[Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: Azrael »

Babedi

Gdy już dotarł na arenę, przypomniało mu się, że idiotów jest dużo więcej. Do każdego z członków swej drużyny wysłał:
"Ludzie, macie okazję przekonać się o mojej potędze, każdy kto zechce się ze mną zmierzyć niech przyjdzie na arenę.
Zasady są proste, nie demolujemy okrętu i nie zabijamy przeciwnika. Czekam niecierpliwie. "
Manjin zauważył, że Idiota jeszcze nie przybył... cóż w takim razie mogę wpierw załatwić walkę z innym chętnym.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Uriziel
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: wtorek, 10 kwietnia 2007, 16:09
Numer GG: 11926008
Lokalizacja: Gniezno

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: Uriziel »

Shikoru

Telepatyczna wiadomość od małego pokraki przerwała mu odpoczynek. Miał ich już dosyć, gdyby Babedi okazywał trochę szacunku swoim podwładnym, może otrzymałby to samo. Nie pojawiając się z informacją osobiście na pewno tego nie osiągnie.
Chłopaka zainteresowała jednak treść wiadomości
"Walka? Nareszcie coś ciekawego na tym statku" Postanowił przejść się na arenę i zobaczyć, co się święci. Być może będzie okazja, żeby pośmiać się z kochanego dowódcy. Nie mógł tego przegapić!
Opuścił swoją kwaterę i udał się w kierunku areny, nie mogąc powstrzymać śmiechu. "Zasady" Babediego z każdą chwilą coraz bardziej go bawiły. "Jednak nie jest taki pewny siebie, jakiego udaje. Nie zabijamy przeciwnika, hehe"

Nie był pewny, czy chce zmiany dowódcy. Zielonego pokurcza zaczynał już nawet trochę lubić, z takiego dowódcy przynajmniej można by bezpiecznie drwić. Sam nie myślał o przejęciu jego stanowiska, dowodzenie nie było dla niego. Poza tym miał dość buntowniczą naturę i mając dowódcę, zawsze miał się przeciw komu zbuntować.

Tymczasem dotarł na arenę, "Niezwyciężony" już tam stał i czekał na kogoś, kto odważy się przeciwstawić jego "Potędze". Shikoru uśmiechnął się z politowaniem spoglądając na wątłego zielonego ludka. Rozejrzał się po arenie, szukając, kto też mógł go wyzwać.
Va faill, dhoine...
leviathan
Szczur Lądowy
Posty: 9
Rejestracja: sobota, 10 maja 2008, 14:17
Numer GG: 8447622
Lokalizacja: Morze Chaosu, Dno Piekieł :P
Kontakt:

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: leviathan »

Leviathan

Pol Saiyan dotarl do Glownej Hali. Zebral sie tam niemaly tlum po tym jak ogloszono kilka waznych spraw majacych sie wydarzyc w ciagu nastepnych 24 godzin. tak jak spodziewal sie mezczyzna jednym bylo ogloszenie turnieju posrod czlonkow roznych druzyn w tym takze mora monstrum. Dotyczylo ono objecia statusu lidera i detronizacji aktualnego dowodcy, w wypadku mora monstrum zielonego majina babediego. Przeciskajac sie miedzy kosmitami zaczepil jednego z zolnierzy i zapytal
- Gdzie sa wpisowe na te turnieje?
Czerwonoskory kosmita poinstruowal pol saiyana gdzie powinien sie udac w celu zalatwienia swojej sprawy i juz po chwili Leviathan ponownie przedzieral sie przez tlum z karteczka dotyczaca jego zgloszenia
Wyszukal arene z okreslonym numerkiem i juz po chwili byl na miejscu. Po dotarciu na miejsce stwierdzil, ze nikt sie nie kwapi sie do wyzwania zielonego ludzika. Godna politowania postura, duza glowa i te paskudne wylupiaste oczy, a najgorszy ten kolor skory... az sie rzygac chce.
- Skoro brak chetnych to ja sie zabawie
Wszedl na arene. Na jego twarzy zawital usmiech, gdy ujrzal zdziwiona mine zielonego
- Co taki zdziwiony? - powiedzial z widoczna w glosie drwina
- To proste, wyzywam cie na pojedynek kurduplu

--------------------------------------------------------------------------
Majin nie bylby soba, gdyby nie uzyl w zdaniu przynajmniej jednej obelgi
- Znamy sie malpoludzie, jestes przynajmniej z mora monstrum?
- Zaraz nie bedzie ci do smiechu jak wbije cie te gadke razem ze szczenka do gardla, a tak poza tym to tak, jestem z mora monstrum
--------------------------------------------------------------------------
Najwyzej niech MG zdecyduje czy ta czesc posta ma zostac czy ja wywalic, w kazdym razie sorki jeszcze raz za cos takiego... :|


"Czy kazdy z tych kurdupli musi udawac niewiadomo kogo... niech go szlag..."
Leviathan byl gotow do walki czekal tylko na sygnal sedziego.
Ostatnio zmieniony wtorek, 20 maja 2008, 17:11 przez leviathan, łącznie zmieniany 1 raz.
"They will see. We'll fight until eternity
Come with me We'll stand and fight together
Through our strength we'll make a better day
Tomorrow we shall never surrender.
"
Jason Shyboy - Shall Never Surrender
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: Azrael »

- Co taki zdziwiony? - powiedzial z widoczna w glosie drwina. - To proste, wyzywam cie na pojedynek kurduplu. Znamy sie malpoludzie, jestes przynajmniej z mora monstrum? araz nie bedzie ci do smiechu jak wbije cie te gadke razem ze szczenka do gardla, a tak poza tym to tak, jestem z mora monstrum

Leviathan byl gotow do walki czekal tylko na sygnal sedziego.


Bebedi...
... rzeczywiście był bardzo zdziwiony, dlaczego ten debil gadał sam do siebie i to w dodatku per "kurduplu"?
Zresztą Manjin szybko się otrząsnął i stworzył naokoło siebie barierę ochronną, a potem spojrzał w oczy przeciwnika. Czekał na sygnał, do ataku, ale przygotowywał się już teraz.
*Jeśli załatwię tego jednego, reszta nie będzie miała ze mną szans. Zawsze będę mógł użyć go jako mięsa armatniego HAHAHA*

Gdy (o ile) padł sygnał Babedi odezwał się w głowie nieszczęsnego pół-sajanina.
Małpolud wpierw usłyszał, krótkie "Stój" jakieś tysiąc razy w ciągu sekundy, a potem gdy jego żyły zdążyły napuchnąć w bólu, a na czole powoli wymalowywało się piękne, czerwone M słyszał monolog godny nawet najlepszej sekty. Odtworzenie go w tej chwili jest niemożliwe, gdyż był w dużej części mentalny, a i słowa jakie odbijały się od czaski Leviathana nie tylko nachodziły na siebie, tworzyły bałagan, ale też były powtarzane niewyobrażalnie wiele razy w przeciągu zaledwie kilku sekund. *He, he jest mój* pomyślał Babedi, gdy czerwone M powoli zmieniało barwę na czarną.

Manjin otrząsnął się, *Oczywiście, że tak to będzie wyglądać, w końcu jakby inaczej? Zawsze jest tak, wpierw ofiara dziwnie się czuje, potem odczuwa ból mentalny i fizyczny, a na koniec stawaje się nietylko silniejszy, ale także całkowicie bezsilny na moje słowa.*
Babedi nie tyle, był zbyt pewny siebie, aby nie dopuścić do siebie myśli o nie powodzeniu. Poprostu jeszcze nigdy nawet nie słyszał, o takim przypadku.

Sorki, coś nie szło mi pisanie dzisiaj... może to przez ten upał?

Coś mi nie szło
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
leviathan
Szczur Lądowy
Posty: 9
Rejestracja: sobota, 10 maja 2008, 14:17
Numer GG: 8447622
Lokalizacja: Morze Chaosu, Dno Piekieł :P
Kontakt:

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: leviathan »

Leviathan

Patrzac w oczy zielonego pol Saiyan ujrzal niepewnosc, w razie czego wolal sie jednak upewnic co planuje Majin. Jego powieki opadly i zajrzal do umyslu Babediego odczytujac mysli plynace jedna za druga.
<><><><><><>
*Jeśli załatwię tego jednego (...) mięsa armatniego HAHAHA*
Przemiana w Majin Leviathana
*Oczywiście, że tak (...) całkowicie bezsilny na moje słowa.*

<><><><><><>
"Hmm... rozumiem"
Mezczyzna otworzyl oczy. Najwidoczniej ten niski osobnik go niedocenial... bedzie go to drogo kosztowac... Mial juz kiedys do czynienia z przedstawicielami jego rasy wiec wiedzial jak obronic sie przed mroczna magia Majinow...
Ponownie zamknal oczy i oczyscil umysl zwlaszcza z negatywnych mysli, ktore wykorzystywali do swoich celow owi kosmici... aby przejac wladze nad danym wojownikiem musial on byc choc troche zly lub przynajmniej posiadac zle zamiary.
Umysl Leviathana przypominal teraz niezapisana kartke papieru... wolny od wszelkich uczuc i mysli... Pol Saiyan bylo gotow do walki, mial w rekawie wiele asow, ale wolal nie pokazywac co potrafi, przynajmniej nie teraz. Jednak, gdyby zaszly jakiekolwiek problemy z zielonym wolal nie ryzykowac i stworzyl bariere mentalna wokol swojego umyslu.
Byl gotow... teraz liczyl sie jedynie sygnal sedziego.

Kosmita odpowiedzialny za rozstrzyganie tego typu pojedynkow byl juz na miejscu, widzac gotowosc obu zawodnikow dal sygnal do rozpoczecia walki

Nie wiem czy pisanie dzialania sedziego, a przynajmniej jego sygnal do rozpoczecia walki nalezy do moich kompetencji, ale napisalem to w razie wypadku, aby nie przeciagac czasu...
Jesli to jednak stanowi problem to dobrze by bylo, aby GM byl obecny i mogl napisac posta dotyczacego sedziego
"They will see. We'll fight until eternity
Come with me We'll stand and fight together
Through our strength we'll make a better day
Tomorrow we shall never surrender.
"
Jason Shyboy - Shall Never Surrender
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: Artos »

Sesja NIE cofa się do jakiegokolwiek punktu. Dlaczego? Chyba nie muszę wam mówić, szczególnie leviathanowi i Azraelowi, którzy ciekawą rzecz stworzyli – szkoda tylko, że bez konsultacji ze mną. Jeszcze jeden taki wybryk panowie i wylatujecie. Na razie jednak nie wiem jak to ugryźć. Stworzyliście coś ciekawego, a przynajmniej ładnie wyglądającego budując tym samym napięcie. Zawsze byłem zwolennikiem dużej swobody graczy, lecz chociaż mogliście mi wysłać wiadomość o tym co zamierzacie zrobić, by mnie przynajmniej zawiadomić i dostać mą zgodę...

Powiem szczerze... Chciałem już was obydwu zabić. Pomyślałem o przebudowie posta, lecz jednak niewiele by to dało. W sumie tylko byśmy powtórzyli z niewielkimi zmianami to co wy już stworzyliście. Tym razem wam wybaczam, lecz na tym kończy się ma dobroduszność.


---Jak wytrzeźwieje pojawi się tu post---
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: Artos »

Leviathan & Bebedi
Pojedynek za chwilę już się rozpocznie. Obydwu przeciwników stanęło na jednej wielkiej macie jaka została rozłożona po całej hali (tak tak, do takich walk przeznaczona jest cała sala). Zanim jednak bot sędziowski dał znać do rozpoczęcia potyczki przez myśli Leviathana przeszły obrazy zła i zniszczenia. Jego dawne przeżycia zaczęły się wylewać po całym jego ciele. Poczuł delikatne drżenie kończyn i nie mógł zapanować nad potokiem wspomnień. W jego głowie zaczynał się zarysowywać delikatny zarys litery M. Wiedział, że szybko musi zareagować. Nie chciał przegrać walki jeszcze przed jej rozpoczęciem, przez co próbował się opanować. Próbował sobie wyobrazić białą kartę, kartę która być może odwróci jego uwagę od wszelkich niegodziwości jakich dopuścił się przed przybyciem na ten statek. Jednocześnie widział swego oponenta. W miarę spokojnego, choć już z oznakami tryumfu na twarzy. Manjin był niemalże pewny dalszego biegu wydarzeń. Już widział swą wspaniałą wygraną, która to by umocniła go w roli przywódcy i dała mu szacunek podwładnych, a jeśli nie szacunek, to strach był sam w sobie równie zadowalający.

Wszystkich w pomieszczeniu poruszył nagle piskliwy i krótki dźwięk. To był bot sędziowski, nakazujący rozpoczęcie pojedynku. Na korpusie tego malutkiego, latającego bota zapaliła się zielona lampka, co tak naprawdę przy jego rozmiarach dawało złudzenie, iż cały zaświecił na zielono.

Leviathan stał sparaliżowany. Biała stronica jaką próbował się bronić nie działała. Ból cały czas się nasilał. Czuł, że słabnie, jednak niewiele mógł zrobić. Stał bezbronny niczym dziecko. Nagle biała strona zaczynała zalewać się krwią i krzykami torturowanych istot. Czuł, że wariuje i wtedy pomimo iż piętno zniewolenia już zaczynało być materialne stało się coś dziwnego. Zakrwawiona karta została przecięta przez sztylet, przez co jej twórca zobaczył ponownie swego przeciwnika. Był mocno osłabiony, lecz przynajmniej mógł się już ruszać. Bebedi w swej pewności siebie nie zauważył tej subtelnej zmiany i niczego się nie spodziewał. Piętno na jego przeciwniku wciąż pozostawało na swym miejscu, lecz nie było jeszcze w pełni uformowane fizycznie.


Shikoru
Widział całe zajście. Wyjście Saiyana i powolną jego agonię przed rozpoczęciem walki. Nie wiedział co się dzieje. Przecież nie tak wyglądały walki jakie wcześniej przeprowadzał, choć zainteresowała go cała ta sytuacja. W końcu mógł zobaczyć swego dowódcę w akcji i spostrzec jakich metod używa przeciwko tym, którzy stają przeciw niemu.
Nagle poczuł jak ktoś łapie go za ramie i powiedział mu do ucha
- I jak Ci się podoba nasz dowódca w akcji?
Udało mu się rozpoznać głos swego nowego towarzysza z oddziału – Aquriona, który to wydawał się być podniecony całą tą sytuacją i skory do przeprowadzenia walki samemu.
Zanim jednak zdążył odpowiedzieć usłyszał piskliwy dźwięk rozpoczęcia starcia, jednak nie doszło do żadnej akcji. Przeciwnicy spoglądali na siebie, choć przeciwnik dowódcy wydawał się przegrywać bez wykonywania jakiegokolwiek ruchu. Walka wydawała się przesądzona. Ze strony Aquriona słychać było delikatny, ledwie wyczuwalny szept, który brzmiał niczym modlitwa lub recytacja jakiegoś pisma świętego:
- ...eius loquetur iudicium, Beatus vir qui suffert tentationem, Quoniam cum..
Spojrzał więc ze zdziwieniem w jego stronę. Aqurion po wyrecytowaniu kilku jeszcze słów spojrzał na niego i z uśmiechem na ustach dodał:
- Co myślisz o małej zabawie? Ja stawiam na naszego dowódcę, a ty?
Zaczęliście obserwować sytuację na ringu.

Yamato i reszta (jeśli jeszcze jakaś gra :)
Zjawiliście się w głównej hali w której miał rozpocząć się pojedynek Yamato z Bebedim. Ku waszemu zdziwieniu, mały zielony stworek już rozpoczął walkę z kimś innym.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: Azrael »

Bebedi

Patrzył z uśmiechem, jak jego oponent walczy z nieuniknionym. Właściwie to nawet nieźle się bronił, skubany miał jakiś talent telepatyczny, ale to i tak bez znaczenia. Manjin, gdy uznał, że wróg już całkiem zamienił się w sojusznika wydał pierwszy rozkaz.
- "Poddaj się. Podnieś prawą rękę i powiedz, że rezygnujesz z walki." - te dwa zdania odbijały się echem w czasce Leviathana. Czarnoksiężnikowi wydawało się, że już całkowicie po walce, lecz nie zaczął jeszcze pozować - nie chciał wzbudzać jakichś fałszywych podejrzeń.... dodatkowo, aby było efektowniej przymierzał się do wysłania w stronę pół-sajanina kulę Ki. Jego atak, (o ile zdąży go wysłać, biorąc po uwagę iż nie wie o zagrożeniu) prawdopodobnie nie wyżądziłby krzywdy Lewiathanowi... gdyby ten był w pełni sił. Naszczęście Manjina zaraz po "opętaniu" ciało ofiary jest osłabione, a wzmacnia się dopiero po upływie pewnego czasu. Nikt nie był w stanie przewidzieć, jak bardzo słaby stał się pół-sajanin, ale bardzo możliwe, że ta słaba kula KI poważnie go uszkodzi. po raz kolejny szczęśliwie dla małego oliwkowego czarnoksiężnika.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
leviathan
Szczur Lądowy
Posty: 9
Rejestracja: sobota, 10 maja 2008, 14:17
Numer GG: 8447622
Lokalizacja: Morze Chaosu, Dno Piekieł :P
Kontakt:

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: leviathan »

Leviathan

Ku*wa - zaklal cicho Leviathan. Nie docenil tego zielonego pokurcza. Spojrzal na swoja reke, nie widzial jej wyraznie, obraz mu sie rozmazywal i mial mroczki przed oczami.
"Niech cie szlag, ten karzel musi byc z wyzszej polki" Poprzedni Majinowie z jakimi mial do czynienia, nie byli tak mocni, ale ten byl inny. Na pewno nie dostanie go tak latwo, niedoczekanie jego.
Nie czekal na kolejny mentalny atak karzelka, bo moglby go nie przetrzymac, do tego zielony cos kombinowal wystawiajac obie dlonie w jego kierunku. Majinowie nie byli silni fizycznie, dlatego uzywali barier... jesli przebije bariere kurdupla bedzie go mial na widelcu, ale czy pamietal jeszcze jak sie to robi. Doskoczyl szybko do nizszego kosmity i przylozyl dlon do bariery, przeanalizowal szybko jej sklad energetyczny i po chwili stworzyl wokol swojego ciala identyczna oslone, ale znacznie slabsza. Jej celem nie bylo chronic pol Saiyana, ale jego wlasna oslona umozliwila mu zneutralizowanie bariery Majina, teraz obydwaj stali w jednej duzej kuli energii. Czarnowlosy nie czekal na reakcje zielonego, pol Saiyan gorowal wzrostem nad Majinem wiec nie mogac uderzyc go kolanem, wbil stope gleboko w jego podbrzusze. Druga rzecza jaka zrobil bylo zlapanie kurdupla za szyje i podniesienie go na wysokosc swojej glowy. Uderzyl czolem w twarz nizszego kosmity, kolejny cios wyladowal na zebrach Majina. Pol Saiyan chcial ponownie uderzyc w twarz zielonego, ale niespodziewany impuls w jego glowie skutecznie mu to uniemozliwil. Czarnowlosy upuscil swojego przeciwnika, ktory upadl na mate i nie ruszal sie przez chwile. Mezczyzna chwycil sie za glowe, mial szeroko otwarte usta i zacisniete powieki.
"Ku*wa ,jak to boli"
Czul jakby ktos wbijal w jego czaszke gorace gwozdzie. Z jego nosa pociekla struzka krwi, a po chwili takze z uszu. Obraz zaczal mu sie powli zamazywac, musial wygrac jak najszybciej inaczej bedzie mial duzy problem. Slugusem niskiego zostac nie chcial. Ruszyl chwiejnym krokiem w strone zielonego. Koniec tego krotkiego, acz brutalnego starcia powli zblizal sie do konca.

Wyedytowalem posta, aby usunac fragmenty, w ktorych "poruszam" Babedim :P ale to i tak nie ocali mnie przed wylotem z sesji. W kazdym razie dziekuje za mozliwosc uczestnictwa w tej rozgrywce. Bardzo milo sie gralo i w doborowym towarzystwie. :)
"They will see. We'll fight until eternity
Come with me We'll stand and fight together
Through our strength we'll make a better day
Tomorrow we shall never surrender.
"
Jason Shyboy - Shall Never Surrender
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: Artos »

Leviathan & Bebedi
Delikatne złamanie czaru Bebediego sprzyjało dokonaniu ataku. Leviathan wiedział, iż jest to jego jedyna szansa w tym momencie. Powoli zbierając siły dał sobie chwilę na wzmocnienie. Dopóki jego przeciwnik nie był świadom jego wolności, zdawało się to najrozsądniejszym posunięciem. Zebranie siły przez moment i jeden zabójczy atak – to był jedyny plan na jaki wpadł dobrze zbudowany wojownik. Gdy czar w końcu przestał tracić na sile, nastąpiła realizacja tych zamierzeń. Saiyan na początku zrobił mały krok przed siebie.
- "Poddaj się. Podnieś prawą rękę i powiedz, że rezygnujesz z walki."
Usłyszał Leviathan, lecz nie dbał o słowa. W tym momencie były one niczym, tylko jednym z wielu wyciszonych szmerów. Czuł się już znacząco lepiej, tak jakby cała złość i nienawiść z niego uleciała, a myśli były skupione tylko i wyłącznie na walce. Prostej i niczego nie wymagającej potyczce. Bebedi skończył już szykować już swą kulę KI. Był to prosty i tak naprawdę bardzo słaby atak. Receptory bota sędziowskiego nie zareagowały na niebezpieczny dla kogokolwiek w pomieszczeniu poziom energii, przez co nie przerwał pojedynku. Kula zaczęła mknąć w stronę ogoniastego wojownika, który widząc ją jedynie delikatnie się uśmiechnął, po czym z łatwością przeskoczył nad nią i rozpoczął swój bieg ku zwycięstwu. Zgromadzonym w hali osobą zaczął się rzucać wyraźnie w oczy zarys M na czole. Bebedi też widział go bardzo wyraźnie, mimo to jednak zaniepokoiło go krwawienie z niego. To nie tak miało wyglądać. To nie miał być krwawy symbol. Coś poszło nie tak. Leviathan był już przy nim i biedna oliwkowa istota nie mogła już nic zrobić. Otrzymała potężny cios stopą w korpus, przez wleciała na ścianę ze sobą z przerażającym impetem. Przeciwnik Bebediego nie powinien być, aż tak silny. Nie miał prawa dysponować mocą dużo większą od przeciętnych członków zespołów bojowych, a jednak cios ten omal nie zabił Majina.
Bot sędziowski postanowił zareagować. Wokół maty powstało silne pole energetyczne, na które wpadł opętany żądzą walki Leviathan. Jego myśli znów pokryły się setkami wrzasków rozrywanych a strzępy istot i krzyków kobiet i dzieci. Czuł jak gdyby tysiące igieł ktoś wciskał mu na siłę w każdą, nawet najdrobniejszą część jego ciała. Bariera została zdjęta. Jednakże wojownik zamiast opaść na ziemie, nadal stał. Z oczodołów popłynęły delikatne strumyki krwi. Wszyscy zastanawiali się, co mogło pójść nie tak. Nikt tak nie reaguje na zderzenie z tarczą.
Bot sędziowski dał sygnał do przerwania pojedynku. Z otworów wentylacyjnych wybiegło kilkanaście równie małych co on botów medycznych. Leviathan nie wiedząc co się dzieje, mając ciemność przed oczami krzyczał z bólu. Jego ciało nawet nie drgnęło. Stał tak w bezruchu, gdy został opleciony przez boty medyczne, które wstrzyknęły mu środek uspokajający. Tak przynajmniej to wyglądało, gdyż krzyk ucichł, a jego ciało zwiotczało natychmiastowo. Część osób nawet dostrzegło ulgę w jego zimnych oczach. Boty zabrały go z sali.
Bebedi widzial całą tą sytuację jak za mgłą, by po chwili stracić przytomność. Boty jednak szybko dotarły do niego i po krótkich oględzinach dały wiadomość o jego stanie zdrowia
- Żyje i nie posiada uszkodzonych tkanek
Bot sędziowski na tą wiadomość zareagował w prosty mechaniczny sposób
- Za złamanie regulaminu przez zawodnika Leviathan, walka została przegrana. Zwycięzcą jest zawodnik Bebedi. Z powodu odniesionych ran zostanie on przeniesiony do punktu medycznego na czterogodzinną obserwację. Wszystkie walki z zawodnikiem Bebedi zostają odwołane do tego czasu. Zawodnik Leviathan za złamanie przepisów dotyczących walk o dowództwo zostaje karnie usunięty z jednostki i przeniesiony do miejsca odosobnienia.
Bebedi został zabrany przez boty medyczne do punktu medycznego. Obudził się już po godzinie. Pierwszą osobę jaką zobaczył był Aquarion siedzący przy jego łóżku.

Shikoru
Walka zdumiała go niezmiernie. Nie spodziewał się ,że będzie aż tak krótka. Każdy z zawodników w końcu wykonał tylko jeden atak, a jednak doszło do pogwałcenia jednego z przepisów – nie zabijać przeciwnika. Do tego jeszcze to dziwne zachowanie Leviathana.
Aquarion z zaniepokojoną minął obserwował całe to zdarzenie.
- To nie tak miało wyglądać. Coś poszło nie tak
Gdy tylko boty z obydwoma walczącymi wyszły z hali Aquarion pobiegł za nimi rzucając krótkie słowa pełne troski
- Zobaczę co z dowódcą. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.

Reszta
Widzieliście całe powyższe zajście, które wprawiło was w osłupienie. Takiego obrotu sprawy nikt z was nie mógł się spodziewać, no może prócz poważnego uszkodzenia Bebediego w pierwszym ataku, co wydawało się prawie oczywiste, jak się spojrzało na tego kurdupla, choć kto wie... pozory mogą mylić...

@Leviathan – dziękuję za przyjemną grę. Jesteś zdolnym graczem. Szkoda, że trochę nabałaganiłeś swymi poczynaniami. Twa gra na forum już się skończyła w tym temacie, lecz kto wie? Może się spotkamy jeszcze na innych sesjach, lub może kiedyś powrócisz do tej. Jak widzisz zostawiłem Ci małą furtkę tak na wszelki wypadek :)
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: [Dragon Ball] Dar wolności (TEAM Mora Monstrum)

Post autor: Azrael »

Bebedi

Obudził się w łóżku... Z początku nie zwrócił uwagi na Aquariona siedzącego przy jego łóżku, a spróbował przypomnieć sobie jak znalazł się w łóżku.
Oczywiście, gdy tylko zorientował się, że nie wszystko poszło po jego myśli chciał zabić przynajmniej kilka osób, lecz potem przypomniał sobie, że nie wszystko jeszcze stracone. Spróbował nawiązać telepatyczny kontakt ze swoim byłym przeciwnikiem, o ile jest w tym samym sektorze nie powinno to być trudne nawet biorąc pod uwagę zmęczenie i uszkodzenie jego umysłu. Wysłał mu prostą wiadomość telepatyczną "Gdy tylko będziesz wstanie, masz mnie odnaleźć"
Zostały tylko trzy wyjścia, albo leviathan był wyjątkowy, albo zginął, lub najbardziej prawdopodobne stracił przytomność i przyjdzie służyć swemu panu, gdy tylko się zbudzi.
- Jedyny wierny... khe, khe -Bebedi mówił jak imperator, ale w końcu uważał, że niewiele mu brakuje - Już niedługo spotka cię za to nagroda. khe, khe teraz, jestem zmęczony, ale już niedługo dołożę reszcie chętnych pajaców. Jakby się pytali przekaż im to.
Manjin zaczynał lubić tego durnia, lecz wciąż nie zamierzał mówić mu całej prawdy. Otóż czarnoksiężnik mimo iż opadł głową na poduszkę rozglądał się po sali. Szukał kamer, botów, przytomnych pacjentów... w końcu w szpitalu bardzo łatwo wyciągnąć z nieprzytomnego energię KI... niestety opętanie raczej nie wchodziło w grę, bo zbyt dużo osób z literą M mogło by wzbudzić podejrzenia, a w końcu przejęcie całego fraktowca mogło by być... kłopotliwe.
*Heh, ale zamęt w tej mojej drużynie, nawet nie wiem kto do niej przynależy... Mógłbym ich telepatycznie przyzwać do mojego pokoju, ale te durne gbury pewnie stwierdzą, że mają ważniejsze rzeczy do roboty. No, ale cóż przynajmniej ich powiadomię iż w tej chwili nie jestem zdolny do walki. Gdy tylko wyzdrowieję."
Jak pomyślał tak zrobił... oczywiście genialnie.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Zablokowany