[D&D] Tolerancja

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar

Atmosfera była całkiem przyjemna. Paladyn rozmawiał z przyjaciółmi o różnych rzeczach, przyglądając się ciągle starcowi. Popijał trunek i rozglądał się dookoła.
*Ciekawe, jakie mają tutaj pokoje* pomyślał. *Uff, w końcu walnę się do łóżka i będę mógł odpocząć*.
Nieco denerwowało go zachowanie Rozentrończyków, ale stwierdził, że nie będzie sie mieszał. Karczmarzowi chyba nie przeszkadzało, więc on też będzie siedział cicho. No, chyba że będę się tak drzeć przez noc. Jego uwagę cały czas przykuwał ów tajemniczy starzec z kartami.
Gdy trzasnęły drzwi, odwrócił się. Zaklął pod nosem. Gdy Lemel wpadł do środka, cały klimat tego miejsca uciekł. Paladyn miał nadzieję, że Matias zaraz sobie pójdzie. Gdy paladyn przemówił do Samanty, chłopak spojrzał na nią, a w jego oczach zagościł smutek. Bał się o nią.
-Będzie dobrze- szepnął, bardzo cicho, ale wiedział, że wampirzyca ma dużo czulszy słuch niż reszta osób w budynku.
Gdy Lemel odezwał się do Aranei, schowane pod stołem, dłonie Indy'ego zacisnęły się w pięści. Miał ochotę grzmotnąć Rozentrończyka, ale jakoś się opanował i rozluźnił napięte mięśnie. Spojrzał na Rudą. Uczucie zazdrości częściowo minęło, po tym jak dziewczyna zapewniła go, że to tylko niewinna kolacja.
-Milej zabawy.- powiedział i uśmiechnął się. Pójdziesz sama, czy mam Cię odprowadzić?- zapytał. Wypadało, pytać o to, nie chciał puścić jej wieczorem samej (choć wiedział, że wojowniczka na pewno by sobie poradziła z potencjalnym złoczyńcą) jednak nie miał ochoty iść z nią, wiedząc, że gdyby w drodze uniósł się z emocjami mógłby tylko pogorszyć sprawę. Z drugiej strony, nie chciał zostawać z Lemelem w jednym budynku. Ale bardzo ciekawił go mężczyzna z kartami.
A d'yaebl aep arse!
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander Tanari

Mnich wyrwał się ze swoich rozmyślań. Nareszcie nadszedł czas na spotkanie z wielkim. Xanderowi wydawało się że jest gotowy na rozmowę, a przynajmniej pójdzie tam spokojny. Poderwał się na nogi gotów choćby teraz iść na spotkanie. Cieszył się że to właśnie Kitty przyszła po niego,a jeszcze bardziej że nie skomentowała jego stroju. Podszedł do swoich szat i narzucił je na strój barda. Na szczęście były obszerne więc zmieścił się w nie bez problemu. Będzie mu trochę za gorąco ale wciąż poddawał się karze. Uśmiechnął się sam do siebie na myśl że potrafił wymyślić jeszcze sprytniejszy pomysł na bliźniaczki.
-jestem gotowy na spotkanie,

powiedział do Kitty. Bardzo chciał po drodze minąć bliźniaczki. W wyobraźni widział ich minę kiedy pokazuje im że wciąż nosi ubranie barda.
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea Kariani

Czas płynął nieubłaganie w oczach Rudej - te kilka godzin spędzonych na rozmowie z Indimarem i Samantą strzeliły jak z bicza trzasnął, musiała zacząć szykować się na wieczór.
- Opuszczę was na chwilę - wyjaśniła, wstając ze swojego miejsca. - Ogarnę się trochę, nim pójdę do Herberta.
Mówiąc to, Aranea udała się do wynajętego pokoju. Nie wiedząc, ile ma jeszcze czasu, nie zamierzała bawić się w pranie z namaczaniem - umyła się jedynie pospiesznie w misce, która stała na taborecie, a włosy dokładnie wyszczotkowała. Z dna plecaka udało jej się wydobyć granatową suknię, w której przybyła do Afratu - w sumie nie była aż tak strasznie pognieciona, jak można by się tego spodziewać. Założywszy ją na siebie, Ruda przez moment siłowała się z haftkami na plecach - żałowała, że nie może zawołać Indimara albo Samanty, by pomogli - poszłoby szybciej i zapewne poleciałoby przy tym znacznie mniej bluzgów, niż teraz, gdy musiała sobie sama jakoś z tym poradzić. Przeglądając się w utłuczonym lusterku, wprawnymi ruchami nałożyła puder na twarz. *Nieźle*, oceniła efekt końcowy - może nie była to jakaś królewska kreacja wieczorowa, ale na aktualne warunki było naprawdę całkiem nieźle. Aranea zeszła do głównej sali i usiadła przy stoliku, gdzie nadal siedział Indimar z Samantą. Właśnie podszedł do nich karczmarz, gdy drzwi prowadzące na ulicę otworzyły się z hukiem - do środka wkroczył Matias.
- Palant - mruknęła Ruda, na tyle głośno, aby nikt poza towarzyszami jej nie usłyszał.
Sposób, w jaki Lemel zwrócił się do Samanty, a później do niej, zirytował Rudą - naprawdę, musiał być jakimś idiotą pierwszej wody, w dodatku hodowlanym - normalnie tacy się nie rodzą, on musiał być efektem jakiejś bardzo ostrej selekcji gatunkowej.
- Dziękuję, Indimarze, ale poradzę sobie - zapewniła Ruda, słysząc propozycję paladyna. - Nie zabij, proszę cię, Lemela. Albo przynajmniej zrób tak, by wyglądało to na wypadek - dodała, puszczając do niego oko.
Aranea obróciła się w stronę wyjścia - jej rude włosy zalśniły w świetle świec, niczym płaszcz wykonany z bardzo drogiego materiału. Będąc już na zewnątrz, spojrzała na Indimara i pomachała mu, układając usta w wyraźnie wypowiedziane "dobranoc". Chwilę później drzwi się za nią zamknęły.
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar

Paladyn odprowadził wzrokiem Rudą. W karczmie nie został nikt z jego znajomych, no może nie licząc Lemela. Chociaż bardzo chciał zrobić mu krzywdę, postanowił, że będzie spokojny. Zostawił na stole należną za posiłek kwotę, przy okazji dorzucając kilka monet na opłacenie pokoju. Wstał, przysunął krzesło do stolika i podszedł do starca z kartami. Usiadł obok niego. Przyglądał się przez chwilę jego dziwnym kartom.
-Witam. Zwą mnie Indimar.- przedstawił się i zamówił dwa piwa. -Czym się zajmujesz?- spytał.


(przepraszam że drugi post przed aktualką, ale ciekawość mnie zżera :D)
A d'yaebl aep arse!
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Ekthelion i Indimar

Z karczmy wyszły dwie znajome paladynowi kobiety. Rozentrończyny z Lamelem na czele, chwycili kości i grali nie odmawiając sobie wina i gruboskórnych dowcipów oraz piosenek. Starzec o siwej brodzie skinął ci uprzejmie głową na powitanie i powiedział jedynie słowo "Sempra", które mogło być jego imieniem, ale równie dobrze przywitaniem w nieznanym ci języku. Mężczyzna nie postanowił jednak trudzić się rozmową z tobą i dalej z jawną fascynacją wpatrywał się w swoją porozrzucaną po stole talię kart... Teraz kiedy się dosiadłeś mogłeś się im przyjrzeć: Żadna z nich nie przedstawiała postaci, cyfr, figur geometrycznych, ani nawet liter... Przedstawiały natomiast planety, gwiazdy, księżyce oraz jedno jedyne słońce. Dosiadłszy się do starca, usłyszałeś wreszcie co on przez cały czas do siebie mówi, a słowa układały się w bełkot:
-A więc to tak... Szlag!... Dobrze, tak bardzo dobrze... Nie to niemożliwe, pomyliłem się?... Cholera jasna!
Do stolika podszedł właśnie przysadzisty karczmarz, a na jego twarzy odmalowywała się jawna pogarda dla siwobrodego. Przyniósł dwa dębowe kufle piwa, a kiedy je postawił piana kusząco uniosła sie ponad szczyt kufla i opadała leniwie po jego ściance... Nagle starzec gwałtownym ruchem strącił oba kufle ze stołu olewając przy tym karczmarza:
-A idź ty mi z tym ścierwem!- zaperzył się starzec.
Na to wszystko do karczmy wszedł Ekthelion.

Samanta

Wampirzyca znowu pojawiła sie pod wieżą Xarksesa i weszła do środka. Wcześniej oczywiście wartownik, z którym weszła w konflikt południem obrzucił ją jadowitym i pogardliwym spojrzeniem. W środku znowu poczuła wszechogarniający, metafizyczny chłód, który zdawał się dosięgać nawet kości kobiety. Xarkses siedział w fotelu, ale nawet ten zabieg nie pozwolił mu ukryć tego jaki był wysoki. Czarna jak noc szata idealnie współgrała z cieniem pustego oczodołu, w którym raz, po raz migało czerwone, złowrogie światło:
-Nie chcesz mówić po dobroci prawada?- zapytał jakby nigdy nic licz- Nie obawiaj się z mojej strony nic ci nie grozi. Ja nie brudzę sobie rąk robakami... Ale możesz przestać być robakiem. Powiedz o wszystkim, co widziałaś i słyszałaś z ust Errera i jego pomagierów, a jeżeli będę zadowolony, to przedstawię ci moją wielkoduszną propozycje.

[Proponuje rozegrać dialog]

Aranea

Kiedy znalazłaś już odpowiedni budynek zauważyłaś, że przed wejściem stoją strażnicy. Była to dwójka rozentrońskich paladynów, którzy z wielkim szacunkiem skłoniwszy głowy wpuścili cię do środka. Kiedy znalazłaś się już za drzwiami tymczasowej kwatery namiestnika Herberta przywitała cię starsza kobieta ubrana w drogą i szykowną suknie błękitnej barwy:
-Proszę cię kochaniutka idź za mną.
Zaprowadziła cię do pokoju, w którym przygotowano kolację... I to jeszcze jaką! Na długim stole stały srebrne półmiski wypełnione ziemniakami z przyprawami, ryżem oraz makaronami. Obok nich stały rzędem talerze z owocami oraz warzywami wszelakiej maści, a na samym środku stołu stał smakowicie wyglądający indyk. Wystrój był raczej skromy, a właściwie żaden... Jednak ogromny żyrandol oraz kilka świeczników tworzyły półmrok oraz grały cieniami, nadając temu miejscu specyficzny klimat:
-O tak kochaniutka musiałaś mu wpaść w oko... Cały dzień ino o tobie nawija i nawija. Niektóre to mają szczęście nie ma co! Usiądź proszę kochaniutka, a ja tym czasem po niego pójdę.
No i wyszła pozostawiając cię sam, na sam z magią tego miejsca.

Xander i Ariadna

Zarówno telepatka jak i mnich zjawili się w salonie. Pierwsze dotarła tam Ariadna i rozsiadła się wygodnie na jednej z kanap. Kiedy pojawił się Xander prowadzony przez Kitty, nie miał wyboru... Musiał dotrzymać kroku kotce i przysiąść się do niewidzącej kobiety. W pokoju nie znajdował się absolutnie nikt inny. Los okazał sie okrutny dla diablęcia, ponieważ Ariadna usiadła dokładnie przy tym stoliku, na którym stała szachownica, ponury symbol jego porażki. Figury w prześmiewczy sposób nie zmieniły swojej pozycji od tej feralnej popołudniowej rozgrywki:
-Wielki powinien się zjawić lada moment, a wtedy wszystkiego się dowiemy- Kitty spojrzała wymownie na Xandera- Okażcie mu należyty szacunek... To tak dla waszego dobra. Ariadno podczas spotkania możesz korzystać z moich oczu.

[Proponuje zrobić dialog, ale jeżeli wolicie aby wasze postacie milczały w tej chwili to jest to oczywiście zrozumiałe]
Mój miecz to moja siła
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Azrael »

-Wielki powinien się zjawić lada moment, a wtedy wszystkiego się dowiemy- Kitty spojrzała wymownie na Xandera- Okażcie mu należyty szacunek... To tak dla waszego dobra. Ariadno podczas spotkania możesz korzystać z moich oczu.

Aeria odrazu po tych słowach, obejrzała pokój oczami Kotki... jednak (niestety, czasem to się zdarza) widziała kilka "zdjęć" z życia Kitty.
Jedno z tych wspomnień, całkiem świeże, które spowodowało u telepatki niepohamowane parsknięcie. Zasłoniła usta dłonią, a potem dziwnym gestem "odmachiwała" Xandera.
- Przepraszam, nieważne. - uspokoiła się, i otarła łezkę. Po chwili cichutko dodała ustami wciąż schowanymi za dłonią i patrząc w podłogę - dobrze, żę założyłeś szatę chociaż na to spotkanie.... *... inaczej bym nie wytrzymała*
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar

-Nie to nie.- szepnął paladyn, wstając od stołu. Spojrzał w kierunku drzwi i zobaczył wchodzącego Ektheliona. -Jeszcze dwa piwa poproszę- powiedział, usiadł przy innym stoliku i zaprosił barda gestem dłoni.
-I jak? Udało Ci się coś zarobić?- spytał, uśmiechając się. -Poczekaj chwilę, zaraz wracam.- rzekł i udał się do pokoju. Zostawił tam swoje graty, zamknął pokój i wrócił na dół.
A d'yaebl aep arse!
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea Kariani

Ruda odpowiedziała paladynom skinieniem głowy, a gdy weszła do środka, odruchowo dygnęła przed kobietą, która ją powitała. Nie podobało jej się, jak mówiła do niej per "kochaniutka", ale nic na to nie powiedziała - po co ma się kłócić? Ta kobieta pewnie miała po prostu taki odruch, a na dodatek nie było to nic obraźliwego, więc niepotrzebnie tylko strzępiłaby sobie język, aby wyperswadować na niej, by przestała.
Aranea rozejrzała się z podziwem po pomieszczeniu, do którego została wprowadzona - co tu dużo gadać, robiło wrażenie. Z podziwu wyrwały ją jednak słowa starszej kobiety. Zaklęła w duchu. *Niech to szlag! Czy ja przez całą tę wyprawę muszę mieć takiego pecha? Jak już coś między mną i Indimarem zaiskrzyło, to najpierw jakiś obdartus się do mnie dobierał, a teraz "wpadłam w oko" Herbertowi. Na następny raz już nigdy nie zgodzę się pomagać Dagonowi i jego znajomym, niech sam się tym martwi!*
Gdy starsza kobieta wyszła, Ruda zdążyła się jakoś uspokoić. Poprawiła włosy i sukienkę, rozglądając się dookoła - bardzo ładne miejsce, klimatyczne. Nie usiadła, jakoś wolała stać, gdy do środka wejdzie Herbert - łatwiej będzie jej się ukłonić.
Gurewicz
Marynarz
Marynarz
Posty: 165
Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
Numer GG: 5211689

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gurewicz »

Ekthelion
Bard wszedl do karczmy i obejrzal wszystko.Dojrzal starca i karczmarza.Nie za bardzo obchodzilo go co sie tam wyprawia.Przysiadl sie do paladyna
-Zarobilem, i to duzo.Trafilem na bardzo dobry moment, i z tego powodu ja zaplace za te 2 piwa.Cale 12 zlotych monet!-Dobry humor wciaz go nie opuszczal.
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander Tanari

Mnich zignorował Araneę i usiadł koło Kitty. Złość już mu dawno minęła dzięki jego medytacją, więc nie miał zamiaru kontynuować sporo z nieznajomą. W zasadzie była mu już obojętna, miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. Wolał by żeby ta cała rozmowa już minęła, zwłaszcza że nie miał zbyt dobrych przeczuć co do niej. Żeby zająć czas oczekiwania wpatrzył się w szachownice, rozpamiętując ostatnią grę.
-Zasze okazuję szacunek tym, którzy na to zasługują,
odpowiedział kotce,
*A czy on na niego zasługuje to się jeszcze okaże*
dodał w myślach i wrócił do analizy swojej porażki. Chociaż się jej spodziewał to jednak zabolała go, jak zresztą każda inna w życiu.
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Dialog przeprowadzony na gg. Samanta i Errer

Popatrzyła się na czarnoksiężnika.
-Wydaje mi się ze już ci powiedziałam.
Mówiąc to zaczęła rozglądać się po komnacie. W sumie nigdy się nie przyglądała temu miejscu. Zawsze przychodziła tu z podkulonym ogonem patrząc się w podłogę. Dzisiaj miała w sobie więcej odwagi, siły.


-Jeżeli tak uważasz możesz wyjść nawet teraz-
ton jego głosu stał się jeszcze bardziej oschły- Tylko ostrzegam: Wyjdziesz teraz, a to, co może być twoje stracisz bezpowrotnie.


-To, co może być moje?
Popatrzyła na niego po raz kolejny z zaciekawienie.
-Proszę cie! Powiedz, co oczekujesz abym ci więcej powiedziała.
Odpowiedziała myśląc ze mężczyzna może mówić o jej życiu i o tym ze to straci…. Może o magicznej mocy. Wołała nie ryzykować.


-To jest proste jak drut... Zastanów się dobrze i powiedz o wszystkim, co zaszło podczas waszej podróży- uśmiechnął się mając nadzieje, że połknęłaś haczyk- i tak o wszystkim wiem. Oczekuje od ciebie jedynie lojalności. Nagroda jest naprawdę wielka uwierz mi.

Kobieta popatrzyła na mężczyznę widząc ze ten się uśmiecha.
* i żeby się nie przeliczył * pomyślała, po czym przeczyściła gardło i zaczęła starając się być jak najbardziej wiarygodna jak potrafi filtrując w myślach wszystko to co mogło by zagrozić Errera.

-A wiec … Wyruszyliśmy wszyscy razem. Jak wiadomo każdy z członków drużyny miał do mnie i do Errera pretensje ze podróżuje z nimi wampir. Dlatego starałam się trzymać z tylu obserwując sytuacje wiec mogły mnie ominąć jakieś rozmowy. Następnie zostaliśmy zaatakowani przez grupę orków, których pokonaliśmy. Jak walczyłam z tylu to coś się stało z Errerem. Nie wiem dokładnie, co… Może był ranny, ale jak wróciłam to był już w porządku…

Kobieta przyjęła taktykę, „co ważnego to ja nie widziałam, byłam z tylu”

Powoli krążyła w prawo i lewo starając się wyglądać jak najbardziej naturalnie. Oczywiście ominęła najważniejszą dla mężczyzny sprawę czyli rozmowę Errera z innymi o której obiecała ze nic nie powie.
-Następnie spotkaliśmy się z tymi, których powinniśmy sie spotkać. Tam była oaza i zatrzymaliśmy się na postój i tam w środku nocy wyskoczyła ta wielka żmija, która zabiła jakiegoś mężczyznę i mówiła coś o „Pustynnej zmiji i powrocie” Wydało się to trochę dziwne. No i …
Tu skrzywiła twarz. Postanowiła zwalić cala winę na siebie.
-Masz racje jest coś, co zataiłam….


-Póki co wszystko się zgadza... Chociaż starłaś się zataić to, że Errer jest likantropem. Ale spokojnie wiem o tym. Kontynuuj proszę.

W duchu odetchnęła z ulga. Wiedziała ze udało jej sie przebrnąć przez najważniejsze kłamstwo.
-No chodzi o to.. Mam nadzieje ze nie będziesz na mnie zły… Jeden z tych rozentenczykow przystawiał sie do tej panienki. Ruda czy jak jej tam. Wredna żmija.
Starała sie okazać kłamliwą antypatie do kobiety
-To w nocy. Byłam strasznie głodna i … ekh. Zdenerwował mnie to pożywiłam sie jego krwią. Tego, co sie do niej przystawiał.
Popatrzyła na niego robiąc maślane oczy.
-Rano wysłali mnie tutaj gdyż sie wszyscy zezłościli na mnie.
Zakończyła patrząc sie na niego.

-Faktycznie to jest mała komplikacja
powiedział i zastanowił sie przez chwile po czym dodał
- poczekaj tu chwile…
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Ekthelion i Indimar

Paladyn i bard rozmawiali o czymś przy stoliku. Czas mijał beztrosko dla pół elfa, jednak Indimara prześladowała wizja Rudej obejmowanej przez namiestnika ilekroć zamknął oczy. Było to silniejsze od niego, tak jak i to, że mimochodem zaczął unikać przymykania znużonych podróżą powiek. Lamel wyszedł z karczmy i ku wielkiemu zaskoczeniu skinął wam z powagą głową na "dowidzenia". Czas mijał, a żołnierze z Rozentronu byli coraz bardziej pijani i niegrzeczni w swoim zachowaniu, jednak wąsatemu karczmarzowi najwidoczniej to nie przeszkadzało, bo jaka jest lepsza moneta na wyspie niż ta z miasta gryfów? Staruszek nadal przyglądał się swoim kartą... Spostrzegliście, iż najwidoczniej jest szalony lub po prostu zniedołężniały. W pewnym momencie siwobrody stanął gwałtownie od swojego stolika i zbierając karty w szaleńczym tempie doskoczył do was:
-Panowie wyglądacie na takich co nie jedną bitkę w życiu przeżyli- w tym momencie wymownie spojrzał na bliznę Indimara. Jego ton był dziwnie rzeczowy, jak na to co prezentował sobą wcześniej- Przygotujcie się bo zaraz zrobi się tutaj gorąco... Musicie uwierzyć mi na słowo.
Skończywszy mówić staruszek usiadł stolik obok, tak byście rozdzielali go z przybyszami z Rozentronu. Nie minęło nawet pięć minut, jak do karczmy weszły dwie dziewki. Obie urodziwie i dobrze ubrane. Karczmarz bardzo ucieszył się na ich widok zwracając się do nich per "córki". Kiedy przechodziły obok stolika żołnierzy, jeden z nich ściągnął jedną siłą na swoje kolana. Drugi rozochocony wyczynami towarzysza poszedł za nim w ślad, jednak posunął się jeszcze dalej- rozdarł suknie kobiety obnażając jej piersi. W karczmie rozległ się krzyk obu panienek, a karczmarz ruszył im z odsieczą... Jednak trzeci Rozentrończyk też na coś się przydał i wymierzył mu sprawny cios w potylice. Wąsaty, przysadzisty mężczyzna poleciał bezwładnie do przodu uderzając głową w stolik. Stracił przytomność, a obok jego twarzy rosła kałuża krwi.

[Myślę, że sytuacje najlepiej rozegrać na gg]

Samanta

Licz wyszedł z pokoiku wchodząc na wyższą kondygnacje wieży. Wrócił po chwili niosąc jakiś coś małego i błyszczącego w ręce:
-To pierścień. Oczywiście zaklęty- chcąc potwierdzić swoje słowa nałożył go na palec, a po chwili przed jego dłonią wyrosło magiczne pole czerwonej barwy, w kształcie przypominająca tarczę- to pierścień "fizycznej tarczy". Zapewni ci ochronę przed wymierzonymi w ciebie ciosami- zdjął go po czym podrzucił w twoją stronę.
Dzięki swojej zręczności złapałaś pierścień bez problemu. Przyjrzawszy się mu zauważyłaś, iż jest wykonany zarówno ze srebra jak i złota i przedstawia miniaturową okrągłą tarczę misternej roboty. Sam w sobie był piękny, a i zapewniał ochronę:
-Nosząc go na palcu możesz aktywował i dezaktywować jego moc w dowolnym momencie... Przyjmij to na dowód mojej dobrej woli i gwarancji dalszych nagród- zrobił chwilę efektownej przerwy jakby dając ci czas na przełknięcie myśli, że pierścień jest twój- I mam dla ciebie dalsze polecenia: Zakręć się wokół tego Errera... Najlepiej to go uwiedź, a następnie słuchaj o wszystkim i dobrze zapamiętuj. Przyślę po ciebie, kiedy uznam, iż nadszedł czas na raport. Nie ukrywam, że oczekuje bardziej znaczących i kompromitujących tego wilkołaka informacji. Teraz wyjdź proszę. Muszę sobie wszystko przemyśleć.

Aranea

Stałaś i oczekiwałaś zachwycając się magią tego miejsca oraz rozmyślając o wszystkim co się wydarzyło przez te dwa niezwykłe dni. Herbert nie kazał długo na siebie czekać. Zjawił się w pięknej jedwabnej szacie ciemnozielonej barwy, a w ślad za nim podążała kobieta, która cię przywitała i puściła ci oczko. Mężczyzna pokłonił ci się nisko uśmiechając się, a kobieta w tym czasie zajęła się polewaniem wina do dwóch misternie ozdobionych pucharów:
-Może usiądziemy?- zaproponował namiestnik Rozentronu.

[Do przeprowadzenia dialogu zapraszam na gg]

Xander i Ariadna

Sekundy zamieniały się w minuty głuchego oczekiwania. Kitty czuła się strasznie niezręcznie w ciszy, która zapanowała dlatego postanowiła ją przerwać:
-Może do cholery o czymś porozmawiamy? Ta cisza jest nie do zniesienia...

[Bardzo was przepraszam za tą część, ale nie ma o czym pisać póki co... Zróbmy jakiś dialog na "odczep się" i będzie dobrze :P]
Mój miecz to moja siła
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea Kariani

Aranea, nim jeszcze Herbert zaproponował zasiąść przy stole, ukłoniła się, jak najlepiej umiała. Miedziana fala włosów spłynęła po ramieniu, zasłaniając zupełnie jej twarz. Podnosząc wzrok, odgarnęła je.
- Oczywiście - odparł krótko.
Zasiedli przy stole. Ruda założyła nogę na nogę, dłonie splotła na kolanie. Cały czas nie spuszczała wzroku z Herberta – niech nie myśli, że się wstydzi, czy obawia czegokolwiek.
-Jak minęła ci reszta dnia od kiedy zjawiliśmy się w Afracie? – zagaił władca, aby przerwać chwilę milczenia, która nastała po wymianie grzeczności.
W międzyczasie starsza kobieta skończyła nalewać wino i podała każdemu po pucharze, po czym dygnęła i opuściła pokój.
- Spędziłam go z przyjaciółmi, panie – odparła Ruda. - W gruncie rzeczy nic ciekawego się nie działo. Ty zaś na pewno miałeś wiele spraw, prawda, panie?
Aranea starała się być miła, ale nie za miła. Miała nadzieję, że domysły starej kobiety to tylko takie fantazje.
- Proszę cię mów mi per "Herbert", będzie wygodniej. - Mężczyzna uśmiechnął się krzepiąco. – To prawda miałem wiele do zrobienia... Ale również nic ciekawego. Poznałem burmistrza waszego miasta, Xarksesa. Powiedz mi jak ja mógłbym się do ciebie zwracać?
- Wystarczył "Aranea" – zapewniła kobieta. - Albo Ruda, też może być.
Na ustach Aranei pojawił się nikły uśmiech. Nie umiała go powstrzymać, w końcu przez większość życia się uśmiechała, to był dla niej naturalny stan rzeczy.
- Wolę Aranea – odparł Herbert. - Brzmi mniej łobuzersko i bardziej do ciebie pasuje. Możesz mi powiedzieć jak to się stało, że tak piękna kobieta jak ty znalazła się w grupie Errera, przemierzając pustynie? To bardzo intrygujące.
„Szlag "Co taka piękna kobieta...." - w co ja się wpakowałam... Nienawidzę takich wytartych frazesów – „Tak piękna kobieta, jak ty” cóż za banał...” pomyślała Ruda z rozpaczą i jednoczesną irytacją. Nie było tego jednak po niej widać.
- Errer to przyjaciel mojej rodziny - zaczęła. - Konkretniej moich braci. Gdy tylko poprosił nas o pomoc, zgodziłam się z nim pojechać do Afratu - starsi bracia po prostu nie mogli opuścić swoich rodzin, więc byłam najstarszą wojowniczką, która mogłabym z nim wyruszyć.
-Wojowniczką? Walczysz? - Na twarzy Herberta pojawiło się szczere zainteresowanie.
Ruda skinęła głową.
- Moja rodzina jest od lat związana z wojskowością. Ojciec to emerytowany generał, wszyscy bracia są w wojsku, logiczne było więc, że i ja zostanę wojowniczką. Walczę mieczem dwuręcznym - sprecyzowała, upijając niewielki łyk wina z kielicha.
-Mieczem dwuręcznym! Niesłychane! Chciałbym cię kiedyś zobaczyć w akcji w takim razie
- Herbert przerwał na chwilę i jakby się zasępił. - Więc skoro jesteś wojowniczką, to może nie przypaść ci do gustu prezencik przepraszający od Rozentronu...
- Co proszę?
- zapytała zaskoczona Ruda.
Trzeba przyznać, ze spodobał jej się podziw, jaki wzbudziła we władcy wiadomość o jej umiejętnościach bitewnych, jednak sama wzmianka o prezencie wprawiła ją w osłupienie. Przecież powiedziała już, ze wystarczy zwykłe "przepraszam".
-No czułem się zobowiązany chociaż w tak symboliczny sposób ci zadośćuczynić. – Mężczyzna wyciągnął coś z kieszeni. Tym czymś okazał się być wisiorek wykonany ze złota z niedużym zielonym kamieniem. - Pomyślałem, że będzie pasował ci do oczu.
Namiestnik wstał i uczynił gest mający na celu przekazanie prezentu.
Ruda przez moment przyglądała się naszyjnikowi. Co tu dużo gadać: był piękny. I, faktycznie, kamień miał identyczną barwę, co jej oczy. W innych okolicznościach może by go przyjęła...
Gdy władca wstał, Aranea uczyniła to samo.
- Panie, nie mogę go przyjąć - odparła łagodnym tonem, aby go nie urazić.
-Będę się czuł wielce urażony... A na dodatek uraziłabyś cały Rozentron - Herbert uśmiechnął, się jakby na zachętę.
Ruda odpowiedziała uśmiechem.
- Naprawdę, nie mogę go przyjąć - powtórzyła. - Jest zbyt cenny. Wystarczą mi zwykłe przeprosiny.
- Nie jest wcale taki cenny, uwierz mi na słowo... Przewidywałem, że nie będziesz chciała go przyjąć i dlatego jest on tak skromny – powiedział, jakby chciał się usprawiedliwić.
Ruda uśmiechnęła się przepraszająco, po czym zamknęła dłoń władcy na naszyjniku.
- Proszę go zachować dla kobiety, która na niego zasłuży. Zamiast niego chciałabym, panie, prosić cię o drobną przysługę.
Herbert był bardzo niepocieszony. Usiadł ciężko w swoim fotelu i po chwili zadumy zdobył się na jedno słowo: Tak?
Ruda przykucnęła przy fotelu władcy. Miała wrażenie, że stąpa po bardzo cienkim lodzie, postanowiła jednak zaryzykować. Objęła dłońmi dłoń Herberta i spojrzała mu w oczy.*
- Chodzi mi o osoby, które przyszły mi z pomocą - wyjaśniła. - O Indimara i Samantę. Wiem, ze mają przeze mnie kłopoty. Prosiłabym, byś się za nimi wstawił, panie.
Widać było, iż Herbert rozważa nad odpowiedzią. Rudej przez myśl przemknęła opcja, iż zamierza jej odmówić i jedynie myśli nad tym, jak jej to powiedzieć w stosunkowo dyplomatyczny sposób. No ale cóż, liczyła się z odmową.
-Co do Samanty, to mogę się za nią wstawić – odparł nagle. – Nie ma z tym żadnego problemu. Jednak z paladynem może być inaczej... Jeden z ludzi zakonu "Gryfiego serca" już jest daleko w drodze do Rozentronu i doniesie kapitule o jego uczynkach, a ja nie mam nad nimi żadnej władzy... Przykro mi.
Ruda uśmiechnęła się nikle. Przynajmniej tyle mogła zrobić.
- Dziękuję ci, Herbercie – szepnęła.
-Zabierzemy się za te pyszności?
Aranea skinęła głową na znak, że się zgadza. Usiadła na swoim miejscu. Miała cichą nadzieję, iż Herbert nie odmówił jej wstawiennictwa w sprawie Indimara tylko przez to, iż widział, że coś ich łączy. Nie, przecież to byłoby niedorzeczne – Herbert jest mężczyzną z wielką klasą, na pewno nie postąpiłby jak przedszkolak.

[*Rzut na Charyzmę: trafienie krytyczne ;) Indi to ma szczęście,że Ruda nie jest moją szablonową postacią, bo wtedy na pewno dialog potoczyłby się inaczej i to na niekorzyść paladyna ;)]
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Kobieta popatrzyła się na wychodzącego maga. *cham, cham i prostak* To były jedyne słowa które zawitały w jej głowie.Z olbrzymia ulga ze zdołała sprostać zadaniu kobieta ruszyła w stronę schodów prowadzących do wyjścia. Schodzac po spiralnych schodach myślała o jej zadaniu. Wiedziała że za żadne skarby nie wykona to co jej zlecone. Byla wściekła ze ten głupi dyktator nie da jej spokoju. Po chwili kobieta spojrzała na pierścień będący teraz na jej palcu. *Co jeśli to pułapka? Może szpieguje mnie uzywajac tego artefaktu* Z kłębkiem myśli w głowie wyszła na świeże powietrze.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

[Tę część posta proszę potraktować jako odpowiedź Matta i Gurewicza]

Nie było wątpliwości... W karczmie zaraz zacznie się jatka. O dziwo pierwszy zareagował bard, podrywając się od stołu i położywszy rękę na szabli zakrzyknął: Nie przy mnie! Ruszył w stronę przybyszy z Rozenteronu. Kobiety zostały natychmiastowo zrzucone z kolan i poprawiając poszarpane i porwane suknie uklękły przy karczmarzu najwidoczniej próbując mu pomóc. Rozentrończycy wstali, a ten najbliższy Ekthelionowi wyciągnął swój długi miecz. Bard natarł na niego i trafił, jednak nie przebił się przez kolczugę. Następnie paladyn poderwał się za bardem, i zlustrował przeciwników wzrokiem. Nie chciał wyciągać miecza, miał nadzieję, że żołnierze także nie wyciągną broni. Dobiegł do najbliższego i wymierzył cios pięścią w twarz... No i trafił prosto w nos, z którego zaczęła spływać krew. Tak jak się Indimar tego spodziewał żołnierze nie sięgnęli po broń, a jedynie rzucili się na niego z pięściami, a nawet jeden z nich trafił go w czoło co nie wywołało większych obrażeń. Bard poprawił cios i tym razem dosięgnął celu dotkliwie raniąc przeciwnika w rękę. Jednak szybka kontra wyprowadzona przez wąsatego Rozentrończyka, z którym mierzył właśnie szablę rozcięła mu udo. Bard odskoczył do tyłu i zaczął śpiewać, co mogło się wydać dziwne w obecnej sytuacji. -Heironeus!- krzyknął paladyn, wzywając swego Boga, prosząc o wsparcie w walce. Wymierzył następny cios, teraz w podbródek- nie chciał połamać sobie palców na stalowych kolczugach. Nie byłoby to przyjemne. Po raz wtóry trafił przeciwnika z rozwalonym nosem, który zaczął już się wyraźnie zataczać. Te drugi walczący z Indimarem żołnierz chcąc uderzyć bardzo mocno i pod wpływem wypitego alkoholu stracił równowagę i padł ciężko na ziemię. Paladyn wietrząc szansę na szybkie rozstrzygnięcie walki doskoczył do niego, jednak chybił celu, ponieważ ten przeturlał się po podłodze. W tym czasie bard skończył śpiewać, a rana na jego udzie zniknęła w magiczny sposób... Grajek uśmiechnął się z satysfakcją, ale już po chwili ten uśmiech spełzł mu z twarzy. Został trafiony drugi raz, teraz w ramię. Nie pozostając dłużny wąsatemu wyprowadził szybkie cięcie na bok. Trafił, a zraniony przeciwnik zaczął wycofywać się w stronę drzwi. Nagle odwrócił się i zaczął biec w ich kierunku. Paladyn zmienia taktykę- zamiast bić się dalej z dwoma żołnierzami, pobiegł za atakującym. Nie bawił się w atakowanie go i mierzenie- po prostu niczym tygrys wskoczył na niego i zaczął go okładać. Głupio by było gdyby ten uciekł i zmienił wersję wydarzeń. Udało mu się powalić uciekiniera i Indimar zaczął go dziko okładać pięściami... Ciosy były celne i silne, dlatego mężczyzna szybko stracił przytomność. Przeciwników pozostało dwóch. Jeden ruszył na paladyna, a drugi na barda. Okazało się, że Ekthelion miał mniej szczęścia, ponieważ soczysty sierpowy wymierzony w jego skroń dosięgnął celu. Upadającego na ziemię grajka kontem oka dostrzegł Indimar, który z głośnym: Zostaw mojego... Barda! na ustach posłał oprawcę na deski Ostatni z Rozentrończyków korzystając z okazji ruszył w stronę drzwi i chyba nikt nie był w stanie udaremnić mu ucieczki.

[Ta część to już normalny post]

Ekthelion (który jest nieprzytomny) i Indimar

Paladyn widział uciekającego żołnierza, jednak wiedział, że nie jest w stanie go dopaść. Nagle usłyszał kilka słów wyszeptanych tajemniczym głosem gdzieś na tyłach tawerny. Z tamtej także strony wystrzelił strumień energii, który formując się w linę obezwładnił uciekiniera. Paladyn mimochodem odwrócił się i zobaczył, iż za tą sztuczkę odpowiada szalony tarocista, który ostrzegł was wcześniej o zagrożeniu. Był najwidoczniej bardzo z siebie zadowolony, ponieważ uśmiechał się od ucha do ucha:
-Ale burda!- ucieszył się. Tymczasem jedna z panienek, które zostały zaatakowane przez Rozentrończyków, rzuciła się paladynowi na szyję krzycząc: Wybawco! Była to sytuacja co najmniej niezręczna, z racji rozerwanej sukni nieznajomej panny, która właśnie w tym momencie obnażyła jej wdzięki... Żeby było śmieszniej na podłodze karczmy znajdowało się czterech nieprzytomnych mężczyzn.

Samanta

Nie wiedząc co ze sobą począć, kobieta postanowiła ruszyć na tak zwaną "dzielnicę tylną" Afratu. Noc była piękna i gwiaździsta, a półksiężyc lekko rozświetlał ziemię. "Idealna noc dla wampira"- pomyślała Samanta. Celem tego nocnego spacerku było spotkanie ze znajomym jej paserem... Wiedziała, że w ten sposób może dowiedzieć się czegoś przydatnego, kupić coś po okazyjnej cenie, no i dowiedzieć się czegoś o pierścieniu, który podarował jej Xarkses. Wpięła się po znajomych sobie schodach prowadzących na dach gospody o wątpliwej renomie. Nazywała się "Pod pienistym kuflem", a nawet wśród ludności Afratu uchodziła jedynie za mordownie, gdzie można iść pograć w karty na duże stawki, pooglądać walki gladiatorów oraz skorzystać z usług kurtyzan. Kiedy znalazła się już na dachu, korzystając z wampirzego wzroku wypatrywała pasera, który nigdy się jej nie przedstawił. Udało się jej odszukać jego sylwetkę w mroku nocy. Był bardzo niski, ubrany na czarno i zamaskowany:
-Czym dzisiaj mogę ci służyć wampirzyco?- zapytał skrzekliwym głosem.

[Dialog do przeprowadzenia na gg]

Aranea

Kolacja była wyśmienita, jednak zgaszony nieco Herbert nie przyjęciem naszyjnika odzywał się rzadko. Minuty niewygodnej i żenującej ciszy stawały się nie do zniesienia. Nawet magia tego miejsca, zdawała się przestać działać. Herbert najwidoczniej dostrzegłszy, że wasze dzisiejsze spotkanie jest raczej katorgą, niżeli rozrywką, postanowił ukrócić wam oboju męki:
-Wybacz Arenea, ale czas na mnie... Jutro będę prowadził wiele ważnych rozmów i muszę być wypoczęty. Sama rozumiesz- jego ton stał się dziwnie flegmatyczny- Ja życzę ci dobrej nocy i słodkich snów.
Namiestnik Rozentronu wyszedł ówcześnie rozkazując swojej służce odprowadzić cię do drzwi. Ta uczyniła zgodnie z rozkazem swego pana i już po minucie znalazłaś się na ulicy.

Xander i Ariadna

Nikt nie mówił absolutnie nic... Grobowa cisza. Xander i Ariadna zachowywali się dokładnie tak jakby założyli się, które się dłużej nie odezwie do drugiego. Kitty najwyraźniej to bawiło, ponieważ z uśmiechem na twarzy przyglądała się badawczo i na zmianę waszym twarzą. Usłyszeliście głośne pyknięcie, dobiegające z gabinetu Wielkiego:
-Już jest- szepnęła kotka- Nie zapomnijcie o radach jakich wam udzieliłam.
-Wejdźcie- usłyszeliście lodowaty głos niosący się od strony drzwi.
Kiedy znaleźliście się w środku zdziwił wam rozmiar gabinetu... Był niesamowicie ciasny. Znajdowało się w nim jedynie biurko zawalone stertą papierów, wywieszona na ścianie mapa "wyspy smoków" oraz wygodny fotel, na którym siedział Wielki. Maił na sobie szatę czarną jak noc i głęboko naciągnięty kaptur rzucający cień na złotą maskę:
-A więc zaczynamy przesłuchanie. Zrobimy to tak: Ja zadaje pytanie mnichowi, a ty moja droga- tutaj zwrócił się do Ariadny, która poczuła, iż jest on obdarzony niesamowicie wielką mocą magiczną- będziesz ucielała odpowiedzi czytając w jego myślach... Uwierz na słowo, że sowicie cię wynagrodzę.

[Dialog do przeprowadzenia na gg]

[Przy okazji chciałem wszystkich przeprosić za to potworne opóźnienie]
Ostatnio zmieniony piątek, 16 maja 2008, 23:47 przez Errer_Avares, łącznie zmieniany 1 raz.
Mój miecz to moja siła
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar

-To nic takiego. Nałóż coś na siebie.- powiedział paladyn i odsunął ją delikatnie od siebie. Przyklęknął obok barda i nałożył na niego dłonie, aby uleczyć jego rany.
-Zajmijcie się resztą. I wezwijcie kogoś ze straży. Trzeźwego.- rzekł do kobiet, po czym spojrzał na starca. -Burda niezła, trzeba przyznać- zauważył i rozejrzał się wokół siebie. Wielki uśmiech pojawił się na jego twarzy- walka poszła wyśmienicie, dał radę bić się na pięści i wygrał. Szkoda tylko rannego Ektheliona. -Znasz się na leczeniu?- spytał tarocistę. -Przydałaby się pomoc.
Użył swoich umiejętności leczenia, aby pomóc wszystkim poszkodowanym, po czym zabrał żołnierzom całą broń i przekazał kobietom do przechowania. Odsunął rannego półelfa pod ścianę. Teraz, mógł tylko czekać aż ktoś przybiegnie i rozcierać potłuczone palce. Poprosił o coś ciepłego do picia. I jeszcze kolację. Trochę zgłodniał.
A d'yaebl aep arse!
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea

Rudej było bardzo głupio, a nawet trochę przykro, że zaczęli ten wieczór w tak mało przyjemny sposób. Starała się jako mogła, aby Herbert odzyskał dobre samopoczucie, ale widać już nic nie dało się zrobić - to wprawiło ją w jeszcze gorszy humor. Wiadomość o tym, że spotkanie dobiega końca, powitała z cieniem ulgi - Herbert był bardzo interesującym mężczyzną, ale w obecnej sytuacji przeciąganie kolacji nie miałoby sensu. Aranea uśmiechnęła się najładniej, jak tylko mogła.
- Dobranoc, Herbercie - odparła, całując go przepraszająco w policzek.
Ruda odprowadziła mężczyznę wzrokiem, po czym wyszła razem ze służącą. Nie pozostało jej nic innego, jak wrócić do karczmy.
Zablokowany