[DnD 3.5] Wyrok wyryty w kamieniu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [DnD 3.5] Wyrok wyryty w kamieniu

Post autor: BlindKitty »

Zar

- Uspokójcie się, proszę - powiedział Zar. Nawet nie kładł dłoni na stole. Liczył na to, że obawa przed wykidajłami i spędzeniem nocy na deszczu uspokoi tych dwóch na tyle, że będą się przerzucali tylko słowami, ale to wciąż było raczej niedobre. Postanowił zaapelować do tego, czym mógł ich przekonać najskuteczniej. - Kłótnie w drużynie obniżają naszą wartość w oczach pracodawcy. Jeśli macie między sobą do porozmawiania, załatwcie to wtedy, kiedy on nie będzie widział. I słyszał - stwierdził.

Patrzył uważnie w oko drowa. Był niebezpieczny, to pewne. Był szybki, co do tego też nie było wątpliwości. Zar wcale nie chciał sprawdzać, który z nich jest szybszy, nie było mu to do niczego potrzebne. Wolał jednak zawsze zidentyfikować niebezpieczeństwo, zanim nadeszło. Dlatego teraz patrzył w to białe oko.
Chciał wiedzieć czy w razie czego lepiej patrzeć na nie, czy na dłonie drowa. Zwykle patrzyło się w oczy. Szaleńcy jednak - prawdziwi szaleńcy - niekiedy mieli oczy, które potrafiły kłamać. Trzeba sprawdzić, czy jego oczy też są takie...

Pokręcił głową, ciekaw, czy Pabo jest zdesperowany, że zgadza się na zatrudnianie kłócącej się bandy stworzeń co najmniej dziwnych, czy też po prostu wie, że rzeczywiście są sprawni i skuteczni. Wydawało mu się, że raczej to pierwsze, co mogło oznaczać kłopoty. Z drugiej strony, nie był ekspertem od czytania między wierszami ludzkich wypowiedzi.

- Zgadzam się - stwierdził po prostu. - Sądzę, że nie jestem już potrzebny, pozwolę sobie więc na razie odejść. Do zobaczenia przy śniadaniu - kiwną głową towarzyszom i poszedł w stronę szynku. Miał nadzieję że piękna kelnerka znajdzie kilka chwil przez te dwie godziny, które jej pozostały w pracy, żeby zamienić z nim parę zdań. Jej wygląd go intrygował, ale chciał też dowiedzieć się czegoś o tym kim jest, a nie tylko jak wygląda. Choćby, jak ma na imię. I co lubi.
Nie tylko w łóżku.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: [DnD 3.5] Wyrok wyryty w kamieniu

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Dni

Kosarz zasłonił usta dłonią, aby przynajmniej nieznacznie zamaskować uśmiech, którego nie potrafił powstrzymać. Krasnolud i drow bardzo go bawili, taki duet liryczno-satyryczny. Mocni w gębie, pewnie słabsi w ręce, próbujący podnieść sobie samoocenę przez używanie błyskotliwych docinków pod adresem przeciwnika. Dzieciaki.
- "Wspaniała kompania" - powtórzył za Pabem, wstając od stołu. - Wyczuwam w tym wszystkim nutkę ironii, niemniej podoba mi się pańskie poczucie humoru. Do zobaczenia jutro w takim razie.
Dni zasalutował towarzystwu przy stoliku i już miał odejść, gdy przystanął i obrócił się w stronę pracodawcy.
- Bym był zapomniał: te dwa dni tyczą się jeźdźca, dobrze zgaduję? Jeśli tak, to uprzedzam, że jestem pieszo - nie stać mnie na wierzchowca.
Kosarz odczekał trzy sekundy, aby usłyszeć ewentualną odmowę. Gdy takiej się nie doczekał, poszedł wynająć sobie pokój - zwykły, jednoosobowy pokój, bez panienek, luksusów, alkoholu - nie zgrywał chojraka, nie ten przedział wiekowy. Był w drodze równy tydzień, po raz pierwszy ma okazję wyspać się w łóżku. I zamierzał się wyspać, a nie szaleć, w końcu czeka go robota.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [DnD 3.5] Wyrok wyryty w kamieniu

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Znudzona, łowiła mimo woli słowa. Takie typowe i śmieszne. Przerzucanie się słowami, ale czynów żadnych.
A potem drow chwycił ją za udo. Właściwie dokładniej rzecz biorąc, za kawałek kolczugi, tunikę i przeszywanicę.
Ninerl zalała fala gniewu. Samiec za dużo sobie pozwala. Już ona mu pokaże...
Nie namyślając się wiele, wbiła mu z całej siły łokieć w żebra.
-Ten dożyje, kto dożyje- zasyczała cicho-Nie wspominając już, że martwych Ssri-Tel-Quessir zwykle zżerają robaki. Więc nie zauważysz zbytniej różnicy między Har'oloth a Shinduago.- dodała złośliwie.
Zwróciła się do historyka, ignorując sprzeczkę drowa i krasnoluda:
-Jutro rano? Mało czasu na przygotowania. Blisko ten grobowiec- powiedziała zamyślonym tonem, ale jej umysł pracował sprawnie. Zacisnęła dłoń na ręce drowa, zdejmując ją ze swojego uda. Myślała, rozważała kilka pomysłów.
Najemni woje, mała zapłata... świetnie, trzeba się zastanowić... Ginobli... Szkoda, że jest tak mało czasu na pozyskanie informacji o tym przeciwniku. A być może sprzymierzeńcu...
Ale grobowiec był za blisko. Wzbudzało to niepokój w Ninerl. Zbyt blisko i to w dodatku nie na pustkowiach? Dziwne, że nikt go wcześniej nie znalazł.
- A ten Ginobli... jak on wygląda? Przydałoby się to wiedzieć, jeśli mamy cię chronić, panie.
Mało profesjonalna ta "drużyna". Czemu tylko ona zadaje tak istotne pytania?
Niechby wcześniej nie zrobiła tego. Wcześniej tam... Wkrótce jej plecy ociekałyby krwią. Ale nie, nie ma mowy. Dobrze zapamiętała lekcje.
-Rozumiem, że rano oznacza po śniadaniu, a nie o pierwszym brzasku? Zbieramy się tutaj? Czy już przy stajniach? I chciałabym wiedzieć, co to za lasy. Zwykłe, bagniste, a może dżungla?- zadała resztę swoich pytań. To było warto wiedzieć. W końcu w każdym walczyło się inaczej. No i inne warunki podróży, zagrożenia...
Gdy człowiek udzielił jej odpowiedzi, wstała.
-Bawcie się dobrze. Dobranoc, panie Pabo- skinęła głową historykowi.
Zabrała rękawice i hełm, zarzuciła na plecy worek z ekwipunkiem i skierowała się najpierw do karczmarza.
Złoto leżało już bezpiecznie w jej pasie. Zamówiła pokój i zapłaciła. Potrzebowała odpoczynku, a te kłócące się istotki nużyły ją , chyba bardziej od drogi. Githzerai miał rację, prawdziwi fachowcy się tak nie zachowywali. Ale to nie byli spece, widać to na pierwszy rzut oka. Ona sama nie pretendowała do tego tytułu. Owszem umiała coś, ale jeszcze dużo musi się nauczyć.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Keyhell
Mat
Mat
Posty: 560
Rejestracja: piątek, 30 listopada 2007, 21:19
Numer GG: 9916608
Lokalizacja: Karczma "Miś Kudłacz"

Re: [DnD 3.5] Wyrok wyryty w kamieniu

Post autor: Keyhell »

Krizz

Drow myślał, że jest szybki. Krizz może i jest krasnoludem, ale jego prędkość przewyższała prędkość najszybszych łuczników. Nikt jeszcze nie dorównał mu w szybkości i celności.
- Tutaj? Aż tak prędko ci do śmierci? Wolę jednak zostawić sobie trochę zabawy na podróż. Po co pozbawiać drużyny klauna.
Odwrócił się do Paba.
- Dobrze. Przystaję na to. Ale jeśli na miejscu nie znajdziemy żadnych przyjemnych dla oka skarbów, to nie będziesz miał rąk żeby ich dotknąć - na jego twarz wrócił uśmiech.
Pstryknął palcami w powietrzu i odwrócił się. Zerknął na gospodarza i krzyknął.
- Poproszę najlepszy pokój jaki macie!
Odwrócił się z powrotem do drowa.
- Taaak. Bywałem bogaty. Ale nie skończyłem tu przez biedę, tylko przez cholerną rozrzutność do której się przyznaję. Dobranoc. Będziesz miał szczęście, jeśli rano się obudzisz. Uznaj to jako moją łaskę.
Krasnolud poprawił kuszę i hełm, po czym ruszył w stronę gospodarza. Włożył mu do ręki kilka złotych monet i jeśli wskazano mu kierunek, Krizz udaje się na spoczynek.
Zablokowany