[WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Krasnolud został oderwany od przeszukiwania zwłok przez czarodzieja, po czym obaj oddalili się nieco od reszty drużyny. Tarczownik wysłuchał spokojnych słów towarztsza, po czym zmarszczył brwi i spojrzał na von Shotena.

- Dowódcą? Nie sądzę... po prostu wyrażam swoje zdanie... a że dla was jest w miarę racjonalne i robicie co proponuję, to już nie moja sprawa.
- krasnolud był jak zwykle bezkompromisowy. - O czym chciałeś ze mną pogadać, człeczyno?

Gdy oddalili się na odległość, która zapewniała im prywatność, khazad zatrzymał się i założył dłonie na piersi oczekując na to, co czarodziej ma mu do powiedzenia.

[Jak chcesz coś obgadać, zero, to dawaj na PW :).]
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Nie myślał że towarzysze przejmą się martwą kobietą, nie żeby uważał ich za drani, ale przecież mieli dojechać do zajazdu przed zmrokiem. Asrai spojrzał na monety, którymi chciał podzielić się tarczownik.
- Myślę że tobie bardziej się przydadzą. - I wskazał na jego uszkodzony pancerz. - Zatrzymaj więc te pieniądze. - Odwrócił konia i skierował klacz w stronę Kynthir. Elf pokręcił jeszcze głową i spojrzał na odchodzących towarzyszy, najwyraźniej człowiek z khazadem, pragnęli sprawić kobiecie pochówek.

Zwiadowca zlustrował wzrokiem towarzyszkę i spytał. - Nie czujesz się najlepiej prawda? - Wyciągnął resztki alkoholu z plecaka i podał go elfce. - Chodźmy stąd, pozwólmy mu pobyć samemu. - rzekł wskazując na łucznika.

- Mam nadzieję że szybko się z tym uwiną. - zagadał do Asurki, prowadząc ją kawałek dalej od pobojowiska, ale na tyle blisko by móc widzieć ocalałego człowieka. - Nie powiem bym wiedział wiele o tym rejonie, ale podróż po zmroku wydaje się głupotą... - Wyjął trochę suchego prowiantu i zaczął go konsumować. Podał jedno z zawiniątek wojowniczce, suszone mięso z chlebem.
- A ty co o tym myślisz? - spytał kierując wzrok na twarz elfki. Wolałby nie czuła się intruzem w ich grupie, wzajemne niesnaski mogły tylko doprowadzić do kłopotów, a w najgorszym razie do ich zguby.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ninerl »

Naraikhael Kynthir
Właściwie, może niech oni się taką męczą z wybijaniem wrogów? Naraikhael nie zamierzała za bardzo narażać swojej skóry, na pewno gdy ktoś wpadnie na kretyński pomysł atakowania szlachcica, będzie protestować. Zamierzała z tej całej głupiej wyprawy wrócić tak bardzo żywa, jak tylko to było możliwe.
Ostrożnie zsiadła z konia. Podeszła do grupki, obrzucając zaciekawionym spojrzeniem łucznika.
- Narai..- przedstawiła się krótko. To człowiek, więc wątpliwe by zapamiętał jej całe imię i nazwisko.
Dalsza treść rozmowy skoncentrowała się na martwej kobiecie, która Naraikhael była obojętna. Może gdyby ją znała...
- Nie ma sensu przykrywać jej gałęziami, rozwłóczą je zwierzęta. Albo inne istoty, którym kamienie nie przeszkodzą- odparła, marszcząc brwi na słowa maga- Skoro mamy blisko do gospody, zabierzmy ciało ze sobą. Karczmarz na pewno będzie miał łopatę, a może nawet znajdziemy jakieś przyzwoite miejsce na pochówek.- podeszła do leżącej dziewczyny.
- Tak to jest...może lepiej, że tak szybko zginęła. Nie cierpiała przez następną godzinę- spojrzała uważnie na rozcięty brzuch. Tego typu rany były najgorsze, potwornie bolesne i zawsze śmiertelne. Naraikhael nie słyszała jeszcze by ktokolwiek bez użycia magii, był w stanie wyżyć. A propos magii...
Nie zamierzała prosić maga, o nie. Trudno, obejdzie się bez. Znajdzie jakiegoś konowała, ile razy sobie tak radziła.
Stłumiła śmiech, cisnący się jej na wargi, gdy krasnolud obdzierał trupy. To wyglądało zabawnie, chociaż przez chwilę Naraikhael skojarzyło się z rzeźnikiem. Widziała raz takiego, co prawda człowieka, ale byłe nawet nieci podobny do krasnoluda. Ciekawe, czy pojęcie honoru maga obejmowało także bicie kobiet i obdzieranie martwych? Taka jest właśnie ta śmieszna ludzka szlachta. Nadymają się nędzną imitacją honoru, którego zwykle nie mają.
Asrai próbował jej wepchnąć manierkę.
- Nie- pokręciła głową- To nie jest dobry pomysł się otępiać- nie wspomniała oczywiście, że czasami tak robiła.
Wysłuchała dalszej mowy mężczyzny i westchnęła cicho.
- Podróż o zmroku jest głupotą- poprawiła go- Możesz przekazać panu magowi, że koniec z łażeniem na samotnicze medytacje. To, po przekroczeniu granic Sylwanii stanie się zbyt niebezpieczne. Uświadom to mu- prychnęła cicho. Znając Taranisa, Asrai pozwoli się zgadać i stuli uszy po sobie. Aż dziwne, że chciało mu się słuchać krasnoluda. Naraikhael pamiętała, jak Yrendir opowiadał o krzywdach, jakie wyrządziły krasnoludy Asrai. Nie, żeby ona potrafiła aż tak bolec nad jakimiś wyciętymi drzewami dobre dwa, trzy tysiące lat temu.... Szkoda czasu na rozmyślanie o tym co minęło.
- Myślę, że ta cała misja jest śmierdzącym gównem. Jestem ciekawa, kiedy zrozumiecie co tak naprawdę robimy. I jakie to będzie miało skutki.- dodała, opierając się o drzewo- Mnie interesuje tylko to, że macie być żywi. I nie przyjmę rozkazów od krasnoluda. Tylko prośby lub propozycje, jasne?- powiedziała zimno, rzucając mężczyźnie ostre spojrzenie.
- A co cię tak nagle wzięło na wysłuchanie moich opinii, co?- w głosie Naraikhael pojawiła się delikatna nuta kpiny.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Throrgrim:

Przeszukując zabitych znalazłeś łącznie blisko pięćdziesiąt koron z czego trzydzieści rozdałeś pozostałym - elfki nie lubiłeś od początku, więc nie dostała złamanego grosza. Oprócz tego przy jednym z ciał znalazłeś misternie rzeźbioną drewnianą fajkę wraz ze sporą porcją tytoniu, jedwabną sakiewkę oraz pierścień, amulet i srebrny naszyjnik warte na oko po jeszcze kilka złociszy. Samych pocisków, niezłej jakości znalazłeś jeszcze kilka i uzupełniłeś nimi kołczan.


Wszyscy:


Walka dobiegła końca. Vinnred zajął się raną krasnoluda a także swoją własną i po kilku minutach byliście gotowi do drogi, co więcej – postanowiliście wyruszyć w dalszą podróż wspólnie. Odrzuciliście sugestie Naraikhael (której i tak raczej nikt nie słuchał) i z kamieni znalezionych w okolicy czarodziej i strzelec usypali małą mogiłę dla poległej w walce Katji i po krótkiej modlitwie do Morra wyruszyliście na trakt.

Droga była spokojna, nawet jeśli w mijanych przez was lasach byli jeszcze jacyś bandyci to nikt nie odważył się zaatakować piątki dobrze uzbrojonych ludzi. Niespełna pół godziny później dostrzegliście migoczące w oddali światła. W zapadającej szybko ciemności zbliżyliście się do zajazdu. Obok niego stało tylko parę przybudówek, ale czuliście zapach jedzenia i hałas koni oraz całego inwentarza. Kilka okien łypało słabym światłem w kierunku drogi. Dwie kopcące latarnie wisiały przy wejściu od frontu, a dębowy szyld kołysał się lekko nad lampami, choć wiatr, tu w dolinie, był spokojniejszy. Napis zwęglił nieco ogień, a tablicę znaczyły trzy korony usytuowane nad finezyjnie wyrytymi literami.

W środku pełno było żołnierzy, awanturników oraz podróżnych. Po dłuższym oczekiwaniu jednak, spożytkowanym na zadbanie o pozostawione w rozległej stajni za budynkiem wierzchowców, zwolniło się dla was miejsce. Tym bardziej, że zwłaszcza pobliźniona twarz Naraikhael i blachy krasnoluda zniechęcały do dyskusji. Vinnred zafundował wam do wyboru po kuflu piwa lub kubku wina oraz skromny lecz syty posiłek. Siedzieliście w zatłoczonej i zadymionej sali i rozkoszowaliście się ciepłem, posiłkiem oraz po prostu inną pozycją niż na końskim grzebiecie. I czuliście na sobie, raczej niezbyt przychylne spojrzenia gości przybytku.

Cztery piwa (w przypadku Throrgrima dwie flaszki krasnoludzkiej wódki) i dwa dania później, drzwi gospody otworzyły się wpuszczając do środka zimne powietrze i kilka zbłąkanych płatków śniegu, które szybko zakończyły swój krótki żywot w cieple karczemnej sali. Jakież było wasze zdziwienie, gdy zobaczyliście Franza Falkera we własnej osobie i... Ulli, służkę z zajazdu 'Pod Brzęczącą Monetą'. Gdy tylko was dostrzegli, podeszli do stolika, a dziewczyna rzuciła się w ramiona czarodzieja i przez kilka minut oboje obściskiwali się publicznie.

- Co ty tu robisz, Kwiatuszku?
- zapytał Vinnred patrząc na nią, jakby widział największy skarb w swoim życiu.

- Przyjechała do wioski którą żeśmy razem uratowali i wypytywała moich chłopców o przystojnego czarodzieja
– wtrącił Falker i uśmiechnął się szeroko. - Od razu wiedziałem o kogo chodzi. Powiedziałem jej, że pewnikiem znajdzie cię w gospodzie „Trzy Korony”, gdyż sam was tam skierowałem... Chciała jechać jak najszybciej do ciebie, a po ciemku to nie jest dobry pomysł, zwłaszcza że to młoda, bezbronna dziewczyna. No i tak żem się tutaj znalazł razem z nią. - sierżant rozłożył się na krześle. - Jutro dołączą do mnie moi ludzie, noc prześpię tutaj. Wisisz mi piwo, Vinnredzie, żem ją całą i zdrową przywiózł do ciebie.

Ulli gładząc von Shottena po twarzy uśmiechnęła się szeroko i zaczęła mówić.

- Nie mogłam bez ciebie wytrzymać, tęskniłam bardzo, więc wzięłam od tatki jego starą klacz i popędziłam w kierunku w którym wyruszyliście dzisiaj rano. Nie chcę się z tobą rozstawać, Vinn - skoro mam zostać twoją żoną, chcę być zawsze tam gdzie ty, czy ci się to podoba czy nie. - zmarszczyła lekko swe brwi co dodało jej twarzyczce osobliwego uroku. - Powiedz, cieszysz się chociaż trochę? Pewnie nie spodziewałeś się, że rankiem się pożegnamy, a wieczorem znów będziemy razem. – roześmiała się serdecznie i wtuliła w szlachcica.

Gdy Vinnred rozmawiał o czymś z dziewczyną, Falker przedstawił się Anthony'emu i popijając zamówione przez siebie piwo, spojrzał po waszej czwórce.
- Widziałem kilka trupów na szlaku, to wasza robota? - zmoczył wargi w białej pianie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred von Shotten

Zszokowany mag zbladł trochę i szybko porwał ukochaną w ramiona. Dopiero gdy wysłuchał obojga, trochę się uspokoił. Opadł na krzesło, wziął Ulli na kolana i uśmiechnął się do niej.
- Nastraszyliście mnie oboje, już myślałem, że coś się stało w karczmie twego ojca - powiedział poważnym głosem, po czym się rozpromienił. - Czy cieszę się chociaż trochę? Cieszę się ogromnie! Cały czas myślałem o tobie, ukochana i zastanawiałem się, jak ja wytrzymam bez ciebie tyle czasu... - Ujął jej drobne rączki w swoje dłonie i pocałował, patrząc dziewczynie prosto w oczy. Zerknął na sierżanta, odstawił narzeczoną i sam wstał, by uścisnąć dłoń mężczyźnie.
- Jestem ci winien więcej, niż tylko piwo. Ta piękna i delikatna istotka o niezwykłej odwadze ma zostać moją żoną, nie przeżyłbym, gdyby coś jej się stało. Dziś jesteś moim gościem, jadło i napitek, które zamówisz, idą na mój koszt. Tak samo pokój, przyjacielu - stwierdził mag, uśmiechając się życzliwie. - I nie zgodzę się na żadną odmowę - dodał szybko.

- Nie musisz się zgadzać... - Falker wzniósł w górę pełny do połowy kufel. - Przyjmuję twoją gościnę czarodzieju, chociaż chyba jesteśmy kwita, z racji tego żeś uratował mojego człowieka przed niechybną śmiercią. Niemniej napiję się za wasze zdrowie... Myślę, żeś dobrze wybrała panienko, to dobry człowiek... - sierżant przechylił naczynie i wypił jednym haustem 3/4 trunku.

Vinnred skinął mu głową, był teraz tak szczęśliwy, że miał ochotę tańczyć. Przytulił mocno dziewczynę do siebie, wziął dla niej krzesło i pomógł usiąść jak prawdziwej damie.
- Twój ojciec zapewne się o ciebie martwi, zaraz napiszę do niego list, że dotarłaś do mnie cała i zdrowa. Potrafisz czytać i pisać? - zapytał, a gdy Ulli pokręciła przecząco głową, pogładził ją po policzku. - Jeśli tylko zechcesz, nauczę cię. Bo... oczywiście pojedziesz ze mną. Nie wypuszczę cię już, obiecuję dbać o ciebie i troszczyć, by niczego ci nie zabrakło, ukochana. I nie musisz się bać, będę cię chronił własną piersią, nie pozwolę, by stała ci się jakaś krzywda. Przysięgam na moją miłość do ciebie - powiedział poważnym i stanowczym głosem. Gestem ręki przywołał kogoś z obsługi. - Zapewne jesteś głodna i zmarznięta... - zmartwił się, patrząc na nią z troską w oczach.

Patrzyła na niego i chłonęła łapczywie każde jego słowo. Teraz wiedziała już, że to było dobre rozwiązanie i nie chciała wracać tam, gdzie czekały na nią gary do zmywania i podpite typki szczypiące ją po tyłku.
- Byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyś mnie uczył... - odparła na wzmiankę o czytaniu i pisaniu. - Mój ojciec nigdy nie dawał pieniędzy nawet na podstawową edukację, chociaż zarabiał więcej, niż moja matka wiedziała. - Posmutniała nieco i wtuliła w Vinnreda. - Może to głupio zabrzmi, ale jesteś jedyną osobą, która teraz zupełnie mi wystarcza. Jesteś dla mnie najważniejszy, jesteś teraz moim światem... - szepnęła mu do ucha zamykając oczy i rozkoszując się zapachem szlachcica. W jego ramionach czuła się pewnie i bezpiecznie. Gdy zapytał o kolację, uśmiechnęła się do niego. - Zjadłam tylko śniadanie, ale nie myśl, że jestem tak prosta, że nie stać mnie na jedzenie. Zapłacę za siebie... - Zobaczył determinację w jej oczach.

- Kochanie, nie jesteś prosta, ale będziesz moją żoną i nie godzi się, byś za siebie płaciła, gdy ja jestem obok - wyjaśnił, całując ją w dłoń. Musiał przyznać, że miała wspaniałe dłonie, takie delikatne i drobne. - Przyzwyczajaj się, że teraz ty wymagasz, a ja spełniam twe zachcianki - puścił do niej oczko i zamówił solidną kolację, w ogóle nie zwracając uwagi na starszą i nieźle wydekoltowaną kelnerkę. - Weźmiemy jeszcze wspólny pokój i moja pani zapewne zechciałaby zażyć ciepłej kąpieli, da się to załatwić? - zapytał.

- Da się – odparła piersiasta, nieco przy tuszy, kelnerka. Gdy oddaliła się, Vinn mógł dostrzec wzrok Ulli świdrujący deski stolika przy którym siedzieli.

- Nie jestem przyzwyczajona do takiego życia, Vinn... myślę, że nie czuję się godna takiego traktowania. Zasługujesz na lepszą niż ja, ale ja naprawdę się w tobie zakochałam... - Czarodziej dostrzegł rumieńce na jej twarzyczce. - Bo czy gdyby tak nie było, przyjechałabym do ciebie? Nie chcę cię opuszczać nawet na sekundę. Wiem, że to ty jesteś tym mężczyzną, na którego czekałam całe swoje krótkie życie... Wiem to na pewno - Spojrzała w jego oczy i przytuliła jego dłoń do swojego policzka.

Westchnął cicho. Był w niebie... Zawsze marzył o takiej kobiecie - delikatnej i skromnej. Właśnie w tej chwili pragnął dać jej wszystko to, co miał i na co zasługiwała. Patrzył jej głęboko w oczy i dziękował bogom, że dali mu okazję ją spotkać.
- Nie mów już nic więcej, jesteś doskonała... - szepnął i zamknął dziewczynie usta pocałunkiem. Miał ochotę porwać ją na ręce i tańczyć jak szalony. Czuł na sobie dziwne spojrzenia towarzyszy i przemknęło mu przez myśl, że zapewne nie będą chcieli jej ze sobą zabrać. Jednak teraz nie interesowało to szlachcica, on już podjął decyzję i żadna siła na świecie nie będzie w stanie go przekonać do zmiany zdania. Wiedział jednak, że poważna rozmowa ich nie minie.
Obrazek
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: SebaSamurai »

Anthony "Sureshot" Surehand, Pewniak

Kiedy Shotten poszedł na stronę porozmawiać z krasnoludem, Anthony przeszukał ciała zbójców. Wziął jeden z wyszczerbionych mieczy, którymi nie zainteresował się khazad i przy pomocy niego przygotował płytki grób dla Katji. Po chwili do pomocy przyłączył się mag. Kiedy uklepali zgrabną mogiłę, wspólnie odmówili krótką modlitwę do Morra. Anthony obejrzał jeszcze raz ciała i wyjął wszystkie swoje krótkie strzały które nadal nadawały się do użytku.
Albiończyk ucieszył się, że przybysze zaproponowali mu przyłączenie się do ich kompanii. Silny krasnolud, elfi łucznik, elfia wojowniczka, ranna co prawda, ale z pewnością skuteczna w walce oraz człowiek, chyba jakiś z wyższych sfer sądząc po języku choć otwarty i przyjacielski. Anthony przyglądał się swoim nowym towarzyszom i oni także przyglądali się jemu. Czuł jak ich wzrok mierzy go dokładnie. Zastanawiał się co mogą myśleć widząc człowieka średniej budowy ciała, około trzydziestu lat, używającego w walce krótkiego, dziwnie wyglądającego łuku zamiast miecza. Jego niebieskie oczy wydawały się dość smutne, tym bardziej, że przesłaniały je często włosy mysiego koloru, które w nieładzie sięgały ramion. Zanim łucznik zarzucił płaszcz na siebie towarzysze zobaczyli jak umieszcza swój charakterystyczny krótki łuk w kołczanie u lewego biodra a po drugiej stronie krótkie strzały. Albiończyk ubrany był w skórzane spodnie zawiązywane na rzemienie wzdłuż nogawek oraz skórzaną kurtę spiętą szerokim skórzanym pasem z klamrą w kształcie klonowego liścia. Taka sama klamra spinała płaszcz z kapturem który Albiończyk zarzucił na siebie. Taranis i Naraikhael rozpoznali w tych ozdobach delikatne elfie wykonanie.

W drodze do zajazdu Anthony nie był gadatliwy, jednak towarzysze dowiedzieli się, że pochodzi z Albionu, chociaż do Imperium przybył jako młody chłopak wraz z rodzicami i osiedli w Talabeclandzie. Od kilku lat Anthony pracuje na reputację znanego łucznika uczestnicząc we wszystkich jakich się da turniejach łuczniczych. Ma już na koncie kilka sukcesów - tacy podróżnicy jak oni być może słyszeli o Anthonym "Sureshot'cie" Surehandzie zwanym Pewniakiem - chociaż do sławy Roba Chudzielca było mu jeszcze daleko. Katję poznał dwa dni temu w jednej z gospód na trakcie. Przybyła późno i nie było już dla niej wolnego pokoju. Albiończyk postanowi że odda jej swój pokój. Przyjęła propozycję, ale nalegała, żeby łucznik nie spał we wspólnej izbie. Katja jechała w kierunku Gór Krańca Świata, więc kierunek ich podróży się pokrywał. Anthony jedzie do Hornau, gdzie za dwa tygodnie ma odbyć się turniej łuczniczy - niezbyt prestiżowy turniej, ale wziąć ma w nim udział pewien niziołek - Timothy Proudfoot, który jest czempionem Stirlandu i właśnie zmierzenie się z nim jest celem Anthonego.

Zapadł zmrok i cała kompania dotarła do zajazdu. Anthony w podzięce za pomoc zaofiarował, że zapłaci za kolację swoich towarzyszy, co uzgodnił z karczmarzem. Vinnred von Shotten był chyba sponsorem tej wyprawy, bo chciał zapłacić za ich trunki. Anthony był jednak pod tym względem nieustępliwy.
- Wybacz drogi Vinnredzie, ale jestem waszym dłużnikiem. Pozwól zatem, że chociaż w tak skromny sposób będę mógł się odwdzięczyć za uratowanie mojej skóry. Szlachcic uśmiechnął się i poklepał Albiończyka po plecach.

Czas upływał na skromnym, aczkolwiek wspólnym biesiadowaniu. Anthony w pełnym świetle ponownie przyjrzał się swoim kompanom. Szczególnie jego uwagę zwróciła oszpecona twarz Naraikhael. Albiończyk nie wiedział jak się ma zachować. Elfka była bez wątpienia piękna, ale blizny zacierały to piękno. Fakt, że ona sama nic sobie z tego nie robiła wcale nie pomagał. Anthony starał się nie zwracać na to uwagi, co chwila jednak mimowolnie zatrzymywał wzrok na twarzy elfki.
Wtem drzwi do gospody otworzyły się i do środka weszła młoda dziewczyna w towarzystwie żołnierza.
Kiedy wielce zaskoczony jak i uradowany pojawieniem się tej dwójki Vinnred odszedł z dziewczyną na stronę, żołnierz przedstawił się Anthonemu i zagadał do zebranych.
- Widziałem kilka trupów na szlaku, to wasza robota? - Falker zmoczył wargi w białej pianie.
- Podróżowałem traktem wraz z towarzyszką. Wzięli nas na szybko. Było ich wielu. Gdyby nie Thorgrim, Taranis, Vinnred i Naraikhael - Albiończyk wyjątkowo śpiewnie, jak na człowieka, wypowiedział imię elfki - gdyby nie oni, na trakcie znalazłbyś jedynie dwa ciała. Jeszcze raz wasze zdrowie kompani! Anthony uniósł w góre drewniany kufel i pociągnął solidny łyk.
- Sierżancie Falker, czy wiecie coś na temat turnieju łuczniczego w Hornau, który ma się odbyć za dwa tygodnie? W żadnej z mijanych po drodze karczm i oberży nikt nie słyszał, aby w Hornau odbywał się jakiś turniej łuczniczy, a przecież ten minstrell w Wurtbadzie zapewniał, mnie, że taki turniej się odbywa i na pewno wystartuje w nim Proudfoot, jak każdego roku. Nie słyszeliście co sierżancie? - Albiończyk spojrzał z nadzieją w oczach na Falkera.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Acidd

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acidd »

Throrgrim

Krasnolud schował zdobyty na zbójnikach 'majątek' do rukzaka, dosiadł swego kuca i ruszył za pozostałymi. Nie był zbyt rozmowny, rozmyślał o różnych sprawach, a także o rozmowie z człeczyną, którą niedawno odbył. Właściwie w pewnym momencie Thror stwierdził, że wpadł w nieco minorowy nastrój. Na szczęście na horyzoncie pojawiła się ta karczma o której mówił Falker, 'Trzy Korony' się chyba nazywała.

Pozostawił Gurniego w przyzajezdnej stajni, zostawiając chłopcu stajennemu drobną monetę, aby ten dopilnował by zwierzęciu niczego nie brakowało, a następnie skierował się do gospody. Główna sala pękała w szwach, ale po chwili znalazło się dla nich miejsce, gdy jakaś podpita grupka podróżnych chwiejnym krokiem skierowała się na górę.

Weteran rozsiadł się wygodnie przy stole opierając swój wielki topór o ścianę. Vinnred zamówił dla nich piwo i ciepłą jajecznicę z chlebem, za co długobrody podziękował mu skinieniem głowy i zabrał się za kolację. Tutejsze piwo przypominało raczej siki, toteż khazad poprosił o dwie duże szklanice i polał do nich krasnoludzkiego spirytusu. Jedną podsunął pod nos siedzącemu naprzeciw Taranisowi.

- Pij, rozgrzejesz się. Tylko powoli, bo jest kurewsko mocne. - sam, jakby nic nie robiąc sobie z własnych słów, przechylił i wypił całą zawartość przy pierwszym podejściu. Mlasnął radośnie i polał sobie jeszcze. - Nie wiem, jak ty, elfie, ale ja...

Nie dokończył, gdyż przerwał mu nagły wybuch radości von Shottena. Krasnolud początkowo nie wiedział co się dzieje, ale gdy odwrócił głowę, dostrzegł czarodzieja obściskującego tę dziewkę z karczmy w której gościli wczoraj wieczór – a to nie zapowiadało nic dobrego. Przyjechała z ludzkim sierżantem, który po chwili się do nich dosiadł.

- Widziałem kilka trupów na szlaku, to wasza robota? - spytał.
- Podróżowałem traktem wraz z towarzyszką. - głos zabrał ten Albiończyk. - Wzięli nas na szybko. Było ich wielu. Gdyby nie Thorgrim, Taranis, Vinnred i Naraikhael... gdyby nie oni, na trakcie znalazłbyś jedynie dwa ciała. Jeszcze raz wasze zdrowie kompani! - człeczyna uniósł drewniany kufel i pociągnął solidny łyk.

Throrgrim z zasępioną miną przyglądał się von Shottenowi i tej młodej, gdy Anthony wspomniał coś o Hornau.
- Zmierzasz do Hornau, Albionczyku? - krasnolud spytał spokojnie i pociągnął łyk spirytusu. Czuł jak alkohol rozlewa się ciepłem po jego ciele. - My jedziemy do Enzesburga; nie jestem jakoś wybitnie obeznany w kartografii, ale ty i my mamy raczej nie po drodze. Chyba że zmienisz swe plany i pojedziesz z nami. Tam, gdzie się wybieramy, będziesz miał coś więcej do udowodnienia niż na turniejach strzeleckich, człeczyno. - khazad uśmiechnął się paskudnie i dolał sobie wódki.

Gdy porozmawiał chwilę ze strzelcem, zabrał ze sobą pusty do połowy kubek i podszedł do Vinnreda. Odciągnął go na bok i powiedział szorstko patrząc mu prosto w oczy.
- Tylko nie mów mi, że chcesz zabrać tę dziewkę w dalszą podróż do Sylvanii, czarodzieju, bo się wkurwię...
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred

- Tylko nie mów mi, że chcesz zabrać tę dziewkę w dalszą podróż do Sylvanii, czarodzieju, bo się wk***ię... - słowa khazada zabrzmiały jak wyrok, ale mag nawet nie drgnął. Zacisnął usta, utkwił stanowcze spojrzenie w oczach długobrodego i skrzyżował przedramiona na piersi.
- Nie powiem, nie martw się - odparł spokojnie. - Po prostu to zrobię. - Usta Vinnreda wykrzywiły się w szelmowskim uśmiechu. Nim Thror zdążył coś odpowiedzieć, człowiek uniósł dłoń. - Zanim cokolwiek powiesz, wróćmy do stolika, chcę poznać zdanie wszystkich... Zdanie, które i tak oleję, bo przecież mnie nie powstrzymacie, prawda? - zapytał, kłaniając się lekko.

- Mogę prosić o uwagę?! - odezwał się podniesionym głosem i spojrzał na towarzyszy oraz Ulli, którą od razu objął ramieniem. - Zapewne się zastanawiacie, czy naprawdę upadłem na głowę i mam zamiar zabrać moją narzeczoną do Sylvanii? Zatem odpowiem, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Tak, nie tylko mam taki zamiar, ale co więcej! Zrobię to. Biorę na siebie odpowiedzialność za życie i zdrowie ukochanej, ręczę, że nie opóźni naszej wyprawy i nie będzie 'przeszkadzać' - zaakcentował ostatnie słowo z cichym prychnięciem. - Chciałbym usłyszeć zdanie i opinię każdego z was, ale i tak zrobię po swojemu.
Kończąc swoją wypowiedź usiadł obok Ulli i uśmiechnął się do niej zadowolony z siebie. Było po nim widać, że jest pewny siebie i zdecydowany, w jego oczach czaił się jakiś przebiegły i niebezpieczny błysk.
Obrazek
Acidd

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acidd »

Throrgrim

Khazad wrócił z czarodziejem do stolika, przy okazji dolewając sobie wódki do kubka. Pociągnął kilka łyków akurat w momencie, gdy człeczyna wygłaszał swą przemowę. Nie zdziwiło go to - jak każdy przedstawiciel jego rasy pragnął bronić włąsną piersią swej ukochanej. Głupi. Prędzej czy później przypłaci to życiem. Swoim lub jej. Weteran wydoił trunek do cna, zabrał swój topór i wstał od stolika.

- Rób co chcesz, człeczyno, mam to w dupie. To twój problem, nie mój. Ja jej bronił nie będę jak przyjdzie co do czego – chcesz mieć balast, to masz... Obyś nie przeklinał, jak będziemy w Sylvanii... - odszedł od stolika, u karczmarza wynajął pokój na piętrze i poszedł spać. Po prostu. Miał dość towarzystwa zakochanego czarodzieja, który sam nie wiedział, co mówi...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ninerl »

Naraikhael, Vinnred i Ulli :P
Trafili wreszcie do tej gospody. Naraikhael była zmęczona, obolała i zmarznięta- marzyła o ciepłym łóżku. Gdy usiedli wreszcie przy stoliku, przez chwilę miała wrażenie, że Albiończyk się jej co i rusz przygląda. Wcześniej, okazał się bardzo wylewny, natomiast ona nie. Chociaż dostrzegła przy jego ubraniu ozdoby, wyglądające na rzemiosło Asrai. Raczej Asrai...chociaż od biedy można by je uznać także za asurską robotę, ale motyw nie bardzo pasował. Ciekawe, skąd wziął te rzeczy...
Za chwilę wszystko uleciało jej z głowy, gdy na stole znalazło się jadło i napitek. Pochłonęła je dość szybko, nie mając ochoty na zastanawianie się nad zamianą piwa na coś lepszego.
Wyciągnęła ostrożnie pod stołem nogi- było już lepiej. Towarzysze o czymś rozmawiali, a Naraikhael milczała. Było jej ciepło i dobrze, powoli zaczynała zapadać w lekką drzemkę.
Nagle przerwał ją czyjś głos. Naraikhael potrząsnęła głową i ze zdziwieniem dostrzegła przed sobą sierżanta i Ulli. Co oni tu robili? Początkowo pomyślała, że resztki hordy zielonoskórych zaatakowały gospodę. A potem sprawa się wyjaśniła...
Asurka obserwowała beznamiętnie ta scenę pełną czułości. Zmarszczyła nieco brwi, gdy do jej uszu dotarły słowa dziewczyny i maga. Czy oby na pewno dobrze słyszała?
Krasnolud zaraz zabrał maga na bok i poszeptali ze sobą przez chwilę. Naraikhael miała wrażenie, że mag nie jest zachwycony słowami długobrodego, a za chwilę wiedziała czemu. Właściwie, krasnolud miał rację, ale Naraikhael było żal dziewczyny. Z nieliczonych opowieści markietanek wiedziała, jak wygląda życie wieśniaczki. A poza tym... Sama pamiętała, jak ona się czuła, gdy uciekła byle dalej od ojca. Była jedynie bogatsza o miecz i konia. Pamiętała również, jak było podróżować właściwie samotnie, bez żadnej naprawdę przyjaznej duszy przy boku. Może warto się odwdzięczyć tym, którzy ofiarowali jej pomoc i dobrą radę? A czemu nie...pomyślała.
- Chcesz ją zabrać, prawda? Na pewno i bez żadnych dyskusji -Naraikhael spytała spokojnie maga- Bo jeśli... tak?- spojrzała pytająco na maga, chcąc się upewnić do końca, chociaż deklaracja Vinnreda jasno to wskazywała.
Brunetka przytuliła się mocniej do ramienia Vinnreda i powiedziała do elfki.
- Nie zamierzam opuścić Vinna... nie po to jechałam taki szmat drogi, by teraz się z nim po prostu pożegnać... Czy wam się to podoba czy nie... - spojrzała najpierw na elfkę, a potem na elfa i strzelca. - Kocham go i z nim zostanę...
- Masz już swoją odpowiedź - odparł mężczyzna. Był wyraźnie dumny, że jego ukochana zabrała głos w tej sprawie i nie zmieniła zdania. - Nie martw się, kochanie - ujął ją za rękę - nie pozwolę cię odesłać.
- Nie zamierzam się nigdzie ruszać. Skoro przyjechałam, to zostanę przy tobie do końca. - zmarszczyła gniewnie brwi czekając na to, co odpowie reszta.
- A kto tu będzie od razu kogoś odsyłał?...Żadne z nas dzieckiem nie jest- odpowiedziała spokojnie Naraikhael- Ale jeśli Ulli ma podróżować z nami, to musi nauczyć się sama bronić i dbać o siebie. Wiem, Vinnred, że będziesz jej bronił ile sił, ale nie zawsze możesz być w pobliżu. Nie zawsze zdążysz, sam wiesz jakie tamtejsze ziemie są nieprzewidywalne. A ty, Ulli... Pamiętasz tamtych? - spojrzała na dziewczynę- W karczmie twojego ojca? Im więcej się nauczysz, tym lepiej dla ciebie. Dla nas również, będzie się liczyć każda pomoc.
- Vinn mnie wszystkiego nauczy... wiem, że tak będzie i wiem, że przy nim będę bezpieczna, prawda, kochany? - wtuliła się mocno w czarodzieja.
- Hehehe - mężczyzna zaśmiał się - Oczywiście, choć nie chciałbym, żebyś władała rapierem tak jak ja i stawała z wrogiem oko w oko. Mamy tutaj dwóch świetnych strzelców, może panowie zechcą udzielić ci kilku lekcji na temat walki na odległość, wtedy czułbym się spokojniejszy. Mogłabyś mnie z tyłu osłaniać - odpowiedział - Oczywiście nauczę cię, jak się bronić przed opadającym na głowę mieczem, a w mieście zakupię ci niezbędną broń, pancerz i lepszego konia. Tego odeślemy twojemu ojcu i będziesz póki co jechała ze mną. A ty - spojrzał na elfkę - masz jakieś propozycje lub uwagi? Jesteś w końcu kobietą, tak jak Ulli...
- Uważam, że rapier jest za trudny dla nowicjusza. To nie jest łatwa broń. Proponowałabym miecz. I na razie kuszę, jest łatwa w obsłudze, a Ulli musi się obstrzelać. - Naraikhael zastanowiła się na chwilę- Oczywiście, na samym początku zaczniemy od pojedynków na kije- uśmiechnęła się do wspomnień.
- Kilka nieczystych chwytów w walce wręcz też będzie przydatne. Jesteś kobietą i takie znać musisz. Ale Ulli ostrzegam..., jeśli chcesz się naprawdę czegoś nauczyć, to przygotuj się na ciężką harówkę, pot i ból. Kiedy będziesz walczyć, przeciwnicy nie dadzą ci forów, tylko dlatego, że kobietą jesteś...- dopowiedziała po chwili Naraikhael.
- Do tego zestawu przyda się kilka sztuczek, tak abyś i w dziczy wiedziała co robić. Ale to już bardziej w gestii Taranisa. Pomyśl dobrze nad moimi słowami- dodała, rzucając uważne spojrzenie dziewczynie.
- Nieczyste chwyty? - Vinnred jakby lekko zbladł i spojrzał się niepewnie najpierw na elfkę, a potem na dziewczynę. - Ale nie będziesz ich wykorzystywać przeciwko mnie, prawda? - zapytał, śmiejąc się do Ulli. - Jeśli będziesz chciała poćwiczyć, to tylko delikatnie... - Roześmiał się życzliwie i skinął towarzyszce głową. Musiał przyznać, że Narai miała łeb na karku.
Ulli słuchała z zaciekawieniem Naraikhael – widać było, że elfka ma większe doświadczenie i chce wspomóc dziewczynę; jeśli nie praktycznie, to chociażby teoretycznie. Brunetka skinęła jej głową, gdy skończyła.
- Będę się tego trzymać, na pewno zapamiętam. - w jej oczach widać było dziwny błysk. - Mam nadzieję, że ty i mój ukochany pokażecie mi sporo dobrych technik obrony i ataków. Bo na tego gbura krasnoluda to chyba liczyć nie mogę... - zasępiła się. Gdy usłyszała co mówi jej ukochany, uśmiechnęła się szeroko. - Nieczyste chwyty? Będę wykorzystywać... ale tylko w łóżku... - szepnęła mu do ucha i pocałowała w policzek.
- Oj... - jęknął cicho i uśmiechnął się niepewnie - Bałem się, że to powiesz...
Ulli zarumieniła się i wtuliła w czarodzieja – z przyjemnością chłonęła zapach jego perfum i czuła się przy nim zupełnie bezpieczna. Jak przy żadnym mężczyźnie wcześniej.
- Jeszcze niejednym cię zaskoczę, kochanie... - zamknęła oczy tuląc się do piersi Vinnreda.
Naraikhael zaśmiała się cicho i za chwilę zagryzła wargę, gdy rana ponownie się odezwała,
- To zaczynamy od jutra- powiedziała za chwilę.
Czarodziej uśmiechnął się do obu kobiet i wykonał kilka gestów, uzdrawiając ranę elfki.
- Musisz być w formie - powiedział do niej. - Ty też, dlatego zaraz idziemy spać.
- Dziękuję- Naraikhael skinęła głową- Ja jeszcze pójdę posłuchać miejscowych plotek, może się czegoś ciekawego dowiem...No to do jutra...- podniosła ostrożnie kufel w stronę Ulli i wstała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis & Kynthir

Asrai spojrzał na elfkę, czyżby znów miała zamiar rozpocząć kłótnię? Nie przejął się tym na razie, zamiast się zirytować rzekł do niej. - Po prostu myślę że TY także masz potrzebną nam wiedzę. - Spojrzał na martwe ciała. - Zresztą ten cały spór jest bezsensu, to NAS tylko zgubi. - westchnął, nadal patrząc się w dal.

Wojowniczka czuła najwyraźniej to samo gdyż odrzekła. - -A owszem. - prychnęła - Ale powiedz to innym... - dodała z niechęcią.

- Nie przejmuj się krasnoludem. - odparł, ponieważ to niego chyba jej chodziło przede wszystkim.
Dokończył resztkę wina i dodał. - Jest uparty, a Vinnred ...

Asurka wzruszyła ramionami. - A Vinnreda zaślepia własna wielkość.... - podsumowała czarodzieja.

Zwiadowca kiwnął głową. - Tak, jest dumny, pyszny nawet, ale myślę że gra bo ... - przerwał szukając słowa.- .. bo się czegoś najwyraźniej obawia. Nie wiem czego, ale to jest jego sprawa.

- Wolę nie wnikać...każdy ma swoje sprawy. - odpowiedziała, marszcząc brwi - Ale jeśli nadal będzie tak butny,to zgubi nas wszystkich. Wy chyba nie do końca rozumiecie...co to znaczy znieważyć tamtejszego szlachcica. Bez urazy... - dodała po chwili.

- Tak, pewnie nie wiem. - potwierdził, nie wnikając w podtekst w wypowiedzi Asurki. - Wiem za to jak urazić innych możnych.. - zaczął i zaraz wrócił do tematu. - Daj mu trochę...odpocząć od swoich.... -spojrzał na nią. - ..komentarzy. Ogień, ogień podsyca. Nie mówię że się mylisz ale...

- Ale? - przerwała spokojnie - Nie zauważyłeś, że to nie jest problem w wypowiedziach samego Vinnreda, tylko co wy potem robicie? Chociażby z tym grobem. Gobliny w okolicy, a wy zostawiacie tak ciało. Mogliście sobie oszczędzić roboty.... - powiedziała wskazując na okolicę przed nimi.

Taranis prychnął. - Jakbyś nie słyszała, to radziłem szybki odjazd. - zaczynał dokładniej rozumieć, co czuje elfka.

Naraikhael nie zraził ton Asrai. - Dla mnie jest to oczywiste...ale boję się, że zapalczywość długobrodego i idealizm maga nas zgubi. A jak próbujesz cokolwiek powiedzieć, to obrażają się jak małe dzieci - westchnęła.

- Idealizm, ciekawe określenie. - poprawił uprząż Jutrzenki. - Mam nadzieję że będziemy mogli sobie co nieco wyjaśnić przy kolejnym postoju, tym razem wszyscy... - Spojrzał jeszcze na Anthonego. - No właśnie i co z nim, jak znam Shottena, to zaproponuje mu udział w wyprawie, albo coś takiego.

- Każdy łuk czy miecz będzie przydatny. - Naraikhael ostrożnie chwyciła łęki siodła - Jeśli tylko jego właściciel umie z niego zrobić użytek...Co prawda trzeba się wtedy podzielić zapłatą, ale wolę dostać mniej i żyć.... - zaciskając zęby, wskoczyła na siodło. Na chwilę zagryzła wargę.
- Mam wrażenie, że zbyt lekko nasi towarzysze traktują tę wyprawę. Mi ona śmierdzi, ale pieniądze są mi potrzebne. - zacisnęła na chwilę szczęki.

- Jeśli tak mówisz. - ni to się zgodził, ni zaprzeczył. Zwrócił konia na szlak przed nimi. - Mam nadzieję tylko że nie będzie kłopotem. - uśmiechnął się i skierował się w stronę reszty. - Chyba skończyli, najwyższy czas, niedługo będzie ściemniać. -
Popatrzył na niebo. - Jestem pewien że Vinnred zajął by się twą ranną, musisz tylko mu tym rzec. - zmienił na koniec temat.

- Być może.- skrzywiła się. - Ale uważam, że powinien zostawić magię na gorsze okazje. - trąciła piętą konia.

- W takim razie pozwól że ja się nią zajmę kiedy trafimy do zajazdu, trochę się znam na szyciu ran. - rzekł już cieplejszym tonem.

- Na pewno? Ale i tak dziękuję. - koń Naraikhael nieco przyśpieszył.

- Tak na pewno. - rzekł pewnie, jakby tłumaczył coś dziecku. - Nie martw się. -

Taranis

Zwiadowca zaczekał w pewnej odległości od towarzyszy, kiedy stali nad płytkim grobem martwej kobiety. Bardziej dbał o to, aby nikt ich nie zaatakował, bacznie obserwując drogę przed nimi. Gdy kompani skończyli elf przyjrzał się strojowi nowego towarzysza, jego ubranie przypominało typowe stroje Asrai, tak przynajmniej zdawało się Taranisowi, bo on sam dawno nie widział, a tym bardziej ich nie nosił. Westchnął cicho, wróciły niektóre wspomnienia, te które za dnia skrywa podświadomie.

W czasie drogi do zajazdu, nie był skory do rozmowy, słuchał tylko odgłosów lasu. Na szczęście dla nich, nic ich nie zaskoczyło i wszyscy rozpogodnieli widząc budynek, miejsce ich odpoczynku.

Elf zaprowadził Jutrzenkę do stajni, zdejmując z niej siodło i uprząż, pogładził ją jeszcze po pysku i skierował swe kroki w poszukiwaniu karczmarza. Poprosił karczmarza o misę z wodą, co prawda miał jeszcze wodę w bukłaku, ale wolał oszczędzać ją na później. Poprosił jeszcze o trochę gorzałki, płacąc za wszystko uczciwie. Kiedy znalazł się w swym pokoju, przemył twarz i zdjął kolczą zbroję.

Kiedy skończył wrócili do sali biesiadnej, nikt nie był w humorze do konkretnych rozmów. Musiał mieć ponurą minę skoro krasnolud zwrócił się do niego słowami. - Pij, rozgrzejesz się. - Elf skorzystał z propozycji, gdyż nachodziły go mroczne myśli. Khazad jeszcze ostrzegł elfa przed nadmiernym piciem tegoż trunku, ale przerwało mu wejście Falknera w towarzystwie Ulli.

Świetnie, kolejna niespodzianka. - pomyślał zrezygnowany elf. Cieszył się ze szczęścia druha, ale czuł głęboki żal, ostatnie wydarzenia przytoczyły wiele wspomnień i myśli, których elf wolałby nie rozważać. Khazad najwyraźniej był niezadowolony z takiego obrotu spraw, Naraikhael za to była obojętna, cóż przynajmniej tak to wyglądało dla Taranisa.

Albiończyk gładko poinforwmował sierżanta o sytuacji i potwierdził ich udział w pobojowisku na szlaku. Z tego co mówił Throrgrim, Anthony kierował się gdzieś indziej, na jakiś turniej, elfowi nic to niestety nie mówiło. Wolał się nie wtrącać do rozmowy, ale był ciekaw czy łucznik wybierze się z nimi w drogę czy nie.

Ulli świetnie się bawiła, szczególnie gdy zaproponowano jej 'treningi', zwiadowca był pewny że Vinnred nie zmieni zdania, choćby na przekór wszystkim. Kiedy Shotten zwrócił się do awanturników, syn puszczy rzekł to co chciał usłyszeć mag, a niekoniecznie to co trzeba było rzec. - Twoja wola panie Shotten. - rzekł siląc się na wymuszony uśmiech. - Wierzę że się nią zaopiekujesz. - Wstał i wziął butelkę zakupioną u karczmarza. - Wybaczcie, ale nie mam już dziś nastroju do rozmów. - rzekł do biesiadujących kompanów i wyszedł z zajazdu. Usiadł sobie na jednej z ławek przy budynku i zaczął wlewać w siebie paskudny trunek. Nie przepadał za gorzałką, ale świetnie działała na niechciane wspomnienia. Nie pamiętał nawet kiedy zasnął.
Ostatnio zmieniony środa, 22 kwietnia 2009, 13:11 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 2 razy.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Anthony

Falker dopił swoje piwo i gestem dłoni poprosił gospodarza o kolejne. Westchnął marszcząc brwi i po chwili odrzekł:
- Coś mi się obiło o uszy, ale ostatnio cały czas jesteśmy w drodze więc nie wiem dokładnie czy to Hornau było. Zresztą, my strażnicy mamy inne zmartwienia na głowie, więc nie interesuje mnie gdzie odbędzie się jakiś turniej. - sierżant uśmiechnął się ironicznie, po czym zabrał ze sobą przyniesiony przez służkę kufel i skierował się do szynku, by tam dokończyć trunek w obecności jakiejś kobiety, zapewne lekkich obyczajów.


Naraikhael

Mimo iż w sali przebywało wielu różnych gości, to niewiele wyłapałaś jakichś konkretnych informacji. Ot, dwóch młodych szlachciców rozmawiało o jakiejś piersiastej szlachciance z Halstedt, która ponoć była tak zepsuta moralnie, że za pieniądze jest w stanie zrobić wszystko, co sobie mężczyzna zażyczy. Inni rozmawiali o zwierzoludziach grasujących w lasach, trzech kupców prowadziło dysputy na temat zawyżanych cen produktów na ziemiach Stirlandu, a podpity staruszek twierdził, że wrócił ostatnio z Nawiedzonych Wzgórz i widział tam różne straszne rzeczy. W końcu skoro mówili na nie nawiedzone, to nie bezpodstawnie przecież; żadna nowina. Dopiłaś swój trunek i solidnie zmęczona podróżą i ostatnimi wydarzeniami udałaś się na spoczynek.

* * *

Poranek nie okazał się zbyt miły dla Taranisa. Skacowany, z pękającą od bólu głową dołączył do swoich kompanów przy stoliku jako ostatni i nie wyglądało na to, by miał ochotę na jajecznicę ze świeżym, ciepłym jeszcze, chlebem. Najwyraźniej miejscowe 'sikacze' nie posłużyły zwiadowcy i po wczorajszym piciu wyglądał teraz jak żywy trup. Po sytym, gorącym posiłku oporządziliście swe konie i przygotowaliście się do wyjazdu, żegnając się po raz kolejny z Falkerem i jego ludźmi, którzy dotarli do zajazdu tuż po śniadaniu.

Wyruszyliście krótko przed południem, w momencie gdy niebo już na dobre zasnuły czarne chmury przynosząc z sobą opady śniegu i deszczu. Taranis, wytrawny zwiadowca jechał kilkanaście metrów przed pozostałymi i uważnie badał teren walcząc dzielnie z męczącym go kacem. Droga wiła się między usytuowanym po obu stronach szlaku lasem, który po kilku godzinach drogi ustąpił miejsca rozległym polom. W trakcie podróży von Shotten namiętnie dyskutował z Ulli o różnych sprawach, natomiast Throrgrim i Naraikhael raczej podejrzliwie i dziwnie zerkali na mizdrzącą się do siebie parę. Jedynie Anthony miał to chyba głęboko w poważaniu, gdyż zupełnie nie przejmował się Vinnredem i jego ukochaną.

Nie niepokojeni brnęliście błotnistym traktem, mijając od czasu do czasu kilka mniejszych bądź większych wiosek. Im bliżej miasta, tym trakt stał się ludniejszy – w krótszych i dłuższych odstępach czasu mijaliście wozy kupieckie a także małe grupki konnych. Deszcz przestał padać,
jednak ciężkie, stalowe chmury wisiały wciąż nad waszymi głowami sypiąc w was białym puchem.

Na godzinnym popasie jaki zorganizowaliście, Naraikhael i Vinnred demonstrowali Ulli pierwsze najprostsze techniki i ciosy mieczem. Wiadomo było, że w godzinę z nikogo jeszcze wojownika nie zrobiono, dlatego też pierwsze ataki Ursuli i wyprowadzane ciosy były zbyt wolne, nieprecyzyjne i często kończyły się upadkami dziewczyny. Poza tym szlachcic i elfka walczyli całkiem innymi stylami, toteż często dyskutowali z sobą jak naprawdę Ulli powinna atakować, ustawiać się i wyprowadzać uderzenia. A dziewczyna denerwowała się za każdym razem, gdy jej nie wychodziło, zwłaszcza, że jej ręce – przyzwyczajone raczej do donoszenia jedzenia na stoły i mycia podłogi, ledwo dzierżyły miecz Vinnreda. Czarodziej był jednak dobrej myśli i podtrzymywał ukochaną na duchu, gdy ta złościła się na niepowodzenia. Zmęczona niemal godzinnym treningiem Ulli zjadła podwójną porcję kaszy, którą na ogniu przygotował dla drużyny Anthony.

Kolejne dwie godziny minęły nim przywitały was czarne mury Enzesburga. Witani podejrzliwymi spojrzeniami strażników miejskich wjechaliście przez zachodnią bramę miasta, płacąc lokalne myto na zasadzie szylinga od nogi. Brnąc dość ludnymi jak na aurę która panowała uliczkami, minęliście świątynię Shallyi, gmach Rady Miasta i po kilku minutach wjechaliście na główny rynek, wokół którego skupionych było stokilkadziesiąt murowanych domów. Na prawo od ratusza ukazała wam się ogromna hala pod arkadami, która trzeba przyznać, robiła spore wrażenie. Jak na niewielkie miasto jakim był Enzesburg, straganów wszelkiej maści było tutaj bardzo wiele, jak również ludzi, którzy krzątali się między nimi. Pierwsze, pobieżne oględziny utwierdziły was w przekonaniu że można tutaj dostać niemal wszystko. Dzień był jeszcze w miarę młody i można było uzupełnić braki w ekwipunku, zwłaszcza że zdawaliście sobie sprawę, że to praktycznie ostatni taki 'przystanek' przed Sylvanią, by można się było lepiej dozbroić bądź uzupełnić zapasy.

[Kto chce coś kupić, niech kupuje (lista rzeczy których potrzebuje Wasza postać, proszę wysłać do mnie na PW – ocenię, co udało Wam się dostać). Pozostali, którzy nie kupują, mogą robić co chcą, ważne żebyście się nie pogubili nawzajem xD.]
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Ból głowy i uczucie mdłości, były jego porannymi towarzyszami. Cienkusz który w siebie poprzedniego wieczora, tak namiętnie wlewał, wcale mu nie pomógł. Nadal był ponury, może mniej niż ostatniego wieczora, ale wciąż nieobecny, przepicie tylko uzewnętrzniło to na jego twarzy. Gdy wreszcie podniósł się z łoża powoli przygotował swój ekwipunek i przemył twarz w chłodnej wodzie, na szczęście ktoś musiał ją przynieś rankiem. Czuł się fatalnie, nie mając ochoty na rozmowy przy śniadaniu, na jedzenie tym bardziej.

Kiedy zasiadł przy stole kompanów, spojrzał na młodą kobietę siedzącą przy Vinnredzie - czyli mi się to nie przyśniło, przemknęło mu przez głowę. Zwrócił się do maga ze słowami - Mam mętlik w głowie, - zaczął nieco chrapliwie - Jeśli stało się wczoraj coś jeszcze lub ktoś z was czegoś ode mnie chciał.. - dodał słabo lustrując stół, dlaczego to musiała być jajecznica - pomyślał, odpychając na bok talerz. - ..to proszę przypomnijcie mi, bo ja nie wiele pamiętam z wczorajszego wieczora... - przerwał zmęczony, zbyt długą wypowiedzią, potrzebował odetchnąć powietrzem, tchnieniem leśnego powietrza. Musiał żałośnie wyglądać, tak z pewnością się czuł, bo w oczach Kynthir nie widział zwyczajowego błysku.

Pożegnawszy się z sierżantem, wyruszyli w podróż. Asrai był już w miarę do użytku, dowiódł tego badając drogę przed nimi, irytujący ból co prawda nie ustawał co elfa strasznie irytowało. Pogoda była pod przysłowiowym 'psem', Taranis lubił deszcz, śnieg także miał dla niego pewien urok, ale kac sprawiał że robiło mu się niedobrze na chłodnym powietrzu. Mijali małe wioski, tak przylgnęły do krajobrazu że wydały się one Asrai niemal naturalne, gdyby nie głupota ludzka miał by o nich jednak lepsze zdanie. Im bliżej celu, tym więcej podróżników mijali, syn puszczy widział różnych osobników, może byli wśród nich tacy jak ich kompania. Gorsze było to że mogło się tu rozpętac pole walki, gdy jeden z podróżnych coś wykrzyczał do elfa, nie był to komplement. Jadący na przedzie elf, wściekł się wykłócając się z wojownikiem, gdy towarzysze się z nimi zrównali, Taranis był czerwony na twarzy. Widząc kompanię zbrojnych towarzyszy mężczyzna zbladł, przepraszając syna puszczy, nadal zdenerwowany elf machnął gniewnie dłonią i ruszył na przód.

Był w burzliwym nastroju, jednak postój przyjął z dużym entuzjazmem, mógł na chwilę usiąść i pookładać swoje myśli. Dalsza droga przebiegała bez większych problemów, trochę zwiadowcę zasmucił widok 'wynurzającego' się na horyzoncie miasta, las był mu bliższy i miał ochotę jeszcze cieszyć się łonem natury. Westchnął. No trudno - pomyślał z wyrzutem, nie miał zamiaru o tym skarżyć się towarzyszą, chociaż nadal był w bojowym nastroju.

Miasto było największym zgromadzeniem ludności w tym rejonie, tak przynajmniej pomyślał elf. Widoczne obwarowania i liczne budynki nie zrobiły na nim wrażenia. - Co prawda to nie Altdorf, ale możemy się zaopatrzyć w niezbędny ekwipunek. - rzekł do towarzyszy, przypadkiem chwaląc się swym pobytem w mieście Kolegiów. - Gdzie się spotkamy? - spytał patrząc na awanturników, po czym udał się by zdobyć potrzebne mu rzeczy.

[PW z ekwipunkiem, jeszcze prześlę dziś...chyba.]
Ostatnio zmieniony środa, 22 kwietnia 2009, 13:13 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ninerl »

Naraikhael Kynthir
Plotki były właściwie bez znaczenia, z wyjątkiem zwierzoludzi i tych całych Nawiedzonych Wzgórz. Ciekawe, co ten strzec miał na myśli, mówiąc o "strasznych rzeczach". Ciekawe, ciekawe...No, cóż. Wkrótce kompania się sama o tym przekona.
Wygodne łóżko było dokładnie tym, czego Asurce było trzeba. Wyszeptała kilka słów do Lileath, Pani Snów i usnęła.

Ranek był całkiem przyjemny. Naraikhael czuła się dobrze, w odróżnieniu od Taranisa. Tylko czemu się tak upił? Wczoraj nie zauważyła, jak zniknął. Dziwne...Ale zapyta się go potem.
- Nie, nic takiego chyba nie było. Przynajmniej ja nic nie chciałam- odpowiedziała na prośbę Asrai, przyglądając mu się z nikłym współczuciem.
Naraikhael wstała od stołu solidnie najedzona. To było całkiem niezłe śniadanie. I świeże, w odróżnieniu od niektórych, które kiedyś przyszło jej jadać.
Wkrótce ruszyli naprzód. Vinnred i Ulli papali całą drogę, na co Naraikhael niespecjalnie zwracała uwagę. Kilka razy, gdy któreś z nich podniosło głos, spojrzała mimochodem w ich kierunku.
A potem natrafili na jakiegoś człowieka. Wyraźnie kłócił się z Taranisem, Naraikhael nigdy jeszcze nie widziała Asrai tak wściekłego. Co się stało? Będzie musiała się go zapytać. Rzuciła zaciekawione spojrzenie mężczyźnie.

Ulli była strasznie niecierpliwa. Naraikhael z pewnym rozbawieniem obserwowała jej reakcję. Ale dobrze, niech wkłada w to całe serce.
- Nie złość się tak. Wiadomo, że musisz dużo ćwiczyć, ja też na początku treningu wpadałam w gniew i niewiele mi to dawało- Naraikhael nie dodała, że jej ojciec po prostu stracił w pewnym momencie cierpliwość i szybko ją nauczył wytrwałości. Parę razy wylądowała w błocie, solidnie poobijana i to jej wystarczyło.
- Vinnred, spokojnie...pomyślmy najpierw nad postawami i złapaniem ogólnego wyczucia...-dodała, zanim mag zdążył coś powiedzieć- Trzeba się zastanowić nad resztą, ale może to omówimy nieco później. Najpierw chcę zobaczyć ekwipunek, jaki chcesz kupić Ulli. A jeśli jeszcze dziś starczy nam czasu, to zaczniemy naukę paru chwytów...dla kobiet- dodała z szelmowskim uśmiechem.

Miasto Naraikhael nie zaskoczyło. Ot, nieco większe miasteczko, tyle ich już widziała.Miała wrażenie, że na twarzy Taranisa odmalowała się niechęć.
- A owszem.... Może spotkajmy się przy świątyni Shallyi? To dobry punkt, zwłaszcza, że warto by się też zaopatrzyć w zioła i inne specyfiki, jakie mogą sprzedawać siostrzyczki. - odpowiedziała na pytanie Asrai- Może ja z Taranisem zajmiemy się kupnem zaopatrzenia? Żarcia i obroku? Wolałabym by bronią i pancerzem zajął się Thorgrim. Nie dasz sobie na pewno wcisnąć jakiegoś kitu. Anthony, czy mogę cię prosić o kupno kilkunastu bełtów? Jako strzelec na pewno się na tym znasz- zwróciła się do krasnoluda i człowieka.
- Zajmiecie się rzeczami dla Ulli?- Naraikhael zadała Vinnredowi oczywiste pytanie-Głupie pytanie, wiem...- dodał po chwili.
- Myślę, że w ten sposób będzie szybciej. Taranis, idziesz ze mną?- zwróciła się do Asrai.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Miał zamiar udać się w głąb tłumu zaraz po usłyszeniu punktu spotkania. Jednak Asurka podjęła znów styl dowódcy, postanowił poczekać aż skończy, nie chciał jej urazić. Mimo podłego samopoczucia, trzeźwy umysł elfki zrobił na nim wrażenie.
Kiedy wojowniczka spytała go czy zajmie się z nią zaopatrzeniem, wbrew nastrojowi kiwnął głową na znak zgody. - Dobrze, - potwierdził na głos, po czym sprostował swą zgodę. - Jednak wolę sam wybrać mój ekwipunek. - jego ton był bezbarwny, taki zanim spotkał obecną kompanie.
Zmarszczył brwi, mówiąc - Nie żebym wam nie ufał, ale myślę że sam będę wiedział co wziąć, a co nie. - nie czekając na odpowiedź innych ruszył przed siebie.
- Nie mamy całego dnia, - powiedział jeszcze elf do Kynthir. - Idziesz? - rzekł na koniec wtapiając się w tłum.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Krasnolud powitał dzień w nieco paskudnym nastroju. Zajadając pożywne śniadanie zerkał od czasu do czasu na Vinnreda i jego lubą zastanawiając się czy szlachcic naprawdę wie, w co chce wpakować tę młodą dziewczynę, która poza podwórkiem przed gospodą swego ojca prawdziwego świata na oczy nie widziała. Zabawne było to, że do tej pory twarda i rzeczowa elfka jakoś szybko przyjęła do siebie wiadomość o tym, że będą mieć balast w drużynie. Przy stole dowiedział się nawet że Kynthir wespół z człeczyną mieli zamiar uczyć fechtunku to ludzkie szczęnię. 'Coraz ciekawiej', pomyślał weteran i łyknął zimnego piwa. Rozchmurzył się nieco widząc Taranisa, który dołączając do nich wyglądał jakby dopadła go banda goblinów.

- Hehehe – krasnolud roześmiał się gromko patrząc na zmarnowanego zwiadowcę. - Bo pić to trza umieć, elfie hehehe. - rozbawiony klepnął kompana po plecach, choć chyba nie spodobało się to za bardzo Taranisowi.

Po śniadaniu Throrgrim pozbierał swoje rzeczy z wynajmowanego pokoju i w końcu wyruszyli w dalszą drogę. Krasnolud rozglądał się czujnie po okolicy, a do jego uszu co rusz docierał śmiech to Vinnreda, to Ulli – w pewnym momencie weterana zaczęło to już irytować i pospieszył Gurniego, by zrównać się z jadącym na przedzie Taranisem. Dojeżdżał do niego akurat w momencie, gdy ten wykłócał się z jakimś człeczyną. Krasnolud zmierzył tylko gniewnie wzrokiem wojaka, gdy ten mijał ich grupkę.

Na popasie Throrgrim z uśmiechem na twarzy przyglądał się, jak elfka i człeczyna uczą dziewkę najprostszych rzeczy. Mimo że jej nie wychodziło, to wprawne oko długobrodego i instynkt podpowiadał mu, że dziewucha ma w sobie tę 'iskrę' i jeśli będzie systematycznie trenować, to może w najbliższym czasie będzie umiała już komuś zrobić krzywdę. Siedząc z Anthonym przy ognisku, postanowił z nim chwilę pogadać.

- Dobre. - wskazał paluchem na miskę gorącej kaszy, którą po chwili przepił piwem. - Ale musisz kiedyś spróbować krasnoludzkiej. Jest dużo lepsza, pikantniejsza. - khazad wyszczerzył żółte zęby. - Co cię sprowadza na te ziemie, człeczyno? Turnieje? Pieniądze i sława? Kawał świata żeś przejechał, łuczniku. - tarczownik zamyślił się. - Nigdy nie byłem w twoim kraju, ale z różnych opowieści słyszałem, że to spokojna kraina. Prawda to? - weteran zawsze z ciekawością wsłuchiwał się w opowieści o nieznanych mu lądach, a teraz, przy piwie i dobrym jedzeniu, była dogodna okazja by porozmawiać.

* * *

Miasto przywitało ich pobranym mytem i dość gwarnymi ulicami jak na tę paskudną pogodę. Gdy w końcu zgromadzili się przy głównym rynku, elfka znowu zaczęła przemawiać i wydawać polecenia. Cholernie go to denerwowało.

- Niech każdy z osobna zajmie się własnym ekwipunkiem. - rzucił gromko, gdy skończyła gadać. - Nikt z nas nie jest upośledzony i chory na umyśle, by nie wiedzieć co potrzebuje i co ma kupić. Broń i pancerz? Przecież żeś doświadczona wojowniczka, sama też sobie nie dasz wcisnąć byle czego. – uśmiechnął się paskudnie. - Ja załatwiam tylko swoje sprawy, nie będę nic nikomu kupował. Możemy się spotkać pod świątynią, albo i tutaj, mnie wszystko jedno. Znajdę was...

Zsiadł z Gurniego i prowadząc go za uzdę skierował się w głąb targowiska, po chwili znikając kompanom całkowicie z pola widzenia.

[Wracam do gry :D]
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: SebaSamurai »

Anthony Surehand

Kiedy siedzieli wspólnie przy śniadaniu Anthony przegryzając jajecznicę piętką świeżego pachnącego zakwasem chleba rzekł do zebranych.
- Wygląda na to, żem głupek i naiwniak i dałem się nabrać na minstrelowe bajanie. Ani Falker, ani nikt inny w karczmie nie słyszał nigdy o turnieju łuczniczym w Hornau. Przebyłem szmat drogi, szkoda żeby to na marne poszło. Z tego co wiem, wybieracie się do Sylwani. Zabiorę się z wami. Na pewno przyda się wam takie wsparcie, a i pożywienie jakie mogę na trakcie zdobywać.
Zebrani wypili po kuflu piwa aby przypieczętować dołączenie Anthonego do ich niecodziennej kompanii.
-Mówcie mi Anthony lub Ant jak skracają moje imię na wyspie mgieł. Jeśli wam pasuje możecie też wołać mnie Pewniakiem. Surehand w reikspielu to pewna dłoń - myślę, że pasuje do mnie jak ulał. Anthony uśmiechnął się do kompanów. Wszyscy mieli dobry nastrój, no może poza krasnoludem, który wyraźnie nie był kontent z faktu, że Shotten zabiera ze sobą Ulli. Anthonemu nie robiło to szczególnie wielkiej różnicy. Shotten zobowiązał się nią zajmować. "W razie czego na pewno będę uciekał szybciej od niej." - zaśmiał się w myślach patrząc na migdalącą się parę. Wiedział, że to nieprawda. Wiedział doskonale, że stanąłby w jej obronie, w końcu teraz była jednym z członków drużyny.
Droga przebiegała spokojnie, no może poza tym incydentem kiedy Taranis zwymyślał jakiegoś człowieka. Anthony nie wiedział o co poszło podróżnym, ale kiedy akurat wyłaniał się z lasu po krótkim polowaniu, usłyszał jak Taranis mówi coś do człowieka w eltharinie. Był dość wzburzony. Anthony uśmiechnął się. "Dobrze, że nie nic z tego nie rozumiesz, bo pewnie nie skończyło by się na obelgach."
Kiedy zatrzymali się na odpoczynek łucznik oporządził swojego siwka i przygotował gulasz z kaszy i upolowanej zajęcy.
- Dobre. - Throrgrim wskazał paluchem na miskę gorącej kaszy, którą po chwili przepił piwem. - Ale musisz kiedyś spróbować krasnoludzkiej. Jest dużo lepsza, pikantniejsza. - khazad wyszczerzył żółte zęby. - Co cię sprowadza na te ziemie, człeczyno? Turnieje? Pieniądze i sława? Kawał świata żeś przejechał, łuczniku. - tarczownik zamyślił się. - Nigdy nie byłem w twoim kraju, ale z różnych opowieści słyszałem, że to spokojna kraina. Prawda to?
- Poniekąd prawda. Klimat łagodniejszy, zimy nie takie surowe. Śnieg prawie nie pada i woda nigdy praktycznie nie zamarza. No chyba że na północy w Szetlandach, ale tam nigdy nie byłem. Zresztą jako szczeniaka rodzice zabrali mnie na kontynent. Z drugiej strony tutaj nigdy dotąd nie widziałem takiej mgły, w której na trakcie mógłby się oddział zbrojnych pogubić i w bagnach potopić, a na mojej wyspie takie rzeczy się zdarzały i to całkiem często. Zwłaszcza jeśli oddział nie z Albionu pochodził.
Anthony nabrał na drewnianą łyżkę strawy i zamyślił się. Thorgrim spojrzał na niego spod lekko opuszczonych powiek. Nie odzywał się. Wiedział, ze nie wolno przeszkadzać komuś, kto w myślach wraca do rodzinnego zakątka i nie ważne czy jest to wygodny dom w środku miasta, czy kamienna cela w kopalni.
- Nie masz może trochę... no wiesz, krasnoludzkiego? - zapytał łucznik. Khazadowi aż oczy zaświeciły diabelsko. "Czyżby człeczyna odważył się na skosztowanie najmocniejszego spirytusu jaki znał Stary Świat?" Bez słowa podał mu flaszkę i z dreszczem czekał co się dalej wydarzy. Anthony wziął butelkę, wypuścił powietrze i pociągnął z flaszki. W jednej chwili oczy zaszły mu łzami, a z nosa aż się polało. Anthony zakrztusił się. Thorgrim zaśmiał się gromko i klepnął wielką dłonią w plecy łucznika.
- Dzięki... Kurewsko mocny. - jego głos był słabiutki i chrypliwy. Krasnolud miał wielki ubaw.
- Ha ha ha! - śmiał się gardłowo. - Wy ludzie jesteście za słabi na nasze specjały. Życia wam nie starczy by się do tego przyzwyczaić!
Anthony wziął żarzący się kawałek szczapy z ogniska i dmuchnął z całej siły. Jego oddech zamienił się w ogromny płomień, który niemal osmalił brodę khazada. Tego Throrgrim się nie spodziewał.
- Psia jucha! Uważaj człeczyno! Ty brodę masz krótką, a ja swoją od dziecka noszę! -spojrzał na Anthonego i znów wybuchnął gardłowym śmiechem do którego po chwili przyłączył się Anthony.
- Tam skąd pochodzę zwą to "Dragon's breath" - oddech smoka. Zawsze chciałem to kiedyś zrobić.
Resztę odpoczynku spędzili biernie obserwując zmagania Ulli. Anthony tylko co chwila kręcił z powątpiewaniem głową, ale nie odzywał się.

Kiedy dotarli do miasta, prym przejęła Naraikhel, ale Throrgrim szybko odebrał jej inicjatywę.
- Nikt z nas nie jest upośledzony i chory na umyśle, by nie wiedzieć co potrzebuje i co ma kupić. Broń i pancerz? Przecież żeś doświadczona wojowniczka, sama też sobie nie dasz wcisnąć byle czego. Ja załatwiam tylko swoje sprawy, nie będę nic nikomu kupował. Możemy się spotkać pod świątynią, albo i tutaj, mnie wszystko jedno. Znajdę was...
Surehand chciał zatrzymać krasnoluda, ale tylko machnął ręką. Wiedział, jak dumną rasą są khazadzi i rzadko kiedy zmieniają podjęte decyzje. Nie pozostało mu nic innego jak samemu ruszyć w miasto.
- Wright. Ja kupię bełty o które prosiłaś Narai. Taranisie potrzebujesz jakieś strzały? Zaopatrzę się też w sól i trochę ziół do przygotowania strawy. Wy zobaczcie jakie mają tu suszone mięso i kaszę.
Po krótkiej rozmowie udał się w kierunku imponującej hali z arkadami mając nadzieję, że tam znajdzie stragany, i kupców chętnych do sprzedania swoich towarów. Enzesburg był niewielkim miastem, ale wysokie mury i rozwinięty handel świadczył o tym, że dalej już raczej nie będzie możliwości na zaopatrzenie się w niezbędne rzeczy. Dalej była już tylko Sylwania. Ta myśl zmroziła na chwilę krew w żyłach łucznika. „Raz kozie śmierć.”
Przechadzając się nieśpiesznie pomiędzy straganami szukał rzeczy, które mogłyby się przydać w dalszej podróży. Na jednym ze straganów kupił strzały i bełty. Bardzo się zdziwił kiedy kupiec mówiący z dziwnym akcentem od razu zaproponował mu strzały idealnie pasujące do jego krótkiego refleksyjnego łuku. Sprzedawca miał w swojej kolekcji kilka podobnych o różnych rozmiarach. Uwagę Anthonego zwróciła jednak zupełnie inna rzecz. Wśród białej broni, którą kupiec miał do sprzedania wyróżniał się miecz o niezbyt długim, jednosiecznym, zakrzywionym ostrzu. Rękojeść była nad wyraz mała. Nawet delikatne dłonie łucznika wydawały się przy niej ogromnymi. Miecz był bardzo lekki i … bardzo ładny. Ostrze ozdobione jakimiś niezrozumiałymi dla łucznika znakami, było twarde i ostre. Wyglądało jak stworzone dla kogoś o mniejszej tężyźnie fizycznej, przeznaczone do zadawania precyzyjnych cięć i pchnięć. Czerwona pochwa wykonana z lekkiej balsy, podobnie jak ostrze, była ozdobiona tajemniczymi znakami i ornamentami.
- To Zerrikańskie ostrze. Pochodzi z Arabii. Nawet sobie nie wyobrażasz co zerrikańskie wojowniczki potrafią tym zrobić. Nie szukasz ostrza dla siebie? – było to bardziej stwierdzenie niż zapytanie. – Jest drobna, delikatna, niezbyt silna, ale zwinna… To jest ostrze właśnie dla niej. – oczy sprzedawcy zabłysły. Na chwilę zamknął powieki. – Oddam ci go po dobrej cenie. Wierzę, że ona jest warta tego miecza.
Anthony nie wiedział, co miał na myśli wypowiadając ostatnie słowa. „Mówił o cenie, czy o Ulli?”
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Zablokowany