[Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Siergiej
Wysiadł z limuzyny. Zważył w ręku neseser. Napchali jeszcze w mieszkaniu do niego jakichś papierów, a teraz jeszcze ćwiartkę plastyku. Nie był specjalnym zwolennikiem wysadzania rzeczy w powietrze, ale pewną eksplozję z 2011 wspominał z przyjemnością.
Szedł krok za i krok obok Jana, rozglądając się uważnie po okolicy. Ochrona nie była mu obca, choć też nigdy nie wyspecjalizował się szczególnie akurat w tym aspekcie pracy. Gdy Jan wspomniał o kamerach Rosjanin się skrzywił. W głębi duszy miał nadzieję, że jak Student zacznie swoje piromańskie czary mary z resztą plastyku to zasilanie padnie i nie będzie musiał się przejmować nagraniami. Jednak szybko sięgnął do zasobu kilkudziesięciu niemieckich słów jakie znał, a były to w większości wulgaryzmy, i odpowiedział.
- Javohl, Herr Vorstand. - W tym ostatnim słowie było nieco ironicznej złośliwości, biorąc pod uwagę, że wszyscy byli raptem pionkami.
Byli już o krok od drzwi gdy to usłyszał. Wiedział, że nie usłyszy tego nikt poza nim...
"If youre feeling down depressed and lonely
I know a place where we can go
22 acacia avenue meet a lady that I know
So if youre looking for a good time
And youre prepared to pay the price
Fifteen quid is all she asks for
Everybodys got their vice..."
Wysiadł z limuzyny. Zważył w ręku neseser. Napchali jeszcze w mieszkaniu do niego jakichś papierów, a teraz jeszcze ćwiartkę plastyku. Nie był specjalnym zwolennikiem wysadzania rzeczy w powietrze, ale pewną eksplozję z 2011 wspominał z przyjemnością.
Szedł krok za i krok obok Jana, rozglądając się uważnie po okolicy. Ochrona nie była mu obca, choć też nigdy nie wyspecjalizował się szczególnie akurat w tym aspekcie pracy. Gdy Jan wspomniał o kamerach Rosjanin się skrzywił. W głębi duszy miał nadzieję, że jak Student zacznie swoje piromańskie czary mary z resztą plastyku to zasilanie padnie i nie będzie musiał się przejmować nagraniami. Jednak szybko sięgnął do zasobu kilkudziesięciu niemieckich słów jakie znał, a były to w większości wulgaryzmy, i odpowiedział.
- Javohl, Herr Vorstand. - W tym ostatnim słowie było nieco ironicznej złośliwości, biorąc pod uwagę, że wszyscy byli raptem pionkami.
Byli już o krok od drzwi gdy to usłyszał. Wiedział, że nie usłyszy tego nikt poza nim...
"If youre feeling down depressed and lonely
I know a place where we can go
22 acacia avenue meet a lady that I know
So if youre looking for a good time
And youre prepared to pay the price
Fifteen quid is all she asks for
Everybodys got their vice..."
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
2300 CET 14-02-2020 AD
Dwóch biznesmenów i ochroniarz wkroczyło przez wielkie drzwi do wnętrza hotelu, uciekając przed padającym deszczem. Miejscowy goryl spojrzał na nich uważnie, ale nie zadawał żadnych pytań, więc wyglądało na to że nie sprawdzają zbyt rygorystycznie ewentualnej broni. Wewnątrz, za staroświecką ladą stał stary portier w tradycyjnym odzieniu. Widok od wnętrza rozpościerał się na szerokie atelier, w którym stało dwóch facetów w garniturach, z pistoletami maszynowymi zawieszonymi na paskach na ramieniu. Czerwony dywan ciągnął się do schodów, które w połowie wysokości rozdwajały się i zawracały. Właśnie wbiegała po nich rozchichotana, półnaga nastolatka, ścigana przez faceta w rozpiętym garniturze. Nikt nie zwracał na nich zbyt bacznej uwagi.
Portier odezwał się do wchodzących:
- Dzień dobry panom - skłonił lekko głowę, gestem człowieka przyzwyczajonego do obcowania z ambasadorami i innymi 'sirami', po czym odwrócił do nich dwa monitory. Na jednym wyświetlona była lista numerów pokoi, wraz ze zdjęciem wnętrza, statusem - zajęty czy wolny - i opisem oraz ceną, a na drugim lista kobiecych imion, ze zdjęciem, stawką oraz listą oferowanych usług.
Okazało się już na pierwszy rzut oka, że mają więcej szczęścia niż rozumu, bo kiedy Jan zaczął przeglądać pokoje, ot tak, od niechcenia, nagle spostrzegł że pokój numer 224 jest zajęty przez - uwaga! - Sz. P. Katarzynę Trawińską. Uśmiechnął się nieznacznie, dla niepoznaki dalej przeglądając listę pokoi. Siergiej otaksował okolicę wzrokiem - w atelier stały dwa wielkie kwiaty w donicach wystarczającego rozmiaru, by schował się za nimi jeden człowieka, oraz był tu gigantyczny żyrandol, oświetlający całe pomieszczenie. Co ciekawe, nie było widać żadnych drzwi poza wejściowymi i jednymi drzwiami za portierem, z napisem 'Tylko dla personelu'. No i oczywiście tymi które widać było na piętrze między słupkami balustrady okalającej galerię; to były drzwi do pokoi.
Dwóch biznesmenów i ochroniarz wkroczyło przez wielkie drzwi do wnętrza hotelu, uciekając przed padającym deszczem. Miejscowy goryl spojrzał na nich uważnie, ale nie zadawał żadnych pytań, więc wyglądało na to że nie sprawdzają zbyt rygorystycznie ewentualnej broni. Wewnątrz, za staroświecką ladą stał stary portier w tradycyjnym odzieniu. Widok od wnętrza rozpościerał się na szerokie atelier, w którym stało dwóch facetów w garniturach, z pistoletami maszynowymi zawieszonymi na paskach na ramieniu. Czerwony dywan ciągnął się do schodów, które w połowie wysokości rozdwajały się i zawracały. Właśnie wbiegała po nich rozchichotana, półnaga nastolatka, ścigana przez faceta w rozpiętym garniturze. Nikt nie zwracał na nich zbyt bacznej uwagi.
Portier odezwał się do wchodzących:
- Dzień dobry panom - skłonił lekko głowę, gestem człowieka przyzwyczajonego do obcowania z ambasadorami i innymi 'sirami', po czym odwrócił do nich dwa monitory. Na jednym wyświetlona była lista numerów pokoi, wraz ze zdjęciem wnętrza, statusem - zajęty czy wolny - i opisem oraz ceną, a na drugim lista kobiecych imion, ze zdjęciem, stawką oraz listą oferowanych usług.
Okazało się już na pierwszy rzut oka, że mają więcej szczęścia niż rozumu, bo kiedy Jan zaczął przeglądać pokoje, ot tak, od niechcenia, nagle spostrzegł że pokój numer 224 jest zajęty przez - uwaga! - Sz. P. Katarzynę Trawińską. Uśmiechnął się nieznacznie, dla niepoznaki dalej przeglądając listę pokoi. Siergiej otaksował okolicę wzrokiem - w atelier stały dwa wielkie kwiaty w donicach wystarczającego rozmiaru, by schował się za nimi jeden człowieka, oraz był tu gigantyczny żyrandol, oświetlający całe pomieszczenie. Co ciekawe, nie było widać żadnych drzwi poza wejściowymi i jednymi drzwiami za portierem, z napisem 'Tylko dla personelu'. No i oczywiście tymi które widać było na piętrze między słupkami balustrady okalającej galerię; to były drzwi do pokoi.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Siergiej
Nie odzywał się, w końcu on tu jest od tego żeby wyglądać groźnie i zauważyć niebezpieczeństwo jak najszybciej. Cóż, może o groźny wygląd trudno, gdy bardziej niż goryla przypomina się... lemura? No, ale szczęśliwy jest żywot człowieka niedocenianego, o czym Siergiej zdążył wiele razy przeczytać i parę razy sprawdzić w praktyce.
Z neseserem w ręku wszedł za "panami biznesmenami" do środka. Bywał w burdelach, czasami jako klient, czasami jako wykidajło a czasami żeby je zdemolować, ale musiał przyznać, że w tak ekskluzywnym lokalu jeszcze nie miał okazji być.
"Szkoda..."
Tym razem Siergiej bez wahania przyznał mu rację. Aż żal, że nie przyjechali tu skorzystać z usług oferowanych w lokalu.
Podczas gdy Herr Vorstand i Jack rozmawiali z portierem i przeglądali wypisaną na ekranach ofertę, Rosjanin wprawnym okiem oceniał otoczenie. Gdy przyjdzie co do czego, będzie musiał wyprowadzić stąd trójkę osób i jeszcze do tego przeżyć. Odruchowo podrapał się wolną ręką po policzku. Piętra były dość wysokie, on by sobie poradził, ale reszta pewnie się połamie, trzeba będzie się przebić do drzwi.
Położył neseser na ladzie.
- Można złożyć to w depozycie?
Gdy chwilę wcześniej półnaga nastka uciekała przed klientem, podsunęło mu to pewien pomysł, który poza wartością praktyczną miał też inne zalety. Uśmiechnął się szeroko, a uśmiech miał nieprzyjemny. Ta robota nie była aż taka zła...
Nie odzywał się, w końcu on tu jest od tego żeby wyglądać groźnie i zauważyć niebezpieczeństwo jak najszybciej. Cóż, może o groźny wygląd trudno, gdy bardziej niż goryla przypomina się... lemura? No, ale szczęśliwy jest żywot człowieka niedocenianego, o czym Siergiej zdążył wiele razy przeczytać i parę razy sprawdzić w praktyce.
Z neseserem w ręku wszedł za "panami biznesmenami" do środka. Bywał w burdelach, czasami jako klient, czasami jako wykidajło a czasami żeby je zdemolować, ale musiał przyznać, że w tak ekskluzywnym lokalu jeszcze nie miał okazji być.
"Szkoda..."
Tym razem Siergiej bez wahania przyznał mu rację. Aż żal, że nie przyjechali tu skorzystać z usług oferowanych w lokalu.
Podczas gdy Herr Vorstand i Jack rozmawiali z portierem i przeglądali wypisaną na ekranach ofertę, Rosjanin wprawnym okiem oceniał otoczenie. Gdy przyjdzie co do czego, będzie musiał wyprowadzić stąd trójkę osób i jeszcze do tego przeżyć. Odruchowo podrapał się wolną ręką po policzku. Piętra były dość wysokie, on by sobie poradził, ale reszta pewnie się połamie, trzeba będzie się przebić do drzwi.
Położył neseser na ladzie.
- Można złożyć to w depozycie?
Gdy chwilę wcześniej półnaga nastka uciekała przed klientem, podsunęło mu to pewien pomysł, który poza wartością praktyczną miał też inne zalety. Uśmiechnął się szeroko, a uśmiech miał nieprzyjemny. Ta robota nie była aż taka zła...
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Majtek
- Posty: 135
- Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hell called Earth...
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
"Asmo"
Uśmiechnął się lekko pod nosem i starł dłonią spływające mu na czoło krople wody.
-A znasz jakieś? Jak nie, to lepiej trzymajmy się planu. Rób swoje, ja cię obserwuję.
Rozejrzał się po okolicy szukając kamer i ewentualnych przechodniów.
-Masz jakąś broń przy sobie? Jak nie, to weź chociaż Colta, zawsze może kogoś przestraszysz. Tylko jak będzie gorąco, to raczej się kryj, jeśli się na tym nie znasz. A teraz lepiej się ruszmy. Pewnie nie masz gumy do żucia?
Uważnie wsłuchiwał się w otoczenie. Zamierzał zareagować na pierwszy wystrzał, jeśli tylko taki nastąpi. Z niechęcią splunął do kałuży. Nie lubił takiej pogody.
Uśmiechnął się lekko pod nosem i starł dłonią spływające mu na czoło krople wody.
-A znasz jakieś? Jak nie, to lepiej trzymajmy się planu. Rób swoje, ja cię obserwuję.
Rozejrzał się po okolicy szukając kamer i ewentualnych przechodniów.
-Masz jakąś broń przy sobie? Jak nie, to weź chociaż Colta, zawsze może kogoś przestraszysz. Tylko jak będzie gorąco, to raczej się kryj, jeśli się na tym nie znasz. A teraz lepiej się ruszmy. Pewnie nie masz gumy do żucia?
Uważnie wsłuchiwał się w otoczenie. Zamierzał zareagować na pierwszy wystrzał, jeśli tylko taki nastąpi. Z niechęcią splunął do kałuży. Nie lubił takiej pogody.
Without compassion...

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jack "Iceman" Evigan
Z tej perspektywy lokal wyglądał lepiej niż na ekranie telewizora w „bazie.” W dużej mierze przyczyniła się do tego żeńska część personelu, biegnąca właśnie po schodach, ale mniejsza o to. Jack musiał przyznać, że gdyby tylko włożyć w wystrój trochę więcej kasy, to podobałoby mu się tutaj. Może warto zapamiętać to miejsce, tak na przyszłość? Chociaż nie... po tym co niedługo się tutaj stanie, raczej żaden z nich nie będzie w tym lokalu mile widziany. Cóż, tak bywa. „Poza tym Evigan, jesteś zbyt młody i piękny, żeby za to płacić.”
Skinął portierowi głową, ale nie zaszczycił go słowami. A przynajmniej nie wprost. Zwracał się do Haugwitza.
- Jakiż ogromny wybór... i jak tu się zdecydować na coś? A i pokoje, jak widzę, też niczego sobie... Stary Bachman może i rzeczywiście jest niespełna rozumu, ale jedno trzeba mu przyznać – wie o każdym „ciekawym” miejscu wartym odwiedzenia w tym mieście! – zaśmiał się – I co o tym myślisz, przyjacielu? Czy któraś z pań - wskazał na ekran - zdobyła już twoje serce? Ach i nie martw się o nic. Dzisiaj bawimy się na mój koszt.
Udał, że nie usłyszał – ba! – nawet nie zauważył Siergieja, stojącego nieopodal. Dopiero neseser przykuł jego uwagę.
- Ach, neseser... Depozyt, dobrze, bardzo dobrze... - powiedział tylko, starając się aby jego głos był całkowicie wyzuty z emocji. Tylko tego brakowało, żeby ktoś z obsługi zaczął w nim grzebać w poszukiwaniu łatwych pieniędzy. Oczywiście nikt ich tam nie znajdzie, ale i tak byliby w nieciekawej sytuacji.
Zaszczycił portiera krótkim spojrzeniem, po czym wrócił do przeglądania listy kobiecych imion. W końcu skoro już tutaj jest...
Z tej perspektywy lokal wyglądał lepiej niż na ekranie telewizora w „bazie.” W dużej mierze przyczyniła się do tego żeńska część personelu, biegnąca właśnie po schodach, ale mniejsza o to. Jack musiał przyznać, że gdyby tylko włożyć w wystrój trochę więcej kasy, to podobałoby mu się tutaj. Może warto zapamiętać to miejsce, tak na przyszłość? Chociaż nie... po tym co niedługo się tutaj stanie, raczej żaden z nich nie będzie w tym lokalu mile widziany. Cóż, tak bywa. „Poza tym Evigan, jesteś zbyt młody i piękny, żeby za to płacić.”
Skinął portierowi głową, ale nie zaszczycił go słowami. A przynajmniej nie wprost. Zwracał się do Haugwitza.
- Jakiż ogromny wybór... i jak tu się zdecydować na coś? A i pokoje, jak widzę, też niczego sobie... Stary Bachman może i rzeczywiście jest niespełna rozumu, ale jedno trzeba mu przyznać – wie o każdym „ciekawym” miejscu wartym odwiedzenia w tym mieście! – zaśmiał się – I co o tym myślisz, przyjacielu? Czy któraś z pań - wskazał na ekran - zdobyła już twoje serce? Ach i nie martw się o nic. Dzisiaj bawimy się na mój koszt.
Udał, że nie usłyszał – ba! – nawet nie zauważył Siergieja, stojącego nieopodal. Dopiero neseser przykuł jego uwagę.
- Ach, neseser... Depozyt, dobrze, bardzo dobrze... - powiedział tylko, starając się aby jego głos był całkowicie wyzuty z emocji. Tylko tego brakowało, żeby ktoś z obsługi zaczął w nim grzebać w poszukiwaniu łatwych pieniędzy. Oczywiście nikt ich tam nie znajdzie, ale i tak byliby w nieciekawej sytuacji.
Zaszczycił portiera krótkim spojrzeniem, po czym wrócił do przeglądania listy kobiecych imion. W końcu skoro już tutaj jest...
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Mariusz "Rasta" Rastowski
- No Amadeusz! Nie ma co. Twoja logika mnie zachwyca. Wejdę głównym wejściem. Przedstawię się jako elektryk i pójdę grzebać przy elektryce. Napewno ktoś akurat wzywał elektryka i zupełnie każdy się spodziewa, że o tej porze w kilkuminutowych odstępach będzie wchodzić jakaś grupka osób. To pewnik! - Coraz bardziej się dziwił czemu "Asmo" został zatrudniony. Może miał jakieś przekłamania w życiorysie? - O broń się nie martw. Wziąłem jednego Colta. I tak nie sądzę bym go musiał używać. Zajmijmy się może najpierw rozpoznaniem terenu. Muszę znaleźć skrzynkę energetyczną. Przydałoby się również wejść nie od strony ulicy. Może przez płot będzie się dało przeskoczyć.
Pogmerał chwilę w plecaku. Multitool, detonatory, plastik... Nie ta kieszeń. Otworzył inną. Jest. Wyjął plastikowe pudełko sygnowane logiem "Orbit". Wziął sobie jedną z gum do żucia. Poczęstował Amadeusza.
- A właśnie, że mam. O ile mięta pieprzowa Ci pasuje. Dobra! Czas się brać do roboty. -
Ruszył w boczną uliczkę. Ciągle przyglądał się budynkowi i jego okolicy. Szukał skrzynki, którą chciał zdetonować. Gdy, już znalazł jej lokalizację, zaczął szukać odpowiedniego przejścia tam, przez płot. A może ostatnio były tu jakieś potyczki gangów i powstała wyrwa w płocie? Nie liczył na taką ilość szczęścia. Liczył jednak na tyle, że Amadeusz nie zacznie nagle strzelać do pierwszej napotkanej osoby. Miał nadzieję, że chociaż na tyle potrafi się powstrzymać od głupich pomysłów.
- No Amadeusz! Nie ma co. Twoja logika mnie zachwyca. Wejdę głównym wejściem. Przedstawię się jako elektryk i pójdę grzebać przy elektryce. Napewno ktoś akurat wzywał elektryka i zupełnie każdy się spodziewa, że o tej porze w kilkuminutowych odstępach będzie wchodzić jakaś grupka osób. To pewnik! - Coraz bardziej się dziwił czemu "Asmo" został zatrudniony. Może miał jakieś przekłamania w życiorysie? - O broń się nie martw. Wziąłem jednego Colta. I tak nie sądzę bym go musiał używać. Zajmijmy się może najpierw rozpoznaniem terenu. Muszę znaleźć skrzynkę energetyczną. Przydałoby się również wejść nie od strony ulicy. Może przez płot będzie się dało przeskoczyć.
Pogmerał chwilę w plecaku. Multitool, detonatory, plastik... Nie ta kieszeń. Otworzył inną. Jest. Wyjął plastikowe pudełko sygnowane logiem "Orbit". Wziął sobie jedną z gum do żucia. Poczęstował Amadeusza.
- A właśnie, że mam. O ile mięta pieprzowa Ci pasuje. Dobra! Czas się brać do roboty. -
Ruszył w boczną uliczkę. Ciągle przyglądał się budynkowi i jego okolicy. Szukał skrzynki, którą chciał zdetonować. Gdy, już znalazł jej lokalizację, zaczął szukać odpowiedniego przejścia tam, przez płot. A może ostatnio były tu jakieś potyczki gangów i powstała wyrwa w płocie? Nie liczył na taką ilość szczęścia. Liczył jednak na tyle, że Amadeusz nie zacznie nagle strzelać do pierwszej napotkanej osoby. Miał nadzieję, że chociaż na tyle potrafi się powstrzymać od głupich pomysłów.

Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jan Haugwitz
- Javohl, Herr Vorstand, skwitował rosjanin, który z każdą chwilą wydawał mu się ciekawszy i bardziej wartościowy. Cholera, zaczynał go lubić. Tylko dziwnie wymawiał "w". No i brał go za niemca. Jednak to nie miało teraz znaczenia. Choć mogłoby go nabrać...
Hotel wyglądał całkiem nieźle, a na pewno lepiej niż na zdjęciach. Obsługa też prezentowała się ciekawie. Nie bywał w burdelach, z braku konieczności, jednak szkoda było mu brać udział w rozwalaniu tego miejsca. Ale potrzebował pieniędzy. Pieniędzy.
Od niechcenia przyglądał się pokazanym im przez portiera ekranom z pokojami.
224! Uśmiechnął się, dalej przeglądając pokoje. Dla niepoznaki i z czystej ciekawości. Może trafi na znajome nazwisko? Jeśli nie znajome, to może chociaż intrygujące, lub w jakimś sensie istotne.
Czerwony dywan. Jedno spojrzenie w jego kierunku przypominało świetne czasy.
Czerwony dywan. Oby tego wieczora nie pogłębił swojej czerwieni w kierunku intensywnej krwistości. Dosłownej.
Czerwony dywan.
Z zamyślenia wyrwało go serdeczne pytanie Evigana:
- Jakiż ogromny wybór... i jak tu się zdecydować na coś? A i pokoje, jak widzę, też niczego sobie... Stary Bachman może i rzeczywiście jest niespełna rozumu, ale jedno trzeba mu przyznać – wie o każdym „ciekawym” miejscu wartym odwiedzenia w tym mieście! – zaśmiał się – I co o tym myślisz, przyjacielu? Czy któraś z pań - wskazał na ekran - zdobyła już twoje serce? Ach i nie martw się o nic. Dzisiaj bawimy się na mój koszt.
Haugwitz odwzajemnił uśmiech i zwrócił się do towarzysza:
- Mam już kilka typów, pozostaje jedynie ostateczna decyzja. W kwestii Bachmana - nie bądź dla niego tak surowy, przecież wiesz, że ma prawo zachowywać się... ekscentrycznie.
Ciągnął jego gierkę, uwiarygodniajac ich i przysłaniając ewentualne wątpliwości portiera ciekawością skierowaną do wyimaginowanego, a może po prostu bogu ducha winnego Bachmana. Taki przynajmniej był plan, na najbliższe kilka sekund.
Reszta zależała od dalszej zawartości ekranu. I oczywiście czystego przypadku.
- Javohl, Herr Vorstand, skwitował rosjanin, który z każdą chwilą wydawał mu się ciekawszy i bardziej wartościowy. Cholera, zaczynał go lubić. Tylko dziwnie wymawiał "w". No i brał go za niemca. Jednak to nie miało teraz znaczenia. Choć mogłoby go nabrać...
Hotel wyglądał całkiem nieźle, a na pewno lepiej niż na zdjęciach. Obsługa też prezentowała się ciekawie. Nie bywał w burdelach, z braku konieczności, jednak szkoda było mu brać udział w rozwalaniu tego miejsca. Ale potrzebował pieniędzy. Pieniędzy.
Od niechcenia przyglądał się pokazanym im przez portiera ekranom z pokojami.
224! Uśmiechnął się, dalej przeglądając pokoje. Dla niepoznaki i z czystej ciekawości. Może trafi na znajome nazwisko? Jeśli nie znajome, to może chociaż intrygujące, lub w jakimś sensie istotne.
Czerwony dywan. Jedno spojrzenie w jego kierunku przypominało świetne czasy.
Czerwony dywan. Oby tego wieczora nie pogłębił swojej czerwieni w kierunku intensywnej krwistości. Dosłownej.
Czerwony dywan.
Z zamyślenia wyrwało go serdeczne pytanie Evigana:
- Jakiż ogromny wybór... i jak tu się zdecydować na coś? A i pokoje, jak widzę, też niczego sobie... Stary Bachman może i rzeczywiście jest niespełna rozumu, ale jedno trzeba mu przyznać – wie o każdym „ciekawym” miejscu wartym odwiedzenia w tym mieście! – zaśmiał się – I co o tym myślisz, przyjacielu? Czy któraś z pań - wskazał na ekran - zdobyła już twoje serce? Ach i nie martw się o nic. Dzisiaj bawimy się na mój koszt.
Haugwitz odwzajemnił uśmiech i zwrócił się do towarzysza:
- Mam już kilka typów, pozostaje jedynie ostateczna decyzja. W kwestii Bachmana - nie bądź dla niego tak surowy, przecież wiesz, że ma prawo zachowywać się... ekscentrycznie.
Ciągnął jego gierkę, uwiarygodniajac ich i przysłaniając ewentualne wątpliwości portiera ciekawością skierowaną do wyimaginowanego, a może po prostu bogu ducha winnego Bachmana. Taki przynajmniej był plan, na najbliższe kilka sekund.
Reszta zależała od dalszej zawartości ekranu. I oczywiście czystego przypadku.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
2305 CET 14-02-2020 AD Północna część miasta
Busik zatrzymał się przed skrzyżowaniem. Wysypało się z niego kilku facetów w garniturach i w białych maskach klaunów z wielkimi, czerwonymi nosami. Jeden wyróżniał się z tłumu - jego garnitur był fioletowy, nie czarny, jak wszystkie pozostałe.
Wszyscy mieli też broń.
Truchtem wpadli do budynku archiwum Urzędu Miasta.
2305 CET 14-02-2020 AD
Portier odebrał neseser.
- Oczywiście, jak tylko panowie wybiorą pokój, czy też pokoje, schowam go do właściwej skrytki - odpowiedział Siergiejowi, cierpliwie czekając na wybór.
Jan stwierdził, że pokój 225 dysponuje dwoma sypialniami z łożami małżeńskimi - zdaje się, że jest przystosowany do tutejszych klientów, przynajmniej tych wpadających na krótko - i co więcej, jest wolny. Wydawał się idealnym miejscem do tego, żeby zbliżyć sie do panny Trawińskiej.
No i był naprawdę gustownie urządzony.
Drugi z biznesmenów tymczasem stwierdził, że spośród około dwudziestu dostępnych tu towarzyszek, aktualnie tylko siedem jest dostępnych do użytku - wieczór to zawsze czas obfitych żniw, zapewne ze szczególnym uwzględnieniem takiego jak ten... Ale ktoś się na pewno znajdzie. Towar tu był całkiem niezłej jakości.
Pozostający na zewnątrz zdołali tymczasem stwierdzić, że w ogóle nie ma tu czegoś takiego jak 'płot'. Hotel był wpasowany w zapełniające okolicę sześciopiętrowe kamieniczki, i tylko z jednej strony do jego ściany dochodził ciemny zaułek, z wejściem dla personelu i - cóż za radość! - skrzynką energetyczną. Aż dziwnie było widzieć na Krawędzi tak spokojne miejsce - w zaułku leżał tylko jeden narkoman, ale tak totalnie nieprzytomny, że chyba nawet eksplozja by go nie obudziła... Ale to chyba dlatego że obskurne, ciasne kamieniczki to mieszkania w zaskakująco wysokim standarcie jak na okolicę, gdzie tradycją są dziesięciopiętrowe falowce i równie wysokie skupiska tub sypialnych.
Busik zatrzymał się przed skrzyżowaniem. Wysypało się z niego kilku facetów w garniturach i w białych maskach klaunów z wielkimi, czerwonymi nosami. Jeden wyróżniał się z tłumu - jego garnitur był fioletowy, nie czarny, jak wszystkie pozostałe.
Wszyscy mieli też broń.
Truchtem wpadli do budynku archiwum Urzędu Miasta.
2305 CET 14-02-2020 AD
Portier odebrał neseser.
- Oczywiście, jak tylko panowie wybiorą pokój, czy też pokoje, schowam go do właściwej skrytki - odpowiedział Siergiejowi, cierpliwie czekając na wybór.
Jan stwierdził, że pokój 225 dysponuje dwoma sypialniami z łożami małżeńskimi - zdaje się, że jest przystosowany do tutejszych klientów, przynajmniej tych wpadających na krótko - i co więcej, jest wolny. Wydawał się idealnym miejscem do tego, żeby zbliżyć sie do panny Trawińskiej.
No i był naprawdę gustownie urządzony.
Drugi z biznesmenów tymczasem stwierdził, że spośród około dwudziestu dostępnych tu towarzyszek, aktualnie tylko siedem jest dostępnych do użytku - wieczór to zawsze czas obfitych żniw, zapewne ze szczególnym uwzględnieniem takiego jak ten... Ale ktoś się na pewno znajdzie. Towar tu był całkiem niezłej jakości.
Pozostający na zewnątrz zdołali tymczasem stwierdzić, że w ogóle nie ma tu czegoś takiego jak 'płot'. Hotel był wpasowany w zapełniające okolicę sześciopiętrowe kamieniczki, i tylko z jednej strony do jego ściany dochodził ciemny zaułek, z wejściem dla personelu i - cóż za radość! - skrzynką energetyczną. Aż dziwnie było widzieć na Krawędzi tak spokojne miejsce - w zaułku leżał tylko jeden narkoman, ale tak totalnie nieprzytomny, że chyba nawet eksplozja by go nie obudziła... Ale to chyba dlatego że obskurne, ciasne kamieniczki to mieszkania w zaskakująco wysokim standarcie jak na okolicę, gdzie tradycją są dziesięciopiętrowe falowce i równie wysokie skupiska tub sypialnych.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Siergiej
Gdy załatwił sprawę z neseserem oparł się o kontuar krzyżując ręce na piersi. Rozrywki szefów go nie interesowały, był profesjonalistą i w godzinach pracy podstawowym zadaniem jakie przed nim stało było robienie krzywdy innym, zanim ci inny zdążą zrobić krzywdę Jackowi lub Janowi. A każdym razie na takiego się kreował. Mimo to zdążył zauważyć nazwisko Trawińskiej na liście pokojów i podejrzewał, że znajdą się albo w 223 albo 225.
Przywołał przed oczy obraz frontu kamienicy. Zastanowił się czy da radę przejść od okna do okna. To na pewno byłoby wygodniejsze niż wyłamywać drzwi i ściągać na siebie uwagę. Choć jeśli okna w 224 i sąsiednich wychodzą na podwórko, ściany mogą wyglądać nieco inaczej. Uśmiechnął się, cóż nawet jeśli będzie trudno to ma sposób jak sobie z takimi sprawami radzić, choć wtedy trzeba się będzie spieszyć.
Jego stopa lekko podrygiwała w rytm muzyki, którą tylko on słyszał.
...Beat her mistreat her do anything that you please
Bite her excite her make her get down on her knees
Abuse her misuse her she can take all that youve got
Caress her molest her she always does what you want...
Jak już wyciągnie Trawińską z pokoju powinno pójść z górki, no może urażona zostanie czyjaś godność ale to nie jego sprawa. Miał zamiar popędzić ją gołą wraz z wynajętymi dziwkami prosto w stronę drzwi. Jeśli się uda to po drodze jeszcze wysadzą neseser i w niecałe 15 minut będą w drodze na Psie Budy.
Przejechał językiem po zębach i pożałował, że nie może zapalić, w takich chwilach miał na to wielką ochotę, ale zdrowie nie pozwalało. Gdy już "szefostwo" wybrało sobie kurwy ruszył za nimi po schodach. Biorąc pod uwagę architekturę pokojów może się spodziewać przynajmniej jednego lub dwóch strażników w 224. Cóż, Litość i Łaska spokojnie tkwiły w kaburach... Na razie.
Gdy załatwił sprawę z neseserem oparł się o kontuar krzyżując ręce na piersi. Rozrywki szefów go nie interesowały, był profesjonalistą i w godzinach pracy podstawowym zadaniem jakie przed nim stało było robienie krzywdy innym, zanim ci inny zdążą zrobić krzywdę Jackowi lub Janowi. A każdym razie na takiego się kreował. Mimo to zdążył zauważyć nazwisko Trawińskiej na liście pokojów i podejrzewał, że znajdą się albo w 223 albo 225.
Przywołał przed oczy obraz frontu kamienicy. Zastanowił się czy da radę przejść od okna do okna. To na pewno byłoby wygodniejsze niż wyłamywać drzwi i ściągać na siebie uwagę. Choć jeśli okna w 224 i sąsiednich wychodzą na podwórko, ściany mogą wyglądać nieco inaczej. Uśmiechnął się, cóż nawet jeśli będzie trudno to ma sposób jak sobie z takimi sprawami radzić, choć wtedy trzeba się będzie spieszyć.
Jego stopa lekko podrygiwała w rytm muzyki, którą tylko on słyszał.
...Beat her mistreat her do anything that you please
Bite her excite her make her get down on her knees
Abuse her misuse her she can take all that youve got
Caress her molest her she always does what you want...
Jak już wyciągnie Trawińską z pokoju powinno pójść z górki, no może urażona zostanie czyjaś godność ale to nie jego sprawa. Miał zamiar popędzić ją gołą wraz z wynajętymi dziwkami prosto w stronę drzwi. Jeśli się uda to po drodze jeszcze wysadzą neseser i w niecałe 15 minut będą w drodze na Psie Budy.
Przejechał językiem po zębach i pożałował, że nie może zapalić, w takich chwilach miał na to wielką ochotę, ale zdrowie nie pozwalało. Gdy już "szefostwo" wybrało sobie kurwy ruszył za nimi po schodach. Biorąc pod uwagę architekturę pokojów może się spodziewać przynajmniej jednego lub dwóch strażników w 224. Cóż, Litość i Łaska spokojnie tkwiły w kaburach... Na razie.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jack "Iceman" Evigan
Jack nie mógł się powstrzymać od jeszcze jednego ukradkowego spojrzenia na neseser. Ale nie to jest istotne – ważne, że przedstawienie trwało nadal.
- No, ale my tu gadu gadu, a gdzieś tam panie pewnie już się niecierpliwią... – pochylił się nad ekranem ze zdjęciami „dam,” zastanawiając się nad wyborem. Bo nie mogą po prostu zapłacić za pokój i pójść na górę. Wynajmowanie pokoju w burdelu po to, żeby w nim spać jest nie tylko podejrzane, ale i głupie. W dodatku jeszcze portier gotów uznać ich za jakichś dwóch nie teges... „Sam nie wiem co gorsze,” pomyślał. Jackowi przemknęła przez głowę myśl o tym, czy ich pracodawca potem zwróci mu „wkład własny” w tę imprezę. W końcu dziwki nie są tanie. A przynajmniej nie zawsze... Ale mniejsza teraz o to. Zdecydował się na uśmiechniętą blondynkę imieniem Jessica. Chociaż zapewne ani imię nie było prawdziwe, ani włosy. I tak nie przyszedł tutaj dla zabawy – bo i czasu na to niestety nie będzie – więc co za różnica? Istotne było tylko to, żeby dziewczynki nie zrobiły czegoś głupiego, kiedy oni będą się zajmować swoją pracą.
Spojrzał na Haugwitza i podążył za jego spojrzeniem do nazwiska Trawińskiej.
- Wypatrzyłeś jakieś dobre lokum? – zapytał dobrze wiedząc jaką odpowiedź dostanie. Ten Haugwitz – z tego co Evigan zdążył na razie zauważyć – to nie byle półgłówek. Doświadczenie nauczyło go, że tacy są czasem groźniejsi niż solo z wielkim gnatem. „Chociaż gnat też czasem jest potrzebny,” pomyślał zerkając na ich „ochroniarza.” Tak czy inaczej dobrze, że wszyscy są w tej samej drużynie. Przynajmniej na razie...
Jack nie mógł się powstrzymać od jeszcze jednego ukradkowego spojrzenia na neseser. Ale nie to jest istotne – ważne, że przedstawienie trwało nadal.
- No, ale my tu gadu gadu, a gdzieś tam panie pewnie już się niecierpliwią... – pochylił się nad ekranem ze zdjęciami „dam,” zastanawiając się nad wyborem. Bo nie mogą po prostu zapłacić za pokój i pójść na górę. Wynajmowanie pokoju w burdelu po to, żeby w nim spać jest nie tylko podejrzane, ale i głupie. W dodatku jeszcze portier gotów uznać ich za jakichś dwóch nie teges... „Sam nie wiem co gorsze,” pomyślał. Jackowi przemknęła przez głowę myśl o tym, czy ich pracodawca potem zwróci mu „wkład własny” w tę imprezę. W końcu dziwki nie są tanie. A przynajmniej nie zawsze... Ale mniejsza teraz o to. Zdecydował się na uśmiechniętą blondynkę imieniem Jessica. Chociaż zapewne ani imię nie było prawdziwe, ani włosy. I tak nie przyszedł tutaj dla zabawy – bo i czasu na to niestety nie będzie – więc co za różnica? Istotne było tylko to, żeby dziewczynki nie zrobiły czegoś głupiego, kiedy oni będą się zajmować swoją pracą.
Spojrzał na Haugwitza i podążył za jego spojrzeniem do nazwiska Trawińskiej.
- Wypatrzyłeś jakieś dobre lokum? – zapytał dobrze wiedząc jaką odpowiedź dostanie. Ten Haugwitz – z tego co Evigan zdążył na razie zauważyć – to nie byle półgłówek. Doświadczenie nauczyło go, że tacy są czasem groźniejsi niż solo z wielkim gnatem. „Chociaż gnat też czasem jest potrzebny,” pomyślał zerkając na ich „ochroniarza.” Tak czy inaczej dobrze, że wszyscy są w tej samej drużynie. Przynajmniej na razie...
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jan Haugwitz
Z niemałym trudem udawał, że jest zainteresowany katalogiem z potencjalnymi towarzyszkami - urodziwsze panie miał na wyciągnięcie ręki, całkiem za darmo. Jednak nie przyszedł tu dla przyjemności.
By dopełnić formalności wybrał "Samantę", dziewczynę o najmniej nachalno-ulicznym wyglądzie i ładnie ułożonych czarnych włosach.
Jack spojrzał na Haugwitza i podążył za jego spojrzeniem do nazwiska Trawińskiej.
- Wypatrzyłeś jakieś dobre lokum? – zapytał Evigan.
- Wydaje mi się, że... pokój numer dwieście dwadzieścia pięć zaspokoi twoje potrzeby estetyczne. - Odpowiedział po chwili Jan.
Raz jeszcze spojrzał na czerwony dywan. Czyżby jeden z narożników był minimalnie zagięty...?
To przywidzenie? Iluzja?
W tym momencie zupełnie się nie liczył. Dywan. Narożnik. On sam.
Uśmiechnął się do portiera.
- Weźmiemy go.
Dywan wciąż nie dawał mu spokoju.
Z niemałym trudem udawał, że jest zainteresowany katalogiem z potencjalnymi towarzyszkami - urodziwsze panie miał na wyciągnięcie ręki, całkiem za darmo. Jednak nie przyszedł tu dla przyjemności.
By dopełnić formalności wybrał "Samantę", dziewczynę o najmniej nachalno-ulicznym wyglądzie i ładnie ułożonych czarnych włosach.
Jack spojrzał na Haugwitza i podążył za jego spojrzeniem do nazwiska Trawińskiej.
- Wypatrzyłeś jakieś dobre lokum? – zapytał Evigan.
- Wydaje mi się, że... pokój numer dwieście dwadzieścia pięć zaspokoi twoje potrzeby estetyczne. - Odpowiedział po chwili Jan.
Raz jeszcze spojrzał na czerwony dywan. Czyżby jeden z narożników był minimalnie zagięty...?
To przywidzenie? Iluzja?
W tym momencie zupełnie się nie liczył. Dywan. Narożnik. On sam.
Uśmiechnął się do portiera.
- Weźmiemy go.
Dywan wciąż nie dawał mu spokoju.

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Mariusz "Rasta" Rastowski
-Czas się rozdzielić. Idź przebij koła w ich wozach, a ja zajmę się tymczasem rozstawianiem ładunków wybuchowych. Uważaj na siebie. Nie chce dostać kulki, tylko dlatego, że Ty dostaniesz pierwszy.
Leżący narkoman mimo, iż prawie jak sojusznik mógł popsuć plany i na przykład rozpoznać go później. Założył, więc na wszelki wypadek kaptur na głowę. "Pewnie na takich jak on nie zwraca się tu uwagi. To może być odpowiednia możliwość zamaskowania się w razie niebezpieczeństwa." Na twarzy chłopaka pojawił się mały uśmiech. "Chociaż kto wie, czy ten nie wstanie, bo zacznie mu się śnić że każdy człowiek dookoła jest mutantem i chce go zabić, za co on odpowie wszystkim ogniem? Lepiej dmuchać na zimne." Podszedł do lezącego, po czym zaczął przeszukiwać go w poszukiwaniu broni. Jeśliby takową posiadał, wtedy "Student" rekwiruje ją.
Szedł powoli, uważnie nasłuchując, czy ktoś niekoniecznie chciany się nie zbliża. W ten sposób zbliżał się do skrzynki energetycznej. Po drodze wyjął multi-tool i wsuwkę do włosów z kieszeni plecaka. Potem gdy znalazł się już u celu rozpoczął grzebanie w zamku. Mimo skupienia na otwieraniu zabezpieczenia, cały czas nasłuchiwał, by w razie niebezpieczeństwa w odpowiednim miejscu udawać kolejnego ćpuna.
-Czas się rozdzielić. Idź przebij koła w ich wozach, a ja zajmę się tymczasem rozstawianiem ładunków wybuchowych. Uważaj na siebie. Nie chce dostać kulki, tylko dlatego, że Ty dostaniesz pierwszy.
Leżący narkoman mimo, iż prawie jak sojusznik mógł popsuć plany i na przykład rozpoznać go później. Założył, więc na wszelki wypadek kaptur na głowę. "Pewnie na takich jak on nie zwraca się tu uwagi. To może być odpowiednia możliwość zamaskowania się w razie niebezpieczeństwa." Na twarzy chłopaka pojawił się mały uśmiech. "Chociaż kto wie, czy ten nie wstanie, bo zacznie mu się śnić że każdy człowiek dookoła jest mutantem i chce go zabić, za co on odpowie wszystkim ogniem? Lepiej dmuchać na zimne." Podszedł do lezącego, po czym zaczął przeszukiwać go w poszukiwaniu broni. Jeśliby takową posiadał, wtedy "Student" rekwiruje ją.
Szedł powoli, uważnie nasłuchując, czy ktoś niekoniecznie chciany się nie zbliża. W ten sposób zbliżał się do skrzynki energetycznej. Po drodze wyjął multi-tool i wsuwkę do włosów z kieszeni plecaka. Potem gdy znalazł się już u celu rozpoczął grzebanie w zamku. Mimo skupienia na otwieraniu zabezpieczenia, cały czas nasłuchiwał, by w razie niebezpieczeństwa w odpowiednim miejscu udawać kolejnego ćpuna.

Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy

-
- Majtek
- Posty: 135
- Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hell called Earth...
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Asmo
Wziął gumę i przez chwilę rozkoszował się ostrym smakiem rozchodzącym się w ustach. Skinął głową na słowa towarzysza, po czym zaczął rozglądać się za pojazdami wyglądającymi na należące do pracowników burdelu. Zaczął szukać jakiegoś poręcznmego ostrza, którym mógłby bez problemu porozcinać opony. Miał dziwne przeczucie, że przebijanie opon nic nie da, ale nie chciał się kłócić ze "Studentem". Kłótnie z osobami przekonanymi o własnej racji nie należały do jego specjalności i wolał ich unikać. Jak ognia.
-...They should not see you in light
I'll try to close their eyes
Don't let them catch you...
Słowa piosenki same cisnęły mu się na usta. Nucił cicho.
Miał cholernie złe przeczucie. No, ale to nie on siedział teraz w środku gniazda os, więc czemu się tak przejmował?
Wziął gumę i przez chwilę rozkoszował się ostrym smakiem rozchodzącym się w ustach. Skinął głową na słowa towarzysza, po czym zaczął rozglądać się za pojazdami wyglądającymi na należące do pracowników burdelu. Zaczął szukać jakiegoś poręcznmego ostrza, którym mógłby bez problemu porozcinać opony. Miał dziwne przeczucie, że przebijanie opon nic nie da, ale nie chciał się kłócić ze "Studentem". Kłótnie z osobami przekonanymi o własnej racji nie należały do jego specjalności i wolał ich unikać. Jak ognia.
-...They should not see you in light
I'll try to close their eyes
Don't let them catch you...
Słowa piosenki same cisnęły mu się na usta. Nucił cicho.
Miał cholernie złe przeczucie. No, ale to nie on siedział teraz w środku gniazda os, więc czemu się tak przejmował?
Without compassion...

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
2310 CET 14-02-2020 AD
Jan sprawdził jeszcze pokój 224. Okazało się że był o wiele mniejszy i nie tak okazały - jedna sypialnia, mała łazienka i to wszystko. Wyglądało na to że chcieli mieć nad porwaną jak najlepszą kontrolę.
Portier pokiwał głową.
- Zapraszam panów na górę, dziewczęta przybędą w ciągu kilku minutów do panów pokoju. Zapłatę odbieramy, gdy panowie opuszczają nasz hotel, w ten sposób przedstawiamy tylko jeden rachunek - starszy mężczyzna uśmiechnął się, gestem wskazując im schody. - W każdej chwili zapraszamy też do naszego baru, znajduje się on na pierwszym piętrze.
Pierwsze piętro. Dwóch smutnych panów w garniturach, w przeciwległych rogach. Jeden siedział na fotelu, drugi stał, rozglądając się czujnie.
Drugie piętro. Znów takich samych dwóch facetów? Nie, trzech. Pokój 224 znajdował się na samym rogu, tym który powinien być nieobsadzony - jednak stała tam maszyna pełna kostek lodu, przy której znajdował się kolejny, głęboki fotel. Siedzący w nim facet w garniturze trzymał na kolanach MP5A4, najnowszą wersję tego legendarnego pistoletu maszynowego. Kto jak kto, ale H&K zyskało na tej wojnie sporo. Zresztą teraz większość bazy produkcyjnej i rozwojowej znajdowała się we Wrocławiu...
Drzwi ich pokoju znajdowały się po drugiej stronie foteli i lodówki, na ścianie prostopadłej do tej od pokoju 224. Zdaje się że sąsiadowały przez ścianę; na ile mogliście to ocenić, okna waszego pokoju wychodziły na ulicę prostopadłą do tej przy wejściu do hotelu oraz na jego tyły; te z 224 tylko na tyły. Wejście do środka potwierdziło to przypuszczenia; okazało się też że tyły hotelu wychodzą na niezwykle obskurne podwórko między kamienicami, na którym było paru ćpunów i kilku kolesi o wyglądzie typowych cyberpunków - skórzane kurtki, zielone irokezy, pistolety w kaburach na udach. Ciężko powiedzieć, czy należeli do 'personelu'...
Tymczasem na zewnątrz Asmo stwierdził, że jedynym zaparkowanym w pobliżu wozem jest ich własny. Pewną podpowiedź co do losu pozostałych stanowiła - zamknięta - brama do podziemnego parkingu pod hotelem...
Ćpun - jak to zwykle bywa - miał przy sobie broń, jakąś dziewiątkę której Student nie potrafił rozpoznać. Otwarcie zamka zabrało mu sporo czasu, ale zakończyło się sukcesem - skrzynka obsługiwała najwyraźniej cały kwartał, było w niej naprawdę sporo kabli i całej reszty.
Jan sprawdził jeszcze pokój 224. Okazało się że był o wiele mniejszy i nie tak okazały - jedna sypialnia, mała łazienka i to wszystko. Wyglądało na to że chcieli mieć nad porwaną jak najlepszą kontrolę.
Portier pokiwał głową.
- Zapraszam panów na górę, dziewczęta przybędą w ciągu kilku minutów do panów pokoju. Zapłatę odbieramy, gdy panowie opuszczają nasz hotel, w ten sposób przedstawiamy tylko jeden rachunek - starszy mężczyzna uśmiechnął się, gestem wskazując im schody. - W każdej chwili zapraszamy też do naszego baru, znajduje się on na pierwszym piętrze.
Pierwsze piętro. Dwóch smutnych panów w garniturach, w przeciwległych rogach. Jeden siedział na fotelu, drugi stał, rozglądając się czujnie.
Drugie piętro. Znów takich samych dwóch facetów? Nie, trzech. Pokój 224 znajdował się na samym rogu, tym który powinien być nieobsadzony - jednak stała tam maszyna pełna kostek lodu, przy której znajdował się kolejny, głęboki fotel. Siedzący w nim facet w garniturze trzymał na kolanach MP5A4, najnowszą wersję tego legendarnego pistoletu maszynowego. Kto jak kto, ale H&K zyskało na tej wojnie sporo. Zresztą teraz większość bazy produkcyjnej i rozwojowej znajdowała się we Wrocławiu...
Drzwi ich pokoju znajdowały się po drugiej stronie foteli i lodówki, na ścianie prostopadłej do tej od pokoju 224. Zdaje się że sąsiadowały przez ścianę; na ile mogliście to ocenić, okna waszego pokoju wychodziły na ulicę prostopadłą do tej przy wejściu do hotelu oraz na jego tyły; te z 224 tylko na tyły. Wejście do środka potwierdziło to przypuszczenia; okazało się też że tyły hotelu wychodzą na niezwykle obskurne podwórko między kamienicami, na którym było paru ćpunów i kilku kolesi o wyglądzie typowych cyberpunków - skórzane kurtki, zielone irokezy, pistolety w kaburach na udach. Ciężko powiedzieć, czy należeli do 'personelu'...
Tymczasem na zewnątrz Asmo stwierdził, że jedynym zaparkowanym w pobliżu wozem jest ich własny. Pewną podpowiedź co do losu pozostałych stanowiła - zamknięta - brama do podziemnego parkingu pod hotelem...
Ćpun - jak to zwykle bywa - miał przy sobie broń, jakąś dziewiątkę której Student nie potrafił rozpoznać. Otwarcie zamka zabrało mu sporo czasu, ale zakończyło się sukcesem - skrzynka obsługiwała najwyraźniej cały kwartał, było w niej naprawdę sporo kabli i całej reszty.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Siergiej (i ktoś jeszcze?)
Wszedł razem ze swoimi pracodawcami do pokoju. Ochrona na piętrach utrudniała nieco sprawę, ale jeśli będą szybcy to powinno się udać. Szybko podszedł do narożnego okna i wychylił się na zewnątrz. Próbował ocenić czy kombinacja elewacji, parapetów i rynny pozwoli mu dotrzeć do okna 224. Przygryzł wargę.
- Dobra, ja się przejdę po Trawińską. - Zastanowił się. - Będziecie wiedzieć kiedy odpalić neseser. A zanim się nie zacznie spróbujcie jakoś zająć tego gościa co stoi pod drzwiami, co? - Uśmiechnął się. - Wasi przodkowie przez wieki wyzyskiwali ciężko pracującą klasę robotniczą, to wierzę, że se poradzicie.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej widząc zdziwione miny wspólników gdy rzucił starym komunistycznym frazesem. Nie żeby spędzał dużo czasu w domu gdy jeszcze nie wylądował na moskiewskim dworcu, ale nie da się wyrosnąć pod okiem dziadka - zatwardziałego marksisty-leninisty i ojca, który nawet po 91 z nabożną czcią traktował portret św. Józefa Stalina i czegoś się nie nauczyć.
Wziął głęboki wdech i przymknął oczy.
"Te, pasożyt przydaj się na coś."
Wiedział, że przyjdzie mu za to zapłacić, ale teraz nie było czasu się patyczkować a wizja lotu dwa piętra w dół nie do końca mu się uśmiechała.
"Czego?"
Może jakby nie ten deszcz to spróbowałby sam. Ale czy ktoś pamięta suchy dzień w mieście Breslau?
" Już ty kurwa wiesz czego, chuju nie użyty! Dawaj tego jebanego kopa i bez pierdolenia bo pożałujesz bardziej niż ja kurwi synu!"
Poczuł to od razu, lecz nim hiperadrenalina osiągnęła pełną skuteczność potrzeba było paru sekund. Siergiej z głośnym świstem wciągnął powietrze. Nieważne ile razy to robił, uczucie było niesamowite, lepsze nawet niż koka... Żyły mu nabrzmiały, czuł przyspieszone bicie serca. Otworzył oczy. Źrenice rozszerzone niemal na całe oko sprawiały, że nawet dyskretny półmrok panujący w pokoju drażnił oczy, które jednak niemal od razu się dostosowały. Pozostałe zmysły też mu się wyostrzyły, słyszał wyraźnie oddechy z sąsiedniego pokoju, choć przez szum deszczu nie był pewien ile dokładnie.
Niesamowicie szybkim i płynnym ruchem, niemal wyskoczył na parapet. Złapał równowagę i bez sekundy wahania wyrzucił ciało w kierunku rynny, złapał się jej i wykorzystując siłę włożoną w ruch obrócił się do sąsiedniej ściany. Teraz już tylko przejście na parapet i w niecałe dziesięć sekund znalazł się tam gdzie chciał. Przez chwilę się zawahał, ale nie miał czasu na kombinacje. Chwycił Litość w prawą rękę i starając się zrobić możliwie mało hałasu, w każdym razie biorąc pod uwagę sytuację, władował się do środka barkiem wybijając szybę.
Wszedł razem ze swoimi pracodawcami do pokoju. Ochrona na piętrach utrudniała nieco sprawę, ale jeśli będą szybcy to powinno się udać. Szybko podszedł do narożnego okna i wychylił się na zewnątrz. Próbował ocenić czy kombinacja elewacji, parapetów i rynny pozwoli mu dotrzeć do okna 224. Przygryzł wargę.
- Dobra, ja się przejdę po Trawińską. - Zastanowił się. - Będziecie wiedzieć kiedy odpalić neseser. A zanim się nie zacznie spróbujcie jakoś zająć tego gościa co stoi pod drzwiami, co? - Uśmiechnął się. - Wasi przodkowie przez wieki wyzyskiwali ciężko pracującą klasę robotniczą, to wierzę, że se poradzicie.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej widząc zdziwione miny wspólników gdy rzucił starym komunistycznym frazesem. Nie żeby spędzał dużo czasu w domu gdy jeszcze nie wylądował na moskiewskim dworcu, ale nie da się wyrosnąć pod okiem dziadka - zatwardziałego marksisty-leninisty i ojca, który nawet po 91 z nabożną czcią traktował portret św. Józefa Stalina i czegoś się nie nauczyć.
Wziął głęboki wdech i przymknął oczy.
"Te, pasożyt przydaj się na coś."
Wiedział, że przyjdzie mu za to zapłacić, ale teraz nie było czasu się patyczkować a wizja lotu dwa piętra w dół nie do końca mu się uśmiechała.
"Czego?"
Może jakby nie ten deszcz to spróbowałby sam. Ale czy ktoś pamięta suchy dzień w mieście Breslau?
" Już ty kurwa wiesz czego, chuju nie użyty! Dawaj tego jebanego kopa i bez pierdolenia bo pożałujesz bardziej niż ja kurwi synu!"
Poczuł to od razu, lecz nim hiperadrenalina osiągnęła pełną skuteczność potrzeba było paru sekund. Siergiej z głośnym świstem wciągnął powietrze. Nieważne ile razy to robił, uczucie było niesamowite, lepsze nawet niż koka... Żyły mu nabrzmiały, czuł przyspieszone bicie serca. Otworzył oczy. Źrenice rozszerzone niemal na całe oko sprawiały, że nawet dyskretny półmrok panujący w pokoju drażnił oczy, które jednak niemal od razu się dostosowały. Pozostałe zmysły też mu się wyostrzyły, słyszał wyraźnie oddechy z sąsiedniego pokoju, choć przez szum deszczu nie był pewien ile dokładnie.
Niesamowicie szybkim i płynnym ruchem, niemal wyskoczył na parapet. Złapał równowagę i bez sekundy wahania wyrzucił ciało w kierunku rynny, złapał się jej i wykorzystując siłę włożoną w ruch obrócił się do sąsiedniej ściany. Teraz już tylko przejście na parapet i w niecałe dziesięć sekund znalazł się tam gdzie chciał. Przez chwilę się zawahał, ale nie miał czasu na kombinacje. Chwycił Litość w prawą rękę i starając się zrobić możliwie mało hałasu, w każdym razie biorąc pod uwagę sytuację, władował się do środka barkiem wybijając szybę.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jack "Iceman" Evigan
Ruszyli na górę. Niby tylko dwa piętra, a Jackowi wydawało się, że jakoś strasznie długo to trwa. Widać, sytuacja powoli zaczyna robić się nerwowa. Na szczęście „nerwowa,” to jeszcze za mało, żeby Evigan tracił zimną krew. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- Trzeba przyznać, że chłopcy najwidoczniej bardzo nie lubią jak im się bruździ w piaskownicy... – mruknął do siebie już w pokoju. W drodze tutaj minęli prawdziwy tłum ludzi. Teraz wystarczy tylko dostać się do panny T. i jeszcze raz minąć tych ludzi – „bułka z masłem, cholera jasna.”
- Bądź może tak miły i oświeć mnie. Co to znaczy, „przejdziesz się?”
W tym momencie ten Rusek najwidoczniej bardzo znielubił własne życie, bo postanowił wyskoczyć przez okno. Jack z pewnością coś by powiedział, gdyby nie fakt, że było już po sprawie. Uniósł brwi, powiedział bezgłośnie „what the f...” i spojrzał na towarzysza. Na tego, który jeszcze nie postradał zmysłów. A przynajmniej na takiego wyglądał.
- Ekhm...To chyba oznacza, że niestety może się nie obejść bez rozlewu krwi. Pytanie tylko czy będzie to też krew naszego przyjaciela, albo co gorsza - nasza. Panie Haugwitz, proponuję się szybko ewakuować. Pokój rzeczywiście ładny. Szkoda że nie zdążyłem nawet zdjąć płaszcza...
Zbliżył się do drzwi, na razie tylko nasłuchując. Musiałby bardzo się postarać, żeby przeoczyć strzały w sąsiednim pokoju. Prawdopodobnie tak samo cały personel. Dłoń powędrowała do broni, ale nie wyjął jej jeszcze. Ciekawe co z nią zrobi. Prawda, potrafił mniej więcej strzelać. Czasem nawet to lubił – rzadko, ale jednak. „Zajmijcie jakoś tego gościa pod drzwiami, powiedział... No to wychodzimy.” Nie zaczną strzelać, do klienta przechodzącego korytarzem... chyba.
Ruszyli na górę. Niby tylko dwa piętra, a Jackowi wydawało się, że jakoś strasznie długo to trwa. Widać, sytuacja powoli zaczyna robić się nerwowa. Na szczęście „nerwowa,” to jeszcze za mało, żeby Evigan tracił zimną krew. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- Trzeba przyznać, że chłopcy najwidoczniej bardzo nie lubią jak im się bruździ w piaskownicy... – mruknął do siebie już w pokoju. W drodze tutaj minęli prawdziwy tłum ludzi. Teraz wystarczy tylko dostać się do panny T. i jeszcze raz minąć tych ludzi – „bułka z masłem, cholera jasna.”
- Bądź może tak miły i oświeć mnie. Co to znaczy, „przejdziesz się?”
W tym momencie ten Rusek najwidoczniej bardzo znielubił własne życie, bo postanowił wyskoczyć przez okno. Jack z pewnością coś by powiedział, gdyby nie fakt, że było już po sprawie. Uniósł brwi, powiedział bezgłośnie „what the f...” i spojrzał na towarzysza. Na tego, który jeszcze nie postradał zmysłów. A przynajmniej na takiego wyglądał.
- Ekhm...To chyba oznacza, że niestety może się nie obejść bez rozlewu krwi. Pytanie tylko czy będzie to też krew naszego przyjaciela, albo co gorsza - nasza. Panie Haugwitz, proponuję się szybko ewakuować. Pokój rzeczywiście ładny. Szkoda że nie zdążyłem nawet zdjąć płaszcza...
Zbliżył się do drzwi, na razie tylko nasłuchując. Musiałby bardzo się postarać, żeby przeoczyć strzały w sąsiednim pokoju. Prawdopodobnie tak samo cały personel. Dłoń powędrowała do broni, ale nie wyjął jej jeszcze. Ciekawe co z nią zrobi. Prawda, potrafił mniej więcej strzelać. Czasem nawet to lubił – rzadko, ale jednak. „Zajmijcie jakoś tego gościa pod drzwiami, powiedział... No to wychodzimy.” Nie zaczną strzelać, do klienta przechodzącego korytarzem... chyba.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV
Jan Haugwitz
Ochrona, niepotrzebni świadkowie, otwarta galeria i dwa piętra. Cudnie. C-u-d-n-i-e.
Sytuacja nie mogła być lepsza. Jan miał szczerą nadzieję, że Trawińska będzie w stanie się ruszać. Cholera wie, co mogli jej podać.
- A zanim się nie zacznie spróbujcie jakoś zająć tego gościa co stoi pod drzwiami, co? - Uśmiechnął się. - Wasi przodkowie przez wieki wyzyskiwali ciężko pracującą klasę robotniczą, to wierzę, że se poradzicie.
Jan był dumny ze swoich przodków. Pławił się w owocach tego wyzysku i wiedział, że mimo rodowych swar, każdy Haugwitz zgodziłby się z nim w tej chwili.
Wyzyskiwacz od pokoleń.
Miał to we krwi.
Gdy rosjanin zaproponował, że pójdzie po pannę Trawińską, Haugwitz był pewny, że użyje tradycyjnej drogi. Widać nie przepadał za drzwiami.
Evigan spojrzał na niego oniemiały.
- Ekhm...To chyba oznacza, że niestety może się nie obejść bez rozlewu krwi. Pytanie tylko czy będzie to też krew naszego przyjaciela, albo co gorsza - nasza. Panie Haugwitz, proponuję się szybko ewakuować. Pokój rzeczywiście ładny. Szkoda że nie zdążyłem nawet zdjąć płaszcza...
Jan, zachowując spokój, odpowiedział:
- Jeszcze nie pora na krew. Na razie niech spokojnie wypełnia swoje zadanie. Lepiej zająć się przeprowadzaniem 'emocjonalnego wyzysku' na ochroniarzu przed pokojem 224.
Spojrzał na Jacka, proponując rozwiązanie ich malutkiego problemu.
-O ile dobrze pamiętam, koło ochroniarza stała maszyna z lodem. Proponuję scenariusz 'wiecznie niezadowoleni nadziani klienci narzekają na rocznik szampana, albo temperaturę sake'. Mamy tu gdzieś kubełek na lód?
Ochrona, niepotrzebni świadkowie, otwarta galeria i dwa piętra. Cudnie. C-u-d-n-i-e.
Sytuacja nie mogła być lepsza. Jan miał szczerą nadzieję, że Trawińska będzie w stanie się ruszać. Cholera wie, co mogli jej podać.
- A zanim się nie zacznie spróbujcie jakoś zająć tego gościa co stoi pod drzwiami, co? - Uśmiechnął się. - Wasi przodkowie przez wieki wyzyskiwali ciężko pracującą klasę robotniczą, to wierzę, że se poradzicie.
Jan był dumny ze swoich przodków. Pławił się w owocach tego wyzysku i wiedział, że mimo rodowych swar, każdy Haugwitz zgodziłby się z nim w tej chwili.
Wyzyskiwacz od pokoleń.
Miał to we krwi.
Gdy rosjanin zaproponował, że pójdzie po pannę Trawińską, Haugwitz był pewny, że użyje tradycyjnej drogi. Widać nie przepadał za drzwiami.
Evigan spojrzał na niego oniemiały.
- Ekhm...To chyba oznacza, że niestety może się nie obejść bez rozlewu krwi. Pytanie tylko czy będzie to też krew naszego przyjaciela, albo co gorsza - nasza. Panie Haugwitz, proponuję się szybko ewakuować. Pokój rzeczywiście ładny. Szkoda że nie zdążyłem nawet zdjąć płaszcza...
Jan, zachowując spokój, odpowiedział:
- Jeszcze nie pora na krew. Na razie niech spokojnie wypełnia swoje zadanie. Lepiej zająć się przeprowadzaniem 'emocjonalnego wyzysku' na ochroniarzu przed pokojem 224.
Spojrzał na Jacka, proponując rozwiązanie ich malutkiego problemu.
-O ile dobrze pamiętam, koło ochroniarza stała maszyna z lodem. Proponuję scenariusz 'wiecznie niezadowoleni nadziani klienci narzekają na rocznik szampana, albo temperaturę sake'. Mamy tu gdzieś kubełek na lód?
