Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Ouzaru »

Cisza przerywana była jedynie chrapliwym, ciężkim oddechem chorego, od którego po plecach Esther co chwila przebiegał nieprzyjemny dreszcz. Jednak tylko część jej umysłu koncentrowała się na tym, pozostała była zajęta czymś o niebo ciekawszym i o wiele bardziej interesującym. Miała teraz przed sobą półnagiego mężczyznę z koszulą w dłoni, do tego bardzo miłego i w jej odczuciu sympatycznego.
Błękitne oczy, pomimo usilnych prób utrzymania wzroku na jego oczach, ześlizgnęły się w dół... po jego szyi, aż na pasek od spodni i tam na chwilę zawisły. Esther jakby wystraszona, gdzie się do kurwy nędzy gapi, podniosła spojrzenie na Ordo i zapłonęła rumieńcem. Gdyby stali na ubitej ziemi, zapewne teraz by się pod nią zapadła, jednak z tymi deskami i drewnianymi podłogami to nigdy nie było nic wiadomo. Łowca poczuł spływającą mu po plecach strużkę potu. Czuł wzrok Esther na każdym skrawku swojego ciała. Gdy zjeżdżał niżej, na sekundę zrobiło mu się wstyd, ponieważ od kilku chwil spodnie nieprzyjemnie go cisnęły.
- Ja... - zaczęła i uciekła speszona wzrokiem gdzieś w zaciemniony kąt izby. - Miło mi pana poznać, panie Ordo - wykrztusiła w końcu z siebie i poczuła ogromną ulgę.
W myślach i przed oczami jednak ciągle miała ładnie rozbudowaną i umięśnioną sylwetkę swego... pacjenta, trochę naznaczoną bliznami skórę i przyjemne ciepło, którym emanowało ciało mężczyzny. Te wizje rozpraszały ją i powodowały dziwną miękkość w okolicach kolan oraz wyżej pomiędzy nimi.
Chociaż mówiła, on nie słyszał. Patrzył na jej poruszające się hipnotycznie usta i przełknął ślinę.
Szary Pies dawno już nie był prawiczkiem, ale czuł do dziewczyny coś więcej niż pożądanie. Pragnął się z nią kochać, pieścić i przytulać. Dotychczas tylko chędożył tanie dziwki, z których żadna nie dorównywała urodą uzdrowicielce.
Spojrzał na łóżko, a widok leżącego tam czarownika zdenerwował go. Pomyślał, że może zrzuci z niego pacjenta, ale uświadomił sobie, że z racji zawodu dziewczynie pewnie nie przypadnie to do gustu. Powiodła wzrokiem za jago spojrzeniem i widząc, iż spojrzał się na łóżko, poczuła tylko przyśpieszone bicie serca. Teraz i jej myśli zaczęły się mnożyć i krążyć wokół tego zaiste intrygującego mebla, jednak zmasakrowany czarodziej na nim leżący trochę odbierał jej ochotę na jakiekolwiek zbliżenia... w tym pomieszczeniu oczywiście.
Ordo znów zwróciła na uzdrowicielką swoje spojrzenie. W twarzy dziewczyny widział podobne do swojego zmieszanie. Zdecydował się zaryzykować.
Dotknął dłonią jej policzka i zwrócił na siebie jej wzrok. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma. Skórę miała miękką i gładką, wspaniałą. Westchnął jednocześnie z nią. Esther zaczynała się denerwować, jeszcze nigdy nie była z żadnym mężczyzną i w ogóle nie miała pojęcia, jak to miałoby wyglądać, czy przebiegać. No i jeszcze problem brata, on jakoś dziwnie podchodził do jej zalotników. Zazwyczaj po tym, jak Veikko szedł się takiemu przyjrzeć, mężczyzna znikał i już się więcej Esther nie interesował. Jak czasem mijała takiego na ulicy, szybko odwracał wzrok lub najczęściej to w ogóle zawracał. Niestety nigdy nie wydobyła z brata zeznań na ten temat i nadal nie wiedziała, co on im takiego o niej mówił.
Sytuacja robiła się nerwowa i gorąca, Ordo dotknął jej drugiego policzka i nagle cały świat zawirował wokół kobiety. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić, ale postąpiła mały kroczek do przodu. Była jak zahipnotyzowana, wokół panowała cisza, przerywana jedynie odgłosami burdy na dole. Gdy dziewczyna zbliżyła się, dłoń łowcy spoczęła na jej plecach i przyciągnęła bliżej. Ich ciała dzieliły milimetry. Drugą ręką uniósł jej głowę za delikatną brodę i zbliżył usta do jej ust. Choć trwało to tylko moment, jemu wydawało się, że ta chwila rozciągnęła się w czasie do wielu godzin. Przymknął oczy i pocałował ją delikatnie. Gorące usta dziewczyny w lot podchwyciły co jest grane. Wydawało mu się, że uzdrowicielka mdleje, ale ta objęła go mocno w pasie. Odwzajemniła pocałunek, z początku delikatnie i spokojnie, jednak po chwili całowała go coraz łapczywiej. Przesunęła dłonie wyżej, na jego łopatki i przylgnęła do mężczyzny całym ciałem. Ręce jej się rozgrzały, krew buzowała w żyłach, a oszalałe serce szybko ją pompowało.
Esther coś jakby plątało się po myślach. Martwiła ją tą ciszą w pokoju... Zazwyczaj, jak było cicho, oznaczało to, że Veikko coś broi za jej plecami. Lub - co gorsza - gdzieś poza zasięgiem kija siostry. Teraz jednak nie miało to aż tak dużego znaczenia. Ordo nie interesowało nic poza tą chwilą. Dla niego karczma już płonęła żywym ogniem, z którym żadna mieszanka nie mogła się równać. Biust Esther przyjemnie wciskał się w klatkę mężczyzny powodując burzę w jego zmysłach.
Lecz coś zmąciło spokój w jego duszy. "Jest taka piękna, dobra... A ja kim jestem? Kim mogę dla niej być?" Otworzył oczy, oderwał delikatnie usta, ale jej nie puścił.
Esther nieco się zdziwiła, zamrugała kilka razy oczyma i uśmiechnęła się do niego.
- To było... bardzo przyjemne - wypaliła i przygryzła lekko dolną wargę.
Na chwilę zapadła cisza, a uzdrowicielka czuła coraz większy niepokój, którego źródła nie znała. Rozejrzała się niepewnie po pokoju i dopiero po chwili do niej dotarło.
- Veikko! - zawołała wystraszona. - Chodź, musimy go znaleźć, nim ten wariat puści całą karczmę z dymem!
Złapała mężczyznę za rękę i pociągnęła w stronę drzwi. Była szczerze wystraszona, czy wręcz przerażona faktem, że jej brat się gdzieś ulotnił. Z impetem otworzyła drzwi i wyleciała na korytarz.
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

Kesrak

Cały monolog Wężyka, trochę go rozbawił, choć starał się tego nie ukazywać.
Według niego wszystkie rodzaje gróźb jest śmieszny, tym bardziej, że w większości przypadków nie dochodzi do ich spełnienia... sam chyba jeszcze nigdy w życiu nikomu nie groził.
Wychodząc z karczmy poprawił wszystkie swoje rzeczy, aby nie przeszkadzały w ewentualnym biegu, oraz spakował sakiewkę.
-Słuchaj. Raczej nie ma sensu, żebym Cię targała dalej po mieście z nożem przy boku, więc jak chcesz to sobie idź. Sumienie masz chyba czyste, z prawem nie zadarłeś i jezeli gonia Cię... za uprzedzenia to nie pomoge Ci niestety. Jesli twoja wola, na razie. W sumie dziwny z ciebie facet.
Całus jaki go spotkał był dla niego bardzo miły, pierwszy raz ktoś pocałował go po przyjacielsko... no może oprócz pewnego krasnoluda... bandy krasnoludów z piwem na brodach... to wydarzenie pół-elf próbował skasować ze swej pamięci. Wężyk odszedł... właśnie miał zniknąć za budynkiem.

Kesrak postał chwilę sam, na środku ulicy, choć nie znał jej i nie łączyło go z nią pewnie nic dziwnie jego dusza nie chciała, aby znów został sam. Choćby jeszcze przez chwile, choćby jeszcze przez sekundę pobyć z kimś nowym...
Ruszył powoli za Wężykiem nie wiedząc czemu rozważał iście za nią w cieniu jak kundel przypatrujący się pysznemu soczystemu mięsu, jednak w efekcie końcowym dogonił ją i rzekł:
- Nie wiesz nawet jak wiele... jak bardzo moje sumienie powinno być... nieczysty. Może lepiej weźmiesz mnie pod nóż?
Pogrozisz mi jeszcze raz, zjemy razem obrzydliwy gulaż, potem znowu mi pogrozisz, a potem znowu pocałujesz?- Kesrak na wszelki wypadek udawał, że to dowcip i uśmiechał się jak po niezłym dowcipie.
- Czy masz w planach coś, w czym nie mógłbym ci pomóc? Obecnie nie mam nic do roboty... to znaczy jestem umówiony, ale dopiero na zimę... - tu pół elf mówił juz całkiem poważnie.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Alucard »

Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie. Dotychczas była twarda i sprawiała raczej negatywne wrazenie na ludziach. A tutaj patrzcie państwo. nie doś, że koles sie jej nie wytraszył, to jeszcze za nia szedł.
-No wiesz... w sumie nie mam nic do roboty. Tyle, że nie mam pieniędzy, śpie tam gdzie mi się uda, jem co uda mi sie dorwac i jakos sobiezyje. no chyba, ze przyłączę sie do jakiejs ekipy... Nie wiem, czy wytrzymasz chociaz jeden dzień ze mną-Uśmiechneła się dziarsko, ale nieco niepewnie. Dotychczas zaprzyjaźniła się z jednym staruszkiem ale i jego od roku nie widziała. Rozstali sie gdy ona szła"przezimowac" z jakas bandą poszukiwaczy przygód, a on zbałamucił jakąs staruszkę tak, że ta go przygarnęła.

-no... no dobra.-Odpowiedziała zastanawiając się. Zaraz szybko dodała z ognikami w oczach grożącmu palcem-Tylko nie waż mi się nawet myslec o jakims chędożeniu. Dotarło-"a przynajmniej narazie" pomyślała.- Ale za nim gdzies pójdziemy odpowiedz mi. Jak się nazywasz, ile masz lat... skąd jesteś? Pytam z czystej ciekawosci.-Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Spotkała w życiu wielu, oj wielu ludzi. Zresztą nie tylko ludzi. Ale nigdy nikt jej tak nie zaciekawił. Na pierwszy rzut oka chłopak był normalny. Tyle, że było w nim cos dziwnego. Jakby wieczna nieobecnos. Jakby nie nalezał do tego świata.

Usiadła na gościncu. Po co miała iśc dalej.Postanowiła, że tutaj posłucha co tamten ma do powiedzenia. Nie obchodziło ją, ze inni sie dziwnie patrza na siedzaca na drodze dziewczyne. Zreszta już tylu ludzi spało po pijackich libacjach na drodze, ze nie powinno byc to nowością.
-Jak porozmawiamy proponuję isc na trakt. przejdziemy się. W tej mieścinie nie jestes raczej bezpieczny.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

Kesrak

Ruszył dziarskim krokiem, lecz jednocześnie starał się nie rzucać w oczy i jednoczesnie mieć je dokoła głowy.
- Nazywam się Kesrak syn Burketera, mam... nie znam waszych "cyfer" (starsza mowa - 55) byłoby to w moim języku. Jestem z ********, a konkretniej? Konkretniej się nie da, gdyż dużo podróżowałem.
Mówiłaś, że masz tsydziesci lat? Teraz będę puszczał strzałę, z opaską na oczach, jednak wydaje się, że jestem dwa razy bardziej stary niż ty. I... czekaj nie przerwij mi, co to chędożenie?
Kesrak szedł szczęśliwy i zadowolony, miał jakiś cel... być może na następne dwa dni, ale jednak.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Mekow »

Humor wyraźnie dopisywał dziewczynie. Wszystko ją śmieszyło - ciągnięty za ucho chłopak i krasnolud, który wystrzelił jak z procy i wpadł na łysego mężczyznę, tylko po to by następnie spaść ze schodów i zaliczyć glebę. Wszystko to działo się dość szybko i Ruth śmiała się w najlepsze - zapewne miały na to wpływ wypite przez nią piwa. Na nieszczęście dla niej to rozproszenie sprawiło, że nie zauważyła co się dzieje w karczmie. Dodatkowo jeszcze siedziała bokiem do środka sali. Jednak w pewnym momencie musiała już się zoriętować, w tym co dzieje się dookoła niej. Dziewczyna zobaczyła bowiem jak jakaś butelka poleciała na ścianę i rozpadła się na kawałki zostawiając po sobie mokrą plamę. Ruth szybko rozejrzała się po sali. Dzięki temu, dosłownie w ostatniej chwili, zakrła rękoma głowę chroniąc ją przed ciężkim kuflem, który szybko nadleciał w jej kierunku. Lepiej późno niż wcale, bo to oczywiste, że lepiej mieć siniaka na ramieniu, niż wielkiego guza na głowie, czy nawet głowę rozbitą na kawałki - puste naczynia tak łatwo się tłuką. Tego, że zawartość kufla nieco ją opryskała nie udało się uniknąć, ale nie przejmowała się tym. Dziewczyna szybko zanurkowała pod stół. Wiele razy była już w podobnej sytuacji, ale teraz było to takie nagłe i niespodziewane. Gdyby parę minut temu nie odwiedziła kibla, mogłaby się teraz pożegnać z suchą bielizną. Ruth przeszła na czworakach do najbliższego wyjścia - a było ono bardzo blisko, gdyż siedziała przy stoliku tuż przy schodach na górę. Po drodze zatrzymała się na chwilę przy leżącym nieprzytomnie krasnoludzie. Wzrok dziewczyny padł na jego sakiewkę. Zwykle po takiej burdzie można było spokojnie "pożyczyć" sobie pieniążki od nieprzytomnych opryszków. Było to dość fajne, chyba że samemu straciło się przytomność, bo wtedy wraz z nią traciło się kasę a niekiedy i część garderoby. Bez większego namysłu Ruth złapała jego sakiewkę. Nie wiedziała ile jest w środku, ale zawsze poprawi to jej byt. Wyprostowała się i postawiła jeden szybki krok - już była przy schodach na górę. Tam też przed chwilą wycofali się, ci których wcześniej podsłuchiwała. Była już bezpieczna przed latającymi talerzami, kuflami, butelkami, dzbankami i innymi niezidentyfikowanymi obiektami latającymi. Miała zamiar udać się do swojego pokoiku i później, kiedy będzie już spokojnie, wrócić po więcej sakiewek no i na kilka niedopitych drinków. Plan był dobry, ale nagle okazało się, że oprócz oczywistego zagrożenia ze strony bijących się oprychów było jeszcze jedno, którego dziewczyna nie przewidziała. Weszła na drugi, czy trzeci stopień schodów prowadzących na górę i wtedy to się stało. Ruth nie wiedziała właściwie do końca co zaszło - wszystko działo się tak szybko. Wchodząc szybko po schodach spojrzała w górę - tam gdzie szła i nagle przed sobą zobaczyła... ognisko? Gdyby znała się na magii, mogłaby powiedzieć, że właśnie w twarz trafił ją fireball. Jednak nie znała się na tym i nie miała pojęcia co właściwie się stało. Coś ją oślepiło, jakby spojrzała z bliska na słońce, zrobiło jej się też strasznie gorąco, zwłaszcza na twarzy. Podobno w pewnych krainach ceni się u kobiet ciemną karnację, tzw opaleniznę. Cóż jej zazwyczaj jasna buzia, teraz zapewne wyglądała inaczej i miałaby czym się pochwalić w tej krainie. Dziewczyna poczuła też zapach spalonych włosów - to nie mogło oznazać nic dobrego. W głowie jej zaszumiało i całkowicie straciła oriętację. Do tego jeszcze drobny skurcz w dole brzucha, którego efekty poczuje dopiero jak się obudzi - a tymczasem cóż, żegnaj sucha bielizno, szkoda że nie udało się ciebie zatrzymać. Potem dziewczyna miała wrażenie, że gdzieś leci, unosiła się w przestrzeni lekko jak piórko na wiosennym wietrze. Niestety na twardą podłogę upadła zdecydowanie nie jak piórko - raczej jak rzucony niedbale worek warzyw. Zaraz potem leżała obolała, z wypiekami na twarzy, paroma siniakami na plecach i niewielkim guzem z tyłu głowy, którą boleśnie uderzyła o podłogę. Nie miała siły się ruszyć, mięśnie same odmówiły jej posłuszeństwa. Zanim straciła przytomność jej głowę zaprzątały dwie myśli. Jak może widzieć słońce i gwiazdy jednocześnie, zwłaszcza, że ma po drodze sufit?? I skoro już upadła na twardej podłodze, a nie na miękkim brzuchu krasnoluda, to dlaczego musiała wylądować tyłkiem na jego ręce, czy nawet dłoni??
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Perzyn »

Chłopak patrzył zdziwiony na zachowanie siostry. Cackała się z tym rębajłą jak z małym dzieckiem, mimo, że z samej mordy widać było, że dla łysola oberwać to nie pierwszyzna. Na dodatek nic specjalnego mu się nie stało. Więcej, sam Veikko bywał w gorszym stanie po spotkaniu z kijem siostry a nie traktowała go nawet w połowie tak delikatnie. Do tego wszystkiego nie podobało mu się coś w jej wzroku. Będzie musiał się dokładniej przyjrzeć temu całemu wojownikowi. Co prawda jedynie mgliście zdawał sobie sprawę z wszelkich niuansów relacji damsko męskich, ale pozostawał dziwnie przeczulony na punkcie siostry i jej adoratorów. Nie zdawał sobie nawet sprawy jak bardzo jest to dla Esther kłopotliwe i jak wielkim brzemieniem jest dla niej świadomość bycia 25 letnią dziewicą, ale przecież chciał jedynie jej dobra.

Póki, co miał jednak na głowie bardziej... palące sprawy. Na przykład tą burdę, która rozgrywała się na dole. Ostrożnie zszedł po schodach. Nie zdążył się nawet porządnie rozejrzeć, gdy omal nie potknął się o leżących ze sobą dziewczynę i krasnoluda. Spojrzał na twarz leżącej i poczuł coś na kształt dumy. Jego ognisty oddech zadziałał idealnie. Osmalone czoło i policzki, brak brwi i częściowa łysina na przedzie. Na dodatek poza całkiem fachowym zeszpeceniem udało mu się ją strącić ze schodów i wyraźnie pozbawić przytomności. Z kontemplacji wyrwał go niezidentyfikowany obiekt latający, który zbliżał się do niego ze sporą prędkością, a który okazał się być rzuconym wprawnie taboretem. Tylko szczurza zręczność i instynkt nabyty w trakcie lat uciekania przed latającymi kamieniami go uratowały. Padł na ziemię, a właściwie to na nieprzytomną Ruth. Złośliwy los sprawił, że wylądował z twarzą prosto w jej biuście. Cóż, przynajmniej w tym stanie nie mogła mu wymierzyć za to ciosu w twarz. On zaś nie miał czasu kontemplować uroku tej części jej ciała, bo po pierwsze chciał się ewakuować a po drugie zauważył sakiewkę w jej ręku. Cóż, przyda się na Mieszankę. Chwyciwszy łup przycupnął za jednym z przewróconych stołów i zaczął szykować słuszną pomstę w zapalczywym gniewie. Za pazuchą bulgotało jeszcze pół butli spirytusu. Szmatka wygrzebana z sakwy szybko nim nasiąkła. Teraz trzeba ją tylko częsciowo umieścić w butelce, podpalić i rzucić.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Qin Shi Huang »

-Hej! Złodzieje! Łapcie ich! - usłuszeli głos bardzo rozeźlonego karczmarza. Kesrak obejrzał się nerwowo i szybko zauwazył Karczmarza w asyście trzech strażników i kilku cywilów.
-Mam tego dosyć! Czwarty raz tego dnia! Tych w końcu złapię... - gadał wściekły jakby sam do siebie. Kesrak bez problemu usłyszał to, mimo iż tamci byli dobre pół kilometra od nich. Karczmarz nie wydzierał sie głośno, jednak był widocznie wściekły. Strażnicy biegli w ich stronę. Już po chwili, usłyszała ich także Wężyk. Przed nimi była brama miasta. Tam także stało dwóch strażników. Widząc zamieszanie, zaczęli zamykać bramę. Ciężka brama z żelaznymi bronami, zamykała się powoli i leniwie. Trzeba było sie jednak spieszyć by uciec



W tym czasie, w karczmie pod podpitym gnomem, roztrzaskał się własnie szyld przedstawiający tańczącego na stoliku gnoma z dwoma kuflami piwa. Po walnięciu w ladę, roztrzaskał się na drobne kawałeczki. Ruth szybko oprzytomniała a jej skóra zaczynała się regenerować. Już po paru chwilach ustapił ból i pieczenie. Skóra pod strupami regenerowała się a martwy i spalony naskórek odpadał. Trwało to kilka minut. Wtedy do głównej sali wpadł chłopak z butelką dziwnego płynu i szmatką w reku. Kiedy skończył przygotowania do kolejnego wybryku, zjawiła się za nim Esther. Zobaczyła co trzyma w rękach. Ordo po chwili wrócił rezon a adrenalina, która napłynęła do jego ciała zlikwidowała resztki bólu po koziołkach na schodach. Widział już zdolności tego chłopaka a cała ta butelka była cholernie niebezpieczna. Wystarczyło, że Veiiko potrze palcami przy szmatce i buchnie płomień.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

Kesrak

- Czy mi się wydaje, czy nie zapłaciłaś za... to coś??? - półelf spojrzał w stronę bramy... - Zresztą musimy już biec.
Kesrak poważnie rozważał wszystkie możliwości. Walczyć nie miał ochoty, jednak z uwagi na to, że chyba całe miasto go szuka nie zabardzo miał inny wybór niż brama. W biegu sięgną po łuk i strzałę, jeśli miał 90% szans, aby przebiec nie robił z nimi nic nic, lecz jeśli brama była bliska zamknięciu... wycelował w strażnika z krzykiem:
- OTWÓRZ! 1, 2... - jeśli strażnik rozsądnie zmienia zdanie, i zaczyna otwierać bramę Kesrak celuje w drugiego i przyśpiesza, jednak jeśli strażnik przygotowuje się do walki, bądź wciąż zamyka brame półelf wypuszcza na trzy strzałę ostrzegawczą w... jego nogę.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Alucard »

"Jak mogłam nie zapłacić... kurde jak mogłam zapomnieć... no teraz to juz nie ma znaczenia. Jak to mawiają "Kto szybko nie ucieka, tego stryczek czeka", więc do dzieła"-Pomyslała zestresowana i zaczęła przebierać nogami.

Juz tylko metry dzieliły ja od bramy
-NIE ZAMYKAĆ!!!-Zawyła i zaczęła w biegu machac rekami. Straznicy musieli byc zdziwieni. Oto mieli przed soba roztrzepana złodziejkę która... zabraniała im zamknac bramę. Kto jest tak naiwny? Dziewczyna dyszała, sapała, zipiała i robiła wszystko to , co z chaotycznym łapaniem oddechu sie kojarzyło.

-LUDZIE! NIE ZAMYKAJCIE...-Jakie to głupie-Tego...jestem posłem!... Kurwa, nie zmaykac-Powoli brakowało jej tlenu. Była niezłym sprionterem, bo juz nie raz przyszło jej uciekac, ale tym razem tuz po obiedzie... i po piwku... Zaczęły jej mroczki latać przed oczyma


Jeżeli się udaje, to dziewxczyna wyskakuje przez niedomkniętą bramę chwilowo olewając półelfa. Trzeba dbać o swoja dupę przecież.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

... Pewnie w złym miejscu daje posta....

Ludzie co z wami??? Dlaczego nie odpisujecie?
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Mekow »

Takie pytania to raczej w rekrutacji (tam też znajdziesz moją odpowiedź).

A te dwa posty chyba będzie można usunąć.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Ouzaru

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Ouzaru »

Esther

Zbiegając na dół tylko przelotnie spojrzała się na dziewczynę i to, jak szybko regeneruje się jej skóra. Przez myśl przeleciało uzdrowicielce, że magia to zaiste potężna siła lecząca i niemal ją szlag trafił, że ona sama tak nie potrafi ludzi uzdrawiać. Jednak wszystko trwało kilka sekund, widok brata z butelką w dłoni, jego postawa bojowa i fakt, iż Esther znała go aż nadto dobrze sprawił, że ostatnie stopnie pokonała niemal w locie.
Nim Veikko zdążył się odwrócić, nim Ordo nabrał powietrza do płuc, nim dziewczyna mrugnęła zdziwiona... kobieta już trzymała butelkę w swojej dłoni. Przez chwilę wyglądała, jakby miała ochotę rozbić ją na durnym, pustym łbie brata. I zapewne była to też pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy. Gdyby w chwili obecnej miała swoje... trudne dni, zrobiłaby to bez wahania. Jednak one minęły już jakiś czas temu i Esther była ogólnie w bardzo dobrym, pokojowym nastroju. Może nieco bardziej się za facetami oglądała, ale poza tym to wszystko było w jak najlepszym porządku z nią.
- Odbiło ci zupełnie?! - krzyknęła rozeźlona.
Zapach trunku był wszystkim, co potrzebowała wiedzieć. Jak zwykle Veikko nie popisał się inteligencją, oj będzie musiała z nim to przedyskutować.
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz się tak nie bawić, co?!
Pytanie było chyba retoryczne, nie dała mu nawet odpowiedzieć, gdy ciężka pięść zaczęła raz po raz spadać na łeb chłopaka. Wyglądało, jakby Esther usiłowała każde słowo wbić mu do głowy.
- Wracamy na górę, już! Brakuje nam tylko kolejnych pożarów i kłopotów przez ciebie! - ryknęła przekrzykując na chwilę ogólny rejwach bójki.
Wcisnęła Ordo butelkę do ręki i sięgnęła rękoma do Veikko. Chwyciła brata 'za szmaty' i choć na taką nie wyglądała, podniosła nieco do góry i zaczęła iść z nim po schodkach.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Perzyn »

Niczem anioł płomienistej pomsty Veikko wynurzył się zza stołu z butelką spirytusu, zamienioną w coś, co nazywał Koktajlem Väinämöinena, już miał podpalić szmatę, już miał rzucić pociskiem, który pokarałby wszystkich, którzy ośmieliliby się mu urągać. I wtedy stało się coś niepojętego. Jak z podziemi tuż obok niego wyrosła Esther i zabrała mu flaszkę, która w oczach chłopaka urosła już niemal do rangi narzędzia ognistej zguby.
- Odbiło ci zupełnie?! - krzyknęła rozeźlona.
Zapach trunku był wszystkim, co potrzebowała wiedzieć. Jak zwykle Veikko nie popisał się inteligencją, oj będzie musiała z nim to przedyskutować.
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz się tak nie bawić, co?!
Pytanie było chyba retoryczne, nie dała mu nawet odpowiedzieć, gdy ciężka pięść zaczęła raz po raz spadać na łeb chłopaka. Wyglądało, jakby Esther usiłowała każde słowo wbić mu do głowy.
- Wracamy na górę, już! Brakuje nam tylko kolejnych pożarów i kłopotów przez ciebie! - ryknęła przekrzykując na chwilę ogólny rejwach bójki.
Wcisnęła Ordo butelkę do ręki i sięgnęła rękoma do Veikko. Chwyciła brata 'za szmaty' i choć na taką nie wyglądała, podniosła nieco do góry i zaczęła iść z nim po schodkach.
Młody Väinämöinen przemieszczał się raczej wbrew swej woli, a za to całkiem szybko.
- Ale siostra, o co te nerwy? Toć to nie mieszanka a zwykły spirytus. Zaraz by zgasło, to zupełnie niegroźne jest! Zapewne kontynuowałby swój niezwykle edukacyjny wywód, ale pochwycił spojrzenie siostry, które wyraźnie i jednoznacznie sugerowało, że będzie to działanie nad wyraz nierozsądne. A gdy już przestał paplać mózg Veikka przeszedł na podwyższone obroty. Oczywistą konsekwencją tego, że siostra go przyłapała na gorącym uczynku, i to zarówno w przenośni jak i dosłownie, będzie okazja do zaznajomienia się z kijem. Biorąc poprawkę na humor siostry i rangę przewinienia liczba razów nie powinna przekroczyć 10, no może 15. Nie, jest w lepszym humorze, od kiedy pojawił się szary łysoń. Czyli nie więcej jak 5 razów. Z drugiej strony okno na piętrze nie jest aż tak wysoko. Tak właśnie rozważając i kalkulując ryzyko Veikko dał się zaprowadzić, a raczej zanieść z powrotem do pokoju maga. Zamiast ucieczki pomyślał, że spróbuje wygadać sobie ułaskawienie, z tym rębajłą na miejscu może się udać.
- Ale siostra, to nie moja wina. Tamten człowiek miotał we mnie umeblowaniem. Nie mogłem pozostać mu dłużny, prawda? Honor i w ogóle.... Chłopak rozkręcał się coraz bardziej od czasu do czasu rzucając porozumiewawcze spojrzenia łysemu. Może uda się zagadać siostrę. Oby.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Othe »

Ordo ledwo nadążał za Esther. Powodowana gniewem uzdrowicielka poruszała się z prędkością błyskawicy, a jej oblicze przypominało łowcy rozjuszonego smoka. Zagrożenie ze strony Veikko zdawało się niczym w porównaniu z furią jego siostry.
Obserwując rodzinną awanturę Szary Pies rozmasował ramię, które dziewczyna niemal mu wyrwała. Chwilę później w jego ręce znalazła się butelka ulubionego środka przeciwbólowego. Wzruszywszy ramionami upił spory łyk spirytusu i otrząsnął się wykrzywiając twarz. Nim zdążył choćby pomyśleć o jakości trunku Esther już pędziła z bratem z powrotem na górę. Łowca kroczył za nimi zachęcany porozumiewawczym wzrokiem małego piromana i uśmiechnął się w duchu, gdyż znalazł kolejną okazję aby podążać za uzdrowicielką.
Chłopak coś gadał, ale kobieta nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, z daleka było widać, jak bardzo jest teraz wściekła. Jej dłonie coraz mocniej zaciskały się na ubraniu brata i zapewne rozszarpałaby go, gdyby nie fakt, iż weszli już do pokoju.
- Ale siostra, to nie moja wina. Tamten człowiek miotał we mnie umeblowaniem. Nie mogłem pozostać mu dłużny, prawda? Honor i w ogóle... - młody zaczął się tłumaczyć i co chwila zerkał na Ordo.
Ona już coś miała odpowiedzieć, nabrała powietrza w płuca, ale uchwyciła spojrzenie chłopaka i zamilkła zdziwiona. Wyraz zadumy pojawił się na jej twarzy, jakby przez chwilę starała się zrozumieć, czemu Veikko nie uważa, tylko gapi się na łowcę.
- Vei? - powiedziała jakby z wahaniem.
Potrząsnęła głową i zwróciła się jednak do Ordo.
- I powiedz, jak ja mam mu wytłumaczyć, że podpalanie wszystkiego dookoła, zwłaszcza ludzi jest czymś złym? To chyba nie jest honorowe? - zapytała mężczyzny i rozłożyła bezradnie ręce.
Ordo dyskretnie ukrył butelkę za plecami.
- No, tego... - zaczął - Kiedyś usłyszałem od jednego starucha, że przemoc nie jest rozwiązaniem. To było chwilę przed tym jak go związali i wrzucili do rzeki... Ekhm. Ostatecznie jednak wyszło na jego, bo kilka tygodni później bydło pod miastem padło z powodu choroby wywołanej rozkładającym się trupem w wodopoju. Tak więc - ciągnął spoglądając na zrozpaczonego chłopca - zaniechaj razów, bo jedyne co w ten sposób osiągniesz to jeszcze więcej kłopotów.
Naturalnie Ordo był zupełnie przeciwnego zdania, gdyż ze względu na swoją profesję uważał pięść i kij za najlepszych negocjatorów i nauczycieli. Za wszelką cenę chciał jednak wyjść na człowieka światłego i zaimponować uzdrowicielce.
Westchnął.
- Ostatecznie chłopak tylko się bronił, nie? Pani, masz mądrego brata, na pewno zrozumiał swój błąd.
Szary Pies posłał Veikko wilcze spojrzenie.
- A o honorach wiem niewiele, żaden ze mnie rycerz. Ale jak ktoś takiej postury jak twój brat... to znaczy: pani brat, potrafi stawić czoła karczemnym rozrabiakom, to znaczy to, że ma łeb na karku. - Ordo błysnął zębami rozbawiony bezczelnym kłamstwem, które miał zamiar wypowiedzieć - Też taki byłem, ale mi przeszło.
Wyraz konsternacji pojawił się na twarzy młodej kobiety.
- Tylko... tylko... - zaczęła się jakby wahać.
W końcu ręce jej opadły, westchnęła zrezygnowana i machnęła na to ręką.
- Chyba poczekam, aż ta burda się skończy i wynajmę pokój na noc. Szczęście, że niczego jeszcze nie spalił, to mamy się gdzie zatrzymać. Ja pewnie zostanę z chorym, więc czy mógłbyś ty mieć oko na mojego brata przez noc? - spytała cicho. - Może jemu bardziej brakuje rozmowy z mężczyzną i jakoś tobie by się udało do niego przemówić. I proszę, bądźmy sobie po imieniu, bo to pani mnie chyba nieco postarza.
Uśmiechnęła się szeroko i była już całkowicie spokojna.
Łowca poczuł jakby ktoś przyłożył mu obuchem po łbie. Zamiast mieć oko na brata, wolałby popilnować jego siostry. Mroczne wizje nocnych wykładów z chemii napłynęły do głowy Orda powodując, że dłoń mocniej zacisnęła się na szyjce butelki. Nie dość, że uratował smarkacza, to jeszcze musi go niańczyć. Z drugiej strony piękna blondynka wydawała się być warta jednej zarwanej nocy. Zresztą, może jeszcze uda się coś z niej uratować.
Ordo roześmiał się w duchu na myśl o możliwych romantycznych scenariuszach.
- Zgoda. - wychrypiał - Poważnie z nim porozmawiam. Obiecuję ci, Esther, że twój brat zmieni się nie do poznania!
Uzdrowicielka wyraźnie rozpromieniła się na te słowa. Chyba właśnie mężczyzna zdobył tego upragnionego plusa.
- Dziękuję, po stokroć ci dziękuję - powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha. Uścisnęła jego dłoń i ucałowała w policzek.
Flaszka omal nie wyśliznęła się z dłoni łowcy kiedy po jego ciele przeszedł dreszcz wywołany nagłym zbliżeniem się uzdrowicielki. Nie odpowiedział jej. Usiadł na łóżku obok maga i w odpowiednim momencie, to jest takim, w którym wzrok Esther nie śledził jego ruchów, upił kolejny łyk spirytusu.
Dziewczyna kręciła się po pokoju nasłuchując odgłosów karczemnej awantury. A Szary Pies rzadko odrywał od niej oczy.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Mekow »

Ruth

Kiedy dziewczyna odzyskała przytomność nie podniosła się od razu. Czuła, że ktoś koło niej chodzi, ale tak to jest skoro leży się w przejściu. Ona cieszyła się, że nie chodzili po niej, co nawet mogło mieć miejsce. Słyszała jeszcze odgłosy karczemnej bójki - krzyki, tłuczone szkło i odgłosy walenia w mordę - jak je barwnie zidentyfikowała.
Przesunęła się nieznacznie w bok, aby nie leżeć już na dłoni śmierdzącego jakimś trunkiem krasnoluda i spojrzała w bok - na środek sali. Walczących tam troszkę ubyło, pewnie leżeli teraz na odłodze obok swoich zębów, ale nadal nie było tam bezpiecznie. Szybki rzut okiem na schody prowadzące na górę i zaraz potem już po nich biegła. Zatrzymała się dopiero na górze i dokonała pewnych oględzin. Głowę miała na miejscu, tylko jej twarz była nieco ubrudzona sadzą i włosy miała roztargane bardziej niż zwykle; ubranie miała na sobie, tylko niestety majtki okazały się być mokre -Ruth tupnęła o podłogę- ; jej sakiewka była na miejscu, ale ta druga znaleziona przy pasie krasnoluda gdzieś zniknęła. Dziewczyna uznała, że musiała ją upuścić kiedy... TO, się stało. Z bezpiecznej odległości przez całe schody, dłuższą chwilę szukała wzrokiem zagubionej sakiewki, ale jej nie zauważyła. Z naburmuszoną miną stwierdziła, że nie będzie ryzykować schodzenia na dół i najwyżej poszuka jej później.
Przeszła korytarzem w prawo i dotarła do swojego pokoju. Wyciągnęła z kieszeni klucz i weszła do środka. Niezbyt czysty, mały pokoik z pryczą na środku, świadczył o zamożności zajmującej go osoby. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i z leżącego na podłodze niewielkiego zielonego plecaczka wyciągnęła bieliznę na zmianę - przecież nie może chodzić w tej mokrej. Zmieniła ją i od razu poczuła się nieco lepiej. Następnie przeczesała palcami włosy i poślinioną ręką starła sadzę z twarzy. Przynajmniej tak myślała, że starła, gdyż w rzeczywistości pozbyła się najwyżej połowy zabrudzenia, a resztę po prostu roztarła. Niezbyt to pasowało do jej pomalowanych czerwoną szminką ust. Dziewczyna schowała co po cenniejsze dla niej przedmioty do plecaczka, były wśród nich sakiewka i szczęśliwe kostki. Zostawiła plecak na wierzchu, tak aby w razie czego mogła go szybko stąd zabrać - często się zdarzało, że musiała uciekać.
Następnie wyszła z pokoju i zamknęła go na klucz. Idąc korytarzem schowała go sobie bezpiecznie do kieszeni. Zatrzymała się nad schodami. Odgłosy jasno świadczyły, że nie wszyscy jeszcze zakończyli dzisiejszy dzień. Usiadła na najwyższym stopniu, stopy stawiając na o jeden niższym i pochyliła głowę opierając ją bokiem o swoje kolana. Patrzyła na to co się dzieje w karczmie. W ten sposób jako jedna z pierwszych będzie wiedziała kiedy się skończy i zaraz potem ruszy "na sakiewki", bo o niedopite drinki będzie nieco trudniej. Wydawało jej się, że w tym miejscu jest bezpieczna, choć mogła się mylić.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Qin Shi Huang »

Wężyk pierwszy raz widziała tak szybką osobę. Elf biegł z zadziwiającą prędkością. Mimo krzyków, strażnicy nie zaprzestali zamykania bramy. Elf strzelił do strażnika, jednak w biegu miał utrudnione zadanie. Nie trafił, lecz zdążył prezeskoczyć przez bramę. Wężyk przywaliła z impetem o zamknięte wrota. Później poczuła, ze coś mocno walnęło ją w tyłek. Gdy rozejrzała się, zauważyła że to była ziemia.
-Hehehe.... poseł tak? - Zaśmiał się strażnik i chwycił ją. Nie chciał zniszczyć jej skóry. Chwycił lekko. To był jego błąd....


Po kilku godzinach burda na dole się skończyła. Wszystko ucichło i słychać było jedynie chrapanie walczących. Ruth nie miała wiele do roboty. Po jakims czasie, zobaczyła ze tamten chłopakod którego tak oberwała, przechodzi do jakiegoś pokoju w towarzystwie tamtego łysola. Esther szybko zeszła na dół i zamówiła pokój. Wcale nie był jednak przeznaczony dla niej. Gdy wróciła, szybko oznajmiła ze mają się do niego przenieść. Sama została aby zająć się czarodziejem
Na szczęście miała jeszcze dość medykamentów na kilka dni, ale przy tak licznych ranach i poparzeniach znikały jej w oczach. Westchnęła, odgarnęła włosy na plecy i znowu schowała warkocz pod sukienkę. Zaczęła powoli i delikatnie rozsmarowywać maść na przypieczonym ciele czarodzieja i od czasu do czasu gadała coś do siebie pod nosem.
- Z tymi facetami to tak jest, bezużyteczne to takie... i plącze się pod nogami... i przeszkadza tylko... nic by nie robili, ino w mordę sobie dawali... pfff... Ech, czy oni muszą być tacy... milusi i przystojni? - zapytala samą sobie i zachichotała.
Po chwili jednak zreflektowała się, że może choremu przeszkadzać i szybko zamilkła.
- Wybacz - bąknęła tylko zawstydzona.
-Nie przejmuj się. Nareszcie jakieś normalne rozmowy.... bez polityki i bez knowań... - powiedział dość naturalnie mag. Poruszył się a kilka strupów odpadło, ukazując wcale nie bardzo zniszczoną skórę.
Uzdrowicielka niemal podskoczyła zaskoczona i wystraszona. Spojrzała się na niego szeroko otwartymi oczami i lekko otworzyła usta.
- Ee.. Yy.. Jak? Ale... - zaczęła się jąkać i mało nie upuściła smarowidła. - Już się pan lepiej czuje i może mówić?!
Była totalnie zszokowana, przecież jakiś czas temu był ledwo żywy. Cholerna magia...
-Tak... Ale wyczerpał mi się kryształ... - powiedział i wysypał z dłoni błyszczący pył.
-Ale dziekuję bardzo. Strasznie to bolało... Pomogłas mi.... - Spróbował wstać, jednak na to było jeszcze za wcześnie. Z całej twarzy odpadły strupy. Twarz była zniszczona, ale dużo mniej niż mogłyby na to wskazywać obrażenia.
-Ehh... dałem się zaskoczyć... okazało się, że mieli czarownika... Zgłosił się już ktoś do pracy? - Zapytał
- Cóż... - zamyśliła się. - Nie jestem pewna, ale obawiam się, że zarówno mój brat jak i Ordo zastanawiali się już nad tym. To jedynie domysły, ale cóż innego ten mały łobuz mógłby chcieć od wojownika? - spytała i uśmiechnęła się lekko.
- Czy coś powinnam im przekazać? Czy to bardzo... niebezpieczne?
-Cóż... jest tam czarownik... nawet groźny... jak widać. Bandytów nie jest wielu. Mniej więcej 10 osobowy oddział... Kiepsko uzbrojeni. Nie wolno otwierać kuferka jeśli go zdobędą. To tyle - wyjaśnił rzeczowo i opał na łózko.
- Powiem im... - westchnęła. - Ale nie jestem pewna, czy powinnam ich puszczać, chyba lepiej też pójdę z nimi. Choćby żeby Veikko przypilnować, jak znam życie, to ta mała łajza zaraz się dobierze do twego kuferka - stwierdziła i skrzywiła się lekko, ale oczy miała wesołe.
-Nie ma takiej możliwości. Jak spróbuje, zamienię go w ropuchę i upiekę na wolnym ogniu - powiedział ostro.
- Jesli nie masz jeszcze dla mnie jakichś zalecień, to poradze już sobie sam. - Machnął ręką a buteleczka ze stolika wystrzeliła i wylądowała w jego dłoni.
Lekko się zmieszała, kiwnęła szybko głową i wstała.
- To ja już sobie pójdę, ale będę tu co jakiś czas do pana zaglądać. Ach, na imię mi Esther - powiedziała kierując się do drzwi.
- Dogramir - odpowiedział jej po machnął ręką na pożegnanie.
Wyszła na korytarz i pierwsze co, to skierowała się do pokoju chłopaków. Zapukała dość głośno i poczekała...
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

Kesrak

- Heh... nie trafiłem, a jednak jakoś wyszło... mimo to musze coś zrobić z tym cholernym ramienie...? Wezyk?
Elf intuicyjnie wyczół, że jego przyjaciółki nie ma. Po pewnym czasie, lecz intuicyjnie.
*Czasu na namysł pewnie mam niewiele, ale jak tam teraz wleźć? w Scota'aien nie uczą oblegania*
Kesrak nie miał żadnego zamiaru opuścić tak po prostu pięknej kobiety, ale chyba nie wystarczy zapukać...
Mimo wszystko spróbował. *Trzeba próbować wszystkiego.* jak mawiała Eadwena..., szczególnie w takiej sytuacji.
Łucznik wpierw szybko ocenił czy zdoła się wspiąć po tym murze, a ten raczej nie należał do jednych z nielicznych rzeczy na jakie by nie mógł, lecz jeśli to niemożliwe przywiązuje linę do strzały.
Potym oczywiście strzela strzałą w pierwszy lepszy trwały, mocny, miększy od żelaza, oraz giętki element.... wbrew legendom o bohaterach nie ma ich przy każdym murze - z napisami:
"Gdyby z jakiejść przyczyny strażnicy nie chcieli cię wpuścić lub zamierzasz oblegać miasto użyj mnie"

.... jednak zawsze jest jakaś szansa....
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Zablokowany