[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Gildiril
-K****- zaklął pod nosem. Miał pieprzonego pecha. Co prawda trafił drania ze skutkiem śmiertelnym, ale ten, jakby pchnięty chęcią uczynienia ostatniej niegodziwości w swoim podłym życiu, dziabnął Castinę nożem. Tileanka krzyknęła tak, że Gildirilowi aż ciarki przeszły po plecach. W międzyczasie kątem oka dojrzał Lucę, który walczył jak lew, ale otrzymał kilka poważnych ran.
Ale wtedy nastąpiło najgorsze. Wpadł kolejny psychol, tym razem z kuszą, i zaczął szyć z niej, gdzie popadnie. Bełty latały w powietrzu, a kilka z nich przeszyło Ninerl... Niech to szlag. -NIECH CIĘ PIEKŁO POCHŁONIE- wrzasnął elf i miał nadzieję, że ten facet słyszał to, zanim padł zabity przez Ulricha. Wtedy kultyści zaczęli uciekać i w tym momencie elf znalazł się w swoim żywiole - siał z pomocą łuku śmierć wśród tych drani, ba, czuł z tego powodu satysfakcję.
Po walce podbiegli do rannych kobiet. Castinaa jeszcze żyła, choć była w ciężkim stanie. Dla Ninerl było już za późno... Była blada i leżała bez życia. Taka pechowa śmierć... Nawet nie miała szansy się obronić. Gildiril zacisnął usta w gniewie, aż prawie zsiniały. Ten świat jest niesprawiedliwy. Niech to szlag! Ale teraz jej już nie pomogą. Ale Castinii ciągle mogli. Tylko musieli szybko coś zrobić. Nieść ją? Ryzykowne... Ale przecież lekarza tu nie zawołają. Prowizorka, k*rwa mać, prowizorka! Luca pomimo ran zaczął organizować działanie. Dzielny facet. Cóż więc Gildiril mógł zrobić? Wziął na ręce bezwładne i stygnące powoli ciało Ninerl... Ech, teraz będzie jedynym elfem w drużynie, pewnie będzie się czuł jeszcze gorzej, niż wcześniej. Tymczasem reszta ruszyła z Castiną i Lucą do wyjścia. Musieli się śpieszyć, jeśli chcieli uratować Tileankę. Elf ruszył za nimi. Uważny obserwator mógłby stwierdzić, że w kąciku oka Gildirila zakręciła się niewielka łezka.
-K****- zaklął pod nosem. Miał pieprzonego pecha. Co prawda trafił drania ze skutkiem śmiertelnym, ale ten, jakby pchnięty chęcią uczynienia ostatniej niegodziwości w swoim podłym życiu, dziabnął Castinę nożem. Tileanka krzyknęła tak, że Gildirilowi aż ciarki przeszły po plecach. W międzyczasie kątem oka dojrzał Lucę, który walczył jak lew, ale otrzymał kilka poważnych ran.
Ale wtedy nastąpiło najgorsze. Wpadł kolejny psychol, tym razem z kuszą, i zaczął szyć z niej, gdzie popadnie. Bełty latały w powietrzu, a kilka z nich przeszyło Ninerl... Niech to szlag. -NIECH CIĘ PIEKŁO POCHŁONIE- wrzasnął elf i miał nadzieję, że ten facet słyszał to, zanim padł zabity przez Ulricha. Wtedy kultyści zaczęli uciekać i w tym momencie elf znalazł się w swoim żywiole - siał z pomocą łuku śmierć wśród tych drani, ba, czuł z tego powodu satysfakcję.
Po walce podbiegli do rannych kobiet. Castinaa jeszcze żyła, choć była w ciężkim stanie. Dla Ninerl było już za późno... Była blada i leżała bez życia. Taka pechowa śmierć... Nawet nie miała szansy się obronić. Gildiril zacisnął usta w gniewie, aż prawie zsiniały. Ten świat jest niesprawiedliwy. Niech to szlag! Ale teraz jej już nie pomogą. Ale Castinii ciągle mogli. Tylko musieli szybko coś zrobić. Nieść ją? Ryzykowne... Ale przecież lekarza tu nie zawołają. Prowizorka, k*rwa mać, prowizorka! Luca pomimo ran zaczął organizować działanie. Dzielny facet. Cóż więc Gildiril mógł zrobić? Wziął na ręce bezwładne i stygnące powoli ciało Ninerl... Ech, teraz będzie jedynym elfem w drużynie, pewnie będzie się czuł jeszcze gorzej, niż wcześniej. Tymczasem reszta ruszyła z Castiną i Lucą do wyjścia. Musieli się śpieszyć, jeśli chcieli uratować Tileankę. Elf ruszył za nimi. Uważny obserwator mógłby stwierdzić, że w kąciku oka Gildirila zakręciła się niewielka łezka.

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Ulrich de Maar
Ulrich klął teraz na czym świat stoi. Nie tak miało to wyglądać. Zupełnie nie tak, do jasnej cholery! Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Strzał Gildirila, krzyk Castiny, pełen gniewu atak Orlandoniego… Wbrew pozorom, wtedy jeszcze sytuacja nie wyglądała tak bardzo źle. Jeszcze.
W pierwszej chwili Ulrich nie wiedział skąd nagle w powietrzu tyle bełtów. Dopiero, gdy pierwszy z kultystów padł od swojego „sojusznika,” zrozumiał co się dzieje. Drugi trup, tuż obok de Maara. Szczęście, że szlachcic sam nie został trafiony. Potem… trafił towarzyszy. „Psiakrew, gdybym zdążył chwilę wcześniej!” myślał teraz. Celny strzał w końcu powstrzymał deszcz pocisków. Walka dobiegała już końca. Ulrich uśmiercił jeszcze jednego wroga, gdy tchórzostwo w ich plugawych sercach wzięło nad nimi górę.
Stał teraz z opuszczoną bronią w prawie pustej już jaskini. Luca zajął się Castiną… na tyle na ile ledwo trzymający się na nogach człowiek może to zrobić. Ulrich wpatrywał się tępym wzrokiem w niedawno jeszcze żywą elfkę. „To nie była śmierć jaką powinien zginąć wojownik. Zawsze gotowa do walki, zabita w taki tchórzliwy sposób. I to będąc bez broni!” Jego twarz zrobiła się czerwona. Rozgoryczenie zaczęło brać nad nim górę. „Sigmarze, jak mogłeś na to pozwolić?!” Stał tak niezdolny się poruszyć, aż elf podniósł zwłoki Ninerl. To go trochę otrzeźwiło.
„Pamiętajcie o poległych, lecz walczcie dla żywych” powiedział mu – zresztą nie tylko jemu – kiedyś sierżant. Stan Castiny był rzeczywiście ciężki. Zresztą, Luca wcale nie wyglądał lepiej. Ponury pochód zbierał się do wyjścia z tego przeklętego miejsca. Ulrich podszedł do Gildirila, starając się nie patrzeć na puste oczy elfki.
- Posłuchaj… Wiem, że nie czas teraz na to… – spojrzał na Golema, niosącego Castinę – …ale nigdzie nie widzę broni Ninerl. Ten miecz był dla niej cenny, więc z pewnością nie chciałaby, aby został w taki miejscu jak to… - mówił cicho, jakby bardzo osłabł po tym co zaszło. – Myślę, że powinniśmy… powinniśmy o to zadbać, kiedy już zajmiemy się rannymi. Jako elf, pewnie rozumiesz… - urwał, nie będąc w sumie pewien czy Gildiril rozumie.
Zbliżył się do rannego Tileańczyka. Trzeba powiedzieć, że ten szybko zadbał o bezpieczeństwo swojej kobiety. Ale o swoje już nie…
- Możesz chodzić, przyjacielu? Chodź pomogę ci, bo nie możesz przecież osierocić nienarodzonego dziecka… - powiedział i chwycił Tileańczyka pod ramię. Musi jakoś dotrzeć do medyka, a sama siła woli w tym wypadku nie wystarczy. Ulrich spojrzał jeszcze raz na jaskinię. „Przeklęte miejsce…”
Ulrich klął teraz na czym świat stoi. Nie tak miało to wyglądać. Zupełnie nie tak, do jasnej cholery! Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Strzał Gildirila, krzyk Castiny, pełen gniewu atak Orlandoniego… Wbrew pozorom, wtedy jeszcze sytuacja nie wyglądała tak bardzo źle. Jeszcze.
W pierwszej chwili Ulrich nie wiedział skąd nagle w powietrzu tyle bełtów. Dopiero, gdy pierwszy z kultystów padł od swojego „sojusznika,” zrozumiał co się dzieje. Drugi trup, tuż obok de Maara. Szczęście, że szlachcic sam nie został trafiony. Potem… trafił towarzyszy. „Psiakrew, gdybym zdążył chwilę wcześniej!” myślał teraz. Celny strzał w końcu powstrzymał deszcz pocisków. Walka dobiegała już końca. Ulrich uśmiercił jeszcze jednego wroga, gdy tchórzostwo w ich plugawych sercach wzięło nad nimi górę.
Stał teraz z opuszczoną bronią w prawie pustej już jaskini. Luca zajął się Castiną… na tyle na ile ledwo trzymający się na nogach człowiek może to zrobić. Ulrich wpatrywał się tępym wzrokiem w niedawno jeszcze żywą elfkę. „To nie była śmierć jaką powinien zginąć wojownik. Zawsze gotowa do walki, zabita w taki tchórzliwy sposób. I to będąc bez broni!” Jego twarz zrobiła się czerwona. Rozgoryczenie zaczęło brać nad nim górę. „Sigmarze, jak mogłeś na to pozwolić?!” Stał tak niezdolny się poruszyć, aż elf podniósł zwłoki Ninerl. To go trochę otrzeźwiło.
„Pamiętajcie o poległych, lecz walczcie dla żywych” powiedział mu – zresztą nie tylko jemu – kiedyś sierżant. Stan Castiny był rzeczywiście ciężki. Zresztą, Luca wcale nie wyglądał lepiej. Ponury pochód zbierał się do wyjścia z tego przeklętego miejsca. Ulrich podszedł do Gildirila, starając się nie patrzeć na puste oczy elfki.
- Posłuchaj… Wiem, że nie czas teraz na to… – spojrzał na Golema, niosącego Castinę – …ale nigdzie nie widzę broni Ninerl. Ten miecz był dla niej cenny, więc z pewnością nie chciałaby, aby został w taki miejscu jak to… - mówił cicho, jakby bardzo osłabł po tym co zaszło. – Myślę, że powinniśmy… powinniśmy o to zadbać, kiedy już zajmiemy się rannymi. Jako elf, pewnie rozumiesz… - urwał, nie będąc w sumie pewien czy Gildiril rozumie.
Zbliżył się do rannego Tileańczyka. Trzeba powiedzieć, że ten szybko zadbał o bezpieczeństwo swojej kobiety. Ale o swoje już nie…
- Możesz chodzić, przyjacielu? Chodź pomogę ci, bo nie możesz przecież osierocić nienarodzonego dziecka… - powiedział i chwycił Tileańczyka pod ramię. Musi jakoś dotrzeć do medyka, a sama siła woli w tym wypadku nie wystarczy. Ulrich spojrzał jeszcze raz na jaskinię. „Przeklęte miejsce…”
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Luca Orlandoni
Luca skinął jedynie głową na słowa Ulricha. Teraz właściwie było mu już wszystko jedno, co się z nim stanie – stracił tyle krwi, że ledwo co kontaktował. W uszach dzwoniło, przed oczami widział białe gwiazdki. Pomoc przyjaciela przyjął z wdzięcznością i gdy oparł się na jego ramieniu, pokuśtykał resztkami sił ku wyjściu z jaskini zła. W głowie cały czas miał Castinęę. Oby tylko przeżyła, oby tylko Gunter zdążył do świątyni...
Luca skinął jedynie głową na słowa Ulricha. Teraz właściwie było mu już wszystko jedno, co się z nim stanie – stracił tyle krwi, że ledwo co kontaktował. W uszach dzwoniło, przed oczami widział białe gwiazdki. Pomoc przyjaciela przyjął z wdzięcznością i gdy oparł się na jego ramieniu, pokuśtykał resztkami sił ku wyjściu z jaskini zła. W głowie cały czas miał Castinęę. Oby tylko przeżyła, oby tylko Gunter zdążył do świątyni...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Ninerl Tar Vatherain
Dobra, to opiszę jeszcze efekty bardziej fabularne i już...
Kurcze, szkoda, tą postacią mi się tak dobrze grało
i nie wydawała się taka momentami dla mnie bezbarwna jak moja Nerethin.
Jak pech to pech
... Jak widać, ani w realu ani wirtualu nie udało mi się dojść nawet do połowy tej kampanii...
Wszystko potoczyło się tak szybko. Zdążyła dostrzec towarzyszy, usłyszeć krzyk Castiiny, gdy nagle wpadł jakiś człowiek z kuszą. Ciągle mocno trzymana przez kultystów, nie miała szans. Usłyszała świst bełtów, głuchy dźwięk i nagle w jej ciele rozlały się fale bólu. Ninerl zwinęła się, z trudem łapiąc oddech. Coś zalewało jej płuca, coś potwornie ostrego rozdzierało jej serce. "Umieram" przemknęło jej przez głowę i wszystko zaczęło się rozmywać, przekształcać w jasną biel. Zdążyła pomyśleć, że może Gildiril wyśle list do rodziny, a potem oślepiające, piękne światło zalało wszystko...
Dobra, to opiszę jeszcze efekty bardziej fabularne i już...
Kurcze, szkoda, tą postacią mi się tak dobrze grało

Jak pech to pech

Wszystko potoczyło się tak szybko. Zdążyła dostrzec towarzyszy, usłyszeć krzyk Castiiny, gdy nagle wpadł jakiś człowiek z kuszą. Ciągle mocno trzymana przez kultystów, nie miała szans. Usłyszała świst bełtów, głuchy dźwięk i nagle w jej ciele rozlały się fale bólu. Ninerl zwinęła się, z trudem łapiąc oddech. Coś zalewało jej płuca, coś potwornie ostrego rozdzierało jej serce. "Umieram" przemknęło jej przez głowę i wszystko zaczęło się rozmywać, przekształcać w jasną biel. Zdążyła pomyśleć, że może Gildiril wyśle list do rodziny, a potem oślepiające, piękne światło zalało wszystko...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Günter Golem
I rozpoczęła się rzeź.
Zaraz po oddaniu strzału z kuszy Golem ruszył do wściekłego ataku na zwyrodniałych kultystów. Z rykiem wpadł w stłoczoną grupę i, wymachując wielką, ciężką pałką, posyłał co chwila któregoś z przeciwników wprost do otchłani niebytu.
Dał się ponieść ferworowi walki do tego stopnia, że zatracił zupełnie orientację w czasie i przestrzeni. W głowie dudniły mu krzyki i przekleństwa zakapturzonych postaci, jęki rannych i umierających, szczęk broni i głuche dudnienie krwi szaleńczo pompowanej przez golemowe serce.
I wtedy nastał chaos.
O ile do tej pory walka była w minimalnym stopniu kontrolowana, o tyle nieoczekiwane wtargnięcie kusznika uczyniło ją zupełnie nieprzewidywalną. W powietrzu zatańczyły wystrzelone bełty, śmiertelnie raniąc kilka osób. Uszu Golema doszedł przeraźliwy kobiecy krzyk bólu, dobywający się z prawej strony. Olbrzym odwrócił głowę i ujrzał...
- Ninerl!
Krzyknął wściekle i ruszył w stronę osuwającej się na podłogę elfki, obficie krwawiącej z przebitej bełtami piersi. Musiał jednak uskoczyć przed nacierającym z furią kultystą. Zrobił krok do tyłu, złapał przeciwnika za gardło i z rykiem uderzył z całej siły łysą czaszką w miejsce, gdzie pod maską powinna znajdować twarz. Coś chrupnęło i nieszczęśnik padł na ziemię, zalewając się i dławiąc własną posoką.
Dobiegł do elfki, lecz było już za późno. Dziewczyna, wskutek upływu krwi znacznie bledsza niż zwykle, oddawała właśnie ostatnie tchnienie. Golem ułożył jej stygnące ciało na posadzce, zaciskając zęby z żalu, wściekłości i bezsilności w obliczu śmierci.
- Günter! - Olbrzym usłyszał krzyk Luci. - Zajmij się Castinąą, potrzebuje lekarza! Zabierz ją do świątyni Shallyi.
Dopiero teraz Golem zobaczył ciężko ranną Cas, ledwie przytomną w ramionach swojego ukochanego. Orlandoni wyglądał niewiele lepiej od niej, brocząc krwią z kilku ran na ciele. Jednakże trzymał się mocno na nogach i zachowywał przytomność umysłu.
Olbrzym podbiegł szybko. Z nerwów nie był w stanie nic z siebie wydusić, więc tylko energicznie przytaknął i wyciągnął ręce po Tileankę.
Luca spojrzał na Güntera i uśmiechnął się delikatnie, gdy przyjaciel wziął na ręce Castinęę.
- Zajmij się nią dobrze, przyjacielu... Nie ma czasu, musicie dotrzeć szybko do jakiegoś medyka albo shalyianek... Ja będę was opóźniać, dołączę później, najważniejsza jest Castinaa - Luca czuł się dość dziwnie, przed oczami zaczynały biegać pierwsze białe gwiazdki. Starał się jednak trzymać, najważniejsza była ukochana i dziecko.
- Możesz mi zaufać, Luca. Trzymaj się mocno, tej nocy już nikt więcej nie umrze.
Przycisnął dziewczynę do masywnej piersi i ruszył biegiem w stronę wyjścia z mauzoleum. Nie dbał o to, czy spotka jeszcze kogoś po drodze. Ktokolwiek spróbowałby go teraz zatrzymać, ryzykowałby czołowe zderzenie z wczesnym prototypem imperialnego czołgu parowego. Albo krasnoludzkiego żyrokoptera.
- Nie zasypiaj, Ari... Cas - szeptał w przerwie między szybkim wdechem i wydechem. - Obiecuję, że zdążymy. Już za chwilkę będziemy na miejscu. Jeszcze tylko moment, bądź silna, dziewczyno...
Wiedział jednak, że Castinaa go nie słyszy. Jej dusza toczyła właśnie ciężki bój, starając się odeprzeć podchodzącą coraz bliżej śmierć. Gdy tylko znaleźli się poza Ogrodami Morra, Golem wypadł na ulice miasta i popędził co sił w nogach w stronę świątyni Shallyi.
I rozpoczęła się rzeź.
Zaraz po oddaniu strzału z kuszy Golem ruszył do wściekłego ataku na zwyrodniałych kultystów. Z rykiem wpadł w stłoczoną grupę i, wymachując wielką, ciężką pałką, posyłał co chwila któregoś z przeciwników wprost do otchłani niebytu.
Dał się ponieść ferworowi walki do tego stopnia, że zatracił zupełnie orientację w czasie i przestrzeni. W głowie dudniły mu krzyki i przekleństwa zakapturzonych postaci, jęki rannych i umierających, szczęk broni i głuche dudnienie krwi szaleńczo pompowanej przez golemowe serce.
I wtedy nastał chaos.
O ile do tej pory walka była w minimalnym stopniu kontrolowana, o tyle nieoczekiwane wtargnięcie kusznika uczyniło ją zupełnie nieprzewidywalną. W powietrzu zatańczyły wystrzelone bełty, śmiertelnie raniąc kilka osób. Uszu Golema doszedł przeraźliwy kobiecy krzyk bólu, dobywający się z prawej strony. Olbrzym odwrócił głowę i ujrzał...
- Ninerl!
Krzyknął wściekle i ruszył w stronę osuwającej się na podłogę elfki, obficie krwawiącej z przebitej bełtami piersi. Musiał jednak uskoczyć przed nacierającym z furią kultystą. Zrobił krok do tyłu, złapał przeciwnika za gardło i z rykiem uderzył z całej siły łysą czaszką w miejsce, gdzie pod maską powinna znajdować twarz. Coś chrupnęło i nieszczęśnik padł na ziemię, zalewając się i dławiąc własną posoką.
Dobiegł do elfki, lecz było już za późno. Dziewczyna, wskutek upływu krwi znacznie bledsza niż zwykle, oddawała właśnie ostatnie tchnienie. Golem ułożył jej stygnące ciało na posadzce, zaciskając zęby z żalu, wściekłości i bezsilności w obliczu śmierci.
- Günter! - Olbrzym usłyszał krzyk Luci. - Zajmij się Castinąą, potrzebuje lekarza! Zabierz ją do świątyni Shallyi.
Dopiero teraz Golem zobaczył ciężko ranną Cas, ledwie przytomną w ramionach swojego ukochanego. Orlandoni wyglądał niewiele lepiej od niej, brocząc krwią z kilku ran na ciele. Jednakże trzymał się mocno na nogach i zachowywał przytomność umysłu.
Olbrzym podbiegł szybko. Z nerwów nie był w stanie nic z siebie wydusić, więc tylko energicznie przytaknął i wyciągnął ręce po Tileankę.
Luca spojrzał na Güntera i uśmiechnął się delikatnie, gdy przyjaciel wziął na ręce Castinęę.
- Zajmij się nią dobrze, przyjacielu... Nie ma czasu, musicie dotrzeć szybko do jakiegoś medyka albo shalyianek... Ja będę was opóźniać, dołączę później, najważniejsza jest Castinaa - Luca czuł się dość dziwnie, przed oczami zaczynały biegać pierwsze białe gwiazdki. Starał się jednak trzymać, najważniejsza była ukochana i dziecko.
- Możesz mi zaufać, Luca. Trzymaj się mocno, tej nocy już nikt więcej nie umrze.
Przycisnął dziewczynę do masywnej piersi i ruszył biegiem w stronę wyjścia z mauzoleum. Nie dbał o to, czy spotka jeszcze kogoś po drodze. Ktokolwiek spróbowałby go teraz zatrzymać, ryzykowałby czołowe zderzenie z wczesnym prototypem imperialnego czołgu parowego. Albo krasnoludzkiego żyrokoptera.
- Nie zasypiaj, Ari... Cas - szeptał w przerwie między szybkim wdechem i wydechem. - Obiecuję, że zdążymy. Już za chwilkę będziemy na miejscu. Jeszcze tylko moment, bądź silna, dziewczyno...
Wiedział jednak, że Castinaa go nie słyszy. Jej dusza toczyła właśnie ciężki bój, starając się odeprzeć podchodzącą coraz bliżej śmierć. Gdy tylko znaleźli się poza Ogrodami Morra, Golem wypadł na ulice miasta i popędził co sił w nogach w stronę świątyni Shallyi.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Zabierając rannych i ciało Ninerl ruszyliście ku wyjściu. Ulrich w międzyczasie sprawdził wkuty w skale portal, gdzie w jednym pomieszczeń za nim odnalazł broń Ninerl i Castinyy, w tym miecz należący do ojca elfki. Gdy opuszczaliście mauzoleum wpadliście na nocnego stróża, który zapewne robił nocny obchód po cmentarzu. Szybko (i nieco chaotycznie) wyjaśniliście mu, co działo się w podziemiach pod mauzoleum, a starszy mężczyzna tak wziął sobie do serca waszą opowieść, że postanowił zawieść was osobiście swoim wozem do świątyni Shalyi.
Nim dotarliście na miejsce, pod drodze Ulrich i Gildiril zatrzymali się przy świątyni Morra, gdzie zostawili ciało Ninerl. Gunter i ranni Tileańczycy nie tracąc czasu pojechali dalej, do świątyni. Morryci zwykle pobierali jakąś opłatę za miejsce w kostnicy, jednak kapłan z którym rozmawialiście przypomniał was sobie (z nim rozmawialiście wcześniej w sprawie Gespentsa) i obiecał że ciało spocznie w świątynnej chłodni na 48 godzin bez żadnych opłat.
Stróż wraz z pozostałą trójką dotarł w końcu do świątyni bogini miłosierdzia, gdzie kapłanki zajęły się rannymi Lucą i Castinąą. Reketer podziękował mu za fatygę złotą monetą, a mężczyzna odjechał. O ile w przypadku przemytnika wystarczyło szycie, maści i inne specyfiki, tak przy Castinee kapłanki prócz standardowych środków zastosowały magię leczniczą. Kobieta znajdująca się na skraju wyczerpania, jedną nogą w grobie, dość szybko odzyskała przytomność, a oczyszczoną ranę zszyto i opatrzono. W tym czasie wrócili Ulrich i Gildiril. Zdali pozostałym relację z przebiegu spraw w świątyni Pana Snów i nim się obejrzeliście, siostry miłosierdzia pokazały wam obszerny, dobrze urządzony pokój, w którym mogliście przenocować. Luca z każdym ruchem odczuwał ból, Castinęę przeniesiono do łóżka, z którego, wedle zapowiedzi siostrzyczek miała nie ruszać się co najmniej do rana. Mając wreszcie chwilę spokoju, zebrani w jednym pokoju mogliście wreszcie zastanowić się co robić dalej. Wydarzenia ostatniej godziny mocno was przygnębiły, Ninerl odeszła od was na zawsze...
Luca może zapomnieć przez jakiś czas o bieganiu lub walce rapierem, Castinaa o rzucaniu nożami prawą ręką. Będę na bieżąco informować Was o formie bohaterów.
Nim dotarliście na miejsce, pod drodze Ulrich i Gildiril zatrzymali się przy świątyni Morra, gdzie zostawili ciało Ninerl. Gunter i ranni Tileańczycy nie tracąc czasu pojechali dalej, do świątyni. Morryci zwykle pobierali jakąś opłatę za miejsce w kostnicy, jednak kapłan z którym rozmawialiście przypomniał was sobie (z nim rozmawialiście wcześniej w sprawie Gespentsa) i obiecał że ciało spocznie w świątynnej chłodni na 48 godzin bez żadnych opłat.
Stróż wraz z pozostałą trójką dotarł w końcu do świątyni bogini miłosierdzia, gdzie kapłanki zajęły się rannymi Lucą i Castinąą. Reketer podziękował mu za fatygę złotą monetą, a mężczyzna odjechał. O ile w przypadku przemytnika wystarczyło szycie, maści i inne specyfiki, tak przy Castinee kapłanki prócz standardowych środków zastosowały magię leczniczą. Kobieta znajdująca się na skraju wyczerpania, jedną nogą w grobie, dość szybko odzyskała przytomność, a oczyszczoną ranę zszyto i opatrzono. W tym czasie wrócili Ulrich i Gildiril. Zdali pozostałym relację z przebiegu spraw w świątyni Pana Snów i nim się obejrzeliście, siostry miłosierdzia pokazały wam obszerny, dobrze urządzony pokój, w którym mogliście przenocować. Luca z każdym ruchem odczuwał ból, Castinęę przeniesiono do łóżka, z którego, wedle zapowiedzi siostrzyczek miała nie ruszać się co najmniej do rana. Mając wreszcie chwilę spokoju, zebrani w jednym pokoju mogliście wreszcie zastanowić się co robić dalej. Wydarzenia ostatniej godziny mocno was przygnębiły, Ninerl odeszła od was na zawsze...
Luca może zapomnieć przez jakiś czas o bieganiu lub walce rapierem, Castinaa o rzucaniu nożami prawą ręką. Będę na bieżąco informować Was o formie bohaterów.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Gildiril
Spojrzał spode łba na Ulricha. Nie miał ochoty nawet słyszeć o jakimś pieprzonym mieczu... Spojrzał na rajtara wilkiem, ale po chwili odezwał się bez agresji, ale czuł, że każde wypowiedziane przez niego słowa sprawia mu ogromny ból, przeszywający całe ciało -Miecz... Oczywiście, miecz...- zaczął nieco nieskładnie -Poszukaj go, nie mam teraz do tego głowy...- Sam się zdziwił własnym słowom. Normalnie warknąłby po prostu na Ulricha, ale teraz nie miał siły. Obiecał sobie, że wszyscy wyjdą żywi z tej kabały, a teraz czuł się, jakby ktoś z sadystyczną przyjemnością odstrzelił mu jeden palec. Pytanie tylko, ile takich palców mu zostało...
Ruszyli dość żwawo, w końcu Castinaa potrzebowała natychmiastowej pomocy. Gildiril nie musiał się śpieszyć. Już nie musiał... Nawet nie musiał. Wstąpili do świątyni Morra i tam złożyli ciało Ninerl. Spojrzał tylko wymownie na kapłana, zresztą już mu znanego, nie musiał nic mówić w tej sytuacji. Nawet to, czy będą płacić za przechówek, czy nie, nie robiło mu różnicy. Wciąż jeszcze nie docierało do niego to, co się wydarzyło... Tak beznadziejnie bezsensowny rozlew krwi. Pieprzone ludzki świat. Elf włożył dłonie głęboko w kieszenie i ze spuszczoną głową ruszył za resztą. Przyszedł akurat, gdy Castinaa była niemal opatrzona. Przynajmniej ją uratowali... Potrącił ramieniem Ulricha, by ten zdał relację z pobytu w świątyni. On nie miał ochoty nic mówić. Przez jego pecha Cas omal nie straciła życia. Ale za to Ninerl dosięgnął wstrętny szpon przeznaczenia.
Elf usiadł w fotelu i odetchnął głęboko. Co teraz? To wszystko wydawało się takie bezsensowne. Dalej się będą uganiać za kultystami? Coś pękło, pozostało ustalić jeszcze, co to było. A co z Ninerl? Mieli jej miecz, tylko co z nim zrobić? Odesłać? Z własnej woli oddać w ludzki ręce, naiwnie wierząc, że dotrze do celu? Powiadomić rodzinę? Co w takim razie napisać? Gildiril w tym momencie zrozumiał, dlaczego tak chętnie bywał w towarzystwie różnej maści drabów, tańszych i droższych, lub po prostu naiwnych panienek, albo włóczył się bez celu po Imperium. Nie chciał się przywiązywać. Bronił się rozpaczliwie przed każdą próbą stworzenia jakiejś więzi. Ale śmierć Ninerl tylko zacieśniła zbiorową pętlę, która powoli zaciskała się na ich szyjach. Oby już nikt więcej nie zginął... A przynajmniej elf liczył na to, że nie będzie już musiał tego oglądać.
Spojrzał spode łba na Ulricha. Nie miał ochoty nawet słyszeć o jakimś pieprzonym mieczu... Spojrzał na rajtara wilkiem, ale po chwili odezwał się bez agresji, ale czuł, że każde wypowiedziane przez niego słowa sprawia mu ogromny ból, przeszywający całe ciało -Miecz... Oczywiście, miecz...- zaczął nieco nieskładnie -Poszukaj go, nie mam teraz do tego głowy...- Sam się zdziwił własnym słowom. Normalnie warknąłby po prostu na Ulricha, ale teraz nie miał siły. Obiecał sobie, że wszyscy wyjdą żywi z tej kabały, a teraz czuł się, jakby ktoś z sadystyczną przyjemnością odstrzelił mu jeden palec. Pytanie tylko, ile takich palców mu zostało...
Ruszyli dość żwawo, w końcu Castinaa potrzebowała natychmiastowej pomocy. Gildiril nie musiał się śpieszyć. Już nie musiał... Nawet nie musiał. Wstąpili do świątyni Morra i tam złożyli ciało Ninerl. Spojrzał tylko wymownie na kapłana, zresztą już mu znanego, nie musiał nic mówić w tej sytuacji. Nawet to, czy będą płacić za przechówek, czy nie, nie robiło mu różnicy. Wciąż jeszcze nie docierało do niego to, co się wydarzyło... Tak beznadziejnie bezsensowny rozlew krwi. Pieprzone ludzki świat. Elf włożył dłonie głęboko w kieszenie i ze spuszczoną głową ruszył za resztą. Przyszedł akurat, gdy Castinaa była niemal opatrzona. Przynajmniej ją uratowali... Potrącił ramieniem Ulricha, by ten zdał relację z pobytu w świątyni. On nie miał ochoty nic mówić. Przez jego pecha Cas omal nie straciła życia. Ale za to Ninerl dosięgnął wstrętny szpon przeznaczenia.
Elf usiadł w fotelu i odetchnął głęboko. Co teraz? To wszystko wydawało się takie bezsensowne. Dalej się będą uganiać za kultystami? Coś pękło, pozostało ustalić jeszcze, co to było. A co z Ninerl? Mieli jej miecz, tylko co z nim zrobić? Odesłać? Z własnej woli oddać w ludzki ręce, naiwnie wierząc, że dotrze do celu? Powiadomić rodzinę? Co w takim razie napisać? Gildiril w tym momencie zrozumiał, dlaczego tak chętnie bywał w towarzystwie różnej maści drabów, tańszych i droższych, lub po prostu naiwnych panienek, albo włóczył się bez celu po Imperium. Nie chciał się przywiązywać. Bronił się rozpaczliwie przed każdą próbą stworzenia jakiejś więzi. Ale śmierć Ninerl tylko zacieśniła zbiorową pętlę, która powoli zaciskała się na ich szyjach. Oby już nikt więcej nie zginął... A przynajmniej elf liczył na to, że nie będzie już musiał tego oglądać.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Luca Orlandoni
Luca odetchnął z ulgą, gdy okazało się że Castinaa wyliże się z ran. Kobieta była tak cieżko ranna, że aż potrzebna była magia, by przywrócić ją do w miarę funkcjonalnego stanu. Słów kapłanek o pozostaniu ukochanej w łóżku Luca nie zamierzał lekcewarzyć i miał zamiar dopilnować, by ukochana trzymała się tego, o czym mówiły siostry miłosierdzia. Niestety, dla Ninerl nie dało się nic zrobić, Ulrich i Gildiril zajęli się ciałem elfki które złożyli w kostnicy świątyni Morra. Mimo iż nie przepadali za sobą, Luca czuł się dziwnie. Niby się cieszył, że Castiniee i dziecku nic się nie stało, ale jednocześnie czuł rozgoryczenie i smutek po śmierci Ninerl. W końcu była częścią drużyny...
Trzymając Castinęę za dłoń, postanowił przerwać w końcu niezręczną ciszę. Jego głos jakby stracił na pewności, momentami drgał dziwnie i Orlandoni nie potrafił tego opanować. Zbyt dużo emocji jak na jedną noc, o jedną śmierć za dużo jak na jedną noc...
- Musimy się zastanowić co robić dalej... - spojrzał po twarzach towarzyszy - byli równie przygnębieni. - Mówcie co chcecie, może nie żyliśmy z Ninerl najlepiej, ale nie zamierzam zostawić jej w tej mieścinie. Mówiła coś o rodzinie w Altdorfie... Przetransportujemy tam jej ciało i złożymy na ręce rodziny. Tak jak i miecz, za którym uganiała się tyle czasu. - głos Tileańczyka był jak najbardziej poważny. - Jesteśmy jej to winni, walczyła z nami ramię w ramię i zginęła walcząc u naszego boku..
- Masz rację, Luca. - odparła cicho Castinaa – Nie możemy jej tutaj pochować, z pewnością chciała by spocząć w rodzinnych stronach. Trzeba oddać ciało rodzinie, oni zadecydują co robić dalej.
- Nic nie mów, kochanie, musisz wracać do sił. - pogładził ją czule po policzku. Następnie spojrzał na przyjaciół. - Najpierw popłyniemy do Altdorfu, oddamy ciało rodzinie, a potem do Wittgendorfu, pomścić Ninerl i zniszczyć tych kultystów raz na zawsze. Jesteśmy jej to winni... - powtórzył się. - Mam nadzieję, że jesteście tego samego zdania...
Spojrzał po nich i chwycił ukochaną za dłoń. Ramię i noga wciąż pulsowały bólem, ale miał nadzieję, że z nadejściem kolejnych dni będzie tylko lepiej. Choć psychicznie na pewno nie będzie to łatwe...
Luca odetchnął z ulgą, gdy okazało się że Castinaa wyliże się z ran. Kobieta była tak cieżko ranna, że aż potrzebna była magia, by przywrócić ją do w miarę funkcjonalnego stanu. Słów kapłanek o pozostaniu ukochanej w łóżku Luca nie zamierzał lekcewarzyć i miał zamiar dopilnować, by ukochana trzymała się tego, o czym mówiły siostry miłosierdzia. Niestety, dla Ninerl nie dało się nic zrobić, Ulrich i Gildiril zajęli się ciałem elfki które złożyli w kostnicy świątyni Morra. Mimo iż nie przepadali za sobą, Luca czuł się dziwnie. Niby się cieszył, że Castiniee i dziecku nic się nie stało, ale jednocześnie czuł rozgoryczenie i smutek po śmierci Ninerl. W końcu była częścią drużyny...
Trzymając Castinęę za dłoń, postanowił przerwać w końcu niezręczną ciszę. Jego głos jakby stracił na pewności, momentami drgał dziwnie i Orlandoni nie potrafił tego opanować. Zbyt dużo emocji jak na jedną noc, o jedną śmierć za dużo jak na jedną noc...
- Musimy się zastanowić co robić dalej... - spojrzał po twarzach towarzyszy - byli równie przygnębieni. - Mówcie co chcecie, może nie żyliśmy z Ninerl najlepiej, ale nie zamierzam zostawić jej w tej mieścinie. Mówiła coś o rodzinie w Altdorfie... Przetransportujemy tam jej ciało i złożymy na ręce rodziny. Tak jak i miecz, za którym uganiała się tyle czasu. - głos Tileańczyka był jak najbardziej poważny. - Jesteśmy jej to winni, walczyła z nami ramię w ramię i zginęła walcząc u naszego boku..
- Masz rację, Luca. - odparła cicho Castinaa – Nie możemy jej tutaj pochować, z pewnością chciała by spocząć w rodzinnych stronach. Trzeba oddać ciało rodzinie, oni zadecydują co robić dalej.
- Nic nie mów, kochanie, musisz wracać do sił. - pogładził ją czule po policzku. Następnie spojrzał na przyjaciół. - Najpierw popłyniemy do Altdorfu, oddamy ciało rodzinie, a potem do Wittgendorfu, pomścić Ninerl i zniszczyć tych kultystów raz na zawsze. Jesteśmy jej to winni... - powtórzył się. - Mam nadzieję, że jesteście tego samego zdania...
Spojrzał po nich i chwycił ukochaną za dłoń. Ramię i noga wciąż pulsowały bólem, ale miał nadzieję, że z nadejściem kolejnych dni będzie tylko lepiej. Choć psychicznie na pewno nie będzie to łatwe...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Ulrich de Maar
Napotkał zły wzrok elfa.
-Poszukaj go, nie mam teraz do tego głowy...
No cóż… Najwidoczniej jednak nie rozumiał. Mówił tak jakby ten miecz to był tylko zwykły kawał żelastwa. To tak jakby Ulrich powiedział o orężu, którego używał pierwszy de Maar ( a obecnie Ulrich ), po prostu „szpada.” Ale nie drążył tematu. Oddalił się i szczęśliwie udało mu się znaleźć rzeczy, które musieli odebrać Castinie i Ninerl kultyści. Udało mu się zebrać większość, po czym szybko ruszył pomóc rannemu Luce wyjść z tego miejsca. Sam też nie chciał tu być ani chwili dłużej.
Przez chwilę de Maar martwił się, bo nie był pewien czy Tileańczyk wytrzyma pieszą drogę do najbliższej świątyni, ale na szczęście nocny stróż zaoferował się pomóc. „Więc jednak nie był z nimi…” Chwilę później Ulrich i Gildiril byli w świątyni Morra. Wizyta tutaj była boleśniejsza niż ostatnim razem, kiedy chodziło o Gespentsa.
Spojrzał po rannych. Przeżyją… Ulrich odetchnął cicho, gdy to sobie uświadomił, po czym przekazał wiadomości. Że mają dwa dni. Stał teraz w pokoju, który udostępniły im kapłanki i zastanawiał się. „Co teraz?” Nie był pewien. Ciało i miecz trzeba jakoś odesłać rodzinie… Albo dla pewności dostarczyć je osobiście. Chociaż Ulrich nie wiedział nawet do końca gdzie… „Przede wszystkim trzeba odpłacić tym sku*wysynom, którzy ją zabili. Wszystkim!” Pomyślał o tym co mówiła Ninerl, po tej kłótni z Lucą. Gdy mówili o swoich planach, które można sobie teraz wsadzić. „…kierunek jest dla mnie tylko jeden... Wittgendorf…” mówiła. Po tym co się stało Ulrich jeszcze bardziej nienawidził tego ścierwa oddającego hołd swoim plugawym bogom.
Słuchał słów Orlandoniego. Brzmiały dziwnie po ciszy w jakiej byli do tej pory. Ale – co nawet odrobinę zdziwiło szlachcica – zgadzał się z tym co mówił Tileańczyk.
- Nie mógłbym sobie spojrzeć w twarz, gdybyśmy to wszystko tak po prostu zostawili. Ninerl nie żyje… - tylko trzy słowa, a tyle smutku… - …ale nie pożyją też ci, którzy są za tę śmierć odpowiedzialni. – oddychał teraz głęboko, bo gniew znów brał nad nim górę. Zaraz jednak opanował się trochę i powiedział patrząc na Tileańczyków:
- Ale wpierw musicie oboje przynajmniej trochę dojść do siebie.
Napotkał zły wzrok elfa.
-Poszukaj go, nie mam teraz do tego głowy...
No cóż… Najwidoczniej jednak nie rozumiał. Mówił tak jakby ten miecz to był tylko zwykły kawał żelastwa. To tak jakby Ulrich powiedział o orężu, którego używał pierwszy de Maar ( a obecnie Ulrich ), po prostu „szpada.” Ale nie drążył tematu. Oddalił się i szczęśliwie udało mu się znaleźć rzeczy, które musieli odebrać Castinie i Ninerl kultyści. Udało mu się zebrać większość, po czym szybko ruszył pomóc rannemu Luce wyjść z tego miejsca. Sam też nie chciał tu być ani chwili dłużej.
Przez chwilę de Maar martwił się, bo nie był pewien czy Tileańczyk wytrzyma pieszą drogę do najbliższej świątyni, ale na szczęście nocny stróż zaoferował się pomóc. „Więc jednak nie był z nimi…” Chwilę później Ulrich i Gildiril byli w świątyni Morra. Wizyta tutaj była boleśniejsza niż ostatnim razem, kiedy chodziło o Gespentsa.
Spojrzał po rannych. Przeżyją… Ulrich odetchnął cicho, gdy to sobie uświadomił, po czym przekazał wiadomości. Że mają dwa dni. Stał teraz w pokoju, który udostępniły im kapłanki i zastanawiał się. „Co teraz?” Nie był pewien. Ciało i miecz trzeba jakoś odesłać rodzinie… Albo dla pewności dostarczyć je osobiście. Chociaż Ulrich nie wiedział nawet do końca gdzie… „Przede wszystkim trzeba odpłacić tym sku*wysynom, którzy ją zabili. Wszystkim!” Pomyślał o tym co mówiła Ninerl, po tej kłótni z Lucą. Gdy mówili o swoich planach, które można sobie teraz wsadzić. „…kierunek jest dla mnie tylko jeden... Wittgendorf…” mówiła. Po tym co się stało Ulrich jeszcze bardziej nienawidził tego ścierwa oddającego hołd swoim plugawym bogom.
Słuchał słów Orlandoniego. Brzmiały dziwnie po ciszy w jakiej byli do tej pory. Ale – co nawet odrobinę zdziwiło szlachcica – zgadzał się z tym co mówił Tileańczyk.
- Nie mógłbym sobie spojrzeć w twarz, gdybyśmy to wszystko tak po prostu zostawili. Ninerl nie żyje… - tylko trzy słowa, a tyle smutku… - …ale nie pożyją też ci, którzy są za tę śmierć odpowiedzialni. – oddychał teraz głęboko, bo gniew znów brał nad nim górę. Zaraz jednak opanował się trochę i powiedział patrząc na Tileańczyków:
- Ale wpierw musicie oboje przynajmniej trochę dojść do siebie.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Gildiril
Gildiril zmarszczył brwi na słowa Tileańczyka i odezwał się, mimo, że niespecjalnie miał na to ochotę -W Altdorfie? Ona nawet nie wiedziała, jak znaleźć tam jakąś ulicę... Ninerl przybyła z Ulthuanu, w Imperium nie miała chyba nawet dobrych znajomych, a o rodzinie nie wspomnę... Musimy pochować ciało tu, chyba, że znacie jakiegoś cudotwórcę- powiedział słabym, zmęczonym głosem, nawet nie starając się ze swoich słów robić żartu. -Ninerl jakiś czas temu...- Zaczął mówić dalej -... dała mi list, na wypadek, gdyby wydarzyło się coś złego. Myślę, że jej rodzina powinna go dostać... Oczywiście w grę wchodzi tylko zaufany sposób przesyłki, a być może osobista, nie mam zamiaru dać go byle posłańcowi... Tak czy siak, to potrwa, ale lepszego wyjścia nie ma- Elf zamilkł. Nie wiedział, co robić. Czuł, że list może nie dojść. Może sam się wyprawi? Nigdy nie był w Ulthuanie... A nie ma nic do stracenia. Nie miał natomiast zamiaru wypowiadać się co do kultystów. Pajac, który ją zabił i tak już nie żyje. A wyżsi rangą kultyści nawet nie mają pojęcia, czyją krew mają na rękach. Czy w tym wypadku można mówić o pomszczeniu Ninerl? W każdym razie elf nie miał wątpliwości - ci ludzie i tak zasługują na śmierć. Zresztą, kto na nią nie zasługuje...
Gildiril zmarszczył brwi na słowa Tileańczyka i odezwał się, mimo, że niespecjalnie miał na to ochotę -W Altdorfie? Ona nawet nie wiedziała, jak znaleźć tam jakąś ulicę... Ninerl przybyła z Ulthuanu, w Imperium nie miała chyba nawet dobrych znajomych, a o rodzinie nie wspomnę... Musimy pochować ciało tu, chyba, że znacie jakiegoś cudotwórcę- powiedział słabym, zmęczonym głosem, nawet nie starając się ze swoich słów robić żartu. -Ninerl jakiś czas temu...- Zaczął mówić dalej -... dała mi list, na wypadek, gdyby wydarzyło się coś złego. Myślę, że jej rodzina powinna go dostać... Oczywiście w grę wchodzi tylko zaufany sposób przesyłki, a być może osobista, nie mam zamiaru dać go byle posłańcowi... Tak czy siak, to potrwa, ale lepszego wyjścia nie ma- Elf zamilkł. Nie wiedział, co robić. Czuł, że list może nie dojść. Może sam się wyprawi? Nigdy nie był w Ulthuanie... A nie ma nic do stracenia. Nie miał natomiast zamiaru wypowiadać się co do kultystów. Pajac, który ją zabił i tak już nie żyje. A wyżsi rangą kultyści nawet nie mają pojęcia, czyją krew mają na rękach. Czy w tym wypadku można mówić o pomszczeniu Ninerl? W każdym razie elf nie miał wątpliwości - ci ludzie i tak zasługują na śmierć. Zresztą, kto na nią nie zasługuje...

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Niemal cały kolejny dzień odpoczywaliście po cieżkim starciu w nocy na cmentarzu. Wczesnym rankiem, przygnębiony chyba nieco bardziej niż pozostali śmiercią Ninerl Gildiril udał się do kapłanów Morra, gdzie zamówił pomnik dla elfki, a także opłacił miejsce na cmentarzu i pochówek. Morryci ustalili że pogrzeb odbędzie się o zmierzchu, poprzedzony krótką mszą za duszę tragicznie zmarłej.
Niemal cały dzień nie mogliście znaleźć sobie miejsca czekając na ceremonię. Luca i Castinaa leczyli się z ran w świątyni Shalyi, Gildiril, Ulrich i Gunter jakoś nie mieli ochoty na powrót do karczmy, czy na łajbę. W tym świętym miejscu było cicho i spokojnie, a wszyscy byliście w minorowych nastrojach, niezbyt skłonni na jakąkolwiek rozmowę. Każdy z was inaczej przeżywał tę nagłą śmierć towarzyszki broni i przyjaciółki, i zadawał sobie najróżniejsze pytania. Czy tak być miało? Czy w Królestwie Morra jest jej lepiej?
Nim się obejrzeliście nadszedł czas pogrzebu. Gdy dotarliście do świątyni, przywdzialiście czarne szaty oraz nakrycia głowy Morra. To była poświęcona ziemia i kapłan nakazał wam to uczynić. Bez zbędnych słów zanurzyliście się w ponurych wnętrzach domu pogrzebowego. Castinaa czuła się już dużo lepiej, choć wciąż trudności sprawiało jej poruszanie prawą ręką. Luca kulał nieco i oprócz zszytego łuku brwiowego był to jedyny widoczny dowód na to, że z kimś walczyliście.
Wewnątrz było zimno i ciemno, kilka migocących latarenek nadawało osobliwy klimat temu pomieszczeniu. Podłogi były czyste, wymyte jakimiś świętymi maściami. Wszędzie unosił się zapach olejku z czarnych róż. W małej kapliczce na marmurowym podwyższeniu znajdowała się czarna, drewniana trumna, z leżącą w środku Ninerl. Elfka odziana była w białą suknię i wyglądała jakby spała – spokojnie i ufnie. Jedynie niesamowita bladość jej skóry była oznaką, że to nie sen. A przynajmniej nie zwykły sen. W prawej dłoni ułożonej na brzuchu dzierżyła różaniec zakończony symbolem Morra. Przez chwilę przyjrzeliście się towarzyszce i łzy napłynęły wam do oczu. Chwilę potem do sali weszło dwóch innych kapłanów i zamknęło trumnę, zabijając ją gwoździami. Kapłan prowadzący wygłosił krótką przemowę, podczas której mówił o życiu, śmierci, miłości, przemijaniu, a następnie pobłogosławił Ninerl w ostatniej drodze do wieczności.
Po piętnastominutowym kazaniu, dwóch kapłanów wyniosło trumnę z ciałem elfki z kaplicy i skierowało się ku Ogrodom Boga Śmierci. Tam czekało już miejsce w którym miała spocząć Ninerl, wraz z pięknie wykonanym nagrobkiem. I tutaj kapłan pomodlił się za duszę wojowniczki wraz z wami, a następnie wezwał skinieniem dłoni dwóch tyczkowatych grabarzy, którzy zakopali trumnę z ciałem dziewczyny. Kapłan wraz z grabarzami oddalił się po chwili, a wy zostaliście sami nad grobem towarzyszki. Zimny, wieczorny wiatr smagał wasze twarze...
Niemal cały dzień nie mogliście znaleźć sobie miejsca czekając na ceremonię. Luca i Castinaa leczyli się z ran w świątyni Shalyi, Gildiril, Ulrich i Gunter jakoś nie mieli ochoty na powrót do karczmy, czy na łajbę. W tym świętym miejscu było cicho i spokojnie, a wszyscy byliście w minorowych nastrojach, niezbyt skłonni na jakąkolwiek rozmowę. Każdy z was inaczej przeżywał tę nagłą śmierć towarzyszki broni i przyjaciółki, i zadawał sobie najróżniejsze pytania. Czy tak być miało? Czy w Królestwie Morra jest jej lepiej?
Nim się obejrzeliście nadszedł czas pogrzebu. Gdy dotarliście do świątyni, przywdzialiście czarne szaty oraz nakrycia głowy Morra. To była poświęcona ziemia i kapłan nakazał wam to uczynić. Bez zbędnych słów zanurzyliście się w ponurych wnętrzach domu pogrzebowego. Castinaa czuła się już dużo lepiej, choć wciąż trudności sprawiało jej poruszanie prawą ręką. Luca kulał nieco i oprócz zszytego łuku brwiowego był to jedyny widoczny dowód na to, że z kimś walczyliście.
Wewnątrz było zimno i ciemno, kilka migocących latarenek nadawało osobliwy klimat temu pomieszczeniu. Podłogi były czyste, wymyte jakimiś świętymi maściami. Wszędzie unosił się zapach olejku z czarnych róż. W małej kapliczce na marmurowym podwyższeniu znajdowała się czarna, drewniana trumna, z leżącą w środku Ninerl. Elfka odziana była w białą suknię i wyglądała jakby spała – spokojnie i ufnie. Jedynie niesamowita bladość jej skóry była oznaką, że to nie sen. A przynajmniej nie zwykły sen. W prawej dłoni ułożonej na brzuchu dzierżyła różaniec zakończony symbolem Morra. Przez chwilę przyjrzeliście się towarzyszce i łzy napłynęły wam do oczu. Chwilę potem do sali weszło dwóch innych kapłanów i zamknęło trumnę, zabijając ją gwoździami. Kapłan prowadzący wygłosił krótką przemowę, podczas której mówił o życiu, śmierci, miłości, przemijaniu, a następnie pobłogosławił Ninerl w ostatniej drodze do wieczności.
Po piętnastominutowym kazaniu, dwóch kapłanów wyniosło trumnę z ciałem elfki z kaplicy i skierowało się ku Ogrodom Boga Śmierci. Tam czekało już miejsce w którym miała spocząć Ninerl, wraz z pięknie wykonanym nagrobkiem. I tutaj kapłan pomodlił się za duszę wojowniczki wraz z wami, a następnie wezwał skinieniem dłoni dwóch tyczkowatych grabarzy, którzy zakopali trumnę z ciałem dziewczyny. Kapłan wraz z grabarzami oddalił się po chwili, a wy zostaliście sami nad grobem towarzyszki. Zimny, wieczorny wiatr smagał wasze twarze...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Gildiril
Elf obudził się kolejny raz w podłym nastroju... No, może w trochę gorszym, niż miał w zwyczaju. Nie był już tak zmęczony, jak wieczorem, ale wcale nie czuł się lepiej. Swoje pierwsze kroki skierował do świątyni Morra, załatwiając kilka formalności związanych z pogrzebem Ninerl... Niech ma ten pomnik, zasłużyła... Szkoda tylko, że nie będzie go miał kto odwiedzić. To są takie chwile, gdy napełnia się bezbrzeżnym poczuciem beznadziei rządzącej losem...
Do wieczora czas zleciał mu... a właściwie nie zleciał, ale wlókł się niemiłosiernie, boleśnie doświadczając każdą sekundą. To nie tak, że obudziły się w nim jakieś wyższe uczucia... Po prostu nie był w stanie tego wszystkiego ogarnąć.
Sam pogrzeb był przepełniony melancholią. Ninerl wyglądała tak... spokojnie i niewinnie, a tego wizerunku nie burzyła nawet brakująca dłoń. Czemu to się tak skończyło? Czy ktoś z nich podzieli jeszcze jej los? Co dalej? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi... Ostatnie spojrzenie, ostatnia droga, trumna zniknęła pod zwałami ziemi... A jaka śmierć czeka Gildirila? Czy nim też się ktoś zajmie, czy ktoś wyprawi mu pogrzeb? Czy może zginie gdzieś, rozszarpany przez dzikie bestie? Co potem? Czy jest coś po śmierci? Nie zastanawiał się nigdy nad tym... A nie bardzo wierzył w te wszystkie ludzkie zabobony. Bezsens, bezsens wszędzie...
Lodowaty wiatr wiał mu w twarz. Zimniejszy niż kiedykolwiek. Spojrzał po towarzyszach... Też wyglądali na przygnębionych, choć relacje z Ninerl układały im się różnie. A on ją po prostu lubił. Zadziorna, bezkompromisowa, ale mimo wszystko sympatyczna. Wciąż jeszcze wierzyła w świat... A Gildiril miał już ten etap za sobą. Ciekawiło go, czy jego towarzysze coś powiedzą, czy zdobędą się na kolejny szczyt hipokryzji... Elf powiedział tylko przez spierzchnięte wargi -Spoczywaj w pokoju- po czym rzucił garść ziemi na świeżo usypaną mogiłę...
Elf obudził się kolejny raz w podłym nastroju... No, może w trochę gorszym, niż miał w zwyczaju. Nie był już tak zmęczony, jak wieczorem, ale wcale nie czuł się lepiej. Swoje pierwsze kroki skierował do świątyni Morra, załatwiając kilka formalności związanych z pogrzebem Ninerl... Niech ma ten pomnik, zasłużyła... Szkoda tylko, że nie będzie go miał kto odwiedzić. To są takie chwile, gdy napełnia się bezbrzeżnym poczuciem beznadziei rządzącej losem...
Do wieczora czas zleciał mu... a właściwie nie zleciał, ale wlókł się niemiłosiernie, boleśnie doświadczając każdą sekundą. To nie tak, że obudziły się w nim jakieś wyższe uczucia... Po prostu nie był w stanie tego wszystkiego ogarnąć.
Sam pogrzeb był przepełniony melancholią. Ninerl wyglądała tak... spokojnie i niewinnie, a tego wizerunku nie burzyła nawet brakująca dłoń. Czemu to się tak skończyło? Czy ktoś z nich podzieli jeszcze jej los? Co dalej? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi... Ostatnie spojrzenie, ostatnia droga, trumna zniknęła pod zwałami ziemi... A jaka śmierć czeka Gildirila? Czy nim też się ktoś zajmie, czy ktoś wyprawi mu pogrzeb? Czy może zginie gdzieś, rozszarpany przez dzikie bestie? Co potem? Czy jest coś po śmierci? Nie zastanawiał się nigdy nad tym... A nie bardzo wierzył w te wszystkie ludzkie zabobony. Bezsens, bezsens wszędzie...
Lodowaty wiatr wiał mu w twarz. Zimniejszy niż kiedykolwiek. Spojrzał po towarzyszach... Też wyglądali na przygnębionych, choć relacje z Ninerl układały im się różnie. A on ją po prostu lubił. Zadziorna, bezkompromisowa, ale mimo wszystko sympatyczna. Wciąż jeszcze wierzyła w świat... A Gildiril miał już ten etap za sobą. Ciekawiło go, czy jego towarzysze coś powiedzą, czy zdobędą się na kolejny szczyt hipokryzji... Elf powiedział tylko przez spierzchnięte wargi -Spoczywaj w pokoju- po czym rzucił garść ziemi na świeżo usypaną mogiłę...

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Luca Orlandoni
Stał wraz z pozostałymi nad grobem Ninerl a jego serce przepełniał ból i smutek. Mimo że nie zgadzali się w wielu kwestiach z elfką, jej śmierć zrobiła na Tileańczyku ogromne wrażenie. Nie po raz pierwszy miał do czynienia ze śmiercią, i nie pierwszy raz była to śmierć znanej mu osoby. Ale taka śmierć? Ninerl od początku miała pecha. Najpierw podczas walki z demonami straciła dłoń, a teraz nawet nie zdążywszy dobyć broni zginęła od przypadkowych bełtów jakiegoś kultysty. „Paskudny świat”, pomyślał Luca patrząc na mogiłę Ninerl.
Gdy kapłan opuścił ich, nawet nie wiedząc kiedy, zaczął wymawiać słowa modlitwy za zmarłych. Początkowo cicho, potem coraz głośniej, jego słowa wybijały się w nocnej ciszy. Przypominał sobie słowa modlitwy, którą zmawiał za każdym razem kiedy ginął człowiek. Obojętnie, członek rodziny, ktoś ledwo znany, przyjaciel czy ktoś zupełnie obcy. Zaś teraz zmawiał ją, tak jak nauczyli go jeszcze dziadkowie, żeby zapewnić wojownikowi wstęp do Wiecznego Królestwa.
O Morrze.
Ty, któryś jest obecny w każdym czasie i miejscu.
Ty, któryś jest prochem, z którego powstajemy.
Ty, któryś jest celem, do którego zmierzamy.
Przyjmij duszę tej, która do ciebie zmierza.
Unieś ją Panie z tego padołu.
Z tej krainy bólu i cierpienia.
I ugość ją Panie w swym królestwie.
Bo tam jest miejsce duszy jej.
My śmiertelni, modlimy się do ciebie.
Byś dał jej błogosławieństwo.
Gościny w twym królestwie.
Bo tam jest miejsce duszy jej.
I niech jej życie doczesne będzie jako sen.
Dla jej wędrującej duszy.
Ugość ją panie w swym królestwie.
Bo tam jest miejsce duszy jej.
Amen
Luca i towarzysze przeżegnali się, a następnie Orlandoni wziął garść ziemi i rzucił na grób wojowniczki. W takiej chwili człowiek głębiej zastanawiał się nad sensem własnego życia. Po co to wszystko i co czeka po tej drugiej stronie? Wieczny sen, nicość, zbawienie i miejsce przy samym Morrze? Ninerl już to wie, a oni kiedyś się przekonają. Jedyne czego teraz najbardziej żałował Tileańczyk, to fakt, że nawet nie próbował znaleźć z elfką wspólnego języka, że właściwie kłócili się o rzeczy nieistotne. Miał nadzieję, że mu to wybaczyła i że tam jest jej już lepiej. Odchodząc od mogiły rzucił jeszcze:
- Żegnaj, Ninerl, spoczywaj w pokoju.
Chwilę później poszedł do kaplicy, a następnie odnalazł kapłana odpowiedzialnego za pogrzeb i wręczył mu sakiewkę zawierającą 50 koron.
- To na utrzymanie i zadbanie o grób naszej zmarłej towarzyszki. Wrócę tutaj za pół roku i sprawdzę czy dobrze wykorzystaliście te pieniądze.
Gdy wychodził z kaplicy, towarzysze zmierzali ku wyjściu z cmentarza. Nie mógł biegać ze względu na ranę nogi, więc skinął im dłonią by się zatrzymali. Po chwili do nich dołączył.
- Opłaciłem kapłana, by zajmował się grobem Ninerl przez kolejne pół roku. Chyba zostawiamy go w dobrych rękach. - rzucił przygnębiony. - Chodźmy do jakiejś karczmy, mam ochotę upić się dzisiaj żeby zagłuszyć ten ból w środku... - rzucił i ostatni raz odwrócił się w stronę mogiły elfki żegnając ją raz jeszcze w duchu. Był cholernie smutny z powodu jej śmierci...
Stał wraz z pozostałymi nad grobem Ninerl a jego serce przepełniał ból i smutek. Mimo że nie zgadzali się w wielu kwestiach z elfką, jej śmierć zrobiła na Tileańczyku ogromne wrażenie. Nie po raz pierwszy miał do czynienia ze śmiercią, i nie pierwszy raz była to śmierć znanej mu osoby. Ale taka śmierć? Ninerl od początku miała pecha. Najpierw podczas walki z demonami straciła dłoń, a teraz nawet nie zdążywszy dobyć broni zginęła od przypadkowych bełtów jakiegoś kultysty. „Paskudny świat”, pomyślał Luca patrząc na mogiłę Ninerl.
Gdy kapłan opuścił ich, nawet nie wiedząc kiedy, zaczął wymawiać słowa modlitwy za zmarłych. Początkowo cicho, potem coraz głośniej, jego słowa wybijały się w nocnej ciszy. Przypominał sobie słowa modlitwy, którą zmawiał za każdym razem kiedy ginął człowiek. Obojętnie, członek rodziny, ktoś ledwo znany, przyjaciel czy ktoś zupełnie obcy. Zaś teraz zmawiał ją, tak jak nauczyli go jeszcze dziadkowie, żeby zapewnić wojownikowi wstęp do Wiecznego Królestwa.
O Morrze.
Ty, któryś jest obecny w każdym czasie i miejscu.
Ty, któryś jest prochem, z którego powstajemy.
Ty, któryś jest celem, do którego zmierzamy.
Przyjmij duszę tej, która do ciebie zmierza.
Unieś ją Panie z tego padołu.
Z tej krainy bólu i cierpienia.
I ugość ją Panie w swym królestwie.
Bo tam jest miejsce duszy jej.
My śmiertelni, modlimy się do ciebie.
Byś dał jej błogosławieństwo.
Gościny w twym królestwie.
Bo tam jest miejsce duszy jej.
I niech jej życie doczesne będzie jako sen.
Dla jej wędrującej duszy.
Ugość ją panie w swym królestwie.
Bo tam jest miejsce duszy jej.
Amen
Luca i towarzysze przeżegnali się, a następnie Orlandoni wziął garść ziemi i rzucił na grób wojowniczki. W takiej chwili człowiek głębiej zastanawiał się nad sensem własnego życia. Po co to wszystko i co czeka po tej drugiej stronie? Wieczny sen, nicość, zbawienie i miejsce przy samym Morrze? Ninerl już to wie, a oni kiedyś się przekonają. Jedyne czego teraz najbardziej żałował Tileańczyk, to fakt, że nawet nie próbował znaleźć z elfką wspólnego języka, że właściwie kłócili się o rzeczy nieistotne. Miał nadzieję, że mu to wybaczyła i że tam jest jej już lepiej. Odchodząc od mogiły rzucił jeszcze:
- Żegnaj, Ninerl, spoczywaj w pokoju.
Chwilę później poszedł do kaplicy, a następnie odnalazł kapłana odpowiedzialnego za pogrzeb i wręczył mu sakiewkę zawierającą 50 koron.
- To na utrzymanie i zadbanie o grób naszej zmarłej towarzyszki. Wrócę tutaj za pół roku i sprawdzę czy dobrze wykorzystaliście te pieniądze.
Gdy wychodził z kaplicy, towarzysze zmierzali ku wyjściu z cmentarza. Nie mógł biegać ze względu na ranę nogi, więc skinął im dłonią by się zatrzymali. Po chwili do nich dołączył.
- Opłaciłem kapłana, by zajmował się grobem Ninerl przez kolejne pół roku. Chyba zostawiamy go w dobrych rękach. - rzucił przygnębiony. - Chodźmy do jakiejś karczmy, mam ochotę upić się dzisiaj żeby zagłuszyć ten ból w środku... - rzucił i ostatni raz odwrócił się w stronę mogiły elfki żegnając ją raz jeszcze w duchu. Był cholernie smutny z powodu jej śmierci...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Ulrich de Maar
Wszyscy byli w ponurym nastroju. Trudno się dziwić. Śmierć to nie jest to, co podnosi ludzi na duchu.
Stojąc nad grobem elfki zastanawiał się nad słowami niegdyś usłyszanymi. Mówiły one, że choćby nie wiadomo co się działo, na końcu umrzesz tak samo jak wszyscy. „Śmierć to śmierć, nieważne jaka.” Trzeba przyznać, że to… wygodny pogląd. Ulrich pewnie już dawno by postradał zmysły, gdyby nie takie myślenie. W końcu prawie co dzień ktoś umierał obok niego. Wszystkie twarze poległych są teraz takie same w pamięci Ulricha. Ale tak było kiedyś. Teraz nie jest w armii. A śmierć ciągle jest w pobliżu…
De Maar wziął garść ziemi i rzucił na świeży grób. Nie wiedzieć czemu gest ten wydał mu się dziwny i jakby nieodpowiedni w tej sytuacji. Ninerl nie żyje. Ale to nie była śmierć jak każda inna. A już na pewno nie taka, jaką winien zginąć ktoś jej pokroju. Bez broni, z ręki tchórza niegodnego nawet oddychać tym samym powietrzem. Ogarnęła go złość na taką niesprawiedliwość. Bogowie bywają okrutni… Ale śmiertelni muszą się z tym pogodzić.
Powoli zmierzali do wyjścia z cmentarza. Idąc, niemal boleśnie czuł ciężar miecza elfki, przewieszonego przez plecy – wziął go ze sobą, bo jeszcze, nie daj Sigmarze, znów by gdzieś przepadł. Zazwyczaj wyjątkowo lekki (z tego co mówiła elfka), teraz ciążył jak kamień u szyi. Ponura pamiątka. Przyszło mu teraz do głowy, że nawet nie znał za dobrze Ninerl. A na pewno mniej o niej wiedział, niż by chciał. „Ulthuan… Trzeba będzie zwrócić tam własność rodziny Ninerl.” Podzielał zdanie Gildirila – posłaniec dla takiej przesyłki, to zbyt ryzykowne rozwiązanie. Podróż do kraju elfów… Do tej pory jakoś nigdy nawet mu to przez myśl nie przeszło. A teraz ma dobry powód, żeby się tam wybrać.
Kiwnął głową na słowa Orlandoniego.
- Alkohol pomaga na różne sprawy… Ale czy da radę i dzisiaj? – powiedział patrząc przed siebie – Chodźmy, wypijemy za duszę naszej towarzyszki.
Poczuł się dziwnie, kiedy oni wszyscy stali już przy bramie, podczas gdy Ninerl leżała w ziemi tak, jak ją zostawili. Może wydawało mu się, że śmierć to nie jest dobry koniec... Ale tym razem nie będzie innego. Ze zmarszczonym czołem opuścił cmentarz.
Wszyscy byli w ponurym nastroju. Trudno się dziwić. Śmierć to nie jest to, co podnosi ludzi na duchu.
Stojąc nad grobem elfki zastanawiał się nad słowami niegdyś usłyszanymi. Mówiły one, że choćby nie wiadomo co się działo, na końcu umrzesz tak samo jak wszyscy. „Śmierć to śmierć, nieważne jaka.” Trzeba przyznać, że to… wygodny pogląd. Ulrich pewnie już dawno by postradał zmysły, gdyby nie takie myślenie. W końcu prawie co dzień ktoś umierał obok niego. Wszystkie twarze poległych są teraz takie same w pamięci Ulricha. Ale tak było kiedyś. Teraz nie jest w armii. A śmierć ciągle jest w pobliżu…
De Maar wziął garść ziemi i rzucił na świeży grób. Nie wiedzieć czemu gest ten wydał mu się dziwny i jakby nieodpowiedni w tej sytuacji. Ninerl nie żyje. Ale to nie była śmierć jak każda inna. A już na pewno nie taka, jaką winien zginąć ktoś jej pokroju. Bez broni, z ręki tchórza niegodnego nawet oddychać tym samym powietrzem. Ogarnęła go złość na taką niesprawiedliwość. Bogowie bywają okrutni… Ale śmiertelni muszą się z tym pogodzić.
Powoli zmierzali do wyjścia z cmentarza. Idąc, niemal boleśnie czuł ciężar miecza elfki, przewieszonego przez plecy – wziął go ze sobą, bo jeszcze, nie daj Sigmarze, znów by gdzieś przepadł. Zazwyczaj wyjątkowo lekki (z tego co mówiła elfka), teraz ciążył jak kamień u szyi. Ponura pamiątka. Przyszło mu teraz do głowy, że nawet nie znał za dobrze Ninerl. A na pewno mniej o niej wiedział, niż by chciał. „Ulthuan… Trzeba będzie zwrócić tam własność rodziny Ninerl.” Podzielał zdanie Gildirila – posłaniec dla takiej przesyłki, to zbyt ryzykowne rozwiązanie. Podróż do kraju elfów… Do tej pory jakoś nigdy nawet mu to przez myśl nie przeszło. A teraz ma dobry powód, żeby się tam wybrać.
Kiwnął głową na słowa Orlandoniego.
- Alkohol pomaga na różne sprawy… Ale czy da radę i dzisiaj? – powiedział patrząc przed siebie – Chodźmy, wypijemy za duszę naszej towarzyszki.
Poczuł się dziwnie, kiedy oni wszyscy stali już przy bramie, podczas gdy Ninerl leżała w ziemi tak, jak ją zostawili. Może wydawało mu się, że śmierć to nie jest dobry koniec... Ale tym razem nie będzie innego. Ze zmarszczonym czołem opuścił cmentarz.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Kapłan przyjął pieniądze od Orlandoniego i obiecał zaopiekować się grobem Ninerl do momentu aż znów jej nie odwiedzicie w Ogrodach Morra. Nie zastanawiając się długo, skierowaliście się do pierwszej napotkanej karczmy. „Łza Bogów” była niezłą gospodą, mimo nawału gości znaleźliście stolik i zamówiliście najlepsze trunki. Trzeba przyznać, że tego wieczoru nie znaliście słowa 'wystarczy', gdyż oprócz Castinyy, która popijała sok i zajadała szarlotkę, wszyscy urżnęliście się w trupa. Tileanka zawołała nawet pomocników karczmarza by pomogli wejść pozostałym na górę, do wynajętych wcześniej przez Cas pokoi. Największe problemy pachołkowie mieli z wprowadzeniem na górę Guntera, który upił się tak, że rzucał w zgromadzonych w sali ludzi okruszkami chleba wołając że jest wybrańcem bożym Sigmara. W końcu jednak wielkolud dał się przekonać Tileance że już wystarczy i pokornie poszedł spać do pokoju. Luca miał mniej szczęścia, za karę musiał spać na podłodze, co zresztą mężczyźnie chyba nie przeszkadzało, gdyż zasnął natychmiast jak się położył. Ulrich przez alkohol wpadł w dziwny, euforyczny nastrój, krzycząc wszem że uwolni Imperium od Chaosu i wyrżnie w pień ludzi którzy zamordowali Ninerl. Gil natomiast, mimo iż widać było że ledwo trzyma się na nogach, był mrukliwy i mało rozmowny jak zawsze. Ostatni zresztą opuścił salę z opróżnioną do połowy butelką wina pod pachą.
Noc minęła szybko, a świt wstawał pochmurny, zimny i nieprzyjemny. Dla mężczyzn o tyle nieprzyjemny, że 'umierali' po wczorajszym piciu. Nie padało, lecz i tak ciężko było się wam wszystkim zebrać na pokładzie barki. Męska część drużyny z pękającą z głową, Castinaa zdenerwowana tym, że tak się schlaliście. Zresztą, nie szczędziła wam celnych ripost w drodze na łódź, najbardziej oczywiście oberwało się Luce. W marnym stanie postanowiliście że udacie się do Wittgendorfu, ale przez stolicę. Trzeba było spieniężyć towar który swego czasu Luca załadował na barkę, a pieniądze z pewnością wam się teraz przydadzą. Wyruszyliście przed południem, kierując łódź ku kanałowi prowadzącemu do Altdorfu. Jak w każdym takim miejscu natrafiliście na kontrolę celną, gdzie strażnicy pobierający opłatę machnęli ręką. Wiedzieli, że dopiero na wyjściu z kanału nastąpi dokładniejsza kontrola ładunku. Wpłynęliście więc na spokojne wody, których kolejną zaletą było to, że mogliście podszkolić się w sterowaniu barką, poza Lucą nikt z was nie znał się na tym kompletnie. Dzień minął szybko i spokojnie, poza kilkoma innymi łodziami nie napotkaliście nic, co by utrudniło podróż. Do czasu.
Mieliście się już zatrzymać na nocny postój, gdy pojawiła się kolejna łódź. Niby nic specjalnego, lecz ta płynęła wprost na was. Dobrze ubrani ludzie, najwyraźniej pijani jak bele, przekrzykiwali się i pokazywali na was palcami. Jedynie nadludzkim wysiłkiem Orlandoniego przy sterze i reszty przy pagajach, udało się uniknąć czołowego zderzenia. Łódź roześmianych młodzików jedynie otarła się o burtę waszej barki, zrywając kilka want i sporo farby z nadburcia. Tamci jednak najwyraźniej jeszcze nie skończyli. Kilku z nich, przeskoczyło na waszą łódź, i chwiejąc się, prawie natychmiast ruszyło ku wejściu pod pokład. Zatrzymał się tylko jeden.
- Alkocholu sze weźmiemy czo? Szkończył sze nam!
Byli pijani kompletnie. I byli szlachcicami. Już kilka razy się przekonaliście co znaczyło z takimi zadzierać, a i przecież raz was oskarżono o zabójstwo jednego z nich.
Noc minęła szybko, a świt wstawał pochmurny, zimny i nieprzyjemny. Dla mężczyzn o tyle nieprzyjemny, że 'umierali' po wczorajszym piciu. Nie padało, lecz i tak ciężko było się wam wszystkim zebrać na pokładzie barki. Męska część drużyny z pękającą z głową, Castinaa zdenerwowana tym, że tak się schlaliście. Zresztą, nie szczędziła wam celnych ripost w drodze na łódź, najbardziej oczywiście oberwało się Luce. W marnym stanie postanowiliście że udacie się do Wittgendorfu, ale przez stolicę. Trzeba było spieniężyć towar który swego czasu Luca załadował na barkę, a pieniądze z pewnością wam się teraz przydadzą. Wyruszyliście przed południem, kierując łódź ku kanałowi prowadzącemu do Altdorfu. Jak w każdym takim miejscu natrafiliście na kontrolę celną, gdzie strażnicy pobierający opłatę machnęli ręką. Wiedzieli, że dopiero na wyjściu z kanału nastąpi dokładniejsza kontrola ładunku. Wpłynęliście więc na spokojne wody, których kolejną zaletą było to, że mogliście podszkolić się w sterowaniu barką, poza Lucą nikt z was nie znał się na tym kompletnie. Dzień minął szybko i spokojnie, poza kilkoma innymi łodziami nie napotkaliście nic, co by utrudniło podróż. Do czasu.
Mieliście się już zatrzymać na nocny postój, gdy pojawiła się kolejna łódź. Niby nic specjalnego, lecz ta płynęła wprost na was. Dobrze ubrani ludzie, najwyraźniej pijani jak bele, przekrzykiwali się i pokazywali na was palcami. Jedynie nadludzkim wysiłkiem Orlandoniego przy sterze i reszty przy pagajach, udało się uniknąć czołowego zderzenia. Łódź roześmianych młodzików jedynie otarła się o burtę waszej barki, zrywając kilka want i sporo farby z nadburcia. Tamci jednak najwyraźniej jeszcze nie skończyli. Kilku z nich, przeskoczyło na waszą łódź, i chwiejąc się, prawie natychmiast ruszyło ku wejściu pod pokład. Zatrzymał się tylko jeden.
- Alkocholu sze weźmiemy czo? Szkończył sze nam!
Byli pijani kompletnie. I byli szlachcicami. Już kilka razy się przekonaliście co znaczyło z takimi zadzierać, a i przecież raz was oskarżono o zabójstwo jednego z nich.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Castinaa i Luca
Tileanka prawie całą drogę stała na dziobie łodzi, zastanawiając się co dalej. Poprzedniej nocy Luca przesadził z winem i miała do niego o to żal. Wiadomo, należało wypić za pamięć Ninerl, jednak nie aż tyle. Zresztą, i tak najgorzej zachowywał się Gunter, choć w końcu poszedł spać. Castinaa również zasnęła szybko, a ramię bolało jakby mniej.
Zacisnęła zęby, ignorując czarne włosy, które wiatr co chwila zarzucał na jej twarz. Spojrzała na towarzyszy, w większości uczących się od Orlandoniego podstaw kierowania łodzią. Były przemytnik był dla niej najważniejszy. Cały czas modliła się, by nie spotkała ich już żadna śmierć. Ninerl odeszła od nich za wcześnie, a Castinaa wciąż nie mogła się z tym pogodzić. Złość trawiła ją wewnętrznie, kobieta zamykała ją jednak tylko jeszcze głębiej.
Ster, pchany z całej siły, aż trzeszczał gdy mijali wesołą łódkę.
- Lewy Fok! - wrzeszczał Luca. - Ulrich, Gildiril, ciągnijcie linę! Gunter, odpychaj wiosłem! Wszyscy na prawą burtę! - darł się próbując uniknąć zderzenia.
Pot spływał po czole Luci gdy łodzie otarły się z trzaskiem. „Źle trafili, to mój zły dzień”, myślał patrząc na wskakujących na pokład naprutych szlachetków. Uniósł do góry naładowany przed chwilą pistolet i chwilę potem wypalił w powietrze. Widząc że Castinaa już dobyła sztyletu, ukłonił się teatralnie przed nią mówiąc:
- Pani, pozwól że ja się tym zajmę.
- Ależ proszę... panie – zachichotała cicho.
Luca stanął władczo obok skrytobójczyni.
- Cichać tam! - krzyknął. - Słuchać gdy pani mówi! Wynocha z łodzi! Chudopachołki... - zauważył sygnety i znaki herbowe - róg na złotym tle...słup czarny i gryfie głowy...von Tauerowie, Paperbockowie...nijak wam się równać z hrabianką DiNatale. Synkowie reiklandzkich ministeriałów... Wynocha stąd, pani przywykła mówić z równymi sobie. Wiecie co herr DiNatale posyła odpowiedzialnym za obrazę jego córki? Rajtarów - wskazał na Ulricha. - którzy potrafią przemówić do rozumu delikwentom! Na drodze oficjalnej, bez względu na pochodzenie. A wino jest po dziesięć koron od butli. Tak i tylko tak możemy rozmawiać.
Castinaa westchnęła cicho i pokiwała lekko głową, gdy Luca po raz kolejny próbował wcisnąć swój wypróbowany kit.
Tileanka prawie całą drogę stała na dziobie łodzi, zastanawiając się co dalej. Poprzedniej nocy Luca przesadził z winem i miała do niego o to żal. Wiadomo, należało wypić za pamięć Ninerl, jednak nie aż tyle. Zresztą, i tak najgorzej zachowywał się Gunter, choć w końcu poszedł spać. Castinaa również zasnęła szybko, a ramię bolało jakby mniej.
Zacisnęła zęby, ignorując czarne włosy, które wiatr co chwila zarzucał na jej twarz. Spojrzała na towarzyszy, w większości uczących się od Orlandoniego podstaw kierowania łodzią. Były przemytnik był dla niej najważniejszy. Cały czas modliła się, by nie spotkała ich już żadna śmierć. Ninerl odeszła od nich za wcześnie, a Castinaa wciąż nie mogła się z tym pogodzić. Złość trawiła ją wewnętrznie, kobieta zamykała ją jednak tylko jeszcze głębiej.
Ster, pchany z całej siły, aż trzeszczał gdy mijali wesołą łódkę.
- Lewy Fok! - wrzeszczał Luca. - Ulrich, Gildiril, ciągnijcie linę! Gunter, odpychaj wiosłem! Wszyscy na prawą burtę! - darł się próbując uniknąć zderzenia.
Pot spływał po czole Luci gdy łodzie otarły się z trzaskiem. „Źle trafili, to mój zły dzień”, myślał patrząc na wskakujących na pokład naprutych szlachetków. Uniósł do góry naładowany przed chwilą pistolet i chwilę potem wypalił w powietrze. Widząc że Castinaa już dobyła sztyletu, ukłonił się teatralnie przed nią mówiąc:
- Pani, pozwól że ja się tym zajmę.
- Ależ proszę... panie – zachichotała cicho.
Luca stanął władczo obok skrytobójczyni.
- Cichać tam! - krzyknął. - Słuchać gdy pani mówi! Wynocha z łodzi! Chudopachołki... - zauważył sygnety i znaki herbowe - róg na złotym tle...słup czarny i gryfie głowy...von Tauerowie, Paperbockowie...nijak wam się równać z hrabianką DiNatale. Synkowie reiklandzkich ministeriałów... Wynocha stąd, pani przywykła mówić z równymi sobie. Wiecie co herr DiNatale posyła odpowiedzialnym za obrazę jego córki? Rajtarów - wskazał na Ulricha. - którzy potrafią przemówić do rozumu delikwentom! Na drodze oficjalnej, bez względu na pochodzenie. A wino jest po dziesięć koron od butli. Tak i tylko tak możemy rozmawiać.
Castinaa westchnęła cicho i pokiwała lekko głową, gdy Luca po raz kolejny próbował wcisnąć swój wypróbowany kit.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Gildiril
Koniec. No i zrobili wszystko, co mogli. Pogrzeb zrobiony, opieka grobu opłacona... I co teraz? Upić się w karczmie, tak jak chciał Luca? Co to zmieni? Ninerl już umarła, a ich to możne spotkać za następnym rogiem. Elf jak nigdy czuł na sobie beznadziejność sytuacji.
Jak zwykle i tak skończyło się na popijawie. I to nie takiej zwykłem. Tu wszyscy zapomnieli o umiarze, a nawet Gildiril, leniwie osuszający kolejne kubki wkrótce poczuł na sobie działanie alkoholu. Choć inni chyba bardziej, sądząc po heroicznych zapędach Guntera i Ulricha. Alkohol wydobywa z człowieka najgłębiej skrywane emocje... I to chyba prawda, bo elf był jeszcze bardziej mrukliwy niż zwykle. I ta mrukliwość wypływała z głębi serca. Reszta po jakimś czasie odpadła, więc Gildiril chwycił butelkę wina i chwiejnym krokiem udał się na spoczynek. Potrzebował go jak mało kiedy.
Ranek był paskudny... Ech, każdy poranek Gildirila był paskudny. Tylko, że akurat tego poranka miał kaca. Takie życie. Ale przynajmniej wreszcie opuścili to przeklęte miejsce... Co prawda Castinaa robiła im wyrzuty, ale kto by tam słuchał kobiety, i do tego ciężarnej. One nie rozumieją skomplikowanej męskiej psychiki... No dobra, innymi słowami - są mniej wyrozumiałe dla ochlapusów.
Niech to szlag. Po cholerę te pijane dupki pchają się na ich łódź? Mało im wrażeń? Tak bardzo chcą dostać po ryju? Oj, na złą porę trafiły... Gildiril był wkurzony, a to nie wróżyło niczego dobrego. Ale na razie był spokojny. Luca próbował załagodzić. Elf nawet nie byłby w stanie spróbować...
Koniec. No i zrobili wszystko, co mogli. Pogrzeb zrobiony, opieka grobu opłacona... I co teraz? Upić się w karczmie, tak jak chciał Luca? Co to zmieni? Ninerl już umarła, a ich to możne spotkać za następnym rogiem. Elf jak nigdy czuł na sobie beznadziejność sytuacji.
Jak zwykle i tak skończyło się na popijawie. I to nie takiej zwykłem. Tu wszyscy zapomnieli o umiarze, a nawet Gildiril, leniwie osuszający kolejne kubki wkrótce poczuł na sobie działanie alkoholu. Choć inni chyba bardziej, sądząc po heroicznych zapędach Guntera i Ulricha. Alkohol wydobywa z człowieka najgłębiej skrywane emocje... I to chyba prawda, bo elf był jeszcze bardziej mrukliwy niż zwykle. I ta mrukliwość wypływała z głębi serca. Reszta po jakimś czasie odpadła, więc Gildiril chwycił butelkę wina i chwiejnym krokiem udał się na spoczynek. Potrzebował go jak mało kiedy.
Ranek był paskudny... Ech, każdy poranek Gildirila był paskudny. Tylko, że akurat tego poranka miał kaca. Takie życie. Ale przynajmniej wreszcie opuścili to przeklęte miejsce... Co prawda Castinaa robiła im wyrzuty, ale kto by tam słuchał kobiety, i do tego ciężarnej. One nie rozumieją skomplikowanej męskiej psychiki... No dobra, innymi słowami - są mniej wyrozumiałe dla ochlapusów.
Niech to szlag. Po cholerę te pijane dupki pchają się na ich łódź? Mało im wrażeń? Tak bardzo chcą dostać po ryju? Oj, na złą porę trafiły... Gildiril był wkurzony, a to nie wróżyło niczego dobrego. Ale na razie był spokojny. Luca próbował załagodzić. Elf nawet nie byłby w stanie spróbować...
