Jechała w siodle, krzywiąc się uroczo do słońca i osłaniając swoje skacowane oblicze przed jego promieniami. Co jakiś czas łapała spojrzenia nowego towarzysza, łowcy, z którym piła poprzedniego wieczora. Wyglądało to tak, jakby się martwił jej stanem, ale chyba nie zdążył poznać kobiety za dobrze.
"Przywyknie" - przemknęło jej przez myśl i następnym razem, gdy na nią zerknął, uśmiechnęła się do niego łobuzersko.
-
Co się tak gapisz, Kotku? - zawołała i podjechała bliżej. -
Czyżbym ci wpadła w oko, Kochanie?
Pytając, wypięła dumnie piersi do przodu i posłała mu długie, intrygujące spojrzenie. Po chwili zaśmiała się, jakby ta prowokacja była jedynie niewinną zabawą.
-
Wyglądasz, jakby cię stado ogrów wszamało i wypluło, „Kotku” - powiedział tropiciel patrząc na nią. -
Jak zwykle przesadziłaś, ale to chyba normalne u ciebie, nie?. - Widząc, że wypięła się nienaturalnie w przód, uśmiechnął się szeroko. -
I nie wypinaj się tak, bo jeszcze jakiś zwierz z krzaków wyskoczy i cię zgwałci. W sumie byłoby na co patrzeć, nie, Bacharus? - Posłał znaczące spojrzenie kapłanowi.
Kobieta zaśmiała się na to stwierdzenie. Ten zabawny łowca nawet się jej podobał, zastanawiała się, ile kasy miał przy sobie.
-
Hehehe, Kochanie, nie wiedziałam, że lubisz takie rzeczy... Zwierz, mrrrau! - stwierdziła, śmiejąc się radośnie i po chwili cicho jęknęła, łapiąc się za głowę. -
Pogadamy na miejscu, Kochanie. - Uśmiechnęła się do niego i poczekała, aż ją wyprzedzą. Wolała się wlec na końcu.
-
A żebyś wiedziała, że pogadamy. - Skinął jej głową i uśmiechnął się delikatnie. -
Mam nadzieję, że do tego czasu wytrzeźwiejesz na tyle, żeby nie gadać od rzeczy, Kitty - pokazał jej język i pośpieszył konia.
Przez chwilę patrzyła się za nim, uśmiechając radośnie, w końcu zwiesiła głowę i pozwoliła, by wierzchowiec ją prowadził za nimi. Na szczęście nie było już daleko do najbliższego postoju.
Kitty, jak ją nazywali aktualni towarzysze, była dość wysoka ja na kobietę i nieźle... zbudowana. Mówiąc wprost - miała czym oddychać i zapewne mogłaby się jeszcze podzielić z trzema dzierlatkami. Ubierała się przy tym w tak wyzywające i skąpe stroje, że aż towarzysze mieli problem, by się skupić na czymś innym (poza biustem), gdy z nią rozmawiali. Nie przedstawiła się im, stwierdziła jedynie, że mogą ją nazywać, jak wolą. A że sama do panów zwracała się per "Kotku", to elf nadał jej imię Kitty i póki co nieźle się przyjęło.
Pomacała się po sakiewce. Co z tego, że ostatnio udało jej się ładnie ograć kilku facetów, jak i tak większość wydała na wódkę? Westchnęła ciężko, wsłuchując się w człapanie konia i stukanie butelek w torbie. Już nie mogła się doczekać, aż napije się tego nowego wynalazku. Sprzedawca zapewniał ją, że "jest kurewsko mocne" i miała nadzieję, że jej nie oszukał. Miała ochotę znowu zalać się w trupa. Czyli jak zawsze.
* * *
W karczmie zamówiła sobie jedzenie, ale zanim pojawiło się na stoliku, już wzięła się za picie. Elf zdawał się być zaskoczony takim zachowaniem. Nie miała zamiaru mu niczego tłumaczyć, tylko polała trunek i wzięła się za leczenie pozostałości kaca. Została też poczęstowana przez niego jakimś sikaczem, który nazwał winem...
"Ech, elfy... " Chwilę flirtowali, karmiąc się wzajemnie kluseczkami, gdy nagle przy ich stoliku pojawił się jakiś kmiotek i zaczął zawracać dupę strudzonym podróżnym. Kobieta jedynie westchnęła w duchu, gdy okazało się, że muszą gdzieś iść. Jednak brzęk monet w sakiewce był dla niej wystarczającym argumentem. Gwałtownie wstała, poprawiając pas i dopijając wódkę.
-
No, nie wiem jak was, ale mnie taki argument przekonuje - stwierdziła, zerkając na sakiewkę. Niemal w podskokach wyszła za wieśniakiem.
Dotarli do małej chatki i wysłuchali jakiegoś kolesia.
"Bogowie, co za paskudny spaślak" - pomyślała, krzywiąc się lekko.
-
Spoko, Prosiaczku, ja to z chęcią dla ciebie zrobię - stwierdziła bez skrępowania i klepnęła go w plecy. -
Mam nadzieję, że to jest tak łatwe i nieskomplikowane, jak mówisz, inaczej będę musiała się z tobą policzyć. Nie lubię, gdy ktoś mnie robi w konia, kapujesz? - zapytała, patrząc mu pewnie w oczy i odwróciła się do towarzyszy.
-
To jak, Serdelki, idziemy?
- Moment, Koteczku... ja mam pytanie do naszego „pracodawcy”. - powiedział Faravandel. -
Wspomniałeś, że masz konkurenta. Może byś powiedział nam o nim coś więcej? Z kim mamy do czynienia? Co to za typek? Ogółem wszystko. - wynagrodzenie było dobre, ale elf chciał się dowiedzieć w jaką robotę dokładnie się pakuje. -
I co to za badania, które prowadzisz?
Czekając na odpowiedź, rozejrzał się po pomieszczeniu zwracając uwagę na wszystko, co mogłoby dać jakąś jasność, czym konkretnie zajmuje się czarodziej. Gdy się tak rozglądał, mignęło mu coś rudego na granicy wzroku i poczuł dłoń Kitty na swoim tyłku.
-
Słoneczko, nie teraz - szepnął do niej. -
Teraz idziemy do pracy, jak wrócimy z tego cmentarza to zajmiemy się przyjemnościami. - Mimo wszystko sam położył dłoń na jej tyłeczku. Był tak delikatny i mięciutki, że Faravandel wolał zostać tutaj z nią niż iść na jakiś pieprzony cmentarz. No ale pieniądze na drzewach nie rosną...
-
Mhm, racja - odparła, a jej dłoń zaczęła się lekko zaciskać i prostować, jakby badając, czy zadek elfa jest dość miękki.
"Może być" - pomyślała kobieta i na odchodnym uszczypnęła go.