[Naruto] Monogatori Baasu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Perzyn »

Był brudny, głodny i zmęczony. Zauważył zarówno zmianę koloru oczu ich nauczycielki jak i książkę, którą czytała, ale nie miał siły się nad tym zastanawiać. Razem z Itorim przerzucili chyba najwięcej gruzu ze wszystkich i teraz ledwie trzymał się na nogach, zwłaszcza, że zarwali noc. Rodzice będą na niego wściekli za to, że nie zameldował się z tym, że nie będzie go w domu. Nie widział jeszcze, że dostanie dodatkowy ochrzan za zniszczenie najbardziej eleganckiego ubrania, jakie miał, szytego przez ciotkę Carmen. Za to odczuwał błogą przyjemność wywołaną tym, że zdołał udzielić pomocy nowemu przyjacielowi. Kazune wydawał się nieco porywczy, ale miał serce we właściwym miejscu. Z drugiej strony niewielu było ludzi, o których chłopak źle myślał, a i tak garstka sobie na to solidnie zapracowała.

Gdy sprawa z pieniędzmi była załatwiona wysłuchał tego, co powiedział Kazune. Uśmiech Diega, tym razem wyjątkowo przyćmiony zmęczeniem znów rozjaśnił mu twarz. Podszedł do chłopaka z najbardziej surowego klanu w wiosce i położył mu rękę na ramieniu.

- Cieszę się mogąc mieć cię za przyjaciela. To, co powiedziałeś przed chwilą jest tym, w co wierzę, dlatego jeśli teraz powiesz, że potrzeba jeszcze drugie tyle ile właśnie zapłaciłeś to zaraz się zabiorę za zdobywanie tych pieniędzy. Jeśli trzeba ci kogoś zabić to powiedz tylko, kogo a skoczę po mój rapier i możemy iść. Naprawdę cieszę się, że mogłem ci pomóc. Odwrócił się do reszty i ostatkiem sił utrzymał uśmiech na twarz, co dziwnie kontrastowało z worami po oczami. - Was też to rzecz jasna dotyczy.

Gdy się rozeszli pokierował się w stronę swojego domu. Klan Pinzas był za mały, aby jak Doratsuki mieć własną dzielnicę. Wszystkie pokolenia potomków pewnego przemytnika mieszkały w wielkim domu w stylu Kraju Żagli. Pomarańczowe dachówki na łagodnie pochylonym dachu już z daleka rzucały się w oczy, podobnie jak duże okna. Diego nacisnął klamkę i najciszej jak mógł otworzył drzwi. Aby dość do swojego pokoju musiał przejść przez niewielki wewnętrzny dziedziniec z drzewkami cytrusowymi. Tu niestety zastał go dziadek Francesco. Ten emerytowany jounin wciąż miał umysł ostry jak ostrze swojego rapiera, ale był też na szczęście dla swojej licznej rodziny człowiekiem sentymentalnym, znacznie bardziej niż jego siostra Juanita.
- Gdzieś ty był przez całą noc? I jak ty wyglądasz? Diego wiedział, że to z pozoru niefortunne spotkanie jest jego jedyną szansą na uniknięcie bury, jeśli zdoła zdobyć protekcję Francesco to ani ojciec ani matka nie zrobią mu awantury, w każdym razie nie aż tak wielkiej.

- Bo widzisz dziadku, mój przyjaciel musiał zapłacić grzywnę, więc przez całą noc wraz z drużyną przerzucaliśmy gruz żeby zarobić brakujące pieniądze. Sam mnie uczyłeś, że pomaganie przyjaciołom jest najważniejsze.

Stary mężczyzna wyglądał jakby mimo wszystko chciał udzielić mu reprymendy, ale ostatecznie nie miał do tego serca. Uśmiechnął się tylko ciepło i pogłaskał wnuka po głowie.
- No dobrze, tylko nie pokazuj się w tym stanie Haruhi, twoja matka chyba by cię zabiła za to, co zrobiłeś z koszulą.

Diego wiedział, że mu się upiekło. Mimo to szybko pobiegł do łazienki, gdzie upchnął brudne ciuchy do kosza na pranie i wziął długi ciepły prysznic, po którym udał się prosto do łóżka. Gdy późnym popołudniem obudziła go krzątanina przed kolacją ubrał się, tym razem już mniej odświętnie, przypasał do boku rapier i zszedł do jadalni. Gdy wszyscy zjedli swoim zwyczajem poszedł za babką Juanitą i namawiał ją aby po raz kolejny przećwiczyła z nim używanie Batto Yaiba no Jutsu.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: BlindKitty »

Babka Juanita zmyła młodemu głowę, że po tym jak nie wrócił na noc, zniszczył ciuchy i zadrapał ozdobny kosz atrapy rapiera jeszcze jej zawraca gitarę i kazała mu iść spać, żeby choć tej nocy nic nie zepsuł. Ale dało się odczuć, że nie jest wcale na niego tak bardzo wściekła, jakby chciała być.

Rodzice Okunoriego chcieli zacząć coś tłumaczyć, ale ten zasnął dosłownie na stojąco. Był całkiem wycieńczony pracą przy gruzie, a jego organizm nawet nie zdążył do końca zregenerować sił po długim marszu do Konohy. Ocknął się dopiero o świcie, wciąż paskudnie zmęczony.

Kazune... No cóż. Niewiele pamiętał. Tylko świst i bolesne, palące uderzenia.

Z kolei Itori obudził się o północy, zlany potem. Śnił mu się koszmar... Już do rana czytał książki przy zapalonym świetle. Nie to żeby się bał. Czuł... Pewien niepokój. Ale nie bał się, o nie! Nad ranem przy jego oknie pojawiła się Fusori-sensei. Dziś z jasnobrązowymi oczami.
- Spotykamy się o jedenastej przy Polach Treningowych. Postaraj się nie spóźnić, Itori-chan! - zniknęła.

Nad wioską świt wstawał poprzedzony młotkami i dłutami powoli posuwających się do przodu prac przy odbudowie. Każdy, poza oczywiście Itorim, znalazł rankiem przy łóżku karteczkę z wyznaczonym terminem i miejscem spotkania. Najbardziej zdziwiło to Kazune. Prawie tak samo jak to, że leżał we własnym łóżku, a obok świeża szata...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Hiro »

Doratsuki Kazune

"Co jest... Czy to był tylko sen?" Dotknął twarzy. Nie, rany wciąż tam były. "Musiałem stracić przytomność, gdy próbowałem przejść. Ale kiedy się przebudziłem musiałem też majaczyć, skoro myślałem, że muszę już iść." Rozejrzał się. Poza irytującym brakiem kosy, wszystko było w porządku. Przebudził się i próbował szybko wstać. Po chwili tego pożałował. Upadł, wziął kilka głębszych oddechów. "Ojciec musiał mnie tutaj przenieść" pomyślał i powoli podniósł się. Rozgrzał wszystkie mięśnie i zrobił sobie małą rozgrzewkę. Potem podszedł do portretu i klęknął przed nim. Następnie ubrał się i spojrzał na zauważoną właśnie karteczkę. Spojrzał na godzinę i stwierdzając, że ma za wystarczająco czasu , zszedł po schodach.

Na dole siedział już ojciec i popijał spokojnie herbatę. Matki nie było, musiała gdzieś wyjść.
-Witaj ojcze. Czy mogę...
-Tak siadaj, siadaj. Mamy sporo do pogadania młody shinobi.
Kazune przysiadł się i poczęstował pozostałościami śniadania. Mimo przyzwyczajenia do prowiantu, domowe jedzenie smakowało jednak o niebo lepiej.
-Dziękuję, za przyniesienie mnie tutaj.
-Och, to nie byłem ja. Jinhachi nie pozwolił mi się zbliżyć na metr. Na szczęście twoja sensei jest bezszelestna kiedy się porusza. Powinieneś zobaczyć jego minę, jak spostrzegł że Cię nie ma, prawie wybuchł z wściekłości. - z pewnym zadowoleniem wypowiedział ostatnią sentencję. -Za wiele nie mówiła, tylko żebym Ciebie przypilnował bo jutro macie misję. To świetnie, Jinhachi nie będzie miał okazji Cię podręczyć. Dzisiaj ma jakieś spotkanie więc postanowił odłożyć to na potem. Powinieneś jej podziękować. A czyste ubranie zawdzięczasz swojej matce. Stare nie nadaje się po wczorajszej karze.
Kazune milczał, bo wiedział, że rozmowa za chwilę dojdzie do sedna.
-Wiesz co chcę powiedzieć prawda?
-Tak, ojcze. - spuścił głowę.
-Kazune, zabójstwo w gniewie to jedno, ale niewykonanie rozkazów... Nie tego chyba Cię uczyłem przez ten cały czas. Na przyszłość pamiętaj, że aby wypełnić misję masz poświęcić to co będzie konieczne. Zacznij panować nad emocjami i pamiętaj że twa kosa ma dwa końce.
Kazune milczał przytłoczony wstydem. Ojciec złagodniał i dodał jeszcze
-Och nie rób takiej miny Kazune! Zostałeś już ukarany i widzę, że wyrażasz skruchę. Poza tym mój trening nie poszedł na marne skoro poradziłeś sobie z tamtym geninem. Ale opowiadaj więcej niż tylko złe wiadomości.

Kazune opowiedział w skróconej wersji to co stało się od początku w wiosce, aż do powrotu i sądu. Powiedział mu też o rozterkach związanych z tak wielką pomocą i przepraszaniem. Ojciec spojrzał na niego i wreszcie przemówił
-A więc pojedynkowałeś się z Daishi Fusori? Podejrzewam, że nie trwało to długo, nie bez powodu nazywana jest mistrzynią. A więc mówisz, że tamci już tam byli kiedy wyście przybyli. Hmm, to by wyjaśniało tą chęć deszczu do rozejmu w tak krótkim czasie. To by zresztą parę rzeczy wyjaśniało... - zamyślił się - Ale nieważne. Jeśli chodzi o resztę, to chyba dość proste, jesteście towarzyszami z drużyny czy nie?
-Nie tylko o to ojcze. To jest... takie dziwne. Na przykład Fusori-sama. Kiedy do mnie się zwraca nie mówi jak dowódca do oddziału, tylko tak ... ciepło. Cały czas mówi do mnie "Kazune-chan". Czy kiedykolwiek ktoś wyżej ode mnie tak mnie nazywał?
Ojciec spojrzał uważnie na niego, ale odpowiedź miał wymijającą
-Nie jestem dobry w takich sprawach Kazune. Może powinieneś o tym poczytać. No ale już chyba będziesz leciał.
-O tak, dziękuje za wszystko ojcze, do zobaczenia.
Ojciec podążył za nim wzrokiem i gdy ten był w drzwiach, zapytał jeszcze
-Zamierzasz się im tak pokazać?
Kazune obejrzał się dokładnie.
-Jestem brudny?
-Nie, po prostu wyglądasz jakby ktoś Cię napadł.
Kazune machnął ręką
-Nie przesadzaj, chyba spodziewają się, że za tamten uczynek czeka mnie ciężka kara, prawda?
Ale ojciec tym razem nie odpowiedział.

Kazune dziękował w duchu, że nikogo akurat nie było, ponieważ droga do klanowej biblioteki byłaby męcząca i upokarzająca. Wiedział, że nie ma czasu bo ludzie zaczną się za chwilę schodzić. Wszedł do biblioteki i poszukał wśród ksiąg. Większość była księgami traktującymi o walce, ale znalazł jedną "O relacjach międzyludzkich". Wyszperał też "Natura Fuuton" i wpisał się do księgi, że zabrał obydwie.
Miał trochę czasu więc poszedł w ukochane miejsce i usiadł na dachu. Rozgrzał się jeszcze raz i zabrał za lekturę. Najpierw przejrzał "Natura Fuuton" i zaznaczył w notesie strony z interesującymi go fragmentami dotyczące technik i manipulacji tą chakrą. Następnie wziął drugą książkę. Była zakurzona i w dobrym stanie, jakby nikt od dawna jej nie czytał, a znalazła się w bibliotece przez przypadek. Poszukał w spisie treści i znalazł rozdział przyjaźń. Zaczął czytać.
O przyjaźni można powiedzieć wiele, ale generalnie nazywamy tak bliskie kontakty dwojga, lub więcej ludzi powiązanych ze sobą więzami wzajemnego zrozumienia, poświęcenia oraz współpracy. Przyjaźń między mężczyzną i kobięta jest wtedy gdy ma ona charakter aseksualny... Kazune zamyślił się, zignorował ten fragment i poszukał dalej.
... generalnie przyjaźń jest wyrażana poprzez używanie odpowiednich zaimków osobowych, chociażby dobrze znający się mężczyźni mogą mówić do siebie "kun" a nie "san".
Jednak istotą przyjaźni jest poświęcenie, jeżeli twój przyjaciel cierpi, musisz mu pomóc bez względu na koszty, bo jeśli nie to możesz go stracić. Prawdą jest, że przyjaźń jak każda inna forma kontaktów między ludzkich jest o wiele łatwiej zrywalna niż gdyby ją budować.

"Mało to wyjaśnia" przewertował książkę i znalazł inny rozdział.

To co ludzie zwykli nazywać "ciepłem" wobec innego człowieka jest tak naprawdę formą miłości o charakterze aseksualnym. Może to być opiekuńcza ciocia, naprawdę dobry przyjaciel czy cokolwiek innego. Tej relacji towarzyszy jedna prosta cecha, jedna osoba zaczyna martwić się o każdy moment życia tej drugiej. Chce by ta druga osoba zawsze cieszyła się zdrowiem/pomyślnością etc. bo to pozwala jej się spełnić w pewnym duchowym sensie.
" To mi wszystko bardziej miesza w głowie niż wyjaśnia. Niby dlaczego na przykład Fusori-sama, tak do mnie mówi. Jestem jej podporządkowany i wcale nie musi mnie błagać o posłuszeństwo. Na dodatek poświęciła tyle, tylko po to bym nie musiał odbywać tej kary. To jest naprawdę dziwne. "
Schował obie książki. Teraz udał się na umówione miejsce. Dobrze, że wyrusza wcześniej, bo mógłby się spóźnić.
Obrazek
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Hose15 »

Aburame Itori
Genin obudził się w środku nocy. Nie krzyczał. Był za to za stary. Zwróciłby na pewno uwagę rodziców a tego nie chciał. Nie chciał obarczać ich swoimi problemami. W końcu jest ninja. Sam musi je rozwiązywać. Inaczej nie poradzi sobie w przyszłości. Był wystraszony no i cały mokry. Ten sen był zadziwiająco podobny do tych które widział w niejednym filmie. Był zadziwiająco podobny do snów proroczych. Ale oby tak nie było. Oby to się nie sprawdziło, i żeby ich misja przebiegła spokojnie i bez zakłóceń. Przecież konflikt z Ame Gakure został zażegnany. Kyuubi został zapieczętowany. Co jeszcze może przydarzyć się naszej kochanej Wiosce? Jego ciało było odprężone. Chakra wróciła do normalnego trybu, a to znaczy, że wszystkie robaczki były w jego ciele.
"Niedługo chyba zaczną składać jaja. Będzie ich więcej..."
Zapalił lampkę. Wyjrzał przez okno. Na zewnątrz jak to w nocy była spokój i cisza. Zauważył jedynie patrol Shinobi który przebiegł pod jego oknem. Chyba go zauważyli! Wtedy Itori szybko schował głowę. Położył się w łóżku, wyjął książkę z szuflady i pogrążył się w lekturze. Była wciągająca. Aburame czytał ją aż do rana. Zakończenie książki było dość smutne. Jak i cała dzisiejsza noc. Słońce wstało i zalało promieniami pokój chłopca. Dźwięk młotków i innych narzędzi dźwięczał nieprzyjemnie w uszach. Drażniło go to trochę, lecz z drugiej strony musiał otworzyć okno. Pokój musi być przewietrzony. Zrobił to. Nagle przez otwarte okno zajrzała...
- Sensei! Co ty tu robisz?
- Spotykamy się o jedenastej przy Polach Treningowych. Postaraj się nie spóźnić, Itori-chan!
- Ale... - nie zdążył zadać pytania. Fusori - sama zniknęła. Przebrał się w codzienne ubranie, które zostało przyszykowane przez mamę. "Co za wstyd! Sensei widziała mnie w piżamie..." Zszedł na dół. Zjadł szybko śniadanie.
- Mamo ja lecę na spotkanie z Fusori - sama!
- Zjadłeś coś?
- No jasne!
- Tylko uważaj na siebie! Ostatnio miałeś dużo niebezpiecznych przygód. Ojciec mi o wszystkim powiedział.
Lecz ostatnia wypowiedź nie dotarła do chłopaka. Biegł już on po ulicach Konohy. Biegł na spotkanie.
Czerwona Orientalna Prawica
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Perzyn »

Diego Pinzas

Przespał wcześniej pół dnia toteż tej nocy niewiele czasu poświęcił na sen. Najpierw do północy czytał powieść o wojowniku polującym na potwory za pieniądze. Nie dane mu było jednak dokończyć, bo matka odebrała mu książkę i kazała mu wreszcie iść spać. Za to obudził się wcześnie rano. Na tyle wcześnie by usłyszeć cichy szczęk domykanego okna i zobaczyć oddalającą się szybko sylwetkę Fusori-sensei. Szybko zaznajomił się z treścią kartki, po czym zanurkował w szafie żeby wybrać jakieś ciuchy. Wstający za oknem dzień zapowiadał się ładnie, więc założył jasno czerwoną koszulkę i wygodne krótkie spodnie. Do torby zapakował zmianę odzieży i trochę suchego prowiantu. Pas z rapierem i opaską Konoha założył na końcu. Spojrzał na zegarek. Do wspólnego śniadania, które rodzina Pinzas zwykła jadać o dziewiątej miał jeszcze sporo czasu. Zniósł swój pakunek na dół i udał się do dojo.

Dojo, podobnie jak cały dom, utrzymane było w nietypowym dla wschodu stylu architektonicznym, lecz jego wyposażenie było mniej więcej standardowe. Drzwi małego magazynku były otwarte. Genin wyciągnął z niego drewnianego manekina poznaczonego licznymi szramami nacięć i dziurami po pchnięciach. Diego przebrał się w luźne ciuchy treningowe i wziął zapasowy rapier, z którym zawsze ćwiczył. Ustawił się i skoncentrował. Na manekinie jedna po drugiej pojawiły się cztery szramy. Chwila przerwy poświęcona na powtarzanie poszczególnych fint i zastaw i znowu użył tej techniki. Wiedział, że nie jest nawet bliski jej opanowania, ale dzień po dniu katował manekina przynajmniej przez godzinę. To był już piąty, od kiedy zdołał opanować Batto Yaiba na tyle by w ogóle go użyć. Przypomniał sobie jak po raz pierwszy zobaczył tą technikę.

Babka Juanita stała w dojo i patrzyła na Ilenę. Dziewczynka była jego kuzynką i miała trzy lata więcej. Tego dnia przyjęto ją do akademii.
- Więc twój ojciec chce żebym cię czegoś nauczyła? No dobrze, pokaż co potrafisz. Ilena pewnie złapała rzucony jej rapier, dobyła go i zdziwiona tym, że dostała ostro zakończoną, prawdziwą broń przyjęła postawę. Juanita oparła lewą ręką na własnym rapierze i rzuciła zachęcająco.
- No spróbuj mnie uderzyć.
- Ale, ale... Dziewczyna coraz bardziej traciła pewność siebie.
- No już, nie mamy całego dnia.
Jak na kilkulatkę Ilena uderzyła szybko i pewnie. A babcia nie ruszyła się nawet z miejsca ani nie dobyła broni. Mimo to rozległ się metaliczny trzask a broń wypadła z ręki uczennicy. I tak raz za razem. Zupełnie jakby byłą jouninkę otaczała magiczna bariera. Gdy lata potem sam zaczął uczyć się podstaw tej sztuki dotarło do niego jak niebezpieczną kobietą musiała być jego babka, gdy wciąż miała prawą rękę.

Nawet nie zauważył jak szybko zleciał czas podczas ćwiczeń. Pobiegł wziąć szybki prysznic a potem na śniadanie, na które wpadł spóźniony. Domownicy znali go na, tyle, że nikt nie robił mu z tego powodu specjalnych wyrzutów, ale i tak, co lepsze kąski zdążyły już przepaść. Nie przejął się tym zbytnio, szybko zjadł swoją porcję i wyszedł zabrawszy ekwipunek przygotowany z rana. Na miejsce dotarł grubo przed czasem. Usiadł na kamieniu i spojrzał w niebo. Wziął głęboki oddech i delektował się słońcem i lekkim wietrzykiem. Świat był piękny a życie dobre. Miał przyjaciół i interesującą nauczycielkę. Miał też misję i poczucie, że robi coś ważnego, nawet, jeśli w niewielkiej skali. Czy potrzeba czegoś więcej do szczęścia? Spojrzał na swoją rękę. Kilkakrotnie naprzemian zginał i prostował palce. Przypomniał sobie uczucie, jakie miał podczas treningu. Wciąż ta sama kończyna, ale tracił nad nią prawie całą kontrolę. To była jedna z nielicznych frustrujących go rzeczy – strasznie powolny postęp, jakiego dokonywał w nauce. Miał nadzieję, że jego przyjaciele nie będą się z niego śmiać jak dowiedzą się, że jego główna, wręcz popisowa technika została przezeń opanowana w najwyżej kilku procentach. A była to rachuba osoby wyjątkowo optymistycznej, jaką był Diego.

Ze starych członków drużyny pierwszy na miejsce przybył Kazune. Diego usłyszał jego kroki i odwrócił się z uśmiechem.
- Cześć Kazu... Słowa zamarły mu na ustach a rapier sam wysunął się do połowy z pochwy. Przyjacielski uśmiech zamienił się w mgnieniu oka w wyraz wściekłości.
- Kto ci to zrobił? Diego mówił podniesionym głosem, znać było, że jest na krawędzi wybuchu. Gdzie on jest? Trzeba się tym zająć, może chwilowo jesteś bezbronny bez swojej kosy, ale od tego masz na żebyśmy ci pomagali! Nie zwracał teraz uwagi na to, że ani Itori ani Okunori nie są obecni, pewien był tylko tego, że krzywdę spotkała jego przyjaciela trzeba pomścić. Nie wiedział, że stan w jakim jest młody Doratsuki to wynik kary wymierzonej przez starszyznę klanu, ale był gotowy stanąć przeciw komukolwiek byle tylko zadośćuczynić temu co spotkało jego przyjaciela.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Ant »

Reikuro Okunori

Wstał obolały. Poszedł pod prysznic i sprawił sobie gorącą kąpiel, by mięśnie trochę się rozluźniły. Potem ubrał się i wybrał się na krótki trening, by przyzwyczaić się do nowych broni i ogólnie potrenować. Gdy skończył wybrał się na małe śniadanie, o ile zjedzenie kilkunastu owoców można nazwać śniadaniem. Zapakował jedną z tonf w niezbyt ozdobny papier i związał starannie sznurkiem, tak by nie było widać co jest w środku, po czym wrzucił swój pakunek do torby. Zostawił w domu na drzwiach karteczkę: "Jestem na treningu z drużyną i Fusori-sensei. Powinienem wrócić szybciej niż ostatnio. Nie martwcie się o mnie."
Zabrał ze sobą swoją torbę z książkami i cały sprzęt. Nie mógł znaleźć Yamaneru. Po kilku chwilach poszukiwań odnalazł go jak gonił na ulicy kilka bezpańskich psów.
- Yamaneru! Nie czas na zabawę! Chodź tutaj! Idziemy! Pobawisz się na miejscu. Może i tam będą psy. - starał się nikogo nie obudzić, choć nie wiadomo jak mu to się udało.
"Nie pamiętam co mi wczoraj rodzice powiedzieli... A szkoda... Może powiedzieli coś przez co miałbym dziś lepszy humor, a tak... Nie no... Muszę się skupić na tym jak teraz jest. Zostało mi jeszcze trochę do przeczytania z tego co wziąłem z biblioteki rodzinnej. Może starczy mi czasu do przeczytania tego wszystkiego nim wybije jedenasta. A może będzie trochę więcej czasu jeżeli ktoś się spóźni. "
Uśmiechnął się do siebie i zaczął szukać jakiegoś dobrego miejsca do czytania. Wybrał sobie miejsce pod drzewem. Było dość dobrze zakamuflowane. By wypatrzeć go w tamtym miejscu trzeba by na prawdę się skupić na tamtym miejscu.
Pozwolił pobawić się Yamaneru i zabrał się za czytanie. Ryś wskoczył na drzewo, pod którym siedział Okunori i zaczął łapać ptaki.
Co chwilę zdarzało się, że ktoś mu przeszkadzał. A to Yamaneru skoczył tuż obok niego w pogoni za jakimś ptakiem, albo polną myszą. A to znowu pojawił się poturbowany Kazune. Niby nie przeszkadzał w czytaniu, ale zaraz pojawił się Diego i zaczął się wydzierać. Czytał jednak nadal. Starał się odizolować od tego co go otacza, by dokończyć czytanie. W pewnym momencie spojrzał wtedy w niebo, by mniej więcej określić, która godzina. Po tym jak było mniej więcej pięć minut do jedenastej, skończył czytanie i schował książki do torby.
- Yamaneru chodź tutaj. - szepnął
W ułamku sekundy obok genina pojawił się jego pupilek.
Okunori wstał i przeciągnął się. Wyszedł z ukrycia.
- Ohayo Kazune-san i ty Diego. Było Cię słychać chyba po drugiej stronie Konohy. Czy zdążyłem? Gdzie jest Itori? Nie powinien już być? - powiedział nie patrząc na zebranych. Okulary ukrywały to. Rozglądał się za Itorim i Fusori-sensei.
W końcu spojrzał na Kazune i nowego w drużynie. Widok pobitego przedstawiciela klanu Doratsuki nie należał do najmilszych. Skrzywił się odrobinę patrząc na niego, ale na szczęście bandaże to ukryły.
"Rany... Jego klan na prawdę jest wymagający... Pewnie był bity przez co najmniej pół nocy.... Biedaczek... Ale cóż... Rodziny się niestety nie wybiera. "
Wyciągnął z torby pakunek. Wręczył go Kazune.
- Nawet mnie nie denerwuj i nie mów, że nie jesteś godzien, że nie powinienem, ani nic takiego. Po prostu to przyjmij. Mam nadzieję, że Ci się spodoba i to polubisz. - powiedział serdecznym tonem, jednak był on trochę wymuszony, gdyż od wczoraj nękało go to samo pytanie, którego nie mógł się pozbyć
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: BlindKitty »

Z dachu zeskoczyli na raz Fusori-sensei i Itori-kun.
- Spokojnie, Diego-chan - powiedziała sensei - to kara, jaką wymierzył Kazune-chan jego klan za to, co zrobił. To czy kara należała mu się, czy nie, to zupełnie inna sprawa. Nie możemy wtrącać się w sprawy klanu Doratsuki, nikt nie dał nam takiego prawa. Myślę że powinniśmy po prostu uważać, żeby Kazune-chan nigdy więcej nie musiał być ukarany, prawda? - uśmiechała się ciepło. Jak zwykle, widać to było tylko po jej oczach i ułożeniu materiału maski.
Zaprowadziła was na Pole Treningowe numer 7. Nie wyglądało jakoś szczególnie, poza tym, że na środku małej polanki w lesie znajdowały się cztery spore pniaki wkopane w ziemię.
- Usiądźcie, proszę. Zebrałam was tutaj w dwóch celach. Pierwszy, to trenowanie nowych technik. Ale to za chwilkę. Drugi zaś... No cóż, mamy nowego członka drużyny. Powinniśmy więc wszyscy znów poopowiadać, na czym nam w życiu zależy, do czego dążymy i kim chcemy być... Prawda? Opowiedzmy o swoich celach i o tym, jak chcemy je wypełnić. Każdy z was może też zadać mi jedno pytanie; być może na nie odpowiem, ale być może nie. A potem zajmiemy się treningiem. Więc, kto chce zacząć?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Hiro »

Doratsuki Kazune

Reakcja Diego, kompletnie zbiła go z tropu i gdyby nie Fusori-sama, nie wiedziałby co rzec. Kiedy Fusori-sama mówiła do Diego, przewertował książkę "O relacjach międzyludzkich" i przeczytał
(...) powiązanych ze sobą więzami wzajemnego zrozumienia, poświęcenia oraz współpracy.
"Hmm, nie rozumiem. W końcu zrobiłem coś złego to klan za to każe. Tak zawsze było... chyba. Wygląda na to, że nie jest tak w każdym klanie. Dlatego Diego chciał się zemścić, bo myślał że to jakiś bandyta. No dobrze."
Potem był Okunori i jego podarek. Na szczęście Kazune widział już ten fragment
(...) wśród bliskich sobie osób podarki są niczym nadzwyczajnym i świadczą o hojności i przywiązaniu. Jeżeli jest to prezent od kogoś bliskiego, zwykło się nie sprzeciwiać, przyjąć grzecznie i subtelnie kiedyś się odwdzięczyć.
-Okunori, naprawdę bardzo Ci dziękuję. - powiedział Kazune lekko wymuszonym tonem i ukłonił się.. Rzadko otrzymywał podarki, jedynym była właściwie Karasu Hane. Dlatego czuł się trochę niezręcznie. Zajrzał do środka, była to solidna tonfa.
-Dziękuje z pewnością się przyda. - powiedział zatykając ją za pas. Dawno z nich nie korzystał, ale miał wiele okazji - jego styl taijutsu był pod tym względem dosyć wszechstronny.

Wysłuchał Fusori-sama. Nie miał za wiele celów, więc postanowił zacząć.
-To może ja zacznę Fusori-sama. Moim celem zawsze będzie wiernie służyć temu kto dla mnie będzie panem. Mam też inny cel, stać się jak największa z klanowych shinobi - Doratsuki Ayame. Nie mówiłem wam tego, ale to jej zawdzięczam moją piękną kosę. Chce stać się jak ona i podążać jej ścieżką. Ścieżką kruka. Tak była nazywana, a być może i mnie przypadnie to zaszczytne miano. Ponadto pragnę znaleźć kiedyś jej ciało i zwrócić naszej ziemi. - zamyślił się.
Po chwili kontynuował
-Ostatnia misja wiele mnie nauczyła. Chciałbym od teraz stać się nie tylko postrachem moich wrogów, ale również wyszkolony tak by lepiej służyć mojej wiosce i zawsze wypełniać jej interesy. Dlatego będę musiał nauczyć się nowej ścieżki. Niech od teraz to będzie naprawdę ścieżka wiatru. Nie tylko burzowego ale i łagodnego. - cały czas miał w rękach "Naturę Fuuton"
Pytanie do Fusori-sama... Nie chciał by było zbyt osobiste, to nie uchodziło. Przynajmniej w jego mniemaniu.
-Zapytać o coś Ciebie, Fusori-sama... Hmm, może tak. Dlaczego tylko raz pokazałaś nam tamte piękne oczy? Mają w sobie tak niesamowitą głębię...
Obrazek
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Hose15 »

Aburame Itori
Obserwował zaistniałą sytuację lecz nie odzywał się. Spokojnie podążył za Sensei na Pole Treningowe. Objął je szybko wzrokiem, poprawił katanę na plecach i usiadł na jednym z pniaczków.
"Ciekawe miejsce. Idealne do treningu. Spokój i cisza. Nie zaburzy to koncentracji. Ciekawe co Sensei chce nam dzisiaj zorganizować..."
Położył Sunbarashii obok siebie. Słuchał Fusori.
"O nie. Wiedziałem, że kiedyś to się wydarzy. Nie lubię takich rozmów...Nikt nie wie co się stanie w przyszłości a marzenia...to odległa sprawa."
Gdy Kazune skończył, Itori zaczął.
- Tak więc może nie będę zbyt oryginalny ale chciałbym być silnym, doświadczonym Shinobi który będzie bronił Wioski. Marzy mi się ranga Sage lub Special Jounina. Chcę by ktoś zauważył moją pracę i mnie respektował. Nie wiem jak to zrobię ale będę starał się ten plan wykonać. Mimo wszystko. Na swojej drodze ninja chciałbym zawrzeć tajniki klanowych technik. Ale tego to nauczy mnie brat lub ojciec. Jak zapewne, zauważyłaś Fusori - sama, posługuję się Chakrą typu Fuuton. Jest ona ofensywna a i defensywa mi się przyda, dlatego też w przyszłości chciałbym nauczyć się posługiwania Chakrą Doton. Moją domeną jest Ninjutsu. To właśnie tej dziedzinie chcę się całkowicie poświęcić.
Czerwona Orientalna Prawica
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Ant »

Reikuro Okunori

- Cóż mogę powiedzieć o sobie? Hmm... Jestem bardziej od analizowania walk niż od uczestniczenia w nich. Co do walki... Staram się otępić albo zmylić przeciwnika, a dopiero potem atakować. Jak pewnie widać, zazwyczaj atakuję za pomocą broni białej. Na tyle na ile starczy mi energii, analizuję technikę przeciwnika, dopiero potem pokazuję co potrafię... Choć na prawdę niewiele potrafię. Lubię za to akcje dywersyjne. Pewnie poznasz kilka będąc ze mną w drużynie. A na tle reszty powiem szczerze jestem najgorszy. Podobnie w akademii... Gdyby nie ściągi i koledzy to nie zdałbym jej. - mówił jakby był nastawiony na automat, bo na prawdę myślał nadal nad swoimi wewnętrznymi sprawami.
"Ciekawe kiedy to nastąpi... Kiedy będzie następna pełnia księżyca? Może podczas niej się uda. Nie mogę się doczekać, a wydaje się jakby wraz z rosnącymi chęciami to się oddalało. Cóż... Kto wie czy demon nie ma wobec mnie specjalnych zamiarów... A gdyby tak... Na pewno odznaczyłbym się w klanowych kronikach."
- Kiedy będzie następna pełnia księżyca... - wydarło mu się. Nagle otrząsnął się i się rozbudził.
Przetarł oczy.
- Moim nieocenionym kompanem, oczywiście po za resztą drużyny jest Yamaneru, którego pewnie już poznałeś. Nie raz uratował mi życie i pewnie nie raz to zrobi. - głos Okunoriego wydawał się bardzo serdeczny. Pogłaskał swojego zwierzaka, a ten wydawał się być zadowolony z życia.
- Moje pytanie do Ciebie Fusori-sensei brzmi następująco. Pewnie pamiętasz okrągły grób, który mijaliśmy podczas ostatniej misji. Powiedziałaś, że leżą tam bohaterowie. Domyślam się, że pochodzili oni z Konohagakure. Kim oni byli dla Ciebie? - zapytał, choć nie był pewien, czy sensei odpowie na to pytanie.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Perzyn »

Diego Pinzas

Słuchał swoich towarzyszy patrząc w niebo. Poświęcał im tylko część swojej uwagi, ponieważ jego myśli skierowane były gdzie indziej. Jego twarz miała raczej ponury wyraz, co było jak na niego naprawdę niezwykłe. Nie mógł zrozumieć jak klan – rodzina, mógł ukarać kogokolwiek w taki sposób. Od najmłodszych lat, a przecież wciąż był bardzo młody, zdążył nauczyć się, że rodzina jest po to, aby pomagać. Wszystkie pokolenia rodziny Pinzas mieszkały razem i jeśli jedna osoba miała kłopoty to miał je cały dom. Chłopak nigdy nie wyobrażał sobie żeby mogło być inaczej. Tak długo żył uważając rodzinną solidarność i spoistość za coś oczywistego, że szokiem było dla niego odkrycie, że istnieje inny świat, w którym rodzina może krzywdzić. Widział poobijaną i posiniaczoną twarz Kazune a i tak nie mógł do końca uwierzyć w to, że ktoś go tak potraktował i to na dodatek z jego własnej rodziny.

Gdy przyszła kolej na niego otrząsnął się z zamyślenia. Podgiął nogi pod siebie i szybkim wybiciem przeniósł się na słup, o który dotychczas się opierał i przykucnął na jego czubku. Spojrzał po raz kolejny na leniwie przesuwające się po błękitnym nieboskłonie chmury a potem na sensei i wreszcie na drużynę.
- Cóż, ja nie mogę powiedzieć o sobie tak wspaniałych rzeczy jak wy. To śmieszne, ale jak słucham o waszych celach i marzeniach to robi mi się wstyd. Ja nie mam takich godnych naśladowania ambicji, jedyne, czego w życiu pragnę to znaleźć jak najwięcej przyjaciół, na których mógłbym polegać, i którzy mogliby polegać na mnie. Owszem, chciałbym zostać jouninem i opanować pewne techniki, ale tak naprawdę tym, czego szukam w życiu jest przyjaźń. Uśmiechnął się wyraźnie zażenowany. Widać było, że czuje się głupio postawiony obok ich planów i marzeń. - Cóż, to chyba dlatego, że w akademii nie miałem za wielu przyjaciół i musiałem walczyć o przyjaźń innych.

Cofnął się wspomnieniami do czasów nauki. Inne dzieci nie lubiły go, bo wyglądał inaczej To niezwykłe jak głupie i bezpodstawne uprzedzania potrafią uprzykrzać życie. Od pierwszej klasy próbował przełamać lody i nigdy nie tracił optymizmu. Różnie to bywało, niekiedy bywał zaczepiany i dręczony przez starszych a niekiedy rzucał się w bójkę i obrywał, bo chciał pomóc komuś, kto stawał wobec nierównych sił szkolnej chuliganerii. Nawet nie wiedział, kiedy znalazł paczkę dobrych znajomych i kumpli. Bał się gdy dostał wiadomość o tym, że zostanie wcześniej przeniesiony z akademii do grupy geninów, sądził, że nie będzie łatwo zdobyć akceptację, ale mylił się. Patrzył teraz na drużynę czwartą i widział ludzi, za których gotów był walczyć, i którzy, jak wierzył, gotowi są zrobić to samo dla niego.

- Chciałbym teraz zadać pytanie Fusori-san. Jego spojrzenie się zmieniło. Uciekła z niego cała melancholia i sentymentalizm, stało się twarde i nieprzyjazne. Niewielu ludzi widziało naprawdę zagniewanego Diego Pinzas. Owszem zdarzały mu się wybuchy, ale na ogół zapominał o złości równie łatwo jak w nią wpadał. Jednak teraz na dnie jego oczu czaiło się coś niepokojącego. Grupa nie znała go z akademii, ale było tam kilku takich, którzy widzieli to spojrzenie. I potem już nigdy nie wchodzili mu nierozważnie w drogę. Bo jego gniew nie był typowym gniewem dziecka, on wiedział, kiedy nie należy z tym nic robić, ale potrafił chować urazę i czekać na okazję, choćby i przez lata. - Sensei, moje pytanie brzmi, czemu istnieją rodziny, które gotowe są ukarać już ukaranego członka i to w sposób okrutny i bezduszny? Jak takie rodziny mogą istnieć? Pozostali członkowie drużyny przyzwyczajeni do jego entuzjastycznych i optymistycznych wypowiedzi patrzyli zdziwieni. Głos chłopaka był zimny i zdawał się kryć groźbę. Na ten krótki moment zmienił się nie do poznania, zupełnie nie przypominał wesołego i pogodnego siebie sprzed kilku minut.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: BlindKitty »

Każdy z was mówił coś o sobie. Na każdego patrzyła sensei, po kolei, bardzo uważnie. Jej spojrzenie, mimo prostej techniki kryjącej oczy pod fałszywym kolorem, było bardzo charakterystyczne. Było to spojrzenie starego człowieka, który w życiu widział już bardzo dużo. Za dużo.
Było to tym dziwniejsze, że nie pasowało do jej skóry i oczu, które wcale nie wyglądały staro.

-"Bestia bez łańcucha jest tylko bezmyślnym narzędziem." - powiedział cicho, ale tak by reszta usłyszała.
Podniósł głowę i spojrzał we wściekłe oczy Diego.
-Mógłbym powiedzieć to samo. Nigdy nie widziałem dowódcy, który mówiłby do podwładnych tak ciepło. Nie widziałem ludzi którzy stawiają tak wysoko przyjaźń. Nikt nigdy nie oddał mi takiej przysługi. Nikt w klanie nie potrafiłby mi tego wyjaśnić. Nawet ta książka nie była w stanie mi pomóc. - pokazał na "O relacjach międzyludzkich"
-Od dziecka uczono mnie posłuszeństwa i rygoru. Zasada jest prosta, twoje życie jest w rękach każdego wyżej od Ciebie. Nie znam innych. Mówisz, że okrutnie mnie ukarano. Nie, ukarano mnie tak jak było potrzebne. Przynosząc wojnę wiosce przyniosłem hańbę swemu klanowi. To coś na co nie można sobie pozwolić. Nie ma ceny która to odkupi. Przez wiele lat nazywano mnie różnie - śmieć, łachmyta. Jestem niżej w hierarchii to oczywiste, że moje życie zależy od innych w klanie. Szacunek należy sobie wyrobić, nie ma innej drogi. Kiedy jednak trafiłem do drużyny zaczęło się coś dziwnego czego zupełnie nie rozumiem. Świat w którym żyłem ściera się z nowym, który jest dziwny i niezrozumiały. Mówisz, że jesteśmy okrutni. Zapewniam Cię, że nie powie tego żaden z karanych nawet gorzej ode mnie członków. To hartuje ducha, ciało i charakter. Klan nie chce dla mnie źle. Tego jestem pewien - odpowiedział Kazune na wątpliwości Diego.

- Ja powiem coś jeszcze, Diego-chan. Są rodziny które kochają swoje dzieci wspierając je na każdym kroku. A są takie które kochają swoje dzieci zmuszając je do tego, by zawsze radziły sobie same. Te pierwsze mają swoje zalety; ale te drugie też. Kazune-chan będzie musiał umieć poradzić sobie sam. Ty nie, bo tobie pomoże rodzina. Tobie sprawi to mniej bólu; on nie będzie zależny od innych. Wychowanie jest różne. Każdy postępuje taką drogą, jaka wydaje mu się słuszna. Można tłumaczyć, dlaczego twoja wydaje ci się lepsza. Ale nie można ich zmuszać, by zmienili swoją wbrew woli - powiedziała poważnie.

Teraz ona spojrzała w chmury. Wyglądała jakby się zastanawiała, od czego zacząć.
- Chyba powinnam wam też powiedzieć, co jest moim celem i marzeniem, prawda? Więc może odpowiem najpierw na pytanie Okunori-chan. Pod tym kopcem, w lesie poza wioską, leżą trzy osoby. Shukyou Hakamoto, mój sensei, największy z moich autorytetów. Hagane Yoshi, mój najlepszy przyjaciel. I wreszcie Miya Aikou... Mój ukochany. Zapewne o nich nie słyszeliście, nie byli bowiem wielkimi i wspaniałymi bohaterami, przynajmniej nie dla całej wioski. Ale dla mnie... Dla mnie są bohaterami największymi. I dlatego moim marzeniem jest zabić Baisuu Itteki, Tysiąc Kropel. Wodza Ukrytej Wioski Deszczu. Tego, który wydał rozkaz zgładzenia ich - uśmiechnęła się, patrząc na nich. - To niejedyny mój cel i niejedyne marzenie, ale o innych może porozmawiamy kiedy indziej. Na razie odpowiedzi na wasze pytania. Dwaj już je usłyszeli; został tylko Kazune-chan i jego pytanie - przeniosła wzrok na wspomnianego genina.
- Widzisz, Kazune-chan. Te oczy przerażają wielu ludzi. Ja nie chcę ich straszyć. Innych zaś skłaniają do zastanowienia się... Tych z kolei się boję. I nie chcę dawać im materiału do przemyśleń. I tak wiedzą, że kryję oczy pod genjutsu; nie wiedzą jednak, jakie są one naprawdę. To utrudnia im poszukiwania.

Sensei wyprostowała się.
- Ale, ale. Przejdźmy do treningu, moi mili. Okunori-chan, jeśli nie masz żadnej techniki, której chciałbyś się nauczyć, to lepiej po prostu poczytaj sobie o czymś, o czym chcesz. Powinineś odpoczywać, twój organizm regeneruje się raczej powoli, a misja może okazać się męcząca. Kazune-chan, Itori-chan, powiedzcie mi, czym chcielibyście się zająć? Ty, Kazune-chan, zapewne chciałbyś nauczyć się walczyć, nie zabijając, prawda? Ale ty, Itori-chan? Bo o Diego-chan wiem, że chciałby usprawnić swoją technikę, rodowe dziedzictwo Pinzasów. W tym za chwilę mu dopomogę, ale na razie powiedzcie mi co chcecie zrobić wy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Hiro »

Doratsuki Kazune

Podszedł jeszcze do Diego i dodał tak by on tylko usłyszał.
-Wiesz... Większym wstydem jest chyba to, że o przyjaźni czytam z książek. Wiesz, że przez całą Akademię nie miałem przyjaciela? W klanie wiązała nas tylko krew, ale nic poza tym. Przez całe dzieciństwo wierzyłem, że świat w którym żyje jest idealny. Chyba rozumiesz jaki to szok, odkryć, że może być inaczej. Nie martw się mną, jeszcze wiele będę musiał przejść zanim zdobędę szacunek w klanie. Mam tylko nadzieje, że to nie zepsuje tej więzi między nami. W książce pisali, że takie więzy łatwiej zrywać niż budować. Dlatego błagam Cię, nie każ mi wybierać między przyjaźnią, a klanem. Czy czymkolwiek innym.

Potem wziął swoje notatki i wygrzebał kilka spostrzeżeń, które zanotował.
-Fusori-sama, usprawnienie mojego stylu walki to sprawa bardziej długoterminowa, aczkolwiek kilka rad może przydać się już teraz. Myślałem, o pewnej technice elementu Fuuton. Gdzie ona... o tutaj.
Pokazał na technikę która nazywała się Kakuu Tori Rendan.
-Szukałem czegoś co nie rani, a wykorzystuje siłę wiatru i ciśnienie by działać tak jak Daitoppa. Niestety, techniki fuuton, są bardzo ofensywne i musiałem się naszukać zanim znalazłem tą nisko poziomową technikę. Myślę, że dałbym radę ją opanować. Jest bardzo w moim stylu - szybka. No i nie powoduje ran, tylko odpycha, albo wytrąca różne przedmioty. Ale prosiłbym o jakiś kierunek do kogoś, kto dobrze zna chakrę Fuuton, bo oprócz nauczenia się techniki, co może być trudne do znalezienia, przydałoby się kilka rad.
Przekartkował też notatki, ale zauważył, że tego akurat nie zapisał. Kontynuował więc z pamięci.
-Kiedy Okunori obserwował nasz pojedynek Fusori-sama, powiedział że kiedy walczę, mam wszystko zbyt bardzo ustalone z góry i o ile tamten genin nie miał szans, to doświadczony lub sprytny ninja szybko wyczuje mój rytm walki. Być może to właśnie będzie kluczem do unieszkodliwiania przeciwników. Celowe mijanie ostrzem wroga, oraz wykorzystanie nóg do niespodziewanych zakłóceń w rytmie. Chodzi o to by przeciwnik myślał, że chce go zranić, podczas gdy ja się szykuje do innego ataku. Do tego będę musiał dążyć w przyszłości. A może masz jakieś inne rady Fusori-sensei?

Czekając na odpowiedź zastanowił się. Te oczy przerażają wielu ludzi. Ja nie chcę ich straszyć. Innych zaś skłaniają do zastanowienia się... Tych z kolei się boję. Te oczy są krokiem w kierunku poznania sensei, a tego unikała za wszelką cenę. Kazune postanowił nigdy więcej o nie nie pytać. To byłoby zbyt wścibskie. Chociaż trochę żałował, że nigdy ich więcej nie zobaczy.
Przypomniał sobie też słowa o pochowanych tam shinobi. "Ayame, też nie była doceniana. Nie ufano jej bo była kobietą i używała nieużywanej nigdy broni, która okazywała się zabójczo skuteczna w dobrych rękach. Dlatego opuściła nasze ziemie i nie wróciła. Ale to wszystko było z zazdrości. Sensei, nieważne, że wioska o nich nie wie. Każdy shinobi który zginie w dobrej sprawie jest bohaterem.". Zawsze zastanawiał się jak zginęła Ayame. Czy dokończyła tamtą legendarną technikę? Miał nadzieję kiedyś się dowiedzieć.
Czekał aż zadecyduje Itori i spoglądał na Diego. Tak dwa różne dzieciństwa. Ale coś ich chyba łączyło. Ale Kazune nie wiedział jeszcze co.
Obrazek
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Perzyn »

Diego Pinzas

Słowa Fusori sensei dały mu do myślenia. Próbował przetrawić to, co usłyszał, gdy podszedł do niego Kazune. Wysłuchał go z najwyższą uwagą, po czym uśmiechnął się.
- Dobrze Kazune, nie będę cię próbował o niczym przekonywać, ale chciałbym z tobą porozmawiać po treningu, mam nadzieję, że się nigdzie nie spieszysz?
Czuł żal, nie potrafił nie współczuć temu chłopakowi, który był bardzo wyraźnie okaleczony emocjonalnie. To, co opowiedział o życiu w klanie było straszne. Rozumiał propagowanie samodzielności, jego rodzina też coraz więcej wymagała w miarę jak był coraz starszy, ale zawsze mógł liczyć przynajmniej na dobre słowo. A świat, w którym każdy o wyższej pozycji może swobodnie pomiatać innymi wydawał mu się straszny. Cóż, nie może go zmienić, ale miał zamiar przynajmniej pokazać Kazune, że istnieje także inny świat, w którym w parze z wymaganiami nie musi iść pogarda i bezduszność.

Gdy ich opiekunka wysłuchała Kazune i Itori’ego i zadała im ćwiczenia przeszła do jego treningu. Najpierw obok niej pojawił się klon. Diego słyszał, że lepsi shinobi potrafią stworzyć klona, który jest w pełni materialny.
- Dobrze, teraz zaatakuj mojego klona przy użyciu swojej techniki, ja przyjrzę się z boku i zobaczę jak można ci pomóc.
Zgodnie z poleceniem sensei Diego kilka razy użył Batto Yaiba przeciw uzbrojonemu w tonfy bunshinowi. Jak się spodziewał jego przeciwniczka nie miała kłopotu z odpieraniem jego ataków. Zastanawiał się jakoś tak mimochodem czy sensei poradziłaby sobie z odparciem tej techniki w wykonaniu kogoś na swoim poziomie. Jeśli, któryś z pozostałych spojrzał w ich kierunku jego oczom ukazałby się ciekawy widok – klon ich nauczycielki z łatwością odpierający ataki Diego tak szybkie, że będące jedynie rozmazaną smugą w powietrzu. Jedynie Kazune zdołałby zobaczyć rękę a nie niewyraźny czerwono – szary, rozmyty kształt. A przecież Diego był w pełni świadomy, że w jego wykonaniu ta technika jest strasznie powolna, w porównaniu z innymi jej użytkownikami. Ale też był świadomy, że dokonuje postępu.

Przypomniała mu się jego kuzynka Ilena. Jej też daleko było do opanowania tej techniki, ale słyszał, że w jej grupie przezywają ją Issen no Ken. Uśmiechnął się pod nosem i kontynuował ataki z nadzieją, że kiedyś będzie w stanie używać Batto Yaiba tak jak Juanita w czasach jej młodości.

Po kilku minutach Fusori stwierdziła, że dosyć widziała i, że wie, w czym tkwi problem.
- Brakuje ci precyzji, praktycznie nie masz kontroli nad ciosem. Mięśnie nigdy nie zdołają utrzymać w ryzach takiej energii, musisz to robić inaczej Diego-chan.
Ćwiczenie, jakie mu zadała polegało na próbie przeciwstawienia się dokonywanym przez klona trzymającego jego rękę poprzez emisję chakry fuuton. Nie przynosiło to zbyt spektakularnych rezultatów, właściwie żadnych, ale się nie poddawał. O tak, w tym był dobry, w nie poddawaniu się.
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Hose15 »

Aburame Itori
Słuchał opowieści Sensei o Baisu Itteki.
"Kto to taki? Musi być silny skoro zabił doświadczonych Shinobi. Chętnie bym go dorwał, ale wcześniej muszę się podszkolić."
Po wysłuchaniu całości, Itori odpowiedział na pytanie.
- Chciałbym...chciałbym abyś nauczyła mnie techniki Kage Bunshin. Wiem, że to jest może zbyt wiele ale jest ona bardzo pomocna.
Młody Aburame wstał z pniaczka i zrobił krótką rozgrzewkę przed treningiem.
Czekał na Sensei.
Czerwona Orientalna Prawica
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: Ant »

Reikuro Okunori

Słysząc wypowiedź Fusori spuścił głowę.
"Momentami jestem zbyt ciekawski. To pytanie było chyba zbyt trudne. Powinienem czasami trzymać język za zębami... Przynajmniej miałem rację w moich domysłach. Czyżby Fusori-sensei nie była aż tak tajemnicza jak wszystkim się wydaje? Czy tylko chce się ukryć przed aurą tajemnicy?"
Sensei zaproponowała, by sobie odpoczął i coś poczytał. To oburzyło młodego genina. Yamaneru nastroszył się, a Okunori wstał.
- Z całym szacunkiem Fusori-sensei. Ktoś mądry powiedział, że odpoczywać można dopiero, gdy nie jest się w stanie nawet ruszyć. Nie będę się lenił, gdy moja drużyna ćwiczy. Ktoś inny powiedział, że drużyna jest warta tyle, ile jej najsłabszy członek. W akademii byłem najgorszy, ledwo przedostałem się dalej i pewnie doskonale to wiesz. To ja jestem tutaj najsłabszy. To ja osłabiam organizm jakim jest nasza grupa. Nie mogę, więc odpuścić sobie żadnych ćwiczeń. Właśnie dlatego używam obciążników. Nie chcę, by nasza drużyna była skazana przeze mnie na przegraną. Nie pozwolę, by drużyna czwarta była słabym organizmem. Póki mogę stać, póki mogę się ruszać, będę robił wszystko, by godnie reprezentować naszą drużynę. Mogę ćwiczyć nawet Bunshin no Jutsu, czy Kakuremino no Jutsu. Ważne, by piąć się w górę z umiejętnościami. Jeżeli będziesz chciała mogę ćwiczyć nawet najtrudniejsze techniki, ale nie będę siedział bezczynnie, gdy reszta grupy będzie dawać z siebie wszystko! Nawet jak po treningu nie będę w stanie się ruszyć to jutro stawię się na misji. Choćbym miał używać HyourouGan, by jutro wstać to i tak nie poddam się. Trening to mała walka. Walka z samym sobą. Takiej walki na pewno nie odpuszczę. To ona jest według mnie najważniejsza dla każdego ninja. Pragne być shinobi z prawdziwego zdarzenia. Na książki przyjdzie czas. Teraz jest czas na trening. Nie przyszedłem tutaj, by zmarnować czas! - powiedział to, co myśli przynosiły mu na język
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Naruto] Monogatori Baasu

Post autor: BlindKitty »

Fusori zaczęła od Kazune.
- Słuchaj, znajdź Hyuuga Karimi. Sądzę, że jak spytasz w Budynku Rady kogoś, skierują cie do niego, chyba gdzieś tam pracuje. Poproś go o zwój służący do nauczania tej techniki, mówiąc, że przysyła cię Daishi Fusori, i że ona później wszystko z nim załatwi, ale teraz jej się spieszy i nie może. Nie powinien mieć wątpliwości. A jak już dostaniesz zwój, to wracaj tutaj - powiedziała. Młody Doratsuki odbiegł szybko w poszukiwaniu zwoju. Fusori wysłuchawszy przemowy Okunoriego roześmiała się w głos.
- Dobrze już, mały twardzielu. W takim razie czeka cię całodzienny trening Bunshin no Jutsu, Okunori-chan. Nie powinieneś stracić przez to przytomności, a może jutro będziesz nadawał się do użytku w miarę. Nic skomplikowanego; po prostu twórz klony. Na razie, z tego co wyczytałam, umiesz stworzyć dwa; nic dziwnego, nie opanowałeś zbyt dobrze kontrolowania chakry jakiegokolwiek żywiołu. Staraj się jednak przywołać trzy klony. Natychmiast po stworzeniu je rozpraszaj i próbuj jeszcze raz, tak długo aż wreszcie zdołasz stworzyć trzy... Choć nie gwarantuję, że będzie to już dziś. I policz sobie dokładnie, ile zjadłeś ostatnio pigułek... - puściła mu oko i obróciła się do Diego, który już ćwiczył z jej klonem. Pokiwała głową z uznaniem i przeszła do Itoriego.
- Przepraszam, Itori-chan, że musiał czekać tak długo. Niestety, ale Kage Bunshin raczej wykracza poza twoje możliwości. Ja sama nauczyłam się tej techniki dopiero niedawno. Jak dotąd słyszałam tylko o dwóch geninach, którzy zdołali opanować tę technikę, ale obydwaj byli Jinchuuriki. Nawet bardzo utalentowani chuuninowie mają kłopoty ze stworzeniem realnie istniejących klonów. Dla ciebie jednak większość tych zadań będzie mógł wypełniać przecież Mushi Bunshin no Jutsu, prawda? Tylko że na razie potrzebujesz opanować Fukuyoka Gyosuru Kikkai no Jutsu, technikę całkowitej kontroli. A w tym, jak sądzę, mogę ci pomóc, ale tylko trochę. Większość wiedzy na temat tej techniki już posiadasz - ciężko ją zresztą nazwać normalną techniką, bo działa cały czas - reszta to dogadanie się z twoimi Kikkai. Mogę ci tylko podsunąć pomysł, jak spróbować dojść do tej techniki... Sprawdzony przez wiele pokoleń twojej rodziny. Spróbuj przekonać Kikkai żeby tworzyły na trawie różne wzory. Zacznij od najprostszych - lini, koła, kwadratu, i przechodź do bardziej skomplikowanych rysunków, dbając o to, żeby były całkowicie zgodne z twoimi prośbami. Wkrótce nauczysz się całkowicie panować nad swoimi robaczkami.

Kiedy sensei skończyła wykład dla Itoriego, pojawił się Kazune ze zwojem.
- Och, jesteś już. Myślę, że sam zwój powinien wystarczyć - to bardzo prosta technika, musisz po prostu skupić się na niej i próbować, próbować, próbować. Tysiąc, albo i dwa tysiące razy, aż wreszcie się uda - uśmiechnęła się do niego i zostawiając go sam na sam z treningiem, podeszła jeszcze do Okunoriego i porozmawiała z nim szeptem; nie byliście w stanie usłyszeć, o czym mówią.

Potem sensei chodziła od jednego do drugiego, udzielając różnych porad; poza przerwą obiadową, ćwiczyliście do wieczora. Fusori, w czasie kiedy nie spacerowała, kilka kroków od was ciskała małe kule ognia. Widać ćwiczyła jakąś swoją nową technikę.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany