Perzyn pisze:Phoven, przeciwdziałanie efektom użycia broni atomowej jest jednym z najbardziej eksponowanych tematów w myśli militarystycznej od 1947 roku, kiedy wyszło na jaw, że ZSRR również dysponują bombą atomową. I wiesz co? Nawet jeśli udawało się wymyślić systemy defensywne zdolne zneutralizować groźbę, kwestią wyjątkowo krótkiego czasu było pojawienie się środków przenoszenia omijających tę ochronę. I wiesz co? W ciągu 61 lat, nie wymyślono nic co dawałoby zadowalającą ochronę.
Ziomo - broń atomowa istnieje zaledwie nieco ponad sześciedziąt lat. Powtarzam -
zaledwie, a nie
aż - chociażby w kwestii obrony przed międzykontynentalnym głowicami nuklearnymi poczyniliśmy olbrzymie postępy od tych 60 lat (tralala np. system monitoringu i reagowania z orbity), oczywiście nadal to nie wystarcza ale jednak technika się rozwija.
Po drugie mówisz, że wojna niekoniecznie musi oznaczać użycie atomówek. Owszem nie musi, ale III Wojna Światowa musi. Jeżeli wszystkie państwa dysponujące potencjałem nuklearnym znajdą się w niej po jednej stronie to nie będzie Wojna Światowa tylko lincz jakiegoś biednego państewka pokroju Polski, Czech czy Argentyny. Jeśli część mocarstw atomowych znajdzie się po jednej stronie a reszta pozostanie neutralna, to po raz kolejny będziemy mówić o sytuacji zbliżonej do Iraku. Jeśli jednak przeciw sobie staną kraje posiadające broń atomową...
Zakładając, że IIIWŚ będziemy mieli w ciągu najbliższych 50 lat - to pewnie masz racje. Powyżej tego okresu nie sposób jednak przewidzieć jakie to będą sposoby na rozwiązywanie konfliktów globalnych - rozwój techniki jest zbyt nieprzewidywalny żeby cokolwiek wiedzieć już teraz.
Załóżmy bardzo stereotypowo sytuację USA kontra Rosja jako oś i sojusznicy po obu stronach. Nikt nie chce użyć atomówek bo każdy się boi. I jest pięknie, piechociaże próbują się wystrzelać, czołgi po nich jeżdżą w tę i z powrotem a samoloty zrzucają stosy bomb zmieniając miasta w gruzy i służąc wsparciem taktycznym. No, ale jak jest wojna to prędzej czy później ktoś musi zacząć zyskiwać przewagę. No i masz, powiedzmy, że Rosjanie są w sytuacji jak III Rzesza w roku 45. Alianci zapowiadają, że zadowoli ich tylko bezwarunkowa kapitulacja, czy wierzysz, że Rosja nie skorzysta w takiej sytuacji ze swojego arsenału jądrowego? Oczywiście, że skorzysta na co otrzyma identyczną odpowiedź od przeciwnika.
To już zależy od szczebla dowódczego. Oczywiście - istnieje taka możliwość - jest nawet całkiem realna jeśli państwem steruje wariat. Ale zauważ, że generalicja zazwyczaj jest znacznie bardziej racjonalna w takich wypadkach. Próbowaliby więc przehandlować warunki kapitulacji pod groźbą użycia arsenału nuklearnego. Jak najbardziej moze to oznaczać całkowitą kapitulacje państwa - ale za to bezkarność ludzi.
Owszem, broń konwencjonalna potrafi dokonać podobnych zniszczeń. Jednak w czasie, jaki potrzebny jest dla zrównania z ziemią jednego miasta przy użyciu bombardowań można zniszczyć pół kraju bronią atomową. Na dodatek do bombardowań konieczne jest zastosowanie, niespodzianka, bombowców, które obecnie w odróżnieniu do drugowojennych są drogie i jest ich za mało by dało się uzyskać zbliżone efekty.
Koszt proporcjonalny budowy bombowców jest podobny jak podczas IIWW . Ichnie "pogłowie" wśród mocarstw światowych też nie jest szczególnie małe. Tym bardziej, że podczas wojny produkcja takich zabawek co oczywiste wzrasta.
Tymczasem służące do przenoszenia głowic rakiety międzykontynentalne są niewyobrażalnie tańsze w eksploatacji i wystarczy 1-2 wielogłowice rakiety by po mieście został krater a nie kilkanaście do kilkudziesięciu nalotów. Nie mówiąc już o tym, że nawet najnowocześniejsze samoloty jest nieporównanie łatwiej zestrzelić niż rakiety przenoszące głowice.
Cóż ogólne koszty zrzucenia bomby są rzeczywiście niższe, jakkolwiek właśnie dlatego używamy właśnie ich a nie masowego nalotu całych flot powietrznych. ;P Nie twierdzę bynajmniej, że ludzkosć by osiągnąć zamierzone cele zacznie tracić kilkanaście eskadr samolotów tam gdzie można użyć zwykłej atomówki. Ale za to nawet bez niej można dokonać sporych zniszczeń.
Co do Korei - przyznaję, zły przykład, ponieważ Korea nie ma środków przenoszenia pozwalających na realne wykorzystanie jej głowic i posłużą one do umocnienia wewnętrznej sytuacji panującego reżimu, niemniej zapewniam cię, że nikt w tej chwili raczej nie zaproponuje tam interwencji bo nawet tak prymitywne głowice jak koreańskie mogą zapoczątkować wzajemną wymianę uderzeń między krajami o broni nuklearnej z prawdziwego zdarzenia.
Post wyżej właśnie o tym pisałem.
Za KRLD nie przepada w zasadzie nikt ale oczywiste jest, ze USA nie ma żadnego interesu w jej atakowaniu. Oznaczało by to bowiem konieczność dogadania się z Chinami które co oczywiste za odwrócenie wzroku zażądałyby profitów. Nie mówiąc już o sensie wyzwalania kraju który nie ma żadnych sensownych surowców, ma nędzne znaczenie strategiczne i 20mln obywateli niezdolnych do życia poza systemem. ;P
Zaś jeśli chodzi o Chiny - wskakuj w samolot i wytłumacz następcom Mao, że są debilami, bo od chwili wejścia w posiadanie bomby dokonali tylko jednej interwencji - jeśli się nie mylę w Wietnamie i to na dodatek będącej w zasadzie niczym w porównaniu np. z milionem "ochotników " biorących udział w Wojnie Koreańskiej i trwającej uwaga - całe siedem dni, nim wojska chińskie wróciły do siebie.
Chiny zaprzestały interwencji ze względu na czynniki polityczne a nie posiadanie bomby.
W latach 60tych ChRL zajmowała się własnymi problemami wchodząc w etap izolacjonizmu, zaś pod koniec lat 70tych Chiny całkowicie zmieniały swój profil polityczno-gospodarczy. Najzwyczajniej w świecie przestało im się to oplacać.