Brzoza pisze:A przede wszystkim nie tak przesiąknięta duchem protestantyzmu, który morduje sztukę amerykańską od wielu lat (nie chce mi się wchodzić w szczegóły, bo nie o tym mowa).
Ni rozumiju. Rozwiń prosze, bo bym chętnie się dowiedział.
Szczerze mówiąc nie sądzę, żebym potrafił choć zasygnalizować problem w poście na forum, więc chyba muszę cię przeprosić. Z największego grubsza chodzi o to, o czym na początku pisał na początku XX w. Max Weber w
Etyce protestanckiej a duchu kapitalizmu: amerykańskie społeczeństwo wzrosło na wartościach protestanckich, a zwłaszcza kalwińskich. Zgodnie z tą nauką (upraszczając i tnąc niemiłosiernie), osoby są z góry przeznaczone do zbawienia lub potępienia, a tym przeznaczonym do zbawienia dobrze się wiedzie już za życia (co dla katolika, lub osoby pochodzącej z kraju katolickiego, jest absurdem). Słowem, osoby którym nie wiedzie się dobrze (np. ludzie z gett) są uważani za gorszych, ponieważ najwidoczniej nie jest im przeznaczone zbawienie i dlatego nie są "bliźnimi". Dorzućmy do tego purytanizm, czyli silne kulturowe tłumienie osobowości, i mamy już niezły kulturowy bajzel.
Oczywiście nie jest łatwo wykazać, co to ma wspólnego z np. amerykańskim kinem. Oczywiście ograniczony dostęp do edukacji (bo tylko bogatych stać na przyzwoite wykształcenie) można obarczyć winą za niski poziom kultury wśród mas, ale to mi się wydaje dość naciągane. Ważniejszy jest chyba mit Hollywood, który - jak pisał O'Brien w
Dzienniku zarazy (zresztą okropna książka, ale było tam parę fajnych myśli) - stanowi przedłużenie Dzikiego Zachodu, który pod koniec XIX w. nagle się skończył (bo nie było nowych ziem do zdobycia) i lud pragnął nowej granicy, którą mógłby zdobywać. Tak Hollywood stał się więcej niż centrum filmowym, stał się ważnym elementem życia społecznego, które od razu uwikłane było w bardzo skomplikowane znaczenia. Hollywood to wielki i skomplikowany rytuał, a przy tym niedookreślony - więc jego twórcy muszą bardzo uważać, żeby nie przekroczyć płynnych granic, albo zostaną spaleni na stosie (nie dosłownie oczywiście).
Wiem że to wszystko nie trzyma się za bardzo kupy, ale to są bardzo skomplikowane sprawy i nie chcę nawet udawać, że potrafię je tu wyjaśnić (zwłaszcza że sam ich do końca nie rozumiem). Chciałem tylko rzucić parę haseł, żeby było wiadomo gdzie szukać, jeśli ktoś chce.
Brzoza pisze:
Na koniec Brzoza, nie wiem o co ci chodziło z tym "szukaniem elementów". Ja niczego nie szukam, po prostu w miarę obcowania z daną kulturą - a zwłaszcza poznawania jej podłoża - człowiek wyrabia sobie jakiś pogląd na nią.
Te ubrania i samochody to były tylko przykłady, a nie jakaś fundamentalna dla mojego wywodu informacja.
1. Mam tego świadomość, ale patrząc przez pewnien wyrobiony medialny pryzmat japonia potrafi nam się taka ukazać jak mówiłem, chyba.
2. Widzisz bo chodzi o to, że jak zainteresuje Cię pewna kultura, zaczynasz zauważać co tak naprawdę Cię do niej ciągnie. Zaczynasz zauwazac te szczegóły, te elementy które są niesamowite oraz urokliwe ale również te, które w kontraście Cię mogą mierzić lub opychać. I ja staram się nie patrzeć na to co gorsze, lecz na esencję tego co dla mnie jest dobre i czerpac to.
W sumie trudno się z tym spierać, w końcu nikt nam nie płaci za oglądanie filmów czy ubieranie się na modłę danego kraju - robimy to dla przyjemności. Tak samo jak z kultury polskiej staram się czerpać to co dobre, a co mi się nie podoba - wypieprzam jak najdalej. Ale chyba nie jest to rzadka filozofia, pamiętam podobne wypowiedzi z Tawerny.
Brzoza pisze:A spojrzenie na japonię przez pryzmat anime nie jest korzystne, widzę same postrzały we własne stopy w japońskim wykonaniu(wolę suche spojrzenie na pewną ludowość i zjawiskowość tej kultury, aniżeli przemielone przez japońską animację która czegokolwiek związanego z kulturą się nie dotknie gwałci to jak stary facet małego chłopca).
Prawda, ale anime to nie całą japońska kultura współczesna. Ja na przykład bardzo lubię filmy Takashiego Miike, nie dlatego że są japońskie, ale bo zwyczajnie są zajebiste. To samo z filmami Kitamury (gość od
Versusa, który moim zdaniem kopie tyłek jak nic). Albo japońska muzyka: np. Kitaro ostatnio u mnie leci często. Sushi też mogę wpieprzać co wieczór, bo jest smaczne i zdrowe... Ale już się powtarzam.
Wracając do tematu: mnie tam gwałcenie popkultury w anime się bardzo podoba, jest to zresztą jedna z głównych rzeczy która mnie do nich przyciąga. Ale ja jestem zgredem, gdybym był w twoim wieku Brzoza pewnie też by mi się to nie podobało (nie żebym się wywyższał, ale czemu mam nie stwierdzić faktu).
Brzoza pisze:A w ameryce widzę hm, cóż. Widzę długa kulturę komiksu, animacji i filmu. Rodzącą się w bólach masowej papki i gówna dla idiotów.
Nie tylko w USA produkuje się gówno, w omawianej Japonii też (i nie tylko tam). Gówno i papka dla mas to prawdę mówiąc zawsze jest większość, gdziekolwiek kino ma podłoże głównie komercyjne; rzeczy wartościowe zawsze są w mniejszości. Nie o to jednak chodzi; chodzi o to, że wielkie amerykańskie kino nie ma w sobie niemal nic z prawdziwej twórczości. Bycie odkrywczym jest faux pas, ponieważ - jak pisałem wcześniej - Hollywood to taki dwór chińskiego cesarza, na którym wszystko obraca sie wokół pewnych rytuałów i symboli, a więc nowości są
Pomińmy jednak kulturę masową; to kultura ogólna w Ameryce wydaje mi się czasem bardziej obca i przerażająca niż japońska. Kilka przykładów:
1) We współczesnej Japonii nie pójdziesz do paki za paktowanie z Szatanem, jak to się niedawno stało z parą nauczycieli w Stanach (poszli siedzieć na 14 lat) (źródło Counterpunch).
2) W Japonii nie jest przestepstwem przeciwko państwu krytykować jakość wołowiny na rynku, w Stanach teoretycznie można za to pójśc siedzieć jako terrorysta (źródło: Oprah Winfrey).
3) W Japonii za chodzenie nago po własnym domu w nocy, przy zgaszonym świetle nie zostaniesz skazany za obrazę moralności, bo ktoś bardzo się starał żeby cię zobaczyć (źródło: znów Counterpunch).
4) W Japonii za odlewanie się pod drzewem... Hmm, w sumie nie wiem jaka jest kara, ale na pewno nie wpisanie na listę sex offenderów (co oznacza, że masz przesrane do końca życia) i pójście do paki (źródło: nie pamiętam, chyba Guardian).
5) W Japonii nie unikasz za wszelką cenę powiedzenia, że ktoś jest czarny, jeśli jest czarny (źródło: znajomy, który był w USA; miał dwóch managerów, jednego czarnego, drugiego białego. Szukał tego czarnego, ale nie znał jeszcze ich nazwisk. On: "Szukam managera". Ktoś tam: "Ale którego?" On: "No, tego czarnego." Tamten: "A, tego WYSOKIEGO?").
6) Japonia podpisuje światowe protokoły dotyczące ochrony środowiska czy praw człowieka, Stany zawsze leją na to cienkim sikiem.
Mógłbym tak ciągnąć, ale chyba widać o co mi chodzi: mozna tu podmienić Japonię na bardzo wiele innych nazw krajów i wciąż sens pozostanie ten sam. Jestem szczerze mówiąc totalnie przerażony, że taka nacja trzyma ster świata; gdyby był to Iran czy Chiny, pewnie nie byłoby gorzej. I tu właśnie leży moja zwiększająca się niechęć do USA i ich zajebistej kultury.
Żeby jednak oddać Amerykanom sprawiedliwość, to w ich kulturze bardzo sznuję innowacyjność. Podam przykład, który mi niedawno to uświadomił szczególnie mocno, co się zresztą wiąże z anime. Na amerykańskiej stronie crunchyroll.com mozna legalnie i za darmo oglądać streamowane nowe serie anime, ponieważ jej twórca załatwił prawa bezpośrednio ze studiami (stronę otworzył z kumplami kiedy byli jeszcze studentami, choć na początku działali piracko). Niektóre (nieliczne) serie są jednak dostępne tylko dla widzów w USA, ponieważ prawa do nich nie obejmują reszty świata. Na Crunchyrollu pełno więc Brytoli, Francuzów, Filipińczyków i Hindusów, którzy jęczą że nie mogą ogląać tego czy tamtego i pytają, kiedy wreszcie te prawa zostaną załatwione. Na usta ciśnie się więc pytanie: dlaczego, k**wa, sami nie założycie takiego portalu? Crunchyroll też przecież zaczynał od zera. Potraficie wszyscy tylko jęczeć, że Wujek Sam wam nie załatwił wam tego czy tamtego. Zamiast polegać ciągle na Amerykanach i ich inicjatywie, może byście się tak zabrali do roboty sami? Ale nie, my ze Starego Świata zawsze czekamy na gotowe. I dziwić się, że zostajemy w tyle.
Brzoza pisze:3. Tak, tylko je zbiłem, mówiąc że to radykalnie uogólnione i nie prawda.
No spoko.