[Freestyle] Harmondale - dom graczy

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: BlindKitty »

Pasov

Pokiwała lekko głową Sangathanowi, kiedy szedł na górę, i zwróciła się do Ardela, mówiąc cicho, niemal pod nosem:
- Chyba powinniśmy tymczasem zająć się wymianą ważek i odebraniem srebrnego naczynia od kowala, prawda? - podczas całej wypowiedzi patrzyła się w podłogę, niezdecydowana między mówieniem jak najciszej a podnoszeniem głosu na tyle, by było ją słychać w gwarnym miejscu. - W takim razie może chodźmy?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Ardel:

Chłopak westchnął. - Tak, masz racje - wysilił się na uśmiech. - Ruszajmy - dodał. Zupełnie nie miał ochoty na łażenie po to, ale trzeba było to załatwić jak najszybciej. Poza tym chodzenie z masą martwych owadów tez było nieprzyjemną perspektywą.
Załatwią jeszcze te dwie rzeczy i będzie można pójść się wymyć i położyć spać.
Ardel uśmiechnął się pod nosem znów wzdychając. Pamiętał jeszcze jak będąc brzdącem wracał do domu późnym wieczorem po całodziennym łażeniu tu lub tam, zjadał kolację, mył się, a potem spał jak zabity. Jego odczucia teraz były zupełnie takie jak wtedy. "Osiem lat minęło, urosłem, niby zmężniałem trochę, oglądam się za spódniczkami... a nie zmieniłem się nawet w połowie tak bardzo jakbym chciał" pomyślał. Nie wiedział czemu wydawało się mu to zabawne. Może dlatego, ze potrafił się do tego przyznać przed sobą samym? Nie, raczej dlatego ze inni w jego wieku uważają się za wielce dorosłych.
Ardel zamrugał oczyma. Nie czas na rozmyślania.
- Ja skoczę po michę, a ty z ważkami, czy na odwrót? - zapytał elfki, gdy już wyszli na zewnątrz.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Pasov

Pasov ustaliła z Ardelem, że lepiej będzie jak on pójdzie do kowala po naczynie, a ona zajmie się ważkami, więc rozdzielili się i udali w odpowiednich kierunkach.

Gdy elfka przejęła torbę z owadami, uznała że ta jest dla niej dość ciężka, ale na szczęście nie musiała jej daleko dźwigać - miała do pokonania raptem kilkanaście metrów.
Łysy mężczyzna czekał przy barze, gdy Pasov do niego podeszła uśmiechnął się lekko.
Przełknęła ślinę - nigdy nie lubiła rozmawiać z obcymi, a tego człowieka widziała tylko przelotnie.
- Pamiętasz naszą umowę? - spytała, uchylając torbę.
Mężczyzna skierował swój wzrok do torby i uśmiechną się mocniej.
- Oczywiście. I widzę, że masz ich sporo. Chodźmy może na zaplecze, będzie je łatwiej policzyć mając do dyspozycji stół i dużo przestrzeni. - powiedział, gdyż istotnie tutaj nie było specjalnie miejsca, a wykładanie martwych owadów przy kimś kto je, było czymś co niespecjalnie wypadało.
Wskazał jej ręką odpowiednie drzwi.
Zbudziła się w niej niewielka iskra podejrzenia, ale uznała, że to przecież bez sensu i zapewne odzywa się przykry nawyk utrzymywania paranoi wyniesiony z dawnych lat.
- No tak, to rozsądne - stwierdziła, kiwają głową i ruszając w stronę właściwych drzwi.
Mężczyzna nie zapomniał, że ma do czynienia z kobietą, więc otworzył drzwi zanim przepuścił ją pierwszą do środka. Pomieszczenie było mniejsze od sali głównej, pod ścianami leżały jakieś duże skrzynie, a na nich mniej, lub bardziej zidentyfikowane produkty - od zwykłych warzyw, po jakieś suszące się rośliny-przyprawy. Na środku zaś był stół.
Mężczyzna ustawił się przy jednym z jego boków zaciekawiony ileż to ważek przyniosła mu ta mała elfka.
- Możesz je śmiało wysypać. - powiedział.
Pasov kiwnęła lekko głową i wysypała ważki na stół, rozglądając się ciekawie dookoła i próbując zidentyfikować przynajmniej niektóre rośliny i rozpoznała kilka z nich, takich jak kminek, anyż, czy kolendra.
Mężczyzna tymczasem zaczął cicho liczyć ważki, przekładając je z jednej kupki na drugą... - 1... 2... 3...
W pewnym momencie zatrzymał się, a Pasov zauważyła, że przyglądał się jednej ważce.
- Przepraszam, ale tej nie mogę wziąć. - powiedział. - Zobacz ma naruszone narządy, a przy tym pojemnik przetrzymujący jad. - pokazał jej jakieś żółtawe brzydactwo. - Cały wyciekł.
- Rozumiem - powiedziała do człowieka. - Czy mógłbyś mi przy okazji powiedzieć jak działa ten jad? - spytała nieśmiało, zaczynając się nieco obawiać o siebie i swoich towarzyszy.
Mężczyzna zmarszczył brwi. - Paraliżująco. Może też podobno wywołać halucynacje, ale w sumie nie jest śmiertelny... Choć w dużej dawce mógłby być groźny. - powiedział dość szybko, uznając, że dla elfki czekanie jest gorsze niż sama odpowiedź.
- Czy ktoś z was mocniej oberwał? Dlatego jesteś sama? - dopytał się, a jego głos zdradzał troskę, co raczej nie pasowało do osoby na jaką wyglądał.
- Jeden z naszych towarzyszy poczuł się nienajlepiej. Został ranny w głowę, choć niezbyt poważnie. Pozostali raczej sobie radzą - uśmiechnęła się odrobinkę, wdzięczna za jego zainteresowanie,
Facet zastanowił się przez chwilę. - Rana w głowę powinna położyć go spać na jakiś czas. Tak przynajmniej było z tymi od półorka. - powiedział dość miłym głosem.
- To dobrze, że nic mu nie będzie - kiwnęła głową z ulgą. - Proszę, możesz liczyć dalej.
Człowiek uśmiechnął się lekko a następnie wrócił do liczenia owadów. Gdy doszedł do 14 znowu trafiła się felerna, która nie miała jadu. Potem, podobnie było jeszcze z jedną. Nie mniej jednak, bez tych trzech było ich razem 19.
To wedle ich umowy oznaczało 15szt.zł i 2sr., a dokładniej książeczkę o wampirach oraz 12 złotych i 2 srebrne monety. I tyle jej zapłacił.
Pasov, już nic więcej nie mówiąc, odebrała zapłatę i kiwnięciem głowy oraz uśmiechem pożegnała się z człowiekiem, planując wrócić do reszty drużyny.
Gdy wróciła do sali głównej, ze swojej drużyny zastała tylko Sangathana, który właśnie zamawiał jakieś jedzenie... To przypomniało elfce, że ona też jest głodna. Ruszyła w jego stronę.


Ardel

Ardel ustalił z Pasov, że lepiej będzie jak on pójdzie do kowala po naczynie, a ona zajmie się ważkami, więc rozdzielili się i udali w odpowiednich kierunkach.

Zmęczony i lekko ubłocony Ardel ruszył do kowala. Nie miał czucia w karku i robił się lekko śpiący, ale to mu w niczym nie przeszkadzało - miał tylko odebrać ich podstawek - srebrne naczynie potrzebne do wygrania zawodów.
Początkowo szedł polegając na swojej pamięci, potem regularne uderzenia młota kowalskiego zaprowadziły go do celu - kowal wykuwał właśnie jakiś element zbroi. Cała droga zajęła mu zapewne mniej niż minutę.
Ardel wybral moment miedzy uderzeniam mlota i zapukal.
Nastąpiło kolejne uderzenie a potem cisza - drzwi się otworzyły i stanął w nich rosły, dobrze umięśniony mężczyzna, ubrany w roboczy strój kowala.
- Słucham! - powiedział.
- Ja po naczynie - powiedzial Ardel nie owijając w bawełnę. - Bylismy u pada cala ekipa wczesniej... - bąknłą. Chciał wracać do tawerny...
Kowal przyjrzał się Ardelowi. Zapewne wygląd alchemika nieco się zmienił przez tą wycieczkę na bagna, ale jak się okazało nie sprawiło to żadnych kłopotów.
- A tak. Poznaje. - powiedział kowal i zniknął udając się w głąb warsztatu.
Pojawił się po chwili z drobnym, ale dość głębokim, równym i o wyraźnym kształcie srebrnym podstawkiem.
- Oto wasze naczynie. - powiedział z dumą. - Coś jeszcze? Zbroje? - zapytał, wiedząc, że zbroja znajduje się na liście przedmiotów potrzebnych do zawodów.
- Jak bedzie czym zaplacic - zasmial sie chlopak. - Chyba ze potrzebuje pan czegos konretnego? - zapytal, biorac naczynie.
- Nie, w tej chwili mam już wszystko. Tym razem potrzebne wam będą pieniądze, na tańszą zbroję jakieś 8 złotych monet. - powiedział, a następnie dodał: - Jakby co to dzisiaj skończę obecne zamówienie. Od jutra mogę się zająć kolejnym.
- Pogadam o tym z reszta
- powiedział Ardel, kiwajac głową. Następnie pożegnał się i ruszył z powrotem do karczmy. W jego głowie kołatała się jedna myśl: Spać.. spać...

Ardel doczłapał się do karczmy. Prowadziła go tam wizja posiłku zjedzonego po drodze (bez zatrzymywania się) do łóżka. Ciekawe czy to przez to ważkowe ukąszenie był taki senny.
W sali było kilkanaście osób, ale jedyną znajomą twarzą była kelnerka Marta. Nie zauważyła go jeszcze, gdyż właśnie odsługiwała jakąś wydekoltowaną panienkę... która swoją drogą też wyglądała nieco znajomo.
Apetyczne zapachy jedzenia przypomniały mu o głodzie.
Chłopak nie mógł przeszkadzać jej w pracy, bo moglaby miec problemy. Podszedł do lady, gdzie karczmarz mógł przyjąć jego zamówienie - spojrzał na niego czekając na takowe.
- Hm, witam gospodarzu, cos dzis konkretnego na ząb? - baknal chlopak, opadajac na jeden ze sołków koło baru.
Karczmarz najwidoczniej zrozumiał zamówienie jako "cokolwiek do jedzenia, byle szybko" i zaraz podał mu miskę gęstej zupy jarzynowej... albo gotowanych jarzyn - tak była gęsta.
- Dwie sztuki srebra. - powiedział cicho karczmarz, a chłopak zapłacił mu odpowiednią kwotę.
Ardel zjadl wszystko i westchnął. Rozgladnał sieza dziewczyną. Posiedzial troche i na nia patrzyl. Milczal. Nie podchodzil. Widać było, że była bardzo zajęta - karczma najwidoczniej nie przewidywała takiego ruchu, a zawody przyciągnęły sporo klientów.
Nie mniej jednak dobra kelnerka ma oczy dookoła głowy - zauważyła Ardela i choć ten nie był w najlepszym stanie znalazła siły i czas, aby się do niego szczerze uśmiechnąć.
A nawet podejść i zagadać. - Witaj. Coś marnie wyglądasz. Ciężki dzień? - zagadała z uśmiechem, oddając przy okazji karczmarzowi dwa puste kufle, które ten zabrał na zaplecze... albo do kuchni.
- Meczacy. Nie dalem rady znalezc niczego co by ladnei pachnialo, bo musialem tachac tak zwana zdobycz, pozarly nas wszystkich wazki i ogolnie bylo bardzo zabawnie. Chcialem tylko na ciebie popatrzec... bo dalej czuc mnie miejscem w ktorym bylem - westchnal. - Chyba jestem najgorszym facetem ktorego maials, co? Nie dosc, ze nie przyniosl kwiatka, to jeszcze jest zablocony i smierdzi bagnem - Ardel sie zasmial cicho.
Marta równierz zaśmiała się chicho, szczerze się przy tym uśmiechając.
- Ale za to jesteś pracowity. Są tacy co cały czas się lenią i nawet godziny nie przepracują. - powiedziała, zapewne chcąc mu poprawić humor. - Jest jeszcze wcześnie, ale Ty lepiej idź spać, bo jak tu zaśniesz to nie będzie miał kto Cię zanieść na górę. Jutro też jest dzień.
- Dzieki
- Ardel westchnal. - Dobra, jutro musze sie wykąpać, bo teraz nie ma ci nawet jak calusa dac. - mrugnal do niej i pogramolil sie na gore.
Zanim jednak wszedł na schody zatrzymał go jakiś facet. Zanim alchemik zdołał wydać swoją opinię na temat zastąpienia mu drogi, ów facet powiedział:
- Ardel? Załatwiliście co trzeba?
Był to Sangathan.


Sangathan

Sangathan zaprowadził Fergo do łóżka. Nie było to łatwe - elf miał do dyspozycji praktycznie tylko jedną rękę, a chłopak już prawie spał.
Guzdrali się z tym przez kilka minut, ale dotarli do sypialni, gdzie elf położył chłopaka na łóżko.
Sangathan nie zamierzał jeszcze kombinować z pomaganiem chłopakowi z wieczorną toaletą. Sam zapewne nie do końca był zdolny się umyć z jedną tylko sprawną ręką. Nakrył chłopaka i wyszedł z pokoju upewniwszy się, że ten spokojnie śpi i że jego życiu teraz nic nie zagraża. Dzieciak musiał odpocząć...
Zaraz potem ruszył na dół, do sali głównej. Już wcześniej, gdy ją mijał przypomniał sobie jaki był głodny. Gdy do niej zszedł natychmiast wpadł na Ardela. Wyglądał na zaspanego i chyba chciał już iść spać, bo nawet minął by elfa, bez słowa. Ale co z podstawkiem i ważkami, które mieli załatwić?


Sangathan i Ardel

- Ehm... Ardel? - baknął elf. - Załatwiliście co trzeba? - spytał.
Ardel spojrzał na niego niezwykle zaspanym wzrokiem. Bez słowa dał elfowi srebrna miskę... miseczkę, salaterkę, podstawek... cokolwiek to było. - Kowal może nam zrobić zbroję za 8 złotych monet - mruknął i ziewnął. - Pasov poszła z tymi ważkami załatwić sprawę... - dodał.
Elf odprowadził Ardela aż do drzwi pokoju. Ten powinien sobie lepiej dać radę niż Fergo. - W razie czego gdyby od ran poniesionych od ważek coś ci się działo to mów natychmiast - powiedział poważnie. - Na was ludzi jad ten zdaje się działać bardzo mocno - powiedział. - Będę zaglądał do was pewnie w nocy - dodał elf.
- Dzieki
- Ardel pokiwa głową i poklepał elfa po ramieniu. - Jutro sie zoabczy co z tego wyniknie. Innego wyboru chyba nie ma - bąknął chłopak, kierujac sie do łóżka.
Fergo spał już twardo na swoim łóżku.
Sangathan życzył Ardelowi dobrej nocy. Upewnił się, że Fergo śpi i schowawszy na razie miseczkę przed wzrokiem ciekawskich, udał się wreszcie na dół. Był głodny jak wilk...
Ardel padł na swoje łóżko. - Dobrej nocy - rzucił do Sangatana, po czym zasnął. Jak zabity.


Sangathan

Sangathan zszedł do sali biesiadnej. Przez te kilkanaście minut jego nieobecności niewiele się tu zmieniło.
Nie chcąc zawracać głowy zapracowanej kelnerce - znajomej Ardela, podszedł do stojącego za ladą właściciela przybytku i zamówił coś do jedzenia.

Wtedy to dostrzegł jak drobna elfka wychodzi z zaplecza. Pasov też go dostrzegła i ruszyła w jego stronę. Wyglądała na zadowoloną, co mogło oznaczać, że sprawa związana z ważkami się powiodła.


Ardel

Był ciepły dzień, z kilkoma chmurkami na niebie. Ardel jechał gdzieś wozem, zaprzężonym w jakiegoś niezbyt silnego konia. Woźnica - szczupły mężczyzna z dużymi wąsami, mówił właśnie o drzewie które mijali - naprawdę ogromnym dębie.
- Widać z niego całą okolicę, nawet Harmondale. O ile ktoś jest na tyle młody, że da radę wspiąć się tak wysoko... Albo jest elfem. - powiedział.
Wtedy to Ardel zauważył, że jedna chmura przybrała kształt ust Marty, gdy się uśmiechała... Coś mu to przypomniało, coś ważnego, ale niestety nie był pewien co.
Jechali powoli, może jeszcze ze dwie minuty, gdy nagle przed nimi pojawiły się trzy duże gobliny - każdy z mieczem w dłoni.
- Cholera, zwykle czekają dalej. Przy polance.

- Spokojnie. Załatwimy ich. - Powiedział ktoś.
- Nie! - rzekł woźnica. - Trzeba dać im po butelce wina. Panie Ardel, siedzi Pan na skrzynce z winem. Proszę mi podać szybko trzy butelki.
- Trzy butelki wina?! Dla goblinów? Trzy butelki?!
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: WinterWolf »

Sangathan i Pasov

Uśmiechnął się na tyle na ile pozwalało mu zmęczenie po całym dniu stresów i wysiłku.
- Jak poszło? - spytał spokojnie. Czekał na zamówione jedzenie. Zanim się położy musiał coś zjeść i się napić. Może niedobrze kłaść się z pełnym żołądkiem, ale on musiał zregenerować siły. A lekki posiłek doskonale się do tego nada...
Pasov wbiła wzrok w ziemię, ale zanim zdążyła do zrobić, Sangathan mógł zauważyć że lekko się uśmiechnęła.
- Całkiem dobrze - odpowiedziała, podając mu książkę i całość pieniędzy, które dostała za ważki.
- Jutro załatwimy resztę formalności w takim razie - Odetchnął wyraźnie zadowolony. Po chwili westchnął ciężko
- Martwię się o Fergo i Ardela. Wydaje się, że toksyna ważek podziałała na nich mocniej niż można by początkowo przypuszczać - powiedział.
Najpierw mruknęła coś pod nosem, a potem westchnęła lekko i cichutkim głosem stwierdziła:
- Ten człowiek, który kupował ważki mówił, że trafienie w głowę zapewne spowoduje tylko że na jakiś czas pójdą spać. A żeby poważnie kogoś zatruć potrzeba byłoby bardzo dużo jadu, bo nie jest mocno trujący, choć usypia i paraliżuje.
- Mówił coś na temat czasu działania jadu?
- spytał elf. Miał zamyślony wyraz twarzy.
- Nic szczególnego - powiedziała jeszcze ciszej, zawstydzona, że nie wypytała dokładniej - to chyba bardzo zależy od dawki i tego kto dokładnie został zatruty...
Elf westchnął - Cóż... Zobaczymy... Będę czuwał przez noc - westchnął. - Mam obawy co do stanu Fergo i Ardela. Fergo zasnął niemalże na stojąco, a Ardel był właściwie nieprzytomny gdy z nim rozmawiałem - powiedział. - Jeśli chcesz coś zjeść przed snem, to zapraszam do wspólnej kolacji - dodał po chwili.
Podniosła na moment wzrok, promiennie się uśmiechając, ale zaraz potem znów wbiła spojrzenie w swoje buty.
- Dziękuję za propozycję, bardzo chętnie z tobą zjem.
Sangathan skinął głową - Jeśli nie masz nic przeciwko jedzeniu kaszy manny na mleku, to nie musisz składać dodatkowego zamówienia. Wziąłem dwie... Ale jeśli jednak wolisz coś innego, to też nie jest problem, tylko powiedz co mam zamówić - powiedział.
Pokręciła głową.
- Kasza mi pasuje, nawet bardzo.
- No to właśnie nadchodzi
- powiedział i mrugnął okiem dając znać, że zbliża się barmanka z zamówieniem.
Pasov usiadła obok Sangathana i zaczęła powolutku jeść przyniesione jedzenie, zresztą z niejaką ulgą; była mocno głodna, choć chciała najpierw wszystko załatwić, i teraz posiłek bardzo jej pasował.
Elf również w spokoju wziął się za jedzenie. Uporał się z nim dość szybko, mimo tego że się nie spieszył. Jedną ręką jadło się dziwnie...
- Muszę przyznać, że to niecodzienne doświadczenie. Do tej pory wydawało mi się, że jedząc jedną ręką nie trzeba używać drugiej - mruknął dzieląc się swoim prozaicznym spostrzeżeniem.
Była dopiero w połowie swojej porcji, kiedy jej towarzysz już skończył.
- Też mi się kiedyś tak wydawało - odpowiedziała cicho, ale wesołym tonem, w którym pobrzmiewało zadowolenie; czy z towarzystwa, czy z posiłku, trudno dociec - dopóki nie złamałam ręki i przez kilka tygodni nie musiałam jeść tylko jedną - spojrzała krótko na Sangathana, cały czas z uśmiechem na ustach, a potem, lekko się rumieniąc, wróciła do wpatrywania się w talerz.
- Ręki jeszcze nie zdarzyło mi się złamać... Nogę owszem... Ale ręki nie. Cóż, życie to pasmo niekończących się doświadczeń, eksperymentów i przypadków - uśmiechnął się. - Następnym razem będę chociaż wiedział w co nie dać się gryźć przerośniętym insektom - powiedział.
Zarumieniła się nieco mocniej, zanim po dłużej chwili milczenia stwierdziła:
- Ja miałam złamaną chyba prawie każdą większą kość... Może mam po prostu nieco pecha. Ale ugryzienie w rękę i tak sprawiło chyba najmniej problemów? Gdybyś nie mógł iść po ukąszeniu w nogę, byłoby nam wszystkim dużo trudniej.
Elf zaśmiał się cicho.
- Przepraszam - zreflektował się. - Wyobraziłem sobie ile by z tym wszystkim było zachodu, gdyby jeszcze ktoś musiał mnie nieść - bąknął.
Pasov potrząsnęła głową.
- Sądzę, że w najlepszym razie dalibyśmy radę cię prowadzić. Z półśpiącym Ardelem, ledwo przytomnym Fergo i... - zacięła się na moment - i ze mną - dokończyła wreszcie - chyba nie zdołalibyśmy nawet cię podnieść. To znaczy, nie chcę powiedzieć, że jesteś gruby, czy wielki, to znaczy właściwie że jesteś duży, ale taki - zaczęła się plątać i nagle umilkła, dodając po chwili - taki dobrze duży. To znaczy, tak jak powinieneś być, jako mężczyzna i w ogóle.
Elf się uśmiechnął ciepło.
- Rozumiem o co ci chodzi - powiedział spokojnie. Przez chwilę milczał, a potem odezwał się tonem zdradzającym dość dobry nastrój i chęć na żarty. - Jestem wojownikiem, a to sprawia, że ktokolwiek stara się podnieść mnie musi liczyć się z transakcją wiązaną. Podnosi mnie, kolczugę, broń i resztę złomu. Przy czym sam ja wystarczę do szczęścia, żeby się... - chwilę szukał słowa. Chciał utrzymać konwencję w której mówił. - Załamać - powiedział.
Cicho parsknęła śmiechem, kiedy Sangathan rzucił ostatnie słowo, ale zaraz się opanowała i spojrzała na niego, żeby sprawdzić czy się nie obrazi; stwierdziwszy, że raczej nie, uśmiechnęła się szeroko i przez chwilę patrzyła na niego, wciąż zarumieniona.
- Tym niemniej, na pewno wyciągnęlibyśmy cię stamtąd - spojrzała z powrotem w swój talerz i dodała scenicznym szeptem - pewnie dosłownie.
Elf zaśmiał się szczerze i wesoło.
- Nie raz byłem już umorusany błotem, ale jeszcze nigdy nikt nie ciągnął mnie przez bagna... Zapewne jeszcze mnie to czeka w życiu - powiedział wesoło, gdy już się uspokoił.
Westchnęła cicho i odezwała się nieco poważniejszym tonem:
- Szczerze mówiąc, nie jest to raczej coś na co warto czekać - mruknęła, tym razem jakby bardziej do siebie, ale zaraz znów się uśmiechnęła, odgarnęła włosy z twarzy i przełknęła ostatnią łyżkę strawy - zapewne wiele jeszcze cię czeka w życiu. Oby jak najwięcej z tych niespodzianek było dobrych - dodała już nieco głośniej, zwracając się lekko w stronę towarzysza, ale nadal jakby unikając jego wzroku.
- Nie muszę czekać na takie... Hmm... Przyjemności dnia codziennego... - mruknął zamyślony. - One same mnie znajdą. Nauczyłem się jak ich unikać co prawda, ale jeśli już się nie da to nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ludziom zdarzają się gorsze rzeczy niż przeciągnięcie po bagnach - powiedział już z uśmiechem. Po chwili dodał:
- Powinnaś częściej jeść takie ciepłe, lekkie dania - mruknął. - Nabierasz kolorów... Chyba – powiedział.
- Zdaje się nawet, że nie tylko ludziom - spojrzała przez krótką, ulotną jak wiatr chwilę w jego niecodzienne oczy, i zaraz znów w podłogę. Uśmiechnęła się jednak, słysząc jego komentarz. - Zdaje się że w ogóle powinnam nieco częściej jeść - przesunęła lekko palcami po swoim policzku. - Mogę cię o coś zapytać? - zamrugała nagle, jakby zaskoczona własną śmiałością.
- Jasne. Proszę - powiedział zachęcając ją. Elf grzał sobie jedyną w tej chwili sprawną rękę o kubek z mlekiem.
- Masz takie... Niezwykłe oczy. Jestem ciekawa - zawiesiła jakby na chwilę głos, szukając właściwego sformułowania - dlaczego są właśnie takie.
Elf westchnął.
- Powiedz mi wpierw co widzisz, gdy na nie patrzysz - poprosił. - Wiem tylko, że są inne... A lustro nie odpowiada na moje pytania - powiedział. Spojrzał wprost na Pasov. Oczy wojownika wyglądały jak odlane ze srebra.
Powoli, jakby ostrożnie uniosła głowę i spojrzała na wojownika, przyglądając się jego oczom.
- Wyglądają... - zastanawiała się chwilkę - jakby ktoś odlał dwie kule ze srebra, albo z rtęci, i wprawił je w miejsce oczu. Tak, to chyba najlepiej je opisuje.
Elf zamknął na chwilę oczy. Otworzył je ponownie, ale tym razem zapatrzył się w kubek mleka. Wyglądał na zamyślonego. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili
- Gdy miałem 15 lat wybrano mnie do terminu... Przez całe 5 lat byłem uczniem pewnego maga. Wszyscy byli przekonani, że to będzie dla mnie najlepsza droga - westchnął.
Siedziała, słuchając uważnie i niemal wstrzymując oddech.
W końcu elf podjął na nowo swoją opowieść.
- To był wypadek... Wypadek wynikający z mojej nieuwagi i niechęci do tego... fachu... Miałem zmieszać prostą miksturę. Skończyło się na tym, że znaleziono mnie w laboratorium ledwie żywego ze zmasakrowaną twarzą. - westchnął.
- Blizny mają to do siebie, że się goją... Z czasem znikły... A moje oczy na wiele lat zapomniały czym jest światło. Gdy zaczynałem się do tego przyzwyczajać, trafił się pewien uzdrowiciel. Udało mu się przywrócić moim oczom wrażliwość na światło. Od tamtej pory... Od ponad 60, a może nawet od ponad 70 lat chociaż widzę, moje oczy pozostają ślepe na piękno tego świata. Zachód słońca, wschód, polne kwiaty, ludzkie oczy i motyle... Wszystko jest takie samo... Lasy utraciły zieleń... Nie dostrzegam kolorów, bez względu na to co robię i kogo proszę o pomoc - mruknął.
Milczała przez długą chwilę, nie wiedząc czy powinna coś mówić, czy raczej milczeć. Nie przychodziło jej do głowy nic, co mogłoby go pocieszyć...
- Trudno mi sobie to wyobrazić - stwierdziła cichutko. - Ale z pewnością jest na świecie ktoś kto zdoła ci pomóc. Tyle słyszałam o różnych uzdrowicielach... - gorączkowo przeszukiwała pamięć, w poszukiwaniu jakiegoś okruchu wiedzy, gdy nagle sobie przypomniała. - Słyszałam kiedyś o uzdrowicielu pośród krasnoludów, który umie zregenerować nawet całkiem utracone oczy. Może on mógłby ci w przyszłości pomóc?
- Jeśli potrafi zregenerować coś co zostało zniszczone magią... To możliwe... Cóż, czas pokaże. Póki co mamy teraz na głowie inne rzeczy - powiedział spokojnie. Przez chwilę się namyślał.
- Możesz mi powiedzieć jakiego koloru są twoje oczy i włosy? - bąknął.
- Mam nadzieję, że potrafi - powiedziała z przekonaniem. - Moje oczy i włosy? - zarumieniła się nagle mocno, tak wyraźnie, że nawet niedostrzegający kolorów Sangathan musiał to zauważyć. - Oczywiście że mogę... Mam zielone oczy i rude włosy.
- Ch-chyba umiem sobie to wyobrazić...
- powiedział marszcząc brwi.
- Ładne - podsumował.
- Cieszę się, że tak mówisz - spojrzała na niego przelotnie, ale po chwili wróciła wzrokiem, uśmiechając się lekko na widok jego niezwykle skupionego wyrazu twarzy. Widać niełatwo było sobie przypomnieć jak wyglądają kolory.
Elf po chwili dopiero wrócił do rzeczywistości. Przetarł dłonią twarz.
- Chyba dość na dziś o moich oczach i kolorach - powiedział. Westchnął.
- Jutro pracowity dzień, a chciałbym jeszcze sprawdzić w jakim stanie są nasi dwaj pechowcy - powiedział.
- Mam nadzieję, że do jutra wrócą do siebie... - mruknął wyraźnie zmęczonym tonem.
Przelotnie musnęła palcami jego dłoń, zaraz cofając rękę.
- Jeśli będziesz chciał położyć się spać, proszę, obudź mnie. Mogę ich popilnować, a nigdy nie muszę spać zbyt długo.
- Innym razem. Chyba, że sama się wcześniej obudzisz
- powiedział.
- Będę miał czas na uważne przestudiowanie zniszczeń jakie poczyniły ważki w moim ramieniu - powiedział. - Zaletą moich oczu jest to, że nie potrzebują światła, żeby widzieć - dodał. Wstał od stołu. Zasunął krzesło za sobą i podał Pasov rękę, by pomóc jej wstać.
Kiwnęła głową.
- Jeśli więc się obudzę, przyjdę cię zmienić. Ale jeśli okaże się że potrzebujesz pomocy w jakieś kwestii - ujęła go za rękę i wstała, uśmiechając się do niego - dziękuję - wtrąciła, po czym kontynuowała - to naprawdę możesz mnie obudzić.
- Na taki układ mogę przystać
- powiedział. Pasov mogła mieć pewność, że nie będzie jej budził... Zasunął za nią krzesło.
- W takim razie, chodźmy już na górę. I następną noc przesypiasz całą, cokolwiek nie miałoby się stać - stwierdziła, spoglądając na niego z lekki przestrachem, który widać było w tym, że dłońmi obciąga sukienkę na wciąż niezwykle kościstym ciele.
- Raczej nie planuję dwóch bezsennych nocy pod rząd - powiedział z uspokajającym uśmiechem. Podał jej ramię.
Ujęła go pod ramię, nieco spokojniejsza, i w milczeniu już poszła z nim na górę.
Elf odprowadził ją pod drzwi. Potem otworzył je przed nią. Życzył jej dobrych snów i sprawdził jak też radzą sobie pozostali członkowie grupy. Elf nie podejrzewał, żeby w tak krótkim czasie stało im się coś poważniejszego, ale ponieważ byli zatruci jadem owadów, wolał się upewnić czy wszystko w porządku...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Ardel:

Chłopak spojrzał na gobliny. Zignorował głos - nie ufał mówiącemu. Zajmą się nimi, albo i nie. Ardel wołał oddać to wino...
Że tez nie ma sam dość siły by ich skopać... cholerne pseudohumanoidalne rzezimieszki.
- Karrzaj da ? - Zagadał goblin do woźnicy, gdy Ardel wyciągał wino ze skrzynki. Alchemik przy okazji zauważył, że Sangathan i Pasov chwycili za broń, pewnie na wszelki wypadek.
Woźnica odebrał wino od niego i podając je goblinom powiedział:
- To są... przejazdem, ba driga... Efly do Turlańskiego.
Gobliny zabrały butelki z cennym trunkiem i porozumiały się. Zaraz potem jeden wrócił i przemówił:
- Maniszken! Płarzej be driga! - ton jego głosu nie oznaczał nic dobrego, oraz sugerował, że wino im nie wystarczy.
- Chcę, abyście zapłacili za przejazd - powiedział wąsaty woźnica.
- Dwa karzy! - dodał goblin i pokazał dwa palce.
- Po dwie sztuki złota - przetłumaczył woźnica.
- Jeszcze czego - powiedział Sangathan wyciągając miecz.
Ardel Pasov i Sangathan zeskoczyli z wozu z bronią w dłoni.
- A niech to wszyscy diabli. - warknął woźnica.
Gobliny coś krzyknęły i rozpoczęła się walka. Początkowo walczyli jeden na jednego i nie było tak źle... nawet Ardel się utrzymywał zajmując swoją osobą jednego z goblinów, ale wkrótce do walki dołączył się drugi. Całą reszta swiata jakby straciła na ważności.
Unikanie dwóch ostrzy nie było łatwe. Unik, odskok, próba ciosu sztyletem, unik i ... zrobiło się zimno. Ruchy Ardela nagle stały się powolne. Wszystko przychodziło z takim trudem.
Ardel spojrzał w dół - jego brzuch przebił gobliński miecz... rana była poważna, ale dziwnym trafem jakoś to go specjalnie nie przejęło. Wszystko stawało się coraz wolniejsze. Świat obrócił się w prawo. Ardel uderzył głową w ziemię. Ból był jakiś odległy, wszystko nabrało błękitnej barwy. Ardel też widział wszystko jakby z dystansu... Nie wiedział co robić i wszystko wydawało się mgliste. Chłopak przeszedł przez ziemię na wylot. Spadał powoli, gdzieś w górze widział błękitne niebo... i chmurkę wyglądającą jak uśmiech Marty.

Obudził się.

Rozplątał się powoli z koca. Usiadł.
Potarł dłońmi twarz, po czym popatrzył w okno. Było jeszcze ciemno.
Chłopak westchnął ciężko. "Nie tłuc się z goblinami" pomyślał. Oddychał chwilę, oczyszczając umysł, po czym znów padł na łóżko i poszedł spać.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Wszyscy

Tej nocy, w cichym pokoju karczmy na Szmaragdowej wyspie, zawodnicy drużyny ósmej wyspali się jak należy. Obudzili się, gdy słonko wtargnęło przez okna oświetlając cały pokój. Nie była to jednak ostra i nagła pobudka, a jedynie spokojne wezwanie.
Efekty jadu minęły jak ręką odjął, nie pozostawiając po sobie śladu. Jedyną pamiątką z dnia wczorajszego były skromne ślady po ukąszeniach, które jednak nie powinny się w pełni zagoić nie pozostawiając żadnych blizn.

Po szybkiej porannej toalecie, drużyna ósma zeszła na dół, gdzie przywitały ich apetyczne zapachy. Nie dali długo czekać swoim brzuchom - zamówili i spałaszowali porządne śniadanie.
Ardel niestety nie miał okazji spotkać się ze swoją sympatią, gdyż najwidoczniej spała jeszcze odpoczywając po wczorajszej pracy, która musiała trwać do późnej nocy.

Zawodnicy mieli dwa kolejne przedmioty do oddania sędziemu: Srebrny podstawek, wykuty przez tutejszego kowala, oraz opowiadania o wampirach, zakupione dzięki upolowanym ważkom.
Nie tracąc więc czasu, zaraz po posiłku ruszyli do chaty, w której rezydował sędzia. Zanim jednak tam doszli zorientowali się, że mogą mieć z tym pewne kłopoty...
Budynek otoczony był przez niektórych zawodników - około tuzina, i to tych którzy swoją osobą reprezentowali raczej znaczną wartość bojową. Ze znajomych osób zauważyli dwóch rycerzy (obu już bez zbroi, ale za to w kolczugach i hełmach), dobrze zbudowanego półorka, oraz nie gorszej postury satyra.
Stali teoretycznie dookoła budynku ale dało się zauważyć, że głównie zgromadzili się koło wejścia.
Niektóry zwrócili swoją uwagę na nadchodzącą drużynę ósmą i poderwali się na nogi, tudzież zaprezentowali posiadaną broń.
- Myślicie, że będą chcieli odebrać nam nasze przedmioty? -wyszeptał Fergo.
Zanim dojdą do celu mieli jeszcze czas na przemyślenie lub przedyskutowanie działania.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Ardel:

Chłopak uniósł brew.
- Jeśli tak to wybrali sobie wesołą taktykę... - mruknął, krzywiąc się. Teraz dopiero odczuwał o ile lepiej byłoby się zająć walką jakąś bronią niż łażeniem bez celu i siedzeniem nad książkami o alchemii. Przecież Sangatan wiecznie wszystkiego nie będzie załatwiał...
- Jeśli są z różnych grup to może uda się nam jakoś ich na siebie napuścić - mruknął, ale widać było, ze sam nie wierzył za bardzo w to co mówił. - Może podejdę naprzód i zapytam się o co im chodzi - zaproponował. W końcu nie spuszczą mu łomotu przed budynkiem sędziego, a żadnych przedmiotów przy sobie nie miał. Micha poszła do Sangatana...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: WinterWolf »

Sangathan

Elf mimo wszystko w nocy się zdrzemnął. Przebiegała spokojnie, stwierdził więc, że nie ma się co niepokoić i postanowił zebrać siły na dzień następny. Z radością stwierdził iż wróciło mu czucie do zranionej ręki. Pozbył się części opatrunku. Pozwolił niewielkiej ranie po ukąszeniu ważki zagoić się samoistnie.

Elf z daleka widział już, że mogą mieć trudności z przejściem do budynku. Jedna z rzeczy, której nie tolerował to niehonorowe zagrania... Zanim jego drużyna znalazła się w zasięgu słuchu zgromadzonych rzucił do swoich towarzyszy:
- Ma któreś z was gruczoł jadowy którejś ważki? Może być zniszczony. - powiedział cicho i spokojnie.
Sangathan zwolnił nieco kroku nie chcąc znaleźć się w tym dziwnym tłumie zbyt wcześnie. Chciał zyskać nieco na czasie by się przygotować. Mimo tego, że szedł niespiesznie jego krok był pewny. Wyglądało na to, że ten tłumek tam wcale go nie speszył. Szedł jak wojownik na wojnę... W końcu dziesiątki lat już parał się wojaczką. Mimo młodzieńczej twarzy w porównaniu do towarzyszy był już sędziwym starcem... Który zachował siłę i sprawność młodzieniaszka.
Elf szeroko otworzył oczy. Wiedział, że to może speszyć potencjalnych przeciwników. Wyglądające jak odlane ze srebra oczy robiły upiorne wrażenie. Chociaż bolało go bardzo ich kalectwo, nie wstydził się i nie bał użyć ich jako swojego atutu. Ściągnięte brwi nadawały jego twarzy surowy wyraz. Sangathan zabijał już nie raz. I wiedział, że bez żalu i wyrzutów sumienia zabije jeszcze raz jeśli ktoś będzie nastawał na życie jego lub jego towarzyszy.


[Elf czeka na odpowiedź towarzyszy. Jeśli któreś ma gruczoł to prosiłabym o przekazanie go Sangathanowi. Gdy kwestia posiadania choćby minimalnej ilości jadu ważki się wyjaśni dam resztę odpisu]
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Ardel:

Chłopak skrzywił się lekko. Sięgnął do torby przybocznej. Ważka którą upolowali kawałek czasu temu dalej tam była. Zdążyła zacząć się rozkładać...
Ardel wyciągnął truchło z torby i podał Sangatanowi. - Y.. masz - mruknął z niesmakiem, czując jak zewłok ślizga mu się w dłoni. Rozejrzał się za jakąś roślinką, w której liść mógłby sobie wytrzeć dłoń.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: WinterWolf »

Sangathan

Elf uśmiechnął się półgębkiem. Obrócił się i stanął zasłaniając swoją osobą to co teraz zamierzał zrobić. Nie chciał by tamci czekający przy wejściu widzieli co robi. To miała być niespodzianka... Zapewne zadziała jak porządny straszak.
Wziął ważkę od Ardela. Dobył miecza i rozprowadził to świństwo po całej długości głowni. Ostrożnie schował miecz do pochwy.
- Przechowaj tę ważkę jeszcze przez jakiś czas, proszę. Zawiniemy ją teraz tak by nie zaśmierdła ci reszta ekwipunku - powiedział. Szybko uwinął się z pakowaniem truchła.
- Jeśli zaatakują to miecz wysmarowany jadem spowoduje drętwienie okolicy rany. Być może nawet uda się uzyskać efekt paraliżu. Wszystko zależy od dawki jadu. Jestem w stanie wykonać szybki manewr z mieczem, który powinien bardzo lekko zadrasnąć większość stojących tam osób. Jeśli zaatakują po prostu odsuńcie się tak bym was nie drasnął. Dopiero gdy przejdę na drugą stronę ich grupy możecie śmiało im czymś przywalić. Sami nie zaczynamy awantury - powiedział. Uśmiechnął się spokojnie.
Elf się wyprostował i znów na jego twarzy zagościł wyraz stanowczości. Obrócił się na pięcie i ruszył tym samym krokiem co wcześniej. Ale tym razem położył dłoń na rękojeści miecza. Żeby każdy kto chciał ich zaatakować miał świadomość, że elfi wojownik odpłaci mu ostrzem swojego miecza. A kilkadziesiąt lat ćwiczenia się w fechtunku to nie w kij dmuchał...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Wszyscy

Mając przygotowany wstępny plan, drużyna ósma ruszyła w kierunku budynku sędziego i otaczającego go tłumku.
Tam właśnie zostali zatrzymani - na ich drodze stanął potężny, krótko ostrzyżony facet z długimi wąsami, a pozostali bacznie przyglądali się naszym zawodnikom.
- Witam! - powiedział swoim szorstkim głosem. - Można się dowiedzieć, jakież to przedmioty zanosicie sędziemu? - zapytał, a ton jego głosu był o dziwo dość spokojny.
- A kto pyta i w jakim celu? - spytał bardzo spokojnie Sangathan. Spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. I chociaż elf czytał w oczach człowieka jak w otwartej księdze, tak jego własne pozostały nieodgadnione. Niczym dwie zimne kule srebra. Chyba jedyny pozytyw posiadania takich oczu...
O dziwo mężczyzna uśmiechnął się lekko i spokojnie odpowiedział - Pyta ochotniczy komitet zawodników. - oznajmił - A pytamy w celu ustalenia, czy przechodzicie do sędziego, czy rozwiązujemy kwestie walką.
Sangathan zauważył, że zgromadzeni podobnie jak on, są przygotowani na wszelką ewentualność - a to opierając się o wbity w ziemię miecz, a to niby czyszcząc sztylety szmatką.
Na szczęście mężczyzna nie dał nikomu popełnić głupstwa i od razu wyjaśnił o co chodzi - Chodzi o jajo gryfa. Jeszcze żadna drużyna go nie przyniosła i nie ma się co dziwić. Ale zwycięży ta, która przyniesie jajo do sędziego, a nie ta która zabierze je z gniazda. A to już nasze zadanie.
Sangathan się zaśmiał. Nie dał rady się powstrzymać. - Cóż przykro mi to mówić, ale się mylisz. Jedna drużyna już dawno oddała jajo gryfa. Drużyna ósma. Gdzieś w okolicach początku zawodów. - powiedział to ze spokojem. Ustawił się tak by mieć na oku wszystkich zawodników. W razie czego chciał mieć ich w zasięgu miecza by za jednym zamachem poranić wszystkich od razu gdyby doszło do starcia.
Po słowach elfa nastąpiło małe zamieszanie.
- Jak to!? Czyli już po wszystkim!?! - powiedział Satyr z dość głupią miną.
- Kiedy!? - dodał ktoś inny, a potem wszystko zagłuszył ogólny gwar zamieszania.
- Cisza! - krzyknął do niedawna prowadzący z Sangathanem rozmowę, teraz jednak zwracał się do pozostałych - Skoro nie ogłoszono wyników zawodów i szli do sędziego, to znaczy, że zawody trwają!
- Ale co możemy zrobić, skoro już dali jajo? - spytał półork.
- Nie rozstrzygniemy tego tak jak to miało być, ale nadal możemy ich wyeliminować z zawodów! Zrezygnują jak krasnoludy. - powiedział i sięgnął po broń... a pozostali zgromadzeni zrobili to samo.

Elf zachował zimny spokój. Jedynie nieprzyjemny błysk w oku zdradził, że elf nie jest kimś komu się bezkarnie macha bronią przed twarzą. Obrócił się jak fryga płaszczem zakrywając dryblasowi widok i uderzając w niego mieczem. Płytko, ale tak by poczuł ból. Nim minęło pierwsze zaskoczenie elf kopnął jeszcze jegomościa w krocze, by go unieszkodliwić i skłonić jego i innych do słuchania. - Brakuje nam wciąż 3 przedmiotów - powiedział. W zasadzie mówił prawdę bo mieli 3 do oddania jeszcze. - Wam tylko jajo. Nie sądze by wam zajęło to aż tak dużo czasu żeby tutaj dać się zabić. - powiedział. - Rana za jakieś 20minut powinna zdrętwieć. Za godzinę może dojść do zakażenia. Za dobę będziesz sparaliżowany i umrzesz z powodu gangreny jeśli się nie pospieszysz i porządnie jej nie oczyścisz - elf nieco naciągnął fakty.
Wszyscy przygotowali się do walki i całość nie sprawiała najlepszego wrażenia.
- Błąd! - powiedział ktoś z tłumu, a elfie oczy wypatrzyły jedną z tajemniczych postaci w kapturach, choć nie na tyle, aby dostrzec twarz - Nawet nie licząc jaja, żadnej z drużyn nie udało się przynieść wszystkich przedmiotów. Każdemu jeszcze czegoś tam brakuje. Dlatego wszyscy podzielili swoje drużyny na pilnującą tutaj, i szukającą pozostałych. Potem wszyscy poszliby po jaja, ten który by przeżył i pierwszy dotarł do sędziego miał wygrać. Skoro im się udało, to możemy sami spróbować z gryfami. Mamy czas, skoro im jeszcze czegoś brakuje. - powiedział szybko. Wyglądało na to, ze tłumek miał podzielone zdania na temat tego co teraz robić, a byli wśród nich sprzymierzeńcy drużyny ósmej.
- Bzdura! Na nich! - krzyknął Satyr i ruszył z pięściami na Sangathana. W jego ślady szybko poszedł jeden z pozbawionych zbroi rycerzy... a potem kolejni, choć jak zauważył elf, nie wszyscy.

Na Ardela ruszyło dwóch mężczyzn. Jeden niewysoki, z lekkim zarostem uzbrojony był w dwa sztylety, drugi zaś miał dość szerokie barki i charakterystyczną zieloną kamizelkę, choć wcześniej nikomu nie wpadł w oko, a uzbrojony był w... albo małą maczugę, albo dość solidną pałkę - jak kto woli.

Pasov początkowo nie została zaatakowana - widać taki był kobiecy przywilej. Pozwoliło jej to lepiej zorientować się w sytuacji, która dla innych mogła być niezbyt jasna. Dwie zakapturzone postacie wydawały się walczyć po ich stronie, półork stał nieruchomo wciąż analizując to co się dzieje, zaś reszta chciała ich powstrzymać i zaatakowała męską część jej drużyny. Nie mniej jednak i do niej podszedł ktoś o złowrogich zamiarach. Uzbrojona w kostur blondynka, odziana w lekką zbroję skórzaną, przemknęła dookoła zgromadzonych i uderzyła z flanki - nie miała problemów z zaatakowaniem innej kobiety, którą była drobna Pasov.





Proszę umieścić w odpisie przyjętą taktykę walki :)
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: WinterWolf »

Sangathan

Dla elfa skończyły się żarty. Sprawnym ruchem owinął sobie płaszcz wokół ręki i rozpoczął taniec z mieczem. To nie były ważki, owady, których ruchy trudno przewidzieć. Miał do czynienia z ludźmi i innymi humanoidami. Z nimi walczył już nie raz. Gdy satyr się na niego rzucił elf natarł mieczem. Mógł być sporo słabszy od przeciwnika, ale póki był od niego znacznie szybszy, póty przewaga była jego. Umazanym paskudztwami mieczem zadał przeciwnikowi długie cięcie. Nie silił się na wbijanie miecza. Strata czasu. Masa długich, płytkich cięć powodowała olbrzymi ból i spowalniała przeciwnika. Elf wykonywał niemal taneczne ruchy, kryjąc swoją postać i swoje zamiary za płaszczem, którym wymachiwał myląc przeciwników. Nie wahał się też kogoś mocno kopnąć w krocze, czy przywalić rękojeścią broni w twarz by połamać nos i wyłączyć kogoś z gry. Cały czas pilnował by nie dać się trafić. Elf gotów był zabić jeśli tylko cała zabawa przybierze niekorzystny obrót. Było to widać w jego oczach, które lśniły teraz szaleństwem bitwy. Póki co elf tylko ranił... Zresztą co za różnica?! Jeśli teraz zrani kogoś mieczem i ten ktoś nie zrezygnuje z walki by przemyć rany zapewne paskudztwo, którym elf umazał głownie zabije delikwenta w ciągu kilku najbliższych dni...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Ardel:

- Pozwólcie, ze przełożę zdanie przykapturzonego na ludzki - mruknął Ardel dobywając sztyletu. - Koniec końców jego ekipa zrobi was wszystkich w jajo, bo zwyciezca mozę byctylko jeden i nie kombinowało sietyle, by potem dać wygrać komuś innemu - Szkoda, e było trochę za późno by ich na siebie napuścić. Ardel nie atakował pierwszy. Musiał nastawić się na unik i kontrę. Nie za głęboką, jakąś po której zdąży się szybko cofnąć. Walenie sztyletem po nadgarstkach osoby która go zaatakuje wydało się chłopakowi obiecujące. Musiał ich jakoś zniechęcić, lub po prostu zająć.. i mieć nadzieję, ze Sangatan da radę położyć resztę zanim on dostanie łomot (lub gorzej).
- Tyko idiota by zaufał oszustowi... nawet jeśli to inny oszust - rzucił jeszcze. A co tam? może chociaż wzbudzi w nich jakąś niepewność...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: BlindKitty »

Pasov

Mimo że dwa razy na bagnach omal nie zgubiła swojego kostura, i tak pozostawała uzbrojona, bo za każdym razem go odzyskiwała. Wprawdzie jej przeciwniczka była nieco lepiej opancerzona - w końcu Pasov nie miała żadnej zbroi, nawet lekkiej, skórzanej - ale nie dawało to zbyt dużej przewagi.
Elfka ćwiczyła kiedyś specyficzną odmianę walki kosturem, która wywodziła się z technik walki włócznią. Złapała kij prawą dłonią za koniec, zrobiła pół kroku do tyłu, żeby stanąć mniej więcej plecami do swoich towarzyszy, a lewą dłonią objęła posoch mniej więcej w jednej trzeciej długości. Czekała aż zostanie zaatakowana - trzymając broń w ten sposób, mogła łatwo odbijać wszelkie ciosy, czekając aż przeciwniczka da jej szansę zaatakować szybkim pchnięciem w jakiś wrażliwy punkt - oko, nos, gardło, pachwinę, splot słoneczny czy - ponieważ walczyć przyszło jej z kobietą - w pierś. Zwykle było to łatwiejsze, choć mniej skuteczne, niż trafienie w krocze w przypadku mężczyzn.
Starała się skupić raczej na defensywie, odbijaniu ciosów, niż na pokonaniu jej - liczyła na to że gdy przeciwnicy zauważą że walka nie zapowiada się na zbyt łatwą, raczej zrezygnują, dlatego starała się chronić siebie i plecy Sangathana i Ardela.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Sangathan

Satyr może nie był zbyt bystry, ale jak się okazało miał coś rozumu - oraz refleks. Gdy tylko zorientował się, że Sangathan jest zdecydowany i zamierza użyć swojego miecza, czmychnął przed nim na drugi koniec tłumku. Jego miejsce zastąpili inni, niestety lepiej uzbrojeni przeciwnicy. Unik, blok i cięcie jednego z przeciwników po udzie. Następnie odskoczył w bok i uderzył rękojeścią miecza w szczękę jednego z zaskoczonych napastników. Zaraz potem Sangathan zatracił się w bojowym tańcu ciosów i uników, oraz rozpraszania i dezorientacji za pomocą płaszcza. W takich sytuacjach nie ma czasu na myślenie i planowanie następnego ruchu. Sam nie wiedział ile trwała walka i ilu przeciwników zranił bądź uderzył. Każdy kto podchodził, na odległość miecza, ze złymi zamiarami identyfikowany był jako wróg i tak traktowany. O ile on sam nie odnosił obrażeń, o tyle kilka jęków bólu i odniesionych ran dochodziło do jego elfiego słuchu, byli to jego przeciwnicy... najprawdopodobniej... miał taką nadzieję.
Zwykle zraniony przez niego przeciwnik tracił przynajmniej tymczasowo ochotę do walki, a kopnięcie czy uderzenie rękojeścią miecza dokładało swoje. Może część tego było to zasługą jadu ważki i jego ostrzeżeń z tym związanych, ale tego już nie dało się sprawdzić, a nawet wcale nie było po co.


Ardel

Alchemik starał się trzymać na dystans i unikać ciosów, czyhając jednocześnie aż któryś z jego przeciwników zamachnie się za bardzo i wystawi tym swoją dłoń na łatwiejszy cel. Nie trwało długo zanim mężczyzna ze sztyletami popełnił ten błąd. Zbyt zdecydowanie chciał zranić alchemika i wyciągnął dłoń dalej niż pozwalał mu na to utrzymywany balans ciała. Ardel tylko na to czekał. Udało mu się uniknąć tego przekombinowanego ciosu i zadać własny. Przejechał ostrzem kalecząc dłoń przeciwnika, który jęknął z bólu i wypuścił trzymaną broń.
Manewr ten kosztował jednak Ardela wystawieniem się na cel... a drugi jego przeciwnik wykorzystał to i uderzył go pałką w głowę, kilka centymetrów na prawym uchem. Ardel zachwiał się nieomal tracąc równowagę i wykonał ogólny unik oddalając się od przeciwnika, ale ten podążył za nim.
Miała miejsce wymiana kilku uników i prób zadania ciosu, ale przewaga należała do mężczyzny w zielonej kamizelce. Nie trwało długo zanim Adrel został uderzony w lewe ramię, którym chciał osłonić twarz, a następnie w prawą rękę nieco ponad łokciem, efektem czego upuścił swój sztylet. Wiedział już, że raczej szybko przegra to starcie.
Trzeci trafiony cios był atakiem z zaskoczenia - zakapturzony sprzymierzeniec drużyny ósmej trafił pałkarza w tył głowy i ten z lekkim jękiem padł na ziemię łapiąc się za zranione miejsce.
Ardel nie zdążył podziękować koledze, gdyż zaraz potem Satyr przywalił jego wybawiciela pięścią w szczękę i zaczęli oni walczyć między sobą. Dobrze, że mężczyzna miał swego rodzaju kastet (przynajmniej tak to zidentyfikował Ardel), który wyrównywał jego szanse w walce z Satyrem.
Do Ardela zaś doskoczył zraniony przez niego mężczyzna i pięści ich obu poszły w ruch. Alchemik zarówno otrzymał kilka niezbyt groźnych ciosów jak i kilka zadał. On został wcześniej lekko uderzony w ramię, a jego przeciwnik, zapewne bardziej doświadczony w walce miał rany cięte na dłoni - szanse były wyrównane.


Pasov

Blondynka z włosami spiętymi w kucyk, okazała się trudnym przeciwnikiem - napierała na jej pozycję i wymierzała jeden silny cios za drugim, uderzając z każdej strony. Pasov przez kilka ładnych minut musiała nieomal ciągle się przemieszczać unikając przed natarciami przeciwniczki i blokować jej ataki - nie była w stanie kontrolować tej walki na tyle, aby zgodnie ze swoim postanowieniem osłaniać plecy swoich kolegów. Ku zdziwieniu przeciwniczki parowanie wychodziło elfce nieomal w stu procentach. nieomal, gdyż kilka ciosów zmuszona była przyjąć na nogi lub sparować ramieniem. Ich kostury często uderzały jeden o drugi, a blondynka zaczęła się albo denerwować zaistniałą sytuacją albo najzwyczajniej męczyć, gdyż poczerwieniała na twarzy. Po kilku chwilach jej ruchy stały się wolniejsze, a ataki nie tak silne i częste jak z początku. To dało elfce szansę na złapanie oddechu, a następnie bardziej aktywny udział w walce i zadanie kilku ciosów. Każda z nich wymierzyła kilka ciosów, ale każdy został zablokowany. Zziajana blondynka bardzo teraz przypominała pokrytą błotem i krwią kobietę którą wcześniej spotkali na bagnach... Pasov nie miała jednak teraz czasu się nad tym zastanawiać, była zajęta walką. Cała potyczka wydawała się ciągnąć dość długo, ale w końcu Pasov namierzyła jeden z czułych punktów. Opuściła kostur osłaniając nogi, a gdy przeciwniczka uniosła swój, aby zaatakować od góry, szybko uderzyła ją w odsłonięty bok pod pachą. Ta zasłoniła zranione miejsce odsłaniając na chwilę całą swoją prawą połową, chwilę która kosztowała ją cios kosturem w twarz - skupionym na oku, policzku i czole nad nosem. Blondynka jęknęła głośno i zrobiła dwa niekontrolowane kroki do tyłu stając jedną nogą w jakiejś pozostawionej misce, pełnej wody i czyjegoś prania. Zdenerwowana wzięła duży zamach, aby zaatakować elfkę, ale Pasov była szybsza uderzając ją w niepilnowany w danej chwili czuły punkt... a właściwie dwa punkty.
- Ałaa! Nie po cyckaaa...! - wyrwało się z gardła kobiety, która straciła równowagę i wylądowała twardo na ziemi, upuszczając jednocześnie swoją broń. Ten ostatni cios chyba był dla niej najbardziej bolesny, choć równie dobrze przewrócić się mogła, gdyż zbyt gwałtownie chciała się wycofać i zapomniała, że wcześniej utknęła w czymś jedną nogą.
Leżała zziajana, osłaniając jedną ręką biust, a drugą twarz. Wyglądało na to, że nie będzie już ona przeszkadzała im w dostarczeniu im przedmiotów.
Pasov zerknęła zaciekawiona jak radzą sobie inni - była teraz dobrych kilka metrów od najbliższych walczących.




WSZYSCY

Ardel szamotał się z przeciwnikiem. Walka na pięści szybko przerodziła się w swego rodzaju zapasy - szamotali się ze sobą na ziemi, co właściwie wyłączało jednego i drugiego z udziału na polu walki.

Fergo walczył obecnie, wraz z jednym zakapturzonym sprzymierzeńcem, przeciwko Satyrowi. Dwóch na jednego mieli szanse, ale ten jednak okazał się zbyt dobrym przeciwnikiem i złapawszy blondyna za ciuchy rzucił nim na pobliski płotek, który przewrócił się z głośnym trzaśnięciem... przynajmniej taka była nadzieja, że to płotek wydał odgłosy łamania, a nie kark chłopaka... choć ten coś nie wstawał.

Sangathan siał tymczasem swego rodzaju spustoszenie wśród przeciwników. Ranił lekko każdego kogo się dało i jednocześnie unikał wszystkich skierowanych ku niemu ciosów... choć jego płaszcz ucierpiał rozcięty w kilku miejscach. Raniony przeciwnik zwykle wycofywał się z pierwszej linii i albo powracał do niej po kilku chwilach, albo uciekał czy padał. Ich odwroty i utrata przytomności mogły być wywołane jadem ważki, strachem, zwykłą rezygnacją z dalszej walki po otrzymaniu kilku ciosów. Można było pomyśleć, że sam załatwił połowę przeciwników.

Zanim Pasov dobiegła do pola walki by wspomóc Ardela, było już właściwie po wszystkim.

- Dość już tego! Zaprzestać walki i rozejść się! - powiedział donośnie zbrojny rycerz, który stał na ganku. W oknie zaś dało się dostrzec sędziego i lorda Markchama, którzy zapewne obserwowali całą walkę.
Zaraz potem zrobiło się znacznie ciszej, a całe emocje nieco opadły. Zaprzestano walki... prawie.
- Jeszcze nie skończyliśmy! - Odparł Satyr, ale Półork uciszył go szybko prawym sierpowym i ten padł na ziemię. Nastąpił koniec walki.
Na placyku przed budynkiem sędziego, leżało i zataczało się teraz kilka rannych lub pobitych osób, które nie miały tu już nic do gadania. Z przytomnych zostali: zdyszany i zmęczony Sangathan z pociętym płaszczem, Półork który nie licząc ostatniego ciosu całą walkę trzymał się z boku i Pasov z paroma obiciami na nogach i rękach. Po chwili podnieśli się także: obity nieco Ardel z krwawiącą wargą, jeden z zakapturzonych sprzymierzeńców któremu leciała krew z nosa, oraz dwóch innych ludzi, wśród których znalazł się przeciwnik Ardela z rozdartą kamizelką.

Zbrojny rycerz popatrzył przez chwilę na zgromadzonych i ruszył w ich stronę. Przez moment zdawało się, że będzie chciał aresztować rozrabiaków, ale przeszedł koło nich jak gdyby nigdy nic i udając się do centrum wsi zniknął za jedną z chatek.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Ardel i Sangatan

Ardel rozmasował obolałą szczękę. Spojrzał na Sangatana, a potem na drzwi domu sędziego.
Sangathan schował miecz do pochwy. Przeczyści go w wolnej chwili. Złapał oddech i rozejrzał się po pobojowisku - Naprawdę nie lubię tego robić - mruknął. - Niech wszyscy ranieni moim mieczem jak najszybciej opatrzą rany. Chyba, że z radością oczekują gangreny - mruknął. Spojrzał na swoich towarzyszy. - Jesteście cali? - spytał.
- No niczego nie brakuje - stwierdził Ardel. - Załatwmy co mamy załatwić i spadajmy do karczmy, kąpiel byłaby nie od rzeczy - bąknął chłopak. Sangatan był wojownikiem i nie lubił walczyć? To co miał powiedzieć Ardel? Chłopak zdecydował się nie komentować.
Sangathan rozejrzał się jeszcze raz - Ardel, pomóż mi z Fergo... Jemu się chyba oberwało - bąknął elf, podchodząc do leżącego na połamanym płocie chłopaka.
Ardel skinął głową i poszedł wraz z Sangatanem pozbierać Fergo. Zanim Sangathan i Ardel unieśli Fergo, elf ocenił stan chłopaka. Starannie sprawdził jakie ten odniósł obrażenia w czasie tej całej nieprzyjemnej farsy.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: BlindKitty »

Pasov

Podeszła do Sangathana i Ardela, żeby pomóc im przy Fergo. Sama wprawdzie miała kilka niegroźnych siniaków, ale nie było to nic czym należało się przejmować - spora część życia upłynęła jej na obijaniu się, a nawet na byciu obijaną, i dobrze wiedziała co może być groźne, a co na pewno takie nie będzie.
- Wygląda na to że uderzył się w głowę - stwierdziła w pierwszym momencie, po czym pochyliła się wraz z towarzyszami sprawdzić czy tak jest rzeczywiście, czy może jej pierwsza ocena nie była trafna. Przedmioty mogą chwilę zaczekać, a Fergo, być może, nie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
ODPOWIEDZ