[Dzikie Pola] Zaporożcy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

[Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Brzoza »

Zasady:
1.Nad każdym odpisem ma widnieć imię i nazwisko postaci.
2.Gracze piszą w pierwszej osobie.
3.Gracze piszą w czasie teraźniejszym.
4. Bez żadnych znaczków <> []. Piszemy normalnie jak w książkach. Opisy opisami, nasze kwestie rozpoczynamy od myślnika, lecz niech będa pisane kursywą.
6. Pytanie do MG ma być wytłuszczone.
Imię i Nazwisko:Semen Kindraczuk
Typ:Lirnik
Wygląd:Chuderlawy chłopak, acz krzepy mu nie brakuje. Giętki ponad miarę. Nad tłum trochę wystaje. Szpeci go od lewego ucha, do połowy czoła rozciągła blizna. Jako, że twarz jeszcze młoda, brodę i wąsiska zapuszcza, co by go za starszego brali. Fryzurę typowo kozacką nosi. Oczy ma szare, w niebieski nawet podchodzące. Dłonie ma słabo spracowane, bo od roboty raczej stronił.
Historia: Jest synem pewnego rębajły kozaka i polskiej szlachcianki. Matka jego została porwana przez jego ojca i wywieziona na Ruś. Tam do Iwana Kindraczuka się przekonała i wyszła za niego. Prawie rok po zaślubinach pojawiło się ich pierwsze dziecię, Semen. Z czasem też dwóch braci i siostra na świat przyszły. Mały Semen dobrze się chował pod okiem rodziców, a że ambitnym był to sukcesy szybko osiągał. Ojciec przez młodość trenował go do wojaczki, zaś matka na polskie salony chciała go odchować. Samodzielny był. Pomocy wiele nie potrzebował.
Pasją jego muzyka była. Prędko pojął kozaka, lecz taniec mu nie starczał. Począł więc uczyć się gry na lirze korbowej. Po czasie niedługim dźwięki jego nie odbiegały od dzieł lirników co po wioskach chadzają.
Nie spoczywał nigdy, to też wielu sztukach się doskonalił. Język ojczysty matki poznał. Pisać i czytać się naumiał biegle w cyrylicy, a i polskie pismo nie sprawiało mu problemów. Nuty bez problemów rozpoznaje i potrafi je w twory piękne składać. Jeszcze jako gołowąs szabelką zręcznie jak stary machał. Miał też talent jakoby cyrkowy. Na rękach bez trudu najmniejszego chodził. Na koń jednym susem wskoczyć potrafił. Wysokość żadna straszną mu nie była. Zresztą odwagi nigdy mu nie brakło. Pojedynkować się chciał z każdym, nim jeszcze czternastą wiosnę w życiu swym obaczył. Jako, że czasem nawet mądrym słowem zbyt w gębie ostrym był, to też nieraz napytał sobie biedy. Nieraz się ze starszymi od siebie, ze trzy lata, się pojedynkował. Zdarzyło się, że gdyby nie przechodzący sąsiad, to by życie przez swą nieroztropność straciłby.
W wieku siedemnastu lat postanowił opuścić ojcowiznę, by życia posmakować. Tak od dwóch lat po świecie wędruje. Czasem na Tatara z grupą przypadkowo zapoznaną najeżdżał. Sporo tatarskiej krwi rozlał, sam niewiele tracąc. Jeno ze wszystkich potyczek, jedna blizna mu się ostała. To ta, którą z dumą na czole nosi. Jak głodny, to na lirze w karczmie za obiad zagra, a czasem i na nocleg ciepły jego gra zasłuży. Gdy pieniędzy mu braknie to z kiesy chętnie mu rzucą za grę. Ma jeno teraz marzenie. Szabelki w czarnej pochwie pragnie.
Umiejętności:
Muzykalność: 10/12
Krasomówstwo: 7/12
Spostrzegawczość:6/12
Szabla: 10/12
Bojowyj Hopak: 5/12
Akrobatyka: 10/12
Czytanie i pisanie: 5/12
Język (polski):5/12
Ekwipunek: Lira, buty, hajdawery, kołpak,lniana koszula, ciepły kubrak, skórzany pas, Tania szabelka.
Imię i nazwisko: Hrihorij Szewa
Typ: Kozacki Rębajło
Wygląd:Niski, chudy i pomarszczony. Niemłody już Kozak, z długą kitą na środku wygolonej czaszki i długaśnymi wąskimi wąsami zwisającymi poniżej szyi. Włosy i wąsy ma nadal czarne. Na twarzy poznaczonej bliznami i pokrytej zmarszczkami wciąż błyszczą młodzieńczą energią stalowoszare oczy. Wąskie i blade wargi, niemal niewidoczne, sprawiają że jego twarz natychmiast określa go jako zaciętego wojownika. A w połączeniu z czarną szabelką sprawia to że niewielu rzuca mu wyzwanie, mimo mikrej postury.
Historia:Hrihorij urodził się już na Siczy, prawie pięćdziesiąt lat temu. Jako młody chłopak wykazywał się celnym okiem, i w czasie dziecięcych zabaw z kamieniami zwykle okazywał się najskuteczniejszy. To były dla niego beztroskie czasy, gdy jego ojciec rabował na stepie, a matka wraz z innymi kobietami dbała o ich obozowiska. Kozacka gromada była bardzo koczownicza, przemieszczali się z miejsca na miejsce szybko i skutecznie.
Dzieciństwo jednak okazało się pierwszym i ostatnim spokojnym okresem w życiu Hrihorija. Gdy tylko ukończył piętnaście lat - a był już wtedy całkiem niezły i w machaniu szabelką, i w strzelaniu z piszczela - i ruszył z ojcem i resztą Zaporożców w step, by obłowić się nieco, zaraz wydarzyła się pierwsza tragedia. Już w czasie pierwszego wypadu zginął Bohdan, jego ojciec. Wpadli na mały zagon Tatrów, którzy właśnie mieli taki sam rabunkowy pomysł jak oni, no i zanim w nich wpadli i ich rozgonili, paru dobrych Kozaków padło pod strzałami, w tym właśnie Bohdan Szewa, stary, zasłużony Zaporożec.
Kilkanaście kolejnych lat spędził Hrihorij tak jak Bóg Kozakom przykazał, łupiąc niewiernych, tureckich psubratów. Wkrótce po śmieci jego ojca w pokoju odeszła matka, pochowana na stepie. Od tego momentu młody Kozak tęsknił za jakąś rodziną, za miłością. I jej poszukiwanie zdominowało życie Hrihorija. To i szabla. I o ile w posługiwaniu się szablą zaczął odnosić wkrótce sukcesy, o tyle w zakresie miłości raczej mu to nie wychodziło.
Jego pierwsza ukraińska narzeczona zginęła ledwie w miesiąc po tym, jak się pokochali, w obozowisku zajechanym przez Tatarów i puszczonym z dymem. Kiedy Hrihorij wrócił z wypadu na step, zastał tylko zgliszcza. Na zawsze jednak Jekaterina została w jego sercu.
Nieszczęśliwy los zrządził, że też kolejne kobiety, w których kochał się Kozak, odrzucały go lub ginęły, jeśli odwzajemniły jego uczucie. Dwie kobiety stracił, trzy odrzuciły jego zaloty... Z miesiąca na miesiąc stawał się coraz bardziej zgorzkniały i coraz bardziej przyzwyczajał się do myśli, że jego jedyną wierną żoną pozostanie szabla. Przez prawie dziesięć lat męczył się w ten sposób, aż mając już prawie ćwierć wieku na tym ziemskim padole za sobą, poznał polską szlachciankę, gdy podróżował po Koronie. Trafił tam, gdy postanowił z zaoszczędzonego złota zrobić użytek w czasie podróży, poznając kraj, którego król był też i jego królem, mimo wszystko. I wydawało się, że wreszcie wszystko się ułoży; Hrihorij chciał zrezygnować z wojaczki i zamieszkać z Katarzyną, w raczej bezpiecznej, centralnej części Korony. Gdyby tylko rodzice zgodzili się oddać im kawałek ziemi pod uprawę, wtedy daliby już sobie radę.
Ale rodzice Katarzyny ani myśleli powitać Kozaka w swojej rodzinie - szczególnie Kozaka który nie miał wcale wielkich pieniędzy. Nasłali na niego swoich ludzi. Zabiwszy jednego czy dwóch, zdołał uciec. I powlókł się na swojej chabecie powoli w stronę Siczy. Od tego czasu datuje się jego niechęć do Lachów.
Kolejne dwadzieścia dwa lata spędził na tym, na czym Kozak winien spędzać życie - na rabunku na stepie. Nawet nie próbował już szukać sobie kobiety, uznał że szabla musi mu wystarczyć... I w umiejętnościach 47-letniego Kozaka widać te lata sam na sam z szablą. I ze staroukraińską sztuką walki, skoro już o tym mowa.
Z drugiej strony, gdyby jeszcze się zdarzyła okazja, żeby spokojnie spędzić starość u boku ukochanej kobiety...
Umiejętności:
Szabla: 10/12
Bojowyj Hopak: 10/12
Akrobatyka: 8/12
Spostrzegawczość: 6/12
Język (polski): 8/12
Język (łacina): 5/12
Strzelanie: 7/12
Ekwipunek: Hajdawery, kołpak,lniana koszula, buty, ciepły kubrak, skórzany pas, czabla w czarnej pochwie, sześć groszy(w mieszku przy pasie).
Hrihorij Szewa, maj 1648 Perejasław
Siedzisz tu już kilka dni. Na dworze gorąco, we wnętrzach duszno. Człowiek sam nie wie czy schować się w cieniu dusznego domu czy dać się oślepić i sparzyć gorącemu słońcu na dworze. W końcu wybrałeś to drugie. Usiadłeś spokojnie na ławeczce przed drewnianym zajazdem. Zajazd to zwykła hala w której porozstawiane są ławy. Ciężko gadać tu o jakiejś obsłudze. Właściciela nie ma, bo pojechał służyć pod Chmielnickim, a zamiast niego za ladą siedzi jego synalek głupawy trochę i niewyrośnięty, ale groszy by zbierał a zbierał. Ciężko go jakoś oszukać. Ale jakoś się udało. No i masz kilka groszy więcej. Znaczy, to są ostatnie grosze. Otworzyłeś mieszek, wysypałeś zawartość na rękę. W rachowaniu nigdy nie byłeś dobry. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… sześć. Sześć lackich groszy. Niewiele za to się kupi. Spojrzałeś na bezchmurne niebo z grymasem. Święty wieczysty, jak praży. Nagle gdzieś zza chat rozległy się głosy. Wstałeś i pomimo zmęczenia od prażącego słońca pobiegłeś wokół drewnianej hatyny. Przy studni jakieś wyrostki ciągnęła za ciemne szaty dwóch mężczyzn krzycząc: „Pejsaty, pejsaty!”. A to ci niespodzianka: Dwóch Żydów, a to lackie lizydupy, mordercy Chrystusa! Skąd oni się znaleźli tutaj to sam jeden Bóg tylko wie.

Semen Kindraczuk maj 1648 gdzieś na Dnieprze
Dwa dni minęły od czasu jak pod Żółtymi Wodami Chmielnicki rozgromił Lachów. Ha! Będzie o czym śpiewać! Lachy nóg prawie co nie potracili! A że w bitwie w łeb pałaszem dostałeś to zabrałeś się z kilkoma kozaczynami na północ co by odpocząć. Dobrze że chociaż że płazem Cię pacnęli, bo ani chybił byś teraz świętemu piotrowi się kłaniał. Łódka płynęła powoli na żaglach. Rozejrzałeś się. Dniepr ciągnął się jak wąż na północ. Od zachodu pomału zaczynało słońce dogorywać. Nawet śmiać by się chciało z wygranej, ale ba – z czego się tu śmiać kiedy oczy otworzyłeś dopiero długo po rozgrabieniu zwłok i zebraniu lackiej broni. Nawet najmniejszy pierścionek Ci nie przypadł. Tylko krwawa szmata lniana na łbie Ci przypadła. A lacha jednego żeś ubił. Z nieodległych wspomnień wyrwało Cię to, że jeden z towarzyszy zwany Olesem wstał a jego skołtuniony osełedec zadygotał na wietrze jak świński tłuszcz:
-Idzie noc, będy trzeba zacumować i przespać – przerwał i pociągnął nosem – modlitwy trzeba odprawić, las tu pełen upirów.
Zacumowaliście. Kiedy łódka o brzeg uderzyła rana na łbie Ci pękła i poczułeś się niezbyt dobrze. Wysiadłeś i zacząłeś pomagać w zebraniu chrustu na noc. Nim to zrobiliście zapadły już ciemności sakramenckie. Do pierwszej warty zostałeś wybrany Ty jako że masz najmniejszą ranę ze wszystkich, bo dwóch to nawet mają kończyny pozrywane. Ognisko rozświetla podmokłą polanę. Nocka jest ciepła.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: BlindKitty »

Hrihorij Szewa

Zacisnąłem wargi. Żydzi. Pop czasem powtarzał - jak akurat się z nim widziałem, a nieczęsto to bywało - że to mordercy Chrystusa, psubraty i od Lachów samych gorsi. Ale jakże ci to być może, skoro i sam Chrystus Żydem był? No bo jak, i się narodził w Izraela, i obrzezany był - o tym mi matka opowiadała, kiedy mnie łaciny na Piśmie uczyła, dawno temu to było, ale jak dziś pamiętam!

Odwróciłem się więc. Przecie pop też by nie kłamał, prawda? A szczególnie jak idzie o sprawy Panajezusowe. Nie na mój rozum to, nie na mój. Wracam na ławeczkę, nie ma co.
A wróciwszy, zacząłem przeliczać moje grosze. Toż i rachować matula mnie dawno temu uczyła, ale na to zawsze mnie ciężko szło, żeby coś policzyć... A to ważne, coby karczmarzyna nie oszukał na pieniądzach, tom i liczył, żeby się upewnić. Póki i tak gorąco, to się nie ruszę, więc policzyć można.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Ant »

Semen Kindraczuk

Rana na łbie dokuczała mi trochę. Szmata, którą mi czerep owinęli zaraz po zacumowaniu zaczęła przekrwawiać. Nie przeszkadzało mi to wielce. Pomyślałem, że przetrzymam z tym jeszcze trochę. Przecie chrust trza było zbierać. Gdyżeśmy już mieli tyle ile na pożądne ognisko starczyło, noc już dawno była. Jako, że moja rana niewielką jest, zostałem do warty przydzielony.
Gdy pokładli się bracia kozaki i zasnęli, powróciłżem nad Dniepr. Tam przemyłem ranę i szmatę, co mi ją okrywała. Potem na nowo opatrunek zawiązałem. Bolało to trochę, ale co to za rana co nie boli? Zaraz potem stanąłem przy ognisku. A, że ciepło przy nim było, to szybko mnie zmęczenie ogarnęło. Skoro nocka zimną nie była, to odszedłem od ognia i stanąłżem przy jednym z drzew otaczających polanę. Tam też zacząłem się wsłuchiwać w odgłosy nocne. Taka spokojna pogoda sprawiała, że dźwięki z daleka dochodziły, więc wartę mnie ułatwiały. Czekałem tam na dalsze wydarzenia tejże nocki. Jakoby mnie zmęczenie dopadło takie, żem nie mógłbym się już na nogach utrzymać, to szczęśliwca co najlżejszą ranę ma do zmiany budzę.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Brzoza »

Hrihorij Szewa
Wpatrujesz się znów w niebo, chmurki suną, o - ta przypomina zająca, a ta szablę, a ta kozaka który dusi Tatarzyna. Ho ho. Ale zabawa... Ogółem to dosyć nudno jest. Nie ma po co tu siedzieć, bracia rację mieli coby pojechać z nimi. Ech. A tu nie ma co. Kasy nie ma, kobit ani nawet do kogo szablą zamachać. Zdecydowany ruszyć na południe zerwałeś się żwawo z ławki i zatopiłeś się w dusznym mroku izby. Zabrałeś swoje tobołki i pomału mijając chaty i drepcząc po wyschniętej ziemi dotarłeś do bram. A to dziwy! strażnicy zostali. Ale nie dziwne, widać cały zapas wina mieli. Czerwoni na ryjach spali oparci o wycięcia w drewnianej ścianie grodu. Bramy otwarte były na oścież, więc ruszyłeś i pozostawiłeś za sobą Perejasław. Nie przeszedłeś dwóch staj, kiedy natrafiłeś na dwie gołe postaci, siedzące na granicy drogi z polem. Ogołoceni w samych gaciach. Na oko to wyglądali jak znajomi Ci już wyznawcy Jahwe. Brudni i zmarnowani, widocznie uciekli z miasta szybciej niż Ty. Widocznie i oni Ciebie poznali skoro jeden z nich wstał i podszedł do Ciebie. Zgarbiony, widać że już dziadyga - pomyślałeś. Obity i goły. Skórę miał bardzo suchą i pomarszczoną, a w gęstej brodzie i we włosach plątały się kawałki trawy i kamyczków.
-Szalom - przywitał się po żydowsku - myśmy pana widzieli, ulitował się nad nami. - ton miał bardzo uniżony, a głos sprawiał wrażenie mędrca - nas obdarli ze wszystkiego - nie zechciałby pan łaskawie kilka groszy nam rzucić, myśmy głodni i zmarnowani...

Semen Kindraczuk –Prośba - nie opisuj świata bo do tego jest MG. Nie masz pojęcia jakie dźwięki dochodzą z lasu, bo o tym nie wspomniałem.
Woda chlupotała spokojnie gdzieś w oddali. Szum lasu mieszał się z pstrykającym żarem ogniskiem, a dźwięki nocnych ptaków nie pozwalały Ci zasnąć. Miałeś jedynie nadzieję że nie nadejdzie niedźwiedź, łoś czy stado dzików. Bo ciężko z takim ‘wojskiem’ cokolwiek zrobić. Co prawda usłyszałeś stukot racic gdzieś wyżej w oddali. Ale widocznie stado czy saren czy dzików obiegło Was dalej widząc ogień. Gdzieś przed północą okrążył Was ryś, dokładnie okrążał obozowisko kiedy od strony Dniepru usłyszałeś chlupot. Jakby ktoś z wody wyłaził. Potem chlapiące kroki. Schowałeś się za drzewem trzymając w pogotowiu szablę. Wychyliwszy się zobaczyłeś coś nieprawdopodobnego. Piękna kobieta o ciemnych włosach i pełnych piersiach, człapała na szczupłych nogach chlapiąc wodą na boki. Była prześliczna. Ryś cały czas stał w miejscu przyglądając się scenie, ale kiedy kobieta rzuciła mokrymi włosami i spojrzała na kota ten zwiał zostawiając za sobą wyżłobioną drogę z liści. Kobieta zaś podeszła do jednego z kamratów, obejrzała go dokładnie i podeszła do następnego. Starała się nie zbliżać nadto do ognia. Mołojec co bez dłoni był i sam tylko kikut na końcu ramienia miał, kiedy ją zobaczył przetarł oczy. Wstał i powoli wraz z kobietą zaczęli iść w stronę wody. On patrzył się na nią jak w obrazek, a ona uśmiechała się szeroko. Sam nie wiedziałeś co myśleć – śnisz czy żyjesz. Sen czy jawa? W końcu uznałeś że trzeba coś zrobić. Już od babki niegdyś słyszałeś bajki o Wodnicach co we wodzie czy na dnie Dniepru żyją – żywiąc się duszami które same utopią.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: BlindKitty »

Hrihorij Szewa

Zacisnąłem wargi. Należało im się przecież, lizydupcom, Lachów pachołkom. A jednak, tak człowieka obdartego, bez grosza przy duszy zostawiać? Abo Żyd, byłoby nie było, człek jednak jest. Dobry czy zły, inna to rzecz!
Także wargi zacisnąłem i sięgnąłem do mieszka. Wyciągnąłem trzy grosze - dwa razy przeliczywszy, czy nie za dużo - i dałem mu.
- Bierzcie, ale lepiej wynoście się z Ukrainy. Do swoich Lachów, jak chcecie, uciekajcie, ale u nas, wśród Kozaków, niech was więcej nie widzę. Bo na raz następny nawet ja mogę już nie mieć humoru dobrego! - warknąłem groźnie na Żydka, rękę na szablicy opierając.

Poszedłem dalej, zostawiając ich tak. Nie wiem, czy od kogo w tej krainie zdołają co kupić za te trzy grosze, ale i tak im przecież połowę majątku oddałem, jak Hospodyn nakazuje. Może to i dobre ludzi były, i u Żydków się przecie czasem jaka poczciwa dusza zdarzy, tak jak i między Kozakami drań jakowyś, podlec i psubrat. I to niejeden nawet, niejeden! Prawda, że między Zaporożcami to rzadko który złym jest człekiem, a między Żydkami odwrotnie - aleć to przecie nie znaczy, że im pomagać nie wolno...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Ant »

Semen Kindraczuk

"Albo sen mi się na głowę rzuca, albo w gorączce majaki mam, albo złe moce tu działają. Nie będą mi tu utopce na mej warcie kamratów zabierać. Działać trzeba."
Musiałem działać. Widziałem, że ta demonica od ognia stroni. To też niewiele myśląc podbiegłem do ogniska, wybrałem w miarę gruby, palący się kawał drewna, który mnie rąk nie przypali. W lęwą dłoń to złapałem. Z taką pochodnią odstraszyć topielicę pobiegłem. Prawa ręka w pogotowiu była, jakoby kompan pod wpływem uroku pojedynkować by się chciał. Starałem się nie patrzeć w oczy wodnicy, by i na mnie uroku nie rzuciła. Gdym tylko dobiegł przed nich pochodnią jak głupi zacząłżem wymachiwać przed jej twarzą, bom nie wiedział jak się topielicy pozbyć. Potem uderzyć tym drewnem ją chciałem. Chciałżem się jej samej pozbyć, bo gdyby to tylko moja zwida była, to by tylko jeden mnie miał za wariata. Ciągle uważałem na bezrękiego towarzysza. Kto wie co człek pod złą mocą wyprawiać potrafi? Jakbym nie mógł sobie z tą sytuacją poradzić, to krzykiem śpiących bym zbudził.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Brzoza »

Semen Kindraczuk
Drewno paliło się mocno, lecz, psiakrew, kiedy dobiegałeś polano zgasło. Jak na złość. Jesteś już zbyt blisko urokliwej wodnicy i kompana. Mógłbyś kompana złapać robiąc krok i łapiąc go za ramię, ale kto wie może demon siłę ma wielką w rękach, ach szkoda ze legendy o tym nie wspominają... Ona nie obejrzała się nawet. Nadal pięknie się uśmiecha do Miszy, który idzie patrząc się na nią jak pop w świętą ikonę. Jeszcze kilka kroków a dojdą do brzegu. Trzeba działać!

Hrihorij Szewa
Kiedy zaczęło słońce ku widnokręgowi opadać, a boży dzionek się kończył, poczułeś że czas na odpoczynek. O tam w oddali jakie światła palą się z okien. Uznawszy to za dobrą kratę nie zwolniwszy kroku zacząłeś tam iść. Z daleka już widziałeś – ot dom kiego chłopa bogatego. Gospodarz pewnie siedzi z żoną ciesząc się że tutejszego pana z Perejasławiu zadziugano. Ale kiedy podszedłeś pod chałupę, która stała pośrodku stepu oddalona nieco od drogi zauważyłeś że domostwo powinne być opuszczone już długi czas. Część krytego słomą dachu spłonęła tak że zbutwiała już więźba dachowa wystawała jak żebra martwego zwierza. Drewniane okiennice gdzieniegdzie były powybijane, poniszczone. Z okien dobywało się chybotliwe światło łojowych świec. Kiedy zbliżyłeś się do bielonych ścian chaty, zza niej dobiegło twych uszu rżenie koni, widocznie zaniepokojonych Twoją obecnością. Stoisz od strony drogi, gdzie wejścia nie ma. Są za to dwa okna i mocno zniszczony, zmurszały i połamany drabiniasty wóz. Jużci następną sprawą rzuconą na oczy jest to że psa domowego nie ma, co by oznajmił Twoje przybycie. Trochę strasznie tu – pomyślałeś – miejmy nadzieję że upiry żadne w chatinie nie mieszkają. Wtedy usłyszałeś:
-Miejmy nadzieję że uda się – powiedział ktoś o silnie polskim akcencie – kiej byśmy w dień wybrać się tam to by i bezpieczniej beło.
-Aj Zawadzki głupiś Ty toć wiadomo że nocą to nikt nas śledzić nie będy mógł bośmy dobrze wyszkoleni w skrywaniu – tym razem mocno rosyjski akcent.
-Pono demony tam ... - Lacki głos mówiący w języku kozaków ściszył się tak że nie dosłyszysz.
Oj coś tu śmierdzi, nie upiry ale diaboł z czarownicą - Moskal z Lachem tańcują. Chcąc więcej rozmowy dosłyszeć przysunąłeś się pod okno, lecz dosłyszałeś coś innego – kroki zza rogu. Zbliżają się.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Ant »

Semen Kindraczuk

"Demoniczne moce tu działają. Żesz do czarta. Nie mogę tak Miszy dostawić na topielicy łaskę. Przynajmniej szabelki mi nie zgasi. Oby tylko nie przelazła przez nią jako przez wodę."
Rzuciłem drzewiec. Wyciągnąłem szabelkę. Zaraz potem zamach wziąłżem i w trok ciąłem. Potem opętanemu Miszy drogę własnym ciałem zastąpiłem. Wolną dłonią zasłoniłem mu oczy. Oby to go spode jej mocy wyciągło.
- Pomóżcie towarzysze Kozaki! Demony nam kompana odbierają! - krzyknąłżem co sił w płucach.
Może, który z nich wodnicę odstraszyć potrafi... Nadzieja matką głupich powiadają. Ale co czynić, gdy bezczynny człek jest wobec sił nieczystych?
"Co do czarta w takiej sytuacji mam robić? Czemu egzorcysty nie nauczają jak złe moce skutecznie odpędzić, albo opętanego siłom diabelnym odebrać? Trza coś robić, by go poratować. Tylko co?"
Co by nie stać jak strach na wróble w polu, starałem się obalić kompana na ziemię. Gdyby jednako się ta sztuka mi nie udała, zatrzymać go za wszelką cenę próbuję.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: BlindKitty »

Hrihorij Szewa

Ucieszyłem się, że słuch dobry mam, bo gdyby nie to, to mogli mnie już byli roznieść, jakbym tam wszedł ich nie spostrzegłszy. A tak, to ja ich zaskoczę, a nie oni mnie.
Skuliłem się cicho pod oknem. Dłoń na szablicy oparłem, tak aby wyjąć jednym ruchem. Bo gdyby teraz o pochewkę zgrzytnęła, to by usłyszeć mogli, piekielniki, i uciec, albo i co gorsza poradzić sobie ze mną. Bo kto wie, czy to nie charakterniki jakie? Ale przed szablą nie ma takiego, co by głowy nie stracił.
Czekałem, aż zza rogu wylezą. A wtedy jednego szabelką trza ciąć, tak chyżo, jak się tylko uda. A z drugim już bez broni sobie poradzić, kopnąć raz i drugi, albo trzeci. Popytać by go można, o czym oni rozmawiali z tym drugim, i może jaką wieść ważną braciom Kozakom zanieść...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Brzoza »

Hrihorij Szewa
Głosy z wewnątrz nie przycichły. Nadal słychać było Rosjanina i Lacha, bo ktoś inny zza rogu lezie. Ale kroki ustały wraz z niewyraźnym cieniem wychylającym się zza winkla. Właściciel cienia prawdopodobnie był wysoki i szeroki. Machał czymś długim, bez wątpienia bronią ale było to za krótkie na szablę. Ale cienie jak to cienie – mogą mylić. Odwrócił się na pięcie i cień zniknął za rogiem wraz z właścicielem. Uspokoiłeś się trochę. I wtedy nowe kroki usłyszałeś z wnętrza izby.
-Ani chybi nic pod chałupą nie ma, ani nikogo na drodze nie ma – powiedział ten trzeci który właśnie wszedł do izby – cisza jak makiem zasiał, z resztą nikt by w tako księżycowo noc nie wylazl z chatiny bo by go wilkolki zjadli – zaśmiał się z ironią. Istotnie - księżyc w pełni.
-Właśnie rozmawialim o jutrzejszej wyprawie – rzekł posiadacz mocno polskiego akcentu.
- I do kiego konsensusu doszli? – powiedział władczo kozak.
-Że lepiej nocą się wybrać bo nikt nas nie będy śledzić ani gonić. Łup cup zwiniemy skarby i zwiejemy. – zainteresowała Cię właśnie ta część o skarbach w sakiewce trzy grosze jedynie.
- Hahaha! Toż ty kozlup glupi jesteś! Trza to zorganizować bo nas niechybnie smert spotka a nie zloto! – usłyszałeś głos kozaka i jakieś chlaśnięcie, prawdopodobnie w łeb ruska.
Rozprawiali długo. Z tego co się dowiedziałeś w pobliskim borze mieszkała wróżbitka, znana na całą okolicę z krwawego odprawiania niemiłych gości. Skarbu strzeże. Strzec ponoć skarbu diabeł jej kazał. Z tego co się dowiedziałeś wiedźma w każdy dzień po miesiącu wylatuje ze swego siedziska na spotkanie z innemi czarownicami. Z opowiadań naocznych świadków to jaskinia w głąb ziemi prowadzi, prosta jak wąż i długa trzystu mężów. W niej się znajduje ten skarb, który pono sam jeszcze Książe Ruryk go schował. Tamci już spać poszli. Chrapią i sapią, śniąc o skarbach.

Semen Kindraczuk
Jeden silny skok wyrwał dłoń Miszy z dłoni topielicy, która zerwaną więź z przyszłą ofiarą skomentowała pogardliwym syknięciem i odskoczeniem w kierunku wody. Kozaki w ogóle się nie obudzili. Misza padł zupełnie jakby nigdy wcześniej się nie obudził. Oczy przymknął i chrapnął. Widocznie śpi wciąż. Pochylony nad Miszą i zastanawiając się, jak to możliwe że przed chwilą rozbudzony - teraz jakby nic się nie działo śni, poczułeś jak koszulinę i skórę rozdzierają nierówne paznokcie. Wielce to nie zabolało, jednak powierzchowne rany irytującymi są i strasznie doskwierają jak takie pchły. Widocznie wodnica zła jest żeś jej smakowitą duszę podebrał. Obróciłeś się. Obślizgła łapa chlasnęła Cię zostawiając na twarzy zadrapania i grudki śluzu. Mimo ponownego braku groźnych ran przewróciłeś się na plecy spadając na śpiącego Miszę, który chcąc nie chcąc obudził się. Zrzucił Cię ze zdenerwowaniem wstał i gdy zobaczył potwora zaczął krzyczeć. Chłopy powstawali, ale ona już przy brzegu była. Z daleka widziałeś - Jej ciało ślizgie się stało, jakby łuską obrosłe i pomimo wielce kobiecych kształtów – odrażające. Nie przypominała tej powabnej damy, ukraińskiej piękności.
-Semen bracie, co to za potwor? – zapytał Misza.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Ant »

Semen Kindraczuk

W końcu Misza nie był pod wpływem uroku topielicy. Ja z kolei byłem z siebie dumny jak jeszcze nigdy. Pokonałem czarcie moce. Co prawda nie ubiłem demonicy, ale duszyczki dziś nie zdobędzie.
- To jaka wodnica, czy inna demonica była. Chciała Ci duszę pewnie zabrać. Jakoś udało mi się Ciebie spode jej mocy wyciągnąć, ale ona dłużna mi nie pozostała. Pazurami swemi mnie pocięła. Boję się teraz, czy mnie jakiego choróbska przez te szpony nie przekazała. Radziłbym nam zmienić miejsce obozowanie, bo jeszcze inne czarcie moce tutaj do nas podążą. - mówiłem mimo bólu
Nowe rany trochę piekły. Plecy bardziej bolały, toć pewnie tam większe rany miałem. Ale nie było ze mną aż tak źle. Stać sam bez problemu mogłem. Starałem się ukryć ból. W końcu co to za kozak, co twardy nie jest?
- Tutaj chyba jest zbyt niebezpiecznie. Piekielne moce tu żerują i pewnie na nasze dusze dybają. Przenieśmy może oboz gdzieś dalej, gdzie bezpieczniej będzie. - zaproponowałem wszystkim
Nie wiem jak żem wtedy wyglądał, ale chyba blady jak śmierć sama byłem i oczy jak jaka sowa miałem. Czułem, że prawdziwy strach mi w oczy zajrzał. Serce mnie dygotało, a ręce drżały. Wyraźnie potrzebowałem odpoczynku. Problem był w tem, że po spotkaniu demona trudno byłoby zasnąć...
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: BlindKitty »

Hrihorij Szewa

No i co tu zrobić? Śledzić ich się nie da, bo psubraty na pewno usłyszą. Całe przecie życie nigdy się za nikim skradać nie musiałem, ciąłem jeno szabelką! A więc co, zostawić w spokoju?
Nie, skarb by dostać, i osiąść nawet gdzieś może? W każdym razie, na pewno miałbym wtedy mniej zmartwień. Trochę złota przecież nie zaszkodzi! A za starych książąt wiadomo że złota więcej było, to pewnie i skarb iście ogromny! Gdyby jednak wiedźma nie poleciała tam gdzie miała?
Zastanowiłem się chwilę, a potem podjąłem decyzję. Najtchórzliwszy z nich pewnie jest Moskal. Głupi, prawda, ale może trafić na miejsce da radę!

Zakradłem się do nich cichaczem, po drodze szablicy dobywając. Polakowi i Kozakowi trza gardła poderżnąć, a potem z szablą na gardle obudzić tego trzeciego. Albo się zgodzi prowadzić, albo ciach!
A na pewno się zgodzi, nie ma takiego co by chciał szyję dać za skarb. Za kraj może, ale nigdy za skarb...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Brzoza »

Semen Kindraczuk
Kozacy przytaknęli, jednak nikomu nie chciało się już przenosić obozowiska. W końcu zastąpił Cię ktoś, a Ty ułożyłeś posłanie i spocząłeś przy ognisku. Ciężko spać Ci było. Rany szczypały przy każdym ruchu. W końcu zasnąłeś.
Sen odszedł, kiedy usłyszałeś krzyk:
-Łódź! Nie ma łodzi! – nie ma co. Wiadomość nie jest zachwycająca.
Wszyscy poderwali się, bo większość już nie spała. Otworzyłeś oczy. Było już jasno a rany ponownie zaczęły doskwierać kiedy sen dający ulgę zniknął. Świt pomału zaczął oświecać ziemię, a drzewa stawały się coraz bardziej zielone. Już przez sen słyszałeś ptaki, które teraz dają wesoły koncert nawzajem się przekrzykując. Ktoś wyciągnął wędzone mięso, które wyraźnie poczuł Twój żołądek. Przydałoby się wrzucić cos na ruszt…
-Jak to nie ma łodzi? - Dwóch zdolnych do szybkiego powstania ruszyło do brzegu. Istotnie łódź zniknęła. Nawet nie wiadomo czy utonęła, czy odpłynęła.
-Pewnie demony potopiły nam łódź, ścierwa diabelskie - warknął Misza, który nakładał nowy kawał szmaty, która z bandażem niewiele ma wspólnego, na ranę na ramieniu.
Powstał ogólny harmider, narodziły się pytania „co z nami teraz?”. W końcu jeden z najstarszych kozaków który teraz bez jednej nogi siedział o party o pień młodej leszczyny uznał:
-Ja nie pójdę, podobnież kilku z nas. Nie mamy wiadomości co dzieje się po tej stronie Dniepru. Hospodar jeden wie czy Lachy nie koczują w pobliżu. Trza nam wybrać się na zwiady. Słońce jeszcze nisko. Trzech z nas, zdolnych do chodzenia i łupania powinno ruszyć już zaraz aby obskoczyć okolicę i sprawdzić czy nam nic grozić nie będy i czy smert nam nie pisana tutaj. – spojrzał po wszystkich. Jego wzrok zatrzymał się na młodym kozaku śpiącym jeszcze przy ognisku. Powoli twój wzrok, wzrok Miszy, wzrok Olesa i innych skierował się na towarzysza niedoli. Jego skóra była biała, a włosy straciły swój kolor. Powiewały na wietrze bezwiednie. W końcu starzec pociągnął dalej:
-Oles, Ty masz paluchy poodkrajane jedynie i łeb ostro obity. Misza, ty masz ranę dużą, ale trzymasz się nieźle. Semen tyś się w nocy spisał na straży żyć naszych, ruszysz i z nimi. Ruszajcie byle prędko!
Zebraliście szable, ubraliście się jak należy, choć już rzeczy smrodem krwi przesiąknięte. Szliście w górę bo w górę lasek prowadził prosto od rzeki. W końcu na pole doszliście, gdzie zboże zielone jeszcze wiatrem hulane było. Względna cisza była, bo gdzieś w oddali koguta usłyszeliście. Ślinka wystąpiła Ci na usta na myśl o pieczonym mięsie, bo od wczorajszego dnia nic w gębie nie miałeś i lecz miałeś wielką chęć posilić się. Twoi towarzysze zdradzali podobne objawy głodu. Bo oczy wielkie zrobili słysząc pianie. Ruszyliście miedzą spokojnie. Suchy piach trzeszczał pod butami. Zza zagajnika w końcu wyjrzał dom. Ha i to nie byle jaki. Duży przestronny pałacyk. Zakradliście się pod krzaki i zauważyliście. Szlachecka chata. Młoda pannica w stroju do spania rzucała nasiona kurom. Ot na widok baby tez wybałuszyliście oczy bo i chuć się w was gotowała. Posiedzieliście trochę jeszcze za krzakami, aż upewniliście się że żadnego mężczyzny w domu nie ma. Panica weszła do domu przez ganek oparty na dwóch drewnianych obłych kolumnach.

Hrihorij Szewa
Okrążyłeś po cichu siedliszcze zbirów. Konie spały na klęczkach spokojnie kiedy obok nich przechodziłeś. Lecz stanąłeś na progu, tenże zaskrzypiał przeraźliwie. Ktoś się z boku na bok przerzucił i dalej spał. Akurat łojowa lampa zgasła, bo z pokoju świecić nagle przestało. Na palcach przeszedłeś przez ciemny korytarz do jego końca. Po jednej stronie – wyzierała jasna noc i wypalona izba chaty, największa. Gdzieś pośród gruzu uśmiechała się do Ciebie delikatnie Matula Przenajświętsza, co wesoło wziąłeś za dobry znak. Obróciłeś łeb. Zdenerwowanie i tak dawało się we znaki. Szabla w łapie lekko drżała kiedy przekraczałes próg izby która wyglądała na niegdysiejszą kuchnię. Po twarzy uderzył Cię ciepły wiatr, który wleciał przez okno. Cała trójka spała. Lecz jak poderżnąć jednego żeby nie charczał i nie pluł krwią na boki, żeby nie obudzić pozostałych. Wiele miejsca w tej izbie na walkę nie ma, wcześniej Cię obaj usieką, gdy zobaczą co z ich kompanem zrobiłeś. Oj ciężki orzech do zgryzienia. W końcu przyjrzałeś się nisko osadzonym framugom , które może i pomóc w walce by mogły.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Ant »

Semen Kindraczuk

Byłem zmęczony, naprawdę zmęczony. Głodny byłem jak jaki niedźwiedź na wiosnę. Jednako na głowę mi się jeszcze nie rzucało.
- Słuchajcie! Mam pomysł. Może uda mi się tę dziewoję przekonać, by naszą grupę tu przyjęła. Pójdę tam i postaram się, by wpuściła nas do środka. Oles poleć no do obozu i przyprowadź tu resztę kompanyi. Misza stójże na warcie i wypatruj niebezpieczeństwa jakiego. Kto wie czy tu jakie lachy nie zajdą. - powiedziałem
Wyszedłem z ukrycia. Cały czas gotów na wyjęcie szabelki byłem. Kto wie czy ona nas nie widziała i broni na mnie nie szykuje? Przeszedłżem powoli do ganku domostwa. Zapukałżem do drzwi. Chciałem usłyszeć jej akcent, by dowiedzieć się czy ona nasza, czy też do Lachów przystaje. Jak dobrze, że matka mnie polskiego nauczyła. Może to mi teraz życie uratować. Gdy wiedziałem jakiego akcentu użyć zacząłżem gadać.
- Witajże panienko! Przepraszam, że nachodzę o tak młodej porze. Pomogłabyś kompanyi rannych wojaków i przyjęłabyś nas? Z bitwy wracamy i nie najlepiej z nami. Dawno żeśmy nie jedli, zamiast bandaży brudne szmaty mamy, łódź nam zatonęła, a na domiar złego napadnięto nas nocą. Proszę o małą pomoc dla nas. Będziem wdzięczni, gdyby panienka nas ugościła. - powiedziałem
Teraz pozostaje mieć nadzieję, że łaska pańska się do mnie uśmiechnie i wpuści nas.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: BlindKitty »

Hrihorij Szewa

No i mi się problem pojawił. Fakt, gdyby tak jednego zarżnąć, to się pozostałych dwóch może zbudzić, i wtedy co? Czort wie, na ile dobrzy oni w szabli są, a zawsze to dwóch! Niechać tylko jeden mi dorównuje, a drugi będzie nawet i słaby, to i tak we dwóch mi radę dadzą.
Ale gdyby tak jednego ciachnąć, a potem się za drzwi cofnąć? Drzwi ciasne, to tylko jeden z nich by się zmieścił, pewno nie obaj. A jeszcze wysocy są, w ferworze mogą zapomnieć, że framuga nisko. W łeb by się taki jeden walnął, i od razu z nim spokój, bo mu jedno cięcie szabelką wtedy wystarczy, aby się już na wieczność poodpoczywał. A jednym zawsze można sobie i kopnięciem, i pięścią poradzić, a szabelką tylko ciosy odbijać, coby mnie nie poharatał...
I jakżem pomyślał, tak i zrobiłem.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: Brzoza »

Hrihorij Szewa
Jednym ruchem szabelki zmiażdżyłeś kozakowi grdykę, a szyję rozchlastałeś. Krew bluzgnęła na Ciebie mocnym strumieniem, a z ust kozaka pociekła gęsta krew, dławił się i krztusił chwilę, lecz kiedy już w konwulsjach i mękach zmarł byłeś już w cieniu korytarza. Jasnością jest obydwóch ruska i polaka zbudził charchot kompana, który pewnie najsprytniejszy z nich wszystkich był. Polak Tylka kątem oka dostrzegł twój cień znikający w framudze. Wstał szybko i wyjął spod posłania półhaka. Oj niedobrze to wróżyło, Rusin chyba zgłupiał bo szablę tylko w dłoń ujął, i wstał do wykrwawionego truchła kompana.
-Był za młody by umirać – powiedział po polsku i złapał się za głowę – panie świec nad jego duszą – uczynił znak krzyża.
Lach jednak nie próżnował, zobaczyłeś wyraźny kształt zniszczonego kontusza i błysk podgolonej głowy i włosów modą szlachecką podgolonych. BUCH! Dym rozniósł się po obu izbach, a ze ściany naprzeciwko posypały się wióry. Półhak, zdążył naładować, lacki pies. Szczęściem stanąłeś zaraz przy framudze, opierając się przy ścianie. Lach chyba jednak się zorientował o co chodzi. Wtedy przez framugę zatopioną w dymie wyłoniła się jakaś sylwetka, którą od razu trzasnąłeś szablą w łeb. Plan nawalił, Rusek leżał teraz półmartwy na ziemi, a z jego czaszki sączyła się krew. Z pokoju dosłyszałeś jak polak zaczął rzucać kurwami i poznając dźwięk wiedziałeś że dobył już szabli. Trzeba układać nowy plan, z miejsca…

Semen Kindraczuk
Podszedłeś spokojnie pod drzwi niewielkiego pałacyku szlacheckiego. Bogaty ten szlachcic to nie był, oj nie był… Tynk gdzieniegdzie odpadał odsłaniając cegły, kamienie i drewno. Okna co prawda szklane i świadczyły o pewnej majętności, ale zapewne czasy świetności rodzina ta miała już za sobą…
Zastukałeś. Młoda szlachcianka widocznie zwlekała, ubrać się musiała choć trochę, nie tylko w bieliźnie samej witać, w której kury karmić przystoi, ale gości witać już nie. Ręce z tyłu trzymała, jakby się wstydziła. Pierwej pojrzała na Ciebie wzrokiem wystraszonym, bo poharatany na pysku, z bandażem na łbie i zeschniętą krwią na ubraniu i ciele nie wyglądałeś zbyt uroczo. Chwilę milczała, lecz tylko kilka okiem mrugnięć. Blond włosa , szczupła, ogółem ładna, ale wydawała się jeszcze za młoda na żonę. Córka może szlachcica czy coś?
-Słucham – powiedziała po ukraińsku, z wyraźnym polskim akcentem –chleba, wina, wody? Widać że zmęczony pan jest.
Kiedy wysłuchała już twojej prośby przytaknęła, rzekła że mąż jej bez problemów pomógłby kozakom, przeto ruszył pomimo swego herbu i majętności pomóc wojskom Chmielnickiego. Oj, ucieszyłeś się i kamień z serca Ci spadł, ręka Ci z szabli spadła, a ona zza pleców dw półhaki wyjęła, pokazując zgrabne dłonie, nieco spracowane. Na jednym palcu, co wpadło Ci w oko, pierścień szlachecki widniał. Podkowa złota z dwoma krzyżami na lazurowym tle. Ręką machnąłeś na towarzyszy, którzy wyszli z ukrycia. Wszystkim trzem oznajmiła, że w południe na obiad wrócą z pola parobki i brat, więc postara się i nam obiad ugotować. Póki co poczęstowała chlebem i dała jeden warunek, czysto ma być i żeby jej krzywda nie stała się, bo dowiedzą się dopiero co to rodzina Doweyko potrafi napsocić, mimo braku majętności.
Ruszyliście więc po towarzyszy. Jednak kiedy schodziliście po stromym zboczu, zauważyliście przez liście że gdzieś tam, gdzie powinno być ognisko jest za duży ruch. Gdzieś tam unosił się dym, lecz niepodobny był dymowi ogniska. I w tym momencie poprzez las echem odbił się strzał i krzyk. Zakradliście się bliżej. Dwóch Lachów ubranych w karmazyn dobiło ostatniego z kozaków. Po zebraniu łupów, powoli oddalili się ku łodzi, którą zacumowali w tym samym miejscu, w którym stała wasza łódź. Przez krzaki dojrzeliście jak wszyscy leżeli martwi, rozerwane szczątki lub odcięte członki. Głowa starca wbita była na koniec gałęzi. Kurwie syny, psubraty jerozolimskie! Misza miał łzy w oczach, Tobie też pomału zaczęły napływać.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy

Post autor: BlindKitty »

Hrihorij Szewa

Diabli nadali!
Teraz problem być z tym może, bo nie ten co trzeba poległ. Co by tu z nimi zrobić? Rusek już na stracenie, ja leczyć nie umiem, to i go nie uratuję, choćbym chciał.
Liczyć tylko pozostaje, że Lach będzie znał drogę.
Wpadnę tam do środka, myślałem szybko, a jeśli ten tam psubrat nie jest prawdziwym w szabli mistrzem, to nie da mi rady, jak dobrze mi pójdzie.

Wyskakuję zza framugi, schylając się nisko, mimo że mój podły wzrost pozwoliłby mi przejść pod nią bez trudu. Trzeba go szybko do ściany przydusić - tnę raz i drugi, z łokcia, nie za długo. A teraz zwolnić tempo, dać mu okazaję do paru cięć. Zaraz się drań rozbestwi, a wtedy w przysiad - i kopać! I znów z powrotem w górę, odbiję jeszcze parę cięć, i znów kopnę.

A jak padnie na ziemię, wtedy się będę martwił co z nim robić.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany