[FUDGE] Tron Chaosu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

"- Coś się stało? Chyba nie mam niczego we futerku?! - Zaczęła wiercić się dookoła i sprawdzać czy coś na nią nie wlazło."

Słowa małej Kirry nie docierały do pogrążonego w strachu umysłu zaklinacza. Zimny pot powoli pokrywał jego czoło, wysiłek psychiczny zbierał swoje żniwa.

- Jeśli śmiałbyś tknąć ponownie niewinną istotę to PRZYSIĘGAM ci ,że nie zniszczę tylko ciebie ale i ciało które dzielimy!- myśli przesiąknięte gniewem opanowały jego świadomość.- Nie pozwolę ci już nigdy skrzywdzić innych OSÓB! Dopuściliśmy się zbyt wielu grzechów...

Mimo swych słów nie otrzymał odpowiedzi na jaką oczekiwał, jedynie nieustanny cichy śmiech rozbrzmiewał w jego głowie.

Najstraszniejsze w tym wszystkim było to, że ON miał racje. Janos przeklinał swoją naiwność, uświadomił sobie po raz kolejny ,że póki nosi to brzemię nie dane będzie mu zaznanie spokoju.

Spojrzał zamglonym wzrokiem na swoją małą towarzyszkę. Nie zdając sobie sprawy z grozy sytuacji była pogrążona w ułudnej chwili szczęścia. Nagle z jego zaschniętych ust padły słowa, wymawiane z wymuszonym spokojem.

- Kirro mam nadzieje ,że mi wybaczysz...- spojrzał się w jej kocie oczka.-... niestety najwyższy czas abyśmy powrócili do karczmy.

Na twarzy młodej kie'rannki pojawił się nieopisany smutek. Przecież bylu tutaj zaledwie kilka minut, jeszcze tak wiele chciała się spytać zaklinacza... wysłuchać jego odpowiedzi i opowieści z jego przygód. Janos widząc reakcje dziewczynki poklepał ją po głowie i rzekł:

- Twojego języka nauczyłem się od mojego, przybranego ojca.- uśmiech pojawił się na jego twarzy, była to jednak tylko maska skrywająca obawy.- Wiem ,że to dość rzadkie aby Kie'ranni przygarnął ludzkie dziecko jednak uważam ,że bycie rodziną nie ogranicza się tylko do istot z jednej tylko rasy... wasza piątką i lord jest dobrym tego przykładem...

Mag gestem ręki wskazał małej Kirrze głaz leżący niedaleko od miejsca w którym siedzieli. Niezwykłe zdziwienie malowało się na jej twarzy gdy ów głaz zaczął się powoli unosić i kierować w stronę klifu. Po chwili pofrunął on w przepaść, w ślad za kamyczkami rzucanymi przez dziewczynkę.

Zaklinacz jedynie wzruszył ramionami, jakby specjalnie nie chciał przyznać się do tak dziecinnego czynu. Po tym bez słowa podał jej ponownie rękę...

" Sprawię żebyś milczał po wieki, choćbym miał własnymi dłońmi wyrwać zgniłą cześć swojej duszy..."


Dwie sylwetki na szczycie klifu rozmazały się w promieniach zachodzącego słońca. Ponownie przenieśli się do karczmy w której czekał na nich spokój.

To wyglądało jakby nic się nie stało, powrócili dokładnie tak samo jak znikli. Nawet ich miejsca w karczmie się nie zmieniły.

Natychmiastowo pojawił się chowaniec zaklinacza, na jej pięknej twarzy widać było strach zmieszany z troską o swego mistrza. On pozwolił jej zasiąść na swoim ramieniu. Nie chciała rozpocząć rozmowy pierwsza, zbytnio bała się tego co mogło się wydarzyć w miejscu z którego powrócił Janos.
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Rufus wpierw był naprawdę przerażony tym zdarzeniem ale skoro mag zapewnił go iż to nic złego zaczął się uspokajać.
"Heh wiedziałem że Quiestus rozpieszcza dzieciaki ale że aż do tego stopnia by zabawiali ich magowie prawdziwą magią ?! No to już przesada teraz to w żaden sposób nie przebiję tego co było przed chwilą. A ten mag to chyba z typu tych ludzi co nawet umierają z uśmiechem na twarzy, szlag by to ta robota mnie wykończy." - skomentował sobie w myślach całe zajście a na twarzy pojawiła się ulga, wziął głębszy oddech po czym dodał pod nosem:

-Czy mnie się wydaje czy wszyscy trzej magowie uwzięli się na mnie by mi uprzykrzyć życie, czy oni nie mają bardziej "czarodziejskich" rzeczy do roboty ?- po wypowiedzeniu tych słów zaśmiał się sam z siebie, ta praca wcale nie była taka wspaniała. Powrócił pod ścianę, stamtąd obserwował już spokojnie zebranych.

O ile pierwsze zaklęcie wywołało w nim zdumienie i przerażenie, o tyle równie nagły powrót maga wywołał niemal zawał serca jak i komiczna scenę. Rufus nie przyzwyczajony do magii, gdy tylko spostrzegł nagłą materializację maga wraz z Kirrą przywarł mocniej do ściany równocześnie tracąc równowagę. Runął na podłogę jak długi szorując plecami o ścianę, to bolało spojrzał się tylko na przybyłych i rzucił w ich stronę:

-Miło że wróciliście, nie przejmujcie się mną.- po czym podniósł się, gdzieś niedaleko ktoś ryknął śmiechem - "Mobius zapewne ma świetny ubaw, ażeby tak zdechł ze śmiechu."- skomentował w myślach to naprawdę nie był jego dzień.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Wszyscy

Dzień się kończy, a sala ciemnieje, gdy znikają lampy oliwne wraz z ich właścicielami. Słońce już praktycznie niewidoczne za horyzontem zalewa okolicę resztami swoich szkarłatnych promieni, które dosięgają jedynie najwyższe z skalnych iglic. Na bezchmurnym niebie zaczynają pojawiać się pojedyncze gwiazdy. Większość osób skończyła swoją fasolę albo właśnie ją kończy. Quiestus właśnie skończył rozmowę z Mobiusem. Mag spojrzał na swojego pokrytego szronem kompana. Jak na zawołanie Gillian wstał przy akompaniamencie odgłosu trzaskania łamanego lodu.
- Wreszcie się ruszyłeś. Idziemy. Trzeba przygotować trochę wody i ten zakichany deser dla dzieciaków. – Magowie zniknęli za tylnymi drzwiami karczmy.

Ninerl

-Nie mamy zielonego pojęcia ile prace będą trwały! Możliwe, że nawet całe lata, jeśli legendy mówią prawdę… -
- Albo nawet kilka sekund, jeśli okaże się, że tam nic nie ma. –Przerwał krasnoludowi ork- I szczerze mówiąc nikt nie ma pojęcia, co tam może być. Możemy tam znaleźć nawet różowe misie, jeśli bogowie mają poczucie humoru!
-Lecz wszystko wskazuje wciąż na to, że jest to jedno z większych znalezisk archeologicznych naszych czasów. – Zaczął znowu krasnolud. – I jeśli wszystko się zgadza, to sama konstrukcja Neruzeczelf musi być jakiejś magicznej natury. Nie pytaj mnie jakiej, bo o magii wiem tyle co świnia o gwiazdach. A co do tych duchów, to ja myślę, że to jest jakaś sekta. – Ziewnął głośno krasnolud. – Nie jestem przyzwyczajony do tych ziem. Normalnie to w moich rodzinnych stronach od dawna byłaby noc. Chyba tak samo jest z tobą panienko Ninerl, nieprawdaż?

Sha’virr i Bardin

Rakah milczał przez chwilę przyprawiając jego towarzyszy o ponury nastrój. Wszyscy zjedli swoją fasolę w ciszy i dokończyli ostatnią kolejkę whiskey.
-Polubiłem was przyjaciele – Krasnolud podniósł się z swojego miejsca – ale chyba już czas na mnie. Mam nadzieję, że jeszcze się spothamy. Muszzze się przespać. – Zabrał ze sobą jedną z butelek whiskey. – eee… reszta jest wasza. – Wskazał na ostatnie trzy butelki. Resztę albo wypili, albo rozdali wszystkim dookoła. Rakah ruszył chwiejnym krokiem w stronę wyjścia i tego dnia kie’rann i krasnoludzki inżynier już go nie widzieli.

Sha’virr i Bardin zostali sami przy stole. Pijani, z jeszcze trzema butelkami. Mieli do wyboru dwie opcje:
Spać albo chlać dalej.

Rufus i Janos


Janos był zdziwiony nagłą wypowiedzią opiekuna, Rufusa, lecz nie był w stanie powiedzieć czegokolwiek gdyż Lord Quiestus właśnie się pojawił.
-Dobra, czas już iść spać! – Kirra spojrzała na niego miną, która wręcz krzyczała „Co?” – Nie marudź. Jutro wstajemy wraz ze wschodem słońca, a noce w tutejszych stronach są bardzo krótkie. Do tego dobrze wiemy jak trudno cię zmusić do wstania z łóżka.
-Dobra, dobra. Już idę. Tylko gdzie śpimy?-
-Na piętrze. Reszta już czeka. Rufus – Zwrócił się szlachcic do opiekuna. – Ty też idź na górę. Masz ich dalej pilnować. I nie obawiaj się Mobiusem. Nawet jeśli rzuci na ciebie jakieś zaklęcie to… postaram się by to odwrócił… jakoś. Życzę miłej nocy panowie. – Następnie wyszedł tylnymi drzwiami.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Taar Aszish
-Magicznej natury...- dziewczyna zamyśliła się na chwilę. Nie brzmiało to dobrze, przez Thersisa miała uraz do magów. Niby owszem magia była czymś potrzebnym, ale w głębi duszy nie ufała czarodziejom.
- Sekta...- skrzywiła się nieco na słowa krasnoluda- Fanatycy to ograniczone istoty, nie powiem, bym lubiła ich towarzystwo.- dodała po chwili.
-Pewnie już gwiazdy świeciłyby na niebie- Ninerl zgodziła się z krasnoludem. Zaczynała odczuwać zmęczenie, wcześniej potrafiła się bawić do świtu, ale teraz, w czasie wędrówki przyzwyczaiła się wstawać wcześnie.
Wstała i złożyła lekki ukłon pożegnalny.
-Miłej nocy, panowie. I snów przynoszących wiedzę- powiedziała, zanim zdążyła się ugryźć w język. Tradycyjne błogosławieństwo związane z Hoenirem nie musiało być dobrze odebrane. Inne istoty dziwne reagowały na te słowa. Jakby wiedza była czymś niebezpiecznym...
Pożegnała się i odeszła. Czas spać. Przeczyta jeszcze tylko jeden rozdział księgi i idzie spać. Oczywiście z mieczem pod ręką... Nigdy nie wiadomo, co przyniesie ranek...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Szasza »

Shaw

Jedną z butelek chwycił i zapakował do torby przewieszszonej przez oparcie krzesła. Odgłos zdradził, że zderzyła się w niej z drugą butelką i czymś twardym. -Teraz będzie po równo.- Rzekł z przekąsem, po czym otworzył kolejną butelkę i rozlał jej zawartość do pozostałych kieliszków. Nie pamiętał kiedy ostatnio usnął metoda "naturalną". Tym razem postanowił spróbować to zmienić. Wypił "pożegnalny" kieliszek, po czym zabrał swoją ciężką bluzę, torbę i włócznię o dziwacznym grocie i udał się w miejsce wyznaczone do snu.
Zdawał sobie sprawę z tego, że obszar, który przyjdzie mu przeczesać, nie jest tym spokojnym, nudnym laskiem.
Obrazek
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Artos »

Bardin
Przyjrzał się towarzyszącemu mu jeszcze i wywijającymi kilkoma butelkami naraz po czym rozległ się straszny huk w głowie krasnoluda i było słychać jakieś słowa o równości. Spojrzał się porządnie przed siebie, potem w jedną i drugą stronę.
- Jaaaacie... hep...Już wszyscy pocie... hep... ppociekali...
Przetarł swe zmęczone oczy i bez dopijania ostatniego kieliszka poszedł się położyć.
”Jak tak dalej pójdzie to mnie zabije ta wyprawa”
Na szczęście jeszcze potrafił się jeszcze trochę swobodnie poruszać, szczególnie pomagając sobie ścianą, by zbyt ciężko nie było, przez co bez większych problemów dotarł do celu.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

"Nareszcie koniec dnia, teraz już nie może nic pójść źle." - pomyślał sobie Rufus.

-No dobrze słyszeliście czas do łóżek- powiedział w stronę dzieci uśpienie ich nie powinno być żadnym problem, gdy nagle rozległo sie głośnie burczenie wtedy uświadomił sobie że jeszcze nie jadł kolacji -Um... jak tylko coś zjem to do was dołączę- już miał się udać po swoja porcje fasoli, gdy nagle usłyszał głos Kirry:
-Nie męcz się przyniosę ci !- Rufus aż otworzył usta ze zdziwienia nie mógł uwierzyć że zrobiła się nagle taka uprzejma.
"Nie chwila to zupełnie nie w jej stylu!"- odwrócił się w stronę w którą pobiegła mała kier'annka, jego przypuszczenia potwierdziły się. Usłyszał jej chichot i głośny okrzyk:
-Łap ! - po czym zauważył lecącą w jego stronę miskę fasoli - "To mogło pójść źle!"-dodał sobie krótko w myślach, zanim jej zawartość rozbryzgała sie na jego twarzy. Po chwili sale zalał śmiech dzieciaków słabnący wraz z tym jak opiekun zgarniał potrawę ze swej twarzy z powrotem do miski, po czym wytarł reszki rękawem. Wbrew oczekiwaniom dzieciaków i kilku osób które obserwowały całe zajście Rufus nie wpadł w furię, za to jego twarz przybrała śmiertelnie poważny i złowrogi wyraz. Zmierzył Kirrę lodowatym spojrzeniem po czym powiedział bez emocjonalnym głosem :

-Kirra i reszta na górę. Jak przyjdę macie wszyscy już spać, rozumiemy się ? A i jeszcze jeden taki numer i koniec z uprzejmym opiekunem. Dobranoc. - po czym odprowadził dzieciaki wzrokiem do schodów a gdy tylko znikły z pola widzenia usiadł na jakimś krześle i pośpiesznie zjadł fasole. Po tym udał się na górę sprawdził przy okazji czy wszyscy są na swoich miejscach i w końcu sam położył się spać. Wymamrotał tylko pod nosem:
Ta robota naprawdę pośle mnie do piachu.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

Mag w ciszy wysłuchał Quiestusa, od powrotu z klifu był zbytnio pogrążony w myślach aby wdawać się w niepotrzebne dysputy. Jedynie krótkim kiwnięciem pożegnał odchodzącą Kirre, a opiekuna obdarzył przeszywającym spojrzeniem...

" Nie ufaj nikomu..."- te właśnie słowa szumiały w głowie Rufus, nie mógł wprawdzie powiedzieć od kogo one pochodzą.

- Sariel czas i na nas abyśmy udali się w objęcia złudnych snów.- głos maga, napiętnowany nieznanym cierpieniem rozbrzmiał w karczmie. Chowaniec jednak nic nie odpowiedział, jedynie wpatrywał się bez ustanku w swojego pana.

Po raz kolejny znikł z miejsca w którym stał. Teleportacja nie była daleka, jedynie poza obręb karczmy, do tej części karawany gdzie znajdowały się jego pakunki. Ułożył się wygodnie na ziemi, aby móc delektować się przed zaśnięciem nocnym niebem.

- Moja piękna...-zwrócił się do swego magicznego stworzenia.- ... proszę abyś pozostała przy moim boku aż do chwili gdy tą ziemie skąpie światło poranka. Jedynie tobie mogę zaufać i powierzyć ochronę swego plugawego ciała. Gdyby ponownie pojawił się ON użyj całej swej mocy aby zatrzymać jego głód...

Janos spojrzał się nieobecnym wzorkiem na Sariel, ona tylko obdarzyła go uśmiechem mimo strapionej twarzy. Po chwili jednak, gdy zaklinacz zapadał w sen powiedziała:

- Będę chronić cię, mój mistrzu.- jej melodyjny głos rozbrzmiał z małego gardła.- Śpij w spokoju...
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Wszyscy

Noc zapada, a na niebo wzeszedł gorzka tarcza księżyca. Wyżej płonęły gwiazdy, wiecznie niezmienne. Miliony słońc i światów. Przyprawiające o zawrót głowy konstelacje, zimny ogień w pierwotnym odcieniu. Gołym okiem było widać jak niebo zmieniało kolor z szkarłatnego, w fioletowe, a następnie w ciemny głęboki granat. Meteor zakreślił spektakularny łuk i zniknął za Okiem Proroka, konstelacji z jedną z największych widocznych na niebie gwiazd o kolorze krwistej czerwieni w środku. Dogasające ogniska rzucały dziwne, złowrogo wyglądające cienie, przypominające krzyżujące się, misterne wzory, na powozy i budynek w okolicy. Powoli, jedna po drugiej wszystkie lampy oliwne gasły. Wiatr pojękiwał co jakiś czas, jak chora na raka płuc stara wiedźma. Większość karawany już spała, a to w powozach, a to na ziemi pod jakimś kamieniem czy w samej karczmie z butelką alkoholu w dłoni i uśmiechem na twarzy.

Większość niebios nie zwracało na nich uwagi, tak samo jak na wojny, gwałty, ukrzyżowania. Gdyby tego byli świadomi, to powinni czuć wielką ulgę. Jednak kilka tyranicznych gwiazd patrzyło i szyło na nieboskłonie historię śmiertelników śpiących niżej. Pytanie, kto zdoła się im sprzeciwić?

W jednym z powozów, pewna skrzynia z symbolem republiki, orłem otoczonym płonącym krzewem, trzymający w dłoniach prosty, krótki miecz, zaczęła wydawać z siebie dziwne, buczące odgłosy. Kojot siedzący na jednym z wzgórz zawył głośno, po czym uciekł z niesamowitą prędkością, jakby piorun go uderzył. Ciche buczenie z czasem narastało na intensywności, lecz nie aż tak bardzo by kogoś obudzić. Część drewna z symbolem republiki zaczęła dymić. Powoli zwęglała się i przybierała brudny, czarny odcień. Dziwny odgłos zniknął tak szybko jak się pojawił, zostawiając po sobie zapach spalonego drewna, który nie utrzymał się do rana.

Rufus miał problemy z dzieciakami. Słychać było przez bite pół godziny, jak starał się z nimi uporać, lecz o dziwo z czasem go posłuchały. Czy to z powodu zmęczenia czy wreszcie pojawiającego się szacunku w stronę opiekuna, tego nie wiedział. Sam spał przy wejściu, pilnując by ktoś nie zakradł się do pokoju. Po kilku godzinach snu, miał wrażenie, że słyszał czyjeś kroki. Wstał, zrobił kilka ostrożnych kroków w stronę drzwi, rozejrzał się po pokoju a następnie wyjrzał na korytarz. „Co do jasnej chol… ?” Nie dokończył myśli, gdy coś naglę uderzyło go w tył głowy.
Zawrót, szum w uszach, upadek, ciemność.

Ninerl tej nocy nie spała spokojnie. Omal nie dostała zawału serca, gdy w ciemnościach coś poruszyło się i usiadło naprzeciw niej. Gwałtownie przestawiła się na pozycję siedzącą i oparła się o skałę za jej plecami, siedząca w kuckach postać przed nią bujała się powoli do przodu i do tyłu.
„Oho. Zaczyna się.” Pomyślała w duchu i powoli sięgnęła po broń.
„Ciekawe czy to goblin, czy też jakieś inne dziwadło.” Macała ziemię obok siebie przez chwilę, lecz nie mogła znaleźć broni. Iskra paniki pojawiła się w jej sercu. „Czyżby to coś już zabrało mi broń? „ Jej wzrok błyskawicznie w stronę jej gościa. Za tym czymś leżał jej miecz… ale chwile. Rozpoznawała tą małą osóbkę. Długi ogon zamachał nad głową kie’rannki. „Kirra! Ten mały dzikus znowu chce mi grać na nerwach!”
- Ukochana matko… - Te słowa ze strony małej dzikuski wręcz sparaliżowały Ninerl, gdy ta właśnie miała wstać. „Co? Czy właśnie nazwała mnie matką?” - nie ma winy w moich czynach, - Słowa płynęły jak jakaś dziwna piosenka. Kirra dalej bujała się wypowiadając powoli te dziwne słowa.
- Jest już za późno by zawrócić, by odwrócić, by zapomnieć, - Jej młodzieńczy głos brzmiał ponuro, jakby wymuszony. - Powoli łzy… Jednego po drugim w wielkim – Głowa dziewczyny odwróciła się błyskawicznie w stronę Eldarki. – Neruzechelf – Wyszydziła powoli słowa, dając duży nacisk na każdą sylabę. Kocie oczy były pełne nieludzkiego blasku. Widok był wręcz hipnotyczny, Eldarka nie mogła oderwać wzroku od śpiewającej ni poruszyć się. Cała scena wywoływała w niej nieprzyjemne napięcie i niepokój. - Powoli maszerują, za jednym kolejny. Idź za mym czarem, tam gdzie to lśni. – Głos jej powoli zmieniał się. Akcent tracił byłego pomruku, dawna radość wycieka jak z dziurawego naczynia. - Jej oczy! Jej piękne blade oczy. Obserwują losy twe, lecz nie potomstwo swe. – Stanęła na czworakach i przybrała pozę przypominającą wilka wyjącego do księżyca. - Wszystkie młode, dla jej chwały! – Zawyła głośno. Ninerl rozejrzała się gwałtownie. Zdaje się, że w obozie oddalonym kilkadziesiąt metrów dalej nikt nie usłyszał tego. „Jakim cudem? Przecież to by umarłego obudziło!” Głos dziewczynki już nie przypominał tego samego, co wcześniej. Był sykliwy, nieprzyjemny i zdawał się spływać po okolicy jak lepka flegma. - Scena naprawiona, kurtyna w górze, dokonałem swej roli, moim sposobem, poznałem karę krwi, lecz przekroczyłem próg. – Podczas wypowiadania tego zdania powoli szła na czworakach w stronę Eldarki. Jej zęby i pazurki diabelsko lśniły w poświacie księżyca. Blask w oczach zyskiwał na intensywności. Ogon wił się gwałtownie w powietrzu jak rażony co jakiś czas prądem wąż. Jej pięknie lśniąca, czarna sierść dawała dziki, zwierzęcy kontrast do całej sytuacji. Nagle, kiedy Ninerl najmniej się tego spodziewała, Kirra skoczyła błyskawicznie do przodu i złapała ją za skrawek zbroi. - O dzieci jej, nieście żałobę! Zapłać cenę za ignorancję! Matce jego oddaj hołd! Patrz na nich, przynieś koniec! – Kie’rannka krzyknęła głośno prosto w twarz, by następnie błyskawicznie uspokoić się. – „Ner’ze kirrum. Mallum noy’chero”. – Wyrecytowała słowa w dziwnym, nieznanym dla Ninerl języku przy okazji ryjąc pazurkiem coś w kamieniu obok. Następne rzeczy stały się niesamowicie szybko i gwałtownie. Kirra ponownie złapała ją za pancerz, podniosła do siebie i uderzyła nią o skałę za jej plecami z zadziwiającą siłą, która odebrała Eldarce oddech na kilka sekund. Następnie zaśpiew przybrał na mocy. Głos dziewczynki dzielił się troił, mnożył, dając wrażenie jakby nie jedna osoba a wręcz całe stado potępieńców wrzeszczało właśnie Ninerl prosto w twarz. Wrażenie było wręcz ogłuszające. - O dzieci jej, nieście żałobę! Zapłać cenę za ignorancję! Czcijcie jaśniejących eonami! Jeden po drugim dołączcie do tańca! Odkryj dusze zbezczeszczone! Króla szczurów bierz koronę!

WSZYSTKIE DZIECI JEJ, NIEŚCIE ŻAŁOBĘ!
ZAPŁAĆ CENĘ ZA IGNORANCJĘ!


Ostatnie słowa uderzyły w uszy Eldarki jak grom. Ciało Kie’rannki nagle rozluźniło się i padło nieruchome na nią. Cała dygotała od tego wrzasku, który niedawno dudnił jej w uszach. Drżała ze strachu. Plecy miała całe obolałe po uderzeniu w głaz. Pot ściekał z niej strumieniami. Spojrzała na leżącą na niej Kirrę, jak na wielką, oślizgłą glizdę wspinającą się po nodze. Powoli zrzuciła ciężar jej ciała z siebie. Z trudem łapała powietrze, serce biło jak oszalałe. Miała czystkę w umyśle. Czy jej ojciec kiedykolwiek doznał czegoś takiego na swych podróżach?

Niespodziewanie z ciemności wyłoniła się kolejna postać. Nim Ninerl była w stanie cokolwiek zrobić i przyjrzeć się, nieznajomy rzucił jakąś dziwną, małą kulką, która przy uderzeniu rozprysła się na proch rozsiewający słodkawy zapach. Zakręciło się jej w głowie, oczy zamknęły się jakby pod rozkazem, umysł zaczął śnić wymuszonym snem.

O poranku czuła jedynie ból głowy. Jednak była pewna, że to co się stało zeszłej nocy to nie był tylko sen. Tymi dowodami były ślady na piasku prowadzące do obozu, leżący kilka metrów dalej miecz, oraz enigmatyczne słowa wyryte na kamieniu obok niej w staro-eldarskim alfabecie: „Ner’ze kirrum. Mallum noy’chero”.

Wyprawa ruszyła dalej. Przez kolejne cztery dni podróży dalej nic ciekawego się nie stało. Większość robotników marudziło, że chcieliby być z powrotem w „Ruinach Karczmy Wielkiego Neruzechelf”. Kirra była taka jak zwykle. Psotnica, natrętna, ciekawska uprzykrzała życie swemu opiekunowi. Jednak to się skończyło, kiedy dotarli wreszcie do celu podróży.

***

Od zajazdu dzieliły ich już trzy dni drogi; góry wydawały się zdradliwie bliskie. Widzieli miejsce, gdzie pustynia przechodziła w podgórze – pierwsze gładkie, nagie wzniesienie i koryto rzeki, przebijające w ponurym tryumfie skamieniałą, pylistą skórę ziemi. Dalej teren ponownie opadał nieco w dół i po raz pierwszy od dawna, większość ludzi z karawany widziała prawdziwą, żywą zieleń. W oddali majaczyła trawa, karłowate świerki, może nawet wierzby – wszystko zasilane topniejącymi na szczytach wyżej śniegami. Za równiną znowu zaczynały się skały, wznoszące się w gigantycznym, zwalistym przepychu ku oślepiającym niebiosom. Wielki wyłom na zachodzie wskazywał drogę ku mniejszym zwietrzałym piaskowo-kamiennym urwiskom skalnym, półkom i tarasom oraz dalszej części traktu prowadzącej do kolejnej osady. Obraz całej okolicy dopełniał widok odległych białych, czerwonych i fioletowych błyskawic błyskających szaleńczo, migoczących złowieszczo w czystym południowym powietrzu. Wszystko zasłaniała kurtyna gęstego deszczu.

Czwartego dnia ekspedycja zeszła z traktu i rozbiła obóz przed pewną dziwną grotą u podnóża jednej z gór. Dziwne było w niej to, że całe wejście o kształcie półokręgu obrastały róże. Jednak nie zwykłe róże, lecz metalowe. Nikt nie był w stanie rozpoznać krystalicznie błękitnej stali, z której były zrobione te niesamowite kwiaty. Co najdziwniejsze, zbliżając się do nich obserwator mógł wręcz czuć, że nie są one tylko ładnie uformowanym metalicznym stopem, a prawdziwymi, żywymi roślinami.
Quiestus wraz z dużą częścią karawany wkroczyli niosąc ze sobą trochę sprzętu i lampy oliwne a zostawiając konie i powozy na zewnątrz. To co ich czekało w środku, miało ich niesamowicie zaskoczyć.

- TU NIC NIE MA! – Krzyknął Mobius. – Wzór tych wielkości jest bezużyteczny bez centralnego nexusa.

Człowiek w szkarłatnym kapeluszu poprowadził wszystkich tych ludzi tylko do wielkiego monumentu upadku starożytnych. Ich grobu i wiecznego symbolu głupoty, słabości i zguby. Grota ta była niesamowitych rozmiarów, pełna stalaktytów, stalagmitów, małych zbiorniczków z wodą i nierównościami. Sufit ciągnął się wysoko w górę i w większości nie był widoczny. Powietrze było zimne i wilgotne. Wszyscy byli zdziwieni tą nagłą zmianą klimatu z pustyni na roślinność a teraz ostatecznie na chłód pieczary. „Bogowie naznaczyli to miejsce.” Powiadali niektórzy. „Jako taka tabliczka z napisem: będziecie robić to co ony, to rozdziobią wasze martwe ciała wrony.” Jednak dreszczy nie wywoływał ani chłód, ani ciemności, ani dziwna pogoda niepasująca do pustynnych terenów. Prawdziwym powodem niepokoju były czaszki, które obracały ku swym gościom swe puste spojrzenia – czaszki bydła, dzikich psów, kojotów, jaszczurek, węży, wszystko wlane w strukturę otaczających ich aksamitnie czarnych litych skał. Tutaj alabastrowy ksylofon rajskiego ptaka zabitego, gdy się pożywiał, ówdzie delikatne kosteczki szczurów zabitych dla przyjemności przez dzikiego psa czy inne dzikie zwierze. Ludzkie szkielety sięgające do wnętrza pieczary, do centrum, w którym na wielkim kamieniu rzeźbionym w kształt dysku o średnicy czterech metrów był wytarty symbol. Sięgające ku niego, jak horda zgubionych dusz pragnąca zbawienia. Na samym środku dysku, leżała naturalnej wielkości czaszka, z tego samego metalu, co róże na zewnątrz. Jej połysk był wręcz hipnotyczny, piękny w swym lśnieniu i zachęcał do tego by ktoś jej dotknął, lecz Quiestus zakazał komukolwiek dotykać jej. Wszyscy byli pokryci kurzem i nieprzyjemnym w dotyku kostnym pyłem, który w wilgoci lepił się i rolował w dłoniach w brudne, błotniste kulki. Mag w białej szacie wciąż miał założony kaptur, jednak z łatwością było widać jego podbródek i zarys szczęki. Jego uśmiech nie zniknął.

-Nie krzycz tak, Mobiusie. – Zabrzmiał jego głos, zimny jak lód. – Mimo dawno już zniszczonej aurze…-
-Której nie możemy nawet odczytać! Krew i popioły! – Przerwał mu.
-Tak, lecz mimo to jesteśmy w stanie wciąż badać to miejsce i nienaturalność samej struktury metalu czaszki i kwiatów.
Mobius był bliski wybuchu. Podszedł gwałtownie do maga w bieli.
-Nie przybyłem tu by badać jakieś zasrane kwiatki! Sam wzór był wart przynajmniej funta kłaków, lecz to tutaj jest mniej warte niż wczorajsze gówno! – Zawarczał na Gilliana wymachując mu palcem przed nosem. Ten jednak dalej starał się uspokoić swego kompana. Quiestus za to wpatrywał się cały czas przykucnięty w metalową czaszkę.

Wszyscy byli albo zdenerwowani faktem, że nie ma tu prawie nic wartościowego, żadnego zamku ze złota czy kosztowności, albo przerażeni makabrą, do której właśnie wkroczyli i do której zgodzili się przyjść. Jednak nikt o dziwo, nie wybiegł jeszcze z pieczary.

Rufus

„Bogowie… jak źle może jeszcze pójść? Nie dość, że musi pilnować te małe diabły to jeszcze je odprowadził do bram Hadesu. Bogowie… na co to ja się zgodziłem.” Powtarzał sobie w duchu Rufus jak rozglądał się zlękniony po gapiących się pustych oczodołach czaszek o rozdziawionych szczękach. Do tego ból głowy po tej dziwnej nocy, w której coś go uderzyło i znokautowało. Miał szczęście, że żadnemu z dzieci nie stała się krzywda, inaczej skończyłby chyba podobnie jak otaczające go szkielety (przynajmniej tak mu się wydawało). Fakt jego niepokoju powiększały także same dzieciaki.
Michael i Kirra wydawali się w ogóle nie zlęknięci tą piekielną pieczarą. O dziwo, bawili się. Czasami brali jakieś kawałki kości i straszyli nimi innych albo po prostu udawali, że czaszki to kukiełki i opowiadały za ich pomocą kawały, co dawało wręcz groteskowy efekt. Na szczęście udało się mu zniechęcić ich od takiej zabawy. Flauia, zlękniona nie opuszczała opiekuna ani na krok i piszczała ze strachu za każdym razem jak Kirra i Michael próbowali ją wystraszyć. Juno siedział cały czas pod jednym ze stalagmitów, starając się ignorować niesamowitą ilość kości dookoła niego. Starał się grać odważnego, by zaimponować innym, jednak nie dorównywał pod tym względem Nelo, który z dziwnym chłodem oglądał kości, jak gość w muzeum wiszące na ścianach obrazy.
„Skąd szef załatwił te dzieciaki?” Pomyślał. Może to czas by poprosić o podwyżkę?

Ninerl

W mroku, z przekrwionymi oczyma i zmęczeniem spowodowanym niedoborem snu siedziała przykucnięta. Po wkroczeniu do groty cały czas przyglądała się małej Kie’rannce. Dziewczynka bawiła się jakby nigdy nic. Nie było ani śladu po wczorajszym zdarzeniu. Była wstrząśnięta widokiem Kirry bawiącej się kośćmi dawno zmarłych. W jej głowie cały czas obijały się jej słowa wypowiedziane tym okropnym głosem. „Ner’ze kirrum. Mallum noy’chero”, „Zapłać za ignorancje.” „Odkryj dusze zbezczeszczone…” Chwila. Odkryj dusze zbezczeszczone? Te słowa nagle nabrały mrocznej jasności, gdy rozejrzała się po szkieletach, zamrożonych w skale, opuszczone przez mięśnie, skórę i organy w pozie agonii i błagania o zbawienie. Miała bardzo, a to bardzo złe przeczucia, co do tego miejsca.
-Dzień dobry, eee, moja pani. - Z zadumy wyrwały ją dudniące wysoko słowa, od których Ninerl prawie podskoczyła. Był to znany sprzed kilku dni goliat, Bocatta. – Oż… Nie chciałem cię przestraszyć! Ja… ten… tegoo… - Za goliatem stał jego futrzany kompan, Zier. Mimo tego, że mówił bardzo cicho wyłapała coś w stylu „Pośpiesz się ty przerośnięta małpo!” – Dobra, dobra… uhrmpf. – I zaczął mówić jak dziecko z przedszkola do swojej wychowawczyni. Z jego basowym głosem dawało to bardzo osobliwe wrażenie.
- Chciałem cię przeprosić, znaczy ja, jeśli powiedziałem kiedyś coś wkurwiającego, bo ten, nie chcę by były jakieś, ten eee, zgrzyty, albo nieporozumienia między nami, znaczy członkami karawany. Ty jesteś ochroniarzem, ja jestem ochroniarzem, wojna się skończyła, więc nie powinniśmy patrzeć na siebie jak dwa wściekłe pawiany. Pochowajmy topór wojenny, który mogą wywołać krasy. Co ty na to? – Stał tak, przestępując z nogi na nogę. Widocznie długo musiał być namawiany na ten "cudny" monolog.

Bardin

Krasnolud przyglądał się otaczającej go grobowej scenerii. Czuł, że jego praca chyba skończy się zanim się jeszcze rozpocznie. Nie ma tutaj praktycznie co ruszać czy zabierać. To tylko prawie że kaplica czy jakiś wielki masowy grób, a szef na pewno nie będzie chciał przekopać całą górę by coś znaleźć w tych kościach. Do tego przez jego plecy przebiegały dreszcze za każdym razem jak wpadał na jakiś wystający ze ściany, szczerzący w jego stronę szkielet. Efekt był jeszcze gorszy, gdy napotkał kilka krasnoludzkich szkieletów, lecz mimo tego to zaczynał już powoli przyzwyczajać się do tego widoku. W pewnym momencie jego oczy padły na leżącą po środku groty, pięknie mieniącą się barwami srebra i błękitu czaszkę. Była wręcz piękna, i na pewno warta małą fortunę. Ale nie tylko z samego realistycznego, i pięknego na swój straszny sposób, wyglądu. Zastanawiały go najbardziej właściwości metalu, z którego była zrobiona. Może to był właśnie skarb Neruzechelf? Złoża nowego, nieznanego jeszcze metalu, który może być czymś idealnym dla nowych niesamowitych maszyn? Chęć wzięcia w dłonie czaszki była wręcz ogromna.
-Nie waż się jej dotykać. – Powiedział cicho siedzący tuż obok Quiestus. Krasnolud w swojej fascynacji w metalowym obiekcie nie zauważył swojego szefa. – Możliwe, że uruchomisz w ten sposób jakąś naprawdę niebezpieczną pułapkę.

Sha’virr


Kie’rann przechadzał się po pieczarze obserwując jej koszmarny majestat. Przepływała przez niego oszałamiająca mieszanka emocji. Strach, spowodowany myślą, że gdyby te szkielety nagle ożyły to mogłyby ich wszystkich wyrżnąć w kilku chwilach. Fascynacja, wywołana setką przeróżnych istot obdartych z swego życia w pozie, która dla Kie’ranna bardzo przypominała chciwe sięganie ku czaszce z niesamowitego metalu w centrum. Niepokój, że z powodu czyjejś głupoty może podzielić los tych nieszczęsnych istot. Możliwe, że ta cała niesamowita konstrukcja była tylko symbolem chciwości pierwotnych ras, chcących sięgnąć ku władzy, która kryła dla nich i wszystkiego ich otaczającego śmierć, zgubę i zniszczenie. Wiele takich myśli przechodziło przez umysł Sha’virra. Zdziwiło go to, że to niesamowite miejsce wywołuje w jego duszy aż tak duże refleksje. Może powinien zostać filozofem, mędrcem?
„Nie… ten widok to za dużo jak dla mnie.” Powiedział w duchu sam do siebie. Nigdy nie widział nic aż tak monumentalnego, a zarazem przesiąkniętego mrokiem i grozą.
„Muszę się napić.”
Miał sięgnąć właśnie do swojego tobołka, gdy zobaczył znajome mu z widoku małolaty, bawiące się beztrosko w kostnym pyle szczątkami starożytnych. Od tego widoku z jego rąk wypadła jego butelka whiskey. Na szczęście, mocne szkło nie potłukło się. Wpatrywał się w dzieciaki z miną przypominającą przerażonego woła o rozdziawionej gębie.
„Koniecznie muszę się napić.”

Janos

Zaklinacz stał przy boku szlachcica przez cały czas. Wpatrywał się tak samo intensywnie w metalową czaszkę jak jego pracodawca. Ten metal nie może być materialnego pochodzenia, tego był pewien. Przedmiot musiał zostać stworzony przy pomocy silnej magii z cząsteczek astralnych. Jednak mag nie był w stanie zidentyfikować substancji.
Pogładził główkę swojego chowańca, który przez cały czas siedział na jego ramieniu, przerażony atmosferą „Nekthre Neruzechelf”. Ta nazwa nawet pasuje do miejsca. Resztki pozostałe po starożytnych, wykrzywione w pozie, która teraz stanowi ściany tego „grobu pierwszego domu”. Te miejsce było naprawdę nieprzyjemne. Wypełniające grobowiec pomruki, ciche rozmowy i co jakiś czas piski przerażonej dziewczyny dawały wrażenie, jakby i same szkielety zaczęły szeptać między sobą. Zirytowane obecnością intruzów na ich miejscu spoczynku. Jeśli była tu jeszcze jakaś magia, to mogła być czymkolwiek.
Czaszka lśniła pośrodku, niczym ostrzeżenie, albo zwiastun przyszłości.
-Nie waż się jej dotykać. – Powiedział cicho siedzący tuż obok Quiestus. Jakiś krasnolud właśnie mógł ruszyć jedyny znaleziony jak dotąd artefakt. – Możliwe, że uruchomisz w ten sposób jakąś naprawdę niebezpieczną pułapkę.

.....................

Przepraszam za małe opóźnienie. Oto update ;]
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

"Nie ma co będzie porządny guz, co to było ?"- pytał sam siebie w myślach masując obolały tył głowy. Przyglądał się dwójce małolatów beztrosko bawiących się szczątkami zmarłych.

"Trzeba ich powstrzymać zanim ściągną na nas jakieś nieszczęście."- skomentował a jego twarz przybrała śmiertelnie poważny wyraz po czym powiedział surowym głosem.

Michael, Kirra zostawcie te kości ! Okażcie trochę szacunku zmarłym inaczej ściągniecie na nas gniew Hoda. Do ciebie też mówię Nelo.- skierował ostatnie słowa w stronę małolata który w tym momencie oglądał ludzką czaszkę.

"Co jest nie tak z tą trójką żadnego szacunku dla zmarłych ani strachu ?!"- opiekun zaczął się głęboko zastanawiać czemu tak jest, wtedy przypomniał sobie o pozostałej dwójce podopiecznych. Spojrzał się na Flauie która była już nieźle wystraszona, zebrał się w sobie po czym powiedział uprzejmym i ciepłym głosem:
Spokojnie będzie dobrze, póki trzymamy się razem jesteśmy bezpieczni.- wiedział że choć tyle może zrobić by dodać jej otuchy, jego wzrok powędrował w stronę Juno.

"Heh, jest niewiele mniej wystraszony od Flaui, nie wiem po co on zgrywa twardziela skoro reszta i tak nie zwraca na niego uwagi." - skomentował nadaremne trudy dzieciaka, wiedział za to że lepiej mieć go blisko siebie w razie czego.

Juno nie siedź na gołej ziemi bo się jeszcze pochorujesz, chodź lepiej tutaj. - to miejsce też mu się nie podobało i Rufus chętnie pozostał by na zewnątrz gdyby nie ta ulewa.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Taar Aszish
Obudziła się rano z bólem głowy. Co to było? I Kirra... dziewczyna, jak uświadomiła sobie Ninerl zachowywała się jak opętana. Może i była? A ta druga postać. Ninerl przeszły ciarki po plecach. I ta kulka,to był jakiś narkotyk. Nie miała wątpliwości.
Kamień zabrała ze sobą. Alfabet ją zdziwił, skąd Kirra miałaby go znać? Sama Ninerl ledwie odszyfrowywała jego litery, uczyła się go tak dawno. Tylko dlatego, że chciała.
Nie jest dobrze. Przecież nie opowie nikomu. Widocznie to sprawka jakiegoś maga. Lepiej nie wypytywać, bo to wzbudzi podejrzenia tajemniczego osobnika.
Trzeba trochę poczekać, myślała dziewczyna i zobaczyć, czy opętana dzikuska coś jeszcze zrobi.

Następne parę dni minęło spokojnie, ku pewnemu rozczarowaniu, a także uldze Ninerl.
A potem trafili wreszcie na Neruzechelf. A raczej to co z niego zostało.
Ninerl weszła go niby-groty i zatrzymała się. Dziwne kwiaty, a także sylwetki ludzi i zwierząt były piękne, ale i niepokojące.
Przeszła parę kroków dalej, ignorując instynkt, który krzyczał by uciekać jak najdalej stąd.
Namacała przez sakiewkę kamień.
Czaszka ją niepokoiła, Ninerl czuła lek patrząc na nią. Jednocześnie kusiła swoim blaskiem.
Ale dziewczyna nie miała ochoty przekonywać się co by się stało, gdyby ją podniosła. Szkielety wskazywały, ze nic dobrego.
Szkielety... Ninerl zatrzymała się, tknięta przeczuciem. Ten sen i opętana Kie'ranni...
To musiało się ze sobą jakoś łączyć. Tylko jak?
Musiała pomyśleć. Przykucnęła i oparła głowę na dłoniach.
Nagle zauważyła Kirrę. Dziewczynka beztrosko bawiła się kośmi. Ninerl wstrzymała oddech. Za moment zauważyła jeszcze dwoje dzieci, które zupełnie nie okazywały strachu. To nie było normalne.
Tylko Juno i druga dziewczynka zachowywali się jak zwykłe dzieci, tak jak powinni. Sama Ninerl w ich wieku byłaby przerażona tym miejscem.
Co z resztą jest nie tak? Ninerl nasunęły się podejrzenia, że dobroć Quiestusa nie była taka bezinteresowna.
Jeśli Kirra jest opętana, to tłumaczyłoby jej zachowanie. Ale pozostałej dwójki? A zwłaszcza tego chłopca, który teraz przyglądał się beznamiętnie kościom.
"Może coś z nimi jest nie tak" pomyślała w duchu "Może są spaczone od narodzin?". Czasami zdarzały się takie dzieci, ale były to bardzo rzadkie przypadki. A może te przywykły do takich widoków? W końcu szalonych magów na świecie było sporo. Ninerl z dreszczem przypomniała sobie Thersisa.
Spojrzała ponownie na kości, w myślach powtarzając sobie słowa, jakie wydobył z siebie futrzak.
Zaraz wpadnie na rozwiązanie, czuła to...
Nagle coś zahuczało nad jej uchem. Przestraszona Ninerl poderwała się gwałtownie.
Przed nią stał goliat, a za nim kolejny futrzak, ale ten dorosły o imieniu, zdaje się Zier.
O co im chodziło? Ninerl podejrzliwie przyjrzała się dziwnej parze.
Słowa Bocatta wprawiły ją w zdumienie.
- To my się kłóciliśmy?- spytała nieco nieprzytomnie. Za moment przypomniała sobie o o chodziło.
-Przyjmuję przeprosiny, rozumiem, że Twe słowa były wypowiedziane pochopnie, pod wpływem chwili- powiedziała spokojnym tonem i wykonała lekki ukłon, składając dłonie taki w sam raz, by okazać jakąś dozę szacunku i pokazać, że nie żwyi złych uczuć względem rozmówcy.
-Przyznam, że nie walczyłam na tej wojnie.- dodała z nikłym uśmiechem- To było zajęcie miast z północy, jeśli już... Ale mniejsza o to.- ojciec nie miał powodu, ani korzyści by uwikłać się w tą wojenkę. Varezzin owszem, ale wiadomo, niewolników zawsze mało.
- Nie podobam mi sie to miejsce- dłoń Ninerl odruchowo znalazła się na rękojeści miecza, a ona sama ukradkiem rozejrzała się dookoła.

Za moment jej wzrok zatrzymał się na trzecim magu, tym Janusie, czy tam Janosie. Ninerl miała wrażenie, że ten był chyba najbardziej przystępny z całej trójki. Podeszła do niego.
- Czy mogę przeprosić cię na chwilę?- wyszeptała, stając obok niego.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Szasza »

Sha'virr

Wydawało mu się, że podczas swych wojaży udało mu się zobaczyć wszystko i jeszcze trochę. Teraz, gdy wpatrywał się w wielki monument śmierci, do którego przyszło mu zawitać, zdał sobie sprawę, z tego że nie widział w życiu nic, co by się z tym równało. Jego zasób słów, zarówno Kie'rańskich, jak i ludzkich nie miał w sobie, żadnego wyrażenia, które w pełni opisałoby to miejsce. Czuł potężne nagromadzenie emocji, zarówno osób przebywających tu obecnie, jak i tych, którzy dawniej nawiedzili to miejsce. Szczególnie udzieliło mu się ogólnie panujące zawiedzenie. Przecież nie tego szukano. Przybyli szukali wiedzy, przygody i bogactwa, a znaleźli śmierć i rozczarowanie. To chyba było najlepszą alegorią władzy, jaką kiedykolwiek napotkał Kie'rann.

Nie… ten widok to za dużo jak dla mnie.” Powiedział w duchu sam do siebie. Nigdy nie widział nic aż tak monumentalnego, a zarazem przesiąkniętego mrokiem i grozą.

Sięgnął do torby po swego łiskacza, aby uspokoić emocje oraz przełamać opory przed odzywaniem się. Gdy już wyciągnął butelkę z przednim trunkiem. jego oczy zaatakowała nieprzyjemna scena. Dzieciaczki bawiły się w najlepsze koścmi zmarłych. On bał się nawet myślec, co przytrafiło się ich właścicielom, a berbecie żonglują właśnie piszczelami i grają czaską w krykieta. Shaw upuścił butelkę. Tępy huk rozniósł się po jaskini. Na szczęście nic jej się nie stało. Pył kostny zamortyzował upadek. Kie'rann pociągnął głębszego łyka i już chciał skarcić dzieciaki, lecz uprzedziła go niańka.
"Szkoda chłopaka. Z takimi bestiami się użerać..." Wymruczał do siebie pod nosem. "Ciekawe co na to wszystko Rakah."- Pomyślał, po czym wyruszył na poszukiwanie krasnoluda
Obrazek
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Artos »

Bardin
Tyle dni podróży musiało minąć by dostać się do tak bardzo kontrowersyjnej groty. Ile to już mil przebyła cała drużyna? Wolał o tym nie myśleć. Piękno kwiatów przed wejściem zmąciło mu rozum i osłabiło czujność, przez co szok jakiego doznał widząc tyle szczątek po innych istotach, a szczególnie jego braciach wywarł na nim piorunujące wrażenie. Miał wrażenie, że całe sklepienie będzie chciało się na niego rzucić i dokonać tego obłąkanego dance macabre. Wszędzie nieszczęście, wszędzie kości, wszędzie ból i smutek. Myśli wirowały mu w głowie i próbowały się wydrzeć w jednym głośnym krzyku. Gdyby nie fakt, że widział już wiele osób zmarłych, o poszarpanych zwłokach które to przez przypadek dostały się między koła zębate, czy zostały zmiażdżone pod prasami, pewnie by krzyknął i próbował uciec z tego makabrycznego miejsca. Powoli jednak odzyskiwał równowagę. Bawiące się dzieci resztkami wszędzie się tutaj walającymi dodawały mu otuchy. Skoro one potrafią to wytrzymać i nawet mile spędzić czas w takiej sytuacji, to on też może. W końcu rodziny tu nie znajdzie, już nie przeżyje największego koszmaru w swym życiu po raz wtóry.
Przetarł swą twarz i napił się wody z manierki. Od razu pomogło mu to odzyskać znaczną część utraconych sił. Czuł, że może już zacząć pracować.

- Ciekawe co ich zabiło?

Powiedział cicho do siebie. Prawie nikt go nie usłyszał. Myślami krążąc po ewentualnych tematach prac jakie można byłoby wykonać w tej sytuacji zwrócił uwagę na srebrzysto – błękitną czaszkę. Czuł, że coś jest z nią nie tak.

”Jakiż to mógłby być metal? A może to ceramika? Kto ją stworzył? Może to czaszka zabójcy tych stworzeń, a może tylko jego ofiara?”

Zbyt wiele pytań, zbyt mało odpowiedzi. Takie sytuacje zawsze go pociągały. Tyle można było się dowiedzieć przecież z nich. Gdy tak się jej przyglądał i co rusz delikatnie krok po kroku zbliżał do niej, przypomniały mu się kwiaty przy wejściu

”Czy ona nie jest przypadkiem z tego samego materiału co one? Może ta czaszka jeszcze żyje, lub co gorsza ten metal ma w sobie życie?”

Od razu skarcił się jednak za te myśli. Jak to możliwe w końcu by metal żył? Jak to możliwe by przyjmował takie formy bez obróbki?

-Nie waż się jej dotykać.

Powiedział cicho siedzący tuż obok Quiestus. Krasnolud w swojej fascynacji w metalowym obiekcie nie zauważył swojego szefa.

– Możliwe, że uruchomisz w ten sposób jakąś naprawdę niebezpieczną pułapkę.

Bardin wypadł na te słowa z tymczasowego transu. Jego szef miał racje. Nie można było zachowywać się, aż tak frywolnie. Już samo spoglądanie na najbliższą część jaskini przypominało o tym zbyt drastycznie.

- Tak jest szefie.

Odpowiedział niemalże po wojskowemu

- Czy jednak nie zastanawia szefa struktura tej czaszki? Czy nie jest ona podobna do tej z kwiatów przed wejściem?

Przyglądał się uważnie reakcji swego pracodawcy.

- Skoro ruszenie czaszki jest potencjalnie niebezpieczne, to proszę o pozwolenie na zgromadzenie próbek przynajmniej z kwiecia broniącego wejścia gdy przestaną bogowie ciskać piorunami. Czy mam pozwolenie na takie posunięcie?

Powiedział beznamiętnie niczym maszyna. Chciał by to tak brzmiało. Chciał wyglądać w tej chwili niczym urządzenia które projektował i wykonywał. Takie zachowanie bezuczuciowe ułatwiało podejście do tematu i nie wyglądało najgorzej w oczach osób które też chciały coś zbadać. W końcu nie wymądrzał się, tylko prosił o pozwolenie na drobne badanie. Zanim jeszcze jego szef odpowiedział oddalił się od czaszki w jego kierunku i czekał na decyzje. Jego myśli już zaczęły pracować na pełnych obrotach mając nadzieję na ucztę jaką mogą dać mu te próbki.

- Proszę o pozwolenie na pobranie tych próbek po deszczu, gdyż nie chcę narażać życia któregokolwiek z towarzyszy. Nie wiadomo jak ten metal się zachowa, a w taką ulewę przy aktualnym stanie rzeczy samo wyjście na zewnątrz z czymś metalowym może się skończyć tragicznie jeśli piorun uderzy w ten metaliczny krzew lub co gorsza w któregokolwiek z nas wszystkich tutaj zebranych.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

Mag delektował się niezwykłością miejsca, nawet groteskowy wygląd sklepień i porozrzucanych kości nie przerażał jego niezrozumiałej fascynacji. Coś w tym miejscu zdawało się pobudzać uśpioną od dawna ciekawość jego ojców, wpływało kojąco na magiczny zmysł zaklinacza.

Metaliczna czaszka... piękno uformowane przy użyciu potężnej starożytnej magii. Był zbyt niedoświadczony aby choć marzyć o zidentyfikowaniu substancji jaka ją uformowała. Logika podpowiadała mu rzecz oczywistą, to wszystko ma swój jeszcze nie poznany przez nich cel. Może to być wszystko, zarówno zbawienie jak i zniszczenie. Spojrzał wtedy na cały obraz jak jeszcze nikt przed nim. Objął całość swoim umysłem, starannie skupiał się nad szczegółami budującymi niezwykły widok.

Wykonanie, chaotyczna kompozycja, wyraźny przekaz...

To było dzieło sztuki. Wykonane przez geniusza tylko po to aby zniszczyć umysły tych o słabych wolach. Powód zdawał się mu jasny, jedynie prawdziwy cel wciąż jakby umykał. Nie mógł sie dziwić innym członkom ekspedycji i ich wstrętem do tego miejsca, przecież nie każdy pozyskał wiedzę mu dostępną. Twarz młodzieńca ozdobił nikły uśmiech, nacechowany wyższością i równocześnie smutkiem.

- Sariel myślę ,że jednak to miejsce może skrywać to co potrzebuje... możliwe ,że odnajdziemy odnajdziemy sposób aby go unicestwić.- Janos pogłaskał swoją małą pomocnice, na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Uwielbiała gdy było słychać w głosie jego pana choćby niewielką nadzieję.

Zaklinacz domknął swoje błękitne oczy, chwile przed nim zaczęły jakby mienić się nikłym blaskiem. Chciał przekroczyć granice, choćby na chwile spojrzeć tam gdzie żywi nie mogą postawić swej nogi. Było to ryzykowne, gdyby zatracił się mógł stracić więcej niżby zyskał. Miał nadzieje że jedno spojrzenie będzie wystarczająco bezpieczne. Swym umysłem wtargnął przez cienką tkaninę wymiarów do miejsca zwanego eterem...

Trwało to chwilę, mag wyglądał jakby się zachwiał. Jednak wtedy też powrócił do swego ciała, zdążył utrzymać równowagę ciała. Teraz tylko musiał poukładać w swej głowię co dokładnie ujrzał. Gdy już miał powoli zacząć usłyszał głos... choć nowy był dziwnie znajomy.

"- Czy mogę przeprosić cię na chwilę?- wyszeptała, stając obok niego."

Miała piękny akcent szkoda jedynie tego ,że ich rasa tak dawno porzuciła starszy język. Odruchowo chciał odpowiedzieć w arkanicznym, jednak zdołał się powstrzymać.

- Służę pomocą miłościwej Tar Azish...- w głosie zaklinacza było coś niepokojącego, jakby zarazem ostatnie słowa, które starały się być uprzejmością były napiętnowane bólem w jego sercu. Nie chciał tego pamiętać, jego jedyni przyjaciele i ich los.

Sam fakt, że ktoś z własnej woli zbliżył się do maga był niezwykły. Musiała mięć wystarczający powód aby przezwyciężyć wpajane stereotypy o istotach władających nieposkromioną mocą.

Janos gestem ręki wskazał lekko oddaloną od ludzkich oczu ścianę jaskini. Odgadł ,że eldarka wolałaby pozostawić treść ich romowy chwilowo w sekrecie. Podał jej dłoń, mimo że wcale nie oczekiwał aby jego gest został przyjęty. Była to jedynie zwykła uprzejmość, nie wiedział dlaczego ale czuł w głębi duszy ,że powinien tak postąpić.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Rufus

Michael i Kirra zostawili kości, lecz w sposób niezbyt odpowiadający opiekunowi. Po prostu rzucili trzymane z dłoniach gnaty za siebie, by te następnie połamały się w drobny mak uderzając o skały. Rufus o mało nie dostał zawału serca na ten widok.
„Jeszcze duchy zmarłych będą nas nawiedzać! Bogowie, niech przynajmniej Nelo nie bezcześci tych kości.”
Nelo dalej wpatrywał się w kości jak w obrazy.
-Nie martw się, żadna z tych kości nie jest prawdziwa. Nie ma się czego bać. Tutaj nie ma zmarłych, lecz tylko ich podobizny zostały wtopione w ściany.- Powiedział spokojnie. Następnie rzucił jedną z połamanych kości w jego stronę. Rufus złapał ją i chwilę potem zbielał widząc, że to duża, ludzka kość udowa złamana w pół. – Każdy znający się przynajmniej trochę na biologii powie ci, że te kości ni były stworzone sposobem naturalnym a wyrzeźbione.
Rufus nagle poczuł się dziwnie. „ Żadna nie jest prawdziwa?” Upuścił gwałtownie trzymanego w dłoniach dużego gnata. „Skąd może on być taki pewien, że to rzeczywiście fałszywe kości?”

-Powiedziałem Michaelowi i Kirze, że te kości są fałszywe by nie przestraszyli się. Niestety Juno i Flauia nie uwierzyli mi. Więc jak widzisz, nie bezcześcimy grobu. – Chłopiec w goglach powrócił do „badania” kości zostawiając swojego opiekuna skołowanego nową wiedzą. Jednak Rufus nie wierzył jeszcze w pełni Nelo. Coś mu tu śmierdziało.
"Chwile." Powiedział do siebie w duchu. "Skąd on zna się na biologii?"

Sha’virr

Przemierzał dalej ciemności groty w kierunku najbliższej zapalonej lampy. Rakah i parę innych osób siedziało wokół dużej drewnianej skrzyni o kształcie sześcianu z lekko zwęglonym wiekiem, na którym stała lampa. Skrzynia była zamknięta na trzy kłódki i wyglądało na to, że Rakach i siedzący obok osobnicy pilnowali jej z jakiegoś nieznanego mu powodu. Towarzyszami Rakaha byli chyba strażnicy, gołym okiem było widać, że byli z tej samej organizacji, której nazwy Sha’virr nie znał. Wszyscy zbrojni byli ubrani w te same czarne, skórzane zbroje z dużą ilością kieszeń oraz z gęstym, szarym futrzanym kołnierzem. Po kolei, od lewej siedzieli; Rakah, kie’rann, kolejny krasnolud oraz człowiek. Kie’ranna zdołał poznać lekko podczas podróży. Pokryty gęstym żółtym futrem Drirr Na’kerivrr zawsze dawał wrażenie osobnika odurzonego narkotykami. Cały czas miał przymrużone oczy i wydawało się, że nawet siedząc na podłodze z trudnością mógł utrzymać równowagę. Poza tym ciężko się z nim rozmawiało, czasami mówił tak bez sensu, że Sha’virr zastanawiał się czy jest poczytalny. Wrażenie te potęgowało jego bogate uzbrojenie, które składało się z dziesiątek małych noży poprzyczepianych ściśle do pancerza. Z krasnoludem lepiej mu się rozmawiało. Miał krótką, acz niesamowicie gęstą i zadbaną brodę, oczy o żarzącym, czerwonym kolorze oraz lśniącą łysinę na czubku głowy. Na plecach miał dwie bronie w długich kaburach, na pierwszy rzut oka to chyba były dobrej roboty muszkiety. Krasnolud nosił też przy sobie cały czas duży prostokątny pojemnik, który grzechotał metalicznie przy każdym ruchu. Dowiedział się już, że nazywa się Turic Demonbane i pochodził z klanu, którego przodek kiedyś własnoręcznie uśmiercił demona, stąd jego nazwisko. Teraz jego rodzina kontynuuje fach łowców wszelkiego zła i niesprawiedliwości. Lubił wychwalać się o swoich wyczynach i przygodach, lecz mimo iż jego opowieści były ciekawe, to niektórych mogło to drażnić. Ostatnią osobą był człowiek o pięknych gęstych brązowych włosach spiętych w długą, sięgającą do połowy pleców kitę. Mimo iż wydawał się już stary to miał w swoich bagnisto zielonych oczar jakiś dziwny, wręcz nienaturalny, wigor. Na głowie miał stary, niezbyt udanej roboty, słomkowy kapelusz, który wydawało się, że jego właściciel sam go zrobił. Sha’virr nie dowiedział się od niego praktycznie niczego. Jedynie przedstawił się jako „Roland”. Wszyscy (oprócz Rolanda) o czymś cicho rozmawiali, jednak na widok nowoprzybyłego natychmiastowo przerwali dyskusję i spojrzeli w jego stronę.
-Szaw! Miło cię widzieć! – Przywitał go od razu Rakah. – Chyba już znasz moich znajomych?
-Da. Widzieliśmy się. Toż to nie ten, z którym kilka dni temu nie piłeś, Rakah? – Odezwał się Turic. Jego głos był twardy jak kamień z krasno ludzkich kopalnii. – Chyba nie boisz się tu tych gnatów?
-Każdy boi się tego, co nieznane. To miejsce jest pomnikiem poświęconym śmierci wiecznie zarywającej nas śmiertelników do tańca. – Wtrącił się Drirr. Jak zwykle jego głos był strasznie spokojny. – Może Neruzechelf było właśnie drogą do spotkania się z nieznaną damą a te szkielety to jej dawni partnerzy?
-Nie mów głupstw Drirr. Aż ciarki dostaję od tych twoich dziwnych tekstów. Chodź no Szaw. Muszę ci coś powiedzieć. – Rakah machnął kilka razy w stronę Sha’virra, zachęcając go do dołączenia do dyskusji. – Wiesz co? Na tej skrzyni, tam gdzie jest teraz ta czarna smolista plama, był symbol republiki. Założę się, że jest tam jakieś przeklęte Eldarskie ustrojstwo. Przecież skrzynia sama nie mogła się zapalić, nie?!
-Nie gadaj tyle. I tak ani ja, ani moi kompani – Tu Turic wskazał na Drirra i Rolanda. – nie pozwolimy ci po prostu nawet dotknąć tego pakunku.-
-Ale… NO… Ale przecież tam na pewno jest coś, co może nam wszystkim zagrozić! Co nie Shaw? –Rakah spojrzał na Sha’virra, z nadzieją w oczach, że ten poprze jego zdanie.

Bardin


-Dostajesz moje pozwolenie do badania tych dziwnych metali pod warunkiem, że jeden z magów będzie ci towarzyszył i w razie czego asekurował. Będę chciał pełnej dokumentacji z właściwości zarówno magicznych jak i nie-magicznych tej substancji. Możliwe, że skarbem Neruzechelf nie jest wiedza a bogate złoża jakiś egzotycznych metali? – Szlachcic wstał i strzepał z nóg pył. – Znasz się trochę na mechanice tak? Może sprawdzisz, czy nie ma tu jakiś pułapek natury mechanicznej?
- Niech sprawdza. Na pewno nie ma nic magicznego, to jest pewne. – Pojawił się nagle jakby z nikąd Mobius. – Sprawdziłem, i nie ma żadnej magicznej pułapki. Niczego. Brak zabezpieczeń, inskrypcji, run, linii wzorów ochronnych. Kompletne nic. Gówno! Jeśli okaże się, że jest tu przynajmniej mechaniczna pułapka to możliwe, że stanie się coś ciekawego. – Schylił się trochę w stronę krasnoluda. – Na przykład odrąbie ci coś łapy. A co do tych metali, - ponownie zwrócił się do Quiestusa - to nie licz na to. Gdyby rzeczywiście tu były jakieś złoża takiego kruszcu to bym o tym wiedział po prostu stojąc tutaj. Ale… chwila… - Mag przyjrzał się ponownie błyszczącej czaszce. – Nie… to niemożliwe. – Wyciągnął z rękawa jakąś książkę i od razu przejechał na ostatnią stronę. Przeczytał coś szybko. Jego oczy rozszerzyły się, tułów odchylił się do tyłu. Zrobił krok do tyłu.
-Niech mnie wszyscy diabli… -
-Orichalcum?- Odezwał się Gillian, który stał teraz zaraz za krasnoludem. Na twarzy miał jak zawsze uśmiech, lecz w jego głosie pojawiła się dodatkowa nuta zadowolenia.
Mobius nie odezwał się ani słowem, tylko przytaknął głową.
-Mamy tutaj, całą bryłę Orichalcum. – Jego głos drżał. Bardin patrzył na całe zdarzenie z zdziwieniem. Czym do cholery jest te Orichalcum?
Gillian zrobił kilka kroków i gwałtownie podniósł czaszkę na wysokość swoich oczu.
-NIE!– Krzyknął Mobius i dał nura za jakiś stalagmit. To samo zrobił zarówno krasnolud jak i szlachcic.
Bardin leżał na podłodze, czekając aż coś wybuchnie, jaskinia się zawali lub nawet szkielety zaczną wychodzić ze ścian.
Jednak nic takiego nie stało się. Cała jaskinia nagle stała się strasznie cicha, jak duża część karawany wpatrywała się w maga w bieli trzymającego ceremonialnie metalową czaszkę.
-Nic się nie stało. – Skomentował radośnie Gillian.
-CZYŚ TY ZWARIOWAŁ?!- Ryknął Mobius kiedy wstawał z pyłu. – A co jeśli rzeczywiście byłaby tu jakaś pułapka? Moglibyśmy być dodatkowym eksponatem wśród tych kości!
-Bogowie... nieźle mnie wystraszyłeś Gillian. – Quiestus siedział tam, gdzie wylądował. Pot spływał mu po skroni. – Jeśli zależy ci na tej pracy to już więcej tak nie zrobisz!
-Ale nic się nie stało. Ważne, że mamy pierwsze znalezisko gotowe do zbadania. – Mag wody podszedł do krasnoluda i podał mu czaszkę. – Zbadaj to najpierw ty. Postaraj to zniszczyć dowolnym znanym ci sposobem. Jeśli nic się nie stanie z przedmiotem to znaczy, że masz w dłoniach Orichalcum. – Quiestus oznajmił swoje pozwolenie na tak drastyczne badania szybkim ruchem ręki.
-Prakamień, czystą, magiczną stal. Niezniszczalny i praktycznie niemożliwy do formowania zarówno magicznie jak i fizycznie metal. – Mobius zbliżał się powoli w stronę krasnoluda. Nagle się zatrzymał, w jego głosie widocznie pojawiło się zwątpienie. – Nie… nie, nie i jeszcze raz NIE! Musimy mieć naukowe dowody, że to rzeczywiście jest Orichalcum. Wiele razy już się zdarzyło, że ktoś pomylił ten metal z jakimś innym. Nie chcę się zbłaźnić. Krasnoludzie! Jak wszelkie normalne sposoby wpłynięcia na strukturę czaszki zawiodą to zgłoś się do zaklinacza w celu próby magicznego przekształcenia.

Janos

W momencie przekroczenia granicy i opuszczania swej materialnej powłoki ciała poczuł jak jego umysł traci kontakt z większością zmysłów i staje się spektralną skorupę dla duszy, która na chwilę rozpoczęła egzystencje w świecie zupełnie obcym śmiertelnikowi. W domenie, w której obowiązują inne prawa niż te w świecie materialnym. To co widział Janos w Eterze zaskoczyło go. Był świadom tego, że w trakcie przebywania w spektrum etherycznym rzeczywistość z świata materialnego zostaje miejscami przekrzywiona i zniekształcona, lecz zmiana, którą zauważył omal nie wryła go w ziemię. Widział jak ściany jaskini, a następnie i cała góra zaczęły uciekać we wszystkie kierunki i z niemym hukiem uderzyły o ziemię dookoła zostawiając czyste, płaskie pole zamiast piętrzących się wysoko gór. Kamienny dysk na samym środku pokoju rozciągnął się w kształt przypominający wąską kolumnę ciągnącą się w zadymioną nieskończoność niebios. Szkielety, które wcześniej były wbite w ściany teraz stały wszędzie w pozach przedstawiających ucieczkę. Uciekały od stojącej w centrum kolumny. Wszystko wydawało się wręcz dziwnie ciche i sterylne. Tuż przed kolumną na klęczkach był jeszcze jeden szkielet, lecz nie przypominający innych dookoła. Jedyne, co zdołał Janos zapamiętać z jego wyglądu, to fakt, że był przerażający i trzymał w dłoniach metalową czaszkę, która nagle zniknęła. Więcej z podróży nie pamiętał.

Mag powrócił do swojego ciała z dziwnym uczuciem niepokoju. Jednak nie był w stanie określić jego źródła, kiedy podeszła do niego Eldarka.

……………………………....................................................................................................
I to tyle na dzisiaj. (Uhh... znowu lałem wody : P )
Wybacz Nin, ale nie chciałem na siłę wciskać jakiegoś tekstu w odpowiedzi na Twój post. Nic ciekawego teraz mi nie przychodziło do głowy i wydaje mi się, że na razie wszystko co potrzeba już opisałaś sama.
Byłbym wdzięczny, gdyby rozmowa Janosa i Ninerl została przeprowadzona przez GG a następnie obrobiona i wciśnięta w jednym poście na forum.
Wszystkie Wasze postacie widziały to, co zrobił Gillian.

Chciałbym się też dowiedzieć jak chcecie potencjalne walki czy akcje wymagające większej dynamiki przeprowadzać. Mamy kilka opcji:
1. Forum (osobiście nie jestem za tą opcją)
2. Chat lub GG
3. Pewien program do RPG przez sieć z wbudowanym chatem (OpenRPG).
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Opiekun nie do końca wierzył Nelo choć na własne oczy widział te "kości", natychmiast zaczęło mu się cisnąć do głowy pytanie.

"Po co miał by ktoś zadać sobie tyle trudu by wykonać te wszystkie podobizny i umieścić je w ścianach z takim realizmem ? Tu nic nie ma oprócz... czaszki!" - spojrzał sie natychmiast w stronę piedestału gdzie spoczywał dziwny przedmiot, a wokół niego grupa "intelektualistów" tej wyprawy.

"Ciekawe czy znaleźli coś ciekawego na jej temat."- chwilę potem serce znów podeszło mu do gardła, gdy jeden z magów bezceremonialnie podniósł czaszkę z piedestału. Spodziewał się że w tym momencie rozpęta się piekło czy coś w tym rodzaju tak jak w karczemnych opowieściach o awanturnikach, lecz nic się nie stało rozejrzał się dookoła nie bardzo wiedząc co o tym myśleć. Mag tym czasem wręczył czaszkę krasnoludowi co zdziwiło go, w końcu takie rzeczy to chyba bardziej dla magów. Teraz Rufus nie miał już zielonego pojęcia co myśleć o tym wszystkim ale płacą mu za opiekę nad dzieciakami a nie rozważanie celu tego przedsięwzięcia. Powrócił do swoich obowiązków, mimo to od czasu do czasu spoglądał w tamtą stronę był po prostu ciekaw dalszego rozwoju zdarzeń.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer i Ninerl Taar Aszish

Ninerl ze zaskoczeniem malującym się na twarzy, odpowiedziała Janosowi:
-Bez przesady z tą miłościwą. I jestem Taar Aszish-poprawiła zaklinacza. Przez moment zastanawiała się z niepokojem, czy rozszyfrował fakt, ze ona należy do najwyższej warstwy eldarskiego społeczeństwa. A może po prostu tak mu sie powiedziało? No, nic...
Najpierw pokaże mu kamień.
- Znalazłam- mruknęła cicho, podając go tropicielowi- Przeczytaj, to się jakoś wiąże z tą grotą.

-Wybacz złośliwość z mojej strony... "miłościwy" to określenie które stosuję w stosunku do twej rasy pani Taar Aszish.-Mag widocznie dostrzegł zakłopotanie na twarzy eldarki, skąd mogłaby wiedzieć że złym nawykiem zaklinacza jest sarkastyczne odnoszenie się do starszych ras. Janos z ciekawością przyjął kamień, jego wzrok znalazł się natychmiast na wyrytych literach.
- Znalazłaś?- to był z pewnością arkaniczy, podejrzenia kumulowały się w umyśle maga.

- Ach, tak- niezbyt miły uśmiech pojawił się na wargach dziewczyny- Ale przejdźmy do sedna sprawy. Znalazłam... można tak powiedzieć- dodała, wbijając ostre spojrzenie w zaklinacza- Ale zanim powiem, gdzie i w jakich okolicznościach.... wysłuchaj jeszcze tego- streściła mu swój sen, z dziwną kobietą- to odnosi się do tego, o czym powiem zaraz. Przynajmniej odnoszę takie wrażenie, być może mylne.

Mag w milczeniu słuchał o tajemniczym śnie Ninerl. Zagłębiając się w rozmyślaniach nie zastanawiał się jedynie nad znaczeniem jej „wizji” ale też nad faktem ,że uzyskał odpowiednie nastawienie eldarki w stosunku do siebie. Wrogość i brak zaufania mogą się okazać przydatne w ich przygodzie, szczególnie jeśli zaklinacz nie będzie w stanie dalej utrzymywać bestii na łańcuchu swej woli. Gdy Ninerl zakończyła swą opowieść mag w końcu się odezwał.
- Kontynuuj eldarko...- mag tak naprawdę myślał o tym co może jej tak naprawdę zdradzić z tego co sam wie.

-Hmm... rozumiem, ze ta mała bestyjka jest ci droga?- Ninerl rzuciła długie spojrzenie na Kirrę bawiącą się kośćmi- Powinno cię to zaniepokoić... chociaż jak patrzę na szarganie godności zmarłych, to ... no cóż, jakoś to mnie nie dziwi- dodała lekko drwiącym tonem.
- Parę dni temu- zaczęła swoją opowieść- Mała przyszła w nocy do mnie. Dziwne, nieprawdaż?- kpina w głosie Eldarki była wyraźnie słyszalna. Za chwilę Ninerl spoważniała. Szybko streściła zachowanie Kirry i zacytowała słowa, które tamta wypowiadała.
- Niepokoi mnie to- dodała- Skąd ona może mieć pojęcie o starym języku i alfabecie mojego ludu? To nie jest taka zwykła rzecz.... No i jeszcze te zabawy kośćmi... To nie jest normalne. Może dziewczyna jest opętana?- Ninerl ściszyła głos, patrząc ze spokojem zaklinaczowi prosto w oczy.

Janos słuchając słów eldarki podniósł z ziemi jedną z kości. Kto mógłby się spodziewać że znajdzie się istota która zada sobie tyle trudu żeby ją stworzyć?
-„Szarganie godności zmarłych”... mylisz się Ninerl.- zaklinacz nagle zwrócił się do niej po imieniu- Kości są fałszywe, sprawdziłem to już dawno. Gdybyś mogła widzieć to co ja dostrzegłabyś że to miejsce ma ukryty cel, jest groteskowym dziełem sztuki które ma czemuś służyć.
Maga bardziej zaniepokoiło to co powiedziała następnie. Dziwne zachowanie Kirry było kolejną zagadką przed która został postawiony. Niepokoił go fakt ,że te „wykopaliska” nabierają zupełnie innego charakteru.
-Opętanie, huh?- wydobył się głos jakby pusty z gardła Janosa.- Istnieje wiele sposobów aby kontrolować umysły słabych istot, bez silnej woli mało kto mógłby oprzeć się niektórym szkołą magii. Nie zmienia to faktu że w tych dzieciach jest coś niepokojącego. Moje zainteresowanie nimi wynika między innymi z tego faktu...
Mag pogłaskał po głowie swojego małego chowańca.
- Sariel ma za zadanie obserwować tą piątkę.- powiedział nagle jakby sam do siebie.

- Jakiego?- zamruczała- Warto byłoby, żebym go znała, I przestań patrzeć na mnie, jakbym próbowała je pożreć- dodała z irytacją w głosie.

- Jeśli to co mówisz nie było iluzją zesłaną na ciebie to bardzo możliwe, że ktoś używając silnej magii stara się nakłonić nas na opuszczenie tych ziem.- Janos zasunął swój trikorn bardziej na czoło, aby skryć swe oczy w chwili gdy zdejmował okulary aby je przetrzeć.- Jesteś jedyną eldarką w tej ekspedycji, nie znam dokładnie twej rasy ale przypuszczam ,że jesteście bardziej czuli na piąty, eteryczny żywioł. Możliwe jest to że dlatego tylko ty jesteś celem...

Ninerl popatrzyła na kamień w dłoniach zaklinacza:
- Źle. Ale czemu akurat ja? Nie mogę tego zrozumieć- powiedziała cicho. Słowa maga wcale nie były pocieszające. A wręcz przeciwnie...
- Coś mnie kusi, by wypowiedzieć te słowa właśnie tu- Ninerl wpatrzyła się w czaszkę- Zupełnie nie wiem czemu...Przecież to może być niebezpieczne...

- W chwili gdy przekroczyliśmy linię pentagramu uważam ,że jesteśmy w ciągłym niebezpieczeństwie...- Ninerl nie mogła być świadoma o czym mówi mag, jednak słowo „pentagram” nie było zachęcające.- Mogę zapewnić ci pomoc przeciwko wyzwaniom którym twój miecz nie będzie w stanie stawić czoła. Nic więcej nie mogę zaoferować...
Zaklinacz wyciągnął ponownie dłoń w stronę eldarki.

Ninerl za moment odeszła. Słowa natrętnie dopraszały się wypowiedzenia. Właściwie... Może to jest droga?
Przygryzła wargi. Trzeba czasami zaryzykować... Ojciec sam tak mówił...
Podeszła do postumentu i zaśpiewała donośnym głosem:
- Ner’ze kirrum. Mallum noy’chero !- nie była pewna , czemu, ale jeśli to było zapisane w staroeldarskim alfabecie, to powinno być w taki sposób wypowiedziane.

Janos przyglądał się spod swego kapelusza czynom eldarki. Choć wiedział co znaczyły słowa postanowił nie reagować, ciekaw był rozwoju wypadków. Czy to co teraz czynimy jest przejawem naszej wolnej woli czy raczej ponownie służymy jedynie za kukiełki poruszane wolą bogów?
Zablokowany