Kane oparł się o balustradę, nerwowo spoglądając na nadbiegających w dalszym ciągu bandytów,nie zważających na krew spływającą ze schodów wartkimi strumieniami.
Laerwen był szybki, przeleciał koło Kane'a ledwo musnąwszy go w biegu, skoczył i wylądował tuż przy wrogach zręcznie balansując na jednym stopniu. Błysnął miecz, jeden z drabów stoczył się na sam dół, zwalając po drodze trzech swoich kompanów, poturlał się po podłodze sikając krwią z przeciętej tętnicy. Wiedźmin zręcznie sparował ciosy trzech drabów, trzy metaliczne jęknięcia metalu o metal załamały się nagle zakłócone przez szerokie cięcie oburącz.
Wiedźmin nabrał impentu poprzez półpiruet i z szerokiego zamachu uderzył nagle, niczym burza pozbawiając trzech głów za pomocą jednego cięcia.
Jeden z odważniejszych przeciwników spróbował przebiec pod ramieniem Laerwena licząc że dostanie w swoje ręce tego drugiego. Wiedźmin rozwalił go brutalnym cięciem od dołu, posooka zabarwiła ściany na brudnorudo.
Zbóje tłoczyli się u schodów, wbiegali na nie usiłując jak najszybciej dostać w swoje ręce amulet.
Ani wiedźmin ani Kane nie widzieli co stało się z Oxrą, Vilvikiem i Taxą ale nie słyszeli żadnych źle zwiastujących okrzyków. Albo zginęli tak szybko że nie zdążyli nawet pisnąć, albo ocaleli.
Należało coś wymyślić, i to szybko. Jeden z dezerterów zdołał przebiec koło Laerwena, Kane nie zdążył go chwycić. Nie musiał tego jednak robić, po chwili drab staczał się już z powrotem na dół, ze strzałą tkwiącą w szyi. Za jego ciałem płynął strumień krwi.
- Amulet! - ryknął nagle ktoś, wchodząc do pomieszczenia. - Nie zabijać, kurwi syni! Pertraktować kretyni, nowe rozkazy od Bluedeatha!
- Nie jebać?? - ryknął ktoś z dezerterów.
- Nie jebać - potwierdził nowy głos.
Krzyki wojenne chłopów nagle umilkły.
- Nie będą kurwy, kompanów moich zabijać! - ryknął nagle ktoś stojący na schodach, niebezpiecznie blisko Laerwena. - Amuletu chcecie? Zabierzecie go z ich martwych palców, nie stracicie!
Z tymi słowy rzucił się do przodu usiłując dosięgnąć wiedźmina zabójczym, szerokim cięciem.
Gdyby była to walka, Laerwen nie miał by żadnych problemów by uniknąć ciosu. Teraz jednak miecz miał opuszczony, jedną ręką trzymał się balustrady. Był za wolny. Nie zdążył uskoczyć, potknął się na stopniu. Zbir zamachnął się mieczem, mierząc w pierś. Ruch Wiedźmina był natychmiastowy i wyuczony. Widząc lecące ku jego torsu cięcie, odruchowo zasłonił się ręką.
Trysnęła krew. Ledwo trzymająca się na mięśniach ręka od dłoni do łokcia, zwisła bezwładnie otoczona strużkami krwi. Wiedźmin upadł na plecy boleśnie obijając je na stopniach. Zbir uniósł miecz do kolejnego cięcia, tym razem mającego załatwić go na dobre.
Kane był szybszy. Cięcie szabli było nie do wychwycenia. Drab dostał w tętnice szyjną, spadł na sam dół.
- Starczy! - ryknął jakiś dezerter wchodząc na schody. Kane i Laerwen poznali go. To był ten który zakazał zabijać. - Chcemy negocjować - rzekł. - Ten gruby szpieg już zginął. Jego pachołki też, zresztą. Nie macie szans, a my chcemy amuletu. Negocjacje, panowie. Jestem Gwido vor Hammer. To jak?
Miał nieprzyjemny głos i łysą głowę. Laerwen jęczał cicho trzymając się za okrwawioną rękę, Kane dyszał ciężko.
Baernn słyszała głosy na dole, wiedziała co się stało. Jeden drab wbiegł na strażnicę, zdjęła go nie bez wysiłku napinając łuk. Potem usłyszała słowa jakiegoś nowego dezertera. Wiedziała już co robić.
Leki wiedźmina działały jak cholera. Po chwili miała już dość sił by wstać. Bolała ją rana, nie krwawiła jednak. Wiedźmin dostał, słyszała to. Pomógł mi - pomyślała -Więc ja mogę pomóc mu .
mam nadzieję że the_weird_one i Alien jakoś się zgrają, bo zaczyna się robić niefajnie

jeśli byłby jakiś problem: Jeśli piszę że "On pomógł mi - pomyślała - ja pomogę mu" to znaczy że to jakby "głosik" odzywający się w głowie bohatera, jakby sumienie które mówi mu co powinien zrobić
