A teraz jest tak:A tak to było:
-Nie żyjesz!
-Nie, to TY nie żyjesz!
-JA Cię zabiłem pierwszy!
-Ale ja mam lepszy pistolet!
-Nie masz racji!
-Mam racje!
-Dobrze, sprawdzmy w podreczniku.
#po 3 godzinach poszukiwan
-Wiesz, nie moge tego znalezc. Pojdzmy na ugode.
No moze troche wyakcentowalem, ale ladniej widac o co chodzi. U mnie za mlodu nie bylo tak strasznie. Ze 2-3 sprzeczki dziennie. Poza tym czesto wszyscy bylismy razem i strzelalismy do wyimaginowanych stworzen i chowalismy sie przed nimi w krzakach czy naszej bazie. Tutaj nei bylo stworow. Zawsze my wgyrywalismy :].
Mialem podobnie . Zasady byly bardzo proste. W 1 rundzie mogles ruszyc 1 zolniezyka na 1 kratke lub strzelic. Strzelanie polegalo na poturlanie kulki murmelki z zolniezyka strzelajacego. Jezeli ktorys zolniezyk sie przewrocil to znaczy ze padl :p. Najgorsze bylo to, ze kratki to byly kafelki, a ze kafelki mialem tylko w lazience to czesto przez kilka godzin ciezko bylo nas wygonic gdy mialo sie potrzebe .W podstawówce na świetlicy zaczęliśmy z kumplem wprowadzać zasady do zwykłej zabawy z żołnierzykami, żeby potem nie było nieścisłości i wszystko było fair. I zaczęło przypominać bitewniaka.