1.Nad każdym odpisem ma widnieć imię i nazwisko postaci.
2.Gracze piszą w pierwszej osobie.
3.Gracze piszą w czasie teraźniejszym.
4. Bez żadnych znaczków <> []. Piszemy normalnie jak w książkach. Opisy opisami, nasze kwestie rozpoczynamy od myślnika, lecz niech będa pisane kursywą.
6. Pytanie do MG ma być wytłuszczone.
Imię i Nazwisko:Semen Kindraczuk
Typ:Lirnik
Wygląd:Chuderlawy chłopak, acz krzepy mu nie brakuje. Giętki ponad miarę. Nad tłum trochę wystaje. Szpeci go od lewego ucha, do połowy czoła rozciągła blizna. Jako, że twarz jeszcze młoda, brodę i wąsiska zapuszcza, co by go za starszego brali. Fryzurę typowo kozacką nosi. Oczy ma szare, w niebieski nawet podchodzące. Dłonie ma słabo spracowane, bo od roboty raczej stronił.
Historia: Jest synem pewnego rębajły kozaka i polskiej szlachcianki. Matka jego została porwana przez jego ojca i wywieziona na Ruś. Tam do Iwana Kindraczuka się przekonała i wyszła za niego. Prawie rok po zaślubinach pojawiło się ich pierwsze dziecię, Semen. Z czasem też dwóch braci i siostra na świat przyszły. Mały Semen dobrze się chował pod okiem rodziców, a że ambitnym był to sukcesy szybko osiągał. Ojciec przez młodość trenował go do wojaczki, zaś matka na polskie salony chciała go odchować. Samodzielny był. Pomocy wiele nie potrzebował.
Pasją jego muzyka była. Prędko pojął kozaka, lecz taniec mu nie starczał. Począł więc uczyć się gry na lirze korbowej. Po czasie niedługim dźwięki jego nie odbiegały od dzieł lirników co po wioskach chadzają.
Nie spoczywał nigdy, to też wielu sztukach się doskonalił. Język ojczysty matki poznał. Pisać i czytać się naumiał biegle w cyrylicy, a i polskie pismo nie sprawiało mu problemów. Nuty bez problemów rozpoznaje i potrafi je w twory piękne składać. Jeszcze jako gołowąs szabelką zręcznie jak stary machał. Miał też talent jakoby cyrkowy. Na rękach bez trudu najmniejszego chodził. Na koń jednym susem wskoczyć potrafił. Wysokość żadna straszną mu nie była. Zresztą odwagi nigdy mu nie brakło. Pojedynkować się chciał z każdym, nim jeszcze czternastą wiosnę w życiu swym obaczył. Jako, że czasem nawet mądrym słowem zbyt w gębie ostrym był, to też nieraz napytał sobie biedy. Nieraz się ze starszymi od siebie, ze trzy lata, się pojedynkował. Zdarzyło się, że gdyby nie przechodzący sąsiad, to by życie przez swą nieroztropność straciłby.
W wieku siedemnastu lat postanowił opuścić ojcowiznę, by życia posmakować. Tak od dwóch lat po świecie wędruje. Czasem na Tatara z grupą przypadkowo zapoznaną najeżdżał. Sporo tatarskiej krwi rozlał, sam niewiele tracąc. Jeno ze wszystkich potyczek, jedna blizna mu się ostała. To ta, którą z dumą na czole nosi. Jak głodny, to na lirze w karczmie za obiad zagra, a czasem i na nocleg ciepły jego gra zasłuży. Gdy pieniędzy mu braknie to z kiesy chętnie mu rzucą za grę. Ma jeno teraz marzenie. Szabelki w czarnej pochwie pragnie.
Umiejętności:
Muzykalność: 10/12
Krasomówstwo: 7/12
Spostrzegawczość:6/12
Szabla: 10/12
Bojowyj Hopak: 5/12
Akrobatyka: 10/12
Czytanie i pisanie: 5/12
Język (polski):5/12
Ekwipunek: Lira, buty, hajdawery, kołpak,lniana koszula, ciepły kubrak, skórzany pas, Tania szabelka.
Hrihorij Szewa, maj 1648 PerejasławImię i nazwisko: Hrihorij Szewa
Typ: Kozacki Rębajło
Wygląd:Niski, chudy i pomarszczony. Niemłody już Kozak, z długą kitą na środku wygolonej czaszki i długaśnymi wąskimi wąsami zwisającymi poniżej szyi. Włosy i wąsy ma nadal czarne. Na twarzy poznaczonej bliznami i pokrytej zmarszczkami wciąż błyszczą młodzieńczą energią stalowoszare oczy. Wąskie i blade wargi, niemal niewidoczne, sprawiają że jego twarz natychmiast określa go jako zaciętego wojownika. A w połączeniu z czarną szabelką sprawia to że niewielu rzuca mu wyzwanie, mimo mikrej postury.
Historia:Hrihorij urodził się już na Siczy, prawie pięćdziesiąt lat temu. Jako młody chłopak wykazywał się celnym okiem, i w czasie dziecięcych zabaw z kamieniami zwykle okazywał się najskuteczniejszy. To były dla niego beztroskie czasy, gdy jego ojciec rabował na stepie, a matka wraz z innymi kobietami dbała o ich obozowiska. Kozacka gromada była bardzo koczownicza, przemieszczali się z miejsca na miejsce szybko i skutecznie.
Dzieciństwo jednak okazało się pierwszym i ostatnim spokojnym okresem w życiu Hrihorija. Gdy tylko ukończył piętnaście lat - a był już wtedy całkiem niezły i w machaniu szabelką, i w strzelaniu z piszczela - i ruszył z ojcem i resztą Zaporożców w step, by obłowić się nieco, zaraz wydarzyła się pierwsza tragedia. Już w czasie pierwszego wypadu zginął Bohdan, jego ojciec. Wpadli na mały zagon Tatrów, którzy właśnie mieli taki sam rabunkowy pomysł jak oni, no i zanim w nich wpadli i ich rozgonili, paru dobrych Kozaków padło pod strzałami, w tym właśnie Bohdan Szewa, stary, zasłużony Zaporożec.
Kilkanaście kolejnych lat spędził Hrihorij tak jak Bóg Kozakom przykazał, łupiąc niewiernych, tureckich psubratów. Wkrótce po śmieci jego ojca w pokoju odeszła matka, pochowana na stepie. Od tego momentu młody Kozak tęsknił za jakąś rodziną, za miłością. I jej poszukiwanie zdominowało życie Hrihorija. To i szabla. I o ile w posługiwaniu się szablą zaczął odnosić wkrótce sukcesy, o tyle w zakresie miłości raczej mu to nie wychodziło.
Jego pierwsza ukraińska narzeczona zginęła ledwie w miesiąc po tym, jak się pokochali, w obozowisku zajechanym przez Tatarów i puszczonym z dymem. Kiedy Hrihorij wrócił z wypadu na step, zastał tylko zgliszcza. Na zawsze jednak Jekaterina została w jego sercu.
Nieszczęśliwy los zrządził, że też kolejne kobiety, w których kochał się Kozak, odrzucały go lub ginęły, jeśli odwzajemniły jego uczucie. Dwie kobiety stracił, trzy odrzuciły jego zaloty... Z miesiąca na miesiąc stawał się coraz bardziej zgorzkniały i coraz bardziej przyzwyczajał się do myśli, że jego jedyną wierną żoną pozostanie szabla. Przez prawie dziesięć lat męczył się w ten sposób, aż mając już prawie ćwierć wieku na tym ziemskim padole za sobą, poznał polską szlachciankę, gdy podróżował po Koronie. Trafił tam, gdy postanowił z zaoszczędzonego złota zrobić użytek w czasie podróży, poznając kraj, którego król był też i jego królem, mimo wszystko. I wydawało się, że wreszcie wszystko się ułoży; Hrihorij chciał zrezygnować z wojaczki i zamieszkać z Katarzyną, w raczej bezpiecznej, centralnej części Korony. Gdyby tylko rodzice zgodzili się oddać im kawałek ziemi pod uprawę, wtedy daliby już sobie radę.
Ale rodzice Katarzyny ani myśleli powitać Kozaka w swojej rodzinie - szczególnie Kozaka który nie miał wcale wielkich pieniędzy. Nasłali na niego swoich ludzi. Zabiwszy jednego czy dwóch, zdołał uciec. I powlókł się na swojej chabecie powoli w stronę Siczy. Od tego czasu datuje się jego niechęć do Lachów.
Kolejne dwadzieścia dwa lata spędził na tym, na czym Kozak winien spędzać życie - na rabunku na stepie. Nawet nie próbował już szukać sobie kobiety, uznał że szabla musi mu wystarczyć... I w umiejętnościach 47-letniego Kozaka widać te lata sam na sam z szablą. I ze staroukraińską sztuką walki, skoro już o tym mowa.
Z drugiej strony, gdyby jeszcze się zdarzyła okazja, żeby spokojnie spędzić starość u boku ukochanej kobiety...
Umiejętności:
Szabla: 10/12
Bojowyj Hopak: 10/12
Akrobatyka: 8/12
Spostrzegawczość: 6/12
Język (polski): 8/12
Język (łacina): 5/12
Strzelanie: 7/12
Ekwipunek: Hajdawery, kołpak,lniana koszula, buty, ciepły kubrak, skórzany pas, czabla w czarnej pochwie, sześć groszy(w mieszku przy pasie).
Siedzisz tu już kilka dni. Na dworze gorąco, we wnętrzach duszno. Człowiek sam nie wie czy schować się w cieniu dusznego domu czy dać się oślepić i sparzyć gorącemu słońcu na dworze. W końcu wybrałeś to drugie. Usiadłeś spokojnie na ławeczce przed drewnianym zajazdem. Zajazd to zwykła hala w której porozstawiane są ławy. Ciężko gadać tu o jakiejś obsłudze. Właściciela nie ma, bo pojechał służyć pod Chmielnickim, a zamiast niego za ladą siedzi jego synalek głupawy trochę i niewyrośnięty, ale groszy by zbierał a zbierał. Ciężko go jakoś oszukać. Ale jakoś się udało. No i masz kilka groszy więcej. Znaczy, to są ostatnie grosze. Otworzyłeś mieszek, wysypałeś zawartość na rękę. W rachowaniu nigdy nie byłeś dobry. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… sześć. Sześć lackich groszy. Niewiele za to się kupi. Spojrzałeś na bezchmurne niebo z grymasem. Święty wieczysty, jak praży. Nagle gdzieś zza chat rozległy się głosy. Wstałeś i pomimo zmęczenia od prażącego słońca pobiegłeś wokół drewnianej hatyny. Przy studni jakieś wyrostki ciągnęła za ciemne szaty dwóch mężczyzn krzycząc: „Pejsaty, pejsaty!”. A to ci niespodzianka: Dwóch Żydów, a to lackie lizydupy, mordercy Chrystusa! Skąd oni się znaleźli tutaj to sam jeden Bóg tylko wie.
Semen Kindraczuk maj 1648 gdzieś na Dnieprze
Dwa dni minęły od czasu jak pod Żółtymi Wodami Chmielnicki rozgromił Lachów. Ha! Będzie o czym śpiewać! Lachy nóg prawie co nie potracili! A że w bitwie w łeb pałaszem dostałeś to zabrałeś się z kilkoma kozaczynami na północ co by odpocząć. Dobrze że chociaż że płazem Cię pacnęli, bo ani chybił byś teraz świętemu piotrowi się kłaniał. Łódka płynęła powoli na żaglach. Rozejrzałeś się. Dniepr ciągnął się jak wąż na północ. Od zachodu pomału zaczynało słońce dogorywać. Nawet śmiać by się chciało z wygranej, ale ba – z czego się tu śmiać kiedy oczy otworzyłeś dopiero długo po rozgrabieniu zwłok i zebraniu lackiej broni. Nawet najmniejszy pierścionek Ci nie przypadł. Tylko krwawa szmata lniana na łbie Ci przypadła. A lacha jednego żeś ubił. Z nieodległych wspomnień wyrwało Cię to, że jeden z towarzyszy zwany Olesem wstał a jego skołtuniony osełedec zadygotał na wietrze jak świński tłuszcz:
-Idzie noc, będy trzeba zacumować i przespać – przerwał i pociągnął nosem – modlitwy trzeba odprawić, las tu pełen upirów.
Zacumowaliście. Kiedy łódka o brzeg uderzyła rana na łbie Ci pękła i poczułeś się niezbyt dobrze. Wysiadłeś i zacząłeś pomagać w zebraniu chrustu na noc. Nim to zrobiliście zapadły już ciemności sakramenckie. Do pierwszej warty zostałeś wybrany Ty jako że masz najmniejszą ranę ze wszystkich, bo dwóch to nawet mają kończyny pozrywane. Ognisko rozświetla podmokłą polanę. Nocka jest ciepła.