![Obrazek](http://img19.imageshack.us/img19/4094/clinteastwoodbyrorymac6.jpg)
Joahim Kell
Joahim siedział spokojnie przy ognisku, rozpalonym przez podróżnika imieniem Marcus Ratte, spotkał go na szlaku kilka godzin temu, jako że podróżowali w tym samym kierunku nie miał nic przeciwko jego towarzystwu.
Wieczór był chłodny, w takie wieczory Joahim cieszył się ze swoich grubych, wełnianych szat, przez lata nabrały one nijakiego, ciemnego koloru, ni to szary, ni to zielono-brązowy, wyglądał w nich niczym biedny pielgrzym lub zwykły żebrak, pasowało mu to, nie lubił być rozpoznawany, miał już dostatecznie wielu wrogów by obawiać się nagrody za swoją głowę, a nie była to głowa pospolita, na widok twarzy, takiej jak ta, matki wołały dzieci do domu a mężczyźni wyciągali broń po swych ojcach, pełna mniejszych i większych blizn, z nosem wielokrotnie łamanym i kiepsko nastawianym [*][/b], postarzała swego nosiciela o dobrych dwadzieścia lat. Kell potarł się po, niemal permanentnej, czarnej szczecinie, nie ważne jak często się golił, i tak zawsze pojawiała się na, nie zniszczonych jeszcze, kawałkach jego twarzy, miał nadzieję, że w końcu znajdzie pracę, jako sługa Morra nie potrzebował wiele, ale jeść każdy musi, a w okolicy pojawiły się ponoć problemy z nazbyt żwawymi mieszkańcami kurhanów....
Dokładał właśnie kłodę do ognia gdy na drodze, obok której obozowali, pojawili się podróżnicy, byli jeszcze daleko, Kell wstał i wyprostował się, był wysoki, nawet bardzo jak na standardy mieszkańców Imperium, mimo to jego chude ciało nie wyglądało na zdolne by zagrozić życiu dowolnego zdrowego człowieka, ujął w dłonie swoją kuszę samopowtarzalną, załadował ją i wymierzył w przybyszów.
- Ostrożności nigdy za wiele - Mruknął, zobaczył, że jego tymczasowy towarzysz również wyjął broń, spodobało mu się to, podejrzliwości nigdy za wiele.
Nic nie mówił, obserwował, przybysze nie wyglądali na bandytów czy żołnierzy, Joahim czekał, miał w dłoniach załadowaną kuszę i był pewien iż zdoła zadziałać szybciej niż ktokolwiek w pobliżu, wzrok, oślepiony wcześniej blaskiem ogniska, przyzwyczajał się powoli do mroku i zaczynał rozróżniać kolejne twarze i sylwetki, krasnolud, młody człowiek i elf, obaj z łukami na plecach, nie wyglądali na wrogich, Kell powoli opuścił kuszę, dalej jechała elfka z twarzą równie doświadczoną co jego własna, za nią podążała kobieta na pięknym, czarnym koni i...
- Witaj, przyjacielu! - Powiedział mag.
- Bestia! - Warknął Kell, jednym ruchem zrzucił swe szaty, ujawniając leżące pod nimi warstwy skórzni i czarną kolczugę, skoczył do przodu jednocześnie wyciągając nóż z rękawa, wypchnął Vinnreda z siodła i wraz z nim padł na ziemię, nóż zatrzymał się o cal od oka czarodzieja, Kell dyszał wściekle.
- Honor, przysięga, OBRAZA DLA MORRA, przysięga, nie postępuj niczym oni - Mruczał do siebie niczym szaleniec, mimo to zdawał się powoli uspokajać, wściekłość znikała a umysł zdawał się odzyskiwać przewagę nad odruchami - Znów ty.... Czego chcesz...? Sukinsynu! - Teraz w głosie zanikły już pierwsze ognie, pozostała jedynie chłodna nienawiść, łowca wampirów wstał i schował nóż - Mam wypełnić swą przysięgę tak?
Towarzysze wampira byli co najmniej zaskoczeni, khazad już położył swą ogromną łapę na toporze i zbierał się, by wspomóc przyjaciela. Jednak Vinnred dał mu znak ręką, że nie potrzebuje pomocy...
- Spokojnie, niczego od ciebie nie chcę, już mówiłeś, że nie jesteś mi nic winien... A teraz złaź ze mnie, bo straszysz mą damę - mruknął, ledwo nad sobą panując. Choć starał się uśmiechać, jego głos przypominał warkot wściekłego wilka.
- Miałem nadzieję, że już się nie spotkamy, bestio..., czemuś nie mógł zdechnąć gdzieś na szlaku - Kell schował już broń i całkowicie się uspokoił, teraz ton jego głosu był równie spokojny jak gdyby nic się nie stało.
Szlachcic otrzepał swoje ubranie i poprawił kaptur. Podciągnął rękawice, spojrzał na łowcę i wydawało się, że zaraz Kell dostanie od niego prawym sierpowym. Nic się jednak nie stało, choć dało się nadal wyczuć napięcie między mężczyznami.
- Przykro mi, że cię zawiodłem. Jak widzisz, trzymam się całkiem nieźle... Wybieracie się gdzieś? - zapytał, wskazując na łysego wojownika.
- Ja szukam pracy w mieście, niespokojni mieszkańcy kurhanów pojawili gdzieś w okolicy, za niego wypowiadać się nie będę, nie w mojej mocy znać cudze myśli. - Mówił ponuro, wiedział że Morr go nie oszczędzi, był już związany z tą bestią do końca, końca jednego z nich.
Słysząc słowa łowcy mag zamyślił się i pokiwał głową.
- My jedziemy do Sylvanii, odbić pewną szlachciankę z rąk jej zalotnika - stwierdził po chwili. - Jeśli macie ochotę się do nas dołączyć, to zapraszam, przyda się każda pomoc. Z chęcią bym wam zapłacił za dodatkową ochronę pani mego serca - wskazał na brunetkę. - Jak będzie?
„Sylvania” pomyślał łowca, „Przeklęty ląd” znał to miejsce i nienawidził go, nie mniej niż wampira, to tam umierali łowcy wampirów... Z drugiej strony w czasie podróży z nim może uda mu się spłacić, palący go niczym ogień, dług wobec szarego maga....
- Dobrze, ruszę z tobą, wypełnię swoje przyrzeczenie, ochronię twoją plugawą egzystencję jeśli tylko zdołam, a kiedy już się to stanie... wypełnię misję jaką dał mi Morr - W głosie Joahima przebrzmiewała niejaka satysfakcja, był człowiekiem zasadniczo honorowym i niespłacony dług życia bolał go niczym otwarta rana. - Jestem gotów do drogi w każdej chwili.
- To może być ciekawe... Uratujesz mnie tylko po to, by móc w spokoju zabić? Zobaczymy, łowco, czy będziesz w stanie. - Wampir uśmiechnął się, ukazując na chwilę kły. Zerknął na drugiego mężczyznę, czekając na jego odpowiedź.
- Czy będę w stanie czy nie... niech to rozstrzygnie Morr - Kell odpowiedział - Tak długo jak będziesz mi płacił mogę też chronić tego dzieciaka którego wybrałeś sobie na marionetkę - spluną pod nogi - Za to całkiem za darmo obiecuję każdemu z tu obecnych, iż jeśli dotknie was klątwa nie-życia, uwolnię was od niej - Mówił to bez cienia uśmiechu, najwyraźniej miał już podobne doświadczenia , obrócił się na pięcie i wrócił do ognia.
- Chyba nie zamierzacie podróżować nocą? Przysiądźcie się, najwyraźniej mamy pracować razem - Wyjął z torby niewielki rondelek i zaczął przygotowywać coś, co było najwyraźniej cienką zupą, zupełnie jakby nic się nie stało.
- Obrazisz Ulli, a odgryzę ci głowę - wampir warknął na tyle głośno, by każdy usłyszał. A potem pomógł dziewczynie zejść i razem z nią się przysiadł.
* Tak wiem, avik nochala połamanego nie ma, niestety, sami zapewne wiecie jak ciężko jest znaleźć coś pasującego o ile nie tworzyło się postaci pod rysunek.