Alucard pisze:Mierzi... a mógłby mi ktoś wskazać jakieś plusy tego czegoś? Co do artysty się nie wypowiadam, bo nie znam.
A powinieneś znać...
AsiaWZieleni pisze:Ja się chyba starzeję, bo wspaniałość zarówno "Flupów z pizdy" jak i powyższego "Erotyku" sprawia, że mój żołądek tańczy sambę (a jestem po obiedzie). Smacznego, chłopcy.
BAZYL pisze:Mnie też Flumpy raczej odrzucają, a poezja Wojaczka do mnie nie przemawia. Ktoś mógłby pomyśleć, że się zachłystuję poprawnością polityczną, ale tak nie jest. Poezja, moim skromnym zdaniem, nie powinna szokować, jak mogłoby się wydawać niektórym forumowym wierszokletom, ja lubię kiedy pokazuje ona inteligencję autora, a nie jego bunt, czy zapowietrzenie się własną wyższością nad czytelnikiem i łamaniem konwenansów.
Niestety większość ludzi zajmująca się na poważnie poezją nieco inaczej rozumie jej rolę. Podejście, które prezentuje BAZYL było dość popularne w połowie XIX wieku, niestety pojawiło się kilka osób, które zadały sobie pytanie - a dlaczego w mojej poezji mam ograniczać się do pokazywania rzeczy ładnych bądź "ważnych", a do tego w sztywnej skostniałej formie? I jedna z tych osób napisała na przykład coś takiego:
Charles Baudelaire
[b]Charles Baudelaire[/b] pisze:Padlina (w: Kwiaty zła)
Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na scieżce żwirem zasianej.
Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarła sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.
Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.
Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,
Żeś omal nie padła na trawy.
Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożylo.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bierząca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.
Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.
A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas z błyskiem w oku
Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap z zewłoku.
A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!
Tak! Taka będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentch ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniowa,
By gnić wśród kości bratnich.
Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości.
Przełożył Mieczysław Jastrun
I to był szok. Jakim prawem ktoś tak naturalistycznie pisze o rzeczach... brzydkich? Reczach, o których przeciętny czytelnik wolałby nie slyszeć. Otóż poezja nie ma być ładna. Poezja od dłuższego już czasu jest swoistym laboratorium językowym, gdzie bada się możliwości i ograniczenia języka. Zarówno Baudelaire jak i Wojaczek czy Sajnóg swoimi wierszami rozbijają szlabany nałożone przez moralność na język. Oczywiście, jeżeli ktoś dzisiaj napisze wiersz kopiujący ślepo to co robili, będzie to zwykła grafomania. Ale tak jak Baudelaire był pierwszym, który tak odważnie sięgnął po naturalizm i turpizm w swojej poezji, tak dopiero Wojaczek (niemal 100 lat poźniej!) był pierwszym, który odważył się iśc na całość w poezji polskiej. Przedtem poeci byli zbyt zajęci krytykowaniem polskiego romantyzmu lub jego powielania...
Tak samo Sajnóg czy reszta grupy
Zlali mi się do środka swoją działalnością artystyczną pokazali jak wiele jest tabu językowych pozostałych po latach komunizmu. Dla was może to byc absurdalne, ale ja pamiętam jak pod koniec lat osiemdziesiątych kupowanie prezerwatyw czy podpasek było czynnością wstydliwą, która powodowała, że np. trzydziestoletnia kobieta oblewała się pąsem kupując w aptece (w innych miejscach nie występowały) podpaski, jeżeli w kolejce stał kilkunastoletni gówniarz (znaczy się ja).
Wiersze takie jak Sajnoga to nie tylko brutalny język (który był równiez przełomem), ale także zupełnie nowa tematyka, które przez lata była wyparta z oficjalnego języka. Zresztą nadal istnieją w nim białe plamy, na przykład w języku erotycznym. Podczas gdy w Comédie Française można zrobić przedstawienie zajmujące się tylko i wyłącznie stosunkami erotycznymi przez godzinę używając coraz to nowych określeń, to w Polsce aktorom słów zabrakłoby po dwóch minutach. U nas chcąc mówić o erotyce mamy do wyboru albo szorstkie, żołnierskie słownictwo albo język kliniczny. To spustoszenie pozostałem po kilku wiekach purytanizmu, martyrologii i komunizmu, bo przecież np. Kochanowski, Rej czy Fredro nie mieli takich problemów, w literaturze polskiej mamy całe mnóstwo świetnych, barwnych erotyków. Tyle, że liczy sobie po kilkaset lat... potem poezja erotyczna to właściwie ruina.