[WarHammer] * * *

Re: [WarHammer] * * *
Siedzący w karczmie Mathias i jego przypadkowy towarzysz śniadania, Felix, przysłuchiwali się wszystkiemu z najwyższym zainteresowaniem. O problemach zdrowotnych Księcia Talabheim było od dłuższego czasu głośno w całym Imperium, ale nikt nie przypuszczał, że sprawy zaszły aż tak daleko. O ile maga zainteresowało to z czystej chęci niesienia pomocy, o tyle drugi mężczyzna szybko zwietrzył okazję do zarobienia kilku groszy. Tylko jak miałby się wkręcić do tej wyprawy?
Isatris otworzył usta, nabrał powietrza w płuca i już miał zabrać głos, gdy drzwi karczmy zostały otwarte z głośnym hukiem. Do środka wpadło kilku zbrojnych w szatach Inkwizycji, rozejrzeli się dookoła i wymienili między sobą parę słów. Ich spojrzenie padło na parę elfów, mężczyzna wyglądający na ich przywódcę splunął na podłogę i warknął coś pod nosem.
- Szukamy Andreasa Fieglera - oznajmił po chwili. - Wiemy, iż wczorajszy wieczór spędził w tej karczmie! Ostrzegam tylko, że za ukrywanie tego zbrodniarza i sługi Chaosu grozi... - mężczyzna ściszył głos i zmrużył oczy. Swe nienawistne spojrzenie skierował na karczmarza, który po chwili zastanowienia wskazał drżącą ręką na schody.
- Elena! - zawołał. W kilka sekund pojawiła się znana już elfom kelnerka. - Zaprowadź panów...
Pół oddziału poszło na górę i nie minęło dużo czasu, jak dało się słyszeć odgłos walki, która jednak dość szybko się zakończyła. Ciężkie kroki rozbrzmiewały w całkowitej ciszy, gdy Inkwizytorzy sprowadzali na dół schodów nieprzytomnego Andreasa, jednego z członków wyprawy po Artisa.
Zaciekawiony zamieszaniem przed karczmą kapłan, postanowił zajrzeć do środka. Od rana szukał swoich towarzyszy, że też był tak nierozgarnięty i nie umówił się z nimi w jakimś konkretnym miejscu! Talabheim było cholernie duże, a jego brzuch zbyt ciężki, by go po całym mieście ciągnąć...
"Inkwizycja?" - zdziwił się zaglądając do karczmy.
Szybko zauważył, iż ten dziwny wojak z ich 'drużyny' został pojmany, ale nie było tego złego... Przy jednym ze stolików siedziała para elfów, szlachetka i jakaś urocza młoda dama, której jeszcze nie znał. Ale wiadomo, wszystko przed nim.
* * *
- Hisoka - głos Lorda świdrował w uszach i odbijał się echem od pustych ścian.
Młoda blondynka, którą Skaven widział tu ostatnim razem, siedziała teraz na kolanach mężczyzny. Miała tak samo puste oczy i wzrok jak wcześniej, ale nie interesował się nią dłużej, niż jedno przelotne spojrzenie. Zastrzygł wąsikami, coś mu podpowiadało, że nie wszystko tu było tym, na co wyglądało.
- Świetnie się spisałeś - pochwalił Hisokę. - Chcę, żebyś ty lub któryś z twoich towarzyszy śledził tę grupkę. Dostaniesz do pomocy człowieka, nie będzie on wiedział o twojej czy waszej obecności, ale będzie mógł się ze mną kontaktować. Nie ujawniaj mu się. To wszystko, możesz odejść.
Isatris otworzył usta, nabrał powietrza w płuca i już miał zabrać głos, gdy drzwi karczmy zostały otwarte z głośnym hukiem. Do środka wpadło kilku zbrojnych w szatach Inkwizycji, rozejrzeli się dookoła i wymienili między sobą parę słów. Ich spojrzenie padło na parę elfów, mężczyzna wyglądający na ich przywódcę splunął na podłogę i warknął coś pod nosem.
- Szukamy Andreasa Fieglera - oznajmił po chwili. - Wiemy, iż wczorajszy wieczór spędził w tej karczmie! Ostrzegam tylko, że za ukrywanie tego zbrodniarza i sługi Chaosu grozi... - mężczyzna ściszył głos i zmrużył oczy. Swe nienawistne spojrzenie skierował na karczmarza, który po chwili zastanowienia wskazał drżącą ręką na schody.
- Elena! - zawołał. W kilka sekund pojawiła się znana już elfom kelnerka. - Zaprowadź panów...
Pół oddziału poszło na górę i nie minęło dużo czasu, jak dało się słyszeć odgłos walki, która jednak dość szybko się zakończyła. Ciężkie kroki rozbrzmiewały w całkowitej ciszy, gdy Inkwizytorzy sprowadzali na dół schodów nieprzytomnego Andreasa, jednego z członków wyprawy po Artisa.
Zaciekawiony zamieszaniem przed karczmą kapłan, postanowił zajrzeć do środka. Od rana szukał swoich towarzyszy, że też był tak nierozgarnięty i nie umówił się z nimi w jakimś konkretnym miejscu! Talabheim było cholernie duże, a jego brzuch zbyt ciężki, by go po całym mieście ciągnąć...
"Inkwizycja?" - zdziwił się zaglądając do karczmy.
Szybko zauważył, iż ten dziwny wojak z ich 'drużyny' został pojmany, ale nie było tego złego... Przy jednym ze stolików siedziała para elfów, szlachetka i jakaś urocza młoda dama, której jeszcze nie znał. Ale wiadomo, wszystko przed nim.
* * *
- Hisoka - głos Lorda świdrował w uszach i odbijał się echem od pustych ścian.
Młoda blondynka, którą Skaven widział tu ostatnim razem, siedziała teraz na kolanach mężczyzny. Miała tak samo puste oczy i wzrok jak wcześniej, ale nie interesował się nią dłużej, niż jedno przelotne spojrzenie. Zastrzygł wąsikami, coś mu podpowiadało, że nie wszystko tu było tym, na co wyglądało.
- Świetnie się spisałeś - pochwalił Hisokę. - Chcę, żebyś ty lub któryś z twoich towarzyszy śledził tę grupkę. Dostaniesz do pomocy człowieka, nie będzie on wiedział o twojej czy waszej obecności, ale będzie mógł się ze mną kontaktować. Nie ujawniaj mu się. To wszystko, możesz odejść.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [WarHammer] * * *
Ninherel i Isatris
- Podjęłaś trafną decyzje, pani Vestello- na wargach Isatrisa pojawił się koci uśmiech- Otóż owe...- rozległ się huk otwieranych, niemal wyważanych drzwi i zaskoczony Asur urwał gwałtownie. Ninherel najeżyła się cała, rzucając łowcy czarownic wrogie spojrzenie.
Następne słowa człowieka zupełnie zaskoczyły dwójkę Asurów. Zaskoczony Isatris wpatrywał się w znoszonego Fieglera, zaś na twarzy Ninherel malował się wyraz zastanowienia. Potem pokiwała głową, jakby wysnuła jakieś wnioski.
- Pozwól pani, by mój towarzysz wstrzymał się na razie z przekazaniem informacji. Znajdźmy jakieś zaciszniejsze miejsce.- spojrzała na kobietę i założyła kosmyki włosów za ucho.
Tu było za dużo uszu jak na gust Ninherel.
- Słusznie.-dodał Isatris i miał jeszcze coś powiedzieć, gdy dostrzegł wchodzącego kapłana o imieniu Alan. Pomachał do niego.
- To jeden z naszych towarzyszy.- wskazała ruchem głowy człowieka-Zapewne nas szuka. Proponuję, pani byś udała się z nami. Zaspokoisz wkrótce swą ciekawość i będziemy mogli omówić dokładniej... dalsze działania- Isatris się nie uśmiechał. Wręcz przeciwnie, był dziwnie poważny.
Gdy kapłan dotarł do ich stolika, Isatris przedstawił mu Tileankę.
- To pani Vestella Orlandoni. Jej zainteresowanie naszą sprawą, ma charakter osobisty i... rodzinnym, jeśli można tak rzec. Proponuję odszukać pozostałych i przedstawić naszej nowej towarzyszce pewne..informacje, z pożytkiem dla nas i dla niej.
- Podjęłaś trafną decyzje, pani Vestello- na wargach Isatrisa pojawił się koci uśmiech- Otóż owe...- rozległ się huk otwieranych, niemal wyważanych drzwi i zaskoczony Asur urwał gwałtownie. Ninherel najeżyła się cała, rzucając łowcy czarownic wrogie spojrzenie.
Następne słowa człowieka zupełnie zaskoczyły dwójkę Asurów. Zaskoczony Isatris wpatrywał się w znoszonego Fieglera, zaś na twarzy Ninherel malował się wyraz zastanowienia. Potem pokiwała głową, jakby wysnuła jakieś wnioski.
- Pozwól pani, by mój towarzysz wstrzymał się na razie z przekazaniem informacji. Znajdźmy jakieś zaciszniejsze miejsce.- spojrzała na kobietę i założyła kosmyki włosów za ucho.
Tu było za dużo uszu jak na gust Ninherel.
- Słusznie.-dodał Isatris i miał jeszcze coś powiedzieć, gdy dostrzegł wchodzącego kapłana o imieniu Alan. Pomachał do niego.
- To jeden z naszych towarzyszy.- wskazała ruchem głowy człowieka-Zapewne nas szuka. Proponuję, pani byś udała się z nami. Zaspokoisz wkrótce swą ciekawość i będziemy mogli omówić dokładniej... dalsze działania- Isatris się nie uśmiechał. Wręcz przeciwnie, był dziwnie poważny.
Gdy kapłan dotarł do ich stolika, Isatris przedstawił mu Tileankę.
- To pani Vestella Orlandoni. Jej zainteresowanie naszą sprawą, ma charakter osobisty i... rodzinnym, jeśli można tak rzec. Proponuję odszukać pozostałych i przedstawić naszej nowej towarzyszce pewne..informacje, z pożytkiem dla nas i dla niej.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WarHammer] * * *
Vestella
- Podjęłaś trafną decyzje, pani Vestello - na wargach Isatrisa pojawił się koci uśmiech. „Oby”, uśmiechnęła się kwaśno Tileanka „Bo inaczej będziesz żałował żeś mnie spotkał na swej drodze, panie Isatris”, pomyślała. Już miała rzucić jakąś ciętą uwagę, gdy do karczmy wpadło kilku facetów w szatach Inkwizycji. I trzeba przyznać, że niezbyt miłych facetów. Na wieść o tym, że poszukiwany jest niejaki Fiegler, dwójka elfów nieco się zmitygowała; później okazało się że jest to członek drużyny poszukującej Artisa. Hmmm... raczej były członek, sądząc po tym jak potraktowali go Inkwizytorzy i w jakim stanie wynosili go z karczmy.
- Pozwól pani, by mój towarzysz wstrzymał się na razie z przekazaniem informacji. Znajdźmy jakieś zaciszniejsze miejsce.- spojrzała na kobietę i założyła kosmyki włosów za ucho.
- Nie mam nic przeciwko. - powiedziała, choć dziwiła ją nieco cała ta konspiracja. Wszystko wyglądało tak, jakby planowali zamach na samego cesarza. W międzyczasie pojawił się przy stoliku jakiś kompan dwójki elfów. Vestella tylko skinęła głową, gdy Isatris ją przedstawił. Nie zamierzała nic dodawać, elf powiedział wystarczająco wiele by naświetlić nowoprzybyłemu całą sytuację. Zniecierpliwiona rzuciła tylko:
- Przejdziemy w końcu do rzeczy? Czas goni, a my ciągle siedzimy w tej karczmie nawijając makaron na uszy. - założyła ręce oczekując odpowiedzi. W międzyczasie przeniosła się myślami do słonecznej Tilei, rozmyślając o rodzicach i młodszym rodzeństwie.
- Podjęłaś trafną decyzje, pani Vestello - na wargach Isatrisa pojawił się koci uśmiech. „Oby”, uśmiechnęła się kwaśno Tileanka „Bo inaczej będziesz żałował żeś mnie spotkał na swej drodze, panie Isatris”, pomyślała. Już miała rzucić jakąś ciętą uwagę, gdy do karczmy wpadło kilku facetów w szatach Inkwizycji. I trzeba przyznać, że niezbyt miłych facetów. Na wieść o tym, że poszukiwany jest niejaki Fiegler, dwójka elfów nieco się zmitygowała; później okazało się że jest to członek drużyny poszukującej Artisa. Hmmm... raczej były członek, sądząc po tym jak potraktowali go Inkwizytorzy i w jakim stanie wynosili go z karczmy.
- Pozwól pani, by mój towarzysz wstrzymał się na razie z przekazaniem informacji. Znajdźmy jakieś zaciszniejsze miejsce.- spojrzała na kobietę i założyła kosmyki włosów za ucho.
- Nie mam nic przeciwko. - powiedziała, choć dziwiła ją nieco cała ta konspiracja. Wszystko wyglądało tak, jakby planowali zamach na samego cesarza. W międzyczasie pojawił się przy stoliku jakiś kompan dwójki elfów. Vestella tylko skinęła głową, gdy Isatris ją przedstawił. Nie zamierzała nic dodawać, elf powiedział wystarczająco wiele by naświetlić nowoprzybyłemu całą sytuację. Zniecierpliwiona rzuciła tylko:
- Przejdziemy w końcu do rzeczy? Czas goni, a my ciągle siedzimy w tej karczmie nawijając makaron na uszy. - założyła ręce oczekując odpowiedzi. W międzyczasie przeniosła się myślami do słonecznej Tilei, rozmyślając o rodzicach i młodszym rodzeństwie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Re: [WarHammer] * * *
Mathias
Siedział bokiem przy stoliku przyglądając się zaistniałej sytuacji powoli popijając wino. Sądząc po jego smaku, cena którą za nie zapłacił powinna być przynajmniej o połowę niższa... No cóż. Jak na taką oberżę dobre i to. Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wpadło kilku inkwizytorów. Ich szaty były mu na tyle znajome że nie musieli nawet nic mówić, by mag zorientował się kim są. Tak czy siak po niedługim czasie i odrobinie hałasu już wyprowadzali, a raczej wynosili, bo powłóczenia nogami po ziemi chodzeniem nazwać zdecydowanie nie można, jakiegoś nieszczęśnika. To co zrobili mu do tej pory to nic w porównaniu z tym co go jeszcze czeka w katakumbach inkwizycji...
Na twarzy maga pojawił się lekki uśmiech. *Troglodyci... Nic dodać nic ująć. Ale za to skuteczni troglodyci* Mimo że Mathias nie przepadał za nimi z wiadomych powodów (Był magiem więc kontrole etc. były oczywiście dokładne nad miarę.) to cenił za profesjonalizm.
Po ich wyjściu jego uwaga znowu wróciła do sprawy problemów zdrowotnych Księcia Talabheim. Mag widział w tym szansę nie tylko pomocy której często i chętnie udzielał, ale i podwyższenia swojej reputacji. Nie wiedział tylko od czego zacząć... Czy udać się prosto do siedziby księcia i zaoferować usługi, co z pewnością nie przyniosłoby pożądanych skutków ? Nie.
Postanowił, że poczyni jakieś kroki dopiero jak skończy to coś co nazywają tu winem. Nie zauważył tylko kiedy grupka tak dyskutująca wcześniej o księciu powiększyła się. Pomyślał, że to właśnie na nich należy zwrócić większość uwagi, po czym dokładniej nadstawił uszy.
Siedział bokiem przy stoliku przyglądając się zaistniałej sytuacji powoli popijając wino. Sądząc po jego smaku, cena którą za nie zapłacił powinna być przynajmniej o połowę niższa... No cóż. Jak na taką oberżę dobre i to. Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wpadło kilku inkwizytorów. Ich szaty były mu na tyle znajome że nie musieli nawet nic mówić, by mag zorientował się kim są. Tak czy siak po niedługim czasie i odrobinie hałasu już wyprowadzali, a raczej wynosili, bo powłóczenia nogami po ziemi chodzeniem nazwać zdecydowanie nie można, jakiegoś nieszczęśnika. To co zrobili mu do tej pory to nic w porównaniu z tym co go jeszcze czeka w katakumbach inkwizycji...
Na twarzy maga pojawił się lekki uśmiech. *Troglodyci... Nic dodać nic ująć. Ale za to skuteczni troglodyci* Mimo że Mathias nie przepadał za nimi z wiadomych powodów (Był magiem więc kontrole etc. były oczywiście dokładne nad miarę.) to cenił za profesjonalizm.
Po ich wyjściu jego uwaga znowu wróciła do sprawy problemów zdrowotnych Księcia Talabheim. Mag widział w tym szansę nie tylko pomocy której często i chętnie udzielał, ale i podwyższenia swojej reputacji. Nie wiedział tylko od czego zacząć... Czy udać się prosto do siedziby księcia i zaoferować usługi, co z pewnością nie przyniosłoby pożądanych skutków ? Nie.
Postanowił, że poczyni jakieś kroki dopiero jak skończy to coś co nazywają tu winem. Nie zauważył tylko kiedy grupka tak dyskutująca wcześniej o księciu powiększyła się. Pomyślał, że to właśnie na nich należy zwrócić większość uwagi, po czym dokładniej nadstawił uszy.
Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"

-
- Majtek
- Posty: 136
- Rejestracja: niedziela, 3 grudnia 2006, 17:04
Re: [WarHammer] * * *
Mandir
Na końcu drogi pojawił się Mandir prowadzący u boku konia odziany w długą zieloną szatę noszącą ślady długiej podróży. Zza naciągniętego na głowę kaptura wystawały pojedyncze kosmyki jasnych włosów. Szedł powoli rozglądając się uważnie, zobaczył w oddali idących inkwizytorów zaklął pod nosem i splunął. Nienawidził wszystkich służbistów a w szczególności inkwizytorów. Przeklął ponownie gdy zobaczył, że wchodzą do karczmy gdzie sam podążał w celu wytchnienia i poszukania jakiegoś zajęcia. Sakiewka robiła się bowiem nieprzyjemnie lekka. Gdy doszedł do karczmy odstawił konia, odtroczył od niego swój łuk (nigdy nie zostawiał swojego łuku). Poprawił szatę, naciągnął kaptur głębiej na głowę i ruszył swym wolnym acz lekkim krokiem w kierunku karczmy. Otworzył drzwi i rozejrzał się szybko po karczmie, na widok dwójki elfów uśmiechnął się lekko. Minął część oddziałku, który stał niedaleko drzwi nie obrzucając ich nawet spojrzeniem i skierował się w kierunku Ninherel i Isatris. Ta dwójka całkiem niedawno uratowała mu skórę na trakcie. Mandir był rad widząc znajome mu twarze. *Może nawet pomogą znaleźć mi jakąś robotę*. Ściągnął kaptur niedbałym ruchem, podszedł do elfów i przywitał się z nimi.
-Witam. Miło spotkać w tej dziurze kogoś znajomego, można się przysiąść?- uśmiechnął się lekko.
Witam wszystkich graczy i szanowną MG
Na końcu drogi pojawił się Mandir prowadzący u boku konia odziany w długą zieloną szatę noszącą ślady długiej podróży. Zza naciągniętego na głowę kaptura wystawały pojedyncze kosmyki jasnych włosów. Szedł powoli rozglądając się uważnie, zobaczył w oddali idących inkwizytorów zaklął pod nosem i splunął. Nienawidził wszystkich służbistów a w szczególności inkwizytorów. Przeklął ponownie gdy zobaczył, że wchodzą do karczmy gdzie sam podążał w celu wytchnienia i poszukania jakiegoś zajęcia. Sakiewka robiła się bowiem nieprzyjemnie lekka. Gdy doszedł do karczmy odstawił konia, odtroczył od niego swój łuk (nigdy nie zostawiał swojego łuku). Poprawił szatę, naciągnął kaptur głębiej na głowę i ruszył swym wolnym acz lekkim krokiem w kierunku karczmy. Otworzył drzwi i rozejrzał się szybko po karczmie, na widok dwójki elfów uśmiechnął się lekko. Minął część oddziałku, który stał niedaleko drzwi nie obrzucając ich nawet spojrzeniem i skierował się w kierunku Ninherel i Isatris. Ta dwójka całkiem niedawno uratowała mu skórę na trakcie. Mandir był rad widząc znajome mu twarze. *Może nawet pomogą znaleźć mi jakąś robotę*. Ściągnął kaptur niedbałym ruchem, podszedł do elfów i przywitał się z nimi.
-Witam. Miło spotkać w tej dziurze kogoś znajomego, można się przysiąść?- uśmiechnął się lekko.
Witam wszystkich graczy i szanowną MG
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 12 maja 2008, 00:20 przez liego, łącznie zmieniany 1 raz.


-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [WarHammer] * * *
Ninherel, Isatris i Mandir
- Mandir?- Ninherel z niedowierzaniem uniosła brwi- Witaj, melayn. Nie spodziewałam się spotkać ciebie tutaj- uśmiechnęła się do Asrai. Więcej współplemieńców- tym lepiej dla nich, znaczy... dla niej.
- Siadaj, przyjacielu- Isatris odsunął jedno krzesło- My i tak czekamy na naszego duchowego przewodnika- uśmiechnął się kpiąco, zerkając w stronę rozglądającego się Alana.
- Wypada, byś zapoznał się z naszymi zacnymi towarzyszami. To pani Vestella z Tilei i szlachetny pan Angus Mond- Isatris dokonał prezentacji.
-Witam - powiedział Mandir niezbyt głośno i uśmiechnął lekko, siadając na podsuniętym krześle-Mam nadzieję że nie przeszkadzam. - dodał szybko i przyjrzał się kompanii swych przyjaciół.
- Nie będzie problemu, nieprawdaż moi drodzy?- Isatris uśmiechnął się uroczo i przywołał kelnerkę- Butelkę wina.
- Isatris...- zasyczała Ninherel.
- Weźmiemy ją ze sobą. Nie będziemy długo tu siedzieć. Obiecuję. W końcu czeka nas sporo zajęć- Isatris odkorkował butelkę nalał wino do kubka. Potem podał go Mandirowi.
- Co robisz, Mandirze? Masz jakieś zlecenie czy ot tak wędrujesz?- zapytała z ciekawością dziewczyna. Właściwie zapomniała już, jak ich towarzysz wygląda. W każdym razie, pamiętała, że był wesołym kompanem, lubiła go
-Ot tak sobie wędruję... - zamyślił się na chwilę - Wędruję w poszukiwaniu jakiegoś zlecenia. Ciężkie czasy, nic nie mogę znaleźć a sakwa coraz lżejsza. - spojrzał w oczy Ninherel i zapytał nagle z nadzieją w głosie -A może słyszeliście o jakimś zleceniu w okolicy?
- Hmm, zleceniu- Ninherel rzuciła spojrzenie Isatrisowi. A pal licho, jak mawiają ludzie, jego zgodę. Najwyżej ona się podzieli z Mandirem, nadal to będzie dość pieniędzy.
-Wiesz, słyszeliśmy. Może po prostu przyłączysz się do naszej gromadki. Ja biorę to na siebie- spojrzała surowo na Isatrisa -Najwyżej moja zapłata będzie nieco niższa.
- Ale...- wykrztusił zaskoczony Isatris. Owszem, Mandir był sympatyczny, ale żeby Ninherel taka podejrzliwa, taka nieufna od razu oferowała mu ich towarzystwo? Coś tu Isatrisowi nie grało.
- Będzie miło nam się podróżowało z tobą, a poza tym wkrótce wyruszamy na szlak. Zresztą, więcej ci powiemy za chwilę. Tutaj jest gwarno- dziewczyna skrzywiła się nieco, rzucając uważne spojrzenie Mandirowi.
Spojrzał na Isatrisa ukradkiem i zobaczył w jego oczach zdziwienie, ale nie dziwił się temu. Sam był zaskoczony i zakłopotany. Jeszcze nie spłacił jednego długu wobec tej dwójki, a już proponowano mu zaciągnięcie kolejnego. Nie wiedział co powiedzieć... - Jestem ci wdzięczny, ale może... może poczekajmy na waszego dowódcę. Nie chciałbym zaciągać kolejnego długu.
- Nie mamy dowódcy- westchnęła dziewczyna, kiwając głową nad zawężonym stanie wiedzy Asrai o ludzkim świecie - Jesteśmy raczej grupą... hmm, wolnych strzelców. Tak jakby, po prostu będziemy podróżować w grupie, nikt nami nie dowodzi.
- No, nie dowodzi...-dodał Isatris, marszcząc brwi w zamyśleniu. O co chodziło Ninherel? Chociaż z drugiej strony pomoc zręcznego łucznika się przyda, a zwłaszcza na szlaku.
- Więc jak będzie?- Ninherel popatrzyła z nadzieją na Mandira.
-No cóż. Ostatnio nie mam co z sobą zrobić... chyba się zgodzę. - Widać, że elf nie był rad. Zaciągał kolejny dług i to duży dług. A Mandir nie lubił mieć długów. * Dobrze że ten dług zostaje wśród... przyjaciół. Tak, zdecydowanie wśród przyjaciół* ta myśl podbudowała go trochę i na ustach Mandira pojawił się nieśmiały uśmiech.
-Dzięki.
- Nie ma za co. W końcu znamy twoje umiejętności- Ninherel odwzajemniła uśmiech.
- Skoro już ustalone...- odezwał się nieco niezadowolony Isatris- To idziesz z nami. Co na płomienie Asuryana, robi ten kapłan?- zniecierpliwiony Isatris pomachał do Alana i wstał, zamierzając pójść do niego.
*Moje umiejętności* zadumał się lekko Mandir, upijając łyk wina. *Mam nadzieję że sie wam przydadzą.
- A czego dotyczy wasze zlecenie? - zapytał cicho.
- O tym za chwilę. Ale to nic nielegalnego. Ani nie wiąże się z żadną masakrą. - dodała równie cicho Ninherel- Pani Vestella jest równie zainteresowana jak ty i czekamy teraz na ludzkiego kapłana. Pójdziemy z nim i tam na miejscu. wszystkiego się dowiesz.- powiedziała z delikatnym uśmiechem,
-Jeszcze raz Ci dziękuję. I mam nadzieję, że przydam się w tym zadaniu. Więc może czekając na tego kapłana, opowiesz co tam u was słychać? - Mandir spojrzał przelotnie na Isatrisa - Dawno się przecież nie widzieliśmy.
- U nas? Podróżujemy, ja go pilnuję- parsknęła dziewczyna, obrzucając spojrzeniem Isatrisa - On gada, a ja macham mieczem. Zagnało nas aż tutaj.
Mandir uśmiechnął się już dużo życzliwiej i otwarciej.- Czyli nic nowego...
- No nic. Ten tu plącze się co i rusz w jakieś kłopoty- Ninherel dodała bezczelnym tonem, zerkając na Isatrisa.
- Doprawdy, zabawne. Powinienem... a zresztą,... Idę po tego kapłana- odparł chłodno Isatris i podszedł do Alana.
Ninherel zachichotała cicho. Czyżby Isatris się obraził? “Należało mu się” pomyślała, spoglądając na Mandira “Zdecydowanie, należało...”
- Mandir?- Ninherel z niedowierzaniem uniosła brwi- Witaj, melayn. Nie spodziewałam się spotkać ciebie tutaj- uśmiechnęła się do Asrai. Więcej współplemieńców- tym lepiej dla nich, znaczy... dla niej.
- Siadaj, przyjacielu- Isatris odsunął jedno krzesło- My i tak czekamy na naszego duchowego przewodnika- uśmiechnął się kpiąco, zerkając w stronę rozglądającego się Alana.
- Wypada, byś zapoznał się z naszymi zacnymi towarzyszami. To pani Vestella z Tilei i szlachetny pan Angus Mond- Isatris dokonał prezentacji.
-Witam - powiedział Mandir niezbyt głośno i uśmiechnął lekko, siadając na podsuniętym krześle-Mam nadzieję że nie przeszkadzam. - dodał szybko i przyjrzał się kompanii swych przyjaciół.
- Nie będzie problemu, nieprawdaż moi drodzy?- Isatris uśmiechnął się uroczo i przywołał kelnerkę- Butelkę wina.
- Isatris...- zasyczała Ninherel.
- Weźmiemy ją ze sobą. Nie będziemy długo tu siedzieć. Obiecuję. W końcu czeka nas sporo zajęć- Isatris odkorkował butelkę nalał wino do kubka. Potem podał go Mandirowi.
- Co robisz, Mandirze? Masz jakieś zlecenie czy ot tak wędrujesz?- zapytała z ciekawością dziewczyna. Właściwie zapomniała już, jak ich towarzysz wygląda. W każdym razie, pamiętała, że był wesołym kompanem, lubiła go
-Ot tak sobie wędruję... - zamyślił się na chwilę - Wędruję w poszukiwaniu jakiegoś zlecenia. Ciężkie czasy, nic nie mogę znaleźć a sakwa coraz lżejsza. - spojrzał w oczy Ninherel i zapytał nagle z nadzieją w głosie -A może słyszeliście o jakimś zleceniu w okolicy?
- Hmm, zleceniu- Ninherel rzuciła spojrzenie Isatrisowi. A pal licho, jak mawiają ludzie, jego zgodę. Najwyżej ona się podzieli z Mandirem, nadal to będzie dość pieniędzy.
-Wiesz, słyszeliśmy. Może po prostu przyłączysz się do naszej gromadki. Ja biorę to na siebie- spojrzała surowo na Isatrisa -Najwyżej moja zapłata będzie nieco niższa.
- Ale...- wykrztusił zaskoczony Isatris. Owszem, Mandir był sympatyczny, ale żeby Ninherel taka podejrzliwa, taka nieufna od razu oferowała mu ich towarzystwo? Coś tu Isatrisowi nie grało.
- Będzie miło nam się podróżowało z tobą, a poza tym wkrótce wyruszamy na szlak. Zresztą, więcej ci powiemy za chwilę. Tutaj jest gwarno- dziewczyna skrzywiła się nieco, rzucając uważne spojrzenie Mandirowi.
Spojrzał na Isatrisa ukradkiem i zobaczył w jego oczach zdziwienie, ale nie dziwił się temu. Sam był zaskoczony i zakłopotany. Jeszcze nie spłacił jednego długu wobec tej dwójki, a już proponowano mu zaciągnięcie kolejnego. Nie wiedział co powiedzieć... - Jestem ci wdzięczny, ale może... może poczekajmy na waszego dowódcę. Nie chciałbym zaciągać kolejnego długu.
- Nie mamy dowódcy- westchnęła dziewczyna, kiwając głową nad zawężonym stanie wiedzy Asrai o ludzkim świecie - Jesteśmy raczej grupą... hmm, wolnych strzelców. Tak jakby, po prostu będziemy podróżować w grupie, nikt nami nie dowodzi.
- No, nie dowodzi...-dodał Isatris, marszcząc brwi w zamyśleniu. O co chodziło Ninherel? Chociaż z drugiej strony pomoc zręcznego łucznika się przyda, a zwłaszcza na szlaku.
- Więc jak będzie?- Ninherel popatrzyła z nadzieją na Mandira.
-No cóż. Ostatnio nie mam co z sobą zrobić... chyba się zgodzę. - Widać, że elf nie był rad. Zaciągał kolejny dług i to duży dług. A Mandir nie lubił mieć długów. * Dobrze że ten dług zostaje wśród... przyjaciół. Tak, zdecydowanie wśród przyjaciół* ta myśl podbudowała go trochę i na ustach Mandira pojawił się nieśmiały uśmiech.
-Dzięki.
- Nie ma za co. W końcu znamy twoje umiejętności- Ninherel odwzajemniła uśmiech.
- Skoro już ustalone...- odezwał się nieco niezadowolony Isatris- To idziesz z nami. Co na płomienie Asuryana, robi ten kapłan?- zniecierpliwiony Isatris pomachał do Alana i wstał, zamierzając pójść do niego.
*Moje umiejętności* zadumał się lekko Mandir, upijając łyk wina. *Mam nadzieję że sie wam przydadzą.
- A czego dotyczy wasze zlecenie? - zapytał cicho.
- O tym za chwilę. Ale to nic nielegalnego. Ani nie wiąże się z żadną masakrą. - dodała równie cicho Ninherel- Pani Vestella jest równie zainteresowana jak ty i czekamy teraz na ludzkiego kapłana. Pójdziemy z nim i tam na miejscu. wszystkiego się dowiesz.- powiedziała z delikatnym uśmiechem,
-Jeszcze raz Ci dziękuję. I mam nadzieję, że przydam się w tym zadaniu. Więc może czekając na tego kapłana, opowiesz co tam u was słychać? - Mandir spojrzał przelotnie na Isatrisa - Dawno się przecież nie widzieliśmy.
- U nas? Podróżujemy, ja go pilnuję- parsknęła dziewczyna, obrzucając spojrzeniem Isatrisa - On gada, a ja macham mieczem. Zagnało nas aż tutaj.
Mandir uśmiechnął się już dużo życzliwiej i otwarciej.- Czyli nic nowego...
- No nic. Ten tu plącze się co i rusz w jakieś kłopoty- Ninherel dodała bezczelnym tonem, zerkając na Isatrisa.
- Doprawdy, zabawne. Powinienem... a zresztą,... Idę po tego kapłana- odparł chłodno Isatris i podszedł do Alana.
Ninherel zachichotała cicho. Czyżby Isatris się obraził? “Należało mu się” pomyślała, spoglądając na Mandira “Zdecydowanie, należało...”
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Re: [WarHammer] * * *
Alan
Trzeba było przyznać, że czasem Inkwizycja się do czegoś przydaje. Na przykład wskazuję drogę do reszty towarzystwa. Dzięki całemu zamieszaniu, Alan mógł odnaleźć w tym całym bajzlowatym mieście knajpę, w której wszyscy się zgromadzili - prawie wszyscy, bowiem mag był zajęty, a kolejna osoba wylatywała na ramionach Inkwizycji. Pewnie wkrótce dozna rozkoszy ich przesłuchań. Inkwizycja to banda debili i psychopatów.
Wszedłszy do knajpy, zauważył, że został spostrzeżony przez niedawno poznaną elfkę - zamachała do niego ręką. Gdy w końcu przepchnął się do stolika, co nie było łatwe, gdyż wszyscy zaczęli machać rękoma i z ożywieniem dyskutować o świeżo zaistniałym incydencie, elf -Isatris jeśli pamięć nie myli - przedstawił Alana ślicznej młódce. Fakt rodzinnych koligacji nie był na tyle istotnym elementem, aby zwrócić na niego uwagę. Kapłan z przyjemnością klapnął przy stole, musiał rozmasować lekko obolałe stopy.
Trzeba było przyznać, że czasem Inkwizycja się do czegoś przydaje. Na przykład wskazuję drogę do reszty towarzystwa. Dzięki całemu zamieszaniu, Alan mógł odnaleźć w tym całym bajzlowatym mieście knajpę, w której wszyscy się zgromadzili - prawie wszyscy, bowiem mag był zajęty, a kolejna osoba wylatywała na ramionach Inkwizycji. Pewnie wkrótce dozna rozkoszy ich przesłuchań. Inkwizycja to banda debili i psychopatów.
Wszedłszy do knajpy, zauważył, że został spostrzeżony przez niedawno poznaną elfkę - zamachała do niego ręką. Gdy w końcu przepchnął się do stolika, co nie było łatwe, gdyż wszyscy zaczęli machać rękoma i z ożywieniem dyskutować o świeżo zaistniałym incydencie, elf -Isatris jeśli pamięć nie myli - przedstawił Alana ślicznej młódce. Fakt rodzinnych koligacji nie był na tyle istotnym elementem, aby zwrócić na niego uwagę. Kapłan z przyjemnością klapnął przy stole, musiał rozmasować lekko obolałe stopy.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [WarHammer] * * *
Felix:
Mężczyna słuchał rozmowy i im dłużej słuchał tym bardziej nie miał pojęcia jak znaleźć miejsce wśród Ludzi, Którzy Się Znają i Ludzi, Którzy Coś Wiedzą. Pokręcił tylko głową. * Diabli * pomyślał i chciał wrócić do śniadania, gdy zauważył, ze osoba, z którą jadł przy jednym stole też ślepi krótkowzrocznie w stronę tamtej gromadki. Mężczyzna uniósł jedna brew. Odchrząknął. - Sprawa widzę znajduje zainteresowanie wśród wszystkich - zwrócił się do mężczyzny. Ciągle jedno ucho nadstawiał do rozmowy tamtej brygady. Może padnie jakieś hasło... coś, co da możliwość zahaczenia...
Felix już od pewnego czasu narzekał na głód portfela... Fach którym się „trudnił” nie był specjalnie bezpieczny, a i okazji nie było za wiele. Może wreszcie coś zarobi?
Mężczyna słuchał rozmowy i im dłużej słuchał tym bardziej nie miał pojęcia jak znaleźć miejsce wśród Ludzi, Którzy Się Znają i Ludzi, Którzy Coś Wiedzą. Pokręcił tylko głową. * Diabli * pomyślał i chciał wrócić do śniadania, gdy zauważył, ze osoba, z którą jadł przy jednym stole też ślepi krótkowzrocznie w stronę tamtej gromadki. Mężczyzna uniósł jedna brew. Odchrząknął. - Sprawa widzę znajduje zainteresowanie wśród wszystkich - zwrócił się do mężczyzny. Ciągle jedno ucho nadstawiał do rozmowy tamtej brygady. Może padnie jakieś hasło... coś, co da możliwość zahaczenia...
Felix już od pewnego czasu narzekał na głód portfela... Fach którym się „trudnił” nie był specjalnie bezpieczny, a i okazji nie było za wiele. Może wreszcie coś zarobi?
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

Re: [WarHammer] * * *
Inkwizycja wywlokła nieszczęsnego mężczyznę przed karczmę, a w drzwiach minęli się z młodą służką szlachetnie urodzonej Eryki. Dziewczyna szybko odnalazła wzrokiem zebraną przy jednym stoliku grupkę i podeszła do nich. Rozejrzała się, minę miała strapioną.
- Widziałam, iż jeden z was właśnie... opuścił wyprawę - zauważyła i nerwów zaczęła skubać rękaw swej szaty. - O ile dobrze liczę, z tych którzy byli obecni wczoraj na spotkaniu, brakuje nam trzech osób? Szlachcic, wojownik i mag.
Zasępiła się mocno, podsunęła sobie krzesełko, po czym ciężko na nie opadła. Oparła głowę na ręku, wzdychając i rozmyślając nad czymś.
- Panie Mond, moja pani prosiłaby, żeby pan został w mieście. Na dworze Księcia krąży zbyt wiele plotek i chciałaby, żeby ktoś miał na to zarówno oko jak i ucho. Ona sama nie czuje się najlepiej, by brać udział w życiu towarzyskim, chyba pan rozumie?
Przez chwilę wpatrywała się w mężczyznę błagalnym wzrokiem, martwiła się zdrowiem oraz reputacją swej pani i nie kryła tego.
- Dostałby pan osobne wynagrodzenie - dodała szybko.
Szlachcic zamyślił się nad propozycją, a w tym czasie służka skierowała spojrzenie na kapłana.
- Panie? - zwróciła się do niego, gdyż wpatrywał się w Tileankę. - Arcymag nie czuje się najlepiej i byłoby chyba lepiej, gdybyś jednak tu został z nim. Mówił, iż może się ze mną kontaktować w snach, więc jego fizyczna obecność nie będzie niezbędna. Pańskie i jego wynagrodzenie także by było osobne, więc...
Dziewczyna urwała zdziwiona, zamrugała i spojrzała się na Vestellę, a potem na Mandira. Zupełnie, jakby ich dopiero teraz zauważyła.
- ...Więc o ile dobrze liczę, w tym momencie brakuje nam już pięciu osób. Dwóch szlachciców, maga, kapłana i wojownika. Powinniśmy już wyruszać i nie ma czasu, by szukać zastępstwa. Właściwie, to powóz już stoi przed karczmą...
- Widziałam, iż jeden z was właśnie... opuścił wyprawę - zauważyła i nerwów zaczęła skubać rękaw swej szaty. - O ile dobrze liczę, z tych którzy byli obecni wczoraj na spotkaniu, brakuje nam trzech osób? Szlachcic, wojownik i mag.
Zasępiła się mocno, podsunęła sobie krzesełko, po czym ciężko na nie opadła. Oparła głowę na ręku, wzdychając i rozmyślając nad czymś.
- Panie Mond, moja pani prosiłaby, żeby pan został w mieście. Na dworze Księcia krąży zbyt wiele plotek i chciałaby, żeby ktoś miał na to zarówno oko jak i ucho. Ona sama nie czuje się najlepiej, by brać udział w życiu towarzyskim, chyba pan rozumie?
Przez chwilę wpatrywała się w mężczyznę błagalnym wzrokiem, martwiła się zdrowiem oraz reputacją swej pani i nie kryła tego.
- Dostałby pan osobne wynagrodzenie - dodała szybko.
Szlachcic zamyślił się nad propozycją, a w tym czasie służka skierowała spojrzenie na kapłana.
- Panie? - zwróciła się do niego, gdyż wpatrywał się w Tileankę. - Arcymag nie czuje się najlepiej i byłoby chyba lepiej, gdybyś jednak tu został z nim. Mówił, iż może się ze mną kontaktować w snach, więc jego fizyczna obecność nie będzie niezbędna. Pańskie i jego wynagrodzenie także by było osobne, więc...
Dziewczyna urwała zdziwiona, zamrugała i spojrzała się na Vestellę, a potem na Mandira. Zupełnie, jakby ich dopiero teraz zauważyła.
- ...Więc o ile dobrze liczę, w tym momencie brakuje nam już pięciu osób. Dwóch szlachciców, maga, kapłana i wojownika. Powinniśmy już wyruszać i nie ma czasu, by szukać zastępstwa. Właściwie, to powóz już stoi przed karczmą...

-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Re: [WarHammer] * * *
Mathias
Mag nie był zdziwiony pytaniem zadanym przez „stołowego” kompana. Dobrze wiedział że przypatruje się gromadce aż zbyt widocznie.
- Rzeczywiście ale widzę, że jednak nie tylko ja przy tym stoliku czekam na jakiekolwiek zajęcie. – Odparł spokojnie wymuszając na sobie lekki uśmiech.
W tym samym czasie do karczmy weszła jakaś bardzo młoda kobieta i zaczęła rozmawiać z grupką przy stoliku, który wzbudzał zainteresowanie, jak się dowiedział, nie tylko u niego. W tym momencie słuchał tylko jednym uchem, jednak zdążył wychwycić to, co było najważniejsze.
„Brakuje pięciu”
„Nie ma czasu”
„Powóz już stoi”
To właśnie ruszyło go z miejsca. Podniósł się powoli ale zdecydowanie zostawiając pół pucharu wina i zwyczajnym krokiem udał się w stronę sąsiedniego stolika. Gdy był już w połowie dystansu odwrócił głowę i dał znać tamtemu, by podążył za nim.
Stanął tuż obok dziewczyny, która dopiero co weszła i powoli zaczął.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale usłyszałem, przyznam że nie przypadkiem, za co również chciałbym szczerze przeprosić, że potrzebujecie ludzi. Z przyjemnością zgłaszam swoją kandydaturę. Nazywam się Mathias. Jestem magiem tradycji ognia. Powodem dla którego chciałbym się przyłączyć jest chęć, być może, niesienia pomocy no i oczywiście wyrwania się z codziennej rutyny... Co jest chyba najważniejsze dla kogoś takiego jak ja. – Tu uśmiechną się pokazując szereg białych zębów. - Wynagrodzenie jest raczej sprawą drugorzędną. – Dodał, by oszczędzić niepotrzebnych pytań. Stanął z grobową powagą wyczekując odpowiedzi.
Mag nie był zdziwiony pytaniem zadanym przez „stołowego” kompana. Dobrze wiedział że przypatruje się gromadce aż zbyt widocznie.
- Rzeczywiście ale widzę, że jednak nie tylko ja przy tym stoliku czekam na jakiekolwiek zajęcie. – Odparł spokojnie wymuszając na sobie lekki uśmiech.
W tym samym czasie do karczmy weszła jakaś bardzo młoda kobieta i zaczęła rozmawiać z grupką przy stoliku, który wzbudzał zainteresowanie, jak się dowiedział, nie tylko u niego. W tym momencie słuchał tylko jednym uchem, jednak zdążył wychwycić to, co było najważniejsze.
„Brakuje pięciu”
„Nie ma czasu”
„Powóz już stoi”
To właśnie ruszyło go z miejsca. Podniósł się powoli ale zdecydowanie zostawiając pół pucharu wina i zwyczajnym krokiem udał się w stronę sąsiedniego stolika. Gdy był już w połowie dystansu odwrócił głowę i dał znać tamtemu, by podążył za nim.
Stanął tuż obok dziewczyny, która dopiero co weszła i powoli zaczął.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale usłyszałem, przyznam że nie przypadkiem, za co również chciałbym szczerze przeprosić, że potrzebujecie ludzi. Z przyjemnością zgłaszam swoją kandydaturę. Nazywam się Mathias. Jestem magiem tradycji ognia. Powodem dla którego chciałbym się przyłączyć jest chęć, być może, niesienia pomocy no i oczywiście wyrwania się z codziennej rutyny... Co jest chyba najważniejsze dla kogoś takiego jak ja. – Tu uśmiechną się pokazując szereg białych zębów. - Wynagrodzenie jest raczej sprawą drugorzędną. – Dodał, by oszczędzić niepotrzebnych pytań. Stanął z grobową powagą wyczekując odpowiedzi.
Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [WarHammer] * * *
Angus Mond
Młody szlachcic uprzejmie powitał znajome twarze, gromadzące się w głównej izbie karczmy. Po kurtuazyjnej wymianie grzeczności powrócił do konsumowania uprzednio przerwanego posiłku.
Myśl o wyprawie coraz bardziej go gnębiła. Z jednej strony zobowiązał się odnaleźć książęcego potomka, dołączając do drużyny awanturników. Z drugiej jednak czuł, że ze swoimi umiejętnościami, a konkretnie brakiem specjalizacji i mało hardym charakterem, niezbyt nadaje się na ściganie zaginionych możnych po niebezpiecznych imperialnych gościńcach.
Chmurne rozmyślania przerwało nagłe wtargnięcie grupy zbrojnych do spokojnej karczmy. Angusa zmroził lodowaty dreszcz strachu, kiedy ujrzał osobnika, który dowodził całą akcją. Nosił on insygnia Inkwizycji i wyraźnie dał do zrozumienia, że poszukuje Andreasa Fieglera, znanego szlachcicowi wojaka, również biorącego udział w wyprawie.
Na wszelki wypadek Mond postanowił nie otwierać ust, całą uwagę koncentrując na talerzu z jedzeniem. Jedynie kątem oka łypał na całe zajście.
Nie reagował również, kiedy zbrojni wynosili z karczmy nieprzytomnego podejrzanego. Cóż, wcześniej mężczyzna dał Mondowi odczuć niechęć, jaką do szlachcica żywił. Wiele wskazywało natomiast, że sam skrywał jakieś mroczne sekrety, przez które naraził się Inkwizycji. Choć z drugiej strony Angusowi przypomniały się słowa opata Erkhartda, kiedy szlachcic przebywał wśród klasztornych murów. Srogi mnich wyrażał się o inkwizytorach bardzo nieprzychylnie, mając ich za nadgorliwych fanatyków, wszędzie węszących spiski, wynaturzenia i herezje.
Mond odetchnął z ulgą, kiedy pachołki Inkwizycji opuściły karczmę. Podobny wyraz twarzy zagościł na twarzach niemal wszystkich zgromadzonych, a szczególnie samego gospodarza. Angus zamówił jeszcze jeden kubek wina.
* * *
Słowa służącej szlachetnej Eryki wprawiły mężczyznę w zakłopotanie. Zarysowała się przed nim o wiele ciekawsza perspektywa pozostania w mieście i zbierania śladów na książęcym dworze. Całą intrygę można by spróbować ugryźć od kuchni.
Wiązało się to jednak z zarzuceniem przygody i wycofaniem się z grupy awanturników. Spojrzał po nich raz jeszcze.
"Nie, zdecydowanie się tam nie nadaję. Niech gnają przez dzikie ostępy i zakurzone trakty, ja pozostanę w swoim żywiole. Miejskim żywiole."
- Pani propozycja wydaje mi się interesująca - odparł służącej Eryki po chwili namysłu. - Jestem przekonany, że ze swoimi umiejętnościami i wiedzą o wiele bardziej przydatny będę tutaj, aniżeli poza murami miasta.
Skłonił się dworsko i z uśmiechem na twarzy dopił resztkę wina.
Młody szlachcic uprzejmie powitał znajome twarze, gromadzące się w głównej izbie karczmy. Po kurtuazyjnej wymianie grzeczności powrócił do konsumowania uprzednio przerwanego posiłku.
Myśl o wyprawie coraz bardziej go gnębiła. Z jednej strony zobowiązał się odnaleźć książęcego potomka, dołączając do drużyny awanturników. Z drugiej jednak czuł, że ze swoimi umiejętnościami, a konkretnie brakiem specjalizacji i mało hardym charakterem, niezbyt nadaje się na ściganie zaginionych możnych po niebezpiecznych imperialnych gościńcach.
Chmurne rozmyślania przerwało nagłe wtargnięcie grupy zbrojnych do spokojnej karczmy. Angusa zmroził lodowaty dreszcz strachu, kiedy ujrzał osobnika, który dowodził całą akcją. Nosił on insygnia Inkwizycji i wyraźnie dał do zrozumienia, że poszukuje Andreasa Fieglera, znanego szlachcicowi wojaka, również biorącego udział w wyprawie.
Na wszelki wypadek Mond postanowił nie otwierać ust, całą uwagę koncentrując na talerzu z jedzeniem. Jedynie kątem oka łypał na całe zajście.
Nie reagował również, kiedy zbrojni wynosili z karczmy nieprzytomnego podejrzanego. Cóż, wcześniej mężczyzna dał Mondowi odczuć niechęć, jaką do szlachcica żywił. Wiele wskazywało natomiast, że sam skrywał jakieś mroczne sekrety, przez które naraził się Inkwizycji. Choć z drugiej strony Angusowi przypomniały się słowa opata Erkhartda, kiedy szlachcic przebywał wśród klasztornych murów. Srogi mnich wyrażał się o inkwizytorach bardzo nieprzychylnie, mając ich za nadgorliwych fanatyków, wszędzie węszących spiski, wynaturzenia i herezje.
Mond odetchnął z ulgą, kiedy pachołki Inkwizycji opuściły karczmę. Podobny wyraz twarzy zagościł na twarzach niemal wszystkich zgromadzonych, a szczególnie samego gospodarza. Angus zamówił jeszcze jeden kubek wina.
* * *
Słowa służącej szlachetnej Eryki wprawiły mężczyznę w zakłopotanie. Zarysowała się przed nim o wiele ciekawsza perspektywa pozostania w mieście i zbierania śladów na książęcym dworze. Całą intrygę można by spróbować ugryźć od kuchni.
Wiązało się to jednak z zarzuceniem przygody i wycofaniem się z grupy awanturników. Spojrzał po nich raz jeszcze.
"Nie, zdecydowanie się tam nie nadaję. Niech gnają przez dzikie ostępy i zakurzone trakty, ja pozostanę w swoim żywiole. Miejskim żywiole."
- Pani propozycja wydaje mi się interesująca - odparł służącej Eryki po chwili namysłu. - Jestem przekonany, że ze swoimi umiejętnościami i wiedzą o wiele bardziej przydatny będę tutaj, aniżeli poza murami miasta.
Skłonił się dworsko i z uśmiechem na twarzy dopił resztkę wina.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WarHammer] * * *
Vestella
Gdy pojawił się ten, na którego mówiono Mandir i elfy zaczęły z nim rozmawiać (chyba był ich jakimś dobrym znajomym), Tileanka zamówiła jajecznicę z trzech jaj i kilka kromek chleba. Skoro miała wyruszyć w dalszą drogę, musiała być silna, a woda z cytryną tylko spotęgowała uczucie głodu. Chwilę czekała na posiłek, i wsuwając go ze smakiem obserwowała kolejnych pojawiających się przy stoliku osób nie zabierając głosu. Czarodziej ognia, jakaś dziewczyna, zaczynało być interesująco. W końcu młoda spojrzała na Vestellę, jakby dopiero co zauważyła, że ta siedzi przy stole.
- ...Więc o ile dobrze liczę, w tym momencie brakuje nam już pięciu osób. Dwóch szlachciców, maga, kapłana i wojownika. Powinniśmy już wyruszać i nie ma czasu, by szukać zastępstwa. Właściwie, to powóz już stoi przed karczmą...
- No wreszcie! – wtrąciła w końcu Ves, wstając od stołu. - Nie skorzystam jednak z powozu, pani. - zwróciła się do dziewczyny. - Mój wierzchowiec czeka na mnie w stajni, więc pozwolę sobie pojechać za wami. Dajcie mi pięć minut.
Zapłaciła za śniadanie, po czym skierowała się na górę, pozbierała wszystkie swoje rzeczy i wyszła z karczmy. Tam czekali już jej nowi 'kompani', ona jednak zamiast podejść do nich, skierowała się do przyzajezdnej stajni. Oporządziła Estebana i wyprowadziła na ulicę, dosiadając go po chwili. Spojrzała na towarzyszy i rzekła.
- Gdzie Sigmar poprowadzi, przyjaciele. - uśmiechnęła się szeroko, klepiąc staruszka Estebana po szyi. Czekała aż w końcu wyruszą i już rozmyślała, co na początek zrobi Vestelowi gdy wpadnie w jej ręce.
Gdy pojawił się ten, na którego mówiono Mandir i elfy zaczęły z nim rozmawiać (chyba był ich jakimś dobrym znajomym), Tileanka zamówiła jajecznicę z trzech jaj i kilka kromek chleba. Skoro miała wyruszyć w dalszą drogę, musiała być silna, a woda z cytryną tylko spotęgowała uczucie głodu. Chwilę czekała na posiłek, i wsuwając go ze smakiem obserwowała kolejnych pojawiających się przy stoliku osób nie zabierając głosu. Czarodziej ognia, jakaś dziewczyna, zaczynało być interesująco. W końcu młoda spojrzała na Vestellę, jakby dopiero co zauważyła, że ta siedzi przy stole.
- ...Więc o ile dobrze liczę, w tym momencie brakuje nam już pięciu osób. Dwóch szlachciców, maga, kapłana i wojownika. Powinniśmy już wyruszać i nie ma czasu, by szukać zastępstwa. Właściwie, to powóz już stoi przed karczmą...
- No wreszcie! – wtrąciła w końcu Ves, wstając od stołu. - Nie skorzystam jednak z powozu, pani. - zwróciła się do dziewczyny. - Mój wierzchowiec czeka na mnie w stajni, więc pozwolę sobie pojechać za wami. Dajcie mi pięć minut.
Zapłaciła za śniadanie, po czym skierowała się na górę, pozbierała wszystkie swoje rzeczy i wyszła z karczmy. Tam czekali już jej nowi 'kompani', ona jednak zamiast podejść do nich, skierowała się do przyzajezdnej stajni. Oporządziła Estebana i wyprowadziła na ulicę, dosiadając go po chwili. Spojrzała na towarzyszy i rzekła.
- Gdzie Sigmar poprowadzi, przyjaciele. - uśmiechnęła się szeroko, klepiąc staruszka Estebana po szyi. Czekała aż w końcu wyruszą i już rozmyślała, co na początek zrobi Vestelowi gdy wpadnie w jej ręce.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Majtek
- Posty: 136
- Rejestracja: niedziela, 3 grudnia 2006, 17:04
Re: [WarHammer] * * *
Mandir
Elf rad był z niespodziewanego spotkania rozmawiał z Ninherel i Isatrisem obserwując ukradkiem towarzyszy swych przyjaciół. Zastanawiało go kto ma się pojawić i o co w tym wszystkim chodzi. Kapłan pojawił się podszedł do stołu i zaczął coś mówić Mandir nie do końca zrozumiał co. Spojrzał pytająco w oczy Ninherel. Nie wiedział jak powinien się zachować więc czekał na reakcję swych znajomych i liczył że zaraz się wszystko wyjaśni. Jego rozmyślania przerwał mag Mathias poszukujący zajęcia tak jak Mandir. Słysząc słowa o wynagrodzeniu uśmiechnął się lekko i spojrzał w oczy maga z powątpiewaniem.
Elf rad był z niespodziewanego spotkania rozmawiał z Ninherel i Isatrisem obserwując ukradkiem towarzyszy swych przyjaciół. Zastanawiało go kto ma się pojawić i o co w tym wszystkim chodzi. Kapłan pojawił się podszedł do stołu i zaczął coś mówić Mandir nie do końca zrozumiał co. Spojrzał pytająco w oczy Ninherel. Nie wiedział jak powinien się zachować więc czekał na reakcję swych znajomych i liczył że zaraz się wszystko wyjaśni. Jego rozmyślania przerwał mag Mathias poszukujący zajęcia tak jak Mandir. Słysząc słowa o wynagrodzeniu uśmiechnął się lekko i spojrzał w oczy maga z powątpiewaniem.


-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [WarHammer] * * *
Felix:
Mężczyna podążył za magiem, z którym przed chwilką rozmawiał. Usłyszał jego wypowiedź... oby ci ludzie potrzebowali sprzymierzeńców tak bardzo, jak Felix miał nadzieję, że potrzebują... nie mógł tak po prostu do nich podejść jak mag... jego fach był nieco... inny. Zamiast tego przeszedł drugą stroną, omijając ich spojrzenia i po prostu stanął miedzy tymi dwoma z prawej, korzystając ze swych zdolności i tego, że ich uwagę chwilowo odwrócił mag. Gdy tylko tamten skończył mówic Felix oparł sie dłońmi o stół, tymsamym ujawniając się. - Też się wam przydam, waszmościowie - skinął głową, uśmiechając się. - Felix jestem... ludzie mają denerwujacą tendencję niedostrzegania mnie...- powiedział spokojnie. Na jego twarzy wciąż gościł ten półuśmiech...
Mężczyna podążył za magiem, z którym przed chwilką rozmawiał. Usłyszał jego wypowiedź... oby ci ludzie potrzebowali sprzymierzeńców tak bardzo, jak Felix miał nadzieję, że potrzebują... nie mógł tak po prostu do nich podejść jak mag... jego fach był nieco... inny. Zamiast tego przeszedł drugą stroną, omijając ich spojrzenia i po prostu stanął miedzy tymi dwoma z prawej, korzystając ze swych zdolności i tego, że ich uwagę chwilowo odwrócił mag. Gdy tylko tamten skończył mówic Felix oparł sie dłońmi o stół, tymsamym ujawniając się. - Też się wam przydam, waszmościowie - skinął głową, uśmiechając się. - Felix jestem... ludzie mają denerwujacą tendencję niedostrzegania mnie...- powiedział spokojnie. Na jego twarzy wciąż gościł ten półuśmiech...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Re: [WarHammer] * * *
Alan
No i kapłan musiał zostać w mieście. Zamiast jakże wspaniałej perspektywy podróży na wozie, w kurzu, słońcu i niewygodzie będzie musiał obijać się po knajpach, spać w atłasowych pierzynach magowego zamczyska i podrywać dziewki. Alanowi się niemal w oku zakręciła łezka ze szczęścia. Rozsiadł się wygodnie, uśmiechnął smutno do niedawnych towarzyszy i zamówił potrawkę z królika.
*Jakie wino zamówić? Białe pasuje do delikatnego mięsa, ale czerwone też w tym wypadku by mogło pasować, ciężka decyzja, ciężka*
- Jeszcze jedna sprawa - zwrócił się do służki - jeśli mam dbać o zdrowie arcymaga, to powinienem mieć komnaty niedaleko niego, mam nadzieję, że dasz radę, to jeszcze załatwić?
- Panie Mond - zwrócił się teraz do szlachcica - ponieważ nam przypadło za zadanie pozostanie w tym jakże ciekawym mieście, mam do Pana ważne zapytanie...
Jakie wino poleca Pan do potrawki z królika?
No i kapłan musiał zostać w mieście. Zamiast jakże wspaniałej perspektywy podróży na wozie, w kurzu, słońcu i niewygodzie będzie musiał obijać się po knajpach, spać w atłasowych pierzynach magowego zamczyska i podrywać dziewki. Alanowi się niemal w oku zakręciła łezka ze szczęścia. Rozsiadł się wygodnie, uśmiechnął smutno do niedawnych towarzyszy i zamówił potrawkę z królika.
*Jakie wino zamówić? Białe pasuje do delikatnego mięsa, ale czerwone też w tym wypadku by mogło pasować, ciężka decyzja, ciężka*
- Jeszcze jedna sprawa - zwrócił się do służki - jeśli mam dbać o zdrowie arcymaga, to powinienem mieć komnaty niedaleko niego, mam nadzieję, że dasz radę, to jeszcze załatwić?
- Panie Mond - zwrócił się teraz do szlachcica - ponieważ nam przypadło za zadanie pozostanie w tym jakże ciekawym mieście, mam do Pana ważne zapytanie...
Jakie wino poleca Pan do potrawki z królika?

Re: [WarHammer] * * *
Dziewczyna spojrzała się na dwóch mężczyzn, potem przeniosła spojrzenie na Tileanką, a na końcu zaczęła się przyglądać elfowi. Młoda panna Orlandoni zaraz wstała od stołu i wyszła, jednak nikt nie miał wątpliwości, iż miała zamiar z nimi podróżować. Służka odetchnęła z ulgą.
- Dobrze, wygląda na to, że jednak jakoś nam się uda. Jeśli reszta także jest gotowa, to zapraszam, resztę można omówić w drodze. Dziękuję - zwróciła się jeszcze do Angusa i Alana.
Przed karczmą czekał wóz z zaopatrzeniem, a na nim dzbany, worki z jedzeniem i jakieś skrzyneczki. Młoda kobieta powiedziała, że wszystkie ciężkie i niepotrzebne rzeczy można tam umieścić, by nie przeszkadzały w trasie. Po chwili pojawiła się Vestella ze swoim koniem, została także przyprowadzona... kareta.
- Pani Eryka oddała nam ją na czas podróży - wyjaśniła służka.
Zaprzężona w trzy czarne konie, ciemnoczerwona kareta robiła dziwne wrażenie. Zupełnie nie pasowała do blond piękności o błękitnych oczkach, bardziej można się było spodziewać czegoś w jasnych barwach. Choć nowy środek transportu miał już lata swej świetności za sobą, nadal był bardzo luksusowy i wygodny. W środku mogło się spokojnie zmieścić sześć tęgich osób.
- Proszę wsiadać, zaraz przyjdzie woźnica - powiedziała dziewczyna. - W środku wszystko wyjaśnię, by już nikt niepożądany nie mógł nas usłyszeć.
Przez chwilę przyglądała się Vestelli, jakby już ją gdzieś widziała i w zamyśleniu skubała rękaw swej szaty. W końcu westchnęła i uśmiechnęła się lekko.
- Powinna pani choć przez chwilę być z nami w powozie, by się wszystkiego dowiedzieć - stwierdziła, po czym wsiadła do środka.
Koń Vestelli został tymczasowo przytroczony do wozu, a ona sama rozsiadła się wygodnie na obitym miękkim materiałem siedzeniu. Trzask bicza, pokrzykiwanie i lekkie szarpnięcie świadczyło o tym, że ruszyli. Za częściowo przesłoniętym firanką oknem widzieli mijane domki i ludzi, w końcu widoki zmieniły się na drzewa, a w powietrzu zaczął się unosić wzbijany kopytami kurz z gościńca. Kiedy jechali, służka zaczęła mówić.
- Nazywam się Sara i jestem służącą panny Eryki - przedstawiła się na początku. - Ta wyprawa ma za zadanie nie tyle ratować życie i zdrowie Księcia Talabheim, którego od dłuższego czasu męczy tajemnicza choroba, co bardziej odnaleźć jego najmłodszego syna. Pan Artis przed wyjazdem oświadczył się mej pani, a tak długo już nie wraca, że postanowiła ona go odszukać. Niestety sama nie czuje się zbyt dobrze i za radą... wróżki... zorganizowała tę wyprawę - dziewczyna trochę się zmieszała i spuściła wzrok. - Z tego co wiemy, pan Artis wybrał się na poszukiwanie leku dla ojca z jednym tylko zaufanym człowiekiem. Dowiedziałam się, że miał kilka możliwości, lecz nie wiem, gdzie udał się w pierwszej kolejności. Ponoć miał szukać leku w Norsce, Sylvanii lub w Kislevie.
Schyliła się i spod siedzenia wyjęła kilka map. Na niewielkim stoliczku pod oknem rozłożyła pierwszą, Norski, i wskazała na jakieś oznaczone czerwoną kropką miejsce, przy jakimś wulkanie. Na mapie Sylvanii zaznaczony był jakiś zrujnowany zamek, a w Kislevie jego stolica. Sara spojrzała się po twarzach zebranych.
- Więc gdzie proponujecie się najpierw udać? Przyznam szczerze, że nie udało mi się ustalić, gdzie najpierw udał się syn Księcia. Nikomu o tym nie powiedział, ze względów bezpieczeństwa...
Vestella rzuciła okiem na mapy, nieprzyjemny dreszcz przeszedł ją wzdłuż kręgosłupa. Najbliżej mieli chyba do tych ruin w Sylvanii, dalej pewnie brat udał się do Kislevu i stamtąd było już blisko do Norski. Ale kto go tam wiedział? Musiała się temu lepiej przyjrzeć.
Kareta zatrzymała się.
- Od czego zaczniemy? Jakieś propozycje?
Mapy:
Norska
Kislev
Sylvania
- Dobrze, wygląda na to, że jednak jakoś nam się uda. Jeśli reszta także jest gotowa, to zapraszam, resztę można omówić w drodze. Dziękuję - zwróciła się jeszcze do Angusa i Alana.
Przed karczmą czekał wóz z zaopatrzeniem, a na nim dzbany, worki z jedzeniem i jakieś skrzyneczki. Młoda kobieta powiedziała, że wszystkie ciężkie i niepotrzebne rzeczy można tam umieścić, by nie przeszkadzały w trasie. Po chwili pojawiła się Vestella ze swoim koniem, została także przyprowadzona... kareta.
- Pani Eryka oddała nam ją na czas podróży - wyjaśniła służka.
Zaprzężona w trzy czarne konie, ciemnoczerwona kareta robiła dziwne wrażenie. Zupełnie nie pasowała do blond piękności o błękitnych oczkach, bardziej można się było spodziewać czegoś w jasnych barwach. Choć nowy środek transportu miał już lata swej świetności za sobą, nadal był bardzo luksusowy i wygodny. W środku mogło się spokojnie zmieścić sześć tęgich osób.
- Proszę wsiadać, zaraz przyjdzie woźnica - powiedziała dziewczyna. - W środku wszystko wyjaśnię, by już nikt niepożądany nie mógł nas usłyszeć.
Przez chwilę przyglądała się Vestelli, jakby już ją gdzieś widziała i w zamyśleniu skubała rękaw swej szaty. W końcu westchnęła i uśmiechnęła się lekko.
- Powinna pani choć przez chwilę być z nami w powozie, by się wszystkiego dowiedzieć - stwierdziła, po czym wsiadła do środka.
Koń Vestelli został tymczasowo przytroczony do wozu, a ona sama rozsiadła się wygodnie na obitym miękkim materiałem siedzeniu. Trzask bicza, pokrzykiwanie i lekkie szarpnięcie świadczyło o tym, że ruszyli. Za częściowo przesłoniętym firanką oknem widzieli mijane domki i ludzi, w końcu widoki zmieniły się na drzewa, a w powietrzu zaczął się unosić wzbijany kopytami kurz z gościńca. Kiedy jechali, służka zaczęła mówić.
- Nazywam się Sara i jestem służącą panny Eryki - przedstawiła się na początku. - Ta wyprawa ma za zadanie nie tyle ratować życie i zdrowie Księcia Talabheim, którego od dłuższego czasu męczy tajemnicza choroba, co bardziej odnaleźć jego najmłodszego syna. Pan Artis przed wyjazdem oświadczył się mej pani, a tak długo już nie wraca, że postanowiła ona go odszukać. Niestety sama nie czuje się zbyt dobrze i za radą... wróżki... zorganizowała tę wyprawę - dziewczyna trochę się zmieszała i spuściła wzrok. - Z tego co wiemy, pan Artis wybrał się na poszukiwanie leku dla ojca z jednym tylko zaufanym człowiekiem. Dowiedziałam się, że miał kilka możliwości, lecz nie wiem, gdzie udał się w pierwszej kolejności. Ponoć miał szukać leku w Norsce, Sylvanii lub w Kislevie.
Schyliła się i spod siedzenia wyjęła kilka map. Na niewielkim stoliczku pod oknem rozłożyła pierwszą, Norski, i wskazała na jakieś oznaczone czerwoną kropką miejsce, przy jakimś wulkanie. Na mapie Sylvanii zaznaczony był jakiś zrujnowany zamek, a w Kislevie jego stolica. Sara spojrzała się po twarzach zebranych.
- Więc gdzie proponujecie się najpierw udać? Przyznam szczerze, że nie udało mi się ustalić, gdzie najpierw udał się syn Księcia. Nikomu o tym nie powiedział, ze względów bezpieczeństwa...
Vestella rzuciła okiem na mapy, nieprzyjemny dreszcz przeszedł ją wzdłuż kręgosłupa. Najbliżej mieli chyba do tych ruin w Sylvanii, dalej pewnie brat udał się do Kislevu i stamtąd było już blisko do Norski. Ale kto go tam wiedział? Musiała się temu lepiej przyjrzeć.
Kareta zatrzymała się.
- Od czego zaczniemy? Jakieś propozycje?
Mapy:
Norska
Kislev
Sylvania

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [WarHammer] * * *
Ninherel i Isatris
- Musimy po drodze wstąpić na chwilę do naszej gospody, panno Saro. Po nasze rzeczy, oczywiście- Isatris uśmiechnął się do służki-To nie zajmie dużo czasu, a i tak nasi towarzysze... muszą zapoznać się z wiadomościami.
Kareta... Ninherel uniosła brwi z dezaprobatą. Dobre, naprawdę. Chyba oni nie myślą, że na szlaku to ciężkie pudło będzie przydatne?
No, mniejsza. Rzuciła szybkie spojrzenie na swojego podopiecznego. Wydawał się zadowolony, a nawet... rozbawiony...
Pewnie karetą.
Gdy umieścili się już w pojeździe, Isatris obejrzał nowych towarzyszy.
- Wybaczcie, że nie przedstawiliśmy się wcześniej, ale to zamieszanie... Jestem Isatris Tenavir'ell z Marienburga, a to moja towarzyszka, Ninherel Ehendarith - Ninherel lekko skinęła głową na powitanie.
Isatris gadał dalej, jak zwykle prowadzać uprzejmą konwersację. Mimochodem zapytał się o zajęcie nowego kompana, imieniem Felix.
Potem umilkł gwałtownie, gdy Ninherel otworzyła drzwi karety.
-Jedźcie dalej, dogonię was!- wyskoczyła i pobiegła do zajazdu, w którym się zatrzymali.
Za moment już była w pokoju Isatrisa, załamując dłonie. Czemu musiał mieć taki bałagan? Przygryzła wargi i nie namyślając się długo, upchnęła wszystko do worków. Potem uginając się pod ciężarem wszystkich rzeczy, zeszła na dół, zapłaciła za pokoje i za moment znalazła się w stajni.
Kilka chwil, ostatnia kontrola juków i siodeł i skok na siodło.
Trąciła piętami konia, a ten posłusznie przyśpieszył. "Zaraz powinnam ich dogonić" pomyślała.
Siwy rumak Isatrisa posłusznie szedł za jej wierzchowcem.
Sara zabrała głos. Isatris właściwie milczał, choć od czasu do czasu szeptem objaśniał zdezorientowanemu Mandirowi szczegóły sprawy.
Nagle do uszu Asura dotarły dwie nazwy, które sprawiły, że urwał wypowiedź i niemal się zakrztusił.
- Sylwania? Norska?- w głosie Isatrisa pobrzmiewała obawa, a nawet lęk- Czy ty, pani w ogóle wiesz co to są za ...krainy?- Isatris wyraźnie zaakcentował słowo "krainy"- zupełnie jakby mówił o potworach.
- Przeklęty ludzki kraik, zatopiony w cieniu. Nie polecam spędzenia tam choćby jednego dnia. Krążą różne pogłoski.. a zresztą...- mężczyzna urwał gwałtownie, marszcząc brwi- I Norska!- dodał z irytacją.
- Siedlisko dzikich barbarzyńców, nieustannie mordujących moich rodaków. Wspaniale! To miała być wyprawa poszukiwawcza, a nie- Isatris rzucił ostre spojrzenie służce- próba dorównania Aenarionowi. Tak mi się wydaje, że wynajęcie oddziału najemników byłoby by lepszym pomysłem-dodał z leciutkim odcieniem szyderstwa- Przynajmniej mieliby jakieś szanse- ton głosu Isatrisa zmienił się raptownie na ponury.
-W dodatku- palec Asura wskazał ruiny w Sylwanii i przesunął nim nieco w bok, zatrzymując się na nazwie Mordheim.
- Ruiny koło miasta komety, niedaleko. Czy ktokolwiek z was wie, co tam się stało? - Isatris rzucił pytające spojrzenie drużynie.
- Ja owszem, wiem. Niedużo, ale mi to wystarczy.
- Będziemy mieć łaskę Lileath, jeśli znajdziemy ciało, bo śmiem powątpiewać w obecność żywego i zdrowego księcia w takich miejscach.- Isatris założył ręce i usiadł wygodniej.
- W każdym razie najlepiej chyba zacząć od Sylwanii. Najbliżej, najcieplej, no i cóż... - wargi mężczyzny wykrzywił krzywy uśmieszek- Na brak atrakcji nikt nie powinien narzekać.- Isatris parsknął cicho, jakby sam do siebie.
Wyprawa była godna zdesperowanych szaleńców, ale zaczynała dręczyć go ciekawość. Można by przeżyć coś nowego, poznać być może jakieś tajemnice, odkryć coś nieznanego przed wszystkimi. Nareszcie, gdyby udało się im wrócić do domu, Isatris nie byłby traktowany jak smarkacz, niedorostek. Może wreszcie zdobyłby uznanie starszych... Isatris Odkrywca, jak to pięknie brzmi...
Isatris zamyślił się na chwilę. Potem jakby coś sobie przypomniał.
- A koszty ekwipunku, zaopatrzenia na pobyt w krainach Północy, rozumiem, że ponosimy... my?- zawiesił głos- Domyślam się, że oczywiście, znając hojność twojej pani, że zostaną one nam zwrócone?- Isatris świdrował spojrzeniem biedną dziewczynę.
Bo jeśli nie... to on się nie zamierza narażać życia za półdarmo. Z tysiąca koron zostałaby wtedy niezbyt duża sumka.
Ale teraz przynajmniej się wyjaśniło, czemu ludzka szlachcianka oferowała tyle złota. I inne korzyści...
Sorry, Ouz, ale zapomniałam o ich ekwipunku;/. Przecież Ninherel nie może zostawić swojego zwierzaczka w obcych rękach
...
- Musimy po drodze wstąpić na chwilę do naszej gospody, panno Saro. Po nasze rzeczy, oczywiście- Isatris uśmiechnął się do służki-To nie zajmie dużo czasu, a i tak nasi towarzysze... muszą zapoznać się z wiadomościami.
Kareta... Ninherel uniosła brwi z dezaprobatą. Dobre, naprawdę. Chyba oni nie myślą, że na szlaku to ciężkie pudło będzie przydatne?
No, mniejsza. Rzuciła szybkie spojrzenie na swojego podopiecznego. Wydawał się zadowolony, a nawet... rozbawiony...
Pewnie karetą.
Gdy umieścili się już w pojeździe, Isatris obejrzał nowych towarzyszy.
- Wybaczcie, że nie przedstawiliśmy się wcześniej, ale to zamieszanie... Jestem Isatris Tenavir'ell z Marienburga, a to moja towarzyszka, Ninherel Ehendarith - Ninherel lekko skinęła głową na powitanie.
Isatris gadał dalej, jak zwykle prowadzać uprzejmą konwersację. Mimochodem zapytał się o zajęcie nowego kompana, imieniem Felix.
Potem umilkł gwałtownie, gdy Ninherel otworzyła drzwi karety.
-Jedźcie dalej, dogonię was!- wyskoczyła i pobiegła do zajazdu, w którym się zatrzymali.
Za moment już była w pokoju Isatrisa, załamując dłonie. Czemu musiał mieć taki bałagan? Przygryzła wargi i nie namyślając się długo, upchnęła wszystko do worków. Potem uginając się pod ciężarem wszystkich rzeczy, zeszła na dół, zapłaciła za pokoje i za moment znalazła się w stajni.
Kilka chwil, ostatnia kontrola juków i siodeł i skok na siodło.
Trąciła piętami konia, a ten posłusznie przyśpieszył. "Zaraz powinnam ich dogonić" pomyślała.
Siwy rumak Isatrisa posłusznie szedł za jej wierzchowcem.
Sara zabrała głos. Isatris właściwie milczał, choć od czasu do czasu szeptem objaśniał zdezorientowanemu Mandirowi szczegóły sprawy.
Nagle do uszu Asura dotarły dwie nazwy, które sprawiły, że urwał wypowiedź i niemal się zakrztusił.
- Sylwania? Norska?- w głosie Isatrisa pobrzmiewała obawa, a nawet lęk- Czy ty, pani w ogóle wiesz co to są za ...krainy?- Isatris wyraźnie zaakcentował słowo "krainy"- zupełnie jakby mówił o potworach.
- Przeklęty ludzki kraik, zatopiony w cieniu. Nie polecam spędzenia tam choćby jednego dnia. Krążą różne pogłoski.. a zresztą...- mężczyzna urwał gwałtownie, marszcząc brwi- I Norska!- dodał z irytacją.
- Siedlisko dzikich barbarzyńców, nieustannie mordujących moich rodaków. Wspaniale! To miała być wyprawa poszukiwawcza, a nie- Isatris rzucił ostre spojrzenie służce- próba dorównania Aenarionowi. Tak mi się wydaje, że wynajęcie oddziału najemników byłoby by lepszym pomysłem-dodał z leciutkim odcieniem szyderstwa- Przynajmniej mieliby jakieś szanse- ton głosu Isatrisa zmienił się raptownie na ponury.
-W dodatku- palec Asura wskazał ruiny w Sylwanii i przesunął nim nieco w bok, zatrzymując się na nazwie Mordheim.
- Ruiny koło miasta komety, niedaleko. Czy ktokolwiek z was wie, co tam się stało? - Isatris rzucił pytające spojrzenie drużynie.
- Ja owszem, wiem. Niedużo, ale mi to wystarczy.
- Będziemy mieć łaskę Lileath, jeśli znajdziemy ciało, bo śmiem powątpiewać w obecność żywego i zdrowego księcia w takich miejscach.- Isatris założył ręce i usiadł wygodniej.
- W każdym razie najlepiej chyba zacząć od Sylwanii. Najbliżej, najcieplej, no i cóż... - wargi mężczyzny wykrzywił krzywy uśmieszek- Na brak atrakcji nikt nie powinien narzekać.- Isatris parsknął cicho, jakby sam do siebie.
Wyprawa była godna zdesperowanych szaleńców, ale zaczynała dręczyć go ciekawość. Można by przeżyć coś nowego, poznać być może jakieś tajemnice, odkryć coś nieznanego przed wszystkimi. Nareszcie, gdyby udało się im wrócić do domu, Isatris nie byłby traktowany jak smarkacz, niedorostek. Może wreszcie zdobyłby uznanie starszych... Isatris Odkrywca, jak to pięknie brzmi...
Isatris zamyślił się na chwilę. Potem jakby coś sobie przypomniał.
- A koszty ekwipunku, zaopatrzenia na pobyt w krainach Północy, rozumiem, że ponosimy... my?- zawiesił głos- Domyślam się, że oczywiście, znając hojność twojej pani, że zostaną one nam zwrócone?- Isatris świdrował spojrzeniem biedną dziewczynę.
Bo jeśli nie... to on się nie zamierza narażać życia za półdarmo. Z tysiąca koron zostałaby wtedy niezbyt duża sumka.
Ale teraz przynajmniej się wyjaśniło, czemu ludzka szlachcianka oferowała tyle złota. I inne korzyści...
Sorry, Ouz, ale zapomniałam o ich ekwipunku;/. Przecież Ninherel nie może zostawić swojego zwierzaczka w obcych rękach

Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
