[Slayers] Kompania
-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
[Slayers] Kompania
Sesja w trzeciej osobie. To co robimy piszemy normalnie, to co mówimy od myślnika, to co myślimy kursywą. Ewentualne pytanie proszę kierować na PW.
Przepraszam ze tak późno, ale nie mogę powiedzieć aby moje ostatnie dni były nudne.
Dziękuję za wyrozumiałość. Proszę o jeden post dziennie. Jak ktoś się dzień spóźni, nie będę winił, jednak przy kilku dniach obsuwy, wasze postacie będą miały coraz większe kłopoty. Przed postem proszę pisać imię postaci.
Brandergren Statt
Tego roku lato było wyjątkowo upalne. Było do tego niewiele deszczu. Susza i związany z nią nieurodzaj sprawiły, że ceny żywności wzrosły. Astrologowie, meteorologowie, druidzi, górale i inni osobnicy znający się na przepowiadaniu pogody, prognozowali, że skoro lato było tak suche i gorące, to następna zima będzie wyjątkowo mroźna i spadnie wiele śniegu, albowiem natura nienawidzi próżni a kocha równowagę.
Nie mylili się. Brandergren Statt, wracał właśnie z Seyruun. Wykonał zadanie, jakie miał wykonać i wracał po należną zapłatę. Udało mu się gdzieś dostać rakiety śnieżne. Szedł wytrwale przez kolejne śnieżne zaspy. Śnieg wyczyścił mu już nogawkę, która od czasu, gdy noga utknęła mu w jakimś kominie, była czarna od sadzy. Po długim marszu udało mu się wreszcie dostać do Gryffinshand. Stolica Ilinon. Ostatni duży przystanek na drodze do rodzinnego kraju. Trzeba się trochę zaopatrzyć na ciężką podróż i odpocząć po długim marszu. Kiedy wszedł, zobaczył człowieka kręcącego się przy wejściu na cmentarz oraz grupę żałobników.
Leieth
Słońce odbijało się od białego, zbitego śniegu na ulicy, rażąc w oczy. Było bardzo mroźno. Przy każdym oddechu z ust Leietha wydobywał się pokaźny obłok białej pary. Mimo tak wielkiego mrozu, znaleźli się ludzie, którzy poszli odwiedzić zmarłych. Mała grupa kierowała się na cmentarz. Byli ubrani na czarno, co oznaczało ze trwała jeszcze żałoba. Opiekun cmentarza otworzył bramy i pobłogosławił wchodzących. Zobaczył także, jak zza rogu do pobliskiej karczmy „Pod wieprzkiem” biegł szybko, bardzo chudy chłopak z tatuażem na połowie twarzy.
-proszę wybaczyć ale przejścia nie ma. – powiedział opiekun gdy Leieth chciał wejść za żałobnikami – rodzina życzyła sobie spokoju na cmentarzu. Proszą, aby im nie przeszkadzać. Mam nadzieję ze to pan zrozumie… jeśli to naprawdę nic pilnego, proszę poczekać godzinę… - opiekun pochylił pokornie głowę w swojej prośbie.
Dni, Kosarz
Dni, bardzo źle znosił takie mrozy. Drobne i chude ciało szybko oddawało ciepło, więc musiał prędko wejść do ciepłej karczmy. Tu było już dużo cieplej. Blade światło świec tonęło w lekkich obłokach dymu fajek. Kilku krasnoludów, ork i grupa ludzi, zrobiło sobie zawody bokserskie. Lali się po mordach, aż szło echo. Nieco spokojniejsi goście, urządzili sobie konkurs rzucania nożem do celu. Na stole leżał worek złota. Zawodnicy, co jakiś czas łypali łapczywym okiem na owy worek. Kelnerki rozdawały wódkę na rozgrzanie i ciepłe jadło.
Roznosił się rozkoszny zapach pieczonego schabu. Zaraz za Kosarzem, drzwi otwarły się znowu. Po tyłku powiało mu chłodem tak okrutnym, że szybko wszedł dalej do pomieszczenia.
Karsa Orlong
Za dnim, stał w drzwiach wielki mężczyzna z niewolniczym tatuażem na całej twarzy.
Karsa niedawno został wypuszczony z aresztu. Trafił tam z powodu niewielkiej bójki, w której wziął bezpośredni udział. Dobrą karczemną zabawę przerwali strażnicy miejscy, z czego jakiś oficer dostał od Karsy w łeb. Nie żeby specjalnie, trzeba było się nie pchać pod pięść ze swoją odznaką stróża prawa, ale jednak oberwał. Kiedy oprzytomniał, bardzo się wkurzył. Nie obyło się bez więzienia. Karsa miał przynajmniej gdzie spać i co jeść za darmo przez dwa dni. Niemniej, uwolnienie ucieszyło go. Stał w rozwartych na oścież drzwiach uśmiechnięty od ucha do ucha. Po całej gospodzie nagle przeleciał mroźny powiew, który doczekał się szybkiej kontry ze strony gości. Owa kontra trafiła prosto w wielkiego wojownika w drzwiach.
-Zamknij wreszcie te drzwi! – ryknął tłum, jednak szybko uspokoił się i nie robił więcej wymówek. Ponad połowa karczmy pamiętała jednak, jak mężnie ten człowiek bił się kilka dni temu.
Midragos – smok siedział w kącie karczmy, przyglądając się zaistniałym wydarzeniom. Siedząc blisko pieca, nie poczuł nawet mroźnego powiewu z zewnątrz. Potężną szczęką skruszył kość w zamówionym baranim udźcu. Niektórzy ludzie siedzący nieopodal, zerkali na smoka nieufnie, za każdym razem gdy kość trzaskała na jego zębach. Po długim locie, nie przeszkadzały mu nawet te zimne spojrzenia. Bardzo ostatnio zgłodniał i zmarzł. Jako smok bardzo nie lubił takiego mrozu. Cieszył go obecnie każdy kęs baraniny. Cieszyło go ciepło bijące z pieca. Nie cieszyła go jednak nuda. Przez ostatnie miesiące zupełnie nic się nie działo.
To miało się jednak wkrótce zmienić…
Wszyscy macie dołączone do ekwipunku 200 sztuk złota i zimowe ubranie
pierwszym poście oprócz tego co robicie, opiszcie jakos dokładniej swój wygląd. Zaprezentujcie się dobrze
Przepraszam ze tak późno, ale nie mogę powiedzieć aby moje ostatnie dni były nudne.
Dziękuję za wyrozumiałość. Proszę o jeden post dziennie. Jak ktoś się dzień spóźni, nie będę winił, jednak przy kilku dniach obsuwy, wasze postacie będą miały coraz większe kłopoty. Przed postem proszę pisać imię postaci.
Brandergren Statt
Tego roku lato było wyjątkowo upalne. Było do tego niewiele deszczu. Susza i związany z nią nieurodzaj sprawiły, że ceny żywności wzrosły. Astrologowie, meteorologowie, druidzi, górale i inni osobnicy znający się na przepowiadaniu pogody, prognozowali, że skoro lato było tak suche i gorące, to następna zima będzie wyjątkowo mroźna i spadnie wiele śniegu, albowiem natura nienawidzi próżni a kocha równowagę.
Nie mylili się. Brandergren Statt, wracał właśnie z Seyruun. Wykonał zadanie, jakie miał wykonać i wracał po należną zapłatę. Udało mu się gdzieś dostać rakiety śnieżne. Szedł wytrwale przez kolejne śnieżne zaspy. Śnieg wyczyścił mu już nogawkę, która od czasu, gdy noga utknęła mu w jakimś kominie, była czarna od sadzy. Po długim marszu udało mu się wreszcie dostać do Gryffinshand. Stolica Ilinon. Ostatni duży przystanek na drodze do rodzinnego kraju. Trzeba się trochę zaopatrzyć na ciężką podróż i odpocząć po długim marszu. Kiedy wszedł, zobaczył człowieka kręcącego się przy wejściu na cmentarz oraz grupę żałobników.
Leieth
Słońce odbijało się od białego, zbitego śniegu na ulicy, rażąc w oczy. Było bardzo mroźno. Przy każdym oddechu z ust Leietha wydobywał się pokaźny obłok białej pary. Mimo tak wielkiego mrozu, znaleźli się ludzie, którzy poszli odwiedzić zmarłych. Mała grupa kierowała się na cmentarz. Byli ubrani na czarno, co oznaczało ze trwała jeszcze żałoba. Opiekun cmentarza otworzył bramy i pobłogosławił wchodzących. Zobaczył także, jak zza rogu do pobliskiej karczmy „Pod wieprzkiem” biegł szybko, bardzo chudy chłopak z tatuażem na połowie twarzy.
-proszę wybaczyć ale przejścia nie ma. – powiedział opiekun gdy Leieth chciał wejść za żałobnikami – rodzina życzyła sobie spokoju na cmentarzu. Proszą, aby im nie przeszkadzać. Mam nadzieję ze to pan zrozumie… jeśli to naprawdę nic pilnego, proszę poczekać godzinę… - opiekun pochylił pokornie głowę w swojej prośbie.
Dni, Kosarz
Dni, bardzo źle znosił takie mrozy. Drobne i chude ciało szybko oddawało ciepło, więc musiał prędko wejść do ciepłej karczmy. Tu było już dużo cieplej. Blade światło świec tonęło w lekkich obłokach dymu fajek. Kilku krasnoludów, ork i grupa ludzi, zrobiło sobie zawody bokserskie. Lali się po mordach, aż szło echo. Nieco spokojniejsi goście, urządzili sobie konkurs rzucania nożem do celu. Na stole leżał worek złota. Zawodnicy, co jakiś czas łypali łapczywym okiem na owy worek. Kelnerki rozdawały wódkę na rozgrzanie i ciepłe jadło.
Roznosił się rozkoszny zapach pieczonego schabu. Zaraz za Kosarzem, drzwi otwarły się znowu. Po tyłku powiało mu chłodem tak okrutnym, że szybko wszedł dalej do pomieszczenia.
Karsa Orlong
Za dnim, stał w drzwiach wielki mężczyzna z niewolniczym tatuażem na całej twarzy.
Karsa niedawno został wypuszczony z aresztu. Trafił tam z powodu niewielkiej bójki, w której wziął bezpośredni udział. Dobrą karczemną zabawę przerwali strażnicy miejscy, z czego jakiś oficer dostał od Karsy w łeb. Nie żeby specjalnie, trzeba było się nie pchać pod pięść ze swoją odznaką stróża prawa, ale jednak oberwał. Kiedy oprzytomniał, bardzo się wkurzył. Nie obyło się bez więzienia. Karsa miał przynajmniej gdzie spać i co jeść za darmo przez dwa dni. Niemniej, uwolnienie ucieszyło go. Stał w rozwartych na oścież drzwiach uśmiechnięty od ucha do ucha. Po całej gospodzie nagle przeleciał mroźny powiew, który doczekał się szybkiej kontry ze strony gości. Owa kontra trafiła prosto w wielkiego wojownika w drzwiach.
-Zamknij wreszcie te drzwi! – ryknął tłum, jednak szybko uspokoił się i nie robił więcej wymówek. Ponad połowa karczmy pamiętała jednak, jak mężnie ten człowiek bił się kilka dni temu.
Midragos – smok siedział w kącie karczmy, przyglądając się zaistniałym wydarzeniom. Siedząc blisko pieca, nie poczuł nawet mroźnego powiewu z zewnątrz. Potężną szczęką skruszył kość w zamówionym baranim udźcu. Niektórzy ludzie siedzący nieopodal, zerkali na smoka nieufnie, za każdym razem gdy kość trzaskała na jego zębach. Po długim locie, nie przeszkadzały mu nawet te zimne spojrzenia. Bardzo ostatnio zgłodniał i zmarzł. Jako smok bardzo nie lubił takiego mrozu. Cieszył go obecnie każdy kęs baraniny. Cieszyło go ciepło bijące z pieca. Nie cieszyła go jednak nuda. Przez ostatnie miesiące zupełnie nic się nie działo.
To miało się jednak wkrótce zmienić…
Wszyscy macie dołączone do ekwipunku 200 sztuk złota i zimowe ubranie
pierwszym poście oprócz tego co robicie, opiszcie jakos dokładniej swój wygląd. Zaprezentujcie się dobrze
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
-
- Pomywacz
- Posty: 35
- Rejestracja: środa, 25 czerwca 2008, 12:56
- Numer GG: 13716537
- Lokalizacja: Polska Śląsk Będzin
- Kontakt:
Re: [Slayers] Kompania
Brandergern
Popatrzył na żałobników i na chłopaka kręcącego się nie daleko cmentarza, po czym odwrócił się i ruszył w stronę karczmy mówiąc do siebie.
-Jacy ci są żałośni, zamiast przejmować się życiem opłakują swoich przodków.
Wszedł do karczmy i zimnym spojrzeniem zmierzył istoty przebywające w niej, po czym szybko zamknął drzwi i ruszył do lady przy barze, chcąc zamówić coś ciepłego i obmyślić plan wędrówki do domu.
Więc to w tym kraju pijaków i żebraków, zginęła córka króla-Pomyślał podchodząc do lady i zamawiając: jagnięcinę i wodę. Obrócił się w kierunku mieszczan przebywających w karczmie i patrzył jak się bawią.
Popatrzył na żałobników i na chłopaka kręcącego się nie daleko cmentarza, po czym odwrócił się i ruszył w stronę karczmy mówiąc do siebie.
-Jacy ci są żałośni, zamiast przejmować się życiem opłakują swoich przodków.
Wszedł do karczmy i zimnym spojrzeniem zmierzył istoty przebywające w niej, po czym szybko zamknął drzwi i ruszył do lady przy barze, chcąc zamówić coś ciepłego i obmyślić plan wędrówki do domu.
Więc to w tym kraju pijaków i żebraków, zginęła córka króla-Pomyślał podchodząc do lady i zamawiając: jagnięcinę i wodę. Obrócił się w kierunku mieszczan przebywających w karczmie i patrzył jak się bawią.
Ostatnio zmieniony piątek, 11 lipca 2008, 19:33 przez Suigetsu, łącznie zmieniany 1 raz.
"Jako żeś spadł z nieba Lucyferze, któryś rano wschodził'
Brandergen
http://img141.imageshack.us/img141/3324 ... luedt8.jpg
Brandergen
http://img141.imageshack.us/img141/3324 ... luedt8.jpg
-
- Pomywacz
- Posty: 28
- Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
- Numer GG: 4240867
Re: [Slayers] Kompania
Leieth
Spojrzał się na opiekuna cmentarza i odpowiedział:
- Nie szkodzi przyjdę później, miłego dnia.
Uśmiechnął się i odwrócił na pięcie odszedł parę kroków od wejścia na cmentarz, przez cały czas badał jego obszar a także próbował zapamiętać twarze żałobników.
Cholera, zima to najlepszy okres na moją "działalność", ale w tym roku jest sroga jeszcze trochę a przemarznę do kości lepiej schronić się w karczmie zanim odmrożę sobie wszystkie kończyny. - skomentował w myślach przyciskając mocniej ramiona do tułowia skierował swe kroki w stronę zajazdu. W momencie w którym wszedł do wnętrza budynku i poczuł ciepło bijące od pieca na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zamknął za sobą drzwi, zsunął kaptur z głowy odsłaniając kasztanowe włosy i omiótł pomieszczenie swoimi zielony oczyma. Podszedł do lady i zamówił ciepłą zupę, po czym usadowił sie przy którymś ze stołów w pobliżu pieca i z dala od miejscowych zajętych swoją rozrywką. Zsunął swoje tobołki z pleców i oparł je o nogę stołu teraz pozostało mu tylko czekać na zamówione danie i rozkoszować się przyjemnym ciepłem. A potem przyjdzie czas na pracę.
Spojrzał się na opiekuna cmentarza i odpowiedział:
- Nie szkodzi przyjdę później, miłego dnia.
Uśmiechnął się i odwrócił na pięcie odszedł parę kroków od wejścia na cmentarz, przez cały czas badał jego obszar a także próbował zapamiętać twarze żałobników.
Cholera, zima to najlepszy okres na moją "działalność", ale w tym roku jest sroga jeszcze trochę a przemarznę do kości lepiej schronić się w karczmie zanim odmrożę sobie wszystkie kończyny. - skomentował w myślach przyciskając mocniej ramiona do tułowia skierował swe kroki w stronę zajazdu. W momencie w którym wszedł do wnętrza budynku i poczuł ciepło bijące od pieca na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zamknął za sobą drzwi, zsunął kaptur z głowy odsłaniając kasztanowe włosy i omiótł pomieszczenie swoimi zielony oczyma. Podszedł do lady i zamówił ciepłą zupę, po czym usadowił sie przy którymś ze stołów w pobliżu pieca i z dala od miejscowych zajętych swoją rozrywką. Zsunął swoje tobołki z pleców i oparł je o nogę stołu teraz pozostało mu tylko czekać na zamówione danie i rozkoszować się przyjemnym ciepłem. A potem przyjdzie czas na pracę.
-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: [Slayers] Kompania
Dni
Kosarz był jedną z tych postaci, które wchodząc do karczmy były od razu zauważane i przez znaczną większość zapamiętywane. Cóż się dziwić, szarym obywatelem nie był. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to patykowate kończyny i dość wysoki wzrost. Na drugim miejscu plasowały się tatuaże. Niewinne w sumie, ot, sztuczny łuk brwiowy i coś na kształt litery "T" na prawym policzku, można było się jednak domyślić, ze nie są to jedyne "dzieła sztuki", które zdobią jego chude ciało. Dość długi warkocz od czubka głowy nadawał Kosarzowi bardzo egzotycznego wyglądu. Oprócz tego normalka - brązowe oczy, normalne dłonie i ubrania. A nie, było coś jeszcze... Coś, co aktualnie zwisało leniwie, owinięte wokół pasa Dni, niczym tygrys w ciepłe popołudnie - kolczasty łańcuch. Niby paradowanie z bronią jest jak szukanie zaczepki, ale nie w tym przypadku - Kosarz wyglądał bardzo... naturalnie.
- Nosz kurde! - zaklął, odskakując od drzwi.
"To był zamach normalnie! Ja tu już zacząłem odtajać, a on mnie tak przeżegnał tym zimnym powietrzem!" biadolił w myślach. Gdy jednak obrócił się w stronę drzwi, jego sine od chłodu wargi wykrzywił szczery rogal uśmiechu. Swój człowiek, też ma tatuaż na gębie!
- Wybacz stary, poniosło mnie - zapewnił, po czym udał się do baru. Miał teraz jedno marzenie - piwo. Zamówił je niezwłocznie, po czym przecisnął się między ludźmi w stronę ekipy, która rzucała nożem - chciał popatrzeć.
[A dla reszty graczy, komplet tatuaży, które ma Kosarz - tak, żebym później miała łatwiej z opisami ]
Kosarz był jedną z tych postaci, które wchodząc do karczmy były od razu zauważane i przez znaczną większość zapamiętywane. Cóż się dziwić, szarym obywatelem nie był. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to patykowate kończyny i dość wysoki wzrost. Na drugim miejscu plasowały się tatuaże. Niewinne w sumie, ot, sztuczny łuk brwiowy i coś na kształt litery "T" na prawym policzku, można było się jednak domyślić, ze nie są to jedyne "dzieła sztuki", które zdobią jego chude ciało. Dość długi warkocz od czubka głowy nadawał Kosarzowi bardzo egzotycznego wyglądu. Oprócz tego normalka - brązowe oczy, normalne dłonie i ubrania. A nie, było coś jeszcze... Coś, co aktualnie zwisało leniwie, owinięte wokół pasa Dni, niczym tygrys w ciepłe popołudnie - kolczasty łańcuch. Niby paradowanie z bronią jest jak szukanie zaczepki, ale nie w tym przypadku - Kosarz wyglądał bardzo... naturalnie.
- Nosz kurde! - zaklął, odskakując od drzwi.
"To był zamach normalnie! Ja tu już zacząłem odtajać, a on mnie tak przeżegnał tym zimnym powietrzem!" biadolił w myślach. Gdy jednak obrócił się w stronę drzwi, jego sine od chłodu wargi wykrzywił szczery rogal uśmiechu. Swój człowiek, też ma tatuaż na gębie!
- Wybacz stary, poniosło mnie - zapewnił, po czym udał się do baru. Miał teraz jedno marzenie - piwo. Zamówił je niezwłocznie, po czym przecisnął się między ludźmi w stronę ekipy, która rzucała nożem - chciał popatrzeć.
[A dla reszty graczy, komplet tatuaży, które ma Kosarz - tak, żebym później miała łatwiej z opisami ]
-
- Pomywacz
- Posty: 52
- Rejestracja: czwartek, 20 marca 2008, 12:48
- Numer GG: 5886954
Re: [Slayers] Kompania
Midargos
Midargos siedział w kącie sali zjadając barani udziec, oderwał się na chwilę od jedzenia i popatrzył na mężczyznę który przed chwilą wszedł do karczmy. Wszyscy zaczęli go przeklinać, Midargos nie zrozumiał tego że, po chwili się uciszyli.
To chyba ma związek z tym że jest taki duży.
Po chwili przypomniał sobie to jak on wszedł do karczmy. Cała sala ucichła na jego widok, Midargos także tego nie rozumiał, ale coś kojarzył że to ma związek z jego wyglądem. Ludzie w porównaniu z nim są mniejsi. W końcu ma 2 metry wzrostu, poza tym nie mają długich uszu i czerwonych włosów, widział u jednego człowieka rude włosy ale nigdy nie czerwone. Popatrzył teraz na człowieka z tatuażami.
Ciekawe po co ludzie farbują swoje ciała?
Myślał nad sprawami ludzi gryząc baranie udo i rozglądając się po sali.
Midargos siedział w kącie sali zjadając barani udziec, oderwał się na chwilę od jedzenia i popatrzył na mężczyznę który przed chwilą wszedł do karczmy. Wszyscy zaczęli go przeklinać, Midargos nie zrozumiał tego że, po chwili się uciszyli.
To chyba ma związek z tym że jest taki duży.
Po chwili przypomniał sobie to jak on wszedł do karczmy. Cała sala ucichła na jego widok, Midargos także tego nie rozumiał, ale coś kojarzył że to ma związek z jego wyglądem. Ludzie w porównaniu z nim są mniejsi. W końcu ma 2 metry wzrostu, poza tym nie mają długich uszu i czerwonych włosów, widział u jednego człowieka rude włosy ale nigdy nie czerwone. Popatrzył teraz na człowieka z tatuażami.
Ciekawe po co ludzie farbują swoje ciała?
Myślał nad sprawami ludzi gryząc baranie udo i rozglądając się po sali.
-
- Marynarz
- Posty: 249
- Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
- Numer GG: 2363991
- Lokalizacja: Skądinąd
Re: [Slayers] Kompania
Karsa Orlong
Karsa przecisnął swoje blisko dwu-i-półmetrowe cielsko, zahaczając o futrynę drzwi rękojeścią potężnego, dwuręcznego miecza wystającą mu znad ramienia. Krzemienne ostrze przejechało ze zgrzytem po drzwiach, zostawiając w ciemnym drewnie głęboką rysę. Z głośnym warknięciem spojrzał na drących się na niego ludzi. Zadowolony w efektu jaki wywołał jego wygląd przepchnął się obok chudego człowieka z rysunkami na twarzy, który próbował coś do niego powiedzieć i przemaszerował przez salę z drwiącym uśmiechem wykrzywiającym jego usta. Czuł jak ciepłe powietrze roztapia śnieg na jego łysej głowie, ozdobionej tylko długim warkoczem i przywraca czucie w zmarzniętych policzkach pokrytych tatuażem, dzięki któremu jego twarz wyglądała jak popękana ceramiczna maska. Pamiątka z czasów gdy był niewolnikiem, w połączeniu z olbrzymim wzrostem i potężną muskulaturą sprawiały, że większość ludzi ze strachem ustępowała mu z drogi. Podszedł do szynkwasu, roztrącając po drodze bijący się tłumek, uciszając pięścią skutecznie tych, którzy próbowali protestować.
"Dlaczego te cholerne ludzkie karczmy są takie niskie" zastanawiał się pochylając się nad kontuarem
- Podaj mi piwo człowieczku. Tylko znajdź jakieś normalnej wielkości naczynie.
Karsa przecisnął swoje blisko dwu-i-półmetrowe cielsko, zahaczając o futrynę drzwi rękojeścią potężnego, dwuręcznego miecza wystającą mu znad ramienia. Krzemienne ostrze przejechało ze zgrzytem po drzwiach, zostawiając w ciemnym drewnie głęboką rysę. Z głośnym warknięciem spojrzał na drących się na niego ludzi. Zadowolony w efektu jaki wywołał jego wygląd przepchnął się obok chudego człowieka z rysunkami na twarzy, który próbował coś do niego powiedzieć i przemaszerował przez salę z drwiącym uśmiechem wykrzywiającym jego usta. Czuł jak ciepłe powietrze roztapia śnieg na jego łysej głowie, ozdobionej tylko długim warkoczem i przywraca czucie w zmarzniętych policzkach pokrytych tatuażem, dzięki któremu jego twarz wyglądała jak popękana ceramiczna maska. Pamiątka z czasów gdy był niewolnikiem, w połączeniu z olbrzymim wzrostem i potężną muskulaturą sprawiały, że większość ludzi ze strachem ustępowała mu z drogi. Podszedł do szynkwasu, roztrącając po drodze bijący się tłumek, uciszając pięścią skutecznie tych, którzy próbowali protestować.
"Dlaczego te cholerne ludzkie karczmy są takie niskie" zastanawiał się pochylając się nad kontuarem
- Podaj mi piwo człowieczku. Tylko znajdź jakieś normalnej wielkości naczynie.
DUB W NOSIE !
Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: [Slayers] Kompania
Karczmarz spojrzał na wielkoluda a później na kufel który właśnie wycierał. Znowu na wielkoluda, po czym odwrócił się i wyciągnął małą beczkę. Beczułka, była dla zwykłego człowieka cholernie wielka, jednak naczynie mieszczące w sobie z dziesięć kufli, świetnie mieściła się w wielkiej dłoni.
- 20 złociszy... - powiedział patrząc w zakłopotaniu jak wojownik chwyta za beczułkę.
Kelnerki roznosiły kolejne posiłki i napitki. Pajęczakowaty chłopak dostał swoje piwo od biuściastej kelnereczki. ta sama dziewczyna, blond piękność o smukłej szyi i długim warkoczu zarzuconym na ramię, podała także grochówkę ze skwarkami Leiethowi.
Tymczasem, także dosyć ładna, piegowata ruda dziewczyna, podała jagnięcinę i wodę człowiekowi w opasce na oku. Mrugnęła do niego i odeszła do szynkwasu kręcąc tyłeczkiem.
Zawodnicy rzucający nożem do tarczy, podnosili ryki niezadowolenie, gdy wielki człowiek o rudym brodzisku trafiał w najwyżej punktowane miejsca. Było to tym bardziej zaskakujące, że facet ten był kompletnie zalany. Ryczał ucieszony i był pewien zwycięstwa. Nagle do smoka przyglądającemu się rozgrywkom, przysiadł się jakiś pijaczyna. Niemalże wskoczył na ławę. Cuchnęło od niego gorzałą. Miał problemy ze scentrowaniem wzroku i czerwony nos ponad głupawym uśmieszkiem.
-Ty... hehhee... smoczuś... jesteś smooookiem nie oszukasz mnie! - pijak niemalże kładł się na Midragosie gadając przez głupawy pijacki śmiech - Smokiem! Wieeelkim. Co tu robisz? Czego tu szukasz? Nie powinieneś przypadkiem siedzieć na górze złota w swojej jaskini? Albo polować na nasze owce?! Wy cholerne gady... nie boję się was... - zaczął grozić smokowi palcem machając mu nim przed nosem. - Ostatnio zagnieździł się tu nieopodal taki smok... Zarzyna nam stada... już kilka krów porwał skubany... ale zarżniemy go... pójdzie się na niego kupą i ubije! Ubijemy gadzinę! I ciebie w końcu też... - pijak słaniał się i opierał o smoka.
-Ubijemy tego smoka i zgarniemy całe to złoto! Całe skarby na których sadza swoją zasraną dupę! - krzyknął pijak, tak ze trudno było go nie usłyszeć. Kilku ludzi odwróciło się w jego stronę, ale machnęli ręką i zajęli się dalej swoimi sprawami.
Tymczasem jakiś chłoptaś podszedł do swojego rzutu do tarczy i trafił trzy razy z rzędu w to samo, najwyżej punktowane miejsce. Rudy brodacz wkurzył się, jednak nic nie zrobił. Mimo to, jasne było że zaraz może wybuchnąć ładna awantura.
- 20 złociszy... - powiedział patrząc w zakłopotaniu jak wojownik chwyta za beczułkę.
Kelnerki roznosiły kolejne posiłki i napitki. Pajęczakowaty chłopak dostał swoje piwo od biuściastej kelnereczki. ta sama dziewczyna, blond piękność o smukłej szyi i długim warkoczu zarzuconym na ramię, podała także grochówkę ze skwarkami Leiethowi.
Tymczasem, także dosyć ładna, piegowata ruda dziewczyna, podała jagnięcinę i wodę człowiekowi w opasce na oku. Mrugnęła do niego i odeszła do szynkwasu kręcąc tyłeczkiem.
Zawodnicy rzucający nożem do tarczy, podnosili ryki niezadowolenie, gdy wielki człowiek o rudym brodzisku trafiał w najwyżej punktowane miejsca. Było to tym bardziej zaskakujące, że facet ten był kompletnie zalany. Ryczał ucieszony i był pewien zwycięstwa. Nagle do smoka przyglądającemu się rozgrywkom, przysiadł się jakiś pijaczyna. Niemalże wskoczył na ławę. Cuchnęło od niego gorzałą. Miał problemy ze scentrowaniem wzroku i czerwony nos ponad głupawym uśmieszkiem.
-Ty... hehhee... smoczuś... jesteś smooookiem nie oszukasz mnie! - pijak niemalże kładł się na Midragosie gadając przez głupawy pijacki śmiech - Smokiem! Wieeelkim. Co tu robisz? Czego tu szukasz? Nie powinieneś przypadkiem siedzieć na górze złota w swojej jaskini? Albo polować na nasze owce?! Wy cholerne gady... nie boję się was... - zaczął grozić smokowi palcem machając mu nim przed nosem. - Ostatnio zagnieździł się tu nieopodal taki smok... Zarzyna nam stada... już kilka krów porwał skubany... ale zarżniemy go... pójdzie się na niego kupą i ubije! Ubijemy gadzinę! I ciebie w końcu też... - pijak słaniał się i opierał o smoka.
-Ubijemy tego smoka i zgarniemy całe to złoto! Całe skarby na których sadza swoją zasraną dupę! - krzyknął pijak, tak ze trudno było go nie usłyszeć. Kilku ludzi odwróciło się w jego stronę, ale machnęli ręką i zajęli się dalej swoimi sprawami.
Tymczasem jakiś chłoptaś podszedł do swojego rzutu do tarczy i trafił trzy razy z rzędu w to samo, najwyżej punktowane miejsce. Rudy brodacz wkurzył się, jednak nic nie zrobił. Mimo to, jasne było że zaraz może wybuchnąć ładna awantura.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
-
- Pomywacz
- Posty: 35
- Rejestracja: środa, 25 czerwca 2008, 12:56
- Numer GG: 13716537
- Lokalizacja: Polska Śląsk Będzin
- Kontakt:
Re: [Slayers] Kompania
Brandergern
Chłopak, na chwilkę przerwał jedzenie i skupił się na rudym chłopie wygrywającym w rzucaniu nożem.Po chwili patrzenie skupił wiele energii duchowej w dwóch palcach prawej ręki i jednym szybkim ruchem wskazał na wygrywającego mówiąc cicho:
-ból*zaklęcie zadawające ból i paraliżujące w tym wypadku rękę, która służyła mu do rzucania w tarcze, po czym pomyślał:Zobaczymy jak teraz będzie rzucał, może nawet do rzucę się do zakładów, Po czym by nikt z zebranych nie podejrzewał go odwrócił się do jedzenia i zawołał na chwilkę piegowatą kelnerkę.
Chłopak, na chwilkę przerwał jedzenie i skupił się na rudym chłopie wygrywającym w rzucaniu nożem.Po chwili patrzenie skupił wiele energii duchowej w dwóch palcach prawej ręki i jednym szybkim ruchem wskazał na wygrywającego mówiąc cicho:
-ból*zaklęcie zadawające ból i paraliżujące w tym wypadku rękę, która służyła mu do rzucania w tarcze, po czym pomyślał:Zobaczymy jak teraz będzie rzucał, może nawet do rzucę się do zakładów, Po czym by nikt z zebranych nie podejrzewał go odwrócił się do jedzenia i zawołał na chwilkę piegowatą kelnerkę.
"Jako żeś spadł z nieba Lucyferze, któryś rano wschodził'
Brandergen
http://img141.imageshack.us/img141/3324 ... luedt8.jpg
Brandergen
http://img141.imageshack.us/img141/3324 ... luedt8.jpg
-
- Pomywacz
- Posty: 28
- Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
- Numer GG: 4240867
Re: [Slayers] Kompania
Leieth
Spokojnie konsumował zawartość miski cały czas bacznie obserwując osoby zebrane w karczmie. Jego uwagę przykuła olbrzymia sylwetka człowieka który wszedł nie tak dawno do środka z rozbawieniem też patrzył na to gdy karczmarz podał całą beczułkę. W między czasie zdołał też zauważyć jaką sytuacje przyjęła rozgrywka w rzucaniu nożami.
Niektórzy ludzie są chyba całkowicie odporni na alkohol. -skomentował całą sytuację był pod nie małym wrażeniem tego iż w takim stanie mężczyzna potrafił tak celnie ciskać. Zaniepokoił go za to dalszy obrót sytuacji gdy inny z bawiących się zaczął wyrównywać wynik ku wyraźnemu niezadowoleniu poprzedniego gracza. Czuł że zaraz sytuacja przybierze nieprzyjemny obrót zwłaszcza iż jakiś pijak zaczął zaczepiać rosłego czerwonowłosego mężczyznę obok. Chociaż gdy usłyszał oskarżenia jakie on ciska ledwo zdołał się powstrzymać przed śmiechem.
Oj, chyba kilka osób wypiło dziś trochę za dużo. stwierdził gdy jego wzrok wędrował od pijaka do grupy bawiących się mężczyzn, wiedział że lepiej przygotować się na nieprzyjemny obrót spraw. Jego dłoń powędrowała do prawego boku gdzie przypasany miał miecz, w takich sytuacjach broń była akurat lepszym argumentem niż słowa. Gdy upewnił się że jest w gotowości, spokojnie dokończył jedzenie tym razem szukał wzrokiem najbezpieczniejszej drogi na zewnątrz gdyby jednak rozpoczęła się karczemna burda.
Spokojnie konsumował zawartość miski cały czas bacznie obserwując osoby zebrane w karczmie. Jego uwagę przykuła olbrzymia sylwetka człowieka który wszedł nie tak dawno do środka z rozbawieniem też patrzył na to gdy karczmarz podał całą beczułkę. W między czasie zdołał też zauważyć jaką sytuacje przyjęła rozgrywka w rzucaniu nożami.
Niektórzy ludzie są chyba całkowicie odporni na alkohol. -skomentował całą sytuację był pod nie małym wrażeniem tego iż w takim stanie mężczyzna potrafił tak celnie ciskać. Zaniepokoił go za to dalszy obrót sytuacji gdy inny z bawiących się zaczął wyrównywać wynik ku wyraźnemu niezadowoleniu poprzedniego gracza. Czuł że zaraz sytuacja przybierze nieprzyjemny obrót zwłaszcza iż jakiś pijak zaczął zaczepiać rosłego czerwonowłosego mężczyznę obok. Chociaż gdy usłyszał oskarżenia jakie on ciska ledwo zdołał się powstrzymać przed śmiechem.
Oj, chyba kilka osób wypiło dziś trochę za dużo. stwierdził gdy jego wzrok wędrował od pijaka do grupy bawiących się mężczyzn, wiedział że lepiej przygotować się na nieprzyjemny obrót spraw. Jego dłoń powędrowała do prawego boku gdzie przypasany miał miecz, w takich sytuacjach broń była akurat lepszym argumentem niż słowa. Gdy upewnił się że jest w gotowości, spokojnie dokończył jedzenie tym razem szukał wzrokiem najbezpieczniejszej drogi na zewnątrz gdyby jednak rozpoczęła się karczemna burda.
-
- Marynarz
- Posty: 249
- Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
- Numer GG: 2363991
- Lokalizacja: Skądinąd
Re: [Slayers] Kompania
Karsa Orlong
Olbrzym rzucił na kontuar kilka monet.
-Trzymaj, chociaż za te kocie siki to właściwie powinieneś klientom dopłacać. - wywarczał w stronę karczmarza.
Wypił całą zawartość beczułki za jednym pociągnięciem, otarł usta z piany i dopiero teraz rozejrzał się po wnętrzu. Zainteresował go przez chwilę pijany człowieczek, drący się na jakiegoś faceta, prawie tak dużego jak Karsa. Dopiero po chwili zauważył, że jego twarz wygląda jakoś dziwnie. Zdziwiony wzruszył ramionami i skupił uwagę na grupce rzucającej nożami w tarczę. Wygląd zakazanej gęby rudowłosego niósł obietnicę bójki, na co Karsa cieszył się, szczególnie po ostatniej, mało udanej burdzie. Kątem oka złowił dziwny ruch a jego wyostrzone zmysły zwiadowcy pozwoliły mu zauważyć jak człowieczek siedzący przy jednym z dalszych stolików składa palce w gest zaklęcia skierowany w stronę rudzielca. Uśmiechnął się kpiąco.
-Kim jest ten rudy dzikus?-zapytał karczmarza-coś czuję, że jeszcze dziś przyjdzie nam się poznać bliżej ...
Olbrzym rzucił na kontuar kilka monet.
-Trzymaj, chociaż za te kocie siki to właściwie powinieneś klientom dopłacać. - wywarczał w stronę karczmarza.
Wypił całą zawartość beczułki za jednym pociągnięciem, otarł usta z piany i dopiero teraz rozejrzał się po wnętrzu. Zainteresował go przez chwilę pijany człowieczek, drący się na jakiegoś faceta, prawie tak dużego jak Karsa. Dopiero po chwili zauważył, że jego twarz wygląda jakoś dziwnie. Zdziwiony wzruszył ramionami i skupił uwagę na grupce rzucającej nożami w tarczę. Wygląd zakazanej gęby rudowłosego niósł obietnicę bójki, na co Karsa cieszył się, szczególnie po ostatniej, mało udanej burdzie. Kątem oka złowił dziwny ruch a jego wyostrzone zmysły zwiadowcy pozwoliły mu zauważyć jak człowieczek siedzący przy jednym z dalszych stolików składa palce w gest zaklęcia skierowany w stronę rudzielca. Uśmiechnął się kpiąco.
-Kim jest ten rudy dzikus?-zapytał karczmarza-coś czuję, że jeszcze dziś przyjdzie nam się poznać bliżej ...
DUB W NOSIE !
Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
-
- Pomywacz
- Posty: 52
- Rejestracja: czwartek, 20 marca 2008, 12:48
- Numer GG: 5886954
Re: [Slayers] Kompania
Midargos
- Stwor o którym mówisz, zapewne jest jaszczurem, a nie smokiem. Tak jestem smokiem i jestem z tego dumny.- Powiedział dość głośno Midargos.- Ty jesteś pijany, lepiej idź do dom.
Ludzie mogą źle odebrać to że jesteś Smokiem- Przypomniał sobie słowa opiekuna. Zaczął rozglądać się za drogą ucieczki w razie niebezpieczeństwa.- Jeśli mnie zaatakują to będę musiał ich zabić
Midargos opuścił ręce do okolicy pochew z szablami i rozejrzał się po ludzieach w Karczmie.
- Stwor o którym mówisz, zapewne jest jaszczurem, a nie smokiem. Tak jestem smokiem i jestem z tego dumny.- Powiedział dość głośno Midargos.- Ty jesteś pijany, lepiej idź do dom.
Ludzie mogą źle odebrać to że jesteś Smokiem- Przypomniał sobie słowa opiekuna. Zaczął rozglądać się za drogą ucieczki w razie niebezpieczeństwa.- Jeśli mnie zaatakują to będę musiał ich zabić
Midargos opuścił ręce do okolicy pochew z szablami i rozejrzał się po ludzieach w Karczmie.
-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: [Slayers] Kompania
Kosarz
Dni przyjął od kelnerki piwo, uśmiechając się do niej czarująco. Gdy jednak nic to nie dało, wrócił do obserwowania zawodników. Ten pijany rudzielec wzbudził jego podziw - sam będąc w takim stanie myślałby już tylko o tym, aby zwalić się pod stół i zasnąć, a ten jeszcze brał udział w rzucaniu nożem. I trafiał!
Kosarz nie zwrócił uwagi ani na gościa, który wygadywał coś o smokach, ani na tego, który czarował gdzieś przy stoliku. Chciał się rozerwać, popatrzeć na zawody, a nie wiecznie pilnować pleców - bez przesady. W razie bójki zdąży uskoczyć. Chyba.
Gdy po trzech celnych rzutach jakiegoś chłopaczka wokół Kosarza podniósł się pełen entuzjazmu ryk, akrobata dołączył do niego, wznosząc swój kufel wysoko nad głowę, po czym osuszył go za jednym podejście. Starł rękawem stróżkę bursztynowego płynu, która spłynęła mu po brodzie i wrócił do oglądania zmagań. Alkohol sprawił, że przyjemne ciepło zaczęło rozchodzić się po jego ciele, ogrzewając zmarznięte dłonie i nogi.
Dni przyjął od kelnerki piwo, uśmiechając się do niej czarująco. Gdy jednak nic to nie dało, wrócił do obserwowania zawodników. Ten pijany rudzielec wzbudził jego podziw - sam będąc w takim stanie myślałby już tylko o tym, aby zwalić się pod stół i zasnąć, a ten jeszcze brał udział w rzucaniu nożem. I trafiał!
Kosarz nie zwrócił uwagi ani na gościa, który wygadywał coś o smokach, ani na tego, który czarował gdzieś przy stoliku. Chciał się rozerwać, popatrzeć na zawody, a nie wiecznie pilnować pleców - bez przesady. W razie bójki zdąży uskoczyć. Chyba.
Gdy po trzech celnych rzutach jakiegoś chłopaczka wokół Kosarza podniósł się pełen entuzjazmu ryk, akrobata dołączył do niego, wznosząc swój kufel wysoko nad głowę, po czym osuszył go za jednym podejście. Starł rękawem stróżkę bursztynowego płynu, która spłynęła mu po brodzie i wrócił do oglądania zmagań. Alkohol sprawił, że przyjemne ciepło zaczęło rozchodzić się po jego ciele, ogrzewając zmarznięte dłonie i nogi.
-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: [Slayers] Kompania
Gabriel, długo trzeba było na ciebie czekać. To pierwszy taki raz i spóźnienie jest nie aż tak znowu wielkie więc obędzie się bez żadnej straszliwej kary.
keziu jest na wyjeździe i to bardzo długim. Nie będzie uczestniczył w sesji. Dopóki będę wiedział co zrobic z jego postacią, będę nim sterował
Gdy Brandergren wypowiedział zaklęcie, ręka Rudego nieznacznie drgnęła a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Trzeba było przyznać, chłop miał dużą wytrzymałość na ból. Ludzie torturowani tym zaklęciem, zazwyczaj wyli z bólu. Alkohol pewnie też robił swoje.
-Nie jezdem pijany... - pijak stwierdził z wyrzutem - jezdem Elmo - dodał wesoło złażąc ze smoka i prostując się na ławie. Po chwili beknął oparami gorzały prosto w twarz Midragosowi. Oczy smoka rozbłysły kolorem ognistozłotym. Zawarczał na pijaka grubym, basowym warczeniem jakby wydobywającym się z jakiejść głębokiej jamy. Odsłonił zęby. Zaostrzone jak pazury żbika z kłami podobnymi wilkom. Elmo czknął wybałuszywszy oczy. Spróbował ucieczki. Przeszkodziło mu w tym jednak wiadro stojące na trasie oraz siła grawitacji. Próbując utrzymać pion poleciał do przodu...
-Ekhm... to jest pan Grim. Jest skórnikiem i codziennie przychodzi tu po pracy - odrzekł karczmarz zaglądając ze zdziwieniem do odstawionej przez Karsę beczułki. Podrapał się po głowie zastanawiając się czy zapłacił składkę ubezpieczeniową w tym miesiącu. Z zamyślenia wyrwał go pędzący w stronę zawodników Elmo, wrzeszczący nieludzkim jękiem.
Pan Grim składał się do strzału. Ręka bolała go niemiłosiernie. Zdobył już dużo punktów, ale mógł pozwolić sobie tylko na jeden zepsuty strzał aby wygrać. Ucichły ryki radości. Ręka drżała i bolała jakby ją ktoś piłował tępą piłą. Pierwszy rzut. Nóż świsnął i trafił w tarczę. Prosto w wymierzony cel. Kika osób westchnęło. chłopak rywalizujący z nim o wygraną skrzywił twarz.
Chwycił za drugi nóż. Złapał za ostrze i wymierzył. Rzut. Tym, razem niecelny. Zaklął paskudnie. Chwycił za kolejny. To był ostatni strzał decydujący o wszystkim. Zamknął na chwile oczy aby opanować drżenie ręki. Otworzył je i scentrował wzrok na tarczy. Wziął zamach...
-Aaauuuiiiaaaeeeaaaa...hic! auauaeajaajeeee! - Elmo wleciał w pana Grima podczas gdy rzucał. Nóż nie trafił nawet w tarczę o cal omijając czarnobrodego krasnoluda.
-NIECH CIĘ ZARAZA KURWI SYNU!!!! - Ryknął pan Grim patrząc na wbity w ścianę karczmy nóż. Podniósł Elma za kołnierz. Elmo zdziwiony tym że znalazł się w kręgu zainteresowania, czknął rozglądając się wokoło. Pan Grim rzucił pijaczyną w strone Karczmarza i trafił w krasnoluda jedzącego baraninę. Siwy rybak którego Elmo ledwo minął, rzucił kuflem z Pana Grima. Kufel leciał niecelnie i trafił w czarnowłosego elfa. po Karczmie zaczęły latać najróżniejszego rodzaju pociski.
Dni oberwał po głowie kością wołową. Na chwilę świat zrobił się czarny i chłopak ugiał sie pod ciężarem ciosu. Po chwili odzyskał jednak wzrok i zauwazył że zaraz obok jest stół pod którym mozna się schować.
W stronę Brandergrena poleciał kufel pełen wybornego Krasnoludzkiego piwa z góry Herdin.
Na Midragosa rzucił się mężczyzna z krzesłem w postaci maczugi. Smok wstał i rozwalił krzesło jednym uderzeniem pięści. Mężczyzna przewrócił się i uciekł szukając innej broni
W stronę Leietha, niczym dysk poleciał talerz zawierający jeszcze przyklejoną doń kaszę ze skwarkami i cudem ominął go roztrzaskując się o szynkwas.
Ku wielkiej radości Karsy, pędził na niego Czarnobrody krasnolud trzymający w ręku pokaźny barani udziec.
keziu jest na wyjeździe i to bardzo długim. Nie będzie uczestniczył w sesji. Dopóki będę wiedział co zrobic z jego postacią, będę nim sterował
Gdy Brandergren wypowiedział zaklęcie, ręka Rudego nieznacznie drgnęła a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Trzeba było przyznać, chłop miał dużą wytrzymałość na ból. Ludzie torturowani tym zaklęciem, zazwyczaj wyli z bólu. Alkohol pewnie też robił swoje.
-Nie jezdem pijany... - pijak stwierdził z wyrzutem - jezdem Elmo - dodał wesoło złażąc ze smoka i prostując się na ławie. Po chwili beknął oparami gorzały prosto w twarz Midragosowi. Oczy smoka rozbłysły kolorem ognistozłotym. Zawarczał na pijaka grubym, basowym warczeniem jakby wydobywającym się z jakiejść głębokiej jamy. Odsłonił zęby. Zaostrzone jak pazury żbika z kłami podobnymi wilkom. Elmo czknął wybałuszywszy oczy. Spróbował ucieczki. Przeszkodziło mu w tym jednak wiadro stojące na trasie oraz siła grawitacji. Próbując utrzymać pion poleciał do przodu...
-Ekhm... to jest pan Grim. Jest skórnikiem i codziennie przychodzi tu po pracy - odrzekł karczmarz zaglądając ze zdziwieniem do odstawionej przez Karsę beczułki. Podrapał się po głowie zastanawiając się czy zapłacił składkę ubezpieczeniową w tym miesiącu. Z zamyślenia wyrwał go pędzący w stronę zawodników Elmo, wrzeszczący nieludzkim jękiem.
Pan Grim składał się do strzału. Ręka bolała go niemiłosiernie. Zdobył już dużo punktów, ale mógł pozwolić sobie tylko na jeden zepsuty strzał aby wygrać. Ucichły ryki radości. Ręka drżała i bolała jakby ją ktoś piłował tępą piłą. Pierwszy rzut. Nóż świsnął i trafił w tarczę. Prosto w wymierzony cel. Kika osób westchnęło. chłopak rywalizujący z nim o wygraną skrzywił twarz.
Chwycił za drugi nóż. Złapał za ostrze i wymierzył. Rzut. Tym, razem niecelny. Zaklął paskudnie. Chwycił za kolejny. To był ostatni strzał decydujący o wszystkim. Zamknął na chwile oczy aby opanować drżenie ręki. Otworzył je i scentrował wzrok na tarczy. Wziął zamach...
-Aaauuuiiiaaaeeeaaaa...hic! auauaeajaajeeee! - Elmo wleciał w pana Grima podczas gdy rzucał. Nóż nie trafił nawet w tarczę o cal omijając czarnobrodego krasnoluda.
-NIECH CIĘ ZARAZA KURWI SYNU!!!! - Ryknął pan Grim patrząc na wbity w ścianę karczmy nóż. Podniósł Elma za kołnierz. Elmo zdziwiony tym że znalazł się w kręgu zainteresowania, czknął rozglądając się wokoło. Pan Grim rzucił pijaczyną w strone Karczmarza i trafił w krasnoluda jedzącego baraninę. Siwy rybak którego Elmo ledwo minął, rzucił kuflem z Pana Grima. Kufel leciał niecelnie i trafił w czarnowłosego elfa. po Karczmie zaczęły latać najróżniejszego rodzaju pociski.
Dni oberwał po głowie kością wołową. Na chwilę świat zrobił się czarny i chłopak ugiał sie pod ciężarem ciosu. Po chwili odzyskał jednak wzrok i zauwazył że zaraz obok jest stół pod którym mozna się schować.
W stronę Brandergrena poleciał kufel pełen wybornego Krasnoludzkiego piwa z góry Herdin.
Na Midragosa rzucił się mężczyzna z krzesłem w postaci maczugi. Smok wstał i rozwalił krzesło jednym uderzeniem pięści. Mężczyzna przewrócił się i uciekł szukając innej broni
W stronę Leietha, niczym dysk poleciał talerz zawierający jeszcze przyklejoną doń kaszę ze skwarkami i cudem ominął go roztrzaskując się o szynkwas.
Ku wielkiej radości Karsy, pędził na niego Czarnobrody krasnolud trzymający w ręku pokaźny barani udziec.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
-
- Pomywacz
- Posty: 35
- Rejestracja: środa, 25 czerwca 2008, 12:56
- Numer GG: 13716537
- Lokalizacja: Polska Śląsk Będzin
- Kontakt:
Re: [Slayers] Kompania
Branedergern
*Chłopak osłonił się przed lecącym kuflem, którego zawartość ubabrała mu rękę. Zły otrzepał się i rozejrzał po karczmie Chyba czas się zmywać, hmm a może jednak warto poczekać aż się wykończą Jego uwagę jednak dalej przykuwał skórnik zwany Grimem, Ciekawe przełamał moje zaklęcie i pewnie by wygrał gdyby nie ten pijak,Ciekawe czy w ogóle jest człowiekiem czy tylko takiego udaje, nieważne muszę ruszyć w drogę Westchnął cicho po czym wskoczył na ladę i odsłonił swoje oko ukryte pod bandażem*. Źrenica powiększyła się i jakby rozpływać zamieniając się w ciecz(Moja zdolność nagrywania wydarzeń)Brandergern odskoczył do tyłu koło karczmarza i przygotował miecz do obrony.
Moje "ślepe oko": http://tn3-1.deviantart.com/fs8/300W/i/ ... ihilio.jpg
*Chłopak osłonił się przed lecącym kuflem, którego zawartość ubabrała mu rękę. Zły otrzepał się i rozejrzał po karczmie Chyba czas się zmywać, hmm a może jednak warto poczekać aż się wykończą Jego uwagę jednak dalej przykuwał skórnik zwany Grimem, Ciekawe przełamał moje zaklęcie i pewnie by wygrał gdyby nie ten pijak,Ciekawe czy w ogóle jest człowiekiem czy tylko takiego udaje, nieważne muszę ruszyć w drogę Westchnął cicho po czym wskoczył na ladę i odsłonił swoje oko ukryte pod bandażem*. Źrenica powiększyła się i jakby rozpływać zamieniając się w ciecz(Moja zdolność nagrywania wydarzeń)Brandergern odskoczył do tyłu koło karczmarza i przygotował miecz do obrony.
Moje "ślepe oko": http://tn3-1.deviantart.com/fs8/300W/i/ ... ihilio.jpg
"Jako żeś spadł z nieba Lucyferze, któryś rano wschodził'
Brandergen
http://img141.imageshack.us/img141/3324 ... luedt8.jpg
Brandergen
http://img141.imageshack.us/img141/3324 ... luedt8.jpg
-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: [Slayers] Kompania
Dni
Kosarz dostał w łeb tak mocno, że aż w zębach poczuł. Przed oczami zrobiło mu się ciemno, a później czerwono, zatoczył się na jakiś mebel. W międzyczasie walka rozpętała się na dobre - w powietrzu latało wszystko - kawałki krzeseł, naczynia, zęby. Na twarzy akrobaty pojawił się rogal uśmiechu - lubił zamieszki, nawet bardzo lubił. Wyprostował się i szybko uderzył gościa, który się na niego zamierzał - między nimi musiało być jakieś pięć piw różnicy, oczywiście na korzyść Dni, gdyż napastnik wywinął orła po ciosie, który wcale taki fachowy nie był. Jednak widząc, że wokół robi się za gęsto, Kosarz zwątpił - nie zamierzał dostać po mordzie, o nie. Po przewrocie w tył, wylądował miękko na stole, na mocno ugiętych nogach. Gdy mebel zachwiał się niebezpiecznie, Dni zeskoczył po drugiej stronie, rozglądając się szybko wokół - walka nie była jeszcze w stadium ostatecznym, nie musiał sięgać po broń. No i dobrze, bo musiałby znowu wskoczyć na stół, aby rozkręcić łańcuch. Na razie zamierzał przybrać pozę defensywną, może dotrwa do końca. A jak nie, to go oknem wyrzucą. Byle nie zamkniętym.
Kosarz dostał w łeb tak mocno, że aż w zębach poczuł. Przed oczami zrobiło mu się ciemno, a później czerwono, zatoczył się na jakiś mebel. W międzyczasie walka rozpętała się na dobre - w powietrzu latało wszystko - kawałki krzeseł, naczynia, zęby. Na twarzy akrobaty pojawił się rogal uśmiechu - lubił zamieszki, nawet bardzo lubił. Wyprostował się i szybko uderzył gościa, który się na niego zamierzał - między nimi musiało być jakieś pięć piw różnicy, oczywiście na korzyść Dni, gdyż napastnik wywinął orła po ciosie, który wcale taki fachowy nie był. Jednak widząc, że wokół robi się za gęsto, Kosarz zwątpił - nie zamierzał dostać po mordzie, o nie. Po przewrocie w tył, wylądował miękko na stole, na mocno ugiętych nogach. Gdy mebel zachwiał się niebezpiecznie, Dni zeskoczył po drugiej stronie, rozglądając się szybko wokół - walka nie była jeszcze w stadium ostatecznym, nie musiał sięgać po broń. No i dobrze, bo musiałby znowu wskoczyć na stół, aby rozkręcić łańcuch. Na razie zamierzał przybrać pozę defensywną, może dotrwa do końca. A jak nie, to go oknem wyrzucą. Byle nie zamkniętym.
-
- Pomywacz
- Posty: 28
- Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
- Numer GG: 4240867
Re: [Slayers] Kompania
Leieth
Leieth poczuł ulgę gdy talerz minął go, wiedział że lepiej nie pozostawać w jednym miejscu w czasie burdy. Szybko wstał rozglądając się za dogodnym miejscem do obrony, gdyż i tak zrezygnował z przebijania sie do drzwi. Złapał swoje tobołki i wycofał się pod najbliższą ścianę, przynajmniej nie musiał martwić się że ktoś zajdzie go od tyłu i mógł spokojnie obserwować walczących. Zawsze preferował słowne rozwiązanie problemów ale przeciw pijanym i rozwścieczonym agresorom były bezużyteczne, za to miecz w dłoni był doskonałym argumentem.
Mam nadzieję że żaden z nich nie będzie na tyle pijany by mnie zaatakować. pomyślał wciąż lustrując wzrokiem zebrane w karczmie osoby, gdy którykolwiek z walczących zbliżył się do niego dobywał broni i z pewnością malującym się na twarzy powiedział do napastnika:
- Lepiej przemyśl to jeszcze raz, przyjacielu.
Leieth poczuł ulgę gdy talerz minął go, wiedział że lepiej nie pozostawać w jednym miejscu w czasie burdy. Szybko wstał rozglądając się za dogodnym miejscem do obrony, gdyż i tak zrezygnował z przebijania sie do drzwi. Złapał swoje tobołki i wycofał się pod najbliższą ścianę, przynajmniej nie musiał martwić się że ktoś zajdzie go od tyłu i mógł spokojnie obserwować walczących. Zawsze preferował słowne rozwiązanie problemów ale przeciw pijanym i rozwścieczonym agresorom były bezużyteczne, za to miecz w dłoni był doskonałym argumentem.
Mam nadzieję że żaden z nich nie będzie na tyle pijany by mnie zaatakować. pomyślał wciąż lustrując wzrokiem zebrane w karczmie osoby, gdy którykolwiek z walczących zbliżył się do niego dobywał broni i z pewnością malującym się na twarzy powiedział do napastnika:
- Lepiej przemyśl to jeszcze raz, przyjacielu.
-
- Marynarz
- Posty: 249
- Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
- Numer GG: 2363991
- Lokalizacja: Skądinąd
Re: [Slayers] Kompania
Karsa
-No i proszę, jakbym to przewidział! - powiedział do siebie cicho.
Widząc nacierającego na niego z kawałem mięcha w ręku krasnoluda Karsa najpierw się ostro zdziwił, a potem wybuchnął głośnym śmiechem, bo niski osobnik sięgał mu głową ledwie do pasa. Powstrzymał szarżującego pokurcza kładąc mu rękę na głowie i utrzymując się w ten sposób poza zasięgiem baraniego udźca. Śmiał się przy tym tak mocno, że aż zaczęły mu płynąć z oczu łzy. W końcu z cichym westchnięciem stuknął miotającego się krasnoluda drugą ręką czoło.
-Dziwna kraina, dziwny świat - powiedział - ale przynajmniej ludziki odważne. Chociaż głupawe - dodał, patrząc na krasnoluda.
-No i proszę, jakbym to przewidział! - powiedział do siebie cicho.
Widząc nacierającego na niego z kawałem mięcha w ręku krasnoluda Karsa najpierw się ostro zdziwił, a potem wybuchnął głośnym śmiechem, bo niski osobnik sięgał mu głową ledwie do pasa. Powstrzymał szarżującego pokurcza kładąc mu rękę na głowie i utrzymując się w ten sposób poza zasięgiem baraniego udźca. Śmiał się przy tym tak mocno, że aż zaczęły mu płynąć z oczu łzy. W końcu z cichym westchnięciem stuknął miotającego się krasnoluda drugą ręką czoło.
-Dziwna kraina, dziwny świat - powiedział - ale przynajmniej ludziki odważne. Chociaż głupawe - dodał, patrząc na krasnoluda.
DUB W NOSIE !
Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy