[Naruto] Monogatori Baasu
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
[Naruto] Monogatori Baasu
Cała drużyna stała przed Budynkiem Rady, w którym przed chwilą zdaliście raport na temat waszej kolejnej - czwartej już - misji rangi D. Tym razem była ona zaskakująco skomplikowana, bo polegała na schwytaniu zbiegłego żółwia, który wypuszczony na spacer przez swojego właściciela, oddalił się szybko w nieznanym kierunku. Tym razem jednak dzielnej drużynie 4 udało się schwytać uciekiniera.
Słońce świeciło mocno, minęło niedawno południe. Kwiecień obsypał nieliczne drzewa, które przetrwały w Wiosce, kolorowymi kwiatami. Nie wszystkie, oczywiście, ale wiele z nich, tak że odurzający zapach unosił sie w powietrzu, mieszając z cementowym pyłem. Ptaki śpiewały, próbując zagłuszyć odgłosy prac budowlanych. Następna misja miała się zacząć już następnego dnia.
Wasza sensei, Daishi Fusori, jedna z Trójki Mistrzów Broni Konohy, dawnego Teamu 4 - i jedyna z nich która przeżyła tę wojnę - zdążyła już gdzieś zniknać, przekazując wam tylko informację, że z powodu fatalnego stanu finansów wioski, okres w którym shinobi nadal muszą sami opłacać zakup sprzętu ponad niezbędną normę znów został wydłużony, tym razem na kolejny miesiąc.
Patrzyliście po sobie, zastanawiąc się co ze sobą począć. Ostrzeżono was, że kolejna misja będzie trudniejsza, więc lepiej będzie jeśli sobie wypoczniecie...
Słońce świeciło mocno, minęło niedawno południe. Kwiecień obsypał nieliczne drzewa, które przetrwały w Wiosce, kolorowymi kwiatami. Nie wszystkie, oczywiście, ale wiele z nich, tak że odurzający zapach unosił sie w powietrzu, mieszając z cementowym pyłem. Ptaki śpiewały, próbując zagłuszyć odgłosy prac budowlanych. Następna misja miała się zacząć już następnego dnia.
Wasza sensei, Daishi Fusori, jedna z Trójki Mistrzów Broni Konohy, dawnego Teamu 4 - i jedyna z nich która przeżyła tę wojnę - zdążyła już gdzieś zniknać, przekazując wam tylko informację, że z powodu fatalnego stanu finansów wioski, okres w którym shinobi nadal muszą sami opłacać zakup sprzętu ponad niezbędną normę znów został wydłużony, tym razem na kolejny miesiąc.
Patrzyliście po sobie, zastanawiąc się co ze sobą począć. Ostrzeżono was, że kolejna misja będzie trudniejsza, więc lepiej będzie jeśli sobie wypoczniecie...
Ostatnio zmieniony sobota, 8 grudnia 2007, 20:49 przez BlindKitty, łącznie zmieniany 1 raz.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Doratsuki Kazune
Kazune zwrócił się w kierunku swych towarzyszy, i ukłonił nisko.
-Po raz kolejny była to dla mnie przyjemność. Wybaczcie mi teraz, ale muszę się oddalić. Do zobaczenia jutro.
Odszedł swoim krokiem, zmierzając po uliczkach Konohy. Kolejne wykonane zadanie podnosiło go na duchu. Wydawał się nie przejmować tym, że było to kolejne banalne zadanie. W głębi ducha czuł rozczarowanie, jednak szybko je stłumił. Jego wychowanie nie pozwalało mu narzekać tym którzy wydają polecenia. Polecenie jest poleceniem, a dyskusja nad nim jest zbędna, a wręcz niewskazana. Prawdę mówiąc, jest to teoretycznie bunt. Wychowanie Kazune było zaiste surowe, ale dla tych którzy w nim żyli wydawało się naturalne. Wszyscy w klanie mieli swoje miejsce, jak w wojsku, każdemu tłumaczono, gdzie jest jego miejsce, oraz że każdy ponad tobą jest tam dlatego że był godzien, i do tego powinieneś dążyć.
Kazune zmierzał do znanego mu miejsca. Był to koniec ulicy gdzie handlowano wieloma rzeczami. Na jej końcu stał wyższy od innych, ale stary już dom. Chwilowo był niezamieszkały, i od długiego czasu, jego dach służył Kazune jako miejsce rozmyślań. Gdy był zamieszkały, właściciele albo przyzwyczajali się do stałego bywalca, lub próbowali z nim walczyć wszelkimi środkami, co zwykle kończyło się porażką. Kazune, bez najmniejszego problemu wspiął się na dach, i wygodnie rozłożył. Wyciągnął swój pamiętnik i zaczął notować:
5 dni od ostatniego wpisu
Kolejna wykonana misja. Wygląda na to, że czeka nas jakaś poważniejsza.
Wokół dosyć pięknie. Wszyscy pracują na budowach. Jest Hałas.
Prawdę mówiąc, nie był on pamiętnikiem, a każdy kto czytałby go stwierdziłby, że jest to czyjś dziennik. Sam właściciel nie nazywał go pamiętnikiem, a miejscem notatek. Zawierał wiele osobistych informacji, ale i komentarze zwykłych wydarzeń, czy tak banalne wpisy jak ten. Do zapisywania zainspirował go dziadek, który mimo że mógłby zamiast trenować, pisał książki. "Czemu marnujesz czas na te znaczki skoro mógłbyś wiele trenować ze swą bronią?" spytał raz Kazune, kiedy był jeszcze w akademii, a dziadek odpowiedział "Wiedz, że potęga słów jest większa od potęgi twej kosy. Potrafią bardziej ranić i manipulować emocjami. Są też nieśmiertelne, a każdy kto je pisze jest za nie odpowiedzialny. Słowa są potężną bronią". Co prawda minęło trochę czasu zanim Kazune zrozumiał sens tych słów, ale zainspirowała go wizja "potężnej broni". Chwilowo patrzył w niebo i rozmyślał. "Ayame...".
*******************************
Pod wieczór, Kazune był już przed posiadłością klanu. Był to dość spory teren, zaprojektowany idealnie geometrycznie, na każdą uliczkę przypadały domy, zaś po drugiej stronie stały sale treningowe i siedziba rady na środku. Tak jak i gdzie indziej odbywały się tu prace remontowe. Mniejsze, większe. Po dworzu biegały dzieci, gawędzili ludzie starsi, ale i przechodzili młodzi shinobi. Każdy z nich gdy go widział kiwał głową w geście przywitania, a on odwzajemniał gest. Skierował się do domu całkiem niedaleko rogu, co oznaczało dość wysoką pozycję w klanie. Hierarchia była prosta, cztery prostokąty domków, przy górnym i dolnym rogu mieszkali najważniejsi, a im bliżej środka drogi, ci niżej. Przyjęta, od długiego czasu tradycja, zakładała, że w razie ataku wróg, będzie atakował od flanek, czyli natrafi na najbardziej utalentowanych wojowników Doratsuki. Obecnie była jedynie ozdobnikiem, bo nie tylko siła decydowała o pozycji.
Kazune wszedł do domu, od progu kłaniając się.
-Jestem już w domu.
Po chwili usłyszał pozwolenie. W głównym pokoju przy stole siedział jego ojciec popijając herbatę. W kuchni słychać było jego matkę.
-Witaj mamo. Witaj ojcze. Czy pozwolisz mi, się dosiąść?- powiedział kłaniając się, prostując i czekając.
Ten rytuał, uczył cierpliwości. Bywało, że ojciec godzinami czekał, aż synowi skończy się cierpliwość. Teraz jednak, szybko kiwnął głową. Kazune przysiadł się. Mama przyniosła mu coś do jedzenie. Podziękował i zabrał się za nie. Prawdę mówiąc był trochę głodny.
-Jutro czeka mnie ważna misja ojcze. Chciałbym położyć się wcześniej i wypocząć.
-Dobrze. Pamiętaj tylko...
-Nie przejmuj się, nie przyniosę hańby klanowi, ani twej krwi.
Wydawać się mogło że ojciec Kazune uśmiechnął się, ale zasłaniał go kubek z herbatą więc nie było tego widać.
-Weź tylko to. Abyś zawsze pamiętał.- dodał dając mu zwój.
Kazune otworzył go. W środku znajdowała się jedna z myśli klanowych "Bądź jak wiatr." Zwinął zwój i ścisnął w dłoniach.
-Bądź pewny, że nie zapomnę!
Później wszedł do swojego pokoju. Położył Karasu Hane, na podsuzkach, obok książek, świeczek i obrazka przedstawiającego jakąś kobietę. Ukląkł składając kosę, a potem jeszcze ukłonił się. Następnie rozebrał się i położył na macie. "Nie zawiodę nikogo. Jeszcze zobaczą...", pomyślał oddając się w ramiona snu...
Kazune zwrócił się w kierunku swych towarzyszy, i ukłonił nisko.
-Po raz kolejny była to dla mnie przyjemność. Wybaczcie mi teraz, ale muszę się oddalić. Do zobaczenia jutro.
Odszedł swoim krokiem, zmierzając po uliczkach Konohy. Kolejne wykonane zadanie podnosiło go na duchu. Wydawał się nie przejmować tym, że było to kolejne banalne zadanie. W głębi ducha czuł rozczarowanie, jednak szybko je stłumił. Jego wychowanie nie pozwalało mu narzekać tym którzy wydają polecenia. Polecenie jest poleceniem, a dyskusja nad nim jest zbędna, a wręcz niewskazana. Prawdę mówiąc, jest to teoretycznie bunt. Wychowanie Kazune było zaiste surowe, ale dla tych którzy w nim żyli wydawało się naturalne. Wszyscy w klanie mieli swoje miejsce, jak w wojsku, każdemu tłumaczono, gdzie jest jego miejsce, oraz że każdy ponad tobą jest tam dlatego że był godzien, i do tego powinieneś dążyć.
Kazune zmierzał do znanego mu miejsca. Był to koniec ulicy gdzie handlowano wieloma rzeczami. Na jej końcu stał wyższy od innych, ale stary już dom. Chwilowo był niezamieszkały, i od długiego czasu, jego dach służył Kazune jako miejsce rozmyślań. Gdy był zamieszkały, właściciele albo przyzwyczajali się do stałego bywalca, lub próbowali z nim walczyć wszelkimi środkami, co zwykle kończyło się porażką. Kazune, bez najmniejszego problemu wspiął się na dach, i wygodnie rozłożył. Wyciągnął swój pamiętnik i zaczął notować:
5 dni od ostatniego wpisu
Kolejna wykonana misja. Wygląda na to, że czeka nas jakaś poważniejsza.
Wokół dosyć pięknie. Wszyscy pracują na budowach. Jest Hałas.
Prawdę mówiąc, nie był on pamiętnikiem, a każdy kto czytałby go stwierdziłby, że jest to czyjś dziennik. Sam właściciel nie nazywał go pamiętnikiem, a miejscem notatek. Zawierał wiele osobistych informacji, ale i komentarze zwykłych wydarzeń, czy tak banalne wpisy jak ten. Do zapisywania zainspirował go dziadek, który mimo że mógłby zamiast trenować, pisał książki. "Czemu marnujesz czas na te znaczki skoro mógłbyś wiele trenować ze swą bronią?" spytał raz Kazune, kiedy był jeszcze w akademii, a dziadek odpowiedział "Wiedz, że potęga słów jest większa od potęgi twej kosy. Potrafią bardziej ranić i manipulować emocjami. Są też nieśmiertelne, a każdy kto je pisze jest za nie odpowiedzialny. Słowa są potężną bronią". Co prawda minęło trochę czasu zanim Kazune zrozumiał sens tych słów, ale zainspirowała go wizja "potężnej broni". Chwilowo patrzył w niebo i rozmyślał. "Ayame...".
*******************************
Pod wieczór, Kazune był już przed posiadłością klanu. Był to dość spory teren, zaprojektowany idealnie geometrycznie, na każdą uliczkę przypadały domy, zaś po drugiej stronie stały sale treningowe i siedziba rady na środku. Tak jak i gdzie indziej odbywały się tu prace remontowe. Mniejsze, większe. Po dworzu biegały dzieci, gawędzili ludzie starsi, ale i przechodzili młodzi shinobi. Każdy z nich gdy go widział kiwał głową w geście przywitania, a on odwzajemniał gest. Skierował się do domu całkiem niedaleko rogu, co oznaczało dość wysoką pozycję w klanie. Hierarchia była prosta, cztery prostokąty domków, przy górnym i dolnym rogu mieszkali najważniejsi, a im bliżej środka drogi, ci niżej. Przyjęta, od długiego czasu tradycja, zakładała, że w razie ataku wróg, będzie atakował od flanek, czyli natrafi na najbardziej utalentowanych wojowników Doratsuki. Obecnie była jedynie ozdobnikiem, bo nie tylko siła decydowała o pozycji.
Kazune wszedł do domu, od progu kłaniając się.
-Jestem już w domu.
Po chwili usłyszał pozwolenie. W głównym pokoju przy stole siedział jego ojciec popijając herbatę. W kuchni słychać było jego matkę.
-Witaj mamo. Witaj ojcze. Czy pozwolisz mi, się dosiąść?- powiedział kłaniając się, prostując i czekając.
Ten rytuał, uczył cierpliwości. Bywało, że ojciec godzinami czekał, aż synowi skończy się cierpliwość. Teraz jednak, szybko kiwnął głową. Kazune przysiadł się. Mama przyniosła mu coś do jedzenie. Podziękował i zabrał się za nie. Prawdę mówiąc był trochę głodny.
-Jutro czeka mnie ważna misja ojcze. Chciałbym położyć się wcześniej i wypocząć.
-Dobrze. Pamiętaj tylko...
-Nie przejmuj się, nie przyniosę hańby klanowi, ani twej krwi.
Wydawać się mogło że ojciec Kazune uśmiechnął się, ale zasłaniał go kubek z herbatą więc nie było tego widać.
-Weź tylko to. Abyś zawsze pamiętał.- dodał dając mu zwój.
Kazune otworzył go. W środku znajdowała się jedna z myśli klanowych "Bądź jak wiatr." Zwinął zwój i ścisnął w dłoniach.
-Bądź pewny, że nie zapomnę!
Później wszedł do swojego pokoju. Położył Karasu Hane, na podsuzkach, obok książek, świeczek i obrazka przedstawiającego jakąś kobietę. Ukląkł składając kosę, a potem jeszcze ukłonił się. Następnie rozebrał się i położył na macie. "Nie zawiodę nikogo. Jeszcze zobaczą...", pomyślał oddając się w ramiona snu...
-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Aburame Itori
Po złożeniu dokładnego raportu w Budynku Rady, Itori w końcu mógł oddychać na spokojnie świeżym powietrzem. Gonitwa za żółwiem była trochę męcząca. Choć te zwierzaki są uważane za bardzo wolne potrafią sporo namieszać. Młody Aburame poprawił kaburę na kunai'e i shurikeny. Popatrzył na dwóch kolegów.
- Sayonara. Do zobaczenia na następnej misji - rzucił krótko po czym oddalił się z miejsca zakończenia misji.
"Teraz mam chwilę dla siebie. Z dala od tego zgiełku i chaosu. Sunbarashii to chwila dla nas".
Itori w głębi duszy wierzył, że jego miecz posiada duszę. Wierzył, że jego dusza kiedyś się ujawni w świecie żywych i pozwoli młodemu Geninowi zobaczyć jego oblicze. Dlatego tak bardzo o niego dbał. Czasami zdarzało mu się nawet mówić do katany. To był taki jego wymyślony "przyjaciel". Tych nie miał za wielu. Dwóch kolegów z Akademii utrzymywało z nim kontakt lecz to nie była prawdziwa przyjaźń.
Genin przyspieszył trochę. Kierował się do parku. Do miejsca gdzie zawsze panuje cisza i spokój nawet podczas restauracji Konohy. Gdy już był na miejscu usiadł w cieniu drzewa i zdjął swoje ciemne okulary. Schował je w kieszeń bluzy. Zdjął katanę z pleców. Pogładził ją i wyjął szmatkę do czyszczenia broni. Wyszorował broń porządnie po czym zaczął monolog:
- Czemu to życie jest takie dobijające? Czemu zawsze wszystko dzieje się na opak...?Czemu wszystko nie wychodzi tak jak tego chcemy...? - miał na myśli swoje dotychczasowe życie. W jego szarych, zimnych oczach po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawiły się łzy. Prawie każdy go odtrącał. Nie mógł nigdzie zagrzać dobrze miejsca. Żył na skraju społeczeństwa Akademii Ninja. Teraz gdy został Geninem jakoś się to powoli układało. Być może w końcu będzie mógł znaleźć prawdziwą przyjaźń...
Posiedział pod drzewem jakieś pół godziny. Po czym udał się w stronę domu. Nigdy nie chciał pokazywać przed innymi, że ma jakiś problem dlatego dokładnie wytarł lekko załzawione oczy. Wiedział, że samemu najlepiej sie je rozwiązuje.
Nałożył katanę na plecy i udał się w stronę domu.
Otworzył drzwi, zdjął sandały, kaburę i miecz po czym poszedł do kuchni, żeby coś przekąsić. Zapachy świadczyły o obecności mamy w kuchni. Powitała go serdecznie.
- Ohayo Itori. Coś ciekawego wydarzyło się dzisiejszego dnia? A może chcesz się ze mną podzielić czymś innym.
- Nie mamo. Nie stało się nic wielkiego. Kolejna misja rangi D. Łapanie żółwia. Żmudna praca.
- Oh, zawsze jesteś taki obojętny. Dobrze, a teraz coś zjedz.
Położyła mu miskę z własnoręcznie przyrządzonym ramenem. Nawiasem pracowała w Ramen Bar w Konoha póki nie wydarzyła się ta straszliwa wojna. Teraz wszystkie sklepu popadły w ruinę dlatego siedziała w domu i opiekowała się domem. Ojca w domu nie było. Jest zasłużonym Jouninem Wioski. Pewnie wykonuje ważną misję. Po zjedzeniu ciepłego posiłku, młody chłopak skierował kroki do swojego pokoju. Powoli robiło się ciemno dlatego pogrążył się w lekturze jakiejś bajki. Gdy zrobił się senny, postanowił pójść spać. Zgasił lampkę i dodał:
- Dobranoc, Sunbarashii.
Po złożeniu dokładnego raportu w Budynku Rady, Itori w końcu mógł oddychać na spokojnie świeżym powietrzem. Gonitwa za żółwiem była trochę męcząca. Choć te zwierzaki są uważane za bardzo wolne potrafią sporo namieszać. Młody Aburame poprawił kaburę na kunai'e i shurikeny. Popatrzył na dwóch kolegów.
- Sayonara. Do zobaczenia na następnej misji - rzucił krótko po czym oddalił się z miejsca zakończenia misji.
"Teraz mam chwilę dla siebie. Z dala od tego zgiełku i chaosu. Sunbarashii to chwila dla nas".
Itori w głębi duszy wierzył, że jego miecz posiada duszę. Wierzył, że jego dusza kiedyś się ujawni w świecie żywych i pozwoli młodemu Geninowi zobaczyć jego oblicze. Dlatego tak bardzo o niego dbał. Czasami zdarzało mu się nawet mówić do katany. To był taki jego wymyślony "przyjaciel". Tych nie miał za wielu. Dwóch kolegów z Akademii utrzymywało z nim kontakt lecz to nie była prawdziwa przyjaźń.
Genin przyspieszył trochę. Kierował się do parku. Do miejsca gdzie zawsze panuje cisza i spokój nawet podczas restauracji Konohy. Gdy już był na miejscu usiadł w cieniu drzewa i zdjął swoje ciemne okulary. Schował je w kieszeń bluzy. Zdjął katanę z pleców. Pogładził ją i wyjął szmatkę do czyszczenia broni. Wyszorował broń porządnie po czym zaczął monolog:
- Czemu to życie jest takie dobijające? Czemu zawsze wszystko dzieje się na opak...?Czemu wszystko nie wychodzi tak jak tego chcemy...? - miał na myśli swoje dotychczasowe życie. W jego szarych, zimnych oczach po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawiły się łzy. Prawie każdy go odtrącał. Nie mógł nigdzie zagrzać dobrze miejsca. Żył na skraju społeczeństwa Akademii Ninja. Teraz gdy został Geninem jakoś się to powoli układało. Być może w końcu będzie mógł znaleźć prawdziwą przyjaźń...
Posiedział pod drzewem jakieś pół godziny. Po czym udał się w stronę domu. Nigdy nie chciał pokazywać przed innymi, że ma jakiś problem dlatego dokładnie wytarł lekko załzawione oczy. Wiedział, że samemu najlepiej sie je rozwiązuje.
Nałożył katanę na plecy i udał się w stronę domu.
Otworzył drzwi, zdjął sandały, kaburę i miecz po czym poszedł do kuchni, żeby coś przekąsić. Zapachy świadczyły o obecności mamy w kuchni. Powitała go serdecznie.
- Ohayo Itori. Coś ciekawego wydarzyło się dzisiejszego dnia? A może chcesz się ze mną podzielić czymś innym.
- Nie mamo. Nie stało się nic wielkiego. Kolejna misja rangi D. Łapanie żółwia. Żmudna praca.
- Oh, zawsze jesteś taki obojętny. Dobrze, a teraz coś zjedz.
Położyła mu miskę z własnoręcznie przyrządzonym ramenem. Nawiasem pracowała w Ramen Bar w Konoha póki nie wydarzyła się ta straszliwa wojna. Teraz wszystkie sklepu popadły w ruinę dlatego siedziała w domu i opiekowała się domem. Ojca w domu nie było. Jest zasłużonym Jouninem Wioski. Pewnie wykonuje ważną misję. Po zjedzeniu ciepłego posiłku, młody chłopak skierował kroki do swojego pokoju. Powoli robiło się ciemno dlatego pogrążył się w lekturze jakiejś bajki. Gdy zrobił się senny, postanowił pójść spać. Zgasił lampkę i dodał:
- Dobranoc, Sunbarashii.
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Reikuro Okunori
Nie lubił zdawania raportów. Według niego była to totalna strata czasu. Sensei zniknęła i chwilę później reszta ekipy zaczęła się rozchodzić.
"Trudniejsza misja? Ciekawe co to tym razem... Gonitwa za psem jakiejś paniusi, która nie potrafi utrzymać swojego zwierzaka na smyczy? A może zbieranie jeży?"
Kazune się pożegnał. Odpowiedział ukłonem na jego ukłon. Swoją drogą Okunori uważał Kazune za strasznie drętwego gościa, który nie potrafi się bawić i zapomniał co to śmiech.
- Trzymaj się Kazune. - odrzucił drętwemu.
Jak tylko mu odpowiedział odezwał się Itori. Okunori widział kątem oka jak młody Aburame poprawia kaburę. Genin lubił go z jednego prostego względu. Wydawało mu się, że on również jest maniakiem broni. Cała drużyna czwarta była raczej małomówna i przez to dopiero teraz tak na prawdę zaczęli sie poznawać.
- Narazie Itori. - odpowiedział bez emocji.
"Gdzie oni wszyscy się śpieszą? Zamiast gdzieś usiąść i pogadać na temat taktyki na wypadek walki, w którejś z kolejnych misji... być może nawet następnej, ale oni wolą sobie pójść nie wiadomo gdzie i robić nie wiadomo co. Przez to może wyjść tylko coś złego jak nie potrzebni ranni, czy powrót do akademii. No cóż... Przecież lepiej pójść na żywioł. Coś jest w tej naszej drużynie czwartej. "
Popatrzył na stojącego obok swojego pupila.
- Yamaneru, dzięki tobie zaoszczędziliśmy być może parę godzin szukania. Jesteś nieoceniony w drużynie czwartej. - powiedział cicho, głaskając go
- Ale mogłeś nie próbować go rozłupywać. - szepnął i zaśmiał się
" Ach ten Yamaneru. Nigdy nie wiadomo co zrobi. To właśnie w nim uwielbiam. Szkoda, że cała drużyna nie jest taka jak on. Dlaczego życie nigdy nie jest takie jak by się tego chciało? "
- Chodź Yamaneru! Nie będziemy tu sterczeć jak Kazune przed profesorem naszej konohańskiej Akademii Ninja. - powiedział ruszając z miejsca.
" Akademia Ninja... To były czasy. Kilka razy o mal nie wyleciałem z niej przez charakter mojego zwierzaka. Pamiętam jak się rzucił na nauczyciela, gdy ten mnie upomniał, że śpię na wykładzie z tworzenia własnego klona. Gdyby widział wtedy swoją minę. A powiadają, że nic nie zdziwi ninja."
Zaśmiał się pod nosem. Narzucił dość duże tempo. Pozostali z drużyny 4 pewnie z trudnością by nadążali. Pewnie musieliby biec. Wszedł w ulicę handlową, a potem do księgarni. Wypytał się tam o cenę zwojów traktujących o anatomii ludzkiej i tenketsu, po czym poszedł do siedziby swojego klanu. Klan nie wyróżniał się praktycznie niczym, po za tym, że drastyczna większość do niego należących była raczej indywidualistami i wolała sama wykonywać trudne misje.
Przeszedł przez wielką bramę z wymalowanym czarnym V na jej skrzydłach i idąc przez parę pomniejszych uliczek trafił w końcu do domu. Znał o wiele krótszą drogę, ale nie chciało mu się nią iść. Nie wiedział czemu. Zwykle lenistwo nie pozwala mu na nadrabianie drogi, a dziś dzieje się z nim coś dziwnego.
Otworzył przesuwane drzwi, zdjął buty.
- Wróciłem! Czwarta misja drużyny czwartej wykonana pomyślnie! Yamaneru o mal nie zjadł nam celu, ale udało się obyć bez ofiar. - powiedział w progu.
- Zapraszam więc do kuchni. Musisz coś zjeść. Tylko nie karm znowu swojego pupila pod stołem. Aha. Zostaw swoje żelastwo u siebie w pokoju. Wiesz, że nie lubię jak jesteś z nimi w kuchni. - odezwał się kobiecy głos dochodzący z kuchni.
- Dobrze mamo... A czy może zostać chociaż naręczne ostrze? Nie znoszę go ściągać i zakładać w nieskończoność. To za długo trwa. - spytał błagalnym tonem,
- Nie ma mowy! Powiedziałam, żebyś nie przychodził z nim do kuchni. - nastąpiła szybka odpowiedź.
Genin poszedł do swojego pokoju. Ściągnął z twarzy bandaże i rękawice, a następnie zaczął pozbywać się swojej małej zbrojowni. Zdjął kaburę z pomniejszą bronią, fuuma shurikeny, senbony i katanę wraz giant kunai z pleców, po czym zabrał się za ściąganie naręcznego ostrza. Po paru minutach wszystko było już złożone i gotowe do ponownego założenia. W tym czasie zaczęły do niego dobiegać zapachy z kuchni. Pobiegł tam czym prędzej. Zapachy go nie myliły. Na stole stały same przysmaki, a przy nim siedzieli już jego rodzice.
- Już wróciłeś tato? Myślałem, że misja zajmie ci więcej czasu. W końcu to misja rangi A. - odezwał się genin
- No wiesz synku. Stęskniłem się za wami, więc pośpieszyłem moją ekipę i oto jestem. - odpowiedział mężczyzna siedzący za stołem.
- Okunori! Czy nie mówiłam ci, że masz się pozbyć wszystkiego? Co robią te obciążniki? - odezwała się rodzicielka genina psując sielankową atmosferę.
- Ale mamo... Jako ninja powinienem ćwiczyć jak najczęściej. Nawet podczas jedzenia. - postawił się Okunori
- Mały ma rację. Ma trochę do nauczenia się przed egzaminem na chuunina. Nie powinnaś mu zabraniać takiego treningu. - powiedział ojciec uśmiechając się szczerze do młodego ninja.
Przez korytarz przeszedł biały tygrys, a obok niego lwica. Oba koty weszły do kuchni. Lwica podeszła do matki genina, a tygrys do ojca. Spod stołu wyskoczył ryś... Na nogi Okunoriego.
- Yamaneru... A już się zastanawiałem gdzie mogłeś pójść. W końcu żaden posiłek nie może się obyć bez ciebie. - ucieszył się na widok pupila młody ninja.
- Jak było na twojej czwartej misji? Opowiedz ze szczegółami. - spytała matka genina.
Podczas jedzenia opowiadał dokładnie co się działo na misji łapania zbiegłego żółwia. Gdy już skończył jeść i opowiadać podziękował i przeprosił, po czym poszedł pod prysznic, a potem udał się do swojego pokoju. Tam wykonał trochę ćwiczeń, jak pompki, przysiady, brzuszki i gdy nie miał już sił na nic, położył się na łóżku i niemalże od razu zasnął.
Nie lubił zdawania raportów. Według niego była to totalna strata czasu. Sensei zniknęła i chwilę później reszta ekipy zaczęła się rozchodzić.
"Trudniejsza misja? Ciekawe co to tym razem... Gonitwa za psem jakiejś paniusi, która nie potrafi utrzymać swojego zwierzaka na smyczy? A może zbieranie jeży?"
Kazune się pożegnał. Odpowiedział ukłonem na jego ukłon. Swoją drogą Okunori uważał Kazune za strasznie drętwego gościa, który nie potrafi się bawić i zapomniał co to śmiech.
- Trzymaj się Kazune. - odrzucił drętwemu.
Jak tylko mu odpowiedział odezwał się Itori. Okunori widział kątem oka jak młody Aburame poprawia kaburę. Genin lubił go z jednego prostego względu. Wydawało mu się, że on również jest maniakiem broni. Cała drużyna czwarta była raczej małomówna i przez to dopiero teraz tak na prawdę zaczęli sie poznawać.
- Narazie Itori. - odpowiedział bez emocji.
"Gdzie oni wszyscy się śpieszą? Zamiast gdzieś usiąść i pogadać na temat taktyki na wypadek walki, w którejś z kolejnych misji... być może nawet następnej, ale oni wolą sobie pójść nie wiadomo gdzie i robić nie wiadomo co. Przez to może wyjść tylko coś złego jak nie potrzebni ranni, czy powrót do akademii. No cóż... Przecież lepiej pójść na żywioł. Coś jest w tej naszej drużynie czwartej. "
Popatrzył na stojącego obok swojego pupila.
- Yamaneru, dzięki tobie zaoszczędziliśmy być może parę godzin szukania. Jesteś nieoceniony w drużynie czwartej. - powiedział cicho, głaskając go
- Ale mogłeś nie próbować go rozłupywać. - szepnął i zaśmiał się
" Ach ten Yamaneru. Nigdy nie wiadomo co zrobi. To właśnie w nim uwielbiam. Szkoda, że cała drużyna nie jest taka jak on. Dlaczego życie nigdy nie jest takie jak by się tego chciało? "
- Chodź Yamaneru! Nie będziemy tu sterczeć jak Kazune przed profesorem naszej konohańskiej Akademii Ninja. - powiedział ruszając z miejsca.
" Akademia Ninja... To były czasy. Kilka razy o mal nie wyleciałem z niej przez charakter mojego zwierzaka. Pamiętam jak się rzucił na nauczyciela, gdy ten mnie upomniał, że śpię na wykładzie z tworzenia własnego klona. Gdyby widział wtedy swoją minę. A powiadają, że nic nie zdziwi ninja."
Zaśmiał się pod nosem. Narzucił dość duże tempo. Pozostali z drużyny 4 pewnie z trudnością by nadążali. Pewnie musieliby biec. Wszedł w ulicę handlową, a potem do księgarni. Wypytał się tam o cenę zwojów traktujących o anatomii ludzkiej i tenketsu, po czym poszedł do siedziby swojego klanu. Klan nie wyróżniał się praktycznie niczym, po za tym, że drastyczna większość do niego należących była raczej indywidualistami i wolała sama wykonywać trudne misje.
Przeszedł przez wielką bramę z wymalowanym czarnym V na jej skrzydłach i idąc przez parę pomniejszych uliczek trafił w końcu do domu. Znał o wiele krótszą drogę, ale nie chciało mu się nią iść. Nie wiedział czemu. Zwykle lenistwo nie pozwala mu na nadrabianie drogi, a dziś dzieje się z nim coś dziwnego.
Otworzył przesuwane drzwi, zdjął buty.
- Wróciłem! Czwarta misja drużyny czwartej wykonana pomyślnie! Yamaneru o mal nie zjadł nam celu, ale udało się obyć bez ofiar. - powiedział w progu.
- Zapraszam więc do kuchni. Musisz coś zjeść. Tylko nie karm znowu swojego pupila pod stołem. Aha. Zostaw swoje żelastwo u siebie w pokoju. Wiesz, że nie lubię jak jesteś z nimi w kuchni. - odezwał się kobiecy głos dochodzący z kuchni.
- Dobrze mamo... A czy może zostać chociaż naręczne ostrze? Nie znoszę go ściągać i zakładać w nieskończoność. To za długo trwa. - spytał błagalnym tonem,
- Nie ma mowy! Powiedziałam, żebyś nie przychodził z nim do kuchni. - nastąpiła szybka odpowiedź.
Genin poszedł do swojego pokoju. Ściągnął z twarzy bandaże i rękawice, a następnie zaczął pozbywać się swojej małej zbrojowni. Zdjął kaburę z pomniejszą bronią, fuuma shurikeny, senbony i katanę wraz giant kunai z pleców, po czym zabrał się za ściąganie naręcznego ostrza. Po paru minutach wszystko było już złożone i gotowe do ponownego założenia. W tym czasie zaczęły do niego dobiegać zapachy z kuchni. Pobiegł tam czym prędzej. Zapachy go nie myliły. Na stole stały same przysmaki, a przy nim siedzieli już jego rodzice.
- Już wróciłeś tato? Myślałem, że misja zajmie ci więcej czasu. W końcu to misja rangi A. - odezwał się genin
- No wiesz synku. Stęskniłem się za wami, więc pośpieszyłem moją ekipę i oto jestem. - odpowiedział mężczyzna siedzący za stołem.
- Okunori! Czy nie mówiłam ci, że masz się pozbyć wszystkiego? Co robią te obciążniki? - odezwała się rodzicielka genina psując sielankową atmosferę.
- Ale mamo... Jako ninja powinienem ćwiczyć jak najczęściej. Nawet podczas jedzenia. - postawił się Okunori
- Mały ma rację. Ma trochę do nauczenia się przed egzaminem na chuunina. Nie powinnaś mu zabraniać takiego treningu. - powiedział ojciec uśmiechając się szczerze do młodego ninja.
Przez korytarz przeszedł biały tygrys, a obok niego lwica. Oba koty weszły do kuchni. Lwica podeszła do matki genina, a tygrys do ojca. Spod stołu wyskoczył ryś... Na nogi Okunoriego.
- Yamaneru... A już się zastanawiałem gdzie mogłeś pójść. W końcu żaden posiłek nie może się obyć bez ciebie. - ucieszył się na widok pupila młody ninja.
- Jak było na twojej czwartej misji? Opowiedz ze szczegółami. - spytała matka genina.
Podczas jedzenia opowiadał dokładnie co się działo na misji łapania zbiegłego żółwia. Gdy już skończył jeść i opowiadać podziękował i przeprosił, po czym poszedł pod prysznic, a potem udał się do swojego pokoju. Tam wykonał trochę ćwiczeń, jak pompki, przysiady, brzuszki i gdy nie miał już sił na nic, położył się na łóżku i niemalże od razu zasnął.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Chłodne nocne powietrze owiewało twarz wysokiej, młodziutkiej kobiety, właściwie bardziej dziewczyny, stojącej na dachu Budynku Rady. Jej ogniście rude włosy powiewały na wietrze, a oczy wpatrywały się w ciemność. Dzisiaj były czerwone, ale dla nikogo nie było tajemnicą, że zmienia ich kolor przy pomocy genjutsu. Ubrana była w standartowe ubranie jounina, tylko że jej rękawiczki i buty miały zakryte palce, a jej twarz była skryta pod czarną maską poniżej oczu i pod ochraniaczem powyżej nich.
Gdybyś ktoś z drużyny czwartej teraz nie spał, rozpoznałby Daishi Fusori, swoją sensei. Ale wszyscy smacznie spali...
Świt był chlodny, jak to jeszcze się niekiedy w kwietniu zdarza. O dziesiątej mieliście spotkać się przed Budynkiem Rady ze swoją sensei. Warto chyba pozałatwiać co jest do pozałatwiania, kto wie jak długo was teraz nie będzie? Niby najwyżej kilka dni, ale to może być aż kilka dni.
Gdybyś ktoś z drużyny czwartej teraz nie spał, rozpoznałby Daishi Fusori, swoją sensei. Ale wszyscy smacznie spali...
Świt był chlodny, jak to jeszcze się niekiedy w kwietniu zdarza. O dziesiątej mieliście spotkać się przed Budynkiem Rady ze swoją sensei. Warto chyba pozałatwiać co jest do pozałatwiania, kto wie jak długo was teraz nie będzie? Niby najwyżej kilka dni, ale to może być aż kilka dni.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Doratsuki Kazune
Promienie słońca świeciły mu prosto w twarz. Wstał, porozciągał się, ubrał w szaty i uklęknął przed ołtarzykiem. Jeszcze raz przyjrzał się swej kosie i rysunkowi kobiety. Podpisany był "Doratsuki Ayame". Potem wstał i wziął kosę do rąk. Sprawdził ją dokładnie, a potem wyczyścił szmatką. Kiedy sprawdził już wszystko, założył kosę na plecy.
-Dzisiaj jest nasz czas. - pomyślał wychodząc z domu
Udał się do sali treningowej klanu. Był ranek więc nikogo tu jeszcze nie było. Poćwiczył kilka ustawień znanego mu stylu, przygotował się mentalnie do walki. Potem wziął do ręki kosę i zaczął rytmicznie wymachiwać. Prezentował sobą coś co postronny widz nazwałby tańcem. Jego ruchy były płynne, a kosa zgrabnie przechodziła z jednego miejsca na inne.
Nie trwało to długo, gdyż potem był już na ulicy handlowej. Postanowił sprawić sobie kilka rzeczy. Udało mu się kupić 3 HyourouGan, 5 rolek bandaży. Dodatkowa broń właściwie nie była mu potrzebna. Za to zjadł jeszcze miskę Ramen. Budżet schudł o 50 ryu. "Nie ma sprawy, może następne zadania będą opłacalne" Najedzony, zaczął rozmyślać.
"Chyba popełniamy błąd. Jeśli dojdzie do walki nie znamy właściwie żadnych umiejętności naszego sojusznika. Nawet nie użyłem Chisoku no Heikou kaizen, gdy ganialiśmy za zwierzakami. Jak mogą polegać na mnie skoro nawet nie wiedzą co potrafię. Chyba powinniem to nadrobić" . Rozmyślania przeciągnęły się. Nawet nie zauważył kiedy przebył aż tyle.
Skoczył po mniejszych zabudowach na dachy budynków. Nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Zaczął rozglądać się za towarzyszami z drużyny. Skakał od dachu do dachu, tłumacząc sobie, że nawet jak nikogo nie znajdzie to będzie to niezły trening.
Po chwili coś sobie przypomniał. Okunori lubił spędzać czas czytając księgi. Może znajdzie go w bibliotece? Przebiegł po dachach zmierzając w kierunku biblioteki. Kiedy dotarł okazało się iż póki co Okunoriego nie było. Postanowił nie marnować czasu. Poszukał sobie jakąś książkę. Ta konkretna nazywała się "Techniki Taijutsu, w praktyce i teorii". Usiadł w czytelnie raz po raz wgłębiając się w opinie autora a to n.t. technik szybkości, m.in. klanu Doratsuki co napawało go lekką dumą, czy też wykorzystaniu ogromnej siły w walce shinobi. Co jakiś czas zerkał czy Okunori i jego futrzasty przyjaciel nie pojawili się w progu biblioteki.
Promienie słońca świeciły mu prosto w twarz. Wstał, porozciągał się, ubrał w szaty i uklęknął przed ołtarzykiem. Jeszcze raz przyjrzał się swej kosie i rysunkowi kobiety. Podpisany był "Doratsuki Ayame". Potem wstał i wziął kosę do rąk. Sprawdził ją dokładnie, a potem wyczyścił szmatką. Kiedy sprawdził już wszystko, założył kosę na plecy.
-Dzisiaj jest nasz czas. - pomyślał wychodząc z domu
Udał się do sali treningowej klanu. Był ranek więc nikogo tu jeszcze nie było. Poćwiczył kilka ustawień znanego mu stylu, przygotował się mentalnie do walki. Potem wziął do ręki kosę i zaczął rytmicznie wymachiwać. Prezentował sobą coś co postronny widz nazwałby tańcem. Jego ruchy były płynne, a kosa zgrabnie przechodziła z jednego miejsca na inne.
Nie trwało to długo, gdyż potem był już na ulicy handlowej. Postanowił sprawić sobie kilka rzeczy. Udało mu się kupić 3 HyourouGan, 5 rolek bandaży. Dodatkowa broń właściwie nie była mu potrzebna. Za to zjadł jeszcze miskę Ramen. Budżet schudł o 50 ryu. "Nie ma sprawy, może następne zadania będą opłacalne" Najedzony, zaczął rozmyślać.
"Chyba popełniamy błąd. Jeśli dojdzie do walki nie znamy właściwie żadnych umiejętności naszego sojusznika. Nawet nie użyłem Chisoku no Heikou kaizen, gdy ganialiśmy za zwierzakami. Jak mogą polegać na mnie skoro nawet nie wiedzą co potrafię. Chyba powinniem to nadrobić" . Rozmyślania przeciągnęły się. Nawet nie zauważył kiedy przebył aż tyle.
Skoczył po mniejszych zabudowach na dachy budynków. Nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Zaczął rozglądać się za towarzyszami z drużyny. Skakał od dachu do dachu, tłumacząc sobie, że nawet jak nikogo nie znajdzie to będzie to niezły trening.
Po chwili coś sobie przypomniał. Okunori lubił spędzać czas czytając księgi. Może znajdzie go w bibliotece? Przebiegł po dachach zmierzając w kierunku biblioteki. Kiedy dotarł okazało się iż póki co Okunoriego nie było. Postanowił nie marnować czasu. Poszukał sobie jakąś książkę. Ta konkretna nazywała się "Techniki Taijutsu, w praktyce i teorii". Usiadł w czytelnie raz po raz wgłębiając się w opinie autora a to n.t. technik szybkości, m.in. klanu Doratsuki co napawało go lekką dumą, czy też wykorzystaniu ogromnej siły w walce shinobi. Co jakiś czas zerkał czy Okunori i jego futrzasty przyjaciel nie pojawili się w progu biblioteki.
-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Aburame Itori
Budzik zerwał młodego Aburame z łóżka. Spadł na drewnianą podłogę obijając sobie lekko plecy. Chłopiec był oblepiony potem. Śniło mu się coś strasznego. We śnie widział swoją Sensei...Miała czerwone oczy....A potem....
- Już nie pamiętam - szepnął. Szybko zdjął piżamę po czym udał się pod prysznic. Spędził w nim jakieś 15 min. Musiał zmyć z siebie ten pot. Ten sen nie dawał mu spokoju..."Co mogło być potem...?" Ubrał się w swój nieodłączny element codziennego stroju: zieloną bluzę i bawełniane, krótkie spodenki. Wyrzucił z kieszeni papierki po cukierkach i jakieś paprochy. Wyszedł z pokoju uprzednio zabierając swój ekwipunek. Katanę zarzucił na plecy. Tak było wygodniej. Gdy wszedł do kuchni zastał tam brata, ojca i matkę. Ucieszył się, że wszyscy już są.
- Ohayo - powitał wszystkich krótko. Usiadł przy stole, zjadł szybko kilka kanapek i zabrał z szafki kuchennej dwa batoniki. Schował je w kieszeń.
- Gdzie się tak spieszysz, synku? - zapytała mama.
- Lecę na misję. Sensei już pewnie tam czeka. Nie chce się spóźnić. Rozumiesz...Muszę dobrze wypaść. Sayonara Onii - chan ! - krzyknął do brata.
Wybiegł z domu. Sunbarashii pobłyskiwał w blasku słońca. Piasek pod stopami Itoriego łagodnie chrzęszczał. Na ulicach Konohy zaczęły się prawdziwe męki. Nie mógł przebić się przez spory tłum ludzi. Mało tego wpadłby na rusztowanie przy jednym z budynków w Centrum.
- Eh...Przerzucę się na większe wysokości. Skoczył na zadaszenie nad jednym ze sklepów a następnie udał się na dach.
- Droga tędy jest o wiele łatwiejsza. Zaczął szybko biec. Do Budynku Rady jakieś 5 minut..."Szybciej, szybciej!" Ominął kolejną przeszkodę jaką była grupka ANBU.
W końcu gdy był już naprzeciwko Budynku Rady wykonał salto w powietrzu i wylądował robiąc lądowanie przez bark. Na szczęście nic mu się nie stało. Na szczęście.
Podbiegł do wejścia. Czekał.
Budzik zerwał młodego Aburame z łóżka. Spadł na drewnianą podłogę obijając sobie lekko plecy. Chłopiec był oblepiony potem. Śniło mu się coś strasznego. We śnie widział swoją Sensei...Miała czerwone oczy....A potem....
- Już nie pamiętam - szepnął. Szybko zdjął piżamę po czym udał się pod prysznic. Spędził w nim jakieś 15 min. Musiał zmyć z siebie ten pot. Ten sen nie dawał mu spokoju..."Co mogło być potem...?" Ubrał się w swój nieodłączny element codziennego stroju: zieloną bluzę i bawełniane, krótkie spodenki. Wyrzucił z kieszeni papierki po cukierkach i jakieś paprochy. Wyszedł z pokoju uprzednio zabierając swój ekwipunek. Katanę zarzucił na plecy. Tak było wygodniej. Gdy wszedł do kuchni zastał tam brata, ojca i matkę. Ucieszył się, że wszyscy już są.
- Ohayo - powitał wszystkich krótko. Usiadł przy stole, zjadł szybko kilka kanapek i zabrał z szafki kuchennej dwa batoniki. Schował je w kieszeń.
- Gdzie się tak spieszysz, synku? - zapytała mama.
- Lecę na misję. Sensei już pewnie tam czeka. Nie chce się spóźnić. Rozumiesz...Muszę dobrze wypaść. Sayonara Onii - chan ! - krzyknął do brata.
Wybiegł z domu. Sunbarashii pobłyskiwał w blasku słońca. Piasek pod stopami Itoriego łagodnie chrzęszczał. Na ulicach Konohy zaczęły się prawdziwe męki. Nie mógł przebić się przez spory tłum ludzi. Mało tego wpadłby na rusztowanie przy jednym z budynków w Centrum.
- Eh...Przerzucę się na większe wysokości. Skoczył na zadaszenie nad jednym ze sklepów a następnie udał się na dach.
- Droga tędy jest o wiele łatwiejsza. Zaczął szybko biec. Do Budynku Rady jakieś 5 minut..."Szybciej, szybciej!" Ominął kolejną przeszkodę jaką była grupka ANBU.
W końcu gdy był już naprzeciwko Budynku Rady wykonał salto w powietrzu i wylądował robiąc lądowanie przez bark. Na szczęście nic mu się nie stało. Na szczęście.
Podbiegł do wejścia. Czekał.
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Reikuro Okunori
Wstał na parę chwil przed świtem. Przetarł oczy po czym zamroczony wybrał się pod prysznic. Na początku zimna kąpiel na pobudzenie, a potem ciepła na rozluźnienie mięśni. Potem poszedł się ubrać i trochę się porozciągał. Następnie poszedł coś zjeść. Po szybkim śniadaniu wybrał się po swój ekwipunek i założył go. Trochę mu to zajęło, mimo jego wprawy. Wyszedł potem na dwór. Yamaneru zdążył już upolować jakiegoś ptaka. Tymczasem Okunori zabrał się za mały trening walki z bronią. Po chwili, gdy już uważał, że wystarczy jak na rozgrzewkę, przeszedł się do domowej, by zobaczyć jakie tytuły może pominąć szukając w bibliotece. Zapisał to co najbardziej go interesowało w swoim notatniku.
- Okunori... Wstałeś już? - odezwał się kobiecy głos.
- Tak mamo! Dziś moja pierwsza misja z prawdziwego zdarzenia. - powiedział energicznie chłopak
"Oby tak było na prawdę..."
- Daj mi chwilkę to zrobię ci coś do jedzenia na misję. Nie możesz wykonywać ważnych misji na głodniaka. Pamiętaj, że głodny ninja to kiepski ninja. -
- Dobrze mamo. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Zaraz wrócę. - powiedział genin i wybiegł z domu.
Pobiegł do biblioteki klanowej, która mieściła się trzy budynki dalej. Była ona prawdziwą skarbnicą wiedzy medycznej i nie tylko. Wchodząc, wyciągnął notatnik. Przechodząc wzdłuż kolejnych półek spisywał kolejne ważne tytuły. Omijał tylko te z tajnymi klanowymi pismami. Wiedział, że jeżeli wpadną w nieodpowiednie ręce może to doprowadzić do wielu przynajmniej niemiłych sytuacji. Gdy już skończył pobiegł czym prędzej do swojego pokoju. Wziął stamtąd torbę podróżną i pobiegł do kuchni. Jedzenie było już gotowe. Wziął je i zapakował do torby.
"Chyba mam już wszystko."
- Powodzenia misji synku. Pokaż tam na co cię stać. Trzymam za ciebie kciuki. -
- Dziękuję mamo. Teraz będę już leciał. Chodź Yamaneru! Niebawem wrócę. Nie martw się o mnie. Do zobaczenia... - powiedział machając
"Kurczę! A jednak nie mam wszystkiego. Spisałem tytuły, a nie wziąłem żadnej książki. Hmm... Chyba w bibliotece znajdę coś odpowiedniego. "
Przebiegł szybko do biblioteki. Wbiegł do środka.
- Dzień dobry! - powiedział z uśmiechem w głosie
- Cześć Okunori. Czego dziś poszukujesz? - odezwał się bibliotekarz
- Dziś coś o Taijutsu i anatomii. - stwierdził Okunori.
Bibliotekarz pokazał mu dział w którym ma szukać.
- Właśnie... Nie chcę cię smucić. Weszło nowe rozporządzenie. Nie można wchodzić ze zwierzętami do biblioteki. - powiedział bibliotekarz
- Ale jak to? Ostatnio tego jeszcze nie było. Może ja sobie przejdę, a ty nie widziałeś, że Yamaneru jest ze mną... Co ty na to? - zaproponował genin
- Nie ma mowy! Jeżeli ktoś się o tym dowie to niemal z miejsca wylecę. -
- Yamaneru będzie grzeczny. Zapewniam. -
- Niestety. Zrozum... Nie mogę! -
W tym momencie na całą bibliotekę rozległ się krzyk bibliotekarza. Ryś Okunoriego rzucił się na niego. Na szczęście nic się nie stało. Okunori złapał go w ostatniej chwili.
- Weź ode mnie te piekielne zwierze nim coś komuś zrobi. Przejdź z nim szybko, by nikt cię nie widział. I pamiętaj... Nie było cię tutaj. - powiedział bibliotekarz ze strachem w oczach.
"Piekielne zwierze? Chyba coś w tym jest..."
- Dobrze. Nic nie wiem. - potwierdził genin
Poszedł do działu, który go interesował. Wyciągnął notes. Starannie patrzył co jest w bibliotece, czego nie ma w zbiorach klanowych. Wybrał stamtąd dwa najbardziej interesujące go tytuły, z których mógł się czegoś nauczyć. Jeden o taijutsu i jeden o anatomii. Zobaczył, że Yamaneru gdzieś zniknął.
"Cholera! Gdzie on mógł się podziać?"
Zaczął szukać go po całej bibliotece. Odnalazł go w czytelni, jak wskakuje na stół, przy którymś ktoś siedział. Genin podszedł bliżej.
- Kazune? Kazune-kun... Ohayo! Nie sądziłem, że będziesz tu siedział przed misją. Jesteś gotowy na "trudniejsze" zadanie? Co tam czytasz? - odezwał się Okunori
Wstał na parę chwil przed świtem. Przetarł oczy po czym zamroczony wybrał się pod prysznic. Na początku zimna kąpiel na pobudzenie, a potem ciepła na rozluźnienie mięśni. Potem poszedł się ubrać i trochę się porozciągał. Następnie poszedł coś zjeść. Po szybkim śniadaniu wybrał się po swój ekwipunek i założył go. Trochę mu to zajęło, mimo jego wprawy. Wyszedł potem na dwór. Yamaneru zdążył już upolować jakiegoś ptaka. Tymczasem Okunori zabrał się za mały trening walki z bronią. Po chwili, gdy już uważał, że wystarczy jak na rozgrzewkę, przeszedł się do domowej, by zobaczyć jakie tytuły może pominąć szukając w bibliotece. Zapisał to co najbardziej go interesowało w swoim notatniku.
- Okunori... Wstałeś już? - odezwał się kobiecy głos.
- Tak mamo! Dziś moja pierwsza misja z prawdziwego zdarzenia. - powiedział energicznie chłopak
"Oby tak było na prawdę..."
- Daj mi chwilkę to zrobię ci coś do jedzenia na misję. Nie możesz wykonywać ważnych misji na głodniaka. Pamiętaj, że głodny ninja to kiepski ninja. -
- Dobrze mamo. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Zaraz wrócę. - powiedział genin i wybiegł z domu.
Pobiegł do biblioteki klanowej, która mieściła się trzy budynki dalej. Była ona prawdziwą skarbnicą wiedzy medycznej i nie tylko. Wchodząc, wyciągnął notatnik. Przechodząc wzdłuż kolejnych półek spisywał kolejne ważne tytuły. Omijał tylko te z tajnymi klanowymi pismami. Wiedział, że jeżeli wpadną w nieodpowiednie ręce może to doprowadzić do wielu przynajmniej niemiłych sytuacji. Gdy już skończył pobiegł czym prędzej do swojego pokoju. Wziął stamtąd torbę podróżną i pobiegł do kuchni. Jedzenie było już gotowe. Wziął je i zapakował do torby.
"Chyba mam już wszystko."
- Powodzenia misji synku. Pokaż tam na co cię stać. Trzymam za ciebie kciuki. -
- Dziękuję mamo. Teraz będę już leciał. Chodź Yamaneru! Niebawem wrócę. Nie martw się o mnie. Do zobaczenia... - powiedział machając
"Kurczę! A jednak nie mam wszystkiego. Spisałem tytuły, a nie wziąłem żadnej książki. Hmm... Chyba w bibliotece znajdę coś odpowiedniego. "
Przebiegł szybko do biblioteki. Wbiegł do środka.
- Dzień dobry! - powiedział z uśmiechem w głosie
- Cześć Okunori. Czego dziś poszukujesz? - odezwał się bibliotekarz
- Dziś coś o Taijutsu i anatomii. - stwierdził Okunori.
Bibliotekarz pokazał mu dział w którym ma szukać.
- Właśnie... Nie chcę cię smucić. Weszło nowe rozporządzenie. Nie można wchodzić ze zwierzętami do biblioteki. - powiedział bibliotekarz
- Ale jak to? Ostatnio tego jeszcze nie było. Może ja sobie przejdę, a ty nie widziałeś, że Yamaneru jest ze mną... Co ty na to? - zaproponował genin
- Nie ma mowy! Jeżeli ktoś się o tym dowie to niemal z miejsca wylecę. -
- Yamaneru będzie grzeczny. Zapewniam. -
- Niestety. Zrozum... Nie mogę! -
W tym momencie na całą bibliotekę rozległ się krzyk bibliotekarza. Ryś Okunoriego rzucił się na niego. Na szczęście nic się nie stało. Okunori złapał go w ostatniej chwili.
- Weź ode mnie te piekielne zwierze nim coś komuś zrobi. Przejdź z nim szybko, by nikt cię nie widział. I pamiętaj... Nie było cię tutaj. - powiedział bibliotekarz ze strachem w oczach.
"Piekielne zwierze? Chyba coś w tym jest..."
- Dobrze. Nic nie wiem. - potwierdził genin
Poszedł do działu, który go interesował. Wyciągnął notes. Starannie patrzył co jest w bibliotece, czego nie ma w zbiorach klanowych. Wybrał stamtąd dwa najbardziej interesujące go tytuły, z których mógł się czegoś nauczyć. Jeden o taijutsu i jeden o anatomii. Zobaczył, że Yamaneru gdzieś zniknął.
"Cholera! Gdzie on mógł się podziać?"
Zaczął szukać go po całej bibliotece. Odnalazł go w czytelni, jak wskakuje na stół, przy którymś ktoś siedział. Genin podszedł bliżej.
- Kazune? Kazune-kun... Ohayo! Nie sądziłem, że będziesz tu siedział przed misją. Jesteś gotowy na "trudniejsze" zadanie? Co tam czytasz? - odezwał się Okunori
-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Doratsuki Kazune
Wgłębiając się w dyskusje dotyczącą wyższości dai-katany nad kataną tudzież na odwrót, nie zauważył małego rysia biegnącego wprost na jego stolik. Mały futrzak postanowił obrać najkrótszą drogę pod stół, nie mijając przy okazji nogi od krzesła. Mały zwierzak zignorował też fakt, że Kazune akurat bujał się tylko na dwóch nogach krzesła. Tylko cud sprawił, że Kazune w ostatniej chwili odbił się rękoma od podłogi, uderzając co prawda w najbliższą ścianę. "Techniki Taijutsu, w praktyce i teorii" poleciały w powietrze i wylądowały na podłodze.
- Kazune? Kazune-kun... Ohayo! Nie sądziłem, że będziesz tu siedział przed misją. Jesteś gotowy na "trudniejsze" zadanie? Co tam czytasz?
-O, witaj Okunori. Twój zwierzaczek trochę mnie zaskoczył - stwierdził, otrzepując kurz z długiej szaty i włosów. Sięgnął po czytaną wcześniej książkę.
-Okunori, wiem że może nie byłem najlepszym towarzyszem. Musisz mi wybaczyć, tak zostałem wychowany. Trudno mi czasem zaufać ludziom. Teraz wiem jednak, że jesteśmy drużyną. Jeśli dojdzie do walki, nie jesteśmy w stanie na sobie polegać. Prawdę mówiąc chciałem... pogadać. O tym co umiemy. Dotąd sam nigdy nie użyłem żadnej z mych technik. Chyba czas to zmienić. - zwrócił się bezpośrednio do Okunoriego, kłaniając się lekko. Kazune nie znał innych gestów na powitanie.
-Możemy pogadać w drodze do budynku rady. Ale najpierw poznaj moją najważniejszą towarzyszkę - powiedział zdejmując z pleców zdobioną kosę - Poznaj Karasu Hane. Jestem Doratsuki, należę do klanu gdzie nasza broń jest naszym towarzyszem. Wiem, że może nie wygląda groźnie, ale możesz uwierzyć, że jestem doskonale wyszkolony w jej użyciu. Wiesz, u nas mówi się, że to waląca góra ma moc, ale podmuch wichru jest od niej potężniejszy. Wierzymy, że to szybkość daje przewagę temu kto korzysta z broni. Jeśli chodzi o techniki, to znam nasz klanowy styl walki bronią, który czasem wygląda bardziej jak taniec z bronią w ręku, ale często jest skuteczny. Znam również inną ważną technikę. Chisoku no Heikou Kaizen no jutsu. - powiedział przewracając kartki w "Techniki Taijutsu, w praktyce i teorii", na stronie poświęconej tej technice. - Dzięki niej członek naszego klanu klanu zrzuca bariery ograniczające jego ciało praktycznie nie tracąc nigdy równowagi oraz nabierając szybkości. Możesz mi nie wierzyć, ale myślę, że dzięki niej byłbym w stanie wyprzedzić Ciebie i twojego zwierzaka, choć jesteście szybcy jak na shinobi. Dzięki niej jestem w stanie wykonać wiele akrobatycznych sztuczek, choć i bez niej jestem w nich niezły. Nazywa się nas "wojownikami wiatru", a ojciec mówił mi też, że nie bez przyczyny. W razie potrzeby umiem również korzystać z innych broni. Znam też dwie podstawowe techniki bojowe wiatru i ognia. Nie jestem raczej silny, nie posiadam też silnego ducha czy umysłu. - Skończył Stając twarzą do Okunoriego. Została jeszcze jedna technika, ale postanowił zachować ją na bardziej specjalną okazję.
-Chciałbym się uśmiechnąć, ale nie tak mnie nauczono. Chciałbym jednak poznać też Ciebie. Musimy na sobie w końcu polegać czyż nie?
Wgłębiając się w dyskusje dotyczącą wyższości dai-katany nad kataną tudzież na odwrót, nie zauważył małego rysia biegnącego wprost na jego stolik. Mały futrzak postanowił obrać najkrótszą drogę pod stół, nie mijając przy okazji nogi od krzesła. Mały zwierzak zignorował też fakt, że Kazune akurat bujał się tylko na dwóch nogach krzesła. Tylko cud sprawił, że Kazune w ostatniej chwili odbił się rękoma od podłogi, uderzając co prawda w najbliższą ścianę. "Techniki Taijutsu, w praktyce i teorii" poleciały w powietrze i wylądowały na podłodze.
- Kazune? Kazune-kun... Ohayo! Nie sądziłem, że będziesz tu siedział przed misją. Jesteś gotowy na "trudniejsze" zadanie? Co tam czytasz?
-O, witaj Okunori. Twój zwierzaczek trochę mnie zaskoczył - stwierdził, otrzepując kurz z długiej szaty i włosów. Sięgnął po czytaną wcześniej książkę.
-Okunori, wiem że może nie byłem najlepszym towarzyszem. Musisz mi wybaczyć, tak zostałem wychowany. Trudno mi czasem zaufać ludziom. Teraz wiem jednak, że jesteśmy drużyną. Jeśli dojdzie do walki, nie jesteśmy w stanie na sobie polegać. Prawdę mówiąc chciałem... pogadać. O tym co umiemy. Dotąd sam nigdy nie użyłem żadnej z mych technik. Chyba czas to zmienić. - zwrócił się bezpośrednio do Okunoriego, kłaniając się lekko. Kazune nie znał innych gestów na powitanie.
-Możemy pogadać w drodze do budynku rady. Ale najpierw poznaj moją najważniejszą towarzyszkę - powiedział zdejmując z pleców zdobioną kosę - Poznaj Karasu Hane. Jestem Doratsuki, należę do klanu gdzie nasza broń jest naszym towarzyszem. Wiem, że może nie wygląda groźnie, ale możesz uwierzyć, że jestem doskonale wyszkolony w jej użyciu. Wiesz, u nas mówi się, że to waląca góra ma moc, ale podmuch wichru jest od niej potężniejszy. Wierzymy, że to szybkość daje przewagę temu kto korzysta z broni. Jeśli chodzi o techniki, to znam nasz klanowy styl walki bronią, który czasem wygląda bardziej jak taniec z bronią w ręku, ale często jest skuteczny. Znam również inną ważną technikę. Chisoku no Heikou Kaizen no jutsu. - powiedział przewracając kartki w "Techniki Taijutsu, w praktyce i teorii", na stronie poświęconej tej technice. - Dzięki niej członek naszego klanu klanu zrzuca bariery ograniczające jego ciało praktycznie nie tracąc nigdy równowagi oraz nabierając szybkości. Możesz mi nie wierzyć, ale myślę, że dzięki niej byłbym w stanie wyprzedzić Ciebie i twojego zwierzaka, choć jesteście szybcy jak na shinobi. Dzięki niej jestem w stanie wykonać wiele akrobatycznych sztuczek, choć i bez niej jestem w nich niezły. Nazywa się nas "wojownikami wiatru", a ojciec mówił mi też, że nie bez przyczyny. W razie potrzeby umiem również korzystać z innych broni. Znam też dwie podstawowe techniki bojowe wiatru i ognia. Nie jestem raczej silny, nie posiadam też silnego ducha czy umysłu. - Skończył Stając twarzą do Okunoriego. Została jeszcze jedna technika, ale postanowił zachować ją na bardziej specjalną okazję.
-Chciałbym się uśmiechnąć, ale nie tak mnie nauczono. Chciałbym jednak poznać też Ciebie. Musimy na sobie w końcu polegać czyż nie?
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Reikuro Okunori
- Przepraszam za Yamaneru. Ma w sobie trochę za dużo temperamentu i trochę trudno nad nim czasami zapanować. Jak każdy kot ma swój charakter. - podsumował swojego pupila.
- Ja również nie byłem najlepszym kompanem, ale cóż... To dopiero początki ale na pewno jeszcze się jakoś zgramy. W końcu po to jesteśmy w jednej drużynie. - powiedział przewiązując wybrane tytuły sznurkiem. Następnie dał to Yamaneru i szepnął:
- Zanieś to bibliotekarzowi. -
Ryś poszedł jakby się skradał do lady bibliotekarza i wskoczył na nią. Położył na niej książki i wrócił go młodych ninja.
- Oczywiście, że musimy na sobie polegać. Uśmiech to nie wszystko. Uśmiech może być nie szczery, udawany. Dlatego właśnie noszę bandaże na twarzy. Pomaga mi to ukryć uczucia. W końcu ninja nie może ich pokazywać. Swoją drogą ciekawe kto wymyślił coś takiego... - zasępił się na chwile
- Hmm... Cóż mogę o sobie powiedzieć? A więc tak... Yamaneru już znasz. Jak pewnie zauważyłeś to mój nieodłączny kompan. Uwielbiam broń. Noszę ją zawsze przy sobie jak widać. Katana i Giant Kunai to podstawa. - uśmiechnął się jednak nie było tego widać.
- Zacznijmy może się już kierować na miejsce spotkania, bo jeszcze się spóźnimy. - powiedział i ruszył w kierunku wyjścia.
- Oczywiście mam też kilkanaście kunai i shurikenów, dla bezpieczeństwa. Na wszelki wypadek też kilka senbonów. - wziął książki z lady
- Do widzenia. - zwrócił się do bibliotekarza.
- Nie zabrakło też fuuma shurikenów i czegoś specjalnego dla trudnego przeciwnika. - w oczach genina pojawił się dziwny błysk, a z długiego prawego rękawa wysunęło się ostrze
- Tyle co do mojego uzbrojenia. Co do moich umiejętności... Jestem dobry... Szczerze to w niczym nie jestem dobry. Za to ciągle ćwiczę - pokazał obciążniki
- Większość czasu poświęcałem na naukę porozumiewania się z Yamaneru. Po za podstawowymi technikami nie potrafię zbyt wiele. - ostrze wsunęło się pod rękaw
- Tylko Utsusemi no Jutsu i Konoha Renpuu. - gwałtownie urwał
To co najważniejsze zostawił dla siebie.
- Mój klan to w dużej mierze med-nini. Jednakże z pierwszej pomocy niewiele potrafię. Praktycznie tyle co nic, ale opatrunek zawiązać potrafię. -
- Wracając do podstawowych technik. Nie umiem wszystkich, a są one wymagane, by później przystąpić do egzanimu na chuunina. Znasz może kakuremino no jutsu albo bunshin no jutsu?
- Przepraszam za Yamaneru. Ma w sobie trochę za dużo temperamentu i trochę trudno nad nim czasami zapanować. Jak każdy kot ma swój charakter. - podsumował swojego pupila.
- Ja również nie byłem najlepszym kompanem, ale cóż... To dopiero początki ale na pewno jeszcze się jakoś zgramy. W końcu po to jesteśmy w jednej drużynie. - powiedział przewiązując wybrane tytuły sznurkiem. Następnie dał to Yamaneru i szepnął:
- Zanieś to bibliotekarzowi. -
Ryś poszedł jakby się skradał do lady bibliotekarza i wskoczył na nią. Położył na niej książki i wrócił go młodych ninja.
- Oczywiście, że musimy na sobie polegać. Uśmiech to nie wszystko. Uśmiech może być nie szczery, udawany. Dlatego właśnie noszę bandaże na twarzy. Pomaga mi to ukryć uczucia. W końcu ninja nie może ich pokazywać. Swoją drogą ciekawe kto wymyślił coś takiego... - zasępił się na chwile
- Hmm... Cóż mogę o sobie powiedzieć? A więc tak... Yamaneru już znasz. Jak pewnie zauważyłeś to mój nieodłączny kompan. Uwielbiam broń. Noszę ją zawsze przy sobie jak widać. Katana i Giant Kunai to podstawa. - uśmiechnął się jednak nie było tego widać.
- Zacznijmy może się już kierować na miejsce spotkania, bo jeszcze się spóźnimy. - powiedział i ruszył w kierunku wyjścia.
- Oczywiście mam też kilkanaście kunai i shurikenów, dla bezpieczeństwa. Na wszelki wypadek też kilka senbonów. - wziął książki z lady
- Do widzenia. - zwrócił się do bibliotekarza.
- Nie zabrakło też fuuma shurikenów i czegoś specjalnego dla trudnego przeciwnika. - w oczach genina pojawił się dziwny błysk, a z długiego prawego rękawa wysunęło się ostrze
- Tyle co do mojego uzbrojenia. Co do moich umiejętności... Jestem dobry... Szczerze to w niczym nie jestem dobry. Za to ciągle ćwiczę - pokazał obciążniki
- Większość czasu poświęcałem na naukę porozumiewania się z Yamaneru. Po za podstawowymi technikami nie potrafię zbyt wiele. - ostrze wsunęło się pod rękaw
- Tylko Utsusemi no Jutsu i Konoha Renpuu. - gwałtownie urwał
To co najważniejsze zostawił dla siebie.
- Mój klan to w dużej mierze med-nini. Jednakże z pierwszej pomocy niewiele potrafię. Praktycznie tyle co nic, ale opatrunek zawiązać potrafię. -
- Wracając do podstawowych technik. Nie umiem wszystkich, a są one wymagane, by później przystąpić do egzanimu na chuunina. Znasz może kakuremino no jutsu albo bunshin no jutsu?
-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Doratsuki Kazune
Mały arsenał, pomyślał Kazune. Uwielbiał broń. To zawsze cenił u shinobi. Większość shinobi twierdziła, że broń to tylko narzędzie, mało kto potrafił docenić ich moc, sposób wykucia, czy kształty. W klanie Doratsuki broń była czczona niemal jak bogini. Okunori powiedział mu sporo, co było oznaką zaufania, ale podejrzewał, że tak jak on, zostawił dla siebie co ciekawsze.
-O tak, znam Bunshin no jutsu. Nie znam co prawda Kakuremino , uważałem że Kawarimi będzie dla mnie ważniejsze. - Po drodze zdążył odłożyć "Techniki Taijutsu, w praktyce i teorii". Będzie ją musiał kiedyś wypożyczyć. - Wygląda na to, że nasza drużyna składa sie z samych entuzjastów broni. Itori, ma zawsze katanę wypolerowaną na błysk, a chyba nie bez powodów nazywa się naszą sensei Mistrzem Broni.
Ciągle ćwiczę... Doprawdy wyglądało na to, że w naszej drużynie zawiążą się silne więzi.
-Chyba powinniśmy już iść. To niedopuszczalne kazać czekać komuś wyżej - urwał, jakby nie będąc czegoś pewien.
-Nieważne. Ale wiesz, zawsze podziwiałem med-ninja. To wymaga podobno ogromnego ducha.
I tak rozmowa mijała, aż do budynku rady.
Mały arsenał, pomyślał Kazune. Uwielbiał broń. To zawsze cenił u shinobi. Większość shinobi twierdziła, że broń to tylko narzędzie, mało kto potrafił docenić ich moc, sposób wykucia, czy kształty. W klanie Doratsuki broń była czczona niemal jak bogini. Okunori powiedział mu sporo, co było oznaką zaufania, ale podejrzewał, że tak jak on, zostawił dla siebie co ciekawsze.
-O tak, znam Bunshin no jutsu. Nie znam co prawda Kakuremino , uważałem że Kawarimi będzie dla mnie ważniejsze. - Po drodze zdążył odłożyć "Techniki Taijutsu, w praktyce i teorii". Będzie ją musiał kiedyś wypożyczyć. - Wygląda na to, że nasza drużyna składa sie z samych entuzjastów broni. Itori, ma zawsze katanę wypolerowaną na błysk, a chyba nie bez powodów nazywa się naszą sensei Mistrzem Broni.
Ciągle ćwiczę... Doprawdy wyglądało na to, że w naszej drużynie zawiążą się silne więzi.
-Chyba powinniśmy już iść. To niedopuszczalne kazać czekać komuś wyżej - urwał, jakby nie będąc czegoś pewien.
-Nieważne. Ale wiesz, zawsze podziwiałem med-ninja. To wymaga podobno ogromnego ducha.
I tak rozmowa mijała, aż do budynku rady.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Sensei Drużyny 4 skakała po dachach. Zbliżał się świt, za kilka godzin będzie trzeba spotkać się ze swoimi uczniami i zabrać ich na misję, myślała. Czas więc wreszcie się przespać.
Wylądowała miękko w otwartym oknie i zniknęła w ciemnym wnętrzu swojego mieszkania. Okno zamknęło się za nią, mimo że nawet go nie dotknęła...
***
Młody Aburame rozejrzał się dookoła. Jeszcze nikogo nie było, ani jego kolegów z drużyny, ani...
- Ohayo, Itori-kun! - Daishi Fusori wylądowała tuż przed nim drodze i wyprostowała się. Jej długie włosy skręcone był w duży, ciasny kok. Wydawało się, że z tyłu głowy ma kulę płomieni, tak bardzo mieniły się w słońcu. Zmierzyła genina spojrzeniem swoich jasnobłękitnych dzisiaj oczu. Dawało się zauważyć że była przygotowana na to, że misja nie będzie łatwa - poza fryzurą, wskazującą że spodziewa się walki, była uzbrojona. Katana i wakizashi wisiały w saya przy pasie, przez plecy przewieszone miała skrócone yari skrzyżowane z kijem bo, a kabura na kunai i shurikeny była wypchana po brzegi. Ponadto w każdej możliwej kieszonce znajdowały się zwoje.
- Nie wiesz może gdzie są pozostali? - spytała, spoglądając w lewo. Itori miał już odpowiedzieć, że nie ma pojęcia, gdy towarzysze wyłonili się zza rogu. Fusori-sensei uśmiechnęła się i weszła do środka.
- Muszę jeszcze coś załatwić, zaraz do was wrócę.
Po chwili cała trójka geninów stała już przed Budynkiem Rady. Gdy już się przywitali, sensei zawołała ich do środka. Dwójka chuuninów z przygotowanymi zwojami - Hokage zapewne zajęty był gdzieś indziej, jak to często ostatnio bywało - siedziała i przydzielała misje kolejnym drużynom.
- Drużyna Czwarta dowodzona przez Daishi Fusori melduje się w celu otrzymania misji! - zasalutowała dziarsko wasza sensei.
- Ohayo gozaimasu, Fusori-sama - chuunin kiwnął głową z szacunkiem. - Teraz przewidujemy dla was misję rangi C. Musicie schwytać przestępcę, niegdyś groźnego, obecnie raczej starego. Przebywa w wiosce Oketsu, mapa oczywiście załączona jest do dokumentów misji, wraz z portretem pamięciowym. Być może ma obstawę w postaci innych bandytów, obecności wrogich ninja nie przewiduje się.
Sensei odebrała zwój i kłaniając się, wyszła. Ruszyliście za nią.
- Dobra, więc spotkamy się za kwadrans przy bramach. Jeśli chcecie coś jeszcze załatwić, wziąć kanapki od mamusi na drogę czy cokolwiek innego, zróbcie to teraz. Nie będzie nas przynajmniej dwa dni, bo to dość długa droga; przygotujcie na to swoich rodziców. Kwandrans! - powiedziała, po czym wskoczyła na dach i ruszyła na zachód.
Wylądowała miękko w otwartym oknie i zniknęła w ciemnym wnętrzu swojego mieszkania. Okno zamknęło się za nią, mimo że nawet go nie dotknęła...
***
Młody Aburame rozejrzał się dookoła. Jeszcze nikogo nie było, ani jego kolegów z drużyny, ani...
- Ohayo, Itori-kun! - Daishi Fusori wylądowała tuż przed nim drodze i wyprostowała się. Jej długie włosy skręcone był w duży, ciasny kok. Wydawało się, że z tyłu głowy ma kulę płomieni, tak bardzo mieniły się w słońcu. Zmierzyła genina spojrzeniem swoich jasnobłękitnych dzisiaj oczu. Dawało się zauważyć że była przygotowana na to, że misja nie będzie łatwa - poza fryzurą, wskazującą że spodziewa się walki, była uzbrojona. Katana i wakizashi wisiały w saya przy pasie, przez plecy przewieszone miała skrócone yari skrzyżowane z kijem bo, a kabura na kunai i shurikeny była wypchana po brzegi. Ponadto w każdej możliwej kieszonce znajdowały się zwoje.
- Nie wiesz może gdzie są pozostali? - spytała, spoglądając w lewo. Itori miał już odpowiedzieć, że nie ma pojęcia, gdy towarzysze wyłonili się zza rogu. Fusori-sensei uśmiechnęła się i weszła do środka.
- Muszę jeszcze coś załatwić, zaraz do was wrócę.
Po chwili cała trójka geninów stała już przed Budynkiem Rady. Gdy już się przywitali, sensei zawołała ich do środka. Dwójka chuuninów z przygotowanymi zwojami - Hokage zapewne zajęty był gdzieś indziej, jak to często ostatnio bywało - siedziała i przydzielała misje kolejnym drużynom.
- Drużyna Czwarta dowodzona przez Daishi Fusori melduje się w celu otrzymania misji! - zasalutowała dziarsko wasza sensei.
- Ohayo gozaimasu, Fusori-sama - chuunin kiwnął głową z szacunkiem. - Teraz przewidujemy dla was misję rangi C. Musicie schwytać przestępcę, niegdyś groźnego, obecnie raczej starego. Przebywa w wiosce Oketsu, mapa oczywiście załączona jest do dokumentów misji, wraz z portretem pamięciowym. Być może ma obstawę w postaci innych bandytów, obecności wrogich ninja nie przewiduje się.
Sensei odebrała zwój i kłaniając się, wyszła. Ruszyliście za nią.
- Dobra, więc spotkamy się za kwadrans przy bramach. Jeśli chcecie coś jeszcze załatwić, wziąć kanapki od mamusi na drogę czy cokolwiek innego, zróbcie to teraz. Nie będzie nas przynajmniej dwa dni, bo to dość długa droga; przygotujcie na to swoich rodziców. Kwandrans! - powiedziała, po czym wskoczyła na dach i ruszyła na zachód.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Reikuro Okunori
- Tak jest! - odezwał się Okunori
- Chodź Yamaneru. - szepnął schylając się do swojego zwierzęcia.
Ściągnął z nóg obciążniki. Włożył je do torby.
- Kryjcie mnie jakbym nie zdążył. - zwrócił się do kolegów
Nim ktokolwiek zdążył zauważyć Okunori był już za zakrętem. Śpieszył się do domu. Miał do załatwienia jeszcze parę drobnych spraw.
Nie męczył się z otwieraniem bramy, po prostu odbił się od budynku stojącego na przeciw niej i ją przeskoczył, a jego pupil tuż za nim. Wbiegł do domu.
- Mamo misja potrwa co najmniej dwa dni, więc nie martw się o mnie, jakbym długo nie wracał. - powiedział donośnie w progu.
Pobiegł do swojego pokoju. Tam wyłożył książki z torby i położył je obok. Przeglądnął potem notes. Szukał tego czego właściwie potrzebował na chwilę obecną. Dzięki temu co miał w notesie szybko odnalazł pożądane tytuły.
"Mam! Wszystko czego potrzebuję mam tutaj pod nosem. No prawie... Trzeba jeszcze polecieć do klanowej biblioteki. Nie chce mi się..."
Pobiegł do domowej biblioteczki. Szybko przepatrzył tytuły tam widniejące i wybrał trzy z nich.
"Ciosy i bloki w Sztuce Walki Liścia" szybko powędrowały do jego torby.
- Mamo biorę ze sobą parę książek na drogę. Papa. - powiedział i wybiegł z domu, a za nim Yamaneru.
"A może jednak... To w końcu nie daleko. Najwyżej się odrobinę spóźnię. "
Jak pomyślał tak zrobił i pobiegł zamiast pod bramę do biblioteki klanowej. Wszedł tylko po interesujące go tytuły: "Anatomia w praktyce 1: genin" i "Podstawy walki wręcz". Ułożył je w torbie. Uważał, że ma już wszystko co niezbędne dla niego. Zamknął bibliotekę po czym wybiegł z terenu klanowego.
Pobiegł od razu do bram.
- Tak jest! - odezwał się Okunori
- Chodź Yamaneru. - szepnął schylając się do swojego zwierzęcia.
Ściągnął z nóg obciążniki. Włożył je do torby.
- Kryjcie mnie jakbym nie zdążył. - zwrócił się do kolegów
Nim ktokolwiek zdążył zauważyć Okunori był już za zakrętem. Śpieszył się do domu. Miał do załatwienia jeszcze parę drobnych spraw.
Nie męczył się z otwieraniem bramy, po prostu odbił się od budynku stojącego na przeciw niej i ją przeskoczył, a jego pupil tuż za nim. Wbiegł do domu.
- Mamo misja potrwa co najmniej dwa dni, więc nie martw się o mnie, jakbym długo nie wracał. - powiedział donośnie w progu.
Pobiegł do swojego pokoju. Tam wyłożył książki z torby i położył je obok. Przeglądnął potem notes. Szukał tego czego właściwie potrzebował na chwilę obecną. Dzięki temu co miał w notesie szybko odnalazł pożądane tytuły.
"Mam! Wszystko czego potrzebuję mam tutaj pod nosem. No prawie... Trzeba jeszcze polecieć do klanowej biblioteki. Nie chce mi się..."
Pobiegł do domowej biblioteczki. Szybko przepatrzył tytuły tam widniejące i wybrał trzy z nich.
"Ciosy i bloki w Sztuce Walki Liścia" szybko powędrowały do jego torby.
- Mamo biorę ze sobą parę książek na drogę. Papa. - powiedział i wybiegł z domu, a za nim Yamaneru.
"A może jednak... To w końcu nie daleko. Najwyżej się odrobinę spóźnię. "
Jak pomyślał tak zrobił i pobiegł zamiast pod bramę do biblioteki klanowej. Wszedł tylko po interesujące go tytuły: "Anatomia w praktyce 1: genin" i "Podstawy walki wręcz". Ułożył je w torbie. Uważał, że ma już wszystko co niezbędne dla niego. Zamknął bibliotekę po czym wybiegł z terenu klanowego.
Pobiegł od razu do bram.
-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Doratsuki Kazune
-Tak jest Fusori-sensei. - odpowiedział kłaniając się nisko Kazune.
Kwadrans. Nie przychodziło mu na myśl nic mądrego co mógłby zrobić przez ten czas. Powiedział więc tylko
-Itori, chyba nie będziesz miał nic przeciwko jak sobie przy bramach poczekam. - Po chwili skoczył na stojące niedaleko skrzynki, by od razu skoczyć na dachy domów.
"Chyba pora na małą przebieżkę" pomyślał zadowolony. Ustawił się w pozycji rozpoczynającej, stylu jinsoku ryuuka kengeki shukun. Skupił się, aby rozluźnić przepływ chakry. "Chisoku no Heikou Kaizen no jutsu! ". Poczuł jak z jego ciała znikają ograniczenia. Odbił się przeskakując kolejny dach, chwytając jakąś rurę, by wylądować na ziemi. Następnie, bez zwłoki odbił się prawą nogą, by popędzić przez miasto. Co jakiś czas odskakiwał przez straganami, czy ludźmi, raz po raz skacząc na dachy. Akurat widział jakieś drzewo, a przed nim pionową rurę. Było już niedaleko do bramy.
"Zobaczymy czy jestem gotowy na misję". Odbił się od dachu, skoczył na gałąź, a po chwili ledwo dotykając następnych gałęzi, znalazł się na górze drzewa. Mocne odbicie i już po chwili ze świstem wiatru, szybował w kierunku rury. Mocno się jej chwycił, i wykorzystując pęd, puścił ją tak, że zdążył jeszcze wykonać salto w powietrzu. Wylądował gładko, na piasku przed bramą. "Wygląda na to, że jestem". Kazune, usiadł ze skrzyżowanymi nogami, by odzyskać stary przepływ chakry. Dopiero teraz odczuł brak powietrza. Kilka głębokich wdechów i wszystko było w porządku. Wstał, zdjął kosę i zaczął ją sprawdzać. Była w porządku. Przebył tą odległość w czasie niewiele ponad 2 minut. Całkiem nieźle, pomyślał.
Dopiero teraz zaczął myśleć o misji. "Nie widzę większych problemów. Okunori jest szybki, a w razie czego ja nawet bardziej. Jeśli bandyta zdobył jakichś sojuszników, to każdy z nas sobie z nimi poradzi. Chyba nawet nie będę musiał użyć tej techniki. Przynajmniej Karasu Hane, wyjdzie z tego cało." Wyciągnął więc swój notes i zaczął pisać.
Dzień, od ostatniego zapisu
Wreszcie pierwsza poważna misja. Zacieśniłem więzy z Okunorim. Okazało się, że to bardzo miły shinobi.
Może powinienem pogadać z Itorim. Ale będzie jeszcze na to czas.
Mamy łapać jakiegoś bandytę. Z moim Chisoku Kaizen, oraz szybkością Okunoriego nie powinno być problemu.
Nie będzie nas ponad dwa dni. Prawdopodobnie nie będzie zapisków do czasu złapania bandyty."
Schował notes i czekał na towarzyszy.
-Tak jest Fusori-sensei. - odpowiedział kłaniając się nisko Kazune.
Kwadrans. Nie przychodziło mu na myśl nic mądrego co mógłby zrobić przez ten czas. Powiedział więc tylko
-Itori, chyba nie będziesz miał nic przeciwko jak sobie przy bramach poczekam. - Po chwili skoczył na stojące niedaleko skrzynki, by od razu skoczyć na dachy domów.
"Chyba pora na małą przebieżkę" pomyślał zadowolony. Ustawił się w pozycji rozpoczynającej, stylu jinsoku ryuuka kengeki shukun. Skupił się, aby rozluźnić przepływ chakry. "Chisoku no Heikou Kaizen no jutsu! ". Poczuł jak z jego ciała znikają ograniczenia. Odbił się przeskakując kolejny dach, chwytając jakąś rurę, by wylądować na ziemi. Następnie, bez zwłoki odbił się prawą nogą, by popędzić przez miasto. Co jakiś czas odskakiwał przez straganami, czy ludźmi, raz po raz skacząc na dachy. Akurat widział jakieś drzewo, a przed nim pionową rurę. Było już niedaleko do bramy.
"Zobaczymy czy jestem gotowy na misję". Odbił się od dachu, skoczył na gałąź, a po chwili ledwo dotykając następnych gałęzi, znalazł się na górze drzewa. Mocne odbicie i już po chwili ze świstem wiatru, szybował w kierunku rury. Mocno się jej chwycił, i wykorzystując pęd, puścił ją tak, że zdążył jeszcze wykonać salto w powietrzu. Wylądował gładko, na piasku przed bramą. "Wygląda na to, że jestem". Kazune, usiadł ze skrzyżowanymi nogami, by odzyskać stary przepływ chakry. Dopiero teraz odczuł brak powietrza. Kilka głębokich wdechów i wszystko było w porządku. Wstał, zdjął kosę i zaczął ją sprawdzać. Była w porządku. Przebył tą odległość w czasie niewiele ponad 2 minut. Całkiem nieźle, pomyślał.
Dopiero teraz zaczął myśleć o misji. "Nie widzę większych problemów. Okunori jest szybki, a w razie czego ja nawet bardziej. Jeśli bandyta zdobył jakichś sojuszników, to każdy z nas sobie z nimi poradzi. Chyba nawet nie będę musiał użyć tej techniki. Przynajmniej Karasu Hane, wyjdzie z tego cało." Wyciągnął więc swój notes i zaczął pisać.
Dzień, od ostatniego zapisu
Wreszcie pierwsza poważna misja. Zacieśniłem więzy z Okunorim. Okazało się, że to bardzo miły shinobi.
Może powinienem pogadać z Itorim. Ale będzie jeszcze na to czas.
Mamy łapać jakiegoś bandytę. Z moim Chisoku Kaizen, oraz szybkością Okunoriego nie powinno być problemu.
Nie będzie nas ponad dwa dni. Prawdopodobnie nie będzie zapisków do czasu złapania bandyty."
Schował notes i czekał na towarzyszy.
-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Aburame Itori
Jej jasnoniebieskie oczy zawsze wprawiały młodego Genina w zakłopotanie. Gdy tak na niego patrzyła nie wiedział co zrobić. Podrapał się tylko po głowie i lekko się uśmiechnął. Popatrzył na ekwipunek Sensei.
"Po co jej tyle sprzętu. Chyba ma jakiegoś świra na punkcie broni! Może to i lepiej. Przynajmniej jest przygotowana. Nasza drużyna w dużej mierze polega na swoich broniach. Kazune ma kosę, ja katanę a Okunori swojego Yamaneru...No może nie do końca wszyscy tu pasują".
Gdy Sensei pobiegła na zachód Itori podążył za towarzyszami. Po pewnym czasie stanęli pod Budynkiem Rady. Chuunini wyglądali co najmniej imponująco.
"Chciałbym już być jednym z nich. Ale do tego ciężka i długa droga..."
Wysłuchał spokojnie dwóch mężczyzn.
"Misja rangi C. Może być trudno. Ponadto mamy schwytać przestępcę. Taki typ jest zdolny do wszystkiego. Należy się przygotować. Nawiasem mówiąc nigdy nie słyszałem o tej wiosce. Oketsu, Oketsu...Zaraz gdzie to jest?"
Po bezsensownych rozmyślaniach nad położeniem wioski zapomniał co mówili Chuunini w dalszej części wypowiedzi. Zdążył usłyszeć coś o bramie i o załatwieniu swoich spraw.
- Nie obrażę się Kazune. Poza tym mam do załatwienia kilka spraw. Do zobaczenia.
Pobiegł jak najszybciej tylko mógł w stronę sklepu z bronią i materiałami.
- Poproszę 10 kunai, 10 shurikenów, 20 m żyłki do pułapek, 3 zestawy bandażowe i 2 bomby dymne.
- Hmm to będzie jakieś 85 Ryo.
Młody Aburame zapłacił należną sumę po czym wyszedł obładowany ekwipunkiem. "Gdzie by tu teraz pójść...."
Wskoczył na dach sklepu i biegł w stronę biblioteki. Wypożyczył "Chakra Fuuton i jej wykorzystanie".
Pobiegł. Zostawił za sobą tłum ludzi zdziwionych gdzie tak spieszy się jednemu z wielu ninja Konohy.
Jej jasnoniebieskie oczy zawsze wprawiały młodego Genina w zakłopotanie. Gdy tak na niego patrzyła nie wiedział co zrobić. Podrapał się tylko po głowie i lekko się uśmiechnął. Popatrzył na ekwipunek Sensei.
"Po co jej tyle sprzętu. Chyba ma jakiegoś świra na punkcie broni! Może to i lepiej. Przynajmniej jest przygotowana. Nasza drużyna w dużej mierze polega na swoich broniach. Kazune ma kosę, ja katanę a Okunori swojego Yamaneru...No może nie do końca wszyscy tu pasują".
Gdy Sensei pobiegła na zachód Itori podążył za towarzyszami. Po pewnym czasie stanęli pod Budynkiem Rady. Chuunini wyglądali co najmniej imponująco.
"Chciałbym już być jednym z nich. Ale do tego ciężka i długa droga..."
Wysłuchał spokojnie dwóch mężczyzn.
"Misja rangi C. Może być trudno. Ponadto mamy schwytać przestępcę. Taki typ jest zdolny do wszystkiego. Należy się przygotować. Nawiasem mówiąc nigdy nie słyszałem o tej wiosce. Oketsu, Oketsu...Zaraz gdzie to jest?"
Po bezsensownych rozmyślaniach nad położeniem wioski zapomniał co mówili Chuunini w dalszej części wypowiedzi. Zdążył usłyszeć coś o bramie i o załatwieniu swoich spraw.
- Nie obrażę się Kazune. Poza tym mam do załatwienia kilka spraw. Do zobaczenia.
Pobiegł jak najszybciej tylko mógł w stronę sklepu z bronią i materiałami.
- Poproszę 10 kunai, 10 shurikenów, 20 m żyłki do pułapek, 3 zestawy bandażowe i 2 bomby dymne.
- Hmm to będzie jakieś 85 Ryo.
Młody Aburame zapłacił należną sumę po czym wyszedł obładowany ekwipunkiem. "Gdzie by tu teraz pójść...."
Wskoczył na dach sklepu i biegł w stronę biblioteki. Wypożyczył "Chakra Fuuton i jej wykorzystanie".
Pobiegł. Zostawił za sobą tłum ludzi zdziwionych gdzie tak spieszy się jednemu z wielu ninja Konohy.
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Ryś zatrzymał się przy bramie, ryjąc pazurami w ziemi. Ułamek sekundy później wylądował Reikuro Okunori. I jeszcze zanim zdążył się wyprostować, tuż obok wylądowała wasza sensei. Pozostała dwójka już czekała na miejscu.
- No więc, dzieciaczki wy moje kochane, wyruszamy. Mam ze sobą jedzenie na trzy dni, więc musimy oszczędzać, jak was znam, pewnie będziecie chcieli jeść za dwóch, bo się przetrenujecie. Nie ma tak dobrze! - ruszyła niespiesznie drogą. Rozłożyła przed sobą mapę.
- Dziś wieczorem poproszę was o prezentację swoich umiejętności. Wprawdzie wiem już o was co nieco, kochaniutcy, ale jeszcze nie wszystko. Na przykład, Okunori-chan, twoje genjutsu. Chciałabym się przekonać, na ile jest skuteczne - przyglądała się uważnie mapie, obracając ją na boki. W pewnym momencie wskoczyła na gałąź. - Tędy będzie krócej. Za mną! - i ruszyła. Broń pobrzękiwała przy boku i na plecach. Od razu wydało się to podejrzane - prawdziwy shinobi powinien poruszać się bezszelestnie. Ona miała w tym swój cel, ale na razie nie raczyła powiedzieć wam jaki. W ogóle była raczej skryta i tajemnicza, jak na razie.
Skakliście z drzewa na drzewo, z gałęzi na gałąź. Las był już zielony, tą świeżą, wiosenną zielenią, do której znakomicie dobrane były maskujące kolory kamizelki i spodni Fusori-sensei. Gałęzie starych drzew, wypełnione świeżymi sokami, i przez to radosne jak genin tuż po Akademii, sprężynowały pod waszymi stopami. Frunęliście, czując się lekko, niczym ptaki!
Tylko Daishi Fusori była dziwnie milcząca, odkąd weszliście w las. Jakby coś ją gnębiło...
- No więc, dzieciaczki wy moje kochane, wyruszamy. Mam ze sobą jedzenie na trzy dni, więc musimy oszczędzać, jak was znam, pewnie będziecie chcieli jeść za dwóch, bo się przetrenujecie. Nie ma tak dobrze! - ruszyła niespiesznie drogą. Rozłożyła przed sobą mapę.
- Dziś wieczorem poproszę was o prezentację swoich umiejętności. Wprawdzie wiem już o was co nieco, kochaniutcy, ale jeszcze nie wszystko. Na przykład, Okunori-chan, twoje genjutsu. Chciałabym się przekonać, na ile jest skuteczne - przyglądała się uważnie mapie, obracając ją na boki. W pewnym momencie wskoczyła na gałąź. - Tędy będzie krócej. Za mną! - i ruszyła. Broń pobrzękiwała przy boku i na plecach. Od razu wydało się to podejrzane - prawdziwy shinobi powinien poruszać się bezszelestnie. Ona miała w tym swój cel, ale na razie nie raczyła powiedzieć wam jaki. W ogóle była raczej skryta i tajemnicza, jak na razie.
Skakliście z drzewa na drzewo, z gałęzi na gałąź. Las był już zielony, tą świeżą, wiosenną zielenią, do której znakomicie dobrane były maskujące kolory kamizelki i spodni Fusori-sensei. Gałęzie starych drzew, wypełnione świeżymi sokami, i przez to radosne jak genin tuż po Akademii, sprężynowały pod waszymi stopami. Frunęliście, czując się lekko, niczym ptaki!
Tylko Daishi Fusori była dziwnie milcząca, odkąd weszliście w las. Jakby coś ją gnębiło...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Doratsuki Kazune
Z większości rzeczy, jakie do tej pory poznał, nie był w stanie zrozumieć zachowania sensei wobec nich. W klanie wyższy hierarchią nigdy nie zwracał się do reszty "kochanieńki". Raczej wręcz odwrotnie, mówił o nich "uczniowie", "adepci" czy czasem bardziej obraźliwe, z właściwą sobie wyższością i dumą. To było coś do czego przywykł Kazune. Natomiast bezpośrednie zwroty sensei, były czymś co zwykle go szokowało. Ale mówią że czas przyzwyczaja.
Jednak te przemyślenia zagłuszało poczucie lekkości. Czując wiatr we włosach, słysząc świst powietrza wokół siebie czuł się uspokojony i zrelaksowany. "To jest życie...".
Odkąd byli w lesie Fusori-sensei, była milcząca. Nie chciał jej jednak przeszkadzać, co było dla niego naturalne, bo przerywanie dowódcy jest niedopuszczalne. A przynajmniej takie przeświadczenie miał Kazune. W końcu jednak, postanowił zapytać o coś związanego z zadaniem
-Fusori-sama, czy wiesz coś więcej na temat wioski do której zmierzamy? Każda informacja jest przydatna. Oczywiście nie zmuszam Cię do niczego Fusori-sensei.
Mając nadzieję, że nie uraził swojego dowódcy, Kazune sunął z lekkością po kolejnych gałęziach.
Z większości rzeczy, jakie do tej pory poznał, nie był w stanie zrozumieć zachowania sensei wobec nich. W klanie wyższy hierarchią nigdy nie zwracał się do reszty "kochanieńki". Raczej wręcz odwrotnie, mówił o nich "uczniowie", "adepci" czy czasem bardziej obraźliwe, z właściwą sobie wyższością i dumą. To było coś do czego przywykł Kazune. Natomiast bezpośrednie zwroty sensei, były czymś co zwykle go szokowało. Ale mówią że czas przyzwyczaja.
Jednak te przemyślenia zagłuszało poczucie lekkości. Czując wiatr we włosach, słysząc świst powietrza wokół siebie czuł się uspokojony i zrelaksowany. "To jest życie...".
Odkąd byli w lesie Fusori-sensei, była milcząca. Nie chciał jej jednak przeszkadzać, co było dla niego naturalne, bo przerywanie dowódcy jest niedopuszczalne. A przynajmniej takie przeświadczenie miał Kazune. W końcu jednak, postanowił zapytać o coś związanego z zadaniem
-Fusori-sama, czy wiesz coś więcej na temat wioski do której zmierzamy? Każda informacja jest przydatna. Oczywiście nie zmuszam Cię do niczego Fusori-sensei.
Mając nadzieję, że nie uraził swojego dowódcy, Kazune sunął z lekkością po kolejnych gałęziach.