[Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Othe »

Słońce chowało się za najeżonym wieżami horyzontem, przemykając ukradkiem między kolumnami głównej sali. Pomarańczowy blask skąpał jasne kamienie i szaty zebranych.
Starzec wysłuchał pytań i opowieści nie odzywając się słowem. Masował żylaste stopy pojękując z cicha, tylko czasami podnosząc piwne oczy na podróżników.
Gdy zamilkli, rozłożył się wygodniej na poduszce i oparłszy łysą głowę o ścianę rzekł:
- A więc każde z was podąża za prorokiem? Czyż to nie dziwny zbieg okoliczności? Jedna karawana, wspólna kwatera. Pewnie przesadzam, bo przecież tylu chciałoby pozbyć się Alimona, ale moja praca na tym właśnie polega. Na odróżnianiu przypadku od... – zawahał się – tego co przypadkiem nie jest. O ile samą waszą obecność tutaj mógłbym uznać za zrządzenie losu, o tyle wizja je wyklucza. Projekcje z takim rozmachem zdarzają się bardzo rzadko i pierwszy raz spotykam się z sytuacją, w której widzącymi stało się aż sześć osób. Nawet gdyby każde z was było obdarzone potencjałem magicznym, to nigdy nie zobaczylibyście tak jasnego obrazu, lecz co najwyżej symbole lub cienie informacji. Nie mam zielonego pojęcia co mogło sprowadzić takie objawienie, zwyczajnie nie mam, chociaż niełatwo jest mi się do tego przyznać. Z pewnością prędzej czy później poznacie odpowiedź na to pytanie.
Spojrzał na elfkę i uśmiechnął się życzliwie.
- Nigdy, choćby na chwilę, nie opuściłem Słonecznej Ziemi, więc nie wiem jakimi prawami rządzi się magia poza nią. Tutaj najwyraźniej nie przestrzega żadnych – roześmiał się. – Powiem wam coś, bo szczerze was polubiłem. To jest tak, jakbyście kochali się z kobietą – tłumaczył nie zwracając uwagi na obecne przedstawicielki płci pięknej. – Najpierw musicie, co oczywista, zacząć. Należy być delikatnym, działać powoli, ale zdecydowanie. Okazywać szacunek, prowadzić, ale nie dominować w pełni. Nie wolno się śpieszyć, nie wolno ociągać. Kluczem do sukcesu jest czynienie stopniowych postępów, ośmielając się na coraz więcej. Może się zdarzyć i tak, że w pewnym momencie to ona przejmie inicjatywę, ale tylko głupiec pokładałby w tym nadzieję. Zarówno kobieta, jak i magia muszą czuć przyjemność z obcowania z partnerem, bo przecież taka jest idea kochania, nie? Jeżeli się jej spodoba, to może być gotowa na każde zawołanie i nawet pozwolić nad sobą zapanować. Najważniejsza jest wyobraźnia, fantazja. Nuda zabija, dosłownie.
Rozprostował kościste nogi i podrapał się po łysinie.
- Co do tych ifritów, Rezesis, to nie jest aby tak, że tylko ty z zebranych miałeś z nimi styczność? Może to jakieś osobiste przesłanie właśnie dla ciebie? Oczywiście nie musisz brać tego pod uwagę, tak sobie tylko głośno myślę...
Starzec wsparł się o laskę i zwinnie postawił do pionu. Rozmasował dłonią obolałe plecy i zwrócił w stronę korytarza. Gdy dotarł do grubej kotary pełniącej funkcję drzwi, rzekł:
- Może to dziwne, ale czuję, że Alimon będzie miał z wami nie lada problem. Jutro przed południem z portu odpływa statek na Joldę. Proponuję, abyście byli tam nieco wcześniej, bo przecież jesteście zainteresowani, prawda?
Nie czekając na odpowiedź opuścił komnatę.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ninerl »

Nirilime Vadyrath\
Słowa starca były dziwne. Czemu mężczyzna miałby dominować nad kobietą? I po co? Panować nad nią? Bez sensu. Mężczyzna i kobieta byli partnerami- tak uważał jej lud.
Dziwne te ludzkie zwyczaje. Cieszyła się w duchu, że nie jest ich kobietą. Zdecydowanie...
"Może oni się boją kobiet? Albo uważają je za gorsze"pomyślała i uznała, że historia Lidii by na to wskazywała.
Ale Nirilime milczała. To ich kultura, ich sprawa.
-Dziękuję ci, nauczycielu- powiedziała do starca, a potem zwróciła się do reszty ludzi:
- Nie wiem, jak wy, ale ja zabieram się na tym statku. W końcu tam był ostatnio Alimon i może ktoś coś wie...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Plomiennoluski »

Gaizka

Patrzył jak staruszek wychodzi, tak właściwie to niewiele im wyjaśnił. No przynajmniej powiedział coś na temat tej obłędnej magii ich świata. I jeszcze ten statek do Joldy.
- Tia wygląda na to że jeśli chcemy się dowiedzieć czegoś konkretnego, a chyba wszyscy tutaj chcą, to musimy się zabrać tym statkiem. Chyba przyjdzie nam spędzić razem więcej czasu.
Wstał. Jeśli mieli wyruszyć aż tak szybko to musiał nieco odnowić zawartość swojego ekwipunku. Mógł przynajmniej spróbować tej nocy choć trochę czarci ziela, i tak miał zamiar wyspać się na statku. Ubranie bardziej pasujące do klimatu Joldy może znaleźć bez problemu na miejscu. I znowu czekała go trasa, a jak zwykle cel czekał daleko za horyzontem.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Ouzaru

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ouzaru »

Lidia i Ahimed

Po swoich wyjaśnieniach starzec wyszedł, a zaraz po nim reszta towarzystwa rozeszła się do swoich pokoi. Została tylko szlachcianka i pogrążony we własnych, zapewne ponurych myślach, Ahimed. Lidia podeszła do człowieka z Pustynnego Wiru. Usiadła niedaleko niego i uśmiechnęła się lekko.
- Jest mi przykro - powiedziała cicho. - Domyślam się, co możesz teraz czuć... Ale czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? Mam do ciebie prośbę.

Ahimed odwrócił do niej wzrok i obejrzał ostrożnie. Nie wyglądała na groźną. Pozory często jednak myliły. Zbyt często. Zawahał się. Nie mógł sie przekonać do ich uczciwości. Wszystkich uważał za dwulicowych i wolał nikomu nie ufać. "Z resztą nie raz uratowało mi to życie", powtarzał sobie gdy tylko to sobie uświadamiał.
- Niech będzie... ale o co chodzi? - odpowiedział nieufnie i ostrożnie prostując się na krześle.

- Chodzi o Alimona, a raczej jego poszukiwania - odpowiedziała dość nieśmiało, ale całkowicie szczerze. - Chcesz go zabić, a ja pomogę ci go wytropić. Ale... coś za coś.
Utkwiła w nim uważne spojrzenie.
- Wolałabym porozmawiać o tym u mnie, dobrze?

- Dobrze, skoro tak... - wstał, otrzepał i wyrównał ubranie.
Przygładził włosy, które i tak pozostawały w nieładzie. Nie przejął się tym zbytnio i skierował się do wyjścia z sali. Zanim odsłonił kotarę rozejrzał się jeszcze, lecz nie było już nikogo, z kim mógłby się pożegnać. Wyszedł więc pośpiesznie z pomieszczenia nie czekając na Lidię.

Szybko wyszła za nim, dogoniła na korytarzu i zaprowadziła do siebie. Wskazała mu swój pokój i pokazała, by usiadł na krześle. Sama przysiadła na brzegu łóżka.
- Każdy ma jakiś cel i powód, by zabić Alimona i ja to doskonale rozumiem. Chciałam jednak prosić o możliwość zapytania się go o dwie rzeczy, nim któreś z was zakończy jego żywot. Chcę wiedzieć, czy mój mąż żył, kiedy go zamknęli i jeśli tak, to gdzie może być. I nic więcej - wyjaśniła powoli. - Pomożesz mi? Proszę... Zrobię wszystko, tylko muszę się zapytać!
Była wyraźnie zdesperowana, niepewność, czy mąż żyje zapewne bardzo ją bolała. Na dobrą sprawę kobieta nie mogła nic zrobić ze swoim życiem...

"Zrobię wszystko" - takie słowa Ahimed lubił. Obietnica, że zrobi się wszystko. Jeśli jest to kobieta, obietnica taka jest szczególnie cenna. Nie zamierzał jednak tego wykorzystywać. Póki co...
- Spokojnie. Ja i tak zamierzam zakończyć jego życie w długi i bolesny sposób. Będziesz mogła sobie go pytać, a my powiemy, że w zamian za informacje skrócimy mu męki - zamilkł na moment. - Kto wie... Może nawet dotrzymam takiej obietnicy?

Mina Lidii świadczyła o tym, że kamień spadł jej z serca. Uśmiechnęła się szeroko i wstała. Ucałowała mężczyznę w czoło.
- Dziękuję - powiedziała.
Zamarła na chwilę, jakby nie wiedząc, co dalej robić.

Patrząc na nią zastanawiał się nad czymś. Z tego co mówiła, jej mąż podążał za Alimonem. Też chciał się czegoś dowiedzieć.
- Twój mąż był sługą Alimona, tak? Możesz mi powiedzieć... nie wiesz może, co robił czwarty dzień po zakończeniu północnych bitew? - to był dzień w którym ich zabito, chciał wiedzieć...

Pytanie ją zdziwiło, a raczej taka dokładna data, którą bardzo dobrze pamiętała.
- Nie wiem, czemu o to pytasz - zaczęła i uklęknęła przy nim - ale akurat wtedy wypadała rocznica naszego ślubu i gościliśmy Alimona u siebie w domu. Właściwie to były dwa tygodnie, jak z nami przebywał, potem razem z moim mężem wyruszyli dalej - odpowiedziała szczerze.
- Tak było co roku, że go zapraszaliśmy.

Krew się w nim zagotowała. Mieli wtedy przyjęcie. Przynajmniej mógł być pewien, że jej mąż nie brał udziału w mordzie. Nie musi się na nim mścić.
- Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to... - zawahał się. Nie mógł być niczego pewny. Chociaż nie od parady nosił w końcu miecze - ... może wybierzemy się gdzieś na miasto?
Czasem warto jest zaryzykować. Szczególnie, gdy się na nią spojrzało... teraz i wtedy w łaźni.

Skinęła mu powoli głową.
- Zapewne nie powiesz mi, czemu o to pytałeś, a ja nie będę nalegać - powiedziała spokojnie. - Chętnie się z tobą przejdę, znam trochę te okolice, a samej nie wypada mi chodzić... chyba rozumiesz...
Wstała i spojrzała po sobie, była bogato i elegancko ubrana. Chwilę jakby się zastanawiała, czy powinna się przebrać, ale chyba zrezygnowała.

- Też znam to miasto, urodziłem się tutaj - stwierdził także przyglądając się jej strojowi. Też kiedyś chodził w szatach tej jakości. O tym jednak nie mówił.
- Najlepsza pora na spacer... nareszcie słońce przestanie parzyć - rzekł wyglądając przez okno na pomarańczowe słońce chowające się za wieżami. - Będzie można pójść do jakiejś knajpki przy bulwarze.

Uśmiechnęła się lekko do mężczyzny. Dobrze wiedział, że miała teraz związane ręce. Jeśli mąż Lidii nie żył, nie mogła się napić, jeśli żył, nie powinna chodzić z obcym mężczyzną i tym bardziej pić w jego towarzystwie. Paskudna sytuacja.
- Z przyjemnością ci potowarzyszę - odpowiedziała po chwili chyba jedyną rzecz, którą teraz mogła powiedzieć.

- Chodźmy więc. Ale wolałbym nie siedzieć do później nocy. Jutro jeszcze rankiem chciałbym zajść do portu. Zawsze lepiej być wcześniej. - chciał dodać "łatwiej zaskoczyć przeciwnika" ale wolał to ominąć. Nie było to teraz potrzebne. Może byłoby nawet szkodliwe. Po chwili wyszedł. Darował sobie wszelkie grzecznościowe ceregiele.

Kobieta spryskała się jeszcze delikatnie perfumami "Kwiat Miłości" i ruszyła za mężczyzną. Delikatnym, prześwitującym szalem okryła swoją twarz, a dokładniej usta i nos.
- Uważam, że powinniśmy wrócić nie później, niż za dwie godziny. Potem mogą już zamknąć bramy, żeby zapewnić bezpieczeństwo osobom w Wolnym Domu. W każdym razie kiedyś tak było...

- Racja - przytaknął. - Za dużo podróżuję, przestaję myśleć o noclegu w jednym miejscu. Chociaż... ława przy stole w knajpie nie jest taka zła. Nikt by nie pomyślał, że tam mógłby sie udać. Zapewne nie wiele się zmieniło. Czasu na mały spacer na pewno wystarczy - stwierdził wychodząc z Wolnego Domu.
Rozejrzał sie uważnie, gdy wyszedł.

Ujęła jego rękę, dłonie miała zadziwiająco chłodne i bardzo delikatne, gładkie, jak prawdziwa szlachcianka.
- Obawiasz się czegoś? - zapytała zatroskana. - To miasto jest chyba jednym z najbezpieczniejszych... Och, nieważne, nie powinnam się tak niegrzecznie wypytywać.
Zamilkła na chwilę i przyglądała mu się swoimi bystrymi oczami.
- Wolisz pospacerować, czy posiedzieć w knajpce? - zapytała idąc obok niego i trzymając się lekko ręki mężczyzny.

- Bez różnicy. Ale ty chyba wolisz spacerować. Pić ci nie wolno prawda? - zapytał i rozejrzał się znowu. - Nic mnie nie martwi, oprócz tego co zwykle. Zawsze trzeba być czujnym. To już mój taki nawyk. - chwycił mocniej jej rękę.
- Powiedz mi... co to za ogniste demony o których rozprawiał tamten mężczyzna... Gizka?

Zamyśliła się nad pytaniem.
- Jak tu przybyłam, mój nauczyciel opowiadał mi o nich, lecz niewiele już pamiętam, najlepiej będzie się zapytać tego, kto wie więcej na ten temat - odpowiedziała uśmiechając się, lecz pod woalką było to ledwo dostrzegalne.
Także wzmocniła uścisk dłoni i spojrzała się w oczy mężczyzny z pewną sympatią.
- Czujny, racja, jak każdy wojownik - westchnęła cicho, zapewne w pewnym stopniu przypominał jej męża. - Ja pić nie powinnam, ale tobie nikt nie broni. Mogę przecież dotrzymać ci towarzystwa - zaproponowała.

- Tak po prawdzie, ucieczka Alimona wymaga wzmożonej czujności. Alkohol ją osłabia, ale jeden kieliszek wina nie zawadzi - stwierdził i spojrzał na nią w sposób mający chyba oznaczać przyjazny uśmiech.
- Zatem chyba lepiej będzie napić się teraz i pozwolić, by spacer otrzeźwił umysł i ciało - odpowiedziała po pewnym czasie.

- Wybacz to pytanie... ale jeśli twój mąż nie żyje, to jak długo jeszcze ma trwać żałoba? - spytał marszcząc brwi w zamyśleniu.
- Właściwie to tutaj miała się już zakończyć, nie widziałam go kilka lat. Bardzo długich i samotnych lat - odpowiedziała szczerze zaskoczona tak śmiałym pytaniem.
Uniosła zasmucone spojrzenie i zawiesiła wzrok na jego oczach. Chyba chciała się go zapytać, czemu ją o to pytał, ale nic nie powiedziała na ten temat.

- Rozumiem... kochałaś go... A jeśli on jednak żyje? I wciąż służy Alimonowi? - zapytał patrząc jej uważnie w oczy.
- Wtedy... ja... nie wiem. Może uda mi się go sprowadzić do domu, kiedy zabijecie Alimona? Taką mam nadzieję - odpowiedziała i po chwili uśmiechnęła się lekko do wojownika. - Jesteś taki do niego podobny... - szepnęła dotykając dłonią jego policzka.
Szybko jednak się zreflektowała i cofnęła się.

Szlachcianka albo zaczynała go lubić albo knuła świetny podstęp, bo on też zaczynał ją lubić. Zdawało mu się, że lepiej by dla niej było, gdyby jej mąż nie żył. Za życia, mógłby jeszcze służyć Alimonowi i wyrządzić wiele szkód, za które ona mogłaby czuć się współwinna i odczuwać większy żal. Zauważył, że ona też mu kogoś przypominała... Szybko odrzucił te myśli. Zaczął rozglądać się za jakąś przyjemną knajpką ze stolikami na tarasie i widokiem na morze.

Gdy tylko taką dostrzegł, ruszyli w jej kierunku milcząc. Kobieta podziwiała zachód słońca, spojrzenie miała nieobecne, stęsknione. Dostrzegał w nim potrzebę miłości, jakiegoś uczucia i bliskości. Zapewne była samotna i był to jej pierwszy wyjazd z domu od dnia, kiedy mąż wyruszył walczyć dla Alimona i jego wizji.
Usiedli przy stoliku, Lidia spuściła skromnie oczy i wpatrywała się w dłonie mężczyzny.

Widząc w jakim jest stanie, postanowił coś zrobić. Pocieszyć ją. Sam się tego przestraszył i dziwił się temu, ale polubił Lidię. Objął ją w pasie jedną ręką i wciąż patrzył na zachodzące za płaską linią morza słońce. Kobieta na chwilę zamarła, ale dość szybko się rozluźniła. Chyba była zadowolona z tego dotyku i kontaktu z mężczyzną.
- W Pustynnym Wirze mówi się - powiedział w końcu - że gdy nasi bliscy umierają, nie chcą abyśmy się o nich martwili i nie chcą abyśmy sami cierpieli. Bo wtedy czują się winni naszego cierpienia. Dlatego należy iść przez życie dalej nie patrząc za siebie... - odwrócił się i spojrzał jej w końcu w oczy - bo oni tego by chcieli...

Zamyśliła się nad jego słowami, chyba brzmiały dla niej logicznie i przekonująco. Nie była z Pustynnego Wiru, więc nie mogła nic wiedzieć o tamtejszej tradycji czy zwyczajach. W końcu uśmiechnęła się lekko, przysunęła nieco i oparła głowę na jego ramieniu. Gdy poczuła jego zapach i ciepło, aż przeszły ją dreszcze i zapragnęła być jeszcze bliżej.
- Chyba masz... macie tam u siebie rację - powiedziała cicho. - Zwłaszcza, jeśli ktoś kogoś mocno kochał, prawda? Ja bym tego nie chciała dla męża. Heh... - westchnęła z ulgą.

- Jeśli cię mocno kochał... to tak. A jeśli nie... to w sumie by go to nie obchodziło... - rzekł nieco rozbawiony. - Tak czy inaczej wychodzi na to samo - powiedział kiedy służka przyniosła zamówione wino. Nalał sobie do kieliszka.
- Na pewno się nie napijesz?

Chwilę się wahała, ale chyba słowa mężczyzny do niej przemawiały, albo tak bardzo chciała w nie wierzyć. Efektem tego, co powiedział, było lekkie skinienie głową. Odsłoniła nieco woalki i uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- Dziękuję - powiedziała cicho.

Oboje napili się nieco więcej, niż planowali, ale na spacerze żadne z nich się nie zataczało. Jedynie dopisywał im dobry humor. Ahimed lekko obejmował Lidię w talii i uważnie lustrował otoczenie, jednak nic się nie stało i bezpiecznie wrócili do Wolnego Domu. Wojownik odprowadził kobietę pod jej pokój i na chwilę oboje zamarli przyglądając się sobie. Patrzyli sobie w oczy, a spojrzenie się niebezpiecznie przedłużało.

Ostrożnie się do niej zbliżył. Miał za sobą i tak całkiem przyjemny wieczór w towarzystwie pięknej kobiety, a i ewentualnym odrzuceniem by się specjalnie nie przejął, bo i czy był sens? Położył dłoń na jej biodrze, lecz nie uciekła, wpatrywała się w niego ufnie, ciemne oczy błyszczały nad woalką. Przysunął ją nieco do siebie, a ona jedynie odsłoniła twarz. Dotknął policzka kobiety, nachylił się i zaraz poczuł na swoich ustach ciepłe wargi Lidii. Zapach jej perfum był teraz znacznie mocniejszy, Ahimed wzmocnił uścisk. Pocałunek nie trwał długo, w końcu - bardzo niechętnie - kobieta od niego odstąpiła.
- Powinieneś już iść - powiedziała, choć jej spojrzenie mówiło "Powinieneś ze mną zostać".

- Nie muszę. Nie przywiązuję się do miejsc... pokoje tutaj nie różnią się od siebie za bardzo, prawda? - odpowiedział powoli i zerknął na kotarę od drzwi jej pokoju.
Jego odpowiedź ją zaskoczyła, znów nie spodziewała się takiej śmiałości, mężczyzna coraz bardziej zaskakiwał Lidię. Uśmiechnęła się jednak, choć powinna go teraz pogonić.
- Zatem... zostań ze mną - powiedziała nieśmiało.

- Jesteś tego pewna? - zapytał spoglądając jej w oczy uważnie.
Chciał z nią zostać, lecz miała swoje przekonania. Nie chciał, żeby później czuła się z jakiegoś powodu winna. Możliwe, że przejęła jego przekonania. Możliwe, że oficjalnie uznała żałobę za zakończoną, ale nie chciał, żeby później miała wyrzuty sumienia.
- Czy na pewno tego chcesz? - powtórzył widząc jej wahanie i niezdecydowanie.

Chciała, żeby z nią został, lecz... tak chyba być nie mogło, a w każdym razie jeszcze nie teraz. Wyraźnie posmutniała na twarzy. Przylgnęła do niego i mocno się wtuliła w rosłego mężczyznę.
- Chciałabym - odpowiedziała szeptem. - Ale chyba nie potrafię. Nie dzisiaj.
Oderwała się na chwilę i spojrzała mu w oczy z niewypowiedzianym smutkiem i jakby żalem. - Przepraszam, idź już.
Mężczyzna doskonale to rozumiał, skinął lekko głową i złożył mały pocałunek na ustach Lidii. Odwrócił się i odszedł.
Choć stwierdzenie było jednoznaczne, nadal go nie puszczała.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Othe »

Delikatne zasłony bujały się smętnie, księżyc rozlewał na polerowanych płytach podłogi jasny blask. Wszelkie odgłosy miasta ucichły, tylko ptaki śpiewały i Kungaren chrapał.
Tej spokojnej nocy niedojedzone owoce pozostawione na kamiennym stole były jedynymi świadkami pomysłowej akcji małych sylwetek ześlizgujących się bezszelestnie po kotarach. Cień połykał je po kolei, gdzie dzieliły się na grupy w bezsłownym języku.
Czarne noże wysunęły się z pochew.

Szlachcianka spała na plecach z rękami rozrzuconymi na boki. Czarna postać wskoczyła na łoże, które nawet nie zaszeleściło pościelą. Ostrze zaświstało w powietrzu, lecz zatrzymało się tuż przy jej twarzy. Żelazny uścisk kobiety na nadgarstku skrytobójcy zupełnie go zdezorientował.
Trudno byłoby stwierdzić co takiego wyrwało Lidię ze snu, bo na pewno nie był to jakikolwiek dźwięk. Dla niej samej tak nagłe przebudzenie i błyskawiczna reakcja były nie lada tajemnicą.
Spojrzała w oczy zabójcy, jej serce zabiło szybciej, a źrenice rozszerzyły się.

Ahimed odzwyczaił się od wygód, ale komfortowe łoże Wolnego Domu i wschodnie wino sprawiły, że zapadł w głęboki sen. Tej nocy, jak i każdej innej, dręczyły go koszmary. Wracały obrazy z przeszłości, której wolałby nie pamiętać.
Stał nad ciałami swoich żon. Pociętymi, pobitymi, zakrwawionymi, zgwałconymi. Jak w każdym swoim śnie, tak i w tym, ponownie brał każdą z nich w ramiona i opłakiwał godzinami. Układał je na dywanach i owijał głowy drogocennymi tkaninami, jak nakazuje wschodni obyczaj.
Gdy kończył, wstawał, kierował się do wyjścia, gdzie chcąc spojrzeć na nie po raz ostatni, dostrzegał, że znów są tam, gdzie je zastał. Zaczynał więc od początku, choćby kilkaset razy.
Koszmar trwałby do rana, gdyby nie zbudził go krzyk.
- Zabójca w Wolnym Domu!
Na tle dobrze oświetlonego korytarza zauważył niską, czarną sylwetkę pędzącą w jego stronę.

Świeże oparzenie doskwierało Gaizce mimo prowizorycznego okładu, jaki sobie urządził. Widząc, że jego starania nie przynoszą żadnego efektu, postanowił zapalić ziela, a następnie położyć się spać.
Nabił więc drewnianą rureczkę obficie i ułożył się wygodnie na wielkim łożu. Po chwili unosiła się nad nim okazała chmurka, którą roztrącał coraz to nowymi kłębuszkami dymu. Wreszcie opuszczało go napięcie towarzyszące mu od wyruszenia z Aktum.
Gdy poczuł senność, odłożył fajeczkę na nocny stolik. Resztkami przytomności sprawdził, czy pod poduszką wciąż leży sztylet. Poczuł zimną rękojeść i zasnął.
- Zabójca w Wolnym Domu! – usłyszał.
Zerwał się na równe nogi z obnażonym sztyletem. W porę, gdyż właśnie w tej chwili do komnaty bezszelestnie wpadły dwie zamaskowane postacie.

Nirilnime leżała gapiąc się w palmowe liście stanowiące sufit komnaty. Nieliczne gwiazdy, które dostrzegała spomiędzy nich, przywodziły jej na myśl Olanal.
Jedynym, co łączyło jej ojczyznę ze Słoneczną Ziemią, było właśnie nocne niebo. Westchnęła.
Jeszcze nigdy nie oddaliła się tak bardzo od Rezesis. Dobrze zdawała sobie sprawę, że na wschodzie każdy ma prawo zabić ją bez choćby słowa ostrzeżenia. Starała się o tym nie myśleć, choć nawet dla niej nie była to komfortowa sytuacja. Jej myśli oscylowały także wokół Estreylissa. Teraz, kiedy miała nieco czasu, starała się sama przed sobą dojść do tego, co do niego czuje.
Z rozważań wyrwał ją wrzask.
- Zabójca w Wolnym Domu!
Odruchowo złapała za szablę leżącą tuż obok i skoczyła na podłogę. Rzuciła się do wyjścia, gdzie jak spod ziemi wyrósł skrytobójca.


Walka:
Żeby było sprawiedliwie, to o wyniku zdecydował rzut kości k4.
Lidia: 2 zabitych, 1 lekka rana
Ahimed: 1 zabity, 2 lekkie rany
Gaizka : 3 zabitych, 1 lekka rana
Nirilnime: 2 zabitych, 1 lekka rana
Rzut na zdarzenie: 3, więc Gaizka.

Lekka rana to nic poważnego, ale najlepiej to zszyć.
(Hiro, Gabriel – jeżeli chcecie grać, zgłoście się do mnie na PW, to wymyślę Wam pokutę ^^)



Umorusani krwią podróżnicy wbiegli do głównej sali, gdzie zastali Gaizkę nad zwłokami jednego z zabójców. Spojrzeli po sobie, lecz żadne z nich nie dostrzegało już żadnego niebezpieczeństwa.
Odetchnęli z ulgą.
Człowiek Zachodu schylił się i rozwinął twarz pokonanego z czarnego materiału. Wydawało się, że długa chusta ciągnie się w nieskończoność, kiedy niespodziewanie wychynęła spod niej jasna, znajoma buzia. Dziewczynka, która obsługiwała drużynę kilka godzin wcześniej, teraz leżała martwa na marmurowych płytach.
Jej krew spływała po mieczu Kierana, spluwając czerwone plamki.
Teraz stało się jasne, dlaczego zamachowcy byli tak niewielkich rozmiarów. Każde z nich było jeszcze dzieckiem, najwyżej piętnastoletnim.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Plomiennoluski »

Gaizka

Wytarł miecz o chustę, którą przed chwilą zdjął z twarzy dziewczynki. Przez cały wieczór starał się mówić szeptem, teraz już wiedział czemu czuł pewien brak zaufania co do służby tutaj. Niestety staruszek mówił dość otwarcie, zwłaszcza o tym statku.
- No to się zaczęło. - ucichł na chwilę. Śmierć dzieci nie robiła już na nim zbyt wielkiego wrażenia, kiedy po ruszył na swoją próbę był w podobnym wieku, a nie wszyscy wracali. Jakkolwiek nie wiedział jak zareagują na to inni, zwłaszcza kobiety. - No cóż w drodze do Joldy też się nie wyśpimy, ktoś będzie na nas czekał albo w drodze, albo na samym statku.

Przyjrzał się ostrzom jakie miały dzieci. Wydawało się że są czyste, nie widział też żadnego śladu trucizny, nawet swoimi przytępionymi przez opary zmysłami. Odłożył miecz i podszedł do swoich sakw. Wyciągnął z nich swój mały zestaw ostatniej pomocy, wolał kiedy robili to jacyś medycy lub znachorzy, ale w ostateczności czasem musiał zaufać sobie. Przewlókł nitkę przez igłę i przyjrzał się pozostałym i sobie krytycznie.
- Kto pierwszy? Bo z tego co widzę to dzieci Frina chciały się z nami obejść wcale nie po dziecinnemu. I gdyby nie ten dom, to możliwe ze mogłoby im się udać coś więcej niż tylko nas trochę pociąć.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Qin Shi Huang »

Wynik walki jest ustalony, ale chyba można sememu opisać potyczkę

Czarna sylwetka napastnika zbliżała się do niego bezszelestnie, lecz z dużą prędkością. Zrozumiał, ze nie ma czasu na dobywanie miecza. Wykonał obrót u uniknął ciosu wymierzonego w jego pierś. Ostrze prześlizgnęło mu sie po ramieniu. W pierwszej chwili nie zabolało, jednak szybko poczuł jak z rany wypływa stróżka krwi. Chwycił miecz leżący na łóżku i uchylił się przed kolejnym atakiem. Napastnik uniknął szybkiego cięcia od prawej i dźgnął go w nogę. Ból sparaliżował nogę Ahimeda ale nie rękę, która szybko wyprostowała się w kierunku zabójcy przecinając mu głowę do połowy. Wyszarpnął miecz a krew i trochę mózgu poplamiło pościel.
-Lidia - pomyślał i wybiegł z pokoju, jednak okazało się, ze martwił sie nie potrzebnie. też wybiegła z pokoju. Razem z nią ruszył do głównej sali gdzie stał już Gaizka. Twarze martwych dzieci zrobiły na nim wrażenie, ale tylko gdzieś głęboko w zakamarkach podświadomości. Przypomniały mu sie twarze jego zabitych dzieci. Twarz pozostała obojętna na koniec tak młodego życia. Poczuł wściekłość. Tak długo starał się być uważny a teraz uratował go krzyk. Gdyby nie go, zginąłby. Kiepsko. Miał aż dwie rany a na innych doliczył się zaledwie po jednej. Zbyt długo nie trenował. podwinął rękaw i nogawkę aby Gaizka miał dostęp do rany.
-Nic mi nie będzie... - rzekł do Gaizki i przyjrzał się twarzy dziewczynki.
-Kiepsko. Mówiłem, ze on juz wszędzie ma swoich szpiegów. Pewnie szłyszeli nasza rozmowę. Alimon już musi o nas doskonale wiedzieć. Proponuję niezwłocznie udać sie do portu. Musimy teraz postępować szybko i zdecydowanie.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ouzaru »

Lidia

Chwilę się patrzyła za odchodzącym wojownikiem, ale w końcu skryła się za kotarą swojego pokoju i położyła na łóżku. Przez kilka minut lekki uśmiech nie schodził z jej twarzy, lecz w końcu zasnęła zmęczona ciężkim dniem.

* * *

- Nie tak! Nogi bliżej! Poruszaj biodrami i ramionami, te ozdoby są po to, żeby się kołysać, błyszczeć i dzwonić!
- pokrzykiwała starsza kobieta.
Lidia nie miała już siły dalej tańczyć, chciała płakać. Wzięła głębszy wdech, skupiła się i powtarzała ruchy starszej od siebie dwukrotnie kobiety. Po godzinie była tak wykończona, że opadła na kolana. Cały brzuch ją bolał, ledwo doszła do swojego pokoju i wdrapała się na łóżko.

Zdążyła już poznać większość żon i nauka ich języka szła jej coraz lepiej, szybciej oraz sprawniej. Dostrzegała delikatność i piękność słów, to bardzo pomagało, czasem również mobilizowało. 'Ali' wyjechał i nie było go już trzeci miesiąc, ale jakoś nikt się tym nie przejmował. Ona również przestała, była tu drugi rok i nauczyła się, że często wyjeżdżał, długo nie wracał i bardzo krótko tu przebywał.
Niedawno skończyła piętnaście lat i po jego powrocie miał się odbyć ich oficjalny ślub, miał ją uznać za dorosłą i swoją żonę. Nie do końca wiedziała, co to oznacza, a i nikt jakoś dokładnie nie chciał Lidii wyjaśnić.

Nad ranem ból brzucha się wzmógł i razem z nią obudził się również cały dom. Krzyknęła przeraźliwie, wszak nieczęsto się zdarzało, by się obudzić z udami zalanymi krwią. Kilka kobiet wpadło do jej pokoju. Jednak klasnęła uradowana w ręce, pozostałe szybko uspokajały wystraszoną Lidię. Niecałą godzinę później zabrały ją do łaźni, do której dostęp miały tylko kobiety. Pomogły jej wymyć ciało, natarły olejkami, kazały się moczyć w letniej wodzie z płatkami kwiatów.
- Teraz już będziesz tak krwawić cyklicznie, przez kilka dni, w każdym miesiącu - powiedziała jedna z żon. - Stałaś się prawdziwą kobietą. Możesz mieć dzieci.

Kilka dni później nie wiedziała, czy się cieszyć, gdy 'Ali' powrócił i po odbytym ślubie wezwał ją do swojej sypialni. Odświętnie ubrana wyglądała bardzo ładnie, przyjęła dziesiątki rad i wskazówek, lecz nadal się denerwowała. W końcu odsłoniła kotarę i weszła, pokój zalewał delikatny blask kilku małych lampek, w powietrzu unosił się zapach kwiatów i olejków...

* * *

Otworzyła oczy i w ostatniej chwili obroniła się przed atakiem. Błyskawicznie złapała napastnika za nadgarstek, wykręciła mu go i jego własnym ostrzem przebiła gardło. Ciepła posoka zaczęła się wylewać strumieniem z rany, jednak na tle czarnego materiału nie była widoczna. Lidia kopnięciem posłała truchło na podłogę i zabierając nóż wybiegła z pokoju.
- Zabójca w Wolnym Domu! - zawołała ile sił w płucach.
Pobiegła szybko sprawdzić, czy z innymi jest wszystko w porządku. Po drodze natknęła się na jeszcze jednego zabójcę, szybka wymiana ciosów i uników, ktoś pojawił się na korytarzu. Lidia odwróciła się na chwilę i poczuła, jak ostrze przeciwnika rozcina jej delikatną skórę na udzie. Syknęła z bólu, odwinęła się i po chwili zabójca miał nóż wbity między oczy. Wyszarpnęła ostrze, mogło się przydać, wzięła też drugie.

Pojawił się Ahimed, krwawił z dwóch ran, na szczęście nie były zbyt poważne. Wbiegli razem do pomieszczenia, po chwili było już po wszystkim. Gaizka zajął się identyfikacją zabójców, widząc małą dziewczynkę, Lidia zbladła i ukryła twarz w dłoniach.
- To... dzieci - powiedziała i zadrżała na całym ciele.
Mężczyzna zajął się ranami Ahimeda, w tam czasie kobieta uklęknęła przy małej i zmówiła krótką modlitwę nad tym młodym ciałkiem. To nie mogli być zabójcy od Alimona, nigdy o tym nie słyszała. Poza tym on lubił dzieci, nigdy by na coś takiego nie pozwolił, to pewnie ci chorzy żądni krwi fanatycy, którzy usprawiedliwiali swoje mordy jego imieniem.

Gdy Gaizka skończył zszywać ranę Ahimeda, dość niechętnie podeszła do niego Lidia. Widać było, że znał się na rzeczy.
- Mogłabym cię prosić? Chyba nie mamy zbyt dużo czasu, żeby iść z tym do medyka - powiedziała.
Postawiła krzesło obok niego, postawiła na nim nogę i podwinęła biały, splamiony krwią materiał aż do uda. Wychwyciła kątem oka spojrzenie Ahimeda, ale nie była pewna, czy patrzy się na ranę, czy na jej ciało.
- Trzeba się pośpieszyć, fakt - przytaknęła.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ninerl »

Nirilime Vadyrath
Niril leżała w ciemnościach i patrzyła w gwiazdy, przebłyskujące między palmowymi liśćmi.
Nie była senna- jak zwykle zresztą.
A tutaj... tak daleko od krewniaków, w kraju wrogich ludzi. Westchnęła cicho. Naprawdę nie przybyła tu chętnie. Wolałaby wędrować po ziemi Rezesis. Zastanawiała się, czy ona i jej towarzysze podróży nie mówili zbyt otwarcie. W końcu znajdowali się w mieście należącym do Mahloah.
"Co się nam wymsknęło, to już trudno" pomyślała. Ułożyła się wygodniej.
Gwiazdy migotały. Niektóre rozpoznawała, były boleśnie znajome. Takie podobne... Przez chwilę niemal czuła dotyk wiatru na policzkach... zapach młodej trawy...
Potrząsnęła głową, czując ukłucie żalu.
Było, minęło... Serce zabiło w bolesnym skurczu, a po policzkach Niril spłynęły łzy. Ostatnio coraz częściej płakała. Może to było dobre? Potem działo się nieco lepiej. Już nie była taka otępiała. Na pewno sprawiało to troche bólu, ale czuła się bardziej... żywa.
Zatęskniła przez chwilę za czyimś głosem i ciepłym dotykiem. Przed jej oczyma stanął Estreyliss. Przypomniała sobie jego spojrzenie. Serce Niril zabiło mocniej. Napłynęły wspomnienia, mieszając się z radością i lękiem...
Pocałunki, czułe szepty, zręczne palce, zapach i ciepło jego ciała... Przypomniała sobie z uśmiechem te dwa lata wcześniej, gdy wróciła na krótko do Aktum.
Jak czekała na niego przed jego własnym domem. I ta radość z jaką ją powitał. A później, gdy dręczona wspomnieniami nie mogła spać i obudziła go w nocy. I co się potem działo... Zrobiło się jej ciepło.
Jego obecność ją uspokajała. Dlaczego zauważyła to dopiero teraz?
Przecież przy nim czuła się bezpiecznie, na tyle na ile mogła.
"Och, Estreylissie..." pomyślała i przymknęła oczy.
"Moja ukochana Niril" tak powiedział, zapamiętała te słowa.
Cały dzień siedzieli na otomanie, wtulając się w siebie i rozmawiając. Zupełnie nago. Było zbyt gorąco, by zakładać ubranie. Wtedy też się bała. A jeśli go straci? Nie, lepiej o tym nie myśleć...
Musi dać sobie trochę czasu. I zabić Alimona, będzie bezpieczniej. I wtedy, wtedy wróci... Jeśli tylko poczuje, że już jest jest gotowa, że chce tego samego, co on...
Jeśli na nią poczeka. Ale zapewniał, że tak. Był taki uparty. Prosił, by uważała na siebie, pisał, że martwi się o nią. To było przerażające i cudowne zarazem- ktoś się o nią troszczył. Ktoś, kogo mogła stracić, kto mógł umrzeć i odejść i znowu będzie sama. Tak jak wtedy... Niril zadygotała.
Ech, po co tracić czas na takie rozważania...
Napisała, by nie czekał, by korzystał z życia, jeśli chce. Odpowiedź dogoniła ją przy granicy, w forcie w którym przebywała przez dłuższy czas.
"Będę czekał na ciebie" przypomniała sobie urywki jego listu "Nawet jeśli sobie weźmiesz innych, nadal dla mnie będziesz moją kelenai. Ulecz swe skrzydła i znowu przemierzaj niebo".
Pamiętała, że kiedyś powiedział, że przypomina dumnego albatrosa, herolda mórz, ze złamanym skrzydłem.
Który znów musi nauczyć się latać. Może miał rację?
-Śpij spokojnie, synu morza- wyszeptała. Westchnęła cicho.
Leżała jeszcze trochę, podziwiając gwiazdy i wdychając zimne, swieże powietrze. Zaśpiewała cichutko pieśń o Im-Kurze i Pani Mórz.
Właśnie kończyła ostatnią zwrotkę, gdy coś usłyszała.
Przerwała pieśn i usłyszała ten krzyk. Zerwała się, dobywając szabli, gdy nagle coś wyprysnęło z ciemnego kąta. Ledwie zdążyła się uchylić i cios rozorał jej prawe ramię, zamiast gardła.
Potem z siłą, która zachwiała napastnikiem, sparowała następny.
Wykorzystała ten moment i chlasnęła go po szyji. Zabójca krzyknął cienko i wypuścił ostrze, próbując dłońmi zatamować wypływ krwi.
Niril skorzystała z okazji i ostrze przejechało po jego brzuchu, przecinając ubranie, skórę i warstwę mięśni. Kopnęła z całej siły w miejsce rany, czując jak jej palce zagłębiają się w mokre ubranie i tkankę. Postać zwinęła się i upadła na podłogę. Ninerl wbiła ostrze w jej oczy i zostawiła trupa, tak jak leżał. Oddarła kawał jakiejś płachty i obwiązała ramię. Zasyczała z bólu, który teraz upomniał się o swoje miejsce.
Włożyła tunikę i wyszła powoli na korytarz. Idąc przy ścianie postawiła kilka kroków, uważnie nasłuchując. Coś się poruszyło i mała, zwinna postać rzuciła się na elfkę. Ta zablokowała cios sztyletu i za moment wykorzystując błąd przeciwnika, swój wzrost i siłę, sama zaatakowała. Tamten dał się zmylić. Trafiła go w ramię, potem brzuch. Głupiec wypuścił broń, a przecież jeszcze nie umierał. Przewróciła go kopniakiem na ziemię. A potem, gdy na chwilę znieruchomiał, trafiła nogą w jego szyję. Zaświszczał, gdy poprawiła cios, uszkadzając tchawicę, a potem wbiła ostrze w oko. Postać zadygotała i znieruchomiała. Obejrzała trupa- był dziwnie niski i chudy. Całe szczęście, że nie miał kuszy ani gwiazdek, a ostrze sztyletu było czyste. Zostawiła go i skierowała się do sali.

Tutaj byli już niemal wszyscy. Niril zauważyła, że żyją i to nie wiedzieć czemu, dziwnie ją to ucieszyło.
Człowiek o imieniu Gaizka odslonił twarz martwego zabójcy.
Wstrząśnięta Niril rozpoznała dziewczynkę ze śłużby.
-Jak to... to przecież dzieci? Jak, jak mogli!-warknęła-Dzieci należy chronić! Opiekować się nimi! Czemu te zabijają, zamiast cieszyć się życiem? - Niril była zła i zszokowana. Jacy ludzie.. a raczej potwory mogli tak wykorzystać dzieci? Potomstwo własnej rasy?
W duchu pomyślała z ulgą, że jej rasa trafiła od razu do Imperium. Tamci byli przynajmniej cywilizowani... Przynajmniej tak to wyglądało...
Zobaczyła, że człowiek wyciąga kilka rzeczy, należących do medyka.
-Ja poproszę następna. Jeśli moja rana już mi nie będzie przeszkadzać, to będę mogła zająć się innymi i odciążyć ciebie.-powiedziała-To krótka robota, tylko trochę rozciął mi ramię. Ale powiedzcie mi, kto w taki sposób wykorzystuje dzieci? I jesli twoje słowa są prawdziwe, a jestem pewna, że tak- zwróciła się do Ahimeda -To nie widzę przeszkód, by dosłownie za moment wynieść się z stąd. Myślicie, że spróbują nam uniemożliwić dotarcie do portu?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Plomiennoluski »

Gaizka

Spokojnie zaczął zszywać Ahimeda. Po opatrzeniu jego ran zbliżyła się do niego Lidia, choć s jej krokach widać było pewną niechęć. Nie bardzo wiedział skąd się w niej wzięła. Najpierw wyczyścił igłę i przesunął ja nad płomieniem i poczekał aż ostygła. Dopiero potem nałożył nowy kawałek nici i zaczął zszywać zgrabną nogę kobiety. Mimo swojej dzikiej natury i rąk przyzwyczajonych bardziej do miecza lub struga i dłuta niż do igły, to starał się to robić delikatnie i tak żeby nie zostało zbyt wielu śladów na później. Odkaził igłę po raz kolejny i przywołał elfke skinieniem do siebie. Zszył jej ramię i przekazał igłę Nirlime nadstawiając swoją rękę do zszycia. Gdyby nie to że był tak otępiały pewnie żadne z tych dzieci by go nie trafiło.
- Najprawdopodobniej spróbują nam przeszkodzić. Z tym że o tej porze żaden statek stąd nie wypływa, najbliższy dopiero o świcie, możemy się przejść do portu i sprawdzić czy jeszcze jakiś inny statek płynie do Joldy... ale jakoś tak mi się zdaje że nie będzie ich wiele.
Wzrok mężczyzny spoczął na ciałach dzieci. Przypominało mu o tym kim sam był, pewnego dnia być może on sam tak skończy, przynajmniej nie będzie już takim szkrabem.
- dzieci są równie niebezpieczne jak dorośli, a często nawet bardziej, wśród nich tak łatwo stracić uwagę lub czujność. Właśnie dlatego ich używają. Nie jak ludzi, ale jak narzędzi. Chciałbym chyba przed wyjściem zamienić słówko z opiekunem tego miejsca. Jego myśli wróciły na tor rozmowy, a właściwie luźnej wymiany zdań jaka była efektem odkrycia tożsamości napastników. - Dlaczego? Bo ludzie to bestie i do większości rzeczy, które człowiek przypisuje zwierzętom, tylko on jest w stanie się posunąć.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Cyklop

Jednooki nie odezwał się ani razu przez cały wieczór. Siedział gdzieś na uboczu i po prostu słuchał, co ma do powiedzenia reszta - ani nie zamierzał się zwierzać, ani wypowiadać na głos, co o tym wszystkim myślał. Tym bardziej, że nie powiedziałby nic nowego, jedynie zgodziłby się z decyzją reszty...

Cyklop spał niczym trup - z rękami splecionymi na piersi, zupełnie nieruchomo. Tylko unosząca się w spokojnym oddechu klatka piersiowa mogła świadczyć o tym, że mężczyzna żyje. Czy coś mu się śniło... Nikt nie mógł tego wiedzieć. Prawda była jednak taka, że Abiatur nie miał żadnych snów od jakiś... co najmniej dziesięciu lat. Od zdarzenia, które wywróciło całe jego życie do góry nogami, pozbawiając go oka i przyszłości...
To, co obudziło jednookiego można nazwać szóstym zmysłem albo zwierzęcym instynktem, jak kto lubi. Po prostu wiedziony jakimś przeczuciem otworzył zdrowe oko. W ostatniej chwili, aby uniknąć wymierzonego w grdykę ciosu. Zupełnie instynktownie złapał napastnika za rękę i razem z nim stoczył się na podłogę. Nie szamotał się długo - już po chwili obiema rękami objął głowę napastnika i uderzył nią o posadzkę. Kość czaszki pękła, był tego pewien - za dużo siły włożył w ten cios... Ale nie było czasu na żałość, coś działo się na zewnątrz. Abiatur rozejrzał się po pokoju, w pierwszej chwili chcąc złapać za opaskę, jednak po chwili zrezygnował. Broń, gdzie ona jest? Jest!
Nim jednak Cyklop zdołał sięgnąć po strzałę, do pokoju wpadł kolejny napastnik, od razu doskakując do jednookiego z nożem. Odzew był impulsywny - Abiatur kopnął postać w mostek, aby ją od siebie odsunąć. Nieprzyjemna fala bólu wysłała jasny komunikat do mózgu - nóż zahaczył o łydkę, rozcinając przy tym skórę. Nie głęboko, ale zawsze była to rana. Cyklop zaklął, jednak szybko zapomniał o draśnięciu. W lewej ręce już trzymał łuk, w prawej strzałę. Nałożył ją na cięciwę, wycelował... Strzał prosto w oko, ofiara osunęła się na ziemię. I to wszystko w jednej sekundzie... Jednooki otarł czoło przedramieniem. *Krew?* syknął w myślach. Widać musiał sobie rozciąć łuk brwiowy, a że rana była nad wyłupanym okiem, to nawet się nie spostrzegł... No nic.
Cyklop wypadł ze swojego pokoju, jakby go ktoś z procy wystrzelił. Rozejrzał się, trzymając w pogotowiu napięty łuk. Jakieś cztery metry dalej zobaczył zamaskowaną postać... Strzelił w pierś, trafił. W tym samym momencie usłyszał za sobą szelest, obrócił się, jedynie cudem unikając ciosu w plecy - ostrze ześlizgnęło się po skórze na ramieniu, zostawiając dość głęboką ranę. Jednooki odskoczył, w tej samej chwili ktoś zabił napastnika. Kto, tego Abiatur nie wiedział, miał słabą pamięć do twarzy. Gdy po krótkim rekonesansie uznał, że teren jest czysty, udał się do sali, w której słyszał głosy reszty osób.

Cyklop wszedł do głównej sali, z łukiem przewieszonym przez ramię, zawiązując sobie opaskę na pustym oczodole. Gdy skończył, ogarnął wszystkich wzrokiem. Na widok martwej dziewczynki skrzywił się z niesmakiem - cóż za ludzki odruch w jego wykonaniu. Myśl, że przed chwilą zabił trzy podobne istotki, wcale nie poprawiła mu humoru. Splunął za siebie.
- Jeśli to robota Alimona... - zaczął ochrypłym głosem. - To chcę być pierwszym, który go dopadnie. Takie zagrania są poniżej nawet mojej godności.
Cyklop przysiadł gdzieś z boku, ścierając z twarzy strużkę krwi, która wypływała z rozciętego łuku brwiowego. Samo zaschnie, już gorsze rany zdarzało mu się leczyć... A dodatkowa blizna nie zrobi mu żadnej różnicy - za dużo ich już miał. Tylko to rozcięcie na ramieniu... To będzie musiał zszyć, jednak o ręce musi dbać, inaczej jak naciągnie łuk?
- Wyruszmy jutro jak najszybciej - zasugerował, przetoczywszy zmęczonym wzrokiem po reszcie.

Mistrzu, odkupiłam swoje winy?
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ninerl »

Nirilime Vadyrath
Podziękowała człowiekowi i ujęła igłę. Najpierw przeciągając ją nad płomieniem. Co prawda, wolałaby obmyć ją w naer, ale ogień powinien wystarczyć. Delikatnie, lecz mocno chwyciła płaty skóry i wbiła igłę.
Za jakiś czas skończyła. Ścieg powinien trzymać się dobrze, wyglądał całkiem ładnie.

-Chodź, teraz ty. To rozcięcie przydałoby się zszyć-powiedziała do jednookiego, trzymając już przygotowaną i odkażoną igłę.
- A może już teraz opuścić to miejsce? Wiedzą, że tu jesteśmy, mogą próbować zabić nas jeszcze raz. A co do statku... To któryś z nas mało rzucający się w oczy, powinien się popytać. Ja, no cóż... Za bardzo się rzucam w oczy... - odpowiedziała na słowa jednookiego.
Gaizka coś powiedział o ludziach, którzy są bestiami.
-Ale nie rozumiem, przecież większość z was nie jest taka, prawda?- zapytała niepewnie- To chyba nieliczni?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Qin Shi Huang »

- Więcej niż się wydaje. Dużo więcej - Ahimed wciął się oglądając zaszyte rany. Czy było to rzeczywiście potrzebne... może - Największym kurewstwem na tym świecie w ogóle, jest relatywizm moralny, a o niego naprawdę nie trudno. Taki relatywizm, może być dużo bardziej zabójczy od wojen czy skrytobójców. - mówił zapinając koszulę i sprawdzając czy jego miecze są ustawione tak, aby można je było szybko wyciągnąć.
- Ja jestem stąd. Nie będę sie wyróżniał a jakby coś mnie napadło to umiem się bronić. Ja pójdę. - Zaoferował się spoglądając, czy aby nikt nie ma nic przeciwko.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Othe »

Z przyczyn wiadomych Lidia musi na jakiś czas opuścić drużynę.
Abiatur wraca do gry. :)



Obserwująca wymianę zdań Lidia przemówiła niespodziewanie.
- Ja pójdę, ale sama. Mam w mieście kilku znajomych, którzy mogą wiedzieć coś o zwolnieniu Alimona i tych skrytobójcach. Wojowniku, zostań z innymi, gdyż może przydać im się Mahloah znający obyczaje – zwróciła się do Ahimeda podziwiając fachową robotę Gaizki. Kto by pomyślał, że częściej zadaje rany niż je leczy.
Nie czekając na odpowiedź udała się do swej komnaty, gdzie przywdziała ciemne szaty, przytroczyła do ukrytego pod nimi pasa sztylet, a przez plecy przerzuciła długi łuk. Wąski kołczan założyła na ramię, pozostawiając jednak większość strzał wraz z resztą rzeczy. Zajęło jej to zaledwie chwilę.
Wyszła do zabranych i skłoniwszy się lekko rzekła:
- Mój ekwipunek pozostawiam wam pod władanie. Odbiorę go gdy znów się spotkamy, oby jak najprędzej. Ruszajcie na Joldę i, jeżeli natraficie na jakiś trop, ścigajcie Alimona. Minie kilka dni nim zbiorę potrzebne informacje, więc pod żadnym pozorem nie czekajcie na mnie. Do portu wyruszcie koło godziny wilka, tuż przed samym świtem. Ukryjcie twarze, udawajcie niskie stany. Jeżeli będzie trzeba, zapłaćcie ile zażądają, lecz oczywiście nie drogocennymi kamieniami. Chodźcie, pokażę wam jak wydostać się z Wolnego Domu niezauważenie – rzuciła wychodząc na balkon.
Spojrzała na ulice, lecz nie dostrzegła tam żywej duszy.
Husson nie należało do dobrze oświetlonych. Skąpo rozsiane w miejskiej gęstwinie latarnie, zapewniały widoczność tylko w okolicach gmachów rządowych. Jedyną nadzieją dla kogoś chcącego ujrzeć cokolwiek w mroku, były gwiazdy, których blask rozpływał się na jasnych murach delikatną poświatą.
Wskoczyła na kamienną barierkę i z kocią zwinnością podciągnęła na drewniany daszek.
- Wchodźcie pojedynczo, bo ledwo się trzyma – rzuciła z góry, wspinając się po zielonych gałęziach oplatających budynek. – To nie powinno wam sprawić problemu. Im dalej w stronę portu, tym domy coraz niższe. Czeka was kilka mniejszych i większych skoków, przy których uważajcie, żeby nikt was nie usłyszał. Gdy będziecie już na miejscu, ukryjcie się w jakimś zaułku i oczekujcie wschodu. Wybaczcie, że nie powiem wam nic więcej, ale czas goni. Życzę wam wody.
Pożegnawszy się zgodnie z tradycją, znikła z pola widzenia towarzyszy wciąż tkwiących na balkonie. Tajemnicą pozostało skąd tak dobrze zna miasto i do kogo naprawdę zamierza się udać.
Do wyznaczonej przez szlachciankę pory brakowało jeszcze bez mała dwóch godzin. Podróżnicy wrócili do głównej sali, gdzie w powietrzu czuć było nieprzyjemny zapach śmierci. Teraz należało przygotować się do drogi, obmyślić strategię postępowania w sytuacjach kryzysowych i, zwyczajnie, nie zwariować.

Możecie śmiało opisywać drogę do portu, a także wydarzenia, które spotkały wtedy drużynę (byle bez przegięć - musicie dotrzeć na miejsce). W tej sytuacji decydujące znaczenie ma zasada "kto pierwszy ten lepszy". Jeżeli zdecydujecie się na taki wątek, to prosiłbym o pozostawienie mi pola do ingerencji.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Qin Shi Huang »

Człowiek wiru skinął głową i pobiegł do swojego pokoju. Chwycił za bukłak z wodą. Jeszcze raz sprawdził, czy miecze dobrze leżą. Rany choć zaszyte, dokuczały bólem. Będzie trzeba jakoś o nich zapomnieć. W sumie niczego więcej nie potrzebował. Zabrał tylko to co zazwyczaj zwykł ze sobą nosić i stanął w oknie.
-Nie ma na co czekać. Idziemy. - zakomunikował i wyskoczył gdy juz wszyscy byli gotowi. Miękko opadł na ziemię po małym salcie. Zawsze trochę amortyzowało to upadek. Podbiegł do pnączy oplatających ścianę i sprawnie wdrapał się po niej na dach. Teraz po dachówkach trzeba było biec cicho. Pochylił się w przód a ręce wyciągnął do tyłu. Biegł na palcach. Takie ustawienie i przeniesienie ciężaru ciała, pozwalało biec w miarę cicho i szybko. Skakał z dachu na dach aż zobaczył zapowiedzianą większą przepaść. Cofnął sie do tyłu o kilka kroków i ruszył do przodu odbijając sie od samej krawędzi. Skok nie wystarczył aby przeskoczyć przepaść, jednak udało mu sie uczepić dachu rękoma. Podciągnął się na obolałych rękach. Po tym skoku wprost uderzył i ścianę i wystający kant wbił mu sie w pachy. Coś skrzypnęło, jednak nie stało sie nic poważnego. Kiedy już wgramolił się na dach przebiegł dalej aż do portu. Chyba zauważył jakieś czarne sylwetki w mroku. Chyba go śledziły. A może to tylko jego wyobraźnia? Wolał nie ryzykować. Praktycznie był już w porcie. Spojrzał do tyłu. Reszta już go doganiała. Wskoczył na ulicę, między budynki i stanął w jak najciemniejszym kącie z wyciągniętymi mieczami. Oparł ostrza o przedramiona. Ta pozycja pozwalała wyprowadzić błyskawiczny blok zdolny wytrzymać bardzo silne ciosy. Czekał na ewentualny atak bądź aż przybiegnie reszta i ukryją sie razem w tym zaułku. Szukał juz lepszego miejsca na kryjówkę. Przypominał sobie plan portu i wszelkie zakamarki, w których można by sie ukryć.
Poprawione ^^' Sorka ale ja właśnie w taki sposób sobie to wyobrażałem. Jak kraść to miliony nie? Ok, będę sie bardziej pilnował. Mam nadzieję, że poprawka jest wystarczajaca.
Ostatnio zmieniony środa, 20 lutego 2008, 23:10 przez Qin Shi Huang, łącznie zmieniany 1 raz.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Othe »

Huang, kiedy czytałem w Twojej KP o akrobatyce, to chyba nieco inaczej ją rozumiałem...
Uważam, że post jest przegięty. Dodaj tu trochę realizmu...
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Ouzaru

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ouzaru »

Ludzie, nie obijać się, tylko odpisywać :) Wróciłam :P MG będę prosić o konsultację na Gadu, odnośnie mojej samotnej misji ^^'
Posta edytuję, więc mody nie muszą go wywalać.
Zablokowany