[Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
-
- Majtek
- Posty: 135
- Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hell called Earth...
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
"Asmo"
"...12, 13, 14, 15." Skończył odliczanie i złapał w ręce karabinek, przestawiając przełącznik trybu ognia na pojedyncze strzały.
-Thanks for a ride! - rzucił w stronę miejsca kierowcy, po czym wybiegł z samochodu. Wbiegł do budynku strzelając do żywych jeszcze ochroniarzy. Dwa strzały w klatkę piersiową załatwiały sprawę definitywnie. Stał w wejściu ostrzeliwując się i spokojnie eliminując kolejne cele, kiedy zobaczył starających się zejść na dół innych członków grupy.
-Co się tak wleczecie? Ruszcie się nieco szybciej. Nasz przyjaciel już czeka! - krzyknął w stronę grupki nie przerywając ognia.
Nie lubił takich akcji. Z dużo szumu z byle powodu i człowiek jest udupiony do końca kariery. Dla mafii już raczej nie zapracuje i jeszcze będzie musiał uważać na tyłek... "Same plusy jak na razie. Czemu dałem się w to wciągnąć? Szlag by to..."
"...12, 13, 14, 15." Skończył odliczanie i złapał w ręce karabinek, przestawiając przełącznik trybu ognia na pojedyncze strzały.
-Thanks for a ride! - rzucił w stronę miejsca kierowcy, po czym wybiegł z samochodu. Wbiegł do budynku strzelając do żywych jeszcze ochroniarzy. Dwa strzały w klatkę piersiową załatwiały sprawę definitywnie. Stał w wejściu ostrzeliwując się i spokojnie eliminując kolejne cele, kiedy zobaczył starających się zejść na dół innych członków grupy.
-Co się tak wleczecie? Ruszcie się nieco szybciej. Nasz przyjaciel już czeka! - krzyknął w stronę grupki nie przerywając ognia.
Nie lubił takich akcji. Z dużo szumu z byle powodu i człowiek jest udupiony do końca kariery. Dla mafii już raczej nie zapracuje i jeszcze będzie musiał uważać na tyłek... "Same plusy jak na razie. Czemu dałem się w to wciągnąć? Szlag by to..."
Without compassion...
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
23:12:10 CET 14-02-2020 AD
Student składa tylną kanapę, wyciągając oburącz broń z bagażnika na tylne siedzenia.
Salwa rewolwerów Siergieja musiała dosięgnąć celu, bo ochroniarz padł za barierkę i nie dawał oznak życia.
Kasia podrzuciła pm-kę i przy wtórze pistoletów Jana i Jacka zasypała ogniem drugiego z gości na trzecim piętrze. Rosjanin pakujący z pośpiechem pociski z ładownic do bębenków ujrzał ciało spadające z trzeciego piętra w dół.
Asmo wpadł przez drzwi. Zdemolowana drewniana lada nie dawała raczej osłony, a na podłodze leżały dwa trupy, w tym portier. Kolejnych dwóch kolesi stało z MP5 wycelowanymi gdzieś w górę, tyłem do schodów. Huk pierwszych strzałów utonął w ogólnej wrzawie, rzucając zwłoki jednego ochroniarza na ziemię - drugi nie zdążył zareagować i też obie kule dostał w plecy.
Tymczasem na schodach panna Trawińska rzuciła do Jana:
- Czasem warto się zapisać na coś po zajęciach z ekonomii - po czym wspaniałym skokiem do przodu zakończonym przewrotem na dole schodów dołączyła do Siergieja. Z trudem zmusili się do obserwowania wroga, a nie bielizny którą ujawniła tym posunięciem.
Na dole ktoś zorientował się że dostali wsparcie, i w kawalerię w osobie Amadeusza runął zmasowany ogień zaporowy. W ułamku sekundy zorientował się że prują w niego ze wszystkiego co mają do dyspozycji.
Na przykład po tym że pierwsza kula świszcząca mu koło ucha wyrwała z zawiasów opróżnioną z szyby ramę drzwi i przerzuciła ją ponad samochodem jadącym dwupasmową ulicą na chodnik po przeciległej stronie.
Kolejnych kilka odłupało tynk, ale następna - pewnie z tej samej broni co pierwsza - odłupała od rogu ściany kawał betonu co najmniej tak wielki jak jego głowa...
Szczęknęły wskakujące na miejsce, znów wypełnione bębenki Litości i Łaski, gdy faceci w garniturach dołączyli do Siergieja zasypani pyłem z tynku, na pół staczając się, a na pół spełzając po schodach.
Student składa tylną kanapę, wyciągając oburącz broń z bagażnika na tylne siedzenia.
Salwa rewolwerów Siergieja musiała dosięgnąć celu, bo ochroniarz padł za barierkę i nie dawał oznak życia.
Kasia podrzuciła pm-kę i przy wtórze pistoletów Jana i Jacka zasypała ogniem drugiego z gości na trzecim piętrze. Rosjanin pakujący z pośpiechem pociski z ładownic do bębenków ujrzał ciało spadające z trzeciego piętra w dół.
Asmo wpadł przez drzwi. Zdemolowana drewniana lada nie dawała raczej osłony, a na podłodze leżały dwa trupy, w tym portier. Kolejnych dwóch kolesi stało z MP5 wycelowanymi gdzieś w górę, tyłem do schodów. Huk pierwszych strzałów utonął w ogólnej wrzawie, rzucając zwłoki jednego ochroniarza na ziemię - drugi nie zdążył zareagować i też obie kule dostał w plecy.
Tymczasem na schodach panna Trawińska rzuciła do Jana:
- Czasem warto się zapisać na coś po zajęciach z ekonomii - po czym wspaniałym skokiem do przodu zakończonym przewrotem na dole schodów dołączyła do Siergieja. Z trudem zmusili się do obserwowania wroga, a nie bielizny którą ujawniła tym posunięciem.
Na dole ktoś zorientował się że dostali wsparcie, i w kawalerię w osobie Amadeusza runął zmasowany ogień zaporowy. W ułamku sekundy zorientował się że prują w niego ze wszystkiego co mają do dyspozycji.
Na przykład po tym że pierwsza kula świszcząca mu koło ucha wyrwała z zawiasów opróżnioną z szyby ramę drzwi i przerzuciła ją ponad samochodem jadącym dwupasmową ulicą na chodnik po przeciległej stronie.
Kolejnych kilka odłupało tynk, ale następna - pewnie z tej samej broni co pierwsza - odłupała od rogu ściany kawał betonu co najmniej tak wielki jak jego głowa...
Szczęknęły wskakujące na miejsce, znów wypełnione bębenki Litości i Łaski, gdy faceci w garniturach dołączyli do Siergieja zasypani pyłem z tynku, na pół staczając się, a na pół spełzając po schodach.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Siergiej
"Przybyły posiłki!" Zakrzyknął kwatermistrz jego królewskiej mości, gdy na pole bitwy przybył tabor z żywnością. Na sytuację przekładało się to tak, że dostali wsparcie pod postacią jednego nieźle uzbrojonego Solo, który jak dla Siergieja wyglądał na byłego wojskowego, a przeciwnik dostał coś dużego kalibru.
Ponoć im większa spluwa tym mniejsze... ego. Tak po prawdzie to nie było sensu się nad tym zastanawiać. Nadszedł czas działać! W dwu krokach dopadł barierki i się wybił. Przesadził niską przeszkodę bez najmniejszego kłopotu a potem upomniała się o niego grawitacja. Tylko ktoś o nadludzkiej wręcz zwinności mógłby obrócić się w takim locie o 180 stopni i wylądować, przyginając jedynie lekko nogi w kolanach. Ale Rosjanin był najwyraźniej nieludzko zwinny.
Gdy tylko jego stopy dotknęły ziemi zaczął strzelać. Pierwszą kulę w drodze odruchu bezwarunkowego posłał w stronę ochroniarza znajdującego się najbliżej, kolejną miał zamiar przeznaczyć dla niemilca z wielką lufą.
Szok był spory, ale zdaje się że nagłe zwiększenie odległości od panny Trawińskiej miało pewne znaczenie praktyczne. Mianowicie, przeciwnicy nie bojąc się już trafienia jej, sypnęli w Siergieja znacząco większą dawką ołowiu. Litość okazana najbliżej stojącemu ochroniarzowi naprawdę go poruszyła, rzucając go na kolana, trzymającego się oburącz za dziurę w klatce piersiowej. A potem poczuł jak mięśnie pracują same, gdy Veles rzucał go pod ścianę, za wielką donicę z palemką, która wcześniej umknęła niezauważona; mimo zabójczego refleksu pasożyta, poczuł kulę trafiającą w nogę, a sekundę później posypały się nań skrawki liści.
Nie zaklął bo nie było czasu. Miał szczęście, że Veles go odciągnął. Rana nie bolała, choć w obecnym stanie ty było naturalne. Wciąż kryjąc się za donicą na sekundę przymknął oczy i skoncentrował się na doznaniach płynących z uszu. Nietoperzem raczej nie był, ale coś niecoś mu z tego przyszło. Wychylił się tylko na ułamek sekundy, po to by ulitować się w swej wielkiej łasce nad ochroniarzem, którego broń odłupywała kawałki ścian, bo jeśli ten nie zaprzestanie swojego procederu to skromną osłonę donicy można by uznać za żadną osłonę.
"Przybyły posiłki!" Zakrzyknął kwatermistrz jego królewskiej mości, gdy na pole bitwy przybył tabor z żywnością. Na sytuację przekładało się to tak, że dostali wsparcie pod postacią jednego nieźle uzbrojonego Solo, który jak dla Siergieja wyglądał na byłego wojskowego, a przeciwnik dostał coś dużego kalibru.
Ponoć im większa spluwa tym mniejsze... ego. Tak po prawdzie to nie było sensu się nad tym zastanawiać. Nadszedł czas działać! W dwu krokach dopadł barierki i się wybił. Przesadził niską przeszkodę bez najmniejszego kłopotu a potem upomniała się o niego grawitacja. Tylko ktoś o nadludzkiej wręcz zwinności mógłby obrócić się w takim locie o 180 stopni i wylądować, przyginając jedynie lekko nogi w kolanach. Ale Rosjanin był najwyraźniej nieludzko zwinny.
Gdy tylko jego stopy dotknęły ziemi zaczął strzelać. Pierwszą kulę w drodze odruchu bezwarunkowego posłał w stronę ochroniarza znajdującego się najbliżej, kolejną miał zamiar przeznaczyć dla niemilca z wielką lufą.
Szok był spory, ale zdaje się że nagłe zwiększenie odległości od panny Trawińskiej miało pewne znaczenie praktyczne. Mianowicie, przeciwnicy nie bojąc się już trafienia jej, sypnęli w Siergieja znacząco większą dawką ołowiu. Litość okazana najbliżej stojącemu ochroniarzowi naprawdę go poruszyła, rzucając go na kolana, trzymającego się oburącz za dziurę w klatce piersiowej. A potem poczuł jak mięśnie pracują same, gdy Veles rzucał go pod ścianę, za wielką donicę z palemką, która wcześniej umknęła niezauważona; mimo zabójczego refleksu pasożyta, poczuł kulę trafiającą w nogę, a sekundę później posypały się nań skrawki liści.
Nie zaklął bo nie było czasu. Miał szczęście, że Veles go odciągnął. Rana nie bolała, choć w obecnym stanie ty było naturalne. Wciąż kryjąc się za donicą na sekundę przymknął oczy i skoncentrował się na doznaniach płynących z uszu. Nietoperzem raczej nie był, ale coś niecoś mu z tego przyszło. Wychylił się tylko na ułamek sekundy, po to by ulitować się w swej wielkiej łasce nad ochroniarzem, którego broń odłupywała kawałki ścian, bo jeśli ten nie zaprzestanie swojego procederu to skromną osłonę donicy można by uznać za żadną osłonę.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica
Nordycka Zielona Lewica
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Mariusz "Rasta" Rastowski
"Ja pierdziele! Strzelanina nie ustaje. Nie mogę tak tu sterczeć. Mogą potrzebować mojej pomocy. W końcu nie każdy, tak jak ja zresztą, potrafi dobrze strzelać."
Skończył wciągaać broń do środka. Zasiadł za kierownicą. Zapiął pasy. To po obejrzeniu Transportera, stało się jego manią. Pierwsze co robił wsiadając za kierownicę to zapięcie pasów.
"Jeszcze sporo czasu do wybuchu. Ale co tam? Chrzanić to! Ta bryka bankowo wytrzyma kilka lecących cegieł. Po za tym odsiecz pewnie się przyda, bo odgłosy wskazują na to, że ochrona respawnuje się w kanciapie zen. Ja pierdzielę! Jak tak dalej pójdzie będę sam do siebie mówił o ogarnianiu daggera. Trzeba ograniczyć granie!"
Wrzucił jedynkę i ruszył przed wejście z zamiarem nafaszerowania chociaż jednego ochroniarza dawką zycioodbiorczego ołowiu.
"Ja pierdziele! Strzelanina nie ustaje. Nie mogę tak tu sterczeć. Mogą potrzebować mojej pomocy. W końcu nie każdy, tak jak ja zresztą, potrafi dobrze strzelać."
Skończył wciągaać broń do środka. Zasiadł za kierownicą. Zapiął pasy. To po obejrzeniu Transportera, stało się jego manią. Pierwsze co robił wsiadając za kierownicę to zapięcie pasów.
"Jeszcze sporo czasu do wybuchu. Ale co tam? Chrzanić to! Ta bryka bankowo wytrzyma kilka lecących cegieł. Po za tym odsiecz pewnie się przyda, bo odgłosy wskazują na to, że ochrona respawnuje się w kanciapie zen. Ja pierdzielę! Jak tak dalej pójdzie będę sam do siebie mówił o ogarnianiu daggera. Trzeba ograniczyć granie!"
Wrzucił jedynkę i ruszył przed wejście z zamiarem nafaszerowania chociaż jednego ochroniarza dawką zycioodbiorczego ołowiu.
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
-
- Majtek
- Posty: 135
- Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hell called Earth...
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
"Asmo"
-Chędożeni flądrojebcy! - zaklął na widok odlatujących wokół niego kawałków ścian. Salwy nie przekrzyczał, ale własny głos nieco go ocucił. Najwidoczniej nie tylko on robił tu za wsparcie. Wystrzelił jeszcze kilka kul w stronę ochrony, po czym skoczył za resztki lady. Ustawił karabin na ogień ciągły i ponownie zaklął widząc, że "Student" zbliża się do drzwi.
-Spadaj stąd! Nie potrzeba nam trupa, a za dużo tu nie zdziałasz! - starał się przekrzyczeć odgłosy wystrzałów. - Rzuć mi tylko magazynki i siadaj za kierownicą, będziemy musieli szybko spadać!
Wyprostował się i zarzucił "kawalerię" krótką serią, po chwili wpakowując w nich cały magazynek. To na chwilę zmusiło ich do poszukania kryjówek, zaś jego towarzyszom chwilę wytchnienia. Zmienił magazynek jednocześnie zmieniając tryb strzału. Oddał kilka strzałów trafiając wychylającego się ochroniarza w głowę i dziurawiąc klatkę kolejnego. Obejrzał się sprawdzając, czy Mariusz rzucił mu amunicję, po czym znów skulił się za prowizoryczną osłoną z resztek lady.
-Chędożeni flądrojebcy! - zaklął na widok odlatujących wokół niego kawałków ścian. Salwy nie przekrzyczał, ale własny głos nieco go ocucił. Najwidoczniej nie tylko on robił tu za wsparcie. Wystrzelił jeszcze kilka kul w stronę ochrony, po czym skoczył za resztki lady. Ustawił karabin na ogień ciągły i ponownie zaklął widząc, że "Student" zbliża się do drzwi.
-Spadaj stąd! Nie potrzeba nam trupa, a za dużo tu nie zdziałasz! - starał się przekrzyczeć odgłosy wystrzałów. - Rzuć mi tylko magazynki i siadaj za kierownicą, będziemy musieli szybko spadać!
Wyprostował się i zarzucił "kawalerię" krótką serią, po chwili wpakowując w nich cały magazynek. To na chwilę zmusiło ich do poszukania kryjówek, zaś jego towarzyszom chwilę wytchnienia. Zmienił magazynek jednocześnie zmieniając tryb strzału. Oddał kilka strzałów trafiając wychylającego się ochroniarza w głowę i dziurawiąc klatkę kolejnego. Obejrzał się sprawdzając, czy Mariusz rzucił mu amunicję, po czym znów skulił się za prowizoryczną osłoną z resztek lady.
Without compassion...
-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jan Haugwitz
Dodatkowe instrumenty doskonale wkomponowały się w linię rytmiczną całego utworu.
Zabójcze piękno opanowało hotel.
Rozśpiewana broń maszynowa i sekcja rytmiczna ciężkiego kalibru osiągały apogeum utworu, a złote trąbki nadjeżdżającej kawalerii ledwo przebijały się przez dźwięki starej orkiestry.
Nadszedł czas działania.
Jan skoczył za panną Trawińską, obserwując w locie opadające ciała ochroniarzy zastrzelonych przez Siergieja.
Wylądował tuż przy niej. Wokół posypały się trupy - czyżby koncert nieubłaganie zbliżał się do spokojnego fine?
To byłoby zbyt proste.
Haugwitz nerwowo zaciskał dłonie na rękojeści pistoletu, rozglądając się za przystępną osłoną.
Dodatkowe instrumenty doskonale wkomponowały się w linię rytmiczną całego utworu.
Zabójcze piękno opanowało hotel.
Rozśpiewana broń maszynowa i sekcja rytmiczna ciężkiego kalibru osiągały apogeum utworu, a złote trąbki nadjeżdżającej kawalerii ledwo przebijały się przez dźwięki starej orkiestry.
Nadszedł czas działania.
Jan skoczył za panną Trawińską, obserwując w locie opadające ciała ochroniarzy zastrzelonych przez Siergieja.
Wylądował tuż przy niej. Wokół posypały się trupy - czyżby koncert nieubłaganie zbliżał się do spokojnego fine?
To byłoby zbyt proste.
Haugwitz nerwowo zaciskał dłonie na rękojeści pistoletu, rozglądając się za przystępną osłoną.
-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jack "Iceman" Evigan
Wychylił się zza swojej, jakże kochanej w tej chwili, osłony. Sytuacja była... hmm... trudno powiedzieć jaka. Z jednej strony, całe szczęście, że w końcu przybyło ich wsparcie, powinni dać sobie jakoś radę. Dodatkowo, pocieszającym było też to, że strzelają do Amadeusza, a nie do Evigana. Z drugiej strony, chłopak pewnie nie był kuloodporny.
Jack skorzystał z okazji, że większość uwagi ochrona poświęca głównemu wejściu i ruszył szybko skulony w dół schodów. Nie może przecież sterczeć tutaj, bo jeszcze jego współpracownicy gotowi są odjechać bez niego. Rozglądał się czy przypadkiem nie nadchodzą nowi wrogowie – jeśli tak, prawdopodobnie przyjdą z góry. Każdy zawodowiec pewnie powiedziałby mu, że tylko kretyn patrzy tam gdzie nie celuje, albo coś w tym rodzaju. Na szczęście wszyscy zawodowcy w pobliżu byli zajęci.
Był już prawie na dole – dotarł do schodów, na których wcześniej widzieli klienta uganiającego się za jakąś małolatą. Najtrudniejszy kawałek, bo praktycznie na otwartej przestrzeni. Ale innej drogi nie było.
Wychylił się zza swojej, jakże kochanej w tej chwili, osłony. Sytuacja była... hmm... trudno powiedzieć jaka. Z jednej strony, całe szczęście, że w końcu przybyło ich wsparcie, powinni dać sobie jakoś radę. Dodatkowo, pocieszającym było też to, że strzelają do Amadeusza, a nie do Evigana. Z drugiej strony, chłopak pewnie nie był kuloodporny.
Jack skorzystał z okazji, że większość uwagi ochrona poświęca głównemu wejściu i ruszył szybko skulony w dół schodów. Nie może przecież sterczeć tutaj, bo jeszcze jego współpracownicy gotowi są odjechać bez niego. Rozglądał się czy przypadkiem nie nadchodzą nowi wrogowie – jeśli tak, prawdopodobnie przyjdą z góry. Każdy zawodowiec pewnie powiedziałby mu, że tylko kretyn patrzy tam gdzie nie celuje, albo coś w tym rodzaju. Na szczęście wszyscy zawodowcy w pobliżu byli zajęci.
Był już prawie na dole – dotarł do schodów, na których wcześniej widzieli klienta uganiającego się za jakąś małolatą. Najtrudniejszy kawałek, bo praktycznie na otwartej przestrzeni. Ale innej drogi nie było.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
23:12:20 CET 14-02-2020 AD
Kawałek drewnianej lady eksploduje w fontannie odłamków, przysypując Solosa kawałkami drewna, gdy ten przestawia przełącznik trybu ognia.
Student wdusza gaz, ruszając z piskiem opon, jedną ręką kierując, drugą wdusza przycisk otwierający szybę od strony pasażera.
Już tylko dwóch ludzi strzela w trójkę przemieszczającą się po schodach, w której kobieta objęła coś w rodzaju naturalnego przewodnictwa, z pistoletem ochroniarza zza fotela wciśniętym za pasek spódniczki na plecach. Sypała kulami wraz z Janem i Jackiem, zbiegając skulona po schodach. Cała trójka czuła jednak, że to nie od nich zależy teraz wynik tej walki, tylko od tego co rozgrywa się na parterze.
W dokładnie tej samej chwili Siergiej z dwoma rewolwerami wystawia się zza donicy, jak zamontowany na sprężynie, a Asmo jak zaczepiony na zawiasach wywiesza się zza lady. Huk karabinków i rewolwerów. Donica wybucha malowniczo, trafiona wielkokalibrowym pociskiem, sypiąc dookoła ziemią i ceramiką, w tym ostatnim wysiłku osłaniając jednak Rosjanina, którego kule trafiają w ciężką, szturmową kamizelkę przeciwodłamkową. Ułamek sekundy, rozproszenie, kula trafia w barierkę schodów. Seria z karabinka Asmo sieka ścianę, kamizelkę, trafia w twarz, rzucając jednoznacznie martwego ochroniarza na ziemię.
Samochód z piskiem opon zatrzymuje się przy wejściu, ze Studentem celującym z pmki do wnętrza budynku, przez otwarte okno samochodu i rozwalone drzwi budynku.
- Rzuć mi tylko magazynki!
Pirotechnik sięga na tylne siedzenia, łapie dwa magazynki i rzuca je do Solo, który właśnie opróżnił swój.
Zrywa się, strzelając dalej. Przestał liczyć kule, teraz stara się położyć coś w rodzaju ognia zaporowego w czasie biegu od donicy do lady, do Asmo. Na parterze jest jeszcze sześciu czy siedmiu ludzi, trzech w pootwieranych drzwiach, paru pod schodami, ale wychylają się tylko na chwilę. Siergiej wtacza się za ladę, czując kolejne trafienie, tym razem w korpus. Chyba nic poważnego, przynajmniej w tej chwili, ale jak hiperadrenalina padnie...
Paru ochroniarzy pada. Pod ogniem z góry i z przodu chowają się gdzie popadnie i strzelają tylko na oślep. Chyba najlepszy moment żeby dać nogę...
Kawałek drewnianej lady eksploduje w fontannie odłamków, przysypując Solosa kawałkami drewna, gdy ten przestawia przełącznik trybu ognia.
Student wdusza gaz, ruszając z piskiem opon, jedną ręką kierując, drugą wdusza przycisk otwierający szybę od strony pasażera.
Już tylko dwóch ludzi strzela w trójkę przemieszczającą się po schodach, w której kobieta objęła coś w rodzaju naturalnego przewodnictwa, z pistoletem ochroniarza zza fotela wciśniętym za pasek spódniczki na plecach. Sypała kulami wraz z Janem i Jackiem, zbiegając skulona po schodach. Cała trójka czuła jednak, że to nie od nich zależy teraz wynik tej walki, tylko od tego co rozgrywa się na parterze.
W dokładnie tej samej chwili Siergiej z dwoma rewolwerami wystawia się zza donicy, jak zamontowany na sprężynie, a Asmo jak zaczepiony na zawiasach wywiesza się zza lady. Huk karabinków i rewolwerów. Donica wybucha malowniczo, trafiona wielkokalibrowym pociskiem, sypiąc dookoła ziemią i ceramiką, w tym ostatnim wysiłku osłaniając jednak Rosjanina, którego kule trafiają w ciężką, szturmową kamizelkę przeciwodłamkową. Ułamek sekundy, rozproszenie, kula trafia w barierkę schodów. Seria z karabinka Asmo sieka ścianę, kamizelkę, trafia w twarz, rzucając jednoznacznie martwego ochroniarza na ziemię.
Samochód z piskiem opon zatrzymuje się przy wejściu, ze Studentem celującym z pmki do wnętrza budynku, przez otwarte okno samochodu i rozwalone drzwi budynku.
- Rzuć mi tylko magazynki!
Pirotechnik sięga na tylne siedzenia, łapie dwa magazynki i rzuca je do Solo, który właśnie opróżnił swój.
Zrywa się, strzelając dalej. Przestał liczyć kule, teraz stara się położyć coś w rodzaju ognia zaporowego w czasie biegu od donicy do lady, do Asmo. Na parterze jest jeszcze sześciu czy siedmiu ludzi, trzech w pootwieranych drzwiach, paru pod schodami, ale wychylają się tylko na chwilę. Siergiej wtacza się za ladę, czując kolejne trafienie, tym razem w korpus. Chyba nic poważnego, przynajmniej w tej chwili, ale jak hiperadrenalina padnie...
Paru ochroniarzy pada. Pod ogniem z góry i z przodu chowają się gdzie popadnie i strzelają tylko na oślep. Chyba najlepszy moment żeby dać nogę...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Mariusz "Rasta" Rastowski
"Przybyła kawaleria!"
Trzymał nogi na gazie i sprzęgle, tak by w każdym momencie mógł natychmiastowo ruszyć z w miarę dużą prędkością jak na pierwszy bieg. Czekał tylko na to, aż cała ekipa właduje się do auta.
"Zaraz wybuchnie plastik. Wtedy będzie trudniej. Ochrona będzie pakowała na oślep w kierunku wyjścia. Oby zdążyli... Albo mamy przerąbane. Trawińska mogłaby zginąć i nam by się za to oberwało."
Mierzył w miejsce pod schodami, gdzie przed momentem widział jednego z ochroniarzy budynku, który wychylił się, by oddać kolejną serią. Prawdopodobnie siedziało ich tam więcej. Wyczekiwał momentu, kiedy znowu pojawi się szansa na przechylenie szali zwycięstwa na stronę zbiorowiska dziwnych osób wybranych przez Rząd Wolnego Miasta, by wypakować tam tyle naboi, dopóki delikwent nie schowa się z powrotem, bądź nie oberwie.
"Dalej... Wychodź... Mam dla Ciebie prezent... Trochę ołowiu sprawi, że skończą się wszystkie twoje problemy... Gwarantuję..."
- Szybciej! - Krzyknął, jakby to mogłoby jakkolwiek pomóc.
"Oby tylko nie pojawiły się posiłki... Kto wie, czy któryś cyberpunk nie zadzwonił po wsparcie dla obsługi? Cholera! Czemu o tym myślę, skoro mamy jeszcze problem z tymi wewnątrz?"
"Przybyła kawaleria!"
Trzymał nogi na gazie i sprzęgle, tak by w każdym momencie mógł natychmiastowo ruszyć z w miarę dużą prędkością jak na pierwszy bieg. Czekał tylko na to, aż cała ekipa właduje się do auta.
"Zaraz wybuchnie plastik. Wtedy będzie trudniej. Ochrona będzie pakowała na oślep w kierunku wyjścia. Oby zdążyli... Albo mamy przerąbane. Trawińska mogłaby zginąć i nam by się za to oberwało."
Mierzył w miejsce pod schodami, gdzie przed momentem widział jednego z ochroniarzy budynku, który wychylił się, by oddać kolejną serią. Prawdopodobnie siedziało ich tam więcej. Wyczekiwał momentu, kiedy znowu pojawi się szansa na przechylenie szali zwycięstwa na stronę zbiorowiska dziwnych osób wybranych przez Rząd Wolnego Miasta, by wypakować tam tyle naboi, dopóki delikwent nie schowa się z powrotem, bądź nie oberwie.
"Dalej... Wychodź... Mam dla Ciebie prezent... Trochę ołowiu sprawi, że skończą się wszystkie twoje problemy... Gwarantuję..."
- Szybciej! - Krzyknął, jakby to mogłoby jakkolwiek pomóc.
"Oby tylko nie pojawiły się posiłki... Kto wie, czy któryś cyberpunk nie zadzwonił po wsparcie dla obsługi? Cholera! Czemu o tym myślę, skoro mamy jeszcze problem z tymi wewnątrz?"
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
-
- Majtek
- Posty: 135
- Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hell called Earth...
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
"Asmo"
My good god, you can see it...
You're so easy, when you smoke your cigar...
Where is the law and tradition ???
Where are the black leather shoes ???
Where is your funeral suit ???
My alb is yellow and red
Junkie and libertine
They are again starting to killing new being !!!
Po cichu nucił, ostrzeliwując się i starając osłaniać ogniem Trawińską. Kobieta dobrze sobie radziła z trzymaną w rękach bronią, co go cieszyło, gdyż sporo zwiększało jej szanse na przeżycie. Reszta mało go chwilowo obchodziła, za ich przeżycie mu nie zapłacą.
-Spieprzamy stąd! Biegiem!
Widząc, że powoli zaczynają się zbliżać w stronę wyjścia, sam rzucił się w jego stronę. Szybki przewrót przez ramię połączony z wyskokiem wyniósł go pod same drzwi. Ostatni raz strzelił w stronę ochrony, po czym wyskoczył na ulicę. Odczekał chwilę, po czym wychylił się nadal strzelając.
My good god, you can see it...
You're so easy, when you smoke your cigar...
Where is the law and tradition ???
Where are the black leather shoes ???
Where is your funeral suit ???
My alb is yellow and red
Junkie and libertine
They are again starting to killing new being !!!
Po cichu nucił, ostrzeliwując się i starając osłaniać ogniem Trawińską. Kobieta dobrze sobie radziła z trzymaną w rękach bronią, co go cieszyło, gdyż sporo zwiększało jej szanse na przeżycie. Reszta mało go chwilowo obchodziła, za ich przeżycie mu nie zapłacą.
-Spieprzamy stąd! Biegiem!
Widząc, że powoli zaczynają się zbliżać w stronę wyjścia, sam rzucił się w jego stronę. Szybki przewrót przez ramię połączony z wyskokiem wyniósł go pod same drzwi. Ostatni raz strzelił w stronę ochrony, po czym wyskoczył na ulicę. Odczekał chwilę, po czym wychylił się nadal strzelając.
Without compassion...
-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Siergiej
Wychylił się zza lady i na ślepo posłał ochroniarzom pozostałe po szalonym biegu sprzed sekundy kule, biedacy najwyraźniej cierpieli na niski poziom ołowiu we krwi.
Opróżniwszy bębenki, korzystając z tego, że człowiek leżący na ziemi za drewnianą ladą jest niewidoczny i raczej trudny to trafienia na ślepo po raz kolejny załadował rewolwery. Nie było się co patyczkować, ochroniarze byli jak Armia Czerwona, słynna z niezawodnej strategii "mamy więcej ludzi niż wy amunicji", zatem rozsądek i wrzeszczący w głowie pasożyt podpowiadali, że czas zabrać dupę w troki i znaleźć jakiś przyjemniejszy lokal.
Wytoczył się zza lady i na ułamek sekundy zatrzymał klęcząc na jednym kolanie, nie celował zbyt dokładnie, ale nawet tak krótki czas wystarczył mu żeby posłać cztery kule w kierunku czterech najbliższych ochroniarzy. A potem, ostrzeliwując się w mniej więcej właściwym kierunku skoczył do drzwi, wybijając się zdrową nogą. W locie, praktycznie leżąc w powietrzu posłał, jak miał nadzieję, pożegnalną salwę ochroniarzom po czym wytoczył się, klnąc przy tym szpetnie po polsku, rosyjsku, czesku i niemiecku, na ulicę.
Wychylił się zza lady i na ślepo posłał ochroniarzom pozostałe po szalonym biegu sprzed sekundy kule, biedacy najwyraźniej cierpieli na niski poziom ołowiu we krwi.
Opróżniwszy bębenki, korzystając z tego, że człowiek leżący na ziemi za drewnianą ladą jest niewidoczny i raczej trudny to trafienia na ślepo po raz kolejny załadował rewolwery. Nie było się co patyczkować, ochroniarze byli jak Armia Czerwona, słynna z niezawodnej strategii "mamy więcej ludzi niż wy amunicji", zatem rozsądek i wrzeszczący w głowie pasożyt podpowiadali, że czas zabrać dupę w troki i znaleźć jakiś przyjemniejszy lokal.
Wytoczył się zza lady i na ułamek sekundy zatrzymał klęcząc na jednym kolanie, nie celował zbyt dokładnie, ale nawet tak krótki czas wystarczył mu żeby posłać cztery kule w kierunku czterech najbliższych ochroniarzy. A potem, ostrzeliwując się w mniej więcej właściwym kierunku skoczył do drzwi, wybijając się zdrową nogą. W locie, praktycznie leżąc w powietrzu posłał, jak miał nadzieję, pożegnalną salwę ochroniarzom po czym wytoczył się, klnąc przy tym szpetnie po polsku, rosyjsku, czesku i niemiecku, na ulicę.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica
Nordycka Zielona Lewica
-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jack "Iceman" Evigan
Wyglądało na to, że impreza powoli się kończy. To znaczy, jak dobrze pójdzie, to za niedługo będzie po wszystkim. Jak pójdzie źle, to po wszystkim będzie nawet szybciej. „Tak czy inaczej, jesteśmy górą...” pomyślał gorzko.
Spojrzał na hol, który dzielił ich wszystkich od szczęśliwego zakończenia tej sprawy. Siergiej i Asmo, chyba powoli się wycofują. Zwrócił się do Haugwitza i Trawińskiej.
- Wyjątkowo miło spędziłem czas w tym hotelu, ale najwyższa pora się zbierać. Panie przodem... osłaniamy cię, panienko. – tu spojrzał na Jana – Prawda? W końcu noblesse oblige, gentlemanowi po prostu nie wypada, i tak dalej, i tak dalej...
Postanowił, że najwyższa pora mieć jakiś udział w chmurze ołowiu przytłaczającej właśnie pozostałych ochroniarzy. Chociaż dusza Evigana nie chciała się pogodzić z tym stanem rzeczy, faktem pozostawało, że teraz życie Trawińskiej jest, delikatnie rzecz ujmując, istotne. W dodatku, warte trochę pieniędzy. Na razie więc, niech Trawińską przejmą Amadeusz i Student. Jack planował dołączyć do nich z Haugwitzem zaraz po tym.
Wyglądało na to, że impreza powoli się kończy. To znaczy, jak dobrze pójdzie, to za niedługo będzie po wszystkim. Jak pójdzie źle, to po wszystkim będzie nawet szybciej. „Tak czy inaczej, jesteśmy górą...” pomyślał gorzko.
Spojrzał na hol, który dzielił ich wszystkich od szczęśliwego zakończenia tej sprawy. Siergiej i Asmo, chyba powoli się wycofują. Zwrócił się do Haugwitza i Trawińskiej.
- Wyjątkowo miło spędziłem czas w tym hotelu, ale najwyższa pora się zbierać. Panie przodem... osłaniamy cię, panienko. – tu spojrzał na Jana – Prawda? W końcu noblesse oblige, gentlemanowi po prostu nie wypada, i tak dalej, i tak dalej...
Postanowił, że najwyższa pora mieć jakiś udział w chmurze ołowiu przytłaczającej właśnie pozostałych ochroniarzy. Chociaż dusza Evigana nie chciała się pogodzić z tym stanem rzeczy, faktem pozostawało, że teraz życie Trawińskiej jest, delikatnie rzecz ujmując, istotne. W dodatku, warte trochę pieniędzy. Na razie więc, niech Trawińską przejmą Amadeusz i Student. Jack planował dołączyć do nich z Haugwitzem zaraz po tym.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jan Haugwitz
Panie przodem... osłaniamy cię, panienko. – Evigan spojrzał na Jana – Prawda? W końcu noblesse oblige, gentlemanowi po prostu nie wypada, i tak dalej, i tak dalej...
Noblesse oblige...
Ta sentencja prześladowała go od najmłodszych lat.
Noblesse oblige...
Cholera, nie teraz!
Miał osłonić odwrót Trawińskiej, ot takie proste zadanie. Zadanie panny Trawińskiej było jeszcze prostsze. Miała jedynie dobiec do drzwi, osłaniana przez dwóch wątpliwej klasy strzelców.
Ale przecież skończyła ekonomię, na pewno już dawno przeanalizowała wszelkie możliwości wyjścia z takiej sytuacji.
Sytuacja=(możliwość^2+3możliwość)^2możliwość-1, gdzie możliwość należy do nierzeczywistych, a sytuacja to schody na których się znajdowali. Takie proste.
Starał się ostrzelać ochroniarzy mogących zaszkodzić Trawińskiej lub dwóm nieporadnym kapitalistom, którzy z nieznanego mu powodu zostali zostawieni wewnątrz na łaskę miejscowego gangu.
Gdy tylko Trawińska przekroczy próg, miał zamiar wraz z Jack'iem dostać się do samochodu.
I wrócić do bezpiecznej części miasta.
Panie przodem... osłaniamy cię, panienko. – Evigan spojrzał na Jana – Prawda? W końcu noblesse oblige, gentlemanowi po prostu nie wypada, i tak dalej, i tak dalej...
Noblesse oblige...
Ta sentencja prześladowała go od najmłodszych lat.
Noblesse oblige...
Cholera, nie teraz!
Miał osłonić odwrót Trawińskiej, ot takie proste zadanie. Zadanie panny Trawińskiej było jeszcze prostsze. Miała jedynie dobiec do drzwi, osłaniana przez dwóch wątpliwej klasy strzelców.
Ale przecież skończyła ekonomię, na pewno już dawno przeanalizowała wszelkie możliwości wyjścia z takiej sytuacji.
Sytuacja=(możliwość^2+3możliwość)^2możliwość-1, gdzie możliwość należy do nierzeczywistych, a sytuacja to schody na których się znajdowali. Takie proste.
Starał się ostrzelać ochroniarzy mogących zaszkodzić Trawińskiej lub dwóm nieporadnym kapitalistom, którzy z nieznanego mu powodu zostali zostawieni wewnątrz na łaskę miejscowego gangu.
Gdy tylko Trawińska przekroczy próg, miał zamiar wraz z Jack'iem dostać się do samochodu.
I wrócić do bezpiecznej części miasta.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
2313 CET 14-02-2020 AD
Trawińska rusza biegiem, wyrzucają opróżnioną spluwę. Przypada za ladą z pistoletem wyszarpniętym zza paska, wraz z solosami i strzelającym przez szybę Studentem osłaniając Jana i Jacka. Sprint dwóch facetów w garniakach pod chmurą ołowiu, Mariusz otwiera boczne drzwi do samochodu.
Wsiadają najszybciej jak mogą, zatrzaskując za sobą drzwi. Jack z przodu, koło kierowcy, z nim Siergiej i Kasia, z tyłu Jan i Asmo. Student wciska przycisk zamykając okno od strony pasażera i wdusza gaz do dechy. Szybka lustracja stanu wszystkich ujawnia łącznie trzy problemy. Rosjanin jest ranny w łydkę i brzuch, a panna Trawińska ma ramię zadraśnięte jakąś zabłąkaną kulą; nic poważnego, choć nieco krwawi.
Eksplozja!
Z nimi w powietrze wylatują kawałki cegieł i betonu, na ulicę sypie się szkło z rozbitych szyb. To eksplodował ładunek na skrzynce elektrycznej - światła zgasły w całym kwartale. Ułamek sekundy później huk i zgrzyt.
Asmo uśmiecha się, kojarząc, skąd dobiega. Drzwi podziemnego parkingu, metalowe, z pewnością były podnoszone elektrycznością. A gdy nagle się zatrzymały...
Pościg też się zatrzymał. Na nich.
Mimo to kierowca pruje wąskimi uliczkami prawie setką. Zaciska zęby - znów to dziwne, chore uczucie. Jakby on sam wprawdzie był trzeźwy, ale całe miasto dookoła... Już nie do końca. Skręt w prawo, w końcu jechał tędy ledwie kilka minut wcześniej...
Pasażerami rzuca do przodu! Zatrzymują się bokiem, ledwie parę centymetrów przed betonową ścianą. Nie ma skrętu w prawo. Czy to cholerne miasto zmienia nocami układ ulic? I czemu te latarnie są takie...
Takie nierówne?
Wsteczny, gaz. Dalej do przodu. Trawińska szybko opatruje rany Siergieja przy pomocy samochodowej apteczki, przynajmniej na tyle żeby nie wykrwawił się zanim dotrą w bezpieczne miejsce.
- Niech ktoś rozwali tę obrożę, bo to cholerny lokalizator - rzuca w przestrzeń, sięgając po rolkę bandaży.
Trawińska rusza biegiem, wyrzucają opróżnioną spluwę. Przypada za ladą z pistoletem wyszarpniętym zza paska, wraz z solosami i strzelającym przez szybę Studentem osłaniając Jana i Jacka. Sprint dwóch facetów w garniakach pod chmurą ołowiu, Mariusz otwiera boczne drzwi do samochodu.
Wsiadają najszybciej jak mogą, zatrzaskując za sobą drzwi. Jack z przodu, koło kierowcy, z nim Siergiej i Kasia, z tyłu Jan i Asmo. Student wciska przycisk zamykając okno od strony pasażera i wdusza gaz do dechy. Szybka lustracja stanu wszystkich ujawnia łącznie trzy problemy. Rosjanin jest ranny w łydkę i brzuch, a panna Trawińska ma ramię zadraśnięte jakąś zabłąkaną kulą; nic poważnego, choć nieco krwawi.
Eksplozja!
Z nimi w powietrze wylatują kawałki cegieł i betonu, na ulicę sypie się szkło z rozbitych szyb. To eksplodował ładunek na skrzynce elektrycznej - światła zgasły w całym kwartale. Ułamek sekundy później huk i zgrzyt.
Asmo uśmiecha się, kojarząc, skąd dobiega. Drzwi podziemnego parkingu, metalowe, z pewnością były podnoszone elektrycznością. A gdy nagle się zatrzymały...
Pościg też się zatrzymał. Na nich.
Mimo to kierowca pruje wąskimi uliczkami prawie setką. Zaciska zęby - znów to dziwne, chore uczucie. Jakby on sam wprawdzie był trzeźwy, ale całe miasto dookoła... Już nie do końca. Skręt w prawo, w końcu jechał tędy ledwie kilka minut wcześniej...
Pasażerami rzuca do przodu! Zatrzymują się bokiem, ledwie parę centymetrów przed betonową ścianą. Nie ma skrętu w prawo. Czy to cholerne miasto zmienia nocami układ ulic? I czemu te latarnie są takie...
Takie nierówne?
Wsteczny, gaz. Dalej do przodu. Trawińska szybko opatruje rany Siergieja przy pomocy samochodowej apteczki, przynajmniej na tyle żeby nie wykrwawił się zanim dotrą w bezpieczne miejsce.
- Niech ktoś rozwali tę obrożę, bo to cholerny lokalizator - rzuca w przestrzeń, sięgając po rolkę bandaży.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Siergiej
- Niech ktoś rozwali tę obrożę, bo to cholerny lokalizator.
Słysząc to Rosjanin się nie certolił. Stanowczym, choć pozbawionym brutalności ruchem przyciągną Trawińską w swoim kierunku, po czym pochylił jej głowę tak bardzo jak się dało. Nim ktokolwiek zdążył zareagować wyszarpnął z kabury Litość i ostatnim pociskiem, z przyłożenia strzelił w obrożę, którą podważył palcami i odciągnął od ciała uratowanej zakładniczki na jakiś centymetr. Trawińska w procesie nieco się przydusiła i dorobiła czerwonej pręgi na szyi, ale nic poważnego jej się nie stało, choć kula śmignęła o włos od jej pleców i części ciała tuż poniżej owych, ostatecznie wbijając się w fotel.
Siergiej rzucił rozwaloną obrożę jednemu z wyzyskiwaczy, Jackowi. - Te, Dziadek Mróz weź wypierdol, gdzieś to gówno!.
Opadł ciężko na fotel przymykając oczy.
"Te, Veles nie zapominasz o czymś kurwa?"
Pasożyt wyjątkowo nie miał zamiaru się kłócić i już po dosłownie paru sekundach Siergiej poczuł jak dookoła ran, naczynia krwionośne zaczynają się kurczyć, czemu towarzyszyło nieprzyjemne szczypanie. Co prawda nie przestał zupełnie krwawić, ale z pewnością stopień zagrożenia wykrwawieniem się znacznie zmalał.
- Student, przydepnij mocniej gaz i spierdalajmy stąd.
- Niech ktoś rozwali tę obrożę, bo to cholerny lokalizator.
Słysząc to Rosjanin się nie certolił. Stanowczym, choć pozbawionym brutalności ruchem przyciągną Trawińską w swoim kierunku, po czym pochylił jej głowę tak bardzo jak się dało. Nim ktokolwiek zdążył zareagować wyszarpnął z kabury Litość i ostatnim pociskiem, z przyłożenia strzelił w obrożę, którą podważył palcami i odciągnął od ciała uratowanej zakładniczki na jakiś centymetr. Trawińska w procesie nieco się przydusiła i dorobiła czerwonej pręgi na szyi, ale nic poważnego jej się nie stało, choć kula śmignęła o włos od jej pleców i części ciała tuż poniżej owych, ostatecznie wbijając się w fotel.
Siergiej rzucił rozwaloną obrożę jednemu z wyzyskiwaczy, Jackowi. - Te, Dziadek Mróz weź wypierdol, gdzieś to gówno!.
Opadł ciężko na fotel przymykając oczy.
"Te, Veles nie zapominasz o czymś kurwa?"
Pasożyt wyjątkowo nie miał zamiaru się kłócić i już po dosłownie paru sekundach Siergiej poczuł jak dookoła ran, naczynia krwionośne zaczynają się kurczyć, czemu towarzyszyło nieprzyjemne szczypanie. Co prawda nie przestał zupełnie krwawić, ale z pewnością stopień zagrożenia wykrwawieniem się znacznie zmalał.
- Student, przydepnij mocniej gaz i spierdalajmy stąd.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica
Nordycka Zielona Lewica
-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jack "Iceman" Evigan
Te kilka chwil ciągnęło się nadzwyczajnie długo. A wydawałoby się, że od schodów do drzwi wyjściowych jest całkiem niedaleko. Cóż, kolejny dowód na to, że jednak wszystko jest względne. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy stężenie ołowiu w powietrzu gwałtownie wzrasta. Na szczęście już po chwili wszyscy są w samochodzie. Lepiej, żeby był kuloodporny. „Teraz jeszcze tylko poradzić sobie z ewentualnym pościgiem...” pomyślał Evigan i westchnął cicho.
Wtedy coś wyleciało w powietrze. Jack obrócił się i przez tylną szybę zobaczył, że zrobił się jeszcze większy burdel. Ale to już nie jego sprawa, on i reszta już za moment będą daleko stąd. Spojrzał przy okazji na towarzystwo i doszedł do wniosku, że nikt nie wybiera się na tamten świat. Rosjanin, co prawda, pokazał, że w razie czego świetnie sprawdzi się w roli tarczy strzelniczej, ale przeżyje. Nie ma innego wyjścia.
Pozostała kwestia lokalizatora. Student pewnie się na tym zna, więc Jack już otworzył usta, żeby potwierdzić tę informację, kiedy w samochodzie rozległ się ogłuszający huk. A po chwili:
- Te, Dziadek Mróz weź wypierdol, gdzieś to gówno!
Jego twarz zachmurzyła się – ale tylko na krótki moment, przez który nic nie mówił - a potem odezwał się syczącym głosem zimnym jak góra lodowa.
- Czy ktoś przypadkiem w hotelu nie postrzelił cię w głowę? Tylko tego by brakowało, żebyś po tym wszystkim odstrzelił jej łeb. Dawaj to.
Prawie walnął w przycisk otwierający okno po jego stronie i szybko pozbył się lokalizatora. Prawda, solo był skuteczny jak mało kto. Nie zmieniało to faktu, że praca z nim to trochę jak zabawa naładowanym pistoletem. Evigan wpatrzył się w drogę przed nimi. Ważne, że udało się wydostać stamtąd Trawińską względnie całą i zdrową. No i oczywiście ważne jest to, że Jack też nie miał w sumie na co narzekać. Najwyżej na to, że ma ochotę na drinka, ale będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Do czasu aż wydostaną się z Krawędzi.
Te kilka chwil ciągnęło się nadzwyczajnie długo. A wydawałoby się, że od schodów do drzwi wyjściowych jest całkiem niedaleko. Cóż, kolejny dowód na to, że jednak wszystko jest względne. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy stężenie ołowiu w powietrzu gwałtownie wzrasta. Na szczęście już po chwili wszyscy są w samochodzie. Lepiej, żeby był kuloodporny. „Teraz jeszcze tylko poradzić sobie z ewentualnym pościgiem...” pomyślał Evigan i westchnął cicho.
Wtedy coś wyleciało w powietrze. Jack obrócił się i przez tylną szybę zobaczył, że zrobił się jeszcze większy burdel. Ale to już nie jego sprawa, on i reszta już za moment będą daleko stąd. Spojrzał przy okazji na towarzystwo i doszedł do wniosku, że nikt nie wybiera się na tamten świat. Rosjanin, co prawda, pokazał, że w razie czego świetnie sprawdzi się w roli tarczy strzelniczej, ale przeżyje. Nie ma innego wyjścia.
Pozostała kwestia lokalizatora. Student pewnie się na tym zna, więc Jack już otworzył usta, żeby potwierdzić tę informację, kiedy w samochodzie rozległ się ogłuszający huk. A po chwili:
- Te, Dziadek Mróz weź wypierdol, gdzieś to gówno!
Jego twarz zachmurzyła się – ale tylko na krótki moment, przez który nic nie mówił - a potem odezwał się syczącym głosem zimnym jak góra lodowa.
- Czy ktoś przypadkiem w hotelu nie postrzelił cię w głowę? Tylko tego by brakowało, żebyś po tym wszystkim odstrzelił jej łeb. Dawaj to.
Prawie walnął w przycisk otwierający okno po jego stronie i szybko pozbył się lokalizatora. Prawda, solo był skuteczny jak mało kto. Nie zmieniało to faktu, że praca z nim to trochę jak zabawa naładowanym pistoletem. Evigan wpatrzył się w drogę przed nimi. Ważne, że udało się wydostać stamtąd Trawińską względnie całą i zdrową. No i oczywiście ważne jest to, że Jack też nie miał w sumie na co narzekać. Najwyżej na to, że ma ochotę na drinka, ale będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Do czasu aż wydostaną się z Krawędzi.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jan Haugwitz
Udało mu się szczęśliwie pokonać morze hotelowego atelier, omijając ołowiane góry lodowe.
Wyszedł z tego bez szwanku.
Jednak nic w życiu nie mogło być tak proste i przyjemne, jakim się zdawało. Jechał rządową VMką przez Krawędź, siedział na tylnym siedzeniu koło niebezpiecznego, uzbrojonego i zapewne niezrównoważonego solo.
- Niech ktoś rozwali tę obrożę, bo to cholerny lokalizator.
Do tego siedzący przed nim Siergiej miał zamiar odstrzelić głowę świeżo odbitej zakładniczce. Szczęście, że chybił.
Jan wykonał swoją część zadania. Najprawdopodobniej.
Student miał ich wywieźć do cywilizowanej części tego wspaniałego miasta, natomiast Haugwitzowi pozostało podziwianie deszczowych krajobrazów Wolnego Miasta.
- Te, Dziadek Mróz weź wypierdol, gdzieś to gówno!
Siergiej się rozkręcał. Jan nie miał siły, ni ochoty by go uspokajać. Przecież był ranny, miał prawo do nerwów. A Haugwitz nie miał mu teraz nic do powiedzenia.
Liczył się tylko Regenlandschaft za oknem.
- Czy ktoś przypadkiem w hotelu nie postrzelił cię w głowę? Tylko tego by brakowało, żebyś po tym wszystkim odstrzelił jej łeb. Dawaj to.
To Jack. Czyżby jemu też puszczały nerwy?
Wytrzyma. To poważny gentleman, zaraz wróci do swojej standardowej, flegmatycznej postawy.
Metalowa obroża przecięła jego pole widzenia, zakłócając harmonię ruchomego obrazu za szybą.
Nie miał tego nikomu za złe.
Krajobraz też nie narzekał.
Tylko lokalizator został sam na jezdni na obrzeżach Wrocławia. Sam na deszczu, w chłodną lutową noc...
Udało mu się szczęśliwie pokonać morze hotelowego atelier, omijając ołowiane góry lodowe.
Wyszedł z tego bez szwanku.
Jednak nic w życiu nie mogło być tak proste i przyjemne, jakim się zdawało. Jechał rządową VMką przez Krawędź, siedział na tylnym siedzeniu koło niebezpiecznego, uzbrojonego i zapewne niezrównoważonego solo.
- Niech ktoś rozwali tę obrożę, bo to cholerny lokalizator.
Do tego siedzący przed nim Siergiej miał zamiar odstrzelić głowę świeżo odbitej zakładniczce. Szczęście, że chybił.
Jan wykonał swoją część zadania. Najprawdopodobniej.
Student miał ich wywieźć do cywilizowanej części tego wspaniałego miasta, natomiast Haugwitzowi pozostało podziwianie deszczowych krajobrazów Wolnego Miasta.
- Te, Dziadek Mróz weź wypierdol, gdzieś to gówno!
Siergiej się rozkręcał. Jan nie miał siły, ni ochoty by go uspokajać. Przecież był ranny, miał prawo do nerwów. A Haugwitz nie miał mu teraz nic do powiedzenia.
Liczył się tylko Regenlandschaft za oknem.
- Czy ktoś przypadkiem w hotelu nie postrzelił cię w głowę? Tylko tego by brakowało, żebyś po tym wszystkim odstrzelił jej łeb. Dawaj to.
To Jack. Czyżby jemu też puszczały nerwy?
Wytrzyma. To poważny gentleman, zaraz wróci do swojej standardowej, flegmatycznej postawy.
Metalowa obroża przecięła jego pole widzenia, zakłócając harmonię ruchomego obrazu za szybą.
Nie miał tego nikomu za złe.
Krajobraz też nie narzekał.
Tylko lokalizator został sam na jezdni na obrzeżach Wrocławia. Sam na deszczu, w chłodną lutową noc...