Vaelar Czarny Lew oraz Seriandil
Paladyn odwrócił głowę w stronę barbarzyńcy i uśmiechnął się.
-
Coś tam potrafię. Nie jest to jeszcze poziom mistrzowski, ale uważam, że źle nie
jest. - Jego uśmiech poszerzył się.
Lew mruknął pod nosem. -
Coś tam potrafisz? - spytał nieco jadowicie. Widać było że nie hamuje już swych słów. -
Zdołasz to poprzeć czynami, rycerzyku? - dodał nie zmieniając tonu.
W szafirowych oczach Seriandila pojawił się błysk.
-
Czy to wyzwanie?
Lew zaśmiał się chrapliwie, przez chwilę jego oczy świeciły się dzikim blaskiem. -
Tak. - rzekł lakonicznie i zaraz wlał w siebie resztę trunku. Czekał spokojnie na odzew paladyna.
Rycerz spokojnym wzrokiem ocenił sylwetkę wojownika. Jego umięśnione ciało i wiele blizn świadczyło o tym, że na pewno nie jest nowicjuszem. Raczej starym wyjadaczem. W każdym bądź razie nie zamierzał się ugiąć.
-
W takim razie przyjmuje je.- Jego twarz przybrała drapieżny wyraz -
Powiedz tylko kiedy...
-
Jutro.- barbarzyńca przerwał mu beznamiętnie. -
Przeż nie będziemy łamać "tradycji". - nalał sobie jeszcze trunku, trochę rozlał na stół i upił spory łyk. -
Po śniadaniu. A teraz..- odwrócił wzrok w stronę jakiejś dzierlatki, miała ładną okrągłą i już nieco zarumienioną twarz. Wojownik wstał bez słowa i podszedł do dziewczyny.
***
Rankiem Lew czuł się nieźle, mocna głowa się przydaje. Spojrzał na śpiąca dziewczynę, wyglądała teraz tak spokojnie, że aż zachciało mu się śmiać. W nocy nie była tak spokojna. Pożądanie, grało wtedy pierwsze skrzypce. Miała łagodne ciało i jasne włosy, kontrastujące z jego własnym. Chwile nocnych przyjemności wprawiły go w świetny humor. Teraz był gotów do drogi jak najbardziej.
Ubrał się i wyszedł ze stodoły, zostawiając dziewkę bez słowa pożegnania, nie pierwsza nie ostatnia, łania. Podszedł do studni i przemył twarz zimną wodą. Spojrzał jeszcze na swe lico i ruszył do karczmy.
W sali nie było jeszcze nikogo z współtowarzyszy, nie bacząc na to zaczął pochłaniać ciepłe jajka, nie szczędząc przy tym miodu. Wolałby coś pożywniejszego, ale widać "cywilizowani", wolą takie coś. Zjadł i nadal nie nasycony polecił Sarel by dała mu nieco wczorajszej jagnięciny, lepsze to niż takie nic.
Kiedy był w połowie jedzenia nowego dania, akurat zjawił się złodziejaszek, niedługo potem dołączyli rycerze i wymemłana elfka. Sądząc po śmiechach Erena, można się było domyślić wczorajszej relacji pomiędzy nim, a kobietą. Spojrzał ponuro na przewodniczkę, powoli tracił do niej szacunek.
Skończył danie i przysłuchiwał się towarzyszą, słowa Agloval zniechęciły barbarzyńcę do niego, choć może nie słowa, a ton i spojrzenie. -
A tak w ogóle. Co ja tu robię? Nie przybyłem tu by pić i taplać się w błocie towarzyskim, niczym byle prosiak! - rzekł oskarżycielsko zdenerwowany wojownik.
-
Wolna wola! - rzekł stanowczo Vaelar, sięgając odruchowo po broń. -
Coś ci się nie podoba? - dodał równie gniewnie co de Borke. Miał ochotę sprawić mu nauczkę.
Weteran rzekł nie wzgardliwie jak przewidział Lew, lecz z dziwnym wyrzutem i tylko to uratowało go przed gniewem dzikiego wędrowca. -
Rzecz jasna pragnę iść z wami, lecz chciałbym wyruszyć w miarę szybko. - mocarz usiadł na zydlu, nadal świdrując rycerza wzrokiem. Miał ochotę wbić mu te słowa w gardło.
Agloval zaczął domagać się wyjaśnień i terminu podróży od "Szkarłatu". Vaelar poczerwieniał na twarzy, miał ochotę mu przywalić w twarz. Wstał i ruszył w stronę wąsacza. -
Zaraz się.. - nie dokończył. Seriandil spokojnie przypomniał mu o tym że już ma "jeden" pojedynek w planach. Barbarzyńca spojrzał na niego zimno i przytaknął. Ruszył w stronę swego pokoju mówiąc do reszty. -
Bądźcie gotowi, jak mamy ruszać to niedługo. - trudno orzec ile to niedługo miało trwać biorąc pod uwagę umówiony trening. Nawet nie spojrzał na mapę Kurai.
***
Kiedy obaj wojownicy się przygotowali, spotkali się na polu za karczmą, nie do końca ubita ziemia, nie przeszkadzała barbarzyńcy, świetne miejsce na krótką utarczkę.
Lew machnął mieczem młynka w powietrzu dla rozluźnienia mięśni, skrzywił się na widok spokoju ze strony Seriandila. Rycerz tylko uderzył mieczem o swoją tarczę i uśmiechnął się lekko.
-
Gotowy? – Zwrócił się spokojnie do barbarzyńcy.
-
Dobra. - rzekł do Paladyna i ruszył bez dalszych ostrzeżeń na niego. Cięcie na wysokości ramion zostało zablokowane srebrną tarczą, na jej powierzchni nie pojawiła się żadna rysa. Krzyżowiec z kontrował nachalny atak Uthgardczyka, uderzając płazem w jego ramie. Miał to być honorowy pojedynek i w pojęciu aasimara miał takim pozostać, nawet mimo gierek mocarza. Poirytowany Lew odskoczył nie robiąc sobie nic z ciosu, odskoczył tylko i znów ruszył na młodzieńca. Szafirooki z trudem uchylił się przed tak nagłym atakiem, ale nie tracąc koncentracji uderzył Lwa tarczą w twarz. Zaskoczony wojownik przetarł krwawiący nos i się uśmiechnął.
-
Nieźle! Widać że jednak sprawny z ciebie wojownik. - spojrzał na Seriandila z nieskrywanym szacunkiem, widać było że nie wielu taki zaszczyt z jego strony zyskało. Aasimar przyjął pochwały lekkim skinieniem głowy.
Vaelar zaczął robić koło wokół oponenta i napiął mięśnie w okolicy swych tatuaży.
-
Ale twoje ruchy wydają się zbyt skrępowane, ograniczasz sam siebie. - skończył długą jak na niego wypowiedź i wykonał kolejną szarżę. Ku zdziwieniu niebianina, ten zamiast zamachnąć się jak wcześniej, naparł na niego cały swym masywnym ciałem, przewracając paladyna bez większej trudności. Seriandil wylądował zaskoczony na ziemi nie wiedząc zupełnie co przed chwilą się stało.
Barbarzyńca spojrzał na leżącego towarzysza, jego twarz nic nie wyrażała. Pojedynek się zakończył. Splunął krwią gdzieś na bok i wyciągnął rękę w stronę planokrwistego.
"Sprawny jak na takiego fircyka.", podsumował kompana w myślach. Pomógł mu wstać i odszedł bez słowa. Natomiast paladyn wciąż zastanawiał się nad dokładnym sensem jego słów.
Walka zakończyła się tak szybko jak się zaczęła. Czarny Lew zdołał ochłonąć i na razie nie miał ochoty drażnić się z towarzyszami, na razie.