[D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
-
- Marynarz
- Posty: 279
- Rejestracja: wtorek, 23 stycznia 2007, 17:00
- Numer GG: 9606247
- Lokalizacja: Z daleka
- Kontakt:
[D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Sprawy organizacyjne:
Posty rozpoczynajcie od imienia swego bohatera.
-To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą.
,,To co myślą dajemy w cudzysłowie"
Tak piszemy sprawy poza sesją: imię itp.
Wymagam odpisywania co najmniej raz na trzy dni. Posty nie muszą być długie jednak mają być ciekawe i wnosić coś do gry... Od jakości postów będzie zależeć to jak będzie wam się powodzić... Nie wymagam bezbłędnego pisania jednak proszę o to by tekst przerzucić
najpierw do Worda i poprawić błędy... Prosiłbym by pisać w 3osobie... Życzę wszystkim miłej zabawy...
Gra: - Gabriel-The-Cloud : Człowiek wojownik
-Bielik: Elf łowca
-Errer_Avares: Krasnolud wojownik
-Vonen: Elf łowca
-Mamra22: Człowiek czarodziej
Bez końca ,,Labirynt"
Każdemu z was podróż przeminęła szybko i bez zarzutów. Od razu po przekroczeniu potężnych bram miast zauważyliście że to miasto zamieszkałe przez gnomów i ludzi, jednak w tym momencie mogliście spotkać przedstawicieli każdej innej rasy. Ulice były pełne od tłumu. Udaliście się do budynku w którym przyjmowano zapisy do konkursu. Czekaliście prawie godzinę, gdyż kolejka była naprawdę długa. Gdy już każdemu z was udało się dotrzeć do końca początku kolejki, stanęliście przed potężnym drewnianym stołem, za którym siedział człowiek w średnim wieku, o czym świadczyły liczne zmarszczki na jego twarzy i lekko siwe włosy, miał na sobie płytową zbroję. Poprosił was tylko o imię i list z zaproszeniem… Krasnoludowi przyszło to niechętnie jednak przedstawił się, gdyż wiedział że bez tego nie zdobędzie nagrody, która go tak bardzo interesuje. Gdy pod stół podszedł czarodziej ten spojrzał na niego, tak jakby już go kiedyś spotkał… jednak nie dodał nic więcej na ten temat… Tak wszyscy zgłosiliście się do konkursu…
Następnie każdy z was udał się na placyk, gdzie miało odbyć się wstępne przemówienie co do konkursu. Z przodu stało podwyższenie na którym stało pięć osób. A mianowicie, elfka, ubrana w podobną, czerwoną szatę jaką nosił także gnom, który stał koło niej, rycerz, którego już poznaliście, jakiś młodzieniec z szlacheckiego rodu i niziołek. Domyślaliście się jedynie że ten chłopak to Fermilio i że wszystkie te osoby są odpowiedzialne za organizację tego konkursu. W pewnym momencie rycerz wyszedł na podwyższenie i rozpoczął przemówienie:
- Witam wszystkich!!! Jesteśmy niezmiernie miło zaskoczeni tym że aż tylu przybyło tutaj by pokazać swoją siłę, odwagę, spryt i mądrość. Chciałbym na początku przedstawić tych którzy są odpowiedzialni za zorganizowanie tego konkursu: Armelia i Turen, czarodzieje odpowiedzialni za stworzenie,, labiryntu”- elfka i gnom wstali, a ludzie zaczęli dyskutować gdy usłyszeli ,,labiryntu” jednak nic więcej na ten temat na razie się nie dowiedzieli- Fermilio Arkloon, to on wpadł na pomysł zorganizowania tego konkursu i to z jego pałacu wyjedzie główna nagroda, Gerfist, nasz ulubiony niziołek, który również pracował nad ,,labiryntem”.
No i na końcu ja, Sir Oskar Evengreck. To chyba wszyscy…- lud przywitał wszystkich głośnymi brawami- Teraz musimy przyporządkować każdego do jakiejś grupy…Stawiło się 25 osób, więc podzieliśmy was na 5 grup, było to czyste losowanie więc to nie my ustalaliśmy w jakich składach będą drużyny. Na co więc czekać przeczytam teraz składy poszczególnych grup i chciałbym aby każdy z przeczytanych podchodził w miejsce przeznaczone dla danego zespołu:
Grupa I: Grupa II: Grupa III:
-Bikdeswer -Zagtha -Arienus
-Amillino de Anklus -Danthustil -Errer
-Fannanel -Virfana -Ha’arim
- Delia -Hardmar -Xerxes
- Gusgar -Rhiks -May
Grupa IV: Grupa V:
-Boera -Vertitt
-Uhlund -Morbar
-Zaruun -Barst
-Heinkka -Moav
-Onholt -Enrick
-Teraz gdy już znacie składy drużyn możecie udać się do gospody gdzie każdej z drużyn wynajęliśmy pokój i wyżywienie… Na dziś to już chyba tyle… Wypocznijcie, gdyż jutro już nie będzie mowy o czymś takim… Jutro zacznie się konkurs, więc o świcie bądźcie już gotowi… ,,Gospoda pod zaginionym borsukiem” zaprasza…- paladyn skończył mowę po czym zeszedł z sceny…
A wy chcąc nie chcąc udaliście się do małej gospody. Gospoda jak gospoda, nie wyróżniała się od innych niczym. Weszliście i udaliście się wszyscy do jakiegoś stolika… Po chwili kelnerka przyniosła jedzenie i picie, podała także Errerowi klucz do pokoju…
Proszę o to by w pierwszym poście opisać między innymi wygląd postaci.
ZACZYNAMY!!!
Posty rozpoczynajcie od imienia swego bohatera.
-To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą.
,,To co myślą dajemy w cudzysłowie"
Tak piszemy sprawy poza sesją: imię itp.
Wymagam odpisywania co najmniej raz na trzy dni. Posty nie muszą być długie jednak mają być ciekawe i wnosić coś do gry... Od jakości postów będzie zależeć to jak będzie wam się powodzić... Nie wymagam bezbłędnego pisania jednak proszę o to by tekst przerzucić
najpierw do Worda i poprawić błędy... Prosiłbym by pisać w 3osobie... Życzę wszystkim miłej zabawy...
Gra: - Gabriel-The-Cloud : Człowiek wojownik
-Bielik: Elf łowca
-Errer_Avares: Krasnolud wojownik
-Vonen: Elf łowca
-Mamra22: Człowiek czarodziej
Bez końca ,,Labirynt"
Każdemu z was podróż przeminęła szybko i bez zarzutów. Od razu po przekroczeniu potężnych bram miast zauważyliście że to miasto zamieszkałe przez gnomów i ludzi, jednak w tym momencie mogliście spotkać przedstawicieli każdej innej rasy. Ulice były pełne od tłumu. Udaliście się do budynku w którym przyjmowano zapisy do konkursu. Czekaliście prawie godzinę, gdyż kolejka była naprawdę długa. Gdy już każdemu z was udało się dotrzeć do końca początku kolejki, stanęliście przed potężnym drewnianym stołem, za którym siedział człowiek w średnim wieku, o czym świadczyły liczne zmarszczki na jego twarzy i lekko siwe włosy, miał na sobie płytową zbroję. Poprosił was tylko o imię i list z zaproszeniem… Krasnoludowi przyszło to niechętnie jednak przedstawił się, gdyż wiedział że bez tego nie zdobędzie nagrody, która go tak bardzo interesuje. Gdy pod stół podszedł czarodziej ten spojrzał na niego, tak jakby już go kiedyś spotkał… jednak nie dodał nic więcej na ten temat… Tak wszyscy zgłosiliście się do konkursu…
Następnie każdy z was udał się na placyk, gdzie miało odbyć się wstępne przemówienie co do konkursu. Z przodu stało podwyższenie na którym stało pięć osób. A mianowicie, elfka, ubrana w podobną, czerwoną szatę jaką nosił także gnom, który stał koło niej, rycerz, którego już poznaliście, jakiś młodzieniec z szlacheckiego rodu i niziołek. Domyślaliście się jedynie że ten chłopak to Fermilio i że wszystkie te osoby są odpowiedzialne za organizację tego konkursu. W pewnym momencie rycerz wyszedł na podwyższenie i rozpoczął przemówienie:
- Witam wszystkich!!! Jesteśmy niezmiernie miło zaskoczeni tym że aż tylu przybyło tutaj by pokazać swoją siłę, odwagę, spryt i mądrość. Chciałbym na początku przedstawić tych którzy są odpowiedzialni za zorganizowanie tego konkursu: Armelia i Turen, czarodzieje odpowiedzialni za stworzenie,, labiryntu”- elfka i gnom wstali, a ludzie zaczęli dyskutować gdy usłyszeli ,,labiryntu” jednak nic więcej na ten temat na razie się nie dowiedzieli- Fermilio Arkloon, to on wpadł na pomysł zorganizowania tego konkursu i to z jego pałacu wyjedzie główna nagroda, Gerfist, nasz ulubiony niziołek, który również pracował nad ,,labiryntem”.
No i na końcu ja, Sir Oskar Evengreck. To chyba wszyscy…- lud przywitał wszystkich głośnymi brawami- Teraz musimy przyporządkować każdego do jakiejś grupy…Stawiło się 25 osób, więc podzieliśmy was na 5 grup, było to czyste losowanie więc to nie my ustalaliśmy w jakich składach będą drużyny. Na co więc czekać przeczytam teraz składy poszczególnych grup i chciałbym aby każdy z przeczytanych podchodził w miejsce przeznaczone dla danego zespołu:
Grupa I: Grupa II: Grupa III:
-Bikdeswer -Zagtha -Arienus
-Amillino de Anklus -Danthustil -Errer
-Fannanel -Virfana -Ha’arim
- Delia -Hardmar -Xerxes
- Gusgar -Rhiks -May
Grupa IV: Grupa V:
-Boera -Vertitt
-Uhlund -Morbar
-Zaruun -Barst
-Heinkka -Moav
-Onholt -Enrick
-Teraz gdy już znacie składy drużyn możecie udać się do gospody gdzie każdej z drużyn wynajęliśmy pokój i wyżywienie… Na dziś to już chyba tyle… Wypocznijcie, gdyż jutro już nie będzie mowy o czymś takim… Jutro zacznie się konkurs, więc o świcie bądźcie już gotowi… ,,Gospoda pod zaginionym borsukiem” zaprasza…- paladyn skończył mowę po czym zeszedł z sceny…
A wy chcąc nie chcąc udaliście się do małej gospody. Gospoda jak gospoda, nie wyróżniała się od innych niczym. Weszliście i udaliście się wszyscy do jakiegoś stolika… Po chwili kelnerka przyniosła jedzenie i picie, podała także Errerowi klucz do pokoju…
Proszę o to by w pierwszym poście opisać między innymi wygląd postaci.
ZACZYNAMY!!!
Ostatnio zmieniony środa, 20 lutego 2008, 16:11 przez Zorin, łącznie zmieniany 1 raz.
Dum spiro, spero:)
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Xerxes
Czarodziej z trudnością znosił stanie w kolejce i wszelkie załatwianie spraw organizacyjnych. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania, a w dodatku był zmęczony podróżą. Jednak wszelkie fale goryczy udało mu się zdusić w sobie, wiedząc że są to tylko chwilowe trudności. Wreszcie po przemowie z ulga podążył do gospody. Był zmęczony, czemu zresztą trudno było się dziwić, patrząc na jego wygląd. Jego twarz poorana była zmarszczkami, cera bardzo blada a wszystko ginęło w długiej, śnieżnobiałej brodzie i takich samych włosach. Chodząc człowiek wspierał się na kosturze. Jego długie, czarne szaty były bardzo luźne, co kazało przypuszczać, że mag w bardzo krótkim czasie stracił sporo ze swojej masy. Nawet oczy wydawały się zmatowiałe i nieobecne, zdradzając udrękę duszy. Wszystko to nadawało Xerxesowi niezdrowy i kruchy wygląd. Mimo to uśmiechnął się do swojej nowej drużyny, zasiadając do stołu. -Witam państwa, nazywam sie Xerxes, ale nadawano mi już tyle przydomków że możecie mi mówić jak wam wygodnie; powiedział do reszty i łapczywie chwycił kielich. Wypił zaledwie łyk i skrzywił się. Zagadnął przechodzącą kelnerkę, -Przepraszam dziecko czy nie macie czegoś lepszego i trochę słabszego, w tym wieku raczej ciężko znosić takie mocne trunki.
Czarodziej z trudnością znosił stanie w kolejce i wszelkie załatwianie spraw organizacyjnych. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania, a w dodatku był zmęczony podróżą. Jednak wszelkie fale goryczy udało mu się zdusić w sobie, wiedząc że są to tylko chwilowe trudności. Wreszcie po przemowie z ulga podążył do gospody. Był zmęczony, czemu zresztą trudno było się dziwić, patrząc na jego wygląd. Jego twarz poorana była zmarszczkami, cera bardzo blada a wszystko ginęło w długiej, śnieżnobiałej brodzie i takich samych włosach. Chodząc człowiek wspierał się na kosturze. Jego długie, czarne szaty były bardzo luźne, co kazało przypuszczać, że mag w bardzo krótkim czasie stracił sporo ze swojej masy. Nawet oczy wydawały się zmatowiałe i nieobecne, zdradzając udrękę duszy. Wszystko to nadawało Xerxesowi niezdrowy i kruchy wygląd. Mimo to uśmiechnął się do swojej nowej drużyny, zasiadając do stołu. -Witam państwa, nazywam sie Xerxes, ale nadawano mi już tyle przydomków że możecie mi mówić jak wam wygodnie; powiedział do reszty i łapczywie chwycił kielich. Wypił zaledwie łyk i skrzywił się. Zagadnął przechodzącą kelnerkę, -Przepraszam dziecko czy nie macie czegoś lepszego i trochę słabszego, w tym wieku raczej ciężko znosić takie mocne trunki.
-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Errer Avares
Dla tego jakże nietypowego krasnoluda wszystko wydawało się nowe. Niespełna tydzień temu, w dniu swoich pięćdziesiątych urodzin, czyli wieku, w którym każdy krasnolud osiąga pełnoletność. Spędziwszy całe życie w dziewiczych lasach Hemantern wśród leśnych elfów oraz zmuszony opuścić wspomniane tereny, Errer nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Właściwie to głównym problemem nie było to, gdzie to miejsce się znajduje, ale czym można się w nim zająć. Errer jako utrzymanek szlachetnych elfów, które tak sobie ukochał nie potrafił zrobić absolutnie nic, co pozwoliłoby mu zarobić uczciwe pieniądze. Jedyną sztukę, jakiej nauczyły go elfy, była sztuka wojenna. Dlatego też, kiedy krasnolud otrzymał świstek papieru mówiący o turnieju oraz nagrodzie jaką można zdobyć wygrywając go, nie wahał się ani chwili i ruszył w wyznaczone miejsce z zamiarem zdobycia nagrody.
Na szlaku wszyscy mijani podróżni, nie wiedzieć czemu przyglądali się Errerowi w wielkim zdziwieniu, a właściwie niedowierzaniu. Najczęściej po pierwszym wstrząsie na twarzach przejezdnych pojawiał się uśmiech, lub nawet niekiedy śmiech. Cała ta sytuacja zdezorientowała krasnoluda na tyle, iż sięgnął po lusterko znajdujące się w plecaku i zaczął się w nim energicznie przeglądać doszukując się czegoś, z czego śmiali się podróżnicy. Zaczął od twarzy i ku swojej uciesze stwierdził, że wszystko jest w porządku: Długie, proste i opadające na ramiona włosy koloru jasnego blond opadały na krępe ramiona krasnoluda. Errer sprawdziwszy czy na jego farbowanej głowie nie znajdują się odrosty, zaczął przeglądać się dalej. Następnym punktem, który postanowił sprawdzić była broda. Tutaj również wszystko wydawało mu się być na swoim miejscu, ponieważ na gładkich jak elfie policzkach, nie pojawił się nawet cień zarostu. Co prawda nie zdziwiło go to, gdyż golił się rankiem. W dalszych oględzinach poradził już sobie bez pomocy lusterka. Obcisła, a nawet nieco za ciasna na piersi błękitna, ścięta na elfią modłę tunika nie była ani wymięta, ani też brudna. Spodnie tej samej barwy również. Errer sprawdził nawet rękawiczki oraz buty wykonane z granatowej, sztywnej skóry. Nadal nie wiedząc dlaczego ludzie śmieją się na jego widok, krasnolud ruszył w dalszą drogę.
Errer w końcu dotarł na miejsce. W mieście również zdawało mu się, iż ludzie parskają na jego widok, jednak nie robili tego w sposób tak oczywisty jak na szlaku. Stanął na zapisy z dużym wyprzedzeniem czasowym, dlatego też stał jako jeden z pierwszych w kolejce. Po kliku godzinach wpuszczono go do środka i zobaczył uroczystość otwarcia. Przez cały czas jej trwania, krasnolud nie mógł oderwać wzroku od elfki ubranej w czerwoną suknię. "Ależ ona piękna... Jak każdę dziecie elfów"- dodał po chwili w myślach. Mimo tego, że był raczej rozkojarzony, udało mu się wychwycić kilka słów z przemowy. Najbardziej zaciekawiło go słowo "labirynt", ponieważ nie maił pojęcia co to takiego. Uroczystość zakończyła się bardzo szybko, a jakiś człowiek wręczył mu klucz do pokoju w tawernie. Podziękowawszy serdecznie ruszył w stronę karczmy.
Tutaj również przybył jako jeden z pierwszych. Usiadł przy stoliku i czekając na swoja drużynę wyciągnął z pochew swoje oba sejmitary i przyglądał im się badawczo doszukując się choćby odrobiny rdzy, brudu lub zeschłej krwi. Dosiadł się do niego jakieś poczciwie wyglądający staruszek i przedstawił się. Errer postanowił odpowiedzieć uprzejmością: Zwą mnie Errer Avares poczciwy panie- powiedział kłaniając się niemalże dwornie- Pan również staruje w turnieju? Krasnolud mimo palety grzeczności wypisanej na twarzy, przeklinał w duchu takiego towarzysza: "Z takim staruchem napewno nie wygramy!".
Dla tego jakże nietypowego krasnoluda wszystko wydawało się nowe. Niespełna tydzień temu, w dniu swoich pięćdziesiątych urodzin, czyli wieku, w którym każdy krasnolud osiąga pełnoletność. Spędziwszy całe życie w dziewiczych lasach Hemantern wśród leśnych elfów oraz zmuszony opuścić wspomniane tereny, Errer nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Właściwie to głównym problemem nie było to, gdzie to miejsce się znajduje, ale czym można się w nim zająć. Errer jako utrzymanek szlachetnych elfów, które tak sobie ukochał nie potrafił zrobić absolutnie nic, co pozwoliłoby mu zarobić uczciwe pieniądze. Jedyną sztukę, jakiej nauczyły go elfy, była sztuka wojenna. Dlatego też, kiedy krasnolud otrzymał świstek papieru mówiący o turnieju oraz nagrodzie jaką można zdobyć wygrywając go, nie wahał się ani chwili i ruszył w wyznaczone miejsce z zamiarem zdobycia nagrody.
Na szlaku wszyscy mijani podróżni, nie wiedzieć czemu przyglądali się Errerowi w wielkim zdziwieniu, a właściwie niedowierzaniu. Najczęściej po pierwszym wstrząsie na twarzach przejezdnych pojawiał się uśmiech, lub nawet niekiedy śmiech. Cała ta sytuacja zdezorientowała krasnoluda na tyle, iż sięgnął po lusterko znajdujące się w plecaku i zaczął się w nim energicznie przeglądać doszukując się czegoś, z czego śmiali się podróżnicy. Zaczął od twarzy i ku swojej uciesze stwierdził, że wszystko jest w porządku: Długie, proste i opadające na ramiona włosy koloru jasnego blond opadały na krępe ramiona krasnoluda. Errer sprawdziwszy czy na jego farbowanej głowie nie znajdują się odrosty, zaczął przeglądać się dalej. Następnym punktem, który postanowił sprawdzić była broda. Tutaj również wszystko wydawało mu się być na swoim miejscu, ponieważ na gładkich jak elfie policzkach, nie pojawił się nawet cień zarostu. Co prawda nie zdziwiło go to, gdyż golił się rankiem. W dalszych oględzinach poradził już sobie bez pomocy lusterka. Obcisła, a nawet nieco za ciasna na piersi błękitna, ścięta na elfią modłę tunika nie była ani wymięta, ani też brudna. Spodnie tej samej barwy również. Errer sprawdził nawet rękawiczki oraz buty wykonane z granatowej, sztywnej skóry. Nadal nie wiedząc dlaczego ludzie śmieją się na jego widok, krasnolud ruszył w dalszą drogę.
Errer w końcu dotarł na miejsce. W mieście również zdawało mu się, iż ludzie parskają na jego widok, jednak nie robili tego w sposób tak oczywisty jak na szlaku. Stanął na zapisy z dużym wyprzedzeniem czasowym, dlatego też stał jako jeden z pierwszych w kolejce. Po kliku godzinach wpuszczono go do środka i zobaczył uroczystość otwarcia. Przez cały czas jej trwania, krasnolud nie mógł oderwać wzroku od elfki ubranej w czerwoną suknię. "Ależ ona piękna... Jak każdę dziecie elfów"- dodał po chwili w myślach. Mimo tego, że był raczej rozkojarzony, udało mu się wychwycić kilka słów z przemowy. Najbardziej zaciekawiło go słowo "labirynt", ponieważ nie maił pojęcia co to takiego. Uroczystość zakończyła się bardzo szybko, a jakiś człowiek wręczył mu klucz do pokoju w tawernie. Podziękowawszy serdecznie ruszył w stronę karczmy.
Tutaj również przybył jako jeden z pierwszych. Usiadł przy stoliku i czekając na swoja drużynę wyciągnął z pochew swoje oba sejmitary i przyglądał im się badawczo doszukując się choćby odrobiny rdzy, brudu lub zeschłej krwi. Dosiadł się do niego jakieś poczciwie wyglądający staruszek i przedstawił się. Errer postanowił odpowiedzieć uprzejmością: Zwą mnie Errer Avares poczciwy panie- powiedział kłaniając się niemalże dwornie- Pan również staruje w turnieju? Krasnolud mimo palety grzeczności wypisanej na twarzy, przeklinał w duchu takiego towarzysza: "Z takim staruchem napewno nie wygramy!".
Mój miecz to moja siła
-
- Szczur Lądowy
- Posty: 7
- Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 16:50
- Numer GG: 1111869
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
May
May dosc szybko przybyl do Telafixu, gdyz miasto to znajdowalo sie 3 dni drogi od jego domu. Tak naprawde, to nawet nie myslal o tym co robi, po co idzie, co moze stacic, a co zyskac. Tak jakby jakas bez ustanie ciagnela go na turniej. Gdy przybyl do miasta jego oczom ukazaly sie tlumy ludzi, z trudnoscia znalazl miejsce gdzie przyjmowano zapisy. Przez caly czas byl przestaszony, rozkojarzony. Nie mogl skupic na niczym wzroku, ciagle krecil glowa, jakby czegos szukal. Ludzie parskali smiechem, gdy widzieli to chuchro stojace w kolejce. Nawet gdy myslal o tym zeby uciec stad, wrocic do swojego rodzinnego miasta, nie mogl. Kolejka sama pchala go do przodu. Wkoncu gdy przyszla jego kolej, poprostu sie zacial. Nie potrafil wymowic wlasnego imienia. Ktos nagle krzykna:
- Noo! Gadaj! Inni tez czekaja.
Rozbudzilo go to, szybko pokazal karte z zaproszeniem, powiedzial jak sie nazywa i ruszyl w strone placu.
Sytuacja sie powtorzyla, znowu smiano sie z niego, obgadywano. Nawet zakladano sie ile przetrwa w labiryncie, cokolwiek by tam bylo. Po przemowieniu udal sie, jak wszyscy do gospody. Usiadl w kacie, z nikim nie rozmawiajac, rozmyslajac..
May dosc szybko przybyl do Telafixu, gdyz miasto to znajdowalo sie 3 dni drogi od jego domu. Tak naprawde, to nawet nie myslal o tym co robi, po co idzie, co moze stacic, a co zyskac. Tak jakby jakas bez ustanie ciagnela go na turniej. Gdy przybyl do miasta jego oczom ukazaly sie tlumy ludzi, z trudnoscia znalazl miejsce gdzie przyjmowano zapisy. Przez caly czas byl przestaszony, rozkojarzony. Nie mogl skupic na niczym wzroku, ciagle krecil glowa, jakby czegos szukal. Ludzie parskali smiechem, gdy widzieli to chuchro stojace w kolejce. Nawet gdy myslal o tym zeby uciec stad, wrocic do swojego rodzinnego miasta, nie mogl. Kolejka sama pchala go do przodu. Wkoncu gdy przyszla jego kolej, poprostu sie zacial. Nie potrafil wymowic wlasnego imienia. Ktos nagle krzykna:
- Noo! Gadaj! Inni tez czekaja.
Rozbudzilo go to, szybko pokazal karte z zaproszeniem, powiedzial jak sie nazywa i ruszyl w strone placu.
Sytuacja sie powtorzyla, znowu smiano sie z niego, obgadywano. Nawet zakladano sie ile przetrwa w labiryncie, cokolwiek by tam bylo. Po przemowieniu udal sie, jak wszyscy do gospody. Usiadl w kacie, z nikim nie rozmawiajac, rozmyslajac..
-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Arienus de Muero
W kolejce do zapisów stał młody mężczyzna o wyglądzie prawdziwego arystokraty. Długie blond włosy, alabastrowa cera, żabot pod szyją - tak, z pewnością facet wyglądał na arystokratę. Kilka lat temu może nieliczni rozpoznaliby w nim syna starego de Muero, ale teraz... Czy ktoś w ogóle pamiętał, że on miał syna? No właśnie...
Arienus odgarnął włosy z twarzy, potoczył szarymi oczami po zgromadzonym tłumie. Jego usta wykrzywił szyderczy uśmiech, gdy zobaczył oryginalnie wyglądającego krasnoluda - z chęcią zobaczy, jak sobie poradzi w labiryncie...
Arystokrata ocknął się, gdy usłyszał pytanie o imię.
- Grajek - odparł odruchowo.
Zła odpowiedź. Kazano mu podać prawdziwe imię i nazwisko. Mężczyzna westchnął i wywrócił oczami, aby dać do zrozumienia, że nie podoba mu się ta opcja.
- Arienus de Muero. I żadnych pytań! - zastrzegł od razu.
Na placu Arienus stał nieco w cieniu. Z uwagą wysłuchał przemówienia, jednocześnie wyłapując z tłumu co ciekawsze twarze. Okazało się, że oprócz krasnoluda jest tu jeszcze jakiś wychudzony staruszek i jakiś mężczyzna, który całym swoim jestestwem przepraszał, że żyje. Grajkowi przemknęło przez myśl, że zapowiada się niezły bal. To dobrze, bardzo lubił zamieszanie...
Kilka piw później na stół w karczmie "Pod Zaginionym Borsukiem" wskoczył podchmielony mężczyzna w drogiej białej koszuli, w jednej ręce dzierżący skrzypce, a w drugiej smyczek. Żywo zaczął wygrywać jakaś skoczną melodię, tak sprawnie przebierający przy tym palcami po strunach, że niejeden złodziej mógłby mu pozazdrościć takiej wprawy. Widać było, że Grajek bardzo dobrze się bawi, robiąc z siebie widowisko...
W kolejce do zapisów stał młody mężczyzna o wyglądzie prawdziwego arystokraty. Długie blond włosy, alabastrowa cera, żabot pod szyją - tak, z pewnością facet wyglądał na arystokratę. Kilka lat temu może nieliczni rozpoznaliby w nim syna starego de Muero, ale teraz... Czy ktoś w ogóle pamiętał, że on miał syna? No właśnie...
Arienus odgarnął włosy z twarzy, potoczył szarymi oczami po zgromadzonym tłumie. Jego usta wykrzywił szyderczy uśmiech, gdy zobaczył oryginalnie wyglądającego krasnoluda - z chęcią zobaczy, jak sobie poradzi w labiryncie...
Arystokrata ocknął się, gdy usłyszał pytanie o imię.
- Grajek - odparł odruchowo.
Zła odpowiedź. Kazano mu podać prawdziwe imię i nazwisko. Mężczyzna westchnął i wywrócił oczami, aby dać do zrozumienia, że nie podoba mu się ta opcja.
- Arienus de Muero. I żadnych pytań! - zastrzegł od razu.
Na placu Arienus stał nieco w cieniu. Z uwagą wysłuchał przemówienia, jednocześnie wyłapując z tłumu co ciekawsze twarze. Okazało się, że oprócz krasnoluda jest tu jeszcze jakiś wychudzony staruszek i jakiś mężczyzna, który całym swoim jestestwem przepraszał, że żyje. Grajkowi przemknęło przez myśl, że zapowiada się niezły bal. To dobrze, bardzo lubił zamieszanie...
Kilka piw później na stół w karczmie "Pod Zaginionym Borsukiem" wskoczył podchmielony mężczyzna w drogiej białej koszuli, w jednej ręce dzierżący skrzypce, a w drugiej smyczek. Żywo zaczął wygrywać jakaś skoczną melodię, tak sprawnie przebierający przy tym palcami po strunach, że niejeden złodziej mógłby mu pozazdrościć takiej wprawy. Widać było, że Grajek bardzo dobrze się bawi, robiąc z siebie widowisko...
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Sorry, że tak długo:(
Ha'arim Elvengrace
Nigdy w życiu nie widziałem takiego tłumu- pomyślał -i tylu krasnoludów.... Przelotny grymas wściekłości przemknął przez jego piękną twarz, gdy okazało się, że w jego drużynie znalazł się krasnolud...
Coś mi w tym krasnalu nie pasuje...- mruknął siedząc już w karczmie z resztą swojej drużyny- No tak.- pomyślał -Skąd on wziął takie ubrania? Wiele młodych elfów w mojej wiosce lubiło taki krój... A teraz nie żyją - choć smutne myśli krążyły mu po głowie nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu patrząc na krasnoluda. Odgarnął swoje złote włosy po czym zawołał kelnerkę i poprosił ją o jakiś trunek.
Ehh... Jeśli nie macie nic przeciwko pójdę już spać. I tak już nic nowego nie wymyślimy. Dobranoc- rzekł parę godzin po zmroku po czym udał się do swej sypialni i oddał się relaksowi...
Ha'arim Elvengrace
Nigdy w życiu nie widziałem takiego tłumu- pomyślał -i tylu krasnoludów.... Przelotny grymas wściekłości przemknął przez jego piękną twarz, gdy okazało się, że w jego drużynie znalazł się krasnolud...
Coś mi w tym krasnalu nie pasuje...- mruknął siedząc już w karczmie z resztą swojej drużyny- No tak.- pomyślał -Skąd on wziął takie ubrania? Wiele młodych elfów w mojej wiosce lubiło taki krój... A teraz nie żyją - choć smutne myśli krążyły mu po głowie nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu patrząc na krasnoluda. Odgarnął swoje złote włosy po czym zawołał kelnerkę i poprosił ją o jakiś trunek.
Ehh... Jeśli nie macie nic przeciwko pójdę już spać. I tak już nic nowego nie wymyślimy. Dobranoc- rzekł parę godzin po zmroku po czym udał się do swej sypialni i oddał się relaksowi...
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
-
- Marynarz
- Posty: 279
- Rejestracja: wtorek, 23 stycznia 2007, 17:00
- Numer GG: 9606247
- Lokalizacja: Z daleka
- Kontakt:
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Kontynuujemy na razie bez Vonena... Mam jego kartę, więc może kiedyś go dołączę, jednak jeszcze nie teraz...
Karczma niemalże od razu ożyła po tym jak grajek wziął we swoje ręce skrzypce, i zaczął pociągać strunę po strunie tak że w końcu z instrumentu płynęła już przyjemna, wesoła melodia, którą ludzie przyjęli tak jakby nigdy nie słyszeli muzyki... Po pewnym czasie ,,Pod borsukiem" zjawiło się znacznie więcej osób, którzy jak to co dzień po ciężkim dniu pracy chcieli się choć przez chwilę zrelaksować... Po każdym wykonanym utworze grajek otrzymywał głośne oklaski i parę złotych monet, które rzucali bardziej bogatsi mieszkańce.
Elfowi, który najwcześniej udał się do pokoju, przeszkadzała trochę atmosfera panująca na dole, jednak mimo to i tak mógł spokojnie odpocząć.
Krasnolud również bił brawa, nie wiedział tylko czemu ludzie tak dziwnie mu się przyglądają , nie zwracał jednak na to większej uwagi. Bawił się tak jak robili to inni. A gdy karczma zaczęła się robić coraz puściejsza, udał się na górę do pokoju, gdzie spokojnie zasnął...
Xerxes, wypił jeszcze trochę wina, które przyniosła kelnerka, mówiąc że nie mają lepszego a następnie także udał się na górę.
May posiedział jeszcze chwilę przy stoliku, przyglądając się panującej sytuacji, porozmyślał nad dniem jutrzejszym, zastanawiając się co go może czekać i jak każdy inny z jego drużyny po pewnym czasie, udał się na górę, gdzie odprawił modlitwę, a następnie usnął.
Najdłużej na dole został Arienus, który grał na skrzypcach do póki z karczmy nie wyszedł ostatni klient, następnie pozbierał to co zarobił (12 szt. zł) i podszedł do karczmarza, który podziękował mu za występ. Napił się jeszcze kieliszek wina, i w końcu udał się do snu...
Wcześniej rano, wszystkich mniej więcej w tej samej porze obudził ktoś kto chodził i pukał do każdej z drużyn, mówiąc że macie stawić się za pół godziny na placu...
Karczma niemalże od razu ożyła po tym jak grajek wziął we swoje ręce skrzypce, i zaczął pociągać strunę po strunie tak że w końcu z instrumentu płynęła już przyjemna, wesoła melodia, którą ludzie przyjęli tak jakby nigdy nie słyszeli muzyki... Po pewnym czasie ,,Pod borsukiem" zjawiło się znacznie więcej osób, którzy jak to co dzień po ciężkim dniu pracy chcieli się choć przez chwilę zrelaksować... Po każdym wykonanym utworze grajek otrzymywał głośne oklaski i parę złotych monet, które rzucali bardziej bogatsi mieszkańce.
Elfowi, który najwcześniej udał się do pokoju, przeszkadzała trochę atmosfera panująca na dole, jednak mimo to i tak mógł spokojnie odpocząć.
Krasnolud również bił brawa, nie wiedział tylko czemu ludzie tak dziwnie mu się przyglądają , nie zwracał jednak na to większej uwagi. Bawił się tak jak robili to inni. A gdy karczma zaczęła się robić coraz puściejsza, udał się na górę do pokoju, gdzie spokojnie zasnął...
Xerxes, wypił jeszcze trochę wina, które przyniosła kelnerka, mówiąc że nie mają lepszego a następnie także udał się na górę.
May posiedział jeszcze chwilę przy stoliku, przyglądając się panującej sytuacji, porozmyślał nad dniem jutrzejszym, zastanawiając się co go może czekać i jak każdy inny z jego drużyny po pewnym czasie, udał się na górę, gdzie odprawił modlitwę, a następnie usnął.
Najdłużej na dole został Arienus, który grał na skrzypcach do póki z karczmy nie wyszedł ostatni klient, następnie pozbierał to co zarobił (12 szt. zł) i podszedł do karczmarza, który podziękował mu za występ. Napił się jeszcze kieliszek wina, i w końcu udał się do snu...
Wcześniej rano, wszystkich mniej więcej w tej samej porze obudził ktoś kto chodził i pukał do każdej z drużyn, mówiąc że macie stawić się za pół godziny na placu...
Dum spiro, spero:)
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Errer Avares
W karczmie siedziało mu się nadspodziewanie dobrze. Nigdy wcześniej nie był w takim miejscu, jednak teraz wiedział już, iż będzie częściej gościł w tym przybytku dobrej zabawy. Zamówił sobie wino... Kiedy kelnerka mu je podała, a on spróbował trunku, krasnolud pomyślał w te oto słowa: "Cholera jasna czegoś tak... Beznadziejnego to u nas się nie pije!" Nadal trzymał w ręku gliniany kubeczek, w którym podano mu alkohol, jednak jego usta nie wędrowały już więcej ku jego zawartości. Errer z obrzydzeniem spoglądał na innych siedzących w karczmie krasnoludów. Ich długie, barbarzyńskie w jego oczach brody bolały go w oczy, nie mówiąc już o ich zachowaniu: "Toż to nie przystoi"- obruszył się Avares widząc jak jeden z jego pobratymców uszczypnął kelnerkę w tyłek.
Kiedy początkowe zafascynowanie tutejszą kulturą minęło, krasnolud postanowił przyjrzeć się członkom swojej drużyny i nie był zbytnio zadowolony: "Dziad, szkapa, szalony skrzypek... Wydaje się, że tylko ja z elfem, który się nie przedstawił jesteśmy tutaj normalni." Przyglądając tak się poszczególnym członkom Errer zaczął zauważać, iż jego humor ulega bardzo negatywnej zmianie. Poczuł się tak, jakby obiecana w zaproszeniu nagroda prześlizgiwała się mu przez palce. Postanowił pójść na górę i przespać się: Do zobaczenia jutro o świcie- powiedział do członków drużyny z uśmiechem dodając w duchy słowo- "pokraki!"
Wstając wcześnie rano nie czuł się wyspany. Działalność szalonego w oczach krasnoluda, skrzypka nie pozwalała mu zasnąć i przyprawiła o ból głowy. Śpiący nago krasnolud wypadł z łóżka jak oparzony, ponieważ wiedział ile ma jeszcze do zrobienia: "Uczesać włosy, ogolić się, ogolić klatę... Lepiej od razu się za to wezmę." Powiedział jak zrobił, rozpoczynając swoj poranny maraton z brzytwą, grzebieniem i barwnikami do włosów...
W karczmie siedziało mu się nadspodziewanie dobrze. Nigdy wcześniej nie był w takim miejscu, jednak teraz wiedział już, iż będzie częściej gościł w tym przybytku dobrej zabawy. Zamówił sobie wino... Kiedy kelnerka mu je podała, a on spróbował trunku, krasnolud pomyślał w te oto słowa: "Cholera jasna czegoś tak... Beznadziejnego to u nas się nie pije!" Nadal trzymał w ręku gliniany kubeczek, w którym podano mu alkohol, jednak jego usta nie wędrowały już więcej ku jego zawartości. Errer z obrzydzeniem spoglądał na innych siedzących w karczmie krasnoludów. Ich długie, barbarzyńskie w jego oczach brody bolały go w oczy, nie mówiąc już o ich zachowaniu: "Toż to nie przystoi"- obruszył się Avares widząc jak jeden z jego pobratymców uszczypnął kelnerkę w tyłek.
Kiedy początkowe zafascynowanie tutejszą kulturą minęło, krasnolud postanowił przyjrzeć się członkom swojej drużyny i nie był zbytnio zadowolony: "Dziad, szkapa, szalony skrzypek... Wydaje się, że tylko ja z elfem, który się nie przedstawił jesteśmy tutaj normalni." Przyglądając tak się poszczególnym członkom Errer zaczął zauważać, iż jego humor ulega bardzo negatywnej zmianie. Poczuł się tak, jakby obiecana w zaproszeniu nagroda prześlizgiwała się mu przez palce. Postanowił pójść na górę i przespać się: Do zobaczenia jutro o świcie- powiedział do członków drużyny z uśmiechem dodając w duchy słowo- "pokraki!"
Wstając wcześnie rano nie czuł się wyspany. Działalność szalonego w oczach krasnoluda, skrzypka nie pozwalała mu zasnąć i przyprawiła o ból głowy. Śpiący nago krasnolud wypadł z łóżka jak oparzony, ponieważ wiedział ile ma jeszcze do zrobienia: "Uczesać włosy, ogolić się, ogolić klatę... Lepiej od razu się za to wezmę." Powiedział jak zrobił, rozpoczynając swoj poranny maraton z brzytwą, grzebieniem i barwnikami do włosów...
Mój miecz to moja siła
-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Arienus de Muero
Grajek uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Dlatego też jedyne przerwy w jego występie stanowił czas, w którym otrzymywał w pełni zasłużone oklaski. W międzyczasie Arienus przechodził ze stolika na stolik, aby zakończyć występ stojąc na barze. Całe szczęście jego repertuar zawierał bardzo szeroki zakres piosenek - mógłby grać trzy dni i żadnej nie powtórzyć, nie wspominając już o tym, że przez następne dni mógłby grać muzykę poważną... *Spory tłum się zebrał... Cha, nie miałem takiej widowni od czasu, gdy opuściłem deski sceny...*, pomyślał z satysfakcją, rozpoczynając kolejny utwór.
Arienus grał, dopóki miał widzów - gdy późną nocą (bądź też wczesnym rankiem) ostatni bywalec wytoczył się z karczmy, Grajek z westchnieniem ulgi zakończył występ - przez te ładnych kilka godzin rozbolały go trochę palce. Zeskoczył z baru i szybko zebrał rzucone mu pod nogi monety - całkiem nieźle, jak na tak nieprzemyślany występ.
- Karczmarzu, mógłbym liczyć jeszcze na kieliszek wina przed snem? - zapytał pogodnym głosem.
A jakże - mógł. Karczmarz był mu bardzo wdzięczny za ten krótki pokaz umiejętności - przyciągnął wielu klientów. Grajek nawet nie wspomniał o tym, że wszystko wyszło przez przypadek, gdy chciał zaimponować dwóm dziewczyną, które próbował uwieść. Oczywiście już dawno wyszły, więc nici z romansu...
Sen Arienusa był krótki, ale przy tym tak głęboki, że rano nie czuł zmęczenia, nie licząc oczywiście lekkiego kaca. Po porannej toalecie de Muero założył czarną, prostą tunikę i udał się na miejsce zbiórki - dzisiaj dopiero miała zacząć się prawdziwa zabawa...
Bo czymże jest sesja, jeśli postać przynajmniej raz się nie upije i nie da pokazu na stole ku uciesze tłumów?
Grajek uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Dlatego też jedyne przerwy w jego występie stanowił czas, w którym otrzymywał w pełni zasłużone oklaski. W międzyczasie Arienus przechodził ze stolika na stolik, aby zakończyć występ stojąc na barze. Całe szczęście jego repertuar zawierał bardzo szeroki zakres piosenek - mógłby grać trzy dni i żadnej nie powtórzyć, nie wspominając już o tym, że przez następne dni mógłby grać muzykę poważną... *Spory tłum się zebrał... Cha, nie miałem takiej widowni od czasu, gdy opuściłem deski sceny...*, pomyślał z satysfakcją, rozpoczynając kolejny utwór.
Arienus grał, dopóki miał widzów - gdy późną nocą (bądź też wczesnym rankiem) ostatni bywalec wytoczył się z karczmy, Grajek z westchnieniem ulgi zakończył występ - przez te ładnych kilka godzin rozbolały go trochę palce. Zeskoczył z baru i szybko zebrał rzucone mu pod nogi monety - całkiem nieźle, jak na tak nieprzemyślany występ.
- Karczmarzu, mógłbym liczyć jeszcze na kieliszek wina przed snem? - zapytał pogodnym głosem.
A jakże - mógł. Karczmarz był mu bardzo wdzięczny za ten krótki pokaz umiejętności - przyciągnął wielu klientów. Grajek nawet nie wspomniał o tym, że wszystko wyszło przez przypadek, gdy chciał zaimponować dwóm dziewczyną, które próbował uwieść. Oczywiście już dawno wyszły, więc nici z romansu...
Sen Arienusa był krótki, ale przy tym tak głęboki, że rano nie czuł zmęczenia, nie licząc oczywiście lekkiego kaca. Po porannej toalecie de Muero założył czarną, prostą tunikę i udał się na miejsce zbiórki - dzisiaj dopiero miała zacząć się prawdziwa zabawa...
Bo czymże jest sesja, jeśli postać przynajmniej raz się nie upije i nie da pokazu na stole ku uciesze tłumów?
-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Xerxes
Czarodziej zmusił się do wypicia jeszcze kieliszka wina i udał się na górę. Wiedział już dość o swojej drużynie. Jedynym który wywołał w nim odrobinę zaniepokojenia był elf, ale było to uczucie tak ulotne, że mag nie poświecił mu dłuższej chwili. Miał już trochę dość grajka. Jakoś nigdy nie przepadał za muzyką, wolał ciszę. Niestety w pokoju także jej nie uświadczył, w niezbyt dobrym humorze położył się na łóżku, wyjmując swoją księgę i przeglądając ją. Był to jego codzienny rytuał. Co prawda nie musiał przygotowywać nowych bo ostatnio praktycznie nie czarował, ale mimo to wierzył że patrząc na znajome inkantacje, powrócą do niego te utracone. Niestety tym razem się nie udało, i jeszcze bardziej zdołowany mag położył się spać. Rano obudziło go pukanie do drzwi. Przeklinając pod nosem przygotowywał się do wyjścia. Nie był przyzwyczajony do pobudek, już od kilkudziesięciu lat wstawał wtedy kiedy chciał. Kiedy tak krzątał się przy porannych obowiązkach uświadomił sobie ze może skorzystać z pomocy. Niestety wymagało to dłuższego czasu, ale obiecał sobie zając się tym jak tylko będzie miał wolne. Przed wyjściem przywołał na swojej twarzy delikatny uśmiech i ruszył na plac. Jeszcze raz pożałował że nie pomyślał o przyzwaniu swojego chowańca przed wejściem do labiryntu. "Na pewno byłby bardzo użyteczny".
Czarodziej zmusił się do wypicia jeszcze kieliszka wina i udał się na górę. Wiedział już dość o swojej drużynie. Jedynym który wywołał w nim odrobinę zaniepokojenia był elf, ale było to uczucie tak ulotne, że mag nie poświecił mu dłuższej chwili. Miał już trochę dość grajka. Jakoś nigdy nie przepadał za muzyką, wolał ciszę. Niestety w pokoju także jej nie uświadczył, w niezbyt dobrym humorze położył się na łóżku, wyjmując swoją księgę i przeglądając ją. Był to jego codzienny rytuał. Co prawda nie musiał przygotowywać nowych bo ostatnio praktycznie nie czarował, ale mimo to wierzył że patrząc na znajome inkantacje, powrócą do niego te utracone. Niestety tym razem się nie udało, i jeszcze bardziej zdołowany mag położył się spać. Rano obudziło go pukanie do drzwi. Przeklinając pod nosem przygotowywał się do wyjścia. Nie był przyzwyczajony do pobudek, już od kilkudziesięciu lat wstawał wtedy kiedy chciał. Kiedy tak krzątał się przy porannych obowiązkach uświadomił sobie ze może skorzystać z pomocy. Niestety wymagało to dłuższego czasu, ale obiecał sobie zając się tym jak tylko będzie miał wolne. Przed wyjściem przywołał na swojej twarzy delikatny uśmiech i ruszył na plac. Jeszcze raz pożałował że nie pomyślał o przyzwaniu swojego chowańca przed wejściem do labiryntu. "Na pewno byłby bardzo użyteczny".
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Ha'arim Elvengrace
"Puk. Puk"- Cholera przeszkadzająw najlepszym momencie...- mruknął do siebie lecz dalej siedział na parapecie i podziwiał piękny wschód słońca... Ech... Pół godziny?? Ludziom wszędzie śpieszno.... Zebrał swoje rzeczy i wybiegł z pokoju. Dwa skoki i był już na parterze. Przemknął obok lady i już był na zewnątrz. Ci nieliczni którzy byli w karczmie byli pewni, że zaraz po wyjściu, a raczej wybiegnięciu elf jeszcze bardziej przyśpieszył, ale mylili się... Gdy tylko wyszedł praktycznie zwolnił do zera, a jego oczy wróciły się ku wschodowi. Ze swojego plecaka wyciągnął świeże jabłko i przygryzając je ruszył w stronę miejsca spotkania.
"Ludzie, gwar, śmiechy dzieci... Tak różne od tego co widział w dzieciństwie. Tu bogactwo... Za rogiem bieda... Nie tak powinno być... Bogaci ludzie nie mają co zrobić ze swoimi pieniędzmi i organizują głupie konkursy... A przed ich domami głodują niewinni..."
-Nie tak powinno być- powiedział i ruszył dalej
"Puk. Puk"- Cholera przeszkadzająw najlepszym momencie...- mruknął do siebie lecz dalej siedział na parapecie i podziwiał piękny wschód słońca... Ech... Pół godziny?? Ludziom wszędzie śpieszno.... Zebrał swoje rzeczy i wybiegł z pokoju. Dwa skoki i był już na parterze. Przemknął obok lady i już był na zewnątrz. Ci nieliczni którzy byli w karczmie byli pewni, że zaraz po wyjściu, a raczej wybiegnięciu elf jeszcze bardziej przyśpieszył, ale mylili się... Gdy tylko wyszedł praktycznie zwolnił do zera, a jego oczy wróciły się ku wschodowi. Ze swojego plecaka wyciągnął świeże jabłko i przygryzając je ruszył w stronę miejsca spotkania.
"Ludzie, gwar, śmiechy dzieci... Tak różne od tego co widział w dzieciństwie. Tu bogactwo... Za rogiem bieda... Nie tak powinno być... Bogaci ludzie nie mają co zrobić ze swoimi pieniędzmi i organizują głupie konkursy... A przed ich domami głodują niewinni..."
-Nie tak powinno być- powiedział i ruszył dalej
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
-
- Szczur Lądowy
- Posty: 6
- Rejestracja: poniedziałek, 28 stycznia 2008, 18:05
- Numer GG: 647407
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Vonen de Virelli
Elf czekał w ciemnej uliczce, aż kolejka do rejestracji uczestników skróci się. Był odziany w szarą koszulę kolczą, dobrze podkreślającą kolor jego oczu. Nosił ją na ludzką modłę, gdyż miał wstręt do wszystkiego, co elfie. "Te prostaki nazywające siebie ,,Oświeconym ludem'', a nie mają pojęcia o prawdziwym życiu. Nie wystawią nosa za te swoje przeklęte korony drzew, jak wiewiórki." Elf był zdenerwowany, spóźnił się na rozpoczęcie, a reszta, zamiast na niego poczekać rozpoczęła bez niego.
Kolejka w miarę zmalała, więc wepchnął się przed jakiegoś malucha, który wyglądał jakby był tu za karę i dał upust swojemu zdenerwowaniu wyżywając się na urzędniku sprawdzającym jego papiery. W trochę lepszym nastroju poszedł do karczmy, gdzie miał poznać resztę swojej drużyny. Sam fakt, że uznano, iż nie potrafiłby zrobić czegoś sam wzbudzał w nim niemiłe uczucia.
"Najgorsza drużyna wszechczasów:
1.Jakiś niedorozwinięty niziołek, ni to gnom, ni to krasnolud, tyle że bez brody
2. Wojownik z bożej łaski, który na dodatek zaczął grać na skrzypcach - totalny wariat
3. Jakiś elf, którego gdy tylko zobaczył miał ochotę rozczłonkować i kazać mu błagać o litość, ale mogliby go za to ukarać, więc się powstrzymał.
4. Jedyna w miarę pożyteczna osoba - mag, tyle, że stary i niedołężny."
-Świetnie. Idę spać.
Poranek nie był udany - za oknem ktoś sie na kogoś wydzierał. Klnąc pod nosem i przeklnając skrzypka-amatora, przez którego nie mógł spać przewrócił się na drugi bok.
Gdy rozległo się pukanie do drzwi przeklął na głos pokolenia pukającego od prapradziadka zaczynając.Ubrał się i przyszykował wszystko, czego mógł potrzebować. Dodajął jeszcze parę brzydkich rzeczy o jego matce, łowca udał się na miejsce spotkania.
Elf czekał w ciemnej uliczce, aż kolejka do rejestracji uczestników skróci się. Był odziany w szarą koszulę kolczą, dobrze podkreślającą kolor jego oczu. Nosił ją na ludzką modłę, gdyż miał wstręt do wszystkiego, co elfie. "Te prostaki nazywające siebie ,,Oświeconym ludem'', a nie mają pojęcia o prawdziwym życiu. Nie wystawią nosa za te swoje przeklęte korony drzew, jak wiewiórki." Elf był zdenerwowany, spóźnił się na rozpoczęcie, a reszta, zamiast na niego poczekać rozpoczęła bez niego.
Kolejka w miarę zmalała, więc wepchnął się przed jakiegoś malucha, który wyglądał jakby był tu za karę i dał upust swojemu zdenerwowaniu wyżywając się na urzędniku sprawdzającym jego papiery. W trochę lepszym nastroju poszedł do karczmy, gdzie miał poznać resztę swojej drużyny. Sam fakt, że uznano, iż nie potrafiłby zrobić czegoś sam wzbudzał w nim niemiłe uczucia.
"Najgorsza drużyna wszechczasów:
1.Jakiś niedorozwinięty niziołek, ni to gnom, ni to krasnolud, tyle że bez brody
2. Wojownik z bożej łaski, który na dodatek zaczął grać na skrzypcach - totalny wariat
3. Jakiś elf, którego gdy tylko zobaczył miał ochotę rozczłonkować i kazać mu błagać o litość, ale mogliby go za to ukarać, więc się powstrzymał.
4. Jedyna w miarę pożyteczna osoba - mag, tyle, że stary i niedołężny."
-Świetnie. Idę spać.
Poranek nie był udany - za oknem ktoś sie na kogoś wydzierał. Klnąc pod nosem i przeklnając skrzypka-amatora, przez którego nie mógł spać przewrócił się na drugi bok.
Gdy rozległo się pukanie do drzwi przeklął na głos pokolenia pukającego od prapradziadka zaczynając.Ubrał się i przyszykował wszystko, czego mógł potrzebować. Dodajął jeszcze parę brzydkich rzeczy o jego matce, łowca udał się na miejsce spotkania.
-
- Marynarz
- Posty: 279
- Rejestracja: wtorek, 23 stycznia 2007, 17:00
- Numer GG: 9606247
- Lokalizacja: Z daleka
- Kontakt:
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Panowała piękna, słoneczna pogoda. Było strasznie gorąco. Niebo było tak błękitne, że nie można było na nim dostrzec choćby jednej chmurki. Miasto pomimo wczesnej pory obudziło się już dawno. Zdenerwowała was poranna pobudka, jednak szybko wstaliście i udaliście się na placyk. Było tam dość sporo osób. Zauważyliście, że zjawiły się już wszystkie drużyny poza wami. Bez ociągania, więc udaliście się na miejsce przeznaczone dla was.
Jak to już chyba w zwyczaju było Sir Oskar rozpoczął przemowę:
-Zapewniliśmy wam wczoraj wyżywienie i mieszkanie, mogliście spokojnie się wyspać i zabawić... Mam nadzieję że zrobiliście to, gdyż już długo nie zasmakujecie dobrego żarcia i wygodnego posłania. Wszystko jest już przygotowane, więc pozostaje nam tylko ruszyć w drogę. ,,Labirynt"- wśród ludzi znów zapanował szmer- jest już w zupełności gotowy. Nie znajduje się on jednak tutaj lecz 3 godziny drogi stąd. Przygotowaliśmy już wozy dla każdej z drużyn, -wskazał na woźnice- które dowiozą was na miejsce. Reszty dowiecie się już na miejscu
Drużyny zaczęły coraz bardziej niepokoić się ze względu na tajemniczość Sir Oskara, oraz na to że znowu muszą odbyć, krótką bo krótką, ale jednak podróż. Drużyny zaczęły zasiadać na przygotowane dla nich, jak najzwyklejsze wozy. Było ich sześć, gdyż w pierwszym, szlacheckim wozie zasiedli wszyscy organizatorzy. Po pewnym czasie ruszyliście... Podróż przemijała powoli, gdyż najwidoczniej nikomu się nie spieszyło. Jechaliście dzikim, pozbawionym ludności terenem. Was wóz jechał ostatni.
Jak to już chyba w zwyczaju było Sir Oskar rozpoczął przemowę:
-Zapewniliśmy wam wczoraj wyżywienie i mieszkanie, mogliście spokojnie się wyspać i zabawić... Mam nadzieję że zrobiliście to, gdyż już długo nie zasmakujecie dobrego żarcia i wygodnego posłania. Wszystko jest już przygotowane, więc pozostaje nam tylko ruszyć w drogę. ,,Labirynt"- wśród ludzi znów zapanował szmer- jest już w zupełności gotowy. Nie znajduje się on jednak tutaj lecz 3 godziny drogi stąd. Przygotowaliśmy już wozy dla każdej z drużyn, -wskazał na woźnice- które dowiozą was na miejsce. Reszty dowiecie się już na miejscu
Drużyny zaczęły coraz bardziej niepokoić się ze względu na tajemniczość Sir Oskara, oraz na to że znowu muszą odbyć, krótką bo krótką, ale jednak podróż. Drużyny zaczęły zasiadać na przygotowane dla nich, jak najzwyklejsze wozy. Było ich sześć, gdyż w pierwszym, szlacheckim wozie zasiedli wszyscy organizatorzy. Po pewnym czasie ruszyliście... Podróż przemijała powoli, gdyż najwidoczniej nikomu się nie spieszyło. Jechaliście dzikim, pozbawionym ludności terenem. Was wóz jechał ostatni.
Dum spiro, spero:)
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Errer Avares
Krasnolud skończywszy czesać swoje zadbane blond włosy opadające połyskując na ramiona, goląc delikatny zarost narosły przez noc oraz porośniętą gęstszym włosiem klatkę piersiową był gotowy do wyjścia. *Cholera jasna zarosłem na tej klasie, jak zarasta mech na drzewach... Obrzydlistwo! Moje przekleństwo*- lamentował krasnolud zbiegając po schodach i przeglądając się w lusterku. Wszytko wydawał się być dopracowane w najmniejszym szczególiku, więc Errer ciesząc się niezmiernie schował przyrząd do przeglądania się.
Kiedy Sir Oskar zaczął przemowę, krasnolud stał w pierwszym rzędzie słuchających. Mijając szalonego skrzypka skrzywił się nieco, jednak zdobył się na gest i skinął mu głową. Mówca powiedział: Zapewniliśmy wam wczoraj wyżywienie i mieszkanie, mogliście spokojnie się wyspać i zabawić. Kiedy zabrzmiały te słowa, krasnolud zaczął kląć pod nosem, a w myślach rzucał rozmaite wyzwiska pod adresem skrzypka. Ból głowy spowodowany niewyspaniem dawał się we znaki, dlatego też kiedy Errer ponownie spojrzał na "nocnego grajka", jego pięści zacisnęły się mimowolnie. Następnie podczas przemówienia zaintrygowało go słowo, które wychwycił także dzień wcześniej- "labirynt". Pogrążając się w myślach w poszukiwaniu znaczenia egzotycznie brzmiącego słowa, krasnolud usiadł na wóz i przywitał się ze wszystkimi. Siedział i milczał chwilę przyglądając się członkom swojej drużyny. Następnie nie mogąc się powstrzymać, Errer zapytał z delikatnością słonia: Co to do cholery jest ten labirynt!? Skarcił się w duchu za taki wybuch, oraz patrząc w niebo pomyślał: *Latheranie uczyń mnie podobnym swoim dzieciom i pozwól mi wyzbyć się cech swego przekleństwa* W tym konkretnym przypadku chodziło mu o popędliwość i impulsywność.
Krasnolud skończywszy czesać swoje zadbane blond włosy opadające połyskując na ramiona, goląc delikatny zarost narosły przez noc oraz porośniętą gęstszym włosiem klatkę piersiową był gotowy do wyjścia. *Cholera jasna zarosłem na tej klasie, jak zarasta mech na drzewach... Obrzydlistwo! Moje przekleństwo*- lamentował krasnolud zbiegając po schodach i przeglądając się w lusterku. Wszytko wydawał się być dopracowane w najmniejszym szczególiku, więc Errer ciesząc się niezmiernie schował przyrząd do przeglądania się.
Kiedy Sir Oskar zaczął przemowę, krasnolud stał w pierwszym rzędzie słuchających. Mijając szalonego skrzypka skrzywił się nieco, jednak zdobył się na gest i skinął mu głową. Mówca powiedział: Zapewniliśmy wam wczoraj wyżywienie i mieszkanie, mogliście spokojnie się wyspać i zabawić. Kiedy zabrzmiały te słowa, krasnolud zaczął kląć pod nosem, a w myślach rzucał rozmaite wyzwiska pod adresem skrzypka. Ból głowy spowodowany niewyspaniem dawał się we znaki, dlatego też kiedy Errer ponownie spojrzał na "nocnego grajka", jego pięści zacisnęły się mimowolnie. Następnie podczas przemówienia zaintrygowało go słowo, które wychwycił także dzień wcześniej- "labirynt". Pogrążając się w myślach w poszukiwaniu znaczenia egzotycznie brzmiącego słowa, krasnolud usiadł na wóz i przywitał się ze wszystkimi. Siedział i milczał chwilę przyglądając się członkom swojej drużyny. Następnie nie mogąc się powstrzymać, Errer zapytał z delikatnością słonia: Co to do cholery jest ten labirynt!? Skarcił się w duchu za taki wybuch, oraz patrząc w niebo pomyślał: *Latheranie uczyń mnie podobnym swoim dzieciom i pozwól mi wyzbyć się cech swego przekleństwa* W tym konkretnym przypadku chodziło mu o popędliwość i impulsywność.
Mój miecz to moja siła
-
- Szczur Lądowy
- Posty: 6
- Rejestracja: poniedziałek, 28 stycznia 2008, 18:05
- Numer GG: 647407
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Vonen de Virelli
Łowcę denerwował dzisiejszy poranek. Pogoda była kiepska. Nie, żeby nie lubił słońca - ale podczas pojedynku mogło go oślepić. Jego humor jeszcze się pogorszyl, gdy wysłuchał przemówienia Sir Oskara, który zapowiedział, iż czeka ich jeszcze 3 godzina podróż.
-Świetnie, czy nie mogliście wysłać nas tam na początku? Uniknęlibyśmy zbędnego zamieszania.
Jednak nawet to nie było w stanie zmienić tego, że był podniecony. Już niedługo zakosztuje smaku adrenaliny, którego nie czuł już od bardzo dawna. "Przynajmniej załatwili transport." Od jakiegoś czasu zaczynał dostrzegać drobne przyjemności, które go w życiu spotykały.
- Jak się spało, drużyno? - zapytał, lecz takim tonem, aby nikt nie pomyślał, że się o nich martwi - za nikogo nie mam zamiaru się poświęcać, przybyłem tu tylko i wyłącznie dla nagrody - zapowiedział.
"Jakie tępe zombie, cały czas widzę jedynie w magu odrobinę potęgi. Malutką, ale zawsze"
- A ty, grajku szalony, jeśli jeszcze raz dasz koncert, gdy inni będą chcieli spać... - groźnie zawiesił głos
Musiał jednak przyznać, że ta zgraja go intrygowała. Zwłaszcza niziołek, który nagle wyskoczył z pytaniem, czym jest labirynt.
- Słuchaj niziołku, labirynt to miejsce, gdzie ściany są na tyle wielkie, że może się tam zgubić troll - to taki dużo większy ork, tylko jeszcze głupszy - a co dopiero niziołek. Zatem zawróć, póki jeszcze możesz. Może też być tam mnóstwo pułapek
Pułapki były rzeczą, która najbardziej go trapiła. Nie mieli żadnego złodziejaszka w drużynie, więc mogli mieć problemy. "A, co mi tam, najwyżej rzucę niziołkiem" Wygodniej zasiadł na wozie i próbował się zrelaksować, ale miał dziwne i złe przeczucie...
Łowcę denerwował dzisiejszy poranek. Pogoda była kiepska. Nie, żeby nie lubił słońca - ale podczas pojedynku mogło go oślepić. Jego humor jeszcze się pogorszyl, gdy wysłuchał przemówienia Sir Oskara, który zapowiedział, iż czeka ich jeszcze 3 godzina podróż.
-Świetnie, czy nie mogliście wysłać nas tam na początku? Uniknęlibyśmy zbędnego zamieszania.
Jednak nawet to nie było w stanie zmienić tego, że był podniecony. Już niedługo zakosztuje smaku adrenaliny, którego nie czuł już od bardzo dawna. "Przynajmniej załatwili transport." Od jakiegoś czasu zaczynał dostrzegać drobne przyjemności, które go w życiu spotykały.
- Jak się spało, drużyno? - zapytał, lecz takim tonem, aby nikt nie pomyślał, że się o nich martwi - za nikogo nie mam zamiaru się poświęcać, przybyłem tu tylko i wyłącznie dla nagrody - zapowiedział.
"Jakie tępe zombie, cały czas widzę jedynie w magu odrobinę potęgi. Malutką, ale zawsze"
- A ty, grajku szalony, jeśli jeszcze raz dasz koncert, gdy inni będą chcieli spać... - groźnie zawiesił głos
Musiał jednak przyznać, że ta zgraja go intrygowała. Zwłaszcza niziołek, który nagle wyskoczył z pytaniem, czym jest labirynt.
- Słuchaj niziołku, labirynt to miejsce, gdzie ściany są na tyle wielkie, że może się tam zgubić troll - to taki dużo większy ork, tylko jeszcze głupszy - a co dopiero niziołek. Zatem zawróć, póki jeszcze możesz. Może też być tam mnóstwo pułapek
Pułapki były rzeczą, która najbardziej go trapiła. Nie mieli żadnego złodziejaszka w drużynie, więc mogli mieć problemy. "A, co mi tam, najwyżej rzucę niziołkiem" Wygodniej zasiadł na wozie i próbował się zrelaksować, ale miał dziwne i złe przeczucie...
-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Arienus de Muero
gościnnie występuje Errer Avares
Arienus był chyba jedną z niewielu osób, którym humor dopisywał tego ranka. Jedyne, czego żałował to fakt, iż było trochę za ciepło, jak na szaty, które miał na sobie. Jednak mógł założyć tę białą koszulę...
Sir Oskar zakończył swoje przemówienie - Grajek przyjął wszystkie rewelacje ze stoickim spokojem - w końcu nie było to nic zaskakującego. Owszem, gdyby kazano mu teraz iść do lasu i upolować tuzin wiewiórek, może byłby zaskoczony, ale podróż? Żadna nowina.
W tym momencie de Muero został uraczony czymś, co w przypływach radości można by nazwać groźbą - wszak żadne konsekwencje nie zostały sprecyzowane, więc nie ma obaw. Na razie.
- Zapamiętam sobie - zapewnił, uśmiechając się przy tym w dość niejednoznaczny sposób. Nie wiadomo, czy wziął sobie słowa łowcy do serca, czy też spłynęły one po nim, jak po kaczce.
Arienus wskoczył na wóz tuż za krasnoludem, sadowiąc się naprzeciw niego. Z miejsca zauważył, że reszta drużyny nie darzy go sympatią, ale cóż począć - są na siebie skazani. Lepiej robić dobrą minę do złej gry. Młody de Muero rozpoczął rozmowę z krasnoludem-transwestytą.
- Nie mieliśmy okazji się poznać - zauważył, wyciągając do niego rękę. - Grajek jestem.
-Witaj GRAJKU - ostatnie słowo wypowiedział przez zaciśnięte zęby. - Jam jest Errer Avares. I nie jestem niziołkiem, a przeklętym krasnoludem- tu zwrócił się do siedzącego naprzeciwko elfa, po czym poprawił swoją granatową rękawiczkę.
Arienus uśmiechnął się, skinąwszy krasnoludowi głową.
- Niespecjalnie jest pan zachwycony rozmową ze mną - zauważył. - Czyżby mój wczorajszy występ tak pana do mnie nastawił? A może jest to niechęć na tle... rasowym?
-To nie ma nic wspólnego z twoją rasą uwierz mi. Co do twoich wczorajszych występów to nawet mi się podobały... ALE DO CHOLERY JASNEJ KAŻDY POWINIEN WIEDZIEĆ KIEDY PRZESTAĆ! - wydarł się wniebogłosy krasnolud.
Grajek gestem dłoni zasugerował, ze nerwy są niepotrzebne.
- Grałem, póki miałem publiczność - wyjaśnił. - Wystarczyło jednak słowo, bym przestał.
*Jasne już widzę jaki jesteś pokorny i na słowo skargi chowasz skrzypce do futerału...*
-W takim razie przepraszam - krasnolud uśmiechał sie i wyciągnął rękę w geście pojednania. - Niepotrzebnie sie uniosłem.
Arienus odpowiedział dziwnie arystokratycznym ukłonem, po czym zreflektował się i uścisnął prawicę krasnoluda. *Pilnuj się, Grajek*, skarcił się w duchu.
Krasnolud myśląc, że rozmowa dobiegła końca, wyciągnął grzebień i zaczął delikatnie rozczesywać swoje, i tak idealnie już proste, długie blond włosy. Arienus nie zamierzał jednak kończyć rozmowy. Jak się przyczepi, bywa gorszy od pitbula. Głodnego pitbula, zaznaczmy.
- Jaki jest cel pańskiego uczestnictwa w tym turnieju, o ile oczywiście mogę zapytać?
-Chyba taki jak każdego... Nagroda- powiedział- Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi... A ty dlaczego tu jesteś Grajku?
- Dla sławy - odparł Grajek po chwili namysłu. - Nagroda to rzecz drugorzędna.
-Dla sławy? To znaczy?- zapytał Errer coraz bardziej zaintrygowany rozmówcą.
- Lubię, gdy jest o mnie głośno - odparł Arienus. - A od pewnego czasu panuje wręcz cisza na morzu, jeśli mogę to tak ująć.
-Dziwne pobudki... A teraz pozwól, że się trochę prześpię. - Tu pozwolił sobie na spojrzenie z byka, jednak z uśmiechem na twarzy. - Nie spałem zbyt dobrze tej nocy... Dałbyś głowę?
- Nie docenia pan sztuki - zaśmiał się Arienus, obrysowując smyczkiem czubek swojego buta.
- Dobranoc - odparł tylko krasnolud, po czym jego głowa opadła na ramię, a powieki zamknęły się.
Grajek wiedział, że już nic raczej nie zdoła wydusić z Errera - został perfidnie olany. Jednak niespecjalnie go to obeszło. Resztę podróży spędził na rozglądaniu się po mijanej okolicy.
gościnnie występuje Errer Avares
Arienus był chyba jedną z niewielu osób, którym humor dopisywał tego ranka. Jedyne, czego żałował to fakt, iż było trochę za ciepło, jak na szaty, które miał na sobie. Jednak mógł założyć tę białą koszulę...
Sir Oskar zakończył swoje przemówienie - Grajek przyjął wszystkie rewelacje ze stoickim spokojem - w końcu nie było to nic zaskakującego. Owszem, gdyby kazano mu teraz iść do lasu i upolować tuzin wiewiórek, może byłby zaskoczony, ale podróż? Żadna nowina.
W tym momencie de Muero został uraczony czymś, co w przypływach radości można by nazwać groźbą - wszak żadne konsekwencje nie zostały sprecyzowane, więc nie ma obaw. Na razie.
- Zapamiętam sobie - zapewnił, uśmiechając się przy tym w dość niejednoznaczny sposób. Nie wiadomo, czy wziął sobie słowa łowcy do serca, czy też spłynęły one po nim, jak po kaczce.
Arienus wskoczył na wóz tuż za krasnoludem, sadowiąc się naprzeciw niego. Z miejsca zauważył, że reszta drużyny nie darzy go sympatią, ale cóż począć - są na siebie skazani. Lepiej robić dobrą minę do złej gry. Młody de Muero rozpoczął rozmowę z krasnoludem-transwestytą.
- Nie mieliśmy okazji się poznać - zauważył, wyciągając do niego rękę. - Grajek jestem.
-Witaj GRAJKU - ostatnie słowo wypowiedział przez zaciśnięte zęby. - Jam jest Errer Avares. I nie jestem niziołkiem, a przeklętym krasnoludem- tu zwrócił się do siedzącego naprzeciwko elfa, po czym poprawił swoją granatową rękawiczkę.
Arienus uśmiechnął się, skinąwszy krasnoludowi głową.
- Niespecjalnie jest pan zachwycony rozmową ze mną - zauważył. - Czyżby mój wczorajszy występ tak pana do mnie nastawił? A może jest to niechęć na tle... rasowym?
-To nie ma nic wspólnego z twoją rasą uwierz mi. Co do twoich wczorajszych występów to nawet mi się podobały... ALE DO CHOLERY JASNEJ KAŻDY POWINIEN WIEDZIEĆ KIEDY PRZESTAĆ! - wydarł się wniebogłosy krasnolud.
Grajek gestem dłoni zasugerował, ze nerwy są niepotrzebne.
- Grałem, póki miałem publiczność - wyjaśnił. - Wystarczyło jednak słowo, bym przestał.
*Jasne już widzę jaki jesteś pokorny i na słowo skargi chowasz skrzypce do futerału...*
-W takim razie przepraszam - krasnolud uśmiechał sie i wyciągnął rękę w geście pojednania. - Niepotrzebnie sie uniosłem.
Arienus odpowiedział dziwnie arystokratycznym ukłonem, po czym zreflektował się i uścisnął prawicę krasnoluda. *Pilnuj się, Grajek*, skarcił się w duchu.
Krasnolud myśląc, że rozmowa dobiegła końca, wyciągnął grzebień i zaczął delikatnie rozczesywać swoje, i tak idealnie już proste, długie blond włosy. Arienus nie zamierzał jednak kończyć rozmowy. Jak się przyczepi, bywa gorszy od pitbula. Głodnego pitbula, zaznaczmy.
- Jaki jest cel pańskiego uczestnictwa w tym turnieju, o ile oczywiście mogę zapytać?
-Chyba taki jak każdego... Nagroda- powiedział- Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi... A ty dlaczego tu jesteś Grajku?
- Dla sławy - odparł Grajek po chwili namysłu. - Nagroda to rzecz drugorzędna.
-Dla sławy? To znaczy?- zapytał Errer coraz bardziej zaintrygowany rozmówcą.
- Lubię, gdy jest o mnie głośno - odparł Arienus. - A od pewnego czasu panuje wręcz cisza na morzu, jeśli mogę to tak ująć.
-Dziwne pobudki... A teraz pozwól, że się trochę prześpię. - Tu pozwolił sobie na spojrzenie z byka, jednak z uśmiechem na twarzy. - Nie spałem zbyt dobrze tej nocy... Dałbyś głowę?
- Nie docenia pan sztuki - zaśmiał się Arienus, obrysowując smyczkiem czubek swojego buta.
- Dobranoc - odparł tylko krasnolud, po czym jego głowa opadła na ramię, a powieki zamknęły się.
Grajek wiedział, że już nic raczej nie zdoła wydusić z Errera - został perfidnie olany. Jednak niespecjalnie go to obeszło. Resztę podróży spędził na rozglądaniu się po mijanej okolicy.
-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Re: [D&D/Storytelling] Bez końca ,,Labirynt"
Ha'arim Elvengrace
Labirynt taaak?- mruknął udając się do swojego wozu na, który zwinnie wskoczył i zajął pierwsze z brzegu miejsce i zaczął się wpatrywać w stronę uciekającego miasta... Do pewnego momentu nie zwracał na nic uwagi... Jednak:
-Dobranoc- powiedział krasnolud
-Nieee no albo ja jestem dziwny i mam zwidy ale mamy bardzo słoneczny i gorący DZIEŃ nie NOC... -Ha'arim powiedział to z lekkim rozbawieniem wiedząc, że krasnolud i tak już jest w swoich kopalniach albo w innym miejscu z jakim kojarzył sobie krasnoludy.
Mam nadzieję, że nikogo tym nie uraziłem...-dodał po chwili z ledwie wyczuwalną ironia zerkając na wszystkich,zatrzymując wzrok na krasnoludzie...
Jako, że przez następne parę dni może tygodni będziemy na siebie skazani, chcę wam powiedzieć jedno. A mianowicie: Mam do was szacunek i nie żywię do was żadnych uprzedzeń i byłbym rad, gdybyście sądzili o mnie.- ciągnął dalej z lekkim uśmiechem patrząc na wszystkich -No i jeśli wam coś we mnie przeszkadza to mówcie. Postaram się nie obrazić- kończąc obdarzył wszystkich lekkim uśmiechem i oddał się rozmyślaniom, aż do końca drogi.
Labirynt taaak?- mruknął udając się do swojego wozu na, który zwinnie wskoczył i zajął pierwsze z brzegu miejsce i zaczął się wpatrywać w stronę uciekającego miasta... Do pewnego momentu nie zwracał na nic uwagi... Jednak:
-Dobranoc- powiedział krasnolud
-Nieee no albo ja jestem dziwny i mam zwidy ale mamy bardzo słoneczny i gorący DZIEŃ nie NOC... -Ha'arim powiedział to z lekkim rozbawieniem wiedząc, że krasnolud i tak już jest w swoich kopalniach albo w innym miejscu z jakim kojarzył sobie krasnoludy.
Mam nadzieję, że nikogo tym nie uraziłem...-dodał po chwili z ledwie wyczuwalną ironia zerkając na wszystkich,zatrzymując wzrok na krasnoludzie...
Jako, że przez następne parę dni może tygodni będziemy na siebie skazani, chcę wam powiedzieć jedno. A mianowicie: Mam do was szacunek i nie żywię do was żadnych uprzedzeń i byłbym rad, gdybyście sądzili o mnie.- ciągnął dalej z lekkim uśmiechem patrząc na wszystkich -No i jeśli wam coś we mnie przeszkadza to mówcie. Postaram się nie obrazić- kończąc obdarzył wszystkich lekkim uśmiechem i oddał się rozmyślaniom, aż do końca drogi.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"