[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
WPYLiE:
Wiem, miał być żubr, ale pisałem ten up w dwóch turach i pokopało mi isę coś...
Erytryn nie za bardzo miał się jak położyc. Ledwo usiadł kolo Arilyn i już chciał coś powiedzieć, gdy elfka oparła się o niego i zasnęła. Mistyk spojrzał zdezorientowanym spojrzeniem na Torosara, który zwiesił glowę. - Taa... ja obejmę wartę. Nieumarli nie śpią... - odpowiedzial Ugurthowi. Spojrzał jeszcze raz na Erytryna. Chyba nie będzie czuwał samotnie... Mistyk nie ruszy sie o milimetr, zeby nie budzić Arilyn... Nieumarły westchnał i zmienił bron w włócznię, gdy stał za pelcami Erytryna. Delikatnie ukuł go w lewą reke i mistyk padł na prawo za plecy śpiacej elfki. Ta dalej spała jak kamień, tyle tylko ze jej głoa zsunęła się na udo mistyka. Torosar skina łgłową. -Nie ma za co - mruknał. Podszedł do każdego z osobna. Wszyscy spali. Obóz ucichł, zaś nieumarły dorzucał drwa do ognia. nadir obudził sie na chwilkę, gdy nieumarły używał kuszy z płonacymi beltami do odpędzania wilków. Torosar skinał mu głową i drakon zasnął ponownie...
Eltharond:
Rozległ się chichot, który przeleciał przez korytarz niczym ciśnięte ostrze. Bardzo złośliwy...
- Nieumarli - rzucił jeden z Deamitów. - Zapewne zaatakowali i opanowali ruiny. Może być ciężko - uzupełnił Furiusz. W korytarzu zrobiło się nienaturalnie ciemno. Mrok tężał. Deaminci oswietlali najbliższy teren kulami chaosu. Ich blask ledwie odkrywał ściany korytarza. - Musimy się udać na otwartą przestrzeń, lub chociaż do większej sali - stwierdziła szybko Frenza.
Yang Lou:
Kobieta na chwilkę przerosiła Yanga. Powiedziała, ze spotkają się w pokoju. gdy szermierz skonczył pic i został juz wychwalony pod niebiosa przez symbionta udał się na górę po schodach. Iseris juztam była. Siedział na swoim łózku, czytając ksiażke. - Byłam w łaźni - stwierdziła. Miał na sobie inne ubranie, o którego istnieniu Yang nie wiedział. Była to w sumie koszula nocna. Sięgała niemal do kolan i miala niezbyt wielki dekolt, acz odsłaniała ramiona. Kobieta miała rozpuszczone włosy... Ich spojrzenia spotkały się. - No co? - bąkneła. -Kładź siespać - machnełą ręką, odlożyła ksiazkę i wsunęła się pod kołdrę.
Noc byął cieżka. W koszmarach Yang widział dziwne rzeczy. Masaistot demonicznego pochodzenia szarżowała na niego, a on rozdzierał je gołymi rękoma. wreszcie zaczął tonąć w ich wnętrznościach, które paliły jego skórę...
Obudził się. Iseris siedział koło neigo na łózku i trzymała dloń na jego czole. - Miałeś koszmar... zdecydowałam, ze cię zbudzę - stwierdziła, odejmujac dłoń. - Popatrz w okno to zapomnisz szybciej - wskazała rozgwieżdżone niebo. Łóżko szermierza lekko skrzypnęło, gdy kobieta wstała. Iseris uśmeichnełą się słabo do yanga i wróciła do swego łóżka.
Wiem, miał być żubr, ale pisałem ten up w dwóch turach i pokopało mi isę coś...
Erytryn nie za bardzo miał się jak położyc. Ledwo usiadł kolo Arilyn i już chciał coś powiedzieć, gdy elfka oparła się o niego i zasnęła. Mistyk spojrzał zdezorientowanym spojrzeniem na Torosara, który zwiesił glowę. - Taa... ja obejmę wartę. Nieumarli nie śpią... - odpowiedzial Ugurthowi. Spojrzał jeszcze raz na Erytryna. Chyba nie będzie czuwał samotnie... Mistyk nie ruszy sie o milimetr, zeby nie budzić Arilyn... Nieumarły westchnał i zmienił bron w włócznię, gdy stał za pelcami Erytryna. Delikatnie ukuł go w lewą reke i mistyk padł na prawo za plecy śpiacej elfki. Ta dalej spała jak kamień, tyle tylko ze jej głoa zsunęła się na udo mistyka. Torosar skina łgłową. -Nie ma za co - mruknał. Podszedł do każdego z osobna. Wszyscy spali. Obóz ucichł, zaś nieumarły dorzucał drwa do ognia. nadir obudził sie na chwilkę, gdy nieumarły używał kuszy z płonacymi beltami do odpędzania wilków. Torosar skinał mu głową i drakon zasnął ponownie...
Eltharond:
Rozległ się chichot, który przeleciał przez korytarz niczym ciśnięte ostrze. Bardzo złośliwy...
- Nieumarli - rzucił jeden z Deamitów. - Zapewne zaatakowali i opanowali ruiny. Może być ciężko - uzupełnił Furiusz. W korytarzu zrobiło się nienaturalnie ciemno. Mrok tężał. Deaminci oswietlali najbliższy teren kulami chaosu. Ich blask ledwie odkrywał ściany korytarza. - Musimy się udać na otwartą przestrzeń, lub chociaż do większej sali - stwierdziła szybko Frenza.
Yang Lou:
Kobieta na chwilkę przerosiła Yanga. Powiedziała, ze spotkają się w pokoju. gdy szermierz skonczył pic i został juz wychwalony pod niebiosa przez symbionta udał się na górę po schodach. Iseris juztam była. Siedział na swoim łózku, czytając ksiażke. - Byłam w łaźni - stwierdziła. Miał na sobie inne ubranie, o którego istnieniu Yang nie wiedział. Była to w sumie koszula nocna. Sięgała niemal do kolan i miala niezbyt wielki dekolt, acz odsłaniała ramiona. Kobieta miała rozpuszczone włosy... Ich spojrzenia spotkały się. - No co? - bąkneła. -Kładź siespać - machnełą ręką, odlożyła ksiazkę i wsunęła się pod kołdrę.
Noc byął cieżka. W koszmarach Yang widział dziwne rzeczy. Masaistot demonicznego pochodzenia szarżowała na niego, a on rozdzierał je gołymi rękoma. wreszcie zaczął tonąć w ich wnętrznościach, które paliły jego skórę...
Obudził się. Iseris siedział koło neigo na łózku i trzymała dloń na jego czole. - Miałeś koszmar... zdecydowałam, ze cię zbudzę - stwierdziła, odejmujac dłoń. - Popatrz w okno to zapomnisz szybciej - wskazała rozgwieżdżone niebo. Łóżko szermierza lekko skrzypnęło, gdy kobieta wstała. Iseris uśmeichnełą się słabo do yanga i wróciła do swego łóżka.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou i Shreth
- Dziękuję - powiedział, siadając na łóżku i spoglądając na okno. Za chwilę spróbował przenieść wzrok na nią, ale jeśli ciągle patrzyła w jego stronę, kontynuuował gapienie się w okno.
*Masz z tym coś wspólnego?* - rzucił do symbionta. - *Czy to tylko zwyczajny, uczciwy, niemagiczny koszmar?*
Cholera, pomyślał, jeśli ma mi się coś takiego śnić co noc, to prędzej czy później trafi mnie szlag...
Gapił się w okno, co chwilkę sprawdzając czy Iseris nie przysnęła, albo choć nie odwróciła się do ściany, żeby mógł patrzeć na nią zamiast w gwiazdy. Był całkowicie pewien, że to mu pomoże uspokoić się dużo szybciej.
- Dziękuję - powiedział, siadając na łóżku i spoglądając na okno. Za chwilę spróbował przenieść wzrok na nią, ale jeśli ciągle patrzyła w jego stronę, kontynuuował gapienie się w okno.
*Masz z tym coś wspólnego?* - rzucił do symbionta. - *Czy to tylko zwyczajny, uczciwy, niemagiczny koszmar?*
Cholera, pomyślał, jeśli ma mi się coś takiego śnić co noc, to prędzej czy później trafi mnie szlag...
Gapił się w okno, co chwilkę sprawdzając czy Iseris nie przysnęła, albo choć nie odwróciła się do ściany, żeby mógł patrzeć na nią zamiast w gwiazdy. Był całkowicie pewien, że to mu pomoże uspokoić się dużo szybciej.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Eltharond
Ponownie zatrzymał całą ekipę. Chciał wykorzystać to, że nieumarli nie mają słuchu, a jak nawet to i tak nie wiele z niego pozostało, a ktoś kto ich prowadzi jest daleko, na przekazanie rozkazów. Stał przez moment w milczeniu, zastanawiając się co zrobić w takiej sytuacji.
- Tiamath! Ty jako największy z nas zobacz gdzie jest najbliższa sala i wskaż ją nam. - powiedział cicho.
- Deamici zgaście kule chaosu. Nie możecie trafić mocy. Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem. Za chwilę nasze oczy przyzwyczają się do nich i będziemy widzieć tu dość dobrze. Do rzeczy! Musimy zachować jak największą ciszę. Ci, którzy potrafią się skradać, niechaj to robią. Ci, którzy mają z tym problem niech się nauczą teraz. Formacja ma być taka... Najsilniejsi stoją z przodu, Deamici w środku, a reszta z tyłu. Ci, którzy będą stali na przedzie... Postarajcie się nie zasłaniać Deamitom. To klucz do naszego przejścia, a co ważniejsze do przetrwania. Nasłuchujcie wszelakich oznak ruchu nieumarłych. Deamici jak coś usłyszycie, bądź ktoś wam da znak to zaatakujcie źródło tego dźwięku bombami. Musicie być szybcy i skuteczni! Nie wiemy czym kierują się tamci by nas znaleźć i zabić. Musicie też uważać! Jeżeli atak może być niebezpieczny dla kogoś z drużyny, zaprzestańcie go wtedy natychmiast. Ci, którzy posiadają parę w rękach na pewno bez trudu rozprawią się z umarłymi. W końcu dobry cios potrafi zmiażdżyć kości. Nie strońcie też od kopnięć. Odpowiednio silne kopnięcie nie zostawi prawie nic z chodzącego szkieletu. - powiedział cicho, chodź tak by każdy kto miał usłyszeć jego przemowę usłyszał ją.
" Coś mi mówi, że im bardziej angażuję się w te misje tym bardziej oddalam się od moich dawnych marzeń... W końcu po co komu tworzyć gildię skoro tak jest o wiele lepiej? A może służenie Azazelowi to moje przeznaczenie i to ono ma mi pokazać co najprawdę jest moim celem i do czego dążę? "
Potem rozkazał, by iść (a właściwie skradać się) dalej wgłąb ciemnego korzytarza.
Ponownie zatrzymał całą ekipę. Chciał wykorzystać to, że nieumarli nie mają słuchu, a jak nawet to i tak nie wiele z niego pozostało, a ktoś kto ich prowadzi jest daleko, na przekazanie rozkazów. Stał przez moment w milczeniu, zastanawiając się co zrobić w takiej sytuacji.
- Tiamath! Ty jako największy z nas zobacz gdzie jest najbliższa sala i wskaż ją nam. - powiedział cicho.
- Deamici zgaście kule chaosu. Nie możecie trafić mocy. Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem. Za chwilę nasze oczy przyzwyczają się do nich i będziemy widzieć tu dość dobrze. Do rzeczy! Musimy zachować jak największą ciszę. Ci, którzy potrafią się skradać, niechaj to robią. Ci, którzy mają z tym problem niech się nauczą teraz. Formacja ma być taka... Najsilniejsi stoją z przodu, Deamici w środku, a reszta z tyłu. Ci, którzy będą stali na przedzie... Postarajcie się nie zasłaniać Deamitom. To klucz do naszego przejścia, a co ważniejsze do przetrwania. Nasłuchujcie wszelakich oznak ruchu nieumarłych. Deamici jak coś usłyszycie, bądź ktoś wam da znak to zaatakujcie źródło tego dźwięku bombami. Musicie być szybcy i skuteczni! Nie wiemy czym kierują się tamci by nas znaleźć i zabić. Musicie też uważać! Jeżeli atak może być niebezpieczny dla kogoś z drużyny, zaprzestańcie go wtedy natychmiast. Ci, którzy posiadają parę w rękach na pewno bez trudu rozprawią się z umarłymi. W końcu dobry cios potrafi zmiażdżyć kości. Nie strońcie też od kopnięć. Odpowiednio silne kopnięcie nie zostawi prawie nic z chodzącego szkieletu. - powiedział cicho, chodź tak by każdy kto miał usłyszeć jego przemowę usłyszał ją.
" Coś mi mówi, że im bardziej angażuję się w te misje tym bardziej oddalam się od moich dawnych marzeń... W końcu po co komu tworzyć gildię skoro tak jest o wiele lepiej? A może służenie Azazelowi to moje przeznaczenie i to ono ma mi pokazać co najprawdę jest moim celem i do czego dążę? "
Potem rozkazał, by iść (a właściwie skradać się) dalej wgłąb ciemnego korzytarza.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith
Elfka spała głęboko. Manewr Torosara nie był w stanie jej obudzić za żadne skarby świata. Spała dalej z głową opartą na udzie Erytryna. Po kilku minutach skuliła się podciągając nogi w stronę klatki piersiowej i przez sen podkładając jedną rękę pod nogę mistyka, na której miała głowę, a drugą opierając powyżej jego kolana, przed swoją twarzą. Spała spokojnie... Tu przy ogniu było jej ciepło... No i trafiła jej sie wygodna i przyjemna poduszka.
Budzić zaczęła się nad ranem koło świtu. Poruszyła się wpierw, po czym westchnęła głeboko przykrywając się bardziej płaszczem. Nad ranem było chłodno... Znajdowała się w stanie półsnu i zaczynała się trochę wiercić.
Erytryn był tak zmeczony że nawet nie zmienił tempa oddechu. Lezał dalej spokojnie z czołem opartym o okolice kręgosłupa elfki.
Dziewczyna trwała w tym stanie jakąś godzinę lub dwie. O tej porze dnia ciężko to określić. W końcu jednak, zdecydowanie zmieniła pozycję. Dłoń którą miała pod swoją "poduszką" zostawiła na miejscu tylko poruszyła palcami. Drugą przecierała właśnie oczy. Teraz leżała już na plecach. Światło dnia trochę ją drazniło więc mamrotała cos pod nosem. Jeszcze nie zauważyła, że to Erytryn robił jej za poduszkę i grzejnik...
Mistyk mruknął cos i spał dalej. Tyle tylko, ze był twarzą do ziemi... Podczas obracania sie elfka sprawiłą, zę jego twarz skierowała sie w dół...
Elfka w koncu otworzyla oczy i oslaniajac je od swiatla rozejrzala sie wokol. Bylo jej nagle zimno... Poza tym troche zdziwilo ja to ze ma cos pod glowa. Obejrzala sie za siebie i uniosla brwi. Podążyła tym tropem... I zobaczyła spiącego Mistyka.
- Hmm... - baknela sennie po czym okryła go swoim płaszczem i podjęła próbę oswobodzenia dłoni.
Mistyk otworzył jedno oko.
- Jak sie spało? - zapytał półprzytomnie, próbujac usiąść.
- Mhm... Oh! Obudziłam cię... Przepraszam - bąknęła. Przestała kombinować jak odzyskać dłoń. Rozluźniła się.
- Gdzie ci się spieszy? - bąknęła trochę jeszcze nie kontaktując.
- W sumei nie... - Mistyk przetarł zalepione oczy. – Twardo spalem... Wszystko mnie boli - jęknął. - Ale chociaż jestem wypoczęty - dodał weselej. Przeciągnął się i drgnął, słysząc serię chrupnieć. - Aj.. - pisnął, zastygajac w bezruchu.
- Ojej... - elfka się skrzywiła. Z zadziwiającą łatwością uwolniła dłoń. Łatwiej coś zrobić gdy się tego nie kontroluje...
- Gdzie boli? - spytała z troską w głosie przeciągając dłonią po plecach Erytryna.
Erytryn chwilę milczał.
- Kręgoslup - padł na brzuch odpowiedziawszy. - Cały.. ajjj....
Arilyn z zatroskaną miną zaczęła delikatnie rozmasowywać kręgosłup Mistyka. Stopniowo i powoli żeby nie zadawać mu bólu i rozgrzać mięśnie.
Mistyk pojękiwał i syczał raz po raz.
- Aj.. dobrze... ojej... uj.. - i obudził tym samym cały obóz , który jeszcze nie spał. Torosar rechotał w głębi swego hełmu, ogladajac scenkę...
Elfka spojrzała z wyrzutem na Torosara i kontynuowała.
- Rozluźnij się... Jesteś spięty... - powiedziała cicho i przesunęła dłonie na jego ramiona obolałego mężczyzny by pomóc mu rozluźnić mięśnie
Po jakims czasie mistyk wreszcie był w stanie poruszac sie bez przeszkód. W tym czasie Torosar upolował siedem królików na śnaidanie.
- Następnym razem ja stawiam ci pokój w zajeździe - powiedział mistyk, uśmiechajac sie do Arilyn - Wielkie dzięki.
Elfka się uśmiechnęła i wykorzystała to że Mistyk leży sobie na ziemi, w tej chwili na jej płaszczu, którym go przykryła wcześniej, i przytuliła się do niego nie przygniatajac go jednak.
- Czy mi się zdaje, czy przeważnie mi stawiasz - zaśmiała się. - To było bezinteresowne - dodała z uśmiechem
- Wiem, dlatego się odwdzieczam - Mistyka pozytywnie zaskoczył gest Arilyn. Nie miał jak jej objąć. - Dobra, moze jednak wstane? - zachichotał. - Nie ze mi niewygodnie czy źle, ale Torosar na nas dziwnie patrzy, pewnie reszta brygady również...
- Torosar nie ma nic do gadania. Juz się dziś nabijał. Wystarczy mu - bąknęła i pokazała język nieumarłemu, powoli wypuszczając Mistyka z objęć. Dopiero po chwili dotarła do niej wzmianka o reszcie brygady.
- Hm... Uch... - bąknęła, puściła zupełnie mistyka i z naburmuszoną miną i lekkim rumieńcem wydęła lekko wargi w wyrazie buntu.
Mistyk się podniósł i odetchnął.
- Dobra, to bierzemy się za te futerkowce, nie? -zapytał, wskazujac zdobycze Torosara.
- Em... Arilyn, mogłabys? - zapytal.
- Jasne - elfka wzięła się za oprawianie zdobyczy nieumarłego. Chyba z całej paczki to ona miała w tym największą wprawę. W końcu to ona zaopatrywała od dłuższego czasu rodzinę w żywność i to ona musiała ja przygotować do zjedzenia... Przygotowania do śniadania szły więc szybko i sprawnie. Po chwili mięsko już się piekło i/lub wędziło (niepotrzebe skreślić).
Elfka spała głęboko. Manewr Torosara nie był w stanie jej obudzić za żadne skarby świata. Spała dalej z głową opartą na udzie Erytryna. Po kilku minutach skuliła się podciągając nogi w stronę klatki piersiowej i przez sen podkładając jedną rękę pod nogę mistyka, na której miała głowę, a drugą opierając powyżej jego kolana, przed swoją twarzą. Spała spokojnie... Tu przy ogniu było jej ciepło... No i trafiła jej sie wygodna i przyjemna poduszka.
Budzić zaczęła się nad ranem koło świtu. Poruszyła się wpierw, po czym westchnęła głeboko przykrywając się bardziej płaszczem. Nad ranem było chłodno... Znajdowała się w stanie półsnu i zaczynała się trochę wiercić.
Erytryn był tak zmeczony że nawet nie zmienił tempa oddechu. Lezał dalej spokojnie z czołem opartym o okolice kręgosłupa elfki.
Dziewczyna trwała w tym stanie jakąś godzinę lub dwie. O tej porze dnia ciężko to określić. W końcu jednak, zdecydowanie zmieniła pozycję. Dłoń którą miała pod swoją "poduszką" zostawiła na miejscu tylko poruszyła palcami. Drugą przecierała właśnie oczy. Teraz leżała już na plecach. Światło dnia trochę ją drazniło więc mamrotała cos pod nosem. Jeszcze nie zauważyła, że to Erytryn robił jej za poduszkę i grzejnik...
Mistyk mruknął cos i spał dalej. Tyle tylko, ze był twarzą do ziemi... Podczas obracania sie elfka sprawiłą, zę jego twarz skierowała sie w dół...
Elfka w koncu otworzyla oczy i oslaniajac je od swiatla rozejrzala sie wokol. Bylo jej nagle zimno... Poza tym troche zdziwilo ja to ze ma cos pod glowa. Obejrzala sie za siebie i uniosla brwi. Podążyła tym tropem... I zobaczyła spiącego Mistyka.
- Hmm... - baknela sennie po czym okryła go swoim płaszczem i podjęła próbę oswobodzenia dłoni.
Mistyk otworzył jedno oko.
- Jak sie spało? - zapytał półprzytomnie, próbujac usiąść.
- Mhm... Oh! Obudziłam cię... Przepraszam - bąknęła. Przestała kombinować jak odzyskać dłoń. Rozluźniła się.
- Gdzie ci się spieszy? - bąknęła trochę jeszcze nie kontaktując.
- W sumei nie... - Mistyk przetarł zalepione oczy. – Twardo spalem... Wszystko mnie boli - jęknął. - Ale chociaż jestem wypoczęty - dodał weselej. Przeciągnął się i drgnął, słysząc serię chrupnieć. - Aj.. - pisnął, zastygajac w bezruchu.
- Ojej... - elfka się skrzywiła. Z zadziwiającą łatwością uwolniła dłoń. Łatwiej coś zrobić gdy się tego nie kontroluje...
- Gdzie boli? - spytała z troską w głosie przeciągając dłonią po plecach Erytryna.
Erytryn chwilę milczał.
- Kręgoslup - padł na brzuch odpowiedziawszy. - Cały.. ajjj....
Arilyn z zatroskaną miną zaczęła delikatnie rozmasowywać kręgosłup Mistyka. Stopniowo i powoli żeby nie zadawać mu bólu i rozgrzać mięśnie.
Mistyk pojękiwał i syczał raz po raz.
- Aj.. dobrze... ojej... uj.. - i obudził tym samym cały obóz , który jeszcze nie spał. Torosar rechotał w głębi swego hełmu, ogladajac scenkę...
Elfka spojrzała z wyrzutem na Torosara i kontynuowała.
- Rozluźnij się... Jesteś spięty... - powiedziała cicho i przesunęła dłonie na jego ramiona obolałego mężczyzny by pomóc mu rozluźnić mięśnie
Po jakims czasie mistyk wreszcie był w stanie poruszac sie bez przeszkód. W tym czasie Torosar upolował siedem królików na śnaidanie.
- Następnym razem ja stawiam ci pokój w zajeździe - powiedział mistyk, uśmiechajac sie do Arilyn - Wielkie dzięki.
Elfka się uśmiechnęła i wykorzystała to że Mistyk leży sobie na ziemi, w tej chwili na jej płaszczu, którym go przykryła wcześniej, i przytuliła się do niego nie przygniatajac go jednak.
- Czy mi się zdaje, czy przeważnie mi stawiasz - zaśmiała się. - To było bezinteresowne - dodała z uśmiechem
- Wiem, dlatego się odwdzieczam - Mistyka pozytywnie zaskoczył gest Arilyn. Nie miał jak jej objąć. - Dobra, moze jednak wstane? - zachichotał. - Nie ze mi niewygodnie czy źle, ale Torosar na nas dziwnie patrzy, pewnie reszta brygady również...
- Torosar nie ma nic do gadania. Juz się dziś nabijał. Wystarczy mu - bąknęła i pokazała język nieumarłemu, powoli wypuszczając Mistyka z objęć. Dopiero po chwili dotarła do niej wzmianka o reszcie brygady.
- Hm... Uch... - bąknęła, puściła zupełnie mistyka i z naburmuszoną miną i lekkim rumieńcem wydęła lekko wargi w wyrazie buntu.
Mistyk się podniósł i odetchnął.
- Dobra, to bierzemy się za te futerkowce, nie? -zapytał, wskazujac zdobycze Torosara.
- Em... Arilyn, mogłabys? - zapytal.
- Jasne - elfka wzięła się za oprawianie zdobyczy nieumarłego. Chyba z całej paczki to ona miała w tym największą wprawę. W końcu to ona zaopatrywała od dłuższego czasu rodzinę w żywność i to ona musiała ja przygotować do zjedzenia... Przygotowania do śniadania szły więc szybko i sprawnie. Po chwili mięsko już się piekło i/lub wędziło (niepotrzebe skreślić).

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Ukhm, ja nie za bardzo się na tym znam, mogę conajwyżej wam umyć te skóry... -powiedział jeszcze odrobinę zaspany. A jakież to mamy plany na dzisiaj? - zapytał ciekawy - jak zwykle...
Ukhm, ja nie za bardzo się na tym znam, mogę conajwyżej wam umyć te skóry... -powiedział jeszcze odrobinę zaspany. A jakież to mamy plany na dzisiaj? - zapytał ciekawy - jak zwykle...
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Nadir
Drakon przeciągnął się i głęboko odetchnął. Skóry się przydadzą jak najbardziej. Możemy z nich zrobić pledy albo coś cieplejszego do okrycia. O ile ciepłe ciuchy się przydadzą w dalszej drodze, która prowadzi nas teraz do... i tu znacząco zawiesił głos. Miał nadzieję, że ktoś z "wyżej postawionych" zrozumie. Sam poszedł z czarodziejem. Gdy tamten już obmył skóry on zabierał się za wyprawianie i wykańczanie ich. Robił z nich długie pasy, w sam raz na koc lub ewentualny materiał do szycia.
Drakon przeciągnął się i głęboko odetchnął. Skóry się przydadzą jak najbardziej. Możemy z nich zrobić pledy albo coś cieplejszego do okrycia. O ile ciepłe ciuchy się przydadzą w dalszej drodze, która prowadzi nas teraz do... i tu znacząco zawiesił głos. Miał nadzieję, że ktoś z "wyżej postawionych" zrozumie. Sam poszedł z czarodziejem. Gdy tamten już obmył skóry on zabierał się za wyprawianie i wykańczanie ich. Robił z nich długie pasy, w sam raz na koc lub ewentualny materiał do szycia.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou:
*Nie. Byłeś w piekle, wiec czego się spodziewasz? Nie odczuwasz bezpośrednio uszkodzenia psyche bo masz mnie, ale pewne efekty uboczne jednak pozostają* stwierdził symbiont. Isers zasnęła bardzo szybko. Była zmęczona bardziej niż była skłonna przyznać. Gdzieś na ryneczku przed gospodą cos metalowego upadło z brzękiem na bruk.
Eltharond:
- Skradanie się jest zbędne. To nieumarli - stwierdził głos gdzieś z sufitu. - Musiałbyś być niewidzialny - dodał ten sam głos gdzieś z tyłu. jak ja rozległo się tuż koło ucha Eltharonda. Demony rzuciły się w stronę przywódcy, ale nie schwytały właściciela głosu. W powietrzu rozległ się śmiech kogoś kto był wszędzie nigdzie zarazem.
*Nie. Byłeś w piekle, wiec czego się spodziewasz? Nie odczuwasz bezpośrednio uszkodzenia psyche bo masz mnie, ale pewne efekty uboczne jednak pozostają* stwierdził symbiont. Isers zasnęła bardzo szybko. Była zmęczona bardziej niż była skłonna przyznać. Gdzieś na ryneczku przed gospodą cos metalowego upadło z brzękiem na bruk.
Eltharond:
- Skradanie się jest zbędne. To nieumarli - stwierdził głos gdzieś z sufitu. - Musiałbyś być niewidzialny - dodał ten sam głos gdzieś z tyłu. jak ja rozległo się tuż koło ucha Eltharonda. Demony rzuciły się w stronę przywódcy, ale nie schwytały właściciela głosu. W powietrzu rozległ się śmiech kogoś kto był wszędzie nigdzie zarazem.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Eltharond
- Przygotować się do odwrotu! - powiedział patrząc w głąb ciemności.
Starał się dojrzeć przed sobą cokolwiek.
- Deamici! Zbombardujcie to co przed wami. Starajcie się wykonać atak dokładnie wgłąb korytarza. Potem wycofujemy się. - rozkazał.
Po dwóch seriach zarządził w miarę szybki odwrót.
Przed bramą kazał się zatrzymać.
- Jeżeli ktoś z nas ma tam zginąć lepiej dmuchać na zimne. Nie wracajmy póki co do środka. Rozwalmy ten korytarz w drobny mak! Deamici! Bombardujcie! Reszta niech się przygotuje na ewentualny wysyp żywych trupów. Być może będzie trzeba walczyć z niedobitkami. Po za tym musimy chronić się przed pyłami jakie powstaną z bombardowania. Bądźcie na to gotowi. - zarządził
" Oby byli gotowi na wszystko. Nie wiadomo co tu jeszcze może nas spotkać "
- Przygotować się do odwrotu! - powiedział patrząc w głąb ciemności.
Starał się dojrzeć przed sobą cokolwiek.
- Deamici! Zbombardujcie to co przed wami. Starajcie się wykonać atak dokładnie wgłąb korytarza. Potem wycofujemy się. - rozkazał.
Po dwóch seriach zarządził w miarę szybki odwrót.
Przed bramą kazał się zatrzymać.
- Jeżeli ktoś z nas ma tam zginąć lepiej dmuchać na zimne. Nie wracajmy póki co do środka. Rozwalmy ten korytarz w drobny mak! Deamici! Bombardujcie! Reszta niech się przygotuje na ewentualny wysyp żywych trupów. Być może będzie trzeba walczyć z niedobitkami. Po za tym musimy chronić się przed pyłami jakie powstaną z bombardowania. Bądźcie na to gotowi. - zarządził
" Oby byli gotowi na wszystko. Nie wiadomo co tu jeszcze może nas spotkać "

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou i Shreth
Iseris przysnęła. Yang uśmiechnął się pod nosem i oparł plecami o ścianę. Patrzył na nią przez chwilę.
*Wiesz, to piekło jak dla mnie nie było aż tak przerażające. Chociaż... Może to faktycznie szok.* przekazał symbiontowi.
Brzęk. Metaliczny.
Szermierz wstał niespiesznie. W sumie, na razie nie chciało mu się spać. Pewnie zaraz zacznie przysypiać, ale teraz może sprawdzić, co się dzieje. W najnudniejszym wypadku czeka go spacer po mieście nocą. To też może być całkiem fajne.
Miał nadzieję, że nie obudzi jej, wychodząc, kiedy wyślizgiwał się z pokoju. Po drodze spytał jeszcze symbionta o opinię, co to mogło być...
Iseris przysnęła. Yang uśmiechnął się pod nosem i oparł plecami o ścianę. Patrzył na nią przez chwilę.
*Wiesz, to piekło jak dla mnie nie było aż tak przerażające. Chociaż... Może to faktycznie szok.* przekazał symbiontowi.
Brzęk. Metaliczny.
Szermierz wstał niespiesznie. W sumie, na razie nie chciało mu się spać. Pewnie zaraz zacznie przysypiać, ale teraz może sprawdzić, co się dzieje. W najnudniejszym wypadku czeka go spacer po mieście nocą. To też może być całkiem fajne.
Miał nadzieję, że nie obudzi jej, wychodząc, kiedy wyślizgiwał się z pokoju. Po drodze spytał jeszcze symbionta o opinię, co to mogło być...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Eltharond:
harmonia –5
"Idiota" stwierdizł glos, oddalając się.
Atak na bramę szedł opornie, ale front wreszcie się zawalił, wzbijając tumany kurzu i pyłu. Wtedy... wtedy zaczęło się przedstawienie. Zombie. Ponad pięćdziesiątka tych paskudztw wylazła spod ziemi i związała w walce deamitów. Demony Pieści, Furion i Frenza zareagowali szybko, ale nie dość szybko, by na spółkę z przywódcą pozbyć się trupów, nim do pierwszej linii demonów dopadły trzy kościane maszkary. Wielkie, mierzące trzy metry, czterorękie istoty z kości. Tiamath powalił jednego, ale zaraz potem sam został powalony na łopatki. Jednego przeciwnika zepchnął Furiusz, resztę odbiły kule deamitów. Tiamath wstał i ponownie powalił podnoszącą się kościana bestię, po czym zaczął ją popielic oddechem i deptać. pozostałe dwie znów zaszarżowały na linie oddziału Eltharonda. Dwa potężne ciosy wywaliły w powietrze kawałki zabitych Demonów Pieści. Szybka kontra Frenzy rozdzieliła jedną z kościanych istot na dwie części, a demony pięści obróciły ja w mączkę kostną. Furiusz oberwał od ostatniej istoty, ale pozbawił ja obu kończyn. Deamici dokończyli dzieła.
Trójka deamitów zaczęła wyć i się zmieniać od nagłego przypływu mocy. Reszta przeszła metamorfozę podczas walki. Dwa Demony pieści padły jak długie i zamieniły się w pulsujące kokony. Pozostały przeszły w stan Demonów III kręgu. Eltharond musiał czekać na koniec ich przemiany...
Yang Lou:
*Upuszczany miecz* odparł symbiont.
Yang zobaczył leżące na bruku ciało. Coś jakby elf, ale... inny. Nie wspominając już o tym, że jego ubranie było karmazynowe od jego własnej krwi. *Leczymy, czy zostawiamy by zdychał? Demon który go położył trupem wieje uliczka z prawej. Jeśli pomożemy temu tu, to nam zwieje* stwierdził Shreth.
Decyzja nie była taka prosta a zwlekanie było niewskazane.
WPYLiE:
Arilyn nie poczuwała się do odpowiedzi na pytanie Veliusa. Nadir też nie wywołał żadnej reakcji. Erytryn siedział po turecku zamyślony. Nie dało się stwierdzić o czym myśli.
-Krótka pamięć?- mruknął Torosar. -Berło Wieczności - to coś wam mówi? - zapytał i machnął ręką. - Jak mistyk pozbiera się do kupy to ruszamy - stwierdził. Ledwie skończył mówić Mistyk otworzył oczy i wstał. Ostrzpał sie, ząłożył maskę i spojrzał po wszystkich. - Ruszamy? - zapytał. nadir był zmuszony do zebrania niedokończonej roboty ze sobą.
Kostur Moleray - mruknął mistyk. - A nie Berło. Idę o zakład, że do Berła Wieczności już pogramolił się Eltharond. Arilyn... idziemy po kostur, nie? Nim dotrzemy na miejsce ten półdemon już pewnie zakończy i się zwinie...- westchnął.
Arilyn milczała chwilkę. – Kostur- rzuciła krótko. Cała grupa zebrała się do marszu.
[---]
Dobę później dotarli do miasta. Byli zmęczeni i śpiący, ale Erytryn naciskał, by maszerować dalej mimo wszystko. Starał się nie okazywać zmęczenia, ale pod koniec podejrzanie często się potykał i robił masę niepewnych kroków. Wreszcie było na miejscu. Potężne miasto nadgryzione zębem demonicznego ognia trzymało się jako – tako. Po ulicach kręciły się leśne elfy.
Przybysze nie zostali potraktowani wrogo, ale raczej z pewnego rodzaju niechęcią zrodzona z konieczności ich tolerowania. Jedyny zajazd w mieście okazał się dość drogi, ale opłacalny. Kąpiel i porządne łóżko było w tym momencie marzeniem każdego członka grupy, może poza Torosarem.
Po śniadaniu następnego dnia Erytryn był w stanie stwierdzić – z raportu Torosara, że artefakt jest wewnątrz ratusza. Elfy tutaj to wyznawcy Mistraela, ale nie maja pojęcia kto do nich przyszedł.
Wszystkie oczy zwróciły się na Mistyka i Arilyn. – Pokojowo czy ostrzem im to odbierzemy? - zapytał nagle Torosar.
harmonia –5
"Idiota" stwierdizł glos, oddalając się.
Atak na bramę szedł opornie, ale front wreszcie się zawalił, wzbijając tumany kurzu i pyłu. Wtedy... wtedy zaczęło się przedstawienie. Zombie. Ponad pięćdziesiątka tych paskudztw wylazła spod ziemi i związała w walce deamitów. Demony Pieści, Furion i Frenza zareagowali szybko, ale nie dość szybko, by na spółkę z przywódcą pozbyć się trupów, nim do pierwszej linii demonów dopadły trzy kościane maszkary. Wielkie, mierzące trzy metry, czterorękie istoty z kości. Tiamath powalił jednego, ale zaraz potem sam został powalony na łopatki. Jednego przeciwnika zepchnął Furiusz, resztę odbiły kule deamitów. Tiamath wstał i ponownie powalił podnoszącą się kościana bestię, po czym zaczął ją popielic oddechem i deptać. pozostałe dwie znów zaszarżowały na linie oddziału Eltharonda. Dwa potężne ciosy wywaliły w powietrze kawałki zabitych Demonów Pieści. Szybka kontra Frenzy rozdzieliła jedną z kościanych istot na dwie części, a demony pięści obróciły ja w mączkę kostną. Furiusz oberwał od ostatniej istoty, ale pozbawił ja obu kończyn. Deamici dokończyli dzieła.
Trójka deamitów zaczęła wyć i się zmieniać od nagłego przypływu mocy. Reszta przeszła metamorfozę podczas walki. Dwa Demony pieści padły jak długie i zamieniły się w pulsujące kokony. Pozostały przeszły w stan Demonów III kręgu. Eltharond musiał czekać na koniec ich przemiany...
Yang Lou:
*Upuszczany miecz* odparł symbiont.
Yang zobaczył leżące na bruku ciało. Coś jakby elf, ale... inny. Nie wspominając już o tym, że jego ubranie było karmazynowe od jego własnej krwi. *Leczymy, czy zostawiamy by zdychał? Demon który go położył trupem wieje uliczka z prawej. Jeśli pomożemy temu tu, to nam zwieje* stwierdził Shreth.
Decyzja nie była taka prosta a zwlekanie było niewskazane.
WPYLiE:
Arilyn nie poczuwała się do odpowiedzi na pytanie Veliusa. Nadir też nie wywołał żadnej reakcji. Erytryn siedział po turecku zamyślony. Nie dało się stwierdzić o czym myśli.
-Krótka pamięć?- mruknął Torosar. -Berło Wieczności - to coś wam mówi? - zapytał i machnął ręką. - Jak mistyk pozbiera się do kupy to ruszamy - stwierdził. Ledwie skończył mówić Mistyk otworzył oczy i wstał. Ostrzpał sie, ząłożył maskę i spojrzał po wszystkich. - Ruszamy? - zapytał. nadir był zmuszony do zebrania niedokończonej roboty ze sobą.
Kostur Moleray - mruknął mistyk. - A nie Berło. Idę o zakład, że do Berła Wieczności już pogramolił się Eltharond. Arilyn... idziemy po kostur, nie? Nim dotrzemy na miejsce ten półdemon już pewnie zakończy i się zwinie...- westchnął.
Arilyn milczała chwilkę. – Kostur- rzuciła krótko. Cała grupa zebrała się do marszu.
[---]
Dobę później dotarli do miasta. Byli zmęczeni i śpiący, ale Erytryn naciskał, by maszerować dalej mimo wszystko. Starał się nie okazywać zmęczenia, ale pod koniec podejrzanie często się potykał i robił masę niepewnych kroków. Wreszcie było na miejscu. Potężne miasto nadgryzione zębem demonicznego ognia trzymało się jako – tako. Po ulicach kręciły się leśne elfy.
Przybysze nie zostali potraktowani wrogo, ale raczej z pewnego rodzaju niechęcią zrodzona z konieczności ich tolerowania. Jedyny zajazd w mieście okazał się dość drogi, ale opłacalny. Kąpiel i porządne łóżko było w tym momencie marzeniem każdego członka grupy, może poza Torosarem.
Po śniadaniu następnego dnia Erytryn był w stanie stwierdzić – z raportu Torosara, że artefakt jest wewnątrz ratusza. Elfy tutaj to wyznawcy Mistraela, ale nie maja pojęcia kto do nich przyszedł.
Wszystkie oczy zwróciły się na Mistyka i Arilyn. – Pokojowo czy ostrzem im to odbierzemy? - zapytał nagle Torosar.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith
Elfka miała nieciekawy wyraz twarzy.
- Spróbujmy wpierw pokojowo. W końcu Mistrael i Azazel się nie lubią moze w tę stronę cos zdziałamy. W sensie argumentacji... Jeśli zasada "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" w ich przypadku obowiązuje to możemy spróbować... Jako alternatywę zostawiam załatwienie sprawy ostrzem... No chyba, że od razu posuniemy się do kradzieży i skrytobójstw - rzuciła z jeszcze bardziej kwaśną miną. Ona jak i Silbern nienawidziła tego typu podejścia i takich sposobów działań... Ale w walce z demonami była gotowa posunąć sie daleko... Tak myślała przez chwilę, do momentu, gdy doszła do wniosku, że to ją jeszcze upodobni do tych znienawidzonych demonów. Jej mina była jeszcze bardziej nieciekawa niz przed chwilą.
- Mozna też spróbować zastraszenia - dodał Torosar. Mistyk pokręcił przecząco głową.
- To chyba jak wszystko zawiedzie. Wiemy, ze Mistrael kazał im strzec tego przedmiotu jako relikwii, a wiara w niego tutaj ostatnio mocno ucierpiała z powodu ataków demonów i braku komunikacji. Spróbowałbym blefowac... Nie jestem pewnien jak... - Mistyk zamyślił się.
- Więc blef... Tylko co można by im wcisnąć? Znaczy co wymyślimy? Zależy jak bardzo wiara w niego ucierpiała... I za co będą skłonni udostępnić ten przedmiot... Może powiemy, że sprowadzimy im tu na głowy armię nieumarłych? - bąknęła idąc po najlżejszej drodze oporu. Blef też był jej słabą stroną...
- Nie, raczej powiedzmy prawdę.. Eltharond, mozemy go stąd wypatrzec przez Kanał Wizji. Powiemy, ze przyjdzie tu z armią demonów, ale po uzupelnieniu strat. Albo wyślą przedmiot do Mistrela i odbijemy go po drodze, albo nam go oddadzą... Tak bym to widział - stwierdził Mistyk.
- To jest dobry pomysł. Mam nadzieja że wizja sił Azazela w tym miejscu im sie nie spodoba... Ale lepiej by nam go oddali bo w drodze do Mistraela wiele rzeczy się może zdarzyć i chyba raczej nie chcą się z tym bawić... - powiedziała chwytając ten pomysł i aprobując go.
Miastyk spojrzał na resztę.
- Dobra, wiec ruszamy do ratusza, a wy trzymajcie sie Torosara, dobra? - zapytał. - Jesli zrobi sie gorąco to dam mu znać i wchodzicie- dodał. Torosar skinał glowa na resztę
- To co? Obchód? - zapytał. Elfka mu już nie odpowiedziała na pytanie zadane reszcie grupy. Szła koło Erytryna. Na jej twarzy pojawiło sie coś na kształt uśmiechu gdy stwierdziła, że jest "zbrojnym ramieniem" Mistyka...
Elfka miała nieciekawy wyraz twarzy.
- Spróbujmy wpierw pokojowo. W końcu Mistrael i Azazel się nie lubią moze w tę stronę cos zdziałamy. W sensie argumentacji... Jeśli zasada "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" w ich przypadku obowiązuje to możemy spróbować... Jako alternatywę zostawiam załatwienie sprawy ostrzem... No chyba, że od razu posuniemy się do kradzieży i skrytobójstw - rzuciła z jeszcze bardziej kwaśną miną. Ona jak i Silbern nienawidziła tego typu podejścia i takich sposobów działań... Ale w walce z demonami była gotowa posunąć sie daleko... Tak myślała przez chwilę, do momentu, gdy doszła do wniosku, że to ją jeszcze upodobni do tych znienawidzonych demonów. Jej mina była jeszcze bardziej nieciekawa niz przed chwilą.
- Mozna też spróbować zastraszenia - dodał Torosar. Mistyk pokręcił przecząco głową.
- To chyba jak wszystko zawiedzie. Wiemy, ze Mistrael kazał im strzec tego przedmiotu jako relikwii, a wiara w niego tutaj ostatnio mocno ucierpiała z powodu ataków demonów i braku komunikacji. Spróbowałbym blefowac... Nie jestem pewnien jak... - Mistyk zamyślił się.
- Więc blef... Tylko co można by im wcisnąć? Znaczy co wymyślimy? Zależy jak bardzo wiara w niego ucierpiała... I za co będą skłonni udostępnić ten przedmiot... Może powiemy, że sprowadzimy im tu na głowy armię nieumarłych? - bąknęła idąc po najlżejszej drodze oporu. Blef też był jej słabą stroną...
- Nie, raczej powiedzmy prawdę.. Eltharond, mozemy go stąd wypatrzec przez Kanał Wizji. Powiemy, ze przyjdzie tu z armią demonów, ale po uzupelnieniu strat. Albo wyślą przedmiot do Mistrela i odbijemy go po drodze, albo nam go oddadzą... Tak bym to widział - stwierdził Mistyk.
- To jest dobry pomysł. Mam nadzieja że wizja sił Azazela w tym miejscu im sie nie spodoba... Ale lepiej by nam go oddali bo w drodze do Mistraela wiele rzeczy się może zdarzyć i chyba raczej nie chcą się z tym bawić... - powiedziała chwytając ten pomysł i aprobując go.
Miastyk spojrzał na resztę.
- Dobra, wiec ruszamy do ratusza, a wy trzymajcie sie Torosara, dobra? - zapytał. - Jesli zrobi sie gorąco to dam mu znać i wchodzicie- dodał. Torosar skinał glowa na resztę
- To co? Obchód? - zapytał. Elfka mu już nie odpowiedziała na pytanie zadane reszcie grupy. Szła koło Erytryna. Na jej twarzy pojawiło sie coś na kształt uśmiechu gdy stwierdziła, że jest "zbrojnym ramieniem" Mistyka...

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Nadir
Drakon podrapał się w głowę. A my co? zapytał patrząc na oddalającą się Arylin. Idziemy rozpowiadać o złych demonach które ich zaraz napadną? A może sami będziemy je udawać? odetchnał ciężko. Nigdy nie był jakimś wytrawnym strategiem, zwłaszcza w sprawach, które chciało się załatwić pokojowo. Jego domeną była praca mieczem i kuszą... *Zostaje liczyć, że wiedzą co robią...* pomyślał.
Drakon podrapał się w głowę. A my co? zapytał patrząc na oddalającą się Arylin. Idziemy rozpowiadać o złych demonach które ich zaraz napadną? A może sami będziemy je udawać? odetchnał ciężko. Nigdy nie był jakimś wytrawnym strategiem, zwłaszcza w sprawach, które chciało się załatwić pokojowo. Jego domeną była praca mieczem i kuszą... *Zostaje liczyć, że wiedzą co robią...* pomyślał.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou i Shreth
Szermierz spojrzał w prawo. Demon?
*A niech go diabli wezmą!* warknał, uśmiechając się do symbionta i podbiegając do leżącego elfa. *Mów więc, co by tu z nim zrobić.*
Symbiont westchnął. On by pewnie pobiegł za demonem...
*Klękaj przy nim i przyłóż dłoń do rany... Potem zobaczysz co trzeba zrobić... Sam pokieruję twoją wolą, po prostu rozluźnij ręce, dobra?* zapytał.
*Nie wzdychaj mi tu tylko bierz się do roboty.* Yang klęknął i przyłożył dłoń do rany *To że nie jest piękną kobietą nie znaczy że należy dać mu zdechnąć. Może kolejkę postawi...*
Gdy tylko szermierz rozluźnił ręce poczuł jak wola symbionta nimi porusza. Obie dłonie powędrowały do rany i moc popłynęła w nich w dziwny sposób, uwalniając się pod dłońmi. Dłoń przy ciele mężczyzny pełniła jakby rolę filtru, który redukował straty energii. To, co wpływało do ciała celu powodowalo znaczne przyspieszenie regeneracji i po chwili elf zakrztusił sie i splunął krwią. Żył i jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo, ale dalej był zbyt słaby by samodzielnie wstać.
Yang podniósł głowę. Demon pewnie był już za daleko. Zresztą, elf dalej nie wyglądał najlepiej. Spróbował delikatnie wziąć go na ręce, co wyszło mu calkiem nieźle, tyle tylko że głowa nieprzytomnego opadła do tyłu i zacharczał on głośno.
Szermierz postanowił nie ryzykować. Odłożył elfa z powrotem, układając go na boku - jakby zaczął się krwotok płucny, to przynajmniej się nie utopi - i pobiegł z powrotem do karczmy. Miał zamiar obudzić karczmarza i spytać go gdzie tutaj może być jakiś lekarz...
Karczmarz nie spał. Szybko wskazał szermierzowi numer pokoju.
- Wal do drzwi jakby sie paliło. Mieszka tam kapłan Thirel - powiedział szybko i pogonił go klepnięciem w plecy.
Yang skoczył szybko po schodach, rzucając na odchodnym:
- Patrz czy nikt nie próbuje go dobić albo okraść! - sam nie mógł być w dwóch miejscach na raz. *Chyba nieźle nam idzie, nie?* - uśmiechnął się w biegu. Już po chwili łomotał w drzwi.
*Ano... Ten demon dalej jest w mieście...* stwierdził symbiont.
Yangowi otworzył nieco zaspany meżczyan w koszuli nocnej. - Słucham?- zapytał, przyglądając się twarzy "nocnego gościa".
- Przepraszam jak najmocniej za nocną pobudkę, ale mamy rannego. Został zaatakowany przez demona, a ja zdołałem tylko ustabilizować jego stan na tyle, żeby pobiec po pomoc. Karczmarz powiedział mi, że byłby kapłan w stanie pomóc? - powiedział pytającym tonem Yang.
Kapłan skinął głową - Jazda - wyszedł z pokoju i zamknął za sobą szybkim ruchem drzwi.
Szermierz ruszył po schodach, patrząc, czy kapłan za nim nadąża. W końcu w świątyniach chyba nie trenowało się błyskawicznego przemieszczania po polu walki. Biegł w stronę miejsca, w którym zostawił rannego. *Możesz z grubsza namierzyć tego demona?*
Nagle dało się słyszeć wycie... Ludzkie z pewnością... I agonalne zarazem *Nie, ale i nie muszę... Wystarczy posłuchać* stwierdził symbiont. *Biegnij!*
Kapłan przystąpił do leczenia. To mogło trochę potrwać...
- Zajmij się nim! Ja mam jeszcze kogoś do zabicia! - rzucił Yang do kapłana i ruszył biegiem, zgodnie z sugestią symbionta.
Kapłan skinął głową.
Szermierz wypadł na bruk i pognał w stronę głosu. Dotarł akurat w momencie, gdy demon uciekał z budynku z wybitym oknem. W srodku krwawił meżczyna... Znów to samo...
Szermierz przygryzł wargi. Wskoczył przez okno i przyłożył dłonie do ran mężczyzny, starając się je zasklepić. Ten będzie musiał zaczekać na swoją kolej - gdy tylko przestał obficie krwawić, szermierz natychmiast wyskoczył przez okno i pognał za demonem, ale było juz za późno. *Brawo* mruknął demon. *Sybko się uczysz* dodał.
Przygryzł wargi. Pecha miał ten, kogo teraz demon postanowi zaatakować... Chyba że okaże się wyjątkowo twardy. Kapłan pewnie jeszcze nie skończył roboty, nie było więc sensu gonić po niego żeby zajął się tym drugim. Szermierz pochylił się i oparł o ścianę, zbierając siły do kolejnego pościgu.
*Cztery aleje dalej - ból, agresja...* rzucił symbiont, wskazując szermierzowi drogę. Ludzie wychodzili z domów z orężem w dłoni, wywabieni krzykami, inni zamykali drzwi i okiennice w przerażeniu. Znalezienie tego demona teraz bedzie łatwiejsze... A jeszcze symbiont wskazał kierunek...
*Dzięki stary!* rzucił Yang, zrywając się do biegu. Po drodze wywołał katanę do ręki. Ha, z kimś kto żyje wewnątrz Ciebie jakoś łatwiej się zaprzyjaźnić, jak się okazuje...
Wpadł akurat w porę by zaciąć demona szykującego się do dobicia ofiary. Demon prychnął i usiłował skoczyć na bok. Szybkie cięcie w nogę sprawiło, ze padł na plecy. *Zabij gnoja bo ucieknie, jeśli go o coś zapytasz, potem wsadź mu łapę w bebechy i namacaj serce, dowiemy sie co miał tu robić* powiedział symbiont.
Szermierz stanął demonowi na tym, co możliwie najbardziej przypominało klatkę piersiową, i posunął katanę do tego, co zidentyfikował jako głowę.
- Jeśli będzie próbował uciec, zginiesz. Jasne?
Demon odwarknął coś i zamienił się w obłok czerwonej mgły. Symbiont bardzo uparcie milczał.
*Ok, przyznaję, miałeś tym razem rację... W trasie poopowiadasz mi trochę o demonach, żebym na drugi raz lepiej wiedział czego się spodziewać, dobra?*
*Proste - zabijasz jak masz okazję i nie dajesz możliwości kontry czy ucieczki. Jako trup powie nam więcej niż jako żywy* westchnął symbiont. *Iseris sie obudziła i martwi się o ciebie. Lepiej biegnij do tawerny nim zrobi coś głupiego* stwierdził.
Szermierz schował katanę do ciała i ruszył w drogę powrotną. Znów biegł... Ona była najważniejsza. Nie chciało mu się nawet komentować słów symbionta. Rozważy je później... *Dzięki!* pomyślał tylko. Zatrzymał się jedynie na moment przy kapłanie, powiedzieć mu gdzie jest drugi i trzeci ranny i prosić, żeby jakoś się nimi zająć, po czym ruszył do pokoju, do Iseris.
Iseris spotkał na schodach.
- Gdzie się podziewasz? - zapytała. Szybko zamaskowała wyraz przejęcia gniewem, o czym nie omieszkał poinformowaćYanga symbiont.
- Przepraszam że cię zaniepokoiłem... Usłyszałem dziwne odgłosy z zewnątrz, zanim zasnąłem, i postanowiłem to sprawdzić. Okazało się że jakiś demon atakuje ludzi... I elfy. Musiałem szybko zareagować, i nie zdążyłem ci o niczym powiedzieć... Jeszcze raz przepraszam, nie gniewaj się... - szermierz schylił głowę przed Iseris w geście pokory.
- Dobra, dobra - machnęła ręką kobieta, wracając do pokoju. - Nerwy mi zafundowałeś, jak ja teraz zasnę? - narzekała.
- Mogę cię utulić do snu, jeśli chcesz - zażartował szermierz, próbując rozluźnić atmosferę.
Iseris oparła się o drzwi czołem i westchnęła.
- Ehh... - otworzyła drzwi – Jak nie podziała to pogryzę - mruknęła i weszła do pokoju. *Punkt dla ciebie!* zaśmiał się symbiont.
- Szczerze mówiąc, nigdy nie próbowałem, więc nie mogę ręczyć za skuteczność - uśmiechnął się szermierz. - Ale nie ukrywam że chętnie spróbuję - dodał, wchodząc za nią i dokładnie zamykając drzwi. Zaczekał aż się położy i przytulił ją, pozwalając wygodnie się ułożyć.
Kobeita podkurczyła nogi, skrzyżowała ręce na piersiach i oparła głowę na jego ramieniu *Nakryj ją i siebie bo zmarzniecie* zalecił symbiont. *I ułóż się nim ona zaśnie... Bo potem sam obudzisz się z bólem gnatów jak stąd na Wyspy Kwasu*
*Się znalazł ekspert od wygodnego spania...* - uśmiechnął się szermierz. Normalnie symbiont zapewne zirytowałby go takim komentarzem... Ale nie w takiej chwili. Sięgnął po kołdrę i wyciągnął się wzdłuż ściany. Łóżko było wąskie, więc gdy Iseris się zwinęła, Yangowi nie pozostało dużo miejsca. Przykrył oboje i zastanowił się, czy symbiont pojmie, gdy puści mu oko. W końcu zdecydował, że jak nie, to mu się wytłumaczy, i puszczając oko spytał *A tobie to się przypadkiem spać nie chce?*
*E? Pływam w twojej krwi, stary, wyobrażasz sobie jak mógłbym zasnąć?* zapytał symbiont i się zaśmiał. *Upilnuję tu wszystkiego, coby wam demon przez okno nie wlazł* dodał. Iseris spała juz twardo...
No i nie zrozumiał... *Ja wiem, że nie możesz zasnąć... To znaczy, domyślam się. Ale jakbyś na chwilę mógł przestać ciągle mi smęcić i dał cieszyć się chwilą, to bardzo byś mi pomógł, wiesz?* Yang pogładził dłonią ramię Iseris, licząc na to że symbiont go posłucha.... A po chwili sam też zasnął.
Szermierz spojrzał w prawo. Demon?
*A niech go diabli wezmą!* warknał, uśmiechając się do symbionta i podbiegając do leżącego elfa. *Mów więc, co by tu z nim zrobić.*
Symbiont westchnął. On by pewnie pobiegł za demonem...
*Klękaj przy nim i przyłóż dłoń do rany... Potem zobaczysz co trzeba zrobić... Sam pokieruję twoją wolą, po prostu rozluźnij ręce, dobra?* zapytał.
*Nie wzdychaj mi tu tylko bierz się do roboty.* Yang klęknął i przyłożył dłoń do rany *To że nie jest piękną kobietą nie znaczy że należy dać mu zdechnąć. Może kolejkę postawi...*
Gdy tylko szermierz rozluźnił ręce poczuł jak wola symbionta nimi porusza. Obie dłonie powędrowały do rany i moc popłynęła w nich w dziwny sposób, uwalniając się pod dłońmi. Dłoń przy ciele mężczyzny pełniła jakby rolę filtru, który redukował straty energii. To, co wpływało do ciała celu powodowalo znaczne przyspieszenie regeneracji i po chwili elf zakrztusił sie i splunął krwią. Żył i jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo, ale dalej był zbyt słaby by samodzielnie wstać.
Yang podniósł głowę. Demon pewnie był już za daleko. Zresztą, elf dalej nie wyglądał najlepiej. Spróbował delikatnie wziąć go na ręce, co wyszło mu calkiem nieźle, tyle tylko że głowa nieprzytomnego opadła do tyłu i zacharczał on głośno.
Szermierz postanowił nie ryzykować. Odłożył elfa z powrotem, układając go na boku - jakby zaczął się krwotok płucny, to przynajmniej się nie utopi - i pobiegł z powrotem do karczmy. Miał zamiar obudzić karczmarza i spytać go gdzie tutaj może być jakiś lekarz...
Karczmarz nie spał. Szybko wskazał szermierzowi numer pokoju.
- Wal do drzwi jakby sie paliło. Mieszka tam kapłan Thirel - powiedział szybko i pogonił go klepnięciem w plecy.
Yang skoczył szybko po schodach, rzucając na odchodnym:
- Patrz czy nikt nie próbuje go dobić albo okraść! - sam nie mógł być w dwóch miejscach na raz. *Chyba nieźle nam idzie, nie?* - uśmiechnął się w biegu. Już po chwili łomotał w drzwi.
*Ano... Ten demon dalej jest w mieście...* stwierdził symbiont.
Yangowi otworzył nieco zaspany meżczyan w koszuli nocnej. - Słucham?- zapytał, przyglądając się twarzy "nocnego gościa".
- Przepraszam jak najmocniej za nocną pobudkę, ale mamy rannego. Został zaatakowany przez demona, a ja zdołałem tylko ustabilizować jego stan na tyle, żeby pobiec po pomoc. Karczmarz powiedział mi, że byłby kapłan w stanie pomóc? - powiedział pytającym tonem Yang.
Kapłan skinął głową - Jazda - wyszedł z pokoju i zamknął za sobą szybkim ruchem drzwi.
Szermierz ruszył po schodach, patrząc, czy kapłan za nim nadąża. W końcu w świątyniach chyba nie trenowało się błyskawicznego przemieszczania po polu walki. Biegł w stronę miejsca, w którym zostawił rannego. *Możesz z grubsza namierzyć tego demona?*
Nagle dało się słyszeć wycie... Ludzkie z pewnością... I agonalne zarazem *Nie, ale i nie muszę... Wystarczy posłuchać* stwierdził symbiont. *Biegnij!*
Kapłan przystąpił do leczenia. To mogło trochę potrwać...
- Zajmij się nim! Ja mam jeszcze kogoś do zabicia! - rzucił Yang do kapłana i ruszył biegiem, zgodnie z sugestią symbionta.
Kapłan skinął głową.
Szermierz wypadł na bruk i pognał w stronę głosu. Dotarł akurat w momencie, gdy demon uciekał z budynku z wybitym oknem. W srodku krwawił meżczyna... Znów to samo...
Szermierz przygryzł wargi. Wskoczył przez okno i przyłożył dłonie do ran mężczyzny, starając się je zasklepić. Ten będzie musiał zaczekać na swoją kolej - gdy tylko przestał obficie krwawić, szermierz natychmiast wyskoczył przez okno i pognał za demonem, ale było juz za późno. *Brawo* mruknął demon. *Sybko się uczysz* dodał.
Przygryzł wargi. Pecha miał ten, kogo teraz demon postanowi zaatakować... Chyba że okaże się wyjątkowo twardy. Kapłan pewnie jeszcze nie skończył roboty, nie było więc sensu gonić po niego żeby zajął się tym drugim. Szermierz pochylił się i oparł o ścianę, zbierając siły do kolejnego pościgu.
*Cztery aleje dalej - ból, agresja...* rzucił symbiont, wskazując szermierzowi drogę. Ludzie wychodzili z domów z orężem w dłoni, wywabieni krzykami, inni zamykali drzwi i okiennice w przerażeniu. Znalezienie tego demona teraz bedzie łatwiejsze... A jeszcze symbiont wskazał kierunek...
*Dzięki stary!* rzucił Yang, zrywając się do biegu. Po drodze wywołał katanę do ręki. Ha, z kimś kto żyje wewnątrz Ciebie jakoś łatwiej się zaprzyjaźnić, jak się okazuje...
Wpadł akurat w porę by zaciąć demona szykującego się do dobicia ofiary. Demon prychnął i usiłował skoczyć na bok. Szybkie cięcie w nogę sprawiło, ze padł na plecy. *Zabij gnoja bo ucieknie, jeśli go o coś zapytasz, potem wsadź mu łapę w bebechy i namacaj serce, dowiemy sie co miał tu robić* powiedział symbiont.
Szermierz stanął demonowi na tym, co możliwie najbardziej przypominało klatkę piersiową, i posunął katanę do tego, co zidentyfikował jako głowę.
- Jeśli będzie próbował uciec, zginiesz. Jasne?
Demon odwarknął coś i zamienił się w obłok czerwonej mgły. Symbiont bardzo uparcie milczał.
*Ok, przyznaję, miałeś tym razem rację... W trasie poopowiadasz mi trochę o demonach, żebym na drugi raz lepiej wiedział czego się spodziewać, dobra?*
*Proste - zabijasz jak masz okazję i nie dajesz możliwości kontry czy ucieczki. Jako trup powie nam więcej niż jako żywy* westchnął symbiont. *Iseris sie obudziła i martwi się o ciebie. Lepiej biegnij do tawerny nim zrobi coś głupiego* stwierdził.
Szermierz schował katanę do ciała i ruszył w drogę powrotną. Znów biegł... Ona była najważniejsza. Nie chciało mu się nawet komentować słów symbionta. Rozważy je później... *Dzięki!* pomyślał tylko. Zatrzymał się jedynie na moment przy kapłanie, powiedzieć mu gdzie jest drugi i trzeci ranny i prosić, żeby jakoś się nimi zająć, po czym ruszył do pokoju, do Iseris.
Iseris spotkał na schodach.
- Gdzie się podziewasz? - zapytała. Szybko zamaskowała wyraz przejęcia gniewem, o czym nie omieszkał poinformowaćYanga symbiont.
- Przepraszam że cię zaniepokoiłem... Usłyszałem dziwne odgłosy z zewnątrz, zanim zasnąłem, i postanowiłem to sprawdzić. Okazało się że jakiś demon atakuje ludzi... I elfy. Musiałem szybko zareagować, i nie zdążyłem ci o niczym powiedzieć... Jeszcze raz przepraszam, nie gniewaj się... - szermierz schylił głowę przed Iseris w geście pokory.
- Dobra, dobra - machnęła ręką kobieta, wracając do pokoju. - Nerwy mi zafundowałeś, jak ja teraz zasnę? - narzekała.
- Mogę cię utulić do snu, jeśli chcesz - zażartował szermierz, próbując rozluźnić atmosferę.
Iseris oparła się o drzwi czołem i westchnęła.
- Ehh... - otworzyła drzwi – Jak nie podziała to pogryzę - mruknęła i weszła do pokoju. *Punkt dla ciebie!* zaśmiał się symbiont.
- Szczerze mówiąc, nigdy nie próbowałem, więc nie mogę ręczyć za skuteczność - uśmiechnął się szermierz. - Ale nie ukrywam że chętnie spróbuję - dodał, wchodząc za nią i dokładnie zamykając drzwi. Zaczekał aż się położy i przytulił ją, pozwalając wygodnie się ułożyć.
Kobeita podkurczyła nogi, skrzyżowała ręce na piersiach i oparła głowę na jego ramieniu *Nakryj ją i siebie bo zmarzniecie* zalecił symbiont. *I ułóż się nim ona zaśnie... Bo potem sam obudzisz się z bólem gnatów jak stąd na Wyspy Kwasu*
*Się znalazł ekspert od wygodnego spania...* - uśmiechnął się szermierz. Normalnie symbiont zapewne zirytowałby go takim komentarzem... Ale nie w takiej chwili. Sięgnął po kołdrę i wyciągnął się wzdłuż ściany. Łóżko było wąskie, więc gdy Iseris się zwinęła, Yangowi nie pozostało dużo miejsca. Przykrył oboje i zastanowił się, czy symbiont pojmie, gdy puści mu oko. W końcu zdecydował, że jak nie, to mu się wytłumaczy, i puszczając oko spytał *A tobie to się przypadkiem spać nie chce?*
*E? Pływam w twojej krwi, stary, wyobrażasz sobie jak mógłbym zasnąć?* zapytał symbiont i się zaśmiał. *Upilnuję tu wszystkiego, coby wam demon przez okno nie wlazł* dodał. Iseris spała juz twardo...
No i nie zrozumiał... *Ja wiem, że nie możesz zasnąć... To znaczy, domyślam się. Ale jakbyś na chwilę mógł przestać ciągle mi smęcić i dał cieszyć się chwilą, to bardzo byś mi pomógł, wiesz?* Yang pogładził dłonią ramię Iseris, licząc na to że symbiont go posłucha.... A po chwili sam też zasnął.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
*"Trzymajcie się Torosara"* - powiedział sobie ironicznie w myślach -*Jak do bitwy to przodem, jak do negocjacji to na tyłach... Eh co za życie... No ale nic, dalsze narzekania nie mają sensu, przecież i tak nie ja tu dowodzę, pomogę w czym mam pomóc i wracam w swoje strony...*
Szedł razem z resztą oczekując na rozwój wydarzeń.
Jeżeli zdecydujecie, że mamy rozpowiadać o demonach dajcie znać... Już ja przygotuję ładną gatkę... - powiedział z ironicznym uśmiechem na twarzy.
*"Trzymajcie się Torosara"* - powiedział sobie ironicznie w myślach -*Jak do bitwy to przodem, jak do negocjacji to na tyłach... Eh co za życie... No ale nic, dalsze narzekania nie mają sensu, przecież i tak nie ja tu dowodzę, pomogę w czym mam pomóc i wracam w swoje strony...*
Szedł razem z resztą oczekując na rozwój wydarzeń.
Jeżeli zdecydujecie, że mamy rozpowiadać o demonach dajcie znać... Już ja przygotuję ładną gatkę... - powiedział z ironicznym uśmiechem na twarzy.
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Eltharond
Eltharond szybko przeanalizował całą sytuację.
- Wszyscy, którzy atakują w zwarciu! Formujemy koło wokół dystansowców i zmieniających się! Nie możemy sobie pozwolić na straty.- Powiedział leśny elf, wyciągając swoją katanę
- Czekamy aż przemiana się dokona! Dystansowcy! Jakby miały przyjść posiłki nie myście o niczym po za zabiciem tych resztek. Azazel będzie z nas dumny! Szykujcie cię na chwałę naszego pana! Zetrzyjmy ich na proch!- krzyknął morderca przyjmując pozycję typowo ofensywną.
Eltharond szybko przeanalizował całą sytuację.
- Wszyscy, którzy atakują w zwarciu! Formujemy koło wokół dystansowców i zmieniających się! Nie możemy sobie pozwolić na straty.- Powiedział leśny elf, wyciągając swoją katanę
- Czekamy aż przemiana się dokona! Dystansowcy! Jakby miały przyjść posiłki nie myście o niczym po za zabiciem tych resztek. Azazel będzie z nas dumny! Szykujcie cię na chwałę naszego pana! Zetrzyjmy ich na proch!- krzyknął morderca przyjmując pozycję typowo ofensywną.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith;
Elfka dotarła wraz z mistykiem pod gmach urzędu miejskiego. Odrobina słownych przepychanek w wykonaniu mistyka i mogliby stanąć przed burmistrzem, ale czy o to właśnie im chodziło? Mogli równie dobrze uderzyć na niższe organy lub na tzw duchowego przywódcę, celem wskazania mu armii Eltharonda. Prawda to najlepszy oręż...
Nadir i Velius:
Torosar wraz z pozostałą dwójka przygladał sie ajk mistyk i szermierz odchodzą.
- Dobra, wiec teraz nasza kolej. Oni uderzają od góry, a my od dołu. Za górami jest stado opiekaczy. Idziemy je obstawić i spróbujemy skierować na miasto - oczodoły nieumarłego przygasły. Torosar zaśmiał się ponuro. - Jak potrzebujecie czegoś w mieście to teraz jest ostatni dzwonek - dodał.
Yang Lou:
Symbiont zamilkł skonsternowany.
Był wczesny ranek, gdy Yang się obudził. Iseris już wstała. Myła twarz w balii wody koło lustra w rogu pokoju. Na zewnątrz panowała martwa cisza, przerywana tylko turkotem kół wozu po bruku. Iseris nuciła jakąś melodię, lekko fałszowała, ale nie przykładała do tego wagi - usuwała zakrzepła krew z włosów. Przedtem nie było okazji...
Eltharond:
Przemiana skończyła się dość szybko. Wkrótce Eltharond miał nowe sługi. Armia ruszył naprzód przez ulice, po których wałęsali się nieumarli. Pojedyncze istoty wychodziły na bruk tylko po to , by ginąć na miejscu od spalone, stratowane, pocięte lub rozsadzone na kawałki. Armai zaszarżowała przez ulicę i dopadła do skarbca. na miejscu nastąpiła szybka przeprawa z dwoma kościelcami. Właz padł po kilku ciosach łap molocha i ogona tiamatha. W skarbcu był piedestał, na którym stało splugawione już Berło Wiecznego Rozpadu. Koło, lub raczej wokół piedestału, leżał olbrzymi kościany smok. podniósł łeb i zawył. Przed armia Eltharonda stanęło trudne zadanie.
Elfka dotarła wraz z mistykiem pod gmach urzędu miejskiego. Odrobina słownych przepychanek w wykonaniu mistyka i mogliby stanąć przed burmistrzem, ale czy o to właśnie im chodziło? Mogli równie dobrze uderzyć na niższe organy lub na tzw duchowego przywódcę, celem wskazania mu armii Eltharonda. Prawda to najlepszy oręż...
Nadir i Velius:
Torosar wraz z pozostałą dwójka przygladał sie ajk mistyk i szermierz odchodzą.
- Dobra, wiec teraz nasza kolej. Oni uderzają od góry, a my od dołu. Za górami jest stado opiekaczy. Idziemy je obstawić i spróbujemy skierować na miasto - oczodoły nieumarłego przygasły. Torosar zaśmiał się ponuro. - Jak potrzebujecie czegoś w mieście to teraz jest ostatni dzwonek - dodał.
Yang Lou:
Symbiont zamilkł skonsternowany.
Był wczesny ranek, gdy Yang się obudził. Iseris już wstała. Myła twarz w balii wody koło lustra w rogu pokoju. Na zewnątrz panowała martwa cisza, przerywana tylko turkotem kół wozu po bruku. Iseris nuciła jakąś melodię, lekko fałszowała, ale nie przykładała do tego wagi - usuwała zakrzepła krew z włosów. Przedtem nie było okazji...
Eltharond:
Przemiana skończyła się dość szybko. Wkrótce Eltharond miał nowe sługi. Armia ruszył naprzód przez ulice, po których wałęsali się nieumarli. Pojedyncze istoty wychodziły na bruk tylko po to , by ginąć na miejscu od spalone, stratowane, pocięte lub rozsadzone na kawałki. Armai zaszarżowała przez ulicę i dopadła do skarbca. na miejscu nastąpiła szybka przeprawa z dwoma kościelcami. Właz padł po kilku ciosach łap molocha i ogona tiamatha. W skarbcu był piedestał, na którym stało splugawione już Berło Wiecznego Rozpadu. Koło, lub raczej wokół piedestału, leżał olbrzymi kościany smok. podniósł łeb i zawył. Przed armia Eltharonda stanęło trudne zadanie.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Opiekacze? a cóż to jest do licha? - zdziwił się mocno mag - Ale tak czy siak na pewno nadadzą się do wzniecenia strachu... Ja nic z miasta nie potrzebuję, nie wiem jak wy... Jeśli nic nie potrzebujecie, to ruszajmy! - powiedział patrząc na nich. Oczywiście prowadzisz ty, Torosarze, w końcu ty wiesz, gdzie one są...
Opiekacze? a cóż to jest do licha? - zdziwił się mocno mag - Ale tak czy siak na pewno nadadzą się do wzniecenia strachu... Ja nic z miasta nie potrzebuję, nie wiem jak wy... Jeśli nic nie potrzebujecie, to ruszajmy! - powiedział patrząc na nich. Oczywiście prowadzisz ty, Torosarze, w końcu ty wiesz, gdzie one są...
I tak nikt tego nie czyta...
