[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Co się... - mag nie zdążył nawet dokończyć tak krótkiego pytania a jego rozmówca był już skierowany plecami do niego w biegu drogą na zachód. Uznał więc, że teraz pobiegnie tą samą drogą, a jak będzie miał jeszcze jakieś pytania to będzie na nie czas na miejscu, o ile coś nadal będzie wymagało wyjaśnienia. Na szczęście miasto wydawało się bezpieczne, więc Velius nie zakładał dzisiaj swojego ciężkiego pancerza tylko zwykłą togę, więc mógł normalnie biec w kierunku miejsca, skąd dało się wyczuć wstrząs.
Co się... - mag nie zdążył nawet dokończyć tak krótkiego pytania a jego rozmówca był już skierowany plecami do niego w biegu drogą na zachód. Uznał więc, że teraz pobiegnie tą samą drogą, a jak będzie miał jeszcze jakieś pytania to będzie na nie czas na miejscu, o ile coś nadal będzie wymagało wyjaśnienia. Na szczęście miasto wydawało się bezpieczne, więc Velius nie zakładał dzisiaj swojego ciężkiego pancerza tylko zwykłą togę, więc mógł normalnie biec w kierunku miejsca, skąd dało się wyczuć wstrząs.
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou i Shreth
Westchnął ciężko.
- Tak, to prawda, miała własne priorytety. Ale jednak była między nimi walka z demonami, a to jest również mój priorytet. Mieszkańcy tego miasta zaś nie wyglądają na szczególnie chętnych do podejmowania nowej walki - powiedział.
Po chwili przytulił się do jej pleców i dodał:
- Ale to na razie może poczekać, prawda? Mamy wreszcie chwilę spokoju, czasu wolnego... Czasu dla siebie. A może nawet da się tu czegoś nauczyć?
Westchnął ciężko.
- Tak, to prawda, miała własne priorytety. Ale jednak była między nimi walka z demonami, a to jest również mój priorytet. Mieszkańcy tego miasta zaś nie wyglądają na szczególnie chętnych do podejmowania nowej walki - powiedział.
Po chwili przytulił się do jej pleców i dodał:
- Ale to na razie może poczekać, prawda? Mamy wreszcie chwilę spokoju, czasu wolnego... Czasu dla siebie. A może nawet da się tu czegoś nauczyć?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Nadir
Drakon przetarł oczy ręką. Takiej taktyki jeszcze nie znał, nie spotkał... Wysyłać zwierzęta do walki, samemu zostając gdzieś daleko bezpiecznym... Nie sądził, że takie coś jest możliwe. Rozerwał kawałek koszuli rannego, urwał pas materiału i mocno zawiązał tam gdzie kończyły się mięśnie objedzonej nogi. Trzeba mu jakoś pomóc... - powiedział spokojnie. - Co to za ścierwo? Jestem Nadir, przybyłem tu z Jerganem. - zagadnął rycerza.
Drakon przetarł oczy ręką. Takiej taktyki jeszcze nie znał, nie spotkał... Wysyłać zwierzęta do walki, samemu zostając gdzieś daleko bezpiecznym... Nie sądził, że takie coś jest możliwe. Rozerwał kawałek koszuli rannego, urwał pas materiału i mocno zawiązał tam gdzie kończyły się mięśnie objedzonej nogi. Trzeba mu jakoś pomóc... - powiedział spokojnie. - Co to za ścierwo? Jestem Nadir, przybyłem tu z Jerganem. - zagadnął rycerza.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Fearith:
Po wyjściu z pokoju stwierdziła, że znalazła siew korytarzu po którego lewej stronie było okno ciągnące sie na całej długości korytarza, zaś po prawej - szereg drzwi.
Idąc korytarzem dotarła do klatki schodowej. Wyżej było jedno piętro podobne do tego, na którym pokój miała Arilyn. Poniżej... były dwa takie piętra. Na parterze byłą recepcja. Pomieszczenie było trójkątne. Dwa rogi trójkąta wyznaczały klatki schodowe. Pomiędzy nimi było wyjście. W ostatnim rogu było biurko, parę szeregów półeczek i starszy mężczyzna z mechaniczną ręką. Czytał książkę, poprawiając co jakiś czas małe okrągłe okularki, lub skrobał się po łysej głowie.
Velius:
Mag dobiegł w okolice muru i stanął jak wryty.
Wielkie coś wdrapywało się właśnie na mur. Przypominało wielką, czerwoną modliszkę, ale w pancerzu były dziury... a w środku... pustka. Był to sam pancerz gigantycznej modliszki. To trąciło nekromancją.Z dwóch wież sypały się magiczne pociski wybijające dziury w pancerzu istoty. Kilku odważnych paladynów zaczęło kruszyć odnóża młotami, ale kilku z nich zostało rozłupanych na pół przez ciosy istoty.
Yang Lou:
- Miejmy nadzieję - czarodziejka oparła się o Yanga. Westchnęła ciężko. - Ci ludzie czekają tu jak robaki pod kamieniem na to, aż burza przejdzie nad ich głowami i znów będą mogli wypełznąć... nie poderwiemy ich do walki, szczególnie z o wiele potężniejszym przeciwnikiem - stwierdziła. - Na razie trzeba sie zatroszczyć o jakieś przychody... może mają tu coś takiego jak najemników... -
Nadir:
- Piranie - mruknął strażnik. - Zaraz go podrzucę do cholernej świątyni. Zobaczymy czy jak mocna była jego wiara przed tym wydarzeniem - dodał. - A ty, Nadir, uważaj...gnojstwo jest wszędzie - machnął drakonowi ręką na pożegnanie, zabierając rannego. czarodziejka westchnęła. - Nadir.. jesteś tu nowy, tak? - zapytała. Miała niski, uspakajający głos.
Po wyjściu z pokoju stwierdziła, że znalazła siew korytarzu po którego lewej stronie było okno ciągnące sie na całej długości korytarza, zaś po prawej - szereg drzwi.
Idąc korytarzem dotarła do klatki schodowej. Wyżej było jedno piętro podobne do tego, na którym pokój miała Arilyn. Poniżej... były dwa takie piętra. Na parterze byłą recepcja. Pomieszczenie było trójkątne. Dwa rogi trójkąta wyznaczały klatki schodowe. Pomiędzy nimi było wyjście. W ostatnim rogu było biurko, parę szeregów półeczek i starszy mężczyzna z mechaniczną ręką. Czytał książkę, poprawiając co jakiś czas małe okrągłe okularki, lub skrobał się po łysej głowie.
Velius:
Mag dobiegł w okolice muru i stanął jak wryty.
Wielkie coś wdrapywało się właśnie na mur. Przypominało wielką, czerwoną modliszkę, ale w pancerzu były dziury... a w środku... pustka. Był to sam pancerz gigantycznej modliszki. To trąciło nekromancją.Z dwóch wież sypały się magiczne pociski wybijające dziury w pancerzu istoty. Kilku odważnych paladynów zaczęło kruszyć odnóża młotami, ale kilku z nich zostało rozłupanych na pół przez ciosy istoty.
Yang Lou:
- Miejmy nadzieję - czarodziejka oparła się o Yanga. Westchnęła ciężko. - Ci ludzie czekają tu jak robaki pod kamieniem na to, aż burza przejdzie nad ich głowami i znów będą mogli wypełznąć... nie poderwiemy ich do walki, szczególnie z o wiele potężniejszym przeciwnikiem - stwierdziła. - Na razie trzeba sie zatroszczyć o jakieś przychody... może mają tu coś takiego jak najemników... -
Nadir:
- Piranie - mruknął strażnik. - Zaraz go podrzucę do cholernej świątyni. Zobaczymy czy jak mocna była jego wiara przed tym wydarzeniem - dodał. - A ty, Nadir, uważaj...gnojstwo jest wszędzie - machnął drakonowi ręką na pożegnanie, zabierając rannego. czarodziejka westchnęła. - Nadir.. jesteś tu nowy, tak? - zapytała. Miała niski, uspakajający głos.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn
Arilyn podeszła do tego osobnika.
- Ehm, dzień dobry... Przepraszam, wie pan może gdzie tu można coś zjeść? - bąknęła trochę ciszej i bardziej niepewnie niż zamierzała.
Dziadek i tak aż podskoczył.
– Oj, ale mnie panienka nastraszyła. Czytam horror - powiedział, oddychając głęboko.
- Panienka tu nowa tak? - zapytał retorycznie, po czym podał jej małą metalową bransoletę z przyczepionym doń metalowym, płaskim brelokiem.
- Za to ma panienka wstęp i trzy posiłki dziennie w stołówce naprzeciwko. Ma panienka dwa tygodnie na znalezienie pracy. Po tym czasie płytka straci ważność. Panienka młoda i silna, a tu pracy nie brak, wiec nie powinno być problemów - powiedział uśmiechając się.
Dziewczyna wzięła od niego przedmiot
- Dziękuję - powiedziała z uśmiechem. I tak i tak planowała znaleźć sobie jakieś zajęcie bo zdecydowanie nie pasowało jej siedzenie w jednym miejscu bez żadnych zajęć... Miała niejasne przeczucie ze do niedawna była bardzo zapracowana... Nie była tylko pewna czym się zajmowała chociaż sprzęt z którym się tu pojawiła mógł wskazać odpowiedz... Arilyn była gotowa podjąć poszukiwania stołówki..
Stołówka była trudna do przegapienia. Wyglądała jak wieki garnek. Nawet miała uchwyty po bokach... Na przedzie był napis "stołówka" w paru językach.
Dziewczyna zrobiła głupią minę. W zasadzie to idiotyczny pomysł budowania tak wyglądającego budynku, ale nie była z tego miasta wiec zdecydowała się nie wypowiadać na ten temat... Nie jej sprawa. Postanowiła wejść do środka. Burczący głośno żołądek przypominał o sobie przez cały czas...
Wewnątrz okazało się, że ów budynek niegdyś służył za zlewnię hutniczą... A ktoś z poczuciem humoru przerobił go na stołówkę. Wewnątrz były trzy pietra i piwnica. W piwnicy mieściła się kuchnia. Wszystkie piętra zajmowały stoły... Na parterze było miejsce, gdzie wydają strawę. Stała tam pulchna kucharka z potężną chochlą. Chochli nie używała, ale było ona niczym buława u możnowładcy. Określała pozycje i władzę.
W sali siedziało parę osób. Jedli i rozmawiali...
Arilyn zdecydowała się podejść do kobiety.
- Ehm... Dzień dobry - przywitała się.
- Gdzie tu można dostać coś do jedzenia? - bąknęła zagubiona. By nie było większych wątpliwości pokazała od razu ten śmieszny breloczek który dostała od mężczyzny w poprzednim budynku.
- Tu, elfko - odparła kobieta.
- Dzisiejsze śniadanie to jajecznica na boczku z chlebem, lub pół bochenka chleba z serem pomidorami i czosnkiem - powiedziała.
- Do picia kawa zbożowa lub herbata – dodała.
- Ser pomidory i czosnek z chlebem i herbata brzmią obiecująco - powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
- Se pani klapnie - mruknęła kobieta.
- Będzie za dwie-trzy minutki, to zapraszam po odbiór - powiedziała.
Dziewczyna skinęła głową i znalazła sobie jakieś wolne krzesło żeby poczekać. Jej żołądek nie był tak cierpliwy jak ona...
Wkrótce otrzymała swoje zamówienie. Chleb był jeszcze ciepły... Był to cały chleb, ale rozmiaru połówki...
Dziewczyna wzięła się za jedzenie. Cale śniadanko znikło szybciej niż można się było tego spodziewać. Arilyn czuła ze jej żołądek chętnie przywitałby jeszcze cos na dokładkę, ale stwierdziła ze nie będzie nadwyrężać gościnności... Zdecydowanie za długo nie jadła... Nie była tylko pewna ile dokładnie...
Dziewczyna wyszła ze stołówki. Na drodze widziała jakiś pojazd pełen żołnierzy, zmierzający w dół ulicy. Jacyś ludzie szli do pracy, lub z niej wracali.... Wedle książeczki powinna teraz się skierować do Centrali Zatrudnienia...
Arilyn wpierw postanowiła sprawdzić czy w tej nieszczęsnej wielojęzycznej broszurce znajdzie mapę jakąś... Za cholerę nie wiedziała gdzie co i jak...
Mapa była z tyłu. Tak było napisane w spisie treści. Arilyn trafiła dość szybko. Budynek wyglądał jak bunkier...
Na widok budynku elfka lekko pobladła. Tego typu architektura nie budziła jej sympatii... Mimo uprzedzeń weszła do budynku powoli chcąc się po nim rozejrzeć i dowiedzieć się co i jak. W ogóle cale to miejsce było takie niegościnne... Zbyt uporządkowane, szare... Na dodatek była tu zdana tylko i wyłącznie na siebie i te nieszczęsną broszurkę... Przy brakach w pamięci których była świadoma to wszystko robiło na niej przygnębiające wrażenie...
W małym pokoiku słychać było muzykę. Płynęła cicho z tuby w ścianie. Na biurku spał chłopak koło dwudziestki w garniturze i koszuli...
Arilyn podeszła do niego niepewna czy jest w miejscu w którym być powinna.
- E, przepraszam... - bąknęła dotknąwszy delikatnie ramienia chłopaka.
Chłopak poderwał się do góry. Spojrzał na Arilyn .
- Słucham? - zamrugał oczyma.
- Czy to... Ehm... Centrala zatrudnienia? - bąknęła posiłkując się książeczką.
- Tak, tak, taaak - pokiwał głową chłopak.
- Proszę usiąść - wskazał fotelik przed biurkiem.
Dziewczyna usiadła wiec. Nie wiedziała co teraz więcej mogła zrobić wiec czekała na to co powie chłopak...
Doczekała się
- Hm. Wiec potrzebujesz pracy, tak? Powiedz mi na czym się znasz - poprosił chłopak.
- Ehm... Nie jestem tego do końca pewna bo trafiłam tu przypadkiem i nie do końca pamiętam co się działo wcześniej... - bąknęła zmieszana.
- Ale sądząc po tym - wskazała rapiery u pasa - To chyba znam się na walce... I ogniu... - powiedziała
- Mmmhm... - zastanowił się chłopak. - Ekipa szturmowa lub zwiadowcza - powiedział.
- Ewentualnie obronna... Można by cię wcielić do którejś.
- A czym różnią się ich funkcje i zadania? - spytała
- Obronne ekipy są zawsze na terenie lub w pobliżu miasta. Wykrywają i usuwają podjazdy z innych miast i zakusy prymitywów. Zwiadowcy poszukują wioch prymitywów i czego sobie zażyczą technicy. Czasem złóż rudy, czasem czegoś innego - mruknął. - Ofensywni walczą. Atakują. Jeśli zwiadowcy zlokalizują wiochę blisko gór to ofensywni jadą tam i robią rzeź. Jeśli przeciwnik zajął ważne miejsce, jadą tam i robią rzeź... jeśli jacyś kapłani gdzieś w głuszy łażą i zachowują się podejrzanie, to ofensywni jadą tam i robią rzeź... Dostrzegasz pewien schemat?
- Po co takie drastyczne działania? – bąknęła Arilyn. - Nie łatwiej to się dogadać i żyć w spokoju? - bąknęła
- Oni uważają, ze nie mamy prawa kalać tej ziemi swa obecnością i że nasze winy może zmyć nasza krew... Naszą główna winą jest lądowanie tutaj, a najcięższym grzechem - osiedlenie się - mruknął chłopak ponuro.
- Przecież znalezienie domu to nic złego - bąknęła. Była mocno zdezorientowana panującymi tu układami...
- Im to wytłumacz - mruknął chłopak.
- To może do zwiadowców... - bąknęła. Nie chciała ani siedzieć na miejscu ani urządzać ciągłych rzezi...
- Świetnie, zgłoś się do Kapitana Javeda. Teraz siedzi w zachodniej baszcie - powiedział chłopak. – Dorzuci cię pewnie do "rekinów"… To żeńska jednostka.
- Zachodnia baszta jest zakładam idealnie na zachód stad? – spytała elfka.
- Mniej więcej. Wystarczy wejść na główną ulice dwie przecznice stąd i ruszyć wzdłuż niej w lewo - zabrzmiała odpowiedź.
- Aha... Dziękuje. To ja już się udam na miejsce - powiedziała dziewczyna i wstała ze swojego miejsca.
- Pomyślnej drogi - powiedział chłopak. Arilyn trochę się zgrzała w futrze w tym budynku... Na zewnątrz zaczynała się powoli zawieja. Nim elfka dotarła do baszty już było zupełnie biało i śnieg chłostał po twarzy. W baszcie było jednak ciepło. Piątka kobiet siedziała przy okrągłym stoliku i grała w karty...
- Ech, dzień dobry - przywitała się Arilyn pozbywając się śniegu ze swojego ubrania. - Mam nadzieje ze trafiłam do zachodniej baszty... - bąknęła z lekkim uśmiechem.
- Tjaaa, powieś wierzchnie odzienie - mruknęła jedna z grających. Z góry zeszła kolejna kobieta. - Witam… A ty tu czego poszukujesz? - zapytała.
- Skierowano mnie tu w sprawie pracy... - powiedziała. - Miałam się zgłosić do kapitana Javeda – bąknęła.
- Javed jest u siebie - powiedziała kobieta, wskazując palcem w górę. - Sam czubek
Dziewczyna podziękowała i odwiesiła swoje ubranie by skierować się na gore we wskazane miejsce...
Po drodze minęła piętro na którym grupka mężczyzn zajmowała się bronią. Polerowali, przeczyszczali... Nie zwrócili na nią uwagi.
Następne piętra nie miały otwartych drzwi i Arilyn nie wiedziała co tam się znajduje. Na samej górze była klapa na pozycje ogniowa i drzwi z tabliczka "Kapt. Javed".
Gdy Arilyn zapukała rozległ się wysoki męski glos.
- Proszę! - rzucił Javed. Siedział za biurkiem i układał domek z kart. Przeciąg wywołany otwarciem drzwi powalił sześciopoziomową konstrukcję.
- Ych... - mruknął Javed zastygły z dwoma kartami w dłoni.
- Przeciąg - uderzył się w czoło.
- Idiota... - mruknął.
- Cóż, witaj.. w jakiej sprawi przychodzisz, elfko? - zapytał.
- Uch, przepraszam... - bąknęła widząc zawalona konstrukcje z kart. Miała trochę zmieszana minę... Gdy zadano jej pytanie odezwała się
- Skierowano mnie tu w sprawie pracy
- Ah... Na zwiadowcę ciebie wysłali? - zapytał.
- Chcesz bym ci opowiedział na czym polega ta praca, czy od razu się wpiszesz? - zapytał, unosząc brew.
- No tak... Sadząc po tym co było do wyboru to zwiad to jedyna ciekawa opcja - bąknęła. - Chętnie jednak dowiem się co i jak – dodała.
- W praktyce często dostajemy nudne zadania. Ot wsiadasz na terenowca i jedziesz przez dany teren, rozglądając się pilnie, a potem zdajesz raport. Sama nie działasz. Od tego są ofensywni. Nasze zadania to z reguły 4P. Pojedz, popatrz, powróć, powiedz - stwierdził mężczyzna.
- Płaca jest niższa niż ofensywnych i defensywnych, ale to z tego tytułu, że my nie narażamy życia tak jak ni. My mamy wiać, gdy robi się gorąco.... -
Dziewczyna westchnęła.
- W razie gdyby mi praca tu nie odpowiadała mam możliwość przekwalifikowania się na coś innego? - spytała. Nie była pewna właściwie co umie ale już wiedziała ze ta robota zapowiada się znacznie nudniejsza niż sądziła...
- Tja co dwadzieścia dni - odparł Javed.
- Trochę to dziwne ze trzeba się trzymać ram czasowych ale w zasadzie do przyjęcia - westchnęła. - Zobaczę w takim razie co tu zdziałam... - mruknęła.
- Wolisz działać w grupie czy samotnie? - zapytał mężczyzna.
- No początkowo chyba w grupie bo nie wiem właściwie co i jak - bąknęła.
- Nie znam tego miejsca... Jestem tu kilka chwil zaledwie.. - bąknęła
- Mhm - mruknął mężczyzna, pisząc coś na formularzu.
- A jak z twoją orientacja w terenie? - zapytał.
- Em... Nie jestem pewna... - bąknęła z przepraszającym uśmiechem.
- Mam luki w pamięci... - bąknęła
- To zrobimy ci test. Vale i Mara zawiozą cię do dżungli i dadzą parę zadań. Zobaczymy jak sobie poradzisz, dobrze? - zapytał.
- Hmm... Chyba w porządku... - bąknęła trochę niepewnie.
- Świetnie. Imię i nazwisko wpisz, podpisz się u dołu i już mogę ci wydać insygnia - mruknął mężczyzna.
Dziewczyna podpisała co jej podano. Pismo miała zgrabne, zamaszyste.
- Gdzieś teraz będę się miała udać czy coś? – spytała.
- Leć na dół i powiedz Marze, że mają ci zrobić mały test - odparł Javed z uśmiechem.
- No dobrze. - powiedziała. Pożegnała się i zeszła na dół by spytać kto to Mara i powiadomić o teście...
- Ja jestem Mara - mruknęła kobieta, którą zapytała Arilyn.
- Chodź, ruszamy - powiedziała. - Valeeee, jedziemy do dżungli - krzyknęła do koleżanki. Ta odłożyła karty, zgarnęła swoja wygraną i wstała od stołu.
Dziewczyna ruszyła wiec za nimi gotowa wysłuchać ich poleceń i podjąć próbę ich wypełnienia.
W hangarze koło baszty stał sześciokołowy pojazd. Każde koło było przyczepione do dziwnego ramienia. Gdy kobiety włączyły pojazd podniósł się na "nogach".
- No... wskakuj, elfko.. Jak ci na imię? - rzuciła Vale.
- Jestem Arilyn - powiedziała dziewczyna patrząc na dziwaczny pojazd. Jego widok trochę ja zdumiał i zaniepokoił ale w końcu wsiadła do niego.
Pojazd rozpędził się szybko i wyjechał z miasta przez wielkie pancerne drzwi. Jechały zamarzniętą równiną przez dobre parę godzin, by wreszcie dotrzeć do potężnego łańcucha górskiego. Droga kończyła się przy olbrzymich wrotach. Obecnie otwartych... Za wrotami Arilyn dostrzegła zieleń palm i różnych tropikalnych roślin. Pojazd zatrzymał się za bramą. Było tu o wiele cieplej niż po drugiej stronie. Kobiety zaczęły zdejmować futra i kurtki. Teraz miały długie spodnie, koszulki na ramiączkach, naramienniki i hełmy..
Dziewczyna również zdjęła z siebie grube ubrania choć nie kryla zdumienia na widok tropikalnej dżungli. Miała głupią minę.
- Wjechałyśmy właśnie w strefę objętą zaklęciem rzuconym tu dawno temu. Cała wyspa poza jego zasięgiem jest zamarznięta... - powiedziała Mara. – Co raptem oznacza, ze zamarznięty jest tylko nasz kawałek.
Arilyn nie była pewna co powiedzieć.
- Lubicie mieszkać tam gdzie tak wieje i gdzie jest tak zimno? - bąknęła
- Nie, po prostu tam nie zapuszczają się żadne zwierzaki tubylców - odparła kobieta.
- A mi tam nos i uszy z zimna cierpią... – bąknęła Arilyn. Jej uszy rzeczywiście w zimnie miały się nie najlepiej... Długie elfie uszy nie lubiły wystawiania na mróz...
- Załatw sobie nauszniki i maskę - zasugerowała Mara.
Elfka nie odpowiedziała. Skinęła tylko głową.
Arilyn podeszła do tego osobnika.
- Ehm, dzień dobry... Przepraszam, wie pan może gdzie tu można coś zjeść? - bąknęła trochę ciszej i bardziej niepewnie niż zamierzała.
Dziadek i tak aż podskoczył.
– Oj, ale mnie panienka nastraszyła. Czytam horror - powiedział, oddychając głęboko.
- Panienka tu nowa tak? - zapytał retorycznie, po czym podał jej małą metalową bransoletę z przyczepionym doń metalowym, płaskim brelokiem.
- Za to ma panienka wstęp i trzy posiłki dziennie w stołówce naprzeciwko. Ma panienka dwa tygodnie na znalezienie pracy. Po tym czasie płytka straci ważność. Panienka młoda i silna, a tu pracy nie brak, wiec nie powinno być problemów - powiedział uśmiechając się.
Dziewczyna wzięła od niego przedmiot
- Dziękuję - powiedziała z uśmiechem. I tak i tak planowała znaleźć sobie jakieś zajęcie bo zdecydowanie nie pasowało jej siedzenie w jednym miejscu bez żadnych zajęć... Miała niejasne przeczucie ze do niedawna była bardzo zapracowana... Nie była tylko pewna czym się zajmowała chociaż sprzęt z którym się tu pojawiła mógł wskazać odpowiedz... Arilyn była gotowa podjąć poszukiwania stołówki..
Stołówka była trudna do przegapienia. Wyglądała jak wieki garnek. Nawet miała uchwyty po bokach... Na przedzie był napis "stołówka" w paru językach.
Dziewczyna zrobiła głupią minę. W zasadzie to idiotyczny pomysł budowania tak wyglądającego budynku, ale nie była z tego miasta wiec zdecydowała się nie wypowiadać na ten temat... Nie jej sprawa. Postanowiła wejść do środka. Burczący głośno żołądek przypominał o sobie przez cały czas...
Wewnątrz okazało się, że ów budynek niegdyś służył za zlewnię hutniczą... A ktoś z poczuciem humoru przerobił go na stołówkę. Wewnątrz były trzy pietra i piwnica. W piwnicy mieściła się kuchnia. Wszystkie piętra zajmowały stoły... Na parterze było miejsce, gdzie wydają strawę. Stała tam pulchna kucharka z potężną chochlą. Chochli nie używała, ale było ona niczym buława u możnowładcy. Określała pozycje i władzę.
W sali siedziało parę osób. Jedli i rozmawiali...
Arilyn zdecydowała się podejść do kobiety.
- Ehm... Dzień dobry - przywitała się.
- Gdzie tu można dostać coś do jedzenia? - bąknęła zagubiona. By nie było większych wątpliwości pokazała od razu ten śmieszny breloczek który dostała od mężczyzny w poprzednim budynku.
- Tu, elfko - odparła kobieta.
- Dzisiejsze śniadanie to jajecznica na boczku z chlebem, lub pół bochenka chleba z serem pomidorami i czosnkiem - powiedziała.
- Do picia kawa zbożowa lub herbata – dodała.
- Ser pomidory i czosnek z chlebem i herbata brzmią obiecująco - powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
- Se pani klapnie - mruknęła kobieta.
- Będzie za dwie-trzy minutki, to zapraszam po odbiór - powiedziała.
Dziewczyna skinęła głową i znalazła sobie jakieś wolne krzesło żeby poczekać. Jej żołądek nie był tak cierpliwy jak ona...
Wkrótce otrzymała swoje zamówienie. Chleb był jeszcze ciepły... Był to cały chleb, ale rozmiaru połówki...
Dziewczyna wzięła się za jedzenie. Cale śniadanko znikło szybciej niż można się było tego spodziewać. Arilyn czuła ze jej żołądek chętnie przywitałby jeszcze cos na dokładkę, ale stwierdziła ze nie będzie nadwyrężać gościnności... Zdecydowanie za długo nie jadła... Nie była tylko pewna ile dokładnie...
Dziewczyna wyszła ze stołówki. Na drodze widziała jakiś pojazd pełen żołnierzy, zmierzający w dół ulicy. Jacyś ludzie szli do pracy, lub z niej wracali.... Wedle książeczki powinna teraz się skierować do Centrali Zatrudnienia...
Arilyn wpierw postanowiła sprawdzić czy w tej nieszczęsnej wielojęzycznej broszurce znajdzie mapę jakąś... Za cholerę nie wiedziała gdzie co i jak...
Mapa była z tyłu. Tak było napisane w spisie treści. Arilyn trafiła dość szybko. Budynek wyglądał jak bunkier...
Na widok budynku elfka lekko pobladła. Tego typu architektura nie budziła jej sympatii... Mimo uprzedzeń weszła do budynku powoli chcąc się po nim rozejrzeć i dowiedzieć się co i jak. W ogóle cale to miejsce było takie niegościnne... Zbyt uporządkowane, szare... Na dodatek była tu zdana tylko i wyłącznie na siebie i te nieszczęsną broszurkę... Przy brakach w pamięci których była świadoma to wszystko robiło na niej przygnębiające wrażenie...
W małym pokoiku słychać było muzykę. Płynęła cicho z tuby w ścianie. Na biurku spał chłopak koło dwudziestki w garniturze i koszuli...
Arilyn podeszła do niego niepewna czy jest w miejscu w którym być powinna.
- E, przepraszam... - bąknęła dotknąwszy delikatnie ramienia chłopaka.
Chłopak poderwał się do góry. Spojrzał na Arilyn .
- Słucham? - zamrugał oczyma.
- Czy to... Ehm... Centrala zatrudnienia? - bąknęła posiłkując się książeczką.
- Tak, tak, taaak - pokiwał głową chłopak.
- Proszę usiąść - wskazał fotelik przed biurkiem.
Dziewczyna usiadła wiec. Nie wiedziała co teraz więcej mogła zrobić wiec czekała na to co powie chłopak...
Doczekała się
- Hm. Wiec potrzebujesz pracy, tak? Powiedz mi na czym się znasz - poprosił chłopak.
- Ehm... Nie jestem tego do końca pewna bo trafiłam tu przypadkiem i nie do końca pamiętam co się działo wcześniej... - bąknęła zmieszana.
- Ale sądząc po tym - wskazała rapiery u pasa - To chyba znam się na walce... I ogniu... - powiedziała
- Mmmhm... - zastanowił się chłopak. - Ekipa szturmowa lub zwiadowcza - powiedział.
- Ewentualnie obronna... Można by cię wcielić do którejś.
- A czym różnią się ich funkcje i zadania? - spytała
- Obronne ekipy są zawsze na terenie lub w pobliżu miasta. Wykrywają i usuwają podjazdy z innych miast i zakusy prymitywów. Zwiadowcy poszukują wioch prymitywów i czego sobie zażyczą technicy. Czasem złóż rudy, czasem czegoś innego - mruknął. - Ofensywni walczą. Atakują. Jeśli zwiadowcy zlokalizują wiochę blisko gór to ofensywni jadą tam i robią rzeź. Jeśli przeciwnik zajął ważne miejsce, jadą tam i robią rzeź... jeśli jacyś kapłani gdzieś w głuszy łażą i zachowują się podejrzanie, to ofensywni jadą tam i robią rzeź... Dostrzegasz pewien schemat?
- Po co takie drastyczne działania? – bąknęła Arilyn. - Nie łatwiej to się dogadać i żyć w spokoju? - bąknęła
- Oni uważają, ze nie mamy prawa kalać tej ziemi swa obecnością i że nasze winy może zmyć nasza krew... Naszą główna winą jest lądowanie tutaj, a najcięższym grzechem - osiedlenie się - mruknął chłopak ponuro.
- Przecież znalezienie domu to nic złego - bąknęła. Była mocno zdezorientowana panującymi tu układami...
- Im to wytłumacz - mruknął chłopak.
- To może do zwiadowców... - bąknęła. Nie chciała ani siedzieć na miejscu ani urządzać ciągłych rzezi...
- Świetnie, zgłoś się do Kapitana Javeda. Teraz siedzi w zachodniej baszcie - powiedział chłopak. – Dorzuci cię pewnie do "rekinów"… To żeńska jednostka.
- Zachodnia baszta jest zakładam idealnie na zachód stad? – spytała elfka.
- Mniej więcej. Wystarczy wejść na główną ulice dwie przecznice stąd i ruszyć wzdłuż niej w lewo - zabrzmiała odpowiedź.
- Aha... Dziękuje. To ja już się udam na miejsce - powiedziała dziewczyna i wstała ze swojego miejsca.
- Pomyślnej drogi - powiedział chłopak. Arilyn trochę się zgrzała w futrze w tym budynku... Na zewnątrz zaczynała się powoli zawieja. Nim elfka dotarła do baszty już było zupełnie biało i śnieg chłostał po twarzy. W baszcie było jednak ciepło. Piątka kobiet siedziała przy okrągłym stoliku i grała w karty...
- Ech, dzień dobry - przywitała się Arilyn pozbywając się śniegu ze swojego ubrania. - Mam nadzieje ze trafiłam do zachodniej baszty... - bąknęła z lekkim uśmiechem.
- Tjaaa, powieś wierzchnie odzienie - mruknęła jedna z grających. Z góry zeszła kolejna kobieta. - Witam… A ty tu czego poszukujesz? - zapytała.
- Skierowano mnie tu w sprawie pracy... - powiedziała. - Miałam się zgłosić do kapitana Javeda – bąknęła.
- Javed jest u siebie - powiedziała kobieta, wskazując palcem w górę. - Sam czubek
Dziewczyna podziękowała i odwiesiła swoje ubranie by skierować się na gore we wskazane miejsce...
Po drodze minęła piętro na którym grupka mężczyzn zajmowała się bronią. Polerowali, przeczyszczali... Nie zwrócili na nią uwagi.
Następne piętra nie miały otwartych drzwi i Arilyn nie wiedziała co tam się znajduje. Na samej górze była klapa na pozycje ogniowa i drzwi z tabliczka "Kapt. Javed".
Gdy Arilyn zapukała rozległ się wysoki męski glos.
- Proszę! - rzucił Javed. Siedział za biurkiem i układał domek z kart. Przeciąg wywołany otwarciem drzwi powalił sześciopoziomową konstrukcję.
- Ych... - mruknął Javed zastygły z dwoma kartami w dłoni.
- Przeciąg - uderzył się w czoło.
- Idiota... - mruknął.
- Cóż, witaj.. w jakiej sprawi przychodzisz, elfko? - zapytał.
- Uch, przepraszam... - bąknęła widząc zawalona konstrukcje z kart. Miała trochę zmieszana minę... Gdy zadano jej pytanie odezwała się
- Skierowano mnie tu w sprawie pracy
- Ah... Na zwiadowcę ciebie wysłali? - zapytał.
- Chcesz bym ci opowiedział na czym polega ta praca, czy od razu się wpiszesz? - zapytał, unosząc brew.
- No tak... Sadząc po tym co było do wyboru to zwiad to jedyna ciekawa opcja - bąknęła. - Chętnie jednak dowiem się co i jak – dodała.
- W praktyce często dostajemy nudne zadania. Ot wsiadasz na terenowca i jedziesz przez dany teren, rozglądając się pilnie, a potem zdajesz raport. Sama nie działasz. Od tego są ofensywni. Nasze zadania to z reguły 4P. Pojedz, popatrz, powróć, powiedz - stwierdził mężczyzna.
- Płaca jest niższa niż ofensywnych i defensywnych, ale to z tego tytułu, że my nie narażamy życia tak jak ni. My mamy wiać, gdy robi się gorąco.... -
Dziewczyna westchnęła.
- W razie gdyby mi praca tu nie odpowiadała mam możliwość przekwalifikowania się na coś innego? - spytała. Nie była pewna właściwie co umie ale już wiedziała ze ta robota zapowiada się znacznie nudniejsza niż sądziła...
- Tja co dwadzieścia dni - odparł Javed.
- Trochę to dziwne ze trzeba się trzymać ram czasowych ale w zasadzie do przyjęcia - westchnęła. - Zobaczę w takim razie co tu zdziałam... - mruknęła.
- Wolisz działać w grupie czy samotnie? - zapytał mężczyzna.
- No początkowo chyba w grupie bo nie wiem właściwie co i jak - bąknęła.
- Nie znam tego miejsca... Jestem tu kilka chwil zaledwie.. - bąknęła
- Mhm - mruknął mężczyzna, pisząc coś na formularzu.
- A jak z twoją orientacja w terenie? - zapytał.
- Em... Nie jestem pewna... - bąknęła z przepraszającym uśmiechem.
- Mam luki w pamięci... - bąknęła
- To zrobimy ci test. Vale i Mara zawiozą cię do dżungli i dadzą parę zadań. Zobaczymy jak sobie poradzisz, dobrze? - zapytał.
- Hmm... Chyba w porządku... - bąknęła trochę niepewnie.
- Świetnie. Imię i nazwisko wpisz, podpisz się u dołu i już mogę ci wydać insygnia - mruknął mężczyzna.
Dziewczyna podpisała co jej podano. Pismo miała zgrabne, zamaszyste.
- Gdzieś teraz będę się miała udać czy coś? – spytała.
- Leć na dół i powiedz Marze, że mają ci zrobić mały test - odparł Javed z uśmiechem.
- No dobrze. - powiedziała. Pożegnała się i zeszła na dół by spytać kto to Mara i powiadomić o teście...
- Ja jestem Mara - mruknęła kobieta, którą zapytała Arilyn.
- Chodź, ruszamy - powiedziała. - Valeeee, jedziemy do dżungli - krzyknęła do koleżanki. Ta odłożyła karty, zgarnęła swoja wygraną i wstała od stołu.
Dziewczyna ruszyła wiec za nimi gotowa wysłuchać ich poleceń i podjąć próbę ich wypełnienia.
W hangarze koło baszty stał sześciokołowy pojazd. Każde koło było przyczepione do dziwnego ramienia. Gdy kobiety włączyły pojazd podniósł się na "nogach".
- No... wskakuj, elfko.. Jak ci na imię? - rzuciła Vale.
- Jestem Arilyn - powiedziała dziewczyna patrząc na dziwaczny pojazd. Jego widok trochę ja zdumiał i zaniepokoił ale w końcu wsiadła do niego.
Pojazd rozpędził się szybko i wyjechał z miasta przez wielkie pancerne drzwi. Jechały zamarzniętą równiną przez dobre parę godzin, by wreszcie dotrzeć do potężnego łańcucha górskiego. Droga kończyła się przy olbrzymich wrotach. Obecnie otwartych... Za wrotami Arilyn dostrzegła zieleń palm i różnych tropikalnych roślin. Pojazd zatrzymał się za bramą. Było tu o wiele cieplej niż po drugiej stronie. Kobiety zaczęły zdejmować futra i kurtki. Teraz miały długie spodnie, koszulki na ramiączkach, naramienniki i hełmy..
Dziewczyna również zdjęła z siebie grube ubrania choć nie kryla zdumienia na widok tropikalnej dżungli. Miała głupią minę.
- Wjechałyśmy właśnie w strefę objętą zaklęciem rzuconym tu dawno temu. Cała wyspa poza jego zasięgiem jest zamarznięta... - powiedziała Mara. – Co raptem oznacza, ze zamarznięty jest tylko nasz kawałek.
Arilyn nie była pewna co powiedzieć.
- Lubicie mieszkać tam gdzie tak wieje i gdzie jest tak zimno? - bąknęła
- Nie, po prostu tam nie zapuszczają się żadne zwierzaki tubylców - odparła kobieta.
- A mi tam nos i uszy z zimna cierpią... – bąknęła Arilyn. Jej uszy rzeczywiście w zimnie miały się nie najlepiej... Długie elfie uszy nie lubiły wystawiania na mróz...
- Załatw sobie nauszniki i maskę - zasugerowała Mara.
Elfka nie odpowiedziała. Skinęła tylko głową.

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Nadir
Drakon popatrzał przenikliwie na czarodziejkę. Rycerz zabrał ciało nieszczęśnika i zniknął gdzieś za rogiem. Zostali sami.
Wyglądała.. Interesująco. A jej głos miał w sobie coś takiego, że chciało się go słuchać. -Tak, nowy. I raczej przypadkowy. Znalazłem się w środku jakiegoś konfliktu w którym nie wiem o co chodzi, jak się zaczał i czy w ogole ma jakiś sens... Przepraszam, nie dosłyszałem jak się nazywasz. - odpowiedział spokojnie. Po chwili dodał - Czymś tutaj można się zająć? Najlepiej, żeby za to płacili, jakoś trzeba przetrwać...
Drakon popatrzał przenikliwie na czarodziejkę. Rycerz zabrał ciało nieszczęśnika i zniknął gdzieś za rogiem. Zostali sami.
Wyglądała.. Interesująco. A jej głos miał w sobie coś takiego, że chciało się go słuchać. -Tak, nowy. I raczej przypadkowy. Znalazłem się w środku jakiegoś konfliktu w którym nie wiem o co chodzi, jak się zaczał i czy w ogole ma jakiś sens... Przepraszam, nie dosłyszałem jak się nazywasz. - odpowiedział spokojnie. Po chwili dodał - Czymś tutaj można się zająć? Najlepiej, żeby za to płacili, jakoś trzeba przetrwać...
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Co to za cholerstwo?! - powiedział na głos, lecz było to raczej bardziej pytanie do samego siebie iż do reszty świadków tego ataku. Widząc jaki los spotkał kilku brawurowych palladynów postanowił trzymać się na dystans od monstrum. Mimo wszystko, nie zamierzał jednak stać bezczynnie. Nie zastanawiał się zbytnio jaki czar będzie najlepszy na to coś, gdyż i tak mógł tylko przypuszczać, bo nigdy nie walczył z taką kreaturą. A pierwszym zaklęciem, jakie przyszło mu do głowy był bicz wodny. Starał się celować w odnóża potwora z dwóch powodów: były one szczególnie groźne, a oprócz tego były niżej, więc mógł ich sięgać z dalszej odległości. Obejrzał się jeszcze, czy reszta ludzi garnie się do walki równie ochoczo - nie chciał przegapić ewentualnego "taktycznego odwrotu na lepsze pozycje" i zostać męczennikiem.
Co to za cholerstwo?! - powiedział na głos, lecz było to raczej bardziej pytanie do samego siebie iż do reszty świadków tego ataku. Widząc jaki los spotkał kilku brawurowych palladynów postanowił trzymać się na dystans od monstrum. Mimo wszystko, nie zamierzał jednak stać bezczynnie. Nie zastanawiał się zbytnio jaki czar będzie najlepszy na to coś, gdyż i tak mógł tylko przypuszczać, bo nigdy nie walczył z taką kreaturą. A pierwszym zaklęciem, jakie przyszło mu do głowy był bicz wodny. Starał się celować w odnóża potwora z dwóch powodów: były one szczególnie groźne, a oprócz tego były niżej, więc mógł ich sięgać z dalszej odległości. Obejrzał się jeszcze, czy reszta ludzi garnie się do walki równie ochoczo - nie chciał przegapić ewentualnego "taktycznego odwrotu na lepsze pozycje" i zostać męczennikiem.
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou i Shreth
- Masz rację, oni walczyć nie będą. Szczerze mówiąc nie sądzę żeby istniał ktokolwiek kto mógłby porwać ich do walki, poza maszerującą w ich stronę armią demonów - odłożył szczotkę i przytulił ją do siebie. - To co? Idziemy na jakieś śniadanie? Na głodnego pracy szukać nie będziemy - uśmiechnął się, biorąc ją za rękę i prowadząc na dół, w celu zamówienia jakiegoś pożywienia.
- Masz rację, oni walczyć nie będą. Szczerze mówiąc nie sądzę żeby istniał ktokolwiek kto mógłby porwać ich do walki, poza maszerującą w ich stronę armią demonów - odłożył szczotkę i przytulił ją do siebie. - To co? Idziemy na jakieś śniadanie? Na głodnego pracy szukać nie będziemy - uśmiechnął się, biorąc ją za rękę i prowadząc na dół, w celu zamówienia jakiegoś pożywienia.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith:
Zatrzymały się na skraju gęstszej dżungli. Kobiety wyskoczyły z pojazdu. - No wyskakuj - rzuciła jedna, chcąc zamknąć drzwi jakimś dziwnym kluczem.
- Zobaczymy, czy się nadasz na zwiadowcę. Damy ci parę zadań. Pierwsze może być dość trudne... ale przy odrobinie sprytu zrozumiesz o co chodzi. Znajdź najbliższą wioskę dzikusów, nie daj się zauważyć, policz ilu mają tam wojowników, ile kobiet i dzieci. Jeśli proporcja będzie 1:1 lub będzie więcej wojowników to trzeba dać znać centrali, by mięli baczenie na to miejsce. Dalsze decyzje będą zależeć od proporcji. W tym momencie twoje słowa mogą zaważyć o życiu lub śmierci tamtych ludzi i musisz mieć tego świadomość - Vale związała włosy z tyłu głowy podczas wywodu. Mara po prostu siedziała na masce pojazdu i czyściła broń.
- Drugim zadaniem będzie powrót do nas. Jeśli cię zauważą to musisz oczywiście najpierw ich zgubić, a to nie jest łatwe. Z reguły wiąże się ze śmiercią paru z nich - dodała Vale.
Nadir:
- Mila - czarodziejka skinęła głową. - To nie zasługuje na miano konfliktu. To ciągłe docieranie się. Nie ma czegoś takiego jak "granice" wyobraź sobie, że poza murami miasta wszystko jest hipotetycznym polem walki... a co do zadań to zależy na czym się znasz. Idź do centrali najemników - wskazała mu kierunek. - Jakbyś znał się na magii to mogłabym wciągnąć cię do Fioletowych magów, ale niestety... - albo faktycznie była zmartwiona, albo potrafiła dobrze udawać. - Muszę wracać do obowiązków, papa! - machnęła mu ręka i uśmiechnęła się na pożegnanie. Tym jej "papa" można by posłodzić dwa litry herbaty...
Velius:
Mag skutecznie utrudnił istocie poruszanie się. wreszcie na spółkę z jakimś Białym magiem spowodował, ze istota przechyliła się i padła na plecy do wnętrza zamku. Została unicestwiona bardzo szybko...
- Ruszajcie się, trzeba to ścierwo porąbać i usunąć z ulic! - krzyknął Kaifax. Paru paladynów poszło po specjalne siekiery. Widać te ataki nie były pierwszyzną. nagle Velius usłyszał zza siebie głos. - Całkiem nieźle - mruknął. Gdy się obrócił stwierdził, że stoi za nim trójka białych magów. - A sądziłam, ze się tu przydamy... - powiedziała czarodziejka stojąca po lewej. - Jeśli zależy ci na poprawie sytuacji tutaj, przyjacielu... - zaczął mag stojący na czele. Miał białą brodę sięgającą brzucha i zdobną togę. Widać ktoś znaczny. - ...to podejdź do Trzeciej Wieży. na pewno znajdziemy ci zajęcie i nagrodzimy trud z nim związany! - pokiwał głową. - Popytaj ludzi o trzecią Wieżę by się zorientować kim jesteśmy - rzucił na odchodnym. - Spodziewamy się ciebie w ciągu dwóch dni najdalej - zaznaczył mag idący po prawej od "szychy".
Yang Lou i Shreth:
- Przydałoby się - westchnęła kobieta.
Na dole stwierdzili, że w knajpie już zebrało się trochę ludzi. Na mieście poza ostatnimi krzykami panowała cisza. Barman wyjaśnił, że nie ma tu czegoś takiego jak cisza nocna, za to jest cisza kacowa...
Śniadanie było proste, ale pożywne i tanie. Gratis zawsze dodawano sok z kiszonki z możliwością zamiany na kawę zbożową.
Iseris zjadła bez przekonania i popiła kawą. Cały czas była zamyślona. Nagle się uśmiechnęła. - Jeśli są tu jakieś zorganizowane czarodziejki to bym do nich może wstąpiła... i byłbyś moim ochroniarzem? - zachichotała.
Zatrzymały się na skraju gęstszej dżungli. Kobiety wyskoczyły z pojazdu. - No wyskakuj - rzuciła jedna, chcąc zamknąć drzwi jakimś dziwnym kluczem.
- Zobaczymy, czy się nadasz na zwiadowcę. Damy ci parę zadań. Pierwsze może być dość trudne... ale przy odrobinie sprytu zrozumiesz o co chodzi. Znajdź najbliższą wioskę dzikusów, nie daj się zauważyć, policz ilu mają tam wojowników, ile kobiet i dzieci. Jeśli proporcja będzie 1:1 lub będzie więcej wojowników to trzeba dać znać centrali, by mięli baczenie na to miejsce. Dalsze decyzje będą zależeć od proporcji. W tym momencie twoje słowa mogą zaważyć o życiu lub śmierci tamtych ludzi i musisz mieć tego świadomość - Vale związała włosy z tyłu głowy podczas wywodu. Mara po prostu siedziała na masce pojazdu i czyściła broń.
- Drugim zadaniem będzie powrót do nas. Jeśli cię zauważą to musisz oczywiście najpierw ich zgubić, a to nie jest łatwe. Z reguły wiąże się ze śmiercią paru z nich - dodała Vale.
Nadir:
- Mila - czarodziejka skinęła głową. - To nie zasługuje na miano konfliktu. To ciągłe docieranie się. Nie ma czegoś takiego jak "granice" wyobraź sobie, że poza murami miasta wszystko jest hipotetycznym polem walki... a co do zadań to zależy na czym się znasz. Idź do centrali najemników - wskazała mu kierunek. - Jakbyś znał się na magii to mogłabym wciągnąć cię do Fioletowych magów, ale niestety... - albo faktycznie była zmartwiona, albo potrafiła dobrze udawać. - Muszę wracać do obowiązków, papa! - machnęła mu ręka i uśmiechnęła się na pożegnanie. Tym jej "papa" można by posłodzić dwa litry herbaty...
Velius:
Mag skutecznie utrudnił istocie poruszanie się. wreszcie na spółkę z jakimś Białym magiem spowodował, ze istota przechyliła się i padła na plecy do wnętrza zamku. Została unicestwiona bardzo szybko...
- Ruszajcie się, trzeba to ścierwo porąbać i usunąć z ulic! - krzyknął Kaifax. Paru paladynów poszło po specjalne siekiery. Widać te ataki nie były pierwszyzną. nagle Velius usłyszał zza siebie głos. - Całkiem nieźle - mruknął. Gdy się obrócił stwierdził, że stoi za nim trójka białych magów. - A sądziłam, ze się tu przydamy... - powiedziała czarodziejka stojąca po lewej. - Jeśli zależy ci na poprawie sytuacji tutaj, przyjacielu... - zaczął mag stojący na czele. Miał białą brodę sięgającą brzucha i zdobną togę. Widać ktoś znaczny. - ...to podejdź do Trzeciej Wieży. na pewno znajdziemy ci zajęcie i nagrodzimy trud z nim związany! - pokiwał głową. - Popytaj ludzi o trzecią Wieżę by się zorientować kim jesteśmy - rzucił na odchodnym. - Spodziewamy się ciebie w ciągu dwóch dni najdalej - zaznaczył mag idący po prawej od "szychy".
Yang Lou i Shreth:
- Przydałoby się - westchnęła kobieta.
Na dole stwierdzili, że w knajpie już zebrało się trochę ludzi. Na mieście poza ostatnimi krzykami panowała cisza. Barman wyjaśnił, że nie ma tu czegoś takiego jak cisza nocna, za to jest cisza kacowa...
Śniadanie było proste, ale pożywne i tanie. Gratis zawsze dodawano sok z kiszonki z możliwością zamiany na kawę zbożową.
Iseris zjadła bez przekonania i popiła kawą. Cały czas była zamyślona. Nagle się uśmiechnęła. - Jeśli są tu jakieś zorganizowane czarodziejki to bym do nich może wstąpiła... i byłbyś moim ochroniarzem? - zachichotała.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Skołowany nadmiarem wrażeń nawet nie zauważył, a rozmowa dobiegła końca. Biali magowie wydawali mu się mocno tajemniczy, zaintrygowało go to. W okół panowała krzątanina ludzi, jedni biegli z jakimiś siekierkami do pozostałości po bestii i zabierali się do "rozdrabniania", inni widząc, że nic tu po nich wrócili do swoich obowiązków, a niektórzy dopiero przybiegali na miejsce, chociaż było już po wszystkim. Rzucił okiem na okolicę wypatrując paladyna którego niedawno poznał, chciał się spytać o ową trzecią wieżę. Następnie udał się do kapliczki Thirel w celu odpoczęcia i dopytania się czegoś o tajemniczą Trzecią Wieżę.
Skołowany nadmiarem wrażeń nawet nie zauważył, a rozmowa dobiegła końca. Biali magowie wydawali mu się mocno tajemniczy, zaintrygowało go to. W okół panowała krzątanina ludzi, jedni biegli z jakimiś siekierkami do pozostałości po bestii i zabierali się do "rozdrabniania", inni widząc, że nic tu po nich wrócili do swoich obowiązków, a niektórzy dopiero przybiegali na miejsce, chociaż było już po wszystkim. Rzucił okiem na okolicę wypatrując paladyna którego niedawno poznał, chciał się spytać o ową trzecią wieżę. Następnie udał się do kapliczki Thirel w celu odpoczęcia i dopytania się czegoś o tajemniczą Trzecią Wieżę.
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn
Elfka wysłuchała co mają do powiedzenia jej przewodniczki. Westchnęła. Od razu wrzucono ją na głęboką wodę i to mimo faktu iż w zasadzie nie była pewna tego co umie... Tym gorzej, że w ogóle nie miała pojęcia o tutejszej geografii...
Powoli skinęła głową.
- Postaram się, choć nie wiem co mi z tego wyjdzie - powiedziała cicho. Poprawiła odruchowo ułożenie broni, tak by jej nie przeszkadzała w tym zadaniu, ale żeby było ją łatwo dobyć. Nie kontrolowała tego ruchu. Był dla niej tak naturalny jak oddychanie... A jednocześnie zdradzał, że w boju została dobrze wyszkolona... Darkantropijne szkolenie stopiło się wręcz z jej jestestwem.
- Mam na to jakiś ograniczony czas? - spytała. Wolała wiedzieć na co ma być gotowa... Sprawnie i szybko związała włosy rzemykiem tak by jej nie zawadzały w czasie zadania.
Elfka wysłuchała co mają do powiedzenia jej przewodniczki. Westchnęła. Od razu wrzucono ją na głęboką wodę i to mimo faktu iż w zasadzie nie była pewna tego co umie... Tym gorzej, że w ogóle nie miała pojęcia o tutejszej geografii...
Powoli skinęła głową.
- Postaram się, choć nie wiem co mi z tego wyjdzie - powiedziała cicho. Poprawiła odruchowo ułożenie broni, tak by jej nie przeszkadzała w tym zadaniu, ale żeby było ją łatwo dobyć. Nie kontrolowała tego ruchu. Był dla niej tak naturalny jak oddychanie... A jednocześnie zdradzał, że w boju została dobrze wyszkolona... Darkantropijne szkolenie stopiło się wręcz z jej jestestwem.
- Mam na to jakiś ograniczony czas? - spytała. Wolała wiedzieć na co ma być gotowa... Sprawnie i szybko związała włosy rzemykiem tak by jej nie zawadzały w czasie zadania.

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Nadir
Drakon otworzył usta by jeszcze coś powiedzieć, ale czarodziejki już nie było. - Ale... Ech... Nic, może jeszcze się spotkamy Milo i wtedy będziesz mogła może mi pomóc... - Zerknął na niesamowite rysunki w swoim notesie. Nie wiedział co przedstawiały, nie znał języka w którym zostały zapisane słowa. Objawienie spłyneło na niego niespodziewanie ostatniego wieczora. Odetchnął ciężko i ruszył w stronę pokazaną przez czarodziejkę.
Gdy dotarł do bramy zastukał w nią mocno. - Hej, jest tam kto? Szukam jakiejś roboty...
Drakon otworzył usta by jeszcze coś powiedzieć, ale czarodziejki już nie było. - Ale... Ech... Nic, może jeszcze się spotkamy Milo i wtedy będziesz mogła może mi pomóc... - Zerknął na niesamowite rysunki w swoim notesie. Nie wiedział co przedstawiały, nie znał języka w którym zostały zapisane słowa. Objawienie spłyneło na niego niespodziewanie ostatniego wieczora. Odetchnął ciężko i ruszył w stronę pokazaną przez czarodziejkę.
Gdy dotarł do bramy zastukał w nią mocno. - Hej, jest tam kto? Szukam jakiejś roboty...
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou i Shreth
Zastanowił się przez chwilę.
- Wiesz, właściwie, bo nie spytałem o to chyba jeszcze zbyt dokładnie - jakiego rodzaju są twoje czary? - spytał, dopijając kawę i wstając od stolika. - Bo ja zdecydowanie jestem nastawiony ofensywnie, na zadawanie jak największej ilości ran. Rzadko dbam o własne zdrowie. Jeśli twoje czary też skupiają się na czynieniu rozwałki, przydałby się ktoś rzeczywiście chroniący nasze tyły...
Wziął ją za rękę i wyszedł powoli z 'lokalu', rozglądając się na zewnątrz. Wiedział czego szuka - trenera...
Zastanowił się przez chwilę.
- Wiesz, właściwie, bo nie spytałem o to chyba jeszcze zbyt dokładnie - jakiego rodzaju są twoje czary? - spytał, dopijając kawę i wstając od stolika. - Bo ja zdecydowanie jestem nastawiony ofensywnie, na zadawanie jak największej ilości ran. Rzadko dbam o własne zdrowie. Jeśli twoje czary też skupiają się na czynieniu rozwałki, przydałby się ktoś rzeczywiście chroniący nasze tyły...
Wziął ją za rękę i wyszedł powoli z 'lokalu', rozglądając się na zewnątrz. Wiedział czego szuka - trenera...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Maira była w alkowie, przygotowywała jakieś mikstury na sprzedaż. Velius odczekał aż skończyła. - No - mruknęła. Gdy mag zapytał o Trzecią wieżę kapłanka uniosła brew. - To główny organ agresywny. Oni zwołują krucjaty i zarządzają wszelkimi atakami na siedziby... ostatnio chyba planują dobicie ruin jednego z miast... - mruknęła kobieta. - A co się stało, że pytasz? - zapytała.
Arilyn Fearith:
- Nie... to jest spokojne rozpoznanie, wiec bez nerwów - powiedziała kobieta. - Dzikusy potrafią poruszać się po buszu, ale czasem... czasem busz nie pozwala im po sobie się poruszać. To ma jakiś związek z ich bóstwami. Czasem znajdziesz wydeptany kawałek ziemi, lub rośliny rozerwane w ten sposób, ze wiesz, ze nie dokonało tego zwierzę... to takie podstawowe wskazówki... - powiedziała Vale. Mara zaś przyglądała się Arilyn...
Nadir:
- To se na tablicę spoglądnij! - ze środka budynku dobiegł umęczony głos. - I nie wal tak głośno, cisza kacowa jest - dodał inny głos, słabiej...
na tablicy były inskrypcje... wyświetlały się magicznie. Załatwione zadania z niej znikały.
Tymczasowo nadir mógł zatrudnić się jako ochroniarz na niejednej plantacji, iść sprawdzić stan jakiejś kopalni. Ponoć nie ma stamtąd znaku życia... i jakaś grupka już tam poszła dwa dni temu.
Następne zadanie polegało na utłuczeniu jakiegoś wielkiego potwora, ale tu było zalecenie by załatwić całą ekipę, że ot jakiś mutant...
Poniżej tablicy była jakaś małą reklama... "Knajpa dla facetów z jajami i kobiet z charakterkiem. Pub najemników "Krew i stal" - dwie przecznice od Kwatery Fioletowych Magów w stronę centrum".
Yang Lou i Shreth:
- Ogień, lód i kilka różnych pierdół z innych elementów - odparła czarodziejka.
Yang po wyjściu stwierdził, ze nie ma pojęcia gdzie szukać jakiegokolwiek trenera. Ulice o tej porze świeciły pustkami, ale napotkany strażnik wskazał Yangowi drogę do gildii wojowników.
- Dadzą ci prosty kwestionariusz. Odpowiesz na trzy czy tam ile pytań i wbijasz. jak się zapiszesz do gildii to ci pewnie zniżki dadzą na treningi i takie tam - mruknął. widać sam nie należał i gadał co zasłyszał.
Maira była w alkowie, przygotowywała jakieś mikstury na sprzedaż. Velius odczekał aż skończyła. - No - mruknęła. Gdy mag zapytał o Trzecią wieżę kapłanka uniosła brew. - To główny organ agresywny. Oni zwołują krucjaty i zarządzają wszelkimi atakami na siedziby... ostatnio chyba planują dobicie ruin jednego z miast... - mruknęła kobieta. - A co się stało, że pytasz? - zapytała.
Arilyn Fearith:
- Nie... to jest spokojne rozpoznanie, wiec bez nerwów - powiedziała kobieta. - Dzikusy potrafią poruszać się po buszu, ale czasem... czasem busz nie pozwala im po sobie się poruszać. To ma jakiś związek z ich bóstwami. Czasem znajdziesz wydeptany kawałek ziemi, lub rośliny rozerwane w ten sposób, ze wiesz, ze nie dokonało tego zwierzę... to takie podstawowe wskazówki... - powiedziała Vale. Mara zaś przyglądała się Arilyn...
Nadir:
- To se na tablicę spoglądnij! - ze środka budynku dobiegł umęczony głos. - I nie wal tak głośno, cisza kacowa jest - dodał inny głos, słabiej...
na tablicy były inskrypcje... wyświetlały się magicznie. Załatwione zadania z niej znikały.
Tymczasowo nadir mógł zatrudnić się jako ochroniarz na niejednej plantacji, iść sprawdzić stan jakiejś kopalni. Ponoć nie ma stamtąd znaku życia... i jakaś grupka już tam poszła dwa dni temu.
Następne zadanie polegało na utłuczeniu jakiegoś wielkiego potwora, ale tu było zalecenie by załatwić całą ekipę, że ot jakiś mutant...
Poniżej tablicy była jakaś małą reklama... "Knajpa dla facetów z jajami i kobiet z charakterkiem. Pub najemników "Krew i stal" - dwie przecznice od Kwatery Fioletowych Magów w stronę centrum".
Yang Lou i Shreth:
- Ogień, lód i kilka różnych pierdół z innych elementów - odparła czarodziejka.
Yang po wyjściu stwierdził, ze nie ma pojęcia gdzie szukać jakiegokolwiek trenera. Ulice o tej porze świeciły pustkami, ale napotkany strażnik wskazał Yangowi drogę do gildii wojowników.
- Dadzą ci prosty kwestionariusz. Odpowiesz na trzy czy tam ile pytań i wbijasz. jak się zapiszesz do gildii to ci pewnie zniżki dadzą na treningi i takie tam - mruknął. widać sam nie należał i gadał co zasłyszał.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Nadir
Drakon podrapał się po brodzie. - Tego mutanta można by załatwić do spółki z Yangiem i czarodziejką. Póki co zajrzę do kopalni. - wymruczał do siebie. Patrzył na reklamę baru. - To może być niezły punkt rozpoczęcia. Ktoś na pewno cos wie... Dla przykładu którędy tam trafić. Oraz co mniej więcej się tam dzieje.... Rozejrzał się po okolicy. - Taaa, centrum... - zaczepił przypadkowego przechodnia i poprosił grzecznie o wskazówki jak trafić w reklamowane miejsce. Po uzyskaniu informacji podziękował i udał się do "Krwi i Stali".
Drakon podrapał się po brodzie. - Tego mutanta można by załatwić do spółki z Yangiem i czarodziejką. Póki co zajrzę do kopalni. - wymruczał do siebie. Patrzył na reklamę baru. - To może być niezły punkt rozpoczęcia. Ktoś na pewno cos wie... Dla przykładu którędy tam trafić. Oraz co mniej więcej się tam dzieje.... Rozejrzał się po okolicy. - Taaa, centrum... - zaczepił przypadkowego przechodnia i poprosił grzecznie o wskazówki jak trafić w reklamowane miejsce. Po uzyskaniu informacji podziękował i udał się do "Krwi i Stali".
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Zwiedzając miasto byłem świadkiem ataku jakiegoś nekromanckiego ścierwa, pomogłem to ubić i wtedy spotkałem grupkę białych magów, powiedzieli, że znalazłoby się u nich jakieś zajęcie dla mnie...
Obserwował jej reakcję na tą odpowiedź. Nie wiedział przecież jak to może być w tym mieście z tymi wszystkimi organizacjami, ale życie go nauczyło, że zawsze można spodziewać się różnych konfliktów nawet między współpracującymi organizacjami. Dlatego też był ciekawy tej reakcji, w końcu z mimiki wiele można wyczytać... Grymas niezadowolenia, zaciekawienie lub po prostu zwykła obojętność mogą powiedzieć więcej niż słowa...
Zwiedzając miasto byłem świadkiem ataku jakiegoś nekromanckiego ścierwa, pomogłem to ubić i wtedy spotkałem grupkę białych magów, powiedzieli, że znalazłoby się u nich jakieś zajęcie dla mnie...
Obserwował jej reakcję na tą odpowiedź. Nie wiedział przecież jak to może być w tym mieście z tymi wszystkimi organizacjami, ale życie go nauczyło, że zawsze można spodziewać się różnych konfliktów nawet między współpracującymi organizacjami. Dlatego też był ciekawy tej reakcji, w końcu z mimiki wiele można wyczytać... Grymas niezadowolenia, zaciekawienie lub po prostu zwykła obojętność mogą powiedzieć więcej niż słowa...
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith
Arilyn skinęła głową. Nie zwróciła uwagi na Marę.
- Dobra, zobaczymy co mi z tego wyjdzie - powiedziała z lekkim uśmiechem. Była gotowa... W każdym razie w psychicznym sensie... Mogła ruszać...
Kobiety dokończyły przygotowania.
- No to prowadź - powiedziała Vale, gdy były gotowe.
- Poszukaj jakichś śladów ich obecności. Pamiętaj, ze twój czas nie jest ograniczony -
Elfka skinęła głową. Zwróciła się twarzą w stronę buszu. Jak przez mgłę przypomniała sobie, że kiedyś była myśliwym... Dawno, dawno temu polowała by przetrwać. Pozwoliła by poprowadziły ją odczucia, które ją teraz ogarnęły. Ruszyła w busz, cicho, rozglądając się za wszelkimi śladami bytności dzikich...
- Dawaj nam znać jeśli coś znajdziesz - rzuciła Mara. A elfka znalazła szybko. Jakaś roślina została wyrwana w pionie...
Dziewczyna dala znak podniesieniem reki i wskazała co znalazła. Instynktownie chciała zachować cisze i nie odzywała się na glos
Vale przykucnęła. Uśmiechnęła się do Arilyn i skinęła głową. Wskazała dwa głęboko wbite ślady nóg w tym samym momencie, w którym Arilyn je zauważyła.
- No mieli tu konflikt z rośliną - stwierdziła szeptem.
- Ale to było ponad pół godziny temu... nie są za daleko, ale nie tak blisko, by nas słyszeć -
Arilyn się nie odezwała. Rozglądała się uważnie, ale spokojnie. Aż nadto dobrze wiedziała jak leśne stworzenia lubią kluczyć. Czasem wracają po własnych śladach. Nie byłaby tak na 100% pewna, że nikt ich nie usłyszy... Ruszyła dalej.
Ślady doprowadziły ją do miejsca, gdzie ktoś coś w wielkim pospiechu zakopał. Vale syknęła cicho, unosząc broń w górę. Ptaki milczały... zły znak...
Dziewczyna zachowała najdalej posuniętą czujność. Nasłuchiwała uważnie i rozejrzała się. Była gotowa zareagować...
- Wracamy - szepnęła szybko Vale. Kobiety zaczęły się cofać powoli. Mara spojrzała na Arilyn, by upewnić się, że elfka usłyszała polecenie.
Dziewczyna ruszyła za nimi na końcu. Wciąż nasłuchiwała. Chciała je zapytać później dlaczego się wycofały...
Rozległo się klikniecie i strzał. Z korony drzew spadł pomalowany na czerwono mężczyzna.
- Wiejemy - syknęła Vale przeładowując. Koło Arilyn śmignął oszczep. Korona z prawej zatrzęsła się... Arilyn szybko oceniła, ze ktoś właśnie wybija się z gałęzi...
Dziewczyna zareagowała gwałtownie. Puściła kulę magmy wprost w tamtą stronę jednocześnie dobywając rapiera. W razie czego będzie się tym rapierem ostro bronić.
Wypadający z krzaków dzikus oberwał w klatkę piersiową. Powietrze zapełnił smród spalonego mięsa. Kobiety przed Arilyn krzyknęły. Dzikusy zaś wycofały się szybko. Arilyn stwierdziła, ze proporcja ilościowa ich do tubylców była coś koło 1:10...
Gdy dzikusy się wycofały dziewczyna stwierdziła, że zyskała nieco na czasie. Kontynuowała odwrót gotowa zabić każdego dzikusa, który się wychyli... Dobyła drugiego rapiera.
Wycofały się aż pod łazik.
- Rany.. co to było? - bąknęła Mara.
- Co takiego? - spytała Arilyn chowając rapiery
- Ta eksplozja - mruknęła kobieta.
- To tylko kula magmy - wzruszyła ramionami obojętnie.
- Zaklęcie? - zapytała Vale.
- No w zasadzie tak. Bardzo szybkie i słabe - mruknęła
- Na tamtego starczyło - mruknęła Mara.
- Ty powinnaś być w batalionie.. albo jako jednostka specjalna - stwierdziła kobieta. Druga kiwała głową potakująco.
- Jeśli będziesz zwiadowca to twoje możliwości będą się... kurzyć... w normalnej pracy staramy się unikać sytuacji takich jak ta... - westchnęła Mara.
- Taaa, nawet wystrzeliłam butle gazu usypiającego, ale nie zdążył zadziałać, bo trafiłam tego matoła przez przypadek - jęknęła Vale.
- W tym problem, że nie mam ochoty dokonywać na nikogo żadnych najazdów - bąknęła.
- Ja... Nie do końca jestem pewna co umiem a czego nie... To przychodzi z każdą kolejną sytuacją, w której jakieś umiejętności się przydają... - bąknęła
- No to najlepiej siebie poznasz gdy będziesz miała ograniczony wybór - powiedziała Mara.
Dziewczyna westchnęła.
- Czym zajmują się jednostki specjalne? - spytała
- Głównie akcje na terenie miast aniołków i diabełków - odparła Vale.
- Zabierz to, pokrzyżuj plany... głównie rozbrojenia z tego co pamiętam - zabrzmiała odpowiedź.
- Mhm... Rozumiem. To by mi chyba bardziej odpowiadało... Chociaż nie wiem jak zareaguję w jakiejś sytuacji... - bąknęła.
- Jest tylko jedna metoda, by się przekonać... wracajmy - powiedziała Vale, otwierając pojazd.
Dziewczyna wsiadła. Westchnęła czując, że znów zmarznie…
Arilyn skinęła głową. Nie zwróciła uwagi na Marę.
- Dobra, zobaczymy co mi z tego wyjdzie - powiedziała z lekkim uśmiechem. Była gotowa... W każdym razie w psychicznym sensie... Mogła ruszać...
Kobiety dokończyły przygotowania.
- No to prowadź - powiedziała Vale, gdy były gotowe.
- Poszukaj jakichś śladów ich obecności. Pamiętaj, ze twój czas nie jest ograniczony -
Elfka skinęła głową. Zwróciła się twarzą w stronę buszu. Jak przez mgłę przypomniała sobie, że kiedyś była myśliwym... Dawno, dawno temu polowała by przetrwać. Pozwoliła by poprowadziły ją odczucia, które ją teraz ogarnęły. Ruszyła w busz, cicho, rozglądając się za wszelkimi śladami bytności dzikich...
- Dawaj nam znać jeśli coś znajdziesz - rzuciła Mara. A elfka znalazła szybko. Jakaś roślina została wyrwana w pionie...
Dziewczyna dala znak podniesieniem reki i wskazała co znalazła. Instynktownie chciała zachować cisze i nie odzywała się na glos
Vale przykucnęła. Uśmiechnęła się do Arilyn i skinęła głową. Wskazała dwa głęboko wbite ślady nóg w tym samym momencie, w którym Arilyn je zauważyła.
- No mieli tu konflikt z rośliną - stwierdziła szeptem.
- Ale to było ponad pół godziny temu... nie są za daleko, ale nie tak blisko, by nas słyszeć -
Arilyn się nie odezwała. Rozglądała się uważnie, ale spokojnie. Aż nadto dobrze wiedziała jak leśne stworzenia lubią kluczyć. Czasem wracają po własnych śladach. Nie byłaby tak na 100% pewna, że nikt ich nie usłyszy... Ruszyła dalej.
Ślady doprowadziły ją do miejsca, gdzie ktoś coś w wielkim pospiechu zakopał. Vale syknęła cicho, unosząc broń w górę. Ptaki milczały... zły znak...
Dziewczyna zachowała najdalej posuniętą czujność. Nasłuchiwała uważnie i rozejrzała się. Była gotowa zareagować...
- Wracamy - szepnęła szybko Vale. Kobiety zaczęły się cofać powoli. Mara spojrzała na Arilyn, by upewnić się, że elfka usłyszała polecenie.
Dziewczyna ruszyła za nimi na końcu. Wciąż nasłuchiwała. Chciała je zapytać później dlaczego się wycofały...
Rozległo się klikniecie i strzał. Z korony drzew spadł pomalowany na czerwono mężczyzna.
- Wiejemy - syknęła Vale przeładowując. Koło Arilyn śmignął oszczep. Korona z prawej zatrzęsła się... Arilyn szybko oceniła, ze ktoś właśnie wybija się z gałęzi...
Dziewczyna zareagowała gwałtownie. Puściła kulę magmy wprost w tamtą stronę jednocześnie dobywając rapiera. W razie czego będzie się tym rapierem ostro bronić.
Wypadający z krzaków dzikus oberwał w klatkę piersiową. Powietrze zapełnił smród spalonego mięsa. Kobiety przed Arilyn krzyknęły. Dzikusy zaś wycofały się szybko. Arilyn stwierdziła, ze proporcja ilościowa ich do tubylców była coś koło 1:10...
Gdy dzikusy się wycofały dziewczyna stwierdziła, że zyskała nieco na czasie. Kontynuowała odwrót gotowa zabić każdego dzikusa, który się wychyli... Dobyła drugiego rapiera.
Wycofały się aż pod łazik.
- Rany.. co to było? - bąknęła Mara.
- Co takiego? - spytała Arilyn chowając rapiery
- Ta eksplozja - mruknęła kobieta.
- To tylko kula magmy - wzruszyła ramionami obojętnie.
- Zaklęcie? - zapytała Vale.
- No w zasadzie tak. Bardzo szybkie i słabe - mruknęła
- Na tamtego starczyło - mruknęła Mara.
- Ty powinnaś być w batalionie.. albo jako jednostka specjalna - stwierdziła kobieta. Druga kiwała głową potakująco.
- Jeśli będziesz zwiadowca to twoje możliwości będą się... kurzyć... w normalnej pracy staramy się unikać sytuacji takich jak ta... - westchnęła Mara.
- Taaa, nawet wystrzeliłam butle gazu usypiającego, ale nie zdążył zadziałać, bo trafiłam tego matoła przez przypadek - jęknęła Vale.
- W tym problem, że nie mam ochoty dokonywać na nikogo żadnych najazdów - bąknęła.
- Ja... Nie do końca jestem pewna co umiem a czego nie... To przychodzi z każdą kolejną sytuacją, w której jakieś umiejętności się przydają... - bąknęła
- No to najlepiej siebie poznasz gdy będziesz miała ograniczony wybór - powiedziała Mara.
Dziewczyna westchnęła.
- Czym zajmują się jednostki specjalne? - spytała
- Głównie akcje na terenie miast aniołków i diabełków - odparła Vale.
- Zabierz to, pokrzyżuj plany... głównie rozbrojenia z tego co pamiętam - zabrzmiała odpowiedź.
- Mhm... Rozumiem. To by mi chyba bardziej odpowiadało... Chociaż nie wiem jak zareaguję w jakiejś sytuacji... - bąknęła.
- Jest tylko jedna metoda, by się przekonać... wracajmy - powiedziała Vale, otwierając pojazd.
Dziewczyna wsiadła. Westchnęła czując, że znów zmarznie…
