
Tekst piszemy tak, - dialogi tak, *myśli tak*, a poza sesją tak

Imię postaci przed postem. Posty długie i tasiemcowate proszę o podzielenie, tak jak ja to zrobiłam we wstępie

* * *
Wieczór zbliżał się dużymi krokami, na dworze robiło się coraz chłodniej. Późna wiosna była ciepła i słoneczna, zapowiadała bardzo upalne i zapewne znowu suche lato. Talabheim zdawało się powoli usypiać, choć w niektórych dzielnicach miasta życie dopiero miało się zacząć. Patrole straży leniwie przemieszczały miasto i nawet nie zwracały uwagi na kilka osób, które właśnie teraz zmierzały w kierunku dworku.
Wchodząc kolejno do posiadłości, najpierw zachwycał ogród, jeszcze przez chwilę lekko oświetlony zachodem słońca. Skąpane w czerwonym blasku rośliny świadczyły o zamożności mieszkającej tu osoby; liczne pokryte zielonkawym nalotem rzeźby i ogromna fontanna tylko utwierdzały w tym przekonaniu. Wszystko zdawało się być zadbane, ale jakieś... dzikie. Jakby każdy kwiat, drzewo i krzew rosły dokładnie w tym miejscu, co miały i posiadały nadany im kształt. Wysokie konary przeplatały się ze sobą, za rozpostartymi krzewami kryły się ławeczki, a bujna roślinność oplatała dwie drewniane altanki. Nic tutaj nie było pokryte jakąś farbą czy wyrównane do figury geometrycznej, panował taki porządny i cieszący oko naturalny chaos.
Po krótkim spacerze alejką, pojawiały się nagle sporej wielkości drzwi. Drewniane, okute żelazem z lekko zasłaniającymi je pnączami dzikiej róży. Stojąc w tym miejscu i czekając, aż ktoś ze służby otworzy, dało się słyszeć ciche kapanie wody, które bynajmniej nie dochodziło od strony fontanny. Gdyby ktoś czekał zbyt długo lub uważniej się przyjrzał, zauważyłby zapewne między liśćmi róży wystające ze ściany niewielkie rzeźby, przedstawiające głowy dzikich zwierząt, z których lała się niewielkim strumyczkiem woda. Możliwe, iż miało to za zadanie podlewanie pnączy... Z zewnątrz posiadłość zbudowana była z dużych kamieni o dość nieregularnym kształcie, które to bogato pokrywał mech i zielonkawy nalot. Specyficzny zapach lekko próchniejącego drewna uderzał w odwiedzających, gdy tylko drzwi otwierały się z cichym stęknięciem.
W środku posiadłość prezentowała się nieco lepiej, aczkolwiek chyba trzymanie okien szeroko otwartych nie dawało większego efektu i starość tego miejsca była aż namacalna. Ciężkie, zatęchłe od zakurzonych mebli i obrazów powietrze leniwie sunęło się oświetlonymi świecznikami korytarzami. Z wielkich okien wpadało nieco zapachów z ogrodu, a lekki wietrzyk figlarnie poruszał grubymi zasłonami. Podłoga, pokryta miękkim, acz nieco wytartym dywanem, ładnie tłumiła odgłosy kroków, a całe to miejsce emanowało taką ciszą i spokojem, iż nikt nie ważył się odezwać. Wyobraźnia pokazywała z płodnych umysłach wizje jakiejś starej osoby zasiadającej przy kominku z ukochanym zwierzakiem na kolanach, głaskanym pomarszczoną, trzęsącą się ręką.
Korytarz kończył się niewielkim łukiem, z którego zostały wyjęte drzwi i zmieniał w dość pokaźny salon. Wchodząc, czuło się na twarzy powiew ciepłego powietrza, zapach palonego drewna oraz nieco żywicy. Jasne, nowe meble aż bolały w oczy na tle ciemnych ścian i sprawiały, iż zazwyczaj w tym momencie czuło się lekkie rozczarowanie i zniesmaczenie. Rzucając okiem przed kominek nie widziało się dwóch dużych czarnych psów czujnie podnoszących swoje mądre pyski, stawiających bacznie uszy i mierzących gości tym przenikliwym, rozumnym spojrzeniem. Także osoba, zasiadająca w fotelu była... nieodpowiednia.
* * *
Piskliwe ujadanie małej włochatej kulki, która zdawała się być jakoś spokrewniona z psami i szczurami, wyrwała z zamyślenia. Ozdobiona kokardkami kupa futra błysnęła nieudaną parodią zębów i aż się zabulgotała w sobie, inaczej chyba nie można było określić tego dziwnego dźwięku.
- Fikuś! Spokój! - zawołała młoda kobieta i pogłaskała czule swoje... coś.
Służba powoli donosiła krzesła, tak by każdy mógł spokojnie zająć miejsce i nie stać. Kolejne osoby wchodziły i zasiadały kierując pytające spojrzenie to na innych, to na młodą panią.
Eryka - jak się im ładnie przedstawiła, była aktualną właścicielką i dziedziczką tej posiadłości. A także narzeczoną drugiego, najmłodszego syna Księcia Talabheim - jego ojciec był osobą sprawującą pieczę nad miastem i najwyższy urząd, bezpośrednio odpowiadał przed Imperatorem. Książę, cierpiący na jakąś tajemniczą chorobę, wysłał jej ukochanego na poszukiwanie leku dla siebie, by nie narażać na niebezpieczeństwa swego starszego syna - dziedzica. Wypowiedź, przerywana łkaniami i szlochami, przynosiła jednak więcej informacji.
Młody panicz miał sprawdzić jedno z kilku miejsc, gdzie mógłby uzyskać pomoc, ale nie powiedział dokładnie, gdzie się wybiera. Dlatego trzeba będzie się tego jakoś dowiedzieć lub sprawdzić wszystkie... ewentualnie liczyć na głupi łut szczęścia, co chyba nikomu się nie uśmiechało. Kobieta mówiła coś jeszcze o jakiś intrygach i spiskach na dworze Księcia, ale ciężko było ją zrozumieć. W końcu tak zalała łzami swoją twarzyczkę, iż ktoś musiał ją wyprowadzić i uspokoić. Sztywny żółty materiał zaszeleścił, gdy wstawała, blond loki opadły na buzię i przykleiły się do mokrych policzków. Modre jak jeziorka oczy zdawały się wodospadem wylewać z siebie wodę, a nos - wcześniej mały i zgrabny - wyglądał teraz tak, jakby ktoś panience nieźle przyjeb... przywalił.
- Moja służka się wami zajmie - powiedziała na odchodnym łamiącym się głosem. - Pójdzie z wami, do niej pytania...
Przez jakiś czas dało się słyszeć jęki i zawodzenie w korytarzu, przywodzące na myśl armię potępionych dusz i wywołujące zimny, nieprzyjemny dreszcz na plecach. Za chwilę jednak zjawiła się młoda dziewczyna, mająca lat może... siedemnaście? Urodę miała pospolitą. Sięgające ramion proste kasztanowe włosy, piwne oczy, lekką opaleniznę i kilka piegów. Ubrana była w skromną sukienkę, bez zbędnych falbanek i kokardek, materiał kolor miał wiekowego wina. Sięgała aż do poziomu podłogi, zakrywała ramiona i całe ręce oraz skrywała dekolt dziewczyny.
Skłoniła się lekko.
- Na imię mi Sara, pani życzyła sobie, bym zajęła się udzieleniem wam wszystkich możliwych odpowiedzi na nurtujące was pytania, a także towarzyszyła w czasie podróży. Zapewne wydaje się to dziwne, że tak wiele różnych osób zostało tu poproszonych... Pani poradziła się najlepszej w mieście wróżki i ona was jej wskazała, tak więc jesteśmy dobrej myśli, iż cała wyprawa zakończy się sukcesem - mówiła powoli, płynnie i bez zająknięcia.
* * *
Tyle słowem wstępu, w pierwszym poście proszę się jakoś opisać z wyglądu, tzn jak postać wygląda dokładnie w tej chwili. Biorąc pod uwagę fakt, iż fds nie dostarczył mi jeszcze swojej karty postaci, jego bohater spóźni się i pojawi dopiero teraz, więc będziecie musieli (o ile zechcą Wasze postacie

Tym oto słowem zaczynam sesję, miłej zabawy
