[WarHammer] * * *

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ouzaru »

Kelnerka miała długie do łopatek kręcone, kasztanowe włosy i gładką, bardzo jasną cerę. Brak jakichkolwiek zadrapań przy skórze głowy świadczył o tym, że była wolna od wszy. Miły uśmiech nie schodził jej z twarzy, a złociste, piwne oczy co chwilę spoglądały z sympatią na elfa.
Ciekawe, długousi zwykle nie byli lubiani w Imperium, ale najwidoczniej Isatris działał tak na wszystkie kobiety, nawet - a może zwłaszcza? - ludzkie. Oczywiście miało to swoją wadę, mężczyźni nienawidzili go za to o wiele mocniej, niż innych przedstawicieli Starszej Rasy. Cóż, takie życie.
Trunki okazały się nie zawierać żadnych zbędnych i podejrzanych substancji, jednak elfka wciąż czuła niepokój. Dziwny dreszcz jej nie opuszczał, czuła, jakby jakieś małe chytre oczka wciąż śledziły każdy ruch przy ich stoliku. Choć się dyskretnie rozejrzała, nie dostrzegła nikogo, kto by choć spoglądał w tym kierunku. Może miała już jakieś paranoje?


Oczywiście wszelkie opisy mile widziane i nie musisz się na przyszłość pytać :) U mnie to pełna dowolność, a jak coś będzie nie tak, to dam znać i poprawię.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Othe »

Fanuel

Wkroczywszy na teren posiadłości, Fanuel poczuł zaledwie niewielkie zawirowania struktury snów dobiegające z głębi pałacu. W miarę jak zbliżali się do komnat sypialnianych, wrażenie nabierało na sile, by wreszcie osiągnąć wymiar, którego starzec znieść nie mógł.
Jednoczesne czytanie wizji i utrzymywanie się w przytomności wymagało wielkiego wysiłku nawet dla kogoś tak oswojonego z odpowiednią dziedziną magii.
Przestał słuchać, skupił się na rzeczywistości, a ujadanie psów ucichło, szczury stały się niewyraźne. Odetchnął z ulgą, wyprostował się.
Gdy dotarli do drzwi pokoju Artisa, wszystkie oczy zwróciły się ku magowi.
- Wezwijcie Raleda – rzekł do służki. – Wiem, że śpi. Widzę też, że ten stary zbereźnik w swoim śnie właśnie dobiera ci się do majtek, więc lepiej się pośpiesz.
Dziewczyna skrzywiła się z odrazą i zdopingowana bez słowa pognała do kwatery czarodzieja.
Fanuel szarpnął za klamkę, lecz drzwi nie drgnęły. Spróbował ponownie, znów bez skutku.
- Nie mówcie tylko, że to ona niosła klucz... – stęknął.
- Och, nie, panie. Ja mam klucz – odparł skromnie ubrany młodzieniec, który towarzyszył im od bram. Odczepił od pasa wielki pęk kluczy i z anielską cierpliwością począł przyglądać każdemu z osobna. Minęła chwila nim odnalazł właściwy, włożył go do zamka i tym samym pozwolił zgromadzonym wejść do sypialni księcia.
Ku rozczarowaniu większości, choć nie arcymaga, pomieszczenie nie kryło żadnych mrocznych sekretów w postaci maszyn tortur czy wypchanych tworów chaosu, których posiadanie często przypisywano szlachetnie urodzonym. Ot przytulna, wyłożona miękkimi dywanami i ozdobiona ciemnymi meblami izba.
Mistrz stanął na środku pokoju, skrzyżował ręce na piersiach i spuścił głowę.
- Możecie oczywiście patrzeć, ale nie odzywajcie się w trakcie - powiedział.
Najpierw musiał się nastroić. Należało oddzielić sny Artisa od tych, należących do pozostałych mieszkańców pałacu, a w szczególności od wizji szczurów i ujadających psów. Można było porównać to do śledzenia wzrokiem ułożenia pojedynczego włókna na ogromnym, wielokolorowym obrusie. Samo znalezienie odpowiedniego elementu w tak skomplikowanej układance byłoby niewykonalne dla ogromnej większości magów, a dokonanie tego w tak krótkim czasie – dla każdego poza Fanuelem. Po kilku minutach był już gotów, by odczytać sen.
- Mówiąc ‘możecie’ nie miałem na myśli służby – rzekł z podirytowaniem. – Kapłanie, zamknij proszę drzwi – dodał usłyszawszy powolne kroki i westchnienia smutku opuszczającej izbę młodzieży.
Trzask.
- Dobrze, możemy zaczynać. Będziecie widzieć to, co ja. Nie wpadajcie w panikę, bowiem nie stanie się wam żadna krzywda – wyjaśnił.
Splunął na kosztowną posadzkę i zadarł głowę. Nie padały żadne czarodziejskie formuły, nie było tańców, nie było czytań z zakurzonych tomisk. Mag stał tak i milczał.
Po chwili uwagę towarzyszy zwróciła parująca teraz plama śliny. Z sykiem ulatniała w atmosferę coraz to gęstsze kłęby dymu, by wreszcie utopić sypialnię w gęstej mgle.
Tętent kopyt przerwał panującą dotychczas ciszę.
Mgła przerzedzała się, obraz stawał się wyraźniejszy. Ujrzeli łeb konia wraz z jego rozwianą grzywą. Galopowali przez las, tak im się wydawało. Widzieli dłonie ściskające lejce, ale to nie ich rękawice je zdobiły. Nie trzeba było być arcymagiem aby wywnioskować, że widzą sen Artisa jego własnymi oczyma. Książe jeździł to tu, to tam. Przeskakiwał zwalone pnie, przecinał strumienie i śmiał się. Jego radość była odczuwalna dla obserwujących jakby była ich własną.
- To nie, zobaczymy dalej – przemówił znajomy głos Fanuela.
Teraz wydawało im się, że spoczywają na wspaniałym łożu, obok którego chwilę temu stali. Z tej perspektywy książęca sypialnia prezentowała się jeszcze okazalej. Zdobiące sufit freski przedstawiały scenę polowania na jakiegoś wyjątkowo paskudnego zwierza.
Usłyszeli hałas, do pomieszczenia weszła piękna kobieta. Bez słowa zaczęła rozsznurowywać sukienkę i kolejno ściągać wszystkie elementy garderoby. Blond loki opadały na obnażone ramiona, modre oczy spoglądały z radością w ich oczy. Oczy Artisa.
- Eryko... – rzekł książę wyraźnie osłupiały.
Tymczasem skoczyła na niego jak kocica i uraczyła deszczem gorących pocałunków. Z wprawą ściągnęła z niego koszulę, zabierała się za spodnie.
- Do tego jeszcze wrócimy, obiecuję – znów przemówił głos maga, choć tym razem rozbawiony. – Musimy trochę przyśpieszyć – dodał.
Teraz wizje pędziły jedna za drugą, a każda z zawrotną prędkością. Przypominało to dziecięce przekartkowywanie księgi w poszukiwaniu obrazków.
Uczty, bieganie nago po pałacu, rycerskie boje i erotyczne igraszki – nic nietypowego. Nic, co mogłoby naprowadzić ich na jakiś trop. W jednym śnie szlachcic opłakiwał co prawda ojca, lecz tu także nie wyjawił żadnych cennych informacji.
- Kończymy – westchnął Fanuel.
Dym rozwiał się równie szybko jak wcześniej nagromadził. Gdyby ktoś dołączył teraz do zgromadzonych, z pewnością nie zauważyłby choćby śladu z wydarzeń, które zaszły tu przed zaledwie minutą.
Zwrócili się w kierunku drzwi i w tej właśnie chwili wypadł przez nie otyły, brodaty jegomość w samej nocnej koszuli.
- Co tu się, u diabła, wyrabia?! – zaryczał.
- Ty mi powiedz – odparł Mistrz wyłaniając się zza szlachcica i kapłana.
- Fanuel? – spytał głucho. – Co ty tu robisz?
- Wyręczam cię najwyraźniej. Po co pchałeś się na takie stanowisko? Ragel, nie masz pojęcia o ochronie.
Grubas zaśmiał się speszony.
- Dobrze mi płacą, a wcale źle mi nie idzie... – burknął.
Arcymag machnął tylko ręką i stanowczym krokiem opuścił sypialnię. Będąc już na korytarzu zwrócił się do towarzyszy.
- To właściwie wszystko. W znalezieniu Artisa nam to nie pomogło, ale wypłynęła inna sprawa. Te koszmary księcia Talabheimu mnie niepokoją... Przyjrzę się temu, ale już nie dzisiaj. Zjadłbym coś. Macie jakieś plany na resztę nocy? Może by tak nażreć się, spić i rozejrzeć za damskim towarzystwem, co? – zapytał uśmiechając się półgębkiem. – Mnie już i tak nic nie zaszkodzi. Śmiało, na mój koszt!


Pisałem to późną nocą, więc w razie wszelkich pomyłek lub niedociągnięć językowych mówię: ryba mi to! :P
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Serge »

Obrazek

Vestella Orlandoni

„Niech on tylko wpadnie w moje ręce... przekona się, że ciężkie treningi z wujkiem Gunterem to była pestka w porównaniu z tym, co go czeka z mojej ręki. I nawet Ranald mu nie pomoże”, tak myślała Vestella Orlandoni, zmęczona i obolała po całym dniu jazdy, sunąca powoli na starym, zasłużonym wierzchowcu Estebanie, którego podarował jej na tę podróż ojciec. Vestel bawił się zapewne w najlepsze podrywając kolejną szlachciankę, a ona jeździła z jednego miasta do drugiego szukając swojego braciszka-hulaki. Spojrzała na list trzymany w dłoni i chwilę później schowała go do torby. Przynajmniej wiedziała gdzie może przebywać, choć ostatnie słowa nie brzmiały zbyt optymistycznie. Jeśli znów gdzieś wyruszył, to Vestellę czekają kolejne dni w siodle. „Poczekaj braciszku, tylko wrócisz do domu.... już cię mama przywita odpowiednio.”, uśmiechnęła się na samą myśl o tym, jak mama witała ojca, gdy ten wracał z popijawy z wujkiem Gunterem.

Westchnęła i stępem przemierzała trakt wiodący do Talabheim. W oddali ujrzała pierwsze zabudowania i światła miasta. Jeszcze tutaj nie była, poza tym gdzieś w tym mieście mieszkał brat ojca, wujek Giovanni, ale nie znała dokładnego adresu, a na poszukiwania nie miała ani czasu ani ochoty. Poza tym było już po zmroku, a jedyne co teraz chodziło jej po głowie to syta kolacja, gorąca kąpiel i sen w wygodnym łóżku. Zmusiła więc Estebana do ostatniego tego wieczoru galopu i po kilku chwilach znalazła się u bram. Jakież było jej zdziwienie, gdy te okazały się zamknięte. No tak, na noc nikogo nie wpuszczają. Przeklinając po tileańsku zeskoczyła z konia, podeszła i walnęła we wrota trzy razy pięścią. Po chwili mała zasuwa w bramie odsunęła się i Vestella poprzez mrok nocy dostrzegła parę ponurych oczu.
- Czego! - warknął ktoś po drugiej stronie.
- Jeszcze pytasz?! Otwieraj że chamie książęcemu posłańcowi! - krzyknęła poirytowana. Przyszła pora by wykorzystać to, czego nauczył ją tatuś. - Niosę wiadomości dla księcia na temat jego syna Artisa i leku na jego chorobę.„Dobrze, że Vestel napisał jednak ten list”, pomyślała, wciąż udając oburzenie. - Informacje są gorące, a ja muszę się z nim natychmiast widzieć, to sprawa nie cierpiąca zwłoki. - mówiła pewnie, jakby przekonana o prawdziwości swych słów. - Więc otwieraj te cholerne wrota. - warknęła uderzając raz jeszcze pięścią w bramę.

Para kaprawych oczu zrobiła się nagle ogromna jak dwie złote korony. Zasuwka zamknęła się z trzaskiem, szczęknęło kilka zamków i strażnik otworzył Tileance małe drzwi przepuszczając ją szybko.
- Przepraszam, nie miałem pojęcia... - zaczął się coś gorączkowo tłumaczyć, lecz ona go już nie słuchała. Wskoczyła na wierzchowca i szybko przekroczyła progi Talabheim.

Miasto nie zrobiło na niej wrażenia, sama wychowała się w podobnym kolosie na południu Tilei. Zwykle uśmiechnięta i pełna życia, teraz z nieco ponurą miną rozglądała się po budynkach szukając jakiejś przytulnej karczmy. Zasięgnąwszy języka u miejscowych, skierowała się do gospody „Złamany Róg”, ponoć o tej porze było tam w miarę spokojnie. Ruszyła pod wskazany adres, po kwadransie docierając na miejsce. Najpierw w przyzajezdnej stajni zostawiła Estebana, sama go oporządzając i dając mu coś do zjedzenia, a następnie wręczyła chłopcu stajennemu srebrnika by doglądał staruszka i opiekował się nim całą noc. Na tym koniu Vestelli zależało szczególnie mocno, zwłaszcza że zwierzę przeżyło niejedną przygodę z Lucą, jej ojcem. Chwilę potem znalazła się w środku.

W pełnym świetle zgromadzeni w środku klienci mogli dostrzec młodą, ponad dwudziestoletnią kobietę o kruczoczarnych włosach wypływających spod czarnego kapelusza z białym piórem. Smagłej cery, zgrabna, piękna, wypachniona i bogato odziana mogła zdradzać południową krew. Modny, acz po przejściach szkarłatny kubrak z kołnierzem z futra odkrywał zatknięte za wysokim pasem dwa pistolety, a także opięte białą koszulą sporej wielkości piersi kobiety. Przy szerokim pasie wisiał również krótki, lekki miecz. Strój uzupełniały bawełniane spodnie w kolorze kawy z mlekiem i wysokie, solidne skórzane buty. Rozejrzała się leniwie po sali wyławiając kilka jednoznacznych męskich spojrzeń, by po chwili skierować się do stolika w kącie sali, tuż obok grupki zbrojnych.
- Czy coś podać? - nim zdążyła się rozgościć, przy stoliku pojawiła się kelnerka.
- Tak – Vestella uśmiechnęła się szeroko. - Poproszę jakiś ciepły posiłek i grzane piwo. A za jakieś trzy kwadranse proszę zagrzać mi wodę na kąpiel. Zatrzymam się u was na noc, jeśli macie wolne pokoje. To wszystko, dziękuję.
W oczekiwaniu na posiłek skupiła się na obserwacji gości zgromadzonych w karczmie i jeszcze raz przeczytała list od brata.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ninerl »

Ninherel , Isatris , Vestella i strażnik;)
Ninherel czuła, że coś nie jest w porządku. Na pewno nie było... Rozglądała uważnie, ale chyba nikt ich nie śledził. A nawet jeśli to robił, to tak, że nie była w stanie tego zauważyć. Isatris mielił językiem, zabawiając kompanię, jak miał w zwyczaju. A dziewczyna siedziała jak na szpilkach.
Przysunęła się nieco do niego. Może przesadza? Może za bardzo się denerwuje właściwie niczym szczególnym?
Isatris uśmiechnął się do kelnerki, gdy ta przyniosła druga butelkę. Ninherel wyrwała mu ją z rąk i sprawdziła zawartość, krzywiąc się z obrzydzenia.
-Nin, spokojnie. To przecież zwykłe wino... -szepnął do elfki.
-Tak, wiem-syknęła cicho-Ale lepiej się upewnić.
Isatris westchnął cicho. Był wdzięczny Ninherel, że ta jest taka ostrożna i uważna, ale na Asuryana mogłaby trochę odpuścić. Teraz na przykład. Ludzka dziewczyna może nie będzie mu towarzyszyła tej nocy, ale... Na twarz Isatrisa wypłynął uśmiech. Jeszcze zdąży, do wyjazdu jest trochę czasu.
-Pani, czy możemy zjeść rano śniadanie w pokojach? Nasz kompania może za bardzo ulec upajającej pieśni wina-powiedział, polewając wszystkim, oprócz Ninherel- Jeśli nie sprawi ci to kłopotu...-posłał dziewczynie olśniewający uśmiech.
Kilka kolejek i butelka była pusta. A potem zjawiła się następna. W międzyczasie Isatris zagadał kelnerkę o najnowsze plotki. Widać było, że dziewczyna uległa jego urokowi.
Ninherel nie mówiła dużo, w porównaniu do swojego towarzysza- wcale. Miała cichą nadzieję, że Isatris nie wpadnie na pomysł, by zacząć śpiewać, bo nie wywlecze go stąd aż do rana.

W końcu w butelce zostało kilka kropel. Isatrisowi kręciło się trochę w głowie, ale nastrój miał doskonały. Towarzysze okazali się znacznie ciekawsi niż na pierwszy rzut oka. Owszem, jego fundusze były poważnie nadszarpnięte, ale było warto. Zresztą na szlaku tyle mu wystarczy. A momentami miał wrażenie, że Ninherel w ogóle złota nie potrzebuje.
Musi dostać coś ładnego, postanowił patrząc na dziwnie poważną twarz swojej strażniczki. Może jakiś sztylet? Albo biżuterię? Pomyśli o tym.
-Rozchmurz się... uśmiechnij-szepnął. Wpadł mu do głowy pewien pomysł-Inaczej to będzie wyglądać podejrzanie.
-No, tak, masz rację.-wargi Ninherel uniosły się nieco do góry.
Przesiedzieli jeszcze trochę. Ninherel uśmiechała się nieco częściej. W końcu trąciła go w bok.
No tak, trzeba by udać się na spoczynek. I wytrzeźwieć, oczywiście.
Odgłos otwieranych drzwi przyciągnął uwagę Ninherel. W gospodzie pojawiła się ładna, ludzka kobieta. Ninherel stłumiła jęk. Tylko nie to. Loec jej dziś bardzo nie lubi.
Isatris spojrzał w tamtym kierunku i na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. No,no, coraz lepiej...
Odpoczynek nieco poczeka...
Isatris obejrzał dyskretnie nowo przybyłą. Kobieta była całkiem całkiem. Miała może duże piersi, ale to mu nie przeszkadzało. Pstryknął palcami w zamyśleniu. Była sama, a co więcej wyglądała na zmęczoną podróżą i smutną. Wino, wino jest dobre na wszystko....
Przywołał najbliższą kelnerkę i zamienił z nią parę słów. Owocowy Gwizdacz powinien być odpowiedni. Lampka wina i kilka słów.
-Przekaż tej damie drobną prośbę. Czy nie zaszczyciłaby, nas niegodnych, swoim towarzystwem. Jeśli nie ma ochoty, to przeproś w moim imieniu za nachalność i zakłócanie tak upragnionego odpoczynku.
Sługa odszedł a Isatris zajął się rozmową. Ninherel westchnęła ciężko.
- Is, proszę... jutro nas czeka ciężki dzień. - oparła głowę na dłoniach. Nie miała nic przeciwko kobiecie, kobietom ,mężczyznom i czemukolwiek, co mogło być uwodzone przez Isatrisa. Tylko czemu akurat dziś.

Vestella siedziała przy stoliku skupiona na liście. Pochłaniała kolejne słowa i litery, gdy nagle znów pojawiła się kelnerka, przynosząc prócz strawy lampkę czerwonego wina z wiadomością od elfa siedzącego nieopodal. Kobieta uśmiechnęła się krzywo widząc go, następnie powiedziała do kelnerki.
- Proszę podziękować temu panu za wino i zanieść mu je z powrotem. I dodać przy okazji, że jeśli ma do mnie jakąś sprawę, niech pofatyguje się osobiście. Dziękuję.
Kelnerka zrobiła, jak nakazała Tileanka. Vestella natomiast sącząc grzanego Bugmana wróciła do czytania listu.

Isatris wysłuchał słów sługi i pokiwał głową. Ciekawe... Bardzo dobrze. Kobieta wiedziała czego chce, lubił takie. Leniwy uśmiech wypłynął na wargi Isatrisa. Skoro ma się wkrótce tłuc po rozdrożach, oglądać brzydotę ludzkich wsi, to czemu nie spędzić tego wieczoru jakoś ciekawie. Wstał, trzymając kieliszki i butelkę wina.
-O, nie, Is... tylko nie to- jęknęła Ninherel.
- Oj, Nin. Przesadzasz. Wybaczcie, ze was opuszczę, zacna kompanio- przysunął krzesło do stolika.
Gdy odchodził, wpadł mu w uszy szept Ninherel:
-Mam nadzieję, że jest rozsądniejsza od ciebie-elfka przewróciła oczami- Być może dobitnie się o tym przekonasz- złośliwy ton Ninherel nie pozostawiał wątpliwości co ma na myśli. Isatris uśmiechnął się do niej słodko i ruszył w kierunku ludzkiej kobiety.
-Wybacz, pani- zaprezentował swój uroczy uśmiech- że przeszkadzam ci w odpoczynku. Ale czy mógłbym się przysiąść?- był ciekaw, co odpowie.
Ninherel miała nadzieję, że kobieta utrze nosa Isatrisowi. To mu czasami było potrzebne. A zwłaszcza teraz. Dobrze mu to zrobi...

Tileanka podniosła powoli wzrok znad listu, gdy przy jej stoliku pojawił się elf. Już wcześniej, zanim kelnerka zaniosła wiadomość dziewczyna wiedziała, że połknie haczyk i będzie chciał się przysiąść. Faceci, wszyscy tacy sami. Może i był przystojny, ale do Vestela dużo mu brakowało, no i nie miał tego przenikliwego spojrzenia, pod wpływem którego wszystkie panny moczyły się widząc jej braciszka.
- Zależy o czym chce pan porozmawiać. - zaczęła, odsłaniając zatknięte za pas pistolety. - I mógłby się pan przedstawić, nie przystoi byśmy rozmawiali nie znając nawet swoich imion. - uśmiechnęła się delikatnie zlizując końcówką języka piankę z kufla. Przez głowę przemknęła jej jedna myśl, to mogło być nawet ciekawe.
-Cóż tematów do rozmowy znajdzie się wiele- Isatris postawił butelkę i naczynia- O, już jest jeden. Nasze imiona. Jestem Isatris Tenavir'ell. Z Marienburga- dodał- Pochodzisz z Południa? Wybacz, jeśli jestem zbyt wścibski- uśmiechnął się znowu.
- Vestella Orlandoni, miło mi poznać. - zaczęła odkładając kufel. - Tak, dokładnie z Miragliano w Tilei. - rzuciła bez mrugnięcia okiem. - A cóż pan robi w Talabheim tak daleko od domu, jeśli można wiedzieć? - wpatrywała się w niego swymi czarnymi, dużymi oczami.
- Tilea- Isatris zamruczał cicho- Kraj dobrych win, dzielnych wojowników i gorących kobiet. Nie wiem, czy to powiedzenie jest prawdziwe. Ale mniejsza o nie...- rzucił uważne spojrzenie na twarz Vestelli- Ładne imię, dźwięcznie brzmi.- może to dla ludzie nie było istotne, ale Isatris miał dość Karlów, Grethenów, Franzów, Gret i innych ordynarnych w wymowie nazw.
- Co robię?- usiadł, powoli otwierając butelkę- Interesy, jeśli można to tak ująć.- panienka była ciekawa co robi. Interesujące...A po co jej te wiadomości? Może już zaraził się podejrzliwością Ninherel...
Vestella jakoś nie przywiązywała zbytniej uwagi do tego, co mówił elf. Tata zdążył ją już wielokrotnie przekonać do faktu, że jeśli facet gładko i dużo gada, to zawsze ma w tym jakiś biznes. A ten trajkotał niesamowicie, wyglądał Tileance na niezłego podrywacza. Cóż, tym razem chyba źle trafił.
- W interesach? No to podobnie jak ja. - rzekła. - Takie tam kupieckie sprawy, nic specjalnego. Widziałam że jesteś z towarzyszką, nie powinieneś dotrzymywać jej towarzystwa, zamiast przesiadywać z nieznajomymi kobietami? - spytała uśmiechając się zagadkowo.
- Ach, kupieckie. Gildia czy pełna niezależność?- zapytał z ciekawością- Z towarzyszką?- uśmiechnął się- Moja siostrzyczka ma czasami mnie dość. Poza tym, nie mogę ciągle jej towarzyszyć- kobieta nie musi wiedzieć kim jest Ninherel. W końcu była jak jego siostra, nieprawdaż? Ciekawe, co Tileanka na to... Spróbuje go spławić czy dalej podejmie grę?
- Pół na pół, jakoś trzeba zarabiać na życie. - rzuciła na temat interesów zmieniając szybko temat. - Widzę że lubi pan nieznajome i zagadkowe kobiety, panie Isatris. Inaczej już by tu pana nie było. - uśmiechnęła się zawadiacko świdrując go wzrokiem. O dziwo nie uciekał przed jej spojrzeniem, jak robiło to większość mężczyzn. - Ja również cenię sobie konsekwentnych mężczyzn. Pańskie zdrowie. - podniosła do góry kufel i upiła nieco grzanego Bugmansa. Wina przyniesionego przez elfa nawet nie ruszyła.
- Siostra może czuć się osamotniona, ci co siedzą z nią przy stole nie wyglądają na zgodnych zaufania. - zrobiła uwagę.
- Ach, pół na pół. Nie ma to jak interesy... - nalał wina do kieliszka- Mniej lub bardziej legalne... Czy lubię? Być może coś jest na rzeczy, pani- Isatris przez chwilę podziwiał płomienne refleksy i odbicia na kieliszku, zanim upił łyk. Ciekawe, czemu tak szybko zmieniła temat... Rzuciła mu przenikliwe spojrzenie, odpowiedział podobnym, bez żadnego spuszczania czy odwracania wzroku.
-Moja siostra zawsze była bardzo samodzielna. Pełna determinacji, tak, tak mogę ją określić- odpowiedział, zamyślając się na chwilę- A szkoda z góry oceniać kogoś krzywdząco... Czyż wygląd nie świadczy o wszystkim?- dodała uśmiechając się nieco drwiąco.- Nawzajem, pani.
- No, skoro zawsze była samodzielna, nie moja więc rzecz – rzekła a uśmiech wciąż nie znikał z jej twarzy. Piwo prawie się kończyło, więc skinieniem dłoni zawołała kelnerkę i zamówiła raz jeszcze to samo. Elfa nie pytała czy chce, on wszak miał butelkę wina którą konsekwentnie opróżniał. W międzyczasie Vestelli zrobiło się po grzanym alkoholu na tyle ciepło, że rozpięła dwa guziki swej białej koszuli. Nie umknęło jej uwadze przelotne spojrzenie elfa utkwione przez chwilę na jej piersiach. - Czy pan przysiadł się do mnie w jakimś konkretnym celu, panie Isatris? - rzuciła ostre spojrzenie, mające dać mu do zrozumienia by obnażył wreszcie swe prawdziwe powody. - Bo od samego początku tej rozmowy mam takie wrażenie. - uśmiechała się szeroko. Jeśli o coś konkretnego jej chodziło, na pewno nie można było tego po niej poznać.
Ciekawe. Kobieta rozpięła swoją koszulę. Isatris musnął wzrokiem jej dekolt. Miała czym oddychać, trzeba było to przyznać. Popijał powoli wino. No, proszę. Jest ciekawa, po co tu on siedzi. Isatris obnażył zęby w uśmiechu. Albo udawała głupią albo się z nim droczyła.
- Czy zawsze musi być jakiś cel? Czy czasami nie wystarcza radość z tego co jest? Ale, pani masz prawo wiedzieć- zniżył głos- Pomyślałem...- zawiesił głos, obserwując minę kobiety- Ach, zresztą mniejsza o moje myśli. Wydałaś mi się smutna, a cóż... Skoro zawsze, jak twierdzi moja siostra, idę tam, gdzie nie powinienem i jestem bezczelny- wyrecytował to z szerokim uśmiechem, mierząc kobietę wzrokiem- Nie mogłem się powstrzymać, by nie ujrzeć twojego uśmiechu.- zapowiadało się coraz ciekawiej.
- Jeśli chodzi o facetów to cel zawsze mają jeden jeśli chodzi o takie samotnie siedzące kobiety jak ja. - rzuciła. Przez głowę przelatywało jej kilka myśli, niektóre naprawdę wyszukane. - Pomyliłeś się, nie jestem smutna i nie byłam, po prostu jestem zmęczona podróżą. Niedługo zresztą idę się wykąpać, jestem padnięta po ciężkim dniu w siodle. A uśmiech już zobaczyłeś, więc cóż jeszcze zatrzymuje cię przy moim stoliku, drogi Isatrisie? - jak ona uwielbiała te gierki słowne. Mama była w nich świetna, a w rodzinie jak wiadomo nic nie ginie. Biorąc łyk piwa wpatrywała się pewnie w oczy elfa oczekując jego odpowiedzi.
- Jeden cel? A jakiż to? Jeśli mogę wiedzieć...- oczy Isatrisa rozbłysły- Cóż, nie jestem człowiekiem, mogłem źle zrozumieć- dodał bezczelnie po chwili.
- Zmęczona podróżą? Nie zazdroszczę. Mnie też to czeka, ale póki co... Nie warto o tym myśleć- uśmiechnął się ciepło.- Co mnie zatrzymuje...- pomruk Isatrisa upodobnił go na chwilę do kota- Być może miła rozmowa?- odwzajemnił jej spojrzenie.
- Na Sigmara, dobrze wiesz co mam na myśli. - rzekła spokojnie. - Jesteś mężczyzną, a elf, krasnolud, czy człowiek... - zaakcentowała dobitniej statnie słowo. - wy wszyscy macie swoje potrzeby. Teraz chyba wiesz o co mi chodziło – uśmiechnęła się. - Cieszę się że mnie tak wysoko cenisz i uważasz tę rozmowę za miłą, zaraz będę się zbierać na górę, przydałby mi się mały masaż, plecy mnie cholernie bolą. Szkoda że nie ma tutaj żadnego masażysty – westchnęła robiąc słodką minę.
- Ciekawe... mówisz wszyscy. Czyżby mężczyźni byli jeszcze inną jakąś rasą?- na twarzy Isatrisa pojawił się leniwy uśmiech- Skoro o to ci chodzi... no cóż... Co do masażu, podobno umiem go robić, ale... Mistrzem nie jestem- zakończył skromnie.
Ciekawe, czemu masaż miałby brzmieć tak obiecująco. Masaż jak masaż. A może jej chodzi o inną nazwę cielesnych igraszek? Ech, ci ludzie... Tak komplikują wszystko i za nic nie mogę nazwać rzeczy jej właściwym imieniem.
Elf już nabrał powietrza do płuc, by odpowiedzieć dalej, gdy nagle poczuł ciężką ręką opadającą na jego ramię i zaciskającą się w silnym uścisku.
- Pan chyba się trochę naprzykrza, czy mnie się zdaje? - zapytał mężczyzna.
Oboje zobaczyli starszego już strażnika o nienagannie przyciętej siwej brodzie, lekko zmarszczonym czole i łagodnych, błękitnych oczach.
- Proszę mi wybaczyć, ale zasłyszałem to i owo z waszej rozmowy... i to prawdziwy zaszczyt dla mnie poznać panienkę - powiedział uśmiechając się szeroko i ukazując kilka pożółkłych, krzywych zębów. Z daleka też dało się od niego czuć zapach tytoniu.
- Orlandoni to sławne nazwisko nie tylko w tych stronach, ale dawno nie miałem okazji go słyszeć. Czyżbyś była córką tego kupca, co z Chaosem walczył jakieś... dwadzieścia lat temu? - zapytał i przysiadł się. - Podobnaś do tego cwaniaka.
Isatris westchnął cicho. Ech, ci ludzie. Czemu są kąpani w tak gorącej wodzie.
- Wydaje mi się, że tą kwestię najlepiej roztrzygnie, nasza towarzyszka, panie- powiedział, zaciskając zęby i modląc się, by Ninherel nie potraktowała tego jako zamach na niego. Może jeszcze nie zauważyła...
Dalsze słowa strażnika były ciekawe. Isatris zmarszczył brwi. No, proszę, to już porozmawiać spokojnie nie można, by ktoś nie złowił twoich słów. Walka z Chaosem... słusznie. Dla Isatrisa paktowanie z Mrocznymi było czymś niezrozumiałym. Ludzki wojownik puścił go i przysiadł się. No świetnie. Isatris złowił zaniepokojone spojrzenie Ninherel. Pomachał jej uspokajająco dłonią.
Strażnik pojawił się nagle, ale tylko chwila wystarczyła, by Vestella poczuła do niego jakąś podświadomą sympatię. No i słyszał o tatku, więc może da się od niego wyciągnąć jakieś historie, których ojciec nie opowiedział.
- Wybacz, Isatrisie, ale chyba zakończymy na dziś naszą rozmowę. Miło było cię poznać, kto wie, może jeszcze dane nam będzie porozmawiać. Miłego wieczoru. - uśmiechnęła się, po czym wstała zabierając wszystkie swoje rzeczy. - Mam nadzieję, że opowie mi pan jakieś historie o moim ojcu które zasłyszał pan tu i ówdzie. Użyczy mi pan miejsca przy stoliku?
W odpowiedzi skłonił się niczym starszej daty dżentelmen i gestem wskazał na stolik. Siedziało przy nim już kilku podobnych do niego emerytów.
- Panowie, zróbcie miejsce! Mam przyjemność przedstawić wam córkę tego Orlandoniego. Panienka chętnie posłucha o swoim tacie, a my chyba chętnie jej opowiemy kilka historyjek, których na pewno pan Luca w domu przy żonie nie opowiadał... - strażnik puścił młodej oczko, a pozostali przy stoliku wybuchnęli śmiechem.

Ninherel zobaczyła jak jakiś człowiek łapie Isatrisa za ramię. Chyba wszystko było w porządku, ale musi się upewnić. Dzisiejszy wieczór, był dla mniej nerwowy, sama nie wiedziała czemu. Podeszła, skoncentrowana i gotowa do walki w razie czego.
- Co się stało?- wbiła wzrok w siwego człowieka. Isatris stał obok.
- Czegoś chciał od ciebie?- zapytała Isatrisa w tar-eltharinie.
-Nic takiego- odparł kwaśno- Nic się nie dzieje, Ninherel, na Asuryana spokojnie.
Ninherel otaksowała badawczo kobietę i grupkę. Potem potrząsnęła głową, jakby coś się potwierdziło. Na jej wargach pojawił się krzywy uśmiech.
- I wam nawzajem- Isatris uśmiechnął się do kobiety i człowieka- Być może, nie znamy własnych ścieżek.- no cóż, nie udało się, ale rozmowa była przyjemna. Zdecydowanie, to nie był stracony czas.
Starszy strażnik uśmiechnął się lekko do elfki.
-Niech się pani nie obawia, ratuję tylko pani towarzysza z rąk młodej kocicy Orlandonich - stwierdził uśmiechając się tajemniczo. - Jeśli panienka ma coś z ojca, to chyba moi towarzysze nie będą spać spokojnie tej nocy.

-Powinna ci rozbić butelkę na głowie- powiedziała Ninherel, gdy usiedli z powrotem przy stoliku.
-A czemu, co?- warknął.
-Bo zawracałeś jej głowę?- dodała złośliwie- Może wreszcie, by do ciebie dotarło, że nie jesteś największym cudem świata.
- Zazdrosna?- Isatris rzucił Ninherel długie spojrzenie. Dziewczynie opadły ręce.
- Is, nie przerażaj mnie - jęknęła- Już lepiej upij się do końca.
-Skoro tak radzisz-nalał sobie do pełna i przywołał kelnerkę, by zamówić następną butelkę wina.
-Is, nie... proszę- westchnęła.
-Kotku, spokojnie. Nie denerwuj sie, nie ma czym- Isatris pogłaskał Ninherel po dłoni. Dziewczyna westchnęła bezradnie.
Zapowiadał się długi wieczór...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niemal wepchnęła Istrisa do pokoju. Była zła i zmęczona. A teraz musi pilnować tego idioty.
Isatris z westchnieniem opadł na łóżko. Nie czuł się za dobrze, w głowie mu wirowało. Ale jeszcze nie miał mdłości, dobre i to.
Ninherel zamknęła na zasuwę drzwi, a potem podeszła do okna i upewniła się, ze to jest także zamknięte. Potem obeszła jeszcze raz pokój i sprawdziła wszystko dokładnie. Nie, tu chyba nic nie ma...
Zdmuchnęła świece i usiadła na łóżku, wyjmując miecz. Zdjęła kusze z pleców i położyła ją na podłodze. Było dość ciemno, ale oczy muszą czasami odpocząć. Pokój rozjaśniał nikły blask księżyca, stłumiony przez chmury.
-To nie było mądre.-powiedziała ostro-Dlaczego bogowie pokarali mnie strzeżeniem takiego idioty?-westchnęła.
Isatris zdjął buty i usiadł na pościeli, podwijając nogi.
-Ale...aleee...o co ci chodziii...?- wybełkotał.
Ninherel przewróciła oczami.
-Głupcze, jutro musimy być w pełni sił, a teraz co? Ty będziesz rano umierał, a ja będę zmęczona.
Isatris uśmiechnął się nieco głupawo i odpowiedział, starając się mówić wyraźnie.
-Niinherel, nie przejmuj się tak... Bez przessady...
-Bez przesady?-spojrzała na niego wrogo-Zależy mi na powodzeniu tej misji.
-Miii też... - uśmiechnął się znowu.
-Też? Naprawdę, nie wiedziałam-dodała złośliwym tonem-Dziękuję, że łaskawy pan raczył mnie oświecić.
Isatris przez chwilę milczał, starając się zrozumieć dokładną treść jej wypowiedzi. Co się stało? Czemu Ninherel jest taka zła? Cały wieczór była jakaś nieswoja. Co się z nią dzieje?
Przysunął się do niej i objął ją ramieniem.
-Niin, co się stało? Wiem, że jesteś zła, ale czemu? Wcześniej nie było tak. Powiedz proszę...
-Nieważne.-odparła, patrząc w ciemną przestrzeń.
-Oj, Nin. Znowu muszę wszystko z ciebie wyciągać niemal siłą. No, powiedz.- zacisnął dłoń na jej ramieniu.
- Bo... widzisz... ta misja- mówiła tak cichutko, że musiał wytężyć słuch- Ja po prostu... ja chcę wreszcie zacząć móc żyć tak jak chcę. Te pieniądze... zrozum, może dla ciebie to nic ważnego. Zresztą masz rodzinę i...- w głosie dziewczyny zabrzmiało coś na kształt tęsknoty- Chcę wreszcie nie zależeć od nikogo, ja i ojciec. A tak... wiesz, że gdyby nie twój klan, to...
-Spokojnie, mów dalej. Słucham ciebie- odpowiedział.
-Widzisz, ty jesteś stąd. A ja? Ja z ojcem, właściwie to takie... przybłędy.- głos Ninherel zadrżał.
-Ninherel, nie jest tak.- Isatris zaprzeczył.
-Ależ jest. Nie ma się co oszukiwać. Tak jest. A pieniądze... uznanie... Wreszcie mogłaby się jakoś odwdzięczyć ojcu. - westchnęła cicho- Zazdroszczę ci, że masz rodzinę. To zawsze jest jakoś inaczej. Może się z nimi kłócisz, ale są, prawda?- przygryzła wargi. Co się dzieje? Zaczyna się rozklejać. Niedobrze, tak nie może być. Odetchnęła głębiej.
- Moja biedna Nin.- powiedział ze smutkiem Isatris i przytulił ją mocno. Śmierdział winem, pewnie nawet nie zrozumiał do końca co mówiła, ale był tutaj i starał się ją pocieszyć, jak prawdziwy przyjaciel. Była mu za to szczerze wdzięczna.
-Popłacz trochę, pomoże ci. Przeepraszam, nie wiedziałem, że to ważne dla ciebie. Moje biedactwo- głaskał ją po głowie, gdy przytulała się do niego. Biedna Nin... Szkoda, że nie powiedziała mu wcześniej. Zalał go smutek i żal wzmocniony jeszcze przez alkohol.
-Dziękuję. Zrozum, ja nie chcę, by ci się coś stało. Jesteś moim przyjacielem.- głos Ninherel zabrzmiał delikatnie i dziewczęco.
-Oczywiście, rozumiem- uśmiechnął się i puścił dziewczynę.
Spojrzała na niego i na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Teraz, oświetlona tym delikatnym srebrnym światłem była taka śliczna, jak leśna nimfa. Taka delikatna, taka słodka. Czemu to zauważył dopiero teraz? Kłamstwo, widział to już wcześniej. Wyciągnął dłoń i starł srebrny ślad łzy z jej policzka, a potem ulegając impulsowi, chwycił za głowę i pocałował mocno. Miała takie miękkie, ciepłe wargi, to było takie przyjemne, gdy jego język muskał jej podniebienie.
Ninherel dosłownie zamurowało. Dopiero po chwili, potrząsnęła głową i zrzuciła jego dłoń.
- Co ty... co ty robisz?- wykrztusiła, całkowicie zaskoczona. Cofnęła się nieco do tyłu.
Isatris oddychał ciężko, czując napływający wstyd. Było mu tak głupio, czemu to zrobił? Idiota... głupek, kretyn...
-Przepraszam... ja...ja nie wiem... co mnie napadło- wybełkotał. Zanim zdążył ugryźć się w język, usłyszał jeszcze jak mówi:
- Masz takie cudowne usta.
Ninherel opadły ręce. Pocałunek był przyjemny, ale przecież to jest Isatris. "Za dużo wypił" pomyślała "To pewnie dlatego".
- Idź spać. Za dużo alkoholu. - powiedziała, nadal zmieszana.
-Wybaczysz mi? Tak mi głupio...spuścił głowę-Przepraszam...
Wstała i przeszła się po pokoju.
- Dobrze, bez przesady. Idź spać. Obudzę cię rano.- usiadła z powrotem na łóżku.
-Nie kładziesz się?- w głosie Isatrisa zabrzmiało zdumienie.
- Nie mam ochoty. Posiedzę i pomyślę.-odparła i zdjęła buty. Niech chociaż stopy odpoczną.
Isatris zdjął koszulę i spodnie i owinął się w koc. Reszta ubrania leżała na krześle.
-Szerokie to łóżko - zauważył, kładąc się-Ostatnie dni luksusu-westchnął.
-Bardzo dobrze, zahartujesz się-prychnęła cicho-Rozpieszczony dzieciak.
-Słowa szacownej matrony-odgryzł się. Przysunął się bliżej Ninherel i oparł głowę o jej bok.
-Nie przeszkadzam?- zapytał z niepokojem. Pokręciła głową, więc uspokojony Isatris zamknął oczy. Było ciepło i miękko, obok była Ninherel, więc też bezpiecznie. Zasypiając, usłyszał jej słowa:
-Pamiętasz o śniadaniu? Poczekaj, chcę zobaczyć reakcję tej panienki...- chichot Ninherel nie wróżył nic dobrego, ale był zbyt śpiący, by coś odpowiedzieć...
Ninherel siedziała i myślała. Musi przemyśleć wszystkie wiadomości, wskazówki. Może coś to da...
Tak czy inaczej, teraz nie uśnie. Po prostu nie może, jest zbyt spięta. Może później zdrzemnie się trochę. Trudno, rano sie wykąpie. Miecz był tuż obok, kusza też...

No dobra, przepraszam za nudnego, "wodnego" posta. Serge, może jakieś wspólny post, co Ty na to :P ?
Ouz, założyłam, że Vestella trafiła na ta samą gospodę. Jeśli coś jest nie tak, to sorry :) ...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: fds »

Alan

Przez całą drogą do komnat sypialnych kapłan gapił się na całkiem zgrabny tyłeczek służącej. Dlatego też wcale się nie zdziwił dowiadując się, że miejscowy mag właśnie śni o dobraniu się do niego... Słysząc to po prostu ze zrozumieniem skinął głową.

Sypialnia księcia była prawdziwym zaskoczeniem, nie było w niej nawet szafeczki z alkoholem. Jak zasnąć w takich warunkach? Pierwsze co każdy przyzwoity śledczy robi, to grzebanie po szafkach. No chyba, że mag, z którym się przyszło, zabroni cokolwiek robić. Z westchnieniem Alan odłożył srebrny świecznik na miejsce.

- Mówiąc ‘możecie’ nie miałem na myśli służby – rzekł mag. No skoro tak, to kapłan wziął się za wyganianie pachołków z pokoju. Fakt, faktem, że sprawiało mu to pewną przyjemność. Z reguły to jego wyrzucali. Od tej strony to też przeżycie pełne wrażeń.
- No już, spier..., no już. Mag kazał wam spier...

Trzeba było przyznać, że takich sztuczek to kapłan jeszcze nie widział. Jak do tej pory za towarzystwo miał tylko pomniejszych czarowników i różnych szalbierzy. A tak wejść komuś do komnaty i oglądać sny, no, no, no. Fanuel był niezły w te klocki to było widać. Pełnowymiarowa iluzja, czuć było niemal dotyk na skórze i zapach w nozdrzach. Prawdziwa bomba, szkoda tylko, że mg pomijał co ciekawsze kawałki. Oczywiście kapłan nie omieszkał komentować odpowiednio każdej ze scen. A niepotrzebne przewijanie w gorętszych momentach kwitował prychnięciami. Trzeba jednak przyznać jedno, Eryka ma niezłe, jak to się mówi, balony...

- Nie mam żadnych planów, a zjeść to też bym coś przekąsił. Poza tym po tych krótkometrażówkach jakie nam tu zaserwowałeś mam ochotę się zabawić. Tylko wcześniej jedna sprawa. Przeglądanie snów jest fajne i w ogóle, ale może, skoro nic nie znalazłeś, to zastosujemy staromodną metodę? Czyli zajrzymy za każdą szafkę i sprawdzimy czy nie zostawił notatek pod biurkiem albo mapy pod poduszką?
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Othe »

Fanuel czekał na odpowiedź spoglądając to na kapłana, to na szlachcica. Wyglądali na towarzystwo lubujące się w dobrej zabawie, więc nie martwił się zbytnio możliwością odmowy. Zresztą nawet gdyby okazali się tak niewychowanymi, żeby wzgardzić zacną propozycją, to nie pierwszy raz Mistrz spędziłby samotną noc w wieży.
- Nie mam żadnych planów, a zjeść to też bym coś przekąsił. Poza tym po tych krótkometrażówkach jakie nam tu zaserwowałeś mam ochotę się zabawić. Tylko wcześniej jedna sprawa. Przeglądanie snów jest fajne i w ogóle, ale może, skoro nic nie znalazłeś, to zastosujemy staromodną metodę? Czyli zajrzymy za każdą szafkę i sprawdzimy czy nie zostawił notatek pod biurkiem albo mapy pod poduszką? – odparł Alan.
Mag zmarszczył czoło. Tak proste i oczywiste rozwiązanie nawet nie przyszło mu do głowy. Za pewnik wziął, że służba już przetrząsnęła pokój od sufitu do podłogi, ale biorąc pod uwagę jak gamoniowaci okazali się dotychczas spotkani jej przedstawiciele, zwątpił.
- Nie zaszkodzi – powiedział i począł przeglądać walające się na biurku papiery. – Ale ja pod łóżko nie zaglądam. Nie przystoi.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Deadmoon »

Angus Mond

Nawet tak ekscentryczne towarzystwo, w jakim zrządzeniem losu się znalazł, nie przeszkodziło Angusowi cieszyć się pobytem w książęcych komnatach. Niczym spragniony wiedzy dzieciak wodził zaciekawionym wzrokiem po surowych, szlachetnych twarzach, spoglądających na maluczkich ze złoconych ram portretów. Cieszył oczy dziesiątkami zdobnych arrasów, rzeźb, mozaik, fresków i wymyślnych ornamentów, które nadawały zimnym kamiennym murom dostojnej powagi i budzącego zazdrość luksusu. Jakże bardzo różniły się te widoki od surowych, wilgotnych ścian klasztoru, w którym Angus był się wychował.

Chłopak przystanął przed jednym z portretów, przedstawiającym posuniętego w latach mężczyznę o chłodnym, stalowym spojrzeniu. Stanął na palcach, by lepiej się obrazowi przyjrzeć. Istne dzieło sztuki, pomyślał, artysta musiał nie lada zapłatę otrzymać za oddanie powagi majestatu sportretowanego możnowładcy. Te rysy, jakże poważne i budzące respekt. Surowe, lecz mądre oczy. Usta, skrzywione w lekkim wyrazie zniecierpliwienia, zdające się poruszać w rytm wypowiadanych słów...
- I co się, gamoniu, tak wpatrujesz, jak wół na malowane wrota?

Angus podskoczył jak rażony gromem. Nerwowo obejrzał się za siebie, na boki. Mag i kapłan, wraz z towarzyszącą im służbą oddalali się właśnie wgłąb korytarza. To niemożliwe, przecież tu nikogo nie ma, pomyślał czując, że plecy zalewa mu zimny pot. Jeszcze raz rzucił okiem na boki.
- Tu, ofiaro swojego imienia niegodna! - zniecierpliwiony głos dobiegał z bliska. Bardzo bliska.

Szlachcic wstrzymał oddech. Zacisnął zęby. Czuł jak krew odpływa mu z twarzy, zmierzając wprost do pięt. Albo jeszcze niżej. Uniósł wzrok na portret, kręcąc z niedowierzaniem głową. Głośno przełknął ślinę, nieomal krztusząc się.
- Nie może być... - wymamrotał nieskładnie.
- Jak nie, jak tak! Ślepy jesteś? Zmysły do reszty postradałeś? - Postać z portretu poruszyła ustami w takt wypowiadanych słów. Spod zmarszczonych teraz brwi spoglądały zniecierpliwione oczy.
- Ta...Ta...tko...? - Angus ledwie wychrypiał, gdyż ślina zebrana w przełyku nie pozwoliła na wyraźną artykulację słów.
- Tatko-sratko, gamoniu. A kogo się spodziewałeś? Sigmara we własnej osobie? - postać z obrazu bąknęła szyderczo.
- Nie, tylko...
- Żadne tylko. I nie garb się, gdy z własnym ojcem rozmawiasz!
- T-tak, papciu. Prz-przepraszam... - chłopak wyprostował się, niczym smagnięty batem po plecach.
- Papciu-kapciu... Tak to możesz do mnie we własnym domu mówić. Zważ gdzie jesteś, ladaco! - Starszy mężczyzna przewrócił oczami. Angus był pewien, że gdyby artysta domalował postaci ręce, to już by nimi w łeb dostał. - No? Gdzie jesteś, imbecylu?
- W pałacu Księcia, ojcze. W prywatnych komnatach niemalże.
- Otóż to, chłopcze - mężczyzna przytaknął z zadowoleniem. - A wiesz chociaż, jak się masz zachować, będąc w takim miejscu?
- Tak, ojcze. Wziąłem sobie do serca wszystkie twoje nauki i mądre słowa...
- I nie przyniesiesz rodzinie wstydu? - Postać spojrzała z ukosa.
- Nie, ojcze. Zrobię wszystko, byś był ze mnie dumny - odparł Angus, opuszczając wzrok. Ponownie przełknął ślinę, zaciśnięte zęby aż zgrzytnęły.

- Ekhm...? - dobiegło go kobiece chrząknięcie. Odwrócił się i stanął jak wryty. Nawet nie usłyszał, kiedy podeszła do niego służebna dziewka, pchając przed sobą wózek z wypraną bielizną.
- Wszystko w porządku? - zapytała niepewnie, uważnie taksując młodzieńca wzrokiem. Angus poczuł, jak ciężkie krople potu zwilżają mu grzywkę i kołnierz na karku.
- Ach, tak! Oczywiście. - Przytaknął z nerwowym uśmiechem. Wzrokiem starał się uniknąć spojrzenia, skądinąd ładnej, dziewczyny. Obrócił się do niej bokiem i wskazał palcem na portret srogiego mężczyzny.
- Podziwiałem właśnie kunszt malarski zgromadzonych tu portretów. Moją uwagę szczególnie przykuł ten tutaj. - Przywołał na twarz zafrapowany wyraz, by dodać powagi swoim słowom. - Mogę poznać godność tego zacnego człowieka?
- To Karol Gustaw, panie. Stryj obecnie panującego Księcia. Pod portretem widnieje informacja.
- Ach, gapa ze mnie, faktycznie Karol Gustaw. Bardzo znamienite imię, nie sądzi pani? - Angus poczuł jak oblewa go wstydliwy rumieniec, kiedy utkwił wzrok w zawieszonej kilka centymetrów pod portretem złotej tabliczce z wygrawerowaną godnością możnowładcy.

- Hola! Idziesz? - Z głębi holu zamachał do niego kapłan. Chłopak odetchnął z ulgą, skłonił się dziewce i szybkim krokiem podążył do stojących w progu komnaty towarzyszy.


Obrazy, jakie przywołał mag, zaiste robiły wrażenie. W życiu nie przypuszczał, że za pomocą czarów można takie cuda czynić. Co prawda miał pewne wątpliwości natury moralnej, czy powinno się wywlekać czyjeś wspomnienia na światło dzienne i upubliczniać, ale najwyraźniej czarodziej wiedział, co robi. Tym bardziej, że wszystko było robione w imię dobra śledztwa.

Okazało się jednak, że projekcje nie rzuciły nowego światła na całą sprawę i trzeba było spróbować bardziej konwencjonalnych metod. Przeszukanie komnat mogło podsunąć jakiś trop. Jednak mag zdawał się mieć jakieś obiekcje:
Ale ja pod łóżko nie zaglądam. Nie przystoi.
Angus spojrzał na starca z nieskrywanym zaskoczeniem.
- Skoro umysł księcia nie kryje przed nami już wielu tajemnic, to jakie niby może skrywać łóżko? - Odparł, klękając na dywanie i zaglądając pod materac oraz wielkie łoże.

Nie miał doświadczenia w przetrząsaniu pomieszczeń celem odkrycia jakichś tropów, więc przeprosił towarzyszy i udał się zasięgnąć języka u służby. Rozpytywał o ostatnie wydarzenia w pałacu, o plotki i sugestie dotyczące tajemniczej choroby Księcia i kulisy wyprawy jego syna, jak również jakiekolwiek niepokojące sygnały, na które służba natknęła się ostatnimi czasy. Zamierzał sprawdzić każdy możliwy trop, dlatego sumiennie odnotowywał w pamięci wszelkie przydatne informacje. Wykazywał przy tym wrodzony urok i ogładę, by ośmielić rozmówców i zaskarbić sobie ich sympatię.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Perzyn »

Gospoda nie była duża, parterowy budynek z główną salą dla uboższych gości i raptem kilkoma pokojami dla nieco zamożniejszych. Do tego wychodek na zewnątrz. Hisoka przysiadł na dachu i obserwował. Nie miał zamiaru wchodzić do środka, było tam zbyt gwarno. Owszem, były metody pozwalający zabić ofiarę w tłumie, ale były pracochłonne a przy całych swoich umiejętnościach Skaven wolał rozwiązania proste i łatwe. Takie minimalizowały ryzyko komplikacji. Dlatego teraz czekał, cierpliwość jest cechą myśliwego.

Piwo. Szlachetny trunek o bogatym smaku. Ma ono jednak to do siebie, że nie kupuje się go a raczej wynajmuje. W zależności od wypitej ilości i wytrzymałości wracało albo tą samą drogą albo przez pęcherz. A w karczmach na ogół wynajmuje się jego duże ilości. Dlatego też oczekiwanie nie było długie. Kaspar okazał się nieszczęśliwcem najbardziej podatnym na moczopędne właściwości złocistego napoju.

Zielarz nieco chwiejnym krokiem kierował się w stronę małej drewnianej budki z księżycem wyciętym w drzwiach. Za jego plecami z dachu zsunął się bezszelestnie czarny kształt. W mroku zabłysło złowróżbnie zielone światełko. Kupiecki syn wiedziony jakimś przeczuciem odwrócił się nagle przekonany, że ktoś za nim stoi. Mimo, że była noc w pobliżu gospody było stosunkowo jasno przez wzgląd na padające z okien światła i zawieszoną na pobliskim murze pochodnię. Nie dostrzegł jednak nic niezwykłego. Wzruszył ramionami i znów skierował się na swoją drogę do ustępu. Właśnie sięgał do jego drzwi, gdy poczuł ostrze wbijające się w nerki. Nie zdążył jęknąć, miękka łapa zakryła mu usta a ubrudzona jego własną krwią głownia przejechała po gardle. Krew chlusnęła do wnętrza sławojki.

Ciała szukano długo, lecz znaleziono je dopiero wiele miesięcy po zniknięciu poszukiwacza przygód, po tym gdy trzeba było wreszcie opróżnić kloaczny dół przy karczmie...
Ouzaru

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ouzaru »

Mag i kapłan niewiele znaleźli, ot jakieś listy miłosne z których pośpiesznie przejrzanej treści wynikało tylko, iż młodzi zakochani spotykali się potajemnie łamiąc zasady czystości przedmałżeńskiej. Jednak ta informacja na nic im się zdała i ani o krok nie przybliżyła ich do poznania miejsca, w które najpierw udał się Artis. Tak więc z pustymi rękoma opuścili komnatę najmłodszego syna Księcia i udali się na poszukiwanie trzeciego towarzysza.

Młody szlachcic miał więcej szczęścia, nie tylko służba plotkowała tej nocy. Chłopak dowiedział się, że Książę jest już w stanie krytycznym i zostało mu raptem kilka dni życia. Najstarszy syn władcy zaczął nawet szykować pogrzeb ojca, co bardzo się wszystkim nie spodobało i przez to także jego poparcie zmalało. Szlachcie zależało na tym, żeby Artis szybko wrócił, gdyż ta wyprawa i tak nie ma większego sensu, a i jego woleliby oglądać na tronie miasta, gdyż poglądami zgadzał się z ojcem.
Służki rozwodziły się bardzo długo o tym, jaka to szkoda, że syn władcy wyjechał, lecz nie chodziło tu bynajmniej o niego, tylko o jego przyjaciela który z nim pojechał. Vestel Orlandoni podbił serce niemal każdej kobiety w pałacu, a przespał się chyba ze wszystkim, co nie uciekło przed nim na drzewo.

Kierując się już w stronę wyjścia do uszu trzech poszukiwaczy dotarła rozmowa strażników.
- …a podobna do niego jak kropla wody! Tylko że ten… jakaś taka sympatyczniejsza się wydaje. Choć ma to samo drapieżne spojrzenie Orlandonich i mówię wam, że nawet jej ojciec miał takie oczy.
- Ojciec czy matka? – zaśmiał się strażnik.
- Na jedno wychodzi… - odburknął ten pierwszy. – Jestem pewien, ba! więcej niż pewien, że Vestella jest siostrą Vestela! Szkoda, że była taka zmęczona po podróży, bo bym ją chętnie tu zaprosił i wam przedstawił.
- Ty to byś pewnie chętnie ją…
- Cichaj!
– zawołał oburzony starszy strażnik czerwieniąc się na twarzy. Drugi wybuchnął jedynie śmiechem.

* * *


Vestella i elfka nie wyspały się tej nocy. Młoda Tileanka do późna rozmawiała ze strażnikami uważnie wysłuchując wszystkich niesamowitych opowieści grupki starszych panów, natomiast Ninherel całą noc pozostawała czujna.

W przeciwieństwie do jej towarzysza, który pod wpływem alkoholu spał tak mocno, że można by go było spokojnie okraść, ukraść i zabić. Długoucha wstała pierwsza i uśmiechając się od ucha do ucha pochowała swemu towarzyszowi ubrania. Nie mogła się doczekać, kiedy Isatrisa obudzi pukanie do drzwi i szybko się zerwie, by otworzyć młodej kelnerce. I nie znajdzie swego odzienia. Z trudem powstrzymywała się od śmiechu, a pokaźny uśmiech zdobił jej twarz, gdy usłyszała ciche kroki na schodach. Ich śniadanie się zbliżało.

Przeciągnęła się, przeczesała palcami rozczochrane włosy i niechętnie zwlekła się z łóżka. Głowa nieprzyjemnie jej ciążyła bezustannie przypominając o tym, iż poprzedniego wieczora trochę za dużo wypiła, choć nie żałowała. Naprawdę warto było po tak długiej podróży odprężyć się jeden wieczór…
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ninerl »

Ninherel i Isatris & Ouz
Ninherel otulała miękkość i cisza, którą nagle coś zakłóciło. Zaspana, otworzyła oczy, potrząsając głową.
Leżała zwinięta w kłębek, a miecz miała pod głową. Słodko śpiący, skulony Isatris wtulał się w jej brzuch.
Oddychał spokojnie i wyglądało na to, że śpi jak zabity. Ninherel usiadła, odsuwając od niego trochę. Czuła się zmęczona.
Ale wystarczy tylko ciepła kąpiel i porządne śniadanie i będzie znowu w formie.
Wstała i przeciągnęła się jak kot, uważnie i powoli. Zrobiła dwa skłony, rozciągając mięśnie. Rozejrzała się wokoło.
Widok ubrania Isatrisa nasunął jej pewną myśl. Uśmiechając się pod nosem, pozbierała jego całe ubranie i schowała je do komódki, stojącej w pokoju. Upchnęła kłąb odzieży, zamykając dokładnie drzwiczki.
Zachichotała cicho, Isatris pewnie zapomniał o śniadaniu, które miało być przyniesione do ich pokoju.
Podeszła cicho do łóżka i zabrała broń. Wątpliwe by dziewczyna chciała mu zrobić krzywdę.Isatris wyglądał tak niewinnie, zupełnie jak dziecko. Zagryzła wargi, żałując, że nie ma takiego prawdziwego brata. Albo siostry, kogoś bliskiego, niewiele młodszego lub starszego. Kogoś z kim można porozmawiać. Owszem, ojciec zawsze był gotów jej wysłuchać, ale to nie był to samo. Zresztą było jej głupio poruszać niektóre tematy. Do takich nadawało się właśnie rodzeństwo lub przyjaciółka. Której nie miała...
Może dlatego, że czuła się zawsze nieco inna od reszty. Tamci mieli rodziny, zwyczajne życie, krewniaków. A ona... Miała wrażenie, że jej dom jest jakby... niepełny. I pogrążony w smutku. Może Raethion się uśmiechał, śmiał razem z nią, ale czuła, że coś go trapi. Jakby nie mógł o czymś zapomnieć...
Westchnęła cicho. Nie ma sensu o tym rozmyślać. To niczego nie zmieni.
Nastawiła uszu. Ktoś wchodził po schodach. To pewnie ta służka. Ninherel podeszła do drzwi, otworzyła je i wyszła, zamykając za sobą. Widząc zdumione spojrzenie służącej, powiedziała:
-Idę wziąć kąpiel. Śniadanie zanieś do pokoju, mój brat pewnie będzie głodny- i zeszła na dół.
Odszukała kogoś z obsługi i poprosiła o balię, pełną ciepłej wody.
Czekała i uśmiechała się do siebie. Isatris dostanie za swoje. Pewnie i tak złość mu szybko przejdzie.

Zdjęła ubranie i z ulgą zanurzyła się w gorącej wodzie. Usiadła wygodnie, zamierzając porozkoszować się trochę kąpielą. Siedziała i rozmyślała. Nad swoim dzieciństwem. Nad dziwnymi bliznami na ciele ojca. Czemu nie chciał jej powiedzieć, dlaczego je ma? Potem przypomniała sobie kilka słów, jakie usłyszała przypadkiem, będąc dzieckiem. Wiedziała, że ojciec zszedł na ląd z nią na rękach. Tylko czemu jego stary znajomy był zdziwiony istnieniem Ninherel? Albo ci krewni, których właściwie nie miała. Czemu Raethion opuścił Cothique i gdy był w potrzebie, nie zwrócił się do rodziny? Może został wygnany? Ale nie, inaczej nie przyjęliby go tutaj tak dobrze. Może sam odszedł?
A matka. Tak chciałaby wiedzieć, chociaż jak wyglądała. Albo znać jej imię. Może zginęła? Albo umarła przy porodzie?
Może dlatego tata nie związał się z żadną, na tyle, by uczynić ją swoją żoną. Albo może... Potrząsnęła głową ze złością. Za dużo tych może... Musi przycisnąć ojca i wydobyć z niego informacje. Musi wiedzieć, po prostu musi. Chce odnaleźć swoje miejsce, czy jest w tym coś złego? Parsknęła cicho. Trzeba się wykąpać, w końcu po to tu siedzi. Woda stygnie.
Namydliła całe ciało i umyła włosy. Potem wytarła się dokładnie i zaczęła suszyć włosy. Ciekawe, co robi Isatris...

Tymczasem Isatris spał dalej. Błądził gdzieś między jawą a snem, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył oczy i poderwał się gwałtownie, w pierwszej chwili nie wiedząc, gdzie jest. Bolała go trochę głowa, ale jeszcze nie było źle.
Pukanie zrobiło się bardziej natarczywe. Isatris rozejrzał się dookoła. Ninherel gdzieś znikła.
-Chwileczkę! Zaraz otworzę!- mówiąc to zdał sobie sprawę, że coś tu się nie zgadza. Zaraz, zaraz, gdzie są jego spodnie? A koszula? Przypomniał sobie słowa Ninherel i jęknął cicho. Ta łotrzyca schowała mu ubranie, niech ją Khaine porwie. Gdzie ono może być... Wstał, gorączkowo owijając biodra kocem i próbując go zawiązać. Szafa... Pusta. Na Asuryana, a może komódka? Otworzył kilka szuflad na chybił trafił. Jedna się zaklinowała, widać zacięła się.
Czyli nic... Może złośliwie posłała je do prania. Dobrze, że buty zostały.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich ta ładna brązowowłosa kelnerka. Trzymała ciężką tacę, wypełnioną jedzeniem.
Ach tak... To przeklęte śniadanie... Zupełnie o nim zapomniał.
Na twarzy dziewczyny pojawiło się coś pomiędzy zdumieniem i zmieszaniem. Było widać, że taca jej ciąży coraz bardziej.
-Panie... twoje śniadanie..- powiedziała niepewnym tonem.
- Proszę, postaw je na stole- odparł. Dziewczyna postawiła kilka kroków naprzód.
-Czekaj pomogę ci. Szkoda, żebyś się męczyła niepotrzebnie - zabrał jej tacę, po chwili przypominając sobie, że ma tylko ten koc. Na domiar złego, węzeł zaczynał się poluźniać. Isatris zaklął w myślach. Postawił tacę na stole, w ostatniej chwili przytrzymując poluźniony koc.
Dziewczyna jakoś dziwnie patrzyła się na niego. Odwzajemnił jej spojrzenie, dostrzegając mimochodem kształtny biust, wypełniający sznurowany gorsecik. Poczuł się głupio, jak idiota stoi w tym kocu, mając nadzieję, że materiał nagle nie spadnie mu z ciała. Chociaż z drugiej strony...
Orzechowe oczy dziewczyny tak ładnie lśniły. No i ta gładka skóra. Chętnie by jej dotknął. Piersi tym bardziej. Musiały być jędrne i delikatne. O tak... przez chwilę wyobraził ją sobie nagą. A może...
Uśmiechnął się delikatnie do ludzkiej dziewczyny.
-Dziękuję ci za przyniesienie śniadania. Wiem, że taca była ciężka. -zlustrował wzrokiem jej zawartość
i posłał dziewczynie czarujący uśmiech- Co jest najlepsze? Nie wiem od czego zacząć... Pomożesz mi?
Widok, który zastała kelnerka wprawił ją w osłupienie i lekko zawstydził. Choć dziewczyna starała się to ukryć, jej spojrzenie prześlizgiwało się po ramionach, plecach, szyi i torsie elfa. Wzięła kilka głębszych wdechów, poluzowała wiązanie przy gorsecie i pozwoliła, by biust zaznał odrobiny luzu.
- Trochę tu duszno i gorąco, nie uważasz, panie? - zapytała podchodząc do okna.
Niby zupełnie przypadkiem otarła się dłonią o rękę długouchego. Weszła kolanami na posłanie i mocno się wychylając do przodu złapała się parapetu. Wypinając odziane w spódnicę pośladki w stronę mężczyzny uchyliła okno i przetarła dłonią czoło, by pokazać jak bardzo jest jej gorąco.
Isatris uśmiechnął się do siebie. Muśnięcie jej dłoni było zachęcające. Widział jak poluzowała gorset, starał się nie patrzeć zbyt nachalnie, ale delikatny rowek między piersiami był taki słodki, taki apetyczny...
Poczuł znajomy dreszczyk podniecenia.
- Tak, rzeczywiście... trochę tu gorąco- odpowiedział i podszedł do okna. Miała całkiem zgrabny tyłeczek, spódnica bardzo kusząco opinała się na jej pośladkach. Powstrzymał chęć położenia na nim dłoni, to zrobi zaraz, nie można być zbyt nachalnym. Usiadł na łóżku i też wychylił się przez okno, niby przypadkiem nachylając się nad nią. Pachniała całkiem przyjemnie, jak na człowieka.
-Jak masz na imię? - dłoń Isatrisa powędrowała na jej ramię, a potem na łopatki.
- Przepraszam, że nie zapytałem wcześniej. To było niegrzeczne- zamruczał niemal wprost do jej ucha. No to zobaczymy... Może i chce tego samego, ale lepiej nieco poczekać, niż wyjść na nieokrzesanego prostaka.
Dziewczyna zarumieniła się lekko i oblizała wargi czubeczkiem języka. Odwróciła się w stronę Isatrisa nachylając się do niego i na chwilę ich spojrzenia się spotkały. Spuściła skromnie oczy. Otworzyła usta tuż przy jego wargach, nabrała powietrza w płuca...
- ELENA! - ryk rozległ się na schodach, a ona mało nie spadła z łóżka. - Przestań się zabawiać z klientami i rusz ten swój leniwy tyłek, bo zmywanie czeka!
Tym razem zarumieniła się o wiele mocniej i była szczerze zawstydzona. Uciekała spojrzeniem gdzieś na boki, usiłowała coś z siebie wykrztusić.
Dziewczyna przesunęła językiem po wargach. Ten gest był bardzo jednoznaczny. Isatrisowie zrobiło się ciepło, ale czekał dalej. Przysunęła się do niego i już ich wargi miały się zetknąć, gdy...
Wrzask był tak donośny, że przez chwilę ogłuszył Isatrisa. Jego treść dotyczyła dziewczyny, która niemal spadła z łóżka. Niezadowolony Isatris wstał, przytrzymując koc i wyjrzał za drzwi.
- Czego się tak drzesz człowieku!- warknął- Nie życzę sobie, by ktoś mi przeszkadzał spożywać w spokoju śniadanie- zanim karczmarz zdążył coś powiedzieć, Isatris szybko zamknął drzwi i zasunął zasuwę.
- Nie martw się- mrugnął łobuzersko- Ten cham szybko wygrzecznieje, gdy wręczę mu złoto.
Usiadł z powrotem na łóżku, przysuwając się do dziewczyny. Objął ją ramieniem.
- Elena, to twoje imię tak? Przyjemnie brzmi...- uśmiechnął się do dziewczyny.
Nieco onieśmielona oparła czoło na jego obojczyku i skinęła głową. Przysunęła się bliżej, jej skóra była bardzo ciepła i wydzielała intrygujący zapach. Po dłuższej chwili Isatris rozpoznał w tym olejek różany i upojną noc.
- A jak ja mogę się do ciebie zwracać, panie? - zapytała podnosząc na niego wzrok płonących pożądaniem oczu.
Wciągnął powoli powietrze, napawając się jej zapachem, który tylko wzmógł jego podniecenie. Ale powoli, powoli...
Będzie wtedy dużo przyjemniej.
- Mów mi Isatris- powiedział nieco ochryple- I żaden ze mnie pan...- położył dłonie na jej policzkach i nachylił się nad nią.
Uśmiechnęła się do niego promiennie spoglądając ufnie w niebieskie oczy elfa. Powachlowała chwilę rzęsami.
- A... twoja siostra? - zapytała niewinnie.
-Moja siostra?- dziwne pytanie na chwilę zdekocentrowało Isatrisa. Po chwili domyślił się o co chodzi- A co ma być z moją siostrą? Pewnie poszła do łaźni, z rana jak lubi- łgał w żywe oczy. Ech ta Ninherel...
- Wyglądała na bardzo zmęczoną - stwierdziła przysuwając się bliżej. - Pewnie... będzie chciała się odprężyć w ciepłej wodzie. Długo...
Ostatnie słowo szepnęła wprost do jego ucha i delikatnie musnęła je ciepłymi wargami.
-Pewnie tak...- zamruczał, muskając jej policzek palcami. Potem ujął jej twarz i delikatnie pocałował.
Kelnerka rzuciła się na Isatrisa niczym drapieżna kocica i przygniotła ciężarem swego ciała do łóżka. Pocałunek zmienił się w bardzo namiętny, a elf poczuł dłonie dziewczyny pod swym wątpliwym okryciem.
Dysząc, przytrzymał jej dłonie. Przewrócił ją na plecy. Odrzuciła włosy do tyłu, oblizując wargi, ściągając z niego koc.
Wzwiedzione sutki wyraźnie odznaczały się pod koszulą, naprężone piersi rozpychały gorsecik. Zdarł go jednym ruchem i chwycił ją mocno za biust, gryząc w szyję. Zaskomlała cicho, wbijając paznokcie w jego plecy. Polizał jej dekolt, ścisnąwszy mocniej jej piersi. Objęła go nogami, wyginając się i prężąc, jej rozchylone czerwone usta rozwarły się w jęknięciu. Zacisnął palce na jednej piersi, gryząc ją w sutek, niemal nieprzytomny z żądzy. Druga dłoń włożył między jej uda...gorąca, mokra, spragniona, rozsunęła ulegle nogi, rzucając mu płonące spojrzenie.
- Weź mnie, proszę, weź...-błagała.
Wbił palce w jej jędrny kształtny pośladek, miażdżąc usta pocałunkiem. Rozpalony przycisnął ją do posłania, wdzierając się najgłębiej w nią jak mógł. Podniosła się nieco, z warknięciem zatapiając zęby w jego barku. Przenikliwy, słodki ból dołączył do żądzy, przepełniającej jego ciało... spocona, mokra, wiła się pod nim, nie mogąc złapać tchu... jej pośladki uderzały o jego biodra... ciągle bezlitośnie zwiększał tempo... jej zapach był taki podniecający... pot znaczył jej falujące piersi, gdy dyszała głośno...
nagle krzyknęła, przyciskając go do siebie, naprężając wszystkie mięśnie, pochłaniając, zagarniając go w siebie... tego pragnął, tego chciał... brutalnie wdarł się jeszcze głębiej..krzyknęła głośniej, poddając mu się całkowicie...pierwszy mocny skurcz doprowadził go niemal na sam szczyt... następny, następny.. zesztywniał z jękiem, dziewczyna zacisnęła nogi...spełnienie falą zalało wszystkie zmysły.. reszta się stała taka odległa...
Opadli na posłanie, spleceni, poznaczeni lśniącymi strużkami potu. Wyczerpany, zdyszany Isatris położył głowę na jej piersiach. Wspaniałe ciepło zaspokojenia rozlewało się po jego ciele.
Było mu tak dobrze...
Czuł się wspaniale, cudownie odprężony. Położył się na boku, wysuwając się z niej i przytulił Elenę mocno. Głaskał jej ciało, powolnymi ruchami. Potrzebował chwilę odpocząć, niemal ociekał potem.
-Jeszcze, jeszcze... proszę- piersi dziewczyny falowały, gdy rzuciła mu pełne pożądania spojrzenie- Proszę..
Isatris zamruczał jak kot. Jego dłoń popełza w dół, w okolice jej ud. Wsunął w nią dwa palce i zgiął je ostrożnie.
- Musi ci to wystarczyć. Muszę chwilę odetchnąć- poruszył nimi kilka razy, muskając kciukiem jej wrażliwe miejsce, widząc jak na twarzy dziewczyny pojawia się zachwyt.
- Powiedz, co chcesz. - wyszeptał, wtulając nos w jej pierś. Ciepła, delikatna jak satyna tkanka, otulała jego palce. Uśmiechnął się do siebie.
- Szybciej , szybciej...-przycisnęła jego dłoń do swojego krocza. Masował językiem jej piersi, poruszając palcami wedle jej życzenia.
Elena prężyła się i wyginała, z ekstazą wypisaną na twarzy, jęcząc cicho. Była coraz bardziej gorąca i mokra. Isatris uśmiechnął się radośnie i ugryzł ją w szyję. Dziewczyna znieruchomiała, jej pierś uniosła się w oddechu, a on poczuł skurcze jej pochwy na palcach.
-Ochhh... aaach... jak mi dobrze- wydyszała, leżąc na chłodnej pościeli. Isatris wyjął mokre palce i powąchał, a potem oblizał. Smakowała całkiem nieźle, nieco słonawo. Pogłaskał ją po plecach i pocałował. Przytulał ją przez chwilę.
Powoli zaczynał być głodny, a głowa nagle się odezwała. Mimo tego czuł się dobrze, o tak...
Pocałował ją jeszcze raz.
-No malutka... może czas na śniadanie?- musnął wargami jej ucho- Sam nie zjem tego wszystkiego- uśmiechnął się łobuzersko.
-Pa.. Isatrisie to znaczy... ależ...- dziewczyna zająknęła się, nagle zmieszana.
-Ciii... porozmawiam z tym wrzaskunem... Pozwól sobie na chwilę wytchnienia od pracy- musnął jej policzek dłonią.
-Masz rację.- na twarzy Eleny wykwitł uroczy uśmiech.
Isatris wstał, przymknął okno i przyniósł tacę.

Ninherel wstała i wytarła się. Chyba Isatrisowi już wystarczy tyle czasu, nie? Wyszła z balii i założyła ubranie. Rozczesała włosy palcami, ciesząc się że już są czyste. Schły powoli, skręcając sie w loki. Nagle zrobiło się jej smutno. Dlaczego ona nie może sobie znaleźć partnera chociaż na krótko? Jakiegoś sympatycznego Asura. Może Isatriowi podobały się ludzkie kobiety, ale w niej mężczyźni młodszej rasy najczęściej wzbudzali pogardę, obrzydzenie lub co najwyżej obojętność. A poza tym... Naprawdę nie wiedziała, jak ma uwodzić. Bo i niby skąd? Paraliżowała ją nagle nieśmiałość, czuła się dziwnie skrępowana. Nie potrafiła tak po prostu podejść i zagadać jak Isatris. Może kiedyś się jakoś przełamie...
Może będzie lepiej.
Potrząsnęła włosami. Czas na śniadanie, była naprawdę głodna.

Isatris pomógł dziewczynie się ubrać. Sam musiał zadowolić się kocem.
- Było miło, nieprawdaż?- ugryzł ją delikatnie w szyję, przesuwając dłonią po wewnętrznej stronie jej uda.
- Taaak...- jęknęła cicho i przełknęła ślinę. Musnął wargami ucho Eleny.
- To przyjemniej pracy życzę- zamruczał, a jego dłoń powędrowała w górę, zatrzymując się na jej piersiach. Zdjął rękę i klepnął ją w zgrabny tyłeczek, teraz okryty spódnicą.
- Ruszaj. A ja teraz muszę poczekać na siostrę. Ech, to nieznośne dziecko...- przewrócił teatralnie oczyma.
Kobieta zaśmiała się, rzuciła mu długie spojrzenie i wyszła.

Ninherel właśnie kończyła miskę gulaszu, gdy przypomniała sobie o ubraniu Isatrisa. Pewnie jeszcze go nie znalazł, bo by już pojawił się na dole. Mieli przecież mało czasu, trzeba zrobić zapasy na drogę, spotkać się z resztą grupy. Wstała i weszła na schody. Po drodze minęła ją ta kelnerka, dziwnie zarumieniona. Ninherel powstrzymała śmiech. Isatris jak zwykle, jest niepoprawny...
Bezceremonialnie wkroczyła do pokoju. Isatris z dziwnie błogą miną siedział na łóżku, owinięty w koc. Poderwał się na jej widok.
Powęszyła odruchowo w powietrzu i spojrzała na niego.
Isatri widział, jak w spojrzeniu Ninherel pojawia się dziwny błysk. Miał wrażenie, że jej wzrok powędrował niżej, na jego goły tors. Poczuł się dziwnie, czemu tak się na niego patrzyła?
Potem uśmiechnęła się. Isatrisowi dreszcz oczekiwania przeszedł po plecach. Pewnie mu się za dużo wydaje. Może przez ludzką dziewczynę.
Nagle Ninherel uśmiechnęła się szerzej i zachichotała.
-Z czego się śmiejesz?- parsknął, czując napływający gniew.
-Z ciebie- wyszczerzyła zęby- Nie znalazłeś ubrania, co?- w jej głosie zabrzmiała nutka złośliwości.
-Nie- warknął- A teraz łaskawie mi powiedz, gdzie ono jest.
Pokręciła z ubolewaniem głową i podeszła do komódki. Wysunęła na kilka centymetrów zablokowaną szufladę, coś poszperała. Rozległ się metaliczny odgłos i szuflada wysunęła się całkowicie. Ninherel zgarnęła stos ubrań i rzuciła je Isatrisowi.
-Ech, Ninherel-westchnął cicho- Czemu?
Wzruszyła ramionami i wyszła na chwilę, by mógł się ubrać.Wróciła za moment.
-No to do roboty, Is. Straciliśmy za dużo czasu.- powiedziała mierząc go spojrzeniem.
-Nin, jesteś trochę hmm... poczochrana. Ale i tak ładnie to wygląda- uśmiechnął się do niej, nie zwracając uwagi na jej wzrok.
-Is- jęknęła- Nie zaczynaj.
-Oj, Nin- podszedł do niej bliżej. Dziewczyna była blada i miała podkrążone oczy. Widać nie spała najlepiej. Isatrisowi zrobiło się wstyd.
-Nin... przepraszam- powiedział cicho- Za wczoraj...- położył dłonie na jej ramionach i spojrzał w oczy Ninherel.
-Ech, Isatris...- westchnęła cicho- Mniejsza o to.
-Jesteś cudowna. Naprawdę- dodał- Cieszę się, że ze mną podróżujesz.
Ninherel milczała. Potem uścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się.
-Chodźmy- szepnęła- Trzeba znaleźć resztę. Nie pleć tyle głupot.
Zeszli na dół, by odszukać towarzyszy...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Serge »

Vestella (i chwilę strażnicy pod wodzą Ouz :))

Sala już na dobre opustoszała, gdy Vestella została przy stoliku wraz z kilkoma weteranami, którzy opowiadali jej to i owo o rodzicach. Jeden nawet zdawał się znać ojca z czasów kawalerskich i okazało się że tatuś używał sobie przy każdej nadarzającej się okazji. Taaak, dopóki nie poznał mamy. A ta, jak się okazało, potrafiła ojca okiełznać. Vestella słuchając tych wszystkich opowieści aż dziwiła się skąd mama znalazła taką siłę w sobie by poskromić charakter ojca, ale w końcu doszła do wniosku że to nie tyle kwestia charakteru, a prawdziwa miłość. Ojciec tyle razy zarobił od mamy najróżniejszymi przedmiotami, a zawsze mówił o niej w samych superlatywach, z takim przejęciem w głosie i uczuciem, które każda kobieta potrafi idealnie wychwycić. Wiele razy, będąc jeszcze w domu, Vestella widziała to magiczne uczucie którym darzyli się rodzice. Uczucie, do którego sama dążyła. No cóż, miała najlepszych nauczycieli.

Położyła się grubo po północy z głową pełną procentów i nowych historii. Niektórzy ze strażników patrzyli na nią pełnym pożądania wzrokiem jak na swój 'podeszły' wiek, ale dziś nie miała jakoś ochoty zabawiać się w, jakby to powiedzieli w Albionie, 'Nasty Girl' i opróżnić (przy okazji zaplanowanych, nic nieznaczących igraszek) ich sakiewek, bo historie jakie jej opowiedzieli wprawiły ją w dobry nastrój. Ranek jednak nie był już tak przyjemny. Głowa bolała, a na wspomnienie o śniadaniu, Ves zbierało się na wymioty. Gdy tylko zażyła porannej kąpieli która nieco tylko postawiła ją na nogi, zeszła na dół zajmując miejsce przy wolnym stoliku. Wcześniej skinęła głową i uśmiechem przywitała grupę weteranów z którymi spędziła lwią część poprzedniego wieczoru i Isartisa, który siedział z siostrą i innymi dziwnymi typami w kącie sali. Zamówiła wodę z cytryną i sącząc ją powoli obserwowała cała salę.

Posiedziała chwilę, pomyślała o różnych sprawach i skierowała się do stolika zajmowanego przez strażników. Starsi panowie znów przyjęli ją bardzo miło, czyli tak, jakby pierwszy raz od kilku lat widzieli kobietę. A przynajmniej Tileankę. Zresztą, jakoś bardziej wolała ich towarzystwo niż (zbyt?) pewnego siebie Isatrisa. Usiadła, popatrzyła po ich twarzach i uśmiechnęła się zadziornie.

- Zagramy panowie? Powiedzmy o pięć koron, jeśli tyle macie... - nie wiadomo kiedy w jej dłoni o starannie wypielęgnowanych paznokciach pojawiła się talia kart. - A tak przy okazji... Skoro tyle słyszeliście o mojej rodzinie, to może wiecie coś o moim braciszku, Vestelu? Szukam go od dość dawna i już mnie powoli zaczyna wkurzać ten chłystek. - puściła oczko pierwszemu z brzegu strażnikowi tasując zręcznie karty. Od razu przypomniała sobie czasy gdy była gówniarą i ojciec uczył ją wszelkich trików prowadzących tylko do wiktorii, a mama trzymała za nią kciuki gdy grała z 'Szybkim Lucą'. I w jednej chwili zdała sobie sprawę jak bardzo za nimi tęskni.

Panowie wymienili między sobą spojrzenia, przejrzeli karty i także odłożyli. Jeden z nich, ten który ją wczoraj zaprosił, pochylił się nieznacznie do przodu i spojrzał na nią uważnie.
- Owszem, wiemy i powiem szczerze, panienko, że same z nim kłopoty zawsze mieliśmy – stwierdził krzywiąc się nieznacznie.
Nie zdążył nic więcej dopowiedzieć, gdy siedzący obok strażnik trzepnął go przez łeb.
- Ech, ty stary pierniku! Już jej tak nie ‘panienkuj’, wszak to dorosła kobieta!
- Racja – mężczyzna wyraźnie się zmieszał. – Pani wybaczy…
- A wracając do Vestela – zagadał trzeci strażnik. – Wyjechał razem z synem Księcia, strasznie się skumplowali. Oczywiście jest to ściśle tajne i nikt nie wie, gdzie się udali, pan Artis obawiał się zamachowców i nikomu nic nie powiedział. Plotka mówi, że mieli się udać w kilka miejsc, ale nie wiemy, gdzie pojechali najpierw.

- Tyle to i ja wiem, drodzy panowie. - odparła westchnąwszy ciężko. „A nawet trochę więcej”, pomyślała. Wyjęła z torby list i pomachała nim w powietrzu. - Vestel pisał mi niedawno że zamierza gdzieś wyjechać z tym Artisem, ale jak zwykle bubek jeden nie napisał gdzie. Same kłopoty z tym chłopaczyskiem – pokiwała teatralnie głową. - Jak zwykle dobrze się bawi moim kosztem, nie będzie mu już tak do śmiechu jak go dorwę w swoje łapki. Ale... nie zaprzątajmy sobie teraz tym głowy, zagrajmy partyjkę.– uśmiechnęła się szeroko.

Chwyciła szybko karty, po czym tasując je niczym wytrawny szuler rozdała weteranom. Popijając wodę z cytrynką patrzyła jak z każdą chwilą miny jej współgraczy z wesołych poważnieją, a nawet wyrażają lekką irytację. Ona natomiast myślała jedynie o Vestelu i miejscu jego potencjalnego pobytu, gdy do głowy przyszła jej pewna myśl. Przeprosiła na moment starszych panów, po czym dźwignęła się dziarsko do pionu i z uśmiechem na twarzy omiotła wzrokiem całą salę. Spojrzenia klienteli skierowały się na nią i o to właśnie jej chodziło. Oparłszy dłonie na seksownych bioderkach zaczęła głośno.

- Przepraszam, panowie i panie, że przerywam wam poranny posiłek, ale sprawa o którą chcę zapytać nie ścierpi dalszej zwłoki. Wybaczcie więc to faux pas – uśmiechnęła się zadziornie zatrzymując co chwilę wzrok na co bardziej przyglądających jej się mężczyznach. Trzeba przyznać że gadane miała po ojcu. - Przechodząc do sedna... Słyszałam że potomek waszego władcy - Artis, wyruszył swego czasu w podróż, by znaleźć lek na chorobę ojca. Widziałam się wczoraj z Księciem i ten martwi się bardzo o swego syna, co nie dodaje mu sił w walce z chorobą. Jako jego przyjaciółka, zatroskana jego stanem zdrowia, mam pytanie - może któreś z was, drodzy panowie i panie, wie coś na temat Artisa i jego wyprawy? Zna może w przybliżeniu kierunek w którym udał się on i jego świta? - głos teatralnie drgał, gdy jej wzrok mimowolnie zatrzymał się na Isartisie i jego 'barwnej' kompanii. - Od tego może zależeć dalsza kondycja psychiczna i stan zdrowia waszego czcigodnego władcy.

Rodzice tyle razy powtarzali że niektóre rzeczy lepiej załatwić sprytem niż siłą i Vestella zdążyła im już przyznać rację co najmniej setki razy. Miała nadzieję, że i teraz krasomówstwo jej pomoże. Rozglądając się pewnie po sali oczekiwała jakiejkolwiek odpowiedzi. Później będzie się zastanawiać co z nią zrobić...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Deadmoon »

Angus Mond

Szlachcic pokręcił się tu i ówdzie, podsłuchał to i owo, puścił oko tej i owej. Właściwie nie dowiedział się niczego nowego, o czym wcześniej by nie wiedział. Jednak zasłyszane w kuluarach słowa tylko potwierdziły powagę sytuacji i ogólnie nieprzyjemną atmosferę we dworze, jaka zrodziła się w tych niefortunnych okolicznościach.
Parę dni życia? Zatem rzecz miała się gorzej niż przypuszczał. Ciekawe czy ktokolwiek wiąże jeszcze nadzieje na wyzdrowienie Księcia? Jeśli wyprawa młodszego syna miała być ostatnią nadzieją, to niemal pewne było, że chory władca rychło wyciągnie kopyta. Angusa jednak cały czas zastanawiało kto i jaki miał interes we wprowadzeniu takiego zamieszania na książęcym dworze. Wszystko pewnie sprowadzało się do politycznych zagrywek i zakulisowych posunięć.

"To może być idealna lekcja życia" - pomyślał. - "Ojciec byłby ze mnie dumny."

Gdy ponownie spotkał się z magiem i kapłanem szybko dowiedział się, że nie odnaleźli nic, co rzucałoby nowe światło na całą intrygę. Angus podzielił się wybranymi informacjami, jakie zasłyszał wśród służby. Następnie przeprosił szanowne towarzystwo, oświadczając, że udaje się odnaleźć lokal, w którym miała przebywać reszta "drużyny".

Zastanawiała go postać owego serdecznego druha panicza Artisa, niejakiego Vestela Orlandoniego. Mógłby przysiąc, że gdzieś już kiedyś słyszał to nazwisko. Nie mógł sobie jednak przypomnieć gdzie. O samym Vestelu jednak krążyły wśród dworu przeróżne plotki. Większość z nich wskazywała na niezrównany urok i chuć cudzoziemca, inne jednak sugerowały, że jego apetyt na cielesne uciechy wypłoszył wszystkie psy i inne czworonogi z książęcego folwarku.

Gdy Angus opuścił włości Księcia na zewnątrz już dawno zmierzchało. Owinął się szczelniej płaszczem, by uniknąć wieczornego chłodu. Teraz należało znaleźć lokal, w którym zatrzymała się reszta awanturniczej śmietanki.

Gdy znalazł się w kupieckiej części miasta, szlachcic rozejrzał się wokół siebie. No tak, gospoda na gospodzie, karczma karczmę w dupę kopie. Wszelkiego rodzaju szynki i oberże łypały na siebie niechętnie, prześcigając się w co bardziej wymyślnych nazwach. "Rigor Mortis", "Pogoda pod trupem" czy "U Zgniłka" - to tylko kilka co bardziej intrygujących i zapadających w pamięć szyldów.

"Ciekawe co za bydło się w takich lokalach stołuje?" - przemknęło mu przez myśl. Wydął usta, wodząc wzrokiem po niewyraźnie oświetlonych budynkach użyteczności publicznej.
- Gdzie też oni mogli się zamelinować? - Wymruczał pod nosem. - Chyba nie obejdzie się bez rozpytywania.
- Uważaj, chłopcze, bo cię gołębie obsrają. Nie stój jak ten kołek na środku ulicy - usłyszał głos za plecami, któremu zawtórował tubalny śmiech. Odwrócił się w tamtą stronę i ujrzał dwóch podpitych ludzi w strojach średnio zamożnych kupców. Niedbale narzucone delie i lekko osunięte kołpaki z wymiętymi piórami świadczyły, że tego wieczora za kołnierz bynajmniej nie wylewali. Zabójcze wyziewy z ich ust, zdolne powalić najtwardszego goblińskiego weterana, tylko potwierdzały przypuszczenia Angusa.
- Mości panowie dobrze się bawili tego wieczora? - chłopak bardziej stwierdził niż zapytał uprzejmym tonem, uśmiechając się dyplomatycznie.
- Nie inaczej, chłopcze złoty - odparł jeden z kupców.
- Zupełnie tak jak mówisz - dodał drugi, po czym obaj wybuchli głupawym śmiechem.
"Przeklęci parweniusze. Żeby jeszcze im ten humor bokiem nie wylazł" - zasępił się Angus w myślach, lecz na twarzy pozostał mu cierpliwy półuśmiech.
- A w którym to lokalu tak miło czas panowie spędzali?
Mężczyźni spojrzeli po sobie i ryknęli śmiechem.
- Zamknij oczy, obróć się kilka razy wokół własnej osi i wskaż palcem przed siebie, a trafisz do lokalu, gdzie dzisiaj piliśmy.
"Bardzo śmieszne. Bardzo." - Angus zmarszczył czoło. - "Dość dyplomacji. Do takich buraków trzeba prosto z mostu."
- Szukam pary elfów. Kobieta i wysoki mężczyzna. Nierozłączni, wyniośli, nieco irytujący w obyciu. Widzieliście ich może, szanowni panowie?
Niczym lustrzane odbicia mężczyźni sięgnęli pod obsunięte czapki i podrapali się po głowach. Robili to z takim zacięciem, jak gdyby mieli wśród tłustych włosów odnaleźć odpowiedź na wszelkie zagadki tego świata. Angus miał już się skłonić rozmówcom i pozostawić ich w filozoficznym uniesieniu, kiedy ten wyższy, o tubalnym głosie odezwał się:
- Coś sobie przypominam, choć mogę się mylić. Ale zdaje się, że widziałem kogoś takiego w...

* * *

Szlachcic skrzywił się lekko, kiedy z chłodnego nocnego powietrza wkroczył w objęcia karczemnego zaduchu. Ostra mieszanka alkoholu, parujących potraw, spalonego tłuszczu, potu i nietrzymanego moczu zaatakowała znienacka czuły nos chłopaka. Zakrył twarz rękawem i odczekał chwilkę, by przyzwyczaić zmysły do nowego miejsca. Podszedł do szynkwasu, zamówił kubek wina i jął wzrokiem omiatać pomieszczenie w poszukiwaniu znajomych twarzy. Zniechęcony zwrócił się do karczmarza.
- Szukam pary elfów... - powtórzył słowa wypowiedziane wcześniej kupcowi.
- Pokój na górze, drugi po prawej.
- To wezmę ten naprzeciwko. Gdyby wstali przede mną przekaż im, proszę, że Angus Mond również się tutaj zatrzymał.
Po tych słowach wsunął w dłoń karczmarza kilka monet i, życząc mu dobrej nocy, udał się na spoczynek.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ouzaru »

Kapłan podreptał za magiem, jednak ten nie wpuścił go do swojej pracowni i odesłał. W sumie Alan mógł się tego spodziewać... Udał się zatem do najbliższej karczmy i tam spędził noc.

fds, rusz dupę :evil: Othe chwilowo jest odcięty od netu, ale reszta może spokojnie grać dalej.

Młodego szlachcica obudziły z rana krzyki karczmarza na schodach. Najwyraźniej szukał jednej ze swoich kelnerek... Odpowiedział mu znajomy głos, należący do elfa.
- Czego się tak drzesz człowieku!? - warknął elf. - Nie życzę sobie, by ktoś mi przeszkadzał spożywać w spokoju śniadanie!
Angus usiadł na łóżku i przetarł twarz. Czyli jego towarzysze już się obudzili, a w każdym razie ta egzotyczna dwójka. Nie zwlekając dłużej umył się, ubrał i zszedł na dół, by samemu także zjeść jakiś lekki posiłek. W sali nie było o tej porze zbyt wielu gości. Ot, kilku przejezdnych, ze dwóch typowych starych bywalców oraz paru strażników, którzy zajmowali największy stolik razem z jakąś młodą panną. Rozpoznał jednego z nich jako tego, który wczorajszej nocy opowiadał o siostrze przyjaciela Artisa.
Akurat, gdy kończył jeść, na schodach pojawiła się para elfów. Wstał, tak żeby go zauważyli i skinął na nich. Ninherel i Isatris szybko podeszli i po krótkiej wymianie grzeczności uwagę trójki przykuła pewna młoda Tileanka.

- Przepraszam, panowie i panie, że przerywam wam poranny posiłek, ale sprawa o którą chcę zapytać nie ścierpi dalszej zwłoki. Wybaczcie więc to faux pas – uśmiechnęła się zadziornie zatrzymując co chwilę wzrok na co bardziej przyglądających jej się mężczyznach. Trzeba przyznać, miała nie tylko gadane, ale i śliczną buźkę. - Przechodząc do sedna... Słyszałam, że potomek waszego władcy - Artis, wyruszył swego czasu w podróż, by znaleźć lek na chorobę ojca. Widziałam się wczoraj z Księciem i ten martwi się bardzo o swego syna, co nie dodaje mu sił w walce z chorobą. Jako jego przyjaciółka, zatroskana jego stanem zdrowia, mam pytanie - może któreś z was, drodzy panowie i panie, wie coś na temat Artisa i jego wyprawy? Zna może w przybliżeniu kierunek, w którym udał się on i jego świta? - głos teatralnie drgał, gdy jej wzrok mimowolnie zatrzymał się na Isartisie i jego 'barwnej' kompanii. - Od tego może zależeć dalsza kondycja psychiczna i stan zdrowia waszego czcigodnego władcy.

Na chwilę zapadła dziwna cisza, którą przerywały jedynie niespokojne szepty i wiercenie się na krzesełkach. Jeden ze strażników spojrzał się na Tileankę i podrapał po łysinie.
- Mówiłem wam, gadane to ona ma po ojcu... - stwierdził cicho do towarzyszy uśmiechając się nerwowo.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ninerl »

Ninherel i Isatris
Schodzili po schodach, gdy Ninherel dostrzegła ludzkiego szlachcica.
-No, popatrz. Jednak ktoś przyszedł po nas. Ciekawe, czego się dowiedzieli u księcia?
-Zaraz się pewnie dowiemy- mruknął Isatris.
Podeszli do człowieka.
-Witam pana, panie Mond. - Isatris uśmiechnął się szeroko. Ninherel ograniczyła się do skinięcia głową.

Za chwilę wstała tam młoda kobieta, którą dziewczyna widziała już wczoraj, gdy ta nie dała się uwieść Isatrisowi. Ninherel uśmiechnęła się pod nosem. Kobieta wygłosiła krótką mowę, z której wynikało, że jest dziwnie zainteresowana stanem księcia.
Isatrisowi przebiegło kilka szybkich myśli przez głowę. Wiedział już co zrobi. Uśmiechnął się jak kot i zrobił krok w stronę Tileanki.
-Może ona jest szpiegiem? Albo kimś podobnym?- usłyszał szept Ninherel.
- I mówiłaby takie rzeczy publicznie? Oj, Nin. - mruknął, rzucając długie spojrzenie Tileance.
-Niech ci będzie. Ale będę cię dwa razy lepiej pilnować- pomruk dziewczyny nie wróżył niczego dobrego. Isatris westchnął w duchu.
Trudno się mówi. Może Ninherel jakoś odpuści. Uśmiechnął się do Tileanki.
- Jeśli pani zaszczycisz nas swoim towarzystwem, to być może to nie będzie stracony czas. Choroba księcia niepokoi nas równie mocno jak ciebie- wykonał zapraszający gest w stronę stolika przy którym stali. Książę Isatrisa zupełnie nie obchodził, to człowiek, czy to jakaś różnica który będzie rządził? Zresztą oni tak szybko umierali, ginęli, jak to ludzie. Isatris musiał nieustannie uczyć się personaliów tych ludzkich szlachetek, co bywało nużące.
Ninherel czekała, ciekawa reakcji kobiety. Bardzo dobrze wiedziała, o co chodziło Isatrisowi. Miała nadzieję, że panienka nie okaże się bezwolną dziewczyną jak większość ludzkich kobiet. Isatrisowi zdecydowanie potrzebna była krytyka. Przynajmniej teraz...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Serge »

Ves

Vestella z podniesioną prawą brwią oczekiwała jakiejkolwiek reakcji ze strony bywalców i gości gospody. Pomijając krótką uwagę strażników których sromotnie ogrywała przy stoliku, niewielu było chętnych do rozmowy i podzielenia się informacjami. Gdy miała usiąść i uszczuplić bardziej sakiewki weteranów, odezwał się wreszcie ten... jak mu było? Iraklis, Iraltis... Isartis. Tak, chyba tak. Zapraszał do stołu, niby mając jakieś informacje do zaoferowania. Ves westchnęła ciężko, ten facet wyglądał jej jak ciągle spragniony czułości piesek... na baby. Tileanka nie zamierzała dać mu tej satysfakcji.

- Przepraszam panów na moment.
- powiedziała do weteranów i zabrawszy szybko swoją torbę skierowała się do stolika zajmowanego przez dziwne towarzystwo.

Marszcząc brwi obejrzała sobie oblicza zgromadzonych przy stole, po czym usiadła przy stoliku zakładając ręce na piersi.
- No więc jakie ma mi pan informacje do przekazania, panie Isartis? Poznałam już kilku przedstawicieli pańskiej rasy i wiem, że raczej nie bardzo przejmują was losy ludzi. - Ves patrzyła mu hardo w oczy. - I liczę, że to jednak nie będzie stracony czas, więc niech pan przejdzie od razu do rzeczy...

Uśmiechnęła się cierpko oczekując na to, co ma jej do powiedzenia elf. O ile w ogóle coś miał, prócz kolejnych płytkich komplementów...

Wracam do gry, Ouz ;)
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ninerl »

Isatris i Ninherel
- No cóż...- Isatris rzucił ludzkiej panience ironiczny uśmiech- Czasami jednak zauważamy ciekawe... jednostki. Ale do rzeczy- Asur spoważniał. Ninherel uważnie obserwowała kobietę. To była ta z wczoraj. Dziwne, że też szukała Artisa.
- Szukamy Artisa, ponieważ jak pani pięknie to ujęłaś, zależy nam... a przynajmniej naszym towarzyszom na zdrowiu ich władcy. My dwoje, ze względu na przyjaźń, jaką ich darzymy, obiecaliśmy wspomóc ich działania. - ciągnął Isatris, patrząc prosto w oczy Tileanki. Przyjaźń dobre sobie... Ninherel miała ochotę się roześmiać. Ale nadal była poważna.
- Toteż proponuję jedno. Połączenie sił. Nam przyda się dodatkowa para oczu, a być może tobie, pani... pewnego rodzaju ochrona. Drogi są niebezpieczne, wiemy to bardzo dobrze oboje - Isatris powiedział spokojnym tonem.
- Są tylko dwie odpowiedzi. W zależności od tego którą usłyszę, no to cóż... Powiem więcej i dokładniej. Nie chcemy strzępić języka niepotrzebnie, nieprawdaż ?- nikły uśmiech wykrzywił wargi Isatrisa.
Ninherel kuksnęła go w bok.
- A jeśli to szpieg? Albo osoba zamieszana w intrygę?- szepnęła w tar-eltharinie.
- Tym lepiej mieć ją na oku.- odpowiedział cicho. Ninherel pomyślała szybko.
- Racja. Zawsze zdążymy wydobyć z niej informacje. Może dojdą nowe tropy- dodała i zamilkła.
To może być niegłupie. Tylko trzeba będzie pilnować Isatrisa, by trzymał język na wodzy. Smarkacz, by zaimponować panience gotów się jeszcze czymś pochwalić. Tym, czym nie powinien. Ninherel wiedziała, że Isatris nie jest głupi, ale to tylko mężczyzna... Wiadomo, oni są tacy prości. Podejrzewała, że tak szybko zaoferował swą pomoc kobiecie, by później móc sobie odbić z nawiązką jej odmowę. Uraziła jego dumę i nie odpuści. Ech, ten dzieciak...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Serge »

Vestella

- Toteż proponuję jedno. Połączenie sił. Nam przyda się dodatkowa para oczu, a być może tobie, pani... pewnego rodzaju ochrona. Drogi są niebezpieczne, wiemy to bardzo dobrze oboje.
- powiedział elf.

Dziewczyna prychnęła.
- Skoro dotarłam do Talabheim prosto z Tilei w pojedynkę, to chyba oznacza jedno, prawda? Że potrafię sobie radzić na szlaku i w różnych innych sytuacjach. – na jej twarzy wykwitł kwaśny uśmiech. Wciąż wpatrywała się twardo w oczy Isatrisa, zupełnie nie zwracając uwagi na dziewczynę siedzącą obok niego. - A co do twej propozycji, myślę że jest to dobry pomysł. Wspólnie mamy większą szansę na odnalezienie Artisa, gdyż tak jak powiedziałeś drogi są niebezpieczne i nie wiadomo jakie trudności możemy jeszcze napotkać. Teraz powiedz mi co wiesz, drogi Isatrisie, mam nadzieję, że są to informacje godne poświęcenia ci mojego czasu. - uśmiechnęła się krzywo.

Chwilę później elfy zaczęły rozmawiać między sobą w tym swoim dziwnym języku. Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi, ale jakoś tak czuła, że rozmawiają o niej. Vestel był gdzieś tam na szlaku a ona wciąż siedziała jeszcze w karczmie czekając na odpowiedź tego elfiego bawidamka. Tileanka liczyła, że Isatris nie będzie owijał w bawełnę i przejdzie od razu do rzeczy, bo akurat na głupie pogadanki 'o niczym' nie miała teraz ani ochoty, ani czasu.

- Długo mam jeszcze czekać na te informacje? - spytała przerywając elfom rozmowę. Powoli zaczynała się niecierpliwić.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany