[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa i Luca

Już na pierwszy rzut oka było widać, jak wiele spokoju i relaksu dał kobiecie ten jeden wieczór... i noc. W niej samej także zaszła jakaś zmiana, spojrzenie złagodniało, rysy twarzy się wygładziły, a ona sama była jakby wewnętrznie wyciszona. Uśmiechała się lekko, nie tylko do swego partnera, ale i do całego świata, było widać, że jest po prostu szczęśliwa i zadowolona z obecnej sytuacji.
Pod karczmą przywitała się ze wszystkimi radośnie, Golem dostał nawet małego całusa od niej w policzek, na co Luca jedynie się uśmiechnął. Wszak to była zasługa Tileańczyka, że Castinaa miała dziś tak dobry humor i wszystkie poprzednie nerwy odeszły w niepamięć.

Nie rozwodzili się długo z powitaniem, zaraz poszli na miasto szukać rodziny tego zamordowanego strażnika. By Cas nie myślała o tym za dużo, Luca zajął ją rozmową, tak jak poprzedniego wieczora. Choć kobieta nie pamiętała zbyt wiele, rozgadała się tak samo jak on i już po kilku minutach parka słodko trajkotała o przyszłych, wspólnych planach. Nie rozmawiali po tileańsku, nie mieli przed drużyną nic do ukrycia, a i tak pewnie nikt tego nie słuchał.
W końcu doszli pod dom strażnika i Castinaa pochłonięta rozmową tylko jednym okiem i uchem łapała to, co się dzieje. Reakcja kobiety była dla niej logiczna, ona także by nie uwierzyła, że Luca mógł gdzieś zginąć. Podzieliła się tą myślą z ukochanym, a on szybko ją zapewnił, że na pewno nic takiego nigdy nie będzie miało miejsca.

- To co, idziemy po te kości, żeby ulżyć biednej wdowie? Nie mówcie, że o martwego się tak troszczyliście, a ciągle żywą kobietę pozostawicie w niepewności... - usłyszała głos ich elfiego towarzysza i spojrzała się na niego zaciekawiona.
- No jasne, świetna myśl! Kości na pewno od razu rozpozna, przecież będą podpisane, czyż nie? - zapytała w tym samym tonie co Gildiril i uśmiechnęła się lekko.
Nie spodziewała się odpowiedzi, więc przeniosła wzrok na Lucę.
- Ja wiem, że teraz nie jest zbyt dobry moment, bo jesteśmy nieco zajęci ważnymi sprawami... - zaczęła niepewnie i z lekkim zakłopotaniem. - Ale wiesz... Duch, kości, pogrzeb... czy moglibyśmy pójść poszukać jakiegoś medyka lub kapłana? Ta niepewność mnie nieco niepokoi, a nie chcę traktować tego, co się teraz dzieje, jako złego znaku.

- Oczywiście, kochanie, chodźmy do świątyni Shallyi, dowiemy się co dokładnie ci jest. Au rovoir towarzysze - skinął głową i zupełnie obojętny na to, co będą robić kompani ruszył z Castinąą w miasto.
Trzeba było sprawdzić, czy po tym krwawieniu z ciążą było wszystko w porządku, a towarzysze na pewno sobie świetnie dadzą radę bez nich. W każdym razie Castinaa w to wierzyła.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
- Masz rację. Czasem, owszem nie panuję nad emocjami. Ale wiesz... Matka mi zawsze powtarzała, żebym nie była taka impulsywna.- powiedziała, a na słowo "matka" na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech-Pewnie miała rację... A co do naszych, to ja tutaj nie zamierzam dochodzić kto ją ma, a kto nie... Po prostu mówię, to co myślę. Myślę ...- podjęła po chwili- że Tileańczyka drażni to, że kobieta jest wojownikiem. Teraz pewnie powiesz, że Castiina potrafi walczyć. Walczyć tak ... ale na razie we wszystkim za nią decyduje jej ukochany. I to jest ta różnica... A zresztą, mniejsza o to...-westchnęła cicho.
- W każdym razie - uścisnęła jego dłoń- myślę, że mogę cię nazwać przyjacielem, jeśli już nim nie jesteś. A ja nie nazywam nikogo przyjacielem, ot tak. - uśmiechnęła się blado.
- Opuszczenie drużyny... Tak, może do tego dojść, że każdy z nas odejdzie w swoją stronę. Ja zamierzam udać się do Wittgendorfu. Zrozum, Gunterze nie mogę tego tak zostawić. Może jestem naiwna, może głupia, ale uważam, że moim obowiązkiem jest nadal walczyć. Może chociaż jeszcze jedna ludzka dziewczyna nacieszy sie choć trochę swoim krótkim życiem?- dodała.-My, Asurowie cenimy życie. Może czasami zbyt ulegamy swojej dumie, ale żaden z nas nie chciałby widzieć i być biernym, gdy zabija się w imieniu Mrocznych niewinną istotę.
- Może powinieneś nas powstrzymać? To nie byłoby takie złe...- mruknęła, zawiązują niezdarnie luźny kawałek rękawa.

***
- Dziękuję ci, Ulrichu- uśmiechnęła się- Protezy znam, mój ojciec taką ma. To i tak nigdy nie zastąpi dłoni, a poza tym dobrze wykonane protezy sporo kosztują. Myślę, że teraz mnie na taką nie stać, a tarcza to dobry pomysł, jak zresztą wynika z twoich słów - dodała.
-To już ci nie przeszkadzam. To do jutra- skinęła mu głową i odeszła.

***
Tarcza wyglądała na niezłą robotę. Oczywiście, nie umywała się do ulthuańskiego rzemiosła, ale powinna jej wystarczyć. Wybrała czarną, czarny to dobry kolor. Może biały, kolor śmierci byłby odpowiedniejszy, ale tutaj jest zbyt jaskrawy.
Zaraz potem nadeszli Tileańczycy. Kupiec obwieścił swoje plany. Ninerl specjalnie się mu nie dziwiła- kto by chciał narażać brzemienną kobietę na niebezpieczeństwo?
W każdym razie ona na pewno nie płynie do Altdorfu. Zostaje trop ciągnący się do nieznanego Wittgendorfu. Najwyżej pojedzie tam sama. Albo ruszy pieszo. W każdym razie powinna zaopatrzyć się w kilka caht do rzucania. Albo noży... Skoro nie może strzelać z łuku, to pozostaje jej rzucanie ostrzami- tak jak to robiła Castiina.

Wreszcie, po iluś pytaniach i godzinie błądzenia znaleźli dom tego strażnika. Tileańczycy trzymali się z tyłu, ignorując drużynę i Ninerl to odpowiadało. Przynajmniej znowu nie będzie musiała wysłuchiwać obelg i gróźb.
Kobieta im nie uwierzyła. Krzyknęła coś o ciele i zatrzasnęła drzwi.
Ninerl zastanawiała się przez chwilę nad jej słowami. Czemu tak zareagowała? "O co może chodzić?" myślała, puszczając mimo ucha słowa Gildirila i Castiiny. Dobrze, że przynajmniej komuś tu dopisywał humor.
Za chwilę Tileańczycy odeszli.
-Może chociaż powiemy jej o pogrzebie? Bo jakoś jej słowa był dziwne? Przynajmniej nie będziemy mogli sobie powiedzieć, że nie uprzedziliśmy jej.- powiedziała zamyślonym tonem. Coś tu jej nie grało... Ale co?
"Może to po prostu taka reakcja ludzi? Może tak mają?" pomyślała.
- W każdym razie... jeśli chcecie wiedzieć, gdzie ja się udam... kierunek jest dla mnie tylko jeden... Wittgendorf. Stamtąd pochodził zwój z rytuałem od pewnej damy. Gunter wie-dodała- Ja tak tego nie zostawię. Wyszkolono mnie do walki i będę walczyć. Inni niech żyją w spokoju i radości, niestety ja nie będę mieć takiego luksusu. Jeśli płyniecie albo któryś z was płynie do Altdorfu, to poproszę o dostarczenie listu do jednego z kupieckich rodów elfów. No i rzecz jasna, będę życzyć powodzenia w interesach-uśmiechnęła się szeroko- I unikaniu tropicieli opłaconych z szlacheckiej kiesy- uśmiech Ninerl zniknął.
-No, może dosyć tych planów... Co robimy? Wracamy do karczmy? Tam w spokoju możemy porozmawiać.- zapytała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Ulrich ziewnął przeciągle, wychodząc ze swojej kwatery. „Jak na razie nie jest źle” pomyślał chwilę zanim zobaczył resztę towarzystwa. Czyżby w złą godzinę? Powitanie rzeczywiście nie należało do najcieplejszych. No, ale na dobrą sprawę, wciąż nie znali się zbyt dobrze. W końcu podróżowali ze sobą dopiero… Hmm… Trochę już ze sobą podróżowali. Ale wyglądało na to, że skład towarzystwa może się w najbliższym czasie zmienić. Tymczasem, razem z Ninerl udało mu się znaleźć w miarę solidną tarczę. Nawet za rozsądną cenę… chociaż kiedy chodzi o rynsztunek, od którego ma zależeć życie, cena nigdy nie jest za duża.

Ulricha trochę zdziwiły słowa Tileańczyka. Po pierwsze to, że ma – a raczej on i Castinaa mają zamiar wybrać się spowrotem do stolicy. Handel… No tak, miłość, ojcostwo, te sprawy, no ale handel?! Tego de Maar nie mógł zrozumieć. Chociaż tym w końcu Luca się zajmował nim zaczęła się ta cała podróż. Zastanawiał się czy „ukochana” ma w ogóle tutaj coś do powiedzenia, ale uznał, że pewnie ma. No i drugi powód zdziwienia szlachcica: „…Skoro tak mocno nie możecie znieść mojego, tudzież Castiny towarzystwa w grupie…” „O co mu teraz chodzi?” Ulrich doszedł tylko do wniosku, że w Tilei muszą żyć strasznie skomplikowani ludzie…

Po dłuższym czasie udało im się w końcu trafić do rodziny nieboszczyka. No i… Szczerze mówiąc, nie takiej reakcji spodziewał się Ulrich.
- No masz, co spotyka człowieka jak chce pomóc… - mruknął, bo humor mu nie dopisywał, a słowa kobiety nie poprawiły sytuacji. Jeszcze bardziej go zdenerwowały. Kiwnął głową, gdy Ninerl mówiła, po czym walnął kilka razy pięścią w drzwi chaty.
- Możesz nam wierzyć lub nie kobieto… - krzyczał przez drzwi jeśli nie otworzyła - … ale wiedz jedno. Dziś wieczorem masz ostatnią szansę, żeby zobaczyć Johanna, bo właśnie wtedy kapłani złożą jego ciało w ziemi już na zawsze. – zamilkł na moment i poczuł, że chyba nie w ten sposób powinna być przekazana taka wiadomość. Dodał więc łagodniej - Nie wiemy, kim on był dla… pani, ale z pewnością chciałby, aby ktoś bliski był na… - szukał odpowiedniego słowa - …uroczystości. A teraz już się pożegnamy.

Powoli ruszyli przed siebie, głównie po to żeby nie stać pod domem biedaczki i zdecydować co dalej.
- Ja także nie wybieram się do Altdorfu. Handel towarami to nie jest zajęcie, które by mi odpowiadało. No i zwykłem kończyć to co zaczynam. Sprawa naszych „przyjaciół” z Bogenhafen wciąż nie jest zakończona. A im mniej sług Chaosu, tym lepiej dla Imperium! Tak więc… Wittgendorf. A wy co zamierzacie, przyjaciele? – spojrzał na Gildirila i Golema.
- A tymczasem możemy się trochę rozluźnić w jakimś lokalu. Lecz jeśli zdecydujemy gdzieś wyruszyć, to im prędzej ruszymy tym lepiej. Od siedzenia na tyłkach szybciej się starzeje. – uśmiechnął się, a po chwili namysłu dodał – A może wybierzemy się na pogrzeb Świętej Pamięci Gespentsa? Nie jest to dobre miejsce, aby się zabawić, ale w końcu, w pewnym sensie tam na łodzi, powierzył swoją duszę w nasze ręce…
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Wszyscy

Kobieta nie dała się przekonać, więc w końcu zbastowaliście i udaliście się do karczmy. Luca natomiast wraz z Castinąą odwiedzili świątynię Shalyi, w której dowiedzieli się że wszystko z dzieckiem jest w porządku, a takie krwawienie bywa naturalne w czasie ciąży. Poza tym Tileańczycy zabrali się również za zakup towaru. Głównie płótna, lnu i bretońskiego wina, na które uparł się Luca. Tak więc ładownie łodzi wypełniły się szybko nowo zakupionym towarem, który podobno sprzedać w Altdorfie trudno nie było, kwestia tylko z jakim zyskiem.

Spotkaliście się w komplecie dopiero na cmentarzu, gdy już zmierzchało. Pogrzeb był skromny, przyszliście bowiem jedynie wy, kapłan no i grabarz, który pochował ciało po standardowej modlitwie o duszę zmarłego. Dość szybko oddalił się, was zaś zaskoczył duch zmarłego, który pojawił się tuż przed waszym odejściem.

-Dziękuję. Obyście nigdy nie cierpieli jak ja cierpiałem. - jego głos był już spokojniejszy, nie przepełniało go też cierpienie - Znajdźcie moją rodzinę. Powiedzcie, że mi pomogliście. Zapytajcie o moją siostrę, Gretę i powiedzcie im, żeby dała wam paczkę, którą znajdzie w skrytce za drugą szufladą mojego biurka. Jeśli będzie was wypytywac, wspomnijcie o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce gdy miała sześć lat. Poniósł ją wtedy koń, a ja ją ocaliłem. Gdy jej to powiecie, będzie wiedziała, że przychodzicie ode mnie.

Zjawa znikła wam z oczu. Kierowani jednak jej instrukcjami znów znaleźliście się przy domu Johanna, tym razem jednak wam uwierzono. Nie mogło być inaczej, załamana siostra podała wam paczkę, zapraszając przy okazji do środka i przepraszając za wcześniejsze spotkanie. Wypytywała o wszystko, częstując gorącymi trunkami. Nie płakała, chociaż widać było po niej przygnębienie. Gdy wychodziliście o zmierzchu, obiecała udać się na cmentarz. Wy zaś ruszyliście na łódź, badając przy okazji zawartość ofiarowanej wam sakiewki. Ta zawierała cztery pokaźne rubiny, wycenione przez was na około sto koron każdy. Nawet zmarli mają poczucie wdzięczności. A może nawet zwłaszcza nieumarli?

Ruszając na skróty ciemną uliczką w kierunku łodzi nagle dostrzegliście jak na dachach budynków po obu stronach ulicy pojawiło się siedmiu zakapturzonych mężczyzn z kuszami w dłoniach. Nie trzeba było być nadzwyczaj bystrym by zdać sobie sprawę że wpadliście w pułapkę. Sytuacja była kiepska, a próba jakiejkolwiek reakcji skończyłaby się ogólną masakrą. Nim zdążyliście pomyśleć co robić, błyskawicznie podjechał dyliżans, z którego wyskoczyło dwóch odzianych w habity i zakapturzonych mężczyzn, którzy pochwycili Castinęę i Ninerl i wrzucili do wozu. Działali szybko i precyzyjnie, jakby mieli spore doświadczenie w tego typu praktykach. W oczy rzuciła wam się wyszyta na ich piersiach dłoń koloru purpury. Luca próbował ruszyć na pomoc ukochanej, jednak bełt który wbił się tuż przed jego stopami, skutecznie ostudził zapał Tileańczyka. Mężczyźni szybko zniknęli w karocy i po chwili pojazd ruszył zostawiając was samych na środku ulicy. Gdy znikał z dużą prędkością za zakrętem, w świetle latarni mignął wam jedynie napis na tyle wozu - „Windhund” lub „Mildruft”. Nim sie obejrzeliście, kusznicy również zniknęli z dachów zostawiając was zupełnie samych na ulicy...

Castinaa i Ninerl

Zostałyście siłą wciągnięte do dyliżansu w którym oprócz dwóch mężczyzn, którzy was pochwycili znajdowało się dwóch kolejnych z nabitymi i wycelowanymi w was pistoletami. Wszyscy byli zakapturzeni i odziani w białe habity z wyszytą na piersi purpurową dłonią. Tyle jedynie zdołałyście dostrzec, gdyż chwilę potem związali wam dłonie i stopy, a na oczy założyli opaski.

- Ani słowa albo zginiecie tutaj! – rzucił chłodno jeden z mężczyzn, przykładając każdej z was zimną lufę pistoletu do szyi na znak że nie żartuje. Zgodnie ze słowami kultysty milczałyście, a podróż nie była zbyt długa. W pewnym momencie dyliżans zatrzymał się i znów zostałyście z niego brutalnie wyciągnięte i prowadzone w silnym uścisku z chustami na oczach. Zupełnie nie wiedząc gdzie jesteście, po krótkim spacerze weszłyście do jakiegoś budynku i schodząc po schodach dotarłyście chyba do jakiejś piwnicy, bo na to wskazywała wilgoć i chłód jaki tu panował. Trzech kultystów rozbroiło was dokładnie, zdjęło chusty z oczu a następnie wtrąciło do małego pokoju z kratami w drzwiach zamykając je na dwa zamki. Pomieszczenie w którym się znajdowałyście było niewielkim, murowanym pokojem z jednym łóżkiem i sianem walającym się po podłodze. Wilgoć i chłód dawał się we znaki, poza tym czuć było dość nieprzyjemny zapach. Za drzwiami słyszałyście kroki, więc zapewne któryś z porywaczy cały czas dotrzymywał wam towarzystwa.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati"

Na handlu jako takim się nie znała za bardzo, aczkolwiek czuła się tak, jakby coś takiego nie było jej obce. Jakaś myśl, czy wspomnienie, kołatało się niczym motyl zamknięty w mydlanej bańce, ale za nic w świecie nie mogło się to przebić do świadomości. Uważnie słuchała tego, co mówił Luca, wiele razy tłumaczył jej coś, pewnie chciał mieć pewność, że kobieta wszystko rozumie. Była mu za to wdzięczna, że nie jest traktowana jak jakaś idiotka, tylko bardziej jak partner we wspólnych interesach i ktoś równy jemu. Zakupione towary wypełniły prawie całą przestrzeń pod pokładem, ale to było bez większego znaczenia. I tak zapewne nikt z nimi nie popłynie, więc nie musieli się przejmować miejscem.

Zajrzeli do świątyni, kapłanki zaraz zabrały Castinęę do mniejszego pomieszczenia, lecz nie minęło kilka chwil, jak zdenerwowany Luca także się tam pojawił. Nie obchodziło go, co mówią kobiety, chciał być przy Cas i tyle. Badanie nie trwało długo.
- Z dzieckiem i ciążą jest wszystko w porządku, takie krwawienia się zdarzają na samym początku i są normalne. Ale jakby to się zdarzyło znowu i czułabyś jeszcze ból w plecach, to już może być coś poważniejszego - powiedziała kapłanka spokojnie, a przyszłym rodzicom spadł kamień z serca. - Najlepiej jednak za każdym razem sprawdzić, nigdy nie zaszkodzi, prawda? - uśmiechnęła się lekko. - Mniej stresów i wysiłku, a więcej odpoczynku, zdrowo się odżywiać, ciepło ubierać i dbać o siebie... a wszystko będzie dobrze.

Podziękowali, złożyli datek i Castinaa poszła się jeszcze pomodlić. Ogromny posąg przedstawiający boginię bił jakimś spokojem i ciepłem, kobieta patrząc na jego oblicze czuła się lepiej, jakby sama bogini się do niej uśmiechała. Tileanka zaczynała wierzyć, że wszystko będzie dobrze i już do końca oswoiła się z myślą, że zostanie matką.
Kiedy już wyszli ze świątyni, robiło się powoli późno. Luca zabrał swoją kobietę na szybki obiad, tym razem ku jej ogromnej radości zamówił rybę. Niestety była gotowana, ale w smaku i tak bardzo dobra, więc powstrzymała się od marudzenia. Wierzyła, że Tileańczyk wie, co robi.

- Tak myślałam... i wiesz, chciałabym pójść na ten pogrzeb. Wątpię, żeby ta kobieta przyszła czy ktokolwiek inny, a to przykre, kiedy nikt nie żegna zmarłego - powiedziała kończąc posiłek.
- Jesteś pewna, że czujesz się na siłach? - zapytał Luca i przyjrzał się jej uważnie.
W odpowiedzi pokiwała energicznie głową, więc sprawa była przesądzona. On i tak by poszedł, tylko nie był jeszcze zdecydowany, czy wcześniej nie zaprowadzić Cas do karczmy, żeby jej tak nie ciągnąć wszędzie... W końcu miała odpoczywać. Ale skoro tak bardzo chciała i czuła się dobrze, nie miał zamiaru odmawiać.

Ceremonia była szybka i skromna, nikt poza drużyną nie przyszedł. Ale za to, ku zaskoczeniu Tileanki, pojawił się duch zmarłego. Znów miał do nich prośbę, ale tym razem już się go nie bała. Gdyby współtowarzysze nie zdecydowali się iść, pewnie sama by poszła.
Tym razem, po postąpieniu zgodnie z poleceniami i wskazówkami, kobieta wpuściła ich do domu i ugościła. Castinaa była już nieco zmęczona całym dniem i nawet nie zwróciła większej uwagi na zawartość paczki, którą dostali. W tej chwili większą wartość dla niej miało ciepłe łóżko...

Gdy wyszli, było już bardzo późno i skrytobójczyni co kilka kroków ziewała. Luca uśmiechał się do niej lekko, klepał po dłoni i pocieszał, że do karczmy już blisko i zaraz się będzie mogła położyć spać.
Chwilę później pojawili się kusznicy i następne wydarzenia nastąpiły po sobie tak szybko, że zmęczona i śpiąca kobieta ledwo je rejestrowała. Ktoś ją mocno złapał, wyrwał z objęć ukochanego i zaraz po tym znalazła się w jakimś wozie czy bardziej karocy. Ninerl także została porwana, nim zasłonili im oczy, zdążyły zauważyć, że padły ofiarą napaści kultystów.

* * *

Zachowała względny spokój, wiedziała, że nie może się uwolnić, a nie chciała ryzykować życia swojego i dziecka. Skoro ich nie zabili, a porwali, to były do czegoś potrzebne żywe, więc miała zamiar zostać przy życiu tak długo, jak to tylko możliwe.
- No to wpadłyśmy, Ninerl - powiedziała do elfki, gdy już zostały same.
Obeszła całą celę, sprawdziła zamki w drzwiach oraz kraty. Wszystko wyglądało na solidnie zrobione, poza tym i tak nie miała przy sobie nic, czym mogłaby to otworzyć.
- Biorąc pod uwagę, że nawet by nam się udało stąd wyjść... - zaczęła cicho spoglądając na Nin - ...i tak nie mamy broni, by sobie poradzić z kultystami. Co za cholerna zaraza! Teraz rozumiem, czemu tak bardzo chcecie się z nimi rozprawić i całkowicie popieram.

Przeszła się jeszcze kilka razy, w końcu usiadła na pryczy i westchnęła zmęczona.
"No to się wyspałam" - pomyślała i przeszedł ją lekki dreszcz.
Paskudne, zimne miejsce. Kapłanki byłyby niepocieszone, gdyby wiedziały, że ciężarna przebywa w wilgotnej celi. Kobieta zaczęła się cicho modlić do swojego boga, by pomógł jej ukochanemu ją odnaleźć i do bogini miłosierdzia, by ta nie pozwoliła nikomu skrzywdzić jej dziecka.
- Na pewno już nas szukają - powiedziała pewnym siebie głosem i uśmiechnęła się do elfki.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Dzień upłynął nad wyraz spokojnie, odwiedzili z Castinąą świątynię (w której dowiedzieli się że z dzieckiem wszystko w porządku z czego oboje się bardzo ucieszyli), zjedli smaczny obiad, w końcu wybrali się na pogrzeb. I pewnie dzionek zakończyłby się tak samo jak rozpoczął gdyby nie banda kultystów, która zaczaiła się na nich w jednej z uliczek. Początkowo Luca sądził że chcą ich wybić, jednak gdy podjechał dyliżans i wciągnięto do niego siłą Castinęę i Ninerl, przemytnik już wiedział o co chodzi. Ruszył nawet by ratować swą ukochaną z rąk porywaczy, jednak bełt wystrzelony przez jednego z kultystów zmienił jego plany. Zresztą, więcej zdziała żywy niż martwy czy ranny, a skoro je porywali, znaczyło to, że kobiety miały jeszcze trochę pożyć. Gdy powóz z elfką i skrytobójczynią chował się za zakrętem, Tileańczyk zaklął szpetnie i cisnął kapeluszem o ziemię. Serce pękało mu z bólu i bezsilności. Że też tak dali się zaskoczyć, że też te gnojki porwały Castinęę.

- Kur*a maaaaać!!! - wrzasnął budząc chyba przy okazji całą okolicę. - Musimy coś zrobić. Oni je z pewnością zabiją!!! O ja pier*ole, niech ja dorwę tych sk*rwysynów w swoje ręce. Zapier*ole! - przekleństwami dawał upust swoim nerwom.

Przez chwilę chodził w tą i z powrotem łapiąc się ze zdenerowania to za głowę, to za brodę. W końcu rzekł do towarzyszy.

- Musimy je ratować. I to jak najszybciej, bo coś mi się zdaje że nie mamy za wiele czasu. Purpurowa Dłoń znowu stanęła na naszej drodze, a skoro to kultyści, to prędzej czy później je zabiją, a najpewniej złożą w ofierze jakiemuś plugawemu bożkowi chaosu! - zastanowił się przez chwilę. - Na tym dyliżansie było coś napisane... Windhund... czy Mildruck... jakoś tak. Możliwe że to jakaś wypożyczalnia z Weissbrucku, a jeśli tak, to warto by się dowiedzieć, gdzie się znajduje. Może tam się czegoś dowiemy. Co sądzicie, panowie? - spojrzał na Guntera, Ulricha i Gildirila. - To jak na razie nasz jedyny trop. Chyba że macie jakiś inny plan, to z chęcią posłucham i się dostosuję. - skinął porozumiewawczo głową.

Luca był niesamowicie zdesperowany i miał zamiar zacząć działać. Najlepiej od wypytania się kogoś o te dwie nazwy - nawet jeśli towarzysze mieli inny plan, to nie zaszkodzi nieco wywiedzieć się na temat tego Windhunda czy Mildrucka, czy jak tam pisało. Wiedział dobrze, że życie jego ukochanej, dziecka i Ninerl leży w ich rękach. „Bądź dzielna skarbie, niedługo się spotkamy”, pomyślał i ruszył szybkim krokiem za kompanami. W duchu modlił się do Ranalda by odnaleźli je całe i zdrowe.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Uśmiechnął się pod nosem na słowa Castiny. Ech, nieładnie było się tak podśmiewać z tej sytuacji... Ale chyba nikogo tutaj to nie obchodziło -Przecież na pewno poznałaby jego kości, nie doceniasz siły miłości...- rzucił niedbale, starając się nie roześmiać. Nie dość, że to było głupie, to jeszcze mu się zrymowało. Rewelacja. Bardowie grający w karczmach bójcie się! Nadchodzi Gildiril Wierszokleta! Urocze.

Tileańczycy gdzieś zniknęli, a reszta zaczęła debatować nad planami na przyszłość. - Ja także nie wybieram się do Altdorfu. Handel towarami to nie jest zajęcie, które by mi odpowiadało. No i zwykłem kończyć to co zaczynam. Sprawa naszych „przyjaciół” z Bogenhafen wciąż nie jest zakończona. A im mniej sług Chaosu, tym lepiej dla Imperium! Tak więc… Wittgendorf. A wy co zamierzacie, przyjaciele? powiedział Ulrich -Ja? Jak już coś robimy, to zróbmy to porządnie... Albo rozejdźmy się od razu- mruknął pod nosem -Moje ręce nie są dobrym miejscem do powierzania czegokolwiek. Chodźmy się lepiej napić, a potem pomyślimy nad pogrzebem-

***

-Dziękuję. Obyście nigdy nie cierpieli jak ja cierpiałem. - jego głos był już spokojniejszy, nie przepełniało go też cierpienie - Znajdźcie moją rodzinę. Powiedzcie, że mi pomogliście. Zapytajcie o moją siostrę, Gretę i powiedzcie im, żeby dała wam paczkę, którą znajdzie w skrytce za drugą szufladą mojego biurka. Jeśli będzie was wypytywac, wspomnijcie o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce gdy miała sześć lat. Poniósł ją wtedy koń, a ja ją ocaliłem. Gdy jej to powiecie, będzie wiedziała, że przychodzicie ode mnie. powiedział duch, który postanowił ich uraczyć swoją obecnością tuż po pogrzebie. Jakie to urocze... A teraz idź w cholerę, odpoczywaj do usranej... śmierci? Gildiril miał bąknąć jakiś banał w stylu "Miło było ci ulżyć w cierpieniu" lub coś w ten deseń, ale nie będzie się przecież rozczulał.

***

-K****! Co to miało być?- warknął Gildiril. Wpadli w pułapkę. A tak dobrze wyglądał ten wieczór - nawet siostra zmarłego ugościła ich i była dla nich miła. A tu w drodze powrotnej niespodzianka. Zasadzka, grupka kuszników, powóz, porwanie... To działo się za szybko. I za mało mogli zrobić. -Co to było? Mnisi? Kultyści? Jakieś bractwo? Ma ktoś jakiś pomysł? Mam nadzieję, że ich tak nie zostawimy?- W sumie nie wiadomo, po co to powiedział. Oczywiste było, że Orlandoni stanie na głowie i przewróci świat do góry nogami, żeby pomóc Castiny. Pewnie ku niezadowoleniu Tileańczyka w pakiecie była również Ninerl, Gildiril aż chciał zobaczyć ich wzruszające pojednanie, jak będzie po wszystkim. I nie mylił się co do Luci - chciał działać. -Purpurowa Dłoń?- spytał zdziwiony Gildiril -Co to za jedni? I ten napis na powozie też nic mi nie mówi... Więc skoro masz jakiś pomysł, to idźmy poszukać, ja nawet nie wiem, czego się tutaj chwycić- kontynuował. I mówił prawdę. Purpurowa Dłoń? Wypożyczalnia? Demony wiedzą, o co tu chodzi.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Cała heca z pogrzebem na szczęście się skończyła, a w sakwie radośnie zadzwoniła kolejna garść złociszy. Właściwie nie miał nic przeciwko takiemu łatwemu zarobkowi. Może więc czas zostać grabarzem-amatorem? A właściwie tropicielem rozrzuconych po lesie kości strażników dróg, które po pochowaniu zamieniają się w rubiny i złoto? Ciekawa perspektywa, ale obawiał się, że to tylko lokalny folklor.

- Zatem pozostaje mi życzyć wam szczęścia w handelku i życiu rodzinnym - Golem zdobył się na beznamiętny uśmiech. Czyli jednak? Czyli decyzja zapadła i drużyna awanturników ostatecznie obracała się w historię i, skądinąd, miłe wspomnienie? Olbrzym po tych słowach poczuł falę chłodnej pustki zalewającej jego myśli i jakoś tak dziwnie chwytającej za serce.

"Daj spokój, nie bądź jak dziecko" - przywołał się w myślach do porządku. - "Nic nie trwa wiecznie, czas to zaakceptować."
No tak, prostota i jasność przekazu tych słów była wyraźna. Nie mniej jednak mało pocieszająca.

Z zamyślenia i odrętwienia wyrwało Golema zjawienie się kultystów, sprytnie zaplanowana zasadzka. Olbrzym na widok porywanych kobiet odruchowo sięgnął po broń. Jednak przykład Luci, któremu bełt omal nie przebił stopy, sprawił, że był to jedynie rozpaczliwy gest.

Gdy porywacze i obstawa zwinęli się, znikając równie szybko jak się pojawili, Günter spojrzał smutno na zdruzgotanego Orlandoniego. Patrzył i widział jego szczere cierpienie, ból rozrywający serce na strzępy, żal i rozpaczliwą bezsilność. Spoglądał na Tileańczyka i poczuł, jak zaciskają mu się zęby i pięści...

Coś w środku olbrzyma pękło. Obraz cierpiącego z miłości i tęsknoty mężczyzny wstrząsnął nim doszczętnie. Przywołał wspomnienia, gorzkie i zepchnięte na margines świadomości... Rzeczy, o których Günter wolał nie pamiętać.

Szczere współczucie wypchnęło z myśli Golema urazę, jaką od niedawna nosił do Tileańczyka. Minęła drobna złość i nieufność, umykając gdzieś w niebyt. Tak żałosne, niskie uczucia przestały już w tej chwili mieć jakiekolwiek znaczenie.

Günter podszedł do Luci. Stanął na przeciw niego, pochylił się i złapał za ramiona. Spojrzał mężczyźnie prosto w oczy.
- Weź się w garść, przyjacielu. Wiesz przecież, że nie pozwolimy, by stała się im krzywda. Ktokolwiek podniesie rękę na Arienati czy Ninerl, będzie się musiał liczyć z tym, że zostanie mu odrąbana w co najmniej dziesięciu miejscach - dodał z pokrzepiającym uśmiechem.

- To jak będzie, towarzysze? Pomożecie? - odwrócił się do Gildirila i Ulricha. Miał dziwne wrażenie, że historia zapamięta te ostatnie słowa.

- Zgadza się, nazwa na dyliżansie to aktualnie nasz jedyny trop. Trzeba będzie go dokładnie sprawdzić.
- Chyba, że... - zastanowił się przez chwilę - Gildiril, jako najszybszy w naszym gronie i sprawnie poruszający się w tłumach, podążyłby tropem tamtego pojazdu i wpadł na ślad kryjówki kultystów?
- Tak czy inaczej, trzeba zacząć działać, bo czas ucieka...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Tileańczyk z trudem trzymał nerwy na wodzy i nie mógł przestać myśleć o Castiniee i dziecku. Czuł się całkowicie bezsilny, czuł jakby ktoś zmiażdżył go w środku, serce waliło jak opętane i płakało łzami tęsknoty i bólu. Wtedy podszedł do niego Gunter. Stanął na przeciw niego, pochylił się i złapał za ramiona. Luca poczuł mocny uścisk, Golem był naprawdę silny. Spojrzeli sobie w oczy.

- Weź się w garść, przyjacielu. Wiesz przecież, że nie pozwolimy, by stała się im krzywda. Ktokolwiek podniesie rękę na Arienati czy Ninerl, będzie się musiał liczyć z tym, że zostanie mu odrąbana w co najmniej dziesięciu miejscach - dodał z uśmiechem, który chwilowo podniósł na duchu Orlandoniego. Ale tylko chwilowo.

- To nie jest takie łatwe, Gunter. Zwłaszcza jak pomyślę co oni mogą im zrobić. Nasze dziecko... Castinaa... Jeśli coś im się stanie, chyba umrę z rozpaczy. Ona i dziecko są dla mnie najważniejsi...- głos zaczął mu się łamać, mimo iż próbował to ukryć. - Pozabijam tych skurczybyków. - Tileańczyk warknął w końcu. Słysząc ostatnie słowa towarzysza, skinął mu delikatnie głową i uśmiechnął się nieco, choć wyraźnie na siłę. W takiej chwili nie mógł się zdobyć na nic innego - Dziękuję, przyjacielu, to wiele dla mnie znaczy. Cieszę się że wciąż jesteście ze mną, że mogę na was liczyć. A teraz bierzmy się do roboty, czas ucieka a Castinaa i Ninerl zapewne nie mają go dużo.

- Gildiril! - zwrócił się do elfa. - Gunter ma rację, możesz się przydać przy śledzeniu dyliżansu. Spróbuj się dostać na dach, jeśli wytropisz go z góry, podążaj za nim i sprawdź gdzie się zatrzyma. My w tym czasie z Gunterem i Ulrichem popytamy o tę nazwę. Jeśli by ci się nie udało, spotkajmy się za jakiś kwadrans w tym miejscu. Do tego czasu powinniśmy już wrócić i wtedy ustalimy co robić dalej. Jeśli cię nie będzie, to będzie znaczyć że ci się powiodło i będziemy czekać na twój powrót w naszej karczmie. Powodzenia, przyjacielu! - klepnął złodzieja w ramię i wraz Golemem i Ulrichem ruszyli w przeciwnym kierunku, wypytać o nazwę wypisaną na dyliżansie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Pogrzeb trwał dość krótko, wedle odczuć Ninerl. No i był jakiś taki bardzo ponury. Zastanawiała się przez chwilę, czemu kapłan był ubrany na czarno. Może to tak przyjęte tutaj?
Zaraz potem pojawił się duch. Podziękował całej drużynie i wspomniał coś o paczce.

Kobieta okazała się być siostrą ducha. Poczęstowała ich winem i czym tam jeszcze miała. Ninerl nie wypiła dużo. Potem dostali tę paczkę
i wyszli.
W paczce były cztery rubiny, całkiem ładne. Brakowało im co prawda tego pełne finezji szlifu, który posiadała część ulthuańskich klejnotów, ale trudno się mówi. "A może to jakiś zbyt duży wydatek dla tej kobiety" pomyślała za chwilę.
-A nie powinniśmy jej oddać chociaż części? Tej siostrze. Widać, że nie jest zamożna.- powiedziała w zastanowieniu.

Właśnie szli małą ciemną uliczką, gdy coś stuknęło na dachu. Ninerl mając złe przeczucia rzuciła okiem. No to ładnie...
Siedmiu i kusze. Drużyna była widoczna jak kamień na dłoni.
Za chwilę rozległ się tętent kopyt i podjechał powóz. Może gdyby nie było to Casiitny, Ninerl próbowałaby coś zrobić, ale teraz...
Jakiś plugawy cuchnący człowiek chwycił ją za ramiona. Miała ochotę pokazać mu co o tym myśli, ale powstrzymywała ją myśl o kuszach. Jednak nie odmówiła sobie przyjemności, by przypadkiem nadepnąć na jego stopę.
Wrzucił ją od powozu i reszta obwiesi już się nią zajęła.
Jeden z nich dodał coś o milczeniu.
Ninerl zignorowała go całkowicie. Jeszcze pokaże tej szmacie gdzie jego miejsce... Ale to musi poczekać.
Zastanawiała się nad symbolem czerwonej dłoni. "Musieli nas śledzić. Ale jesteśmy nieostrożni" pomyślała z niesmakiem.

Przeszukali ją dokładnie, dodatkowo bezkarnie obmacując. Znaleźli sztylet w bucie. Ninerl żałowała teraz, że nie ma caht albo mniejszych noży. Te może jakoś umknęłyby ich uwadze.
Potem znalazły sie w celi. Castiina obeszła ją dookoła.
-No wpadłyśmy. Tropili nas pewnie od Bogenhafen- powiedziała cicho.
Kobieta usiadła na pryczy, z wyraźnie malującym się zmartwieniem na twarzy. Ninerl odruchowo pomacała pryczę. Ech, nie była taka zła. Zdarzało się jej sypiać w o wiele gorszych warunkach. Castiina powinna być zadowolona.
-Może na razie poobserwujmy tylko. Ciekawe , co ile zmieniają warty. Pewnie złożą nas w ofierze, ale jeszcze nie dzisiaj. Widać nie przygotowali jeszcze rytuału. Tylko co może znaczyć purpurowa dłoń?- szepnęła cicho do kobiety-Zastanawiam się na ile jesteśmy dla nich cenne. To jest ważna informacja. I na ile jest dla nich warte życie jednego z wartowników. Możemy zawsze spróbować triku z raną lub chorobą. Ale może nie teraz... To wymaga ustalenia.- mruknęła.
Kroki strażnika rozbrzmiewały raz głośniej, raz ciszej. Pewnie chodził tu i tam. Bardzo dobrze, w pewnym momencie zmęczeniu i znużenie spowoduje, że będzie mniej uważny.
-Ja śpię na sianie- powiedziała nieco głośniej. Niech sobie strażnik to usłyszy.
Powęszyła w powietrzu. Podziemia, ech... Nie lubiła podziemi. Nigdy, wolała otwartą przestrzeń.
- Siano nie wygląda źle. Przynajmniej jest lepsze niż topiący się śnieg. Albo lód. Albo bagnista błotna trawa.- przebrała w nim palcami-Szukać, na pewno nas szukają- zgodziła się z Castiiną- Tylko czy zdążą...- mruknęła tak cicho, by kobieta nie usłyszała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-Pomożemy- niemal odruchowo odparł elf na słowa Golema. Dziwne. Brzmiało to bardzo chwytliwie... Ale to nie był czas na zbytnie dumanie nad sytuacją.

- Gildiril! - powiedział Luca- Gunter ma rację, możesz się przydać przy śledzeniu dyliżansu. Spróbuj się dostać na dach, jeśli wytropisz go z góry, podążaj za nim i sprawdź gdzie się zatrzyma. My w tym czasie z Gunterem i Ulrichem popytamy o tę nazwę. Jeśli by ci się nie udało, spotkajmy się za jakiś kwadrans w tym miejscu. Do tego czasu powinniśmy już wrócić i wtedy ustalimy co robić dalej. Jeśli cię nie będzie, to będzie znaczyć że ci się powiodło i będziemy czekać na twój powrót w naszej karczmie. Powodzenia, przyjacielu! Ale się rozgadał... Trudno, trzeba się będzie trochę wysilić. Niespecjalnie lubił tego bubka, ale nie można było mu odmówić pomocy. Nie w takiej chwili - nawet Gildiril nie był takim draniem. W odpowiedzi na słowa Orlandoniego skinął głową i odłączył się od ludzi. Spojrzał w górę, w poszukiwaniu w miarę dobrego punktu obserwacyjnego. A potem skoczył. Co jak co, ale w skakaniu po dachach było dobry jak cholera. Wspiął się na najbliższy dach i szybkimi susami po kolejnych dachach ruszył w kierunku, w którym odjechał powóz. Miał nadzieję, że nie znajdzie żadnego zabłąkanego kusznika... Dlatego musiał być ostrożny i kryć się w miarę możliwości w cieniu. No i oczywiście wypatrywać samego powozu. Po raz kolejny był wdzięczny losowi, że jest elfem i wzrok jest jednym z jego najważniejszych atutów.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati"

Jej towarzyszka zdawała się być mocno wkurzona całą tą sytuacją i Castinaa jej się wcale nie dziwiła. Podziwiała zapał elfki i chęć walki, ona sama chyba za bardzo zmiękła przez tę ciążę, bo wolała siedzieć na dupie i czekać na ratunek.
- Ninerl, nawet jakbyśmy wyszły, nawet... jakbyśmy miały czym walczyć... - zaczęła - to i tak nie wiemy, gdzie jesteśmy i ilu ich jest. Mogłybyśmy zginąć zaraz za drzwiami. Dlatego ja bym wolała poczekać, aż reszta towarzyszy nas znajdzie i ewentualnie przygotować się, żeby jakoś im pomóc. Same chyba nie damy rady... Ale... - Cas zawahała się na chwilę i spojrzała na elfkę - podziwiam cię za odwagę i chęć walki.

Wstała i znowu przeszła się po celi. Rozgarniała nogami siano, jakby czegoś szukała, ale wątpiła, by kultyści zrobili jakiś błąd. Ich akcja była zbyt dobrze zorganizowana. Chociaż sprawdzić nigdy nie zaszkodzi...
- Ech, gdybym miała swoje noże - westchnęła. - Chyba poczułam się zbyt bezpiecznie, dawniej bym chociaż jedno ostrze ukryła tak, że nie znaleźliby go - powiedziała do Nin i puściła jej oczko.
Całe to porwanie nie dawało jej spokoju. Było tak nieprzyjemnie znajome. Zamarła.

* * *

Jechali z ojcem powozem, była wczesna wiosna i słońce wcześnie zachodziło. W końcu udało jej się go ubłagać, by ją zabrał, zawsze to starszy brat jeździł, a ona tak bardzo chciała zobaczyć Imperium! Teraz trochę marzła i żałowała, że jednak nie została w domu lub nie poczekała do pełni lata, ponoć wtedy tutaj także robiło się ciepło. Zadrżała, a ojciec okrył ją dodatkowo kocem.
Na wozie mieli wiele dzbanów, butelek i beczek wina, te szklane i gliniane stukały o siebie dzwoniąc cicho, kiedy najeżdżali na jakiś kamyczek. Ta spokojna melodia i miarowe kołysanie usypiały ją. Nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna im towarzyszący jako ochroniarz, spadł z konia ze strzałą przeszywającą jego serce...

* * *

- No, to się obłowiliśmy! - usłyszała.
Leżała koło wozu, ojciec z rozbitą głową krwawił na ziemię obok niej. Oddychał, ale nie była pewna, czy przeżyje.
- A co z nimi? - zapytał ktoś.
- Zostawić, stary i tak już dogorywa.
- A mała?
- Zbyt mała, ale... daj ją tu na chwilę
- rozkazał głos.
Castinaa złapała się ręki ojca, ale kiedy ją siłą od niego zabierali, nie pomógł jej. Nawet nie drgnął, ani nie jęknął.
- Jak się nazywasz? - warknął mężczyzna ze szramą na czole.
- Castinaa Bassadocci - odpowiedziała szybko dygocząc na ciele ze strachu.
- Ile masz lat? Dziesięć? - zapytał przyglądając się jej.
- O... osiem skończyłam niedawno - wydukała.
- Hmm... dobrze mówisz naszym językiem, ale nie jesteś stąd, co? Tileańczycy?
Skinęła głową w odpowiedzi.
- Ha! A mówisz jeszcze w jakimś języku, twój stary to kupiec, pewnie czegoś cię jeszcze uczył, co?
Do czego prowadziły te pytania, nie wiedziała, ale bała się skłamać.
- Tak, mówię trochę po bretońsku...
- Świetnie! Szefowa będzie zadowolona, bierzcie ją i niech nikt nawet nie myśli, żeby ją tknąć. Może być bardzo cenna!

Związali ją i wrzucili na wóz, widziała jeszcze tylko ojca jak z trudem łapał powietrze do płuc, a potem założyli jej worek na głowę.

* * *

Następne wspomnienia nie były już takie wyraziste, ale Castinaa pamiętała, że była jakaś kobieta, która uczyła ją bretońskiego i szkoliła w językach tak, że Cas szybko wyzbyła się akcentu. Nadała jej imię "Arienati" i pokazywała, jak zdobywać informacje, przenikać do różnych grup i klas społecznych, jak zdobywać zaufanie ludzi i w końcu jak nimi manipulować. Zwłaszcza mężczyznami. Wyszkoliła ją doskonale, Ari była dla niej świetnym szpiegiem... Z ładną buźką dostawała się niemal wszędzie i zdobywała to, czego mistrzyni potrzebowała...

* * *

Castinaa zrobiła kilka niepewnych kroków i poczuła, jak nogi się pod nią uginają. Nie tylko była zabójczynią, ale i szpiegiem? Więc tak się znalazła w Imperium, ktoś ją porwał! I jeszcze to imię... Arienati. Nagle kilka spraw się wyjaśniło, ale kobieta nie była zadowolona z tych wspomnień. Czy jej ojciec jeszcze żył? Jak tylko będzie mogła, musi wrócić do Tilei i sprawdzić. I oczywiście Luca się nie pomylił, jednak jest córką Bassadoccich...
Myśli kłębiły się w głowie Tileanki, dotknęła jedną dłonią czoła, drugą żołądka.
- Nin, słabo mi... - zdążyła powiedzieć, gdy chwilę później omdlała i upadła.
Ostatnio zmieniony piątek, 8 lutego 2008, 20:39 przez Ouzaru, łącznie zmieniany 1 raz.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Pogrzeb. Nic dziwnego, że cała uroczystość odbyła się w grobowej atmosferze. W końcu pogrzeb był taki z definicji. Byli tam tylko oni. No tak, przecież nikt… prawie nikt nie wiedział o pogrzebie. Już mieli odchodzić, gdy zjawa ponownie im się objawiła. Tak więc, już po chwili znów znaleźli się w domu Grety – tym razem jako mile widziani goście.

Rubiny? Ulrich zdziwił się trochę widząc zawartość paczki. Szczerze mówiąc spodziewał się czegoś o wartości raczej sentymentalnej. Zdziwienie za chwilę się spotęgowało. A to dlatego, że nie co dzień widuje się zakapturzonych kuszników z wyraźnie wrogimi zamiarami. Chociaż, w ich przypadku zdarza się to coraz częściej. Wszystko działo się bardzo szybko. Dyliżans, nieostrożny krok Orlandoniego. „Tchórze!” zdążył tylko pomyśleć Ulrich, nim napastnicy zniknęli. Przez chwilę było bardzo cicho. Tylko przez chwilę, bowiem zaraz rozległa się symfonia przekleństw. Ulrich zrobił się czerwony na twarzy. Nie odzywał się przez chwilę co w tej sytuacji było dosyć osobliwe.
- Oczywiście, że pomożemy, psia ich tchórzliwa mać! Coś takiego nie może ujść płazem! Żeby tak sprzed samego nosa… Aaach! – nerwy mu zaczynały puszczać. Zwrócił się teraz wprost do Orlandoniego – Gunter ma rację. One są częścią kompanii, a atak na nie to jak atak na nas wszystkich. Te psy zasługują na los gorszy od śmierci! I klnę się na mój honor, jakem Ulrich de Maar, że właśnie taki los ich spotka, gdy już uwolnimy Ninerl i Castinę! – ostatnie słowa wykrzyczał. – Prędzej sczeznę, niż pozwolę aby te ścierwa wykorzystały je w swoich plugawych rytuałach! - spojrzał po towarzyszach po czym zatrzymał wzrok na Luce - Nie martw się przyjacielu, Sigmar nie pozwoli, aby coś złego spotkało twoją wybrankę. Jestem tego pewien. A teraz do dzieła, przyjaciele! – Gildiril już znikał w ciemnościach nocy, a oni ruszyli, przy czym Ulrich nie szczędził słów (kierowanych bardziej do siebie, niż do towarzyszy) na temat tego, jak tchórzliwe jest takie porywanie ludzi, okraszonych kilkoma przekleństwami.

Ale była rzecz, która nie dawała mu spokoju. Purpurowa Dłoń… Ulrich miał przed oczami tego człowieka, który „powitał” ich, gdy przybyli do Weissbruck. Czyżby tu znów chodziło o Kastora? De Maar nie wybaczyłby sobie, gdyby to z jego powodu Ninerl i Castinaa zostały porwane. Mógł się nie zgadzać na ten cyrk z Lieberungiem! I może nie doszłoby wtedy do czegoś takiego! „Przestań! Nie czas teraz na gdybanie!” skarcił się w myślach. Skupił się na szukaniu w pamięci, jakiegoś pobliskiego miejsca, gdzie dowiedzą się czegoś o tym... Windhundzie czy jak to tam szło.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
-Widzisz, wiem, ale może jesteśmy dla nich zbyt cenne, by mieli nas ot, tak zabić. Zobaczymy, co się będzie działo.-odpowiedziała, zawiązując rozplątany rękaw- Eee, bez przesady z tym podziwem. Jestem po prostu uparta... zupełnie jak ojciec- zaśmiała się cicho.
Castiina chodziła po celi. Wspomniała coś o nożach. Ninerl zachichotała cicho.
- Mi by się przydała chociaż długa szpila. Ale nie używam takich, a szkoda...- mruknęła.
Castiina zatrzymała się, wpatrzona w ścianę. Miała dziwnie nieobecne spojrzenie. Ninerl stwierdziła, że chyba nie chce by jej przeszkadzać.
Usiadła wygodniej.
Po jakimś czasie zobaczyła, jak Tileanka blednie. Zaniepokojona dziewczyna poderwała się gwałtownie. Skoczyła ku mdlejącej kobiecie i chwyciła ją, ratując przed upadkiem.
Przez chwilę się zastanawiała, co robić. Potem wsunęła kikut pod uda Castiiny, drugą dłoń pod jej łopatki i spróbowała ją ostrożnie podnieść. Kobieta, mimo, że nieco od niej wyższa, nie była bardzo ciężka, w każdym razie Ninerl się zdarzało podtrzymywać lub dźwigać wyższych i cięższych mężczyzn. Mignęło jej wspomnienie... Ciekawe, gdzie jest teraz Amathren?
Postawiła kilka ostrożnych kroków i położyła ją na pryczy. Rozsznurowała kubrak i położyła dłoń na piersiach kobiety. Castiina oddychała niemal bezgłośnie, ale oddychała.
Ninerl po namyśle przesunęła poduszkę pod jej nogi- lepiej, by były nieco wyżej.
W końcu kobieta może poronić z samego stresu- nie wiedziała, na ile Castiina jest odważna. Może tylko stara się nie okazywać strachu?
Poczekała jeszcze trochę i potrząsnęła delikatnie kobietą.
-Castiina... wstawaj...- może już się ocknie?
-Arienatiii...- spróbowała za chwilę.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Czyżby dramatyczna sytuacja, w jakiej się drużyna obecnie znalazła, była w stanie odbudować mocno nadkruszone relacje między jej członkami?
Wiele wskazywało, że tak. Znów, jak dawniej, towarzysze zareagowali spontaniczną chęcią współpracy. Ponownie dzielili się obowiązkami, by jak najkorzystniej dobrnąć do wytyczonego celu - w tym przypadku ocalenia porwanych kobiet.

- To nie jest takie łatwe, Günter. Zwłaszcza jak pomyślę co oni mogą im zrobić. Nasze dziecko... Castinaa... Jeśli coś im się stanie, chyba umrę z rozpaczy. Ona i dziecko są dla mnie najważniejsi...- głos zaczął się łamać Luce, mimo iż próbował to ukryć. - Pozabijam tych skurczybyków.
Golem przytaknął.
- Wiem, Luca. Znaczy, domyślam się. Co prawda nigdy takiego uczucia nie przeżyłem i zapewne nie przeżyję, lecz wyraźnie widać jaki to dla ciebie skarb.
Orlandoni zdobył się na niewyraźny uśmiech.
- Dziękuję, przyjacielu, to wiele dla mnie znaczy. Cieszę się że wciąż jesteście ze mną, że mogę na was liczyć. A teraz bierzmy się do roboty, czas ucieka a Castinaa i Ninerl zapewne nie mają go dużo.
- Drobiazg - odparł wesoło Golem. - Weszliśmy w to gówno razem, to i razem trzeba z niego wypełznąć.

- Może warto wypytać wśród lokalnych przedsiębiorców albo urzędników, czy któraś z tych nazw nic im nie mówi? - zaproponował olbrzym, kiedy zaczęli zapuszczać się w bardziej ludne zakątki miasta. - Równie dobrze można spróbować w lokalnym półświatku.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Luca, Gunter, Ulrich i Gildiril

Zastanowiwszy się szybko co robić, zaczęliście działać. Gildiril wspiął się na dach najbliższego budynku, podczas gdy pozostali zajęli się nazwą wypisaną na dyliżansie. Nie pytaliście długo – niemal każdy napotkany tego wieczora przechodzień powiedział wam to samo – wypożyczalnia dyliżansów „Windhund” (jednak wzrok was nie mylił i jedna z tych nazw okazała się trafna) mieściła się na ulicy Osterstasse, jakiś kwadrans drogi od was. Bogatsi o nową wiedzę wróciliście na umówione miejsce spotkania z elfem. Gildiril czekał tam już na was oparty o ścianę – nie miał najmniejszych szans by śledzić pędzący z dużą prędkością dyliżans i choć przez chwilę miał go w zasięgu wzroku, to dość szybko go zgubił. Nie zastanawiając się długo, ruszyliście za swoim jedynym tropem.

Pytając przechodniów o drogę dość szybko dotarliście na miejsce. Wypożyczalnia była jednopiętrowym budynkiem otoczonym dość niskim murem, z wielkim szyldem przedstawiającym pędzącego psa i napisem „Windhund” pod nim. O dziwo stalowa brama była uchylona lekko, więc korzystając z tego, że na ulicy nie było żywej duszy, wślizgnęliście się za nią szybko rozglądając czujnie. Nikt nie przeszkodził wam w dotarciu do drzwi; o dziwo nie było stróża czy choćby spuszczonych wieczorem psów, bo i z czymś takim już spotkaliście się na swojej drodze. Luca delikatnie nacisnął na klamkę – oczywistym było, że o tej porze wypożyczalnia jest już zamknięta. Dziwne, zwłaszcza, że w jednym z pokojów na górze dostrzegliście wyraźnie światło. Czyżby ktoś pracował do późna?

Castinaa i Ninerl

Strażnik, który was pilnował musiał usłyszeć małe zamieszanie związane z omdleniem Castinyy, gdyż chwilę potem jak Ninerl ułożyła kobietę na koi, zamki szczęknęły i do środka wszedł dobrze zbudowany, odziany w biały habit mężczyzna z kapturem na głowie.

Obrazek

W dłoni dzierżył krótki miecz i rozglądając się po lochu zatrzymał w końcu wzrok na leżącej bez przytomności Castiniee. Roześmiał się gromko.

- Stara sztuczka z omdleniem. Nie kombinujcie, bo was zabijemy. – mruknął szorstko unosząc lekko miecz. Widząc jednak że Castinaa jest blada i dopiero zaczyna odzyskiwać przytomność, kultysta spytał. - Co jej jest? Koleżanka źle znosi nowe warunki mieszkalne hehehe... - zaczął się śmiać, a klucze które trzymał w lewej dłoni brzęczały w rytm jego śmiechu. Uwadze Ninerl nie umknął fakt, że kultysta znów opuścił lekko miecz.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Wreszcie zaczynali się dogadywać, szkoda jedynie, że musiało do tego dojść w tak dramatycznej sytuacji. Luca miał nadzieję, że już tak pozostanie, w końcu w kupie siła, i to właśnie teraz zamierzali udowodnić kultystom, którzy porwali kobiety. Próbując dowiedzieć się czegoś o nazwie wypisanej na dyliżansie, Luca z desperacją wypisaną na twarzy zagadywał wszystkich przechodniów jakich udało im się napotkać i wkrótce wreszcie mieli jakiś punkt zaczepienia, zwłaszcza że gdy dotarli na miejsce spotkania okazało się że Gildiril nie dał rady śledzić dyliżansu. Orlandoni westchnął ciężko w duchu, różne dziwne myśli na temat Castinyy i dziecka przychodziły mu do głowy, jednak starał się je szybko odpychać co wcale nie było łatwe. Od czasu do czasu Gunter zaciskał dłoń na ramieniu Tileańczyka i raczył ciepłym słowem, co nieco go podbudowywało ale raczej na krótko. Gdzieś tam, w mieście (a może już nie?) była jego ukochana i nienarodzone dziecko, w szponach kultystów, a on nie mógł w tej chwili im pomóc i ta myśl najbardziej go przerażała.

Szybko dotarli do wypożyczalni. O dziwo brama była otwarta, co już nieco zaniepokoiło przemytnika. Kolejnym znakiem, ze coś tu śmierdziało, było światło na piętrze i zamknięte drzwi. Orlandoni spojrzał na towarzyszy, zatrzymując wzrok na elfie.

- Gildiril, rozpracuj zamek. – szepnął, zawieszając dłoń na rękojeści rapiera. Jeśli na górze był ktoś związany z porwaniem kobiet, wypruje mu chyba wszystkie flaki. O pistoletach chwilowo zapomniał, huk wystrzału mógłby przynieść kolejne niepotrzebne już teraz problemy. - Miejcie się na baczności, przyjaciele, może być gorąco... Jeśli na górze jest ktoś od nich, nie chciałbym być w jego skórze. - stwierdził patrząc na kompanów.

Gdy Gildiril działał przy zamku, Luca wciąż rozmyślał o porwanych kobietach, najbardziej rzecz jasna o Castiniee i dziecku. Serce pękało z bólu, a sam Orlandoni był cholernie niespokojny. Chciał to wszystko jakoś przyspieszyć, działać, znaleźć je najszybciej jak można. Ale nie mógł. Nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że coś może im się stać a jednocześnie wciąż wyrzucał sobie brak czujności. Jak mógł tak narazić własną kobietę, powinna zostać na łodzi, a nie szwędać się z nim po mieście, zwłaszcza że już od dawna mieli na pieńku z kultystami. Zmarszczył brwi, zaciskając mocno dłoń na rękojeści rapiera.
„ Teraz nic nie mogę zrobić dla Castinyy, naszego dziecka i Ninerl. Nie mogę zobaczyć jak się uśmiecha, nie mogę trzymać jej za rękę, nie mogę powiedzieć że ją kocham. Ale wiem co mogę zrobić”, wysunął lekko rapier z pochwy. „Wiem co trzeba zrobić.” Myślami wciąż był przy swoich skarbach, a gdy Gil otworzył zamek wślizgnął się do środka budynku wraz z towarzyszami. Był w cholernie podłym nastroju.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany