![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
Widząc Grima wracającego z apteczką, Shadow odetchnęła z ulgą. Pewnie w środku nie było nic, co by mogło teraz pomóc Lucasowi, ale zawsze lepiej mieć takie pudło pod ręką. Zwłaszcza że jeszcze większość z nich była w szoku i niebawem mogło się okazać, iż ktoś jest bardziej uszkodzony, niż się na początku wydawało. W duchu cieszyła się, że - przynajmniej póki co - nikt nie poddawał w wątpliwość jej "rozkazów" i wypełniał polecenia. Tego się najbardziej bała, gdy Bishop wspomniał o jej roli zastępcy. Że nikt nie będzie jej słuchał, czy wręcz złośliwie utrudniał. Jednak towarzysze okazali się bardziej dojrzali, niż ich o to podejrzewała...
- Dobra robota, to może się nam przydać. Jason nie czuje się chyba najlepiej, mógłbyś mieć oko na to, co się dzieje? - zapytała szybko Jessie, tylko na chwilę zerkając w oczy rozmówcy. Widać było, że reanimacja Bishopa całkowicie ją pochłonęła. - Obawiam się, czy przebywanie w pobliżu rozbitego odrzutowca to dobry pomysł. Nie rzucił ci się w oczy jakiś wyciek paliwa czy coś innego, co mogłoby nam zagrażać? Nie chcę więcej rannych.
Grim pokręcił głową.
- Nie widziałem nic takiego, ale kierowałem się prosto po apteczkę - stwierdził. - Ale ponieważ paliwo w odrzutowcach na ogół przechowywane jest w skrzydłach, a jedno ze skrzydeł częściowo nam urwało, wyciek istnieje na pewno - dodał po chwili, najwyraźniej przemyślawszy całą sprawę. - Kogo potrzebujesz do reanimacji? Resztę zabiorę kawałek stąd, ale Bishopa lepiej teraz nie przenosić.
Po chwili zastanowienia uśmiechnęła się lekko, zerkając w stronę Ghettoblasta.
- No to może być gorąco, Jason, lepiej zapomnij o tym "kopaniu prądem" i swoich blastach na jakiś czas.
- Spokojnie, kotku, dojdę do siebie szybciej niż myślisz. – rzucił Jason krzywiąc się lekko. – Moje ciało szybko się regeneruje bo cały czas przepływa przeze mnie energia z kosmosu. Dajcie mi jeszcze kilka, kilkanaście minut i powinienem być z powrotem jak nowy. – zmarszczył brwi. – Ale trzeba przyznać, że to nie było delikatne lądowanie. Mam nadzieję, że pomożecie Bishopowi.
Po słowach Ghettoblasta, Jessica zerknęła znów na Chińczyka, zamyśliła się nad czymś i rozejrzała. - Zostanę ja i Ryan, wy odsuńcie się kawałek dalej. Nawet jeśli nastąpi wybuch, nasz diamencik będzie bezpieczny, ja także powinnam zdążyć się przemienić.
- Zrobione. Jason, Dreamer, chodźcie - rzucił Grim, obejmując zamroczonego Jasona ramieniem. Wolał żeby ten nie przewrócił się w trakcie marszu, bo mógłby sobie jeszcze coś zrobić. - Pozostaniemy w zasięgu głosu - dodał jeszcze, maszerując z pozostałą dwójką tak, żeby oddalić się od samolotu i jednocześnie pozostać w mniej więcej tej samej odległości od zamku.
- Dzięki - rzuciła dziewczyna na odchodnym i skinęła głową Changowi. - Uważajcie tam na siebie, chłopaki!
- Ty też na siebie uważaj, żebyśmy nie musieli ratować twojego jędrnego tyłeczka. – Jason uśmiechnął się zawadiacko. – O Ryana się nie martwię, to twarda sztuka i to dosłownie. Cholera, mam nadzieję, że jednak zdążymy na ten mecz. – mruknął do siebie i pociągnął nosem.
- Spoko, już jeden wybuch przeżyłam, z kolejnymi też sobie poradzę. A jak nie, to pamiętaj, że masz się zająć bezpieczeństwem reszty! – zawołała za odchodzącym Jasonem.
- Nie musisz mi przypominać. – odparł. – Lepiej bierzcie się za pomoc Bishopowi, nie wygląda na takiego, co długo pociągnie na bezdechu.
- A co niby robimy?! On raczej nie wygląda na kogoś, kto się łatwo poddaje – dodała ciszej i przestała zwracać uwagę na resztę, oddając się całkowicie reanimacji i poleceniom, chyba lekko podirytowanego tym gadaniem, Ryana.
Skupiła się na tym, co miała robić, choć jej myśli niepokojąco krążyły wokół tego feralnego dnia, dwa lata temu, gdy pewna mutantka wysadziła fabrykę. Z nią i jej najlepszym przyjacielem w środku...