[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ravandil
Ravandil z dużym sceptycyzmem słuchał tych wszystkich rewelacji o dworskich intrygach. Mało się to już nasłuchał o tego typu spiskach? Tutaj był klasyczny przykład - uparty Solkanita próbuje wymierzyć sprawiedliwość, nieświadomie lub świadomie działając na korzyść uzurpatora. Chociaż Ravandil nie wiedział, jak było naprawdę, bardziej wiarygodne wydały mu się słowa Orbena. Jakby rzeczywiście zabił władcę, to z jakiej okazji siedziałby teraz na jakimś odludziu? Zazwyczaj skrytobójcy robią zawrotną karierę na dworze, czasem umierając od ostrza zawistnych dawnych współpracowników.
Po długiej gadaninie walka się zaczęła. Tego można było się spodziewać - nie wiedzieć czemu, kapłani to generalnie bardzo upierdliwe bestie, a jeśli jeszcze takiego postawić w sytuacji konfliktowej z czarodziejem... Mieszanka wybuchowa. Początkowo zakotłowało się tylko trochę, potem rozpętała się prawdziwa zawierucha, walczący rzucili do tego jakieś dziwne zaklęcia. Zniecierpliwiony Broch także włączył się do walki, krzycząc do Ninerl i Ravandila. Gdyby tylko jeszcze było coś dobrze widać... Elf wziął do ręki łuk, swojego dobrego przyjaciela. Ostatnio nie miał specjalnie okazji by go użyć... Albo po prostu nie był w stanie. Nałożył nieco niepewnie strzałę na cięciwę i opanowując drżenie ręki wymierzył w kapłana. Przyklęknął na jedno kolano i strzelił, celując gdzieś w nogi albo ręce solkanity. Nie potrzebował go zabijać, wystarczyło na razie obezwładnić, zresztą zwaliłby sobie na głowę w ten sposób mnóstwo kłopotów. Jeszcze więcej, niż już miał.
Ravandil z dużym sceptycyzmem słuchał tych wszystkich rewelacji o dworskich intrygach. Mało się to już nasłuchał o tego typu spiskach? Tutaj był klasyczny przykład - uparty Solkanita próbuje wymierzyć sprawiedliwość, nieświadomie lub świadomie działając na korzyść uzurpatora. Chociaż Ravandil nie wiedział, jak było naprawdę, bardziej wiarygodne wydały mu się słowa Orbena. Jakby rzeczywiście zabił władcę, to z jakiej okazji siedziałby teraz na jakimś odludziu? Zazwyczaj skrytobójcy robią zawrotną karierę na dworze, czasem umierając od ostrza zawistnych dawnych współpracowników.
Po długiej gadaninie walka się zaczęła. Tego można było się spodziewać - nie wiedzieć czemu, kapłani to generalnie bardzo upierdliwe bestie, a jeśli jeszcze takiego postawić w sytuacji konfliktowej z czarodziejem... Mieszanka wybuchowa. Początkowo zakotłowało się tylko trochę, potem rozpętała się prawdziwa zawierucha, walczący rzucili do tego jakieś dziwne zaklęcia. Zniecierpliwiony Broch także włączył się do walki, krzycząc do Ninerl i Ravandila. Gdyby tylko jeszcze było coś dobrze widać... Elf wziął do ręki łuk, swojego dobrego przyjaciela. Ostatnio nie miał specjalnie okazji by go użyć... Albo po prostu nie był w stanie. Nałożył nieco niepewnie strzałę na cięciwę i opanowując drżenie ręki wymierzył w kapłana. Przyklęknął na jedno kolano i strzelił, celując gdzieś w nogi albo ręce solkanity. Nie potrzebował go zabijać, wystarczyło na razie obezwładnić, zresztą zwaliłby sobie na głowę w ten sposób mnóstwo kłopotów. Jeszcze więcej, niż już miał.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ninerl
Miała ochotę się roześmiac z naiwności kapłana. Jak widać, celibat bardzo źle wpływał na ludzkie umysły. Byli tacy... naiwni w pojmowaniu bóstw. Zupełnie jak dzieci...
Jej rodacy unikali zarówno bogów Chaosu jak i Prawa- skrajności były zawsze niebezpieczne.
Rozogniony człowiek rzucił się do walki. Ninerl własnie napinała łuk- zamierzała trafić w dłoń, najlepiej tą dzierżącą włócznię...
Nie zamierzała pozowolić, by magowi się stała jakakolwiek krzywda. Jeśli nawet te strzały nie zatrzymają kapłana, to ona ruszy do walki wręcz...
Miała ochotę się roześmiac z naiwności kapłana. Jak widać, celibat bardzo źle wpływał na ludzkie umysły. Byli tacy... naiwni w pojmowaniu bóstw. Zupełnie jak dzieci...
Jej rodacy unikali zarówno bogów Chaosu jak i Prawa- skrajności były zawsze niebezpieczne.
Rozogniony człowiek rzucił się do walki. Ninerl własnie napinała łuk- zamierzała trafić w dłoń, najlepiej tą dzierżącą włócznię...
Nie zamierzała pozowolić, by magowi się stała jakakolwiek krzywda. Jeśli nawet te strzały nie zatrzymają kapłana, to ona ruszy do walki wręcz...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ninerl, Broch, Ravandil
Kapłan posłał słabą kulę ognia w Orbena gdy Ravandil zwolnił cięciwę. Strzała trafiła mężczyznę w nogę powyżej kolana, przeszywając na wylot udo. Ognisty pocisk chybił molachijskiego czarodzieja i wybuchł na strzesze jakiejś stodoły, wzniecając natychmiast pożar. Kapłan krzyknął i upadł. Orben zaczął mamrotać coś pod nosem. Zeskoczył z konia wołając coraz głośniej:
- Excrucio, morsus, poena et dolor exsequor!
Musiało być to to samo zaklęcie, którym kapłan wcześniej obezwładnił Diega. Mag szedł ku Solkanicie a ten wił się i kurczył. Wreszcie stanął nad nim. I wy zbliżyliście się do rannego. Dostrzegliście, że oprócz postrzału, jego pierś znaczy głębokie cięcie wykonane mieczem Orbena. Czarodziej odszedł na bok podnosząc swą broń. Wrócił, przykładając ostrze do szyi kapłana. Sam nie był mocno ranny – tylko lewe ramię miał poparzone. Spojrzał na nie teraz.
- Chciałeś mnie upiec żywcem – rzekł do leżącego. – Pieprzony fanatyku!
- B-będziecie smażyć się w piekle. – wypluł krew Solkanita. - Wszyscy!!!
Mieszkańcy wsi powoli schodzili się na placu. Część opłakiwała zawalony dom. Liczna grupa rzuciła się gasić stodołę. Jak za dotknięciem różdżki, wraz z końcem walki zjawili się i zbrojni. Nadeszli Molachijczycy – Diego dzierżąc włócznię i Zinha, kuśtykający po upadku z konia. Książę napotkał spojrzenie zwiadowcy.
- Ravandil, dorwij chłopaka – powiedział.
hyjek chwilowo nie odpisuje
Kapłan posłał słabą kulę ognia w Orbena gdy Ravandil zwolnił cięciwę. Strzała trafiła mężczyznę w nogę powyżej kolana, przeszywając na wylot udo. Ognisty pocisk chybił molachijskiego czarodzieja i wybuchł na strzesze jakiejś stodoły, wzniecając natychmiast pożar. Kapłan krzyknął i upadł. Orben zaczął mamrotać coś pod nosem. Zeskoczył z konia wołając coraz głośniej:
- Excrucio, morsus, poena et dolor exsequor!
Musiało być to to samo zaklęcie, którym kapłan wcześniej obezwładnił Diega. Mag szedł ku Solkanicie a ten wił się i kurczył. Wreszcie stanął nad nim. I wy zbliżyliście się do rannego. Dostrzegliście, że oprócz postrzału, jego pierś znaczy głębokie cięcie wykonane mieczem Orbena. Czarodziej odszedł na bok podnosząc swą broń. Wrócił, przykładając ostrze do szyi kapłana. Sam nie był mocno ranny – tylko lewe ramię miał poparzone. Spojrzał na nie teraz.
- Chciałeś mnie upiec żywcem – rzekł do leżącego. – Pieprzony fanatyku!
- B-będziecie smażyć się w piekle. – wypluł krew Solkanita. - Wszyscy!!!
Mieszkańcy wsi powoli schodzili się na placu. Część opłakiwała zawalony dom. Liczna grupa rzuciła się gasić stodołę. Jak za dotknięciem różdżki, wraz z końcem walki zjawili się i zbrojni. Nadeszli Molachijczycy – Diego dzierżąc włócznię i Zinha, kuśtykający po upadku z konia. Książę napotkał spojrzenie zwiadowcy.
- Ravandil, dorwij chłopaka – powiedział.
hyjek chwilowo nie odpisuje

My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ravandil
Chwila koncentracji. Wstrzymał oddech, przymierzył, strzelił. Strzała ze złowrogim świstem przecięła powietrze, a po chwili grot znalazł swoje miejsce w udzie Solkanity. Udało się, natarczywy kapłan Solkana został obezwładniony. Teraz pora, żeby Orben się nim zajął... Ravandil miał nadzieję, że nie dojdzie to jakichś brutalnych aktów przemocy, nie o to w tym momencie chodziło.
- B-będziecie smażyć się w piekle. – wypluł krew Solkanita. - Wszyscy!!!
"Nie wątpię" pomyślał Ravandil "Ale do tej pory wciąż mamy wiele rzeczy do zrobienia". A sytuacja w okolicy zaczęła się uspokajać, choć ciężko mówić o spokoju wśród ludzi, których domostwa stały się ofiarami magicznego pojedynku. Ale nikt nie mówił, że życie jest łatwe.
Wzrok Ravandila spotkał się ze spojrzeniem Diega. Ravandil, dorwij chłopaka zabrzmiał rozkaz. Elf stał przez chwilę niepewnie, spojrzał pytająco na Ninerl, ale nie czekając na to, co zrobi wskoczył na konia i ruszył w ślad za chłopakiem. Wolał się śpieszyć, nie było czasu do stracenia, do tej pory i tak stracili go już za dużo.
Mam nadzieję, że mówimy o tych chłopcu, którego spotkaliśmy po drodze? Czy jak? Nieco zgubiłem wątek
Chwila koncentracji. Wstrzymał oddech, przymierzył, strzelił. Strzała ze złowrogim świstem przecięła powietrze, a po chwili grot znalazł swoje miejsce w udzie Solkanity. Udało się, natarczywy kapłan Solkana został obezwładniony. Teraz pora, żeby Orben się nim zajął... Ravandil miał nadzieję, że nie dojdzie to jakichś brutalnych aktów przemocy, nie o to w tym momencie chodziło.
- B-będziecie smażyć się w piekle. – wypluł krew Solkanita. - Wszyscy!!!
"Nie wątpię" pomyślał Ravandil "Ale do tej pory wciąż mamy wiele rzeczy do zrobienia". A sytuacja w okolicy zaczęła się uspokajać, choć ciężko mówić o spokoju wśród ludzi, których domostwa stały się ofiarami magicznego pojedynku. Ale nikt nie mówił, że życie jest łatwe.
Wzrok Ravandila spotkał się ze spojrzeniem Diega. Ravandil, dorwij chłopaka zabrzmiał rozkaz. Elf stał przez chwilę niepewnie, spojrzał pytająco na Ninerl, ale nie czekając na to, co zrobi wskoczył na konia i ruszył w ślad za chłopakiem. Wolał się śpieszyć, nie było czasu do stracenia, do tej pory i tak stracili go już za dużo.
Mam nadzieję, że mówimy o tych chłopcu, którego spotkaliśmy po drodze? Czy jak? Nieco zgubiłem wątek


-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Werner Broch
Całe zamieszanie wybuchło nagle, a natężenie magii napełniło powietrze wokoło zapachem ozonu i postawiło włosy na karku. Wern z trudem utrzymał w ryzach wierzchowca, zanim skłonił go do zawrócenia, rozbiegu i wzięcia rozpadliny w ziemi skokiem, aby stratować niebezpiecznego solkanitę - w zasadzie było już po wszystkim. Gevaudan zwolnił, parskał jeszcze chwilę, rzucając łbem to w prawo, to w lewo, niezadowolony z obrotu sytuacji i podenerwowany.
Wojownik poklepał go po szyi, starając się uspokoić nie tylko konia, ale i siebie. Oczywiście nie raz widywał już magię w działaniu, jednak moc tak ogromna i niszcząca zawsze robiła wrażenie.
Podjechał bliżej Molachijczyków, jednocześnie rozglądając się na boki, jednym okiem zerkając na pożar, dużo więcej uwagi poświęcając zbrojnym. Nie odłożył miecza. Na stali broni zalśniły promienie słońca, gdy pochylił się w siodle, aby wygodniej chwycić tarczę.
- Nie możemy go zabić, przynajmniej nie w tej chwili. - rzekł w końcu patrząc na Molachijczyków. - Można by rzec, że to przykładny kapłan Solkana. Ale równie dobrze może to być nasz wróg ze strony Oka. Moim zdaniem powinniśmy go przesłuchać, cennych wrogów się nie dobija. Poza tym możliwe, iż po zabiciu tego fanatyka zacznie nas szukać jego przełożony, który na pewno będzie potężniejszym magiem aniżeli ten tutaj.
Broch wskazał kiwnięciem głowy leżącego solkanitę.
- Najłatwiej pokonać wroga znając go, przesłuchanie nie będzie łatwe, ale trzeba spróbować.
Na pewno chodzi o tego chłopaka, pomocnika solkanity, Rav - innego sobie nie przypominam.
Całe zamieszanie wybuchło nagle, a natężenie magii napełniło powietrze wokoło zapachem ozonu i postawiło włosy na karku. Wern z trudem utrzymał w ryzach wierzchowca, zanim skłonił go do zawrócenia, rozbiegu i wzięcia rozpadliny w ziemi skokiem, aby stratować niebezpiecznego solkanitę - w zasadzie było już po wszystkim. Gevaudan zwolnił, parskał jeszcze chwilę, rzucając łbem to w prawo, to w lewo, niezadowolony z obrotu sytuacji i podenerwowany.
Wojownik poklepał go po szyi, starając się uspokoić nie tylko konia, ale i siebie. Oczywiście nie raz widywał już magię w działaniu, jednak moc tak ogromna i niszcząca zawsze robiła wrażenie.
Podjechał bliżej Molachijczyków, jednocześnie rozglądając się na boki, jednym okiem zerkając na pożar, dużo więcej uwagi poświęcając zbrojnym. Nie odłożył miecza. Na stali broni zalśniły promienie słońca, gdy pochylił się w siodle, aby wygodniej chwycić tarczę.
- Nie możemy go zabić, przynajmniej nie w tej chwili. - rzekł w końcu patrząc na Molachijczyków. - Można by rzec, że to przykładny kapłan Solkana. Ale równie dobrze może to być nasz wróg ze strony Oka. Moim zdaniem powinniśmy go przesłuchać, cennych wrogów się nie dobija. Poza tym możliwe, iż po zabiciu tego fanatyka zacznie nas szukać jego przełożony, który na pewno będzie potężniejszym magiem aniżeli ten tutaj.
Broch wskazał kiwnięciem głowy leżącego solkanitę.
- Najłatwiej pokonać wroga znając go, przesłuchanie nie będzie łatwe, ale trzeba spróbować.
Na pewno chodzi o tego chłopaka, pomocnika solkanity, Rav - innego sobie nie przypominam.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ninerl
Wszystko rozegrało się szybko i oto kapłan lezął, obezwładiony na ziemi. Ninerl opuściła łuk i schowała strzałę.
Na wzmiankę o piekle, roześmiała się cicho.
-Na Asuryana, nie mogę się tego doczekać człowieku.- parsknęła.
Książe wciąż pamiętał o pomocniku kapłana, jak wynikało ze słow skierowanych do Ravandila.
Ravandil rzucił jej spojrzenie i wskoczył na siodło. Ninerl zrobiła to samo. Vadath ruszył za koniem elfa.
Za chwilę wioska szybko została w tyle.
-Ukochany, co robimy? Wciskamy dzieciakowi jakąś historyjkę czy od razu go obezwładniamy?- zapytała. - Ja byłabym raczej za historyjkę. Może powiemy, że czcigodny kapłan potrzebuje jego pomocy w egzorcyzmach? A my, jako nieludzie i reszta nieuczonych nie wiemy lub nie znamy formuł?
Wszystko rozegrało się szybko i oto kapłan lezął, obezwładiony na ziemi. Ninerl opuściła łuk i schowała strzałę.
Na wzmiankę o piekle, roześmiała się cicho.
-Na Asuryana, nie mogę się tego doczekać człowieku.- parsknęła.
Książe wciąż pamiętał o pomocniku kapłana, jak wynikało ze słow skierowanych do Ravandila.
Ravandil rzucił jej spojrzenie i wskoczył na siodło. Ninerl zrobiła to samo. Vadath ruszył za koniem elfa.
Za chwilę wioska szybko została w tyle.
-Ukochany, co robimy? Wciskamy dzieciakowi jakąś historyjkę czy od razu go obezwładniamy?- zapytała. - Ja byłabym raczej za historyjkę. Może powiemy, że czcigodny kapłan potrzebuje jego pomocy w egzorcyzmach? A my, jako nieludzie i reszta nieuczonych nie wiemy lub nie znamy formuł?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ravandil
Ucieszył się z tego, że Ninerl pojechała za nim. Zadanie nie było szczególnie ryzykowne, ale zawsze we dwójkę jest raźniej... A szczególnie we dwójkę razem z nią.
-Hmm... A może po prostu powiemy mu, że kapłan go wzywa, bo dobrze wykonał zadanie? Chyba nie mamy wypisane na twarzach, że nieco... poturbowaliśmy tego Solkanitę?- elf zamyślił się przez chwilę -Jak nie uwierzy, to weźmiemy go sposobem nieco bardziej drastycznym, przecież to dzieciak... No, chyba, że zamieni się na naszych oczach w demona- Ravandil roześmiał się, ale pewnie świszczący wiatr go zagłuszył. Potem jednak przemknęło mu przez myśl, że to wcale nie było takie zabawne... Szczególnie w kontekście tego, o czym dotychczas przekonał sie w sprawach magii... -Mam nadzieję, że nie będzie zbytnio podejrzliwy, bo mam dość atrakcji jak na dzisiejszy dzień-
Ucieszył się z tego, że Ninerl pojechała za nim. Zadanie nie było szczególnie ryzykowne, ale zawsze we dwójkę jest raźniej... A szczególnie we dwójkę razem z nią.
-Hmm... A może po prostu powiemy mu, że kapłan go wzywa, bo dobrze wykonał zadanie? Chyba nie mamy wypisane na twarzach, że nieco... poturbowaliśmy tego Solkanitę?- elf zamyślił się przez chwilę -Jak nie uwierzy, to weźmiemy go sposobem nieco bardziej drastycznym, przecież to dzieciak... No, chyba, że zamieni się na naszych oczach w demona- Ravandil roześmiał się, ale pewnie świszczący wiatr go zagłuszył. Potem jednak przemknęło mu przez myśl, że to wcale nie było takie zabawne... Szczególnie w kontekście tego, o czym dotychczas przekonał sie w sprawach magii... -Mam nadzieję, że nie będzie zbytnio podejrzliwy, bo mam dość atrakcji jak na dzisiejszy dzień-

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Master Chief is back
. Po "krótkiej" przerwie wracamy do gry 
Broch
Diego wysłuchał najemnika. Skinął głową.
- Werner ma rację. – rzekł Zinha. – To wszak sługa boży.
- Dobrze...przesłuchamy go – postanowił patrząc gdzieś w dal książę. – Ostaw go Orbenie.
Czarodziej niechętnie cofnął ostrze spod szyi kapłana.
- Mam w piwnicy loszek – powiedział chowając miecz do pochwy.
- Wern? – Diego spojrzał pytająco.
Wokół gromadzili się mieszkańcy. Wśród nich rozpoznaliście mężczyznę, który palił fajkę na werandzie Ostatniego Zajazdu w Imperium, w dniu waszego przyjazdu do Lloin. Ravandil rozpoznał w nim wysłannika Orbena, z którym wtedy rozmawiał i który przekazał mu na dowód swej tożsamości pierścień z napisem DIE... i godłem Molachii.
- Rozejść się ludzie! – zakrzyknął Diego. – Nie ma tu nic do oglądania!
Elfy zniknęły właśnie odjeżdżając pędem na koniach. Broch zaś zeskoczył z rumaka i chwycił mocno pod pachą broczącego krwią Solkanitę. Półprzytomny kapłan wciąż miotał przekleństwa i klątwy. Odprowadzani spojrzeniami wieśniaków przekroczyli bramę i mostek nad strumieniem. Mijając po lewej skąpane w śniegu krzewy tytoniu a po prawej sad jabłoni, ruszyli ku stojącej sto metrów za wioską na pagórku wieży. Owalna budowla była najwyraźniej nieukończona – kamienne mury doprowadzono tylko do drugiej kondygnacji. Trzecie, zwieńczone spadzistym dachem i w przeciwieństwie do niższych wyposażone w duże okna piętro było drewniane. Wieżę porastał bluszcz, pnąc się na całą wysokość. Sto metrów za budowlą ciągnął się już jak okiem sięgnąć Las Lęku - nawiedzana przez gobliny puszcza wznosząca się aż do Gór Krańca Świata. Wieś Jar, zwana też Bezpowrotem, istotnie była w teorii niezłą kryjówką.
- To stare lasy, obfite w zwierzynę i węgiel drzewny - powiedział czarodziej. - Przed kilkudziesięciu laty postanowiono odbić je zielonoskórym. Miała tu być wysunięta placówka, stanica ze stałą załogą. Ale rychło oczyszczono, wespół z krasnoludami, odcinek Srebrnego Szlaku na północ stąd, i tam zbudowano stanice. Szlachetny rycerz Horgart, dzierżący tą wieś od namiestnika Akendorfu wynajął mi tą siedzibę.
Do grubych, dębowych drzwi na pierwszym piętrze prowadziły spiralne schody. Drzwi otworzyła dziewczyna – na oko szesnastoletnia – o gęstych czarnych włosach i południowej urodzie.
- To moja gosposia, Anulka – przedstawił ją niemal z czułością mag. – Jest sierotą z gór. Anulko, słodkie dziecko, ukłoń się gościom. Niektórzy z nich to najwyżej postawieni ludzie jakich w życiu widziałaś.
Dziewczyna skłoniła się dwornie – z bliska dojrzeli jej błękitne wargi, zdradzające przeżuwaczkę korzenia omamów.
- A teraz przynieś chłodne wino i wodę dla gości. Nie to, z piwnicy – ponaglił ją Orben.
Dziewczyna udała się w kąt pod prowadzącymi na piętro spiralnymi schodami gdzie znajdowała się klapa w podłodze.
Samo pomieszczenie było jadalnią i kuchnią, znajdował się tu piec, resztę podłogi zajmował stół z ławą. Izba była duża lecz wypełniliście ją tłumnie.
- Ogień zemsty Pana strawi was wszystkich... – wymamrotał posadzony na krześle Solkanita.
Czarodziej zatkał mu usta kneblem, jednocześnie mokrą szmatą owijając sobie poparzoną rękę.
Światło dnia wpadało tylko przez dwie wysoko umieszczone strzelnice. Pod jedną z nich stała zresztą kusza. W zimie musiało być ciężko ogrzać grube kamienne mury, lecz teraz było przyjemnie chłodno.
- Dobrze, a teraz go zarżnijmy – powiedział czarodziej gdy tylko Anulka znikła na prowadzących w dół schodach. – Ludzie już nie patrzą, nocą zakopiemy to ścierwo w lesie. Albo powiedzcie mi jak wyobrażacie sobie przesłuchanie kleryka Prawa, którym jest z pewnością. Kajdany z dwimerytu działają tylko na magów. Nie zdejmiecie mu knebla bo jak odzyska siły spali wszystkich w pomieszczeniu. Gdyby mu życie było miłe nie zrobiłby tego, lecz on o niczym innym nie marzy jak posłać nas do piekła. A nawet jeśli nie, nie powie wam nic czego sam nie zechce zdradzić.
- Wern? - książę spojrzał pytająco na weterana. - Z wszystkich nas tu zgromadzonych masz największe doświadczenie w przesłuchiwaniu jeńców. Jakieś sugestie?
Konrad
Akolita cofnął się do tyłu i znalazł się teraz na trasie ciągniętych przez wóz, przeraźliwie ryczących mułów. Unikając stratowania przez nieco mniejsze od konia, lecz i tak duże zwierzęta, chwycił się obiema dłońmi zaprzęgu. Wymachując i szorując nogami o ziemię przejechał tak spory odcinek po czym nagłe szarpnięcie cisnęło nim o tył wozu. Z przodu dobiegło rżenie koni, krzyk Julii i głośne przekleństwo Ludovica.
Konrad podniósł się na równe nogi tylko po to by zakląć patrząc na przekrzywiony w rowie na poboczu wóz z oderwanym kołem i Galavandrela rozrywanego na strzępy przez wielkiego pająka. Elf nie miał najmniejszych szans w starciu z potworem. Ogień wciąż się rozprzestrzeniał a mimo mrozu gałęzie łatwo przyjęły ogień. Ludovic wypalił z garłacza trafiając w korpus stwora. Pająk zawył przeraźliwie i wyrzucił gdzieś na bok rozerwane ciało Galavandrela. Wyglądało na to, że strzał nie zrobił na nim wielkiego wrażenia, choć ciemna krew wypływała z małej rany na korpusie. Konrad w tym czasie podniósł swój runiczny miecz i podbiegł tnąc przez włochate odnóża niemal odcinając dwa z nich. Pająk kuśtykając wycofał się w pobliskie krzaki. Więcej bestii nie było widać. Ale pozostawał inny problem – buchnął znowu płomień, gdy korona drzewa zajęła się ogniem. Na wozie prócz beczułki wina nie było niczego czym można byłoby go zgasić. Na szczęście oś była cała a z lewego boku wisiało umocowane zapasowe koło. Jednak – nawet gdy udało się nakłonić do zejścia przerażoną Julię – wóz był wypchany ładunkiem i, choć obaj mężczyźni starali się jak mogli, zbyt ciężki by go unieść. Ludovic zaczął wyrzucać z wozu pakunki, zawierające przeważnie zdobyczne żelastwo.
Robiło się gorąco, gdy zza zakrętu od strony wsi Orbena wypadł galopem Ravandil, za nim Ninerl.
- Stójcie, pomóżcie nam! – zakrzyknął Ludovic, lecz elfy nie wyglądały jakby miały zamiar się zatrzymać.
Ravandil, Ninerl
Na oczach niewiedzących, lub też domyślających się o co chodzi mieszkańców, wskoczyłeś na koń i opuściłeś osadę. Po chwili dołączyła Ninerl. Jechaliście przeszło godzinę, na zmianę kłusem i galopem. Wtenczas pomyśleliście, że winniście już spotkać Ludovica, Konrada i Galavandrela z Julią i wozem, gdy nozdrza podrażnił zapach dymu. Za zakrętem ich ujrzeliście. Po lewej stronie drogi płonęło drzewo, po prawej zaś zagubieni mocowali się z przekrzywionym, stojącym lewymi kołami w przydrożnym rowie wozem. A raczej jednym kołem bo drugie chyba odpadło. Konie i muły rżały. Julia stała zatrwożona po drugiej stronie drogi, a Ludovic coś do was krzyczał. Zauważyliście też, że nigdzie nie było Galavandrela.


Broch
Diego wysłuchał najemnika. Skinął głową.
- Werner ma rację. – rzekł Zinha. – To wszak sługa boży.
- Dobrze...przesłuchamy go – postanowił patrząc gdzieś w dal książę. – Ostaw go Orbenie.
Czarodziej niechętnie cofnął ostrze spod szyi kapłana.
- Mam w piwnicy loszek – powiedział chowając miecz do pochwy.
- Wern? – Diego spojrzał pytająco.
Wokół gromadzili się mieszkańcy. Wśród nich rozpoznaliście mężczyznę, który palił fajkę na werandzie Ostatniego Zajazdu w Imperium, w dniu waszego przyjazdu do Lloin. Ravandil rozpoznał w nim wysłannika Orbena, z którym wtedy rozmawiał i który przekazał mu na dowód swej tożsamości pierścień z napisem DIE... i godłem Molachii.
- Rozejść się ludzie! – zakrzyknął Diego. – Nie ma tu nic do oglądania!
Elfy zniknęły właśnie odjeżdżając pędem na koniach. Broch zaś zeskoczył z rumaka i chwycił mocno pod pachą broczącego krwią Solkanitę. Półprzytomny kapłan wciąż miotał przekleństwa i klątwy. Odprowadzani spojrzeniami wieśniaków przekroczyli bramę i mostek nad strumieniem. Mijając po lewej skąpane w śniegu krzewy tytoniu a po prawej sad jabłoni, ruszyli ku stojącej sto metrów za wioską na pagórku wieży. Owalna budowla była najwyraźniej nieukończona – kamienne mury doprowadzono tylko do drugiej kondygnacji. Trzecie, zwieńczone spadzistym dachem i w przeciwieństwie do niższych wyposażone w duże okna piętro było drewniane. Wieżę porastał bluszcz, pnąc się na całą wysokość. Sto metrów za budowlą ciągnął się już jak okiem sięgnąć Las Lęku - nawiedzana przez gobliny puszcza wznosząca się aż do Gór Krańca Świata. Wieś Jar, zwana też Bezpowrotem, istotnie była w teorii niezłą kryjówką.
- To stare lasy, obfite w zwierzynę i węgiel drzewny - powiedział czarodziej. - Przed kilkudziesięciu laty postanowiono odbić je zielonoskórym. Miała tu być wysunięta placówka, stanica ze stałą załogą. Ale rychło oczyszczono, wespół z krasnoludami, odcinek Srebrnego Szlaku na północ stąd, i tam zbudowano stanice. Szlachetny rycerz Horgart, dzierżący tą wieś od namiestnika Akendorfu wynajął mi tą siedzibę.
Do grubych, dębowych drzwi na pierwszym piętrze prowadziły spiralne schody. Drzwi otworzyła dziewczyna – na oko szesnastoletnia – o gęstych czarnych włosach i południowej urodzie.
- To moja gosposia, Anulka – przedstawił ją niemal z czułością mag. – Jest sierotą z gór. Anulko, słodkie dziecko, ukłoń się gościom. Niektórzy z nich to najwyżej postawieni ludzie jakich w życiu widziałaś.
Dziewczyna skłoniła się dwornie – z bliska dojrzeli jej błękitne wargi, zdradzające przeżuwaczkę korzenia omamów.
- A teraz przynieś chłodne wino i wodę dla gości. Nie to, z piwnicy – ponaglił ją Orben.
Dziewczyna udała się w kąt pod prowadzącymi na piętro spiralnymi schodami gdzie znajdowała się klapa w podłodze.
Samo pomieszczenie było jadalnią i kuchnią, znajdował się tu piec, resztę podłogi zajmował stół z ławą. Izba była duża lecz wypełniliście ją tłumnie.
- Ogień zemsty Pana strawi was wszystkich... – wymamrotał posadzony na krześle Solkanita.
Czarodziej zatkał mu usta kneblem, jednocześnie mokrą szmatą owijając sobie poparzoną rękę.
Światło dnia wpadało tylko przez dwie wysoko umieszczone strzelnice. Pod jedną z nich stała zresztą kusza. W zimie musiało być ciężko ogrzać grube kamienne mury, lecz teraz było przyjemnie chłodno.
- Dobrze, a teraz go zarżnijmy – powiedział czarodziej gdy tylko Anulka znikła na prowadzących w dół schodach. – Ludzie już nie patrzą, nocą zakopiemy to ścierwo w lesie. Albo powiedzcie mi jak wyobrażacie sobie przesłuchanie kleryka Prawa, którym jest z pewnością. Kajdany z dwimerytu działają tylko na magów. Nie zdejmiecie mu knebla bo jak odzyska siły spali wszystkich w pomieszczeniu. Gdyby mu życie było miłe nie zrobiłby tego, lecz on o niczym innym nie marzy jak posłać nas do piekła. A nawet jeśli nie, nie powie wam nic czego sam nie zechce zdradzić.
- Wern? - książę spojrzał pytająco na weterana. - Z wszystkich nas tu zgromadzonych masz największe doświadczenie w przesłuchiwaniu jeńców. Jakieś sugestie?
Konrad
Akolita cofnął się do tyłu i znalazł się teraz na trasie ciągniętych przez wóz, przeraźliwie ryczących mułów. Unikając stratowania przez nieco mniejsze od konia, lecz i tak duże zwierzęta, chwycił się obiema dłońmi zaprzęgu. Wymachując i szorując nogami o ziemię przejechał tak spory odcinek po czym nagłe szarpnięcie cisnęło nim o tył wozu. Z przodu dobiegło rżenie koni, krzyk Julii i głośne przekleństwo Ludovica.
Konrad podniósł się na równe nogi tylko po to by zakląć patrząc na przekrzywiony w rowie na poboczu wóz z oderwanym kołem i Galavandrela rozrywanego na strzępy przez wielkiego pająka. Elf nie miał najmniejszych szans w starciu z potworem. Ogień wciąż się rozprzestrzeniał a mimo mrozu gałęzie łatwo przyjęły ogień. Ludovic wypalił z garłacza trafiając w korpus stwora. Pająk zawył przeraźliwie i wyrzucił gdzieś na bok rozerwane ciało Galavandrela. Wyglądało na to, że strzał nie zrobił na nim wielkiego wrażenia, choć ciemna krew wypływała z małej rany na korpusie. Konrad w tym czasie podniósł swój runiczny miecz i podbiegł tnąc przez włochate odnóża niemal odcinając dwa z nich. Pająk kuśtykając wycofał się w pobliskie krzaki. Więcej bestii nie było widać. Ale pozostawał inny problem – buchnął znowu płomień, gdy korona drzewa zajęła się ogniem. Na wozie prócz beczułki wina nie było niczego czym można byłoby go zgasić. Na szczęście oś była cała a z lewego boku wisiało umocowane zapasowe koło. Jednak – nawet gdy udało się nakłonić do zejścia przerażoną Julię – wóz był wypchany ładunkiem i, choć obaj mężczyźni starali się jak mogli, zbyt ciężki by go unieść. Ludovic zaczął wyrzucać z wozu pakunki, zawierające przeważnie zdobyczne żelastwo.
Robiło się gorąco, gdy zza zakrętu od strony wsi Orbena wypadł galopem Ravandil, za nim Ninerl.
- Stójcie, pomóżcie nam! – zakrzyknął Ludovic, lecz elfy nie wyglądały jakby miały zamiar się zatrzymać.
Ravandil, Ninerl
Na oczach niewiedzących, lub też domyślających się o co chodzi mieszkańców, wskoczyłeś na koń i opuściłeś osadę. Po chwili dołączyła Ninerl. Jechaliście przeszło godzinę, na zmianę kłusem i galopem. Wtenczas pomyśleliście, że winniście już spotkać Ludovica, Konrada i Galavandrela z Julią i wozem, gdy nozdrza podrażnił zapach dymu. Za zakrętem ich ujrzeliście. Po lewej stronie drogi płonęło drzewo, po prawej zaś zagubieni mocowali się z przekrzywionym, stojącym lewymi kołami w przydrożnym rowie wozem. A raczej jednym kołem bo drugie chyba odpadło. Konie i muły rżały. Julia stała zatrwożona po drugiej stronie drogi, a Ludovic coś do was krzyczał. Zauważyliście też, że nigdzie nie było Galavandrela.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Werner Broch
- Hola! Hola, czarowniku! - głos olbrzyma zadudnił, kiedy uczynił krok w stronę skrępowanego na krześle Solkanity, z dłonią opartą o rękojeść zawieszonego na plecach miecza. Błękitne oczy były pełne lodu. - Ani się waż!
Wojownik zatrzymał wzrok na Diego, jakby przez chwilę coś rozważając, po czym zwrócił się z powrotem w stronę maga.
- Jeśli go zabijesz, dowiedziesz tym, żeś winny wszystkiego, co ci zarzucał, magu. A do tego żeś zwykły morderca i ścierwo bez krzty honoru. Co innego zabić bandziora czy inną swołocz wyznającą chaos, ale to kapłan praworządnego boga. Nie pozwolę na zarżnięcie tego człeka. Mógł działać pochopnie i w gniewie, ale nie jest naszym wrogiem.
Nie zważając na pozostałych, stanął między pozostałymi, a siedzącym na krześle kapłanem.
- To wyznawca Solkana... Słyszałem o nich, wiele mają mocy, jeszcze więcej nasrane we łbach, ale mają też swoje zasady, których nie łamią. Na przykład nie wolno im kłamać. Nie kajdany z żadnego meteorytu, czy inne magiczne ustrojstwa tu potrzebne. Prawość.
Przyklęknął naprzeciw jeńca, patrząc mu w oczy.
- Skiń głową, jeśli przysięgasz nie użyć przeciw nam Mocy, a wyjmę knebel. Porozmawiamy i wszyscy będziemy szczerzy. - weteran zrobił króciutką pauzę, po czym zmrużył oczy i cichszym, lecz bardzo dobitnym głosem, jakby chciał indagowanemu dać coś do zrozumienia, dodał: - I pomnij com mówił tam we wsi, zanim szopki zacząłeś. Ja dotrzymuję słowa, kapłanie. Zawsze. Zaufaj Solkanowi i postaw na szczerość.
Bez względu na to, co sam mówił do towarzyszy o zasadach kapłanów Solkana, Werner przygotowany był, żeby zdzielić tamtego w łeb na najmniejszą oznakę zagrożenia... Jednak miał nadzieję, że chociaż teraz okaże on rozsądek.
Cieszę się, że nie zapomniałeś o sesji i o swoich graczach, Vibe. Brakowało mi trochę tej świetnej kampanii.
- Hola! Hola, czarowniku! - głos olbrzyma zadudnił, kiedy uczynił krok w stronę skrępowanego na krześle Solkanity, z dłonią opartą o rękojeść zawieszonego na plecach miecza. Błękitne oczy były pełne lodu. - Ani się waż!
Wojownik zatrzymał wzrok na Diego, jakby przez chwilę coś rozważając, po czym zwrócił się z powrotem w stronę maga.
- Jeśli go zabijesz, dowiedziesz tym, żeś winny wszystkiego, co ci zarzucał, magu. A do tego żeś zwykły morderca i ścierwo bez krzty honoru. Co innego zabić bandziora czy inną swołocz wyznającą chaos, ale to kapłan praworządnego boga. Nie pozwolę na zarżnięcie tego człeka. Mógł działać pochopnie i w gniewie, ale nie jest naszym wrogiem.
Nie zważając na pozostałych, stanął między pozostałymi, a siedzącym na krześle kapłanem.
- To wyznawca Solkana... Słyszałem o nich, wiele mają mocy, jeszcze więcej nasrane we łbach, ale mają też swoje zasady, których nie łamią. Na przykład nie wolno im kłamać. Nie kajdany z żadnego meteorytu, czy inne magiczne ustrojstwa tu potrzebne. Prawość.
Przyklęknął naprzeciw jeńca, patrząc mu w oczy.
- Skiń głową, jeśli przysięgasz nie użyć przeciw nam Mocy, a wyjmę knebel. Porozmawiamy i wszyscy będziemy szczerzy. - weteran zrobił króciutką pauzę, po czym zmrużył oczy i cichszym, lecz bardzo dobitnym głosem, jakby chciał indagowanemu dać coś do zrozumienia, dodał: - I pomnij com mówił tam we wsi, zanim szopki zacząłeś. Ja dotrzymuję słowa, kapłanie. Zawsze. Zaufaj Solkanowi i postaw na szczerość.
Bez względu na to, co sam mówił do towarzyszy o zasadach kapłanów Solkana, Werner przygotowany był, żeby zdzielić tamtego w łeb na najmniejszą oznakę zagrożenia... Jednak miał nadzieję, że chociaż teraz okaże on rozsądek.
Cieszę się, że nie zapomniałeś o sesji i o swoich graczach, Vibe. Brakowało mi trochę tej świetnej kampanii.

Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ninerl
-Miejmy nadzieję, że zdążymy- podniosła głos, by nie zagłuszał jej tętent kopyt- A nuż młody człowiek już pojechał? Chyba nie powinien być aż tak bardzo podejrzliwy-dodała.
Jakąś godzinę później przemknęli koło przewróconego wozu, Julii, Konrada... Zaraz, zaraz... Ninerl zatrzymała gwałtownie konia, aż Vadath zarył się kopytami w ziemię.
- Ravandil, enath! Tuin, pomóżmy im!- krzyknęła do tropiciela. Zeskoczyła z konia, rzucając wodze. Vadath zachrapał trochę przestraszony swądem dymu, ale stał w miejscu. Podbiegła do ludzi, próbując im pomóc w wyciągnięciu wozu.
- Co się stało? Gdzie Gal? - krzyknęła. Spojrzała na Ludovica i przeszedł jej pewien pomysł do głowy.
- Ludovic, zostaw to! Weź mojego konia i jedź! Trzeba zatrzymać pachołka Solkanity! My z Ravandilem sobie poradzimy, a tobie łatwiej uwierzy!- podbiegła do konia, ciągnąc za sobą człowieka.
-Vadath, haen Mon charai!- powiedziała nie znoszącym sprzeciwu tonem i rzuciła wodze człowiekowi. Vadath zachrapał, ale stał spokojnie.
-Jedź, będzie ci posłuszny. Szybko!
Ale fajnie
. Znowu gramy
... Ja też się stęskniłam za naszą kompanią
... Tłumaczenie prześlę później ...
-Miejmy nadzieję, że zdążymy- podniosła głos, by nie zagłuszał jej tętent kopyt- A nuż młody człowiek już pojechał? Chyba nie powinien być aż tak bardzo podejrzliwy-dodała.
Jakąś godzinę później przemknęli koło przewróconego wozu, Julii, Konrada... Zaraz, zaraz... Ninerl zatrzymała gwałtownie konia, aż Vadath zarył się kopytami w ziemię.
- Ravandil, enath! Tuin, pomóżmy im!- krzyknęła do tropiciela. Zeskoczyła z konia, rzucając wodze. Vadath zachrapał trochę przestraszony swądem dymu, ale stał w miejscu. Podbiegła do ludzi, próbując im pomóc w wyciągnięciu wozu.
- Co się stało? Gdzie Gal? - krzyknęła. Spojrzała na Ludovica i przeszedł jej pewien pomysł do głowy.
- Ludovic, zostaw to! Weź mojego konia i jedź! Trzeba zatrzymać pachołka Solkanity! My z Ravandilem sobie poradzimy, a tobie łatwiej uwierzy!- podbiegła do konia, ciągnąc za sobą człowieka.
-Vadath, haen Mon charai!- powiedziała nie znoszącym sprzeciwu tonem i rzuciła wodze człowiekowi. Vadath zachrapał, ale stał spokojnie.
-Jedź, będzie ci posłuszny. Szybko!
Ale fajnie



Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Konrad z Boven
Nadeszła chwila prawdy dla runicznego miecza, zdobyczy okupionej kilkoma siniakami, krwią, nową szatą, no i odrobinką przerażenia. Bestia z tamtej jaskini była nie byle jakim przeciwnikiem, ale i nagroda za ulżenie w jej cierpieniach była odpowiednio wysoka. Gładkość z jaką ostrze przecięło odnóża pająka potrafi wprawić człowieka w niemała satysfakcję. Prawdopodobnie gdyby bestia nie uciekła, a las nie zaczął się palić, nie na tych paru ciosach ten test by się zakończył.
Sytuacja była co najmniej nieciekawa, a co najgorsze, nie tylko ciało ale i umysł Konrada był w tej chwili na skraju wyczerpania. Starał się wymyślić szybko jakieś cudowne rozwiązanie problemu, złoty środek na jednoczesne uratowanie wszystkim życia i zachowanie powozu z jego ładunkiem w całości. Z braku lepszych pomysłów, ryknął do Ludovica:
Zostaw! Więcej się namęczymy wyrzucając to, niż jak spróbujemy zmienić szybko koło! Złaź na dół, pomóż mi z tym cholerstwem! Kotku, proszę, odbiegnij stąd jak najdalej. Jeśli coś Ci się stanie... - mężczyzna nie dokończył, ale i tak wszyscy przynajmniej podejrzewali jak Boveńczyk zareagowałby na taką stratę.
Chwilę później już uwijał się jak w ukropie przy wozie, raz za razem rozglądając się, czy nie nadciąga z powrotem ta włochata bestia. Co prawda ogień powinien ją odstraszyć, ale kto potrafi przewidzieć na co stać taką potworność. Elfy, które jakby pojawiły się znikąd, szybko zagonił do pomocy, na miejsce Ludovica. Pot ściekał hektolitrami po jego łysej głowie, ale to było najmniejsze zmartwienie w tej chwili.
Ugh, chyba będę musiał na nowo nauczyć się grać
Nadeszła chwila prawdy dla runicznego miecza, zdobyczy okupionej kilkoma siniakami, krwią, nową szatą, no i odrobinką przerażenia. Bestia z tamtej jaskini była nie byle jakim przeciwnikiem, ale i nagroda za ulżenie w jej cierpieniach była odpowiednio wysoka. Gładkość z jaką ostrze przecięło odnóża pająka potrafi wprawić człowieka w niemała satysfakcję. Prawdopodobnie gdyby bestia nie uciekła, a las nie zaczął się palić, nie na tych paru ciosach ten test by się zakończył.
Sytuacja była co najmniej nieciekawa, a co najgorsze, nie tylko ciało ale i umysł Konrada był w tej chwili na skraju wyczerpania. Starał się wymyślić szybko jakieś cudowne rozwiązanie problemu, złoty środek na jednoczesne uratowanie wszystkim życia i zachowanie powozu z jego ładunkiem w całości. Z braku lepszych pomysłów, ryknął do Ludovica:
Zostaw! Więcej się namęczymy wyrzucając to, niż jak spróbujemy zmienić szybko koło! Złaź na dół, pomóż mi z tym cholerstwem! Kotku, proszę, odbiegnij stąd jak najdalej. Jeśli coś Ci się stanie... - mężczyzna nie dokończył, ale i tak wszyscy przynajmniej podejrzewali jak Boveńczyk zareagowałby na taką stratę.
Chwilę później już uwijał się jak w ukropie przy wozie, raz za razem rozglądając się, czy nie nadciąga z powrotem ta włochata bestia. Co prawda ogień powinien ją odstraszyć, ale kto potrafi przewidzieć na co stać taką potworność. Elfy, które jakby pojawiły się znikąd, szybko zagonił do pomocy, na miejsce Ludovica. Pot ściekał hektolitrami po jego łysej głowie, ale to było najmniejsze zmartwienie w tej chwili.
Ugh, chyba będę musiał na nowo nauczyć się grać

Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ravandil
Pędem opuścili osadę. W końcu im szybciej się uwiną, tym lepiej... Ale coś było nie tak - po około godzinie jazdy poczuli zapach dymu, co było niemal równoznaczne z kłopotami... Płonęło drzewo, a reszta drużyny mocowała się w nierównym boju ze stojącym w rowie wozem. Ogólnie panował chaos - konie były podenerwowane, Julia wyglądała na przerażoną, a Ludović pokrzykiwał coś, choć elf nie do końca mógł wyłapać poszczególne słowa... A gdzie Galavandrel? Jakoś nie rzucił się Ravandilowi w oczy...
Pośpieszny rzut oka pozwolił mniej więcej ocenić sytuację, a ta nie była dobra. Ale trzeba było się uwinąć. Elf zeskoczył z konia, szepcząc mu do ucha komendę, by pozostał na swoim miejscu. Powinien zrozumić. Tymczasem Ludović pognał za dzieciakiem, więc elfy musiały wziąć się do roboty. A ewakuować się trzeba było w miarę szybko... Dlatego nurtujące go pytania Ravandil wolał zostawić sobie na później. Na razie trzeba było przywrócić tej jeżdżącej kupie desek chociaż przyzwoitą mobilność.
Yay, fajnie, że znowu gramy... W końcu trzeba tę Molachię uratować, prawda?
Pędem opuścili osadę. W końcu im szybciej się uwiną, tym lepiej... Ale coś było nie tak - po około godzinie jazdy poczuli zapach dymu, co było niemal równoznaczne z kłopotami... Płonęło drzewo, a reszta drużyny mocowała się w nierównym boju ze stojącym w rowie wozem. Ogólnie panował chaos - konie były podenerwowane, Julia wyglądała na przerażoną, a Ludović pokrzykiwał coś, choć elf nie do końca mógł wyłapać poszczególne słowa... A gdzie Galavandrel? Jakoś nie rzucił się Ravandilowi w oczy...
Pośpieszny rzut oka pozwolił mniej więcej ocenić sytuację, a ta nie była dobra. Ale trzeba było się uwinąć. Elf zeskoczył z konia, szepcząc mu do ucha komendę, by pozostał na swoim miejscu. Powinien zrozumić. Tymczasem Ludović pognał za dzieciakiem, więc elfy musiały wziąć się do roboty. A ewakuować się trzeba było w miarę szybko... Dlatego nurtujące go pytania Ravandil wolał zostawić sobie na później. Na razie trzeba było przywrócić tej jeżdżącej kupie desek chociaż przyzwoitą mobilność.
Yay, fajnie, że znowu gramy... W końcu trzeba tę Molachię uratować, prawda?


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Broch
Kapłan skinął głową i nim ktokolwiek zdążył zaprotestować Werner wyjął mu knebel.
- Opatrzcie mnie – jęknął.
Solkanita faktycznie był blady jak ściana, z ran na piersi i udzie sączyła się krew spływając po białych szatach. Diego milczał więc Elissa przyklękła i mamrocząc jakieś słowa pod nosem zasklepiła rany lodową magią emanującą z jej dłoni. Orben się obruszył.
- Lodowa Czarodziejka, mogłem się domyślić... Wiemy już wystarczająco wiele, by stwierdzić, że to sprawka Michela Drugiego – rzekł. - Powiedziałem już wszystko na swoją obronę. Przyznaję, znam podstawy magii demonicznej, sztuki pętania i odsyłania demonów. To dlatego jej aurę mógł wyczuć ode mnie mistrz Nonkin. Ale wyjaśnię więcej tylko księciu Diego i tym z was, którym on ufa. Nie zamierzam rozmawiać z tym fanatykiem – wskazał palcem więźnia i skierował się ku schodom na piętro. - Próbował mnie spalić! Wybacz książę, ale ten człowiek ma do wieczora zniknąć z mojej wieży. W ten czy inny sposób. Najlepiej w inny.
Czarodziej zniknął na górze. Kiedy Elissa skończyła opatrywać kapłana, ten spojrzał na Brocha.
- Wyglądasz mi na prawego wielkoludzie – powiedział słabym głosem. – Lecz sąd boży był nieuczciwy, bowiem wmieszaliście się weń. Ten człowiek, jeśli jest niewinny może udać się na sąd i to udowodnić. Moim zadaniem było go tam odprowadzić. Ale usłyszałem dziś wiele ciekawych rzeczy. Trzeba przyznać, że na dworze w Akhisar i w większości Księstw mówi się o tej sprawie zupełnie inaczej. Mój mistrz rzadko się mylił, ale nie wykluczam, że został wprowadzony w błąd, podobnie jak ja później. O miejscu gdzie się ukrywa Orben dostałem anonimową informację. Służę Panu Zemsty i pragnę wymierzyć sprawiedliwość zabójcy, lecz jestem też klerykiem Prawa, więc chcę dopaść prawdziwego. Jeśli mnie uwolnicie, odejdę i udam się na rozmowę z opatem. Ale nie przysięgnę, że nie będę już nigdy ścigał Orbena. Mój los jest teraz w rękach Solkana, Alluminasa i Arianki – pokornie złożył dłonie. – Być może tego właśnie chcieli bogowie.
Solkanita opuścił głowę i skupił się na modlitwie.
- Wierzycie mu? – zapytał Diego.
- Oni nie kłamią – rzekł Zinha.
- Zatem inaczej, czy zakładając że mówi prawdę powinniśmy go wypuścić? Co sądzicie? Wern?
Konrad, Ninerl, Ravandil
Ludovic nijak nie dał się przekonać twierdząc że wykonuje jedynie rozkazy Diego, więc Ravandil postanowił rzucić się w ślad za chłopakiem. Chwilowo jednak elf pomagał przy ratowaniu dobytku. Przed pozostałymi stała decyzja porzucenia wozu. Uwijaliście się jak w ukropie mimo mrozu jaki panował wokół. Odprowadziwszy zwierzęta i dobytek na bezpieczną odległość spoglądaliście jak płonąca gałąź spada na pojazd. Ogień przeszedł po konarach drzew na drugą część gościńca, gdy Konrad wyjaśnił Ninerl co stało się z Galavandrelem.
- Niech to szlag - sługa pokiwał głową.
Ładując dobytek na konie pociągowe nawet nie usłyszeliście, gdy za wami pojawiło się pięciu zielonych. Wyglądało na to, że były to hobgobliny, o których mówił Broch. Wszyscy byli nieco więksi od goblinów, w dłoniach dzierżyli sejmitary pokryte jakąś zieloną mazią. Ponadto dosiadali potężne warczące na was wilkory, a jeden z nich, chyba najważniejszy, bo jako jedyny odziany w szare futro i dziwny hełm z czerwonymi wstążkami, siedział majestatycznie na swym wilczym wierzchowcu na wzgórzu, kilkanaście metrów za swoimi pobratymcami i kiwnął im głową. Jeden z hobgoblinów, ten najbliżej was, odezwał się po chwili łamanym reikspielem.
- Wy zostawić wszystkie rzeczy i spieprzać. Inaczej was zabijem – podniósł w górę swój sejmitar.
Wyjścia mieliście dwa – albo posłusznie zostawić cały dobytek i się oddalić, albo walczyć. Hobgobliny przyglądały wam się oblizując paskudnie zielone wargi.
Kapłan skinął głową i nim ktokolwiek zdążył zaprotestować Werner wyjął mu knebel.
- Opatrzcie mnie – jęknął.
Solkanita faktycznie był blady jak ściana, z ran na piersi i udzie sączyła się krew spływając po białych szatach. Diego milczał więc Elissa przyklękła i mamrocząc jakieś słowa pod nosem zasklepiła rany lodową magią emanującą z jej dłoni. Orben się obruszył.
- Lodowa Czarodziejka, mogłem się domyślić... Wiemy już wystarczająco wiele, by stwierdzić, że to sprawka Michela Drugiego – rzekł. - Powiedziałem już wszystko na swoją obronę. Przyznaję, znam podstawy magii demonicznej, sztuki pętania i odsyłania demonów. To dlatego jej aurę mógł wyczuć ode mnie mistrz Nonkin. Ale wyjaśnię więcej tylko księciu Diego i tym z was, którym on ufa. Nie zamierzam rozmawiać z tym fanatykiem – wskazał palcem więźnia i skierował się ku schodom na piętro. - Próbował mnie spalić! Wybacz książę, ale ten człowiek ma do wieczora zniknąć z mojej wieży. W ten czy inny sposób. Najlepiej w inny.
Czarodziej zniknął na górze. Kiedy Elissa skończyła opatrywać kapłana, ten spojrzał na Brocha.
- Wyglądasz mi na prawego wielkoludzie – powiedział słabym głosem. – Lecz sąd boży był nieuczciwy, bowiem wmieszaliście się weń. Ten człowiek, jeśli jest niewinny może udać się na sąd i to udowodnić. Moim zadaniem było go tam odprowadzić. Ale usłyszałem dziś wiele ciekawych rzeczy. Trzeba przyznać, że na dworze w Akhisar i w większości Księstw mówi się o tej sprawie zupełnie inaczej. Mój mistrz rzadko się mylił, ale nie wykluczam, że został wprowadzony w błąd, podobnie jak ja później. O miejscu gdzie się ukrywa Orben dostałem anonimową informację. Służę Panu Zemsty i pragnę wymierzyć sprawiedliwość zabójcy, lecz jestem też klerykiem Prawa, więc chcę dopaść prawdziwego. Jeśli mnie uwolnicie, odejdę i udam się na rozmowę z opatem. Ale nie przysięgnę, że nie będę już nigdy ścigał Orbena. Mój los jest teraz w rękach Solkana, Alluminasa i Arianki – pokornie złożył dłonie. – Być może tego właśnie chcieli bogowie.
Solkanita opuścił głowę i skupił się na modlitwie.
- Wierzycie mu? – zapytał Diego.
- Oni nie kłamią – rzekł Zinha.
- Zatem inaczej, czy zakładając że mówi prawdę powinniśmy go wypuścić? Co sądzicie? Wern?
Konrad, Ninerl, Ravandil
Ludovic nijak nie dał się przekonać twierdząc że wykonuje jedynie rozkazy Diego, więc Ravandil postanowił rzucić się w ślad za chłopakiem. Chwilowo jednak elf pomagał przy ratowaniu dobytku. Przed pozostałymi stała decyzja porzucenia wozu. Uwijaliście się jak w ukropie mimo mrozu jaki panował wokół. Odprowadziwszy zwierzęta i dobytek na bezpieczną odległość spoglądaliście jak płonąca gałąź spada na pojazd. Ogień przeszedł po konarach drzew na drugą część gościńca, gdy Konrad wyjaśnił Ninerl co stało się z Galavandrelem.
- Niech to szlag - sługa pokiwał głową.
Ładując dobytek na konie pociągowe nawet nie usłyszeliście, gdy za wami pojawiło się pięciu zielonych. Wyglądało na to, że były to hobgobliny, o których mówił Broch. Wszyscy byli nieco więksi od goblinów, w dłoniach dzierżyli sejmitary pokryte jakąś zieloną mazią. Ponadto dosiadali potężne warczące na was wilkory, a jeden z nich, chyba najważniejszy, bo jako jedyny odziany w szare futro i dziwny hełm z czerwonymi wstążkami, siedział majestatycznie na swym wilczym wierzchowcu na wzgórzu, kilkanaście metrów za swoimi pobratymcami i kiwnął im głową. Jeden z hobgoblinów, ten najbliżej was, odezwał się po chwili łamanym reikspielem.
- Wy zostawić wszystkie rzeczy i spieprzać. Inaczej was zabijem – podniósł w górę swój sejmitar.
Wyjścia mieliście dwa – albo posłusznie zostawić cały dobytek i się oddalić, albo walczyć. Hobgobliny przyglądały wam się oblizując paskudnie zielone wargi.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ravandil
Nie spodziewał się, że Zinha okaże się aż takim służbistą... Cóż, wyglądało na to, że to jednak Ravandil osobiście będzie musiał się pofatygować, by schwytać chłopaka. Ale teraz miał jednak parę rzeczy do zrobienia przy wozie, chłopak nie ucieknie... Zbyt daleko.
Ewakuacja przebiegła w miarę sprawnie, przynajmniej konie nie ucierpiały i dobytek udało sie odratować. Tymczasem ogień rozprzestrzeniał się, a tlące się gałęzie spadały raz po raz na wrak wozu. Ech, co za pech... Ale to był nie koniec "atrakcji", bo zaraz potem elf dowiedział się o przykrym losie Galavandrela -Niech Morr... Czy w co on wierzył, ma go w opiece- Ravandil przeszedł dreszcz na samą myśl o tym, co się stało. Ech, a przecież Gal miał tyle życia przed sobą... Przeznaczenie bywa czasem bardzo kapryśne.
Reszta zależy od tego, kiedy Ravandil ruszył za chłopakiem. Jeśli po ogólnym oporządzeniu wozu, to pewnie na hobgobliny się nie "załapał". Jeśli jednak przyszły zanim wyruszył, to czeka, nerwowo spoglądając na towarzyszy, starając się wyczytać z twarzy towarzyszy, czy są skłonni do pertraktacji
Nie spodziewał się, że Zinha okaże się aż takim służbistą... Cóż, wyglądało na to, że to jednak Ravandil osobiście będzie musiał się pofatygować, by schwytać chłopaka. Ale teraz miał jednak parę rzeczy do zrobienia przy wozie, chłopak nie ucieknie... Zbyt daleko.
Ewakuacja przebiegła w miarę sprawnie, przynajmniej konie nie ucierpiały i dobytek udało sie odratować. Tymczasem ogień rozprzestrzeniał się, a tlące się gałęzie spadały raz po raz na wrak wozu. Ech, co za pech... Ale to był nie koniec "atrakcji", bo zaraz potem elf dowiedział się o przykrym losie Galavandrela -Niech Morr... Czy w co on wierzył, ma go w opiece- Ravandil przeszedł dreszcz na samą myśl o tym, co się stało. Ech, a przecież Gal miał tyle życia przed sobą... Przeznaczenie bywa czasem bardzo kapryśne.
Reszta zależy od tego, kiedy Ravandil ruszył za chłopakiem. Jeśli po ogólnym oporządzeniu wozu, to pewnie na hobgobliny się nie "załapał". Jeśli jednak przyszły zanim wyruszył, to czeka, nerwowo spoglądając na towarzyszy, starając się wyczytać z twarzy towarzyszy, czy są skłonni do pertraktacji


-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Konrad z Boven
Jeśli myśleć niczym Werner Broch, szczęście się do akolity uśmiechnęło. Wyszło na to, że runiczne ostrze zostanie jeszcze raz przetestowane i to aż na kilku przeciwnikach jednocześnie. Konradowi ani śniło się oddawać drużynowego majątku cholernym zielonoskórym, na dodatek jakimś wychudzonym. Poradził sobie z bestią w jaskini, poradzi sobie i z nimi. Tylko ta zielona maź wyglądała niepokojąco.
Ustrzel tego dużego z rogami. To dalej są zielonoskórzy, bez wodza będą jak bez rąk. - powiedział półgłosem do Ninerl, chwilę później już obkręcał miecz dookoła dłoni. Zrobił krok do przodu, przyjął odpowiednią pozycję, którą swego czasu podpatrzył od najemnika.
Wy spieprzać i brać ze sobą wasz smród! Inaczej was zabijem. - rzucił do stawiającego się hobgoblina, głosem wyraźnie szydzącym z jego postawy, prowokującym do bezmyślnego rzucenia się na akolitę. Za nim, jak podejrzewał, stali już gotowi do strzału Ludovic i Ravandil. Przez chwilę akolicie wydawało się, że runy na ostrzu zalśniły. To będzie krótka potyczka.
Jeśli myśleć niczym Werner Broch, szczęście się do akolity uśmiechnęło. Wyszło na to, że runiczne ostrze zostanie jeszcze raz przetestowane i to aż na kilku przeciwnikach jednocześnie. Konradowi ani śniło się oddawać drużynowego majątku cholernym zielonoskórym, na dodatek jakimś wychudzonym. Poradził sobie z bestią w jaskini, poradzi sobie i z nimi. Tylko ta zielona maź wyglądała niepokojąco.
Ustrzel tego dużego z rogami. To dalej są zielonoskórzy, bez wodza będą jak bez rąk. - powiedział półgłosem do Ninerl, chwilę później już obkręcał miecz dookoła dłoni. Zrobił krok do przodu, przyjął odpowiednią pozycję, którą swego czasu podpatrzył od najemnika.
Wy spieprzać i brać ze sobą wasz smród! Inaczej was zabijem. - rzucił do stawiającego się hobgoblina, głosem wyraźnie szydzącym z jego postawy, prowokującym do bezmyślnego rzucenia się na akolitę. Za nim, jak podejrzewał, stali już gotowi do strzału Ludovic i Ravandil. Przez chwilę akolicie wydawało się, że runy na ostrzu zalśniły. To będzie krótka potyczka.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Werner Broch
Najpierw zwrócił się do opatrywanego przez Elissę kapłana, znacznie spokojniejszym, lecz dobitnym głosem, aby zwrócić uwagę skoncentrowanego na modlitwie człeka:
- Bogowie nie interweniowali, solkanito, więc sąd był uczciwy. Może twoja sprawa nie była słuszna. Ci, którzy poszczuli wasz zakon na Orbena również obecnego tutaj księcia Diego chcieli dopaść, nasyłając morderców. Nie mam wątpliwości, że służą mrocznym bogom... w ten czy inny sposób. Nieważne. Należy ich po prostu zabić. Tak Ulryk każe radzić sobie z plugawymi chaosytami!
Werner rozluźnił się całkowicie, cofnął krok i odpowiedział także młodemu księciu.
- Mnie to wystarcza. Nie jest naszym wrogiem, ani za wrogów nie powinien nas uważać. Walczymy po tej samej stronie.
W lekkim zamyśleniu powiódł wzrokiem w stronę schodów, po których wspiął się ich gospodarz.
- Wypuśćmy go, niech porozmawia ze swoimi, opowie co tu widział i słyszał. Może bogowie ześlą oświecenie i pozwolą dostrzec, że prawdziwy wróg chciał zrobić z nich narzędzia. Zanim odjedziesz, solkanito, mamy ci jeszcze wiele do powiedzenia o naszych niedawnych przygodach, tym cośmy usłyszeli, o kulcie zwanym Złotym Okiem. Będziesz miał sporo do rozważania po drodze do klasztoru... i więcej przysiąg nie potrzeba. - weteran zmrużył oczy i jeszcze raz zerknął w stronę schodów - wina czy niewinność zawsze wyjdzie na jaw... - nagle wyprostował się i jakby z niepokojem rozejrzał po komnacie - Zaraz... gdzie reszta? Czy nie powinni już do nas dołączyć?
Najpierw zwrócił się do opatrywanego przez Elissę kapłana, znacznie spokojniejszym, lecz dobitnym głosem, aby zwrócić uwagę skoncentrowanego na modlitwie człeka:
- Bogowie nie interweniowali, solkanito, więc sąd był uczciwy. Może twoja sprawa nie była słuszna. Ci, którzy poszczuli wasz zakon na Orbena również obecnego tutaj księcia Diego chcieli dopaść, nasyłając morderców. Nie mam wątpliwości, że służą mrocznym bogom... w ten czy inny sposób. Nieważne. Należy ich po prostu zabić. Tak Ulryk każe radzić sobie z plugawymi chaosytami!
Werner rozluźnił się całkowicie, cofnął krok i odpowiedział także młodemu księciu.
- Mnie to wystarcza. Nie jest naszym wrogiem, ani za wrogów nie powinien nas uważać. Walczymy po tej samej stronie.
W lekkim zamyśleniu powiódł wzrokiem w stronę schodów, po których wspiął się ich gospodarz.
- Wypuśćmy go, niech porozmawia ze swoimi, opowie co tu widział i słyszał. Może bogowie ześlą oświecenie i pozwolą dostrzec, że prawdziwy wróg chciał zrobić z nich narzędzia. Zanim odjedziesz, solkanito, mamy ci jeszcze wiele do powiedzenia o naszych niedawnych przygodach, tym cośmy usłyszeli, o kulcie zwanym Złotym Okiem. Będziesz miał sporo do rozważania po drodze do klasztoru... i więcej przysiąg nie potrzeba. - weteran zmrużył oczy i jeszcze raz zerknął w stronę schodów - wina czy niewinność zawsze wyjdzie na jaw... - nagle wyprostował się i jakby z niepokojem rozejrzał po komnacie - Zaraz... gdzie reszta? Czy nie powinni już do nas dołączyć?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
Ninerl
-Jak to nie żyje?- zająknęła się przez chwilę. Gal jest martwy? Przecież widziała go niedawno żywego i zdrowego. niemożliwe... niemożliwe... Stała przez chwilę ogłuszona słowami Konrada. Zabolało ją serce. Galavandrel był młody tak jak ona.
Po chwili potrząsnęła głową. Nie, teraz to nic nie da. Zagryzła wargi, teraz najważniejsi są żywi.
Odwróciła się i dostrzegła zielonych. Dłonie same znalazły łuk.
Przywódca grupki coś powiedział, o dobytku. Ninerl uważnie się przyjrzała potężnym wilkom- budziły jej niepokój. To nie będzie równorzędna potyczka. Vadath zachrapał, wywracając dziko oczyma. Koń był wyraźnie zdenerwowany.
Inne zwierzęta zaraz wyczują jego strach i zaczną się kłopoty. Ale zaraz, można ich lęk wykorzystać...
Dotarły do jej uszu słowa Konrada.
-Konradzie, nie!- syknęła-To nie będzie łatwe starcie. To nie gobliny. Mają truciznę...- Konrad być może nie usłyszał jej słów, bo potem rzucił hasło do ataku dla przeciwnika.
Ninerl nie czekała. Napięła łuk i kopnęła z całej siły stojącego obok konia, niech zwierzaki rozproszą się.
-Vadath, rath!
Vadath parsknął i pomknął ścieżką. Kazała mu uciekać- miała nadzieję, że koń ucieknie do miejsca z którego wyruszyli z Ravandilem, do wieży czarodzieja. Werner powinien się domyślić, że coś jest nie w porządku.
Strzeliła prosto w paskudną gębę przywódcy. Obok niej był Ravandil i Ludovic, z przodu Konrad z runicznym ostrzem.
-Tuin, mają truciznę! Trzeba będzie uważać...- odezwała się do Ravandila w ich ojczystym, melodyjnym języku.
-Jak to nie żyje?- zająknęła się przez chwilę. Gal jest martwy? Przecież widziała go niedawno żywego i zdrowego. niemożliwe... niemożliwe... Stała przez chwilę ogłuszona słowami Konrada. Zabolało ją serce. Galavandrel był młody tak jak ona.
Po chwili potrząsnęła głową. Nie, teraz to nic nie da. Zagryzła wargi, teraz najważniejsi są żywi.
Odwróciła się i dostrzegła zielonych. Dłonie same znalazły łuk.
Przywódca grupki coś powiedział, o dobytku. Ninerl uważnie się przyjrzała potężnym wilkom- budziły jej niepokój. To nie będzie równorzędna potyczka. Vadath zachrapał, wywracając dziko oczyma. Koń był wyraźnie zdenerwowany.
Inne zwierzęta zaraz wyczują jego strach i zaczną się kłopoty. Ale zaraz, można ich lęk wykorzystać...
Dotarły do jej uszu słowa Konrada.
-Konradzie, nie!- syknęła-To nie będzie łatwe starcie. To nie gobliny. Mają truciznę...- Konrad być może nie usłyszał jej słów, bo potem rzucił hasło do ataku dla przeciwnika.
Ninerl nie czekała. Napięła łuk i kopnęła z całej siły stojącego obok konia, niech zwierzaki rozproszą się.
-Vadath, rath!
Vadath parsknął i pomknął ścieżką. Kazała mu uciekać- miała nadzieję, że koń ucieknie do miejsca z którego wyruszyli z Ravandilem, do wieży czarodzieja. Werner powinien się domyślić, że coś jest nie w porządku.
Strzeliła prosto w paskudną gębę przywódcy. Obok niej był Ravandil i Ludovic, z przodu Konrad z runicznym ostrzem.
-Tuin, mają truciznę! Trzeba będzie uważać...- odezwała się do Ravandila w ich ojczystym, melodyjnym języku.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
