przypuszczenia mogą okazać trafne. - powiedział zwracając się do Pasov. - Wódz wydawał się po prostu stary i zewnętrznie nie widać było po nim oznak magii. I przeczuwa swój koniec. Wie, że wkrótce umrze. Chciał, żebym uczył tą trójkę goblinów. Podejrzewam, że chciał aby jego styl rządzenia przetrwał. Nie widzę innej opcji jak to, że jest on po prostu inteligentny. Magia lub przedmiot po prostu podporządkował by sobie następnego władcę i tyle - po swoim wywodzie zamilkł i poprawił swoją pozycje na krześle. Odwykł od takich wygód ostatnimi czasy.
Ardel westchnął. Czysta teoria. Na dodatek to gdybanie raczej im nie pomoże, ale z drugiej strony co mogą zrobić? Gdyby chociaż miał laboratorium to mógłby zorganizować broń, która dałaby im przewagę. Znów czuł się zbędny i nie było to przyjemne uczucie.
- Ale co to za różnica? - zapytał wreszcie. - Artefakt, czy inteligentny wódz... i tak nie damy rady nic z tym zrobić. Chyba, że wiesz jak się dostać do tej ich siedziby niepostrzeżenie - zwrócił się do Ha'arima. Jak dla niego ta rozmowa nie miała już sensu, konkrety skończyły się już parę chwil temu i debatowali o czymś, z czym i tak nie dadzą rady nic zrobić.
Sangathan stał teraz zamyślony. Jego doświadczenia z goblinami zawsze były w 100% negatywne. Jak większość jego pobratymców zawsze był z goblinami w stanie wojny. Nigdy o nic nie pytał, one też nigdy nie pytały jego o cokolwiek. Zresztą nawet teraz z 'inteligentnym' wodzem gobliny zachowywały się brutalnie. Zabiły kilkoro dzieciaków, które chciały stawić im czoła, zniewoliły innego by uczył je niby czegokolwiek... Pobierały myto na drodze i trzymały osadę w szachu. Zapewne opłacało im się to bardziej niż wyrżnięcie mieszkańców w pień. Elf nie zamierzał się z goblinami układać. Zastanawiał się jak się pozbyć tego ścierwa raz na zawsze. To jak karaluchy...
- Bez względu na to co to jest i tak się trzeba tego pozbyć. Goblinów... Jeśli wódz jest "po prostu" inteligentny to utrudnia to sprawę o tyle, że nie można mu przywrócić zwykłej gobliniej głupoty. Sądzę, że po jego śmierci może być wśród nich krótkie zamieszanie... Póki nie znajdzie się nowy wódz. Zapewne któreś z jego dzieci... Całkiem prawdopodobne, że ten cały Zoran będzie walczył z Rugem o władzę. Gdyby udało nam się zabić wodza być może udałoby się wprowadzić zamieszanie - zastanawiał się na głos. - Ale trzeba by to tak zrobić by nie podejrzewał nikt naszej roli. Ten nieszczęsny narkotyk... Gdyby dodać do niego coś co spowoduje śmierć - spojrzał po pozostałych. - Prawdopodobnie narkotyk sam by go w końcu zabił kiedyś ale zanim to nastąpi może trochę potrwać. Ardel, czy ty czasem nie znasz się nieco na alchemii? - spytał elf.
Ardel milczał chwilę. - Znam znam... ale nie mam tu za bardzo warunków, żeby zrobić coś wspaniałego... jakaś prostą truciznę w warunkach polowych może by się dało zrobić. Musiałbym połazic chwilę po chaszczach i poszukać składników - zrobił bezradny gest rękoma. - Ale sadzę, że lepszym pomysłem byłoby zatrucie nie tylko wodza, ale i jego dzieciaków. I skoro przy tym jesteśmy to jeszcze jakichś zapasów jedzenia lub wody - to by było lepsze. Gobliny poszłyby w rozsypkę - to jedno, nowego przywódcę wybierałyby już w swój durny sposób, czyli pewnie lejąc się po łbach - to drugie. Ci, którzy zdecydowaliby się nażreć też by odwalili kitę - to trzecie. Jeśli mamy tu kogoś, kto się na tym zna można rozstawić wokół wioski jakieś pułapki czy coś... bo gobliny wreszcie ruszą na wioskę, powinniśmy maksymalnie przerzedzić ich szeregi i osłabić... ale dalej pozostaje jeden problem - Ardel westchnął. - Trzeba jakoś się dostać do obozu gobilnów i móc dotrzeć zarówno do wodza jak i do ich składziku. Zatrucie samego wodza to kiepski pomysł. Skoro większe szanse ma ten idiota co chce wybić ludzi to pewnie gdy tylko zdobędzie władzę to od razu ruszy na wioskę. To nie wygląda mi na korzystny obrót sytuacji.
- Jeśli zatrujemy ten narkotyk, którym wódz się "leczy" będziemy mieli go z głowy - powiedział elf. - Czy gobliny pobierają jakieś opłaty w żywności i jakichś alkoholach od mieszkańców wioski poza tym czasem gdy sprowadzane są do osady zapasy? - spytał miejscowych. - To również można by zatruć, ale czymś co działa na dłuższą metę - zamyślił się. - Ardel, tu niedawno zmarła zielarka. Być może jakieś trucizny i warsztat znajdziemy u niej. W końcu to ona przyrządzała wodzowi to paskudztwo - powiedział. "Jak można być tak głupim by leczyć się środkami o działaniu odurzającym?" pomyślał jeszcze. To tak jakby ból głowy leczyć wódką. Idiotyzm.
- Racja - Ardel się nieco ożywił. - No to trzeba by się tam wybrać i sprawdzić... - wzruszył ramionami.
- Tak, oczywiście, ja zapraszam Państwa do siebie. - powiedziała piegowata dziewczyna ze zdziwieniem na twarzy, ale pełnym wyrazem szacunku w głosie. - Ale... - zaczęła po chwili i spojrzała na Edmunda.
- Nie ma żadnych opłat. - starszy człowiek odpowiedział na pytnie elfa. - Gobliny zajęły las i to on ich utrzymuje. Nie potrzebują naszych resztek. - powiedział, dobitnie akcentując to, co zielonoskórzy im zostawiają.
- Wymyśli się alternatywę. Z alchemikiem na pokładzie może uda nam się też spreparować jakąś nieprzyjemną dla goblinów broń. Aż dzisiaj żałuję, że porzuciłem studia alchemiczne - pokręcił głową Sangathan i klepnął w ramię Ardela, który uśmiechnął się lekko.
Ha'arim podniósł głowę znad stołu i spojrzał po zgromadzonych z lekkim przerażeniem w oczach.
-Jakież to niesamowite. Siedzimy sobie przy stole, popijamy herbatkę i planujemy mord. Mord jeszcze bardziej plugawy niż ten którego dopuścili się zielonoskórzy... Ale cóż... Z drugiej strony nie mamy chyba zbyt wielkiego wyboru jeśli chcemy pożyć jeszcze jakiś czas.
Po tych słowach znów opuscił głowę i zajął się tym co miał przed sobą. Ale po chwili zaczął mówić dalej.
-Nie martwcie się o alchemię jeśli chcecie jej użyć do tego celu. Znam się dobrze na wszystkich mniej lub bardziej pospolitych ziołach w tej okolicy i potrafię je przygotować bez całych podziemi pełnych alembików. Chociaż przyznam, że nigdy nie przygotowywałem trucizn... Ale nie jestem przecież jedynym alchemikiem w towarzystwie. Coś się wymyśli - powiedział uśmiechając się blado na koniec.
- Nie myśl o tym jak o mordzie, raczej jako o... Samoobronie - powiedziała Pasov, która wiele już przeżyła i uważała, że wahanie się w takiej chwili jest błędem. - Jeśli my ich nie powstrzymamy, to oni nas zabiją. A nigdy jeszcze nie słyszano by powstrzymać goblina inaczej niż zabijając go.
- Racja. Poza tym naszym celem nie jest rzeź, a jedynie usunięcie stąd goblinów. Jeśli wybiorą wyniesienie się z tych stron na zawsze nie mam zamiaru ich ścigać by wybić. Sam mówiłeś, że córka wodza ma wolę układać się z ludźmi. Dziwię się bardzo, bo oznaczałoby to, że jest tam więcej niż jeden minimalnie inteligentny goblin. Ale i tak nie zmienia to nic. Póki tu zostaną mogą liczyć na spotkanie z ostrzem mojego miecza, dopóki nie pokażą pleców w odwrocie - powiedział.
Ardel uniósł brew. - Bez sprzętu można robić proste ziołowe leki, do czegoś bardziej skomplikowanego jak trucizna potrzeba więcej, chyba, że trafimy na jakąś naturalnie trującą roślinę. Ale wtedy też wypadałoby wydestylować, lub w jakiś inny sposób pozyskać samą trującą część, by otrzymać stężoną truciznę, zamiast lury. Od biedy z pomocą reorty mógłbym wydestylować truciznę nawet z ognistych pokrzyw, których w każdym lesie jest pełno - chłopak wzruszył ramionami. - Tym wypadałoby zatruć wodę. Powoduje gorączkę, wymioty i pragnienie... ale dopiero po dniu lub dwóch, więc zaczniemy tak na prawdę samonapędzający się cykl. Raczej od tego nie poumierają, ale zostaną poważnie osłabione. Będziemy mogli tam nawet wejść i ich "uzdrowić". To byłoby niezłe jeśli chcemy załatwić poparcie dla córki wodza... - chłopak podrapał się po potylicy. - Wątpię, by tutejesza zielarka byłą na tyle nawiedzona, by mieć u siebie Sole Ogniste i podwójny destylat Ostrolistu, wiec nasennego nic nie wymyślę - mruknął, i westchnął. - Coś do nałożenia na strzały i ostrze też by się wymyśliło. Mogę zrobić na przykład truciznę powodującą rozkurczenie mięśni, jeśli znajdę właściwe składniki. Lub truciznę porażającą układ nerwowy... - chłopak wzruszył ramionami. - Jak zobaczę co mam do dyspozycji to będę wiedział na czym stoję - stwierdził. Na walce może i znał się jak kura na matematyce, ale z alchemią był "na ty".
Uśmiech na twarzy elfa dobitnie świadczył o tym, że informacje, które właśnie usłyszał są jak najbardziej pomyślne. Jeśli wszystko pójdzie dobrze niebawem nie zostanie w okolicy ani jeden goblin. Albo się wyniosą, albo dzień po dniu będą je zabijać trucizną i ostrzem.
-Cóż... Chyba wszystko zostało postanowione. Pomogę jak tylko będę mógł. W końcu ciąży na mnie jakaś odpowiedzialność za te ziemie. - z tymi słowami Ha'arim wstał i przeciągnął się - Miło by było udać się do łóżka. Przez ostatnie parę miesięcy nie miałem okazji się porządnie wyspać na czymś bardziej wygodnym niż podłoga. Więc jeśli nie macie nic więcej do dodania? - tu zawiesił głos patrząc po zebranych.
- Hm... chyba tylko "śpij dobrze" i "do jutra" - bąknął Ardel.
Elf się nie odezwał. Sangathan nie miał cierpliwości do tego półelfa, który płakał z byle okazji... Wolał rozważyć kwestię goblinów niż zastanawiać się co taki płaczliwy dzieciak robi w takim miejscu. San widział niejedno pole bitwy. Walczył z goblinami u boku krasnoludów, a także swoich współbraci. Zastanawiał się jakim cudem te pokraczne, ćwierćmózgie imbecyle nagle trzęsą całą osadą... Która niegdyś była przecież blisko 4 razy liczniejsza. Było to dla niego niepojęte i irytujące. Czy wysłano tu do tej pory armię ciot, a nie wojowników? Pewnie paladynowate świętoszki przekonane, że nie wolno walczyć inaczej jak ujawniając się i walcząc otwarcie i... uczciwie. Życie nauczyło elfa, że na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Gobliny nie zamierzały przecież wyzywać na pojedynek nikogo. Nie wahały się stosować pułapek. Trzeba więc było teraz wymyślić jakąś pułapkę, w którą wpadną raz, a skutecznie. Sangathan obawiał się, że nie uda się wybić ich w pień... Zbyt... nieliczna się zrobiła osada. Ale przetrzebienie tych pokrak i wypędzenie powinno być możliwe.
Gdy półelf zakończył swoją opowieść, przez dłuższy moment panowała cisza. Nikt nie chciał odezwać się jako pierwszy, więc głos zabrała piegowata dziewczyna.
- Jakie są państwa zamiary? - Spytała uprzejmym głosem z wyraźnymi sygnałami szacunku i ciekawości.
- Powinniśmy kontynuować to co zacząłem jakiś czas temu. Teraz mamy większe doświadczenie w sprawach goblinów i wiedzę o nich. - rzekł Ha'arim i przerwał czekając co powiedzą nowi.
- A co zacząłeś dawno temu? - zapytał Ardel, oglądając się na Ha'arima.
Ogólnie chłopak był ciekaw, co takiego zaczął ów jegomość, że skończyło się pojmaniem przez gobliny... biorąc pod uwagę, że Ardel nie wiedział o goblinach praktycznie nic, uwagi tego tu powinny okazać się wyjątkowo cenne.
-Jakieś dwa miesiące temu wraz z moimi towarzyszami...- tu na chwilę zawiesił głos, a na usta wystąpił gorzki grymas - ...zaczęliśmy tropić gobliny i tępić je jak najlepiej potrafiliśmy. - ciągnął dalej po chwili. Rozejrzał się po twarzach zebranych i po chwili mówił dalej.
Ale popełniliśmy jeden błąd. Zapomnieliśmy jak daleko sięgają ich wpływy tutaj. Pewnej nocy po prostu obudziłem się, a oni stali nad moim łóżkiem... Miałem szczęście, że darowali mi życie. Moi towarzysze nie mieli tyle szczęścia...- elf na chwilę zamilkł, a w jego oczach zalśniły łzy - N-n-nie m-m-możemy popełnić tego samego błędu. Musimy sprawić, żeby noce stały się dla nas bezpieczne. Potrzebujemy planu i to dobrego. Nie są już tak głupie jak kilka miesięcy temu. - głos na początku mu się łamał, ale na myśl o przeciwstawieniu się goblinom w jego słowa wstąpiła nowa siła.
- Dlaczego mam przeczucie, że za tymi goblinami stoi ktoś jeszcze? Same z siebie inteligentne się nie robią. Być może nie wiemy jeszcze o nich nawet połowy tego co powinniśmy. Chciałbym wpierw poznać najdawniejszą historię osady. Sądzę, że w szczegółach tej historii znajdziemy jakieś wskazówki - powiedział elf.
Jeśli chodziło o historię osady, to jedyną osobą, która mogła się odezwać był stary Edmund. Odnośnie goblinów, głos mógł zabrać Ha'arim. Wszyscy spojrzeli na nich, a młodzieniec ustąpił pierwszeństwa starszemu.
- Najdawniejszej historii osady nie znam. Istnieje ona od wielu wieków i nigdy nie miała zamiaru się rozrosnąć. Wiem natomiast, że po wojnie Kreegan, pojawiły się spory pomiędzy naszą Erathią i Avlee, odnośnie tego, do kogo mają należeć te ziemie. Erathia najwidoczniej miała większe prawa. Zaraz potem zjawił się tu Azzarut z goblinami, aby po pięciu latach zostać pokonanym przez grupę paladynów... - Edmund zastanowił się przez chwilę. - Sądzisz, że nie został unicestwiony? - dodał lekko zdziwony i ponownie się zastanowił. - Jak to tam u nich wyglądało? Widziałeś kogoś? - spytał półelfa, który spędził ostatnie dwa miesiące w goblińskiej niewoli.
- Ja... Musiałbym się zastanowić. Przez większość czasu byłem uwięziony, lub nauczałem tą trójkę. Te wszystkie dni zlały się prawie w jedno - półelf złożył twarz w dłoniach i zaczął się zastanawiać - Mógłbyś nam przybliżyć postać tego Azzaruta? Może to coś pomoże.
- No cóż. Z tego co słyszałem, był to człowiek, który wykorzystywał swoje magiczne zdolności i wiedzę, do mrocznych badań. Nie wiem jak wyglądał, ani nic oprócz tego, że co już powiedziałem. - rzekł mężczyzna, a jego twarz przybrała niewesoły wyraz. Wiele mógł powiedzieć i doradzić, ale niestety nie był wszechwiedzący.
Nagle głos zabrała piegowata dziewczyna. - Szanowni panowie - zaczęła głosem pełnym szacunku - ja nic nie mówię. Ale Panie Ha'arimie, czy wie Pan gdzie jest obóz goblinów?- spytała.
-Obóz? Ja... nie, nie wiem. Chociaż jeśli się zastanowić to chyba bym do niego trafił. Rósł tam pewien specyficzny gatunek drzew, którego nie zauważyłem nigdzie indziej. Pewnie zajmie mi to trochę, ale prędzej czy później znajdę drogę. - odpowiedział Ha'arim na pytanie dziewczyny.
Wojownik westchnął cicho. - Dziwię się, że nie wystawialiście straży - mruknął Sangathan. Westchnął ponownie - Jak bardzo specyficzny gatunek drzew? - spytał nagle elf. Jeśli to nie były zwykłe drzewa być może uda im się dotrzeć do źródła problemu. Roślinność zawsze pierwsza się zmieniała pod wpływem magii...
Na wspomnienie o "dziwnych drzewach" Ardel nieco się ożywił. Spojrzał na Ha'arima pytająco. Moze to Złoty Dąb? Z liści tego cholerstwa dałoby się wydestylować truciznę. Albo może Czerwonodrzew? W korze jest substancja z której można przy użyciu paru prostych związków zrobić substancję wybuchową...
Ardel westchnął. Przecież nie miał laboratorium.
-Nie, nie. To były zwykłe drzewa. Jedyne co je wyróżniało, było to, że rosły tylko tam. Samo drzewo nazywa się chyba wiąz szypułkowy. Przez lata mieszkania w lasach spotkałem się z nim tylko kilka razy, więc od razu rzuciło mi się w oczy to, że rośnie tu w takich skupiskach.
[EDIT: WW]
- Wiązy w tych stronach są powszechne? - spytał elf z rezygnacją w głosie. Właściwie żadnych tropów nie udało się odkryć co się może dziać w tym miejscu. A trzeba było zaufać przeczuciu i nie jechać w te strony... Teraz już za późno. Sangathan nie miał w zwyczaju zostawiać niedokończonych spraw.
Gobliny same z siebie nie robią się inteligentne. To akurat wie każdy. To zbyt brutalna rasa by cokolwiek inteligentnego zdołało wśród nich wystarczająco długo przetrwać by się utrwalić. W walce polegają na przewadze liczebnej, prymitywnych, chytrych zasadzkach i swojej brutalności.
- Czy w posiadaniu wodza nie był może jakiś artefakt? Albo jakikolwiek magiczny przedmiot? - spytał nagle na głos. Słyszał kiedyś o przedmiotach zdolnych nie tylko zwiększać czyjąś inteligencję, ale także myśleć samodzielnie...
- Możliwe, że ktoś wrogi temu miasteczku ich poduczył... - mruknął Ardel. Wydawało mu się to najlogiczniejszym rozwiązaniem. - Ewentualnie kontroluje wodza, ale to równie prawdopodobne co posiadanie przez nich artefaktu...
- Może to szansa jedna na milion, ale istnieje też możliwość, że po prostu obecny wódz zdobył pozycję siłą i brutalnością, ale poza tym jest też inteligentny, i korzysta teraz z tego - odezwała się cicho Pasov, do tej pory tylko biernie przysłuchująca się rozmowie. - Tak czy inaczej obawiam się że możliwości jest na tyle dużo, że niewiele zdołamy rozstrzygnąć bez zdobycia informacji na miejscu. Dobrze byłoby zająć się zwiadem w samym tym obozie. Albo spróbować zabić wodza goblinów i sprawdzić co stanie się wtedy...
- Nie uwierzę, póki nie zobaczę - mruknął elf. Inteligentny goblin to musiała być szansa na milion... Już prędzej magicznie zmutowany goblin. Albo inne świństwo. Sangathan westchnął do swoich myśli. Odezwały się głęboko skrywane rasowe uprzedzenia. Po 100 latach życia nie potrafił dobrze myśleć i mówić o goblinach.
- Obawiam się, że twoje przypuszczenia mogą okazać trafne. - powiedział zwracając się do Pasov. - Wódz wydawał się po prostu stary i zewnętrznie nie widać było po nim oznak magii. I przeczuwa swój koniec. Wie, że wkrótce umrze. Chciał, żebym uczył tą trójkę goblinów. Podejrzewam, że chciał aby jego styl rządzenia przetrwał. Nie widzę innej opcji jak to, że jest on po prostu inteligentny. Magia lub przedmiot po prostu podporządkował by sobie następnego władcę i tyle - po swoim wywodzie zamilkł i poprawił swoją pozycje na krześle. Odwykł od takich wygód ostatnimi czasy.
Ardel westchnął. Czysta teoria. Na dodatek to gdybanie raczej im nie pomoże, ale z drugiej strony co mogą zrobić? Gdyby chociaż miał laboratorium to mógłby zorganizować broń, która dałaby im przewagę. Znów czuł się zbędny i nie było to przyjemne uczucie.
- Ale co to za różnica? - zapytał wreszcie. - Artefakt, czy inteligentny wódz... i tak nie damy rady nic z tym zrobić. Chyba, że wiesz jak się dostać do tej ich siedziby niepostrzeżenie - zwrócił się do Ha'arima. Jak dla niego ta rozmowa nie miała już sensu, konkrety skończyły się już parę chwil temu i debatowali o czymś, z czym i tak nie dadzą rady nic zrobić.
Sangathan stał teraz zamyślony. Jego doświadczenia z goblinami zawsze były w 100% negatywne. Jak większość jego pobratymców zawsze był z goblinami w stanie wojny. Nigdy o nic nie pytał, one też nigdy nie pytały jego o cokolwiek. Zresztą nawet teraz z 'inteligentnym' wodzem gobliny zachowywały się brutalnie. Zabiły kilkoro dzieciaków, które chciały stawić im czoła, zniewoliły innego by uczył je niby czegokolwiek... Pobierały myto na drodze i trzymały osadę w szachu. Zapewne opłacało im się to bardziej niż wyrżnięcie mieszkańców w pień. Elf nie zamierzał się z goblinami układać. Zastanawiał się jak się pozbyć tego ścierwa raz na zawsze. To jak karaluchy...
- Bez względu na to co to jest i tak się trzeba tego pozbyć. Goblinów... Jeśli wódz jest "po prostu" inteligentny to utrudnia to sprawę o tyle, że nie można mu przywrócić zwykłej gobliniej głupoty. Sądzę, że po jego śmierci może być wśród nich krótkie zamieszanie... Póki nie znajdzie się nowy wódz. Zapewne któreś z jego dzieci... Całkiem prawdopodobne, że ten cały Zoran będzie walczył z Rugem o władzę. Gdyby udało nam się zabić wodza być może udałoby się wprowadzić zamieszanie - zastanawiał się na głos. - Ale trzeba by to tak zrobić by nie podejrzewał nikt naszej roli. Ten nieszczęsny narkotyk... Gdyby dodać do niego coś co spowoduje śmierć - spojrzał po pozostałych. - Prawdopodobnie narkotyk sam by go w końcu zabił kiedyś ale zanim to nastąpi może trochę potrwać. Ardel, czy ty czasem nie znasz się nieco na alchemii? - spytał elf.
Ardel milczał chwilę. - Znam znam... ale nie mam tu za bardzo warunków, żeby zrobić coś wspaniałego... jakaś prostą truciznę w warunkach polowych może by się dało zrobić. Musiałbym połazic chwilę po chaszczach i poszukać składników - zrobił bezradny gest rękoma. - Ale sadzę, że lepszym pomysłem byłoby zatrucie nie tylko wodza, ale i jego dzieciaków. I skoro przy tym jesteśmy to jeszcze jakichś zapasów jedzenia lub wody - to by było lepsze. Gobliny poszłyby w rozsypkę - to jedno, nowego przywódcę wybierałyby już w swój durny sposób, czyli pewnie lejąc się po łbach - to drugie. Ci, którzy zdecydowaliby się nażreć też by odwalili kitę - to trzecie. Jeśli mamy tu kogoś, kto się na tym zna można rozstawić wokół wioski jakieś pułapki czy coś... bo gobliny wreszcie ruszą na wioskę, powinniśmy maksymalnie przerzedzić ich szeregi i osłabić... ale dalej pozostaje jeden problem - Ardel westchnął. - Trzeba jakoś się dostać do obozu gobilnów i móc dotrzeć zarówno do wodza jak i do ich składziku. Zatrucie samego wodza to kiepski pomysł. Skoro większe szanse ma ten idiota co chce wybić ludzi to pewnie gdy tylko zdobędzie władzę to od razu ruszy na wioskę. To nie wygląda mi na korzystny obrót sytuacji.
- Jeśli zatrujemy ten narkotyk, którym wódz się "leczy" będziemy mieli go z głowy - powiedział elf. - Czy gobliny pobierają jakieś opłaty w żywności i jakichś alkoholach od mieszkańców wioski poza tym czasem gdy sprowadzane są do osady zapasy? - spytał miejscowych. - To również można by zatruć, ale czymś co działa na dłuższą metę - zamyślił się. - Ardel, tu niedawno zmarła zielarka. Być może jakieś trucizny i warsztat znajdziemy u niej. W końcu to ona przyrządzała wodzowi to paskudztwo - powiedział. "Jak można być tak głupim by leczyć się środkami o działaniu odurzającym?" pomyślał jeszcze. To tak jakby ból głowy leczyć wódką. Idiotyzm.
- Racja - Ardel się nieco ożywił. - No to trzeba by się tam wybrać i sprawdzić... - wzruszył ramionami.
- Tak, oczywiście, ja zapraszam Państwa do siebie. - powiedziała piegowata dziewczyna ze zdziwieniem na twarzy, ale pełnym wyrazem szacunku w głosie. - Ale... - zaczęła po chwili i spojrzała na Edmunda.
- Nie ma żadnych opłat. - starszy człowiek odpowiedział na pytnie elfa. - Gobliny zajęły las i to on ich utrzymuje. Nie potrzebują naszych resztek. - powiedział, dobitnie akcentując to, co zielonoskórzy im zostawiają.
- Wymyśli się alternatywę. Z alchemikiem na pokładzie może uda nam się też spreparować jakąś nieprzyjemną dla goblinów broń. Aż dzisiaj żałuję, że porzuciłem studia alchemiczne - pokręcił głową Sangathan i klepnął w ramię Ardela, który uśmiechnął się lekko.
Ha'arim podniósł głowę znad stołu i spojrzał po zgromadzonych z lekkim przerażeniem w oczach.
-Jakież to niesamowite. Siedzimy sobie przy stole, popijamy herbatkę i planujemy mord. Mord jeszcze bardziej plugawy niż ten którego dopuścili się zielonoskórzy... Ale cóż... Z drugiej strony nie mamy chyba zbyt wielkiego wyboru jeśli chcemy pożyć jeszcze jakiś czas.
Po tych słowach znów opuscił głowę i zajął się tym co miał przed sobą. Ale po chwili zaczął mówić dalej.
-Nie martwcie się o alchemię jeśli chcecie jej użyć do tego celu. Znam się dobrze na wszystkich mniej lub bardziej pospolitych ziołach w tej okolicy i potrafię je przygotować bez całych podziemi pełnych alembików. Chociaż przyznam, że nigdy nie przygotowywałem trucizn... Ale nie jestem przecież jedynym alchemikiem w towarzystwie. Coś się wymyśli - powiedział uśmiechając się blado na koniec.
- Nie myśl o tym jak o mordzie, raczej jako o... Samoobronie - powiedziała Pasov, która wiele już przeżyła i uważała, że wahanie się w takiej chwili jest błędem. - Jeśli my ich nie powstrzymamy, to oni nas zabiją. A nigdy jeszcze nie słyszano by powstrzymać goblina inaczej niż zabijając go.
- Racja. Poza tym naszym celem nie jest rzeź, a jedynie usunięcie stąd goblinów. Jeśli wybiorą wyniesienie się z tych stron na zawsze nie mam zamiaru ich ścigać by wybić. Sam mówiłeś, że córka wodza ma wolę układać się z ludźmi. Dziwię się bardzo, bo oznaczałoby to, że jest tam więcej niż jeden minimalnie inteligentny goblin. Ale i tak nie zmienia to nic. Póki tu zostaną mogą liczyć na spotkanie z ostrzem mojego miecza, dopóki nie pokażą pleców w odwrocie - powiedział.
Ardel uniósł brew. - Bez sprzętu można robić proste ziołowe leki, do czegoś bardziej skomplikowanego jak trucizna potrzeba więcej, chyba, że trafimy na jakąś naturalnie trującą roślinę. Ale wtedy też wypadałoby wydestylować, lub w jakiś inny sposób pozyskać samą trującą część, by otrzymać stężoną truciznę, zamiast lury. Od biedy z pomocą reorty mógłbym wydestylować truciznę nawet z ognistych pokrzyw, których w każdym lesie jest pełno - chłopak wzruszył ramionami. - Tym wypadałoby zatruć wodę. Powoduje gorączkę, wymioty i pragnienie... ale dopiero po dniu lub dwóch, więc zaczniemy tak na prawdę samonapędzający się cykl. Raczej od tego nie poumierają, ale zostaną poważnie osłabione. Będziemy mogli tam nawet wejść i ich "uzdrowić". To byłoby niezłe jeśli chcemy załatwić poparcie dla córki wodza... - chłopak podrapał się po potylicy. - Wątpię, by tutejesza zielarka byłą na tyle nawiedzona, by mieć u siebie Sole Ogniste i podwójny destylat Ostrolistu, wiec nasennego nic nie wymyślę - mruknął, i westchnął. - Coś do nałożenia na strzały i ostrze też by się wymyśliło. Mogę zrobić na przykład truciznę powodującą rozkurczenie mięśni, jeśli znajdę właściwe składniki. Lub truciznę porażającą układ nerwowy... - chłopak wzruszył ramionami. - Jak zobaczę co mam do dyspozycji to będę wiedział na czym stoję - stwierdził. Na walce może i znał się jak kura na matematyce, ale z alchemią był "na ty".
Uśmiech na twarzy elfa dobitnie świadczył o tym, że informacje, które właśnie usłyszał są jak najbardziej pomyślne. Jeśli wszystko pójdzie dobrze niebawem nie zostanie w okolicy ani jeden goblin. Albo się wyniosą, albo dzień po dniu będą je zabijać trucizną i ostrzem.
-Cóż... Chyba wszystko zostało postanowione. Pomogę jak tylko będę mógł. W końcu ciąży na mnie jakaś odpowiedzialność za te ziemie. - z tymi słowami Ha'arim wstał i przeciągnął się - Miło by było udać się do łóżka. Przez ostatnie parę miesięcy nie miałem okazji się porządnie wyspać na czymś bardziej wygodnym niż podłoga. Więc jeśli nie macie nic więcej do dodania? - tu zawiesił głos patrząc po zebranych.
- Hm... chyba tylko "śpij dobrze" i "do jutra" - bąknął Ardel.
Elf się nie odezwał. Sangathan nie miał cierpliwości do tego półelfa, który płakał z byle okazji... Wolał rozważyć kwestię goblinów niż zastanawiać się co taki płaczliwy dzieciak robi w takim miejscu. San widział niejedno pole bitwy. Walczył z goblinami u boku krasnoludów, a także swoich współbraci. Zastanawiał się jakim cudem te pokraczne, ćwierćmózgie imbecyle nagle trzęsą całą osadą... Która niegdyś była przecież blisko 4 razy liczniejsza. Było to dla niego niepojęte i irytujące. Czy wysłano tu do tej pory armię ciot, a nie wojowników? Pewnie paladynowate świętoszki przekonane, że nie wolno walczyć inaczej jak ujawniając się i walcząc otwarcie i... uczciwie. Życie nauczyło elfa, że na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Gobliny nie zamierzały przecież wyzywać na pojedynek nikogo. Nie wahały się stosować pułapek. Trzeba więc było teraz wymyślić jakąś pułapkę, w którą wpadną raz, a skutecznie. Sangathan obawiał się, że nie uda się wybić ich w pień... Zbyt... nieliczna się zrobiła osada. Ale przetrzebienie tych pokrak i wypędzenie powinno być możliwe.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ha'arim uważnie nadstawił uszy - Czy wy też coś usłyszeliście?
Mówiąc to wstał i powoli ruszył w stronę okna. Piegowata dziewczyna, której imienia nadal nie poznali, poszła w jego ślady, aby zobaczyć co się dzieje.
Ardel się obejrzał. - Mhm... - mruknął. - Szukają Ha'arima zapewne - stwierdził.
- Obojętne czego szukają. Nie dostaną tego. Ilu mamy łuczników? Każdy kto ma jakąś broń zasięgową! Stańcie tu i tu tak by wygodnie wam było strzelać przez okna. Ja stanę z mieczem opodal drzwi. Pozostali chwytają co mają i stanąć mi koło okien. Weźmiemy ich w wąskim przejściu - zarządził elf i zdjął swój płaszcz. Nieszczęsne odzienie najlepsze czasy miało już za sobą, a po ostatnim tańcu elfa wyglądało co najmniej nieciekawie, ale swoją funkcję osłony mylącej przeciwników sprawdzało się znakomicie. Elf miał nadzieję, że gobliny nie walczyły jeszcze z kimś takim jak on... Kimś, kto walkę mieczem traktował niczym niebezpieczny taniec. - Czekamy na gobliny. Jak nadejdą i zaczną dobijać się do drzwi ktoś z miejscowych musi je otworzyć. Najlepiej ty - wskazał na starego człowieka. Elf miał znacznie inną perspektywę. Ten starzec w porównaniu do elfa był młodzikiem, więc nie należało wymagać od Sangathana nabożnej czci i szacunku...
- Nie trzeba im otwierać, sami tu wejdą. - powiedział krótko starszy mężczyzna. Wstał i przestawił swoje krzesło jak najdalej od drzwi - czasy gdy mógł brać udział w takich walkach już dawno miał za sobą.
- Może powinniśmy wyjść? Tędy? - zasugerowała ruda dziewczyna, wskazując okno po przeciwnej stronie niż ta z której nadciągnęły gobliny.
- Sugerowałbym raczej zabarykadowanie się w jakiejś piwnicy albo coś w ten deseń - mruknął elf. - Jeśli otoczyły osadę to wasze wyjście z tego budynku może się okazać śmiertelną decyzją - mruknął. Nie owijał w bawełnę.
- Czuję, że się wam nie przydam. Chyba, że ktoś z was ma jakąś zapasową broń. Bo ja niestety po ucieczce mam tylko swoje ubranie. - Powiedział Ha'arim rozglądając się bezradnie po twarzach pozostałych - I chociaż miałem już kiedyś broń w rękach to żaden ze mnie wojownik. Jednak nie mam zamiaru uciekać jeśli wy zostajecie.
Ardel dobył sztyletu i westchnął. - To łap za stołek albo krzesło... - spojrzał na starszego człowieka. - Za pozwoleniem.
Ha'arim uśmiechnął się niezręcznie do starego człowieka po czym chwycił za oparcie krzesło na którym przed chwilą siedział.
Co teraz? Nie jestem geniuszem taktyki więc wolę, żebyście to wy przydzielili mi rolę. Nie chcę nikomu wejść w drogę - powiedział półelf poprawiając jednocześnie chwyt krzesła.
- Stań za mną. Nie walnij mnie tym przeklętym krzesłem. Będziesz dobijał te gobliny, którym uda się ominąć mój miecz. Celuj w głowę. Takie krzesło powinno zgruchotać czaszkę - powiedział. - Czekaj, czekaj. Umiesz posługiwać się łukiem? Nałożyć cięciwę? - spytał półelfa. - Mam łuk i cięciwę. Strzały także. Jeśli tylko umiesz z tego strzelać, to nałóż cięciwę i weź kilka strzał. Jeśli strzelać z tego nie umiesz... To zostań przy krześle - mruknął. Łuk wśród przedstawicieli jego ludu był ważną bronią. Żeby z niego korzystać należało umieć z niego strzelać. Zresztą wojownik wolał uniknąć strzały wystrzelonej prosto w plecy przez nieporadnego strzelca o dwóch lewych rękach. A półelf to nie elf... Tacy jak Ha'arim chyba nie przechodzą obowiązkowego szkolenia z zakresu posługiwania się łukiem... Jednego był Sangathan pewien... Jak tylko pozbędą się tych przeklętych goblinów opuści to parszywe miejsce i uda się jak najdalej stąd. Lord czy nie lord, miał to gdzieś. To miejsce było nie przygodą, a pułapką i próbą umycia rąk przez Lorda-idiotę, który zamiast wynająć sprawną grupę zabijaków i wyciąć gobliny w pień wydurniał się z idiotycznym turniejem. Osobiście elf uważał to za stratę czasu i pieniędzy... Sprzyjającą umacnianiu się pozycji goblinów w tym miejscu. Nie zdziwiłby się, gdyby gobliny znały tego tam Markchama. San uśmiechnął się do swoich myśli - każdy goblin, którego zdzieli teraz mieczem będzie w jego wyobraźni miał twarz Lorda Markchama. Elf miał po prostu serdecznie dość tej chryi. Jego cierpliwość do idiotyzmu się wyczerpała.
- To ja zajmę się zachodnim oknem - mruknął Ardel i poszedł w tamtym kierunku. Oparł się plecami o ścianę, by mieć okno z lewej i móc wziąć porządny zamach prawą ręką ze sztyletem, gdy tylko zobaczy włażącego goblina. Miał co do tego złe przeczucia...
- Miałem już kilka razy łuk w rękach więc powinienem sobie poradzić - mruknął Ha'arim i wziął łuk od elfa. Po chwili łuk był gotowy do użycia, a jego użytkownik na pozycji wskazanej mu wcześniej. Teraz już zostało mu tylko czekać.
- Nie podoba mi się, że wszystko to dzieje się z mojej przyczyny. - mruknął do siebie pod nosem.
Dalsze plany i omawianie strategii przerwało im nagłe otwarcie drzwi. Na szczęście zdążyli już zająć ustalone wcześniej miejsca i przygotować się do walki. Sangathan obstawiał drzwi, Pasov stanęła na drugiej linii po środku izby, broniąc starszego pana i niewiastę, pozostali zaś panowie obstawili okna.
Do chaty wtargnęły dwa gobliny i natychmiast zostały serdecznie przywitane przez miecz Sangathana. Pierwszy dał się zaskoczyć i otrzymał od elfa poważny cios w szyję. Sangathan nieomal odciął goblinowi głowę, rozcinając mu prawą połowę szyi. Zielonoskóry humanoid chlapnął obficie brązową krwią i padł na podłogę robiąc coś na wzór piruetu. Drugi goblin już w progu krzyknął coś w swoim charczącym języku i zamachnął się mieczem na elfa. Ten zrobił jednak unik i uchylając się przed ciosem ciął w odwecie zielonego po brzuchu. Lekko ranny agresor przemknął dalej, gdzie otrzymał sprawny i celny cios w głowę od kostura Pasov - taka broń była skuteczna na pewien dystans, a ona potrafiła z tego skorzystać.
Sangathan zamknął drzwi. Póki co wszystko dobrze się układało... póki co.
- Otoczyli chatę. - oznajmił półelf, po czym lekko wystraszonym głosem dodał: - Rzucają pochodnie!
- Tutaj też. - oznajmił szybko, stojący przy drugim oknie Ardel.
- Spalą nas żywcem. - powiedział Edmund, choć w jego głosie nie wyczuwało się strachu... było to raczej ostrzeżenie.
Oczywiście za wszelką cenę należało tego uniknąć. Bohaterowie zmuszeni byli opuścić chatę, ale zdawali sobie sprawę, że na zewnątrz czeka na nich, urządzona przez gobliny zasadzka. Tymczasem podłoga i sufit zaczęły się już lekko dymić.
Mówiąc to wstał i powoli ruszył w stronę okna. Piegowata dziewczyna, której imienia nadal nie poznali, poszła w jego ślady, aby zobaczyć co się dzieje.
Ardel się obejrzał. - Mhm... - mruknął. - Szukają Ha'arima zapewne - stwierdził.
- Obojętne czego szukają. Nie dostaną tego. Ilu mamy łuczników? Każdy kto ma jakąś broń zasięgową! Stańcie tu i tu tak by wygodnie wam było strzelać przez okna. Ja stanę z mieczem opodal drzwi. Pozostali chwytają co mają i stanąć mi koło okien. Weźmiemy ich w wąskim przejściu - zarządził elf i zdjął swój płaszcz. Nieszczęsne odzienie najlepsze czasy miało już za sobą, a po ostatnim tańcu elfa wyglądało co najmniej nieciekawie, ale swoją funkcję osłony mylącej przeciwników sprawdzało się znakomicie. Elf miał nadzieję, że gobliny nie walczyły jeszcze z kimś takim jak on... Kimś, kto walkę mieczem traktował niczym niebezpieczny taniec. - Czekamy na gobliny. Jak nadejdą i zaczną dobijać się do drzwi ktoś z miejscowych musi je otworzyć. Najlepiej ty - wskazał na starego człowieka. Elf miał znacznie inną perspektywę. Ten starzec w porównaniu do elfa był młodzikiem, więc nie należało wymagać od Sangathana nabożnej czci i szacunku...
- Nie trzeba im otwierać, sami tu wejdą. - powiedział krótko starszy mężczyzna. Wstał i przestawił swoje krzesło jak najdalej od drzwi - czasy gdy mógł brać udział w takich walkach już dawno miał za sobą.
- Może powinniśmy wyjść? Tędy? - zasugerowała ruda dziewczyna, wskazując okno po przeciwnej stronie niż ta z której nadciągnęły gobliny.
- Sugerowałbym raczej zabarykadowanie się w jakiejś piwnicy albo coś w ten deseń - mruknął elf. - Jeśli otoczyły osadę to wasze wyjście z tego budynku może się okazać śmiertelną decyzją - mruknął. Nie owijał w bawełnę.
- Czuję, że się wam nie przydam. Chyba, że ktoś z was ma jakąś zapasową broń. Bo ja niestety po ucieczce mam tylko swoje ubranie. - Powiedział Ha'arim rozglądając się bezradnie po twarzach pozostałych - I chociaż miałem już kiedyś broń w rękach to żaden ze mnie wojownik. Jednak nie mam zamiaru uciekać jeśli wy zostajecie.
Ardel dobył sztyletu i westchnął. - To łap za stołek albo krzesło... - spojrzał na starszego człowieka. - Za pozwoleniem.
Ha'arim uśmiechnął się niezręcznie do starego człowieka po czym chwycił za oparcie krzesło na którym przed chwilą siedział.
Co teraz? Nie jestem geniuszem taktyki więc wolę, żebyście to wy przydzielili mi rolę. Nie chcę nikomu wejść w drogę - powiedział półelf poprawiając jednocześnie chwyt krzesła.
- Stań za mną. Nie walnij mnie tym przeklętym krzesłem. Będziesz dobijał te gobliny, którym uda się ominąć mój miecz. Celuj w głowę. Takie krzesło powinno zgruchotać czaszkę - powiedział. - Czekaj, czekaj. Umiesz posługiwać się łukiem? Nałożyć cięciwę? - spytał półelfa. - Mam łuk i cięciwę. Strzały także. Jeśli tylko umiesz z tego strzelać, to nałóż cięciwę i weź kilka strzał. Jeśli strzelać z tego nie umiesz... To zostań przy krześle - mruknął. Łuk wśród przedstawicieli jego ludu był ważną bronią. Żeby z niego korzystać należało umieć z niego strzelać. Zresztą wojownik wolał uniknąć strzały wystrzelonej prosto w plecy przez nieporadnego strzelca o dwóch lewych rękach. A półelf to nie elf... Tacy jak Ha'arim chyba nie przechodzą obowiązkowego szkolenia z zakresu posługiwania się łukiem... Jednego był Sangathan pewien... Jak tylko pozbędą się tych przeklętych goblinów opuści to parszywe miejsce i uda się jak najdalej stąd. Lord czy nie lord, miał to gdzieś. To miejsce było nie przygodą, a pułapką i próbą umycia rąk przez Lorda-idiotę, który zamiast wynająć sprawną grupę zabijaków i wyciąć gobliny w pień wydurniał się z idiotycznym turniejem. Osobiście elf uważał to za stratę czasu i pieniędzy... Sprzyjającą umacnianiu się pozycji goblinów w tym miejscu. Nie zdziwiłby się, gdyby gobliny znały tego tam Markchama. San uśmiechnął się do swoich myśli - każdy goblin, którego zdzieli teraz mieczem będzie w jego wyobraźni miał twarz Lorda Markchama. Elf miał po prostu serdecznie dość tej chryi. Jego cierpliwość do idiotyzmu się wyczerpała.
- To ja zajmę się zachodnim oknem - mruknął Ardel i poszedł w tamtym kierunku. Oparł się plecami o ścianę, by mieć okno z lewej i móc wziąć porządny zamach prawą ręką ze sztyletem, gdy tylko zobaczy włażącego goblina. Miał co do tego złe przeczucia...
- Miałem już kilka razy łuk w rękach więc powinienem sobie poradzić - mruknął Ha'arim i wziął łuk od elfa. Po chwili łuk był gotowy do użycia, a jego użytkownik na pozycji wskazanej mu wcześniej. Teraz już zostało mu tylko czekać.
- Nie podoba mi się, że wszystko to dzieje się z mojej przyczyny. - mruknął do siebie pod nosem.
Dalsze plany i omawianie strategii przerwało im nagłe otwarcie drzwi. Na szczęście zdążyli już zająć ustalone wcześniej miejsca i przygotować się do walki. Sangathan obstawiał drzwi, Pasov stanęła na drugiej linii po środku izby, broniąc starszego pana i niewiastę, pozostali zaś panowie obstawili okna.
Do chaty wtargnęły dwa gobliny i natychmiast zostały serdecznie przywitane przez miecz Sangathana. Pierwszy dał się zaskoczyć i otrzymał od elfa poważny cios w szyję. Sangathan nieomal odciął goblinowi głowę, rozcinając mu prawą połowę szyi. Zielonoskóry humanoid chlapnął obficie brązową krwią i padł na podłogę robiąc coś na wzór piruetu. Drugi goblin już w progu krzyknął coś w swoim charczącym języku i zamachnął się mieczem na elfa. Ten zrobił jednak unik i uchylając się przed ciosem ciął w odwecie zielonego po brzuchu. Lekko ranny agresor przemknął dalej, gdzie otrzymał sprawny i celny cios w głowę od kostura Pasov - taka broń była skuteczna na pewien dystans, a ona potrafiła z tego skorzystać.
Sangathan zamknął drzwi. Póki co wszystko dobrze się układało... póki co.
- Otoczyli chatę. - oznajmił półelf, po czym lekko wystraszonym głosem dodał: - Rzucają pochodnie!
- Tutaj też. - oznajmił szybko, stojący przy drugim oknie Ardel.
- Spalą nas żywcem. - powiedział Edmund, choć w jego głosie nie wyczuwało się strachu... było to raczej ostrzeżenie.
Oczywiście za wszelką cenę należało tego uniknąć. Bohaterowie zmuszeni byli opuścić chatę, ale zdawali sobie sprawę, że na zewnątrz czeka na nich, urządzona przez gobliny zasadzka. Tymczasem podłoga i sufit zaczęły się już lekko dymić.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Wszyscy
Sangathan zaklął szpetnie. - Jest tu wyjście z tyłu? - spytał.
- Tylko przez okna. - Odparł szybko Edmund. Oczywiście nie było to wyjście z tyłu, ale po bokach. A z tego co mówili Ha'arim i Ardel, były jakby obstawione, więc wychodząc przez nie zostaną zauważeni.
- Wyłazimy i negocjujemy? - zapytał nieśmiało Ardel. - Z bronią w rękach oczywiście. Atak chyba właśnie stracił na atrakcyjności, a walkę można zawsze podjąć... mają zdecydowaną przewagę tym razem...
- Chyba nie są w nastroju do negocjacji. - powiedział Ha'arim zerkając przez okno. Starał się policzyć ilu goblinów widać z jego strony i co poza pochodniami mają w rękach. Potem jego wzrok powędrował na tylną ścianę pomieszczenia. W jego głowie zakwitł szalony plan wyrąbania sobie wyjścia.
- Ale jak? I czym? Ściana też nie wygląda na taką, która łatwo się podda. - szepnął do siebie półelf szukając czegoś co pozwoliło by im się wydostać z płonacego budynku.
- Daj mi mój łuk - mruknął tylko Sangathan chowając chwilowo swój miecz do pochwy. Zebrał szybko swoje rzeczy. Chwycił w dłoń 8 strzał. Odebrał swój łuk. Trzymając strzały w tej samej dłoni, w której trzymał łuk był w stanie wystrzeliwać je z prędkością jednej strzały na jedną do niecałych dwóch sekund przy zachowaniu sporej celności. Nałożył pierwszą na cięciwę. - Wyjdziemy frontem. Postarajcie się policzyć gobliny. Spróbuję wystrzelać ich ile się da - powiedział. - Będę was osłaniał, póki co musimy polegać na wytrzymałości tych cholernych ścian i na tym, że ogień musi się rozpędzić - powiedział. - Jak tylko wyrwiemy się z tego gównianego bagna przypomnijcie mi, że mam zrobić trzy proste łuki. Może znajdziemy cis lub leszczynę - mruknął. - Ty Edmundzie najlepiej znasz osadę. Od której strony wychodząc będziemy najlepiej osłonięci przed potencjalnymi strzelcami? Gdzie mamy szansę się skryć? - spytał. Nienawidził goblinów z każdą chwilą coraz bardziej.
- Przebijmy się - krzyknęła Pasov, podchodząc do drzwi z kosturem w ręku. - Żeby rzucać pochodnie muszą być blisko, a skoro są takie sprytne nie będą strzelać do swoich, musimy dopaść do nich jak najszybciej - tłumaczyła gorączkowo, mając nadzieję że jej pomysł ma sens. Gdyby gobliny uznały że straty są nieważne i zaczęły sypać strzałami po wszystkich równo... Ale skoro przyszli tu kogoś schwytać, to raczej nie nastawiali się na wykorzystanie łuków. To mogłoby mieć sens, zwłaszcza gdyby Sangathan zajął się ewentualnymi łucznikami.
- Zwiążemy ich walką, a ty zajmiesz się strzelcami, jeśli jacyś będą - powiedziała do Sangathana, widząc że trzyma łuk jak doświadczony profesjonalista. Była pewna, że może na niego liczyć.
- Sądzisz, ze damy radę? - bąknął Ardel. - Może jednak lepiej niech Sangathan położy paru trupem póki jeszcze możemy się tu kryć... - podrapał się po potylicy. Pamiętał swój sen aż nazbyt żywo. Bał się. Miał w dłoni zaledwie sztylet i nie miał specjalnego doświadczenia w walce.
- Stoj Pasov! - zagrzmiał elf. - One chcą nas zabić, a nie schwytać - warknął. Obejrzał jaka jest sytuacja na zewnątrz. Zobaczył sześć goblinów z łukami. Przyjrzał się też tym w pancerzach. Gwałtownie otworzył drzwi gdy uznał, że gobliny straciły nieco czujności. - Zasłońcie sobie twarze - rzucił jeszcze elf. Korzystając z osłony jaką dawała mu framuga rozpoczął ostrzał goblińskich łuczników. Przy każdej najmniejszej oznace tego, że gobliny mogą chcieć wystrzelić strzały chował się znów za framugę. Jego celem była szybka eliminacja przeciwników - jeden strzał, jeden niezdolny do walki goblin...
Sangathan zaklął szpetnie. - Jest tu wyjście z tyłu? - spytał.
- Tylko przez okna. - Odparł szybko Edmund. Oczywiście nie było to wyjście z tyłu, ale po bokach. A z tego co mówili Ha'arim i Ardel, były jakby obstawione, więc wychodząc przez nie zostaną zauważeni.
- Wyłazimy i negocjujemy? - zapytał nieśmiało Ardel. - Z bronią w rękach oczywiście. Atak chyba właśnie stracił na atrakcyjności, a walkę można zawsze podjąć... mają zdecydowaną przewagę tym razem...
- Chyba nie są w nastroju do negocjacji. - powiedział Ha'arim zerkając przez okno. Starał się policzyć ilu goblinów widać z jego strony i co poza pochodniami mają w rękach. Potem jego wzrok powędrował na tylną ścianę pomieszczenia. W jego głowie zakwitł szalony plan wyrąbania sobie wyjścia.
- Ale jak? I czym? Ściana też nie wygląda na taką, która łatwo się podda. - szepnął do siebie półelf szukając czegoś co pozwoliło by im się wydostać z płonacego budynku.
- Daj mi mój łuk - mruknął tylko Sangathan chowając chwilowo swój miecz do pochwy. Zebrał szybko swoje rzeczy. Chwycił w dłoń 8 strzał. Odebrał swój łuk. Trzymając strzały w tej samej dłoni, w której trzymał łuk był w stanie wystrzeliwać je z prędkością jednej strzały na jedną do niecałych dwóch sekund przy zachowaniu sporej celności. Nałożył pierwszą na cięciwę. - Wyjdziemy frontem. Postarajcie się policzyć gobliny. Spróbuję wystrzelać ich ile się da - powiedział. - Będę was osłaniał, póki co musimy polegać na wytrzymałości tych cholernych ścian i na tym, że ogień musi się rozpędzić - powiedział. - Jak tylko wyrwiemy się z tego gównianego bagna przypomnijcie mi, że mam zrobić trzy proste łuki. Może znajdziemy cis lub leszczynę - mruknął. - Ty Edmundzie najlepiej znasz osadę. Od której strony wychodząc będziemy najlepiej osłonięci przed potencjalnymi strzelcami? Gdzie mamy szansę się skryć? - spytał. Nienawidził goblinów z każdą chwilą coraz bardziej.
- Przebijmy się - krzyknęła Pasov, podchodząc do drzwi z kosturem w ręku. - Żeby rzucać pochodnie muszą być blisko, a skoro są takie sprytne nie będą strzelać do swoich, musimy dopaść do nich jak najszybciej - tłumaczyła gorączkowo, mając nadzieję że jej pomysł ma sens. Gdyby gobliny uznały że straty są nieważne i zaczęły sypać strzałami po wszystkich równo... Ale skoro przyszli tu kogoś schwytać, to raczej nie nastawiali się na wykorzystanie łuków. To mogłoby mieć sens, zwłaszcza gdyby Sangathan zajął się ewentualnymi łucznikami.
- Zwiążemy ich walką, a ty zajmiesz się strzelcami, jeśli jacyś będą - powiedziała do Sangathana, widząc że trzyma łuk jak doświadczony profesjonalista. Była pewna, że może na niego liczyć.
- Sądzisz, ze damy radę? - bąknął Ardel. - Może jednak lepiej niech Sangathan położy paru trupem póki jeszcze możemy się tu kryć... - podrapał się po potylicy. Pamiętał swój sen aż nazbyt żywo. Bał się. Miał w dłoni zaledwie sztylet i nie miał specjalnego doświadczenia w walce.
- Stoj Pasov! - zagrzmiał elf. - One chcą nas zabić, a nie schwytać - warknął. Obejrzał jaka jest sytuacja na zewnątrz. Zobaczył sześć goblinów z łukami. Przyjrzał się też tym w pancerzach. Gwałtownie otworzył drzwi gdy uznał, że gobliny straciły nieco czujności. - Zasłońcie sobie twarze - rzucił jeszcze elf. Korzystając z osłony jaką dawała mu framuga rozpoczął ostrzał goblińskich łuczników. Przy każdej najmniejszej oznace tego, że gobliny mogą chcieć wystrzelić strzały chował się znów za framugę. Jego celem była szybka eliminacja przeciwników - jeden strzał, jeden niezdolny do walki goblin...
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Wszyscy
Upewniwszy się, że na środku pokoju nikt już nie stoi, Sangathan szybko otworzył drzwi i natychmiast schował się za framugą. Przez otwarte na oścież drzwi wleciało do pokoju pięć goblińskich strzał, nie trafiając nikogo z obecnych w pomieszczeniu. Na zewnątrz rozbrzmiały niewyraźne, charczące okrzyki zielonoskórych. Elf wychylił się i dokonał kontry swoimi szybkimi strzałami. Zdążył wystrzelić trzy pociski, posyłając tym trzech goblinów na tamten świat, zanim jego przeciwnicy byli gotowi do strzelania. Wstrzymali się jednak z wystrzeleniem, gdyż nie widzieli żadnego celu. Dopiero po chwili ten się pojawił i zielonoskórzy celnie wystrzelili salwę strzał dziurawiąc nimi obrany cel - płaszcz Sangathana, który elf wystawił im na przynętę. Po tym manewrze Sangathan natychmiast zajął pozycję do strzału i ponownie strzelił celnie trafiając jednego z wrogów. Nie miał czasu na więcej, gdyż jeden z opancerzonych w zbroję przeciwników wstrzymał się wcześniej i wyczekał z napiętą na łuk strzałą aż do teraz - dokładnie na ten moment gdy elf pojawił się w drzwiach. Jakby tego było mało pozostali nie bawili się już łukami, tylko przypuścili szturm na palącą się powoli chatę.
Goblińska strzała o centymetry minęła uchylającego się przed nią Sangathana, który niezwłocznie wychylił się jeszcze na chwilę trafiając celnie aż trzech najbliższych, szturmujących chatę przeciwników. Następnie szybko się cofnął, gdyż musiał zamienić łuk na miecz. Te gobliny były stanowczo zbyt inteligentne, skoro zorientowały się i do tego tak szybko, iż na dystans to On ma przewagę.
- Nadchodzą. - powiedział szybko elf uprzedzając swych towarzyszy.
Na potwierdzenie jego słów nie trzeba było czekać długo - zresztą, tuż za otwartymi drzwiami niektórzy dostrzegli atakujących ich zielonoskórych.
Sangathan stał na pierwszej linii i choć napastnicy zapewne wiedzieli, iż skrywa się tuż za framugą, to nadal mógł zaskoczyć ich swymi atakami. Pierwszy goblin, który pojawił się w drzwiach nie zatrzymał się nawet na chwilę, nawet gdy ostrze elfa poważnie zraniło go w ramię. Ruszył on dalej atakując Ha'arima, który skutecznie bronił się za pomocą krzesła, używając go niczym dziwną tarczę. Natychmiast za pierwszym pojawił się kolejny goblin. Sangathan wykonał unik przed jego atakiem i zadał mu szybki cios w głowę a ten zaraz potem padł martwy na dymiącą się już podłogę. Kolejne dwa gobliny, które wtargnęły do chaty zaraz potem, również zostały na powitanie poranione przez elfi miecz - jeden z nich oberwał po żebrach i w ramię, a drugi w łopatkę. Obaj nie zatrzymali się jednak ruszając na pozostałych - Pasov i Ardela. Elfka broniła się skutecznie za pomocą kostura, alchemik zaś miał swoje sztylety. Sangathan nie mógł im pomóc i musieli sobie radzić sami. On sam został zaatakowany przez dwa kolejne gobliny - a jeden z nich był większy od pozostałych i do tego odziany w zbroję.
Powstało niewielkie zamieszanie, gdy do izby wbiegły jeszcze dwa gobliny, a za nimi kolejny - wysoki w zbroi. Zamęt potęgował dodatkowo unoszący się wszędzie dym i rosnąca z czasem temperatura.
Sytuacja wydawała się trudna, choć wszyscy dzielnie walczyli z atakującymi ich przeciwnikami. W pewnym momencie stało się coś niebywałego. Sangathan walczył akurat z dwoma przeciwnikami na raz - z czego jednym odzianym w zbroję, dużym goblinem, który okazał się zadziwiająco trudnym do pokonania przeciwnikiem. Elf dokładnie widział, jak nóż trzymany w lewej ręce przez zbrojnego goblina, zakradł się szybko ponad ramieniem niespodziewającej się ofiary i szybkim ruchem podciął jej gardło.
Wysoki goblin w zbroi, który zdradził swego pobratymca, pchnął trzymającego się za gardło "kolegę" wprost na elfa. Ten, aby uniknąć zarówno zderzenia ze śmiertelnie rannym, jak i zadawanego mu akurat przez drugiego goblina ciosu, tylko dzięki swej elfiej zwinności uskoczył przed oboma. Nie mógł zaatakować drugiego zbrojnego goblina, który tak dziwnie się zachował, ponieważ musiał się zająć bezpośrednim atakiem na jego osobę, wyprowadzanym przez innego zielonego przeciwnika.
- Ruge Tut! Ruge Tut! Karżdarrja! - rozległo się chropowate wołanie.
Oczywiście pierwszym który dokonał odwrotu był ten w zbroi. Zaraz potem para goblinów zniknęła za drzwiami, a te zostały za nimi zatrzaśnięte.
W palącej się chacie zostały trzy pogrążone w ferworze walki gobliny. - Jeden atakował Sangathana. Jeden obdarzony licznymi guzami i obiciami, próbował dopaść Pasov, a ostatni zapędził w kat Ardela i Ha'arima, którzy zmuszenie byli związać się w walce, ale im to nie przeszkadzało. Stojąca zaś pod ścianą piegowata dziewczyna osłaniała starszego mężczyznę i choć nie miała broni, skutecznie trzymała gobliny z daleka od siebie.
Wyglądało na to, ze walka dobiegała końca, ale musieli szybko uporać się z niedobitkami, gdyż każda chwila zwłoki oznaczać mogła, że spalą się żywcem.
Upewniwszy się, że na środku pokoju nikt już nie stoi, Sangathan szybko otworzył drzwi i natychmiast schował się za framugą. Przez otwarte na oścież drzwi wleciało do pokoju pięć goblińskich strzał, nie trafiając nikogo z obecnych w pomieszczeniu. Na zewnątrz rozbrzmiały niewyraźne, charczące okrzyki zielonoskórych. Elf wychylił się i dokonał kontry swoimi szybkimi strzałami. Zdążył wystrzelić trzy pociski, posyłając tym trzech goblinów na tamten świat, zanim jego przeciwnicy byli gotowi do strzelania. Wstrzymali się jednak z wystrzeleniem, gdyż nie widzieli żadnego celu. Dopiero po chwili ten się pojawił i zielonoskórzy celnie wystrzelili salwę strzał dziurawiąc nimi obrany cel - płaszcz Sangathana, który elf wystawił im na przynętę. Po tym manewrze Sangathan natychmiast zajął pozycję do strzału i ponownie strzelił celnie trafiając jednego z wrogów. Nie miał czasu na więcej, gdyż jeden z opancerzonych w zbroję przeciwników wstrzymał się wcześniej i wyczekał z napiętą na łuk strzałą aż do teraz - dokładnie na ten moment gdy elf pojawił się w drzwiach. Jakby tego było mało pozostali nie bawili się już łukami, tylko przypuścili szturm na palącą się powoli chatę.
Goblińska strzała o centymetry minęła uchylającego się przed nią Sangathana, który niezwłocznie wychylił się jeszcze na chwilę trafiając celnie aż trzech najbliższych, szturmujących chatę przeciwników. Następnie szybko się cofnął, gdyż musiał zamienić łuk na miecz. Te gobliny były stanowczo zbyt inteligentne, skoro zorientowały się i do tego tak szybko, iż na dystans to On ma przewagę.
- Nadchodzą. - powiedział szybko elf uprzedzając swych towarzyszy.
Na potwierdzenie jego słów nie trzeba było czekać długo - zresztą, tuż za otwartymi drzwiami niektórzy dostrzegli atakujących ich zielonoskórych.
Sangathan stał na pierwszej linii i choć napastnicy zapewne wiedzieli, iż skrywa się tuż za framugą, to nadal mógł zaskoczyć ich swymi atakami. Pierwszy goblin, który pojawił się w drzwiach nie zatrzymał się nawet na chwilę, nawet gdy ostrze elfa poważnie zraniło go w ramię. Ruszył on dalej atakując Ha'arima, który skutecznie bronił się za pomocą krzesła, używając go niczym dziwną tarczę. Natychmiast za pierwszym pojawił się kolejny goblin. Sangathan wykonał unik przed jego atakiem i zadał mu szybki cios w głowę a ten zaraz potem padł martwy na dymiącą się już podłogę. Kolejne dwa gobliny, które wtargnęły do chaty zaraz potem, również zostały na powitanie poranione przez elfi miecz - jeden z nich oberwał po żebrach i w ramię, a drugi w łopatkę. Obaj nie zatrzymali się jednak ruszając na pozostałych - Pasov i Ardela. Elfka broniła się skutecznie za pomocą kostura, alchemik zaś miał swoje sztylety. Sangathan nie mógł im pomóc i musieli sobie radzić sami. On sam został zaatakowany przez dwa kolejne gobliny - a jeden z nich był większy od pozostałych i do tego odziany w zbroję.
Powstało niewielkie zamieszanie, gdy do izby wbiegły jeszcze dwa gobliny, a za nimi kolejny - wysoki w zbroi. Zamęt potęgował dodatkowo unoszący się wszędzie dym i rosnąca z czasem temperatura.
Sytuacja wydawała się trudna, choć wszyscy dzielnie walczyli z atakującymi ich przeciwnikami. W pewnym momencie stało się coś niebywałego. Sangathan walczył akurat z dwoma przeciwnikami na raz - z czego jednym odzianym w zbroję, dużym goblinem, który okazał się zadziwiająco trudnym do pokonania przeciwnikiem. Elf dokładnie widział, jak nóż trzymany w lewej ręce przez zbrojnego goblina, zakradł się szybko ponad ramieniem niespodziewającej się ofiary i szybkim ruchem podciął jej gardło.
Wysoki goblin w zbroi, który zdradził swego pobratymca, pchnął trzymającego się za gardło "kolegę" wprost na elfa. Ten, aby uniknąć zarówno zderzenia ze śmiertelnie rannym, jak i zadawanego mu akurat przez drugiego goblina ciosu, tylko dzięki swej elfiej zwinności uskoczył przed oboma. Nie mógł zaatakować drugiego zbrojnego goblina, który tak dziwnie się zachował, ponieważ musiał się zająć bezpośrednim atakiem na jego osobę, wyprowadzanym przez innego zielonego przeciwnika.
- Ruge Tut! Ruge Tut! Karżdarrja! - rozległo się chropowate wołanie.
Oczywiście pierwszym który dokonał odwrotu był ten w zbroi. Zaraz potem para goblinów zniknęła za drzwiami, a te zostały za nimi zatrzaśnięte.
W palącej się chacie zostały trzy pogrążone w ferworze walki gobliny. - Jeden atakował Sangathana. Jeden obdarzony licznymi guzami i obiciami, próbował dopaść Pasov, a ostatni zapędził w kat Ardela i Ha'arima, którzy zmuszenie byli związać się w walce, ale im to nie przeszkadzało. Stojąca zaś pod ścianą piegowata dziewczyna osłaniała starszego mężczyznę i choć nie miała broni, skutecznie trzymała gobliny z daleka od siebie.
Wyglądało na to, ze walka dobiegała końca, ale musieli szybko uporać się z niedobitkami, gdyż każda chwila zwłoki oznaczać mogła, że spalą się żywcem.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ha'arim wyczekał moment w którym goblin musiał się odchylić, aby zadać następny cios. W tym momencie po prostu rzucił w goblina już i tak poturbowane krzesło, aby wytrącić go z rytmu i dać szansę swojemu towarzyszowi na zadanie mu ostatecznego ciosu. Rzut okazał się celny i choć nie poranił goblina, to skutecznie rozproszył jego uwagę.
Ardel schylił się nieco, by dać Ha'arimowi większe pole manewru przy rzucie. Po tym jak goblin oberwie resztką krzesła chłopak chciał skoczyć na tego szkodnika i poderżnąć mu gardło jednym ruchem. Co prawda nie było to perfekcyjnie wykonane działanie, w stylu wprawnego zabójcy, ale zadana rana była dostatecznie głęboka i rozległa, a co wazniejsze cios trafiony był w gardło - jedno z najbardziej wrażliwych miejsc. Goblin złapał się jedną ręką za szyje i padł na podłogę miotając się lekko w agonii.
Pasov również zaatakował jeden z goblinów... Jeden z "małych paskudów" dopadł do chudej elfki. Kostur nie był może w niskiej chacie bronią szczególnie uniwersalną, ale jeśli ktoś miał doświadczenie w posługiwaniu się nim, sprawdzał się całkiem nieźle. Zrobiła krok do tyłu, starając się nie przewrócić o nic, i uderzyła goblina, celując w łapę w której trzymał broń; miała nadzieję wytrącić mu ją z ręki. Cios był celny i Goblin zacharczał niezadowolony z otrzymanego siniaka. Nie upuścił on jednak swego miecza i zamachnął się nim na elfkę. Pasov nieco szerzej otwarła oczy ze zdumienia. Przyzwyczaiła się ostatnio do walki z niewyszkolonymi ludźmi i zapomniała już że zwykłym, nieokutym kosturem ciężko jest rozbroić doświadczonego wojownika, jakim zapewne był ten goblin. Mimo zdziwienia jednak podrzuciła kostur do góry, blokując cios goblina w taki sposób, żeby mieć potem możliwość uderzenia go w twarz... Choć jej zdaniem to słowo tu nie pasowało - lepszym określeniem byłoby "paskudną gębą".
Ardel w tym czasie, nie tracąc głowy rozglądnął się za kimś komu mógłby się przydać pomocny sztylet. Ruszył do ataku na kolejnego przeciwnika i choć dym palącej się podłogi zaczynał ograniczać już widoczność, nadał łatwo było rozpoznać kto jest przyjacielem, a kto nie. Goblin zdawał się jednak mieć większe doświadczenie w walce niż alchemik. Uniknął jego ciosu i wyprowadził swój. Unik Ardela był już mniej udany i choć uniknął on goblińskiego ostrza, to w mało kontrolowany sposób usiadł na podłodze. Zaraz potem goblin kopnął go boleśnie w klatkę.
Ha'arim tymczasem szybko porwał broń powalonego goblina i po zorientowaniu się w polu walki rzucił się na przeciwnika znajdującego się najbliżej jego pozycji. Nie był wojownikiem, ale liczył, że element zaskoczenia pozwoli mu jednym ciosem skończyć żywot zielonoskórego. Jeden z nich kogoś właśnie kopnął, zdawał się być tym pochłonięty i nie wiedzieć, że ktoś może zaatakować go od tyłu. Jednak brak doświadczenia półelfa w sztuce wojennej... albo raczej brak znajomości sposobów zabijania, sprawiły iż goblin, którego zaatakował nie padł martwy na podłogę. Zawył raniony ciężko w plecy i machnął mieczem na ślepo. Ha'arim wykonał zgrabny unik odskakując pod rozgrzaną od płomieni ścianę. Ardel zdecydował się wykorzystać moment nieuwagi przeciwnika i fakt że był na ziemi i wybić się by pchnąć goblina sztyletem. Przyjął pozycję w kucki, a następnie wstał, jednocześnie dźgając goblina w plecy. Zdziwił się lekko, gdy okazało się, że zranienie nie było zbyt głębokie, ale goblin zacharczał odsuwając się o krok.
Tymczasem manewr zaplanowany przez Pasov zasadniczo się powiódł, bez większego trudu zablokowała cios zielonoskórego, a następnie mocno uderzyła go kosturem w głowę. Goblin zachwiał się na chwilę, ale nie stracił na czujności. Przeciwnie zaczął wymachiwać mieczem jak szalony, co zmusiło Pasov do kilku szybkich bloków i skromnego wycofania się. Niestety natrafiła na coś nogami i nie mogąc nimi przez moment ruszyć, usiadła boleśnie na dymiącej się podłodze - przynajmniej nie wpadła w czyjeś pranie, jak niegdyś jej przeciwniczka na Szmaragdowej Wyspie, choć sytuacja była podobna. Jej przeciwnik stał niczym w gęstej mgle i nie wiadomo było co zrobi.
Jakoś nie kwapił się jednak do kolejnego ataku. Ciężko jej było powiedzieć, co planuje sobie goblin, ale lepiej było nie ryzykować, że zaraz zmieni zdanie i zaatakuje, elfka odepchnęła się więc lewą ręką od podłogi, prawą pchając kosturem jak włócznią mniej więcej w kierunku goblina, chcąc nie tylko go trafić, ale też na powrót stanąć na własnych nogach. Udało jej się to i choć dźgnięty bronią elfki goblin nie ucierpiał za bardzo od jej ciosu, to wycofał się... uciekł przed nią jak by był poważnie ranny. Właściwie to tylko próbował uciec...
Sangathan zaatakował zajadle najbliższego goblina. Machnął ręką wokół której owinięty miał płaszcz by przeszkodzić goblinowi. To był manewr szermierczy. Zamierzał zasłonić goblinowi płaszczem widok i wbić mu miecz w trzewia i zostawić go tak by zdechł po czym zaatakować któregokolwiek pozostałego. Jego plan w pełni się powiódł i zaskoczony zwodem goblin, nie miał szans uniknąć śmiertelnego ciosu. Szybkie rozeznanie na polu walki i elfi wzrok, który z trudem przebijał się przez biały dym, pozwoliły mu ocenić sytuację.
Ardel i Ha'arim prowadzili walkę zaczepną z jednym z goblinów. Drugi zaś stał po przeciwnej stronie chaty i nagle ruszył w kierunku elfa... może raczej w kierunku drzwi, ale po drodze musiał minąć Sangathana.
Elf ruszył na goblina z zamiarem pozbawienia go życia. Nie czekał aż ten do niego dotrze. Sam do niego doskoczył. Potem w planach miał zabicie tego goblina, z którym bawili się Ardel i ten półelf.
- Co jest?! - syknął zaskoczony Ha'arim. - "Jest źle.. i to bardzo" - pomyślał odskakując od rozgrzanej ściany. Nie miał czasu na więcej rozważań, gdy najwyraźniej mógł za chwilę spłonąć żywcem.
Starając się wykorzystać chwilowe zamroczenie goblina bólem Ha'arim doskoczył do niego jeszcze raz jak najszybciej tylko potrafił. - "Mam nadzieję, że nie zdążył ochłonąć po ostatnim..." - przemknęło mu przez głowę chwilę przed atakiem.
Pasov zaś, dzięki temu, że jeszcze przed chwilą siedziała płasko na podłodze, miała możliwość odczuć, iż ta jest już mocno nagrzana, a obecność dymu wypełniającego izbę dodatkowo świadczyła o powadze ich problemu.
- Chyba czas się stąd wynosić, i to za wszelką cenę - krzyknęła już na głos, chwilowo wolna od trapiącego ją, zielonego problemu, po czym rozejrzała się czy ktoś będzie potrzebował pomocy przy opuszczaniu chaty.
Ardel i nowo poznany Ha'arim, nadal zajęci byli ostatnim goblinem, ale Sangathan pospieszył już z odsieczą i ostatecznie rozwiązał problemem goblinów. Edmund zaś pokasływał trochę stojąc pod przeciwległą do drzwi ścianą, a broniła go piegowata dziewczyna... i choć sama nie posiadała nawet noża, to gobliny nie zdołały wyrządzić jej krzywdy.
Za pomocą jednego celnego ciosu swego miecza, Sangathan skutecznie zajął się goblinem, który próbował uciec. A następnie ruszył na goblina, który nieświadom zagrożenia od tyłu, walczył z pozostałymi mężczyznami. Jednym ciosem, elf doprowadził kwestię ataku zielonoskórych do końca. Nadal jednak tkwili w palącej się chacie. Dym utrudniał im oddychanie i ograniczał widoczność, robiło się gorąco, zaś z sufitu spadały "nitki" spalonego siana.
Pasov natychmiast podeszła do dziewczyny i starca, bo reszta wydawała się dość bezpieczna, zwłaszcza ze wsparciem elfa szermierza.
- Chodźmy stąd, zaraz cała chata się zawali. - powiedziała szybko, wyciągając do nich rękę.
Ci nie oponowali i byli całkowicie chętni do współpracy, przy opuszczeniu chaty. Dziewczyna podała elfce rękę i pociągnęła za sobą Edmunda... tylko którędy, mieli się udać?
San skierował się w stronę drzwi. Zamierzał wyważyć je kopniakiem i schowawszy się za framugą drzwi wyjrzeć by zorientować się w sytuacji, czy mogą wyjść. Jeśli coś stanęło mu na przeszkodzie w wykonaniu tej czynności zawsze zostawało jeszcze okno.
Ardel dalej był w lekkim szoku. Otrzepał pył z tyłka i ruszył za Sangatanem. Miał dość niewyraźną minę, mimo, ze w sumie nie stało się mu nic strasznego.
Kopnięciem nie udało się jednak otworzyć drzwi, gdy elf spróbował ponownie i nadal nie przyniosło to rezultatów, wiedział już, że gobliny musiały jakoś zabarykadować drzwi. Gdy tylko podbiegli do okna i otworzyli je, ich oczom ukazały się płomienie, które pochłaniały ścianę pod oknem i dookoła. Na zewnątrz zaś buchnął spory kłąb białego dymu. W pierwszej chwili mogło się zadawać, że ciężko będzie wyjść przez okno nie przypiekając sobie koszuli, albo włosów. Na szczęście dwa wiadra wody załatwiły sprawę ujarzmiając na chwilę płomienie pod oknem. Panie przepuszczono przodem, a już po chwili, wszyscy który uwięzieni byli w płonącym budynku, dołączyli do trzech niepozornie wyglądających mężczyzn w średnim wieku, którzy stali obok pustych wiader i pomagali ocalałym złapać oddech.
Wszyscy byli już bezpieczni.
Gdy San wreszcie na samym końcu wydostał się z płonącego budynku zaklął paskudnie. Kiedy te zielone skurwiele znalazły chwilę na zabarykadowanie tych drzwi tak skutecznie? Skoro to draństwo się paliło musiały się co najmniej sparzyć. Nie słyszał wrzasków bólu. Elf trochę pożałował, że nie zachował w swojej pamięci jakiejś wiedzy magicznej. Najchętniej posłałby goblinom w obozowisko kulę ognia i wrócił do swojej podróży. Cierp ciało coś chciało... Rozejrzał się wokół po czym podszedł jeszcze do chaty przyjrzeć się drzwiom. Ciekawiło go czym je zabarykadowały... Może ta wiedza pozwoli mu przygotować się na przyszłe kłopoty...
Elf, oprócz blokującej drzwi belki - nieomal wielkości Pasov, zauważył że miedzy deski werandy wbity był miecz, który pod bardzo niskim kątem stanowił skuteczną blokadę przed otwarciem drzwi. Postawienie tych barykad nie wymagało zbyt wiele czasu... ale wymagało myślenia.
Ha'arim stojąc już na zewnątrz, wolny już od płomieni zapatrzył się na jakiś czas w przestrzeń. Jego myśli powróciły do dawnych, spokojnych czasów. Brakowało mu pieszych wędrówek po górach i świeżego powietrza niezanieczyszczonego w żaden sposób. Chwilę później jednak powrócił do rzeczywistości.
-To co robimy teraz? Musimy zrobić coś i to szybko. Dzisiaj nam się udało, ale oni nie odpuszczą i jestem pewien, że wrócą tu już następnej nocy.
Ardel schylił się nieco, by dać Ha'arimowi większe pole manewru przy rzucie. Po tym jak goblin oberwie resztką krzesła chłopak chciał skoczyć na tego szkodnika i poderżnąć mu gardło jednym ruchem. Co prawda nie było to perfekcyjnie wykonane działanie, w stylu wprawnego zabójcy, ale zadana rana była dostatecznie głęboka i rozległa, a co wazniejsze cios trafiony był w gardło - jedno z najbardziej wrażliwych miejsc. Goblin złapał się jedną ręką za szyje i padł na podłogę miotając się lekko w agonii.
Pasov również zaatakował jeden z goblinów... Jeden z "małych paskudów" dopadł do chudej elfki. Kostur nie był może w niskiej chacie bronią szczególnie uniwersalną, ale jeśli ktoś miał doświadczenie w posługiwaniu się nim, sprawdzał się całkiem nieźle. Zrobiła krok do tyłu, starając się nie przewrócić o nic, i uderzyła goblina, celując w łapę w której trzymał broń; miała nadzieję wytrącić mu ją z ręki. Cios był celny i Goblin zacharczał niezadowolony z otrzymanego siniaka. Nie upuścił on jednak swego miecza i zamachnął się nim na elfkę. Pasov nieco szerzej otwarła oczy ze zdumienia. Przyzwyczaiła się ostatnio do walki z niewyszkolonymi ludźmi i zapomniała już że zwykłym, nieokutym kosturem ciężko jest rozbroić doświadczonego wojownika, jakim zapewne był ten goblin. Mimo zdziwienia jednak podrzuciła kostur do góry, blokując cios goblina w taki sposób, żeby mieć potem możliwość uderzenia go w twarz... Choć jej zdaniem to słowo tu nie pasowało - lepszym określeniem byłoby "paskudną gębą".
Ardel w tym czasie, nie tracąc głowy rozglądnął się za kimś komu mógłby się przydać pomocny sztylet. Ruszył do ataku na kolejnego przeciwnika i choć dym palącej się podłogi zaczynał ograniczać już widoczność, nadał łatwo było rozpoznać kto jest przyjacielem, a kto nie. Goblin zdawał się jednak mieć większe doświadczenie w walce niż alchemik. Uniknął jego ciosu i wyprowadził swój. Unik Ardela był już mniej udany i choć uniknął on goblińskiego ostrza, to w mało kontrolowany sposób usiadł na podłodze. Zaraz potem goblin kopnął go boleśnie w klatkę.
Ha'arim tymczasem szybko porwał broń powalonego goblina i po zorientowaniu się w polu walki rzucił się na przeciwnika znajdującego się najbliżej jego pozycji. Nie był wojownikiem, ale liczył, że element zaskoczenia pozwoli mu jednym ciosem skończyć żywot zielonoskórego. Jeden z nich kogoś właśnie kopnął, zdawał się być tym pochłonięty i nie wiedzieć, że ktoś może zaatakować go od tyłu. Jednak brak doświadczenia półelfa w sztuce wojennej... albo raczej brak znajomości sposobów zabijania, sprawiły iż goblin, którego zaatakował nie padł martwy na podłogę. Zawył raniony ciężko w plecy i machnął mieczem na ślepo. Ha'arim wykonał zgrabny unik odskakując pod rozgrzaną od płomieni ścianę. Ardel zdecydował się wykorzystać moment nieuwagi przeciwnika i fakt że był na ziemi i wybić się by pchnąć goblina sztyletem. Przyjął pozycję w kucki, a następnie wstał, jednocześnie dźgając goblina w plecy. Zdziwił się lekko, gdy okazało się, że zranienie nie było zbyt głębokie, ale goblin zacharczał odsuwając się o krok.
Tymczasem manewr zaplanowany przez Pasov zasadniczo się powiódł, bez większego trudu zablokowała cios zielonoskórego, a następnie mocno uderzyła go kosturem w głowę. Goblin zachwiał się na chwilę, ale nie stracił na czujności. Przeciwnie zaczął wymachiwać mieczem jak szalony, co zmusiło Pasov do kilku szybkich bloków i skromnego wycofania się. Niestety natrafiła na coś nogami i nie mogąc nimi przez moment ruszyć, usiadła boleśnie na dymiącej się podłodze - przynajmniej nie wpadła w czyjeś pranie, jak niegdyś jej przeciwniczka na Szmaragdowej Wyspie, choć sytuacja była podobna. Jej przeciwnik stał niczym w gęstej mgle i nie wiadomo było co zrobi.
Jakoś nie kwapił się jednak do kolejnego ataku. Ciężko jej było powiedzieć, co planuje sobie goblin, ale lepiej było nie ryzykować, że zaraz zmieni zdanie i zaatakuje, elfka odepchnęła się więc lewą ręką od podłogi, prawą pchając kosturem jak włócznią mniej więcej w kierunku goblina, chcąc nie tylko go trafić, ale też na powrót stanąć na własnych nogach. Udało jej się to i choć dźgnięty bronią elfki goblin nie ucierpiał za bardzo od jej ciosu, to wycofał się... uciekł przed nią jak by był poważnie ranny. Właściwie to tylko próbował uciec...
Sangathan zaatakował zajadle najbliższego goblina. Machnął ręką wokół której owinięty miał płaszcz by przeszkodzić goblinowi. To był manewr szermierczy. Zamierzał zasłonić goblinowi płaszczem widok i wbić mu miecz w trzewia i zostawić go tak by zdechł po czym zaatakować któregokolwiek pozostałego. Jego plan w pełni się powiódł i zaskoczony zwodem goblin, nie miał szans uniknąć śmiertelnego ciosu. Szybkie rozeznanie na polu walki i elfi wzrok, który z trudem przebijał się przez biały dym, pozwoliły mu ocenić sytuację.
Ardel i Ha'arim prowadzili walkę zaczepną z jednym z goblinów. Drugi zaś stał po przeciwnej stronie chaty i nagle ruszył w kierunku elfa... może raczej w kierunku drzwi, ale po drodze musiał minąć Sangathana.
Elf ruszył na goblina z zamiarem pozbawienia go życia. Nie czekał aż ten do niego dotrze. Sam do niego doskoczył. Potem w planach miał zabicie tego goblina, z którym bawili się Ardel i ten półelf.
- Co jest?! - syknął zaskoczony Ha'arim. - "Jest źle.. i to bardzo" - pomyślał odskakując od rozgrzanej ściany. Nie miał czasu na więcej rozważań, gdy najwyraźniej mógł za chwilę spłonąć żywcem.
Starając się wykorzystać chwilowe zamroczenie goblina bólem Ha'arim doskoczył do niego jeszcze raz jak najszybciej tylko potrafił. - "Mam nadzieję, że nie zdążył ochłonąć po ostatnim..." - przemknęło mu przez głowę chwilę przed atakiem.
Pasov zaś, dzięki temu, że jeszcze przed chwilą siedziała płasko na podłodze, miała możliwość odczuć, iż ta jest już mocno nagrzana, a obecność dymu wypełniającego izbę dodatkowo świadczyła o powadze ich problemu.
- Chyba czas się stąd wynosić, i to za wszelką cenę - krzyknęła już na głos, chwilowo wolna od trapiącego ją, zielonego problemu, po czym rozejrzała się czy ktoś będzie potrzebował pomocy przy opuszczaniu chaty.
Ardel i nowo poznany Ha'arim, nadal zajęci byli ostatnim goblinem, ale Sangathan pospieszył już z odsieczą i ostatecznie rozwiązał problemem goblinów. Edmund zaś pokasływał trochę stojąc pod przeciwległą do drzwi ścianą, a broniła go piegowata dziewczyna... i choć sama nie posiadała nawet noża, to gobliny nie zdołały wyrządzić jej krzywdy.
Za pomocą jednego celnego ciosu swego miecza, Sangathan skutecznie zajął się goblinem, który próbował uciec. A następnie ruszył na goblina, który nieświadom zagrożenia od tyłu, walczył z pozostałymi mężczyznami. Jednym ciosem, elf doprowadził kwestię ataku zielonoskórych do końca. Nadal jednak tkwili w palącej się chacie. Dym utrudniał im oddychanie i ograniczał widoczność, robiło się gorąco, zaś z sufitu spadały "nitki" spalonego siana.
Pasov natychmiast podeszła do dziewczyny i starca, bo reszta wydawała się dość bezpieczna, zwłaszcza ze wsparciem elfa szermierza.
- Chodźmy stąd, zaraz cała chata się zawali. - powiedziała szybko, wyciągając do nich rękę.
Ci nie oponowali i byli całkowicie chętni do współpracy, przy opuszczeniu chaty. Dziewczyna podała elfce rękę i pociągnęła za sobą Edmunda... tylko którędy, mieli się udać?
San skierował się w stronę drzwi. Zamierzał wyważyć je kopniakiem i schowawszy się za framugą drzwi wyjrzeć by zorientować się w sytuacji, czy mogą wyjść. Jeśli coś stanęło mu na przeszkodzie w wykonaniu tej czynności zawsze zostawało jeszcze okno.
Ardel dalej był w lekkim szoku. Otrzepał pył z tyłka i ruszył za Sangatanem. Miał dość niewyraźną minę, mimo, ze w sumie nie stało się mu nic strasznego.
Kopnięciem nie udało się jednak otworzyć drzwi, gdy elf spróbował ponownie i nadal nie przyniosło to rezultatów, wiedział już, że gobliny musiały jakoś zabarykadować drzwi. Gdy tylko podbiegli do okna i otworzyli je, ich oczom ukazały się płomienie, które pochłaniały ścianę pod oknem i dookoła. Na zewnątrz zaś buchnął spory kłąb białego dymu. W pierwszej chwili mogło się zadawać, że ciężko będzie wyjść przez okno nie przypiekając sobie koszuli, albo włosów. Na szczęście dwa wiadra wody załatwiły sprawę ujarzmiając na chwilę płomienie pod oknem. Panie przepuszczono przodem, a już po chwili, wszyscy który uwięzieni byli w płonącym budynku, dołączyli do trzech niepozornie wyglądających mężczyzn w średnim wieku, którzy stali obok pustych wiader i pomagali ocalałym złapać oddech.
Wszyscy byli już bezpieczni.
Gdy San wreszcie na samym końcu wydostał się z płonącego budynku zaklął paskudnie. Kiedy te zielone skurwiele znalazły chwilę na zabarykadowanie tych drzwi tak skutecznie? Skoro to draństwo się paliło musiały się co najmniej sparzyć. Nie słyszał wrzasków bólu. Elf trochę pożałował, że nie zachował w swojej pamięci jakiejś wiedzy magicznej. Najchętniej posłałby goblinom w obozowisko kulę ognia i wrócił do swojej podróży. Cierp ciało coś chciało... Rozejrzał się wokół po czym podszedł jeszcze do chaty przyjrzeć się drzwiom. Ciekawiło go czym je zabarykadowały... Może ta wiedza pozwoli mu przygotować się na przyszłe kłopoty...
Elf, oprócz blokującej drzwi belki - nieomal wielkości Pasov, zauważył że miedzy deski werandy wbity był miecz, który pod bardzo niskim kątem stanowił skuteczną blokadę przed otwarciem drzwi. Postawienie tych barykad nie wymagało zbyt wiele czasu... ale wymagało myślenia.
Ha'arim stojąc już na zewnątrz, wolny już od płomieni zapatrzył się na jakiś czas w przestrzeń. Jego myśli powróciły do dawnych, spokojnych czasów. Brakowało mu pieszych wędrówek po górach i świeżego powietrza niezanieczyszczonego w żaden sposób. Chwilę później jednak powrócił do rzeczywistości.
-To co robimy teraz? Musimy zrobić coś i to szybko. Dzisiaj nam się udało, ale oni nie odpuszczą i jestem pewien, że wrócą tu już następnej nocy.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ha'arim Elvengrace
-*Chyba nikt nie kwapi się, aby mi odpowiedzieć* - pomyślał Ha'arim rozglądając się po towarzyszach. Tracąc nadzieję na jakąkolwiek odpowiedź ruszył w stronę dziewczyny i starszego mężczyzny.
-Wszystko w porządku? - spytał starając się przywołać pocieszający wyraz twarzy.Chociaż bardziej dało się w nim wyczuć poczucie winy...
-Ja... Taak, chyba jesteśmy cali. Tylko... - tu zaczęła kaszleć - nawdychaliśmy się trochę dymu.- ostatnie słowa wypowiedziała trochę ochryple, ale nie wyglądało to na nic poważnego.
-Miło mi to słyszeć. Ale skoro nic wam nie dolega pozwolę się sobie oddalić. Po prostu padam z nóg. Do zobaczenia Marysiu.- powiedział Ha'arim. Skłonił się jeszcze na pożegnanie obu osobom. Po czym ruszył w stronę karczmy.
Idąc po głównej drodze miasta w blasku zachodzącego słońca zauważył coś dziwnego na swojej ręce. Dopiero po chwili zrozumiał, że to zaschnięta krew. W ogóle cały był umorusany krwią i sadzą.
-Cholera, najpierw przydałaby mi się kąpiel i... po co ja taszczę jeszcze ten miecz ze sobą?! - pomyślał po czym odrzucił tę zardzewiałą parodię miecza na bok.
Chwilę później był już w karczmie. Pierwsze co zrobił to podejście do karczmarza.
-Dobry człowieku nie masz przypadkiem jakąś balię? Albo cokolwiek w czym mógłbym zagrzać większą ilość wody?
-T-t-tak panie. Zaraz coś przyniosę. - powiedział karczmarz przerażony widokiem kogoś kogo pewnie uznał już za zmarłego.
Kilka chwil później pojawił się karczmarz z całkiem sporą balią.
-Proszę. C-c-zy mogę coś jeszcze dla pana zrobić?
-W sumie mógłbyś mi już dać klucz do pokoju i... Nie obrazisz się jeśli zagrzeję trochę tej wody przy palenisku? I tak nie ma teraz zbyt dużej klienteli - powiedział Ha'arim coraz słabiej walczący ze swoimi opadającymi powiekami
-Proszę panie. Oto klucz. I rób pan co chcesz. I tak nie spodziewam się tu nikogo dzisiaj.
Godzinę później już po wszystkich niezbędnych zabiegach Ha'arim był już w łóżku z zamiarem przespania najbliższych kilkunastu godzin bez względu na wszystko.
-*Chyba nikt nie kwapi się, aby mi odpowiedzieć* - pomyślał Ha'arim rozglądając się po towarzyszach. Tracąc nadzieję na jakąkolwiek odpowiedź ruszył w stronę dziewczyny i starszego mężczyzny.
-Wszystko w porządku? - spytał starając się przywołać pocieszający wyraz twarzy.Chociaż bardziej dało się w nim wyczuć poczucie winy...
-Ja... Taak, chyba jesteśmy cali. Tylko... - tu zaczęła kaszleć - nawdychaliśmy się trochę dymu.- ostatnie słowa wypowiedziała trochę ochryple, ale nie wyglądało to na nic poważnego.
-Miło mi to słyszeć. Ale skoro nic wam nie dolega pozwolę się sobie oddalić. Po prostu padam z nóg. Do zobaczenia Marysiu.- powiedział Ha'arim. Skłonił się jeszcze na pożegnanie obu osobom. Po czym ruszył w stronę karczmy.
Idąc po głównej drodze miasta w blasku zachodzącego słońca zauważył coś dziwnego na swojej ręce. Dopiero po chwili zrozumiał, że to zaschnięta krew. W ogóle cały był umorusany krwią i sadzą.
-Cholera, najpierw przydałaby mi się kąpiel i... po co ja taszczę jeszcze ten miecz ze sobą?! - pomyślał po czym odrzucił tę zardzewiałą parodię miecza na bok.
Chwilę później był już w karczmie. Pierwsze co zrobił to podejście do karczmarza.
-Dobry człowieku nie masz przypadkiem jakąś balię? Albo cokolwiek w czym mógłbym zagrzać większą ilość wody?
-T-t-tak panie. Zaraz coś przyniosę. - powiedział karczmarz przerażony widokiem kogoś kogo pewnie uznał już za zmarłego.
Kilka chwil później pojawił się karczmarz z całkiem sporą balią.
-Proszę. C-c-zy mogę coś jeszcze dla pana zrobić?
-W sumie mógłbyś mi już dać klucz do pokoju i... Nie obrazisz się jeśli zagrzeję trochę tej wody przy palenisku? I tak nie ma teraz zbyt dużej klienteli - powiedział Ha'arim coraz słabiej walczący ze swoimi opadającymi powiekami
-Proszę panie. Oto klucz. I rób pan co chcesz. I tak nie spodziewam się tu nikogo dzisiaj.
Godzinę później już po wszystkich niezbędnych zabiegach Ha'arim był już w łóżku z zamiarem przespania najbliższych kilkunastu godzin bez względu na wszystko.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Wszyscy
Po potyczce z goblinami w płonącej chacie, bohaterowie, bo chyba można było ich tak nazwać, zapragnęli w pierwszej kolejności pozbyć się sadzy i plam goblińskiej krwi, które nosili na sobie.
Ha'arim Elvengrace był pierwszy w tej kolejce, ale krótko potem inni poszli w jego ślady. Nikt, nawet sam Edmund nie kwapił się, aby próbować ugasić palącą się chatę. Ot wielkie ognisko. Choć nikt oczywiście nie mógł wiedzieć, o czym myślał starszy człowiek.
Lordowie Harmondale zostali ugoszczeni w karczmie i choć pokoje nie dysponowały praktycznie żadnymi wygodami, to każdy miał swój pokój i ciepłe łóżko, gdzie mógł odpocząć po tym ciężkim powitaniu.
Wbrew obawom Ha'arima, gobliny nie powróciły w nocy i warta była daremna.
Dzień minął spokojnie, a pogoda była naprawdę ładna. Dla mieszkańców atrakcją były najnowsze plotki o walce, uwolnionym półelfie i oczywiście nowo przybyłych. Ruiny spalonej chaty też stały się ciekawym tematem i zjawiskiem do podziwiania.
Lordowie zaś mieli spokój i swobodę działania. Gobliny nie zjawiły się we wsi, przez cały dzień, choć pan Elvengrace zapewniał, że ich obóz nie jest aż tak daleko.
Zielonych nie było też kolejnej nocy. Oczywiście nikt z tego powodu nie narzekał... ale nie rozwiązywało to problemu.
Wyglądało na to, ze teraz to Lordowie muszą wykonać kolejny ruch... albo przygotować się na coś większego... jeśli gobliny się przygotowują.
Po potyczce z goblinami w płonącej chacie, bohaterowie, bo chyba można było ich tak nazwać, zapragnęli w pierwszej kolejności pozbyć się sadzy i plam goblińskiej krwi, które nosili na sobie.
Ha'arim Elvengrace był pierwszy w tej kolejce, ale krótko potem inni poszli w jego ślady. Nikt, nawet sam Edmund nie kwapił się, aby próbować ugasić palącą się chatę. Ot wielkie ognisko. Choć nikt oczywiście nie mógł wiedzieć, o czym myślał starszy człowiek.
Lordowie Harmondale zostali ugoszczeni w karczmie i choć pokoje nie dysponowały praktycznie żadnymi wygodami, to każdy miał swój pokój i ciepłe łóżko, gdzie mógł odpocząć po tym ciężkim powitaniu.
Wbrew obawom Ha'arima, gobliny nie powróciły w nocy i warta była daremna.
Dzień minął spokojnie, a pogoda była naprawdę ładna. Dla mieszkańców atrakcją były najnowsze plotki o walce, uwolnionym półelfie i oczywiście nowo przybyłych. Ruiny spalonej chaty też stały się ciekawym tematem i zjawiskiem do podziwiania.
Lordowie zaś mieli spokój i swobodę działania. Gobliny nie zjawiły się we wsi, przez cały dzień, choć pan Elvengrace zapewniał, że ich obóz nie jest aż tak daleko.
Zielonych nie było też kolejnej nocy. Oczywiście nikt z tego powodu nie narzekał... ale nie rozwiązywało to problemu.
Wyglądało na to, ze teraz to Lordowie muszą wykonać kolejny ruch... albo przygotować się na coś większego... jeśli gobliny się przygotowują.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ha'arim
-Dlaczego jeszcze nie zaatakowały? - myślał Ha'arim wyglądając przez okno w swoim pokoju w karczmie. -Czyżby bały się zaatakować tak samo jak kilka miesięcy temu? Nadal mają niesamowitą przewagę liczebną i w otwartym starciu na pewno nie dalibyśmy sobie rady.
Z tych myśli wyrwał go delikatny zapach jedzenia docierający z wnętrza karczmy. Półelf przebral się w swoje dopiero co odzyskne ubrania.
-W końcu coś lepszego niż te goblińskie szmaty - przemknęło przez głowę Ha'arima, który już w dużo lepszym nastroju ruszył do głównej izby. Ha'arim miał nadzieję, że uda mu się trafić na któregoś z pozostałych lordów.
Lordów? Haha... Chyba się do tego nie przyzwyczaję - pomyślał wchodząc do głównego pomieszczenia.
-Pusto - mruknął wchodząc do głównej sali. - Jakoś mnie to nie dziwi. Wszyscy pewnie już znaleźli sobie coś do roboty. A ja? - jego dobry humor mijał szybko.
Pochłonął szybko jajecznicę podaną mu przez gospodarza i wyszedł przed karczmę. Słońce stało już ponad drzewami lasu i w wiosce życie nabierało tempa. O ile można to było powiedzieć o tym miejscu. Nie był to nawet ułamek tego miejsca w którym si wychował, a ono same też nie zasługiwało na miano większe niż wieś. Jednak wewnetrzne pragnienie sprawiało, że chciał to zmienić. Dać tym ludziom warunki życia odpowiednie współczesnym czasom. Pierwszym krokiem miało być pozbycie się goblinów. Sam by temu nie podołał i w sumie nie wiedział czy będzie w stanie jakoś pomóc w tym zadaniu. Większość życia spędził w lasach. Uczył się wtedy korzystać z darów natury. Przyrządzać lecznicze wywary. Opatrywać rany. Obserwować z ukrycia zwyczaje zwierząt. Jednoczył się z naturą i czuł jej puls. Niestety bez względu na to jak bardzo chciał natura nie czuła go. Nie mógł zostać druidem. Pozostało mu do nauczenia się jedynie wszystko co było dostępne dla zwykłych ludzi. Ale to już przeszłość. Musi się skupić na teraźniejszości. Ale...
Nie potrafił zabijać. Nie chciał zabijać. Ale w tym wypadku nie miał wyboru. Albo on, albo oni. To w pewien sposób pozwalało mu przekonać się do słuszności tego co planują. Pozostawało jednak pytanie. Co mógł zrobić, aby pomóc? Jego znajomość lasu pozwoliła by mu pewnie na przygotowanie zasadzki. Ale nic więcej. To inni musieli by walczyć. On jedynie mógłby wspomóc ich swoimi kiepskimi umiejętnościami strzeleckimi. Co poza tym? Znał sie na ziołach. Wiedział które są trujące, ale nie wiedział jak przyrządzić z nich truciznę. Nie na takich wywarach się znał. Miał leczyć nie zabijać!
W czasie jego rozmyślań nogi same poniosły go w stronę lasu. Bliskość natury pozwalała mu się uspokoić i zawsze istniała szansa na nieoczekiwaną pomoc z jej strony.
A taka zdecydowanie by się im przydała.
-Dlaczego jeszcze nie zaatakowały? - myślał Ha'arim wyglądając przez okno w swoim pokoju w karczmie. -Czyżby bały się zaatakować tak samo jak kilka miesięcy temu? Nadal mają niesamowitą przewagę liczebną i w otwartym starciu na pewno nie dalibyśmy sobie rady.
Z tych myśli wyrwał go delikatny zapach jedzenia docierający z wnętrza karczmy. Półelf przebral się w swoje dopiero co odzyskne ubrania.
-W końcu coś lepszego niż te goblińskie szmaty - przemknęło przez głowę Ha'arima, który już w dużo lepszym nastroju ruszył do głównej izby. Ha'arim miał nadzieję, że uda mu się trafić na któregoś z pozostałych lordów.
Lordów? Haha... Chyba się do tego nie przyzwyczaję - pomyślał wchodząc do głównego pomieszczenia.
-Pusto - mruknął wchodząc do głównej sali. - Jakoś mnie to nie dziwi. Wszyscy pewnie już znaleźli sobie coś do roboty. A ja? - jego dobry humor mijał szybko.
Pochłonął szybko jajecznicę podaną mu przez gospodarza i wyszedł przed karczmę. Słońce stało już ponad drzewami lasu i w wiosce życie nabierało tempa. O ile można to było powiedzieć o tym miejscu. Nie był to nawet ułamek tego miejsca w którym si wychował, a ono same też nie zasługiwało na miano większe niż wieś. Jednak wewnetrzne pragnienie sprawiało, że chciał to zmienić. Dać tym ludziom warunki życia odpowiednie współczesnym czasom. Pierwszym krokiem miało być pozbycie się goblinów. Sam by temu nie podołał i w sumie nie wiedział czy będzie w stanie jakoś pomóc w tym zadaniu. Większość życia spędził w lasach. Uczył się wtedy korzystać z darów natury. Przyrządzać lecznicze wywary. Opatrywać rany. Obserwować z ukrycia zwyczaje zwierząt. Jednoczył się z naturą i czuł jej puls. Niestety bez względu na to jak bardzo chciał natura nie czuła go. Nie mógł zostać druidem. Pozostało mu do nauczenia się jedynie wszystko co było dostępne dla zwykłych ludzi. Ale to już przeszłość. Musi się skupić na teraźniejszości. Ale...
Nie potrafił zabijać. Nie chciał zabijać. Ale w tym wypadku nie miał wyboru. Albo on, albo oni. To w pewien sposób pozwalało mu przekonać się do słuszności tego co planują. Pozostawało jednak pytanie. Co mógł zrobić, aby pomóc? Jego znajomość lasu pozwoliła by mu pewnie na przygotowanie zasadzki. Ale nic więcej. To inni musieli by walczyć. On jedynie mógłby wspomóc ich swoimi kiepskimi umiejętnościami strzeleckimi. Co poza tym? Znał sie na ziołach. Wiedział które są trujące, ale nie wiedział jak przyrządzić z nich truciznę. Nie na takich wywarach się znał. Miał leczyć nie zabijać!
W czasie jego rozmyślań nogi same poniosły go w stronę lasu. Bliskość natury pozwalała mu się uspokoić i zawsze istniała szansa na nieoczekiwaną pomoc z jej strony.
A taka zdecydowanie by się im przydała.
Ostatnio zmieniony piątek, 23 lipca 2010, 21:59 przez Bielik, łącznie zmieniany 1 raz.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ardel:
Ardel obudził się o poranku by objąć wartę. Cieszył się, ze mógł spać jednym cięgiem. Gdy wszyscy wreszcie się obudzili chłopak nie myśląc nawet o śniadaniu ruszył na wieś dowiedzieć się gdzie jest dokładnie chatka zielarki.
Właściciel karczmy od razu skierował go we właściwym kierunku. Chatę nie trudno było przegapić. Wyróżniała się donicami ustawionymi na barierce ganku, oraz zawieszonymi pod jego sufitem. W każdej z nich coś rosło, ale najprawdopodobniej więcej ziół znajdowało się w samym domku.
Ardel podszedł do drzwi, obejrzał się, by spoglądnąć na zawartość doniczek. Rozpoznał rosnące na ganku rośliny i wiedział, że może zrobić z nich dobry użytek.
Po czym westchnął i nacisnął klamkę. Zaraz po wejściu do środka miał wrażenie, że być może powinien był najpierw zapukać. Po środku izby, stała piegowata dziewczyna z długim rudym warkoczem. Ubrana była w białą koszulę nocną i spojrzała na niego zdziwiona znad sporej miski wody, która leżała na stole. Dookoła zaś, pod oknami rozstawione były donice, a pod sufitem i na ścianach wisiały suszące się rośliny.
- Dzień dobry. - powiedziała dziewczyna i przyglądała mu się badawczo.
- Ee.. przepraszam - bąknął Ardel. - Myślałem, że dom zielarki był opuszczony.. em.. wrócę tu za chwilkę, będę potrzebował skorzystać z zapasów ziół - chłopak gestykulował nie wiedząc co zrobić z rękami. Zamknął drzwi nim jego twarz zakończyła przejście kolorystyczne miedzy naturalnym bladym odcieniem a głęboką czerwienią.
Zamknąwszy drzwi chłopak oparł się o nie plecami i uderzył otwartą dłonią w czoło. - Mistrzostwo w każdym calu - skwitował sarkastycznie minione paręnaście sekund swego życia.
Ponieważ to Ardel cały czas nawijał, dziewczyna nic nie powiedziała uśmiechając się delikatnie.
Nie dalej jak dwie minuty później, które i tak zdaniem Ardela trwały bardzo długo, klamka została naciśnięta a drzwi popchnęły lekko mężczyznę, który natychmiast ustąpił im z drogi.
- Zapraszam - powiedziała pieguska uśmiechając się nieznacznie. Teraz miała już na sobie jasno szarą koszulę, proste brązowe spodnie, grube zapewne wełniane skarpety oraz sandały.
"W przeciętnym kogucie jest więcej z lorda niż we mnie" pomyślał Ardel, odnotowując to jako rzecz do poprawienia w najbliższej przyszłości.
- Witam, przepraszam za najście. Jestem Ardel i ponieważ zeszłej nocy gobliny próbowały upiec żywcem mnie i moich przyjaciół wewnątrz jednej z chat... - westchnął i machnął ręką. - Ponieważ jestem alchemikiem to przyszedłem zorientować się co byłbym w stanie sporządzić z dostępnych tu składników no i się trochę pospieszyłem z wejściem -
- Ależ panie Ardel'u. Nic się przecież nie stało. - powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem. Widać reakcja Ardela była lepsza od tego co zrobił wcześniej i w pełni naprawiła ewentualną, niewygodną sytuację.
- Na złagodzenie oparzenia mamy tylko bałkujlę - wskazała donicę z niewielkimi, żółtymi kwiatkami, które Ardel dobrze znał. Okład z nich i chłodnej wody znacznie skuteczniej łagodził oparzenia niż sama woda, ale na to było za późno, zresztą nikt nie został poważnie oparzony. - A na teraz poleciła bym ziółka z meiltany i hertylu - powiedziała spokojnie. I te dwa zioła były znane Ardelowi. Wywar z nich działał wzmacniająco i uspokajająco.
"Może uda mu się jednak znaleźć coś więcej" - pomyślał.
- Ale może panu uda się znaleźć coś więcej - powiedziała przyjaźnie dziewczyna.
- Znaczy ogólnie nam się nic specjalnego nie stało... myślimy raczej o stawieniu oporu - Ardel wzruszył ramionami. - A zapytam tylko jeszcze z kim mam przyjemność?
- Ojej przepraszam panie Ardelu. Mam na imię Marysia - dziewczyna kucnęła lekko, na znak przywitania się. - Wczoraj jakoś nie było okazji się przedstawić - dodała szybko. Zerknęła na boki oglądając rośliny, po czym spojrzała na rozmówcę.
- Ale to nie wiem, jakich ziół pan szuka. Proszę się nie krępować i brać co potrzebne, pan pewnie wie lepiej co jest czym, bo ja to tylko niektóre znam.
- Jasne, jasne. Dzięki - powiedział Ardel. Zdecydował się rozglądnąć za wszelkimi składnikami które mogłyby posłużyć do sporządzenia jakichś substancji trujących i ewentualnych odtrutek. Poza tym mogłyby się przydać jakieś substancje nasenne. O łatwopalnych Ardel nawet nie marzył, ale sprawdzić też nie zaszkodzi.
Zrobił nieco miejsca na stole i rozłożył tam pergamin. Ułożył kałamarz po lewej i położył pióro tuż obok.
- Hm.. jest tu może waga? – zapytał Ardel, oglądając się na Marysię. Dziewczyna pogrzebała chwilę w jednej ze skrzyń i znalazła wagę szalkową i nieco odważników. Ardel przyjął je z uśmiechem, rozstawił je dalej z lewej strony. Przyjrzał się wadze. Nie była zaaretowana i przez czas jaki spędziła w skrzyni najwyraźniej się rozkalibrowała. Ardel znalazł szybko kawałek ścierki i dociążył jedna stronę, by strzałka wskazała zero.
Zadowolony z „naprawy” zaaretował wagę i poszedł wraz z Marysią poszukać użytecznych składników, a było ich sporo. Niestety Ardel nie znalazł ani Czerownego Siarzczaka, ani Blednicy, więc warzenie silniejszych trucizn było niemożliwe. Znalazł natomiast inne składniki.
Rozpisał wszystkie składniki z prawej u góry na pergaminie, z lewej zaś zapisał receptury. Odetchnął i rozejrzał się za sprzętem. Bez problemu znalazł moździerz i tłuczek. Znalazł też kilka żaroodpornych naczyń i rurek. Zrobił zaimprowizowaną chłodnicę zwrotną przy użyciu jednej z rurek i mokrych szmat. Przygotował też spore naczynie, które będzie mógł łatwo wsunąć pod stół, gdy napełni je Zefirem, by wywar mógł dojrzeć w ciemności.
- Marysia pomożesz mi z ważeniem i dzieleniem na porcje tego wszystkiego? – zapytał.
- Tak, naturalnie - odpowiedziała dziewczyna i zabrała się do pracy.
Ważenie poszło dość sprawnie. Wkrótce na stole znalazły się porcje poszczególnych składników, a na pergaminie Ardela następujący zapis:
- To ja przyniosę posiłek. Nie ma powodu teraz przerywać. - powiedziała ochoczo dziewczyna.
- O... świetny pomysł, dzięki! - powiedział Ardel. - To ja zacznę rozstawiać aparaturę... - powiedział. - A, Marysia... znasz się coś na alchemii... znaczy odnośnie warzenia mikstur?
Dziewczyna odwróciła się przed przestąpieniem przez próg. - Tak trochę. Takie prostsze rzeczy to potrafię zrobić. Na wzmocnienie, czy złagodzenie bólów - odparła.
- To ja ci pokażę jak robić parę innych rzeczy jeśli chcesz - Ardel się uśmiechnął.
- Tak, bardzo chętnie - ucieszyła się dziewczyna. - Zaraz po śniadaniu? - zaproponowała.
- Jasne - powiedział Ardel. - Dobra, biorę się do roboty.
Kilka minut potem dziewczyna wróciła z małym, wiklinowym koszykiem jedzenia, przykrytego chustką. - Przerwa na posiłek - zarządziła.
W koszyczku było półtorej bułki, kawałek białego sera oraz jedna niewielka cebulka.
Dziewczyna wzięła pół bułki i ukroiła plasterek cebulki.
Ardel zrobił małe kanapki z reszty.
- Mam nadzieję, że utemperujemy te gobliny i będzie można zająć się w spokoju ekonomią... - mruknął. - Smacznego - powiedział nim zaczął jeść.
- Smacznego - odpowiedziała pieguska. - Gobliny nie chcą, aby było nas tu za dużo, bo moglibyśmy im zagrozić. - powiedziała spokojnie, jedząc powoli.
- Jak dobrze pójdzie to nie będą miały luksusu decydowania o czymkolwiek - mruknął Ardel, krzywiąc się.
Marysia spojrzała na niego i chyba lekko się uśmiechnęła. Ciężko było powiedzieć, ponieważ akurat jadła.
Gdy już zjedli... a nie zajęło im to długo. Mogli zabrać się do pracy.
Ardel podszedł do Sangatana. Zalatywał ziołami. - Sangatan. Mamy pewien wybór... zapoznałem się ze składnikami w chacie. Mogę zrobić dwa typy środków nasennych. Jeden musi się dostać do krwi bezpośrednio wiec do nałożenia na miecz albo można w tym strzały czy co tam zatopić. Drugi cel musi wdychać.. tak ze dwa - trzy pełne wdechy. Zastosowanie może być trochę kłopotliwe, ale jeśli chcemy się tam wkraść to trzeba nasączyć cholerstwem szmatę i przytknąć do mordy goblina na kilka chwil... albo wrzucić im fiokę do kotła z zupą, po podgrzaniu wszystko szybko przejdzie do powietrza i uśpi wszystkich w pomieszczeniu... mogę też sporządzić ogłupiacze i środki na mdłości, bóle brzucha... i przeczyszczenie. Te dwa ostatnie musieliby doustnie zażyć. Tego na mdłości mogę zrobić dużo bez problemów, ale pozostałe.. będzie gorzej. Powiedz mi czy potrzebujemy bardziej z nasennych tego lotnego czy tego nakładanego na ostrze?
- Nie znam warunków w obozie goblinów, więc nie wiem ile by się tego nawdychały. Zrób tego wszystkiego jak najwięcej możesz. Tak by je unieszkodliwić. Środek na mdłości można równie dobrze zaaplikować strzałą w zupę czy co tam gotują, więc sądzę, że to by było najlepsze. Tego nasennego trochę. Raczej żadne z nas nie da rady podejść wystarczająco blisko by gobliny się tego nawdychały, ale może do czegoś się przyda. Robienie środka nasennego, który nakłada się na ostrze jest z kolei idiotyczne... Naszym celem jest wybicie jak największej liczby goblinów i zmuszenie pozostałych do opuszczenia tych okolic raz na zawsze. Teraz pomyśl czy usypianie ich przy pomocy ostrza ma sens - mruknął elf. Zaskoczyło go w ogóle takie pozbawione logiki pytanie.
- Zapominasz, ze ja mam sztylet.. jak nie trafie w gardło to nie zabiję, a tak zawsze wyłączę przeciwnika z akcji - chłopak wzruszył ramionami.
- A ten środek działa natychmiast czy potrzebuje co najmniej kilku sekund, by zadziałał? - spytał Sangathan
- 5 sekund... Czyli z tym dożylnym sobie w ogóle dać spokój? Nie wykombinujesz z tym nic? - zapytał Ardel.
- Musimy znaleźć kogoś kto ma lub umie zrobić strzałki wystrzeliwane dmuchawką. Wtedy sądzę, że środek dożylny się przyda. W innym przypadku jest bezużyteczny - powiedział elf.
- Dobra to znajdziesz kogoś takiego? Ja muszę nastawić ten środek wdychany bo będzie się kisił cały dzień po sporządzeniu... - mruknął Ardel.
- Postaraj się by nikt się tego nie nawdychał przed akcją... Może sprawdź czy znajdziesz tam składniki na jakiś lotny gaz? Taki który dałby radę uśpić lub ogłuszyć gobliny - zastanowił się na głos Sangathan.
- Niee, szukałem - mruknął Ardel, wzdychając
- Ech... niedobrze... - westchnął niezadowolony elf. Pokręcił głową po czym spojrzał na Ardela. - I jeszcze jedno. Mam na imię Sangathan a nie Sangatan... Moja matka by się na ciebie obraziła za popełnianie tego błędu - powiedział z krzywym uśmiechem. Był rozbawiony.
Ardel uniósł brew. - Doobra... - bąknął. - Wracam do laboratorium SangatHan - wyszczerzył się. Elf mógł poznać bez trudu, że chłopak ma wspaniały humor.
- A ja powęszę za kimś kto umie zrobić strzałki i dmuchawkę na poczekaniu - powiedział
- Powodzenia - rzucił Ardel i poszedł do chatki zielarki.
Pozostałą część dnia i wieczora spędził w laboratorium, tłumacząc Marysi każdą wykonywaną czynność i jej cel. Pod koniec dnia po upakowaniu wszystkich środków do właściwych pojemników odetchnął i podpisał je.
Miał pięć porcji Orczej Kołysanki – środka nasennego dożylnego.
Ardel zagryzł wargę. Oby Sangathanowi udało się znaleźć kogoś kto będzie w stanie zrobić te dmuchawki...
Zefiru zrobił 4 porcje. W tym jedną podzielił na dwie mniejsze i zalepił wylot woskiem. Musiał poszukać jakiegoś paska i uzdatnić go do zakładania na nim pojemników... Trzeba się dowiedzieć kto tu jest sprawnym krawcem.
Korkociągu udało się zrobić sporo. całe 8 porcji czekało na trafienie do goblińskiej strawy wraz z trzema porcjami „tego cholernego trzepacza”.
Ardel wolał nie zużywać całego Zębiziela. Mogło się przydać później.
Podziękował Marysi za pomoc, po czym udał się poszukać reszty. Wypadało zjeść jakąś kolację, popytać co inni robili i oczywiście się położyć.
Ardel obudził się o poranku by objąć wartę. Cieszył się, ze mógł spać jednym cięgiem. Gdy wszyscy wreszcie się obudzili chłopak nie myśląc nawet o śniadaniu ruszył na wieś dowiedzieć się gdzie jest dokładnie chatka zielarki.
Właściciel karczmy od razu skierował go we właściwym kierunku. Chatę nie trudno było przegapić. Wyróżniała się donicami ustawionymi na barierce ganku, oraz zawieszonymi pod jego sufitem. W każdej z nich coś rosło, ale najprawdopodobniej więcej ziół znajdowało się w samym domku.
Ardel podszedł do drzwi, obejrzał się, by spoglądnąć na zawartość doniczek. Rozpoznał rosnące na ganku rośliny i wiedział, że może zrobić z nich dobry użytek.
Po czym westchnął i nacisnął klamkę. Zaraz po wejściu do środka miał wrażenie, że być może powinien był najpierw zapukać. Po środku izby, stała piegowata dziewczyna z długim rudym warkoczem. Ubrana była w białą koszulę nocną i spojrzała na niego zdziwiona znad sporej miski wody, która leżała na stole. Dookoła zaś, pod oknami rozstawione były donice, a pod sufitem i na ścianach wisiały suszące się rośliny.
- Dzień dobry. - powiedziała dziewczyna i przyglądała mu się badawczo.
- Ee.. przepraszam - bąknął Ardel. - Myślałem, że dom zielarki był opuszczony.. em.. wrócę tu za chwilkę, będę potrzebował skorzystać z zapasów ziół - chłopak gestykulował nie wiedząc co zrobić z rękami. Zamknął drzwi nim jego twarz zakończyła przejście kolorystyczne miedzy naturalnym bladym odcieniem a głęboką czerwienią.
Zamknąwszy drzwi chłopak oparł się o nie plecami i uderzył otwartą dłonią w czoło. - Mistrzostwo w każdym calu - skwitował sarkastycznie minione paręnaście sekund swego życia.
Ponieważ to Ardel cały czas nawijał, dziewczyna nic nie powiedziała uśmiechając się delikatnie.
Nie dalej jak dwie minuty później, które i tak zdaniem Ardela trwały bardzo długo, klamka została naciśnięta a drzwi popchnęły lekko mężczyznę, który natychmiast ustąpił im z drogi.
- Zapraszam - powiedziała pieguska uśmiechając się nieznacznie. Teraz miała już na sobie jasno szarą koszulę, proste brązowe spodnie, grube zapewne wełniane skarpety oraz sandały.
"W przeciętnym kogucie jest więcej z lorda niż we mnie" pomyślał Ardel, odnotowując to jako rzecz do poprawienia w najbliższej przyszłości.
- Witam, przepraszam za najście. Jestem Ardel i ponieważ zeszłej nocy gobliny próbowały upiec żywcem mnie i moich przyjaciół wewnątrz jednej z chat... - westchnął i machnął ręką. - Ponieważ jestem alchemikiem to przyszedłem zorientować się co byłbym w stanie sporządzić z dostępnych tu składników no i się trochę pospieszyłem z wejściem -
- Ależ panie Ardel'u. Nic się przecież nie stało. - powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem. Widać reakcja Ardela była lepsza od tego co zrobił wcześniej i w pełni naprawiła ewentualną, niewygodną sytuację.
- Na złagodzenie oparzenia mamy tylko bałkujlę - wskazała donicę z niewielkimi, żółtymi kwiatkami, które Ardel dobrze znał. Okład z nich i chłodnej wody znacznie skuteczniej łagodził oparzenia niż sama woda, ale na to było za późno, zresztą nikt nie został poważnie oparzony. - A na teraz poleciła bym ziółka z meiltany i hertylu - powiedziała spokojnie. I te dwa zioła były znane Ardelowi. Wywar z nich działał wzmacniająco i uspokajająco.
"Może uda mu się jednak znaleźć coś więcej" - pomyślał.
- Ale może panu uda się znaleźć coś więcej - powiedziała przyjaźnie dziewczyna.
- Znaczy ogólnie nam się nic specjalnego nie stało... myślimy raczej o stawieniu oporu - Ardel wzruszył ramionami. - A zapytam tylko jeszcze z kim mam przyjemność?
- Ojej przepraszam panie Ardelu. Mam na imię Marysia - dziewczyna kucnęła lekko, na znak przywitania się. - Wczoraj jakoś nie było okazji się przedstawić - dodała szybko. Zerknęła na boki oglądając rośliny, po czym spojrzała na rozmówcę.
- Ale to nie wiem, jakich ziół pan szuka. Proszę się nie krępować i brać co potrzebne, pan pewnie wie lepiej co jest czym, bo ja to tylko niektóre znam.
- Jasne, jasne. Dzięki - powiedział Ardel. Zdecydował się rozglądnąć za wszelkimi składnikami które mogłyby posłużyć do sporządzenia jakichś substancji trujących i ewentualnych odtrutek. Poza tym mogłyby się przydać jakieś substancje nasenne. O łatwopalnych Ardel nawet nie marzył, ale sprawdzić też nie zaszkodzi.
Zrobił nieco miejsca na stole i rozłożył tam pergamin. Ułożył kałamarz po lewej i położył pióro tuż obok.
- Hm.. jest tu może waga? – zapytał Ardel, oglądając się na Marysię. Dziewczyna pogrzebała chwilę w jednej ze skrzyń i znalazła wagę szalkową i nieco odważników. Ardel przyjął je z uśmiechem, rozstawił je dalej z lewej strony. Przyjrzał się wadze. Nie była zaaretowana i przez czas jaki spędziła w skrzyni najwyraźniej się rozkalibrowała. Ardel znalazł szybko kawałek ścierki i dociążył jedna stronę, by strzałka wskazała zero.
Zadowolony z „naprawy” zaaretował wagę i poszedł wraz z Marysią poszukać użytecznych składników, a było ich sporo. Niestety Ardel nie znalazł ani Czerownego Siarzczaka, ani Blednicy, więc warzenie silniejszych trucizn było niemożliwe. Znalazł natomiast inne składniki.
Rozpisał wszystkie składniki z prawej u góry na pergaminie, z lewej zaś zapisał receptury. Odetchnął i rozejrzał się za sprzętem. Bez problemu znalazł moździerz i tłuczek. Znalazł też kilka żaroodpornych naczyń i rurek. Zrobił zaimprowizowaną chłodnicę zwrotną przy użyciu jednej z rurek i mokrych szmat. Przygotował też spore naczynie, które będzie mógł łatwo wsunąć pod stół, gdy napełni je Zefirem, by wywar mógł dojrzeć w ciemności.
- Marysia pomożesz mi z ważeniem i dzieleniem na porcje tego wszystkiego? – zapytał.
- Tak, naturalnie - odpowiedziała dziewczyna i zabrała się do pracy.
Ważenie poszło dość sprawnie. Wkrótce na stole znalazły się porcje poszczególnych składników, a na pergaminie Ardela następujący zapis:
Chłopak westchnął i się uśmiechnął. – Dobra, czas się... – przerwało mu burczenie w brzuchu. - ...zabrać za coś do zjedzenia – bąknął. – Będziesz chciała mi pomóc przy sporządzaniu tych wszystkich substancji za jakiś czas? – zapytał Marysi.Spis Składników
60 Wilczych Jagód
112 gram korzeni Pepełki
75 gram Kolcotrawy
90 gram Paproci Nocnej
66 gram Leciny
145 gram kory Jesionu
87 gram Błękitnego Mchu
101 pęczaków
77 gram liści Lichejki
30 gram liści Czarnej Pokrzywy
5 gram łodyg Zębiziela
20 gram pędów Supłaka
20 gram liści Czepiaka
8 gram plechy Szarpaka pospolitego
- To ja przyniosę posiłek. Nie ma powodu teraz przerywać. - powiedziała ochoczo dziewczyna.
- O... świetny pomysł, dzięki! - powiedział Ardel. - To ja zacznę rozstawiać aparaturę... - powiedział. - A, Marysia... znasz się coś na alchemii... znaczy odnośnie warzenia mikstur?
Dziewczyna odwróciła się przed przestąpieniem przez próg. - Tak trochę. Takie prostsze rzeczy to potrafię zrobić. Na wzmocnienie, czy złagodzenie bólów - odparła.
- To ja ci pokażę jak robić parę innych rzeczy jeśli chcesz - Ardel się uśmiechnął.
- Tak, bardzo chętnie - ucieszyła się dziewczyna. - Zaraz po śniadaniu? - zaproponowała.
- Jasne - powiedział Ardel. - Dobra, biorę się do roboty.
Kilka minut potem dziewczyna wróciła z małym, wiklinowym koszykiem jedzenia, przykrytego chustką. - Przerwa na posiłek - zarządziła.
W koszyczku było półtorej bułki, kawałek białego sera oraz jedna niewielka cebulka.
Dziewczyna wzięła pół bułki i ukroiła plasterek cebulki.
Ardel zrobił małe kanapki z reszty.
- Mam nadzieję, że utemperujemy te gobliny i będzie można zająć się w spokoju ekonomią... - mruknął. - Smacznego - powiedział nim zaczął jeść.
- Smacznego - odpowiedziała pieguska. - Gobliny nie chcą, aby było nas tu za dużo, bo moglibyśmy im zagrozić. - powiedziała spokojnie, jedząc powoli.
- Jak dobrze pójdzie to nie będą miały luksusu decydowania o czymkolwiek - mruknął Ardel, krzywiąc się.
Marysia spojrzała na niego i chyba lekko się uśmiechnęła. Ciężko było powiedzieć, ponieważ akurat jadła.
Gdy już zjedli... a nie zajęło im to długo. Mogli zabrać się do pracy.
Ardel podszedł do Sangatana. Zalatywał ziołami. - Sangatan. Mamy pewien wybór... zapoznałem się ze składnikami w chacie. Mogę zrobić dwa typy środków nasennych. Jeden musi się dostać do krwi bezpośrednio wiec do nałożenia na miecz albo można w tym strzały czy co tam zatopić. Drugi cel musi wdychać.. tak ze dwa - trzy pełne wdechy. Zastosowanie może być trochę kłopotliwe, ale jeśli chcemy się tam wkraść to trzeba nasączyć cholerstwem szmatę i przytknąć do mordy goblina na kilka chwil... albo wrzucić im fiokę do kotła z zupą, po podgrzaniu wszystko szybko przejdzie do powietrza i uśpi wszystkich w pomieszczeniu... mogę też sporządzić ogłupiacze i środki na mdłości, bóle brzucha... i przeczyszczenie. Te dwa ostatnie musieliby doustnie zażyć. Tego na mdłości mogę zrobić dużo bez problemów, ale pozostałe.. będzie gorzej. Powiedz mi czy potrzebujemy bardziej z nasennych tego lotnego czy tego nakładanego na ostrze?
- Nie znam warunków w obozie goblinów, więc nie wiem ile by się tego nawdychały. Zrób tego wszystkiego jak najwięcej możesz. Tak by je unieszkodliwić. Środek na mdłości można równie dobrze zaaplikować strzałą w zupę czy co tam gotują, więc sądzę, że to by było najlepsze. Tego nasennego trochę. Raczej żadne z nas nie da rady podejść wystarczająco blisko by gobliny się tego nawdychały, ale może do czegoś się przyda. Robienie środka nasennego, który nakłada się na ostrze jest z kolei idiotyczne... Naszym celem jest wybicie jak największej liczby goblinów i zmuszenie pozostałych do opuszczenia tych okolic raz na zawsze. Teraz pomyśl czy usypianie ich przy pomocy ostrza ma sens - mruknął elf. Zaskoczyło go w ogóle takie pozbawione logiki pytanie.
- Zapominasz, ze ja mam sztylet.. jak nie trafie w gardło to nie zabiję, a tak zawsze wyłączę przeciwnika z akcji - chłopak wzruszył ramionami.
- A ten środek działa natychmiast czy potrzebuje co najmniej kilku sekund, by zadziałał? - spytał Sangathan
- 5 sekund... Czyli z tym dożylnym sobie w ogóle dać spokój? Nie wykombinujesz z tym nic? - zapytał Ardel.
- Musimy znaleźć kogoś kto ma lub umie zrobić strzałki wystrzeliwane dmuchawką. Wtedy sądzę, że środek dożylny się przyda. W innym przypadku jest bezużyteczny - powiedział elf.
- Dobra to znajdziesz kogoś takiego? Ja muszę nastawić ten środek wdychany bo będzie się kisił cały dzień po sporządzeniu... - mruknął Ardel.
- Postaraj się by nikt się tego nie nawdychał przed akcją... Może sprawdź czy znajdziesz tam składniki na jakiś lotny gaz? Taki który dałby radę uśpić lub ogłuszyć gobliny - zastanowił się na głos Sangathan.
- Niee, szukałem - mruknął Ardel, wzdychając
- Ech... niedobrze... - westchnął niezadowolony elf. Pokręcił głową po czym spojrzał na Ardela. - I jeszcze jedno. Mam na imię Sangathan a nie Sangatan... Moja matka by się na ciebie obraziła za popełnianie tego błędu - powiedział z krzywym uśmiechem. Był rozbawiony.
Ardel uniósł brew. - Doobra... - bąknął. - Wracam do laboratorium SangatHan - wyszczerzył się. Elf mógł poznać bez trudu, że chłopak ma wspaniały humor.
- A ja powęszę za kimś kto umie zrobić strzałki i dmuchawkę na poczekaniu - powiedział
- Powodzenia - rzucił Ardel i poszedł do chatki zielarki.
Pozostałą część dnia i wieczora spędził w laboratorium, tłumacząc Marysi każdą wykonywaną czynność i jej cel. Pod koniec dnia po upakowaniu wszystkich środków do właściwych pojemników odetchnął i podpisał je.
Miał pięć porcji Orczej Kołysanki – środka nasennego dożylnego.
Ardel zagryzł wargę. Oby Sangathanowi udało się znaleźć kogoś kto będzie w stanie zrobić te dmuchawki...
Zefiru zrobił 4 porcje. W tym jedną podzielił na dwie mniejsze i zalepił wylot woskiem. Musiał poszukać jakiegoś paska i uzdatnić go do zakładania na nim pojemników... Trzeba się dowiedzieć kto tu jest sprawnym krawcem.
Korkociągu udało się zrobić sporo. całe 8 porcji czekało na trafienie do goblińskiej strawy wraz z trzema porcjami „tego cholernego trzepacza”.
Ardel wolał nie zużywać całego Zębiziela. Mogło się przydać później.
Podziękował Marysi za pomoc, po czym udał się poszukać reszty. Wypadało zjeść jakąś kolację, popytać co inni robili i oczywiście się położyć.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ha'arim Elvengrace
Półelf stanął przy drzewie najbliższym wiosce. Swoistej granicy pomiędzy światem ludzi, a domeną goblinów. Odetchnął spokojnie, jeszcze raz wracając do postanowienia jakie narodziło się w jego głowie kilka chwil wcześniej. Chciał poznać ten las. Odnaleźć drogę do obozu goblinów, a przy tym poszukać przydatnych ziół.
-Las jest skarbnicą nieocenionej pomocy, jednak niewielu ma do niej klucze - przypomniał sobie słowa swojej nauczycielki. Czując dodatkową otuchę postawił pierwszy krok wgłąb lasu.
Chociaż przebywał w tych okolicach już bardzo długo nigdy tak naprawdę nie przyjrzał się dokładniej samej strukturze lasu. W sumie nie miał wiele do zauważania. Miejsce to odpowiadało idealnie stereotypowi lasu jaki pojawia się w głowie na dźwięk tego słowa. Nawet drzewa nie przedstawiały sobą niczego specjalnego. Gatunki jak najbardziej odpowiadające ich położeniu. Zupełny brak inwencji.
-Tak jakby Stwórca chciał poprostu jakoś zapchać wolny teren. - przemknęło mu przez głowę, gdy rozgladał się po otaczającej go zieleni. Jednak cały czas pozostawał czujny. Zawsze pod pozorem zwyczajności mogły kryć się nieoczekiwane skarby, a poza tym musiał być wyczulony na wszelkie przejawy aktywności goblinów w okolicy. Nie po to uciekł od nich, aby kilka dni później znowu dać się złapać.
Słońce stało już w zenicie, gdy wyszedł na małą polankę. Wspomnienia powróciły jak żywe. To tutaj wraz ze swymi towarzyszami z poprzedniego turnieju starł się najsilniejszym oddziałem goblinów jaki wtedy napotkali. Rozejrzał się chwilę i udało mu się nawet rozpoznać drzewo z którego wspierał łukiem swoich towarzyszy.
-Skąd oni wyszli? - naszło Ha'arima pytanie. Po chwili zastanowienia półelf ruszył w kierunku, który zdawał mu się odpowiedni. Kilkanaście minut marsz później zauważył, że w okolicy rośnie więcej pewnego gatunku dębów niż w innych okolicach lasu. Takie same drzewa rosły na obrzeżu polany na której znajdował się obóz zielonoskórych.
W tym momencie zawrócił. Wiedział, że miał szczęście nie natrafiając na żadne oznaki aktywności goblinów. A pchanie się tak blisko ich siedziby byłoby nadużyciem tego szczęścia. Poza tym chciał wrócić do wioski przed zmrokiem. Miał przeczucie, że nie powinien tu zostawać na noc.
Przez cały czas do specjalnie do tego przystosowanych kieszeni oraz torby trafiały co ciekawsze zioła napotkane w lesie. Nie było to nic specjalnego, ale nie mógł odrzucić żadnej pomocy. W ten sposób w jego ekwipunku znalazło się:
-10 ognistych pokrzyw
-spora wiązka skrzypu czerwonego
-20 wilczych jagód
-jaskółcze ziele w całkiem dużej ilości
-10 ciemnych grzybów
Gdy wyszedł na skraj lasu słońce zaczynało się kryć już za drzewami. Wykończony całodniowym wędrowaniem po gąszczu ruszył do karczmy.
-Mam nadzieję, że znajdzie się tam dla mnie coś ciepłego. I ktoś z kim mógłbym porozmawiać...
Kilka chwil później Ha'arim wszedł do karczmy i rozejrzał się po wnętrzu. Po raz pierwszy od czasu walki zauważył kogoś kto w niej uczestniczył. Usiadł szybko naprzeciw tej osoby i powiedzial:
-Witam. Nie miałem chyba okazji się w pełni przedstawić. Jestem Ha'arim Elvengrace.
Elf spojrzał na Ha'arima - Może i było to wtedy zrobione szybko i po łebkach Ha'arimie, ale zdołaliśmy się już nieco poznać. Przypomnę się więc: na imię mam Sangathan. Możesz mi mówić San. Niektórzy łamią sobie język starając się wymówić pełną formę - powiedział elfi wojownik. Zajęty był sprawdzaniem stanu swojego uzbrojenia. Kolczuga i broń musiały być gotowe do nadchodzącej potyczki.
Ha'arim przez chwilę przyglądał się Sangathanowi. Po czym odpowiedział:
-Widzę, że walka to dla ciebie nie pierwszyzna. Ja niestety nie mogę tego powiedzieć o sobie. Tyle czasu spędziłem unikając zagrożenia, że nie wiem co zrobić w obecnej sytuacji. Dlatego oferuję tobie swoje umiejętności. Wydaje mi się, że zanajdziesz dla nich zastosowanie.
- Cóż... Powiedz wpierw w skrócie co umiesz robić najlepiej, a co umiesz, ale nie czujesz się w tym jak mistrz - powiedział elf na chwilę przestając się skupiać na uzbrojeniu. - Z pozostałymi już udało nam się zgrać - powiedział patrząc na rozmówcę uważnie.
-Najlepiej czuję się w lesie. Nie ma on dla mnie, żadnych tajemnic. Znam się na ziołach. I wiem jak przyrządzać z nich różne wywary i maści. Potrafię także pracować z drewnem i przy odrobinie czasu mógłbym zrobić nawet jakiś lepszy łuk. Ale strzelanie z niego tak samo jak i walka nie jest moją mocną stroną.
- Dwie sprawy w takim razie. Pierwsza to czy dałbyś radę przygotować maść lub miksturę, która pomoże w walce z goblinami? I druga, czy umiesz wystrugać coś tak precyzyjnego jak dmuchawka i strzałki do niej? - spytał otwarcie elf.
- Z tego co udało mi się znaleźć w lesie powinno udać mi się przygotować swego rodzaju narkotyk. Wyostrza on odrobinę zmysły. Oznacza to, że będziesz mieć odrobinę lepszy czas reakcji, ale też każda odniesiona rana będzie boleć cię bardziej. Poza tym parę okładów leczniczych i mikstura przyspieszająca regenerację. Oczywiście nie oczekuj po tym cudów. A co do dmuchawki... - Ha'arim na chwilę się zamyślił.
- Powinienem dać radę. Tylko musiałbym jeszcze raz udać się do lasu po potrzebne materiały.
- Narkotyki przynoszą więcej szkody niż pożytku, więc odpada. Miksturę przyspieszającą regenerację i okłady lecznicze możesz przygotować. Sądzę, że się przydadzą. I dobrze by było byś sporządził tę dmuchawkę jak najszybciej. Ardel przygotował odpowiednią truciznę, którą można będzie użyć tą drogą - powiedział.
-Oczywiście. Zajmę się tym. - szybko zapewnił. - Mamy w ogóle już jakiś plan? - dodał nagle. - Bo jestem pewien, że wiem w którym miejscu leży obóz goblinów. A rozumiem, że ta informacja ma znaczenie?
- Ma bardzo wielkie znaczenie - uśmiechnął się San. - Mamy już pewien plan. Będziemy starali się pozbyć się jak największej liczby goblinów bez zbliżania się do nich. Może uda się zatruć ich zapasy jedzenia i wody - mruknął.
-Rozumiem. Musimy jakoś zniwelować ich przewagę liczebną. - mruknął półelf. - No cóż... więc chyba lepiej żebym wziął się do roboty. To może trochę zająć. A po lesie pełnym goblinów nocą nie będę chodził. Więc jeśli nie masz dla mnie żadnych dodatkowych pytań, ja już pójdę.
- W porządku. Powiedz tylko kiedy przewidujesz swój powrót to w odpowiedniej chwili zamówię dla ciebie coś do jedzenia. Będzie na ciebie czekało ciepłe, gdy wrócisz - powiedział wojownik.
-Nie wiem dokładnie, ale na pewno będę z powrotem przed zmierzchem. Odpowiednie materiały nie powinny być trudne do znalezienia. I dziękuję za gest. - powiedział. Gdy skończył mówić skinął głową elfowi i ruszył do wyjścia.
San pożegnał swojego rozmówcę gestem dłoni. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. Humor elfa się poprawił. Może jednak w końcu coś im się uda.
Półelf stanął przy drzewie najbliższym wiosce. Swoistej granicy pomiędzy światem ludzi, a domeną goblinów. Odetchnął spokojnie, jeszcze raz wracając do postanowienia jakie narodziło się w jego głowie kilka chwil wcześniej. Chciał poznać ten las. Odnaleźć drogę do obozu goblinów, a przy tym poszukać przydatnych ziół.
-Las jest skarbnicą nieocenionej pomocy, jednak niewielu ma do niej klucze - przypomniał sobie słowa swojej nauczycielki. Czując dodatkową otuchę postawił pierwszy krok wgłąb lasu.
Chociaż przebywał w tych okolicach już bardzo długo nigdy tak naprawdę nie przyjrzał się dokładniej samej strukturze lasu. W sumie nie miał wiele do zauważania. Miejsce to odpowiadało idealnie stereotypowi lasu jaki pojawia się w głowie na dźwięk tego słowa. Nawet drzewa nie przedstawiały sobą niczego specjalnego. Gatunki jak najbardziej odpowiadające ich położeniu. Zupełny brak inwencji.
-Tak jakby Stwórca chciał poprostu jakoś zapchać wolny teren. - przemknęło mu przez głowę, gdy rozgladał się po otaczającej go zieleni. Jednak cały czas pozostawał czujny. Zawsze pod pozorem zwyczajności mogły kryć się nieoczekiwane skarby, a poza tym musiał być wyczulony na wszelkie przejawy aktywności goblinów w okolicy. Nie po to uciekł od nich, aby kilka dni później znowu dać się złapać.
Słońce stało już w zenicie, gdy wyszedł na małą polankę. Wspomnienia powróciły jak żywe. To tutaj wraz ze swymi towarzyszami z poprzedniego turnieju starł się najsilniejszym oddziałem goblinów jaki wtedy napotkali. Rozejrzał się chwilę i udało mu się nawet rozpoznać drzewo z którego wspierał łukiem swoich towarzyszy.
-Skąd oni wyszli? - naszło Ha'arima pytanie. Po chwili zastanowienia półelf ruszył w kierunku, który zdawał mu się odpowiedni. Kilkanaście minut marsz później zauważył, że w okolicy rośnie więcej pewnego gatunku dębów niż w innych okolicach lasu. Takie same drzewa rosły na obrzeżu polany na której znajdował się obóz zielonoskórych.
W tym momencie zawrócił. Wiedział, że miał szczęście nie natrafiając na żadne oznaki aktywności goblinów. A pchanie się tak blisko ich siedziby byłoby nadużyciem tego szczęścia. Poza tym chciał wrócić do wioski przed zmrokiem. Miał przeczucie, że nie powinien tu zostawać na noc.
Przez cały czas do specjalnie do tego przystosowanych kieszeni oraz torby trafiały co ciekawsze zioła napotkane w lesie. Nie było to nic specjalnego, ale nie mógł odrzucić żadnej pomocy. W ten sposób w jego ekwipunku znalazło się:
-10 ognistych pokrzyw
-spora wiązka skrzypu czerwonego
-20 wilczych jagód
-jaskółcze ziele w całkiem dużej ilości
-10 ciemnych grzybów
Gdy wyszedł na skraj lasu słońce zaczynało się kryć już za drzewami. Wykończony całodniowym wędrowaniem po gąszczu ruszył do karczmy.
-Mam nadzieję, że znajdzie się tam dla mnie coś ciepłego. I ktoś z kim mógłbym porozmawiać...
Kilka chwil później Ha'arim wszedł do karczmy i rozejrzał się po wnętrzu. Po raz pierwszy od czasu walki zauważył kogoś kto w niej uczestniczył. Usiadł szybko naprzeciw tej osoby i powiedzial:
-Witam. Nie miałem chyba okazji się w pełni przedstawić. Jestem Ha'arim Elvengrace.
Elf spojrzał na Ha'arima - Może i było to wtedy zrobione szybko i po łebkach Ha'arimie, ale zdołaliśmy się już nieco poznać. Przypomnę się więc: na imię mam Sangathan. Możesz mi mówić San. Niektórzy łamią sobie język starając się wymówić pełną formę - powiedział elfi wojownik. Zajęty był sprawdzaniem stanu swojego uzbrojenia. Kolczuga i broń musiały być gotowe do nadchodzącej potyczki.
Ha'arim przez chwilę przyglądał się Sangathanowi. Po czym odpowiedział:
-Widzę, że walka to dla ciebie nie pierwszyzna. Ja niestety nie mogę tego powiedzieć o sobie. Tyle czasu spędziłem unikając zagrożenia, że nie wiem co zrobić w obecnej sytuacji. Dlatego oferuję tobie swoje umiejętności. Wydaje mi się, że zanajdziesz dla nich zastosowanie.
- Cóż... Powiedz wpierw w skrócie co umiesz robić najlepiej, a co umiesz, ale nie czujesz się w tym jak mistrz - powiedział elf na chwilę przestając się skupiać na uzbrojeniu. - Z pozostałymi już udało nam się zgrać - powiedział patrząc na rozmówcę uważnie.
-Najlepiej czuję się w lesie. Nie ma on dla mnie, żadnych tajemnic. Znam się na ziołach. I wiem jak przyrządzać z nich różne wywary i maści. Potrafię także pracować z drewnem i przy odrobinie czasu mógłbym zrobić nawet jakiś lepszy łuk. Ale strzelanie z niego tak samo jak i walka nie jest moją mocną stroną.
- Dwie sprawy w takim razie. Pierwsza to czy dałbyś radę przygotować maść lub miksturę, która pomoże w walce z goblinami? I druga, czy umiesz wystrugać coś tak precyzyjnego jak dmuchawka i strzałki do niej? - spytał otwarcie elf.
- Z tego co udało mi się znaleźć w lesie powinno udać mi się przygotować swego rodzaju narkotyk. Wyostrza on odrobinę zmysły. Oznacza to, że będziesz mieć odrobinę lepszy czas reakcji, ale też każda odniesiona rana będzie boleć cię bardziej. Poza tym parę okładów leczniczych i mikstura przyspieszająca regenerację. Oczywiście nie oczekuj po tym cudów. A co do dmuchawki... - Ha'arim na chwilę się zamyślił.
- Powinienem dać radę. Tylko musiałbym jeszcze raz udać się do lasu po potrzebne materiały.
- Narkotyki przynoszą więcej szkody niż pożytku, więc odpada. Miksturę przyspieszającą regenerację i okłady lecznicze możesz przygotować. Sądzę, że się przydadzą. I dobrze by było byś sporządził tę dmuchawkę jak najszybciej. Ardel przygotował odpowiednią truciznę, którą można będzie użyć tą drogą - powiedział.
-Oczywiście. Zajmę się tym. - szybko zapewnił. - Mamy w ogóle już jakiś plan? - dodał nagle. - Bo jestem pewien, że wiem w którym miejscu leży obóz goblinów. A rozumiem, że ta informacja ma znaczenie?
- Ma bardzo wielkie znaczenie - uśmiechnął się San. - Mamy już pewien plan. Będziemy starali się pozbyć się jak największej liczby goblinów bez zbliżania się do nich. Może uda się zatruć ich zapasy jedzenia i wody - mruknął.
-Rozumiem. Musimy jakoś zniwelować ich przewagę liczebną. - mruknął półelf. - No cóż... więc chyba lepiej żebym wziął się do roboty. To może trochę zająć. A po lesie pełnym goblinów nocą nie będę chodził. Więc jeśli nie masz dla mnie żadnych dodatkowych pytań, ja już pójdę.
- W porządku. Powiedz tylko kiedy przewidujesz swój powrót to w odpowiedniej chwili zamówię dla ciebie coś do jedzenia. Będzie na ciebie czekało ciepłe, gdy wrócisz - powiedział wojownik.
-Nie wiem dokładnie, ale na pewno będę z powrotem przed zmierzchem. Odpowiednie materiały nie powinny być trudne do znalezienia. I dziękuję za gest. - powiedział. Gdy skończył mówić skinął głową elfowi i ruszył do wyjścia.
San pożegnał swojego rozmówcę gestem dłoni. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. Humor elfa się poprawił. Może jednak w końcu coś im się uda.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wszyscy zebrali się w karczmie na kolację.
Ha'arim przygotował już środek leczniczy, wykonał także strzałki i kończył drążyć dmuchawkę. Ardel także miał już uwarzone odpowiednie mikstury.
Po skromnym posiłku, wszyscy udali się na spoczynek. Nie nocowali w swoim domu, lecz w karczemnych pokojach, które stały puste. Podobno były to znacznie lepsze warunki niż w ich siedzibie, czego nikt nie zamierzał sprawdzać.
Pierwszą osobą która wstała rano, była Pasov. Elfka stwierdziła, że nie potrzebowała zbyt wiele snu, za to czuła potrzebę potrenować strzelania z dmuchawki, czemu najwidoczniej poświęciła parę godzin.
Zaraz potem i inni zjawili się na dole i wspólnie zasiedli do skromnego śniadania, składającego się z jabłek i... z jabłek.
W zaplanowaną drogę ruszyli zaraz po śniadaniu, uzbrojeni i przygotowani na niebezpieczne spotkanie z zielonoskórymi. Pogoda była ładna, było ciepło i słonecznie, co ułatwiało wędrówkę.
Znający las i położenie obozu goblinów Ha'arim prowadził swych towarzyszy, przez pełen zielonej roślinności teren.
Przemieszczając się cicho i uważnie, maszerowali przez około godzinę zanim zbliżyli się do swojego celu.
Wtedy, natknęli się na pozostawione na leśnej ściółce ślady.
- Dzisiejsze - stwierdziła Pasov przyglądając im się z bliska. Nie musiała mówić, że były to ślady goblinów.
- Chodzą tędy od rana, po tej samej trasie - mruknął cicho Sangathan. - To trasa patrolu - powiedział, w pełni zdając sobie z tego sprawę.
Do elfich uszu dotarły odgłosy czyichś kroków, więc cała ekipa wycofała się szybko w zarośla, dbając o to, aby nie pozostawić śladów swojej obecności. Dzięki temu pozostali niewykryci.
Zaraz potem, obserwowaną już przez nich trasą, przeszła grupka czterech goblinów. Patrol ten niczego nie zauważył.
Ha'arim twierdził, że obóz powinien być tuż przed nimi, nie dalej jak dwieście kroków.
Gdy dotarli na skraj lasu, oczom ich ukazała się wielka, rozciągająca się na kilkadziesiąt metrów polana, po środku której znajdował się duży i solidnie zbudowany obóz goblinów. Oddzielony był on od lasu, mocną wysoką na trzy metry palisadą zrobioną z pni drzew, oraz kilkunastu-metrowej szerokości pasem niskich, kolczastych krzewów - jeżyn które miały zapewne utrudniać ewentualne oblężenie. Nad palisadą widać też było drewnianą wieżyczkę, punkt widokowy na szczycie której siedziały dwa gobliny.
Ha'arim przygotował już środek leczniczy, wykonał także strzałki i kończył drążyć dmuchawkę. Ardel także miał już uwarzone odpowiednie mikstury.
Po skromnym posiłku, wszyscy udali się na spoczynek. Nie nocowali w swoim domu, lecz w karczemnych pokojach, które stały puste. Podobno były to znacznie lepsze warunki niż w ich siedzibie, czego nikt nie zamierzał sprawdzać.
Pierwszą osobą która wstała rano, była Pasov. Elfka stwierdziła, że nie potrzebowała zbyt wiele snu, za to czuła potrzebę potrenować strzelania z dmuchawki, czemu najwidoczniej poświęciła parę godzin.
Zaraz potem i inni zjawili się na dole i wspólnie zasiedli do skromnego śniadania, składającego się z jabłek i... z jabłek.
W zaplanowaną drogę ruszyli zaraz po śniadaniu, uzbrojeni i przygotowani na niebezpieczne spotkanie z zielonoskórymi. Pogoda była ładna, było ciepło i słonecznie, co ułatwiało wędrówkę.
Znający las i położenie obozu goblinów Ha'arim prowadził swych towarzyszy, przez pełen zielonej roślinności teren.
Przemieszczając się cicho i uważnie, maszerowali przez około godzinę zanim zbliżyli się do swojego celu.
Wtedy, natknęli się na pozostawione na leśnej ściółce ślady.
- Dzisiejsze - stwierdziła Pasov przyglądając im się z bliska. Nie musiała mówić, że były to ślady goblinów.
- Chodzą tędy od rana, po tej samej trasie - mruknął cicho Sangathan. - To trasa patrolu - powiedział, w pełni zdając sobie z tego sprawę.
Do elfich uszu dotarły odgłosy czyichś kroków, więc cała ekipa wycofała się szybko w zarośla, dbając o to, aby nie pozostawić śladów swojej obecności. Dzięki temu pozostali niewykryci.
Zaraz potem, obserwowaną już przez nich trasą, przeszła grupka czterech goblinów. Patrol ten niczego nie zauważył.
Ha'arim twierdził, że obóz powinien być tuż przed nimi, nie dalej jak dwieście kroków.
Gdy dotarli na skraj lasu, oczom ich ukazała się wielka, rozciągająca się na kilkadziesiąt metrów polana, po środku której znajdował się duży i solidnie zbudowany obóz goblinów. Oddzielony był on od lasu, mocną wysoką na trzy metry palisadą zrobioną z pni drzew, oraz kilkunastu-metrowej szerokości pasem niskich, kolczastych krzewów - jeżyn które miały zapewne utrudniać ewentualne oblężenie. Nad palisadą widać też było drewnianą wieżyczkę, punkt widokowy na szczycie której siedziały dwa gobliny.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy