[D&D] Tolerancja

-
- Marynarz
- Posty: 346
- Rejestracja: piątek, 7 grudnia 2007, 09:48
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Gorim Siekacz
Wkroczywszy między kompanów i obrzuciwszy całą scenkę krótkim spojrzeniem, krasnolud raptownie się zatrzymał. * Nie dobrze... Cholernie nie dobrze...* Już od dłuższego czasu spodziewał się, że Samanta zrobi coś wyjątkowo głupiego. *Wyssała tego biedaka, jak nic... Ale co stało sie rudej? Skąd w ogóle ta cała napaść? O co tu w ogóle chodzi?* Musiał się upewnić, wiedział, ze w takiej chwili może liczyć na barda, który z pewnością sprawdzi się lepiej w roli negocjatora, od niego.
- Spokojnie panowie - zwrócił się do Rycerza - Myślę, że nie powinniśmy się niepotrzebnie unosić. Na pewno mają coś na swoje usprawiedliwienie... Możesz powiedzieć, co tu zaszło? - zwrócił się do barda.
Wkroczywszy między kompanów i obrzuciwszy całą scenkę krótkim spojrzeniem, krasnolud raptownie się zatrzymał. * Nie dobrze... Cholernie nie dobrze...* Już od dłuższego czasu spodziewał się, że Samanta zrobi coś wyjątkowo głupiego. *Wyssała tego biedaka, jak nic... Ale co stało sie rudej? Skąd w ogóle ta cała napaść? O co tu w ogóle chodzi?* Musiał się upewnić, wiedział, ze w takiej chwili może liczyć na barda, który z pewnością sprawdzi się lepiej w roli negocjatora, od niego.
- Spokojnie panowie - zwrócił się do Rycerza - Myślę, że nie powinniśmy się niepotrzebnie unosić. Na pewno mają coś na swoje usprawiedliwienie... Możesz powiedzieć, co tu zaszło? - zwrócił się do barda.
For Honor & BIG Money!

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Xander Tanari
Xander dokładnie to chciał usłyszeć. Nareszcie spotka się z pustynną żmiją. Będzie mógł na własne oczy zobaczyć czy rzeczywiście ta organizacja zasługuje na jego szacunek. Już odwracał się kiedy Errer złapał go za rękę.
-ufam ci przyjacielu,
te słowa sprawiły że Xander popatrzył w oczy przyjacielowi. Trwało to chwilę aż w końcu mnich obrócił się i ruszył do wielbłąda. wspiął się na niego i szybko odjechał. Nie słyszał już dalszej konwersacji. W głowie huczały mu ciągle ostatnie słowa Errera. Nie miał pojęcia jak trafić do kryjówki pustynnej żmii, więc jechał na oślep. Przypuszczał że muszą chować się gdzieś w pobliżu miasta, albo obok bogatej oazy. Stawiał raczej na to pierwsze bo skądś musieli brać żywność. Ruszył mniej więcej w kierunku miasta wypatrując jakichś zielonych plam. Samotna podróż po pustyni pozwalała sięgnąć wgłąb siebie. Mnich z przyjemnością poddawał się tej duchowej podróży, pozwalającej odkryć swoje uczucia. Czy miał zawieść przyjaciela, czy też sprzeciwić się swojej naturze i pomagać ludziom którzy nim pogardzali. Na to pytanie Xander nie znajdował odpowiedzi.
Xander dokładnie to chciał usłyszeć. Nareszcie spotka się z pustynną żmiją. Będzie mógł na własne oczy zobaczyć czy rzeczywiście ta organizacja zasługuje na jego szacunek. Już odwracał się kiedy Errer złapał go za rękę.
-ufam ci przyjacielu,
te słowa sprawiły że Xander popatrzył w oczy przyjacielowi. Trwało to chwilę aż w końcu mnich obrócił się i ruszył do wielbłąda. wspiął się na niego i szybko odjechał. Nie słyszał już dalszej konwersacji. W głowie huczały mu ciągle ostatnie słowa Errera. Nie miał pojęcia jak trafić do kryjówki pustynnej żmii, więc jechał na oślep. Przypuszczał że muszą chować się gdzieś w pobliżu miasta, albo obok bogatej oazy. Stawiał raczej na to pierwsze bo skądś musieli brać żywność. Ruszył mniej więcej w kierunku miasta wypatrując jakichś zielonych plam. Samotna podróż po pustyni pozwalała sięgnąć wgłąb siebie. Mnich z przyjemnością poddawał się tej duchowej podróży, pozwalającej odkryć swoje uczucia. Czy miał zawieść przyjaciela, czy też sprzeciwić się swojej naturze i pomagać ludziom którzy nim pogardzali. Na to pytanie Xander nie znajdował odpowiedzi.

-
- Marynarz
- Posty: 280
- Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
- Numer GG: 4667494
- Lokalizacja: NY
- Kontakt:
Re: Tolerancja (D&D)
W oczach wampirzycy zawitała złość. Byla wściekła i na pewno nie pozwalała sobie żeby ktoś odzywał się do niej w taki sposób jak odezwał się ten żołnierz. Jej wzrok skierował się do nadchodzącego krasnoluda *Ku*wa jeszcze tego tu brakowało* pomyślała ciągle wściekła. Jedyny faktor, który jej tutaj sprzyjał było to ze Indimar był po jej stronie. Byla również zła na siebie. Myślała ze miała silna sile woli... w końcu postanowiła sobie ze nie będzie nikogo atakować w czasie podróży. Zawiodła się nieco na sobie ze jednak nie dotrzymała tego co zamierzyła. *Errer się wścieknie* kolejna myśl przebiegła jej przez głowę.
-Stalo się to krasnoludku ze ten szlachetny żołnierz chciał ZGWAŁCIĆ i zabić Arane! A to co stało się z nim potem to nie jest twój biznes!!!
W jej glosie można było wyczuć wściekłość. Po chwili podeszła do żołnierza, który wyzywał jej od suk.
-Przysięgam Bogu! Jeszcze raz mnie będziesz wyzywał to skończysz jak twój kolega! ZROZUMIANO!?
Mówiąc to ruszyła w stronę swojego wielbłąda, w miejsce gdzie nikogo nie ma. Miala dość przebywania z ludźmi nie wiedzącymi nic o życiu, z osobami, które nie wiedzą nic o problemach. Byla wściekła, gotowa zabić, rozszarpać każdego kto stanie na jej drodze. *Jak by ich Errerek zamienił w wilkołaka i rozszarpał polowe z tych żołnierzy to było by ok! Ale nie jak ja "OKROPNA" Samanta coś złe zrobię to ku*wa wielki problem!...
-Stalo się to krasnoludku ze ten szlachetny żołnierz chciał ZGWAŁCIĆ i zabić Arane! A to co stało się z nim potem to nie jest twój biznes!!!
W jej glosie można było wyczuć wściekłość. Po chwili podeszła do żołnierza, który wyzywał jej od suk.
-Przysięgam Bogu! Jeszcze raz mnie będziesz wyzywał to skończysz jak twój kolega! ZROZUMIANO!?
Mówiąc to ruszyła w stronę swojego wielbłąda, w miejsce gdzie nikogo nie ma. Miala dość przebywania z ludźmi nie wiedzącymi nic o życiu, z osobami, które nie wiedzą nic o problemach. Byla wściekła, gotowa zabić, rozszarpać każdego kto stanie na jej drodze. *Jak by ich Errerek zamienił w wilkołaka i rozszarpał polowe z tych żołnierzy to było by ok! Ale nie jak ja "OKROPNA" Samanta coś złe zrobię to ku*wa wielki problem!...
Samanta Bloodmoon
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn

-
- Marynarz
- Posty: 165
- Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
- Numer GG: 5211689
Re: Tolerancja (D&D)
*Ciezka sytuacja...*Bard byl dziwnie otepialy, znieczulony na wszystko.Normalnie chyba by zwymiotowal na widok zolnierza bez nogi...jednak przy kacu, trafieniu gromu i rozcieciu na rece, a takze ogolnym przygnebieniu nie zrobilo to na nim az tak silnego wrazenia.Z drugiej strony wygladalo na to, ze jest jedynym swiadkiem, ktory nie czul w tej chwili jakiejs silniejszej emocji.Wolal sie jednak dobrze zastanowic, nim palnie cos co wsypie jego, Indimara albo kogokolwiek innego.
-Waszego pana?!On chyba jest martwy -powiedzial bard, z trudnoscia wyrzucajac z siebie kazdy wyraz.-Zaraz wszystko opowiem, tylko niech sie ktos najpierw zajmie moja reka
-Waszego pana?!On chyba jest martwy -powiedzial bard, z trudnoscia wyrzucajac z siebie kazdy wyraz.-Zaraz wszystko opowiem, tylko niech sie ktos najpierw zajmie moja reka

-
- Marynarz
- Posty: 346
- Rejestracja: piątek, 7 grudnia 2007, 09:48
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Gorim Siekacz
Jeszcze zanim doszed do obozu, postanowił, że od tej pory będzie podchodzić do Samanty, jak do lekko niezrównoważonj psychicznie dziewczynki, któa w gruncie rzeczy nie jest zła, ale po prostu źle wychowana. Jej słowa były jednka bardzo mocne. Jego twarz stała się nieco bardziej zmartwiona. Nie wątpił, że mówi prawdę, lecz tak straszna kara? Na coś takiego nie zasługują nawet najgorsi mordercy. Zgadzał się, że oprych zasłużył sobie conajmniej na porządne obicie mordy, ale żeby aż tak?
- Na Moradina... - wykrztusił w końcu - Próbuję wam pomóc, jakoś załagodzić ten cały bajzel... - westchnął.
- Berry weź się w garś i opowiedz wszystko pokolej. - tu mrugnąl do niego z miną pokroju "przemilcz wszystko, co może wprowadzić was w jeszcze większe kłopoty". - Jeśli moja mikstura przestała działać łyknij jej jeszcze trochę. Jak tylko znajdę czas, spróbuję uwarzyć ci coś porządnego.
/ Sorry Errer, że tak wtrącam, ale chciałbym dopisać sobie zdolności alchemiczne. Jak na razie moja postać co i rusz wyciąga butelki z różnymi alkoholami, które zręsztą sama pędzi, więc byłoby to chyba adekwatne?/
Jeszcze zanim doszed do obozu, postanowił, że od tej pory będzie podchodzić do Samanty, jak do lekko niezrównoważonj psychicznie dziewczynki, któa w gruncie rzeczy nie jest zła, ale po prostu źle wychowana. Jej słowa były jednka bardzo mocne. Jego twarz stała się nieco bardziej zmartwiona. Nie wątpił, że mówi prawdę, lecz tak straszna kara? Na coś takiego nie zasługują nawet najgorsi mordercy. Zgadzał się, że oprych zasłużył sobie conajmniej na porządne obicie mordy, ale żeby aż tak?
- Na Moradina... - wykrztusił w końcu - Próbuję wam pomóc, jakoś załagodzić ten cały bajzel... - westchnął.
- Berry weź się w garś i opowiedz wszystko pokolej. - tu mrugnąl do niego z miną pokroju "przemilcz wszystko, co może wprowadzić was w jeszcze większe kłopoty". - Jeśli moja mikstura przestała działać łyknij jej jeszcze trochę. Jak tylko znajdę czas, spróbuję uwarzyć ci coś porządnego.
/ Sorry Errer, że tak wtrącam, ale chciałbym dopisać sobie zdolności alchemiczne. Jak na razie moja postać co i rusz wyciąga butelki z różnymi alkoholami, które zręsztą sama pędzi, więc byłoby to chyba adekwatne?/
For Honor & BIG Money!

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Gorim, Samanta, Xander, Aranea, Indimar i Ekthelion
Co tu dużo mówić... Sytuacja była napięta. Mały pokaz złości w wykonaniu Samnaty nie zrobił raczej dużego wrażenia na rycerzu. Był w dalszym ciągu opanowany, a na "rzucanie" się wampirzycy zareagował jedynie uśmiechem: Moja panno sprawa wygląda tak... Albo pójdziesz pod sąd z własnej woli, albo też MY pomożemy ci się tam udać. Mocny nacisk na my spowodowany był faktem, że hałasy Samanty zwabiły tu kolejnych żołnierzy Rozentoru. Byli w znacznej przewadze liczebnej, a część z nich stała z obnażoną bronią nie do końca rozumiejąc o co tu chodzi. Widzieli jedynie zmasakrowane truchło swojego kompana: ZABIĆ TĄ SUKĘ! ŻADNEGO SĄDU! Krzyczał ktoś z tłumu. Gwar podniósł się na dobre nie dopuszczając do uszu żadnego, konkretnego głosu. Paladyn zakonu "Gryfiego serca" zapanował nad tłumem unosząc jedynie dłoń. Chwilę później kontynuował przemowę: Możecie być pewni, że naszemu panu nic się nie stało... Użyliśmy pewnego fortelu. A ty paladynie- tutaj zwrócił się do Indimara- zważ na swój język i ton w jakim przemawiasz. No i kogo bronisz bracie... To może cię dużo kosztować.
Xander
Jechałeś w nocy. Samotnie. Tak jak lubisz. Światło gwiazd wytyczało ci drogę. Tempo miałeś naprawdę dobre, ponieważ wielbłąd zdążył wypocząć i odzyskać energię straconą poprzedniego dnia. Ale jak to często bywa... Kiedy jest dobrze, spokojnie i przyjemnie ktoś musi to naruszyć. Zostałeś zaatakowany przez dwa gobliny i jednego orka, ubranych bardzo podobnie do tych, z którymi zmierzyliście się przy oazie. Ich intencje były tak samo jasne jak słońce w zenicie... Pędzili na ciebie z bronią w ręku, wykrzykując słowa w nieznanym ci języku. Jedna z gwiazd chcąc przyjrzeć się z bliska potyczce spadała leniwie z nieba.
[W celu rozegrania walki proszę o kontakt na gg. Przepraszam tym samym, że nie odpisałem wczoraj, ale dajmy na to miałem problemy osobiste]
Co tu dużo mówić... Sytuacja była napięta. Mały pokaz złości w wykonaniu Samnaty nie zrobił raczej dużego wrażenia na rycerzu. Był w dalszym ciągu opanowany, a na "rzucanie" się wampirzycy zareagował jedynie uśmiechem: Moja panno sprawa wygląda tak... Albo pójdziesz pod sąd z własnej woli, albo też MY pomożemy ci się tam udać. Mocny nacisk na my spowodowany był faktem, że hałasy Samanty zwabiły tu kolejnych żołnierzy Rozentoru. Byli w znacznej przewadze liczebnej, a część z nich stała z obnażoną bronią nie do końca rozumiejąc o co tu chodzi. Widzieli jedynie zmasakrowane truchło swojego kompana: ZABIĆ TĄ SUKĘ! ŻADNEGO SĄDU! Krzyczał ktoś z tłumu. Gwar podniósł się na dobre nie dopuszczając do uszu żadnego, konkretnego głosu. Paladyn zakonu "Gryfiego serca" zapanował nad tłumem unosząc jedynie dłoń. Chwilę później kontynuował przemowę: Możecie być pewni, że naszemu panu nic się nie stało... Użyliśmy pewnego fortelu. A ty paladynie- tutaj zwrócił się do Indimara- zważ na swój język i ton w jakim przemawiasz. No i kogo bronisz bracie... To może cię dużo kosztować.
Xander
Jechałeś w nocy. Samotnie. Tak jak lubisz. Światło gwiazd wytyczało ci drogę. Tempo miałeś naprawdę dobre, ponieważ wielbłąd zdążył wypocząć i odzyskać energię straconą poprzedniego dnia. Ale jak to często bywa... Kiedy jest dobrze, spokojnie i przyjemnie ktoś musi to naruszyć. Zostałeś zaatakowany przez dwa gobliny i jednego orka, ubranych bardzo podobnie do tych, z którymi zmierzyliście się przy oazie. Ich intencje były tak samo jasne jak słońce w zenicie... Pędzili na ciebie z bronią w ręku, wykrzykując słowa w nieznanym ci języku. Jedna z gwiazd chcąc przyjrzeć się z bliska potyczce spadała leniwie z nieba.
[W celu rozegrania walki proszę o kontakt na gg. Przepraszam tym samym, że nie odpisałem wczoraj, ale dajmy na to miałem problemy osobiste]
Mój miecz to moja siła

-
- Marynarz
- Posty: 165
- Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
- Numer GG: 5211689
Re: Tolerancja (D&D)
Bard lyknal z butelki krasnoluda(tak jakby pil duzo, ale nie pociagnal zbyt solidnie-ten napoj mogl sie jeszcze przydac) po czym zaczal opowiadac.
-Wiec to bylo tak...Po znanych wam zdarzeniach, gdy rzekomy namiestnik, bo jak juz wiem, Hubert to nie byl...hmm...odpadl gdy juz sie otrzasnalem pobieglem za Indimarem.Wiecie, bylem(I wciaz jestem) zmartwiony, bo nie wiem czy odzyskam czucie w rece-mowil, troszke strzepiac jezyk-Zaczalem go o to meczyc, wtem zobaczylismy...eee...niezbyt ubrana Aranee, ktora najwyrazniej nie mogla sie ruszac i nie do konca ubranego mezczyzne, ktorego cele byly niedwuznaczne.Wstal, nie wprowadzajac(na cale szczescie) nic ze swoich zamiarow w czyn po czym zaczal isc w nasza strone, grozac nam.Jak sie wtedy na niego Indimar nie rzucil, przez wiele lat opowiadaliby o tym historie, gdyby bylo tu wiecej artystow(od slowa od "gdyby" do "artystow" grajek powiedzial z niejaka wyzszoscia)-I jak nie sieknal go w noge..ktora, noo niezupelnie wytrzymala i tak jakby troche odpadla.Uznalismy wiec, ze najlepiej wezwac Samante, zeby, nie daj Boze, nie zabila kogos innego.
-Wiec to bylo tak...Po znanych wam zdarzeniach, gdy rzekomy namiestnik, bo jak juz wiem, Hubert to nie byl...hmm...odpadl gdy juz sie otrzasnalem pobieglem za Indimarem.Wiecie, bylem(I wciaz jestem) zmartwiony, bo nie wiem czy odzyskam czucie w rece-mowil, troszke strzepiac jezyk-Zaczalem go o to meczyc, wtem zobaczylismy...eee...niezbyt ubrana Aranee, ktora najwyrazniej nie mogla sie ruszac i nie do konca ubranego mezczyzne, ktorego cele byly niedwuznaczne.Wstal, nie wprowadzajac(na cale szczescie) nic ze swoich zamiarow w czyn po czym zaczal isc w nasza strone, grozac nam.Jak sie wtedy na niego Indimar nie rzucil, przez wiele lat opowiadaliby o tym historie, gdyby bylo tu wiecej artystow(od slowa od "gdyby" do "artystow" grajek powiedzial z niejaka wyzszoscia)-I jak nie sieknal go w noge..ktora, noo niezupelnie wytrzymala i tak jakby troche odpadla.Uznalismy wiec, ze najlepiej wezwac Samante, zeby, nie daj Boze, nie zabila kogos innego.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar
-Bard mówi prawdę.- powiedział spokojnie, mając nadzieję, że Rozentrończykom jego słowa wystarczą na odpowiedni dowód. Chciał stanąć też w obronie Samanty, ale zabrakło mu sił na dalsze kłótnie. Podał Ekthelionowi pełną butelkę.
-Jak klapnę na ziemię, to podaj mi to.- rzekł do barda. -Tylko nie wszystko, jeśli to lek, to musi wystarczyć dla Aranei.- zaznaczył. Trochę głupio by było, gdyby zużyli niepotrzebnie lek.
Odkorkował fiolkę, zamoczył palec i spróbował odrobiny płynu. Skrzywił się. Moze nawet nieźle smakowało, po prostu trochę się bał.
-Mus, to mus. Heironeusie, pomóż mi.- szepnął cicho sam do siebie. -Twoje zdrowie, stary!- powiedzial i uśmiechnął się.
Przyłożył fiokę do ust i wypił jej zawartość. Pustą buteleczkę odrzucił daleko za siebie.
-No to zobaczymy. Zawołaj Errera.- rzekł i spojrzał na Araneę. Uśmiechnął się do niej i puścił jej oko. -Będzie dobrze.- szepnął pocieszająco. *Przynajmniej mam taką nadzieję.*- pomyślał.
-Bard mówi prawdę.- powiedział spokojnie, mając nadzieję, że Rozentrończykom jego słowa wystarczą na odpowiedni dowód. Chciał stanąć też w obronie Samanty, ale zabrakło mu sił na dalsze kłótnie. Podał Ekthelionowi pełną butelkę.
-Jak klapnę na ziemię, to podaj mi to.- rzekł do barda. -Tylko nie wszystko, jeśli to lek, to musi wystarczyć dla Aranei.- zaznaczył. Trochę głupio by było, gdyby zużyli niepotrzebnie lek.
Odkorkował fiolkę, zamoczył palec i spróbował odrobiny płynu. Skrzywił się. Moze nawet nieźle smakowało, po prostu trochę się bał.
-Mus, to mus. Heironeusie, pomóż mi.- szepnął cicho sam do siebie. -Twoje zdrowie, stary!- powiedzial i uśmiechnął się.
Przyłożył fiokę do ust i wypił jej zawartość. Pustą buteleczkę odrzucił daleko za siebie.
-No to zobaczymy. Zawołaj Errera.- rzekł i spojrzał na Araneę. Uśmiechnął się do niej i puścił jej oko. -Będzie dobrze.- szepnął pocieszająco. *Przynajmniej mam taką nadzieję.*- pomyślał.
A d'yaebl aep arse!

-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: Tolerancja (D&D)
Aranea Kariani
Rudę prawie rozerwało na strzępy - akurat, gdy sytuacja jest napięta, ona leży sobie jakby nigdy nic na piasku, w podartej sukni, nie mogąc nawet palcem ruszyć. Drużyna zaraz pobije się z rycerzami z Rozentoru, Indimar zamierza bawić się w królika doświadczalnego - wspaniale, po prostu wspaniale. Teraz drużyna powinna dla świętego spokoju jej nie pomagać - jak wstanie, może być niebezpieczna. Ale oni o tym jeszcze nie wiedzieli...
Rudę prawie rozerwało na strzępy - akurat, gdy sytuacja jest napięta, ona leży sobie jakby nigdy nic na piasku, w podartej sukni, nie mogąc nawet palcem ruszyć. Drużyna zaraz pobije się z rycerzami z Rozentoru, Indimar zamierza bawić się w królika doświadczalnego - wspaniale, po prostu wspaniale. Teraz drużyna powinna dla świętego spokoju jej nie pomagać - jak wstanie, może być niebezpieczna. Ale oni o tym jeszcze nie wiedzieli...

-
- Marynarz
- Posty: 280
- Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
- Numer GG: 4667494
- Lokalizacja: NY
- Kontakt:
Re: Tolerancja (D&D)
W ostatnich chwilach wiele się działo. Zaczynając od jak ze wspaniałego posiłku do kłótni i oburzenia wszystkich żołnierzy. Wampirzyca siedziała oparta o palmę spoglądając się w jeden punkt na pisaku. Wcale nie przejmowała się tym ze paladynowie są na nią wscieki i ze będzie musiała ponieść konsekwencje za swoje czyny... w pewnym stopniu mało ją to obchodziło. Samanta zaczęła się bawić swoja bransoletką. Byla ona złota i miała wyryty napis, który był cierzko rozczytywany "You could've been number one". Kobieta uśmiechnęła się lekko czytając te oto słowa. Podniosła głowę i popatrzyła się w ciągle ciemne niebo a silny wiatr zawiał rozszarpując włosy Samanty na wszystkie strony a ta zaczęła lekko nucić pod nosem:
cause I want it now
I want it now
give me your heart and your soul
and I'm breaking out
I'm breaking out
last chance to lose control
yeah it's holding me, morphing me
and forcing me to strive
to be endlessly cold within
and dreaming I'm alive
and I want you now
I want you now
I feel my heart implode
and I'm breaking out
escaping now
feeling my faith erode
Nagle przerwała słysząc ze tłum żołnierzy skanduje jej imię domagając się jej śmierci. Przewróciła oczyma wstając i idąc w ich stronę. Normalnie pewnie by se to olała, lecz wiedziała ze stoi tam człowiek, który się pewnie teraz za nią tłumaczy.
-Cos jeszcze panowie?!
Zapytała donośnym głosem. W głębi duszy zastanawiała ja tylko jedna myśl. Czy jak tego pedofila zabił by ktoś inny... ktoś inny niż ona to czy była by z tego taka sensacja.
cause I want it now
I want it now
give me your heart and your soul
and I'm breaking out
I'm breaking out
last chance to lose control
yeah it's holding me, morphing me
and forcing me to strive
to be endlessly cold within
and dreaming I'm alive
and I want you now
I want you now
I feel my heart implode
and I'm breaking out
escaping now
feeling my faith erode
Nagle przerwała słysząc ze tłum żołnierzy skanduje jej imię domagając się jej śmierci. Przewróciła oczyma wstając i idąc w ich stronę. Normalnie pewnie by se to olała, lecz wiedziała ze stoi tam człowiek, który się pewnie teraz za nią tłumaczy.
-Cos jeszcze panowie?!
Zapytała donośnym głosem. W głębi duszy zastanawiała ja tylko jedna myśl. Czy jak tego pedofila zabił by ktoś inny... ktoś inny niż ona to czy była by z tego taka sensacja.
Samanta Bloodmoon
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Xander
Mnich zsiadł powoli z wielbłąda lądując miękko na piasku, który za chwile miał nadzieje splami krew jego wrogów. Kilka metrów przed nim, oświetlone tylko i wyłącznie księżycową poświatą sylwetki formowały prymitywny szyk. Dwa gobliny trzymające w ręku morgenszterny i prowizoryczne drewniane tarcze, a większy i silniejszy od nich ork czaił się za nimi z wielkim, trzymanym w obu dłoniach toporem. Xander dobrze ważył kroki. Przechodził to z prawej, to z lewej, by wyszukać luki w którą mógłby się wcisnąć... Udało się. Wbiegł między dwójkę goblinów i chwytając zaskoczonego orka za szyję, potraktował go kolanem. Dźwięk pękającej kości nie należał do zbyt przyjemnych. Gobliny rozdzieliły się teraz i zaczęły atakować naprzemiennie z dwóch stron. Xander nie miał dużego problemu z unikaniem tych ataków, jednak kiedy sam przeszedł do ofensywy stosując frontalne kolnięcie poślizgnął się. Upadł na piasek, a dwie małe zielonkawe stworzenia zwaliły sie na niego z gradem niezbyt celnych ciosów. Jednak dwa dosięgnęły celu: Jedno trafiło w okolice klatki piersiowej, ale właściwie mnich nie odczuł po nim bólu, natomiast drugie trafiło potężnie w udo. Mimo bólu Xander stanął na nogach w jednym zrywie. Zaczęła się wymiana ciosów, która trwała dość długo. Po kilku takich wyrzucanych machinalnie ciosach padł kolejny goblin. Xander odskoczył nieco dalej zachowując dystans. Potrzebował złapać trochę oddechu. Goblin podchodził miarowym krokiem. I wtedy to zobaczyłeś... Na skórze goblina widać było czerwony tatuaż łudząco podobny do "żmii" stworzonej z wyładowania elektrycznego. Mnich zdumiał się tak bardzo, że nie zauważył nadchodzącego w olbrzymim tempie morgenszterna...
Obudziłeś się. Czułeś potworny ból w nodze i przede wszystkim głowie. Machinalnie chciałeś pogładzić sie po głowie, chociaż i tak wiedziałeś, że znajdziesz tam krew. Właśnie wtedy spostrzegłeś, że jesteś skrępowany. Byłeś związany i wpakowany do jakieś prowizorycznej klatki. Kilka metrów przed tobą szedł goblin, który cię trafił. Trzymał za uzdę twojego wielbłąda, który ciągnął twoją klatkę.
Mnich zsiadł powoli z wielbłąda lądując miękko na piasku, który za chwile miał nadzieje splami krew jego wrogów. Kilka metrów przed nim, oświetlone tylko i wyłącznie księżycową poświatą sylwetki formowały prymitywny szyk. Dwa gobliny trzymające w ręku morgenszterny i prowizoryczne drewniane tarcze, a większy i silniejszy od nich ork czaił się za nimi z wielkim, trzymanym w obu dłoniach toporem. Xander dobrze ważył kroki. Przechodził to z prawej, to z lewej, by wyszukać luki w którą mógłby się wcisnąć... Udało się. Wbiegł między dwójkę goblinów i chwytając zaskoczonego orka za szyję, potraktował go kolanem. Dźwięk pękającej kości nie należał do zbyt przyjemnych. Gobliny rozdzieliły się teraz i zaczęły atakować naprzemiennie z dwóch stron. Xander nie miał dużego problemu z unikaniem tych ataków, jednak kiedy sam przeszedł do ofensywy stosując frontalne kolnięcie poślizgnął się. Upadł na piasek, a dwie małe zielonkawe stworzenia zwaliły sie na niego z gradem niezbyt celnych ciosów. Jednak dwa dosięgnęły celu: Jedno trafiło w okolice klatki piersiowej, ale właściwie mnich nie odczuł po nim bólu, natomiast drugie trafiło potężnie w udo. Mimo bólu Xander stanął na nogach w jednym zrywie. Zaczęła się wymiana ciosów, która trwała dość długo. Po kilku takich wyrzucanych machinalnie ciosach padł kolejny goblin. Xander odskoczył nieco dalej zachowując dystans. Potrzebował złapać trochę oddechu. Goblin podchodził miarowym krokiem. I wtedy to zobaczyłeś... Na skórze goblina widać było czerwony tatuaż łudząco podobny do "żmii" stworzonej z wyładowania elektrycznego. Mnich zdumiał się tak bardzo, że nie zauważył nadchodzącego w olbrzymim tempie morgenszterna...
Obudziłeś się. Czułeś potworny ból w nodze i przede wszystkim głowie. Machinalnie chciałeś pogładzić sie po głowie, chociaż i tak wiedziałeś, że znajdziesz tam krew. Właśnie wtedy spostrzegłeś, że jesteś skrępowany. Byłeś związany i wpakowany do jakieś prowizorycznej klatki. Kilka metrów przed tobą szedł goblin, który cię trafił. Trzymał za uzdę twojego wielbłąda, który ciągnął twoją klatkę.
Mój miecz to moja siła

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Xander Tanari
W myślach mnich obrzucał goblina wszystkimi epitetami jakie tylko znał. Ból szarpał jego ciałem za każdym razem kiedy klatka podskakiwała na wybojach. Nie tak zaplanował sobie wejście na tereny pustynnej żmii. Zamiast wjechać dumnie jak przystało na wolne diablę, siedzi w klatce jak jakieś podłe zwierzątko domowe. Na dodatek zabił dwóch żołnierzy żmii, co nie wróżyło mu zbyt dobrze. Z drugiej strony jeśli organizacja wyglądała tak jak sobie ją wyobrażał mógł wiele zyskać udowadniając swoją wartość. W końcu postanowił dać się spokojnie zawieźć do kryjówki. Wyglądało na to że nie był to zwykły zbójecki napad i w tym mnich pokładał swoje nadzieje. Przez chwilę chciał zagadać do goblina o łyk wody ale wrodzona duma nie pozwalała mu na okazanie słabości. Przymknął oczy i oddał sie medytacją, próbując w ten sposób odpędzić od siebie ból i pragnienie. Xander nie czuł strachu. Już dawno był przygotowany na to że życie jakie prowadzi doprowadzi go w końcu do śmierci. jedyne czego mógłby żałować to śmierć w niewoli a nie w walce.
W myślach mnich obrzucał goblina wszystkimi epitetami jakie tylko znał. Ból szarpał jego ciałem za każdym razem kiedy klatka podskakiwała na wybojach. Nie tak zaplanował sobie wejście na tereny pustynnej żmii. Zamiast wjechać dumnie jak przystało na wolne diablę, siedzi w klatce jak jakieś podłe zwierzątko domowe. Na dodatek zabił dwóch żołnierzy żmii, co nie wróżyło mu zbyt dobrze. Z drugiej strony jeśli organizacja wyglądała tak jak sobie ją wyobrażał mógł wiele zyskać udowadniając swoją wartość. W końcu postanowił dać się spokojnie zawieźć do kryjówki. Wyglądało na to że nie był to zwykły zbójecki napad i w tym mnich pokładał swoje nadzieje. Przez chwilę chciał zagadać do goblina o łyk wody ale wrodzona duma nie pozwalała mu na okazanie słabości. Przymknął oczy i oddał sie medytacją, próbując w ten sposób odpędzić od siebie ból i pragnienie. Xander nie czuł strachu. Już dawno był przygotowany na to że życie jakie prowadzi doprowadzi go w końcu do śmierci. jedyne czego mógłby żałować to śmierć w niewoli a nie w walce.

-
- Marynarz
- Posty: 346
- Rejestracja: piątek, 7 grudnia 2007, 09:48
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Gorim Siekacz
Krasnolud westchnął. * Jak tk dalej pójdzie, to rozszarpią Samantę w ciągu kilku minut.*
- Samanto... Błagam... Daj spokój... Wiem jak się czujesz, ale musisz zrozumieć, że niczego w ten sposb nie załatwisz. Naprwdę masz ochotę skończć z kołkiemw sercu a głową k\w ogległości kilku metrów od reszt ciała? Nie jesteś wszechmocna przystopój trochę. ie zapominaj, też że maja przewaę liczeną. - zwrócił się do wampirzycy a jego twrz wyrażała dezaprobatę.
- byłaś kiedś człowiekiem... Wiesz jacy są ludzie. Napewno nie możesz tu liczć na tolerancję, ale powinnać starac sie byc lepszą od nich... Możesz mi wierzyć, że cos o tym wiem. Zastanów się proszę. Naprawdę nie możem zakończyć tej sprawy polubownie?
Krasnolud westchnął. * Jak tk dalej pójdzie, to rozszarpią Samantę w ciągu kilku minut.*
- Samanto... Błagam... Daj spokój... Wiem jak się czujesz, ale musisz zrozumieć, że niczego w ten sposb nie załatwisz. Naprwdę masz ochotę skończć z kołkiemw sercu a głową k\w ogległości kilku metrów od reszt ciała? Nie jesteś wszechmocna przystopój trochę. ie zapominaj, też że maja przewaę liczeną. - zwrócił się do wampirzycy a jego twrz wyrażała dezaprobatę.
- byłaś kiedś człowiekiem... Wiesz jacy są ludzie. Napewno nie możesz tu liczć na tolerancję, ale powinnać starac sie byc lepszą od nich... Możesz mi wierzyć, że cos o tym wiem. Zastanów się proszę. Naprawdę nie możem zakończyć tej sprawy polubownie?
For Honor & BIG Money!

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Gorim, Samanta, Aranea, Indimar i Ekthelion
Podchodząca i wrzeszcząca nadal mimo ewidentnej przewagi po stronie Rozentrończyków, wywołała tylko śmiech. Śmiali się żołnierze, ponieważ paladynowi, do którego dołączył jeszcze jeden zakonnik wcale nie było do śmiechu: Słuchaj wampirzyco! Skoro tak stawiasz sprawę, to ja również odpowiem ostro- zwęził oczy po czym kontynuował lodowatym głosem- Zmieniam swoją propozycje... Jeżeli nie masz zamiaru z nami walczyć tu i teraz, to musisz poddać się sprawiedliwemu sądowi. Staniesz przed nim nie z wolnej stopy jak proponowałem, tylko zakujemy cię w łańcuchy... Czemu się dziwisz. Przecież nam grozisz i nie chcesz ruszyć sama. To ostanie ostrzeżenie- jakby na pokrycie swoich słów obnażył swój miecz, który zalśnił w świetle księżyca.
Xander
Twoja podróż w klatce trwała w najlepsze. Po kilkunastu minutach do samotnego goblina dołączyło trzech kolejnych. Uśmiechali się głupkowato, a jeden ośmielił się nawet dźgnąć cię drzewcem swojej włóczni, co wywołało śmiech wśród jego pobratymców. Następnie nie wiadomo jak, wyrosła przed wami postać. Wasz kolorowy korowód zatrzymał się momentalnie. Postać była zamaskowana i ubrana na czarno. Na jej krągłej piersi widniał symbol żmii, łudząco podobny do tego na skórze goblina, który cię pojmał. Postać podeszła do klatki i długo ci się przyglądała. Nagle kobiecy głos przemówił z pod kaptura: Przecież to swojak... Później sprawy potoczyły się bardzo szybko. Kobieta, bo teraz miałeś już pewność, że nią jest, powiedziała kilka słów w mowie goblinów. Jeden z nich, ten który cię pojmał podnisł dłoń. Srebrzysty blask przeciął powietrze, a goblin z wrzaskiem padł na ziemię. Zamaskowana kobieta wyczyściła swój miecz, na kaftanie zabitego goblina, pozostawiając na nim sporą ilość krwi.
Podchodząca i wrzeszcząca nadal mimo ewidentnej przewagi po stronie Rozentrończyków, wywołała tylko śmiech. Śmiali się żołnierze, ponieważ paladynowi, do którego dołączył jeszcze jeden zakonnik wcale nie było do śmiechu: Słuchaj wampirzyco! Skoro tak stawiasz sprawę, to ja również odpowiem ostro- zwęził oczy po czym kontynuował lodowatym głosem- Zmieniam swoją propozycje... Jeżeli nie masz zamiaru z nami walczyć tu i teraz, to musisz poddać się sprawiedliwemu sądowi. Staniesz przed nim nie z wolnej stopy jak proponowałem, tylko zakujemy cię w łańcuchy... Czemu się dziwisz. Przecież nam grozisz i nie chcesz ruszyć sama. To ostanie ostrzeżenie- jakby na pokrycie swoich słów obnażył swój miecz, który zalśnił w świetle księżyca.
Xander
Twoja podróż w klatce trwała w najlepsze. Po kilkunastu minutach do samotnego goblina dołączyło trzech kolejnych. Uśmiechali się głupkowato, a jeden ośmielił się nawet dźgnąć cię drzewcem swojej włóczni, co wywołało śmiech wśród jego pobratymców. Następnie nie wiadomo jak, wyrosła przed wami postać. Wasz kolorowy korowód zatrzymał się momentalnie. Postać była zamaskowana i ubrana na czarno. Na jej krągłej piersi widniał symbol żmii, łudząco podobny do tego na skórze goblina, który cię pojmał. Postać podeszła do klatki i długo ci się przyglądała. Nagle kobiecy głos przemówił z pod kaptura: Przecież to swojak... Później sprawy potoczyły się bardzo szybko. Kobieta, bo teraz miałeś już pewność, że nią jest, powiedziała kilka słów w mowie goblinów. Jeden z nich, ten który cię pojmał podnisł dłoń. Srebrzysty blask przeciął powietrze, a goblin z wrzaskiem padł na ziemię. Zamaskowana kobieta wyczyściła swój miecz, na kaftanie zabitego goblina, pozostawiając na nim sporą ilość krwi.
Mój miecz to moja siła

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar
Paladyn stanął przed wyborem. I wybrał Araneę. Wypił eliksir, więc już nie pomoże Samancie. Czuł się z tym fatalnie, ale na razie czuł się dobrze.
-Samanto, spokojnie. Idź na ugodę. Errer Cię wybroni.- powiedział spokojnie. Chętnie stanąłby z mieczem w jej obronie. Ale jednak Aranea była dla niego ważniejsza.
Ciężkie życie paladyna.
Nagle poczuł, że robi mu się niedobrze. Podniósł dłoń do oczu, stwierdził, że z pewnym trudem porusza palcami.
-Na Heironeusa, chyba się zaczyna- rzekł, do Ektheliona. -Bątćććć..... gottóff- poczuł że i język zaczyna powoli odmawiać posłuszeństwa. Usiadł na ziemi. Wolał mieć bliżej do podłoża, nie chciał się poobijać, choć lądowanie na piasku byłoby raczej miękkie. Położył się. Czuł, jak piasek wbija mu się nieprzyjemnie w plecy, wplątuje we włosy. Spojrzał w bok na Araneę. Odwrócił wzrok i popatrzył oczy barda. Miał nadzieję, że Ekthelion niczego nie zepsuje.
Paladyn stanął przed wyborem. I wybrał Araneę. Wypił eliksir, więc już nie pomoże Samancie. Czuł się z tym fatalnie, ale na razie czuł się dobrze.
-Samanto, spokojnie. Idź na ugodę. Errer Cię wybroni.- powiedział spokojnie. Chętnie stanąłby z mieczem w jej obronie. Ale jednak Aranea była dla niego ważniejsza.
Ciężkie życie paladyna.
Nagle poczuł, że robi mu się niedobrze. Podniósł dłoń do oczu, stwierdził, że z pewnym trudem porusza palcami.
-Na Heironeusa, chyba się zaczyna- rzekł, do Ektheliona. -Bątćććć..... gottóff- poczuł że i język zaczyna powoli odmawiać posłuszeństwa. Usiadł na ziemi. Wolał mieć bliżej do podłoża, nie chciał się poobijać, choć lądowanie na piasku byłoby raczej miękkie. Położył się. Czuł, jak piasek wbija mu się nieprzyjemnie w plecy, wplątuje we włosy. Spojrzał w bok na Araneę. Odwrócił wzrok i popatrzył oczy barda. Miał nadzieję, że Ekthelion niczego nie zepsuje.
A d'yaebl aep arse!

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Xander Tanari
W mnichu wszystko się gotowało. Z ledwością udawało mu sie zachować spokój podczas jazdy. Kiedy goblin go dźgnął nie wiele brakowało a zacząłby bić pięściami w kraty. Tylko forsowny trening jaki odbywają mnisi pozwalał mu zachować w miarę obojętną minę. Bystry obserwator mógłby dostrzec skrywane emocje, ale gobliny raczej do takich nie należały. Kiedy pojawiła się kobieta Xander odwzajemnił jej spojrzenie. Dalsze wydarzenia potwierdzały jego tezę, że może się czuć zupełnie swobodnie na terenach pustynnej żmii. Uznali go za swojaka co było pierwszym krokiem do zaskarbienia sobie ich przychylności. Mimo nagłego obrotu spraw dalej się nie odzywał. Wolał pokazać swoją dumę i czekać na przeprosiny. Wiedział że raczej tych nie dostanie, ale granie dumnego diablęcia mogło się tu spodobać. Przynajmniej na pewno było lepiej widziane niż płaszczenie się przed kimkolwiek. W końcu o to walczyła żmija.
W mnichu wszystko się gotowało. Z ledwością udawało mu sie zachować spokój podczas jazdy. Kiedy goblin go dźgnął nie wiele brakowało a zacząłby bić pięściami w kraty. Tylko forsowny trening jaki odbywają mnisi pozwalał mu zachować w miarę obojętną minę. Bystry obserwator mógłby dostrzec skrywane emocje, ale gobliny raczej do takich nie należały. Kiedy pojawiła się kobieta Xander odwzajemnił jej spojrzenie. Dalsze wydarzenia potwierdzały jego tezę, że może się czuć zupełnie swobodnie na terenach pustynnej żmii. Uznali go za swojaka co było pierwszym krokiem do zaskarbienia sobie ich przychylności. Mimo nagłego obrotu spraw dalej się nie odzywał. Wolał pokazać swoją dumę i czekać na przeprosiny. Wiedział że raczej tych nie dostanie, ale granie dumnego diablęcia mogło się tu spodobać. Przynajmniej na pewno było lepiej widziane niż płaszczenie się przed kimkolwiek. W końcu o to walczyła żmija.

-
- Marynarz
- Posty: 280
- Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
- Numer GG: 4667494
- Lokalizacja: NY
- Kontakt:
Re: Tolerancja (D&D)
Wampirzyca stała tam w środku nocy patrząc na księżyc, który łagodnie odbijał się w jej oczach, które wyglądały inaczej nocą. Byly ciągle zielone lecz była to inna barwa zieleni, o wiele ciemniejsza. To co powiedział krasnolud wzbudziło w niej ogromną złość. *"byłaś kiedyś człowiekiem... Wiesz jacy są ludzie. Na pewno nie możesz tu liczyć na tolerancję, ale powinnaś starać się być lepszą od nich..."* jego słowa odbiły się od jej uszu sprawiając ze chciała go rozszarpać na strzępy. Poniżenie. Jeśli ktokolwiek odnosi się do wampira w ten sposób oświadczając to na forum wszystkich zgromadzonych było gorsze od uderzenia w twarz. Kobieta ruszyła w jego stronę poruszając się lekko i zgrabnie. Wiejący lekki wiatr rozwiewał jej czarne włosy, które nocą zlewały się z ciemnościami oświetlanymi tylko przez światło dużego księżyca.
-Jak wyjdę z tego cało to się z tobą policzę...
Szepnęła w jego stronę spokojnie lecz jej twarz przenikała brakiem szacunku do krasnoluda. Ciągle nie mogla sobie wyobrazić jak mógł tak do niej powiedzieć. Następnie jej wzrok powędrował w stronę paladyna i rudej. Wydawało się jakby Samanta czytała jego myśli gdyż tylko lekko się uśmiechnęła kiwając głową. Potem jej oczy powędrowały w stronę żołnierzy. Jej twarz nabrała poważnych rysów. Lekko ruszyła w ich stronę rozkładając ręce szeroko w obie strony. Gdy była już naprawdę blisko ciągle z szeroko rozłożonymi ramionami jak do ukrzyżowania ta podniosła głowę wysoko w gore patrząc na księżyc. Gdy już opuściła głowę przemówiła chłodnym głosem.
-Jestem cala wasza!
Mówiąc to z gniewem zacisnęła pięści trzymając je ciągle rozłożone w obie strony. Zmysły Samanty były nad miar wyostrzone. Jej wizja, jej słuch i przede wszystkim zapachy jakie mogla wyczuć sprawiały tylko przyjemność kobiecie. Ciągle mogla wyczuć resztki kwi swojej ofiary. Powoli wzięła oddech zimnego powietrza a jej klatka piersiowa uniosła się lekko do przodu okazując jej jędrne piersi. Samanta zamknęła oczy i oblizała się lekko. Po chwili wypościła powietrze i otworzyła oczy przedzierając jednego z żołnierzy przerażającym, morderczym wzrokiem. Czekała na przebieg zdarzeń.
-Jak wyjdę z tego cało to się z tobą policzę...
Szepnęła w jego stronę spokojnie lecz jej twarz przenikała brakiem szacunku do krasnoluda. Ciągle nie mogla sobie wyobrazić jak mógł tak do niej powiedzieć. Następnie jej wzrok powędrował w stronę paladyna i rudej. Wydawało się jakby Samanta czytała jego myśli gdyż tylko lekko się uśmiechnęła kiwając głową. Potem jej oczy powędrowały w stronę żołnierzy. Jej twarz nabrała poważnych rysów. Lekko ruszyła w ich stronę rozkładając ręce szeroko w obie strony. Gdy była już naprawdę blisko ciągle z szeroko rozłożonymi ramionami jak do ukrzyżowania ta podniosła głowę wysoko w gore patrząc na księżyc. Gdy już opuściła głowę przemówiła chłodnym głosem.
-Jestem cala wasza!
Mówiąc to z gniewem zacisnęła pięści trzymając je ciągle rozłożone w obie strony. Zmysły Samanty były nad miar wyostrzone. Jej wizja, jej słuch i przede wszystkim zapachy jakie mogla wyczuć sprawiały tylko przyjemność kobiecie. Ciągle mogla wyczuć resztki kwi swojej ofiary. Powoli wzięła oddech zimnego powietrza a jej klatka piersiowa uniosła się lekko do przodu okazując jej jędrne piersi. Samanta zamknęła oczy i oblizała się lekko. Po chwili wypościła powietrze i otworzyła oczy przedzierając jednego z żołnierzy przerażającym, morderczym wzrokiem. Czekała na przebieg zdarzeń.
Samanta Bloodmoon
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
