Rozkręciłaś nad głową łańcuch. Mrzawka, mrok i gęste krzaczory ograniczały widoczność. Nie byłoby to problemem dla kogoś, kto miał wprawę w takich wyczynach, ale tobie zdarzyło się zarzucać łańcuchem kilka razy z nudów i to do nieruchomego celu. Co chwila zakłócałaś rytm kręcącego się żelastwa rozmyślając się przy próbie rzutu. Gdy istoty znalazły się dość daleko, jedna z nich potknęła się. To był moment na który czekałaś. Cisnęłaś łańcuchem, który przycinając po drodze kilka pędów roślinnych dotarł do celu i metalicznym brzękiem oznajmił, że pochwycił ofiarę. Schwytany nieszczęśnik syknął z bólu, bądź zdenerwowania, ty aż pisnęłaś z zachwytu nad fartownym wyczynem. Zaczęłaś powoli zbliżać się do dwójki, prowadzącej gwałtowną wymianę zdań. Uwięziony osobnik pchnął wolnego towarzysza, który przewrócił się, po czym dał susa z pozycji leżącej w gęsty las i zniknął z twych oczu. Pozostały uniósł dłonie w kapitulacyjnym geście.
-Wy chyba nie mieszkacie w fabryce? Nie chcieliśmy was skrzywdzić. Słowo.- Z pewnością te słowa wypowiedział (lub dokładniej mówiąc wysapał) mężczyzna. Po przejściu kilku kroków mogłaś dodać, młody mężczyzna w dziwnych łachmanach i kapturze. W jego głosie słychać było zmęczenie i roztrzęsienie, ale nie przebijała żadna nieludzka nuta.
Test rzucania twoja postać zdała dosłownie na styk.
Tim
Rozłożyłeś broń, starając się nie stracić rozeznania w sytuacji. Zanim odbezpieczyłeś karabin i ułożyłeś się w pozycji strzeleckiej, twoja towarzyszka już zaczęła rozkręcać łańcuch. Próbowałeś wycelować, ale panująca wokół ciemność i ograniczająca widoczność mżawka działały ci wyraźnie na przekór. Cel był coraz bliżej lasu, gdzie za nic byś go nie trafił. Małe denerwujące kropelki wody, zwiewane wiatrem wpadały ci do oczu i celownika. To nie były warunki na strzał snajperski. Dziewczyna nieudolnie kręciła swym improwizowanym bolasem, sadząc się kilka razy do rzutu, ale rezygnując w ostatnim momencie. Musiałby się zdarzyć cud, by którekolwiek z was trafiło. No i zdarzył się. Łańcuch pofrunął. Śledziłeś wzrokiem jego lot i wydawało ci się, że lecąc tak nisko zaplącze się w knieje, ale on jak na złość owinął się wokół kostki niemilca (ktoś kto nocą przekrada się w krzakach, na pewno nie jest zbyt przyjazną osobą). Ten przez chwilę szamotał się ze swym wolnym wciąż towarzyszem, aż w końcu wygnał go do lasu. W końcu uniósł dłonie w kapitulacyjnym geście.
-Wy chyba nie mieszkacie w fabryce? Nie chcieliśmy was skrzywdzić. Słowo.- Odezwał się głosem młodego mężczyzny, w którym znać było wycieńczenie i roztrzęsienie. Podniosłeś się z ziemi, zdejmując palec ze spustu. I zacząłeś powoli do niego podchodzić. Teraz mogłeś dokładnie zmierzyć go wzrokiem. Nosił dziwne szmaty i kaptur, będące zapewne nieudolnym strojem maskującym. Dyszał i przechylał się na bok, wyraźnie był ranny.
Trzej pozostali
![Smile :smile:](./images/smilies/icon_smile.gif)
Greg wysłuchiwał kolejno waszych wypowiedzi. Mina nie zdradzała żadnego zdziwienia czy zaskoczenia przedstawionymi faktami. Szczerze mówiąc, to jego twarz mówiła głośno i wyraźnie "wiedziałem, że tak będzie!". No, może zmarszczone lekko brwi dodały kur** w miejsce przecinka. Mimo, że było to niepotrzebne wyraził to jeszcze słowami:
-Czyli wiecie tyle co ja. David. Tak?-zwrócił się do chłopaka, a ten skinął głową, chwaląc pamięć szefa do imion-Gdy wprowadzimy się do Fabryki, będziesz musiał namierzyć legowiska-czy co one tam mają- zwierząt, a szczególnie tych saren.-wydanie rozkazu, mimo jego małej wartości uspokoiło Grega i dało mu poczucie kontroli nad sytuacją. Postanowił powtórzyć tą przyjemność-Teraz wyjdźcie i powiedzcie wszystkim, żeby pod żadnym pozorem nie wchodzili do lasu i żeby nie zbliżali się do zwierząt. Przy okazji. Jutro czeka nas ciężki dzień, więc wyśpijcie się i- nie żebym was straszył- wyczyśćcie spluwy. W razie czego, UMP się zwolnił i jeśli ktoś czuje się na siłach, może zostać ochroniażem.-
Odprawił was gestem. Po drodze do wyjścia minęliście lekarza, który ganiał debilnie zachowującego się psa z małą latarką. Rzucił do Davida:
-Wpadnij po psa najwcześniej rano. Jeśli coś mu się stanie to mam nadzieję, że nie z naszej winy.- Powiedział to z lekką nutą mściwości.
Wyszliście na chłodne, wilgotne powietrze, które niosło ze sobą rześki zapach igieł sosnowych. Większość ludzi szykowała się do snu, lub przeglądała swój dobytek. Tylko dwójka- rudowłosa dziewczyna i dziwak z karabinem byli oryginalni. Szli powoli w krzaki, jakby coś upolowali.
Sorry za ewentualne głupoty i nieścisłości w upie, ale w głowie mam ciągle zieloną szkołę.
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)