[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: BlindKitty »

Yang Lou i Shreth

- Ech... Dziwni jesteście. Możecie jeszcze zmienić zdanie - mówiąc to patrzył na Iseris. On mógł umrzeć, ale nie ona! Jak ją przekonać, żeby pojechała dalej. - Wiecie, szczególnie ty, Iseris, że zwykłem pchać się w sytuacje bez wyjścia, jeśli tylko może to komuś pomóc. Ale nie chcę w to wciągać nikogo poza sobą. A już na pewno nie ciebie - nadszedł czas odsłonić karty... Tak jakby jeszcze nie wiedziała, co mam na ręce.
Shrerth pewnie zaraz zacznie marudzić. Ale trudno. Ona nie może tu umrzeć.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Dziewczyna w milczeniu przysłuchiwała się rozmowom. Nie podobał jej się ten entuzjazm Erytryna. Irytowało ją trochę, że podchodzi do tego tak niefrasobliwie. Ona nie była w stanie zachować tak daleko posuniętego spokoju... Zachowywała jego pozór...

Gdy Mistyk wyszedł na powitanie Łowców Dusz, wyszła za nim. Nie chciała zostawiać go samego, bojąc się, że jakiekolwiek ataki demonów moga nadejść w dowolnej chwili. Wolała mieć wtedy Erytryna na oku, bo jego śmierć była teraz ostatnią rzeczą, której by chciała. Już miała go raz na sumieniu i nie dawało jej to spokoju przez cały czas...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:

No czyli nie jest tak tragicznie, co prawda o utrzymaniu miasta to można zapomnieć ale powinniśmy zdążyć się ewakuować.. A jak już mowa o obronie na wzgórzu... Może by z tego wzgórza stoczyć na nich jakieś głazy, kamienie, czy cokolwiek? - nie dawał towarzyszom spokoju wymyślając różne sposoby jakimi można by uprzykrzyć szturm demonom.
I tak nikt tego nie czyta...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Arilyn Faerith:

Caął ekipa Łowców Dusz przyjechała w wielkim, pietrowym rydwanie, ciągniętym przez jakieś kościane maszkary. Mistyk przywitał się z dowódcą – A właśnie, mamy dla was kilkoro ludzi... nie wiem, czy drugiego dnia pojadą razem z nami dalej, czy zostaną, ale zawsze coś do przodu - westchnął Łowca. Mistyk powoli przeszedł z łowcą w strone miasta, a za nimi powoli jechał rydwan. Pojazd zatrzymał się wewnątrz i otworzyła się tylnia klapa. Łowcy powoli zaczęli wychodzić...


Yang Lou, Arilyn Faerith i Velius:

- EJ! Jesteśmy ci winni życie. Jeśli nam tu zdechniesz to jak się odpłacimy? - zapytała Iseris, biorąc się pod boki. - Nie, nie i jeszcze raz nie, cwaniaczku - mrugnela do Yanga. Chyba nie traktowała zagrożenia dość powaznie... Elf sie tylko usmiechnął, kręcąc głową. Wtedy otworzył się tylni właz rydwanu i Łowcy dusz zaczęli wychodzić. Yang stanął oko w oko z Erytrynem. Mistyk uniósł brwi. – Arilyn, patrz kogo nam tu dowieźli! - zaśmiał się, klepiąc szermierza w ramię.
Velius i Torosar powoli dotarli do rydwanu. Nieumarły mówił coś na temat bezsensowności toczenia jakichś_głazów w stronę pochyłości, o braku kamienia na popielnej pustyni i jakichs innych pierdołach.
- No, brakuje tylko Eltharonda i byłaby pełna ekipa - mruknął Mistyk krzywiac się. Przywitał towarzyszy Yanga. Iseris skinęła mu głową. Nie spodobał jej się ten meżczyzna, coś z nim było nie tak i chyba „będzie miała na niego oko...” uczucie to tylko się pogłębiło, gdy zobaczyła po ich stronie nieumarłego. Podchodząca ku zebranym Arilyn nie poprawiła sytuacji...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

- Erytryn, błagam cię... Nie wspominaj tego zdrajcy... Nie chcesz chyba bym zaczęła miotać przekleństwa? - burknęła na Mistyka.
Dziewczyna głęboko odetchnęła widząc Yanga całego.
- Miło widzieć cię w jednym kawałku - powiedziała z uśmiechem. Nawet oczy jej lekko przy tym rozbłysły, choć na krótko. Była zbyt spięta. By się w pełni cieszyć...
Dziewczyna podeszła bliżej nowo przybyłych. Zdjęła rękawicę i wyciągnęła dłoń do uścisku - wpierw w stronę Iseris, jako do kobiety, potem do elfa.
- Jestem Arilyn Faerith, Płomienny Szermierz, Dłoń Darkantropii - przedstawiła się wymieniając nie tylko swoje imię i nazwisko, ale również profesję i stopień.
- Dotarliście tu, że tak powiem, tuż przed burzą - uśmiechnęła się blado.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: BlindKitty »

Yang Lou i Shreth

- Tak, całego, zdrowego, i nawet z dodatkową premią - mruknął okiem do Arilyn. - Poznaj moich towarzyszy - zaczął, rzecz jasna, od elfki - Oto moja droga Iseris, która będzie nas mogła wesprzeć zaklęciem czy dwoma; Haw'Jin, który ostatnio wspominał coś o włóczni; i gwóźdź programu - wyszczerzył zęby, po czym uderzył się lekko w nagarstek, tworząc w powietrzu krwawą katanę - mój własny symbiotyczny demon, Shreth.

Rozejrzał się dookoła.
- Pustawo tutaj. Rozumiem, skoro wspominasz coś o burzy, że reszta uciekła przed demonami?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Skinęła głową poważnie na słowa Yanga.
- Owszem. Dziś dokonaliśmy ewakuacji tych, którzy z całą pewnością nie mogą walczyć. Po dzisiejszej, nocnej walce rano, gdy portal się naładuje wyślemy wszystkich rannych i niezdolnych do walki... - wyjaśniła.
- Także w zasadzie jeśli zamierzacie tu zostać na noc, módlcie się byście byli niezdolni do dalszej walki, ale żywi - powiedziała z kwaśnym uśmiechem.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:
Robi się co raz ciekawiej... - mruknął mag po czym zapytał się: Więc jak, mamy coś jeszcze do zrobienia, czy już tylko czekamy na przybycie demonów? W czymś jeszcze pomóc czy zająć się czymkolwiek byle tylko nie plątać się pod nogami? Czekał na jakieś polecenie czy sugestię, gdyż nie lubił nieefektywnego oczekiwania.
I tak nikt tego nie czyta...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Iseris uscisnęła dłoń Arilyn, uśmiechając się.
- Wkrótce będziesz miał okazję... - powiedział Mistyk do Veliusa. – Patrz na ten kształt... ten tam w górach - powiedział, po czym widząc jak jego kompani mruzą oczy skinął na wszystkich.
Po krótkiej drodze na basztę mistyk wskazał punkt. – Góry... - rzucił szermierz. –Nie tylko - powiedział mistyk. – ta jedna.. jest trochę nieregularna - zauważyła Iseris. – Tak, widzicie ja wszyscy? - zapytał mistyk. – No, taki mały szczyt medzy tamtymi... - zaczął Haw’Jin. – To Azazel - powiedział Mistyk. Zapadła grobowa cisza.
Waży na oko z siedemdziesiat milionów ton i ma jeszcze armię - mruknął Nachtrinroth, stojacy za wszystkimi. – I dostanie po swojej metalowej dupie tu i teraz - dodal mistyk. Góra podniosła się. Demon chyba wcześniej stał na czterech lapach. Teraz spojrzał w stronę miasta i z gor zaczela wylewac się jego armia. Wygladało to jak wyrojenie mrowiska...
- A więc się zaczyna... - powiedział Nachtrinroth. Obrócił się i zszedł po schodach na dół. – Dotrą tu za godzinę. Ja zostaję na murach. Zarimowie idą na front, ludzi zostaja z tyłu... Velius, chcesz oddział, czy wolisz stać na murze? zapytał maga mistyk. Jego twarz była absolutnie spokojna. Można_by rzec, że postradał zmysły. Pewność w jego spojrzeniu i głosie była niezachwiana...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Dziewczyna patrzyła wprost na wskazany w górach punkt. Pobladła gwałtownie, a zbyt pewna siebie postawa Mistyka wyprowadziła ją nieco z równowagi. Nie sądziła, że Azazel zjawi się osobiście... To raz... Dwa, że jego rozmiary przyprawiły ją o chęć zwrócenia śniadania. No to przekichane. Zaklęła cicho pod nosem. Zacisnęła zęby. Ale skoro już postanowiła co zrobi, będzie się tego trzymać. Choćby za cenę swojego życia... Po krótkim zastanowieniu w myślach się poprawiła: "Na pewno za cenę mojego życia". Nagle zaczęła się zastanawiać jak to jest umrzeć...
- Mamy jeszcze krótką chwilę nim on się tu zjawi... Wykorzystajmy ją i przygotujmy się - powiedziała, ale nie ruszyła się z miejsca. Ona była gotowa. Była gotowa na odwiedziny w samym piekle... Rapiery czekały tylko na dobycie ich w boju.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:
Chyba jednak lepiej będzie, jak stanę na murach - odparł trochę niezdecydowanie mag - Mój pancerz jest bardzo ciężki, a tu jest dosyć stromo, jak się potknę albo mnie ktoś przewróci i stoczę się kawałek to ciężko będzie mi potem wycofać się, a z murów swoje mogę zdziałać, jakby się na nie niektóre demony przedostały to też powinienem dać sobie radę o ile nie będzie ich za dużo. Wiedział, że to nie będzie prosta walka a jego mobilność jest dosyć mocno ograniczona, a nie zamierzał ginąć - nawet bohaterską śmiercią.
I tak nikt tego nie czyta...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: BlindKitty »

Yang Lou i Shreth

Westchnął ciężko. Zanosiło się na to, że tym razem zostanie tutaj już na zawsze. Potarł się ręką po twarzy. Zarost zaczynał odrastać. Czyli pewnie włosy na głowie powoli też. Ciekawe czy zdążę jeszcze odchodować swoje wąsy, pomyślał.
Bo jak tak dalej pójdzie, to na harcap na pewno nie mam już co liczyć, dodał w myślach, ignorując symbionta który chciał coś powiedzieć.
- Macie coś czym można rzucać albo strzelać, i czym umiałbym się posłużyć? Czy mam iść na dół. Ostatnio jestem nieco silniejszy, niż ustawa przewiduje, i w miarę szybki, więc myślę że jakoś bym sobie tam na poradził... - zastanowił się.
*Jak myślisz, damy sobie tam na dole radę?* - spytał Shretha.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Nastąpiły dwie godziny przygotowań, po których armia wymaszerowała na przedpole miasta – na wzniesienie, gdzie miała nastąpić obrona. Zarimowie wyszli naprzód przed szergi. Dwanaście oddziałów ustawiło się na sczycie wzniesienia przed miastem... a od strony gór biegły demony. Azazel przekroczył góry i szedł kawał z tyłu. Olbrzymia masa rur, płyt i metalowych elementów powoli kroczyła pośrodku ostatnich szeregów swej armii.
Zarimowie wyszli jeszcze dalej w strone nadciągajacych sił. Staneli w sporej odległości od siebie i jeszze wieskzej od ludzi. Było ich razem pięciu. Wielki, cieżki rycerz w czarnym pancerzu z masą kolców i czaszkowych ornamentów stał pierwszy na prawo. To był Zargatar. nastęny był Nachtrinroth - przywódca szkoły skrytobójców, której nazwy nikt poza zarimami, Arilyn i jej dwoma towarzyszami nikt z obecnych nie znał. Posrodku stał Trish'Tross - powykrecana masa metalu, przypominajace nieco samego azazela, tyle że była podobna do behemota... podczas, gdy azazel nei był podobny do czegokolwiek. Na lewo Stała kobieta w lekkim pancerzu z długimi, białymi włosami. To była Deia. Ostatnim zarimem tu przysłanym był Oroh, noszący średni pacnerz i dziwaczny topór, wygladajacy trochę jak.. korbacz. - Nie ruszy na nas osobiście, wyśle armię.. - mruknął Zargatar. - Taa, po co mieć nowe rysy na skórze, gdy można wysłać swoje wierne sługi, które tam bedą szdychać setkami, nie? - westchnął Trish'Tross. Armia dotarła pod wzneisienie i ruszyła w górę. Demony parskały, zawodziły, szczekały i wydawały całą masę animalistycznych dźwięków. Zarimwoie stali spokojnie, ale ludzie, pomimo, ze od demonów dzielił ich ponad kilometr, zaczynali się pocić i przestępiować z nogi na nogę. Dłonie zaciskały się w pięści, bicia serc przyspieszały. Nawet na murach napiecie było niemal namacalne. Velius przełknłą ślinę i strząsnął ręce, chcac się uspokoić.
Na znak Nachtrinrotha Trish ruszył naprzód. Szybko... zaczął się toczyć. Gdy od demonów dzieliło go niecałe dwadziescia metrów wyhamował niemal natychmiast...

Potem zawył.

Dźwięk był nie do zniesienia. Ludzie nie byuli w stanie nawet paść na kolana, bo ich mięśnie stwardniały, a oczy stanęły w słup. Wygladało na to, że spośród żywych tylko Arilyn i Erytryn pozostali nienaruszeni. Demony potknęły się w swym pędzie, tratując nawzajem. Gdy kurz opadł zapadła martwa cisza. Demony patrzyły na Trisha.
Zarimowie się zaśmiali, a demony ruszyły do odwrotu... bedąc tuz przed przeciwnikiem. Azazel tupnął wściekle. Ziemia zadrzała... ale demony i tak uciekały jak szalone - byle dalej... byle dalej... od tego czegoś...
- Kupiliśmy trzy godziny - mruknął Zargatar. Ludzie powoli się supkajali, trząsli głowami, dotykali powoli rozluźniających się mięśni, otrząsali z szoku.
- Może i morale troche oslablo, ale zaraz nieco wzrosnie stwierdziła Deia, oglądając się wstecz.

Kolejna fala uderzyła po dwóch i połowie godziny, tym razem juz doszło do regularnego starcia. Demony , które przeszły koło zarimów zostały dźgane włóczniami lub spychane w dół. Velius siedział za daleko, by komukolwiek pomóc. Nie sięgał tak daleko... Yang stał dzieś w szeregu razem z dwójką towarzyszy. Byli w małym prześwicie miedzy oddziałami, tak samo Arilyn i Torosar, tyle, ze oni stali w przeswitach samotnie. Wycinali wszystkie dmony w zasięgu ostrza. Dla nich demony II kręgu nie stanowiły wielkiego wyzwania...

Bitwa została rozstrzygnieta w niecałą godzinę. Ludzie nie mili zbyt wielu strat. Dwaj kapłani Thirel wedrowali, wskrzeszając poległych i lecząć rannych. Wzgórze było zasłane ciałami demonów. Zarimowie wrócili rozmawiajac i śmiejąc się... ludzie byli szczęśliwi, że przeżyli... ze miasto przetrwało i mogli wrócić na czekajacą na nich goracą strawę.
Wszyscy jedli w milczeniu. Arilyn, Yang, Velius, Haw'Jin, Iseris, Torosar i Erytryn siedzieli przy stole z zarimami w oddzielnym pokoju. – Mamy spokój na pięć godzin. Potem możemy się spodziewac ataku samego Azazela. może powiesz nam, co wprawia cię w tak świetny nastrój, Erytrynie? - zapytał Nachtrinrotch. - Chyba mam haka na Azazela - odparł mistyk, pogryzajac pieczony udziec dzika. - Obawiam sie, że nie mogę niestety o nim powiedzieć... - dodał i popił przyniesionym piwem. - Jesli Azazel się cokolwiek dowie, to sie przygotuje... i koniec z planem - stwierdził, uśmiechajac się.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Bitwa była tym czego elfka potrzebowała na rozprężenie. Jej nerwy były napięte do granic możliwości, więc nie patyczkowała się z żadnym demonem, który wpadł w zasięg jej rapierów. Intensywne szkolenia w Darkkeep pozwoliły jej teraz dać upust jej irytacji. Była niczym szalejąca burza ognia... Na małym obszarze.

Gdy bitwa się zakończyła, Arilyn bez słowa schowała rapiery. Odetchnęła. Nie było tak źle...

Siedziała przy stole wraz z zarimami, Erytrynem, Veliusem i resztą. Miała zamyśloną minę, mimo tego iż słuchała uważnie wszelkich padających przy stole słów. Zjadła swoją kolację pierwsza spośród wszystkich jedzących przy tym stole... Potem zaczęła się rozmowa...
Mamy spokój na pięć godzin. Potem możemy się spodziewać ataku samego Azazela. może powiesz nam, co wprawia cię w tak świetny nastrój, Erytrynie? - zapytał Nachtrinrotch.
- Chyba mam haka na Azazela - odparł mistyk, pogryzając pieczony udziec dzika. - Obawiam sie, że nie mogę niestety o nim powiedzieć... - dodał i popił przyniesionym piwem. - Jeśli Azazel się cokolwiek dowie, to sie przygotuje... i koniec z planem - stwierdził, uśmiechając się.
Dziewczyna słysząc to rąbnęła obiema pięściami w stół, aż ten zaskrzypiał i się zatrząsł. Kubki się poprzewracały, rozlewając zawartość. Arilyn gwałtownie wstała od stołu i wyszła z pokoju. Nie było wątpliwości, że poruszyły ją słowa Erytryna...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:
Zdziwiła go trochę reakcja Arilyn, chciał sie zapytać o co jej mogło chodzić ale stwierdził, że to chyba nie ma sensu...
Po chwili milczenia powiedział do Erytryna: To dobrze, że masz plan, z pewnością będzie łatwiej. Co do nie ujawniania go to dobrze robisz, nie żebym podejrzewał kogokolwiek o coś, ale nigdy nie wiadomo gdzie się znajdzie jakaś szkarada czy coś co podsłucha...

...

Odpoczynek zbliżał się ku końcowi, Velius postanowił wrócić już na mury. Ostatnio nie miał tam za wiele do roboty, ale nie martwiło go to zbytnio, wiedział, że i na niego przyjdzie czas by pomógł. Póki co wypatrywał tylko, czy jakaś wielgachna katapulta czy też sam Azazel nie ciśnie w mur wielkim głazem, stwierdził, że to byłaby wyjątkowo głupia śmierć, a jemu do śmierci się nie śpieszyło, szczególnie takiej... Lekko poddenerwowany wyczekiwał drugiej fali demonów.
I tak nikt tego nie czyta...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: BlindKitty »

Yang Lou i Shreth

Jadł niewiele i powoli. Szybko jednak odsunął od siebie talerz. Przejechał głową po powoli odrastających włosach. Nie było możliwości się ogolić, już od dość długiego czasu... Właściwie odkąd w ogóle ma tę skórę na głowie.
Nie interesował się za bardzo tym co się działo w pomieszczeniu. Odnotował tylko, że przewrócił się jego kubek, ciężko byłoby mu jednak podać przyczynę takiego stanu rzeczy. Postawił go jednak z powrotem do pionu. I tak był pusty. Yang czekał tylko, aż Iseris skończy jeść.

Pięć godzin, a potem Azazel. Szermierz nie zwykł panikować, i teraz się to nie zmieniło. Ale był pewien, że tego nie przetrwa. Że to będzie jego ostatnia walka. Czyli miał przed sobą pięć godzin... Warto byłoby je z nią spędzić. Kiedy zjadła, podniósł głowę.
- Iseris... Chodźmy gdzieś, na jakiś spacer. Wiem że to miasto nie zachęca... Ale mamy teraz trochę wolnego czasu. Chciałbym spędzić go z tobą - szermierz musiał skupić całą siłę woli, żeby zdołać to powiedzieć. Coś jakby trzymało go za gardło. Zawsze miał trudności w rozmowach z kobietami, i tym razem nie było inaczej. - Proszę... - dodał jeszcze.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Erytryn spojrzał za Arilyn. – Chyba źle mnie zrozumiała - westchnął. - Ten demon na pewno ma swoje czujki w mieście, a my siedzimy przy stole z najpotężniejszymi istotami w tym mieście. Na pewno każdy z zarimów jest obserwowany - mistyk wzruszył ramionami. - Ano - potwierdzila Deia, przeżuwając.
Mistyk westchnął. Wstał, by pójść do Arilyn i z nią porozmawiać. Przy stole nie padło już ani jedno słowo.
Wszyscy się rozeszli wkrótce.

Velius:

Na murach byli żołnierze. Stali na blankach, lub siedzeli o nei oparci. Czasem spacerowali po ulicach, wypatrujac czegos podejrzango. Ci na murach patrzyli w dal. Mileli zrezygnowane miny. Niektórzy rozmawiali, inni spali. Morale nei było najwyzsze. Niektorzy obserwowali „Górę”. Co jakiś czas rozbrzmiewały okrzyki „Ruszył się! Idzie do nas” i wszyscy moemntalnei panikowali, próbujac znaleźć meijce na murach., przeladowywali kusze, rozgladalisie za sladami nadciagajacej armii...
Ale nic się nie działo. Oczekiwanie było dołujące... Na murach byli eż inni osobnicy. Velius spotkał maga elektrycznosci, który tu pozostał. Thane miał na imię. – Widziałem cię na murach, stary – mruknał elf. Wyglądał na młodego. Velisu go widział Stał w jednym z szwadronów... w pierwszej linii... a pancerza nie posiadał.
- Oczekiwanie bardziej męczące niż walka z nimi, czyż nie? Ale z drugiej strony, czas mija i mamy większe szanse, że portal zdąży się zregenerować...- odparł Mag Thirel.
- Wątpię, że zdąży do czasu ataku - odparł mag, patrząc w strone czubków portalu wystajacych spomiądzy budynków. - On wie, że my czekamy... uderzy pewnie gdy portal będzie prawie naładowany... - westchnął. - Czyli ruszy za jakaś godzinę i będzie tu za trzy - stwierdził.
- No ale walka też chwile potrwa, jak coś pójdzie nie tak to i tak część osób powinna się ewakuować... Ale nie myślmy o tym, trzeba mieć nadzieję... Co do samej walki, jeśli przód będzie się musiał cofnąć pod mury, to obserwuj tych, co oberwą ode mnie wodą, będą dobrymi celami dla czarów związanych z elektrycznością – rzucił Velius.
- Hm... w tłumie raczej ich nie rozpoznam, ale mzoemy stanać obok siebie i zoabczymy co zdzialamy - zasmiał sie mag. - Tym razem czekamy na murach, mamy sie spodziewac istnej powodzi.. - mruknal Thane, patrząc na ludzi, pogłębiajacych fosę.
- Wody jak coś nie zabraknie, zobaczymy jak mocno na nich taka taktyka podziała, oby dobrze, ale nie sądze, by było inaczej, nawet, jeśli będą częściowo odporne na elektryczność, to woda powinna wystarczająco wzmocnić działanie by poczuły kopa -
- Nie sadzę, by byli odporni na którekolwiek. Czytałmem troche o Azazelu, w bibloiotece sa dwie ksiażki, masz czas.. lepiej siez nimi zapoznaj... - polecił mag elektryczności.
- Hmmm a jak się nazywały, albo gdzie były? Udam się tam, póki jeszcze mamy czas – Veliusa zainteresowaął propozycja rozmówcy.
- Biblioteka. Pierwsza z ksiąg to 2 tom "Demonów i pomiotow" a druga to "Ustrój Piekła" - odparł mag.
- Dobrze, pójdę tam i poczytam trochę, powinienem wrócić tutaj na czas bez problemu, do zobaczenia! - Velius pożegnał się i udał się do biblioteki

Yang Lou:

Kobieta oglądnęła się na Yanga. - Hm.. chodźmy, sytuacja nei rpzedstawia sieróżowo i chcę z toba pomówić - powiedziała.
Szedł obok niej, ze spuszczoną głową. Nie za bardzo wiedział co powiedzieć i liczył na to że to ona zacznie dialog.
- Trzeba stąd uciekać - powiedizala wreszcie dziewcyzna, gdy odeszli od budynku, w którym jedli.
Yang uśmiechnął się ponuro.
- Trzeba było, kiedy ostrzegałem. Teraz jest za późno, musimy mieć nadzieję że wytrzymamy. – odparł.
- Nie... - kobieta pokreciła glową. - Ruszajmy z łwocami, wlaśnie się zbieraja - powiedziała. - Przedłużyli pobyt tutaj, słyszalam... -
- Nie zostawię tu moich towarzyszy - westchnął. - Jedź, jeśli jest taka możliwość. I wyleź z tego. Ja muszę tu zostać, mam dług do spłacenia. Myślę, że powinno nam się udać to przeżyć, więc dołączę do Ciebie po tym wszystkim...-
Iseris spojrzala na niego. - Jesli tu zostaneisz to nie bedzie nas... bedę tylko ja. Jeśli oni chcą tu umierać, to proszę bardzo, ale czemu chcesz paść u ich boku do diabła? - zapytała.
Szermierz zaśmiał się głośno. Czuł, że już mu odbija. Nie miał pojęcia czy to interwencja Shretha, czy może obecność Azazela, czy jakieś jeszcze inne cholerstwo. Czy może po prostu chciał więcej walki?
- Oni nie chcą tu umrzeć. Nie siedzieliby tutaj, gdyby czekała ich tylko śmierć. To ludzie... To istoty zbyt rozsądne i potężne. A nawet jeśli nie... - Popatrzył jej w oczy. - Ja jestem człowiekiem, który przedkłada honor przed własne życie. A ponieważ oni uratowali mnie przed demonami, nie tak dawno temu, a teraz sami potrzebują pomocy, to ja tu zostanę. Dlatego że muszę, nie dlatego że chcę. Bo... - zająknął się i przełknął ślinę - wolałbym pojechać z tobą, gdziekolwiek, gdzie jest bezpiecznie i cicho, gdzie nie musielibyśmy uciekać, chować się. Ale nie wolno mi -
- To idź, zapytaj się swojej Arilyn o ten zielony klejnot, który nosi - syknęła kobieta. - Będziesz wiedzial, czemu ona zostaje - dodała. Po jej policzku pciekła łza.
Popatrzył na nią uważnie, a po chwili podniósł zakrwawioną dłoń, chcąc otrzeć jej łzę. Dopiero teraz zauważył, że zjadł obiad nawet nie wytarłszy dłoni po walce. Ba, dłoni - ręce aż do łokci unurzane były w posoce. Bez chwili zastanowienia więc przysunął się bliżej i scałował spływającą łzę.
- Co masz na myśli, mówiąc o tym zielonym klejnocie? - zapytał.
- Jej dusza jest z nim zwiazana, prześle ją w jakieś odległe miejsce.. gdzie powróci do życia. - powiedziała. - jeśli tu zostaneisz, zginiesz... i ja też zginę - powiedziała.
Potrząsnął głową. Nie wierzył.
- Więc nawet jeśli. Ona tak, a co z pozostałymi? Wszyscy tak zrobią?
- Nie wiem... ten msityk ma potężna aurę od przedmiotów, nie jestem w stanie go rozczytać. Nieumarłego można łatwo przechwycić... słuchaj, masz prost wybór, albo umierasz tu z nimi, albo uciekasz i żyjesz.. ze mną - powiedziała.
Spojrzał na mury miasta. Czuł, jak jego nadnercza wrzucają w żyły kolejną porcję adrenaliny, tym razem przyczyną był fakt, że gdzieś tam kryła się olbrzymia góra metalu, zwana potocznie Azazelem. I czekało żeby skopać mu metalowe dupsko.
Ale przede wszystkim jednak honor.
Odwrócił wzrok na Iseris. Poświęcił poprzednie życie, żeby ją znaleźć. Dni zaczął datować od spotkania z nią... Podszedł bliżej i objął ją mocno. Tak, teraz żył na nowo. Mało kto dostaje szanse na drugie życie. Ale jeszcze mniej ludzi dostaje szansę na trzecie, nawet króciutkie.
- Tłumaczyłem ci, że muszę zostać. Gdyby to było cokolwiek innego, na pewno poświęciłbym to dla ciebie. Ale nie mogę zdradzić tych, którzy uratowali mi życie - zagryzł zęby. - Nie mogę - powtórzył.
Drugie życie drugim życiem... Ale zasady trzeba mieć, pomyślał.
I zastanawiał się, czy nie okłamuje sam siebie. Ale tylko przez chwilę, aż skupił się na biciu jej serca. Wiedział, że nie oszukuje. Mając do wyboru wojnę i ją, wybrałby Iseris. Ale ten wybór był inny.
- Ale oni dali ci mozliwosć odejscia, idź z nim prozmawiać - jeknela kobieta.
- To nic nie zmienia, że pozwolili mi odejść. I tak nie mogę tego zrobić. Tak mnie wychowano i tego mnie nauczono. Mnie, i mojego ojca, i ojca mojego ojca, i jego ojca, i ojca jego ojca... - w jego głosie słychać było gorycz. Jego nastrój zmieniał się coraz szybciej.
Szermiez widzial lzy cisnace sie do oczu kobeity. - Dureń! - krzyknela i spliczkowala go, zostawiajac potezny czerwony slad. Obrocila sie ba piecie i odeszla.
Spojrzał za nią, nie widząc sensu gonienia jej. Po chwili tylko powiedział, na tyle głośno żeby usyłszała.
- Zrobię wszystko, żeby to przeżyć i po wszystkim cię znaleźć! - po czym odwrócił się i poszedł w drugą stroną, całkowicie skupiając się na powstrzymaniu własnych łez.
Uslyszal jszcze jej krzyk - Uratowali ci zycie bys zdechł tutaj ! - krzyknela kobieta. Potem zniknla z jego pola widzenia.
Pokręcił głową. Pewnie miała rację, ale to wciąż nic nie zmieniało. Po to się ratowało życie, by potem mieć pomoc tego, któremu to życie uratowałeś. Tak to działało, od zawsze... Wrócił do sali, w której jedli. Chciał wypić tyle alkholu, ile wytrzyma jego pęcherz, żeby napędzić swojego demonicznego symbionta.
Bo już nawet upić się nie mógł.
"Hm.. pięknie" mruknal Shreth. "A ja myslalem, ze siedze w ciele normalnego goscia ze zmyslem samozachowawczym chociaz na podstawowym poziomie..." stwierdizl symbiont.
*Przykro mi, ale przeliczyłeś się. Siedzisz w ciele prawdziwego żółtoskórego wojownika.* odpowiedział mu w myślach Yang Lou. I od samego tego stwierdzenia od razu humor mu się poprawił. Teraz wiedział przynajmniej, że robi dobrze, nawet mimo tego, że nie było to przyjemne.
"prawdziwego zółtoskórgo samobójcy..." poprawił go Shreth, po czym zamilkł.
*I tak jest nas całkiem sporo, czyli to musi na dłuższą metę działać.* odpowiedział szermierz, zmierzając w stronę jadłodajni.
Shreth nie odpowiedział...

Yang nei zastał Arilyn ani Erytryna w knajpie. Siedział tam tylko Torosar. Tu, tak jak wszędzie panowała cisza... wiec szermeirz zabrał się za wykonywanie planu.

Velius dotarł tymczasem do biblioteki i odnalazł obie księgi. Szedł już do małego pokoiku przeznaczonego do czytania, gdy zauważył księgę w gablotce. Miała błękitna okładkę i cziemne, zelazne obicie. Kolory zakonu Thirel...
Mag przyjzał się gablotc.. ktos założł kłódkę, ale zamknął ja niedbale.. wystarczyłoby tyknąć... mag sierozejrzał. Przecież odłoży ją na miejce, jak przeczyta...
Zabral obiekt z gablotki i szybko schował się w czytelni...

Była północ. Mistyk zszedł po schodach i westchnał. Oczy ludzi w knajpie zwróciły się powoli na niego – Idą – powiedział Erytryn, zakładajac maskę.

[---]

Velius zamknął ksiegę. Lektura była neisamowita. Przede wszystkim.. teraz będzie mógł w walce wskrzesićswoich poległych towarzyszy. Nawet dwa razy... tylko cholera ze trzeba najdalej pieć godzin po śmierci wsrkzesić...i to na dotyk. Velius westchnłą. Od czego ma pancerz? Chciał otworzyć drzwi czytelni.. ale te odpadły i upadły na... gruzy.
Velius sierozglądnął. Wiedział, ze czytelnai jest wspaniale wyciszona, ale...cała frontowa część miasta byął w gruzach. Krajobraz był jeszcze straszny. Niebo wygladało, jakby wracało do normy po czyms strasznym... zamaist chmur byłysetki czasnych i purpurowych smug., wszędzie było pełno krwi, ale nie było ani jednego ciała.
Mag pognał na przedpole... i ujrzał pole ciał. Demoniczne, ludzkie... zaczął szukać. Ani Erytryna, ani Arilyn nigdzie nei znalazł. Torosara też nie.. ale to pole było takie wielkie... na dole była grupka łowców dusz.. i ktoś siedział... Velius zmrużył oczy.

To był Yang!

Mag zbiegł w dół po ciałach. Yang kleczał, trzymając w ramionach ciało Iseris. – Pochowajmy ją jak trzeba – westchnął Nadir. Łowcy Dusz pokiwali gowami. Velius dobiegł an meijsce. Przyłozył dłoń do jej czoła. Trzy godziny. Zmarła przed trzema godzinami.
Mag się skupił.
Kobieta zachłysnęła się, opluwajac Yanga jasnął krwią. Złapala oddech. – Mówiłam, zebyśmy uciekali – powiedziała, po czym rozpłakala się, wtulając w Yanga. Mag szybko zaleczył jej rany i dziewczyna usnęła.

- Hm... skoro jednak wszyscy żyjecie, to proponuję udać się z nami – powiedział Obecny dowódca Łowców – Vesaar. – Jest wyspa kawał na zachód stąd. Demony tam się nie zapuszczą - stiwerdził. – Nie macie wielkeigo wyboru, płyńcie z nami. Zarimowie zawalczyli sobei z Azazelem, Azazel dostał w czerep i się popłakał, teraz lize rany, na szczęście myśli, że jesteśmy martwi... - westchnął cięzko. Drodzy pnstwo, skąłdamy rydwan i jedziemy [/i]- powiediał.

Chcąc nie chcąc wszyscy powoli siezebrali. Yang niósł Nieprzytomną czarodziejkę... Velius zastanaiwał się jak to możliwe, że tak zaczytałsie w ksiażce, ze nie zauważył jak nad jego głową upadło miasto. Nadir myślał o czasie, który minłą od jego wstapienia do Łowców.
Każdy zajmwoał czyms głowę.... nadchodziły zmainy. Cały świat już był zmaltretowany wojna demonów, a ona na dobrą sprawe nawet się jeszcze nie zaczęła... dopiero trwała mobilizacja i wyjście na powierzchnię.

Zabawa miała się dopiero zacząć...

[---]

Mijali ruiny miast, mijali pogrążone w wiecznym śnie wsie, spalone do ziemi pola, stratowane zagrody, bielejące kości... i wszędzie te cholerne chmury. Niebo wszędzie wyglądało tak samo. Miało barwę posiniaczonego ciała, co jakiś czas padał kwaśny deszcz i karawana zatrzymywała się, by szukać schronienia, ludzie chowali się pod wozy, uszczelniali zbroje czym popadło... ci, którzy nie zdołali mieli problem. Ropnie wielkości śliwek rozsiewały się pod wpływem kontaktu skóry z kroplami tego deszczu. Wiele nie trzeba było...

Po półtorej miesiąca drogi dotarli do miasta portowego. Opustoszałe, ale stojące jeszcze na terenie, n którym rosły resztki trawy, które jeszcze nie zdążyły zostać wyniszczone przez kwaśne deszcze i posuwające się naprzód jałowienie wywołane obecnością demonów.
W porcie stal jeszcze jeden potężny statek i parę mniejszych łódek. – Wsiadamy do tej rybackiej – mruknął Nadir. Velius nie protestował. Yang też nie miał za wiele do gadania. Iseris milczała większość drogi...
Postawili żagle... statki opuściły port. Resztki jedzenia wkrótce miały być uzupełnione o świeże ryby.. i tak też się stało. Siódmego dnia żeglugi kraken połamał największy statek i pożarł większość załogi. Na reszcie, która nie zdołała dostać się do pomniejszych łodzi, lub już się na nie nie zmieścili, ucztowały ryby.

Dwunastego dnia o poranku Velius wyszedł z wnętrza kabiny i zaczął się śmiać, gdy się dobrze rozglądnął. Inni wyszli, myśląc, że mag postradał rozum... ale wkrótce też sami śmiali się jak szaleni. Niebo tu było błękitne.. zostawili demoniczne chmury za sobą... ale z każdym dniem robiło se coraz zimniej, co jakiś czas nawet mijali lodowce i kry... nie wróżyło to nic dobrego...

Dwudziestego dnia lądowali na piaszczystej plaży. Długiej na 20metrów plaży, do której przylegał las.. nie tropikalna dżungla. W oddali widać było ośnieżone szczyty. Yang od razu zwrócił na to uwagę. Pewien starszy mężczyzna, który po drodze stracił rękę wyjaśnił, ze to miejsce było kiedyś kolonią karną, ale potem wykupił je potężny mag... naturalnym klimatem tego miejsca jest absolutnie klimat arktyczny, ale mag umieścił tu potężny przedmiot, który wykorzystał w jakimś rytuale, który sprawił, ę większość tej wyspy zamieniła się w tropikalną dżunglę... potem mag zniknął, diabli wiedzą gdzie, zostawiając wyspę taką, jaką ja uczynił.

Nim wszyscy się pozbierali do kupy zapadł zmierzch i doszło do przymusowego nocowania koło łodzi. Zwiedzanie wyspy nocą to kiepski pomysł, tego nikt dowodzić nikomu nie musiał.

Natepny dzień przyniósł nie lada niespodziankę. Gdy Yang wyszedł z namiotu stwierdził, że od jednej strony zbliża się trójka aniołów, a od drugiej jacyś inni ludzie... a ściślej jakieś humanoidalne coś, krasnolud i kobieta, która chyba myślała jakby tu móc mało nosić...
Gdy dotarli do improwizowanego obozu Velius, Nadir, Yang i Iseris – niekoronowani przywódcy ocalałych - stali już przed namiotami w pełnej gotowości.
- Jesteśmy posłańcami Virteth – miasta światła na zachodzie – powiedziała anielica. Jej głos był przyjemny dla ucha, ale nie uśmiechała się/ Patrzyła na swoich rozmówców, ale pozostałe anioły śledziły tych drugich...
Ci drudzy zaś patrzeli na anioły z czymś na kształt pogardy.
- My jesteśmy z Horh. Zapewne nasze miasto, kawałek na zachód stąd, wam się bardziej spodoba, chyba że połknęliście kij od szczotki i jesteście dziewicami z zamiłowania – burknął krasnolud.
- Hm... tak czy inaczej tu nie jest bezpiecznie, powinniście ruszyć z którymiś z nas... – zasugerowała anielica. – Albo do naszego schronienia, albo do ich nory – powiedziała i westchnęła.
Velius drgnął.
- Ej, słyszycie to? – zapytał nagle.
Wszyscy zamilkli i nasłuchiwali.
Kyrjyrkyrkyrkyr...
- Silnik – mruknął nagle Yang.
- Wiec szybko! Wybierajcie! – nacisnął krasnolud.
Dźwięk stawał się coraz głośniejszy...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
ODPOWIEDZ