Jason zdawał na spokojnie relację z misji odbicia córki prezydenta. Nie omieszkał wspomnieć, że reszta drużyny początkowo nie słuchała jego poleceń, snuli własne plany i ogólnie zeszło im naprawdę sporo czasu, nim doszli do odpowiednich wniosków.
- Dlatego nie zamierzam więcej dowodzić. – powiedział Ghetto. – Pomysł Emmy był idiotyczny.
- Wiem, dlatego w odpowiedni sposób porozmawiałem sobie z nią i mogę was zapewnić, że już nie będzie więcej takich akcji. – wyjaśnił Magneto. – Jessica była szkolona od samego początku do roli dowódcy w waszej drużynie, a Emma zachowała się nieprofesjonalnie unosząc się pobudkami osobistymi. To się więcej nie powtórzy. Jessico, przyjmij moje przeprosiny, wracasz na stanowisko dowódcy i w tej kwestii już nic się nie zmieni. Nie przejmuj się tym, co zrobiła Emma.
- Spoko, wyluzuj, szefie! – zaśmiała się Shadow. – Emma to zwykła dziwka i oboje o tym wiemy, tak samo jak reszta Instytutu. Musiałabym mieć nierówno pod sufitem, żeby się nią przejmować – puściła Magneto oczko. – Niech Jason zostanie dowódcą – zerknęła na Ghetto i uśmiechnęła się do niego lekko.
- Wypchaj się, możesz sobie zabrać ten stołek. – mruknął, nie odrywając nawet na chwilę wzroku od Magneto.
- A co ty taki niemiły się zrobiłeś? – zapytała dziewczyna.
- Sama się domyśl. – odburknął.
- Dobrze, moje dzieci, SPOKOJNIE. – powiedział Magneto. – Jessie, wracasz do roli dowódcy.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową, a Jason prychnął na nią.
- Skoro Remy żyje, nasza umowa przestała obowiązywać i chcę odejść z X-Menów – powiedziała.
- No tak, skoro ten Neandertalczyk żyje, to resztę masz w dupie. – warknął, krzyżując przedramiona na torsie i zatapiając się w fotelu.
- Jaki Neandertalczyk? Zastanów się, co ty w ogóle mówisz! O co ci chodzi?
- Popatrz na tego swojego Remy’ego… Wygląda, jakby się pokłócił z fryzjerem, a brodę to będzie miał niedługo taką jak Jezus. Niech zgadnę? Śmierdzi od niego tanim alkoholem i jeszcze tańszą wodą kolońską? To cię kręci?
- A co, zazdrosny jesteś? – zapytała, nie mogąc powstrzymać zdziwienia w głosie. Jeszcze nigdy nie widziała, by Jason się tak zachowywał.
- Nie, ale zastanawiam się, z kim ty się zadajesz, Jazz. Z jakimś żulem?
- Odszczekiwałbyś to, gdyby tu był! – Jessie poderwała się do góry.
- Czyżby? – odparł spokojnie Jason i zerknął na Magneto. Ku jego zdziwieniu, staruszek wydawał się być tym wszystkim lekko rozbawiony. Czyżby też nie lubił Gambita? Będzie się musiał więcej dowiedzieć na ten temat i samego Remy’ego.
- Dobra, nieważne, odchodzę stąd i tak – rzuciła wściekła dziewczyna.
- Usiądź, Jessie. – Magneto powiedział spokojnie, choć jego głos zdradzał jakieś dziwne emocje. – Przemyśl to jeszcze, tutaj masz większe szanse rozwoju i niemal nieograniczone możliwości… - zaczął, jednak Shadow pokręciła przecząco głową.
- Już to przemyślałam. Nie chcę tu zostawać, wolę się z nim gdzieś zaszyć i wrócić do dawnego stylu życia – wyjaśniła, rozkładając bezradnie ręce.
- No tak, szkoła dała ci schronienie, a teraz, gdy twój żul się odnalazł, to już nas nie potrzebujesz. Czemu ja tego nie zauważyłem wcześniej? Jesteś zwykłą zdrajczynią. Masz w dupie swoich kolegach z drużyny i cały Instytut.
- To nie ma z tym nic wspólnego – warknęła Jessie. – Nie szukałam żadnego schronienia, to był jedynie element mojej umowy z Erikiem.
Nim rozmowa przeszłaby na niechciane tory, Magneto wstał na chwilę, co skutecznie zamknęło usta młodym mutantom.
- Może pogadacie o tym poza gabinetem? – spojrzał na nich, marszcząc lekko brwi. – Jessico, wiesz, gdzie jest teraz Gambit? – zapytał.
- Na korytarzu, czeka na mnie – odpowiedziała, wskazując kciukiem na drzwi za swoimi plecami.
- Poproś go tutaj na chwilę, chciałbym z nim zamienić parę słów. Na osobności.
- Umm… no dobra – mruknęła.
Wyjrzała za drzwi i uśmiechnęła się ciepło do opierającego się plecami o ścianę mężczyzny. Skinęła na niego dłonią.
- Remy, szef cię prosi do siebie na słowo – powiedziała. Gambit uniósł do góry jedną brew i kiedy mijał się z Shadow w drzwiach, dziewczyna zatrzymała go na chwilę. – Nie mam zamiaru tu zostawać – powiedziała poważnie, marszcząc brwi.
- Spokojnie, cherie. – uśmiechnął się do niej. – Załatwię sprawę.
Skinęła mu głową i stanęła pod ścianą, krzyżując przedramiona na piersiach. Remy minął się w drzwiach z wychodzącym Ghetto, a chłopak potrącił go barkiem, posyłając mu wyjątkowo nieprzyjemne spojrzenie.
- O co ci chodzi, J.? Nie poznaję cię… – zapytała, gdy drzwi zamknęły się za Gambitem.
- Może nigdy tak naprawdę mnie nie znałaś? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Słuchaj, nie mam was w dupie. Przez dwa lata myślałam, że Remy nie żyje i chcę trochę nadrobić tego straconego czasu. Tutaj, przy wykładach i zajęciach, nie będę mieć za bardzo ku temu okazji. Przepraszam, że nie powiedziałam ci o tym wcześniej, ale nawet Ike nie wie, że…
- Że go kochasz? – dokończył za nią i prychnął. – Trzeba być idiotą, by tego nie zauważyć. I przestań mi się tłumaczyć, bo w tej chwili jest to żałosne. Gdy ci byłem potrzebny, gdy potrzebowałaś się zabawić i wygadać, to wiedziałaś, do kogo się zwrócić. – mruknął, zaciskając pięści.
- Jason, przepraszam – powiedziała cicho. – Nie chciałam, żebyś się poczuł… wykorzystany.
- Wiesz, co sobie możesz teraz zrobić z tymi przeprosinami? – zapytał, uśmiechając się krzywo. – Już nie będę niekulturalny, żeby ci to uzmysłowić.
- Ok., zrozumiałam – mruknęła cicho. – Nie martw się, już mnie więcej nie zobaczysz…
- No tak, teraz jeszcze rób z siebie ofiarę! – przerwał jej.
- Nie robię – potrząsnęła przecząco głową. – Nie będę wam już tutaj przeszkadzać i zawadzać, więc w końcu trochę odetchniesz – uśmiechnęła się krzywo. Najbardziej bolało ją to, że naprawdę zdążyła polubić Jasona i to bynajmniej nie było grą.
- Wiesz co? Rób co chcesz, już mnie to nie rusza. – machnął ręką. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
* * *
Magneto jak zwykle siedział za biurkiem z zaplecionymi palcami dłoni. Przez chwilę mierzył Gambita chłodnym spojrzeniem, w końcu wyprostował się, uśmiechnął nieznacznie i wskazał mu krzesło.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, iż tutaj jest miejsce Jessici? – zapytał. – Jest dowódcą młodych X-Menów, od początku szkoliłem ją pod tym kątem.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, iż tutaj nie chce zostać, mon ami? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Zostańcie oboje. – dość niechętnie zaproponował Erik.
- Myślisz, że Jess jest głupia?
- Podejdź ją, masz swoje sposoby, prawda? – Magneto zmrużył oczy, wpatrując się w Gambita w dość nieprzyjemny sposób. Na chwilę atmosfera w pokoju zgęstniała, a Remy odruchowo przesunął dłoń na pasek, gdzie w specjalnym schowku trzymał karty.
- Dobra. – mruknął LeBeau i wstał. Skierował się do wyjścia, jednak słysząc kłótnię na korytarzu, zamarł na chwilę, przysłuchując się.
* * *
W końcu młodzi się rozeszli, Gambit odczekał jeszcze chwilę i wyszedł, przywołując na twarz lekki uśmieszek. Jessica nie musiała wiedzieć, ani się domyślać, że w większości słyszał ich kłótnię.
- Czego od ciebie chciał? – zapytała Shadow, marszcząc gniewnie brwi. Nadal była trochę roztrzęsiona po wymianie zdań z Jasonem i nie czuła się z tym wszystkim najlepiej.
- Takie tam męskie rozmowy, cherie. – wzruszył ramionami. – Powiedział, że póki nie znajdziemy mieszkania, może mnie tutaj „ugościć”. Więc gdzie jest twój pokój? Chętnie wziąłbym prysznic, zjadł coś i odpoczął.
- Eee… Ale nie zostaniemy tu długo?
- Oczywiście, że nie. – odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
- Dobra, to chodź. Byłeś już w dormitorium dziewcząt? – zapytała, ale widząc ten specyficzny błysk w oku Gambita, westchnęła. – Acha, to było głupie pytanie.
- No właśnie. – zaśmiał się.
Pokręciła głową, po czym zaprowadziła go do swojego pokoju. Na szczęście nie musiała się martwić o bałagan, ostatnimi czasy niewiele tutaj przesiadywała i jedynie niewielka warstwa kurzu podpowiadała, iż dawno tu nie sprzątała. Łóżko jak zawsze było zaścielone – Shadow spała w nim zaledwie kilka razy – a nowy sufit zrobiony przez Glassmakera prezentował się świetnie. Remy przez chwilę przyglądał się misternej robocie, po czym rozejrzał się po wiszących na ścianach zdjęciach.
- Ładnie się tu urządziłaś. – stwierdził.
- Dzięki – bąknęła. Jakoś cały humor i szczęście uleciały z niej zaraz po rozmowie z kumplem. – Zrobić ci coś do jedzenia, Remy? – zaproponowała. Na zjazd nastroju najlepiej pomagało jej stanie nad garami.
- Nadal u was pichci ta starsza babka, Joy? – zapytał.
- Nom.
- Hej, co się stało, cherie?
- Nic.
- Może i się nie widzieliśmy ostatnie dwa lata, ale znam cię dostatecznie dobrze, by wiedzieć, że coś cię gryzie. – stwierdził, uśmiechając się przebiegle.
- Ech… - westchnęła ciężko. – Nieważne – powiedziała, po chwili uśmiechając się do niego nieśmiało. – Cieszę się, że jesteś i tylko to się teraz liczy.
- Chodzi ci o tego Murzynka? – zapytał. Nie był idiotą i tym bardziej nie był ślepy.
- Można tak powiedzieć. Jakiś czas temu zaczęliśmy dla jaj udawać, że jesteśmy razem i chyba za bardzo się w to wczuł – powiedziała zakłopotana.
- Jest facetem, przejdzie mu. A jeśli nie, to się wcale tym nie przejmuj, cherie. Widziałem już w życiu różne dziwniejsze sytuacje, nic mu nie będzie.
- Skoro tak mówisz… Ech… Masz ochotę gdzieś dziś wyskoczyć? Jak za dawnych czasów? – zaproponowała, na siłę starając się rozchmurzyć i pokazać, że się tym wcale nie przejmuje.
- Jasne, przyda ci się parę Coors’ów. – uśmiechnął się do niej.
- Och, pamiętasz, co lubię – ucieszyła się. – Szybki prysznic, przebierzemy się i siup?
- Olej prysznic i idziemy od razu… O ile Emma cię puści. – rzucił, uśmiechając się krzywo.
- Wrr – warknęła na niego i pokazała mu język. – Zawsze wychodzę i wracam kiedy chcę, a jej nic do tego. Nie mam zamiaru zmieniać moich przyzwyczajeń na ostatnie dni.
- No proszę! Widzę, że jednak stara Jess jeszcze w tobie nie umarła.
- Kochanie, przekonasz się, że wszystko może być jak dawniej, bo w ogóle się nie zmieniłam – odpowiedziała, uśmiechając się ciepło. – Choć zajęcia z Cyckiem i Emmą mogą nieco wypaczyć człowiekowi psychikę…
Gambit zaśmiał się.
- Jessica chodząca do szkoły, tego jeszcze nie było. – rzucił rozbawiony, ale zamilkł widząc, jak dziewczyna zaczyna się rozbierać. – Widzę, że sprawiłaś sobie tatuaże. Szczęście, że nie sztuczne cycki.
- Podobają ci się? – zapytała, odwracając się w jego stronę i pokazując, co przedstawiają.
- Są świetne. – powiedział szczerze. – Kiedy je zrobiłaś? Od razu po zadymie w fabryce, minette? – zapytał, a dziewczyna odpowiedziała mu skinięciem głowy, wciskając się w jakąś bluzkę.
- Już trochę nieaktualne, nie? – rzuciła.
- Zawsze aktualne. Przynajmniej jak będziesz na nie patrzeć, będziesz sobie przypominać o mnie, cherie. A to już znaczy bardzo wiele, czyż nie? – podszedł do niej i objął ją.
- Owszem. Wybierasz się gdzieś, że mam sobie o tobie przypominać? – zapytała, marszcząc czoło.
- Póki co chciałbym, żeby ta chwila i następna, gdy już wylądujemy razem w łóżku, trwały wiecznie, cherie. – szepnął jej do ucha, a jego dłoń zjechała na jej pośladek.
- Czyli wyjdziemy później? – zapytała, czując, jak serce w piersi zaczyna szaleć.
- Myślę, że wyjdziemy PO a nie PRZED. Chyba się ze mną zgodzisz, że to dobry pomysł?
- Nie mogę inaczej, kochanie. To jeden z twoich najlepszych…
* * *
Było już dobrze po północy, gdy w końcu wymknęli się razem z Instytutu. Gambit z piskiem opon wyjechał z garażu i zatrąbił kilka razy, by dać znać mieszkańcom, że jadą się zabawić. Jessica przez pół drogi się z tego śmiała, zwłaszcza wyobrażając sobie minę Emmy czy Magneto. Wtuliła się w ramię mężczyzny i w końcu poczuła się naprawdę szczęśliwa.
- Skarbie, a wiesz, że znowu się wyrobiłeś przed moimi urodzinami? – zapytała, podgryzając płatek jego ucha.
- No to tym razem jedziemy do Legolandu, cherie. W Disneylandzie już byliśmy. – rzucił. – Chyba że wolisz coś innego?
- Hmm… - zamyśliła się na chwilę. – Może Las Vegas? Jest bliżej, a co to za fun spędzić pół dnia w samolocie? – pokazała mu język.
- Jak dla mnie może być. Przy okazji parę kasyn wyskoczy z grubych pieniędzy. – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Wiedziałam, że ci się ten pomysł spodoba – powiedziała, wracając na swoje siedzenie.
- Nie mógłbym sobie odmówić takiej okazji, minette. Zwłaszcza, że będziemy mieć w tym miejscu dwie rzeczy, na których nam najbardziej zależy. Siebie i pieniądze. – spojrzał na nią lusterku i posłał dziewczynie szeroki uśmiech.
- Tu się z tobą zgodzę. Znowu.
- Jak zawsze. – poprawił ją. – Tutaj? – wskazał na jakiś dwupiętrowy, tłoczny klub.
- Jasne, może być. Znowu trochę przy okazji zarobimy. Starym stylem? Bierzesz na siebie babki, a ja skubię facetów? – zaproponowała.
- Czytasz mi w myślach. Nie ma to jak stary, dobry duet. Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało, cherie.
- Mi ciebie też, kochanie – odpowiedziała i cmoknęła go w policzek. – Bierzmy się do roboty, póki noc jest jeszcze mło… o, kurwa! Zobacz, jaki zajebisty Nissan!
- Mon dieu! Chcesz zwinąć 350z? Moja szkoła! – uśmiechnął się szeroko.
- Założysz się, że zrobię to w dwie minuty?
- Założę się, że zrobisz to w jedną. – odparł, parkując niedaleko czarnego Nissana.
![Obrazek](http://www.japanesesportcars.com/galleries/data/media/61/nissan-veilside-bk.jpg)
- Nieźle, 48 sekund. – Remy gwizdnął. – Jeszcze trochę i uczennica przerośnie swojego mistrza.
- Już to zrobiła – szepnęła mu do ucha.
- Chciałaby. – uśmiechnął się zadziornie. – A teraz ruszaj swój zgrabny tyłeczek, czeka nas długa noc. – objął ją ramieniem i mijając ogromnego ochroniarza, wprowadził do klubu.
* * *
- 472, 473, 474… - Jessica liczyła na głos zielone banknoty, siedząc w najnowszym nabytku.
- Dzisiaj mieliśmy szczęście, dużo frajerów się kręciło w środku, cherie. – przerwał jej Gambit, uśmiechając się szeroko.
- Która godzina?
- Trzecia dochodzi.
- Aaa! Rano mam zajęcia! – stwierdziła i wpakowała kasę do schowka.
- No to chyba trzeba się zbierać do Instytutu, nie? Ja to sobie mogę pospać do południa. – zamruczał cicho, rozwalając się wygodnie na siedzeniu.
- A pfff! – prychnęła i szturchnęła go łokciem w bok. – Nawet mnie nie wkurzaj, Remy!
- Jakże bym śmiał, po prostu stwierdzam fakty. – zaśmiał się. – Dobra, wracam do domciu. Muszę odstawić Lancera. – westchnął ciężko. – Widzimy się w garażu?
- Zakład, że dojadę tam pierwsza? – rzuciła mu wyzwanie.
- Po tym, co wypiłaś? Chyba ze wszystkimi latarniami na zderzaku. – powiedział rozbawiony.
- Zakład? – wyciągnęła dłoń. Wiedziała, że Gambit nigdy nie odmawiał.
- O co?
- A o co chcesz? – zapytała i przypomniało jej się, że mieli z Jasonem nierozstrzygnięty wyścig, o którym zupełnie zapomniała.
Remy zamyślił się, poważnie rozważając wszelkie możliwości i propozycję dziewczyny. Oraz jej możliwości…
- Przecież wiesz, że nie ma takiej rzeczy, której byś mi nie dała i bez zakładu. I chodzi mi tu o WSZYSTKIE rzeczy. – szepnął jej do ucha, a Jessie znowu zrobiło się gorąco.
- Nie lubię ci przyznawać racji – burknęła.
- Wiem. Ty to kochasz…
![Obrazek](http://hyy.pl/images/18remy.jpg)
„To tak żebyś wiedziała, że już cało i bezpiecznie wróciłam, Em!”
Wysiadła z Nissana i zaraz Remy porwał ją w swoje ramiona, całując namiętnie. Wracając do pokoju, zrobili tyle hałasu, ile tylko byli w stanie. Jessie śmiała się cały czas, zwłaszcza gdy Gambit całował ją po szyi i drapał swoim zarostem. Bezpiecznie dotarli do pokoju i nawet nikt nie zwrócił im uwagi. Jeszcze.
Remy zrzucił z siebie płaszcz i kostium XSE.
- Przydałoby mi się kilka ciuchów tutaj. – mruknął, wieszając wszystko w szafie obok ubrań Jessici. Po chwili poczuł znajomy zapach perfum, które podarował dziewczynie niedługo po tym, jak zamieszkali razem. – Widzę, że ciągle je masz. – zauważył, odwracając się do niej.
Była już pod kołdrą i sądząc po ubraniach leżących na podłodze, nie miała niczego na sobie. Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Gambita.
- A co z twoimi zajęciami rano?
- Olać to, raz się żyje – prychnęła.
- Żebyś wiedziała… Zawsze wychodzę z tej samej zasady, cherie.
- Mamy dwa lata do nadgonienia, a to daje jakieś 700 nocy – rzuciła rozbawiona, uśmiechając się przy tym zadziornie.
- Czyli jakieś 104 tygodnie? Wchodzę w to. – powiedział, zaglądając pod kołdrę.
* * *
Zegarek na stoliku obok łóżka wskazywał godzinę 10:54, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Jessica coś mruknęła pod nosem, odwracając się na drugi bok i nakrywając głowę poduszką. Po chwili pukanie się powtórzyło, tym razem nieco głośniej. I znowu. Za czwartym razem Shadow nie wytrzymała i kopnęła pod kołdrą śpiącego obok niej Gambita. Dało się słyszeć zduszone przekleństwo, po czym mężczyzna westchnął ciężko, owinął się w pasie kocem i poczłapał pod drzwi.
Jakież było zdziwienie Jasona, gdy zamiast wkurzonej Jessie, otworzył mu jakiś wysoki, niemal nagi, muskularny Remy z dwudniowym zarostem. Chłodne spojrzenie czerwonych oczu o czarnych białkach mówiło młodemu mutantowi jasno, że ma przechlapane.
- Eee… Jest Jessica? – zapytał chłopak.
- Śpi. Czego chcesz? – mruknął mężczyzna z dziwnym akcentem.
- Bo się nie pojawiła na zajęciach rano i Cycek mnie wysłał. Poza tym Emma ją wzywa do siebie na dywanik. – bąknął Ghettoblasta, jakby lekko zmieszany.
- Mówiłem już, śpi.
- Jeśli to Jason, to powiedz mu, żeby spadał – dało się słyszeć zaspany głos od strony łóżka.
- Ty jesteś Jason? – zapytał mężczyzna, mierząc Murzyna taksującym wzrokiem.
- Tak…
- To spadaj – odpowiedział, zatrzaskując mu drzwi przed nosem, nim chłopak zdążył cokolwiek więcej powiedzieć. Ghettoblasta mógł się tylko cieszyć, że nie zarobił nimi w swój wystający kinol.
* * *
Kiedy Jessie zjawiła się już na zajęciach, podszedł do niej Jason, uśmiechając się złośliwie.
- Długo wczoraj zabalowaliście. Obudziliście cały Instytut i Emma jest nieźle wkurwiona. – powiedział, po czym podniósł nieco głos, by wszyscy go słyszeli. – Nie chwaliłaś się, że twoim chłopakiem jest Gambit! – rzucił z wyczuwalną drwiną w głosie.
- Bo on nie jest moim chłopakiem.
- I dlatego masz pokój wytapetowany jego zdjęciami? Już weź nie ściemniaj, chica.
- To mój przyjaciel.
- Kochanek?
- Nie, PRZYJACIEL.
- I dlatego śpicie razem? – drążył temat.
- Nie twoja sprawa, Jason… - mruknęła groźnie.
- Ej, my też jesteśmy przyjaciółmi, nie? – poruszył seksownie brwiami w górę i w dół, uśmiechając się szeroko.
- Go fuck yourself – odpowiedziała już mocno podirytowana.
- Przy moich fankach nie mam na to czasu, ale jeśli to jakaś propozycja, to się jeszcze zastanowię. – rzucił, coraz bardziej rozbawiony. – Jakby coś, jesteśmy w kontakcie. Zadzwoń, kotku! – dodał, podnosząc dłoń w geście „komórki” do ucha. Po chwili klasę wypełnił radosny śmiech, gdy wkurzona Jessica szybko opuściła pomieszczenie. – Yes! Kolejny plus na liście. Jeszcze dwa i wpierdol – ucieszył się Murzyn.
Kilka dziewczyn zaśmiało się radośnie, a Dylan nadstawił dłoń, by Jason przybił mu „piątkę”.
- Nieźle, stary. – chłopak w ciemnych okularach uśmiechnął się szeroko.
- To jeszcze nic, poczekaj, co będzie później. – rzucił Jason. – Dowiedziałem się już trochę na temat tego gościa, ponoć niezły z niego kobieciarz. Zaliczył chyba wszystkie mutantki w Instytucie, więc mówię ci, niebawem zacznie być naprawdę wesoło! – zaśmiał się i dyskretnie rozejrzał, czy aby na pewno każdy to usłyszał.
* * *
Wściekła Jessica poszła do gabinetu Emmy i nieco się zdziwiła, widząc tam Gambita. Rzuciła mu pytające spojrzenie, ten jednak puścił jej oczko.
- Dopóki ja jestem tutaj managerem, nie życzę sobie więcej takiego zachowania jak wczoraj w nocy! Jeśli uważacie, że wszystko wam wolno, to jesteście w błędzie! Jeszcze jedna taka akcja i wylatujecie oboje. Ty – wskazała na Gambita. – za demoralizowanie młodzieży, a ty. – spojrzała na Jess. – za nie przestrzeganie regulaminu Instytutu. Czy to jasne?
- Ależ oczywiście, pani manager. – mruknął Remy. – Zachowaliśmy się jak gówniarze, ale to się już nie powtórzy. Obiecujemy… Prawda, Jess? – puścił jej po raz kolejny oczko.
- Wylatujemy? No to przynajmniej wiem, jak się stąd w końcu wyrwać i to z hukiem! – ucieszyła się. – Remy, myślisz, że seks w salonie w środku dnia jest wystarczająco demoralizujący, by Magneto osobiście mnie spakował? – zapytała mężczyznę.
- Do cholery, nie kpij sobie ze mnie!!! – warknęła Emma, a Jessica poczuła się co najmniej dziwnie. Nigdy wcześniej nie widziała kobiety w takim nastroju. – Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz, Jessico. – zacisnęła pięści. Nie wyglądało na to, że żartuje.
- Słowo – odpowiedziała, uśmiechając się złośliwie. – Dobra, Em, luz – machnęła ręką. – Już będziemy grzeczni. Obiecuję – westchnęła, znudzona tym wszystkim. Lubiła działać kobiecie na nerwy, ale dziwiła się, czemu aż tak wybuchła. Zwykle takie teksty nie robiły na niej wrażenia. Może była zazdrosna czy coś? Zerknęła na Remy’ego i przekrzywiła lekko głowę. On i Emma? Nie… Przecież Gambit miał gust. Może to tak wkurwiało pannę Frost?
- To wszystko? Możemy już iść? Bo jeszcze jestem umówiony na partyjkę szachów z Hankiem. – powiedział Remy, uśmiechając się czarująco do Emmy.
* * *
Trening z Psylocke był kolejną porażką tego dnia. Dziewczyna była tak rozkojarzona, że ciągle dostawała wpierdol od swojej nauczycielki, choć zwykle ich szanse były niemal wyrównane. W końcu Jessica wkurzyła się i dała znać Betsy, żeby dała jej chwilkę.
- Coś się stało? – zapytała, przyglądając się swej uczennicy.
- Po prostu… nie mogę się skupić!
- Chodzi o Gambita? – uśmiechnęła się szeroko. – Nie martw się, zwykle kobiety jak o nim myślą, to nie mogą się skupić. – kobieta puściła jej oczko.
- Nie, nie o to chodzi. Chodzi o Jasona. Pokłóciliśmy się i nie możemy znowu dogadać… - westchnęła zrezygnowana Jessie. Psylocke zamyśliła się na chwilę.
- Miałam kiedyś podobny problem. Powinnaś to jak najszybciej wyjaśnić, żeby drużyna na tym nie cierpiała. Wierz mi, że będą z tego same problemy, a niedomówienia nie pomagają, gdy jedziecie razem na akcję.
- Aż się boję pomyśleć – westchnęła. – Ale jak mam to załatwić, skoro on nie chce ze mną normalnie pogadać? Co nie powiem, to od razu zaczyna się kłócić i obrażać Remy’ego.
- Zaproś go gdzieś. – wzruszyła ramionami. – Zawsze to lepiej, gdy ludzie spotykają się na neutralnym gruncie i mogą pogadać. Wiesz, konkretne miejsca wzbudzają konkretne emocje, dlatego lepiej umówić się do restauracji, do pubu czy nawet do parku na lody. Spróbuj.
- Byliśmy kiedyś we dwójkę w takiej fajnej pizzerii i wtedy się polubiliśmy. Myślisz, że to będzie dobre miejsce? – zapytała.
- Gwarancji nie ma, ale zawsze jest szansa. – odpowiedziała. – Im szybciej go zaprosisz, tym lepiej. Zwolnić cię z reszty treningu? – zaproponowała.
- Chyba tak, jakbyś mogła? Pójdę to załatwić od razu – westchnęła.
- Jasne, leć. – Betsy uśmiechnęła się ciepło.
Jessie skinęła jej głową, po czym pobiegła pod salę, gdzie zwykle Ghetto ćwiczył pilotowanie odrzutowca. Po dobiegających zza drzwi przekleństwach domyśliła się, że chłopak również nie może się skupić na zajęciach. Zapukała i odczekała chwilę. Zaraz wyjrzał Bishop, nieco zdziwiony jej obecnością.
- Ty tutaj? – zapytał.
- Chciałam pogadać z Jasonem – odpowiedziała.
- Skończy za piętnaście minut, poczekaj. – uśmiechnął się lekko. Zerknął przez ramię na chłopaka, po czym wyszedł z sali i zamknął za sobą drzwi, stając wraz z Shadow na korytarzu. – Słyszałem, że Gambit wrócił do Instytutu. Mówił ci, że na początku się nie lubiliśmy?
- Nie, jakoś nie miał okazji o tym wspomnieć…
- No tak, racja, pewnie był zbyt zajęty. – zaśmiał się Lucas. – Pamiętam, że Rogue, jego miłość, dostała wtedy ciastem wiśniowym w twarz… - widząc zakłopotanie na twarzy Jessici dodał. – No tak, ale chyba muszę już iść. Poczekaj na Jasona.
To mówiąc zniknął w sali, zostawiają dziewczynę z mieszanymi uczuciami. Kiedyś Remy wspominał o niej, tak samo jak o swojej żonie, ale nigdy potem nie rozmawiali na ten temat. Zastanawiała się, czy wiedział, iż Rogue była teraz w Instytucie, że wyszła za Magneto i miała z nim syna. A co jeśli się spotkają i ich uczucia względem siebie odżyją? Czy właśnie tak poczuł się Jason, gdy zastał ją przed domem całującą się z Gambitem? Jessice zrobiło się potwornie głupio i przykro, teraz rozumiała, czemu się tak wściekał. Ale czy to oznaczało, że czuł do niej coś więcej, że ich „chodzenie ze sobą” nie było tylko grą? Przemyślania przerwało jej skrzypnięcie drzwi.
- Czego chcesz? – mruknął Jason.
- Pogadać.
- O czym?
Dziewczyna zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.
- Może nie tutaj? Przejdziemy się pod fontannę? – zaproponowała. – Proszę.
Spojrzał na nią dziwnie.
- Od kiedy ty prosisz?
Znów zapadła cisza, gdy Jessie biła się ze swoimi myślami i emocjami.
- Po prostu chcę pogadać chwilę. Szczerze i otwarcie.
- Od kiedy ty jesteś szczera i otwarta? – prychnął.
- Dobra, nieważne. Może… innym razem – westchnęła. Zabolały ją słowa Jasona, ale wiedziała, że zasłużyła sobie na to. Zwiesiła głowę, odwróciła się i poszła spod sali. Chłopak jedynie machnął ręką, nie miał zamiaru za nią gonić. Cofnął się pół kroku i wpadł na stojącego za nim Bishopa.
- Kłopoty z panienkami? – zapytał Lucas.
- Od kiedy nauczyciele są psychologami?
- Od kiedy uczniowie rozwalają trzy odrzutowce w symulatorze. – odpowiedział spokojnie. – Więc?
- Mam zły dzień, to wszystko.
- Masz zły dzień od trzech dni, Jason. ZNP? – uśmiechnął się do niego złośliwie.
- Gimme a break… - rzucił chłopak.
- Pogadaj z nią. Niedomówienia zawsze rozwalają drużynę od środka, a ja nie chcę, żeby jakaś niezdrowa atmosfera była między wami, dzieciaki. Wtrącam się tylko dla waszego dobra. I drużyny. Pogadaj z Jessie i wyjaśnijcie sobie wszystko, bo jak zawalisz kolejny trening, będziesz miał ze mną do czynienia. Jasne?
- Zobaczymy. – nie był w nastroju do dyskusji z Bishopem.
- Lepiej załatwcie to szybko, wiem, co mówię.
- Dobra, zobaczymy. – westchnął ciężko, po czym poszedł pod prysznic.
* * *
Kiedy wyszedł, zastał Jessie stojącą na korytarzu. Wyglądało na to, iż na niego czekała.
- Pogadamy? – zapytała.
- Inaczej chyba nie dasz mi spokoju, nie? – zapytał niepocieszony.
- Nie dam, jak zgadłeś? – uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie trudno zgadnąć… - mruknął zrezygnowany. – Dobra, to czego chcesz? Tak w skrócie.
- Możemy się przejść? – poprosiła. – Jest zajebista pogoda, chodźmy pod fontannę, hm?
- Dobra, niech będzie fontanna. – machnął ręką. – Tylko szybko, bo spieszę się na trening z Changiem.
Jessica skinęła mu głową i razem wyszli z Instytutu. Kilka osób pokazywało ich palcami, a dziewczyna usilnie starała się to ignorować. Jeszcze nigdy nie było jej tak niezręcznie, głupio i wstyd. Z kolei Jason zachowywał się zupełnie spokojnie. Wpuścił dłonie w kieszenie i szedł powoli obok niej. Zerknął na niebieskie niebo.
- No, fakt, fajna pogoda. – zauważył.
Doszli do fontanny, ale widząc, iż jest tam już sporo mutantów, poszli przejść się po parku otaczającym Instytut. W końcu znaleźli jakąś zaciszną ławeczkę, gdzie Shadow usiadła i skinieniem dłoni zaprosiła Ghetto.
- Powiesz wreszcie, o co ci chodzi? – zapytał z grobową miną.
- Chciałam cię tylko przeprosić za wszystko, J. Nie miałam pojęcia, że tak to będzie wyglądać. Myślałam cały czas, że Remy nie żyje i chciałam zacząć układać sobie życie na nowo, nawet nie przypuszczałam, że się tak niespodziewanie pojawi – powiedziała. – Nie chcę, żeby nasza znajomość i przyjaźń się rozpadła.
- Przyjaźń? O jakiej przyjaźni ty mówisz? Jakbyś była moją przyjaciółką, to nigdy byś tak nie postąpiła. – powiedział zupełnie spokojnie, bez żadnych emocji.
- Przepraszam, nie chciałam zrobić nic złego, naprawdę. Po prostu nie wiedziałam, że on żyje i może za bardzo zaczęłam się angażować w nową znajomość… Wybacz.
- Myślisz, że od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, da się wymazać coś takiego?
- Myślę, że nie. Ale chciałam z tobą pogadać. Naprawdę źle się czuję z tym wszystkim. Jest mi głupio, niezręcznie i wstyd. Chciałabym, żebyśmy mogli być znowu przyjaciółmi, wyskoczyć czasami gdzieś razem… Nadal mamy ten wyścig, pamiętasz? – zapytała.
- Pamiętam. Jak będę miał trochę czasu, to wyskoczymy. W końcu umowa to umowa.
Na te słowa Jessica uśmiechnęła się szeroko i położyła dłoń na jego dłoni. Spojrzała mu w oczy, by upewnić się, że wracają na dawny grunt.
- Daj mi trochę czasu, ok.? Muszę nad tym pomyśleć w spokoju. – powiedział i uśmiechnął się lekko, ale tak jakby bez przekonania. Szybko skinęła głową, lekko ściskając jego dłoń.
- Jasne. Nadal wiszę ci kolację, więc jak już sobie wszystko… przemyślisz, to daj mi znać, dobrze? – zapytała z nadzieją w głosie. – W końcu skopaliście Bractwu tyłki, więc…
- Zobaczy się. – odpowiedział.
- Będzie dobrze, prawda? – zapytała, może nieco naiwnie.
- Zawsze jakoś to będzie. – wzruszył ramionami. – Pogadamy o tym za kilka dni, ok.?
- Jutro?
- Eee… A to jutro jest za kilka dni? Mówiłem, że chcę mieć trochę czasu. – zauważył chłodno.
- No tak, ech, dobra. A skąd będę wiedziała, że to już? Że mnie nie unikasz i się dalej nie gniewasz? – zapytała.
- Jak powiedziałem, że pogadamy za kilka dni, to pogadamy. Aż tak ci na tym zależy? – spojrzał na nią podejrzliwie. Trochę się zdziwiła tym pytaniem.
- Tak – odpowiedziała całkowicie szczerze. – Nie widzisz tego? Uważam cię za mojego przyjaciela, naprawdę. Przepraszam… - na chwilę posmutniała, ale szybko wzięła się w garść. Sama sobie naważyła tego piwa, choć wydawało jej się, że to nic takiego. Że Remy nie żyje, że pozna lepiej Jasona i może kiedyś… - Słuchaj, ja naprawdę chciałam z tobą być. I to tak bardziej na stałe. To, jak razem spędzaliśmy czas, przypominało mi moje dawne życie i dobrze się przy tobie czułam. Wiem, że nie powinnam tak postępować, przepraszam. Musiałeś się poczuć perfidnie wykorzystany.
- Nie da się ukryć, że się tak poczułem. Ale nie musimy teraz o tym gadać, nie? – rzucił.
- Nie, nie musimy. Po prostu chciałam, żebyś wiedział, że to nie było sztuczne.
- Skoro tak mówisz… - wzruszył ramionami.
- Powiedziałam już wszystko, więc nie będę cię dłużej zatrzymywać – westchnęła. Czuła, że jej nie wierzy, ale mówi się trudno. Była szczera, może z czasem to zauważy.
- Idziesz? – zapytał. Pokręciła przecząco głową.
- Nie, zostanę tu.
Wyciągnęła nogi na ławeczkę i spojrzała do góry na błękitne niebo. Chyba też musiała trochę pomyśleć. Wiedziała, że lubi Jasona i nie chce, by ich znajomość się rozpadła. Była też pewna swych uczuć do Remy’ego, którego kochała z całego serca, choć nigdy mu o tym nie powiedziała. Może to był najwyższy czas?
* * *
Do pokoju wróciła pod wieczór i zastała Gambita układającego pasjans. Zawsze to robił, kiedy nie miał nic innego do roboty.
- Już po zajęciach? – zapytał, nie odrywając wzroku od kart.
- Już dawno – odpowiedziała, siadając obok niego na łóżku.
- To co cię tak długo nie było, cherie? – spojrzał na nią.
- Musiałam pogadać z Jasonem… Z tobą też muszę – westchnęła. Zaintrygowany mężczyzna odłożył na chwilę karty i przyciągnął ją do siebie.
- Zamieniam się w słuch.
- Zanim znowu coś się stanie i zostaniemy rozdzieleni, być może tym razem na zawsze, chciałam ci powiedzieć… - nabrała powietrza do płuc. Czemu to było takie trudne? Bo wiedziała, że on nie odwzajemnia jej uczuć i tak naprawdę nie zależy mu na jej miłości? Westchnęła ciężko. – Ech… - spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się niepewnie. – Remy, kocham cię – powiedziała w końcu. – Wiem, że ty tego nie odwzajemniasz, ale chciałam być z tobą szczera, to wszystko – dodała po chwili.
Mężczyzna westchnął cicho i przetarł twarz dłońmi, najwidoczniej nie lubił takich rozmów.
- Jessie, wiesz, jaki jestem… - zaczął, jednak nie dała mu dokończyć.
- Wiem, Remy, dlatego po prostu będzie tak, jak było do tej pory. Poczekam, może kiedyś się do mnie przekonasz? Zawsze warto spróbować, nie? – uśmiechnęła się szeroko, choć jej oczy pozostały smutne.