Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
W leśnej karczmie, noc minęła szybko. Ranek obudził ludzi to pianiem koguta, to słońcem rażącym w oczy, to nagłą potrzebą wyskoczenia do wychodka. Esther natomiast, obudził lament karczmarza
-No kur*a ich wszystkich pie*dolona mać! - lament był niezwykle lamentliwy. Ruth musiała skoczyć do wychodka a Ordo i Veiiko właśnie wstawali niezadowoleni z rażącego ich w oczy złośliwego słońca. Kiedy tylko zeszli na dół, ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich obecnych Czarodziej siedział przy stole zajadając Jajka na bekonie z dużą porcją kiełbasy zasmażanej z cebulką. Większości pijaczków już na podłodze nie było. Zabrali majdan i odjechali zostawiając po sobie pogorzelisko. Czarodziej popił strawe jasnym piwem. Wszystkich ścisnęło z żołądkach. Zapach potrawy był nieziemski a na piwo wszyscy obecni mieli chyba ochotę.
-A wy co? Jeszcze nie w robocie? - Zapytał zagryzając śniadanie pajdą chleba. Rękę nadal miał w bandażu. Wystawało kilka czarnych nadal palców. Wyglądało na to, ze juz nigdy nie odzyska sprawności w tej ręce. Esther nie była już jednak tego taka pewna.
-No dobrze... - powiedział czarodziej. Machnął ręką a krzesła odsunęły się od stołów - ...zjedzcie coś. Panna! Chodź tu! Ci ludzie chcą złożyć zamówienie! - Krzyknął do kelnerki sprzątającej pobojowisko.
-A więc to wy tak? - Czarodziej spotkał na wszystkich zebranych. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na Ruth, która wychodzac razem z innymi nagle znalazła się w tłumie.
-Ciekaw jestem czy sobie poradzicie.... - powiedział pełen powagi.
-No to jakie zamówienia? - Zapytała kelnerka podchodząc do stolika.
Facet w kącie celi roześmiał się dość głośno
-Jakie uparte nicponie.... - stwierdził i wstał. Okazało się że nie jest związany. Gdy wyprostował się widać już było, że to całkiem stary facet z nadal czarną bródką, jednak kilkoma siwymi włosami na głowie. Z kieszeni wyciągnął fajkę i bez rozpalania jest wsadził do ust.
-Naiwne z was... nicponie, żeście myślicie, że tak łatwo uciekniecie... - przespacerował się do okna i wyjrzał przez kraty na ulicę. Stało tam wielu strażników. - Trudno się przez coś takiego przebić, ale rozumiem was. Stryczek na was już tam na placyku czeka... - w oku mężczyzny coś błysnęło.
-Już niedługo będzie tu bal - uśmiechnął się susząc zęby. Wpatrywał się przez okno w.... przestrzeń. Pozostali więźniowie skorzystali z uwolnienia i spojrzeli jakby z nadzieją na faceta z przepaską na oku. Chyba to w nim pokładali nadzieję na uwolnienie.
-No kur*a ich wszystkich pie*dolona mać! - lament był niezwykle lamentliwy. Ruth musiała skoczyć do wychodka a Ordo i Veiiko właśnie wstawali niezadowoleni z rażącego ich w oczy złośliwego słońca. Kiedy tylko zeszli na dół, ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich obecnych Czarodziej siedział przy stole zajadając Jajka na bekonie z dużą porcją kiełbasy zasmażanej z cebulką. Większości pijaczków już na podłodze nie było. Zabrali majdan i odjechali zostawiając po sobie pogorzelisko. Czarodziej popił strawe jasnym piwem. Wszystkich ścisnęło z żołądkach. Zapach potrawy był nieziemski a na piwo wszyscy obecni mieli chyba ochotę.
-A wy co? Jeszcze nie w robocie? - Zapytał zagryzając śniadanie pajdą chleba. Rękę nadal miał w bandażu. Wystawało kilka czarnych nadal palców. Wyglądało na to, ze juz nigdy nie odzyska sprawności w tej ręce. Esther nie była już jednak tego taka pewna.
-No dobrze... - powiedział czarodziej. Machnął ręką a krzesła odsunęły się od stołów - ...zjedzcie coś. Panna! Chodź tu! Ci ludzie chcą złożyć zamówienie! - Krzyknął do kelnerki sprzątającej pobojowisko.
-A więc to wy tak? - Czarodziej spotkał na wszystkich zebranych. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na Ruth, która wychodzac razem z innymi nagle znalazła się w tłumie.
-Ciekaw jestem czy sobie poradzicie.... - powiedział pełen powagi.
-No to jakie zamówienia? - Zapytała kelnerka podchodząc do stolika.
Facet w kącie celi roześmiał się dość głośno
-Jakie uparte nicponie.... - stwierdził i wstał. Okazało się że nie jest związany. Gdy wyprostował się widać już było, że to całkiem stary facet z nadal czarną bródką, jednak kilkoma siwymi włosami na głowie. Z kieszeni wyciągnął fajkę i bez rozpalania jest wsadził do ust.
-Naiwne z was... nicponie, żeście myślicie, że tak łatwo uciekniecie... - przespacerował się do okna i wyjrzał przez kraty na ulicę. Stało tam wielu strażników. - Trudno się przez coś takiego przebić, ale rozumiem was. Stryczek na was już tam na placyku czeka... - w oku mężczyzny coś błysnęło.
-Już niedługo będzie tu bal - uśmiechnął się susząc zęby. Wpatrywał się przez okno w.... przestrzeń. Pozostali więźniowie skorzystali z uwolnienia i spojrzeli jakby z nadzieją na faceta z przepaską na oku. Chyba to w nim pokładali nadzieję na uwolnienie.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Przez noc nic się już nie działo i jakimś cudem udało się kochankom nie pospadać z dość wąskiej pryczy. Łowca przytulił do siebie kobietę na tyle mocno, że nawet nie za bardzo miała się jak poruszyć. Nad ranem jako pierwszy obudził się Veikko i jego zaspany wzrok padł na plecy Orda. Prychnął coś, przeciągnął się i leniwie wstał do swojej torby. Minął łóżko współlokatora, wyjął czystą koszulę, przerzucił sobie przez ramię i udał się w stronę drzwi. Coś jednak mu nie pasowało tutaj. Przeszedł się jeszcze raz przez pokój i dopiero po chwili stanął jak wryty.
Co jego siostra robiła w łóżku z tym łysolem?! Przyglądał się im przez chwilę z lekko otwartymi ustami, jednak coraz mocniej zaciskał pięści. Poczuł się bezsilny widząc uśmiech malujący się na ustach dziewczyny, miał mętlik w głowie. Szybko opuścił pokój mocno (i głośno) zamykając za sobą drzwi.
Trzask wyrwał Szarego Psa ze snu. Uniósł głowę i rozejrzał się po pokoju. Zrozumiał, że to brat uzdrowicielki był przyczyną hałasu i natychmiast nią potrząsnął.
- Obudź się! Jest już późno - zachrypiał. - Poza tym twój brat gdzieś poszedł.
Rozbudziwszy Esther, mężczyzna usiadł na brzegu łóżka i począł przecierać twarz dłońmi. Za chwilę poczuł jej dłonie na swoich plecach, kobieta pogłaskała go delikatnie i z ociąganiem zaczęła się podnosić. W każdym jej ruchu widać było, jak jest niezadowolona z konieczności wstania.
- Gdzieś poszedł? - spytała zdziwionym i lekko nieprzytomnym głosem. - Może się umyć...
Miała nadzieję, że poszedł skorzystać z wychodka, a nie go podpalić.
- Gdzie? Do łaźni? - parsknął i wskazał głową stojącą w rogu izby balię. - Zapominał to zabrać. Chyba, że poszedł nad rzekę.
Posłał dziewczynie najprzyjaźniejsze ze swych spojrzeń, podniósł się i rozprostował. Chwilę siedziała zastanawiając się nad jego słowami i analizując fakty. Katem oka obserwowała Psa, obecność tego mężczyzny działała na nią kojąco. Opadła na chwilę na jedno ramię rozmyślając. Włosy zdążyły jej wyschnąć i były w niezłym nieładzie, Ordo zauważył teraz, że kobieta ma na sobie sukienkę z rękawami do nadgarstków i jeszcze mniejszym dekoltem, niż ta niebieska. No i była koloru pomarańczowego. Kiedy ona się przebrała? Nie wiedział, ale mu to nie przeszkadzało. Jak co rano sprawdził zawartość kieszeni, czy aby coś mu nie ubyło. Potem doczepił pochwę z mieczem do pasa i począł zawiązywać buty.
- Myślisz... że nas zobaczył i się obraził czy coś? - uzdrowicielka spytała niepewnie.
- Nie wiem, może... - przyznał. - Tak czy owak, pora wstać. Nie znam się na lecznictwie, ale chyba powinnaś sprawdzić czy czarownik jeszcze żyw. Nie żebym miał nadzieję, że tak...
- Ha ha ha! - roześmiała się wesoło, przeturlała na brzuch i spojrzała na niego rozbawiona. - Oczywiście, że chcesz, żeby był żywy. Ba, chciałbyś nawet, żeby był zdolny do rozmowy. Czyż nie chciałeś się dowiedzieć więcej o tej skrzyneczce? - zapytała uśmiechając się chytrze.
Ordo spojrzał na nią marszcząc czoło.
- Osobiście wolałbym zabrać mu to, co ma teraz. Bez nadstawiania karku i igrania z magią. Na pewno ma coś cennego...
Urwał widząc minę dziewczyny. Była zszokowana i nie mogła uwierzyć, że on coś takiego właśnie powiedział.
- Ty żartujesz, prawda? - spytała niepewnie i uśmiech z jej twarzy zniknął. - Tak nie można... Wiesz, możemy poczekać, on ma mi zapłacić za leczenie, a magowie nie szczędzą złota, prawda?
- Gardzą złotem tak samo jak ludźmi - spojrzał na nią poważnie. - Tak jak walkę mieczem, tak i magię trzeba trenować na żyjącym materiale. Więc całymi latami ćwiczą czary na tych, o których nikt się nie upomina - żebrakach, skazańcach - jego głos stawał się coraz straszniejszy. - Nie zdziwiłbym się gdyby cała ta skrzyneczka była tylko przynętą dla nowych obiektów eksperymentów.
Zszokowana dziewczyna zamilkła, wlepiła w niego wystraszony wzrok, jej oddech nieznacznie przyśpieszył. Czy on mówił poważnie? Ale ten mag tak niegroźnie wyglądał, nie mógł być zły... Tylko po co Ordo miałby ją okłamywać?
- Ja... mam nadzieję, że się mylisz, ale jakoś... wierzę ci - powiedziała cichutko przełykając ślinę. - Wydawał mi się dobry, ale nawet jak nie jest, ja muszę zakończyć leczenie. Taka moja rola i zadanie. Nie patrzę, czy mag, nie-człowiek czy zbir. Po prostu pomagam tym, którym mogę. Przynieśmy mu tę skrzyneczkę i miejmy to z głowy. Potem gdzieś sobie pójdziemy... razem.
Położyła spory nacisk na ostatnie słowo i utkwiła w mężczyźnie stanowcze spojrzenie. Uśmiechnął się lekko.
- Razem. Na pewno razem. A teraz muszę coś zjeść póki jest okazja!
Powiedziawszy to podał jej rękę i podniósł z łóżka. Następnie narzucił na siebie kurtkę i ruszył do drzwi. Nim jednak je otworzył zatrzymała go.
- Ordo, ty jesteś dobrą osobą, ja to wiem i wierzę w to - powiedziała śmiertelnie poważnie i spojrzała mu się głęboko w oczy. - Ja w to nie wątpię, a ty?
- Robiłem w życiu wiele rzeczy - odpowiedział po dłuższej chwili. - Dobre i złe. Może nawet więcej złych... Ale jak odróżnić dobro od zła, jeśli nikt nigdy nie powiedział ci jak to zrobić? Nim się obejrzałem byłem już znanym zabójcą i bandytą, a wtedy już trudno jest coś zmienić, wierz mi. Może dzięki wam uda mi się poskładać swoje życie...
Łowca nie mógł nadziwić się własnej szczerości. Ale nie tylko on. Powoli na twarzy uzdrowicielki pojawił się ciepły i życzliwy uśmiech.
- Jesteś dobrym i wspaniałym człowiekiem, pomogę ci - stwierdziła i delikatnie go ucałowała.
Czuła się dziwnie, jakby to wszystko to było coś więcej. Przeznaczenie? Zgubili z bratem drogę i przez przypadek tutaj trafili, a od pierwszego momentu jakoś dziwnie polubiła łowcę, choć nikt nie podzielał jej zdania. Westchnęła cicho.
Pies roześmiał się ochryple.
- Esther, przesadzasz - rzekł i zaraz dodał - A ty jesteś najlepszą i najpiękniejszą ze znanych mi uzdrowicielek. Doprawdy odnalazłaś swoje powołanie.
Uśmiechnął się złowrogo.
- A teraz chodźmy coś zjeść! - ryknął i zarzuciwszy sobie blondynkę na ramię pognał schodami do głównej sali karczmy.
Miał ochotę już nigdy nie rozstawać się z tą dziewczyną. Budziła w nim tyle pozytywnych emocji, których nie potrafił nawet nazwać. Miał szczerą nadzieję, że mając ją przy boku znajdzie wreszcie jakiś rozsądny życiowy cel. Postawił ją ostrożnie i delikatnie, jej zszokowana mina i ogromne oczy rozbawiły go jeszcze bardziej. Wyglądała jak taka mała zagubiona dziewczynka, która nie była pewna, co się właśnie stało. Do ich nosów dobiegł zapach jedzenia i od razu poczuli się bardziej głodni. Esther na widok maga pałaszującego śniadanie uniosła wysoko brwi i wlepiła w niego zdziwione spojrzenie.
Ordo nachyliwszy się do ucha uzdrowicielki wyszeptał:
- Zastanawiam się, czy w ogóle był ranny...
cdn.
Co jego siostra robiła w łóżku z tym łysolem?! Przyglądał się im przez chwilę z lekko otwartymi ustami, jednak coraz mocniej zaciskał pięści. Poczuł się bezsilny widząc uśmiech malujący się na ustach dziewczyny, miał mętlik w głowie. Szybko opuścił pokój mocno (i głośno) zamykając za sobą drzwi.
Trzask wyrwał Szarego Psa ze snu. Uniósł głowę i rozejrzał się po pokoju. Zrozumiał, że to brat uzdrowicielki był przyczyną hałasu i natychmiast nią potrząsnął.
- Obudź się! Jest już późno - zachrypiał. - Poza tym twój brat gdzieś poszedł.
Rozbudziwszy Esther, mężczyzna usiadł na brzegu łóżka i począł przecierać twarz dłońmi. Za chwilę poczuł jej dłonie na swoich plecach, kobieta pogłaskała go delikatnie i z ociąganiem zaczęła się podnosić. W każdym jej ruchu widać było, jak jest niezadowolona z konieczności wstania.
- Gdzieś poszedł? - spytała zdziwionym i lekko nieprzytomnym głosem. - Może się umyć...
Miała nadzieję, że poszedł skorzystać z wychodka, a nie go podpalić.
- Gdzie? Do łaźni? - parsknął i wskazał głową stojącą w rogu izby balię. - Zapominał to zabrać. Chyba, że poszedł nad rzekę.
Posłał dziewczynie najprzyjaźniejsze ze swych spojrzeń, podniósł się i rozprostował. Chwilę siedziała zastanawiając się nad jego słowami i analizując fakty. Katem oka obserwowała Psa, obecność tego mężczyzny działała na nią kojąco. Opadła na chwilę na jedno ramię rozmyślając. Włosy zdążyły jej wyschnąć i były w niezłym nieładzie, Ordo zauważył teraz, że kobieta ma na sobie sukienkę z rękawami do nadgarstków i jeszcze mniejszym dekoltem, niż ta niebieska. No i była koloru pomarańczowego. Kiedy ona się przebrała? Nie wiedział, ale mu to nie przeszkadzało. Jak co rano sprawdził zawartość kieszeni, czy aby coś mu nie ubyło. Potem doczepił pochwę z mieczem do pasa i począł zawiązywać buty.
- Myślisz... że nas zobaczył i się obraził czy coś? - uzdrowicielka spytała niepewnie.
- Nie wiem, może... - przyznał. - Tak czy owak, pora wstać. Nie znam się na lecznictwie, ale chyba powinnaś sprawdzić czy czarownik jeszcze żyw. Nie żebym miał nadzieję, że tak...
- Ha ha ha! - roześmiała się wesoło, przeturlała na brzuch i spojrzała na niego rozbawiona. - Oczywiście, że chcesz, żeby był żywy. Ba, chciałbyś nawet, żeby był zdolny do rozmowy. Czyż nie chciałeś się dowiedzieć więcej o tej skrzyneczce? - zapytała uśmiechając się chytrze.
Ordo spojrzał na nią marszcząc czoło.
- Osobiście wolałbym zabrać mu to, co ma teraz. Bez nadstawiania karku i igrania z magią. Na pewno ma coś cennego...
Urwał widząc minę dziewczyny. Była zszokowana i nie mogła uwierzyć, że on coś takiego właśnie powiedział.
- Ty żartujesz, prawda? - spytała niepewnie i uśmiech z jej twarzy zniknął. - Tak nie można... Wiesz, możemy poczekać, on ma mi zapłacić za leczenie, a magowie nie szczędzą złota, prawda?
- Gardzą złotem tak samo jak ludźmi - spojrzał na nią poważnie. - Tak jak walkę mieczem, tak i magię trzeba trenować na żyjącym materiale. Więc całymi latami ćwiczą czary na tych, o których nikt się nie upomina - żebrakach, skazańcach - jego głos stawał się coraz straszniejszy. - Nie zdziwiłbym się gdyby cała ta skrzyneczka była tylko przynętą dla nowych obiektów eksperymentów.
Zszokowana dziewczyna zamilkła, wlepiła w niego wystraszony wzrok, jej oddech nieznacznie przyśpieszył. Czy on mówił poważnie? Ale ten mag tak niegroźnie wyglądał, nie mógł być zły... Tylko po co Ordo miałby ją okłamywać?
- Ja... mam nadzieję, że się mylisz, ale jakoś... wierzę ci - powiedziała cichutko przełykając ślinę. - Wydawał mi się dobry, ale nawet jak nie jest, ja muszę zakończyć leczenie. Taka moja rola i zadanie. Nie patrzę, czy mag, nie-człowiek czy zbir. Po prostu pomagam tym, którym mogę. Przynieśmy mu tę skrzyneczkę i miejmy to z głowy. Potem gdzieś sobie pójdziemy... razem.
Położyła spory nacisk na ostatnie słowo i utkwiła w mężczyźnie stanowcze spojrzenie. Uśmiechnął się lekko.
- Razem. Na pewno razem. A teraz muszę coś zjeść póki jest okazja!
Powiedziawszy to podał jej rękę i podniósł z łóżka. Następnie narzucił na siebie kurtkę i ruszył do drzwi. Nim jednak je otworzył zatrzymała go.
- Ordo, ty jesteś dobrą osobą, ja to wiem i wierzę w to - powiedziała śmiertelnie poważnie i spojrzała mu się głęboko w oczy. - Ja w to nie wątpię, a ty?
- Robiłem w życiu wiele rzeczy - odpowiedział po dłuższej chwili. - Dobre i złe. Może nawet więcej złych... Ale jak odróżnić dobro od zła, jeśli nikt nigdy nie powiedział ci jak to zrobić? Nim się obejrzałem byłem już znanym zabójcą i bandytą, a wtedy już trudno jest coś zmienić, wierz mi. Może dzięki wam uda mi się poskładać swoje życie...
Łowca nie mógł nadziwić się własnej szczerości. Ale nie tylko on. Powoli na twarzy uzdrowicielki pojawił się ciepły i życzliwy uśmiech.
- Jesteś dobrym i wspaniałym człowiekiem, pomogę ci - stwierdziła i delikatnie go ucałowała.
Czuła się dziwnie, jakby to wszystko to było coś więcej. Przeznaczenie? Zgubili z bratem drogę i przez przypadek tutaj trafili, a od pierwszego momentu jakoś dziwnie polubiła łowcę, choć nikt nie podzielał jej zdania. Westchnęła cicho.
Pies roześmiał się ochryple.
- Esther, przesadzasz - rzekł i zaraz dodał - A ty jesteś najlepszą i najpiękniejszą ze znanych mi uzdrowicielek. Doprawdy odnalazłaś swoje powołanie.
Uśmiechnął się złowrogo.
- A teraz chodźmy coś zjeść! - ryknął i zarzuciwszy sobie blondynkę na ramię pognał schodami do głównej sali karczmy.
Miał ochotę już nigdy nie rozstawać się z tą dziewczyną. Budziła w nim tyle pozytywnych emocji, których nie potrafił nawet nazwać. Miał szczerą nadzieję, że mając ją przy boku znajdzie wreszcie jakiś rozsądny życiowy cel. Postawił ją ostrożnie i delikatnie, jej zszokowana mina i ogromne oczy rozbawiły go jeszcze bardziej. Wyglądała jak taka mała zagubiona dziewczynka, która nie była pewna, co się właśnie stało. Do ich nosów dobiegł zapach jedzenia i od razu poczuli się bardziej głodni. Esther na widok maga pałaszującego śniadanie uniosła wysoko brwi i wlepiła w niego zdziwione spojrzenie.
Ordo nachyliwszy się do ucha uzdrowicielki wyszeptał:
- Zastanawiam się, czy w ogóle był ranny...
cdn.
-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Dziwne... zapomniałem o Ninerl o_O. Juz dopisuje. Przepraszam
... Kesrak po chwili zauważył w kącie dziewczynę. Do tej pory siedziała w cieniu. Wstawał świt i nieco światła padło na nią. Miała popielato-brązaowe włosy i jasną cerę. To co przykuło wzrok Kesraka, to elfie spiczaste uszy i ludzka twarz. Dziewczyna była półelfem. Przysłuchiwała się temu co się działo. Facet z przepaską na oku odwrócił się do Wężyka
-jak widzicie... nie zadomawiam się w tym przybytku. Jestem tutaj.... przejazdem. Może chcecie się ze mną zabrać? Co nicponie? - rozejrzał się po celi w poszukiwaniu głosów sprzeciwu czy poparcia. Nikt z więźniów się nie odezwał. Jak narazie...
... Kesrak po chwili zauważył w kącie dziewczynę. Do tej pory siedziała w cieniu. Wstawał świt i nieco światła padło na nią. Miała popielato-brązaowe włosy i jasną cerę. To co przykuło wzrok Kesraka, to elfie spiczaste uszy i ludzka twarz. Dziewczyna była półelfem. Przysłuchiwała się temu co się działo. Facet z przepaską na oku odwrócił się do Wężyka
-jak widzicie... nie zadomawiam się w tym przybytku. Jestem tutaj.... przejazdem. Może chcecie się ze mną zabrać? Co nicponie? - rozejrzał się po celi w poszukiwaniu głosów sprzeciwu czy poparcia. Nikt z więźniów się nie odezwał. Jak narazie...
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Pierwsze co zrobiła, to chwyciła za ucho półelfa
-Mówiłam- Jak jestes ze mna zero chędożenia. Ani z Wężykiem, anie ze szpiczastouchą-Zazgrzytała zębami
-Jeszcze raz mi ją wzrokiem rozbierzesz, jaja urżnę. Nie będziesz mnie tu demoralizował
Po chwili usyszała kolesia z opaską. Spodobał jej sie styl, jakim do nich mówił. Był intrygujący.
-Wężyk.-Schyliła gowę-Po co zadajesz pytanie, skoro znasz odpowiedź.Jasne, że idziemy. Pojawiają się tylko dwie kwestie. Jak, na cycki Calante, chcesz stąd zwiać, i co chcesz w zamian... ?- Spojrzała na towarzysza jakby spodziewając się wsparcia w rozmowie, ale ten ciągle patrzył na współplemieńca.
-Słuchaj. Jesteś pół-lodź, pół-nieludź. Wytłumacz mi, czemu kleisz sie do tamtej skoro masz obok mnie. Nie sugeruję kolego, że mogabym być kiedyś z tobą, ale najzwyczajniej w świecie denerwuje mnie jako kobietę, że mnie ignorujesz-Oczywistym było, że nie mówiła tego spokojnie. Warczała jak wściekły pies. Jej wczesniejsze załamanie całkowicie zniknęło.
-Panie jedno oko. Po pierwsze, skoro tak łątwo wychodzi Ci uciekanie z więzień, to jakim cudem taki cwaniak jak ty sie tu w ogóle znalazł. Po drugie po co nas uwalniasz. Jeżeli Cie jeszcze raz złapią, to na łamaniu kołem sie nie skończy. Po trzecie, jażeli nas jednak bierzesz, to może znaczyć, iz poszukujesz choc na chwilę kompani- wiedz, że bandytyzmem sie nie param zawodowo i nie przyłoze ręki do bezsensownego mordu. I po czwarte wreszcie, jeżeli jednak przyjdzie nam wędrować, zapamiętaj- zero chędożenia
... przynajmniej na razie...
Dotkniesz, a jajca wyrwę i w gardziel wtłoczę
Spojrzała hardo na meżczyznę, ale i z pewna sympatią. Co jej tam. Nie musiała zgrywać Przenajświętszej Panny Kwietnej, żebyją wziął ze soba i pomógł w ucieczce. Jeżeli nie pasował mu jej styl bycia, to niech spada.
- Zaraz idziemy pół-elfie. Przygotuj się mentalnie.-Spojrzała na elfkę-Jeżeli taka twoja i jej wola, niech idzie z nami.Tylko pamiętaj.. zero...
Pokiwał głową. Kilku wieźniów sie zaśmiało.
-Mówiłam- Jak jestes ze mna zero chędożenia. Ani z Wężykiem, anie ze szpiczastouchą-Zazgrzytała zębami
-Jeszcze raz mi ją wzrokiem rozbierzesz, jaja urżnę. Nie będziesz mnie tu demoralizował
Po chwili usyszała kolesia z opaską. Spodobał jej sie styl, jakim do nich mówił. Był intrygujący.
-Wężyk.-Schyliła gowę-Po co zadajesz pytanie, skoro znasz odpowiedź.Jasne, że idziemy. Pojawiają się tylko dwie kwestie. Jak, na cycki Calante, chcesz stąd zwiać, i co chcesz w zamian... ?- Spojrzała na towarzysza jakby spodziewając się wsparcia w rozmowie, ale ten ciągle patrzył na współplemieńca.
-Słuchaj. Jesteś pół-lodź, pół-nieludź. Wytłumacz mi, czemu kleisz sie do tamtej skoro masz obok mnie. Nie sugeruję kolego, że mogabym być kiedyś z tobą, ale najzwyczajniej w świecie denerwuje mnie jako kobietę, że mnie ignorujesz-Oczywistym było, że nie mówiła tego spokojnie. Warczała jak wściekły pies. Jej wczesniejsze załamanie całkowicie zniknęło.
-Panie jedno oko. Po pierwsze, skoro tak łątwo wychodzi Ci uciekanie z więzień, to jakim cudem taki cwaniak jak ty sie tu w ogóle znalazł. Po drugie po co nas uwalniasz. Jeżeli Cie jeszcze raz złapią, to na łamaniu kołem sie nie skończy. Po trzecie, jażeli nas jednak bierzesz, to może znaczyć, iz poszukujesz choc na chwilę kompani- wiedz, że bandytyzmem sie nie param zawodowo i nie przyłoze ręki do bezsensownego mordu. I po czwarte wreszcie, jeżeli jednak przyjdzie nam wędrować, zapamiętaj- zero chędożenia
... przynajmniej na razie...
Dotkniesz, a jajca wyrwę i w gardziel wtłoczę
Spojrzała hardo na meżczyznę, ale i z pewna sympatią. Co jej tam. Nie musiała zgrywać Przenajświętszej Panny Kwietnej, żebyją wziął ze soba i pomógł w ucieczce. Jeżeli nie pasował mu jej styl bycia, to niech spada.
- Zaraz idziemy pół-elfie. Przygotuj się mentalnie.-Spojrzała na elfkę-Jeżeli taka twoja i jej wola, niech idzie z nami.Tylko pamiętaj.. zero...
Pokiwał głową. Kilku wieźniów sie zaśmiało.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Ninerl
-Świetny żart, Inner- parsknęła w stronę mężczyzny.- Humor ci dzisiaj dopisuje. Pewnie dlatego, że oskubałeś mnie w wczoraj z miedziaków, gdy graliśmy w kości.- wstała i przeciągnęła się powoli.
Światło oświetliło ją wyraźniej. Przed nimi stała smukła, średniego wzrostu dziewczyna. Jasna cera bielała w słabym świetle, duże, migdałowe, szaroniebieskie oczy z lekko podniesionymi kącikami wpatrywały się w nich uważnie.Twarz znaczyła wąska blizna na lewym policzku. Ciemne włosy, skręcone w pojedyńcze loki, miała związane w koński ogon.
Dziewczyna ubrana była w przybrudzony, skórzany kaftan, sięgający jej do połowy ud, kiedyś białą, a teraz szarą i poplamioną lnianą koszulę, długie spodnie wpuszczone w cholewy wysokich butów. Dłonie chowała w rękawicach. Do kompletu był czarny pas. Podeszła do dwójki nowoprzybyłych.
- Ceadmil, vedh'Seidhe- zwróciła się do krewniaka. Po chwili popatrzyła przenikliwie na ludzką kobietę. - A ty, panienko, uważaj z tymi...- zawiesiła odruchowo głos.- groźbami... Zapewniam cię, że nie musisz się aż tak nas bać...- błysnęła zębami w krzywym uśmiechu. Potrójny mord nie zrobił na dziewczynie wrażenia. Już dawno zobojętniała na takie rzeczy. Może gdyby ktoś wyrżnął wioskę- to wtedy by się jakoś przejęła?
- Słyszycie, chłopcy? Mam rację?- rzuciła w stronę pozostałych więźniów. Część już znała, reszta była nowa. W końcu przesiedziała tu już ponad tydzień. - No, nowi- zwróciła się do dwójki.- Za co tu jesteście? A takie bajeczki, panienko, to możesz dzieciom opowiadać, nie nam. No, śmiało. Wszyscy chcemy posłuchać opowieści. - powiedziała zachęcającym tonem, przyglądając się im uważnie. Zamilkła, a kobieta dalej mówiła. Gdy doszła do "bezsensownych mordów", Ninerl ryknęła śmiechem.
-Jesteś zabawna, beana- zdusiła śmiech. -Najpierw bredzisz o potrójnym mordzie, a teraz co? Bez mordowania... Ech, dziewczyno ... przynajmniej masz ostry języczek. I wiarę w siebie. Ale to mija z czasem...-Ninerl skrzywiła się nieco.- Przerżnął cię ktoś siłą czy jak? Tylko chędożenie i chędożenie...- mruknęła. "Typowy człowiek... jak zwykle, większość ma tylko to w głowach" pomyślała.
Po chwili dodała:
-Chcecie uciec, tak? Inner, nie myślałeś chyba o kanałach, co?- rzuciła kose spojrzenie mężczyźnie.- Bez broni, to szaleństwo. Wiesz, co tam można spotkać.- postukała ciężkim butem o metalową kratę, niemal całkowicie przykrytą czarna, zbutwiałą słomą.
Zakładam, ze to jest to samo więzienie i znajomy z celi, z tego, co dostałeś...A tak poza tym, witam wszystkich ...
-Świetny żart, Inner- parsknęła w stronę mężczyzny.- Humor ci dzisiaj dopisuje. Pewnie dlatego, że oskubałeś mnie w wczoraj z miedziaków, gdy graliśmy w kości.- wstała i przeciągnęła się powoli.
Światło oświetliło ją wyraźniej. Przed nimi stała smukła, średniego wzrostu dziewczyna. Jasna cera bielała w słabym świetle, duże, migdałowe, szaroniebieskie oczy z lekko podniesionymi kącikami wpatrywały się w nich uważnie.Twarz znaczyła wąska blizna na lewym policzku. Ciemne włosy, skręcone w pojedyńcze loki, miała związane w koński ogon.
Dziewczyna ubrana była w przybrudzony, skórzany kaftan, sięgający jej do połowy ud, kiedyś białą, a teraz szarą i poplamioną lnianą koszulę, długie spodnie wpuszczone w cholewy wysokich butów. Dłonie chowała w rękawicach. Do kompletu był czarny pas. Podeszła do dwójki nowoprzybyłych.
- Ceadmil, vedh'Seidhe- zwróciła się do krewniaka. Po chwili popatrzyła przenikliwie na ludzką kobietę. - A ty, panienko, uważaj z tymi...- zawiesiła odruchowo głos.- groźbami... Zapewniam cię, że nie musisz się aż tak nas bać...- błysnęła zębami w krzywym uśmiechu. Potrójny mord nie zrobił na dziewczynie wrażenia. Już dawno zobojętniała na takie rzeczy. Może gdyby ktoś wyrżnął wioskę- to wtedy by się jakoś przejęła?
- Słyszycie, chłopcy? Mam rację?- rzuciła w stronę pozostałych więźniów. Część już znała, reszta była nowa. W końcu przesiedziała tu już ponad tydzień. - No, nowi- zwróciła się do dwójki.- Za co tu jesteście? A takie bajeczki, panienko, to możesz dzieciom opowiadać, nie nam. No, śmiało. Wszyscy chcemy posłuchać opowieści. - powiedziała zachęcającym tonem, przyglądając się im uważnie. Zamilkła, a kobieta dalej mówiła. Gdy doszła do "bezsensownych mordów", Ninerl ryknęła śmiechem.
-Jesteś zabawna, beana- zdusiła śmiech. -Najpierw bredzisz o potrójnym mordzie, a teraz co? Bez mordowania... Ech, dziewczyno ... przynajmniej masz ostry języczek. I wiarę w siebie. Ale to mija z czasem...-Ninerl skrzywiła się nieco.- Przerżnął cię ktoś siłą czy jak? Tylko chędożenie i chędożenie...- mruknęła. "Typowy człowiek... jak zwykle, większość ma tylko to w głowach" pomyślała.
Po chwili dodała:
-Chcecie uciec, tak? Inner, nie myślałeś chyba o kanałach, co?- rzuciła kose spojrzenie mężczyźnie.- Bez broni, to szaleństwo. Wiesz, co tam można spotkać.- postukała ciężkim butem o metalową kratę, niemal całkowicie przykrytą czarna, zbutwiałą słomą.
Zakładam, ze to jest to samo więzienie i znajomy z celi, z tego, co dostałeś...A tak poza tym, witam wszystkich ...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
-
- Majtek
- Posty: 88
- Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
- Numer GG: 4431256
- Lokalizacja: Kanalizacja
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Szary Pies z wrodzoną sobie rzeczowością złożył zamówienie.
- Pieczeń, gulasz, chleb i piwo. Jednocześnie. - zachrypiał - To dla mnie.
- Eeee... to bardzo uprzejme z pana strony - powiedziała uzdrowicielka do maga. - Cieszę się, że się już pan lepiej czuje. Poproszę - tu zwróciła się do kelnerki - jajecznicę na boczku, pajdę chleba razowego i mleko.
- Właśnie, mleko. - przypomniał sobie łowca.
Zlustrował czarownika, rozsiadł się wygodniej i milczał przez chwilę.
- Czego od nas oczekujesz? - rzekł wreszcie.
Kelnerka kiwnęła głową i zrezygnowana poszła do szynkwasu po wysłuchaniu zamówień pozostałych. Karczmarz po wytrzeźwieniu naprawdę mocno przeżywał stratę większości mebli.
-A więc... - powiedział mag gdy kelnerka kończyła zbierać zamówienia - ...ta szajka, któąrą sam próbowałem się zająć jest w posiadaniu pewnej skrzyneczki. Dla was nie powinna przedstawiać większej wartości. Zapłacę wam po... 3000 orenów jeśli mi ją przyniesiecie.
Ordo zmarszczył brwi.
- Wynajmujesz do tego zadania nas? Uzdrowicielkę, dziecko, wykidajło i... - rzucił okiem na Ruth - kurtyzanę? W dodatku niemal sobie obcych? Za 3000 orenów mógłbyś wynająć mały oddział najemników.
Łowca stukając palcami w blat przez moment wpatrywał się w maga.
- Powiedz szczerze, jaki masz w tym cel?
Esther siedziała cicho. Suma, którą wymienił mag... odebrała jej zdolność mowy. Poza tym postanowiła rozmowę zostawić w rękach Szarego Psa.
-Spory. Cel leży w czystej chęci wiedzy. W Nauce. - powiedział twardo - Widzisz tu oddział najemników? No właśnie. Ja potrzebuje tej skrzynki na przedwczoraj.
Słysząc słowa o celu w nauce, kobieta drgnęła niespokojnie.
"Więc Ordo rzeczywiście miał rację co do niego..." - pomyślała wystraszona.
- Już ja znam tę waszą naukę. - syknął łowca - Co to za skrzynka? Biorąc pod uwagę niedostatek wojowników chyba nie będziesz miał nic przeciwko, żeby nam powiedzieć, co?
-Eliksiry. Destylanty z mandragory wzbogacone rzadkim czarnym vitrolem. Mała ilość Elagionum Regennum i prawdopodobnie sporo Dendortyka. - powiedział bardzo dokładnie czarodziej.
Veikko spuścił głowę wyraźnie zawiedziony zawartością skrzyneczki.
Jedyne, co Esther na pewno wiedziała o tych eliksirach, to że są cenne i trudne do zdobycia. Ale żeby aż tak? Dziwiła się temu wszystkiemu, ale 3000 wyglądało na ładny początek mile zapowiadającego się związku z łowcą.
Szary Pies uśmiechnął się złośliwie.
- Więc zapłacisz nam po 3000 orenów... - rzekł, a po chwili dodał - To daje razem 12000. Nie widziałem abyś wędrował ze skrzynią zdolną pomieścić taką górę kasy.
Nachylił się bliżej twarzy rannego.
- W co ty chcesz nas wmanewrować, czarowniku?
- W naukę. Uwierz mi. Przydatna to sprawa. Człowiek staje się mądry. - mówił czarodziej - I jestem Czarodziejem. Nie czarownikiem. To różnica. A górę kasy jak to stwierdziłeś, trzyma się zazwyczaj w bankach.
Esther dalej milczała. Bała się trochę tego wszystkiego, zwłaszcza po tym, co jej Ordo powiedział o czarodziejach. Westchnęła cicho i zapatrzyła się na porcję jedzenia, którą z hukiem postawiła przed nią kelnerka. Chyba straciła ochotę na jedzenie.
- Widzisz tu bank? No właśnie. - odparł z przekąsem - Skąd pewność, że nie pozabijasz nas po tym, jak przyniesiemy ci ten twój skarb?
-Skąd pewność? Ty nie będziesz miał jej nigdy, ale zapewniam, ze nie jestem bandytą i zabójcą takim jak ty Szary Psie. - mag uśmiechnął się i dalej pałaszował śniadanie.
- Pieczeń, gulasz, chleb i piwo. Jednocześnie. - zachrypiał - To dla mnie.
- Eeee... to bardzo uprzejme z pana strony - powiedziała uzdrowicielka do maga. - Cieszę się, że się już pan lepiej czuje. Poproszę - tu zwróciła się do kelnerki - jajecznicę na boczku, pajdę chleba razowego i mleko.
- Właśnie, mleko. - przypomniał sobie łowca.
Zlustrował czarownika, rozsiadł się wygodniej i milczał przez chwilę.
- Czego od nas oczekujesz? - rzekł wreszcie.
Kelnerka kiwnęła głową i zrezygnowana poszła do szynkwasu po wysłuchaniu zamówień pozostałych. Karczmarz po wytrzeźwieniu naprawdę mocno przeżywał stratę większości mebli.
-A więc... - powiedział mag gdy kelnerka kończyła zbierać zamówienia - ...ta szajka, któąrą sam próbowałem się zająć jest w posiadaniu pewnej skrzyneczki. Dla was nie powinna przedstawiać większej wartości. Zapłacę wam po... 3000 orenów jeśli mi ją przyniesiecie.
Ordo zmarszczył brwi.
- Wynajmujesz do tego zadania nas? Uzdrowicielkę, dziecko, wykidajło i... - rzucił okiem na Ruth - kurtyzanę? W dodatku niemal sobie obcych? Za 3000 orenów mógłbyś wynająć mały oddział najemników.
Łowca stukając palcami w blat przez moment wpatrywał się w maga.
- Powiedz szczerze, jaki masz w tym cel?
Esther siedziała cicho. Suma, którą wymienił mag... odebrała jej zdolność mowy. Poza tym postanowiła rozmowę zostawić w rękach Szarego Psa.
-Spory. Cel leży w czystej chęci wiedzy. W Nauce. - powiedział twardo - Widzisz tu oddział najemników? No właśnie. Ja potrzebuje tej skrzynki na przedwczoraj.
Słysząc słowa o celu w nauce, kobieta drgnęła niespokojnie.
"Więc Ordo rzeczywiście miał rację co do niego..." - pomyślała wystraszona.
- Już ja znam tę waszą naukę. - syknął łowca - Co to za skrzynka? Biorąc pod uwagę niedostatek wojowników chyba nie będziesz miał nic przeciwko, żeby nam powiedzieć, co?
-Eliksiry. Destylanty z mandragory wzbogacone rzadkim czarnym vitrolem. Mała ilość Elagionum Regennum i prawdopodobnie sporo Dendortyka. - powiedział bardzo dokładnie czarodziej.
Veikko spuścił głowę wyraźnie zawiedziony zawartością skrzyneczki.
Jedyne, co Esther na pewno wiedziała o tych eliksirach, to że są cenne i trudne do zdobycia. Ale żeby aż tak? Dziwiła się temu wszystkiemu, ale 3000 wyglądało na ładny początek mile zapowiadającego się związku z łowcą.
Szary Pies uśmiechnął się złośliwie.
- Więc zapłacisz nam po 3000 orenów... - rzekł, a po chwili dodał - To daje razem 12000. Nie widziałem abyś wędrował ze skrzynią zdolną pomieścić taką górę kasy.
Nachylił się bliżej twarzy rannego.
- W co ty chcesz nas wmanewrować, czarowniku?
- W naukę. Uwierz mi. Przydatna to sprawa. Człowiek staje się mądry. - mówił czarodziej - I jestem Czarodziejem. Nie czarownikiem. To różnica. A górę kasy jak to stwierdziłeś, trzyma się zazwyczaj w bankach.
Esther dalej milczała. Bała się trochę tego wszystkiego, zwłaszcza po tym, co jej Ordo powiedział o czarodziejach. Westchnęła cicho i zapatrzyła się na porcję jedzenia, którą z hukiem postawiła przed nią kelnerka. Chyba straciła ochotę na jedzenie.
- Widzisz tu bank? No właśnie. - odparł z przekąsem - Skąd pewność, że nie pozabijasz nas po tym, jak przyniesiemy ci ten twój skarb?
-Skąd pewność? Ty nie będziesz miał jej nigdy, ale zapewniam, ze nie jestem bandytą i zabójcą takim jak ty Szary Psie. - mag uśmiechnął się i dalej pałaszował śniadanie.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
-Słuchaj no, pindo.Swoje przeżyłam.Jeszcze jedno słowo, a zabiję na miejscu, choćby wzrokiem-Spojrzała pełna nienawiści.
-Teraz słuchaj idiotko. Nie zabiłam trzech ludzi. Zabiłam ich dziewięcu mając12 lat. Spali. Przerżnęli mnie nie raz. I zawsze siłą. Zanim zaczniesz używac języka, pomyśl do kogo mówisz-Zacisnęła pięści
-I tak, masz rację. Nie przyłozę ręki do bezsensownego mordu bo za dużo krwi juz widziałam. A siedzę za głupotę- Zadowolona panno lasu-Usiada i schowała głowe w ramionach. Chciało jej się wyć. Wrócily wspomnienia. Wspomnienia 12-letniej dziewczyny nie mogącej jeszcze rok po tych wydarzeniach spać po nocach. Zagryzła wargi do krwi. Jeżeli się rozryczy będzie po niej. Otarła płynąca ukradkiem łzę i wstała
-Do tego mam kurwa okres-Powiedziała sama do siebie.
-Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie.Nie interesuje mnie, czy smieszy i bawi was mija osoba, czy macie mnie za histeryczkę, czy za nieudacznika. Chcę wyjść. Potem pewnie sie nie spotkamy. Więc oszczędźcie sobie uwagi i po prostu powiedzcie co mam robić, żeby sie przydać-Wywarczała.
-Teraz słuchaj idiotko. Nie zabiłam trzech ludzi. Zabiłam ich dziewięcu mając12 lat. Spali. Przerżnęli mnie nie raz. I zawsze siłą. Zanim zaczniesz używac języka, pomyśl do kogo mówisz-Zacisnęła pięści
-I tak, masz rację. Nie przyłozę ręki do bezsensownego mordu bo za dużo krwi juz widziałam. A siedzę za głupotę- Zadowolona panno lasu-Usiada i schowała głowe w ramionach. Chciało jej się wyć. Wrócily wspomnienia. Wspomnienia 12-letniej dziewczyny nie mogącej jeszcze rok po tych wydarzeniach spać po nocach. Zagryzła wargi do krwi. Jeżeli się rozryczy będzie po niej. Otarła płynąca ukradkiem łzę i wstała
-Do tego mam kurwa okres-Powiedziała sama do siebie.
-Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie.Nie interesuje mnie, czy smieszy i bawi was mija osoba, czy macie mnie za histeryczkę, czy za nieudacznika. Chcę wyjść. Potem pewnie sie nie spotkamy. Więc oszczędźcie sobie uwagi i po prostu powiedzcie co mam robić, żeby sie przydać-Wywarczała.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Ninerl
Roześmiała się na słowa dziewczyny.
-Słuchaj no, panienko. To nie miejsce i nie pora na wywlekanie brudów z naszych skromnych żywotów. Grożenie mi śmiercią zakrawa na groteskę. Już tyle razy słyszałam te słowa... Oszczędź sobie języka.- parsknęła. -No, cóż mordowanie we śnie jest zawsze najłatwiejsze. Ja wolę, jeśli ofiara wie, że krwawi.- uśmiechnęła się do siebie. O tak, tych pięciu wiedziało. I to bardzo dobrze.- D'hoine beana, uspokój się. - Ninerl czuła, że dziewczyną miotają emocje. Krzyknęła, a to świadczyło, że nie czuje sie pewnie. Zawsze tak było. Nawet wśród zwierząt. Spokój w starciach okazywało silniejsze.- Nie ma co krzyczeć. Odetchnij chwilę i porozmawiamy.- powiedziała spokojnie.
Przyglądała się dziewczynie, gdy ta zwinęła się w kącie na chwilę.
"Źle będzie, oj źle. Jeśli ona jest tak nerwowa, to co będzie jak stanie oko w oko z utopcem? Oczywiście, gdybyśmy się znaleźli w kanałach" myślała półelfka. Panienka, jak dotychczas była dość zabawna. Wydawała się dziwnie dziecinna. A przecież dzieckiem nie była od dawna.
Tamta podniosła się i coś warknęła. Ninerl powstrzymała uśmiech i zadała swoje pytania.
-Weź się w garść, dziewczyno. Jeśli zamierzamy naprawdę uciekać kanałami, to jeśli na widok pierwszego utopca lub innej paskudy, krzykniesz, to skażesz nas na pewną śmierć- powiedziała spokojnie, stwierdzając same fakty.- Co umiesz? Walczyć mieczem? Toporem? Zaimprowizowaną włócznią? Może chociaż nożem? Zaklęć chyba nie rzucasz, a szkoda- oceniła ją wzrokiem. - Same pięści to za mało. Może się dobrze skradasz, chociaż też nie sądzę. A zręczna jesteś? W kanałach jest ślisko, a nikt chyba nie miałby ochoty utonąć w gównie.-dodała, mierząc ich dwójkę spojrzeniem. Potem spojrzała na zakratowane okienko.- Tam nie próbujcie. Krata jest mocna. Chyba, że lubicie łamać paznokcie, a może nawet palce- uśmiechnęła się do siebie. - Tę kratę- postukała butem o podłogę. -Może nawet dałoby się podnieść.- spojrzała kątem oka na Innera. Mężczyzna miał dziwną minę. -Inner, czy ty przypadkiem coś wiesz, czego nie wiem ja? Hę? - uśmiechnęła się nikle. -Domyślam się, że masz swoją ukochaną niteczkę. Jakiś konkretny plan?- była ciekawa, co Inner wymyślił. Stary pedofil na pewno coś kombinował. I może nawet miałoby to szanse powodzenia. W końcu Inner był stąd. Znał miasto, jak również to co pod nim, tak przynajmniej podejrzewała.
Alucard, może przeniesiemy się na PW? W razie potrzeby, bo po co pisać krótkie przeszkadzajki, które można przecież połączyć.
Roześmiała się na słowa dziewczyny.
-Słuchaj no, panienko. To nie miejsce i nie pora na wywlekanie brudów z naszych skromnych żywotów. Grożenie mi śmiercią zakrawa na groteskę. Już tyle razy słyszałam te słowa... Oszczędź sobie języka.- parsknęła. -No, cóż mordowanie we śnie jest zawsze najłatwiejsze. Ja wolę, jeśli ofiara wie, że krwawi.- uśmiechnęła się do siebie. O tak, tych pięciu wiedziało. I to bardzo dobrze.- D'hoine beana, uspokój się. - Ninerl czuła, że dziewczyną miotają emocje. Krzyknęła, a to świadczyło, że nie czuje sie pewnie. Zawsze tak było. Nawet wśród zwierząt. Spokój w starciach okazywało silniejsze.- Nie ma co krzyczeć. Odetchnij chwilę i porozmawiamy.- powiedziała spokojnie.
Przyglądała się dziewczynie, gdy ta zwinęła się w kącie na chwilę.
"Źle będzie, oj źle. Jeśli ona jest tak nerwowa, to co będzie jak stanie oko w oko z utopcem? Oczywiście, gdybyśmy się znaleźli w kanałach" myślała półelfka. Panienka, jak dotychczas była dość zabawna. Wydawała się dziwnie dziecinna. A przecież dzieckiem nie była od dawna.
Tamta podniosła się i coś warknęła. Ninerl powstrzymała uśmiech i zadała swoje pytania.
-Weź się w garść, dziewczyno. Jeśli zamierzamy naprawdę uciekać kanałami, to jeśli na widok pierwszego utopca lub innej paskudy, krzykniesz, to skażesz nas na pewną śmierć- powiedziała spokojnie, stwierdzając same fakty.- Co umiesz? Walczyć mieczem? Toporem? Zaimprowizowaną włócznią? Może chociaż nożem? Zaklęć chyba nie rzucasz, a szkoda- oceniła ją wzrokiem. - Same pięści to za mało. Może się dobrze skradasz, chociaż też nie sądzę. A zręczna jesteś? W kanałach jest ślisko, a nikt chyba nie miałby ochoty utonąć w gównie.-dodała, mierząc ich dwójkę spojrzeniem. Potem spojrzała na zakratowane okienko.- Tam nie próbujcie. Krata jest mocna. Chyba, że lubicie łamać paznokcie, a może nawet palce- uśmiechnęła się do siebie. - Tę kratę- postukała butem o podłogę. -Może nawet dałoby się podnieść.- spojrzała kątem oka na Innera. Mężczyzna miał dziwną minę. -Inner, czy ty przypadkiem coś wiesz, czego nie wiem ja? Hę? - uśmiechnęła się nikle. -Domyślam się, że masz swoją ukochaną niteczkę. Jakiś konkretny plan?- była ciekawa, co Inner wymyślił. Stary pedofil na pewno coś kombinował. I może nawet miałoby to szanse powodzenia. W końcu Inner był stąd. Znał miasto, jak również to co pod nim, tak przynajmniej podejrzewała.
Alucard, może przeniesiemy się na PW? W razie potrzeby, bo po co pisać krótkie przeszkadzajki, które można przecież połączyć.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Ruth
Dla dziewczyny poranek nie był zbyt zadowalający. Obudziła się sama, miała uczucie pragnienia i głodu, ale najgorsze było kłucie w dolnej części brzucha - gdyby nie ono mogła by jeszcze poleżeć, podrzemać. Kiedy dziewczyna wstała poczuła lekki zawrót głowy, ale nic się jej takiego nie stało. Rozejrzała się za jakimś nocnikiem - marzycielka, oczywiście w najtańszym z możliwych pokoi niczego takiego nie było.
Na szczęście dziewczyna spała w ubraniu i mogła szybko udać się do wychodka, co uczyniła w niemałym pośpiechu.
"Bez sensu. Jak się napije to potem muszę iść, a jak się nie napiję to nie mogę zasnąć. No chyba, że mam faceta, ale wtedy też trzeba się napić." - pomyślała idąc szybko na dół.
Przemknęła przez główną salę nie zwracając zbytnio na nic uwagi. Jedynie zapachy przypomniały jej jaka jest głodna. Wczoraj był kolejny dzień kiedy jej głównym posiłkiem była zupa chmielowa, znana bardziej jako piwo.
Kiedy wyszła z WC, karczma wyglądała nieco inaczej. To znaczy, wyglądała znacznie inaczej niż wczoraj wieczorem (bo choćby ilość krzeseł nadających się na to żeby na nich usiąść zmalała o połowę), ale wyglądała nieco inaczej niż trzy minuty temu kiedy to Ruth szła za potrzebą. Przybyło tu kilka osób. Ruth nawet ich poznała - to ona ciągnęła jakiegoś chłopaczka za ucho, a on rozmawiał z tym chłopaczkiem o jakiejś cennej szkatułce.
Trudne zadanie przypomnienia sobie większej ilości szczegółów przerwała propozycja wspólnego zjedzenia śniadania.
"Zwykle facet zaprasza na kolacje i ma jednocześnie na myśli śniadanie, ale spoko, podoba mi się no i jestem głodna." - pomyślała dziewczyna.
Usiadła z innymi.
- Dla mnie chleb, jajecznica i smażona kiełbasa... I piwo. - złożyła zamówienie.
Rozmowa zeszła na temat tajemniczej i cennej skrzynki. W pewnym momencie czarodziej powiedział:
- Zapłacę wam po... 3 tysiące orenów jeśli mi ją przyniesiecie.
Ruth otworzyła usta ze zdumienia. Nie odróżniała orenów, galeonów, koron i gryfów od sykli, centów i knutów - dopóki ich nie zobaczyła i nie stwierdziła czy są to złote, srebrne, czy miedziane monety. Miała niezwykle proste spostrzeżenie na tą sprawę i za dużo musiała by pamiętać. Cokolwiek to miało być, jeśli będzie ich aż trzy tysiące, to warto się zainteresować.
Dziewczyna przysłuchiwała się całej rozmowie. Nie wiedziała co oznacza słowo kurtyzana, którym określił ją łysy mężczyzna. Z uwagi na spojrzenie jakie jej wtedy posłał, czy raczej jakie posłał jej dekoltowi, uznała, że musi to znaczyć coś fajnego.
"To chyba znaczy cizia, albo laska." - pomyślała i nieco poprawił jej się humor.
Krótko potem Ruth otrzymała swoje zamówienie. Rozmowa wydała jej się o wiele lepsza, gdy mogła przy niej zjeść śniadanie.
Łysy mężczyzna w niezwykły sposób okazywał zainteresowanie. Udawał obojętnego na nagrodę i rozgniewanego tym wszystkim. Musiała to być jakaś taktyka przesłuchiwania, ale nawet jeśli tak było, to była ona zbyt skomplikowana jak dla Ruth.
Kiedy zapadła chwila ciszy wtrąciła małe, niby skromne, pytanie:
- A możesz nam dać małą zaliczkę? Powiedzmy po... tyle ile trzeba na małe zapasy piwyyy jedzenia.
Ruth miała tak naprawdę nadzieje dowiedzieć się jak wyglądają owe oreny - duże złote, czy mała srebrne? Choć coś takiego zapewniało też zysk w razie porażki - co często jej się zdarzało.
Dla dziewczyny poranek nie był zbyt zadowalający. Obudziła się sama, miała uczucie pragnienia i głodu, ale najgorsze było kłucie w dolnej części brzucha - gdyby nie ono mogła by jeszcze poleżeć, podrzemać. Kiedy dziewczyna wstała poczuła lekki zawrót głowy, ale nic się jej takiego nie stało. Rozejrzała się za jakimś nocnikiem - marzycielka, oczywiście w najtańszym z możliwych pokoi niczego takiego nie było.
Na szczęście dziewczyna spała w ubraniu i mogła szybko udać się do wychodka, co uczyniła w niemałym pośpiechu.
"Bez sensu. Jak się napije to potem muszę iść, a jak się nie napiję to nie mogę zasnąć. No chyba, że mam faceta, ale wtedy też trzeba się napić." - pomyślała idąc szybko na dół.
Przemknęła przez główną salę nie zwracając zbytnio na nic uwagi. Jedynie zapachy przypomniały jej jaka jest głodna. Wczoraj był kolejny dzień kiedy jej głównym posiłkiem była zupa chmielowa, znana bardziej jako piwo.
Kiedy wyszła z WC, karczma wyglądała nieco inaczej. To znaczy, wyglądała znacznie inaczej niż wczoraj wieczorem (bo choćby ilość krzeseł nadających się na to żeby na nich usiąść zmalała o połowę), ale wyglądała nieco inaczej niż trzy minuty temu kiedy to Ruth szła za potrzebą. Przybyło tu kilka osób. Ruth nawet ich poznała - to ona ciągnęła jakiegoś chłopaczka za ucho, a on rozmawiał z tym chłopaczkiem o jakiejś cennej szkatułce.
Trudne zadanie przypomnienia sobie większej ilości szczegółów przerwała propozycja wspólnego zjedzenia śniadania.
"Zwykle facet zaprasza na kolacje i ma jednocześnie na myśli śniadanie, ale spoko, podoba mi się no i jestem głodna." - pomyślała dziewczyna.
Usiadła z innymi.
- Dla mnie chleb, jajecznica i smażona kiełbasa... I piwo. - złożyła zamówienie.
Rozmowa zeszła na temat tajemniczej i cennej skrzynki. W pewnym momencie czarodziej powiedział:
- Zapłacę wam po... 3 tysiące orenów jeśli mi ją przyniesiecie.
Ruth otworzyła usta ze zdumienia. Nie odróżniała orenów, galeonów, koron i gryfów od sykli, centów i knutów - dopóki ich nie zobaczyła i nie stwierdziła czy są to złote, srebrne, czy miedziane monety. Miała niezwykle proste spostrzeżenie na tą sprawę i za dużo musiała by pamiętać. Cokolwiek to miało być, jeśli będzie ich aż trzy tysiące, to warto się zainteresować.
Dziewczyna przysłuchiwała się całej rozmowie. Nie wiedziała co oznacza słowo kurtyzana, którym określił ją łysy mężczyzna. Z uwagi na spojrzenie jakie jej wtedy posłał, czy raczej jakie posłał jej dekoltowi, uznała, że musi to znaczyć coś fajnego.
"To chyba znaczy cizia, albo laska." - pomyślała i nieco poprawił jej się humor.
Krótko potem Ruth otrzymała swoje zamówienie. Rozmowa wydała jej się o wiele lepsza, gdy mogła przy niej zjeść śniadanie.
Łysy mężczyzna w niezwykły sposób okazywał zainteresowanie. Udawał obojętnego na nagrodę i rozgniewanego tym wszystkim. Musiała to być jakaś taktyka przesłuchiwania, ale nawet jeśli tak było, to była ona zbyt skomplikowana jak dla Ruth.
Kiedy zapadła chwila ciszy wtrąciła małe, niby skromne, pytanie:
- A możesz nam dać małą zaliczkę? Powiedzmy po... tyle ile trzeba na małe zapasy piwyyy jedzenia.
Ruth miała tak naprawdę nadzieje dowiedzieć się jak wyglądają owe oreny - duże złote, czy mała srebrne? Choć coś takiego zapewniało też zysk w razie porażki - co często jej się zdarzało.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Po słowach Ruth na chwilę zapadła cisza. Mag w skupieniu lustrował wzrokiem raz ją, raz Orda, na uzdrowicielkę i jej brata nie zwracał większej uwagi, gdyż ci niewiele się odzywali i widać było, iż nie mają nic do powiedzenia. Chyba woleli zostawić załatwienie formalności w rękach łowcy, który się na tym o wiele lepiej znał.
- Zaliczkę? Dobre sobie... - powiedział w końcu czarodziej i uśmiechnął się popijając śniadanie piwem.
- Jak nie wrócicie, moje pieniądze przepadną, mogę dać wam tyle ile trzeba koniecznie na jakiś ekwipunek - zastanowił się i znowu łyknął piwa.
Ordo nie był zaskoczony faktem, że czarodziej go zna. Przywykł do popularności wśród bywalców podrzędnych spelun. Jego jedyną reakcją było dyskretne zerknięcie na Esther.
- W jaki sposób bandyci dali radę magowi? - zaczął. - To prawda, że jest z nimi jakiś ci podobny? Co pozwala ci sądzić, że podołamy?
Uzdrowicielka milczała, zapewne mag słyszał ich rozmowę w pokoju, kiedy się sobie przedstawili i stąd wiedział, jak się zwracać do Orda. Westchnęła cicho, jakoś w ogóle nie miała ochoty tutaj być, to wszystko wydawało jej się dziwne i nienaturalne. Ale zapłata kusiła, mogliby sobie za to jakoś ułożyć życie, wybudować domek czy coś, będzie całkiem milutko.
- Można zawsze odwrócić ich uwagę... - zaproponowała nieśmiało nadal patrząc się w swój talerz.
- To jest jakiś plan - zastanowił się mag spoglądając na Esther. - Mnie przyznam szczerze, zaskoczyli. Nienawidzę lasów. Myślałem, że załatwię tę sprawę jakoś polubownie. Mają jakiegoś czarownika, ale jeśli ktoś ich czymś zajmie, zawsze dałoby sie wykraść skrzynkę...
Szary Pies rzucił krytyczne spojrzenie na prymitywną rękojeść swojego miecza wystającą lekko ponad stół.
- Tak czy owak muszę zgodzić się z kurtyzaną. Będę potrzebował normalnego kawałka miecza. I łuku albo kuszy. Nikt poza mną z tej drużyny nigdy nie trzymał broni w rękach, a jeżeli mam ich jakoś obronić, to nie czymś takim - mówiąc to wyciągnął ostrze z pochwy i położył na stole miedzy talerzami.
- Hmm... - zamyślił się patrząc na miecz. - Pożyczę ci mój, bo tu chyba sklepów nie ma.
Rzekł i wyciągnął z pochwy ładnie wykonany miecz o prostej klindze. Posrebrzana rękojeść zdobiona była dziwnymi znakami. Na klindze wyryta była jakaś runa.
Kobieta szturchnęła Orda łokciem w bok i skarciła wzrokiem.
- Jestem pewna, że ta dziewczyna ma jakieś imię - powiedziała spokojnie i bez wyrzutu w głosie. - Nowy miecz ci się przyda, ale postaramy się chyba załatwić to bez rozlewu krwi, prawda? My we dwie pójdziemy odwrócić ich uwagę, Veikko zakradnie się po skrzyneczkę, a ty nas w razie czego będziesz ubezpieczał.
"Babskie pierdolniki" - pomyślał łowca zerkając na oręż. Westchnął, wstał, złapał za miecz i poruszał nadgarstkiem. Był lżejszy niż te, których używał - zwłaszcza krasnoludzkie, którymi uczył się walczyć. Mimo wszystko wydawało mu się, że łatwo się przerzuci.
- Dobra - zachrypiał uśmiechając się półgębkiem. - Mogę zabić paru bandytów.
- No to jeszcze czegoś chcecie? - mag spytał rozglądając się po zebranych.
- Tak - rzekł zdumiony Ordo. - Nie powiesz nam gdzie mamy ich szukać?
Na te słowa czarodziej zdziwił się niepomiernie.
- To wy nie wiecie? Myślałem że miejscowi już dawno wszystko wam wygadali. W lesie, gdzieś, na północ stąd...
Słysząc to Pies spuścił głowę. Czegóż innego mógł spodziewać się po magu? Gdzieś tam, gdzieś w lesie, gdzieś chuj wie gdzie. Nieważne, jakoś sobie poradzą. Dla takiej kasy mógłby znaleźć nawet dziewicę w nilfgaardzkim więzieniu.
Spojrzał badawczo na milczącą Esther. Ta dojadła i wstała od stołu.
- No dobra, to chyba trzeba się zacząć szykować, nie? W razie problemów puścimy ten las z dymem, więc proszę się o nic nie martwić - to mówiąc zerknęła na brata i uśmiechnęła się do niego.
Chłopak jakby się ożywił i zdziwił na słowa siostry. W jego oczach zapłonęły jakieś niebezpieczne ogniki...
- No. To do roboty. Tylko ostrożnie. Wolałbym mieć tę skrzynkę w całości. W środku są szklane fiolki więc nie poobijajcie jej. Nie otwierać. Jeśli który się odważy, zamienię go w żabę i upiekę przy ognisku.
- Tak, już wspominałeś - zaśmiała się Esther.
- Zaliczkę? Dobre sobie... - powiedział w końcu czarodziej i uśmiechnął się popijając śniadanie piwem.
- Jak nie wrócicie, moje pieniądze przepadną, mogę dać wam tyle ile trzeba koniecznie na jakiś ekwipunek - zastanowił się i znowu łyknął piwa.
Ordo nie był zaskoczony faktem, że czarodziej go zna. Przywykł do popularności wśród bywalców podrzędnych spelun. Jego jedyną reakcją było dyskretne zerknięcie na Esther.
- W jaki sposób bandyci dali radę magowi? - zaczął. - To prawda, że jest z nimi jakiś ci podobny? Co pozwala ci sądzić, że podołamy?
Uzdrowicielka milczała, zapewne mag słyszał ich rozmowę w pokoju, kiedy się sobie przedstawili i stąd wiedział, jak się zwracać do Orda. Westchnęła cicho, jakoś w ogóle nie miała ochoty tutaj być, to wszystko wydawało jej się dziwne i nienaturalne. Ale zapłata kusiła, mogliby sobie za to jakoś ułożyć życie, wybudować domek czy coś, będzie całkiem milutko.
- Można zawsze odwrócić ich uwagę... - zaproponowała nieśmiało nadal patrząc się w swój talerz.
- To jest jakiś plan - zastanowił się mag spoglądając na Esther. - Mnie przyznam szczerze, zaskoczyli. Nienawidzę lasów. Myślałem, że załatwię tę sprawę jakoś polubownie. Mają jakiegoś czarownika, ale jeśli ktoś ich czymś zajmie, zawsze dałoby sie wykraść skrzynkę...
Szary Pies rzucił krytyczne spojrzenie na prymitywną rękojeść swojego miecza wystającą lekko ponad stół.
- Tak czy owak muszę zgodzić się z kurtyzaną. Będę potrzebował normalnego kawałka miecza. I łuku albo kuszy. Nikt poza mną z tej drużyny nigdy nie trzymał broni w rękach, a jeżeli mam ich jakoś obronić, to nie czymś takim - mówiąc to wyciągnął ostrze z pochwy i położył na stole miedzy talerzami.
- Hmm... - zamyślił się patrząc na miecz. - Pożyczę ci mój, bo tu chyba sklepów nie ma.
Rzekł i wyciągnął z pochwy ładnie wykonany miecz o prostej klindze. Posrebrzana rękojeść zdobiona była dziwnymi znakami. Na klindze wyryta była jakaś runa.
Kobieta szturchnęła Orda łokciem w bok i skarciła wzrokiem.
- Jestem pewna, że ta dziewczyna ma jakieś imię - powiedziała spokojnie i bez wyrzutu w głosie. - Nowy miecz ci się przyda, ale postaramy się chyba załatwić to bez rozlewu krwi, prawda? My we dwie pójdziemy odwrócić ich uwagę, Veikko zakradnie się po skrzyneczkę, a ty nas w razie czego będziesz ubezpieczał.
"Babskie pierdolniki" - pomyślał łowca zerkając na oręż. Westchnął, wstał, złapał za miecz i poruszał nadgarstkiem. Był lżejszy niż te, których używał - zwłaszcza krasnoludzkie, którymi uczył się walczyć. Mimo wszystko wydawało mu się, że łatwo się przerzuci.
- Dobra - zachrypiał uśmiechając się półgębkiem. - Mogę zabić paru bandytów.
- No to jeszcze czegoś chcecie? - mag spytał rozglądając się po zebranych.
- Tak - rzekł zdumiony Ordo. - Nie powiesz nam gdzie mamy ich szukać?
Na te słowa czarodziej zdziwił się niepomiernie.
- To wy nie wiecie? Myślałem że miejscowi już dawno wszystko wam wygadali. W lesie, gdzieś, na północ stąd...
Słysząc to Pies spuścił głowę. Czegóż innego mógł spodziewać się po magu? Gdzieś tam, gdzieś w lesie, gdzieś chuj wie gdzie. Nieważne, jakoś sobie poradzą. Dla takiej kasy mógłby znaleźć nawet dziewicę w nilfgaardzkim więzieniu.
Spojrzał badawczo na milczącą Esther. Ta dojadła i wstała od stołu.
- No dobra, to chyba trzeba się zacząć szykować, nie? W razie problemów puścimy ten las z dymem, więc proszę się o nic nie martwić - to mówiąc zerknęła na brata i uśmiechnęła się do niego.
Chłopak jakby się ożywił i zdziwił na słowa siostry. W jego oczach zapłonęły jakieś niebezpieczne ogniki...
- No. To do roboty. Tylko ostrożnie. Wolałbym mieć tę skrzynkę w całości. W środku są szklane fiolki więc nie poobijajcie jej. Nie otwierać. Jeśli który się odważy, zamienię go w żabę i upiekę przy ognisku.
- Tak, już wspominałeś - zaśmiała się Esther.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Ruth
Dziewczyna siedziała zastanawiając się co ich czeka jeśli zgodzą się na to zadanie. Nagroda owszem pobudzała jej wyobraźnię prawie tak jak ją samą, ale nie łatwo będzie wywiązać się z umowy. Znała się na bandyckich zwyczajach, nawet miała we krwi ich zwyczaje, no i oczywiście znała się na facetach. To wszystko mogło by pomóc wtarnąć w ich szeregi, a w ich planie - odwróceniu uwagi, chodziło o coś w tym stylu.
- Pasuje mi ten plan. Umiem dobrze odwrócić uwagę. - powiedziała ze szczerym uśmiechem.
Nie zrozumiała niektórych części rozmowy, ale doszła do wniosku, że blondyna wzięła jej stronę, wspomniała nawet coś o jej imieniu.
- A tak w ogóle to jestem Ruth. - powiedziała i uśmiechnęła się do tamtej dziewczyny.
To była by ciekawa odmiana - znajomość z dziewczyną. Była by... innego rodzaju niż jej typowe znajomości.
Rozmowa toczyła się dalej, ale mag powiedział coś co jej się nie spodobało.
- Ty no zaraz!! Co ty zjadasz te biedne, bezbronne żabki?! - powiedziała głośno z lekkim oburzeniem w głosie. Było to trochę nie na miejscu, ale Ruth tego nie rozumiała i nie dbała o to - wizja jedzenia jej przyjaciół żabek, wywołała u niej uczucie gniewu i dała mu lekki upust.
PS WESOŁYCH ŚWIĄT
Dziewczyna siedziała zastanawiając się co ich czeka jeśli zgodzą się na to zadanie. Nagroda owszem pobudzała jej wyobraźnię prawie tak jak ją samą, ale nie łatwo będzie wywiązać się z umowy. Znała się na bandyckich zwyczajach, nawet miała we krwi ich zwyczaje, no i oczywiście znała się na facetach. To wszystko mogło by pomóc wtarnąć w ich szeregi, a w ich planie - odwróceniu uwagi, chodziło o coś w tym stylu.
- Pasuje mi ten plan. Umiem dobrze odwrócić uwagę. - powiedziała ze szczerym uśmiechem.
Nie zrozumiała niektórych części rozmowy, ale doszła do wniosku, że blondyna wzięła jej stronę, wspomniała nawet coś o jej imieniu.
- A tak w ogóle to jestem Ruth. - powiedziała i uśmiechnęła się do tamtej dziewczyny.
To była by ciekawa odmiana - znajomość z dziewczyną. Była by... innego rodzaju niż jej typowe znajomości.
Rozmowa toczyła się dalej, ale mag powiedział coś co jej się nie spodobało.
- Ty no zaraz!! Co ty zjadasz te biedne, bezbronne żabki?! - powiedziała głośno z lekkim oburzeniem w głosie. Było to trochę nie na miejscu, ale Ruth tego nie rozumiała i nie dbała o to - wizja jedzenia jej przyjaciół żabek, wywołała u niej uczucie gniewu i dała mu lekki upust.
PS WESOŁYCH ŚWIĄT
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Trzeba było przyznać, że się ucieszyła. Nie spodziewała się, iż ktokolwiek przystanie na jej plan, a tutaj spotkało ją miłe zaskoczenie. Nawet Ordo nie oponował, a spodziewała się uwag właśnie z jego strony.
- Miło mi cię poznać, Ruth - powiedziała uśmiechając się do dziewczyny. - To mój brat Veikko, mój... - na chwilę się zawahała nie wiedząc, jak określić Szarego Psa - przyjaciel, Ordo. A ja jestem Esther.
Podała Ruth dłoń i uścisnęła porządnie, jak na uzdrowiciela przystało.
- Vei, dogadaj z Ruth szczegóły, a ja zaraz wrócę. Muszę jeszcze coś załatwić nim ruszymy - powiedziała do brata. - Ordo, pomógłbyś mi?
Pytanie padło neutralnie i niewinnie, choć różne ciekawe kosmate myśli się teraz kłębiły w głowie kobiety. Skinęła magowi na pożegnanie i wstała od stołu dziękując za wspólne śniadanie. Szary Pies kiwnął głową porozumiewawczo i w milczeniu, nie żegnając się ani dziękując, podążał za Esther do pokoju. Weszli po drewnianych, skrzypiących schodach i uchyliwszy zniszczone drzwi wśliznęli się do izby. Mężczyzna rzucił miecz niedbale na kupę ubrań i uśmiechnął się.
- Co się tak uśmiechasz? - spytała jakby lekko rozbawiona. - Ciszysz się z tej roboty czy z tego, że się mogłeś wyrwać?
Spojrzała się na niego z chytrym uśmieszkiem, przekrzywiła głowę i skrzyżowała ręce na piersiach. Wyglądała, jakby rzeczywiście interesowało ją, co też może oznaczać jego uśmiech i - być może - także dobry humor. Ordo uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Mam nowy miecz - wycedził. - Teraz możemy sobie iść w siną dal.
Uzdrowicielka zdziwiła się jego odpowiedzią i kilka razy zamrugała oczami. Przysiadła na łóżku zbierając myśli.
- E.. - zacięła się - to... to nie masz zamiaru tam iść? - udało jej się w końcu wykrztusić z siebie i zapytać.
Parsknął i usiadł obok Esther głaszcząc ją po plecach.
- Żartowałem tylko - rzekł. - Znajdziemy skrzynkę i zgarniemy kasę. Może mag nas nie wystawi.
Ułożył się wygodniej na łóżku i spojrzał na nią spod przymkniętych powiek.
- Co robimy? - wypalił susząc zęby.
Kobieta uśmiechnęła się łagodniej na jego słowa, chyba jej nieco ulżyło. Pochyliła się nad łowcą i łaskocząc go kosmykami włosów spytała:
- A co byś chciał?
Spojrzenie Esther było bardzo jednoznaczne. Objął ją i przycisnął do siebie. Gorące usta uzdrowicielki zatopiły się w jego własnych. Gładził dłonią jej plecy, a następnie pupę, nie przestając całować. Bardzo szybko, co mogło go nieco zdziwić, zaczęła rozwiązywać mu koszulę i spodnie. Albo tak bardzo pragnęła teraz znowu z nim być, albo jej się śpieszyło, żeby ich Veikko czasem nie nakrył. Tak czy inaczej kobieta nie była pewna, czy z tej całej przygody wyjdą żywi, więc chciała skorzystać z ostatniej zapewne okazji. Łowca podwinął jej sukienkę i delikatnie spuszczał matki wzdłuż ud, podczas gdy ona pozbawiała go koszuli. Kiedy bielizna dotarła do kolan, pomógł sobie nogą. Docisnął jej ciało do swojego i poczuwszy ciepło spomiędzy nóg uśmiechnął się w duchu. Esther westchnęła coś zadowolona, jeden raz niestety nie uczynił z niej demona rozkoszy, jednak mniej więcej orientowała się już, co należy robić, by było przyjemnie. Usiadła na nim i korzystając z tego, że już jej podwinął sukienkę, zdjęła ją przez głowę i rzuciła obok łóżka na podłogę. Na chwilę uniosła się do góry, by ułatwić mu zdjęcie spodni i one także wylądowały gdzieś dalej. Następnie pociągnęła mężczyznę za ręce ku sobie, do pozycji siedzącej i zdjęła mu koszulę. Dalej na nim siedząc zaczęła znowu całować usta łowcy. Poczuł, że jego męskość wgniata się w jej ciepłe i wilgotne łono. Nie odrywając ust uniósł uzdrowicielkę i opuszczając nadział na siebie. Kobieta na chwilę zamarła, po plecach przeszedł ją przyjemny dreszcz. Westchnęła odchylając się do tyłu i mocniej zacisnęła dłonie na jego ramionach, gdy powoli wznosiła się i opadała.
Radowała go jej rzeczowość. Nie przypominała już tej Esther sprzed kilku godzin, ale nie przeszkadzało mu to. Był szczęśliwy.
Ostrożne i delikatne działania Ordo zaowocowały cichym jęknięciem i spazmami rozkoszy u dziewczyny - tym razem jednak było to dla niej bezbolesne. Chwilę później łowca podzielił jej stan. Uśmiechnęła się do niego i kładąc na nim wznowiła pocałunki. Ciepłe i jędrne piersi uzdrowicielki przyjemnie go gniotły i lekko uciskały.
Całość trwała długą chwilę, ale dla nich były to zaledwie sekundy.
Spojrzał jej głęboko w oczy. Miał ochotę na więcej. W odpowiedzi uśmiechnęła się lekko, całkowicie podzielając jego zdanie.
Ludzie, odpisywać Jak nie, to my mamy jeszcze siłę na drugą i trzecią rundkę... i następne
- Miło mi cię poznać, Ruth - powiedziała uśmiechając się do dziewczyny. - To mój brat Veikko, mój... - na chwilę się zawahała nie wiedząc, jak określić Szarego Psa - przyjaciel, Ordo. A ja jestem Esther.
Podała Ruth dłoń i uścisnęła porządnie, jak na uzdrowiciela przystało.
- Vei, dogadaj z Ruth szczegóły, a ja zaraz wrócę. Muszę jeszcze coś załatwić nim ruszymy - powiedziała do brata. - Ordo, pomógłbyś mi?
Pytanie padło neutralnie i niewinnie, choć różne ciekawe kosmate myśli się teraz kłębiły w głowie kobiety. Skinęła magowi na pożegnanie i wstała od stołu dziękując za wspólne śniadanie. Szary Pies kiwnął głową porozumiewawczo i w milczeniu, nie żegnając się ani dziękując, podążał za Esther do pokoju. Weszli po drewnianych, skrzypiących schodach i uchyliwszy zniszczone drzwi wśliznęli się do izby. Mężczyzna rzucił miecz niedbale na kupę ubrań i uśmiechnął się.
- Co się tak uśmiechasz? - spytała jakby lekko rozbawiona. - Ciszysz się z tej roboty czy z tego, że się mogłeś wyrwać?
Spojrzała się na niego z chytrym uśmieszkiem, przekrzywiła głowę i skrzyżowała ręce na piersiach. Wyglądała, jakby rzeczywiście interesowało ją, co też może oznaczać jego uśmiech i - być może - także dobry humor. Ordo uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Mam nowy miecz - wycedził. - Teraz możemy sobie iść w siną dal.
Uzdrowicielka zdziwiła się jego odpowiedzią i kilka razy zamrugała oczami. Przysiadła na łóżku zbierając myśli.
- E.. - zacięła się - to... to nie masz zamiaru tam iść? - udało jej się w końcu wykrztusić z siebie i zapytać.
Parsknął i usiadł obok Esther głaszcząc ją po plecach.
- Żartowałem tylko - rzekł. - Znajdziemy skrzynkę i zgarniemy kasę. Może mag nas nie wystawi.
Ułożył się wygodniej na łóżku i spojrzał na nią spod przymkniętych powiek.
- Co robimy? - wypalił susząc zęby.
Kobieta uśmiechnęła się łagodniej na jego słowa, chyba jej nieco ulżyło. Pochyliła się nad łowcą i łaskocząc go kosmykami włosów spytała:
- A co byś chciał?
Spojrzenie Esther było bardzo jednoznaczne. Objął ją i przycisnął do siebie. Gorące usta uzdrowicielki zatopiły się w jego własnych. Gładził dłonią jej plecy, a następnie pupę, nie przestając całować. Bardzo szybko, co mogło go nieco zdziwić, zaczęła rozwiązywać mu koszulę i spodnie. Albo tak bardzo pragnęła teraz znowu z nim być, albo jej się śpieszyło, żeby ich Veikko czasem nie nakrył. Tak czy inaczej kobieta nie była pewna, czy z tej całej przygody wyjdą żywi, więc chciała skorzystać z ostatniej zapewne okazji. Łowca podwinął jej sukienkę i delikatnie spuszczał matki wzdłuż ud, podczas gdy ona pozbawiała go koszuli. Kiedy bielizna dotarła do kolan, pomógł sobie nogą. Docisnął jej ciało do swojego i poczuwszy ciepło spomiędzy nóg uśmiechnął się w duchu. Esther westchnęła coś zadowolona, jeden raz niestety nie uczynił z niej demona rozkoszy, jednak mniej więcej orientowała się już, co należy robić, by było przyjemnie. Usiadła na nim i korzystając z tego, że już jej podwinął sukienkę, zdjęła ją przez głowę i rzuciła obok łóżka na podłogę. Na chwilę uniosła się do góry, by ułatwić mu zdjęcie spodni i one także wylądowały gdzieś dalej. Następnie pociągnęła mężczyznę za ręce ku sobie, do pozycji siedzącej i zdjęła mu koszulę. Dalej na nim siedząc zaczęła znowu całować usta łowcy. Poczuł, że jego męskość wgniata się w jej ciepłe i wilgotne łono. Nie odrywając ust uniósł uzdrowicielkę i opuszczając nadział na siebie. Kobieta na chwilę zamarła, po plecach przeszedł ją przyjemny dreszcz. Westchnęła odchylając się do tyłu i mocniej zacisnęła dłonie na jego ramionach, gdy powoli wznosiła się i opadała.
Radowała go jej rzeczowość. Nie przypominała już tej Esther sprzed kilku godzin, ale nie przeszkadzało mu to. Był szczęśliwy.
Ostrożne i delikatne działania Ordo zaowocowały cichym jęknięciem i spazmami rozkoszy u dziewczyny - tym razem jednak było to dla niej bezbolesne. Chwilę później łowca podzielił jej stan. Uśmiechnęła się do niego i kładąc na nim wznowiła pocałunki. Ciepłe i jędrne piersi uzdrowicielki przyjemnie go gniotły i lekko uciskały.
Całość trwała długą chwilę, ale dla nich były to zaledwie sekundy.
Spojrzał jej głęboko w oczy. Miał ochotę na więcej. W odpowiedzi uśmiechnęła się lekko, całkowicie podzielając jego zdanie.
Ludzie, odpisywać Jak nie, to my mamy jeszcze siłę na drugą i trzecią rundkę... i następne
-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Chmury okalające niebo powolutku rozstąpiły sie i znikły całkowicie. Zrobiło się bardzo ciepło. Woda po deszczach zaczęła parować z kwiatów i liści, co zaowocowało dość ostrym ale i przyjemnym zapachem bujnej roślinności. Łóżko, na którym Ordo i Esther bawili się grzecznie, zaczęło niepokojąco skrzypieć. Mag dojadł śniadanie i odwinął bandaż z reki. Była zwęglona i twarda. Pokręcił głową ze zrezygnowaniem i zawinął rękę znowu.
-Zaraz będzie bal jak już powiedziałem nicponie... - rzekł mężczyzna z przepaską. Inner uśmiechnął się tylko zerkając na okno. Nagle do pomieszczenia, wpadło przez nie kilka mokrych szmat. Inner, jednooki oraz inni więźniowie, przytkneli je to twarzy. Jednooki rzucił je Ninerl, Wężykowi i Kesrakowi.
-Oddychajcie jak najmniej - rozkazał. Nagle z korytarza dobiegł ich odgłos krztuszących się strażników. Pod kraty podbiegł całkiem wysoki mężczyzna, prawdopodobnie elf. Miał dość długie włosy i był bardzo szczupły. Twarzy nie było widać, gdyż zakrywała ją czarna, mokra maska i gogle na oczach. Pogrzebał w zamku drucikiem i po chwili kraty się otworzyły.
-Szybko. Wychodźcie - powiedział półszeptem.
-Droga ucieczki? - Zapytał jednooki
-Kanały
-Masz dla nas jakąś broń?
-Wiesz jak to działa - pod jego maską chyba zarysował się uśmieszek.
-Bierz co się da.
-I nikomu nie oddawaj. - Wszyscy wybiegli z celi, chwytając broń strażników. Na ścianach w korytarzu dalej, wisiały także i na stojakach broń wszelakiej maści. Strażnicy spali smacznie aż bąbelki szły im z nosów. Jednooki i zamaskowany elf biegli w stronę wejścia do kanałów.
-Zaraz będzie bal jak już powiedziałem nicponie... - rzekł mężczyzna z przepaską. Inner uśmiechnął się tylko zerkając na okno. Nagle do pomieszczenia, wpadło przez nie kilka mokrych szmat. Inner, jednooki oraz inni więźniowie, przytkneli je to twarzy. Jednooki rzucił je Ninerl, Wężykowi i Kesrakowi.
-Oddychajcie jak najmniej - rozkazał. Nagle z korytarza dobiegł ich odgłos krztuszących się strażników. Pod kraty podbiegł całkiem wysoki mężczyzna, prawdopodobnie elf. Miał dość długie włosy i był bardzo szczupły. Twarzy nie było widać, gdyż zakrywała ją czarna, mokra maska i gogle na oczach. Pogrzebał w zamku drucikiem i po chwili kraty się otworzyły.
-Szybko. Wychodźcie - powiedział półszeptem.
-Droga ucieczki? - Zapytał jednooki
-Kanały
-Masz dla nas jakąś broń?
-Wiesz jak to działa - pod jego maską chyba zarysował się uśmieszek.
-Bierz co się da.
-I nikomu nie oddawaj. - Wszyscy wybiegli z celi, chwytając broń strażników. Na ścianach w korytarzu dalej, wisiały także i na stojakach broń wszelakiej maści. Strażnicy spali smacznie aż bąbelki szły im z nosów. Jednooki i zamaskowany elf biegli w stronę wejścia do kanałów.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Ninerl
Chwyciła szmatę, nie zadając pytań. Jak widać znajomu Innera, dbali o niego. Przytknęła ją do ust i wstrzymała oddech. "Pewnie użyją gazu" pomyślała.
I owszem. Jakaś postać, chyba nawet Seidhe otworzyła im drzwi.
Wysłuchała rozmowy Innera z owym tajemniczym wybawcą. "A więc jednak kanały" stwierdziła z niesmakiem. Co prawda, była już tak śmierdząca, że kanały chyba nie pogorszą stanu jej ubrań.
Rzuciła się pędem- musi znaleźć swój ekwipunek, a raczej jego resztki. Wiedziała gdzie jest. Należało tylko znaleźć skrzynię- była pewnie w pokoju strażników. W przelocie chwyciła jakiś miecz.
-Nie czekajcie na mnie- rzuciła przenikliwym szeptem.- Dołączę do was.
Wbiegła do korytarza i znalazła odpowiednie drzwi...
Jak w opisie, Ninerl stara się zgarnąć swoje wyposażenie
Chwyciła szmatę, nie zadając pytań. Jak widać znajomu Innera, dbali o niego. Przytknęła ją do ust i wstrzymała oddech. "Pewnie użyją gazu" pomyślała.
I owszem. Jakaś postać, chyba nawet Seidhe otworzyła im drzwi.
Wysłuchała rozmowy Innera z owym tajemniczym wybawcą. "A więc jednak kanały" stwierdziła z niesmakiem. Co prawda, była już tak śmierdząca, że kanały chyba nie pogorszą stanu jej ubrań.
Rzuciła się pędem- musi znaleźć swój ekwipunek, a raczej jego resztki. Wiedziała gdzie jest. Należało tylko znaleźć skrzynię- była pewnie w pokoju strażników. W przelocie chwyciła jakiś miecz.
-Nie czekajcie na mnie- rzuciła przenikliwym szeptem.- Dołączę do was.
Wbiegła do korytarza i znalazła odpowiednie drzwi...
Jak w opisie, Ninerl stara się zgarnąć swoje wyposażenie
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Dłoń Orda wędrowała po jej nagim udzie. Dotarła do kolana i miała właśnie wrócić do łona, kiedy miecz maga spadł z łomotem z góry ekwipunku.
Łowca uniósł głowę i rozejrzał się.
- Chyba powinniśmy się zbierać, nie sądzisz? - zapytał przejeżdżając palcami po jej kobiecości.
Przez chwilę patrzyła się na niego maślanymi oczkami, w końcu cicho westchnęła.
- Masz rację, nie chcę, żeby nas Veikko nakrył. Nie jestem pewna, jakby zareagował, ale na pewno nie byłoby to nic dobrego - odpowiedziała.
Uniosła się lekko, lecz po chwili wróciła i ucałowała go namiętnie w usta. Ciężko jej było się zebrać i wstać. Objął ją, przycisnął mocno do siebie i przetoczył z nią po łóżku tak, że teraz ona znajdowała się na dole. Wsparł się na łokciu i patrząc głęboko w oczy gładził jej bok opuszkami palców, a ona cicho chichotała przy tych jego pieszczotach.
Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie. Nie miał pojęcia, co przyniosą przyszłe godziny, nawet go to nie interesowało. Tonął w jej oczach i zapadał w objęciach. Czuł się tak, jakby jego świat rozsypał się na drobne kawałeczki i poskładał na nowo, ale jakoś lepiej, bo ona też w nim była. Ale na jak długo? Przecież ona także mogła dziś zginąć...
Uśmiechnął się smutno. Poczuł na swoim policzku chłodną dłoń, po chwili na drugim drugą. Kobieta przyciągnęła go do siebie i jeszcze raz ucałowała, nieco spokojniej.
Nie była pewna, co się z nimi dzieje, co się z nią dzieje.
- To jakieś szaleństwo - powiedziała rozbawiona i zaczęła powoli wstawać. - Przecież my się w ogóle nie znamy, a jednak...
Znów go ucałowała, jedną ręką sięgając już po ich rzeczy. Nie przerywając pocałunku podała mu spodnie i koszulę, sama zaczęła dość nieporadnie zakładać sukienkę. Kiedy miała włożyć ją przez głowę, mężczyzna powstrzymał Esther łapiąc za ręce.
- Nie masz nic innego? - zapytał - Czegoś mniej... widocznego? Wygodniejszego?
- Ona jest bardzo wygodna - odpowiedziała zdziwiona i założyła sukienkę do końca.
Łowca westchnął i przyodział się kompletnie. Założył też kurtkę, którą spiął mocno klamrami. Przytroczył miecz do pasa i szarpnął. Wszystko było na swoim miejscu, więc zajął się sztyletem. Wsunął go do pochewki po lewej stronie i zapiął guzik nad rękojeścią. Zasznurował buty z wielką dokładnością, a na szyję zarzucił chustę. Przysiadł na drugim łóżku i ukrył głowę w ramionach. Czekał na Esther, która ciągle męczyła się z założeniem bucika. Podskakując na jednej nodze w końcu wywaliła się tyłkiem na podłogę i tam siedząc ubrała się do końca. Szybko zaścieliła łóżko, chwilę się kręciła po pokoju sprzątając, w końcu jej spojrzenie padło na łowcy.
- Kochanie? Coś się stało? - spytała siadając koło niego i masując mu plecy jedną ręką.
- Nie, nic - odparł. - Gotowa? No to chodźmy. Weź coś ciepłego dla brata.
Powiedziawszy to ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i czekał na nią w progu obserwując bacznie, jak za jego radą bierze kurtkę dla Veikko i dla siebie.
- A jednak mam wrażenie, że coś cię gryzie... - powiedziała mijając go i westchnęła.
Jeśli nie chciał powiedzieć, to nie, ale nagle się jakoś tak smutno zrobiło. Mężczyzna zamknął drzwi, przekręcił kluczyk i lecz nie schował go do kieszonki. Milcząc zszedł na dół karczmy, Esther podążyła za nim.
Łowca uniósł głowę i rozejrzał się.
- Chyba powinniśmy się zbierać, nie sądzisz? - zapytał przejeżdżając palcami po jej kobiecości.
Przez chwilę patrzyła się na niego maślanymi oczkami, w końcu cicho westchnęła.
- Masz rację, nie chcę, żeby nas Veikko nakrył. Nie jestem pewna, jakby zareagował, ale na pewno nie byłoby to nic dobrego - odpowiedziała.
Uniosła się lekko, lecz po chwili wróciła i ucałowała go namiętnie w usta. Ciężko jej było się zebrać i wstać. Objął ją, przycisnął mocno do siebie i przetoczył z nią po łóżku tak, że teraz ona znajdowała się na dole. Wsparł się na łokciu i patrząc głęboko w oczy gładził jej bok opuszkami palców, a ona cicho chichotała przy tych jego pieszczotach.
Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie. Nie miał pojęcia, co przyniosą przyszłe godziny, nawet go to nie interesowało. Tonął w jej oczach i zapadał w objęciach. Czuł się tak, jakby jego świat rozsypał się na drobne kawałeczki i poskładał na nowo, ale jakoś lepiej, bo ona też w nim była. Ale na jak długo? Przecież ona także mogła dziś zginąć...
Uśmiechnął się smutno. Poczuł na swoim policzku chłodną dłoń, po chwili na drugim drugą. Kobieta przyciągnęła go do siebie i jeszcze raz ucałowała, nieco spokojniej.
Nie była pewna, co się z nimi dzieje, co się z nią dzieje.
- To jakieś szaleństwo - powiedziała rozbawiona i zaczęła powoli wstawać. - Przecież my się w ogóle nie znamy, a jednak...
Znów go ucałowała, jedną ręką sięgając już po ich rzeczy. Nie przerywając pocałunku podała mu spodnie i koszulę, sama zaczęła dość nieporadnie zakładać sukienkę. Kiedy miała włożyć ją przez głowę, mężczyzna powstrzymał Esther łapiąc za ręce.
- Nie masz nic innego? - zapytał - Czegoś mniej... widocznego? Wygodniejszego?
- Ona jest bardzo wygodna - odpowiedziała zdziwiona i założyła sukienkę do końca.
Łowca westchnął i przyodział się kompletnie. Założył też kurtkę, którą spiął mocno klamrami. Przytroczył miecz do pasa i szarpnął. Wszystko było na swoim miejscu, więc zajął się sztyletem. Wsunął go do pochewki po lewej stronie i zapiął guzik nad rękojeścią. Zasznurował buty z wielką dokładnością, a na szyję zarzucił chustę. Przysiadł na drugim łóżku i ukrył głowę w ramionach. Czekał na Esther, która ciągle męczyła się z założeniem bucika. Podskakując na jednej nodze w końcu wywaliła się tyłkiem na podłogę i tam siedząc ubrała się do końca. Szybko zaścieliła łóżko, chwilę się kręciła po pokoju sprzątając, w końcu jej spojrzenie padło na łowcy.
- Kochanie? Coś się stało? - spytała siadając koło niego i masując mu plecy jedną ręką.
- Nie, nic - odparł. - Gotowa? No to chodźmy. Weź coś ciepłego dla brata.
Powiedziawszy to ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i czekał na nią w progu obserwując bacznie, jak za jego radą bierze kurtkę dla Veikko i dla siebie.
- A jednak mam wrażenie, że coś cię gryzie... - powiedziała mijając go i westchnęła.
Jeśli nie chciał powiedzieć, to nie, ale nagle się jakoś tak smutno zrobiło. Mężczyzna zamknął drzwi, przekręcił kluczyk i lecz nie schował go do kieszonki. Milcząc zszedł na dół karczmy, Esther podążyła za nim.
-
- Bosman
- Posty: 2006
- Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
Kesrak
Owinął sobie szmatę jak najciaśniej na ustach i ruszył za resztą. Biegł bardzo szybko, więc dość prędko przebił się na przód kolumny. Przypomniał sobie o Wężyku, obrócił się, lecz nie zauważył go, a zobaczył jedynie oddalającą się elfkę.
Po chwili namysłu stwierdził, że Wężyk sobie poradzi, a on potrzebuje broni. Nie przyznawał się sam przed sobą, że o elfke też chodziło. Gdy tylko ją dogonił, rzekł z uśmiechem:
- Już dawno nie rozmawiałem z kimś... już dawno... Miło cię widzieć tak czy siak.
Nie wyprzedzał jej, z kilku powodów wolał biec za nią. Widoki, były jednym z nich.
Owinął sobie szmatę jak najciaśniej na ustach i ruszył za resztą. Biegł bardzo szybko, więc dość prędko przebił się na przód kolumny. Przypomniał sobie o Wężyku, obrócił się, lecz nie zauważył go, a zobaczył jedynie oddalającą się elfkę.
Po chwili namysłu stwierdził, że Wężyk sobie poradzi, a on potrzebuje broni. Nie przyznawał się sam przed sobą, że o elfke też chodziło. Gdy tylko ją dogonił, rzekł z uśmiechem:
- Już dawno nie rozmawiałem z kimś... już dawno... Miło cię widzieć tak czy siak.
Nie wyprzedzał jej, z kilku powodów wolał biec za nią. Widoki, były jednym z nich.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]
W lesie do którego wychodziło się z karczmy było juz duzo cieplej. Pachniało kwiatami, rosą i różna roslinnością. Wspaniały akcent zapachowy psuły nieco efekty załatwiania potrzeb fizjologicznych psa karczmarza o wdzięcznym imieniu Bary. Psiak siedząc przy budzie, przywiazany łańcuchem nie miał dużego pola manewru. Jego właściciel widocznie nie lubił po nim sprzątać. Najemnicza grupa wyszła z karczmy a przed nimi rozpościerał sie spory las. Komanda Scoia'tael nie były ponoc w tych stronach wielkim zagrożeniem, lecz las mógł stanowić spore zagrożenie dzięki obecności niebezpiecznych zwierząt. Na szczęście zagrożeniem dla lasu był młody piroman dzieki obecnosci mieszanki w jego kieszeni. Ordo na skraju lasu zauważył ślady pozostawione prawdopodobnie po akcji w której to czarodzieja zatargano rannego to karczmy. Ślady czołgającego sie człowieka prowadziły do karczmy z głebi lasu.
Gdy uciekinierowie wskoczyli do kanałów o dziwo nie uderzył ich nieprzyjemny zapach. Przynajmniej na początku. Póxniej opary zaczeły powoli przedostawac się przez szmatke. Ninerl bez wiekszego problemu odzyskała swój ekwipunek. Trzeba tylko było przywalić raz jeszcze budzącemu sie powoli straznikowi. Zamaskowany elf zatrzymał się
-O k**wa.. - stwierdził i zaczął sie rozglądac za inną drogą. Po chwili kroki uzbrojonych ludzi usłyszeli także Kesrak i Ninerl a w koncu Wężyk. Zza rogu wypadł spory oddział straży. Każdy uzbrojony w nielichą zbroję i miecz. Standardowy ekwipunek każdego żołnierza pozwalające zachowac sprawność bojową i nie wydać majątku na jeden oddział.
-Tam! Nie oszczędzać ich! - rozkazał kapitan a żołdacy rzucili sie na uciekinierów. Elf rzucił nożami. Jeden odbił sie od zbroi straznika a drugi wpadł prosto w krtań.
-Nie ma którędy spierdalać - stwierdził trzeźwo jednooki - Chyba czeka nas walka
-Chyba tak... - odpowiedział elf. Jednooki z usmiechem na twarzy ruszył na żołnierzy. Zadawał dość silne ciosy jak na starca. Elf zdjął kusze z pleców i wpakował jednemu ze strażników bełt w pierś. Uciekinierowie rzucili się na wojsko, jednak te było bitne i wyszkolone a uciekinierowie osłabieni więzieniem i głodni. Mieli jednak przewage liczebną. Jednooki zdawał sie czerpać jakąś nieludzką przyjemnośc z tej walki.
Gdy uciekinierowie wskoczyli do kanałów o dziwo nie uderzył ich nieprzyjemny zapach. Przynajmniej na początku. Póxniej opary zaczeły powoli przedostawac się przez szmatke. Ninerl bez wiekszego problemu odzyskała swój ekwipunek. Trzeba tylko było przywalić raz jeszcze budzącemu sie powoli straznikowi. Zamaskowany elf zatrzymał się
-O k**wa.. - stwierdził i zaczął sie rozglądac za inną drogą. Po chwili kroki uzbrojonych ludzi usłyszeli także Kesrak i Ninerl a w koncu Wężyk. Zza rogu wypadł spory oddział straży. Każdy uzbrojony w nielichą zbroję i miecz. Standardowy ekwipunek każdego żołnierza pozwalające zachowac sprawność bojową i nie wydać majątku na jeden oddział.
-Tam! Nie oszczędzać ich! - rozkazał kapitan a żołdacy rzucili sie na uciekinierów. Elf rzucił nożami. Jeden odbił sie od zbroi straznika a drugi wpadł prosto w krtań.
-Nie ma którędy spierdalać - stwierdził trzeźwo jednooki - Chyba czeka nas walka
-Chyba tak... - odpowiedział elf. Jednooki z usmiechem na twarzy ruszył na żołnierzy. Zadawał dość silne ciosy jak na starca. Elf zdjął kusze z pleców i wpakował jednemu ze strażników bełt w pierś. Uciekinierowie rzucili się na wojsko, jednak te było bitne i wyszkolone a uciekinierowie osłabieni więzieniem i głodni. Mieli jednak przewage liczebną. Jednooki zdawał sie czerpać jakąś nieludzką przyjemnośc z tej walki.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.