[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Golem wysłuchał spokojnie krzykliwej tyrady Orlandoniego. O tak, mocne słowa to była najlepsza broń Tileańczyka, nie ulegało wątpliwości.
- Obawiam się, że zostałem źle zrozumiany, panie specjalisto-od-wszystkiego - Günter zniżył głos, który zabrzmiał teraz tubalnie. - Chodziło mi o to, że łażenie za cieniem do bladego świtu będzie mijało się z celem, a my tylko padniemy z wycieńczenia. O ile wcześniej nie pozabijamy się wzajemnie z nerwów - ostatnie słowa zaakcentował, mierząc Lucę spojrzeniem. - Gdyby łowca nagród był naprawdę chytry, uderzyłby w nasz najczulszy punkt, czyli barkę właśnie, pozbawiając nas zarówno schronienia, jak i środka transportu. Załogę mógłby wziąć jako zakładników, o ile nie wyrżnąłby ich jak świnie na miejscu.

Przerwał. Arienati... Castinaa biła się z myślami, co widać było w jej twarzy. Po chwili wahania stanęła po stronie rodaka.
- Spodziewałem się takiej decyzji. Dobrze, udaj się z nim, jeśli taka twoja wola - odparł krótko, jednak w głosie zaczaiła się nuta niepewności.
- Wy także na siebie uważajcie. I pilnuj krzykacza, by nie zrobił czegoś głupiego - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, niemal wprost do ucha dziewczyny.

Gdy dwójka Tileańczyków oddaliła się, Günter zwrócił się do pozostałych.
- Ach, mam przeczucie, że prędzej oni sami napytają sobie biedy, mieląc językiem o Chaosie naokoło. Lepiej nie ściągać na siebie wrogości miejscowych. I tak już o nas zapewne jest głośno w promieniu dziesiątek mil - dodał z niepokojem. - Poczekajcie tu chwilę.

Golem wrócił do zacumowanej barki i zawołał Josefa. Kiedy przewoźnik pojawił się na pokładzie, Günter rzekł:
- Dzisiejszej nocy może być gorąco. Luca ostrzegał pana przed niebezpieczeństwem, ja pójdę krok dalej. Proszę, by oddalił się pan wraz z barką na drugi brzeg rzeki i tam zacumował w bezpiecznym miejscu. Nasz tajemniczy prześladowca mógłby pokusić się wyrządzić panu i tamtej szanownej rodzinie krzywdę, więc lepiej byłoby uniknąć takiej ewentualności. Spotkamy się ponownie o świcie.

Po rozmowie z Josefem, Günter wrócił do grupy towarzyszy.
- Nie będziemy stali w miejscu. Podążymy śladem tamtej dwójki, żeby mieć na nich oko. Łowca nagród może zdecydować się ich zaatakować, skoro depczą mu po piętach. W takiej sytuacji lepiej by było, gdyby mogli liczyć na nasze wsparcie. Natomiast gdyby przeciwnik stanął do walki z nami, to przy takiej sile bojowej - spojrzał kolejno na Ulricha, Gildirila i Ninerl - powinniśmy sobie poradzić.

Po sekundzie dorzucił:
- Nie patrzcie się na mnie tak krzywo. Siedzimy w tej farsie po uszy, poza tym nie ja wymyśliłem bajkę z tropicielami Chaosu. Zostały nam przydzielone role, to trzeba je teraz odegrać.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Kiedy znaleźli się w „Czarnym Złocie,” Ulrich wypatrywał w ciżbie ludzi człowieka, którego szukali. Niestety, jakoś nie dało się go zlokalizować. „Jest śliski jak jakiś cholerny wąż…” Jeśli tym razem, znów niczego się nie dowiedzą, de Maar gotów jest naprawdę się zirytować.

Wsłuchał się w to co mówiła Arienati. Już pierwsze słowa wyjaśniały skąd dziewczyna miała te rany i siniaki, które tak rzucały się w oczy przy pierwszym spotkaniu. Ulrich uśmiechnął się lekko, gdy mówiła o utraconej pamięci. Chyba już wiedział dlaczego doradziła mu wcześniej, żeby Kastor cierpiał na amnezję… coś takiego może wiele wytłumaczyć. Ale co innego udawanie, a co innego utrata wspomnień. Rozszerzył oczy ze zdziwienia, gdy usłyszał, że ta niepozorna dziewczyna zarabiała zabijaniem dla gildii. W pierwszej chwili myślał, że może zmyśliła tą historyjkę. „Nie… niby po co? Poza tym rzeczywiście, gdzieś musiała nauczyć się walczyć.” Trzeba przyznać, że ta „praca dla Księcia” coraz bardziej się komplikowała. Ulrich zdecydowanie wolał uniknąć spotkania z innymi członkami gildii. Ludzie tego rodzaju raczej nie walczą uczciwie, a de Maar nie chciałby umrzeć od jakiegoś świństwa dodanego do jedzenia. No cóż… pozostaje liczyć na łaskę bogów.
- Jestem pewien, że wszyscy tutaj obecni mamy swoją przeszłość i swoich wrogów – powiedział, gdy skończyła mówić – Teraz jednak, podróżujemy razem i nasze losy są połączone. Problemy jednego są problemami wszystkich. I wszyscy razem sobie z nimi poradzimy.– spojrzał po twarzach towarzyszy. Nie spodziewał się znaleźć tam potwierdzenia tych słów… A przynajmniej nie u wszystkich. Już się nauczył, że ideały i rzeczywistość sporo się czasem różnią. Wyprostował się na krześle i spojrzał prosto na Arienati.
- I jeszcze jedno mnie interesuje. Chcesz, abyśmy zwracali się do ciebie prawdziwym imieniem? – niełatwo jest porzucić całą swoją przeszłość. Przelotnie zastanowił się, czy może po wszystkim Ari… to jest Castinaa wróci do swojego zawodu.

Przyglądał się przedstawieniu, które właśnie odstawił Luca. Ulrich dostawał coraz to nowe imiona. „Manfred, mężny wojownik.” Kiedy skończył mówić, wszyscy trzej – on, Luca i Golem – wyszli na zewnątrz. A więc, ten człowiek był łowcą nagród… teraz Ulrich rozumiał z tego wszystkiego jeszcze mniej. No, ale wyjaśni się gdy w końcu się do niego dobiorą. Pogrążony w myślach, Ulrich obudził się, gdy dołączyła do nich reszta, a Orlandoni wydarł się na Güntera.
- Panowie, spokój – de Maar senior by się uśmiał, gdyby usłyszał te słowa w ustach Ulricha – Dopiero zapada zmierzch, więc lepiej się pospieszmy, jeśli chcemy cokolwiek wskórać. To w końcu człowiek, niemożliwe, żeby nikt go nie widział! Ale co do mobilności… Günter ma rację. Myślę, że rozdzielenie się jest dobrym pomysłem. A jeśli nic nie znajdziemy to jedynym wyjściem będzie spać wyjątkowo czujnie, albo wcale. Psiakrew, nawet nie znamy zamiarów tego człowieka! Do tej pory nas nie zaatakował, a wtedy w stolicy miał szansę…
Luca i Arienati poszli we dwójkę. Mały Rycerz spojrzał na resztę towarzystwa, a potem prosto na Golema.
- To co? Idziemy, nie będziemy tutaj sterczeć bezczynnie. Myślę, że ta dwójka powinna sobie poradzić, ale różnie to bywa... Kto wie, co mają zamiar tam robić... – zażartował korzystając z nieobecności wyżej wymienionych. Czego, jak czego, ale górnolotnego poczucia humoru w wojsku nie uczą…
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Serge »

Luca & Castinaa "Arienati"

Orlandoni z ponurą miną przysłuchiwał się słowom Arienati. W końcu powiedział:
- Nie złoszczę się, po prostu zawsze musi mieć swój lepszy plan i wytykać błędy mojego. Jego planowanie tez nie jest pozbawione błędów. Zresztą, nieważne. - zmienił nagle temat. - Castinaa, ładne imię... chociaż ciężko będzie mi się przestawić. Przyzwyczaiłem się już do Arienati...

- Aha, i dzięki że we mnie wierzysz. "Będziesz mieć na mnie oko?" A co ja jestem, jakimś waszym wrogiem? - spojrzał na nią z wyrzutem.

Nieco ją zatkało, przez chwilę patrzyła się na niego osłupiała, źle ją zrozumiał.
- Nie o to mi chodziło, raczej o twoje bezpieczeństwo. Obawiasz się tego człowieka, nie chcesz dostać chyba w plecy. Mam nadzieję, że w razie kłopotów ja szybciej go zauważę i zdążę jakoś zareagować lub cię uprzedzić - wyjaśniła powoli, nie chciała mieć z nim żadnych nieporozumień. - Martwię się i tyle.

- Wybacz, ale w otwartej walce potrafię o siebie zadbać - mruknął nie patrząc nawet na nią. - Dobrze, że przypomniało ci się co nieco, dobrze jest mieć przy sobie skrytobójczynię, może nie zdechnę z ostrzem w plecach. - rzucił ironicznie. - A to, że się martwisz to jakaś nowość, ostatnio na barce nie za bardzo chciałaś ze mną rozmawiać. Zresztą, przecież nie musisz mi towarzyszyć. Możesz wrócić do pana "wszechwiedzącego " Golema i zostać na barce. - Orlandoni w końcu spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się na siłę.

- Aż tak bardzo się na mnie gniewasz? - spytała nieco wystraszona. - Przepraszam cię za to, musiałam chwilę pomyśleć i pobyć sama. Nie jestem pewna, czy moja obecność nie sprowadzi na was kłopotów, rozumiesz? Naprawdę nie chciałabym, żeby coś ci się stało, uwierz mi.
Spojrzała się na niego błagalnym wzrokiem, w kącikach oczu zalśniły łzy. Było jej na prawdę i szczerze przykro, że się złościł, nie myślała, że aż tak weźmie do siebie to całe milczenie. Przecież nie chciała być dla niego niedobra.


Orlandoni zatrzymał się nagle i chwycił ją za ramię. Przyciągnął do siebie i spojrzał w oczy.
- Nie gniewam się i nie przepraszaj - jego obie dłonie zacisnęły się na ramionach dziewczyny. - A co do tych kłopotów, to nie sądzą byś była w stanie ściągnąć na mnie coś czego już nie widziałem w swoim życiu. Wychowałem się w Farinie, najgorszej dzielnicy Luccini, a jeśli pamiętasz co to za miejsce, to wiesz przez co przeszedłem. Ja też nie chcę by coś ci się stało. Nie tobie. - nagle ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Luca nie myślał co będzie dalej, mogła równie dobrze zdzielić go w gębę, ale chciał to zrobić. Pocałunek był płomienny i długi, nie mogła się wyrwać.

I właściwie to próbowała tylko przez chwilę, ale z każdym uderzeniem serca jej opór topniał jak kostka lodu w pełnym słońcu. Nie minęło dużo czasu, jak poczuł, że dziewczyna odwzajemnia jego pocałunek... Trochę się zdziwił, gdy Castinaa zaczęła na niego napierać i przyparła go do ściany budynku, całowała z pełnym temperamentem i namiętnością Tileanki.

Luca tylko przez moment dziwił się zachowaniu dziewczyny, ale migiem doszło do niego, o co może jej chodzić. Przylgnął do niej całym ciałem, obejmując tak, jakby robił to ostatni raz w życiu i zatracając się w głębokim pocałunku. Chwilę później jego dłonie zaczęły wędrować niżej i zatrzymały się na zgrabnych, wspaniałych pośladkach Tileanki. Czuł przy tym jak wzbiera w nim podniecenie; nie przestawał jej całować.

A ona także nie pozostawała bierna. Gdy objęła go ramionami, poczuł niesamowite ciepło bijące od jej ciała i ten specyficzny ciepły zapach, który doprowadzał facetów do szału. Była wręcz rozpalona, jakby cały dzień grzała swoją skórę w słońcu Tilei. Przylgnęła do niego i zaczęła błądzić dłońmi po plecach mężczyzny, chyba to co robił, nie przeszkadzało jej. Po chwili objęła go nogą w pasie i mocniej zacisnęła sobie dłoń Tileańczyka na pośladku.

Dłonie Orlandoniego poruszały się po ciele Castiny niczym dłonie wirtuoza po instrumencie. Chwilę trwało nim przesunęły się z pośladków na jędrne piersi dziewczyny. Wkładając obie dłonie pod koszulę i kubrak dziewczyny czuł jej duże i twardniejące z każdą chwilę sutki na swych palcach. Zapach jej wspaniałego ciała doprowadzały go do szału podniecenia. Już nieważny był Adolphus, nieważna był drużyna - liczył się tylko on i ona. Całował ją namiętnie i mocno, jednocześnie kierując swe dłonie ku guzikom jej spodni. Ona również nie pozostawała bierna, jej pieszczoty sprawiały, że Tileańczyk nie potrafił skupić się na niczym innym. Luca rozpiął jej spodnie i zagłębił swoją dłoń czując na swoich palcach wilgotne ciepło kobiecości Castiny...

Kobieta szybko się rozejrzała dookoła, niedaleko stała dość wysoka beczka. Pociągnęła mężczyznę w jej stronę i usiadła na niej na samym brzegu. Szybkim ruchem rozpięła koszulę Orlandoniemu i przejechała językiem po jego ciele aż do szyi. Pomogła sobie ściągając go do siebie w dół i znów przyssała się do ust mężczyzny. Czuł, czego dziewczyna pragnie, lekko drgnął, gdy swą dłonią zaczęła błądzić przy jego męskości. Zachowywała się teraz zupełnie inaczej, jakby była inną osobą, aż ciężko było to wszystko ogarnąć.

Luca zatracił się zupełnie w tym, co działo się obecnie. Całował jej usta, szyję, ssał sutki, wodząc jednocześnie językiem po ich otoczce. Wiedział dobrze, że dziewczyna jest rozpalona do granic. Nie dbał o to czy ktoś ich widzi lub zobaczy i uwolnił swą naprężoną męskość, jednocześnie niemal rozszarpując spodnie Castiny, które momentalnie powędrowały w dół. Pocałował ją namiętnie i zagłębił jeszcze dwa palce w jej wilgotnej z podniecenia kobiecości. Chwilę później wprowadził w nią swą naprężoną męskość. Dziewczyna lekko dyszała, gdy z każdą chwilą zwiększał tempo.

To było szalone, gwałtowne i namiętne, Castinaa musiała się mocno przytrzymywać kochanka i co chwilę całować, by nie krzyczeć zbyt głośno. Był pewien, że nie udaje, czuł jak każdy jego ruch sprawia jej niezwykłą rozkosz. Jemu także było dobrze, dziewczyna zaciskała mięśnie i współgrała z jego ruchami jak w jakimś doskonałym tańcu, podobało mu się to.
- Cholerne szczury! - wyrwało ich z namiętnego uścisku i chwilę po tym z chlustem wiadro wody zostało wylane na uliczkę.
Castinaa spojrzała się zdziwiona na Lucę i po chwili zrobiła ogromne oczy. Jakby obudziła się z jakiegoś letargu czy czegoś. Cała twarzyczka pokryła jej się ogromnym rumieńcem, przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, w końcu delikatnie go pocałowała w usta.
- Poniosło mnie? - spytała.

- Nie wydaje mi się. Byłaś wspaniała. – Luca znów ją pocałował i zacisnął lekko prawą dłoń na obnażonej piersi dziewczyny. Chciał kontynuować to, co zaczęli, ale wiedział dobrze że to nie jest odpowiednie miejsce i czas. Poza tym mieli teraz inne sprawy na głowie. – Zbierajmy się, trzeba się rozejrzeć po okolicy, ale obiecuję że niebawem do tego wrócimy. – Luca uśmiechnął się chowając w spodniach wciąż nabrzmiałą męskość. Nie mógł oderwać wzroku od na wpół nagiej Castiny. Wyglądała tak delikatnie i niewinnie zarazem.

Chwilę jej zajęło, nim się zebrała w sobie i pozbierała na tyle, by wstać i się ubrać. Ciągle miała wypieki na twarzy, przyśpieszony oddech i zapewne serce kołatało jej w piersi jak szalone.
- Oj tak, niebawem - odpowiedziała i odkaszlnęła zakłopotana zakrywając się i zaciągając spodnie.
Kiedy była gotowa, podeszła do niego, ale odczuwała ogromny dyskomfort. Wolałaby być teraz dalej z nim, najlepiej w łóżku, chwilę rozważała, czy nie wrócić od razu na barkę. Nie mogła się skupić. Musiała trzymać ręce przy sobie, gdyż co chwilę nachodziła ją ochota, by się na mężczyznę znów rzucić.

Luca wpatrywał się w nią pełnym pożądania wzrokiem. Pocałował ją namiętnie i znów zagłębił dłoń w jej spodniach wciąż czując jej wilgotną kobiecość. Masował ją delikatnie kilka chwil, po czym wycofał się i spojrzał na nią.
- Musimy się opanować, chociaż to dla mnie cholernie trudne, Cas... - zagryzł wargi próbując wyzbyć się jakoś podniecenia. Nie udawało mu się. Ciągle myślał o tym, by zrobić to z nią tu i teraz. Niech cię szlag Orlandoni. - Gdy tylko dotrzemy z powrotem na barkę, nikt nam nie przeszkodzi... - odgarnął kosmyk jej włosów i poczuł jej rozpalone policzki. - Jesteś wspaniała. - złożył na jej ustach gorący pocałunek. Nie chciał się stąd ruszać, serce waliło mu jak opętane.

I nie tylko on się tak czuł, ona także wolała zostać i dokończyć to, co zaczęli. Przyciągnęła go do siebie.
- Musimy się opanować - powiedziała stanowczo nie przestając pieszczot.
W głowie jej szumiało, jakby wypiła o kilka butelek wina za dużo, w podbrzuszu czuła niezwykły ucisk mówiący jej, że jak się z nim zaraz nie pokocha do końca, to będzie w bardzo złym nastroju przez następne dni.
- Jeszcze tylko chwilka... - wyszeptała.

- Pieprzyć opanowanie – mruknął Luca obdarowując rodaczkę namiętnym pocałunkiem. Musiał to skończyć, tylko to chodziło mu teraz po głowie, zresztą nie tylko jemu. Cas wyglądała na podnieconą do granic i nie starała się nawet tego ukrywać. Znów zaczęli się rozdziewać, gdy nagle usłyszeli nieopodal jakieś ciężkie kroki. Luca zaklął w tileańskim i znów zapiął spodnie. Castinaa naciągnęła koszulę na sterczące piersi.

Szybko się ubrali do końca, ona nieco odgarnęła włosy z twarzy i jakoś się ogarnęła, a potem stanęła bardziej za swoim kochankiem. Zastanawiała się, kto to teraz może iść i komu wbić nóż w serce. Ech, trzeba będzie jednak poczekać do powrotu...

Dialog and all other stuff: Ouz & Serge
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
- No, właściwie... mogę ci powiedzieć, bo to żadna tajemnica. Ale wolałabym to zrobić, jak dotrzemy do statku- poprosiła.

***
Siedziała tak dłuższą chwile, gdy przypomniała sobie, że przecież obiecała Gildirilowi opowieść o mieczu. Wstała i poszła go poszukać.
Leżał już w łóżku. Stanęła, niepewna czy mu nie przeszkadza.
- Nie przeszkadzam ci? Mam nadzieję, ze jeszcze nie spałeś?- powiedziała cicho z zakłopotaniem w głosie.- Prosiłeś mnie, by opowiedziała o tym.. o tym mieczu- dodała i usiadła na brzegu łóżka.

- Ten miecz, którego szukam... to jest miecz mojego ojca.- przygryzła wargi. -Potężny przedmiot dla wojownika, stworzony przez kowali Vaula. Jest przeznaczony tylko dla mojego ojca. A ja.. ja postanowiłam go odzyskać- splatała ręce w zakłopotaniu. Czuła, że postąpiła głupio, ale ojciec tak bardzo potrzebował chociaż namiastki dawnego życia. -Mój ojciec...- na chwilę załamał się jej głos. - był urodzonym wojownikiem. Żył walką, była ona wręcz jego przeznaczeniem. Gdy... gdy Druchii torturowali go i okaleczyli... teraz, teraz jest na wpół ślepym kaleką. Stracił swój oręż, a jest to jedyna broń, jaką teraz będzie potrafił władać...Ja po prostu nie mogłam patrzeć, jak powoli umiera.. wegetuje... Postanowiłam go odzyskać - w głosie dziewczyny zabrzmiała determinacja. - A potem... a potem - zasyczała. - Odpłacić Mrocznym...- w głosie dziewczyny zabrzmiała taka nienawiść, że była aż namacalna. - Przysięgłam sobie, że go znajdę, a my, Synowie i Córki Nagarythe, Aesaran ' Alith' n Anar nie lekceważymy takich przysiąg.- dodała z naciskiem.
Spuściła głowę, a po chwili podniosła ją.
-Dowódca dał mi tylko dziesięcioletni urlop. Myślisz, ze wystarczy?- spytała z niepokojem.
***
Podróż była nudna.
Ninerl wyczyściła swój oręż, obejrzała dokładnie pancerz, a i tak nie było co robić.
Jej uwagę przyciągnął Gunter, znowu forsujący zraniony bark.
Wstała i podeszła do niego, zabierając mu z rąk ciężkie wiadro.
-Masz się oszczędzać- powiedziała z wyrzutem. - Czemu to robisz? Jeśli oni potrzebują pomocy, ja mogę to zrobić- dodała z dezprobatą. -Co to byłby ze mnie za dowódca, gdybym pozwoliła rannemu na pracę.- zamruczała do siebie.

Gdy zrobiła wszystko, co trzeba, jej uwagę przyciągnęła matka z dzieckiem na rękach. Ninerl, zafascynowana wpatrywała się w nią, obserwując maleństwo. Po chwili uśmiechnęła się ciepło- dziecko przypomniało jej młodszą siostrę. "Ciekawe, co u Myriel" pomyślała. Miała nadzieję, że wszystko dobrze. Wieża Hoetha była naprawdę bezpiecznym miejscem.

Golem przez całą drogę próbował ich rozbawiać- w przypadku Ninerl czasami mu się udawało, czasami nie.
- Powiedz mi, czemu udajesz idiotę?- spytała z ciekawością.- Jeśli moje pytanie cię uraziło, to przepraszam- dodała zwykłym tonem.

Dopłynęli do jakiejś małej miejscowości. Ninerl nie zapamiętała dokładnie nazwy- te ludzkie były jakieś takie nieprzyjemnie brzmiące.
Jej uwagę zwrócił ten człowiek.
-Śledził nas- powiedziała. -Tylko skąd wiedział, że akurat dziś dopłyniemy tutaj?- w jej głosie zabrzmiała podejrzliwość. -Może podróżował drogą?- zastanowiła się.
Wysłuchała planu kupca i Golema.
-Tak, ja chcę byc na zewnątrz. Nie wchodzę do środka, nie ma mowy.- dodała. - My Cieniści, staramy się nie walczyć w budynkach, tylko w terenie. - powiedziała w zamyśleniu.
Weszli do gospody, ku niezadowoleniu Ninerl. Siłą Wojowników Cienia był kamuflaż, a nie frontalny atak. Trzymała się blisko Gildirila. Usiedli przy stoliku, Ninerl wybrała najbardziej
zacienione miejsce. Widziała, że Gildiril jest spokojny i jakoś dodawało jej otuchy.
Potem Arienati powiedziała coś, że chce się zwierzyć.
Jej słowa zaskoczyły nieco Ninerl.
-Morvath- zasyczała z gniewem. -Byłaś morvath? Dziwne- powiedziała, opanowując się. - To czemu tak opłakiwałaś tamtych? To mi nie pasuje...Co do twoich prześladowców, to więcej trupów mi nie przeszkadza... Gorzej tylko będzie z truciznami- zacisnęła wargi. - Potrafię je rozpoznać, ale nie mam jak zrobić odtrutek i nawet nie za bardzo umiem.- dodała.- I nie zostawiam towarzyszy w potrzebie, żeby było jasne- powiedziała nieco wyniośle. Ninerl czuła się urażona prośbą dziewczyny. Kim ona jest, by miała tak postępować? Honor i zasady Tar Vatherainów wyraźnie określały niektóre sytuacje.
Zaraz potem do jej uszu dobiegł głos kupca. Jak zwykle wygłaszał przemowę. Chyba chodził o element zaskoczenia. Na słowo Chaos, Ninerl zmarszczyła brwi. To jej się nie podobało.
Wkrótce Luca wrócił i opisał ich tajemniczego tropiciela.
- Łowcę rozumiem, ale nagród? O co chodzi?- zwróciła się do Gildirila. -Ma złowić nas, prawda?- popatrzyła pytająco na mężczyznę.
Wyszli na zewnątrz. Ninerl ucieszyła sie z tego. Tu przynajmniej nie śmierdziało. Ludzcy mężczyźni wymieniali poglądy na temat łowcy.
- Nie pozwolę skrzywdzić dziecka- rzuciła dobitnie do kupca. - Żeby było to jasne. Wracam na barkę, skoro tak. Dziewczyna z kupcem odeszła, a oni zawrócili na statek. Golem wyłożył pokrótce swoją propozycję.
- A ja się patrzę na ciebie krzywo?- zapytała ze zdumieniem.
- My z Gildirilem możemy wykorzystać cienie. W końcu ja umiem je wykorzystywać i nareszcie będę mogła- dodała.
- Co ty na to?- zwróciła się do mężczyzny.
Słów Ulricha nie do konca zrozumiała.
- A co mieliby tam robić?- zapytała z zaciekawieniem. -Bo nie bardzo rozumiem, chyba poszli sie rozejrzeć, prawda?
Poszperała przez chwilę w plecaku i wydobyła, to czego szukała. Okrągel, drewniane pudełko. Przez chwilę manipulowała przy zakmu i uchyliła, wieko szepcąc coś. Wzory na powierzchni drewna delikatnie zamigotały, prawie niezauważalnie.
Ninerl uśmiechnęł się z zadowoleniem i zdjęła rękawicę z dłoni.
Zanurzyła palce w czarnej mazi i nasmarowała sobie dokładnie twarz. Chwilę potem dotknęła nimi twarzy Gildirila.
- Gesan Ishin, dzięki temu twarz nie lśni w ciemnościach i trudniej cię zauważyć.- wyjaśniła.- Maskuje także trochę twój zapach. Zmywa się łatwo. Wy też chcecie?- zwróciła się do reszty.
- A może ja z Gildirilem, będziemy dyskretnie podążać za wami? Wy będziecie iść normalnie, a my jako straż- powiedziała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

Wszyscy

Luca wraz z Castiną ruszyli na poszukiwania, choć początkowo zajęci byli zupełnie czymś innym. Ich gorące chwile przerwało pojawienie się pozostałych towarzyszy i wspólnie ruszyliście „pozwiedzać” kolejne karczmy. Pochód zamykali Ninerl i Gildiril, którzy trzymali się kilka metrów za wami. Trzeba przyznać, ze wioska mimo iż nie była zbyt wielka, zajazdów miała pokaźną ilość. I we wszystkich panował teraz tłok bowiem wszystkie już barki i łodzie zdążyły zacumować i teraz ich załoga i kapitanowie zasiadali do wieczerzy i popijaw. Wiadomo, że ci na wodzie najwięcej piją, widzieliście, mimo jeszcze wcześniej pory, sporo podchmielonych osobników.

W pierwszej karczmie nie dowiedzieliście się niczego, również nikt nie słyszał o tym człowieku. W drugiej było podobnie. W trzeciej wypytany barman przyznał, ze widział takiego człowieka, kierował się do zajazdu "Pod szczęśliwym mężczyzną". Po dotarciu do owej gospody dowiedzieliście się, że rzeczywiście był tu taki, ale nie zatrzymał się na dłużej. Po dłuższych "namowach" w postaci brzęczącej sakiewki dowiedzieliście się, że owy człowiek udał się do "Pod Trąbką" i tamże podobno ma też pokój. Poszukiwania trwały długo, zdawało ci się, że pół godziny minęło jakiś czas temu... lecz niewiele myśląc udaliście się do owej trąbki. Gospoda nie różniła się niczym od pozostałych odwiedzonych przez was. Tłum podpitych już w większości osobników, gwar rozmów i jakieś śmiechy, czasem pijacka czy żeglarska przyśpiewka. Luca już miał podejść do barmana z pytaniami, gdy ujrzeliście Adolphusa, siedzącego przy stoliku w rogu sali. Gestykulował i rozmawiał o czymś żywo z piątką potężnie zbudowanych osobników, z typu takich którzy najpierw tłuką a później zadają pytania. Łowca nagród mimo żywej gestykulacji, rozglądał się w miarę czujnie dookoła, jakby sprawdzając czy na pewno nie są podsłuchiwani. Aczkolwiek nie wydawało się, aby odkrył choć ślad waszej obecności...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-Nie, nie przeszkadzasz... Ja i tak bardzo nerwowo śpię, więc co za różnica- powiedział Gildiril i usiadł na łóżku. Wysłuchał uważnie opowieści dziewczyny. Sytuacja wyglądała bardzo poważnie. Gdy skończyła, położył jej rękę na ramieniu, widząc, że jest zdenerwowana, i powiedział uspokajającym tonem -Nie martw się, na pewno ci się uda... Choć dziesięć lat to nie jest dużo czasu... Szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę, jaki u ludzi jest przepływ kradzionych rzeczy. Jeden sprzeda, drugi przegra w karty... Ten miecz może być już nawet bardzo daleko, ale miejmy nadzieję, że nie opuścił jeszcze Bogenhafen-


***
-Straty taty- mruknął pod nosem elf, słysząc tyradę Orlandoniego. Prawdę mówiąc, Tileańczyk powoli zaczął działać mu na nerwy. Ale cóż, towarzyszy się nie wybiera... Przynajmniej w pewnych sytuacjach. Siadł przy stoliku i zmierzył wzrokiem kupca "Dobra, dobra, jeszcze się zakrztusisz tym swoim patosem" pomyślał.

-Łowca nagród... To ktoś, kto poluje na takich, którzy są za coś poszukiwani i można dostać nagrodę za ich złapanie- odpowiedział Ninerl -Choć pewnej rzeczy nie rozumiem. Skoro go widzieliśmy w Altdorfie, to wtedy nie miał nas za co ścigać... Teraz od biedy byłoby za co... Cóż, ludzi jest ciężko zrozumieć-

Poczekał, aż "Antonio", "Manfred" i "Heinrich" wyjdą, po czym po kilku minutach podniósł się z krzesła i powoli wyszedł z karczmy.
- A więc to jednak łowca nagród. Nie zamierzam czekać aż dobierze się do mnie we śnie. Bo o tym, że go zgubimy możemy sobie pomarzyć. Trzeba przeszukać wioskę, a zwłaszcza wszystkie zajazdy. Na pewno zatrzymał się w którymś z nich. No chyba że jak zwykle macie lepszy plan... - powiedział Luca. "Jasne, nawet jakbyśmy mieli, to i tak by wyszło na jego, zresztą jeden kij"
-Róbcie, co chcecie, ale dajcie mi znać odpowiednio wcześniej- rzucił niedbale Gildiril. Nie chciał się wdawać w kłótnię, jaka rozgorzała między Lucą a Gunterem. Nie lubił kłótni, ludzi, a przede wszystkim kłótni z ludźmi. Bo te zazwyczaj do niczego nie prowadzą.

Gdy Ninerl wyciągnęła to dziwne coś do smarowania, początkowo wzdrygnął się, ale dał się nasmarować. Ciekawy patent... Choć zazwyczaj do maskowania używał chust albo czegoś w tym stylu. I działało. Ruszyli w końcu za resztą, zamykając pochód. Włóczyli się tak po wiosce przez bite kilkadziesiąt minut, zanim udało im się czegokolwiek dowiedzieć. Ale koniec końców znaleźli tego całego Adolphusa, siedzącego przy stoliku w rogu karczmy, rozmawiającego z niezbyt zachęcającym towarzystwie. I co teraz? Rzucą się na niego, jak pospolici bandyci? Zaczają się na niego? A może Luca wciśnie ludziom jakąś bajeczkę, że ten facet to kultysta Chaosu albo jakiś inny pół-demon? Gildiril spojrzał wymownie na Tileańczyka. Jak chciał gościa śledzić, to niech teraz wymyśli, co z nim zrobić.

Zrobiłem małą korektę, bo wyszło na to, że mam problemy z czytaniem i mylę dni z latami ^^
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 7 stycznia 2008, 17:56 przez Ravandil, łącznie zmieniany 1 raz.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
- Zawsze czujny, tak?- westchnęła cicho.
Wysłuchała mężczyzny i powiedziała z uśmiechem:
- To naprawdę miłe, że próbujesz mnie pocieszyć. Myślę, że te dziesięć lat wystarczy, choćby mieli go wywieźć na koniec świata- dodała.
- Tęsknię za dzikim pięknem Nagarythe. W końcu dom jest zawsze domem- szepnęła.- Ten ludzki świat jest taki... taki niezgrabny, prostacki i momentami brzydki... Jak ty tu wytrzymujesz?- zapytała i położyła dłoń na jego ręce.

***
- A może chodzi mu o Kastora? Może był... to znaczy jest w coś zamieszany? I ten łowca podążał jego tropem?- odpowiedziała cicho.

Szli po wiosce. Ninerl przemykała cicho od cienia od cienia. Płaszcz zostawiła na barce, by nie krępował jej ruchów. Jej strzały miały czarne lotki, a tunika już dawno wyszarzała. Z przyciemnioną twarzą mogły ją zdradzić tylko błyski źrenic, ale trzeba by widzieć w ciemnościach, by je dostrzec.
Wreszcie czuła się dobrze- robiła to co umiała, do czego była stworzona. Była ciekawa umiejętności Gildirila w zakresie poruszania się w cieniach .
Pijani ludzie wzbudzali w niej niepokój. Pijani Asurowie nigdy nie byli tak niebezpieczni i nachalni jak ludzie właśnie. Teraz, co prawda wątpliwe, by ją spostrzegli. Cieszyła się, że nie wchodzi do tawern- miała ich dosyć.
Towarzysze chodzili od jednej do drugiej, ale chyba nic nie znaleźli. W końcu poszli do jeszcz jednej. Ninerl rzuciła tylko okiem na wnętrze jak otwierali i nie weszła. Zdążyła zauważyć znajomą sylwetkę łowcy i cofnęła się. Skręciła cicho w bok i poszukała odpowiedniego okna.
Może nic nie zobaczy, a wtedy jakoś zakradnie się do środka. A może, jeśli on tu mieszka, przeszukać jego pokój? To mogłoby być niegłupie.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

W końcu odnaleźli Adolphusa, który w dodatku nie był sam. Luca wolał nie ryzykować podsłuchiwania rozmowy. Przyjrzał się tylko dobrze (acz dyskretnie) typom spod ciemnej gwiazdy zamawiając piwo przy barze i wrócił do towarzyszy. Póki co nikt nie wymyślił żadnego wyjścia z tej sytuacji, więc Orlandoni zabrał głos.

- Za dużo ludzi, nie dorwiemy go tutaj. Poza tym ma jeszcze obstawę...– rzekł biorąc łyk złocistego trunku. - Proponuję wyjść na zewnątrz, obserwować budynek i poczekać aż wyjdą, ewentualnie niech Ninerl i Gildiril obstawią tylne wyjście, żeby znów nam się nie wymknął. No i jedno z nas może zostać tutaj i poobserwować co kombinuje nasz milusiński. Co wy na to?

Spojrzał na stojącą obok Castinę i uśmiechnął się delikatnie gdy przez chwilę ich spojrzenia się spotkały. Trochę ich poniosło i Orlandoni czuł się nieco dziwnie, ale w końcu będzie musiał z nią porozmawiać. Jednak dopiero gdy wrócą na barkę, póki co trzeba było dorwać tego łowcę nagród. Zaskoczyła go niesamowicie, wcześniej nie sądził, by była skłonna na jakąkolwiek spontaniczność, ale w końcu to Tileanka – a każdy, kto był w tym pięknym kraju wie, jak gorące i pełne południowego temperamentu kobiety tam żyją. I o tym temperamencie Luca przekonał się po raz kolejny dzisiejszego wieczoru. Obserwując Adolphusa, wciąż podświadomie czuł ten delikatny zapach ciała Castiny, dotyk jej dłoni i jakoś nie potrafił się skoncentrować na obserwacji, wciąż rzucając rodaczce krótkie, wciąż pełne pożądania spojrzenia. Jednocześnie czekał na to, co ma do powiedzenia pozostała część drużyny.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

Arienati, Luca, Ulrich, Gildiril, Gunter

Nim zdążyliście przyjąć jakikolwiek plan działania, Adolphus – wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna pod wąsem w sile wieku podniósł się do góry wraz ze swymi gorylami, z którymi zajmował stolik. Chwilę trwało nim zniknęli na zapleczu, a wy przeciskając się do przodu między stolikami, dostrzegliście jedynie jak zamykają się tylne drzwi karczmy.

Ninerl

Skryłaś się w cieniu... dostrzegłaś jak Adolphus i jego ludzi opuszczają zajazd tylnym wyjściem. Oprócz tego miałaś dziwne przeczucie, że ktoś cię obserwuje. Rozejrzałaś się nerwowo, nie zauważając nikogo, aczkolwiek uczucie pozostało. W pewnej chwili usłyszałaś kroki, jakiś osobnik równym i dość wolnym krokiem zbliżał się w twoją stronę. Po chwili minął cię potężnie zbudowany człowiek. Nie zauważył cię. Kierował się w stronę barki, tak przynajmniej sądziłaś. Po Adolphusie i jego gorylach nie było już śladu. Ruszyłaś więc za barczystym mężczyzną, kryjąc się w cieniu domostw. Po kilku chwilach pewna siebie wychyliłaś się z ukrycia... i to był błąd. W tym samym momencie usłyszałaś szczęk zwalnianych cięciw. Wiedziona jedynie instynktem rzuciłaś się na ziemię i chyba tylko temu zawdzięczasz, że tylko jeden bełt przeszył twoje lewe przeramię. Dwa pozostałe przeleciały nad tobą wbijając się głośno w belki najbliższej chałupy. Oprych przed tobą jakby tylko na to czekał. W jego dłoniach pojawiła się ciężka, metalowa pałka a on sam rzucił się w twoją stronę. Szybko dobyłaś miecza i na pełnej szybkości, jakby w tanecznym piruecie cięłaś oprycha po szyi. Ten zalał się krwią i padł martwy. Nagle z cienia wyszło trzech kolejnych, z mieczami. Sparowałaś atak dwóch z nich, ale doskonale zdawałaś sobie sprawę, że trzem nie dasz rady na dłuższą metę. Wciąż żyłaś, lecz wiedziałaś, że zawdzięczasz to jedynie wieloletniemu traningowi i szczęściu. Teraz co sił pędziłaś w stronę barki. Gdy ją po chwili ujrzałaś, twoim oczom ukazała się też jakaś ogromna, nienaturalna sylwetka skacząca z dachu karczmy wprost na barkę. Twe ciało przeszyło chwilowe przerażenie. Wylądowała na niej ciężko, kołysząc łodzią i ruszyła w stronę wejścia do kajut. Na czterech łapach...

Reszta

W końcu wyszliście na zewnątrz. Po Adolphusie i jego ludziach nie było śladu. Ninerl również nigdzie nie było. Kierowani złym przeczuciem rzuciliście się w stronę barki, czyniąc spory hałas w ciszy nocy. Mijaliście chałupy, w których ludzie już dawno spali, a także ze dwie karczmy, w których też już zaległa cisza. Nikt z was nie pomyślał, że taka szarża może być brzemienna w skutkach. Gdy już widzieliście barkę i jakąś ciemną sylwetkę wskakującą na jej pokład z tyłu, za wami odezwały się cięciwy kusz. Nie wiadomo, czy ich umiejętnością czy może osłonie nocy zawdzięczaliście że żaden z nich nie trafił, ale nie to było teraz ważne. Napastnicy odrzucili szybko kusze i wyciągnęli miecze. To było tych pięciu goryli od Adolphusa. W tej samej niemalże chwili ujrzeliście pędzącą w kierunku barki Ninerl, oraz trzech oprychów za nią. Samego Adolphusa nie było widać. Jak na razie...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Brak mi widocznie tempa telegrafistki, więc scalę dwie odpowiedzi w jedną ;)

Nie minęło wiele czasu, kiedy dzielny pan Kastor Lieberung ze swoimi wiernymi towarzyszami natknęli się na parę Tileańczyków. Najwyraźniej cudzoziemcy nie spodziewali się tego nagłego spotkania, gdyż sprawiali wrażenie mocno zaskoczonych. Jacyś tacy rozgorączkowani, nieco zakłopotani, trochę zdyszani. Zapewne bardzo aktywnie poszukiwali łowcy nagród.

Albo...

"Nie, nie może być. Przecież zależało im, mu, na znalezieniu prześladowcy, zdemaskowaniu go. Przecież..." - urwał, gdyż im bardziej w myślach usprawiedliwiał Tileańczyków, tym mniej sam w to wierzył. Odwrócił od niego... od nich wzrok. Postanowił o tym nie myśleć. Nie tu, nie teraz...

W milczeniu odwiedzał wraz z pozostałymi kolejne zakątki Weissbrucku, przede wszystkim karczmy i zajazdy. Za każdym razem była ta sama gadka, te same pytania, Luca był w swoim żywiole. Elfy trzymały się w cieniu, co z jednej strony budziło niepokój, z drugiej dawało pewien komfort psychiczny, że gdzieś tam ktoś w ukryciu czuwa nad bezpieczeństwem.

Wreszcie trafili na lokal, w którym przesiadywał Adolphus. Co gorsza, otaczało go kilku osiłków, z którym każdy z osobna posturą przypominał Golema. Na szczęście łowca nagród jeszcze ich nie zauważył. Jednak rozglądał się czujnie wokół siebie, co zwiększało ryzyko wykrycia drużyny.

Günter pospiesznie wycofał się z karczmy. Oczekiwał teraz propozycji Orlandoniego co do dalszego planu działania. Wtrącił tylko:
- Planujcie jak chcecie, ja się dostosuję. Póki co mam trzy propozycje. Pierwsza to wejście Luci i wykorzystanie jego oratorskich talentów. Jednak zdaje się to być najbardziej ryzykowne, gdyż prawdopodobnie całe Weissbruck słyszało już o cudzoziemcu tropiącym Chaos. Drugi sposób to wyćwiczone przeze mnie udawanie głupka. Mogę usiąść w pobliżu Adolphusa i jego grupy, by podsłuchać co mają do powiedzenia. Wątpliwe, by zwrócił szczególną uwagę na górę mięsa o wyglądzie wiejskiego głupka. - Golem zaśmiał się - Trzecia propozycja to wniknięcie w tłum elfów, które potrafią się dobrze ukrywać, szczególnie Ninerl. Nie wiem jednak na ile jakikolwiek kamuflaż poskutkuje w takim miejscu. Nie znam się na waszych zdolnościach, przyjaciele - ostatnie słowa skierował do elfów.

Gdy skończył, spojrzał wyczekująco po pozostałych. Ostatnie słowo pozostawił Tileańczykowi, chcąc uniknąć kolejnej sprzeczki. Należało jednak działać szybko, gdyż w międzyczasie mogłyby drużynie umknąć jakieś ważne informacje, jakie do przekazania osiłkom miał łowca nagród.


* * *

Sprawy potoczyły się zgoła inaczej. Szybciej. O wiele bardziej, niż Golem mógłby podejrzewać. Adolphus ze swoją szajką zniknął na tyłach karczmy. Drużyna wyszła czym prędzej z lokalu i skierowała kroki w stronę barki.
"Do cholery! Przecież kazałem mu odbić od brzegu!" - Günter zaklął w myślach na czym świat stoi.

Cudem uniknęli gradu pocisków, przeszywających z cichym szmerem nocne powietrze. Napastnicy ujawnili się - pięciu osiłków uzbrojonych w metalowe ostrza. Niedaleko barki zamajaczyła sylwetka Ninerl. Właśnie ścięła jednego z napastników z typową dla siebie gracją, jednak jej ruchy zdradzały, że może być ranna. Golem szybko ocenił siły.
"Będę miał okazję spłacić dług" - przemknęło olbrzymowi przez myśl.

- Zajmijcie się tymi tutaj - rzucił do towarzyszy i popędził w stronę osaczanej przez oprychów elfki. Wziął rozbieg, wydobył zza pasa okutą pałkę i z impetem wbił się od flanki w najbliższego oprycha. Siła uderzenia była na tyle silna, że choćby nie pozbawiła przeciwnika przytomności, to przynajmniej na chwilę wytrąci go z równowagi, dając tym samym Ninerl pola do przyjęcia postawy i wyprowadzenia kolejnych ciosów.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati"

Ciężko było jednoznacznie określić, jak się teraz czuła, bo tego nie dało się opisać poprzez tylko 'zakłopotanie', Tileanka wręcz płonęła ze wstydu. A już najbardziej zawstydzało ją to, że chętnie by to, co zaczęli, dokończyła i powtórzyła. Jej własne zachowanie mocno ją zdziwiło i zaskoczyło, nie bardzo wiedziała, co teraz zrobić i powiedzieć. Łapała co chwilę spojrzenia Orlandoniego, które odwzajemniała, robiło jej się cieplej i stawała się coraz bardziej niespokojna. Zupełnie nie mogła się skupić na otaczającym świecie i tym, co inni mówią, w ogóle nie słuchała.

Wciąż czuła zapach mężczyzny na sobie i jego delikatnych perfum, które tak się jej podobały. Skóra z tęsknotą wspominała dotyk, pocałunki, pieszczoty i to, jak się wtedy ich ciała na chwilę połączyły. Jak się poruszał, jak patrzył...

Ot, gdzieś siedział ten koleś, którego ścigali, razem z nim pięciu oprychów, ale interesowało ją to mniej niż zeszłoroczny śnieg. Podparła głowę i westchnęła ciężko, zerknęła na Lucę. Po chwili złapał jej spojrzenie i uśmiechnęli się do siebie. Oczami wyobraźni widziała, jak pochyla się ku niej, dotyka ciepłą dłonią jej policzka, lekko odgarnia włosy i delikatnie całuje w usta. Westchnęła jeszcze raz i spuściła zakłopotana wzrok. Przygryzła mocno dolną wargę.

Miła atmosfera nie trwała jednak zbyt długo, tamci się ruszyli i także trzeba było iść.
"Po co?" - zastanawiała się. - "Nie chce mi się..."
W myślach miała ciągle, że obiecali sobie dokończyć wszystko na barce i teraz była to jedyna rzecz, która ją interesowała. Jednak cholerny, przewrotny los chciał inaczej. Usłyszała bardzo charakterystyczny dźwięk.
- A to co? - spytała i zaklęła pod nosem po tileańsku.
Kilka bełtów chyba tylko cudem ominęło ich ciała, Golem nie czekał długo i rzucił się na pomoc elfce.
"Tylko uważaj na swój bark" - pomyślała zmartwiona.

Niestety nie było już czasu dłużej się nim przejmować, dobyła noży i stanęła w odpowiedniej pozycji, przed Tileańczykiem. Była pewna siebie, przecież nawet jak ją zranią czy zabiją, to nic się nie stanie. Postanowiła pozwolić swojemu ciału reagować jak wcześniej, tym razem nie bała się pozabijać wszystkich, którzy się jej nawiną. Dzisiejszej nocy nie mogła pozwolić, bo go skrzywdzili.
- Trzymaj się blisko mnie - poleciła mu. - Uważaj na siebie.
Chwilę później rozpętała się walka, a dziewczyna się w niej zupełnie zatraciła. Gdzieś na granicy świadomości majaczyło jej, żeby chronić Lucę i przyjaciół.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Ninerl siedziała cicho. Intuicja jej podpowiadała, że dobrze zrobiła i nie zawiodła się.
Drzwi uchyliły się i łowca wyszedł ze swoimi towarzyszami.
Ninerl uśmiechnęła się do siebie. Jednak coś nie dawało jej spokoju. Miała wrażenie, że czuje czyjś wzrok na sobie. Rozejrzała się dokoła, ale nieczego nie zauważyła. Zaklęła w duchu i powęszyła cicho w powietrzu. Jeśli ktoś mógł ją teraz dostrzec, to musiał mieć wrażliwsze zmysły niż człowiek.
"Albo nas widzieli " pomyślała "Albo ktoś im dał znać". Skarciła siebie w duchu - po co zaglądała do tej karczmy? Stawała się nieostrożna.
Nagle usłyszała czyjeś kroki. Skuliła się i czekała.
Zapach poprzedzający tą osobę, upewnił ja, że to raczje człowiek. I tak był istotnie. Wielki, barczysty kroczył powoli przed siebie.
Minął ją i skierował się w strone rzeki. Ninerl coś ukłuło. Tam znajdowała się barka. To jej się nie podobało.
Podążyła za nim, sunąc przez cienie. Mężczyzna nadal jej nie zauważył -a może zlikwidować go z zaskoczenia? To nie byłoby głupie, bo była pewna, że nie ma dobrych zamiarów.
Wychyliła się właśnie zamierzając dać susa, gdy coś zasyczało w powietrzu. Lecące bełty. Tyle razy słyszała ten dźwięk podczas potyczek z Mrocznymi- nie mogła go pomylić z niczym innym.
Rzuciła się na ziemię. Z głośnym świstem jeden z nich trafił ją w przedramię. Stłumiła jęk bólu i odłamała sterczące drzewce. Wbił się na szczęście tylko w mięśnie, nie uszkadzając kości. Jakoś wytrzyma- musi wytrzymać.
No, to teraz została wykryta. Zaraz potem, gdy podniosła się, przed nią pojawił się człowiek. W rękach trzymał ciężką pałkę.
Jednym ruchem dobyła miecza i skoczyła. Człowiek odsłonił się głupio i podcięła mu gardło. Druchii byli o wiele bardziej niebezpieczni. Zwalił się na ziemię, charcząc.
Zaraz potem wyskoczyło trzech. W rękach dzierżyli miecze.
Rzuciła szybkie spojrzenie- o nie, trochę ich za dużo. Trzeba się przebić do barki. Przesunęła sie bokiem i odbiła ciosy dwóch, jednego kopiąc w krocze. Za nim trzeci ich wyminął, ona była już kilka metrów dalej.
Biegła naprzód, skacząc i zygzakując. Lepiej nie dawać im szansy, by ją trafili. W obecnym stanie nie da im rady, odziana tylko w taką skromną kolczugę. Gdyby miała pełną zbroję albo gdyby była Tyrionem lub Eltharionem, to może by i dała radę.
Po chwili przed oczyma Ninerl ukazał się statek. Nagle zauważyła jakąś ciemną sylwetkę, skaczącą na dach. Była dziwnie duża i szła jakoś nietypowo, jak zwierzę. Prosto w kierunku kajut...
Furia i lęk zalały umysł dziewczyny. Rzuciła się naprzód, wykrzykując z wściekłością bojowe zawołanie jej oddziału.
- Vanar Aesaran!
Musi odwrócić uwagę bestii, bo to że była to jakaś bestia, nie miała wątpliwości. Może towarzysze zdążą przybiec z pomocą.
- Shadath Kaela Mensha Kaine!- zawyła, zdesperowana, wyzwając imię Krwawej Pięści. Asurowie modlili się od niego tylko przed wielkimi bitwami, lud Ninerl w ogóle unikał wymawiania jego imienia, ale teraz furia i radość z mordu były jej potrzebne, jeśli cywile mają przeżyć.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Biegł. Po bokach migały kształty mijanych domów. Pędził ile sił w nogach wraz z innymi płosząc koty, przeskakując sterty śmieci i wszystko inne co walało się po ulicach. Przed sobą widział sylwetkę Golema co i rusz znikającą za jakimś zakrętem. Biegł właściwie jako ostatni, na równi z Ulrichem.

Przyspieszył widząc jakiś wielki kształt wskakujący na widoczną z daleka barkę. Nagle zauważył Ninerl i biegnących za nią kilku drabów. Zaś zza pleców doszedł go ledwo słyszalny wśród tupotu biegnących szczęk zwalnianych cięciw. W pędzie rzucił się na szczupaka między jakieś worki. W locie usłyszał świst przelatujących obok bełtów. Wylądowawszy za osłoną, przeturlał się i wychylił szukając wzrokiem swoich i przeciwników. Wnioskując z istnego deszczu pocisków, napastników musiała być cała chmara.Wyciągnął błyskawicznie dwa naładowane pistolety i wyszedł zza worków. Arienati właśnie starła się z jednym z oprychów.

- Trzymaj się blisko mnie - poleciła mu. - Uważaj na siebie.
- Ty również – odparł krótko. To nie był dobry czas na dłuższe wywody.

Nieco dalej od dziewczyny Ulrich i Gildiril odpierali kolejnych napastników. Luca nie zastanawiał się długo i wypalił w oponentów znajdujących się najbliżej Castiny. Rozległ się potworny huk. Orlandoni nie mógł pozwolić by coś jej się stało lub by choć jeden z tych zakapiorów ją zranił. Znaczyła dla niego wiele, właściwie była dla niego najważniejszą osobą z całej tej dziwnej drużyny. Nawet nie chodziło tu o tę przyjemną, gorącą sytuację sprzed kilkunastu minut; po prostu podświadomie wierzył, że może jej ufać. Brnąc naprzód wśród chmury dymu stanął za Arienati. Bezużyteczne teraz pistolety były już z powrotem za pasem, zaś w dłoniach Tileańczyka pojawił się rapier.

- Na barkę! Cofać się! – krzyknął do pozostałych. - Tam jest Josef i małe dziecko. Musimy ruszać.

O Ninerl się nie martwił. Widział dobrze co potrafi dziewczyna, poza tym wespół z Golemem, który ruszył jej na pomoc zapewne rozbiją tych trzech raz dwa. Błyskawicznie ruszył do przodu i w efektownej szermierczej paradzie próbował ciąć tego z przeciwników, który jakimś trafem był jeszcze przy życiu.

- Gooooreeee! – głośnym okrzykiem dawał upust swojej furii.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Na pytanie elfki, uśmiechnął się tylko, zamiast cokolwiek odpowiedzieć.
- No to dalej, idziemy! Ten cały Adolphus sam do nas nie przyjdzie zbyt szybko.
Pochód ruszył na poszukiwania Kiedy spotkali Orlandoniego i Ar… Castinę, Ulrich nie zauważył ich zakłopotania i ukradkowo rzucanych spojrzeń. Spostrzegawczość w takich sprawach, to nie była jego mocna strona.

Po długich i równie irytujących, co męczących poszukiwaniach, wypytywaniach i błądzeniu po całym Weissbruck, w końcu trafili na tego człowieka. Siedział sobie przy stoliku z bandą jakichś mięśniaków. W pierwszej chwili, Ulrich chciał podejść po prostu do niego i powiedzieć mu co myśli o tym całym uciekaniu i szpiegowaniu. Pięścią. Ale zaraz zaniepokoił się. Jeśli on go tu zobaczy – bo z całą pewnością Adolphus znał Kastora – może się znowu ulotnić i cała robota pójdzie na marne. Tak więc, Mały Rycerz starał się nie rzucać nikomu w oczy. Mogło to być odrobinę trudne, ale przynajmniej jego stosunkowo niewielki wzrost był tu pomocą. Tymczasem umysły wszystkich poszły w ruch. Już po chwili mieli więc jako taki plan działania. No cóż… i tak na nic się w końcu nie zdał.

„Cholera jasna!” pomyślał. Znowu nici z wyjaśnień. Ten cały Adolphus zaczynał coraz bardziej działać szlachcicowi na nerwy… Tymczasem, chyba kogoś z drużyny brakowało. Gdzie jest ta elfka? Rozejrzał się, spojrzał na Gildirila pytająco, ten jednak wzruszył tylko ramionami. Naraz wszyscy ruszyli w kierunku barki. Chyba obudzili właśnie pół tej wioski. Ulrich już widział barkę… „Ale co to za cień na pokładzie?” Nie zdążył się nad tym zastanowić, bo tuż obok powietrze przecięły bełty. Zatrzymali się w dobrym momencie, żeby stawić czoło pięciu napastnikom. Kątem oka widział jeszcze Ninerl walczącą z trzema innymi. Golem pospieszył jej na pomoc. Tak więc, Ulrich, Gildiril, Luca i Castinaa mieli co teraz robić. De Maar wyszarpnął szpadę. Widział jak dziewczyna staje przed Tileańczykiem, gotowa do walki. Spojrzał jeszcze szybko na elfa. Lepiej, żeby w zwarciu walczył tak dobrze, jak strzela. Ale nie czas teraz był na rozmyślania…

Mały Rycerz szykował się do ataku. Zrobił kilka ostrożnych kroków w prawo ( „Ważna jest praca nóg, pamiętaj…”), nie spuszczając wzroku z przeciwników i trzymając broń skierowaną prosto na nich. Wtem skoczył do przodu i ciął szpadą z góry, mierząc w pierś najbliższego z napastników, po czym cofnął się szybko dwa kroki. W takiej sytuacji, lepiej będzie trzymać ich na dystans. Ale z drugiej strony taka walka zajmie więcej czasu. „A ktoś jest już na barce!” Ulrich nie mógł myśleć o tym, żeby jakimś niewinnym ludziom stałą się krzywda, dlatego, że on zgodził się na ten cyrk z Lieberungiem. Gdy tylko tych pięciu „zrezygnuje” z walki – Ulrich nie pomyślał nawet, żeby mógł przegrać! – musi sprawdzić co się dzieje na barce. Musi! Przez odgłosy walki przebijał się krzyk Ninerl („Jakiś dziwny język…”) i huk pistoletów. Usłyszał krzyk Tileańczyka. Te słowa jeszcze bardziej rozgniewały szlachcica. Ciął teraz raz za razem.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Gildiril spojrzał na Ninerl i odpowiedział -Cała trudność polega na tym, że trzeba przejąć ich zasady gry. Stać się w pewien sposób częścią tego brudu... Jednocześnie się do tego wszystkiego dystansując. W ten sposób można się uchronić przed paranoją... Nie podoba mi się ten kraj, ale wiem, jak sobie w nim radzić, więc jakoś żyję- Zawiesił głos. Mógłby jej poopowiadać, w jaki sposób "stał się częścią tego brudu", ale to nie był temat na rozmowę... Przynajmniej nie teraz.

***

-To całkiem możliwe... Pożyczając tożsamość Kastora mogli przejąć po nim także jego problemy... Wszystko się okaże-


***

- Proponuję wyjść na zewnątrz, obserwować budynek i poczekać aż wyjdą, ewentualnie niech Ninerl i Gildiril obstawią tylne wyjście, żeby znów nam się nie wymknął. No i jedno z nas może zostać tutaj i poobserwować co kombinuje nasz milusiński. Co wy na to?
- zapytał Luca. -Jasne- burknął Gildiril -Mam rozumieć, że w razie czego mamy go zbytnio nie pokiereszować?- Niestety nie zdążył wcielić niczego w życie, bo Adolphus i jego kompani zebrali się i opuścili karczmę tylnym wyjściem.

"Niech to szlag"
pomyślał Gildiril widząc to, co działo się przy barce. Kłopoty. I to duże... W postaci kilku mężczyzn z kusza i rannej Ninerl. Szykuje się większa zabawa... Wyszarpnął z pochwy miecz, a do lewej ręki wziął sztylet. Niezastąpiony w bezpośrednim starciu...

Tym razem nie będzie się bawił. Zanim reszta zdążyła zareagować, ugiął nogi i skoczył w ciemność. Natarł z mieczem w prawej dłoni na najbliższego, ale w ostatniej chwili zamarkował uderzenie i odbił nieco w lewo. Tacy ochroniarze jak ten mieli to do siebie, że byli wolni. Wolniejsi od Gildirila. Uskoczył i wbił szylet pod żebra przeciwnika, a po chwili zrobił półobrót i wbił miecz w brzuch mężczyzny. Nie było litości.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

Wszystko rozgrywało się błyskawicznie. Napastnicy nieco zaskoczeni szybkością waszej reakcji rzucili się do ataku. Jeden z nich prawie natychmiast jęknął łapiąc się za ramię, gdy kula pistoletu Orlandoniego go dosięgła. Ale szybko pozbierał się i ruszył naprzód. Kolejny, zmierzający na walczącą z innym przeciwnikiem Arienati padł na miejscu, gdy kolejna kula rozwaliła mu łeb. Napastnicy jednak biegli dalej i młócąc mieczami wpadli na was. Było jednak jasne, że liczyli głównie na zaskoczenie. Ich silne, lecz niewprawne ciosy nie były dla was wyzwaniem. Castinaa szybkim zamachem noża podcięła gardło jednemu z przeciwników pozbawiając go resztek życia. Gildiril przebiegł między napastnikami, raniąc jednego i nim ten zdążył się dobrze ustawić dobił go uderzając pod żebra swym ostrzem. Kolejnego przeciwnika przebił na wylot de Maar, który sparował cios mieczem i wyprowadził szybki atak swą szpadą. Ostatni z przeciwników wyraźnie stracił na rezonie i już miał sie rzucać do ucieczki gdy rzucony nóż Castiny utkwił w jego plecach.

Znacznie gorzej powodziło się reszcie. Golem zaszarżował na trzech napastników zmierzających na Ninerl lecz pozbawiony wsparcia elfki, która ściągnęła na siebie uwagę „czegoś” z barki był zmuszony do parowania ciosów trzech mężczyzn. Może nie byli wybitnymi szermierzami, jednak od czasu do czasu Golem przyjął na ciało kilka niegroźnych ciosów – krwawił lekko z prawej nogi powyżej kolana i z lewego ramienia, choć w międzyczasie posłał do Królestwa Morra dwóch oponentów. Ninerl wiodło się jeszcze gorzej. Napastnik z barki skoczył ku niej słysząc jej słowa. Stojąc z nią niemal twarzą w twarz, przewyższał ją o kilka głów, był również nieporównywalnie potężniejszy. Golem przy nim wyglądał zaledwie jak fircyk. Skryty w szerokim płaszczu rzucił się błyskawicznie na elfkę i jednym ciosem łapy posłał z powrotem w okolice trapu. Śmierdział niesamowicie, Ninerl nigdy wcześniej nie czuła tak paskudnego odoru. Rzucił nią jak szmacianą lalkę. Jedyne co wojowniczka zdążyła zauważyć to jego czerwone oczy, po czym walnął nią z całej siły w stojące na lądzie drewniane kontenery, aż pociemniało jej w oczach. Z rozbitej głowy popłynęła krew. Bestia natomiast nie zwalniając wpadła pod pokład i zniknęła wszystkim z oczu. W momencie gdy Golem pozbył się ostatniego napastnika.

Z drugiej strony nadbiegały kolejne trzy postaci pędzące wprost w waszą stronę. Jednym z nich był łowca nagród. Wszyscy trzej wycelowali swoje kusze i wystrzelili. Adolphus, najwyraźniej wytrawny strzelec, robił to nawet z przyklęku. Bełty ze świstem przeleciały dzielącą was odległość. Jeden z nich wbił się podudzie Gildirila powalając go na jedno kolano i praktycznie uniemożliwiając bieg, drugi drasnął niegroźnie Ulricha w ramię, a trzeci musnął lewą nogę Orlandoniego. Trzej strzelcy zaczęli ponownie ładować kusze i jasnym stało się, ze zdążą strzelić przynajmniej jeszcze raz zanim tam dobiegniecie.

Wyglądało na to, że Adolphus starannie przygotował miejsce zasadzki...

Ninerl w tym czasie leżała nieopodal. W głowie jej szumiało. Słyszała jedynie ciche okrzyki bitewne, wrzaski ludzi... Dzwoniło jej w uszach, przed oczyma widziała małe białe plamki. Obok leżał miecz...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Wszystko początkowo wyglądało bardzo dobrze. Napastnicy widać liczyli na jakiś efekt zaskoczenia i własne umiejętności, i część z nich została bardzo szybko pogromiona. Jakkolwiek to nie brzmiało, miło było znowu usłyszeć chrzęst żeber przecinanych sztyletem...
Inni nie radzili sobie zbyt dobrze. Golem miał wyraźne problemy ze swoimi przeciwnikami, a Ninerl... No właśnie. Walczyła z czymś. Albo raczej Czymś. Co to było, do jasnej cholery? Ciężko to było opisać słowami... A na dodatek było piekielne silne, bo rzuciło Ninerl jak laleczką. Elf chciał stanąć do walki z pokraką, ale bestia zniknęła pod pokładem. Bał się nawet pomyśleć, czego może szukać... I co jest w stanie zrobić.

Wtedy zaczęły się problemy. Nadbiegł tak upragniony przez nich łowca nagród wraz z obstawą. Mieli kusze, i to oznaczało problemy... Zanim Gildiril zdążył się zastanowić, jeden z bełtów znalazł wygodne miejsce w jego udzie. -K****- zaklął elf pod nosem. Bolało jak cholera... Ale ból to pikuś, gorzej, że nie był w stanie biec. Gildiril przyklęknął i syknął z bólu. Rana nogi to jedno z najgorszych paskudztw... Na drugim miejscu po ranie rąbanej szyi, subtelnie nazwanej dekapitacją. Nie miał nic do stracenia. Wrogowie bili, żeby zabić, i do tego zaraz mogli wystrzelić ponownie... Elf przetoczył się w bardziej osłonięte miejsce (o ile było takie i okoliczności pozwalały) i nałożył strzałę na cięciwę łuku. -Asuryanie, pomóż mi... Ustrzelić chociaż jednego z tych padalców- słowa cynicznej modlitwy wydobyły się niemym szeptem z ust Gildirila.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Zablokowany