Stwór pokracznie i powoli skracał dystans. Rozciągnął ręcę pomiędzy waszą grupkę, a coś, znajdującego się w kierunku szybu windy, z takim wysiłkiem, jakby próbował się rozdwoić. Coś donośnie zatrzeszczało w jego ciele, ale nie spełnił swego zamiaru.
Rozczarowany ograniczeniami, jakie stawiało przed nią ludzkie ciało, istota pokornie ruszyła w kierunku miejskich rozbitków.
Ostre, rzucające, smoliście czarne cienie światło, uwydatniały najbardziej niepokojące cechy półludzkiej maszkary: Pozbawione wyrazu, czarne dziury w miejscu oczu, usta ze strzępami warg i wystającymi z czarnych dziąseł białymi, wąskimi zębami, po poparzoną chropowatą skórę, która zdawała się z każdym krokiem stworzenia gnić coraz bardziej.
Wygląd istoty i reakcja dziewczęcia, które momentalnie zerwało się na nogi i zaczęło uciekać w czerń przeciwnego korytarza, nie pozostawiały wątpliwości- to coś wymagało usunięcia.
Prawie równocześnie zahuczały strzały z broni Christophera i Daniela. Jedne wyprowadzone pewną ręką wprawnego strzelca, drugie wykonane ze skupieniem i precyzją osoby, której zależało na tym, by nie zmarnować uśmiechu losu, jakim były dwa naboje w trzydziestce ósemce.
Błysk strzałów nawet nie przerwał jednolitego obcego blasku.
Większość strzałów trafiła w cel, wbijając się z głuchym hukiem. Pozostałe zniknęły w odmętach korytarza. Nie miało znaczenia kto i w co trafił. Stwór, chociaż że zadrgał od impetu strzałów, to nawet nie jęknął. Zamiast tego stanął przez chwilę w miejscu i zaczął z zaciekawieniem przyglądać się ranom. Gdy już wsadził palec w każdy nowopowstały otwór w swoim ciele, dokładnie rozejrzał się po przeciwnikach patrząc im głęboko w oczy, dwoma ziejącymi czernią otworami. Samo wejrzenie w nie wprowadzało zgromadzonych w dziwny nieprzyjemny stan. Stan kompletnej pustki. Wszystko na chwilę traciło nazwę, kolor i kształt. Mięśnie rozluźniały się, umysł zwalniał obroty. Trwało to ledwie ułamki sekund, ale woleliście nie poznać efektów dalszej styczności.
Nim oczy bestii zwróciły się ku niemu, Klecha podbiegł do niezdarnego przeciwnika i fachowym sierpowym, odesłał większość jego zębów w towarzystwie czarnej wydzieliny na ścianę. Trzask pękającej kości poniósł się echem po opustoszałym poziomie. Istota padła na ścianę. Nie mogła już mamrotać, więc po prostu jęczała.
George już brał kolejny zamach, gdy stwór złapał go za rękę z zaskakującą szybkością.
Nie zrobił mu nic. Po prostu lekko objął jego nadgarstek.
Skyblade poczuł jak jego puls zwalnia. Świat w jego oczach opuściły kolory, kształty a w końcu jakiekolwiek pojęcia. Po prostu osunął się bezwładnie na ścianę.
Uścisk powoli się rozluźnił. Potwór zostawił pogrążonego w letargu przeciwnika pod ścianą.
Klecha patrzył jedynie zamglonymi oczyma po ścianach, nie mogąc nawet znaleźć w swoim umyśle jakiegokolwiek słowa. W głębi siebie czuł, że stan powoli, acz regularnie przemija, ale póki co nie mógł nawet dźwignąć się spod ściany.
Stwór dał susa w stronę Christophera - kolejnej najbliższej osoby i mimo oporu lekarza położył dłoń na jego piersi.
Christopher poczuł przenikający, kujący chłód w miejscu dotyku. Jego płuca wypełnił płyn. Medyk zaczął się krztusić i wykasływać czarną maź identyczną z tą, toczoną przez nieziemską istotę. Przez łzawiące oczy zauważył, że w miejscu, gdzie dłoń upiora stykała się z jego ciałem, materiał zaczął niszczeć i rozpadać się, odsłaniając skórę.
Próbował za wszelką cenę odgonić się od istoty, ale ta nie drgnęła po żadnym z jego ciosów, a palce włożone w jej "oczy" spotkały się jedynie z lodowatą pustką.
Nie wiadomo jaki byłby efekt dalszego kontaktu, lecz byłby zapewne tragiczny, gdyby nie interwencja Alexa. W związku z cennością każdej sekundy, można by rzec, że od dłuższego czasu mocował się z nieporęczną deską, próbując wziąć jakikolwiek zamach w ciasnym wnętrzu, aż w końcu znalazł sposobność i uderzył klocem drewna w plecy przeciwnika. Okazało się, że stwór podlegał prawom fizyki. Potężne uderzenie przyszpiliło go do ziemi. Rosjanin docisnął na nim deskę, by upewnić się, że już nie wstanie. Wolał nie dotykać go gołymi rękami.
Stwór wciąż szamotał się i wydawał z siebie nieartykułowane odgłosy. Trzeba było znaleźć jakiś sposób na egzekucję i to szybko.
Z klatki schodowej zaczął dobiegać miodowy blask i niezwykle regularnie brzmiące kroki.
Up dla Jacka Oddzielnie, bo okazał się 3 razy większy niż planowałem
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)