Tekst piszemy tak, - dialogi tak, "myśli tak", a poza sesją tak
Jeśli chodzi o samą przygodę, to jest to jedna z tych w których dużo się walczy, choć i pewnie pojawi się coś, by ruszyć mózgownicą


Drużyna:
- Mavado [drow](Serge)
- Zar'The [githzerai] (BlindKitty)
- Krizz [krasnolud] (Keyhell)
- Dni, zwany też Kosarzem [człowiek] (Gabriel-The-Cloud)
- Ninerl [półdrowka] (Ninerl)
* * *
- Dziadku, dziadku, opowiedz nam jakąś historię – gromadka dzieci oblegała siedzącego na taborecie przy kominku staruszka o siwych włosach i zmęczonym spojrzeniu. - Opowiedz coś ciekawego, prosimy.
Mężczyzna uśmiechnął się spod wąsa, po czym drżącą dłonią pogłaskał po głowie siedzącą przed nim wnuczkę.
- Nie powinniście już spać? Późna już pora, poza tym rodzice kazali mi was położyć dziś wcześniej. - mówił pewnym, choć nieco zmęczonym głosem.
- Dziadku, ten ostatni raz... opowiedz coś, a potem pójdziemy spać. Prosimy, uwielbiamy twoje historie - odrzekła dziewczynka o dużych, zielonych oczach. - Prawda, Yazz?
Siedzący obok niej pyzaty chłopczyk skinął jedynie niecierpliwie głową wpatrując się w siwobrodego jak w wyrocznię.
Starzec pogładził swą brodę, spojrzał w tańczące w palenisku jęzory ognia, po czym rozsiadł się wygodnie i widząc oczekujące spojrzenia czwórki dzieci, wziął wdech i zaczął:
- Jedni nazywają to przypadkiem. Zbiegiem mniej lub bardziej sprzyjających okoliczności, które razem doprowadzają do określonego skutku. Inni mówią o przeznaczeniu. Wierzą, że jesteśmy pionkami na szachownicy popychanymi palcami losu, czy innych sił wyższych. Kto ma rację? Nie moim zadaniem jest oceniać takie rzeczy. Bo czy to w ogóle ważne? Może… ale jeśli tak, to musicie znaleźć kogoś innego, kto wyjaśni wam przyczyny. Ja dziś opowiem wam o skutkach…Wydarzenia o których dziś wam opowiem miały miejsce dobre kilkadziesiąt lat po tym jak Drizzt Do'Urden wraz z przyjaciółmi pokonał hordy orków, które wyruszyły z gór Grzbietu Świata . Był 1385 rok licząc według kalendarza krasnoludów, środek miesiąca Marpenoth, miasto Halagard na ziemiach Halruy, późny wieczór…
WYROK WYRYTY W KAMIENIU
Prowadzący karczmę „Pod Złotym Smokiem” krasnolud zacierał swe wielkie dłonie rozglądając się po sali. Za oknem rozpadało się właśnie na dobre, a on bardzo się cieszył z takiego obrotu sprawy. I nic dziwnego – mało kto w porę deszczową lubił zostawać na zewnątrz, a nowo przyjezdnych zapraszały i kusiły wspaniałe zapachy specjalności jakie przygotowywał kucharz niziołek. Awanturnicy, zwykli podróżni, czarodzieje – różni ludzie i nie-ludzie zatrzymywali się w „Złotym Smoku”, choćby jedynie na noc. Zmuszeni do prowadzenia interesów kupcy też chętnie zostawali dłużej i zamawiali więcej jadła oraz napitków przed wyruszeniem w dalszą drogę, więc ogólnie interes kwitł. A Halagard był miastem które działało niczym wabik na spragnionych adrenaliny poszukiwaczy przygód. Dlatego też stary Rafast nie przeklinał już dnia, gdy dziad zapisał mu w spadku tę karczmę.
Tego wieczora nie było co prawda pełno, ale i tak znalazło się trochę gości. Największy stolik zajęli jacyś kupcy, każdy ze zbrojną eskortą i jak wiedział karczmarz, z wozami wypchanymi najróżniejszymi towarami po brzegi. Sądząc z rozmowy obywaj podążali szlakiem z Lapalii do stolicy Halruy, ale w przeciwnych kierunkach i wymieniali się właśnie informacjami o miejscach do których zmierzali. Ich ochroniarze - pierwszym przypadku dwóch krzepkich krasnoludów, w drugim półork i człowiek bez oka – z nieufnością przyglądali się reszcie zgromadzonych. No może z wyjątkiem elfiego barda, który umilał towarzystwu czas swymi balladami.
Zrządzeniem losu zasiedliście przy wspólnym stole znajdującym się w kącie sali, nieopodal szynku, obserwując towarzystwo w lokalu, które pochłonięte było własnymi sprawami. Było dość gwarno, a sala pogrążona była w klimatycznym półmroku – płonęło jedynie kilka kaganków nadając lokalowi osobliwą atmosferę. Między stołami lawirowały dwie młode ludzkie kelnerki, które donosząc jadła i napitku profesjonalnie unikały zalotów co bardziej podpitych jegomości. Nim się obejrzeliście, jedna z nich, szczupły rudzielec w czarnym gorsecie opinającym jej apetyczne, duże piersi, które niemal wylewały się z wielkiego dekoltu, pojawiła się przy waszym stoliku i rzekła delikatnym głosikiem.
- Witamy w „Złotym Smoku”. Czy coś państwu podać? Wino mamy wspaniałe, piwo też niezgorsze. Do tego kasza, jajecznica, bądź naleśniki z serem. - po tych słowach położyła na stoliku kartę dań. - Proszę przejrzeć, a ja za chwilę zrealizuję państwa zamówienia.
Standardowo opiszcie wygląd swoich postaci, tak jak widzą je towarzysze przy stole. Jeśli chcecie zamówcie sobie coś do żarcia i (też jak chcecie) nawiążcie jakiś dialog. Zresztą, co ja wam będę mówił – sami wiecie
