[Fallout] Ready 2 Die!

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Sergi »

Jonathan „Q” Blanc

Obrazek
„LOWRIDER''


All my friends love a lowrider
The lowrider is a little higher
Lowrider drives a little slower
Lowrider is a little poor...


Stonowana muzyka płynęła z słuchawek jednego z piątki. Wysoki blond młodzieniec uderzał dłonią w udo w rytm przedwojennej muzyki. Nie pamiętał od jak dawna marzył o ujrzeniu prawdziwego świata, dla niego nie liczyło się czy okaże się on piekłem. Wolność, tylko tego pragnął... nie czuł smutku po opuszczeniu krypty ani strachu przed tym co go czeka. Q ksywa jeszcze gdy był bachorem pasowała do niego jak ulał. Nigdzie nie można było znaleźć większego maniaka techniki od tego młodzika. Słysząc komunikat zrzucił z ramienia radiostacje, ustrojstwo było diabelnie ciężkie. Chwycił mikrofon i wcisnął przycisk aby oznajmić wesołą nowinę tchórzą którzy siedzą sobie teraz w cieplutkiej stalowej klatce.

- Odbiór! Wszystko martwe i przypieczone... normalka jeśli przypomnieć sobie ,że ta okolica oberwała kilkoma atomówkami. Niedaleko są jakieś ruiny, chyba odwiedzimy je po drodze. Odbiór!

Blanc puścił przycisk, ponownie rozbrzmiał kakofonia trzasków zakłóceń. Było coś w niej niezwykłego. Chłopak był prawie w stanie wychwycić ukryty rytm... Z zamyślenia wyrwał go widok ruin o których przed chwilą mówił. „Więc w czymś takim żyli przed wojną, huh?”- pomyślał. Choć teraz nie było tego widzieć, jeszcze tam w krypcie na odprawie wszyscy zauważyli dość ciekawy ubiór młodego technika. Duża ilość zasobników na narzędzia oraz bojowa kurtka skórzana nadawała niebieskookiemu dziwny charakter człowieka pustyni.

- Hmm... to jak ludzie?! Ruszamy do tych starych budowli? I tak to lepsze niż stanie i opalanie się w przyjemnym promieniowaniu.- uśmiechnął się zarzucając na ramię swoją metalową teczkę z narzędziami. W tej ekspedycji robił za złotą rączkę oraz za eksperta od techniki, kto wie kiedy może się przydać gość od staroci?

Pozostało mu jednak czekać na odpowiedz Krypty i wspólną decyzje drużyny.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Artos »

Lu Stanfort "Knife"
Knife

Zrobił kilka kroków przed siebie i rozejrzał się starannie po całej okolicy. Sam nie wiedział co może się stać w tej chwili. Mogą zaatakować ich zmutowane wiewiórki, gigantyczne ptaszniki albo inne zmutowane bestie. Najchętniej wróciłby się natychmiast twierdząc, iż nie ma po co gdziekolwiek iść widząc tą scenę, jednak postanowił być twardy.
- Dobrze, że ktoś im zameldował, że trafiliśmy na stertę ruin na razie i nic więcej, to powinno ich trochę uspokoić.
spojrzał na resztę drużyny
- W końcu wiedzą, że nadal żyjemy
Spojrzał na licznik Geigera
- jak tak dalej pójdzie to strach będzie spożywać jakiekolwiek posiłki, a bez nich jesteśmy straceni... macie jakiś pomysł na jedzenie przez ten kombinezon?
Podszedł do Andrei i położył swą dłoń na jej ramieniu
- Jak myślisz? Uda nam się dotrzeć do ruin Chicago zanim wszyscy poumieramy tu z głodu lub napromieniowania?

Ubrany był w skórzaną kurtkę, minimalnie lepiej chroniącą przed uderzeniami kogokolwiek, aniżeli normalna, gdyż wykonana była z lepszego materiału. Dodatkowo uroku jej dodawał fakt prostoty i precyzji z jaką została wykonana, a może również i po części wiele pozaszywanych dziur po licznych bijatykach jakie miewał do tej pory. Jego szczupłe ciało idealnie się z nią komponowało. Tworzył ten cały jego strój spójną całość, tak naturalną, iż gdyby nie widoczne różnice między materiałem a ciałem, można byłoby powiedzieć, iż jest to jego druga skóra.

Po usłyszeniu odpowiedzi od „nadwornego medyka” drużyny lekko zanucił
- This ain't no technological breakdown
Oh no, this is the road to hell
And all the roads jam up with credit
And there's nothing you can do
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Kawairashii »

Tucker Right
"Lola" bądź "Lala"

Obrazek

Mała bo zaledwie około półtora metrowa istota niezgrabnie wyczołgała się z włazu, można by pomyśleć że przy swoich atrybutach nie powinna mieć problemu z wyjściem jednak jej ślamazarność była usprawiedliwiona nadbagażem który z własnej woli zgodziła się zabrać, mimo iż wykazywała chęci, zamiast broni dane było jej nieść prowiant oraz jakieś sznury zabezpieczające, pewnie na wypadek zamieci. W końcu nigdy niewiadomo czego można się spodziewać spędziwszy taki szmat czasu w zamknięciu. Przez dłuższą chwilę miała zaparowaną szybkę, dopiero po kilku akrobacjach z użyciem nadmiaru materiału z niebieskiego uniformu, udało jej się ją przedrzeć.

-Uff… spójcie na dobrą stronę, przynajmniej nie ma pyłu, o i nie wychodzimy w środku nocy hehe. Był to dzieciak, widać po twarzy że góra 14 lat. Długie proste rudawe włosy chowające się pod skafandrem, zielone ślepia, krągłe lica i promienisty szczery uśmiech. Widać było że malec się raduje, a i jakby pomyśleć tak na chłopski rozum pewnie miał i z multum rzeczy z których mógłby się cieszyć. Był to typ ciepłego dziecięcego uśmiechu, którym dzielił się bez żadnych nadziei, czy oczekiwań. Gdyby przyjrzeć się głębiej na policzkach miał nieliczne piegi, które jeszcze bardziej dodawały mu osobistego uroku.

Ciągle w pełen sił, udało mu się pomóc jeszcze dwójce wychodzącym z włazu. Przetarł czoło, a przynajmniej wykonał ruch temu podobny, czy to odruchowo, czy świadom bezsensowności tegoż ruchu. Uśmiechając się jeszcze raz do ostatniej osoby [ostatniej osoby która wyśle post], po czym poprawił plecak upewnił się, czy domknął właz i truchtem dogonił resztę.

Na pytanie blond-włosego chłopaka którego imienia jeszcze nie pamiętał, rzucił radosne.
-Yo!
Podnosząc w górę pięść.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Ouzaru

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Ouzaru »

Andrea "Arachnea" Parret

"Odkąd pamiętam, zawsze TU byłam. TU jest wszędzie, zamyka się ciemnym sufitem nad moją głową i otacza zimnymi ścianami. Niewiele pamiętam z tego, co było Przedtem, ale to chyba mało istotne, prawda? Teraz jest tak samo pochłaniające i absorbujące jak TU. Zaczęło się... jakiś czas temu. Nadal nie wiem, co To zainicjowało i choć nikogo nie widzę, wiem, że nie jestem sama. Jason, mój mąż i Inuki, moja psinka - stale Są przy mnie. Słyszę Ich głosy, często rozmawiamy na różne tematy, Inu wciąż uwielbia się bawić piłeczką. Ciągle zgłębiam wiedzę medyczną, by Być coraz lepszą. A w każdym razie się staram.
Mam 23 lata, nazywam się Andrea."


- Jak myślisz? Uda nam się dotrzeć do ruin Chicago zanim wszyscy poumieramy tu z głodu lub napromieniowania? - z zamyślenia wyrwał ją głos towarzysza.
Powoli ujęła jego dłoń, którą położył jej na ramieniu i szczerze żałowała, iż nie może mu w tej chwili połamać palców. Albo chociaż zablokować stawy tak, by nie mógł przez jakiś czas poruszać dłonią. Westchnęła cicho i spojrzała się w bok.
- Co o tym sądzisz, Jason? - zapytała pustą przestrzeń.
- *Myślę, że im szybciej ruszycie, tym większe prawdopodobieństwo, iż wam się uda tam dotrzeć.*
- Mhm, święte słowa, kochanie. Dobra - zwróciła się do reszty - nie ma się co ociągać, trzeba ruszać. Stojąc tu nic nie zdziałamy.

Może nie znali się zbyt dobrze, ale o Andrei, zwanej też Arachneą, było dość głośno w Krypcie. Ponoć po stracie męża oszalała, ciągle go widziała u swego boku żywego i rozmawiała z nim. Jeśli ktokolwiek z nich miał jakieś wątpliwości, teraz zapewne się ich pozbył.
Jeszcze nim wyruszyli, widzieli, że kobieta ubrana jest w jasne spodnie i bluzkę, która nie zasłaniała wszystkiego. Dość długie rozpuszczone włosy zawierały w sobie całą gamę kolorów - od jasnego blond po brąz. W niesamowicie jasnych oczach dało się dostrzec błysk szaleństwa, a na plecach medyczki kilka tatuaży przedstawiających pająki. Ciało miała dość wysokie, szczupłe i wysportowane. Jej młoda twarz wyglądała na znacznie starszą, bo około trzydziestoletnią, a było to zapewne spowodowane ciężkimi przeżyciami.

Rozejrzała się dookoła, nikt nie był pewny, czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę z ich położenia i tego, co się dzieje. Jednak nikt nie mógł zaprzeczyć, iż była świetna w swym fachu. Ponoć to ona odbierała poród zmutowanego dziecka. Słyszeli coś także o jakimś ciekawym hobby, ale nikt z nich nie znał szczegółów.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Alucard »

Derek "Immigrante" Gogol Obrazek Młody, zaledwie dwudziesto-jedno letni chemik-gówniarz wlekł sie za resztą. Nie za bardzo miał ochote rozmawiać. Dziwna ekipa.

Zaraz po wyjściu dostał kombinezon i ubierając go zaśmiał sie w niebogłosy. Kiedy usłyszał pytanie: Jak myślisz? Uda nam się dotrzeć do ruin Chicago zanim wszyscy poumieramy tu z głodu lub napromieniowania?- o mało ci nie przewrócił się.

-Człowieku. Nie sądzisz chyba, że ten kombinezon daje nam jakąkolwiek ochronę? Tutaj pomóc może tylko nieludzka dawka chemii, po. To plastikowe gówno przepuszcza 90% zabójczego promieniowania. Jeżeli będziesz walił w siebie codzienna dawke chemii, przy odrobinie szczęścia nie wyrośnie Ci trzecia noga. Jeżeli nie, to z samym kombinezonem, bez wsparcia lekamii, daję Ci 3, może cztery dni życia. Potem wymioty, słabnięcie et cetera.

Reszta spojrzała na niego z niepokojem, lub, co byo lepiej widoczne, z pogarda pomieszaną z niedowierzaniem.

-Jak chcecie. Na najbliższym postoju zdejmuje to gówno, Nie wywale go tylko dlatego, że w nocy może w nim będzie cielej. I, może, jakieś bydle nie wyweszy nas tak szybko w tej palstikiowej kanapce. Taka prawda, moi mili.

Nie pisał się na ta wyprawę. No, alwe w końcu jakieś nowe doświadczenia. DObrze, że przed wyjściem wziął podwójną dawkę JET'a. Narkotyk ciągle działał.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Artos »

Andrea "Arachnea" Parret & Lu Stanfort "Knife" – rozmowa na gadu i dalsze poczynania Knife'a

Zdjął z niej rękę, zresztą i tak niewiele oczekując od jej odpowiedzi. Odsuwając się od niej i kończąc nucić „Road to hell„ tak od niechcenia rzucił w jej stronę
- Musiałaś nieźle podpaść Nadzorcy, że wysłał Cie tutaj.
- Nadzorca?
Szczerze się zdziwiła. Zaczęła coś do siebie szeptać, ale nie mógł usłyszeć co dokładnie
Spojrzał na nią zdziwiony. Nie takiej reakcji się spodziewał.
- Tak, Nadzorca. W końcu nie wysyłałby personelu medycznego w tej trudnej chwili w TO miejsce
Wskazał dłońmi na wszystko co ich otaczało
- Ja wiem, iż niekoniecznie jestem pożądanym elementem naszej Krypty, lecz ty? Kto by się spodziewał...
Co o tym sądzisz?
Spojrzała na przestrzeń ponad jego ramieniem, jakby tam ktoś stał. Chwilę pokiwała głową, zasmuciła się i westchnęła zrezygnowana.
- Może to przez ten ostatni poród, sama nie wiem. Możemy wrócić i zapytać!
Zaproponowała radośnie.
Spojrzał na nią jeszcze bardziej zdziwiony, choć równocześnie rozśmieszyła go przez co delikatnie się uśmiechnął.
- Czy sądzisz, że oni nas teraz nie za bardzo będą chcieli wpuścić zanim wrócimy z Chicago? Przecież to prawie tak jak wysyłać się na pewną śmierć, co w sumie byłoby łagodną ceną w porównaniu z gniewem Nadzorcy Krypty i tak nazbyt już zdenerwowanego tak naszymi poczynaniami jak i resztą poważnych problemów jakie nękają nasz dom.
- A to jest jakiś problem? Wiesz, zupełnie nie rozumiem, o czym ty do mnie rozmawiasz
Zaczęła się złościć.
- Jason, przywołaj psa i idziemy, ten typ działa mi na nerwy, jakiś dziwny jest
Mruknęła pod nosem, ale na tyle głośno, że udało mu się to usłyszeć.

Kiwnął jej na pożegnanie głową i skierował się w stronę malca. Gdy wyciągał w jego stronę swą dłoń odparł już dużo spokojniej aniżeli jeszcze w trakcie rozmowy z “kobietą”.
- Daj coś, pomogę Ci to nosić. Tutaj musimy sobie pomagać by przeżyć,...
I dodał pod chwili pod nosem tak by nikt go nie usłyszał.
- ...jeśli w ogóle jest to możliwe.
Czekał, aż coś dostanie od Tuckera
Nagle dobiegł go głos innego członka ekipy.

- Człowieku. Nie sądzisz chyba, że ten kombinezon daje nam jakąkolwiek ochronę? Tutaj pomóc może tylko nieludzka dawka chemii, po. To plastikowe gówno przepuszcza 90% zabójczego promieniowania. Jeżeli będziesz walił w siebie codzienna dawkę chemii, przy odrobinie szczęścia nie wyrośnie Ci trzecia noga. Jeżeli nie, to z samym kombinezonem, bez wsparcia lekami, daję Ci 3, może cztery dni życia. Potem wymioty, słabnięcie et cetera.
Niosąc część ekwipunku chłopaka ruszył w kierunku Chicago zatrzymując się przy punku.
- Wiesz, te kombinezony też myślę, że są gówno warte, ale jednak coś tam pomagają. Bardziej się obawiam przedawkowania chemii, aniżeli ich. No i nie można zapominać, że kombinezony te mają małą wadę – jak będziemy jedli bez zdejmowania chociaż ich części? Tak czy inaczej jedna I druga opcja jest zła, gdyż nie przeżyjemy łykając tylko i wyłącznie pigułki. I co ty na to mądralo?
Nie czekał na dalszą reakcję punka. Po prostu poszedł dalej tam gdzie wskazywała mapa ich cel, tam gdzie oczekiwał niczego więcej od zgliszczy, ludzkich szczątek I przedsionka piekieł.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Alucard »

Derek Immigrante Gogol

Czuł się obco w tej ekipie. W ogóle nie miał za bardzo pojęcia, po co został tutaj przysłany. Kazali iść- szedł. Ponoć mial być przydatny. No, ale przynajmniej miał z kim pogadać.

-Chemia? Nie ma aż tak źle. Jestem uzależniony od takiej ilości ustrojstwa, że taka czy inna piguła nie robi mi różnicy.-Pokazał w szerokim uśmiechu pas ruszających się zębów, osadzonych na wychudzonej ramie dżiąsła. Wyglądał młodo i staro zarazem. Żałosny obrazek-Najpierw będziesz żygał i łaził jak osowiały mutant. No, ale potem jest o niebo lepiej, niż gdybys chodził w samym kombinezonie. A co do jedzenia, to nie bój się. Samo jest juz pewnie tak napromieniowane, że to, czy będziemy miec na sobie kombinezon, czy nie nie będzie ważne. TO tak, jakby ktoś kazał ci przepłynąć się w pojemniku z ciekłą stalą i dał podkoszulek, żebyś się nie poparzył.-Roześmiał się. Jakby w odpowiedzi zdjął górę kombinezonui odsłaniając twarz. Z kieszeni wyciągnął czerwoną małą tabletkę i włożył do ust. Przegryzł i skrzywił się, żeby potem ukazać reszcie błogi wyraz twarzy.
-AntyRad połączony za JET'em. Wam nie polecam. Jeżeli taka wasza wola, możecie dostawać ode mnie codzienną dawkę tabsów bez wmieszanego narkotyku. Nie są tak skuteczne, jak fabrycznie produkowane w schronie, ale dzialają całkiem nieźle. Ich wyrobem sie nie martwcie- jakos dam sobie rade nadążać za waszymi potrzebami.-Zaśmiał się. Zrobił się chwilowo gadatliwy i miał dobry humor
-No to smacznego-połknął resztki rozpuszczonej w ustach tabletki i uśmiechnął się zakładając kombinezon-Ja sobie moge pozwolic na śmierć- nie mam niczego, prócz trzech lat życia zanim dragi mnie zabiją. Nie ryzykuje nic. Wy bez chemikalii padniecie bardzo szybko. Kazali mi dbać o wasze zdrowie, to to robie. Powiedziałem co miałem powiedzieć.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Serge »

*zzzszz*

-...zumieliśmy! Kie... *iiii* w stronę Chica...

*TRZASK*

*piiii*

-...ontakt co sześć... odzin! Odb...ór!

Stary sprzęt ledwo już funkcjonował. Potwierdziliście więc, że zrozumieliście, po czym wyłączyliście z ulgą trzeszczącą i piszczącą radiostację. Albo dali wam najgorszą na stanie, albo schron z takim trudem przepuszczał nawet takie sygnały. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, ruszyliście ku widocznym w oddali budynkom, z trudem przeskakując wyrwy w skale czy wspinając się na strome "zbocza", pokryte obłamkami skał i bardzo nieliczną, karłowatą roślinnością.

Podróż, którą normalnie można by przebyć w ledwie pięć minut, wam zajęła niemal piętnaście. W końcu jednak dotarliście do zabudowań, które jak się okazało, były starą, zrujnowaną stacją benzynową, postawioną tuż obok autostrady, niewidocznej wcześniej. Zresztą ciężko to było nazwać autostradą, gdyż była zniszczona i pokryta odłamkami różnych skał. Tak jakby stała na jakimś wulkanicznym podłożu. Zaś same zabudowania nie były wcale w lepszym stanie. Murowany budynek jeszcze się trzymał, ale dystrybutorów paliwa była już tylko połowa, stojąca chyba z przyzwyczajenia. Zarówno dach budynku jak i ten nad dystrybutorami zawalił się już tak dawno temu, że wiatr zdążył gdzieś wywiać jego pozostałości.

Gdy zbliżyliście się do budynku, by zobaczyć czy w środku zostało jeszcze cokolwiek przydatnego, usłyszeliście dochodzący ze środka... ruch. Coś wyraźnie przemieszczało się w środku, zapewne po jakimś usypisku małych kamyczków, które cicho zsypywały się pod wpływem nacisku. A może to był wiatr? Cóż bowiem mogłoby żyć w takim promieniowaniu? Licznik Geigera wciąż trzeszczał jak szalony. Przez otwór okienny, gdyż szyby nie było tu już od dawna, przez jakiś czas nic nie dostrzegaliście. Aż nagle, na środek zrujnowanego pomieszczenia wyszła... mrówka. Tak, to musiała być mrówka, wyglądała identycznie jak te, które widzieliście na lekcjach biologii w krypcie. Z tym, że ta mrówka tutaj miała jakieś siedemdziesiąt centymetrów długości i ze czterdzieści wysokości. I patrzyła na was swoimi czerwonymi, przekrwionymi ślepiami.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Kawairashii »

Tucker Right

Zwany także Lolitką, bądź Laleczką nie był nikim ważnym w społeczeństwie, towarzysze tyle go poznali co widzieli. Co robił w krypcie? Ponoć polował, ale z jego wzrostem pewnie tylko na karaluchy i pająki. To dziwne że taki chłopak zgodził się na ten konkretny przydział robót. Było wiele innych zajęć którym mógłby poświęcić tyle samo czasu i zaangażowania co szperaniu w szybach wentylacyjnych i magazynach. Gdy [hmm, prócz kurtki pewnie wyglądasz jak bardzo przeciętny facet, z siwymi włosami] siwowłosy mężczyzna z ładną kurtką, zwrócił uwagę na niego, ten uśmiechnął się doń pełen skonsternowania, po czym przewrócił plecak na przód i zaczął się tłumaczyć.
-Dziękuje, ale to jest bardzo lekkie, dam sobie radę. Może masz coś co ci przeszkadza, plecak jest w połowie pusty.
Chłopak uchylił rąbek tylko na chwile jednak mężczyzna mógł dostrzec że każda jego kieszeń była przepełniona, nie wliczając rzeczy które były na nim zawieszone. Więcej w postaci chłopca było rzeczy samej towaru niż samego chłopca, jednak ten upierał się że plecak jest lekki.
Gdy siwy mężczyzna wdał się w argumentacje z chemikiem, ten przyglądał się im, raz to na jednego raz na drugiego. Po czym spytał chemika, delikatnie ciągnąc wysokiego chłopaka za kurtkę.
-Naprawdę myślisz że spotkamy jakieś zwierzęta?

EDIT: wpis powinien być przed upkie, proszę traktować jakby powyższa rozmowa zakończona była moim pytaniem, tuż przed ujrzeniem mrówki. Pod koniec waszych wypowiedzi podeśle własną.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Alucard »

Spojrzał na robala niewidzącymi oczami. Przez chwilę stał zdziwiony, ale później zaczął powoli cofać się.

-Hej... ja proponuje dać sobie spokój i okrążyc to biedactwo. O ile sie nie mylę, mrówki gryzą, więc i ta pewnie sie od nich nie różni. Poza tym jak sie mrówkę w palcach miażdży, to słychac trzask- gruby chitynowy pancerz, który u tego bydlaka jest mocniejszy kilkukrotnie.- Jakby potwierdzając swoje słowa wyciągnął glocka i patrzył na niego z niedowierzaniem. Wątpił, by spluwa się tu przydała. Coś tam kiedys czytał, ale nie wiedział, czy robola da sie ukatrupić jednym strzałem. Karaluch bez głowy żyłby jeszcze kilka tygodni.

-Mały-Krzyknął do obładowanego gówniarza-Stój za mna i nie wychylaj się za nic na świecie. Medyczka też- ktoś nas będzie musiał posklejać jakby co-Mówił wolno, po cichu, cały czas sie cofając.

Może innym wydawało sie to śmieszne, ale mrówa stanowiła w tym momencie poważne niebezpieczeństwo. Właściwie na tym chorym świecie wszystko było niebezpieczne.

-Jak ktoś umie strzelac doskonale- pozbądźmy sie tego. Ja się na tym średnio znam. Jak nie mam strzelca zawodowego- spierdalajmy lepiej.
Ostatnio zmieniony wtorek, 27 maja 2008, 18:40 przez Alucard, łącznie zmieniany 1 raz.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Artos »

Lu Stanfort (“Knife”)
Przyjrzał się stacji benzynowej. Tego się spodziewał – nicości ruin, bezwartościowej kupy kamieni, metali i tworzyw sztucznych które niewiele mogą im pomóc, jeśli kiedykolwiek w ogóle były w czymś pożyteczne od czasu wojny. Szmery ruchów zaskoczyły go, poczuł się niepewnie. Przy takiej dawce promieniowania i tak ekstremalnym środowisku nie spodziewał się zastać tutaj jakiejkolwiek formy życia oprócz samego siebie i drużyny. Gdy powoli gigantyczna mrówka zaczęła się wyłaniać z budynku pożałował swych wcześniejszych słów o gigantycznych ptasznikach i tym podobnych stworach. Zrobił krok w tył, lecz po chwili się opanował. Stał pochylony z ugiętymi kolanami, tak jak gdyby się skradał.
- Strzelać to ja nie potrafię najlepiej, ale za to jestem na tyle zwinny, że z trafieniem nie powinno być większego problemu. W końcu jest wielkości psa.
Powoli zaczął zdejmować z siebie ekwipunek, prócz najbardziej potrzebnych rzeczy, czyli swego gnata i noża.
- Mały, od teraz ty z panią doktor jesteście odpowiedzialni za ten sprzęcik. Mam jednak nadzieję, że nie będzie potrzeby byście musieli z nim uciekać przed tą kreaturą.
Te słowa były wypowiedziane powoli iu stanowczo. Czuć było w nich nadchodzące napięcie, jakie wszystkich czekało bez względu na to czy dojdzie do potyczki, czy też nie. Powolnymi ruchami wyjął swój nóż do rzucania, i zaczął się nim bawić w dłoni by rozgrzać mięśnie i nadgarstki, które lepiej by teraz nie zawiodły go.
- Te, Tableta... powiedz mi... zaszalejemy sobie dzisiaj?
Spojrzał wymownie na Immigrante i wskazał głową w kierunku mrówki.
- Ja zacznę ją okrążać a ty strzelaj między oczy, lub w cokolwiek w co Ci każe pani doktor. Pod warunkiem oczywiście, że to nie będę ja. Ale proszę, nie strzelaj zanim ja zaatakuje, bo wtedy oni mogą oberwać
Uśmiechnął się łagodząc niepewność rodzącą się w jego myślach, i powoli okrążał mrówkę tak, by być wystarczająco daleko od niej, by móc zaatakować i zrobić przynajmniej unik przed jej kontratakiem. Wszystkie swe kroki stawiał tak jakby właśnie włamywał się do pomieszczenia Nadzorcy. Cichutko i powoli, by nic nie było w stanie go zaskoczyć. Gdy był już na prawo od niej w zaplanowanej pozycji rozejrzał się wokół i próbował usłyszeć czy nie ma tu jej siostrzyczek przez przypadek lub innych niebezpiecznych szkarad. Jeśli był bezpieczny postanowił atakować. Spojrzał tylko na swych towarzyszy, by się upewnić, że nadal są i są cali, po czym wycelował precyzyjnie w oko szkaradzie. Zawsze to posunięcie przy pozytywnym rezultacie rzutu wywoła znaczny ból w istocie, jak również i jest szansa zabicia jej – w końcu trafi w głowę i to jak! Z drugiej strony jeśli spudłuje to mrówa raczej go nie zauważy, a nawet jeśli trafi, lecz nóż się odbije to, no cóż, i tak był przygotowany na uskoczenie przed jej szarżą.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Ouzaru

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Ouzaru »

Andrea "Arachnea"

Jednym uchem słuchała, co mężczyźni pierdolą o jakimś promieniowaniu i innych takich. Westchnęła zrezygnowana, czyżby nie mieli lepszych tematów, niż straszyć to biedne dziecko, które z nimi szło? Postanowiła coś z tym zrobić i zabrać głos, należało pocieszyć malucha.
- Spokojnie - odezwała się w końcu i spojrzała po wszystkich. - Jeśli rzeczywiście coś się stanie i zaczną wam wyrastać dodatkowe członki, to sobie z tym poradzę. Akurat jestem bardzo dobra w amputacji!
Uśmiechnęła się szeroko, poprawiła kombinezon i radosnym krokiem poszła dalej.

Stacja benzynowa nie zrobiła na niej większego wrażenia. Ot, złom jak każdy inny. Tylko taki bardziej... 'zezłomiony'. Rozglądała się za jakąś formą życia, kiedy zupełnie niespodziewanie wyrosła przed nią gigantyczna mrówka. Przez chwilę gapiła się na lekarkę swymi wielgachnymi oczyma, potem rozejrzała się i zwróciła uwagę na pozostałych.
- Jaaaka wieeelka mróóówa... - stwierdziła pełna podziwu i zagwizdała cichutko. - A może to my się zmniejszyliśmy? Raaany, jak tu są taaakie mrówki, to ja chcę zobaczyć pająka!
Zobaczyła, że panowie chcą zaatakować i zabić to biedne stworzenie, nie spodobało jej się to. Może i domeną Andrei była medycyna, jednak szanowała każde życie i miała na jego temat jakieś pojęcie.

- Na waszym miejscu bym uważała - powiedziała dość głośno. - To co prawda tylko robotnica, ale jak widzę ślepia ma całkiem niezłe.
Przez chwilę się zastanawiała, po czym zaczęła recytować:
- "Głowa mrówek jest zawsze silnie rozwinięta, a wśród narządów gębowych specjalnie dobrze wykształcone są żuwaczki, będące głównym narządem aparatu gębowego" Czyli jak będziemy mieć pecha, to nas po prostu wpierdoli i tyle, z podniesieniem nas i przecięciem na pół nie będzie mieć żadnych problemów. "Oczy i przyoczka mogą być rozmaicie rozwinięte u poszczególnych gatunków, u robotnic ulegają niekiedy znacznemu uwstecznieniu." Ciekawe, nie? Choć ta zdaje się doskonale dostrzegać, iż tu jesteśmy. "Gruczoł jadowy dobrze wykształcony, jad zawiera zawsze mniejsze lub większe ilości kwasu mrówkowego." "Pancerz chitynowy zwykle mocny"... Wiecie co? Ja bym na waszym miejscu w ogóle nie próbowała, może lepiej zostawić ją w spokoju? Jeśli ona jest taka duża, boję się pomyśleć, jak jej - zwykle nieszkodliwy dla człowieka - jad mógłby podziałać. Ej, czy wy mnie w ogóle słuchacie?!

Towarzysze rozstawili się na strategicznych pozycjach i wyglądało na to, iż będą atakować. Andrea westchnęła.
- "Tułów o pierścieniach ściśle z sobą zespolonych, a u robotnic nawet częściowo pozlewanych", więc nie macie większych szans, jeśli zaczniecie ją atakować w miejsca inne, niż głowa i oczy.
Nie wiedząc, jak jeszcze mogłaby im pomóc, poszła trochę na bok i zaczęła się przyglądać odwłokowi mrówki, by stwierdzić, czy ma ona żądło czy nie. Gdyby je dostrzegła, natychmiast by powiadomiła towarzyszy.


Serge, jeśli możesz, napisz mi na PW jaką wiedzę z zakresu biologii ma moja postać :) Czy jest to podstawowa i mogę w postach korzystać z Wikipedii, czy raczej bardziej szczegółowa, czy może są to wiadomości z podstawówki? Jakieś szczątkowe informacje?
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Serge »

Zanim zdążyliście zadecydować ostatecznie co zrobić z biedną mrówką, ta zadecydowała sama za siebie, wybiegając z klekotem swoich przerośniętych nóg przez główne wejście i znikając gdzieś między skałami. Wy zaś weszliście do zrujnowanej stacji benzynowej, mogąc dokładniej przyjrzeć się, jakich zniszczeń dokonał czas, promieniowanie oraz sama wojna.

Tak naprawdę to nie było za bardzo się czemu przyglądać. Na środku leżała masa gruzu i jakichś stalowych, pokrytych teraz rdzą, prętów, które kiedyś pewnie podtrzymywały strop. Po drewnianych elementach budynku nie pozostał nawet najmniejszy ślad. Gdzieś pod ścianą walała się tylko rozbita lada. Nie było tu w sumie nic ciekawego, większość unicestwił czas, lub wyniosły te przerośnięte mrówki. Zaciekawiły was tylko automaty z piciem i jedzeniem. Co prawda były już rozbite i od nie wiadomo jak dawna nie działały, w środku wciąż jednak leżały batoniki i butelki z napisami "Coca-Cola" i „Mirinda”, wypełnione jakimś ciemnym i mocno pomarańczowym płynem. Co zrobiło z nimi promieniowanie - woleliście nawet nie myśleć.

Waszą uwagę przyciągnęły odgłosy z zewnątrz. Chrobot i ciche popiskiwanie usłyszeliście w ostatniej chwili przed tym, jak "oddział" przerośniętych mrówek powoli wyszedł zza skał, szczękając swoimi żuwaczkami. Naliczyliście osiem przerośniętych bestii, których przekrwione oczy skierowane były prosto nas was. Według nauczycieli z krypty, mała mrówka mogła podnieść ciężar kilkudziesięciokrotnie cięższy od niej samej. Co potrafiły te tutaj? Mogliście sobie jedynie wyobrazić. Wyglądały zdecydowanie na głodne...

O wiedzy Andrei z biologii pogadamy na AQQ, Ouzi ;)
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Kawairashii »

Tucker Right

Tucker wił się niewiedzą co z sobą zrobić za plecami kobiety, co chwila zerkając na broń dzierżoną przez nożownika. Klekocząc śliną w ustach, nie w smak było mu nieposiadanie niczego, czym mógłby się obronić. Gdy mrówka wreszcie uciekła, nastrój od razu się zmienił. To dopiero był skok adrenaliny, z pewnością nie tylko on wzdychał ze szczęścia. Gdy pozostali zdecydowali się wkroczyć między gruzowisko, ten pozostał w miejscu z przeładowanym plecakiem, niewiedząc czemu, czuł się niepewnie. Po kilku chwilach, czując się samotnie dołączył do ekspedycji, oglądając uważnie prześwitującą lodówkę z czymś w środku, nigdy wcześniej nie widział takiego dziwnego automatu, miał także takie cos gdzie się wrzuca kapsle, starszyzna grała i zakładała się o nie, tylko inaczej je nazywali, oczywiście słyszał kiedyś o jednorękich bandytach ale o tych starych dziejach to pewnie bujda, bo któż stworzyłby maszynę która okrada cię z własności, bez sensu.
-Co to? --- To, to wziąć to? Znaczy się przyda się nam? –rzucił, wskazując na pomarańczowy napój. Może był to jakiś specjalny smar albo jakieś paliwo dla tej maszyny? Któż mógł wiedzieć, coś tak dziwnie barwnego musiało być jakimś ostrzeżeniem swego rodzaju, na przykład przed wypiciem. Jeśli nie uzyskał odpowiedzi, to zostawił ją w spokoju, jeśli ktoś wytłumaczył mu tajemnice „Mirindy” ten chwyta ją i wrzuca do plecaka, jak jakąś baterię. Gdy kwestia magicznego pomarańczowego fluidu była już za nim, zakręcił się, podrapał po głowie, zaryzykował i odważył się podejść do chemika.
Pociągnął go za jedną rękę, i rozpoczął swój krępujący monolog.
-To-to ja umiem, znaczy strze... um, pan się pytał, czy ktoś...
Gdy właśnie miał przejść do kulminacyjnej części wypowiedzi, wszyscy usłyszeli tupot małych nóżek, dobiegający z kierunku w którym czmychnęła mrówka.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Sergi »

Jonathan „Q” Blanc

Lowrider knows every street, yeah
Lowrider is the one to meet, yeah
Lowrider don't use no gas, now
Lowrider don't drive too fast...


W poprzedniej sytuacji postanowił pozostawić reszcie decyzje co do postępowania. Przecież taka była niepisana zasada techników, nie angażować się w bezcelowe formy przemocy. Ich krypta była dość rygorystyczna jeśli chodziło o ludzi potrafiących okiełznać ten cały szmelc którym była wypchana te stalowy relikt przeszłości. Analizując ostatnio podjęte decyzje reszty ekipy postanowił zapobiec błędowi... Q musiał dopilnować aby nie powstała żadna usterka w maszynie jaką stanowili.

- Znacie pojęcia "taktyczne wycofanie się i przegrupowanie sił"? Lepiej będzie jak nie będziemy się bawić z tubylczymi insektami i ruszymy cztery litery jak najprędzej, nim się nie zleci więcej tego świństwa...

W głębi ducha chwalił swoją przezorność, kabura jego pistoletu była zapięta na kombinezonie antyradiacyjnym. Poprawiając radiostacje, aby przygotować ją do wycofania się zbliżył się do reszty.

W jego dłoni błyszczała potworna broń, giwera zwana Desert Eagle. W czasach przed wielką wojną był to pistolet czeszący się złą sławą. Q oczywiście zdawał sobie sprawę z mocy jaka drzemała w tym niepozornym mechanizmie który dzierżył w tej chwili. Chwycił pewnie drugą dłonią, ustawił się do oddania strzału. Czekał tylko na decyzje reszty ekipy.

- Żeby je zabić same noże nie wystarczą, a jest to chyba jedyna broń którą możemy odzyskać.- Jonathan stanął przed Tucerem, zasłaniając go prawie całkowicie.- Nie muszę wszystkim przypominać jak trudno było uzyskać na tą wyprawę tą ilość amunicji jaką posiadamy... ze względów ekonomicznych radziłbym spier***.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Alucard »

Immigrante

Spojrzał na resztę i zagryzł wargi.
-Te, komandos. Nie znam Cie, ale wiem, że jak próbujesz złapać takie gówno do ręki, to masz z tym wielkie problemy. Owady są szybkie. Pomnóż prędkość małej mrówki przez to, ile razy sie powiększyła.Wyjdą Ci kosmiczne sumy. Sam zreszta widziałeś. Ucieczka nie ma raczej sensu. Nie da się...-Przez chwile pomyślał, po czym uśmiechnął się- Dupa. Leżymy.

Zdjął kombinezon, który niesamowicie krępował jego ruchy i przycupnął.
-A może tak udawać martwych? Albo odstraszyc ją jakimś intensywnym zapachem- owady mają z tego co wiem bardzo rozbudowany węch. Kurwa, ja tu nie jestem od myślenie, tylko od destylacji wody, odkażania żarcia i produkcji leków. A do Glocka mam tylko 2 magazynki- Nie chce oddawać strzałów na marne. Ostatecznie można małego schować do tego pojemnika gdzie była puszka- przynajmniej jeden ucieknie...-Zaśmiał się

Na wszelki wypadek odbezpieczył broń i przykucnął opierając wyprostowaną dłoń na kolanie- najpierw celnosć, potem zamartwianie sie o stawy.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Artos »

Knife
Już szykował się do ataku. W końcu co to dla tylu ludzi jedna malutka mrówka. Chwycił za nóż i już miał rzucić w nią gdy ta nagle uciekła! Był nią bardziej niż tylko zawiedziony. Spoglądał z pożałowaniem, lecz nie ujawniał zbytnio swych uczuć. Dobrze wiedział, iż po tylu latach już raczej nic nie jest zdatne do użycia... no może prócz gazet i pornoli w nich zawartych z których można byłoby się pośmiać, gdyż do podcierania się, jak również i podniecania się nie nadawały z powodu zbytniej radioaktywności... ale może... może jeśli te gigantyczne mrówki tu potrafią przeżyć, może i żyją w tym miejscu ludzie? Mała iskierka nadziei zaiskrzyła w jego sercu. Nie zwracał większej uwagi na towarzyszy. Niech sobie robią co chcą.
Gdy wychodzili z budynku zobaczyli mrówki... duuużo mrówek. To go nie pocieszało. Szczególnie nie teraz. Czemu jest zawsze tak jak on ma wrażenie, że będzie! Mogli nie puszczać tamtej – przynajmniej nie sprowadziła by kumpli... ale co się stało to się nie odstanie.
-A może tak udawać martwych? Albo odstraszyć ją jakimś intensywnym zapachem- owady mają z tego co wiem bardzo rozbudowany węch. k**wa, ja tu nie jestem od myślenie, tylko od destylacji wody, odkażania żarcia i produkcji leków. A do Glocka mam tylko 2 magazynki- Nie chce oddawać strzałów na marne. Ostatecznie można małego schować do tego pojemnika gdzie była puszka- przynajmniej jeden ucieknie...
Zaśmiał się Immigrante.
Knife wyciągnął na nowo broń. Dobrze, że pozbierał cały swój sprzęcik zanim wszedł do budynku... Ta świadomość mu ulżyła, gdy wyciągał swego Deserta.
- Mały... rzuć im trochę żarcia na odwrócenie uwagi... Tylko rzuć przed nie a nie w nie, by ich nie rozwścieczyć.
Spojrzał na jego reakcję
- Wszyscy, wyciągajcie swą broń i celujcie w głowy. Nie muszę wspominać, że nie otwieramy ognia bez ataku tych insektów, jak również tego, że wycofujemy się powoli.
Przypomniał sobie przeterminowany i napromieniowany płyn jaki malec wziął ze sobą
- rzuć im to. To powinno być na tyle słodkie i toksyczne dla nas, że do niczego się przyda, a im może podpasować. Tylko otwórz butelkę przed rzutem, lub rozbij ją porządnie przed nimi by się upajały smakiem.
Pot ze zdenerwowania powoli lał się po nim. Widać było, że nie miał ochoty na dalsze zabawy. Chciał przeżyć tylko to go obchodziło. Jeśli ktoś z drużyny miałby teraz zginąć, to na pewno nie dopuści by było on sam! Szybciej rzuci swego towarzysza na pożarcie. W końcu liczy się przetrwanie a nie bohaterstwo w tym świecie.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Zablokowany