[Marvel RPG] Amazing X-Men

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Ouzaru »

Shadow & Ghettoblasta

Póki co plan się powiódł, udało się jej osłaniać Ghettoblasta, a Grim i Dreamer także byli wolni. Kiedy wydawało się, że całkiem nieźle im idzie, roślinka po prostu zniknęła, zabierając ze sobą Jugg’a i ich towarzysza. Wkurzona Shadow tupnęła wściekle nogą, aż podłoga się zarwała pod nimi… A może to tylko przypadek? W każdym razie trafili do jakiegoś ogródka, rodem z niskobudżetowych horrorów i wyglądało na to, że mutant całkiem ładnie tu się urządził. Nie słuchała za bardzo, o czym rozmawiają z Jugg’iem, była zajęta obmyślaniem planu. Rozejrzała się po sali, kiedy jej spojrzenie padło na zawieszoną pod sufitem Indiankę. Jeden rzut oka wystarczył, by rozpoznała swoją przyjaciółkę.
- Ike! – zawołała zaskoczona. Obok niej wisiała jeszcze jakaś dziewczyna, której jednak zupełnie nie kojarzyła. Może jakaś jej koleżanka, ale jakoś Ike nigdy nie wspominała o takowej.
- No ja wiem, że jesteś przerażona, ale nie musisz wzywać jakichś szamańskich bogów na ratunek. - rzucił Ghettoblasta.
- To nie żaden szamański bóg, tylko moja przyjaciółka, idioto! - warknęła Shadow, wskazując pozostałym postarzałą dziewczynę. – Ta roślina musi z niej wysysać energię czy coś, bo ona jest w moim wieku! Musimy ją uwolnić, zanim to coś ją zabije!

Wtedy też zauważyli Lucasa, który wyglądał podobnie. Stało się dla X-Menów jasne, iż muszą szybko działać. Ani wykłady ani ćwiczenia nie przygotowały ich na coś takiego i Shadow musiała się chwilę zastanowić, nim zaczęli działać.
- Zrobimy tak, jak do tej pory. Osłaniam was, Jason wali w pnącza, by uwolnić Lucasa, Ike i pozostałych, a Peter i Chang trzymają się w bańce. Musimy dojść do Toma, jakby się Peterowi udało wejść do jego głowy i pozbawić przytomności, moglibyśmy mieć większe szanse. To będzie wasz cel – wskazała na Dreamera i Grima. – Macie się do niego dostać, a kiedy Peter zajmie się móżdżkiem tego chwasta, Chang będzie go osłaniał. Jakieś pytania lub inne propozycje? – zapytała, zerkając na towarzyszy. Wiedziała, że nie mieli wiele czasu i musieli szybko reagować.

- Ja mam pomysł. – rzucił Jason skupiając wzrok na Cassidy’m. – Dreamer, użyj swojej telepatii i przyblokuj postrzeganie zmysłowe tylko do naszych czterech osób, jeśli coś takiego potrafisz. Za chwilę prześlę wam moją propozycję planu, żeby ten przerośnięty krzaczek nic nie usłyszał z naszej rozmowy. – mruknął i skupił się na swoich myślach. Po chwili, jeśli Peter był w stanie wytworzyć mentalny strumień, dzięki któremu Ghettoblasta mógł się komunikować z pozostałymi X-Men, kontynuował, tym razem już korzystając ze swoich myśli.

„~ A więc tak… Z pewnością jeśli uderzymy w Black Tom’a, on użyje przeciw nam swoich macek. Więc ja pójdę na pierwszy ogień i sprawię, żeby mnie zaatakowały, następnie chwycę je, naładuję energią, która na pewno dotrze po synapsach do jego mózgu, co powinno go osłabić. Wtedy Dreamer będzie miał swoją szansę, by dopaść go od strony mentalnej i „wyłączyć” byśmy mogli uwolnić Bishopa i pozostałych więźniów tego psychola. Co wy na to?”
– może i nie był uważnym uczniem na lekcjach tego nudziarza, Cycka, ale potrafił myśleć logicznie. A plan miał okazję wypalić. – Jeśli rozegramy to w jedno tempo, ma szansę się udać. Jeszcze raz więc: ja uderzam, chwytam za macki, rażę energią, Dreamer doskakuje do Toma, wkrada się do jego mózgu i ciach, po nim. W tym czasie Jess i Grim osłaniają nasze tyły i próbują pomóc ofiarom. Co wy na to?”

Jessica skinęła głową Jasonowi, zgadzając się z jego planem.
- Dobra, zróbmy tak, jak mówisz. Jak się nie powiedzie, będziemy myśleć dalej. – mruknęła, przygotowując się na ostrą jazdę.
Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: BlindKitty »

Grim

Cięcie, cięcie. Odskok. Cięcie. Cięcie, cięcie, cięcie.

Po chwili na szczęście roślinki odstąpiły i Grim wrócił do normalnego sposobu rozumowania. Rzucił szybko okiem na lewo i prawo, przecierając odruchowo ostrze noża o nogawkę kombinezonu. Wyglądało na to że z ich czwórki jak na razie wszyscy sobie radzą...
Gdyby tylko Shadow nie musiała tupać, pomyślał, gdy wszyscy runęli w dół wraz z ziemią. Pewnie wylądował na nogach - w końcu z takiej wysokości upadek, to nie upadek - i wyprostował się, rozglądając.
- Jestem w stanie pomóc tym na górze. Chyba - stwierdził mutant, bawiąc się krótkim nożykiem. - Jakby tylko ktoś miał większe ostrze? - spytał nieco zrezygnowanym tonem. Jakoś nie wierzył w to żeby ktoś tu czymś takim dysponował. Ach, gdyby tylko miał możliwość dostatecznego naostrzenia swoich kości.

Kiwnął głową, wysłuchawszy tego co miał do powiedzenia Ghettoblasta.
- W takim razie ja zajmę się uwalnianiem, a Shadowdeath osłanianiem tyłów - skomentował.

Ściany nie były wysokie, a ponadto pełne nierówności. Wspinanie się na coś takiego w błyskawicznym tempie należało do stałych elementów jego i Jasona pościgów po mieście, jako że było niezbędnym elementem le parcour, miał więc nadzieję że będzie w stanie wbiegając i chwytając się różnych nierówności dotrzeć na tyle wysoko, żeby przynajmniej odciąć te kokony od tego, co je podtrzymywało.
Oby tylko przy okazji i jego nic nie schwytało...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Alien »

Dreamer
Kiedy podłoga się zarwała pod drużyną Peter był tak zaskoczony że jego bańka rozpsrysla się w powietrzu. Na szczęście miejsce do którego spadli było położone tylko trochę niżej. I było to cholernie dziwne miejsce. Wszędzie było pełno pnączy, a pod sufitem były.. kokony! W jednym z nich mignął mu Bishop. Wydawał się dziwnie stary.
- Ike!- zawołała Shadowdeath.
Peter spojrzał na nią nie wiedząc o co chodzi. Szybko wyjaśniła że Ike to jej przyjaciółka .. i to w jej wieku. Teraz Peter zrozumiał że Black Tom powiększa swoją moc wysysając energię życiową z innych. Miał nadzieję że nie uda mu się złapać Jasona. Byliby wtedy skończeni.
Jason miał jakiś plan. Chciał żeby Peter zablokował ich myśli przed wrogami.
Peter skupił się i zrobił to. Nie wiedział czy się udało , a jeśli tak ile to utrzyma.
Plan był prosty. Może nawet się uda- mruknał pod nosem Dreamer.
Czekał aż Jason zacznie atakować. Akurat miał czas żeby się skupić.
00088888000
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Acid »

X-Men

Dreamer skupił się, tworząc coś w rodzaju mentalnego węzła, przez który przechodziły wasze myśli docierając jedynie do pozostałych X-Men. Ustaliliście plan i zaczęliście wprowadzać go w życie. Ghettoblasta rzucił się nagle do przodu, a tuż za nim znajdował się Peter. Uprawianie parcour przydało się teraz Jasonowi bardziej, niż kiedykolwiek, gdyż Tom wyczuł, że chłopak biegnie w jego stronę, wysyłając ku niemu swoje wielkie, oślizłe pnącza. Czarnoskóry X-Man omijał je z gracją godną baletnicy, coraz bardziej zmniejszając odległość. W pewnym momencie, czy to z premedytacją, czy przez zwykły przypadek, jedno z pnączy przejechało po skórzanej kurtce z vibranium i o to chyba czarnoskóremu mutantowi chodziło.

Ghettoblasta wykorzystał ten moment chwytając za wijącą się roślinę i ładując ją kosmiczną energią, która jak po sznurku popłynęła do ciała Black Tom’a i rozbiegła się po wszystkich jego rozgałęzieniach. Dało się słyszeć charkot, gdy odepchnięty strumieniem plazmy roślino-podobny uderzył w ścianę za sobą, uwalniając Juggernauta. Plan może byłby się sprawdził w stu procentach, gdyby nie fakt, że plazma raniła także ofiary wiszące przy suficie. Ci, którzy jeszcze żyli, wyrwani nagle z letargu, wydali z siebie stłumiony dźwięk, zwiastujący ból.

Chang zdążył odciąć zaledwie kilka pnączy, gdy został zrzucony ze ściany promieniem plazmy przechodzącej przez jedną z zielonych macek. Tutaj również przydała się sztuka przemieszczania po mieście, gdyż Chińczyk wykonał efektowne salto w powietrzu i wylądował na obu nogach.

Chwilę później Ghettoblasta przestał emitować energię w kierunku Black Tom’a a Peter, pod osłoną Shadow dobiegł do otumanionego przeciwnika, który mamrotają coś pod nosem próbował się podnieść. Shadow przytrzymała go, a Dreamer położył mu dłonie na skroniach. Koncentrując się, chłopak czuł, że mężczyzna walczy z nim z całych sił i Harbour miał nawet moment zwątpienia, że nie uda się go „wyłączyć”, jednak po kilku chwilach napór zaczął maleć i w końcu, po kilku minutach potu i zmęczenia, Black Tom odpłynął w krainy snów. Widzieliście, jak ciała żywicieli wiszące przy suficie z każdą kolejną chwilą młodnieją i wracają do zdrowia. Peter był wyczerpany.

- Odsuńcie się! – zakrzyknął Ghettoblasta.

Shadow odciągnęła wycieńczonego Dreamer’a, a Jason naładował pnącze raz jeszcze, tym razem jeszcze mocniejszą dawką plazmy. Rozległy się krzyki ofiar Black Tom’a, a po chwili pnącza przytrzymujące ich ciała pękły pod strumieniem energii zrzucając ich na ziemię, a sam Cassidy rozbryznął się zieloną papką po całym pomieszczeniu.

Wyglądało na to, że walka była wygrana. Zapanowała cisza. Juggernaut, przykucnąwszy rozcierał szyję, niektóre z ofiar Black Tom’a ruszały się wydając z siebie pomruki. Niestety, niektórym z jego więźniów się nie udało i kilka osób leżało bez ruchu, zapewne martwych.
Pierwszy podniósł się Bishop. Chwytając się za głowę, rozejrzał się po pomieszczeniu.

- Czy ktoś mi może powiedzieć, co tu się dzieje? Pamiętam tylko, że awaryjnie lądowaliśmy. I gdzie jest ten mutant, którego mieliśmy zlokalizować? – zmarszczył brwi.

Ike & Bella

Obudziłyście się na zimnym, pokrytym leśną ściółką podłożu. Głowa niesamowicie bolała, a dłonie trzęsły się jak galareta. Czułyście się obie jak na mega-kacu. Usiadłyście pod ścianą, niedaleko od siebie i próbowałyście dojść do siebie. Ike widziała jak przez mgłę kilka szwendających się po tym dziwnym ogródku osób, odzianych w jednolite, czarne kombinezony. Nie wiedziałyście, co się z wami działo przez ostatnie dni, wszystko przypominało jakiś sen, albo co gorsza koszmar. Przypominałyście sobie tylko, że zaatakowała was jakaś wielka gadająca roślina, Bella mimo iż jej nie widziała, to doskonale czuła woń różnych kwiatów i żywicy. Wyglądało jednak na to, że ci w czarnych kombinezonach, przybyli tutaj, by was uratować. Gdy wzrok Ike wrócił do normalnego stanu, dostrzegła nieopodal… swoją przyjaciółkę Jessicę, która zmierzała w jej stronę uśmiechając się szeroko.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: WinterWolf »

Bella, Ike, Jess (kolejność alfabetyczna)

Pamiętała wielki wysiłek… Opór, który na nic się nie zdał. Potem było ciemno… I zimno… I to bolesne uczucie osamotnienia, bezsilności… Nie było siły na jakikolwiek opór… Chciało jej się płakać…
Nagła fala bólu wybudziła Ike z letargu. Zacisnęła zęby. Wiedziała, że coś się dzieje, mimo że do oszołomionego umysłu niewiele się przebijało. Była krótka chwila oddechu. Ike odruchowo się poruszyła starając się wydostać z potrzasku. Każde zwierzę zrobiłoby to samo, co ona… Instynkt, który sprawował nad nią władzę, gdy wyczerpany rozum zbierał siły kazał zabierać się stąd ile sił… Kolejna fala bólu i bolesne lądowanie na ziemi skutecznie zniechęciły ją do prób szamotania się. Zresztą teraz nie miała już powodu. Była wolna. Wilgotne chłodne podłoże przywitała niemal jak błogosławieństwo bogów. Poczucie zagrożenia jednak nie minęło. Wycofała się. Chciała mieć za plecami ścianę. W razie czego będzie się bronić. Teraz nie da się już zaskoczyć jakiemuś chwastowi… Ból głowy był tak parszywie nieznośny… Jeszcze to nieszczęsne światło nie chciało normalnie docierać do piekących oczu. Ike zamknęła je na chwilę pozwalając im wrócić do formy. W tym czasie niedźwiedzim węchem śledziła otoczenie. Czuła zapach mokrej ziemi, roślin i mnóstwa zmęczonych ludzi… Zapach śmierci także... Nagle otworzyła oczy czując znajomy zapach…

Jess odetchnęła. Wyglądało na to, że - przynajmniej chwilowo - udało im się powstrzymać mutanta. Niestety ich działania nie tylko jemu zaszkodziły, ale i także "żywicielom" Toma. Jessica nie mogła sobie darować, że kilka osób nie przeżyło, ale chyba po prostu za późno się tutaj znaleźli, by wszystkich uratować. Na szczęście Ike z każdą chwilą wracała do siebie, dosłownie młodniejąc w oczach. Gdy Shadow do niej podeszła, dziewczyna spojrzała się na nią nieprzytomnym wzrokiem.
- Cholera, nie wiem, co tutaj robisz, ale miałaś niezłego farta, że akurat byliśmy w pobliżu. Pamiętasz, jak ci pisałam, że teraz biegam z jakimiś dziwnie ubranymi kolesiami i mamy ratować świat? No to teraz chyba rozumiesz, o co mi chodziło - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Wskazała na blondynkę, siedzącą nieopodal. - Jakaś twoja znajoma?
- Shekon, Jess - bąknęła Indianka nie kryjąc zdumienia. Jej głos był mocno schrypnięty i nie wszystko do niej jeszcze docierało jak powinno.
- Pachniesz deszczem, zielskiem, zmęczeniem i dymem… I czymś czego nie umiem nazwać - dodała zanim zrozumiała jak dziwnie mogą brzmieć te słowa. Na pytanie Jessici Ike się obejrzała na blondynkę.
- Była tutaj... Blisko... - bąknęła. Indianka starała się oddzielić sen od jawy.
- Sekundka - Jessica uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciółki, po czym obejrzała się za siebie. - Jason! Streść szefowi, co się działo! Peter, Chang, zerknijcie, co się dzieje z Ryanem. Jak coś mu się stało, to go zabiję! Ja się zajmę dziewczynami - krzyknęła do stojących obok kolegów. - Ale to zabrzmiało - zaśmiała się.
Ike zatkała uszy dłońmi
- Jess... - jęknęła. - Nie tak głośno - dodała. - Jest dzień czy noc? - spytała nagle.

- Eee... Wybacz - bąknęła Jessica. - Dzień, a w każdym razie nieco po południu. Nie wyglądasz najlepiej - zmartwiła się. - Co ty tu w ogóle robisz?

- Długa historia... Nie tutaj. Wyjdźmy stąd, wszyscy
- wzdrygnęła się Indianka. Nie czuła się w tym miejscu bezpiecznie. Zapach, którym nasiąkło tutaj wszystko sprawiał, że miała dreszcze. Zbyt dobrze pamiętała z czym on się wiązał. - I powiedz, że znasz w Szkocji jakąś restaurację z sushi - bąknęła.

- Eee... Sushi? Twoja dieta zaczyna mnie martwić, Ike - westchnęła. - Dobra, panowie, ruszajcie zadki. Panie chcą wyjść z tego kompostownika! A tak w ogóle - zwróciła się jeszcze raz do Indianki - Co to za jedna? Hej, panienko, trzymasz się jakoś? - pytanie skierowała do blondynki z przepaską na oczach.

Bella wyraźnie trzęsła się z zimna i trochę ze strachu. Ciągle nie była pewna czy to nie tylko sen, koszmarny sen, ale doznania zmysłowe były zbyt bolesne. Podkuliła nogi pod brodę i zatkała uszy rękoma. Nie słuchała rozmów, oddychała przez usta i starała się dowiedzieć ile osób jest w pomieszczeniu. Co najmniej siedmioro. Kobiety i mężczyźni. Znają się. Drgnęła wyraźnie słysząc, że ostro pachnąca dymem kobieta się do niej zwróciła.
- Kim jesteście? Co tu robicie? Co my tu robimy? – szeptała ignorując pytania.
- Co ma do tego sushi? - spytała Ike. Już zdarzało jej się jeść dziwniejsze rzeczy przy Jess... Sushi i ślimaki to akurat najmniej dziwaczne dania, w których gustowała. Ike ostrożnie wstała, trzymając się ściany. Zamknęła oczy, gdy dotarło do nich nieco więcej światła niż sobie tego życzyła. Otworzyła je dopiero, gdy miała pewność, że kocie źrenice zwężą się na tyle, by uczynić światło znośnym. Spojrzała kocimi oczami na dziewczynę obok. Dobrze wiedziała co ona czuje.
- Nie wiem co tu robiliśmy wcześniej, ale wiem co robimy teraz... Zabieramy się stąd - powiedziała spokojnym, kojącym głosem.

- Święte słowa - odparła Shadow, po czym delikatnie dotknęła ramienia blondynki. - Daj mi rękę, pomogę ci wstać.
Gdy dziewczyna zdecydowała się współpracować, Jessica ostrożnie dźwignęła ją do pionu.
- Jestem Jessica, razem z moimi towarzyszami: Lucasem, Peterem, Jasonem, Changiem i Ryanem pomożemy ci wrócić do domu. Ike, ciebie też gdzieś... eee... czy z twoimi oczami jest wszystko ok? - zapytała, przyglądając się Indiance podejrzliwie.
Bella podała dłoń nieco bezwiednie, nadal skupiając sie na oddychaniu przez usta.
- Jestem Bella - powiedziała cichutko, gdy już stała i wróciła do zakrywania uszu.
- Dziękuję ci, Jessico - dodała. Choć jej usta się już nie poruszały dało się słyszeć cichutki komunikat, wprost w głowie - Boje się, Edward jesteś tu?
- Głowa mnie boli... Nie sądzę byś miała aspirynę... - mruknęła Ike w odpowiedzi na pytanie Jess. - Koty umieją kontrolować ilość światła przepuszczanego przez źrenice... - mruknęła. Wciąż mówiła trochę półprzytomnie. Widać wszelkie kacopodobne odczucia były jej do tej pory obce...

Patrząc się na dziwne oczy przyjaciółki i słysząc w głowie głos tej nowej dziewczyny, Jess westchnęła cicho, domyślając się, że jedynie mutantom udało się przeżyć.
- Chyba będzie najlepiej, jak zabierzemy was obie do Instytutu. Coś mi mówi, że z nami zostaniecie - mruknęła Shadow, uśmiechając się krzywo i kładąc dłonie na biodrach.
- Po prostu wyjdźmy... Później porozmawiamy... Na świeżym powietrzu - westchnęła Ike rozglądając się za wyjściem. Zaczynała mieć ochotę nie na sushi, a na jakieś krwiste mięsko... Chociaż sushi też by nie pogardziła...

- Peter, pomóż naszym nowym koleżankom wyjść stąd, dobra? - zapytała chłopaka. - To spotkamy się na górze.
To mówiąc zmieniła się w dym i po prostu podleciała do wyrwy w suficie. Nie była pewna, czy Bishop nie zarządzi czegoś innego, żeby np. zostać, więc póki co jedynie zawisła niedaleko postawnego mężczyzny. Nie lubiła się przyznawać do takich rzeczy, ale czuła się znacznie pewniej i bezpieczniej w swojej gazowej formie.
Bella rozkaszlała sie czując dym, nadal zdezorientowana. Ten potworny roślinny smród odbierał chęć do życia. Wszystko i wszyscy byli nim przesiąknięci. To pomieszczenie, ona i kobieta obok. Druga sie chyba...rozpłynęła? Nie czuła już jej więcej, tylko dym. Chyba się nie paliło, było nadal zbyt zimno. Najważniejsze to wyjść. I upewnić się, że to jednak nie jest sen. Dotknęła rękoma ścian, zimne, mokre, szorstkie, nierówne. Ciekawe jak wysoko stąd do wyjścia? Czy w ogóle w górze jest jakieś wyjście…

Na chwilę Jessica wróciła do swojej zwykłej postaci i kładąc Bishopowi rękę na ramieniu, szepnęła mu do ucha:
- Tamtym mutantem był Jugg, ale wygląda na to, że uratowaliśmy dwie mutantki. Ta Indianka to moja przyjaciółka, Ike, a blondynka nazywa się Bella i z tego co mi się wydaje, jest telepatą. Trzeba wezwać kogoś, żeby nas stąd zabrał.

Ike zabrała Bellę od ściany. Obie potrzebowały w tej chwili wsparcia by ustać na nogach… Indianka nie widziała więc przeszkód by były sobie nawzajem wsparciem. Nie zwróciła najmniejszej uwagi na to czy jej nowa towarzyszka widzi czy nie. Była najwyraźniej o wiele bardziej zagubiona niż Ike i to właściwie było wszystko co Indianka potrzebowała lub chciała teraz wiedzieć.

Gdy wreszcie znaleźli się na powierzchni Ike odetchnęła z ulgą. Nie należała do osób strachliwych, ale potrzebowała odpoczynku - zarówno fizycznego jak i psychicznego - po tych wszystkich wrażeniach. Usiadła ciężko na słońcu. Zamknęła oczy by nie marnować więcej siły na używanie swoich zdolności. Poderwała się nagle jakby coś sobie przypomniała i skoczyła w pobliskie zarośla. Z trudem wyplątała stamtąd swój plecak, który parę dni temu porzuciła. Zawartość plecaka przemokła… Zapasy jedzenia nie nadawały się do niczego. Na szczęście butelce z wodą nic się nie stało. Ike z wielkim trudem po nieludzkim wręcz wysiłku odkręciła wreszcie butelkę i napiła się z niej. Potem dała się napić Belli. Dopiero wtedy skłonna była opowiedzieć co jej się przydarzyło.
- Mniej więcej dwa tygodnie temu na uczelni pojawił się pomysł, by studenci wykonali projekt ochrony dzikich obszarów Szkocji. Chodziło o rozsądne zagospodarowanie terenu. Mieliśmy na własną rękę przebadać okoliczną faunę i florę. Znaleźć… - Ike szukała przez chwilę angielskiego słowa - kompromis - dodała, gdy jej się to udało.
- Tydzień temu wzięliśmy się więc do pracy. Przylecieliśmy do Szkocji samolotem. Pierwszy raz leciałam samolotem - mruknęła zamyślając się na chwilę nad tym.
- Podzieliliśmy się na grupy. Mi wygodniej działało się samej. Ludzie z miasta bardzo wolno poruszają się po lesie… - mruknęła. - Trzy dni temu dotarłam w te okolice… Znalazłam… o:Se*… piękną, dużą o:Se – bąknęła. Nie potrafiła przełożyć tej nazwy na zrozumiały dla innych język. Nie miała ze sobą słownika... Spojrzała bezradnie na Jess.
- Miała niezwykły zapach… Była inna niż te, które znałam… Zostawiłam tam plecak, bo widziałam ślady ludzi. To był… To był aiesahswaténien**. Nie widziałam go. Nie wyczułam. Nie pomogły mi nawet duchy... Zanim zapadła ciemność widziałam wielu ludzi… Tehokonhén:tons***… Potem pamiętam was - powiedziała.
- Nie wiem co działo się pomiędzy… Wiem, że było ciemno i zimno. I tak… pusto - bąknęła. Wzdrygnęła się i napiła wody z butelki. Odetchnęła. Czuła się o niebo lepiej, choć i tak nastrój miała popsuty. Była głodna… Niecierpliwe oczekiwanie dawało o sobie znać w jej ruchach.



* wierzba
** atak od tyłu
*** bliski śmierci
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Evandril »

Ghettoblasta

Jason dyszał ciężko patrząc na zieloną, dymiącą papkę, która została po Cassidy’m. Nie mógł w to uwierzyć, ale chyba się udało. I nawet wyszli z tej potyczki w jednym kawałku. Czarnoskóry mutant rozejrzał się po pomieszczeniu dostrzegając dwie nieznajome kobiety, do których podeszła Jess. Obie wyglądały na całkiem apetyczne i Ghetto już nawet miał zamiar podejść i zagadać do dziewczyny imieniem Bella, ale głos Bishopa odwiódł go od tego zamiaru. Wielki jak szafa nauczyciel, chciał wiedzieć, co się stało.

- Lądowaliśmy, a właściwie rozbiliśmy się niedaleko zamku, Luc. – rzucił Williams. – Straciłeś oddech, reanimowaliśmy cię, a jak już się udało, to porwały cię pod ziemię wielkie, zielone macki. – Bishop patrzył z kamienną twarzą na wyjaśnienia chłopaka. Pewnie inny koleś by uznał, że chłopak się naćpał albo wypalił poletko gandzi i ma zwidy, ale nie Lucas. – No i potem znaleźliśmy się tutaj, gdzie stanęliśmy twarzą w twarz ze zmutowanym chłopakiem tego wielkoluda. – wskazał głową na Juggernauta.

- To mój partner, chłoptasiu. – wycedził przez zęby Cain.
- Cokolwiek. – Ghettoblasta wzruszył ramionami i podszedł do Changa. – Cały jesteś, bro? Kurde, niezła zadymka, nie? Nie sądziłem, że jestem tak mocny, żeby rozwalić takiego mutanta jak Cassidy. No ale to przecież był tylko przerośnięty chwaścior. Normalnie jak opowiem Northstar’owi, to nie uwierzy. – chłopak wyszczerzył zęby.

Po krótkiej rozmowie z Changiem, rozejrzał się po tym dziwnym ogródku, sprawdzając, czy inni więźniowie Tomcia żyją. Niestety, nie wszystkim się udało. W międzyczasie wyłapywał co drugie słowo z rozmowy trzech kobiet, zerkając na nie co jakiś czas. Jason musiał przyznać, że były równie atrakcyjne, co sama Jessica, tylko Jess miała większy biust. A może to przez ten kombinezon? Sprawdzi później. Patrząc na nią pomyślał sobie, że gdyby miał jej moc, to by się pewnie zakradał pod damskie prysznice i cykał fotki, albo kręcił filmy na RedTube’a.

Chwilę później usłyszeli, że mają się zwijać. Dla niego jeszcze lepiej, zastanawiał się tylko, jak się stąd wydostaną. Chyba, że Lucas miał jakiś nowy pomysł… Na przykład składanego odrzutowca w kieszeni. Rozglądając się czujnie po okolicy, ruszył z pozostałymi na powierzchnię.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Alien »

Dreamer
Walka okazała się o wiele łatwiejsza niż Peter się spodziewał. Dzięki ataku Jasona i pomocy Shadow szybko pokonali Toma. Peter co prawda był tak zmęczony że zobaczył tylko jak Shadow zaczęła z jakomś osobą uwolnioną z kokonu rozmawiać. Sam usiadł na ziemie i przymknął oczy. Cholernie chciało mu się spać.

Po dwóch minutach otworzył oczy i zobaczył Jess rozmawiającą z jakimiś pannami. Chyba jedną z nich znała. Druga wydawała się ślepa. Może po prostu jest oszołomiona po tym co się stało- pomyślał Dreamer. Jason rozmawaiał z Bishopem.

Peter podszedł wolno w kierunku Ryana. Puknął go lekko w ramię i bardziej stwierdził niż zapytał:
- Wszystko ok.

Wiedział że Ryanowi nic nie powinno się stać. W końcu w kokonie spędził parę(naście) minut. Inne osoby spędziły w nim dużo więcej i wydawały się tylko lekko zkacowane.

Ruszył w kierunku grupki pod przewodnictwem Jess.
- Szefowo , chyba nic się nikomu nie stało- żartobliwie zasalutował. Następnie odwrócił się w kierunku dwóch nowych osób w gromadce.- Nazywam się Peter. A wy?
00088888000
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: WinterWolf »

Ike (BTW uznam, że Dreamer przespał w kompostowniku opowiadanie Ike :P gadanina pozwala babom się odprężyć, więc... :P)

Powoli nieznośny ból głowy mijał. Z chwili na chwilę było coraz lepiej. Nie ma to jak chłodna woda mineralna dla wymęczonego i odwodnionego organizmu...
Ike właśnie się zastanawiała czy rozsądnie będzie znaleźć coś do jedzenia teraz, czy lepiej jeszcze poczekać, aż nieco wrócą jej siły. Tu gdzieś był strumień, o ile nie zawodziła jej pamięć. Nie chciała znów korzystać ze swych zdolności, bo wiedziała, że zrobi się przez to nieznośna. Gdy podszedł do nich jeden z chłopaków z grupy Jess, Ike spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Nazywam się Peter. A wy? - Słysząc jego pytanie nie mogła się nie uśmiechnąć.
- My nie - odpowiedziała z dziecięcą szczerością. Zaśmiała się widząc konsternację na jego zmęczonej twarzy.
- Wybacz. Nazywam się Ikenonhne z klanu Okwaho, ale moja babcia mówi na mnie He'evo'nehe - powiedziała. Westchnęła zdając sobie sprawę z tego, że ktoś, kto nie uczył się tych języków od dzieciństwa połamie sobie język.
- Ale lepiej mów mi Ike - powiedziała. - Miło cię poznać. Masz może coś do jedzenia? - palnęła. Nie zdążyła się ugryźć w język. Ludzki rozum swoje, zwierzęcy instynkt swoje.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Ouzaru »

Jessica

Stanęła z boku, przyglądając się i przysłuchując rozmowie. Wyglądało na to, że wszyscy czuli się znośnie i byli na tyle na siłach, na ile to było w tej chwili możliwe. Choć Bishop znów przejął dowodzenie, nie mogła się wyzbyć tego dziwnego uczucia odpowiedzialności i troski za towarzyszy. Nawet się jej to podobało. W ogóle czuła się trochę inaczej i jakby lżej w środku, ale to chyba za sprawą uratowania przyjaciółki. Pierwszy raz od dwóch lat szczerze się uśmiechała. Żałowała, że przyjaciel nie może zobaczyć, jak sobie świetnie poradzili, na pewno byłby zadowolony i może nawet dumny?

Zerknęła na swoje udo, na którym widniał tatuaż przedstawiający kilka kart rozłożonych w wachlarzu, których litery układały się w napis "DEATH", pomyślała też o wytatuowanym na przedramieniu zdaniu "I MISS YOU".
"Nawet nie wiesz, jak bardzo" - pomyślała, wzdychając ciężko.
- Miło cię poznać. Masz może coś do jedzenia? - palnęła jej przyjaciółka, na co Shadow uśmiechnęła się lekko.
- A ty ciągle o jedzeniu, jak Kubuś Puchatek - stwierdziła. Spojrzała na siedzącą nieopodal Bellę i postanowiła trochę dotrzymać dziewczynie towarzystwa.
"Peter miałby nową koleżankę po fachu, a Emma uczennicę" - przemknęło jej przez myśl, gdy podchodziła do niej. Nie wyglądała najlepiej, zdawała się być nadal lekko przestraszona, zdezorientowana i zagubiona. Ukucnęła obok Belli i zagadała.
- I jak się czujesz, trochę lepiej? Może to mało odpowiednia chwila, ale wydaje mi się, że jesteś telepatką, zgadłam? Pytam, bo niebawem polecimy do szkoły dla mutantów, gdzie jest sporo osób takich jak ty. Uczymy się tam kontrolować i wykorzystywać nasze moce, by pomagać innym. Tak jak dzisiaj pokonaliśmy tego przerośniętego chwasta i uwolniliśmy was. Myślę, że warto by było, abyś przemyślała dołączenie do nas. Co ty na to?

Zapewne tę rozmowę powinien przeprowadzić z mutantką Magneto, jednak miała wrażenie, że skoro Bella ją już poznała, to może podejdzie do tej propozycji bardziej otwarcie, niż jakby proponował to jakiś stary, siwy mutant. Wiedziała, że zapewne z namówieniem Ike nie będzie mieć większych problemów, więc zostawiła to sobie na koniec.
- Fajnie by było mieć dwie czadowe koleżanki - dodała po chwili.
Obrazek
Dia
Pomywacz
Posty: 49
Rejestracja: niedziela, 17 stycznia 2010, 11:31
Numer GG: 3357251

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Dia »

Z prawdziwą ulgą powitała świeże powietrze. Słonce, wiatr, przestrzeń. Nareszcie. Oddychała głęboko. Powoli wracała jej jasność umysłu. Po pierwsze wszystkie znaki wskazują, że nie był to sen, po drugie była wolna i, póki co, względnie bezpieczna. Ciekawe ile dni minęło? Powoli zaczynała sobie wszystko przypominać. To miała być wycieczka marzeń dla Edwarda, za zdobycie prestiżowego stypendium. Zawsze chciał zobaczyć kawałek Europy i rodzice w końcu postanowili pomoc mu ziścić to marzenie. Poleciała z nim, nie zamierzała podziwiać dawnej architektury, ale każdy dzień spędzony w towarzystwie Edwarda, przypominał ciepły, wiosenny dzień, a gdy się śmiał,brzmiało to jak świergot ptaków. Przebywała z nim zdecydowanie zbyt rzadko, by sobie to odpuścić. Matka przestrzegała ja przed kłopotami na Starym Kontynencie. Ciekawe, czy spodziewała się, ze będą aż takie?
Usłyszała zbliżająca się osobę, pachniała dymem, musiała być ta kobieta, która przedstawiła się jako Jessica.
- Uczennica Emmy? Kim jest Emma ? - zapytała i nie zauważając różnicy miedzy wypowiedzianym na głos, a w myślach, kontynuowana - Z każdą chwilo coraz lepiej, dziękuję – uśmiechnęła się. Jessica miała miły głos. Chyba chciała pomoc. Chyba była teraz szczęśliwa. - Niestety, rozczaruje cie, nie jestem – nie do końca – całkowicie bezwiednie przesłała myślowy komunikat Szkoła dla mutantów? - potarła opaskę na oczach - Sporo takich jak ja? - powtórzyła z nadzieja, której nawet nie starała się ukryć – Musze odpowiadać teraz? Wybacz, proszę, ale to jest... Tak nieprawdopodobne, tak... nierzeczywiste. Musze sobie przypominać, ze wcale nie śpię. Mój brat, rodzice na pewno umierają ze strachu. Powinnam ich jakoś zawiadomić, ze żyję , choć po prawdzie powinnam znaleźć dla siebie jakieś naprawdę dobre wytłumaczenie, które można by im przekazać bez obaw, nie sądzisz? - uśmiechnęła się lekko. - Prawda nie jest w tym przypadku najszczęśliwszym pomysłem. Powiedz mi, proszę, nie znalazłoby się dla mnie jakieś oparcie? Obawiam się, ze swoją laskę już nieodwracalnie straciłam, a ciężko mi się bez niej poruszać – raz jeszcze dotknęła opaski i skrzywiła się, czując jej wilgoć – Ohyda.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: BlindKitty »

Grim

Jason popisał się swoim biegiem - i w zasadzie, swoim atakiem jeszcze bardziej. W zasadzie to naprawdę potężnie dał czadu, na tyle, że Grim zaczął zastanawiać się, czy Ghettoblasta na pewno dobrze trafił do oddziału z takimi, niewytrenowanymi jeszcze w gruncie rzeczy dzieciakami jak on. W każdym razie wyglądało na to, że wszystko ułożyło się dobrze, choć on sam niewiele miał okazję pomóc.

Po tym jak wszystko się uspokoiło, miał nadzieję że choć teraz do czegoś się przyda. Na szczęście, ktoś postanowił zająć się Bishopem, a właściwie tłumaczeniem mu wszystkiego, więc on sam skierował się do Ryana. Ten nie dawał oznak życia, ale Grim nie miał zielonego pojęcia, czy to przypadkiem nie efekt jego diamentowej skóry, osłabienia spowodowanego tymi pnączami, czy czego tam jeszcze, więc bez zadawania zbędnych pytań wyniósł go po prostu na górę. A właściwie wciągnął, bo w swojej aktualnej formie ważył dobre trzy razy tyle co normalnie. Już na górze, kiedy wszyscy wyszli z tego śmierdzącego kompostownika, wyłamał jakiś dość długi kij z rosnącego tu krzaka i podszedł do Belli.
- Proszę - stwierdził po prostu, podając jej ów kij tak, żeby lekko dotknął dłoni. Usłyszał po prostu, że dziewczyna nie ma się na czym oprzeć, i postanowił jej pomóc.
I dopiero potem przyjrzał się odnalezionym kobietom. I nawet jakby lekko się uśmiechnął; żałował tylko, że nie ma przy sobie nic co choćby w przybliżeniu mogłoby uchodzić za jadalne. Odruchowo przetarł palcami policzek i spojrzał na nie, choć niemal natychmiast poczuł, że rozcięcia których nabawił się przy lądowaniu nadal krwawią - i rzeczywiście, choć nie czuł, by było to krwawienie poważne. Ale to pewnie dlatego, że nawet na chwilę nie usiadł, żeby się uspokoić.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Acid »

Słońce przyjemnie ogrzewało wasze ciała, gdy wydostaliście się z ruin zamku Tantallon na niewielką polanę, gdzie rozbił się Blackbird. Odpoczywaliście niemal godzinę, zastanawiając się, jak się stąd wydostać. Bishop nakazał Dreamer’owi skontaktować się z Emmą, jednak chłopak był totalnie wyczerpany i jego próby kończyły się fiaskiem, w końcu dał sobie spokój, przysiadając w cieniu rozłożystego dębu. Panowała niesamowita cisza, nieopodal, niczego nie świadome wypasały się krowy, które w ogóle nie zwracały na was uwagi zajęte strzyżeniem trawnika. W oddali, na morzu dostrzegaliście wielką, majestatycznie wyglądającą skałę.
Obrazek Jessica, gdy nieco wypoczęła, zamieniła się w dym i skierowała się ponownie w kierunku ruin. Chwilę jej zajęło, nim wróciła z powrotem, dzierżąc w dłoni laskę Belli. Podała ją dziewczynie, a ta przyjęła odnalezioną zgubę z wdzięcznością. Lucas i pozostali X-Men zastanawiali się nadal, jak się wydostać z tego miejsca, gdy nagle wydarzyło się coś niespodziewanego.

Nastąpił ogłuszający huk, a cegły z frontowej ściany zamku posypały się z ogromną prędkością w waszą stronę. Nie to jednak było najgorsze, gdyż z opadającego kurzu wyłoniły się potężne, teraz już kilka razy większe pnącza. Wyglądało na to, że Black Tom zregenerował się szybciej, niż się tego spodziewaliście i powrócił w potężniejszej formie. Zielone ramiona wypływały w waszym kierunku niczym przerośnięte glisty – rozbijały kolejne warstwy muru, wyżynały się spod ziemi brnąc konsekwentnie ku wam. Bishop dobył swój karabin plazmowy i wystrzelił serię, wtórował mu Jason, posyłając ku roślinie swoje blasty. Niewiele to dawało, zostawiając jedynie niewielkie dziury na grubych korzeniach.

- Chcecie dalej strugać bohaterów? – spytał Juggernaut patrząc, jak roślina się zbliża niszcząc wszystko na swojej drodze. – Zwijajmy się stąd, nie wygramy z nim!
- Wycofać się, wszyscy! – warknął Lucas, strzelając wciąż do zmutowanej wersji Cassidy’ego. – Ghettoblasta, Juggernaut, zabezpieczamy odwrót. Grim, Dreamer, zabierzcie resztę! Shadow, zrób im jakiś „parasol”, dziewczyno!!!

Wyglądało na to, że Bishop nie musiał nikomu nic uświadamiać, gdyż każdy wiedział, jaka jest obecnie jego rola. Shadow już zmieniała się w formę gazową, a trzej ofensywni mutanci, którzy mogli cokolwiek zdziałać, osłaniali odwrót. Black Tom natomiast chyba wiedział, co robi, bo skutecznie odciął X-Men drogę i pole manewru, spychając ich tylko w jednym kierunku. W kierunku stromego klifu.

- Rozwala wyspę na kawałki! – zauważył Juggernaut i podnosząc rękę w górę, krzyknął w kierunku pnączy. – Zostaw ich, Tom, oni przybyli tu, żeby ci pomóc!!!
- Wątpię, żeby cię posłuchał, wielkoludzie. – mruknął Bishop wciąż się ostrzeliwując.
- Jeszcze trochę, a zepchnie nas z klifu. – powiedziała Jessica.
- Myślisz, że o tym nie wiem? – rzucił Lucas. – Póki co, Tom zabrał nam całe pole, możemy się tylko cofać.

Istotnie, to było jedyne wyjście. Co najlepsze, Cassidy chyba wiedział co robi, gdyż nie atakował nachalnie, zamierzał was jedynie zepchnąć z klifu, byście się sami pozabijali. I szło mu to nadzwyczaj skutecznie. Cofaliście się, nie mając już za wiele miejsca i gromadząc się przy sobie najbliżej, jak tylko można, niczym sardynki w puszce. Wiedzieliście, że może was uratować tylko cud.
Nagle od strony morza uderzył w wasze uszy hałas silników odrzutowca, a po chwili X-Jet, mniejszy z samolotów X-Men, którym zwykle latali Magneto i Emma, zawisł nad waszymi głowami.
Obrazek - Kawaleria przybyła! – uśmiechnął się szeroko Bishop, posyłając kolejne wiązki plazmy ze swego karabinu w kierunku nadciągających ogromnych pnączy.

Niektórzy z was, mniej zaaferowani walką z potężnym przeciwnikiem dostrzegli, jak drzwi samolotu otwierają się, a w nich staje sam Mistrz Magnetyzmu w swym kombinezonie bojowym. To wlało w serca niektórych z was otuchę i poczuliście się zdecydowanie pewniej.
Obrazek - No to czas na górę, chłopcy i dziewczynki! – warknął Juggernaut i chwycił stojącego najbliżej Changa. Rozbujał nim i cisnął w kierunku samolotu, to samo zrobił z resztą, choć niektórzy mocno oponowali. Magneto wykorzystując, że kombinezony X-Men były z vibranium, sprowadził wszystkich swoich uczniów i żyjące ofiary Cassidy’ego na pokład X-Jet’a. Dostrzegliście, że oprócz Erika i pilotującego samolot Beast’a, na pokładzie znajdował się jeszcze młody, przypominający z wyglądu rybę chłopiec – zapewne on był celem wizyty Magnusa w Kanadzie.

Z pokładu X-Jet’a oglądaliście scenę, która rozgrywała się właśnie na klifie. Tom Cassidy nagle pojawił się przed Juggernautem niemal we własnej postaci, wciąż jednak był powiązany ze swoimi pnączami.

- Dałem ci wszystko, Cain… - wycharczał roślino-podobny. – dom… przyjaźń… cel! A ty się odwróciłeś ode mnie! Twój ojciec miał rację… niektórzy rodzą się skończonymi nieudacznikami!

Po tych słowach dwa potężne pnącza uderzyły w Juggernauta wyrzucając go kilka metrów od stromego klifu na otwarte morze. W ułamku sekundy mutant zniknął pod wodą i przez dłuższą chwilę nie wypływał. Black Tom jedynie spojrzał ponuro w kierunku X-Jet’a po czym oddalił się w stronę swojego zamku.

Magneto stanął w drzwiach X-Jet’a, wyciągnął dłoń w kierunku miejsca, gdzie Juggernaut zniknął pod wodą, po chwili jednak zaniechał działania.
- Nie będę ryzykował, śruby hełmu mogą nie wytrzymać takiej masy. – rzucił do pozostałych. – Musimy spróbować czegoś innego. Macie jakieś pomysły?

Nie wiedzieliście, czy Erik rzeczywiście nie ma żadnego planu pod ręką, czy po prostu sprawdza wasze umiejętności logicznego myślenia w ekstremalnych, stresowych sytuacjach. Dla Caina Marko znaczenie miała każda chwila…
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Ouzaru »

X-Men

Spoglądając na lecącego i po chwili znikającego pod wodą wielkiego mutanta, miło się ogromną ochotę po prostu go tam zostawić i odlecieć. To w końcu on ich wpakował w to gówno, zestrzelił i naraził życie młodych X-Menów. Widząc jednak, że Magneto chce ratować Juggernauta, nie mieli większego wyboru, jak "pomóc" szefowi.

Dreamer zaproponował, że mógłby spróbować użyć telekinezy, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, iż jest to zbyt ryzykowne - chłopak i tak był już wyczerpany po próbach skontaktowania się z Emmą i nie chcieli, by coś mu się stało od takiego przeciążenia. Magneto położył Peterowi rękę na ramieniu.
- Mierz siły na zamiary, chłopcze - powiedział. - I tak już się świetnie spisałeś, bo udało ci się przesłać sygnał do Emmy i dlatego wiedzieliśmy o waszych kłopotach. To dzięki tobie dotarliśmy tu na czas, Peter. Odpoczywaj.

Jessica westchnęła cicho, umiała pływać, ale nie aż tak dobrze, by wyciągnąć niemal 500kg żywej masy. Spojrzała na przypominającego rybę chłopaczka i uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Mały? Wyglądasz na takiego, co czułby się tam na dole jak ryba w wodzie... bez urazy, oczywiście. Dałbyś radę pomóc dużemu? - zapytała i zerknęła na Magneto. - Gdyby ktoś mu pomógł wypłynąć na powierzchnię, mogłabym się zmienić w dym, następnie zagęścić cząsteczki, aż uzyskałabym jednolite ciało stałe. Taki "drążek" z X-Jeta aż do wody - zaproponowała. - Wtedy Juggernaut sam by wyszedł.
- A nie można mu rzucić jakiejś liny? - zapytała Ike.
- Niestety, to odrzutowiec służbowy i nie mamy tu nic wystarczająco długiego i wytrzymałego, by udźwignęło Caina. - odezwał się Magneto.
- Z tym "drążkiem" to mogłoby wypalić - stwierdził Jason. - Jeśli mały zgodzi się zanurkować, oddałbym mu swoją kurtkę, byś potem mógł go wyciągnąć, szefie - rzucił do mistrza magnetyzmu i zaczął się rozbierać. - Ktoś jeszcze umie dobrze pływać?
- Ja - zgłosiła się Ike.
- Świetnie, we dwójkę dacie sobie lepiej radę - rzuciła Jess, uśmiechając się szeroko.
- Nie ciesz się tak, tylko wyskakuj z ciuchów - palnął Jason, wpatrując się w kombinezon mutantki.
- Słucham?!
- Nie słuchaj, tylko się rozbieraj, dziewczyno. Dasz swoją kurtkę Ike. - widząc skwaszoną minę Shadow, zaśmiał się. - A ty o czym myślałaś?
- Skończyliście już? Za chwilę nie będzie po co ratować Juggernauta - wtrącił Bishop, mierząc młodych X-Menów karcącym wzrokiem. Jessica skinęła mu głową, po czym zdjęła z siebie kurtkę i podała Ike. Była trochę za luźna dla Indianki, ale mimo wszystko dobrze się trzymała na niej.
- Jak skoczycie i zanurkujecie, zacznę się zmieniać w dym. Macie jakieś dziesięć minut, może trochę więcej, jeśli mi się uda tyle wytrzymać - powiedziała Shadow śmiertelnie poważnym głosem.
- Nie uważasz, że dużemu będzie ciężko się wdrapać po gładkiej "rurce"? - zapytał Jason. - W końcu jest cały mokry. Nie mogłabyś mu zrobić drabinki?
- A czy ja ci wyglądam na plastelinę? - warknęła Jess. - Zrobię co w mojej mocy, by mu pomóc i ułatwić wspinaczkę... - burknęła. Poderwała się z miejsca i stanęła na środku X-Jeta. - Można prosić o trochę niższy pułap?
Poczuła na ramieniu ciężką dłoń Magneto i odwróciła się do niego z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Na pewno dasz sobie radę? - zapytał, przyglądając się dziewczynie uważnie.
- Eriku, dobrze wiesz, że nowicjuszką nie jestem. Ale mam jedną prośbę, jak tylko Jugg wejdzie, wciągnijcie mnie na pokład. Nie chciałabym się zmienić w swoją normalną postać nad otwartym morzem...


[Odpowiedzi Magneto - Acid. Reszta dialogów napisana zgodnie z deklaracjami w komentarzach.]
Obrazek
Dia
Pomywacz
Posty: 49
Rejestracja: niedziela, 17 stycznia 2010, 11:31
Numer GG: 3357251

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Dia »

Bella & Jason


Bella była całkowicie zdezorientowana. Najpierw coś wielkiego złapało ja i jej towarzyszkę i cisnęło w przestworza, gdzie wbrew wszelkim prawom zmieniły trajektorie lotu i wpadły... gdzieś. Tak, "gdzieś" to dobre określenie. Jakiś nowoczesny odrzutowiec? W sumie... To dużo mniej dziwne niż gadająca roślina, wiec Bella uwierzyła bez zastrzeżeń. Słuchała rozmów, ale trochę się w nich pogubiła, huk maszyny i krotki kurs latania, trochę ja skołowały.
Dlatego pozwoliła sobie pomóc zrozumieć sytuacje, która rozgrywała się w zasięgu jej uszu. Nabrała głęboko powietrza i zbadała sytuacje oczami kobiety, która przedstawiła się jako Jessica, była najbliżej i wydawała się przywódczynią, przynajmniej tych, co byli tu zanim przyleciała maszyna. Zdrowe oczy dziewczyny dały jej obraz sytuacji, może wyraźny ale większą pomocą były jej myśli. Obrazy były urzekające, ale to nie była pora na podziwianie. Wróciła do siebie i kraju wiecznej ciemności. Jęknęła i przetarła opaskę grzbietem dłoni. Poczuła, ze skoro jucz wie, powinna pomoc tym dziwnym ludziom. W końcu uratowali ja. Zerwała się, zrzuciła buty, bluzkę, zostając w samej bieliźnie i dwoma szarpnięciami oderwała nogawki swoich spodni. Szykowała się do skoku
- Hej! - Jason w ostatniej chwili złapał niewidomą za ramię. - Nie musisz zgrywać bohatera ostatniej akcji! Oni sobie poradzą, chyba mają większe doświadczenie. Poza tym jestem Jason i muszę przyznać, że kolor stanika zupełnie ci nie pasuje do koloru spodni...
- Kolor? Nieważne, puść! Naprawdę wiem, co robie! Poradzę sobie - złapała go za dłoń i zdecydowanie zdjęła ze swojego ramienia, starając się zbyt mocno jej nie ściskać.
- Jak masz zamiar sobie poradzić tam na dole, skoro nic nie widzisz? - zapytał zaniepokojony Jason. - Zostaw tę robotę tym, którzy są do tego przeszkoleni. Albo chociaż weź ze sobą kurtkę z vibranium, żeby Erik mógł cię wyciągnąć z wody!
"To, ze jestem ślepa nie znaczy, ze nic nie potrafię. Po to ściągnęłam ubranie, by mnie nic nie krepowało, nie dam rady we wdzianku, którego nie znam. Dam sobie rade, naprawdę, nie mam skłonności samobójczych, Jasonie. Spróbuj mi zaufać, przynajmniej w tej kwestii" - przesłała komunikat myślowy, znacznie szybszy niż ludzka mowa, w którym dało się wyczuć nutki zniecierpliwienia. Sprawa była ciut paląca.
- Masz wziąć kurtkę i koniec gadania, młoda! Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, żebyś w ogóle skakała. Nie znamy twoich możliwości, wiemy tylko, że jesteś mutantem. A to trochę za mało na zaufanie - odpowiedział na głos, denerwując się już lekko. - Chodzi o twoje bezpieczeństwo. Nie chciałabyś chyba, żeby musieli jeszcze ciebie ratować? Proszę, zostań, dadzą sobie radę... - powiedział łagodnie.
- Och... - żachnęła się. Jakoś nikt się o takie rzeczy nie martwił, gdy przechodziła przyspieszony kurs latania. Stanowczo odsunęła od siebie chłopaka i skoczyła. Pokłócą się później.
Jason spojrzał z kamienną twarzą, jak dziewczyna znika pod wodą. Miał tylko nadzieję, że nic się jej nie stanie i że Jessica wytrzyma wystarczająco długo, by wszyscy bezpiecznie wrócili na pokład.

Nabrała potężny haust powietrza i skoczyła za Ike i dziwnym chłopcem
Postanowiła pomóc im holować mężczyznę, który,z tego co zdążyła wywnioskować dysponował ogromna silą, a co za tym idzie i wymiarami. Pod wodą chciała złapać mentalny kontakt z Indianka i podążać jej tropem.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: WinterWolf »

Ike

Lot w kierunku X-Jeta po wyrzuceniu w powietrze przez Juggernauta był jedną z ciekawszych i co ciekawe przyjemniejszych przygód tego dnia. Na pewno było to lepsze niż ponowne spotkanie z tą gadającą rośliną. Udało jej się ten lot nieco ustabilizować przy pomocy kilku lotek na przedramionach, tylko lądowanie było nieco twarde. Zdumiewało ją to, że człowiek może być tak silny... To zrobiło na Ike wrażenie. Druga dość niezwykła rzecz tego dnia to ten facet poubierany na czerwono, który przedziwnym sposobem wciągnął X-menów na pokład nawet ich nie dotykając. Indianka chyba zaczynała dochodzić do siebie i zaczynały do niej docierać różne fakty...
Troszeczkę nie nadążała za osobami, które nosiły znaczek X na swoich kombinezonach. Jej najprostszy z możliwych i zwykle skuteczny sposób został odrzucony co ją właściwie wcale nie zdziwiło. Właściwie to znowu przestawało ją to wszystko dziwić... Zgłosiła się jako drugi nurek. Ten typ na dole właśnie wyratował ją od bliskiego spotkania z tym zielonym paskudztwem, którego zapach czuła wszędzie wokół nawet bez sięgania po węch niedźwiedzia. Jako Indianka należąca do Ligi Plemion Irokezów uważała, że ma obowiązek oddać przysługę. Indianie zawsze zwracali swoje długi. Gdy dostała od Jess jej kurtkę zapięła ją szczelnie by ta nie spadła w wodzie. Miała nadzieję, że ubranie nie nasiąknie mocno wodą. Nie znała tego materiału więc mogła żywić taką nadzieję. Pospiesznie zrzuciła buty. Chciała mieć choćby jedną suchą część garderoby jak stamtąd wróci... A mieć mokre buty to nie jest nic przyjemnego. Lepiej chodzić boso. Gdy pojazd obniżył pułap odruchowo nabrała powietrza w płuca i skoczyła do wody po drodze dotwarzając skrzela rekina. Pozwolą jej one trzymać zamknięte usta. W innym przypadku musiałaby wciągnąć wodę w płuca, a tak mogła sobie oszczędzić późniejszych nieprzyjemności. Musiała tylko płynąć. Od razu gdy znalazła się w wodzie zaczęła szukać wszelkich śladów Juggernauta. Jess stwierdziła, że mają nie więcej jak 10 minut. Ike miała nadzieję, że nie będą potrzebowali aż tyle i że ten wielki gość nie opadł zbyt głęboko. Płynąc w stronę, gdzie teoretycznie powinien być Juggernaut, obejrzała się jeszcze za siebie. Usłyszała nadprogramowy plusk... Ale co w wodzie za nimi robiła teraz Bella to Ike już nie miała najmniejszego pojęcia... Wyglądało na to, że Bell skoczyła w charakterze wsparcia...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: BlindKitty »

Grim

Wszystko zapowiadało się jak najlepiej - odpoczynek na zielonej trawce, Bishop wracający do siebie. Gdyby tylko nie ten atak...
Grim znów właściwie nie mógł nic zrobić, cofał się jedynie, starając się nikomu nie wchodzić w drogę i ciąć cokolwiek co wpadło mu pod rękę, ale raczej dla poprawienia sobie samopoczucia niż z rzeczywistą nadzieję że w czymś to pomoże; jego nóż był za krótki żeby odciąć choć kawałek pnącza. Aż w końcu, zepchnięci na klif i w zasadzie pozbawieni nadziei na ratunek, jednak go uzyskali.
Już po chwili Grim mknął w stronę X-Jeta, a następnie znalazł się na pokładzie, w czym wydatnie pomógł mu Magneto.

Minutę później na pokładzie byli wszyscy poza Juggernautem, który - niejako dla odmiany - wylądował w wodzie.
- Cóż za bohaterstwo z jego strony - zauważył Chang. Nie wtrącał się zbytnio do układanego planu, jako że wyglądało na to że ma on ręce i nogi, a sam niewiele mógł pomóc. Jego kości z pewnością nie wytrzymałyby uwieszenia na nich takiego kolosa, on sam nie umiał zaś pływać. Mógł w zasadzie tylko trzymać kciuki za powodzenie reszty...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Acid »

Ike & Bella

Indianka wraz z Bellą i chłopcem-rybą (który przedstawił się jako Sammy) skoczyli w spienione fale i po chwili zniknęli pod wodą w miejscu, gdzie przed chwilą wpadł Juggernaut. Mimo umiejętności jakie Bella posiadała, nie miała szans by nadążyć za mutantem-rybą i Ike, która wykorzystywała te same zdolności co Sammy i czuła się jak w swoim naturalnym środowisku. Poza tym im schodzili niżej, tym było zimniej – dla Ike i Sammy’ego nie miało to żadnego znaczenia, jednak Bella odczuwała różnicę temperatur i to znacznie.
Obrazek Po chwili dwójka, która płynęła szybciej, dostrzegła zmierzającego w kierunku dna Juggernauta. Ale cóż to? Wyglądało na to, że Cain robi to… specjalnie. Że chce zginąć. Czyżby to, co powiedział mu Black Tom przed zepchnięciem do morza, aż tak uraziło uczucia wielkoluda?

Gdy Sammy i Ike podpłynęli bliżej, Jugg odepchnął się od nich dłońmi jak ryba płetwami, zwiększając odległość. Nie chciał być wyciągnięty.
~ Hej! – rzucił mutant-ryba w kierunku Marko. ~ Nie oddalaj się od nas, chcemy ci pomóc. Nie poddawaj się… tam na górze, w samolocie jest ten facet… Lensherr… on ma szkołę, wiesz? Nie wiem, może ty już jesteś za stary, żeby chodzić do szkoły, ale gość wydaje się bardzo sympatyczny i pomaga takim jak my. Zabrał mnie w odpowiednim momencie – nienawidziłem mojego ojca, miałem broń i chciałem zabić kilka dzieciaków w szkole, które mi dokuczały z powodu mojego wyglądu. Nie wiem, po co ci to w ogóle mówię, ale… musisz wypłynąć. ~ Sammy wyrzucił ręce w przód, to samo zrobiła Ike. Bella dopiero dopływała i nie wyglądała najlepiej. Widać, że kosztowało ją to wiele sił. ~ No dawaj, wielki, tam na górze jest cieplej niż tutaj. ~ dodał Sammy.

Juggernaut przez chwilę patrzył na was z kamienną twarzą wypuszczając jedynie bąbelki powietrza z nosa i ust, w końcu jednak złapał dłonie Ike i Sammy’ego i pociągnął ich do siebie, zarzucając na plecy. To samo zrobił z nadpływającą Bellą. Gestami dał wam znać, byście się mocno trzymali, po czym swoimi ogromnymi rękoma przeciął wodę płynąc w górę. Z każdą chwilą nabierał tempa i po kilku chwilach znaleźliście się na powierzchni, gdzie czekał już stworzony z ciała Jessici sztywny drążek, po którym Cain zaczął się wdrapywać, mając na plecach trójkę mutantów. Wspinaczka szła nad wyraz szybko i sprawnie, gdyż mutantka wyposażyła gładką powierzchnię rurki w większe „wypustki” co jakieś pół metra. Dzięki temu mokre dłonie wielkoluda nie ześlizgiwały się i miał też gdzie oprzeć swoje stopy.

* * *

X-Men

Gdy wciągnęliście w końcu linę z utwardzonego dymu na pokład, Jessica niemal natychmiast powróciła do własnej postaci, a co najlepsze, większość z was po raz pierwszy widziała ją… z blond włosami! Dziewczyna była tak wyczerpana, że nie mogła wyrzucić z siebie choćby słowa, z nosa płynęła jej stróżka krwi, a po czole spływał pot. Klęcząc na podłodze odrzutowca, opierała się na drżących rękach i ciężko oddychała. Wyglądała co najmniej tak, jakby niosła Juggernauta na dziesiąte piętro na plecach.

- Hank, zajmij się Jessicą! Oddaj ster Bishopowi. – wydał polecenie Magneto.
Nim jednak Beast zdążył zamienić się z Lucasem, Shadow zachwiała się, po czym padła tracąc przytomność i odpływając w ciemność.
Niebieski mutant dopadł do apteczki, wyciągnął z niej sole trzeźwiące i podał dziewczynie. Shadow po chwili coś jedynie wymamrotała i znów odpłynęła w krainę snów. X-Men wiedzieli, że McCoy potrafi szybko oceniać sytuację. Nie inaczej było tym razem.
- Wyczerpana do granic, odeśpi i jej przejdzie. – po tych słowach wziął dziewczynę na ręce i zaniósł na tyły odrzutowca, gdzie znajdowało się niewielkie łóżko polowe. – Chang! – zakrzyknął do Chińczyka. – Posiedź przy Jess, jakby coś się działo, od razu daj znać.

W głównej części odrzutowca miała miejsce z goła inna sytuacja. Bella, ciężko oddychając, siedziała przy drzwiach X-Jeta i zbierała siły ze zwieszoną głową. Widać było, że przeliczyła siły na zamiary.
– To było głupie i niepotrzebne, panienko – Magneto zwrócił się do Belli, nie kryjąc swojego poirytowania. – Naraziłaś siebie i innych, ale o tym porozmawiamy, jak już dolecimy na miejsce. Bishop! Kierunek Westchester!

* * *

Erik zdjął swój hełm i rozsiadł się wygodnie w fotelu pod jedną ze ścian odrzutowca, zakładając nogę na nogę. Nad nim, niczym Goliat górujący nad Dawidem, stał z zaciśniętymi pięściami Juggernaut.

- Dziękuję, że pomogłeś moim X-Men, Cainie. To miło z twojej strony. – zaczął Magneto spokojnym, ciepłym głosem.
– Wpakowałem ich w gówno, to chociaż tyle mogłem dla nich zrobić. – mruknął Jugg. – Choć chyba wasza koleżanka-drążek nie czuje się najlepiej.
- Jessica? Wydobrzeje, po prostu dużo siły kosztowało ją to, żebyś teraz mógł tutaj choćby ze mną rozmawiać.
- Więc powinienem podziękować, czy coś?
- Wypadałoby.
- Nie licz na to. – rzucił Cain.
- Potrzebujesz miejsca, żeby wydobrzeć, Black Tom osłabił cię nieco. – powiedział Magnus. – Jeśli chcesz, możesz zatrzymać się w szkole. Jesteś mile widzianym gościem.
- A niby dlaczego bym chci… - rzucił Jugg, po czym spojrzał na wasze zaskoczone twarze i dodał po chwili. – A wiesz, Eriku, to nawet dobry pomysł. Zatrzymam się na trochę. – uśmiechnął się chytrze.

Po chwili usiadł w fotelu, obok Sammy’ego. W tym momencie usłyszeliście soczyste pierdnięcie, a Jugg zmieszał się, jakby stał przed nim sam Cassidy.
– To te skórzane siedzenia, nie wiem, z czego je robią. – zmitygował się.
- Taka jest twoja moc? – spytał mutant-ryba. – Rozrywanie foteli poprzez puszczanie gazów?
- Zamknij się, głupku. – wkurzył się Cain. - Mówiłem, że to ta skóra…
- Czy ktoś może otworzyć okno??! – z tyłu dało się słyszeć czyjąś błagalną prośbę, a chwilę później wszyscy X-Men znajdujący się obok wybuchnęli gromkim śmiechem.

Obrazek Gdy X-Jet był już nad Instytutem, Magneto skontaktował się poprzez Emmę z Paige Guthrie, która akurat mówiła mu o tym, że w szkole pojawiła się nowa pielęgniarka z synem-mutantem. Dla Ike i Belli takie „gadanie do ściany” mogło być nieco deprymujące i wskazujące na to, że facet ma nierówno pod sufitem, jednak pozostali X-Men dobrze wiedzieli, że Erik (a także oni) czasami się tak kontaktowali, a Emma stanowiła swoisty nexus łączący jedną rozmowę z drugą.

W końcu wylądowaliście w hangarze, a gdy zeszliście z pokładu, Magneto wydał polecenia.
- Hank, pokaż dziewczętom, gdzie mogą się odświeżyć i coś zjeść. – spojrzał na Ike i Bellę. – Bishop, w ciągu godziny chcę mieć raport na temat przebiegu misji. Wiem, że byłeś nieprzytomny, więc sporządź go wraz z pozostałymi X-Men. Jason – zaraz będzie tu Paige i pomoże ci przenieść Jessicę do ambulatorium. Niech na wszelki wypadek zbada ją Elixir. Gdy będę miał odpowiednie informacje, skontaktuję się z wybranymi za pomocą Emmy. Będę chciał porozmawiać z niektórymi z was, a przede wszystkim z dziewczętami. Cain, chodź ze mną.

Po tych słowach oddalił się wraz z Juggernautem, zostawiając was w hangarze w towarzystwie Bishopa i Hanka. Beast skinął głową na Bellę i Ike, zabierając je z sobą, Bishop natomiast został z Changiem, Jasonem, Ryanem i Peterem, który, mimo iż nadal zmęczony, trzymał się już pewnie na nogach.

- No to chyba musimy sobie trochę pogadać. – uśmiechnął się krzywo Bishop. – Za mną, panienki…

Ike & Bella

Gdy zjadłyście pożywny obiad i wzięłyście prysznic, mężczyzna wyglądający jak niebieski kocur, a który przedstawił się jako Hank McCoy, zaprowadził was do biura zajmowanego przez Magneto i zostawił sam na sam z mężczyzną w sile wieku o długich, siwych włosach. Siedzący w skórzanym fotelu, ubrany w białą koszulę, nie przypominał zupełnie człowieka, który kilka godzin temu przybył wam na ratunek. Z założonymi na piersi rękami od razu przeszedł do sedna.

- Nazywam się Erik Lensherr, znany też jako Magneto i jestem dyrektorem tej szkoły. Dziękuję za pomoc przy ratowaniu Juggernauta, jeśli chcecie, możecie tutaj zostać na jakiś czas i nabrać sił.
- Czym zajmuje się ta szkoła? – spytała Ike.
- Wieloma rzeczami. – odparł Magneto uśmiechając się delikatnie. – Przede wszystkim szkoli młodych mutantów, by robili to, czego obie byłyście świadkami. Mamy tu pełne zaplecze merytoryczne, zarówno od strony teorii jak i praktyki. Do tego własną kuchnię, klinikę medyczną, basen, siłownię i wszystko to, co potrzebne jest ludziom z waszymi zdolnościami, by wspiąć się na wyżyny własnych umiejętności. Moi studenci nie narzekają na nudę, a najlepsi stają się członkami elitarnej drużyny znanej jako X-Men. Już teraz widzę, że obie macie wszelkie predyspozycje, by się takimi stać. Wystarczy trochę naszej pracy i sporo waszego wysiłku, a będziecie należeć do najlepszych, jakich ta szkoła wypromowała.
- Tak jak Jessica? – wtrąciła Indianka.
- Tak, Shadowdeath jest dowódcą młodych X-Men i widzę, że nie pomyliłem się w wyborze lidera. – uśmiechnął się Erik. – Z chęcią powitam dwie młode, utalentowane uczennice w moich progach. Jeśli tylko chcą się czegoś nauczyć odnośnie kontroli i udoskonalenia swoich mocy. W każdym razie bądźcie moimi gośćmi przez kilka dni i zobaczcie, jak to się u nas odbywa.

Chang

Po skończonej rozmowie z dziewczynami, Magneto wezwał do siebie Grima. Na wstępie w kilku słowach pochwalił chłopaka choćby za dyscyplinę i chęć pomagania innym, gdy niektórzy (nawet nie musiał wymieniać imienia Ryana) nie stosowali się do poleceń.
- Kiedy się wycofywaliście z klifu, Lucas zauważył, iż nie masz odpowiedniej dla siebie broni. Wiem, że posiadasz różne wspaniałe umiejętności, może jednak chciałbyś zacząć nosić przy sobie jakieś dłuższe ostrze? Rozmawiałem już z Psylocke, jeśli tylko się zdecydujesz, jest skłonna uczyć cię władania takim rodzajem broni. Przemyśl to i daj znać Bishopowi, co konkretnie by ciebie interesowało.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Zablokowany