Widzę że temat zamienia się powoli w teatr dwóch aktorów (delikatnie mówiąc), więc dorzucę swoje 0.03 PLN:
(nie dbam o spojlerowanie, więc jak ktoś się boi, niech nic nie czyta z tego posta):
1) Zmieńcie może tytuł wątku na
Torchwood
2) Po tym jak poznałem Jacka w finale 2-go sezonu
Dr Who, a później dowiedziałem się o serialu z nim w roli głównej, wiedziałem że muszę to obejrzeć!
3)...No i Jack generalnie, zawodzi. Bywa ostry, ale jakoś tak utył i zaczął mieć angsty. W scenach komediowych i romansowych nadal rządzi (romans z Ianto, "Kiss Kiss Bang Bang", "Kapitan Jack Harkness"), ale poza tym jakiś taki nieswój jest.
4) Mi też sezon 1. podobał się bardziej... tak gdzieś do odcinka "Greeks Bearing Gifts"... później moim zdaniem serial traci oryginalność i pałer. Mimo wielu dobrych scen i nieraz ciekawych pomysłów, zmieniło się to w "Archiwum X" (to obelga). A zakończenie... Porażkowe, choć jednak dość miłe przez swoją banalność i komputerowość.
5) Drugi sezon ma parę mocnych stron, ale nie jest przełomowy, jak pierwszy i generalnie mniej interesujący. Dobre były zwłaszcza odcinki z Owenem w roli głównej (o ringu, o śmierci i o nadziei)- chociaż jego walka na pięści ze Śmiercią (?) była strasznie żenującym motywem. Niezłe są też o cyrku i o kosmicie na mięso.
6) Cokolwiek dobrego da się powiedzieć o 2. Sezonie, zakończenie niemal to przekreśla. "Fragments" to najgorzej zrealizowany i najnudniejszy odcinek w całej serii, przypominający kiepskie odcinki "Stargate" z czasów gdy serial był bardzo budżetowy. Nie mieli kasy, czy czasu na porządny scenariusz, czy co? Atak grafomanii u scenarzysty? Oczywiście cieszę się że wiele się z niego dowiadujemy, ale zostało to podane w bardzo nędznej formie. Finalny odcinek jest lepszy, ale tylko dzięki kowbojowi. Poza tym - pomysł biedny, rozwiązania fabularne mocno naciągane, motywacje postaci sztuczne, Deus Ex co chwila.
7) Zgadzam się że Gwen to suka, której nie dałbym piasku do pilnowania. Ale jest seksy, i to wystarcza by chcieć ją oglądać. Chociaż uważam, że zbyt delikatnie się z nią scenarzyści obchodzą. W pierwszym sezonie był wątek ciągnięcia ją na "Ciemną Stronę" (scena lesbijska, później Owen, później spotkanie z kanibalem), i... co? Koniec, zostało to ucięte, ni ma, Gwen staje się taka porządna że ach. Jakiś kosmita mógłby ją zgwałcić, albo mogłaby stanąć przed poważnym dylematem moralnym. Nic z tego... hardkory scenarzyści rezerwują dla słodkiej Toshiko i ciężko doświadczonego Owena. Z zabiciem włącznie, no ale co do Owena było to jasne, że się stanie, jak wymyślą na niego sposób (wymyślili żałosny), a z Toshiko wypadło realistycznie, więc się nie czepiam.